Temat: Relacje panny Clinton. Sob 21 Lut 2015, 23:03
Proszę o zapoznanie się z kartą mojej postaci. Zapraszam wszystkich chętnych: śmierciożerców, aurorów, uczniów, nauczycieli, degeneratów i innych, którzy mieli szansę na spotkanie się z panną Clinton. Poszukuję ciekawych i nieszablonowych relacji. Dlatego jeżeli masz pomysł/bądź w ogóle nie wiesz jak zacząć, wyślij mi PW albo napisz pod tematem. Jestem przekonana, że wspólnie uda nam się coś wymyślić.
Colleen Trent.
Czy wspominałam kiedykolwiek o tym, że nie cierpię szpitali? Nieważne czy chodziło o Szkolne Skrzydło czy św. Munga. Nienawidzę zapachu leków, a na widok białego kitla serce mi staje. Nie lubię też tych momentów kiedy chcę wyjść na potajemna fajkę, a drogę zachodzi mi ona – panna Trent. Poznałam ją już w szkole, byłyśmy z jednego domu. Ona rok niżej o ile mi się zdaje. Nigdy nie byłyśmy zbyt blisko siebie, raczej mijałyśmy się na korytarzu bez słowa, chociaż czasami gdy miałam lepszy humor wołałam coś w jej stronę. Nie pamiętam dokładnie co, ale chyba nic miłego skoro gdy tylko na mnie spoglądała jej mina nie wyrażała zachwytu nad moją osobą. Po latach nic się nie zmieniło. Ta bezskutecznie próbuje oduczyć mnie jarania, na co ja tylko krzywię japę, bo w końcu chyba lepiej wiem co mi szkodzi, a co nie, prawda? Ta siksa nawet posunęła się do dolewania mi wody do mojej espresso. Gdyby nie to, że moja ręka była unieruchomiona chyba bym wyrwała jej kłaki i zrobiła z nich mopa. Staram się jednak być dobra pacjentką! Naprawdę się staram. Tylko raz odsunęłam jej krzesło, kiedy ta chciała usiąść przy moim łóżku. Tylko raz.
Alex Hall.
Małolat z buzią aniołka, który trafił do nas dwa lata po mnie. Czy wszyscy byli Gryfoni muszą zostawać aurorami? I czy wszyscy do cholery muszą mnie tak niebywale denerwować jak ten Hall? Od początku były między nami scysje – być może dlatego, że jesteśmy tak bardzo do siebie podobni? Gryfon z krwi i kości, co? Jak dziś pamiętam te okropne żarciki odbijane niczym piłeczka ping – pongowa od ściany. To podmienianie prac domowych na wypracowania opowiadające o bieliźnie Filcha. To jak wrzuciłam mu robaki do miseczki z owsianką i to jak ten zdjął mi spódnicę w VI klasie… Pracujemy razem, niby się znosimy. Przynajmniej ja niby znoszę jego obecność – chociaż momentami mam ochotę połamać mu nogi. Ale ogólnie jest okej, dobry z niego kompan. Dogadujemy się i niejako uzupełniamy. Nie raz mi uratował skórę – oczywiście ja mogę pochwalić się tym samym, bo cóż. Jestem od niego lepsza!
Kohaku Murray.
Znamy się jeszcze z czasów szkolnych. Widywałam ją już wiele razy – dziewczyna w czerni, cicha i spokojna. Moje przeciwieństwo. Chociaż już jak postanowiła się do mnie odezwać nie mówiła głupot jak reszta tych Ślizgonów. Była całkiem do rzeczy co mi się spodobało. Tak samo jak teraz. Pracujemy w Ministerstwie, mijamy się na korytarzach. Ona współpracuje ze zwierzętami, ja z ludźmi podobnymi do psów. Więc w gruncie rzeczy mamy o czym rozmawiać. Raz na jakiś czas wyciągam ją na kawę, by nie czuła się samotna. Nie wiem po co to robię. Może zwyczajnie brak mi towarzystwa?
Harry Milton.
