|
| Pusta, czysta klasa [WDŻ] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Henry Lancaster
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Czw 12 Lut 2015, 17:34 | |
| Co tak słabo z frekwencją? Filch udusi każdego po kolei, nie bójta się ;P Woźny pojawi się w sobotę najpóźniej.
Nie dane było mu w spokoju pospać i nadrobić kilka ostatnich nocy. Obecność Doriana tak jakby go motywowała do tego, aby jednak wykrzesał z siebie trochę przytomności i zaczął orientować się co się wokół niego dzieje. Prefektem należytym to on teraz nie był, ale skoro ma oddać odznakę... Już wyprostowany omal się nie zgiął, gdy Wanda zacisnęła palce na jego biednych rękach. Nie zdążył odpowiedzieć, że potrzebuje intensywnej dawki terapii łóżkowej na zapytanie jak bardzo jest zmęczony. Tak zmęczony, że mógłby zasnąć pod nosem Lacroix. Oczywiście mowa tutaj o Smoczycy bo jej siostrzeniec nie wdał się w nią ani trochę. Chyba miał szczęście. Jak się okazało Dorian nie wyglądał na takiego, co zrobiłby z niego roślinę czy coś w tym stylu. Zdążył zauważyć, że z jego poczucie humoru leżało, kwiczało i wołało o pomstę do nieba. Wanda nie miała zbyt długiego języka. Był idealny pod każdym względem, sam sprawdzał. Jeśli chodziło o zwierzanie się ze swoich problemów to Wanda powinna to poćwiczyć, bo dalej nie usłyszał w pełni co w niej siedzi. - Do Rosmerty wzdycha połowa szkoły. Głównie z jej powodu Pub Pod Trzeba Miotłami pęka w szwach. To się nie zmieniło od lat. - uniósł brwi nakierowując, że słowa jego czy Wandy to czysta pogodna pogawędka. Za młodu całą ferajną wisieli na stolikach barowych w pubie, a sława barmanki nie miała granic. Leniwie skinął głową młodziutkiej dziewczynie, nie skupiając się na szukaniu jej imienia i nazwiska, skoro miał obok siebie Wandę, w którą znowu miał ochotę się zaplątać i tak przeczekać całe te WDŻ. Zajął się komplementowaniem jej perfum i dopiero pytanie jej brata wyrwało go z zachwytu wypisz wymaluj na twarzy. Jeszcze nie musiał tego z siebie zmazywać ani rozpoczynać rozmowy o Soleil. Dał sobie dzień wolnego, żeby spędzić zajęty czas znośnie i bez ciężkich myśli wysysających z niego całą energię. Na pytanie nie odpowiadał, bo nie było skierowane do niego. - Czytałem o waszym bohaterstwie na tym Hogwardzkim Spisie Futrzastym. - zagadnął, sadowiąc się wygodniej. - Planujecie na dzisiaj pobicie swojego rekordu? Jakby co uszy i oczy prefektów będą zamknięte. - błysnął zębami, mówiąc co prawda w imieniu wszystkich bez prawa. Ale cóż, nawet jeśli nikt nie mówił co sądzą o WDŻ, sądzili tak samo, a Henry nie zachowywał się absolutnie jak prefekt. Zaczął bawić się smukłymi palcami Wandy i zdawał się tego nie widzieć. Serio, gdyby nie ona, urządziłby wielkie wagary. Lancaster szanował każde zajęcia, nawet te nudne, ale nie mógł zmusić się do szanowania WDŻ. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Czw 12 Lut 2015, 22:14 | |
| Ten sam dzień. Godzina ?? Odpowiednia.
Jeszcze zanim jej brat doszedł do głosu drzwi otworzyły się dwukrotnie - raz by wpuścić do klitki ciemnowłosego Chrisa, który kręcił z jej koleżanką z domu Thetis - i tutaj kolejna rozkmina daje o sobie znać, czy kobiety z domu kruka musiały koniecznie zadawać się z typami w zielonych krawatach? Odruchowo jej wzrok umknął na lewą stronę i zahaczył o jasny, bo żółty, krawat jej partnera - chyba panna Whisper łamała konwenanse bądź też po prostu promowała nowe trendy. Wracając jednak do meritum - szatynka uśmiechnęła się wpierw do ślizgona, jak gdyby nigdy nic - sympatycznie i po swojemu, by zaraz zauważyć, ze drugą osobą wchodzącą do pomieszczenia była Yumi - bez jeżyka. Tutaj uśmiech starszej Krukonki się poszerzył, sam z siebie, jakby buzia uroczej Japonki zmuszała ja do radosnego grymasu. Ucieszyła się, że panienka Merebet usiadła tak blisko - będzie miała z kim paplać, skoro Henry ledwo zdaje się do użytku. Przez moment spoglądała na spokojną koleżankę, jakby zastanawiała się czy aby na pewno wszystko gra Czy wszyscy wokół muszą mieć posępne miny? -Yumi! Nie może być aż tak źle! - zapewniła solennie Wanda dalej się uśmiechając, skoro Filcha jeszcze nie było tym lepiej dla nich - dla uczniów. Mogli jeszcze przez jakiś czas ponapawać się złudna nadzieją na spędzenie miłego wieczora. A to, że ta sytuacja zaraz się zmieni to inna sprawa. W międzyczasie do sali wpadła jeszcze blond włosa Krukona uczęszczająca wraz z nią na Patronusa. Thet była jedną z tych osób z którymi Panna Whisper dobrze się dogadywała - dlatego też gdy jasne spojrzenie skrzyżowało się z wandziowym to wykrzywiła lekko wargi w uśmiechu. Tyle znajomych twarzy! Kogo jeszcze przygna? Na kogo Filch ostrzył swe zębiska? Dorian nie chciał odejść od ich ławki - dalej tutaj tkwił i tylko mrużył błękitne oczyska wrzynające się w jej podświadomość. Odwzajemniła ciemniejące spojrzenie i by zająć czymś innym ręce sięgnęła do swojej torby i wyjęła stamtąd jedną z ciężkich książek - tym razem trafiła na tom traktujący o zaklęciach. Przypadek? - Przypadkiem było to, że kawałek złożonego pergaminu, który malowniczo spadł wprost pod nogi starszego Whispera -Spokojnie, spokojnie. - powiedziała w eter, chyba do wszystkich tu zebranych, by uspokoić siebie, nie innych. Uśmiechnęła się niewyraźnie i niczego nieświadoma oparła głowę o bark Lancastera. Czy trzeba było cokolwiek potwierdzać? Czy słowa nie były zbędne? Wystarczyło jedno kiwnięcie głową czy wzruszenie ramionami - ewentualnie zerknięcie na tą słodką dwójkę, która mimo problemów potrafiła znaleźć wspólny język. Czy to może te problemy tak ich zbliżyły? -Mój język nie jest aż tak długi, Dorian. - odmruknęła chcąc jakoś sytuacje obrócić w żart, co jej chyba nie wyszło, dlatego zaraz się zamknęła. Całą sytuację uratował Henry, który znowu wspomniał coś o Rosmercie, którą faktycznie zachwycała się połowa połowy Hogwartu. Przynajmniej ta męska część, która ukończyła 13 lat i jeszcze nie miała pierwszej dziewczyny. Z resztą, dobrze, że jakoś wybrnęli z niewygodnego tematu, szatynka posłała wpierw prawie niepodejrzliwy uśmiech w stronę starszego brata - a dopiero potem zerknęła na blondyna obok - zrobiło się jej cieplej na sercu, a grymas tkwiący na jej licu stał się autentyczniejszy. Gdyby tylko wiedziała o czym myśli Puchon. Wtedy z pewnością żałowałaby, że znajduje się w tej przeklętej sali, a nie gdzieś w odosobnieniu. Nie tylko z powodu braku intymności, ale również dlatego, że “poważna rozmowa” czeka na nich niecierpliwie. Tematy takie jak Soleil, oddanie odznaki prefekta (Wanda była temu przeciwna, co z łazienką prefektów? Gdzie Part II?), amnezja i problemy Krukonki. To wszystko nawarstwiało się jak na złość, będą potrzebowali wielu godzin które przeznaczą głównie na męczącą, ale i potrzebną konwersację. Oczyszczą się i będą mogli po prostu cieszyć się sobą, zupełnie jak teraz. Pogładziła kciukiem wewnętrzną część dłoni Henryka i odchrząknęła. -To ten… Wszystko jest jasne. - jeszcze jedno spojrzenie rzucone bratu, coś w stylu Nie dopytuj, na razie jest zajebiście , coby uciszyć instynkt opiekuńczy, którego oznak co prawda