Temat: "Ukłoń się hipogryfowi" Sob 14 Lut 2015, 01:56
Opis wspomnienia
Przedświąteczne odwiedziny bliźniaczek Fimmel w posiadłości Rifflesione'ów wcale nie musiały być nudne i związane tylko i wyłącznie z jedzeniem. W końcu niedaleko była pokaźna hodowla hipogryfów...
Osoby: Cathalyst Rifflesione Gabriel Rifflesione Porunn Fimmel Aria Fimmel
Czas: Grudzień, 1976
Miejsce: Domostwo Rifflesione'ów
**********************
Święta. Już niedługo Boże Narodzenie. Grudzień był przepełniony świętami, więc sklepy nie narzekały na brak klientów. Chyba jedynym miejscem w okolicy, gdzie można się zapomnieć i zaznać chwili spokoju była posiadłość należąca do pewnego bogacza, położona w odludnym miejscu. Nie znajdziesz tutaj nic poza drzewami i zagrodami. Idealne dla osób ceniących sobie życie wśród natury. Oczywiście nie licząc luksusowego domostwa. Cały teren wokół to po prostu bajka. A wracając do gospodarza... kim jest? Gadają, że dziwak, który woli bardziej przebywać ze zwierzętami, niż wyjść do ludzi. Stary wdowiec (nie tak bardzo), samotny ojciec i jakiś hodowca. Nie wiadomo czego. Mugole nie wnikają myśląc, że gość kręci nielegalne interesy, stąd tyle kasy. Czarodzieje wiedzą natomiast, że biznes istnieje dzięki sprzedaży hipogryfów. Jaj, czy też dojrzałych osobników. Co można więcej wspomnieć o mieszkańcu mogącym pochwalić się wspaniałym domem na odludziu i stadem pokaźnych stworzeń? Cóż, nie przepada za wszystkimi. Oni za nim także. A nie wiedzą nawet czym się zajmuje poza legalną sprzedażą. Niebezpieczny człowiek. Po prostu każdy rozważny jeśli nie chce kupić od niego niczego po prostu tutaj nie przychodzi. Cathalyst ma przynajmniej sporo prywatności. No właśnie, tak się nazywa...
Mężczyzna powoli otworzył oczy i pierwsze co ujrzał było oknem przez które wpadały promyki słońca. Na dworze od groma śniegów. Zimowa atmosfera. Dłonią pogładził drugą połowę łóżka, jakby czegoś szukał. Bądź kogoś. Jednak było to bezowocne, bo jedyne co poczuł to kołdra. Nie wiadomo czemu to zrobił, lecz na jego twarzy widać było zrezygnowanie i niezadowolenie. Cath po paru minutach wylegiwania się wstał i spojrzał na zegar. Dochodziła dwunasta. Aż tyle spał? Zazwyczaj wstawał wcześniej. Ale nie spodziewał się gości, ani nie miał planów na dzisiejszy dzień. Mógł sobie na to pozwolić. Podszedł do lustra i zaczął się sobie przyglądać. Widać było, że pomimo trzydziestu ośmiu lat wygląda rewelacyjnie, choć gdyby teraz odpuścił sobie treningi mogłoby się to zmienić. Ale ćwiczyć trzeba. Służy Czarnemu Panu i wyrusza na misje gdzie kondycja i sprawność fizyczna jest równie ważna co rzucanie czarów. Właśnie, ostatnio cisza. Mroczny znak na lewej ręce nie dawał mu żadnych sygnałów. Może spędzi Wigilie z synem? Tak, jego pierworodny wrócił do domu, ponieważ trwała przerwa świąteczna, więc miał wolne od szkoły. Ciekawe, czy nadal wylegiwał się w łóżku. Pewnie tak, ale staruszek nie będzie go budził. Miał swoje rzeczy do roboty. Ubrał jeansowe spodnie, wygodne buty, koszulę z długimi rękawami i zszedł na dół do kuchni. W tym miejscu zawsze czuć whiskey i tytoń. Znajdziesz tutaj więcej używek, niż samego jedzenia! Cathalyst usiadł zrobił sobie kawę. Wolał nie śmierdzieć alkoholem, kiedy pójdzie do swoich pierzastych kolegów. Nie lubiły tego zapachu. Wyciągnął z kieszeni papierosa i odpalił go prostym zaklęciem. Różdżka się przydawała, choć mógłby zainwestować w zapalniczkę. Spojrzał na listy, które leżały na stole. Pewnie jakieś reklamy i tym podobne. Nawet wiadomość od matki, Francesci. Ciekawe, czy zawita na świąteczną kolacje jak co roku. No teraz nie ma co sobie zawracać tym głowy. Gdy skończył pić kawę, a fajkę wypalił sięgnął po gazetę. Było tam sporo informacji z Ministerstwa Magii. Pewnie i tak połowa fałszywa. Wiadomo, że rząd nie mówi o wszystkim. Do teraz Cathalyst'a dziwiło, czemu Gabriel tak chce tam pracować zamiast przejąć pałeczkę po ojcu. No, ale to jego wybór, nie mógł się wtrącać. Dobra, dość już siedział bezczynnie. Odłożył Proroka Codziennego i poszedł po skórzaną kurtkę. Na dworze strasznie zimno.