Jeden z pracowników Ministerstwa. Poznałam go podczas pory obiadowej w stołówce ileś tam czasu temu. Musielibyście zobaczyć moją minę kiedy ten rudy niziołek do mnie zagadał proponując wspólne spożycie posiłku. Już wcześniej go widywałam, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Zajmował się egzekucjami o ile dobrze pamiętam. Zgodziłam się – sama nie wiem czemu. Może urzekły mnie jego oczy. A może właśnie to, że był taki niepozorny? Taki zwykły? Kto tam mnie wiedział. Od tamtej pory spędzaliśmy ze sobą więcej czasu. Poprosił mnie o naukę tańca, i choć nie miałam sobie równych, ten także nie odstawał, co było podejrzane. Wylądowaliśmy w łóżku. Kilkukrotnie. To pewnie przez to, że pociągają mnie starsi faceci, a głos Harry’ego wyjątkowo mi się spodobał. Zafascynowanie jednak minęło, choć uniesienia do tej pory mile wspominam. Mijając go na korytarzu zawsze posyłam w jego stronę uśmiech, którym niby go oczarowałam.
Francis T. Lacroix.
Pewien francuski młodzieniec, którego miałam okazje poznać na jednym z turniejów czy zlotów szermierczych. Jako, że szermierki uczyłam się jeszcze za dzieciaka, często wpadam na te czy inne spotkania by choć trochę się rozruszać. Z szermierką jest jak z jazdą na rowerze, nauczyć się raz, potem już tego nie zapomnisz. Przynajmniej u mnie tak jest, bo u pana Lacroixa zauważyłam pewne braki. Kiepsko się osłaniał, był stanowczo za wolny, a w jego ruchach brakowało zdecydowania. Ucięłam sobie jednak z nim krótką pogawędkę – w sumie to on mnie zaczepił domagając się ‘hewążu’ jak on to określił. Urocze.
Chantal Lacroix.
Takich jak my dwie, nie ma nigdzie indziej. Mogę powiedzieć to z czystym sumieniem, i wcale nie dlatego, że się boję jej miny, kiedy jest naprawdę wkurzona. Znamy się jeszcze ze szkolnych czasów – już wtedy coś mi w niej nie pasowało. Była zbyt ambitna. Była zupełnie taka jak ja. W Hogwarcie niezbyt za sobą przepadałyśmy. Znaczy – inaczej. Nie, że otwarcie ja gnębiłam, czy ona mnie. Tolerowałyśmy się, każda miała swój, jasno wytyczony teren. Trochę się jej bałam, z racji tego, że była starsza, a jak nie warknęła raz czy drugi…. Nie wiedziałam gdzie się podziać. Co nie znaczy oczywiście, że kiedykolwiek uważałam się za gorszą od niej, o nie. Cieszę się, że spotkałyśmy się po latach, że potrafiłyśmy nawiązać ciekawą relację, która z czasem zamieniła się w przyjaźń. Cenię Chantal, jej charakter i umiejętności i stwierdzam, że nie umiałabym bez niej żyć. Jest mi bliską osobą i chociaż jesteśmy do siebie tak podobne, to jednocześnie różne. Tylko przy niej nie muszę udawać, że brzydzą mnie fajki, że życie jest super, że ktoś dał mi kosza, a mnie to nie rusza. Mimo, że często drzemy ze sobą koty [raz omal nie podpaliłyśmy gabinetu Diara], to naprawdę nie sądzę bym znalazła lepszą kompankę.
Clint Horris.
Kolejny doktorek, szalony czy nie, ja go nie trawię. Ze wzajemnością chyba, bo co i rusz pokazuję się w Mungu ten ma minę jakby ktoś strzelił mu w kolano. Nie, to niestety nie moja sprawka. Może i byłby z niego przystojny facet, gdyby nie to jak się krzywi na mój widok. Powinien dać chwile pacjentowi na ogarnięcie się – nie rozumiem dlaczego przeszkadza mu moje popalanie. Przecież nie wchodzę mu do gabinetu i nie dmucham mu dymem prosto w twarz, prawda? Dobra, raz się tak zdarzyło, ale wtedy wyjątkowo mocno oberwałam od olbrzyma i mnie nosiło. Zazwyczaj staram się nie włazić mu w paradę, bo mimo wszystko nie lubię mieć wrogów. Ups. Chyba na to za późno?