potrzebowała, ale nie teraz i nie tutaj. Jak to ktoś kiedyś powiedział. Niezbyt orientowała się o co chodzi Lancasterowi - słyszała to i owo, głównie o przeklętym Grossie i zakochanym w nim Chantcie, biedny chłopaczyna. Przerzuciła włosy na prawe ramie i uniosła jedną brew ku górze, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Jej wzrok pomknął ku stażyście zaklęć, chyba z automatu, skradzioną mu książkę odrzuciła na bok nie zauważając, że coś NAPRAWDĘ WAŻNEGO opuściło stronice opasłego tomiszcza. Na samo zapomnienie odbytego szlabanu parsknęła śmiechem, jakby przypomniała sobie naprawdę dobry żart. -Znowu coś nabroiłeś, Dorian? Uważaj lepiej, bo potem mi się obrywa… - nawiązała jeszcze do słów ukochanego którego dalej leniwie gładziła pozwalając mu na zabawę jej paluszkami. Jakkolwiek by to nie brzmiało. -I ostrzegam - lepiej nie graj z Panem Lacroix w bierki. To się może źle skończyć. - mruknęła rozbawiona do reszty i pokiwała głową zupełnie jakby zjadła wszystkie rozumy. Czas mijał wolno, a Wanda siedziała w ciasnej sali pośród życzliwej jej osób. Henry, Dorian, Francis i reszta. Czy to na pewno był szlaban? |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Pią 13 Lut 2015, 19:35 | |
| Nie chciał tu być. Choć zapisany na zajęcia WDŻ z racji wykonywanej funkcji, jak większość osób, których nazwiska widniały na liście wywieszonej przez woźnego, Watts bardzo poważnie rozważał opcję zawagarowania. Zjawisko mocno niezwykłe, jeśli pamiętać o obowiązkowości, jaką przejawiał czasem wręcz chorobliwie. Prawdopodobnie tylko ta cecha jego charakteru zmusiła Krukona, by wrzucić do torby przybory (włącznie z różdżką, z którą przestał się rozstawać od czasu cudownie przyjemnej rozmowy ze ślizgońską panienką Fimmel pod gadającym gobelinem) i ociągając się na wszystkich schodach, zszedł na parter do odpowiedniej klasy. Swojego kawałka magicznego kijka ani myślał zostawić w depozycie, który straszył otwartym wiekiem tuż przy drzwiach – choć przez moment się zawahał, bo zdrowy rozsądek podpowiadał, że od prefekta wymagało się przestrzegania wszystkich przepisów szkolnych. Niestety drobna paranoja po kłótni z Porunn oraz liście ze zdjęciem matki, która narodziła się i wciąż formowała w umyśle Szkota, powstrzymała rękę, ukrywając różdżkę pod nogawką spodni. Filch musiałby każdego z osobna przeszukać, by ją znaleźć. Ben mógł zaryzykować, by zachować trochę spokoju ducha. Jeszcze zanim otworzył drzwi, usłyszał dochodzące zza nich głosy. Czy naprawdę musiał tam wchodzić? - Dzień dobry – rzucił w stronę stażystów, jak wymagała tego kultura, po czym skierował się na sam tył do jednej z wolnych ławek. Skinieniem głowy przywitał się właściwie z każdym obecnym uczniem poza Richardsonem – jego nie kojarzył w ogóle. Zajmując miejsce na niewygodnym krześle skrzywił się niemal niezauważalnie. Samuela oczywiście nie uświadczył, a wiedząc o jego głęboko zakorzenionym strachu przed woźnym wątpił, czy przyjaciel w ogóle będzie miał odwagę pojawić się na tych zajęciach, ale tak czy siak zostawił mu obok siebie wolną przestrzeń. Tylko mu się wydawało, czy w tej sali dało się wyczuć niezbyt subtelny aromat koperku? |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 00:38 | |
| Dorian nie miał nic do Henryego. Lubił go i naprawdę życzył swojej siostrze jak najlepiej. Cieszył się, że znalazła sobie fajnego chłopaka, który doceniał to, co powinien. Wszystko dobrze się skończyło i koniec końców Wanda nie została dziewczyną Grossherzoga, czego się najbardziej obawiał. Odetchnął w duchu, gdyż na samą myśl o Niemcu zaczęła go boleć głowa i nos. Pamiętna bijatyka w Szpitalu do dzisiaj dawała o sobie znać. Aż dziwne było to, że nikt z personelu nie przybiegł żeby ich uciszyć i wyrzucić z budynku. Tylko Aria zdecydowała się zainterweniować, rzucając zaklęcie. Swoją drogą zastanawiał się czy faktycznie przyjęła jego zaproszenie na gorącą czekoladę do Hogsmeade, czy tylko się zgrywała, aby po prostu dał jej spokój. Spojrzał na siostrę i pokręcił tylko głową, dając jej do zrozumienia, żeby się nie denerwowała, bo nie było po co. Obserwował ją jeszcze przez chwilę, jak wyciągała książki, aż coś innego zwróciło jego uwagę. Pochylił się, aby obejrzeć kartkę, która jej wypadała i chcąc nie chcąc, trochę z ciekawości przeczytał. Jego oczy pociemniały, a między brwiami pojawiła się drobna zmarszczka, która świadczyła o tym, że treść tam zamieszczona ani trochę mu się nie spodobała. Znał to pismo zbyt dobrze i nie mógł go z nikim innym pomylić. Czyli jednak było jeszcze gorzej, niż przypuszczał. Grossherzog chciał jego siostrę skrzywdzić, a tego Whisper nie mógł puścić płazem. Zacisnął mocno pięści i nie zwracając uwagi na ewentualne protesty jego siostry, schował kartę do kieszeni. - Zatrzymam to – skomentował tylko krótko, po czym już więcej na nią nie spojrzał. Z trudem opanowywał swoje emocje, które w tej chwili targały nim na prawo i lewo. Potrafił się maskować idealnie i tylko to powstrzymywało go od rzuceniem czymś w ścianę i wyjście z klasy. Nie miał zamiaru nikomu pokazywać, że w tej chwili nie miał już ochoty na żadne żarty. Poczuł się znów jak podczas wakacji, kiedy to mordował agresywnego mugola. Żądza krwi uderzyła mu do głowy i gdyby miał możliwość, nie patrzyłby … tylko po prostu zamordował Niemca z zimną krwią. Był jednak w Hogwarcie, a danie się zamknąć w Azkabanie za morderstwo takiego śmiecia było po prostu głupie. Cenił sobie wolność. Musiał więc inaczej wszystko rozegrać. Sprytniej. Spojrzał na Henryka i uśmiechnął się krótko. Wspomnienie Spisu Futrzastego zadawało się dla niego w tej chwili bardzo odległe, jakby w ogóle nie miało miejsca. Żarty były żartami. Pobawili się i teraz za karę właśnie tutaj siedział. Mistrzowie taktu, Dorian Whisper i Francix T. Lacroix. Idealny duet, ulubieńcy Argusa Filcha. - Jeszcze nie wiem. Filch ponoć najadł się czegoś na przeczyszczenie i mam niejasne przeczucie, że moja siostra czymś go nakarmiła. Nikt przecież nie może się oprzeć jej wypiekom, nawet ja – powiedział, siląc się na spokojny, zrównoważony ton. Szkoda tylko, że ciężko mu to szło, a wszystko starał się zamaskować szerokim, ironicznym uśmiechem, który akurat był dla niego czymś normalnym. - Mam ochotę jednak po prostu wyjść jak najszybciej. Nie mam czasu na takie zabawy. Woźny niezłe rzeczy odpierdalał, ale żeby to? – warknął. Nie, to nie tak miało wyglądać. Cały drżał. Chciał krzyczeć, coś rozwalić i przede wszystkim – pozbawić życia tego cholernego Ślizgona. Nie mógł. Po prostu nie mógł. Nawet nie zauważył jak kolejni uczniowie weszli do klasy i zasiedli w ławkach. Nie interesowało go to, co będą o nim mówić. Miał prawo do wyrażania swojego zdania, szczególnie, że był pracownikiem. Od kiedy musiał odpracowywać krytpo-szlapan? Niech o tylko dorwie tego charłaka, nie pozbiera się. |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 09:50 | |