Śnieg chrupotał pod jego stopami. Nie było, aż tak źle jak przypuszczał. Zero wiatru. Śmierciożerca skierował się do zagrody hipogryfów. Tam skrzydlate stworzenia już korzystały z uroków Zimy. Młode osobniki tarzały się w białym "puchu". Nawet niezbyt zwracały uwagę na obecność Rifflesione'a, który był już im dobrze znany. Mężczyzna oparł się o drewniane ogrodzenie obserwując stworzenia w swoich czynnościach. Z początku zapowiadał się spokojny dzień. Ale, czy na pewno taki będzie?
Gość
Temat: Re: "Ukłoń się hipogryfowi" Sob 14 Lut 2015, 13:04
Zbliżały się święta, okres, za którym nie przepadał. Nie rozumiał czym tu się zachwycać, bo chyba nie prezentami, hm? Przecież to nie było zbyt ciekawego, posiedzieć przy stole, zjeść jakąś potrawkę i wrócić do swojego pokoju, tępo wpatrywać się w przestrzeń. Rodzinę mógł odwiedzić w każdej chwili, nie robiło mu to żadnej, większej różnicy. Jeszcze nie wiedział co miłego miało wydarzyć się w tamtym dniu. Leżał na kanapie i jak zwykle czytał książkę o jakże ciekawej nekromancji, o ożywianiu nieboszczyków. Była to bardzo interesująca dziedzina. Gabriel miał wiele książek opisujących jak jej używać. Najpierw trzeba przygotować zwłoki, dopiero potem przejść od sedna, czyli czarowania. Było to zakazane, gdyby tylko spróbował coś zdziałać to już dawno leżałby w Azkabanie. Jego ojczulek podobnie, ale to z zupełnie innych powodów, o których Gabriel nie miał zielonego pojęcia. Spodziewał się, że Cathalyst przebywa teraz w zagrodzie hipogryfów, jego ukochanych stworzeń. Posiadał jeszcze wielkiego, spasionego węża, który pałętał się po domu i zachowywał jak prawdziwy człowiek. Kiedy Krukon był młodszy, zawsze pilnował aby drzwi do jego pokoju były szczelnie zamknięte, nienawidził obecności tego spaślaka. Dopiero potem zrozumiał, że nic mu się nie stanie. Przynajmniej dopóki starszy jest w domu i chroni go własną piersią. Po chwili wstał, ogarnął wszystkie najważniejsze sprawy i ruszył prosto do kuchni. Głód dawał się we znaki, ale nie zamierzał psuć sobie tego wspaniałego dnia. Jeszcze nie wiedział kto postanowi ich odwiedzić i jaką niespodziankę przygotuje dla nich ojciec. Za oknem panowała piękna pogoda. Z nieba spadały wesołe płatki śniegu, wyglądały jakby tańczyły w rytm jakiejś spokojnej muzyki, która w pewien sposób go uspokajała. Biały wytwór nieco raził w oczy, ale szło wytrzymać, wystarczyło je lekko potrzeć i wszystko wracało do normy. Na dodatek było mu dość zimno, na sobie miał krótki rękawek, który odsłaniał jego głupią bliznę. Chwycił najbliżej leżącą bluzę, założył ją i westchnął głęboko. Nudził się, w domu był sam i nie miał z kim porozmawiać. Ale takie były wady mieszkania na odludziu, mało kto przybywał tutaj po coś innego nić jajo hipogryfa, które ojciec sprzedawał za dość pokaźne sumki. No cóż… Nie należało się przyzwyczajać, niedługo miał powrócić do Hogwartu i znowu mieć rozmówców. Nie narzekał na towarzystwo ojca! Broń boże! Tylko mógłby spędzać z nim więcej czasu, nie zawsze mają taką okazje, więc należy to odpowiednio wykorzystać. - Salavan – rzucił, gdy zobaczył węża sunącego w jego stronę. W pysku trzymał martwego szczura. Gabriel tylko westchnął i przemówił. Nie, nie był wężousty. Ale chyba każdy kiedyś coś powiedział do swojego pupila? Nie oznaczało to, że zwariował? – Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie przynosił pokarmu do domu – rzekł wrzucając węża i martwe stworzenie do akwarium pupila. Następnie porządnie umył ręce, nie wiadomo jakie choróbska miała na siebie ta biedna istota, która została przed chwilą bezczelnie zamordowana. Przynajmniej będzie spokój z łapaniem dla niego pożywienia. Ojciec i tak był zdenerwowany podczas szukania żarcia dla swoich stworzeń. Mimo wszystko, taka hodowla była dość sporym ciężarem na karku… Ale to nie z tego powodu Gabriel nie zamierzał przejąć pałeczki po ojcu. Po prostu go to nie rajcowało i wolał zostać jakimś pracownikiem ministerstwa.