EDIT: Jego imię to moje nazwisko. Przypadek?
Dimitr Cronström.
Dimitr, Dimitr… Dziwny facet spotkamy w księgarni. Że też musiał mnie ktoś tam przyłapać. Kiedy ja, z kubkiem espresso, ciemnymi okularami i futrze przeglądałam księgi dotyczące transmutacji. Mam nadzieję, że nikomu o tym nie szepnie – już widzę miny kolegów z pracy… Nieistotne. Spotkaliśmy się przypadkiem – zaciekawił mnie nie tylko swoją prezencją, ale również dziwnymi korzeniami. Kolejny Europejczyk, do tego nauczyciel nie mogący odczepić od siebie wianuszka gadatliwych dziewcząt. Nie za wiele się o nim dowiedziałam. Wiem jednak jak ma na imię i gdzie pracuje. Wydawał się całkiem zabawny. Być może jeszcze kiedyś się spotkamy?
Jared Wilson.
Tutaj posypią się iskry.
Nathaniel Moore.
Nathaniel. Bardzo ładne imię. Ciekawa osobowość. Muzyk. Któregoś wieczora kiedy wszyscy wybyli na jakieś super - tajne spotkanie do baru zarezerwowane tylko dla facetów [dzięki] ja z jeszcze jedną dziewczyną zostałyśmy wysłane na szybką akcję. Bitka, pijani śmierciożercy, masa ludzi, koncert. Dzień jak co dzień można by rzec – jedynym dodatkiem była ciężka muzyka, która idealnie współgrała z odgłosem miażdżenia kości jednego czy drugiego delikwenta. Sytuacja została opanowana, a wokalista zespołu okazał się być całkiem miłym, chociaż nieco nieporadnym człowiekiem. Zaprosił mnie na kawę, w ramach rewanżu jak to ujął, co przyjęłam prawie bez zastanowienia. Spędziłam w jego towarzystwie kilka godzin – nawet nie zdarzyło mi się ziewnąć czy przewrócić oczami. Zobaczymy jednak jak się potoczy dalsza znajomość.
Matthew Avery.
Pierwszy raz miałam problem z rozróżnieniem tego czy mam do czynienia z kobietą czy z niezwykle powabnym facetem. SERIO. Mocno się zdziwiłam gdy ordynatorem urazówki został ten cały Avery. On chyba jako jedyny nie ucieka przede mną, kiedy trafiam do nich na oddział. Jest całkiem w porządku, nawet nic do niego nie mam – oprócz tego, że jest Uzdrowicielem. Oczywiście. Jak już mam jednak trafić do szpitala, to wolę iść do niego, niż do jakiegoś innego, głupiego żółtodzioba. Matt chociaż ma delikatne dłonie.
Bellatrix Lestrange.
Bellatrix. Bella. Black. Nie sposób jej nie zapamiętać – obłęd w oczach kiedy o czymś opowiada, ten bezczelny uśmieszek wykwitający na jej twarzy i to wspólne knucie na przerwach. Cholera, chyba od zawsze czułam potrzebę by ją dogonić, by być od niej lepszą. To dlatego wielokrotnie nadstawiałam karku w szkole by tylko pokazać reszcie i przede wszystkim jej, że jestem tą, która ją pokona. Ta fascynacja do dążenia do bycia lepszym i do zajęcia pozycji numer jeden połączyła nas – nie wiem dokładnie jak to nazwać, ale nie mogę powiedzieć bym jej nie lubiła. Spędziłyśmy tyle godzin na szlabanach u Filcha, że powinnyśmy być najlepszymi przyjaciółkami, czym nie mogę się pochwalić. Ma wielki talent, muszę to przyznać i choć jestem nieco zazdrosna, to i ja nie pozostaję w tyle. Raz na jakiś czas wymieniamy sowy, spotykamy się niby to przypadkiem na ulicy – chociaż ja w przypadki nie wierzę i jakoś leci. Martwi mnie jednak jej stan, ta obsesyjność i chęć zdobycia wiedzy, której nie powinna znać. Dlatego nie zawsze odpowiadam na jej zaczepki, a pewne informacje zachowuję dla siebie. W końcu nigdy nie wiesz, czy ten, którego darzysz pewną dozą sympatii nie będzie chciał Ci wbić noża w plecy.