| Skoro reszta zacnych osób nie chce się bawić i nie potrafi zniżyć do poziomu pisania z Filchem i utrzymania klimatu, będziemy bawić się sami i już Filch o to zadba, joł.Sapał, dyszał, szurał i pojękiwał. Nie pokazywał po sobie niczego. Szczególnie go, że odcisnął sobie na zadku czerwony kształt sedesu po tym, jak siedział w kibelku cały wczorajszy dzień. Dlatego dzisiaj nie planował na niczym siadać. W ruchach Filcha widać było jakąś sztywność, jakby coś go bolało i piekło... hemoroidy? Cokolwiek to było, Filcha nic nie powstrzyma przed przeprowadzeniem lekcji. Na dobrą sprawę można było go wziąć za kogoś z rodu Jęczącej Marty. Wszyscy go omijali, nie chcieli mieć z nim do czynienia, nienawidzili go za samo istnienie i chcieliby go zabić mimo, że się nie da... Filch dzisiaj miał dać o wiele więcej powodów do nienawiści. Ten wieczór na długo zapadnie im w pamięć. Wychowanie do Życia w Magicznej Rodzinie Czarodziejów. To brzmienie! Ten dźwięk, ta rozkosz w ciele na myśl o spełnieniu marzenia. W końcu nauczy tę nędzną dzieciarnię szacunku do dorosłych. Będą musieli go słuchać i ćwiczyć, aby on to zaliczył. Jeśli nie, słono za to zapłacą. Niósł w ramionach około stu pergaminów zapisanych drobnym maczkiem. Prawie na każdym był jakiś kleks albo resztka pożywienia. Punkt 17:45 Argus Filch przekroczył próg klasy. Na ustach miał obleśny uśmiech, a jego wypukliste, krokodyle oczka biegały na prawo i lewo. Na każdej osobie spoczęły przynajmniej na jedną sekundę. I wtedy się zaczęło. - DUNBAR, zdejmij kaptur, zero szacunku! WHISPER! Nie, nie ty niepoprawny asystencie. TA DRUGA WHISPER! LANCASTER! Jeśli zaraz się od siebie nie odsuniecie pożałujecie. RICHARDSON, ja ciebie widzę i mam ciebie dzisiaj na oku. Dobrze wiem za co siedzisz. Pan Wilson mi powiedział i poprosił, abym się na tobie skupił. A teraz CISZA! - wcale nie musiał krzyczeć, bo jak wszedł do środka to była cisza jak makiem zasiał. Tylko pani Norris miauczała dumnie, pałętając się pomiędzy nogami swojego właściciela. Obnażała śnieżnobiałe kły na uczniów wyczuwając od nich odór sów i innych zwierząt, w których marzyła zatopić pazury. Uczniów było niewiele. Połowa mniej niż ich zapisał. Wyłupiaste ślepia zatrzymały się na wielkim zegarze wiszącym nad tablicą. Mieli piętnaście minut na stawienie się i będą rzucać monetą, która wkopie ich w jeszcze większe kłopoty. Pan woźny podpełzł do depozytu. Żadnej różdżki. - Widzę zeście się przygotowali i żadne nie przyniosło różdżki. - wycharczał naiwnie, chociaż co chwila rzucał oczami na prawo i lewo, główne w stronę kieszeni i rękawów dzieciarni. Rozejrzał się po sali i wziął wdech. Koperek. Koperkowa woda kolońska pana Filcha. Teraz każdy mógł poczuć ten osobliwy aromat bowiem pan Filch wypsikał się nim... no dobra, wylał na siebie połowę butelki. - LACROIX. Zamknij okno. Natychmiast, bo moja kotka się przeziębi. - warknął w stronę młodszego Lacroixa, którego też planował pognębić. Kiedy Filch upewnił się już, że wszystko jest jako tako w porządku, szurając buciorami podszedł do trzeszczącego biurka. Położył na nim papierzyska, wyjął z nich jedną sztukę. Dłuższą, jeszcze ciaśniej zapisaną. Powiesił ją na tablicy. A tam było napisane: - Cytat :
- - Gilgamesh von Gorssherzog.
- Isabelle Cromwell - Amycus Carrow - Navi Noyis - Anastasia Cassidy - Samuel Silver - Skai Wilson - Clarissa Jonson - Allan Callas - Dwayne Morison - James Potter - Peter Pettigrew - Syriusz Black - Remus Lupin - Aristos Lacroix - Charlie Allison - Resa Anderson - Jeśli ci tutaj nie pojawią się w ciągu piętnastu minut dostaną nie tylko szlaban, a i również zostaną odjęte punkty domów. Dopiero wtedy popamiętają smak potu, łez i krwi... - splunął na podłogę, prawie pod nogi Whispera, jeśli ten nie uskoczył gdzieś w bok. Pani Norris wskoczyła na biurko i owinęła się puszystym wyliniałym ogonem. Łypała czerwonymi ślepiami na prawo i lewo. - Macie wyjąć kałamarze i pióra i notować. Sprawdzę pod koniec lekcji. Whisper, Lacroix, wyjmijcie z tych kartek zielony pergamin i powieście go w powietrzu czy gdzieś, żeby dzieciaki widziały dokładnie. - polecił wskazując krzywym paluchem papier. Nie był on zielony przy zakupie... Był to spory papier, wielkości pięciu brystoli złożony tak ciasno do rozmiaru A4. W środku było coś... widocznie namalowane ręką Filcha. Może dlatego jego paluchy były różowo-zielono-czarno-niebieskie? Za duże, więc kliknąć.- To jest ideał. Panno Mongerstern. Przeczytaj na głos wszystkim jak zachować moralny wygląd głowy. - obnażył zębiska. |
| | | Christopher Richardson
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 11:16 | |
| Nie miał zamiaru spędzać tam dłuższej chwili. Nie zapowiadało się aby Argus Filch raczył zaszczycić ich swoją ohydną obecnością. Może i tak było lepiej? Ale w takim razie po co ich tutaj wołał? Żeby sobie porozmawiali? To nie było w stylu tego starucha! Usłyszał głos Thetis Morgenstern, krukonki z tego samego rocznika. - Cześć – uśmiechnął się słabo i ponownie położył głowę na ławce. – Jak tam? – zapytał z nutą ciekawości w głosie. Nieładnie było ignorować towarzysza, jednak dzisiaj nie miał zbyt wielkiej ochoty na prowadzenie rozmów z każdą napotkaną osobą. Owszem, dla Thetis mógł zrobić wyjątek… I właśnie w tamtej chwili wparował Filch, śmierdzący koperkiem, tą ohydną wodą kolońską i czymś jeszcze. Jego tłuste włosy miotły za nim, uderzając o jego brudny, poszarpany płaszcz. Richardson lekko się skrzywił. Zaczęło się od okropnych krzyków przyprawiających go o ból głowy. Kiedy usłyszał wzmiankę o sobie, tylko uniósł ręce w geście niezrozumienia. Czy on musiał wszystko wiedzieć? - Dobra, dobra… - rzucił tylko. – Ale krzyk nic nie zdziała, chyba nie jesteśmy głusi. –parsknął, rozkładając się na krześle. Nie zamierzał zgrywać aniołeczka, grzecznego uczniaka, który odpowie na każde zadane pytanie. Nie czekając na reakcje woźnego, chwycił pióro i atrament, po czym przygotował się do pisania notatek – całkowicie niepotrzebnych. W każdym razie… Po lekcji zapewne je wyrzuci i nigdy na nie spojrzy. Po co mu była ta zbędna wiedza? Chyba wszystko o tych tematach wiedzieli! Nie mógł się powstrzymać, pokręcił z niedowierzaniem głową zapewne przyprawiając Pana Filcza o kolejny napad astmy. I jeszcze ta ohydna kotka… Pani Norris. Zawsze śledziła uczniaków i biła ich swoim ogonem po twarzy. Ostatnio, gdy musiał myć te okropne łańcuchy też mu przeszkadzała. Ale wtedy było jakieś ciekawe towarzystwo! A tutaj musieli się uczyć o wychowaniu do życia w rodzinie czarodziejów, lekcji woźnego. Czego mogli się dowiedzieć? Zastanawiał się kto tak naprawdę był tego ciekaw? Bo na pewno nie on ani jego głowa, która po prostu pękała od początku dnia. Miał ochotę rzucić to wszystko i wyjść z pomieszczenia. Nie wiedział jak zniesie kolejne godziny. Pusty kufer? Miał ochotę zaśmiać się na głos, z trudem się od tego powstrzymał. Postanowił udawać, że nie słyszał żadnego ogłoszenia o zostawieniu „narzędzi zbrodni”. Filch ich nienawidził, był charłakiem niepotrafiącym niczego zrobić, używanie magii sprawiało mu problemy i cóż… Gdyby teraz wybuchła wojna to już dawno zginąłby w okropnych męczarniach. - Co to za brednie? Myśli pan, że gdy my będziemy słuchać się pańskich rad to cała szkoła zrobi to samo? - zapytał, marszcząc czoło.
|
| | | Pani Norris
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 14:47 | |
| Spacerowała. Spacerowała z glorią po korytarzach. JEJ korytarzach, JEJ szkoły. O tak, Pani Norris swoje wiedziała, a ten Dumbledore mógł jej najwyżej futerko smyrać. Albo i nie. To czynność przeznaczona dla specjalnych osób, najspecjalniejszych. Na przykład jej jedynego Argusa, jej ulubionego sługi. Wkroczyła do JEJ sali, zajęła JEJ miejsce na biurku, zaraz obok JEJ poddanego nazwiskiem Filch i zamruczała donośnie przyglądając się cierpiącym uczniom. O tak, to będzie dobry, mrr, dzień. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 18:10 | |
| Szanowny pan Filch wybaczy, ale w sumie to nie wiedziałem o WDŻ dopóki mi Koteł nie powiedziała, stąd tak późno :P
Około godziny 17:46...co on tu właściwie robi? -Szlaban? To brzmi pasjonująco. Następnym razem na pewno nie odmówię-rozległ się po klasie głęboki męski głos, tuż po skrzypnięciu drzwi. Gilgamesh prawie zapomniał o tej parodii lekcji - przypomniał mu dopiero widok tego napuszonego worka na szczury. Obrzucił spojrzeniem całą klasę, zastanawiając się któż poza nim przybył - no proszę, same sławy. Taka mieszanka wybuchowa zakończy się kilkoma szlabanami, krzykiem, bólem i rozpaczą. Przecież połowa obecnych tutaj osób była bardziej niż irytująca. I jeszcze to paskudne, wyliniałe kocisko, na którego sam widok miał ochotę sprawdzić jak właściwie płonie futro kota - paskudnie. W porównaniu do tego co tu się pałętało, nawet Filch wydawał się całkiem przyjemnym człowiekiem. Zajął pierwsze lepsze miejsce, obrzucając po drodze Heńka i Wandę jadowitym spojrzeniem, zwiastującym wszystko co nieprzyjemne. Szczerze mówiąc przyszedł tu tylko i wyłącznie po to, bo był żywo zainteresowany tym co wieczny kawaler, z taką twarzą, zakochany we własnym kocie, mógł właściwie powiedzieć na temat czegokolwiek związanego z relacjami międzyludzkimi. Do tego miał wspaniałych pomocników - Whisper-lubię-dzielić-się-pączusiami-wypełnionymi-miłością i praktykant zaklęć, który przypadkiem lub nie, nosił nazwisko jego gryfońskiej przyjaciółki na śmierć i picie, a także jego ulubionej nauczycielki - mimo to nie wyglądało na to by byli rodziną w jakikolwiek sposób. Lakrełom raczej nie brak urody - ten pan temu przeczył. Albo po prostu chodziło o to, że Gross był do niego ciut uprzedzony. Wszyscy którzy byli zdolni do współpracy z woźnym, wydawali mu się podejrzani. I wtedy jego radosne przemyślenia przerwał mu głos pewnego Ślizgona, którego praktycznie nie znał, wyłącznie z nazwiska, choć jedno było pewne - nie trawił go. Za twarz, za styl poruszania się - gość był niesamowicie dziewczęcy, wręcz ciotowaty, a to sprawiało że traciło się szacunek w oczach Księcia Slytherinu. Jednakże przemilczał i zaczął notować. Niestety, zabawa trwała dalej, a jego radosny koleżka musiał wtrącać swoje komentarze. Mimo że Gross sam często bywał bezczelny, niemiły i tracił masę punktów za zachowanie na lekcjach, tym razem wyraźna niechęć do osoby sprawiła że nie pochwalał tego zachowania. -Richardson, mógłbyś się czasem zamknąć? Nie żebym się z Tobą nie zgadzał, ale po prostu...napawasz mnie odrazą nawet kiedy milczysz, więc nie przypominaj o swoim istnieniu-rzucił znudzonym głosem do koleżki z domu. Nie przejmował się tym że Filchowi nie spodoba się to co powiedział - wiedział że woźny nie doceni tego że ucisza bezczelnego gadułę, raczej skorzysta z możliwości wlepienia Grossowi miesięcznego szlabanu. Jednakże, czy kogokolwiek to obchodziło? I tak dostał już pewnie szlaban za spóźnienie, oddychanie, wygląd, bycie Ślizgonem, zbyt idealną twarz, sygnet rażący w oczy bogactwem, umiejętności magiczne, nazwisko i jeszcze jeden profilaktycznie. Zresztą notował...mniejwięcej. Może i korzystał ze skrótów myślowych, ale nie można mu odmówić tego że coś robił. Do tego to nie on robił z siebie błazna, a to już coś. Nie zmieniało to faktu że towarzystwo przebywające tutaj go dobijało. Ta paskudna, niewdzięczna Whisper, Lancaster, Watts, Richardson...gorzej to chyba być nie mogło. Naprawdę, przy takim "wyposażeniu klasy", to on już wolał słuchać Filcha, mimo że brzmiało to dziwnie. Z pięciorga złego, on przynajmniej był tylko wściekłym, niegroźnym magistrem obsługi mopa, ze wścibskim kotem i twarzą wprost z opisu odłamu sztuki zwanego "kicz i brzydota". Tak przynajmniej uważał Gilgamesh. Choć szczerze mówiąc, miał ochotę po prostu odbębnić ten szlaban. Im szybciej, tym lepiej. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 19:30 | |
| - Grossherzog, takie zachowanie zdecydowanie nie poprawia twojej sytuacji. Ani wszystkich obecnych. Byłbyś tak miły i biorąc przykład z własnej mądrości, zamilkł? Jeśli łaska? Jeśli nie, nasz szanowny woźny nie będzie jedynym, który odbierze ci punkty za impertynencję - głos Aristos wybrzmiał nieprzyjemnym chłodem ponad głowami stłoczonych w klasie uczniów, kiedy dziewczyna zamknęła za sobą spokojnie drzwi, przestępując próg pomieszczenia. Miała na sobie mundurek, wedle regulaminu, porządnie zawiązany krawat, a ciemne loki znów ujarzmiła w warkoczu, w którym ostatnimi czasy można było ją dość często zobaczyć; na wysokości piersi, przypięta do materiału narzuconej na ramiona szaty, połyskiwała odznaka prefekta. - Dzień dobry. Przepraszam za to karygodne spóźnienie, zostałam zatrzymana przez jednego z profesorów. To się więcej nie powtórzy - wyrecytowała spokojnie, patrząc Filchowi prosto w oczy, a potem przelotnym spojrzeniem obrzuciła "depozyt" - różdżka aktualnie nie znajduje się w zasięgu mojego wzroku czy dotyku, pozwolę więc sobie zająć miejsce i oddać umysł w pana światłe nauki - dodała po chwili, jak gdyby nigdy nic, rozglądając się jeszcze po klasie. Jej wzrok padł na Gilgamesha, a jej oczy przybrały wyraz, który Książę Slytherinu doskonale znał; unosząc lekko brwi zajęła miejsce tuż obok Ślizgona i jak gdyby nigdy nic wyciągając z torby srebrne pióro, skupiła się na wiszących w powietrzu kartkach. Każdy, kto dobrze znał panienkę Lacroix wiedział, że jej ulotna i gęstymi nićmi szyta uległość jest doskonale wyreżyserowana. Wiedział to Gilgamesh, wiedział Francis, na którym bławatkowe spojrzenie Gryfonki zatrzymało się na kilka krótkich chwil - ale nie mógł wiedzieć tego Argus Filch. Aristos nie miała jednak zamiaru pakować się w otwartą wojnę z woźnym. Ostatnie miesiące nauczyły ją, że czasem warto ugryźć się w język. A żarty zachować na lepszą chwilę. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 21:51 | |