Ostatnio zmieniony przez Sofia L. Clinton dnia Wto 24 Lut 2015, 14:05, w całości zmieniany 4 razy
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Relacje panny Clinton. Nie 22 Lut 2015, 17:43
Hej, hej, kochani. Dorośli i dzieci. ;> Zapraszam do relek, nie bać się!
Jared Wilson
Temat: Re: Relacje panny Clinton. Wto 24 Lut 2015, 09:41
Od razu iskry. Pisałaś, że chciałaś kłótnie, a ja chcę wspólne łóżko. To możemy mieć krwawe kłótnie w łóżku. Żyli sobie obok siebie w Ministerstwie, znają się od jakichś 7 lat, działają sobie na nerwy, doprowadzają do szewskiej pasji, Wilson jej kradnie kubki kawy codziennie rano, bo może i chcieli oboje Szefa aurorów. Ale z wiadomych względów (geniusz, inteligencja) wybrano na tą posadę Wilsona :D No i przypadkowo sowa Wilsona ma tak samo na imię. Jared może mawiać, że specjalnie tak ją nazwał na cześć Sofii. (Zofia jest wiecznie niezadowolona i się dąsa) 11 lat temu, gdy się nie znali, ale tam kto by sprawdzał lata.
To jak, piszesz się na łóżko?
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Relacje panny Clinton. Wto 24 Lut 2015, 13:55
Wilson... Co do łóżka to oczywiście, że się zgadzam - nie może być inaczej. Ale jak to sobie wyobrażasz? Czy zostali sobie pchnięci w ramiona jeszcze przed jego separacją z Katę, czy dopiero po? Wilson zdradził żoneczkę z ponętną Włoszką? ;> Ale już mam śmieszny zamysł jakby to mogło wyglądać. Sofia z kolei ma zdjęcie Jareda powieszone na przeciwko biurka i rzuca w nie nożami. Tak samo jak on to robi z fotą Voldzia. Na kradzież kawy się zgadzam, niech będzie - ale za to Sofia zawsze podbiera mu gazetę, akurat w momencie kiedy on ją zaczyna czytać. No i oczywiście ucieka ze śmiechem, bo jednak w głowę oberwać nie chce. Ale ma być dużo kłótni, pyskowania, iskry będą lecieć! ale ogólnie pozytyw raczej. Tak mi się to widzi. ;> A jego sowę uwielbia.
Jared Wilson
Temat: Re: Relacje panny Clinton. Wto 24 Lut 2015, 15:26
Nie no, Wilson aż takim chamem nie jest, nie zdradzał żony nigdy. Teraz jest w trakcie rozwodu, to dopiero w trakcie może coś wyjść :D Rzucasz nożami w Szefa aurorów?! Pójdziesz na dywanik. ;> Uwierz mi, będą iskry za zabieranie gazety i bycie zadrą w oku. Ciekaw, czy Sofia to zdzierży i przeżyje. To będzie cholernie chory pozytyw :D Któregoś razu (przy najbliższej fabule) wyśle dwóch aurorów po Sofię, aby przynieśli mu ją do gabinetu za... bo rano nie ukradł jej kawy. :D
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Relacje panny Clinton. Wto 24 Lut 2015, 17:00
Pfff, mogę iść i na dywanik, nie boję się! A plakat będzie wisiał dalej, zdjęcia tylko będą się zmieniać. Do tego bitwy słowne na co dzień i wspólne wychodzenie na fajka w przyszłości. I chcę sesję! Chcę! To będzie najbardziej oryginalny pozytyw. <3