| Mijały kolejne minuty tego ciężkiego dnia. Kolejne, długie minuty, które ciągnęły się jedna za drugą tak jakby chciały, a nie mogły. Wskazówki zegara chyba ze sobą nie współpracowały, bo co i rusz dziewczyna zerkała na jasną tarczę, te nie zmieniały swojego ułożenia. Sala powoli zapełniała się uczniami, którzy mieli stawić się na odbycie szlabanu – Watts, do niego się uśmiechnęła odprowadzając wzrokiem jego sylwetkę aż ten nie zasiadł w ławce, a potem… - Dorian, NIE. – Jej ręka smagnęła powietrze, kiedy w ostatniej chwili zauważyła jak starszy Whisper schyla się po jedną z wielu kartek, które trzymała zazwyczaj między kartkami podręczników. Ten list był szczególnie ważny, zawierał bowiem kilka informacji przekazanych jej przez Grossa podczas ich ostatniej rozmowy. Miała go wywalić, wyrzucić, zniszczyć, spalić, zjeść, zakopać. Zrobić cokolwiek co by nie przypominało jej o Gilgameshu, który naprawdę ją zranił. Nie chciała rozstawać się z nim w takich okolicznościach, jednak ich spotkanie na moście nie dawało jej innego wyjścia. Musiała to zakończyć, w taki czy inny sposób. Nie spodziewała się jednak pogróżek – skoro Gil teoretycznie ją kochał to dlaczego tak ją potraktował? Jakby była nic niewarta? Poczuła ukłucie żalu i jednocześnie złości – bo widziała jak twarz Doriana zmienia się pod wpływem zapoznania się z treścią liściku. Widziała jak mięśnie na jego twarzy drgają, a niemal granatowe oczy błysnęły złowrogo. Nikt nie miał dowiedzieć się o jej korespondencji z Niemcem. Nikt. Ani on ani Henry, który siedział teraz obok niej i pewnie zerkał to na jedno, to na drugie nie do końca wiedząc co się dzieje. Sama szatynka nie była zadowolona z faktu, że przeklęta kartka powędrowała do kieszeni kurtki – dłoń Wandy wylądowała na ręce ciemnowłosego młodzieńca noszącego to samo nazwisko – ich spojrzenia skrzyżowały się niczym ostrza mieczy. Jej ciemne i ciepłe, jego jasne choć przysłonięte mgłą. Chciała mu powiedzieć by się nie martwił, nie denerwował – a co więcej by nie mówił nic Henrykowi, który już i bez tego miał wiele problemów. - Nie rób nic głupiego. – Po krótkiej chwili jednak poruszyła ustami bezgłośnie. Nie chciała nikomu dokładać, nie chciała być traktowana jak mała dziewczynka. Radziła sobie w ekstremalnych sytuacjach niegdyś, będzie radziła sobie i teraz. Wygięła usta w uśmiechu i puściła go wracając spojrzeniem do blondyna. Jego z kolei musnęła łapką w udo i trzymała tam rękę do momentu kiedy do Sali nie wpadł Filch. Sam Filch. We własnej osobie. - Wywołałeś wilka z lasu, bracie. – Mruknęła uspokajająco kierując piwne oczęta na woźnego, który wtoczył się i zaczął…krzyczeć. Jeszcze przez chwilę Wanda nie zwracała na niego uwagi, nawet wtedy kiedy zaczął wykrzykiwać jej nazwisko i cośtamcośtam jeszcze innego pod jej adresem. Nikomu nie mówiła o akcji z piernikiem do woźnego – to miała być tajemnica, legenda, która niegdyś dzieciaki z młodszych roczników będą sobie opowiadać. Będzie przechodzić z ust do ust z różnymi, dziwnymi szczegółami zmienianymi z biegiem lat. Skąd też takie przypuszczenia, że to ona – słodka panienka z domu Kruka mogłaby wpaść na pomysł z otruciem Argusa? Wzruszyła ramionami jak gdyby nigdy z miną No coś Ty, to nie byłam ja. Jej oczy jednak błysnęły radośnie, a na ustach wykwitł grymas świadczący o tym, że szatynka jest z siebie dumna. Że udało się jej zemścić na głupim charłaku, który nie wziął jej na poważnie. Który zignorował jej słowa, a umowę pomiędzy nimi wrzucił do śmieci. On zignorował jej słowa. Ona zniszczyła mu życie. Przynajmniej na jeden dzień, wieczór, kilka godzin. Miała nadzieję, że zgnije w toalecie. Z dziką satysfakcją widziała powolne ruchy pracownika szkoły, zupełnie nie zwracając uwagi na paskudnego kota, który liniał za każdym razem gdy ktoś na nią spojrzał. Kompletnie nie zwracała uwagi na jego chamskie zachowanie niegodne kogokolwiek kto współpracował z Dropsem. Zerknęła na Lancastera i mając gdzieś zakazy nie zdejmowała dłoni z uda Puchona. Nawet wtedy kiedy do pomieszczenia wpadł Gross i Aristos. - O nie… – Spomiędzy jej pełnych warg wyrwało się jęknięcie pełne zawodu i niezadowolenia. Zmarszczyła brwi i jakby skuliła się w sobie, czując jak serce łomocze jej mocno, chcąc wyrwać się z piersi Krukonki. Jak widać miłe popołudnie zamieni się w piekło. I to nie ze względu na woźnego, a właśnie na Niemca, który obrzucił ją i jej partnera nienawistnym spojrzeniem numer osiem. Mimo ogólnej postawy Whisperówna wytrzymała ten niewerbalny atak i tylko zacisnęła dłoń, którą do tej pory muskała blondyna. Odetchnęła głębiej chcąc się uspokoić. Wyprostowała się i sięgnęła do swojej torby leżącej na blacie i zaczęła w niej gmerać by nie tylko nie spoglądać na resztę – dała sobie chwilę na przemyślenia. A miała o czym myśleć. Znajdowali się w jednym pokoju – Filch, który najpewniej chce ją zabić [z wzajemnością], Gross, który chce ją zamordować i sponiewierać. Albo sponiewierać i zamordować. Henry, który kompletnie nie ogarniał co się dzieje i najpewniej się nie dowie. Przynajmniej nie teraz, nie tutaj. Na wytłumaczenie tego wszystkiego potrzeba było wiele czasu, wiele długich rozmów, które i tak ich czekają. Była spięta, bo domyślała się, że Dorian nie był uradowany tym co zobaczył – w końcu Gil tak jakby był jego kumplem – Wanda nie chciała stawać na drodze do ich…bo ja wiem, ich przyjaźni? Nie chciała nikomu psuć planów, do cholery. Zagryzła policzek od środka i dopiero po dłuższej chwili wyjęła niemal pełny kałamarz , pióro z ozdobnym piórem i dwie rolki pergaminu. Tak na wszelki wypadek. Zerknęła także na Lancastera by i on się ruszył i wyjął cokolwiek. Jeżeli miał…Jeżeli nie to użyczyła mu swoich drobiazgów, bo miała ich pod dostatkiem, a co. Jakoś przyzwyczaiła się do zapachu koperku, wszechobecnego zresztą – oparła dłoń o policzek, wcześniej zsuwając skórzaną torbę z ławki. Skoro znajduje się na lekcji to powinna się przyłożyć do tego wszystkiego – postanowiła nie zwracać uwagi na Gilgamesha czy na kogokolwiek innego kto życzył jej źle. Nie mówiła nic przez chwilę, błądząc wzrokiem gdzieś ponad ramieniem Yumi, która siedziała przed nią. Jej myśli gdzieś odpłynęły, a ona sama siedziała nieruchomo wpatrując się w martwy punkt. Do momentu gdy sztywny brystol nie rozwinął się, a ich oczom nie ukazało się ono. Arcydzieło. Te barwy, nasycenie, płynna kreska! Kącik ust szatynki drgnął lekko, a jej łokieć dźgnął bok Puszka, by i on na to spojrzał. Parsknęła cicho i przeleciała wzrokiem po drobnych literkach chcąc przeczytać jak powinna wyglądać idealna uczennica. Dochodząc do punktu zatytułowanego ‘skóra’ zmarszczyła brwi i wpierw podniosła rękę zanim się odezwała. - Przepraszam, że się wtrącę, ale… – Zaczęła głośno przebijając szum i gwar w pomieszczeniu. Skierowała swoje piwne tęczówki na przebrzydłą twarz charłaka. - Dlaczego w spisie koloru skór nie widzę odcieni brązu, czarnego? Czegokolwiek co miałoby się odnosić do czarnoskórych uczniów? Czyżby był pan rasistą? Nie lubi pan pana Wilsona? – Mówiąc to jej brew uniosła się, a ona przybrała poważny wyraz twarzy jak nigdy. Nie dawała po sobie znać, że jest nieco rozbawiona ale i… sfrustrowana, zdenerwowana. Mieszane uczucia kłębiące się w środku Krukonki dawały o sobie znać, kumulując się. Być może dlatego użyła nazwiska aurora, z którym nie raz, nie dwa miała do czynienia. Zmrużyła ślepia i tylko wyczekiwała odpowiedzi. Wbijanie szpilek w paskudne cielsko Filcha uważam za rozpoczęte.
|
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 22:37 | |
| Sala w której się znajdowali tonęła w półcieniu okalanym kurzem i starością. Rzędy zniszczonych drewnianych ławek stały wciąż na swoich miejscach, jakby czekając aż zajmą je uczniowie z nadzieją godną małych dzieci. Niestety Ci którzy w nich zasiedli wcale nie byli małymi dziećmi, a jedną rzeczą jakiej pragnęli była ucieczką z tego pomieszczenia. Ona również o tym myślała, przecież to było takie łatwe, uciec stąd i już nie wracać. Westchnęła cicho, pragnąć uderzyć się za niedorzeczność swych myśli. Powinna się skupić , przestać odgrywać ofiarę i zachowywać się wreszcie jak człowiek inteligentny. Była pewna, że właśnie tego oczekiwał od nich Filch, choć im te zajęcia mogły wydawać się najidiotyczniejszymi na świecie. Odwróciła głowę, dla odmiany spoglądając na przesłonięte ciemnym, lecz nieszczelnym materiałem okna. Smugi światła tańczyły w powietrzu jakby były zagubionymi w nicości tancerkami. Delikatny uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny i nagle poczuła jakby drobny dreszcz przepływał przez jej kręgosłup, rozluźniając spięte mięśnie. Zdała sobie sprawę, że to tylko jej umysł wpływał na samopoczucie, nadal nieco zszokowany i pragnący się zbudować. Swój wzrok ponownie utkwiła w Chrisie, słysząc jego „cześć”, chłopak uśmiechnął się do niej, choć był to smutny uśmiech, taki niepodobny do Chrisowego. Blondynka przyjrzała mu się badawczo i już chciała odpowiedzieć na jego pytanie, gdy poczuła ten odrażający zapach. Jej usta wykwitły się w grymasie, zmarszczyła brwi. Odwróciła się w kierunku z którego dochodził ten ohydny odór, a wtedy ujrzała Filcha w całej jego obrzydliwej okazałości. Czym prędzej zajęła jedno z wolnych miejsc, w ławce obok tej, w której siedział Richardson. Zaczęła namiętnie grzebać w swojej torbie z której po chwili wyjęła kałamarz, do połowy pełny, swoje ulubione pióro i trzy kawałki pergaminu, była gotowa na to, że woźny przetrzyma ich tu dłużej niż jest to koniecznie. Chwyciwszy w dłoń pióro zanurzyła jego końcówkę w kałamarzu, a wtedy przed nią jak z podziemi wyrósł Gilgamesh. Blondynka spojrzała na niego z widoczną wściekłością, jego słowa skierowane do Richardsona sprawiły, że miała ochotę krzyknąć, uderzyć w coś tak mocno, aż sama by tego nie poczuła. Zacisnęła dłoń w pięść, tak że paznokcie wbijały się w jej wewnętrzną stronę. Wzięła głębszy oddech, już miała coś powiedzieć na temat zachowania Gross’a, tak przesadnie pewnego swojej wspaniałości, kiedy głos zabrała Aristos. Thet uniosła delikatnie jedną brew, w geście zdziwienia, po czym obdarzyła Gryfonkę przelotnym spojrzeniem. Była zdziwiona, że ta zwróciła uwagę Gilgameshowi. Słysząc jak Filch wymawia jej nazwisko skrzywiła się lekko, po czym odczytała słowa dotyczące zachowania moralnego wyglądu głowy. -Makijaż: brak. Fryzura skromna, włosy związane, kolor (…), cebula, pietruszka – zakończyła. Była wręcz oszołomiona tym jak wiele błędnych i głupich informacji zawierała jej wypowiedź, to było wręcz zabawne jakby podejść do tego w żartobliwy sposób. Niestety dla woźnego była to świętość, do której oni musieli się dostosować. Nic dziwnego, że Filch poza kotką nie miał nikogo, patrząc na to jak widzi on kobietę idealną.
|
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Sob 14 Lut 2015, 23:38 | |
| Dotyk Wandy trochę go uspokoił. Nie chciał, żeby miała kłopoty przez to, że on sam nie był w stanie utrzymać swoich nerwów na wodzy. Był już dorosły i to jego zadaniem jest dopilnowanie, aby Wanda czuła się bezpiecznie i komfortowo. Podchodził do tego na różne sposoby, a odepchnięcie jej od siebie najwidoczniej przynosiło marne skutki. Próbował, jednak był pewien tego, że na pewno nic nie pozostanie takie samo. Z pewnością Wanda nie mogła powiedzieć o nim tak jak kiedyś, że był dobrym, uczciwym bratem. Zdawał sobie sprawę z tego, że ją skrzywdził i naprawdę nie potrafił zrozumieć dlaczego dziewczyna stale o niego walczyła. Jak widać… chyba tego potrzebowała. Szczęście się jednak do niego uśmiechnęło, kiedy znalazła chłopaka. Teraz starszy brat nie będzie jej wcale potrzebny, skoro miała oparcie w kimś innym. To dobrze, tak mu się zdawało. Dopóki nie przeczytał tego listu i nie spojrzał w przerażone oczy siostry, które krzyczały, żeby nie robił nic, co mogłoby zaszkodzić całej trójce, tak, łącznie z Lancasterem. Raczej nie wyglądał na takiego, który był świadomy tego, co wyprawiał Grossherzog, ale to wychodziło na plus. Musiał załatwić to sam. No cóż, skoro nikogo innego nie było stać na obronę Wandy, to Dorian był tym, który raz na zawsze zapewni jej spokój ducha. Jakkolwiek by to rycersko nie brzmiało. Paradoksalnie chłopakowi bardzo daleko było do rycerza na białym koniu, broniącego czci pięknych sióstr. - O nic się nie martw i siedź na miejscu. Nie wierć się i bądź grzeczna, a może zafunduję wam małą rozrywkę w roli głównej Argus Filch – powiedział spokojnie, chociaż tylko ona mogła rozpoznać, że naprawdę się starał zachowywać normalnie. Było ciężko, a gdy do sali wszedł woźny, uniósł głowę na chwilę do góry i zamknął oczy. Liczył do trzech, aby uspokoić swoje nerwy, które w tej chwili szalały w nim jak burza z piorunami. W końcu odwrócił się w stronę Filcha i zmierzył go badawczym spojrzeniem. - Reumatyzm? Chodzi pan tak, jakby co najmniej kilkanaście godzin spędził w toalecie. Boli pana coś jeszcze? Może nie trzeba było jeść tyle koperku, zielsko często powoduje rozwolnienia – powiedział, wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu, po czym chwycił za różdżkę i szybkim ruchem rozwinął brystol, aby ten chwilę później zawisł w powietrzu. Rzucił okiem na te bohomazy i aż go serce zabolało, gdyż nie mógł się nadziwić jak można było tak bezcześcić kartki papieru. Filch zdecydowanie nie potrafił rysować i Dorian nie miał zamiaru pozostawić tego bez komentarza. Przygryzł wargę i rozluźnił się, strając nie wybuchnąć śmiechem. - Mógł pan poprosić mnie o narysowanie schematu… - wymamrotał pod nosem, po czym spojrzał na uczniów, którzy się spóźnili. Zmarszczył brwi, gdy rozpoznał Gilgamesha, ale zaraz później jego twarz znów była pogodna, jakby nic się nie stało. Musiał zachować pozory, gdyż nie miał zamiaru pokazywać jawnie niechęci do Ślizgona, mimo iż jeszcze kiedyś mógł go nazywać naprawdę dobrym kumplem. Czasami ludzie przekraczali te granice, przez które już nigdy nie mogło być tak, jak wcześniej. Sam się o tym nie raz przekonał. Skinął więc chłopakowi krótko głową na powitanie i uśmiechnął się kątem ust. Komentarz, który skierował do tego drugiego Ślizgona był całkiem trafny i nie mógł się z tym nie zgodzić. Westchnął chwilę później i rozejrzał się dookoła. Był po prostu znudzony tym wszystkim i najchętniej wyrzuciłby Filcha przez okno. W dodatku Pani Norris łaziła między ławkami i tylko denerwowała. A gdyby tak nadepnąć jej na ogon? Z krótkich rozmyślań wyrwało go pytanie siostry, które wzbudziło w nim chęć roześmiania się na całą salę. Z trudem zdusił ciche parskniecie, które niestety Filch na pewno usłyszał. Wyprostował się i przełknął ślinę, spoglądając gdzieś w bliżej niezidentyfikowany punkt. Powoli, spokojnie, bez gwałtownych ruchów. No nie, nie wytrzyma. - Proszę wybaczyć mojej siostrze, ale niestety muszę się z nią zgodzić. Jest pan rasistą? Nie wiedziałem, że jest pan taki niewychowany! A co jeśli byłby tu czarnoskóry uczeń? Byłoby mu na pewno przykro. Może pan też powinien usiąść w ławce przy uczniach i trochę posłuchać o wychowaniu? – puścił do niego oko, szczerząc się i cicho śmiejąc. Wanda nie powinna się wychylać, jeszcze będzie miała na pieńku z woźnym. Ważne, żeby ten teraz skupił całą złość na niego, a nie na nią. Tak będzie lepiej, ona miała dość problemów, a on… no cóż, można powiedzieć, że był na nie odporny. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Nie 15 Lut 2015, 07:11 | |
| Odwróciła się plecami do Wandy i Henry'ego w celu zminimalizowania zwrócenia na siebie uwagi przez osoby niepowołane. Czekając na nauczyciela zajęła się witaniem spóźnialskich. Pomachała Benowi dłonią, a gdy do klasy wszedł Gilgamesh też go obdarzyła tym gestem, śląc mu pobłażliwy uśmiech. Nie mogło go zabraknąć na tego typu zajęciach wszak pan Filch ukochał go sobie jako stały element szlabanu. Yui wygładziła spódniczkę dłońmi i nim woźny wszedł do klasy zawiesiła oburzony wzrok na Dorianie. Popsuł fryzurę! Skośne oczęta Yui błysnęły groźbą uduszenia za tak złe zachowanie. Nie mogła uwierzyć, że się na to zdobył, wszak nie pierwszy raz głośno i dobitnie tłumaczyła, że tego nie cierpi bardziej niż na przykład pana Filcha. Poprawiła atramentowe włosy i spiorunowała wzrokiem Doriana. Mężczyźni! Z nimi są same problemy. - Jeż siedział dzisiaj w skarpetkach Arcia... potem się trochę dusił i postanowił wyjść na spacer po parapetach. Gdybyś go spotkał po drodze, nie byłabym zdziwiona. - zapomniała się na chwilę i uśmiechnęła się jaśniutko wybaczając swemu pupilowi uprowadzenie piwa kremowego. Obserwowała chwilcię Doriana, zauważając również zmianę na jego twarzy na widok Gilgamesha. Zaraz po nim pojawił się pan Filch jak i okropne wrzaski, zupełnie nie na miejscu. W milczeniu słuchała wymiany słów między ślizgonami, rzucane uwagi, a dostrzegłszy rysunek... jęknęła i zakryła oczy obiema dłońmi. Yumi cierpiała. Kochała szkicować węgielkiem po pergaminie, także dzieło pana Filcha było profanacją kunsztu artystycznego. Na końcu języka miała propozycję wyręczenie charłaka w rysowaniu, jednakże ubiegł ją Dorian. Zaniechała wychylenia się dla własnego bezpieczeństwa. Z bólem wymalowanym na jaśniutkiej twarzy przeczytała moralne zasady. Zmarszczywszy usta położyła kartkę papieru na stole i naszkicowała o wiele ładniejszą, staranniejszą i perfekcyjniejszą wersję idealnej uczennicy. Yumi chciało się na zmianę śmiać i płakać. Nie mogąc się zdecydować ani na jedno ani na drugie, w ciągu sekund paru przeniosła dzieło pana Filcha na pergamin w ładniejszej wersji. Zgarbiła ramiona i zasłoniła dłonią usta. To, co działo się w klasie prosiło się o komentarz w postaci parsknięcia śmiechem. Wraz z uwagą Doriana zauważyła dziwny chód woźnego. Nie wiedziała kto mu to zafundował, ale kochała go i była jego fanką. Należy się trochę cierpienia Filchowi za wpisanie prefektów na listę WDŻ. Ręka Yumi wystrzeliła w górę. - Proszę pana, w rodowite Japonki mają skórę koloru białego. To znaczy, że pana... piękny rysunek mnie nie dotyczy? - nie planowała odzywać się, jednakże raz kozie śmierć. Skóra Yumi była bladziutka, odziedziczona po pełnokrwistej matce Japonce. W jej kraju kobiety nie tylko miały w genach kolor kości słoniowej skóry, a dążyły do tego, by ją zachować. Yui nigdy się nie opaliła, z góry skazana na niepowodzenie przez swoje pochodzenie. Dziewczyna odłożyła pióro w kałamarz i związała ręce pod biustem oczekując wyjaśnienia. Po cichutku kibicowała Dorianowi i drżała o jego życie. Powinien mieć kłopoty za rozczochranie jej włosów, jednakże Filcha Yumi nie życzyła swojemu najgorszemu wrogowi. Padwan gajowego pogrywał odważnie; wciąż odnosiła wrażenie, że od momentu zapytania o jeża a wejściem pana Filcha coś się stało. |
| | | Pani Norris
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Nie 15 Lut 2015, 17:09 | |
| Kotem być. Kot to stan umysłu. Kot to oddzielna osobowość pragnąca zawładnąć światem raz na zawsze. Działająca z ukrycia, czyhająca na żywot marnych uczniów, którzy byli świetnym materiałem do ostrzenia pazurów. Kota się nie rozumie, kotem się jest. Pani Norris była wcieleniem kociego ideału. Jej kocie miauknięcia jeżyły włos na głowie marnych uczniów dokuczających jej wielebnemu panu. Jaki właściciel, taki kot. Norris pani siedziała dumnie na biurku. Machała ogonem w prawo i lewo, zmiatając nim kurz z mebla. Uniosła idealną kocią łapę i szorstkim jęzorem oczyściła ją przed Wielką Misją. Łypała spode łba na osobniki w zielonych krawatach. O tak, to oni są najgorsi. Wpatrywała się w nęcący kolor... nadziei i spokoju. Czerwone ślipia wżerały się w krawat Christophera i Gilgamesha wykłócających się. Wkurzali pana! Norriska obnażyła kły i miauknęła wojowniczo na dwójkę. Gdy Whisper machnął zaklęciem na kartkę, podziałało to na kocicę jak płachta na byka. Zwinnie skoczyła na wielki papier z dzikim miauknięciem i wyostrzonym pazurem. Dźwięk rozdzieranego pergaminu na zawsze utkwił w pamięci zgromadzonych istot człowiekopodobnych. Spadła zgrabnie na cztery łapy i dumnie uniosła wyliniały łeb. Rozpoczęła zwiady. Kłusując wślizgnęła się pod ławki i biegała między kończynami dolnymi uczniów. Oj nie, nie dała się kopnąć, co to, to nie. Nie była taka głupia, była uiszczeniem mądrości i geniuszu wrodzonego. Odziedziczyła to po swym pięknym panu, którego głos był jak kołysanka. Zaszyła się na samym końcu, po cichutku bez najmniejszego miauknięcia. Nikt jej teraz nie widział. Patrzyła pomiędzy nogami uczniów na nogi swego pana. Idealne, chude nogi pana, który dnia wczorajszego rozmawiał z klozetem, namiętnie go pieścił i wielbił ponad życie. Pani Norris tego nie rozumiała, ale chętnie dołączyła i napiła się wody z sedesu. Być może dlatego śmierdziało trochę od kocicy, ale kto by się tam tym przejmował... Pani Norris zrobiła siusiu. Pani Norris zrobiła siusiu na buty pana Bena Wattsa, a potem czmychnęła zanim ten podniósł alarm. Obnażając pazura i kła rzuciła się wojowniczo na sznurówki Christophera Richardsona. Wżynała rude łapki w jego nogi i buty, miaucząc groźnie i szaleńczo. Ona mogła robić wszystko, bo to nędzni uczniowie zostaną ukarani. Uwielbienie jego pana nie równało się z niczyim. Trochę sponiewierana przez szamoczących się chłopców wskoczyła na ławki i rozwalając pergaminy oraz kałamarze (kolejno odlicz: Thetis, Gil, Watts, Wanda, Henry, Yumi, Jolene, Aristos) przeskoczyła błyskawicznie na podłogę tuż przy nogach swego pana. Tam usiadła i miauknęła niebezpiecznie na złych ludzi. Zawiesiła ślepia teraz na sznurówkach Doriana Whispera. Aż prosiły się o to, aby je zabić. Kotka położyła się płasko na podłodze i nie spuszczała czerwonych pięknych oczu od celu. Nie ruszała się, ale denerwował ją chód praktykanta. Zabić. Musi je zabić. Trzeba zabić sznurówki. Zamordować z zimną krwią. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] Nie 15 Lut 2015, 17:37 | |
| Lekcja się zaczęła, a Heniek komentował to tylko pojękiwaniem. Co on tutaj właściwie jeszcze robił? Nie widział Silvera i kilku innych prefektów. Jakże im zazdrościł... Obserwowanie odrażającego Filcha wykładającego o moralności szkolnej przyprawiało Puchona o nagły atak migreny. Nie skupiał się na lekcji, bo miał ciekawszy obiekt obserwacji. Wanda. Mieli tak dużo do porozmawiania, a tak mało czasu i słów. Nie chciał jej niczym obarczać, ale kłamałby, gdyby zaprzeczył, że chciałby się po prostu upić i takie ma plany na puchońskiej imprezie organizowanej przez Svietę i Dwayne'a. Chciał być szczery wobec Wandy i jej to klarownie oświadczyć. Miał prawo się upić, przynajmniej raz w życiu miał to prawo. Nie rozumiał co Wanda miała na myśli mówiąc o graniu w bierki z panem Lacroix. Puchon posłał mu zdziwione spojrzenie, zastanawiając się co jest fajnego w bierkach. Do tego trzeba mieć cierpliwości, ale sądząc po głosie Wandy musieli się świetnie bawić. Westchnął i tego nie drążył. Przynajmniej dobrze się bawiła, to było najważniejsze. W pierwszej chwili chciał podnieść karteczkę, która wypadła z książki dziewczyny. Nie wiedział czemu się powstrzymał, ale uważnie obserwował jak Dorian ją podnosi i zmienia się w oka mgnieniu. Na widok Gilgamesha i jego żałosnego niemego przesłania, Henry omal nie zerwał się na nogi. Różdżka ukryta bezpiecznie w bocznej kieszeni spodni cicho syknęła paląc się, aby zrobić z Niemca potrawkę dla Kła. Posłał mu mordercze spojrzenie i prawdopodobnie ciepła dłoń Wandy powstrzymała go przed wszczęciem bójki. A raczej sprawiedliwego pobicia Ślizgona w ramach rewanżu. Henry nigdy jeszcze nie życzył nikomu śmierci, a teraz właśnie otrzymał powód, aby komuś szczerze wróżyć ponurą przyszłość. Opornie powrócił do kulejącej konwersacji z Dorianem. Wypieki Wandy. Od razu złagodniał. - Jeśli twoja siostra załatwiła Filchowi przeczyszczenie, Ravenclaw zyska z pięć punktów za pomoc społeczeństwu. - mruknął ciszej, aby nikt nie słyszał. - Dobrze wiem, że nikt nie oprze się jej wypiekom... bardzo dobrze to wiem... - spojrzał w ciemne oczy Wandy ciepło, uśmiechając się szelmowsko. Przez żołądek do serca, właśnie w ten sposób ta piękna dama go omamiła. Tak niewiele potrzebowała, bo urok już miała. - Nie ty jeden masz ochotę posłać to do diabła. Co mu strzeliło do głowy zmuszać prefektów do siedzenia tutaj... a wam współczuję. Upodobał was sobie. - w myślach postawił im znicz na grobie. Gorsze od samego Argusa Filcha było jego znęcanie się i upodobanie sobie kilku osób. Henry ledwie zauważał jak ludzie wchodzą i z miną męczenników lokują się w wolnych ławkach. Zignorował wrzask Filcha. Ani mu się śniło puszczać ciepłej dłoni Wandy. Wówczas mógłby wstać i jak gdyby nigdy nic skręcić kark pewnej osobie, a tego oczywiście teraz nikt nie chciałby oglądać. No, może poza Dorianem, który chętnie by się do tego dołączył. Zarechotał po cichu z rysunku i szybko obrócił to w atak kaszlu. Będzie wesoło, nie ma co. Nie mógł się doczekać chwili, w której Filch będzie gadał o antykoncepcji. Ale to, że odezwał się Niemiec, Henry nie mógł nie skomentować. - Zrób nam tę przyjemność, Gross i posłuchaj swojej rady i się zamknij. - zwrócił się do niego bardzo uprzejmym tonem. Jakoś tak nagle polubił Richardsona, ot bez powodu. Z tego co widział, wielki samozwańczy książę slytherinu miał w tej grupie sporo osób, które na jego widok dostawały mdłości. Henry wcale się nie dziwił. Przywołany do porządku ściśnięciem ręki Wandy, opamiętał się i usiadł wygodniej, aby widzieć tylko scenę tj. Filcha, jego wyliniałego mopa i dwóch biednych asystentów. Przez chwilę obserwował wymianę spojrzeń rodzeństwa Whisper pamiętając, aby dowiedzieć się co nieco na temat tajemniczej karteczki, która wzbudziła w Dorianie odruchy mordercze. Lancasterowi tak się wydawało, bo Whipser zachowywał kamienny wyraz twarzy. Nie miał pojęcia o niczym, ale zamierzał się tego dowiedzieć. I Wanda, jeśli go dobrze znała, powinna przeczuwać, że ich rozmowa będzie długa i trudna. Henry zastanawiał się kiedy ostatnio udało mu się przeprowadzić spokojną, relaksującą pogawędkę z kimkolwiek. Nie miał czasu na bycie normalnym. Zgiął się w pół od łokcia Wandy, ale żartował. Udawał, że go niemal zwaliła z krzesła. Wyprostował się i znowu "kaszlnął". Drugi raz kaszlnął. Trzeci, czwarty. Jesienne przeziębienie atakuje, no tak. Nawet nie przeczytał hieroglifów na pergaminie, ale za to rozkasłał się, tym razem już naprawdę, gdy Norriska dała o sobie znać i porysowała rysunek charłaka. Odwrócił głowę i trząsł się od napadu śmiechu, który tak trudno było mu powstrzymać. Nawet smród Norriski na ich ławce go nie zbił z tropu. Zadbał tylko, aby jej ogon nie skalał Wandy. Machnął ręką na kota, mając ochotę poszczuć go Incendio. - Chcesz rękawiczki na zimę? - zapytał szeptem Wandy, nachylając się ku niej blisko, aby tylko ona go słyszała. Wskazał brodą na rudego kota, mając wobec niego pewne złe zamiary. Chętnie uciekał w stronę Krukonki, bo wtedy nie czuł ani koperku ani kota, tylko obezwładniającą wanilię.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pusta, czysta klasa [WDŻ] | |
| |
| | | | Pusta, czysta klasa [WDŻ] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |