IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dzika polana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptySro 07 Maj 2014, 17:26

Zamrugał zaskoczony, a potem niespodziewanie się uśmiechnął.
- Co? Przepraszam, nie zrozumiałem... Mówiłeś, wybacz moje nagłe niedomaganie, że ty co robisz...? - spytał, powstrzymując ochotę do jawnego parsknięcia śmiechem. Wiedział, że jeśli wyśmieje Doriana prosto w twarz, starszy odwróci się i odejdzie, a na pożegnanie jeszcze pewnie rąbnie w niego klątwą.
To nie wróżyło najlepiej dlatego zapanował nad twarzą i wpatrywał się w Krukona z wyrazem uprzejmego oczekiwania; tylko jego oczy błyszczały z rozbawieniem.
Wspomnienia powoli wracały z wygnania, a wszystkie te szalone rzeczy, niebezpieczne, niezbyt mądre, które robili razem, przywoływały na jego usta coraz szerszy uśmiech.
Jako szczeniak w pewnym sensie podziwiał Krukona i brał z niego przykład niemalże w każdym zakresie działalności. Nie zamierzał wracać do takiego zachowania w tej chwili, niemniej jednak... Dobrze byłoby rozmawiać z Dorianem.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptySro 07 Maj 2014, 19:33

Dorian nie miał zamiaru odpowiedzieć na tę zaczepkę ze strony Aleksandra. I tak podjął się trudu wypowiedzenia tego słowa, które tak ciężko przechodziło mu przez gardło. Bycie miłym dla innych jest naprawdę bardzo męczące, w szczególności, kiedy dochodzi się do kwestii uprzejmości i życzliwości wobec ludzi. Nie, to nie dla niego.
Krukon podniósł głowę lekko w bok, aby pokazać, że wcale nie jest zakłopotany, jak to było w rzeczywistości. Ich relacja była naprawdę bardzo skomplikowana, a osoba, która stałaby z boku i się im przyglądała... na pewno by tego nie zrozumiała.
Najpierw wyrzucają sobie żale, później przytulają, następnie okładają po twarzy i rzucają o ziemię... aż wreszcie dochodzimy do szczerych przeprosin i prawie ich wyśmiania. Idealny motyw do napisania książki pod tytułem "Trudne przypadki dzisiejszej młodzieży". Na pewno stałaby się hitem i trafiła na listy bestsellerów. Najwyższa półka murowana.
Wracając jednak do Doriana - jego wyraz twarzy stężał, a oczy pociemniały. Zaczynało go to męczyć, a granie kretyna i idioty, aby chociaż trochę wymusić na twarzy Alexa uśmiech, było naprawdę, ale to naprawdę trudne i sprzeczne z jego charakterem oraz naturą. Umiał sprawić, że przez chwilę był inną osobą - to był jego sposób na wtapianie się w tłum. Taka była jego natura i nikt tego już nie zmieni, nawet on sam - miał kiedyś chęci. Właśnie wtedy zaprzyjaźnił się z O'Malleyem. Później wyszło, co wyszło. Obwiniał się za to przez tyle czasu!
Dorian był samotny, aż do tej pory. Czy to się zmieni... sam nie wiedział, jednak powoli zaczął się wycofywać, zamykać na powrót w sobie. Było to naprawdę trudno przezwyciężyć. Była ta chwila, spontaniczny moment, a nuż.
Samotny pośród tłumu. Samotny na własne życzenie.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptySro 07 Maj 2014, 20:01

Przyglądał mu się w milczeniu przez parę długich chwil, a na jego wargach wciąż błądził przewrotny uśmiech; ciężko było mu przezwyciężyć tą część swojej natury. Właśnie taki stał się w ciągu tych trzech lat, właśnie tą osobą był i zaprzeczanie temu nie miało sensu. Bo co by to dało?
Alexander nie miał już trzynastu lat, nie szukał wzorca do naśladowania, stał się takim wzorcem dla samego siebie, wykreował go ze strzępków obserwacji, z szeptów i ukradkowych spojrzeń, z nieuchwytnych dla innych nitek, które bardzo sumiennie splatał. Nici zamieniły się w skrawki, a skrawki w mocną, trwałą tkaninę. Można było ingerować we wzory, można było wplątywać nowe kolory w odcienie szarości, zieleni i niechęci do bliskości, ale nie można było zmienić starego schematu.
Teraz jednak niechętnie powracał myślami do chwil, w których ta twarz, spięta w wyrazie irytacji i zrezygnowania znaczyła coś więcej. Czy to było dawno, czy może tylko tak mu się wydawało?
Obserwował Doriana dokładnie, niemal świdrując go wzrokiem i zastanawiał się jak daleko mogą się posunąć, by - być może - odzyskać zagubione fragmenty gobelinu. Z drugiej strony nie wiedział, czy ma ochotę przeżywać to wszystko na nowo, odzyskiwać jego zaufanie i budować swoje, by rozstać się za kilka krótkich miesięcy i nigdy więcej nie spotkać na terenie szkoły.
Nie należał do ludzi, których bawiło zmienianie kompanii, był wierny, o ile widział w tym jakikolwiek sens. Teraz ten sens został przyćmiony cieniem z przeszłości, a szare oczy wędrowały po zmarszczonym czole, niebieskich oczach i napiętej sylwetce rozmówcy, szacując, czy ta relacja ma jakiekolwiek szanse.
Doszedł wreszcie do jednego, słusznego wniosku - nic, co miałoby jakiekolwiek konkretne uargumentowanie nie przyjdzie mu teraz do głowy. Skarcił się w myślach za analizowanie wydarzeń sprzed wieków i odetchnął wreszcie; jego twarz wyraźnie złagodniała, a szare oczy zmrużyły się powoli.
- Wybaczam ci. - powiedział powoli i wyraźnie, pozwalając, by jego słowa wybrzmiały dokładnie - I przepraszam. - dodał, wzruszając beztrosko ramionami.

[z/t]
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 00:45

(wiem, że niektórych będzie korciło, z rozkoszną radością dodaję więc wielkie, soczyste STOP)

Stan, kiedy myśli pędzą jak szalone, a umysł nie planuje zatrzymać się nawet na krótką chwilę, by dać właścicielowi cenne sekundy na zebranie się w całość Alexander znał ostatnio aż zbyt dobrze. Przymusowa szopka, ukrywanie się, zatajanie prawdy przed ludźmi, na których mu zależało, widok własnego nazwiska na nagrobku i paranoiczne przepowiednie matki, która spędziła ostatnie trzy miesiące podskakując nawet na dźwięk otwieranych drzwi - jego zwyczajny, rutynowy dzień wyglądał dokładnie w ten sposób. I kiedy zdawało się, że jest na skraju wytrzymałości i sam niedługo rozpocznie kuriozalny pościg za cieniami, próbującymi dosięgnąć go każdej nocy gdy tylko zamykał oczy, stał się cud; ojciec niepomny obietnicy, jaką złożył swojej żonie i niepomny gróźb, jakimi częstował Alexandra, zdecydował się na kontakt z dyrektorem szkoły. Zdecydował, ku największej uldze młodego Ślizgona, że chłopak musi wrócić do Hogwartu.
Hogwart był bezpieczny, niedostępny dla obcych, był ostoją, jakiej potrzeba było jego synowi, by mógł kryć się przed własną głupotą. Lub błędami, które miał jeszcze szansę popełnić.
Powrót do szkoły był dla O'Malleya czymś upragnionym, choć z drugiej strony wiedział, że nic z tego, co nastąpi, nie będzie przyjemne. Nie będzie łatwe, nie będzie bezbolesne. Do spojrzeń, szeptów i plotek był skłonny przywyknąć, w końcu w miejscu, w którym nauczało się tylu nastolatków na raz, nie sposób było tego uniknąć - nie, tego się nie bał, to nie napawało go przerażeniem.
Bał się konfrontacji. Z Rosierem, z Jasmine, z Aristos, która zapewne rozszarpie go na strzępy. I z Dorianem, którego brakowało mu najbardziej. Za którym tęsknił, którego nie mógł wesprzeć po śmierci ojca, którego jasne oczy towarzyszyły mu przez cały miesiąc, dopóki nie nadszedł dzień, w którym wszystko legło w gruzach.
Nie podejrzewał, że dostanie odpowiedź. Fakt, że Whisper przebywał w Hogwarcie napełnił go pewnego rodzaju pokrętną nadzieją, że wszystko może zostać po staremu, choć rozsądek podpowiadał, że to szaleństwo nie ma prawa bytu. Napisał, z drżącym sercem, z rosnącą niechęcią do samego siebie i świadomością, że to spotkanie zdecydowanie skończy się jakimś nieszczęściem. A gdy dostał odpowiedź, której przecież wcale, a wcale się nie spodziewał, na jego ustach powoli zakwitł smutny, pełen goryczy uśmiech.
Doskonale wiedział o które miejsce chodzi.
Przezornie ubezpieczony w różdżkę, zapinając pod szyję bluzę i upewniając się, że w okolicy nie ma Filcha i jego przeklętej kotki, przekradł się opustoszałymi korytarzami poza granice szkoły, zmierzając wprost do Zakazanego Lasu. Polana przywitała go martwą ciszą, niezmąconym żadną istotą spokojem, rozpościerając zieloną knieję przed Alexandrem w parodii powitania.


Ostatnio zmieniony przez Alexander O'Malley dnia Czw 18 Gru 2014, 04:11, w całości zmieniany 1 raz
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 01:58

Dorian miał mieszane uczucia. Wracając do swojego pokoju, aby się przebrać i w miarę możliwości ogarnąć po spotkaniu z rozwścieczonym centaurem, wciąż rozmyślał. Nie wierzył w to, że cuda się zdarzały. Wychodził z założenia, że martwe powinno zostać martwe, a ten, kto zabawił się jego kosztem na pewno zostanie ukarany. Wakacje sprawiły, że stał się osobą pozbawioną wszelkich zahamowań. Palił za sobą mosty, aby nie mieć drogi powrotnej, aby nie móc się cofnąć do miejsca, w którym popełnił błąd. Nigdy się też nad tym nie zastanawiał, nie żałował tego, co zrobił. Nawet śmierć mugola nie wywarła na nim dużego wrażenia, jakby czyjeś życie było już dla niego po prostu nieważne. Zmienił się i chociaż wciąż zachowywał się, jakby nic tak naprawdę się nie stało, to nic już nie było takie samo, nie w jego życiu.
Odpisał rzekomemu Alexandrowi, umawiając się w miejscu, do którego miał wielki sentyment. Codziennie podczas obchodów w Zakazanym Lesie, przychodził właśnie w to miejsce, aby pomyśleć i poukładać na nowo swoje myśli, które za dnia szalały jak burza. Za maską ironicznej, wiecznie uśmiechniętej twarzy toczyła się prawdziwa batalia myśli, które w żaden sposób nie potrafiły poukładać się w jedną całość. Nawet jeśli faktycznie miał tam dzisiaj kogoś spotkać, nie sądził, żeby była to osoba, którą naprawdę chciał spotkać. On nie żył. Wysłał swoją sowę, natomiast Fenris wciąż mu towarzyszył. Ktoś go ukradł? Jeśli tak, to na pewno go już nie odzyska.
- No i co się gapisz? – mruknął do sowy, po czym dźgnął ją lekko w dziób, uśmiechając się delikatnie. Zawsze miał słabość do zwierząt, a już szczególnie ptaków, które jako jedyne wiedziały co to znaczy prawdziwa wolność. Był niezwykle spokojny, jakby nic się nie stało, jakby po prostu wychodził na spacer po Zakazanym Lesie, z którego de facto, jeszcze chwilę temu wrócił cały poobijany. Nie miał jednak czasu, aby cackać się z leczeniem ran. Założył po prostu czystą koszulkę i skórzaną kurtkę, następnie wyszedł z zamku nie obawiając się, że Filch go przyłapie na szlajaniu się po zamku, w dodatku kiedy już było bardzo późno w nocy. Nic mu nie mógł tak naprawdę zrobić, a nawet gdyby to i tak by go zignorował i poszedł w umówione miejsce, z sową na ramieniu niczym pirat.
Przedzierał się przez gąszcz krzaków, trzymając w ręce różdżkę, z której wydobywało się ciepłe, jasne światło, dzięki któremu mógł bez problemu dojść do celu. Szedł spokojnie, jakby nigdzie mu się nie spieszyło. Co chwilę tylko zerkał na Fenrisa i częstował go niezliczoną ilością sowich krakersów, które niemalże wysypywały mu się z kieszeni kurtki. Dotarłszy na miejsce, niemalże od razu rozpoznał znajomą sylwetkę. Na moment zdębiał. Tak naprawdę nie liczył, że kogokolwiek tutaj spotka, szczególnie, że tylko jedna osoba mogła wiedzieć o jakie dokładnie miejsce mu chodziło. Zmrużył błękitne oczy, po czym podszedł bliżej. Następnie przycisnął różdżkę do pleców osobnika, mówiąc:
- Skąd wziąłeś pukiel włosów O’Malleya, żeby zrobić eliksir wielosokowy? – spytał oschle, nie spuszczając oczu z osoby, która wyglądała zupełnie jak jego martwy ukochany. Bardzo kiepski żart, za który z pewnością ktoś zapłaci.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 02:39

Drgnął, słysząc kroki dobiegające od strony zamku, a później charakterystyczne pohukiwanie Fenrisa; coś w jego żołądku zawirowało, a palce monotonnie obracające papierosa zamarły w połowie czynności, właśnie w chwili, w której sięgał już wolną dłonią do kieszeni bluzy. Nie odwrócił się jednak, pozwalając osobnikowi podejść bliżej; różdżka przytknięta do pleców nie zdziwiła go ani trochę, tak samo, jak nie dziwiła go oschła, podejrzliwa nuta w głosie Doriana. Nie trzeba było jednak więcej, by stalowoszare oczy rozjaśniły się nieco, a spięte ramiona rozluźniły wyraźnie.
- Nie spodziewałem się wiwatów i powitalnych chorągwi, ale wciskanie mi różdźki w plecy zamiast "dzień dobry", to już chyba lekka przesada, nie sądzisz, Whisper? - spytał cicho, odwracając się powoli i rozkładając ramiona, by Dorian przypadkiem nie grzmotnął go zaklęciem tak profilaktycznie, gdyby doszedł do wniosku, że chłopak sięga po swoją różdżkę.
Był blady i wyraźnie niewyspany, jasnobrązowe włosy wyglądające spod kaptura były potargane, ale przycięte, lśniły zdrowo i jak zwykle sterczały we wszystkie strony, tworząc ten malowniczy nieład, do którego wszyscy przywykli. Nie uśmiechał się jednak, choć kąciki jego ust drżały lekko, niepewnie, jakby ich właściciel nie wiedział, czy radość jest na miejscu. Czy wolno mu się cieszyć na widok kogoś, kto z jego powodu tyle wycierpiał.
- To ja. Nie zaklęcie, nie eliksir. Ja. Całkiem żywy. Przynajmniej na chwilę obecną, ale jeszcze nie widziałem się z Jasmine - dodał po chwili milczenia, napotykając chmurne, niebieskie spojrzenie Doriana.
Poruszył się powoli, ostrożnie, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, badając ją, przypominając sobie każdy, doskonale mu znany centymetr, przyswajając nowe oznaki zmęczenia, zarost, cienie pod oczami, coś nieprzyjemnego w skrzywionych wargach. Wyrzuty sumienia zaatakowały ze zdwojoną siłą, a O'Malley odetchnął cicho, opuszczając ramiona.
- Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam - coś w jego głosie, w zrezygnowaniu widniejącym w szarych oczach, wreszcie coś przemykającego skurczem przez ciało, sprawiające, że ramiona przygarbiły się lekko, a sylwetka i tak przecież smukłego chłopaka nagle zdawała się być o wiele bardziej krucha niż zwykle - wszystko to świadczyło o braku podstępu, o szczerości i ogromnych pokładach stresu, przez jakie rozmówca Doriana przeszedł ostatnimi czasy.
Patrzył na byłego Krukona i jednocześnie wcale go nie widział, wracając myślami do tygodni, w ciągu których zmuszał się do brania udziału w tej całej maskaradzie. Wracając do momentu, w którym w ogóle wyraził na to zgodę, choć czasem miał wrażenie, że nie miała ona najmniejszego znaczenia. Świadomie, nienawidząc się za to z całego serca, zgodził się na wymierzenie ciosu we wszystkich ludzi, którym zależało na jego życiu - dla własnego bezpieczeństwa, dla komfortu rodziny, dla chronienia tego, czego tak naprawdę nie mógł już uchronić, zdecydował się zrujnować wszystko inne.
A teraz przyjdzie mu za to gorzko zapłacić.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 03:08

Przesunął spojrzeniem po sylwetce chłopaka, marszcząc przy tym jeszcze bardziej brwi. Wykrzywił twarz w geście niezadowolenia, po czym zrobił krok do tyłu, wciąż trzymając różdżkę mocno w dłoni. Był zapobiegliwy i nie ufał już nikomu, ani niczemu. Wzdrygnął się, gdy tamten wykonał ruch, aby się odwrócić w jego stronę, wyciągając przy tym ręce. Dorian obserwował go uważnie, a gdy napotkał tę niesamowicie denerwującą twarz, syknął cicho pod nosem. Wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą, te wspomnienia, które tak bardzo starał się zaszufladkować na samym dnie, aby już nigdy nie miał do nich dostępu. To uczucie, kiedy dowiedział się o tym, że Alexander umarł kilka dni później, kiedy to spędzili wspólnie połowę wakacji. Kiedy byli po prostu razem.
Zacisnął mocniej pięść na różdżce, po czym z westchnieniem opuścił rękę, chowając swojego rodzaju broń za skórzany pasek. Przechylił głowę w bok, lustrując go ponownie chłodnym spojrzeniem błękitnych oczu, jakby chciał doszukać się chociażby jednego znaku, że tak naprawdę stała przed nim marna podróbka Alexandra, o którym tak bardzo starał się zapomnieć. Niestety, było to trudne, szczególnie, jeśli darzyło się tę konkretną, złośliwą osobę niepohamowanym uczuciem. Poczuł, jak coś ściska go w dołku, jak odbiera mu mowę. Sam już nie wiedział czy to kolejny żart uczniów, którzy dorwali się czarów, czy też wszystko mu się po prostu śni. Od dawna nie miał żadnych snów. Noce były tak samo puste, jak puste było jego życie bez tej jednej, konkretnej osoby u boku. Wciąż nie wierzył, nie wiedział o co chodzi i co tak naprawdę się tutaj wyprawiało. Wszystko szło nie tak, jak sobie poukładał. Miał wrażenie, że te dwa miesiące… dwa miesiące bezwzględnej samotności i cierpienia były jak jakiś niesmaczny żart. Stał przed nim żywy trup, który powinien leżeć zakopany głęboko pod ziemią. Zimny, martwy. Wszystko jednak wskazywało na to, że O’Malley miał się całkiem dobrze, nie licząc tej bladej twarzy i worków pod oczami, jakby nie spał co najmniej tydzień.
- Jasmine jeszcze nie wie? – spytał, a jego głos zdawał się brzmieć dla niego jak echo. Jakby odbijało się o zimne ściany, ginąc gdzieś na końcu długiego, zimnego korytarza. Zacisnął pięści, po czym zrobił dwa kroki w jego stronę, aby odległość, jaka ich dzieliła zmniejszyła się niemalże do minimum. Wyciągnął rękę przed siebie, aby chwycić Alexandra za brodę. Sam się zdziwił, że potrafił być jeszcze taki delikatny i czuły. Miał wrażenie, że przy większym nacisku chłopak po prostu zniknie, rozpadnie się jak stłuczona szklana kula. Znów wróci do świata nieżywych. Widząc, że Alex chce znów coś powiedzieć, nie pozwolił mu na to, zamykając wcześniej mu usta pocałunkiem. Głębokim i namiętnym. Chwycił go mocno w ramiona, przyciągając mocniej do siebie, zamykając tym samym w silnym uścisku, jakby miał go zaraz znów stracić. Nikt nie potrafiłby naśladować Alexandra w taki sposób. Znał go zbyt dobrze, żeby pomylić go z kimś innym. Jego głos, ton wypowiedzi, ta niesamowita arogancja, za którą tak bardzo tęsknił. Czas w tej chwili stanął dla niego w miejscu, wszystko inne przestało się po prostu liczyć. Był tylko on, jego cholerny Alexander, którego twarz za każdym razem miał przed oczami, kiedy tylko przypominał sobie, jak cenny skarb został mu wtedy odebrany.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 03:34

Obserwował to uważnie, jakby jedno mrugnięcie mogło rozbić obraz Doriana na tysiące kawałków, zamazując wszystko, czego w tej chwili doznawał, pozostawiając go znów samego w posiadłości rodziców, dociętego od świata, bezpiecznie ukrytego przed wzrokiem i wpływami osoby, która doprowadziła do tego wszystkiego. Jakby jedno mrugnięcie mogło zniweczyć wszystkie dalsze plany i marzenia, jakby to jedno, drobne mrugnięcie miało siłę odwracania rzeczywistości, wymazywania z niej wszystkiego, co dobre, wartościowe. Niezastąpione.
Odetchnął z ulgą, gdy Dorian opuścił różdżkę, choć niebieskie oczy wciąż świdrowały sylwetkę Ślizgona z tą nieskrywaną podejrzliwością, za którą ukrywał się źle maskowany wyrzut, jakaś gorycz, mrok oblekający iskierki radości, jakie nie potrafiły przebić sobie drogi na powierzchnię. I wcale mu się nie dziwił.
Sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak niedorzeczne, nienamacalne, nieprawdziwe i sztuczne musiało być to spotkanie; jak boleśnie raniło, jak rozdzierało zabliźnione już rany, pozwalając ich właścicielom na odczuwanie dawnego strachu, rozżalenia i bólu na nowo, raz po razie, dotykając tych rejonów, których żaden z nich nie chciał już dotykać. Uniósł dłoń i znów ją opuścił, odwracając wreszcie spojrzenie, wzdychając głęboko; nie był do końca pewny, czego się spodziewać i nie był też pewny, jak sam zareagowałby na tego typu rewelacje.
Dorian i tak nigdy nie mógł dowiedzieć się co naprawdę zaszło, a wyjaśnienie mu tego przy zachowaniu najwyższej ostrożności wydawało się Alexowi być czymś zupełnie nieosiągalnym - Krukon nie był głupi, a dociekliwość w tej konkretnej sytuacji stanowiła normalny aspekt, coś, czego nie będzie łatwo uniknąć.
Podniósł wzrok, słysząc głos Whispera, przerywający ciszę stanowczo, choć z powściągliwością, z nutą niepewności, czającą się gdzieś za kurtyną bezbrzeżnego zdziwienia. Pokręcił w odpowiedzi głową, wzruszając ramionami.
- Wysłałem jej sowę. Nikt nie wiedział, Dorian. Nikt. Może poza Francisem, ale... Dopiero wróciłem do szkoły. Jutro wszędzie będą gadali. O ile dożyję jutra po spotka... - słowa uwięzły mu w gardle, czy tego chciał, czy nie, a nawet jeśli nie - Whisper skutecznie zadbał o to, by głos stracił swój przekaźnik, zamykając młodszemu usta łapczywym pocałunkiem.
Zaskoczony delikatnością dotyku na skórze, poprzedzającym następującą po nim gwałtowność, przesyconą rozpaczliwie silnym objęciem, zupełnie zapomniał o czym właściwie chciał mówić. Znajomy zapach wody kolońskiej i chłód skórzanego materiału pod palcami wyparł z umysłu Ślizgona wszystkie słowa, co do jednego, pozostawiając miejsce jedynie na eksplodującą feerią uczuć tęsknotę, wymieszaną w nierównych proporcjach z ulgą i czymś, co przy dobrych chęciach nazwać można było spokojną radością.
Odpowiedział na pocałunek bez wahania, zaciskając palce na klapach kurtki Whispera, przyciągając go bliżej, mocniej, dostosowując się do rytmu narzuconego przez starszego, zapamiętując się w kontakcie ciał, w znajomym, oswojonym smaku ust, w biciu własnego serca, które właśnie brało udział w wyjątkowo morderczym wyścigu. Na ten jeden moment wyparł wszystkie czarne chmury, krążące mu nad głową od tygodni; na ten krótki moment zapomniał o tym, co prześladowało go nocami, powstrzymywało od snu, czaiło się w kątach gotowe zaatakować gdy tylko zmruży powieki.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 15:27

Człowiek docenia to co ma dopiero wtedy, kiedy tak naprawdę to stracił. Nie wierzył w cuda, nie wierzył, że najskrytsze marzenia potrafią się spełnić i same zapukać do jego drzwi. Nie mógł pojąć jak ten cały świat tak naprawdę funkcjonował i czego od niego oczekiwał. Wiedział tylko, że to, czego tak pragnął miał w tej chwili w swoich ramionach i gdyby mógł, to w życiu by już go nie wypuścił. Tęsknił, tak cholernie tęsknił, żyjąc przez prawie dwa miesiące w świadomości, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Nie dotknie opuszkami palców jego skóry, nie posmakuje miękkich ust. Tak bardzo starał się odrzucić wszelkie wspomnienia, żeby nie cierpieć i w miarę normalnie funkcjonować, chowając się za maską ironii i sarkazmu, za maską obojętności na wszelkie okrucieństwo wokół. Sam stał się osobą pozbawioną wszelkich walorów moralnych. Wychodził z założenia, że nic nie będzie w stanie pobudzić w nim znów tych ludzkich odruchów, dzięki którym potrafił kogoś pokochać.
Przez chwilę pogłębił pocałunek, niemalże wpijając się w usta Alexandra, chcąc chłonąć go całym sobą. Jego ramiona jeszcze mocniej go do siebie przyciągnęły, nie dając nawet najmniejszej szansy na ucieczkę. Przesunął wargami po jego policzku, zahaczając o płatek ucha, kończąc na szyi, aby w końcu wtulić twarz w jej zagłębienie. Wdychał zapach, który przypominał mu najszczęśliwsze chwile w jego życiu, uderzał jego nozdrza ze zdwojoną siłą, sprawiając, że myśli szalały w jego umyśle jak burza. Zapomniał na chwilę gdzie jest, bojąc się tylko jednego… że stracił zmysły. Że to wszystko było nieprawdą, iluzją nałożoną przez kogoś bardzo dowcipnego, który po prostu chciał zabawić się jego koszem, a on… złapał się na to jak największy żółtodziób. Napiął delikatnie mięśnie i cicho westchnął, pozostając w takiej pozycji, jakby zamarł.
Powoli poluzował uścisk, aby móc dłońmi przejechać po plecach Alexandra, jakby wciąż się obawiał, że nie był prawdziwy i był wytworem jego wyobraźni, obrazem, który stworzyła obsesja na jego punkcie. Nie brał pod uwagę tego, jak musiał wyglądać. Pokazywał swoją słabość, którą za wszelką cenę chciał ukryć, a mimo wszystko mu się nie udało. Powoli podniósł głowę, aby spojrzeć na tę denerwującą twarz, którą widział niemalże na każdym kroku, kiedy tylko starał się nie myśleć co też odebrało mu życie w tak brutalny sposób. Jakaś część jego krzyczała, że powinien być wściekły, powinien żądać wyjaśnień i gdyby nie nauczył się kontrolować emocji, Alexander na pewno przypłaciłby za całą tę sytuację ostrym wymierzeniem pięścią w twarz. Dorian jednak był osobą opanowaną, a wybuchy zdarzały mu się naprawdę rzadko. Dawny, zamknięty w sobie Krukon odszedł, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Trochę Cię nie było – powiedział, a jego głos nawet w połowie nie zdradzał tego, co tak naprawdę czuł. Niepewność? Ostrożność? Nie wiedział na ile mógł ufać swojemu osądowi, jednak wszystko zdawało się dla niego działać na zwolnionych obrotach. Gdyby mógł, to z chęcią zatrzymałby czas, aby ta chwila trwała wiecznie. I chociaż wiedział, że w końcu będzie musiał zapytać co się stało i dlaczego skazał go na tyle cierpienia, to dawał mu w pewnym sensie swobodę. Nie chciał naciskać, jednak spojrzenie błękitnych, chłodnych oczu mówiło samo za siebie. Lepiej, żeby miał dobrą wymówkę. Przerażał go też fakt, że on sam będzie musiał mu powiedzieć… co zrobił i kim się stał.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 00:03

Wrażenie było niesamowite; palce przesuwające się po materiale ubrań, tak cholernie denerwujących, usta pogłębiające pocałunek, którego obaj pragnęli od zbyt dawna, oddechy splecione w jeden i ta bliskość! Bliskość, której nie zaznali od kilku tygodni, ścigani przez demony, przez samotność, ból po stracie, przez rozstanie i związane z nim nieprzyjemności, przez konsekwencje własnych czynów, tak bestialsko bezmyślnych w swoim przebiegu. Te dni, które stracili i nienazwane uczucie pustki, którego sprecyzowanie przerastało możliwości któregokolwiek z nich, te minuty, które trwały godzinami; nic nie miało teraz znaczenia, w obliczu tej bliskości, tego niesamowitego kontaktu, ciała przy ciele, dotyku, smaku ust, krótkich, urywanych przez mrużenie powiek spojrzeń.
Kiedy Dorian rozluźnił uścisk, a jego palce powędrowały wzdłuż kręgosłupa Alexandra, zatapiając się w miękkich zwojach materiału bluzy, Ślizgon powoli wypuścił z uścisku klapy jego kurtki, odwracając głowę gdzieś w bok, nie znajdując właściwych słów, którymi mógłby się teraz podzielić. W milczeniu przyjmował pieszczotę jego dłoni, w milczeniu i skupieniu analizował najmniejsze nawet drgnięcie palców, upewniających się, czy trzymane w ramionach byłego Krukona ciało nie jest przypadkiem wytworem jakiegoś wyjątkowo okrutnego żartu. Pozwalał mu na to bez wahania, bez zniecierpliwienia, akceptując tą potrzebę i jej pochodzenie, doskonale wiedząc co starszy mógł czuć. Domyślał się tego, wyciągając wnioski z własnych emocji, rozkładając je na czynniki pierwsze, przyglądając się każdemu z osobna. Zastanawiając, co mógłby zrobić lepiej. Co mógłby naprawić.
Co mogłoby sprawić, że ostatnie tygodnie zostaną za nimi, bez potrzeby otwierania tej puszki Pandory, która przyniosła jedynie cierpienie.
Odetchnął wreszcie, a gdy Dorian zrobił krok w tył, sam podszedł bliżej, opierając czoło na jego ramieniu; znajomy zapach perfum połaskotał go w nos po raz kolejny, wspiął się po skórze, osiadł na ubraniu, wpijając się w jego osobę subtelnie, choć skutecznie. Wargi O’Malleya wykrzywił blady uśmiech, stalowoszare oczy rozbłysnęły krótko; komentarz Whispera skwitował krótkim parsknięciem, aroganckim spojrzeniem, wygięciem ust w uśmiech, który niewiele miał wspólnego z wesołością.
- Trochę w tym wypadku jest jedynie synonimem wieczności – mruknął kąśliwie, wciskając dłonie do kieszeni spodni, w poszukiwaniu zapalniczki. Odpalił papierosa, zaciągnął się nim mocno; gryzący dym rozprzestrzenił się w płucach, załaskotał w gardło, rozjaśnił umysł.
Chłopak wzruszył ramionami robiąc kilka kroków w tył, uniósł wolną dłoń, zmierzwił nią włosy.
- Pewnie jestem ci winny jakieś wyjaśnienia, prawda? – spytał jeszcze, odwracając się plecami do Whispera; kolejna chmura dymu uniosła się w górę nad jego głową, ginąc poza granicami światła rzucanego przez różdżkę Doriana, a Alexander kolejny raz odetchnął głęboko, znów przeczesując włosy palcami.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć, Dorian. Po prostu nie wiem. Nie mogę zbyt wiele. Właściwie nie mogę nic. A coś powinienem i znowu mam wrażenie, że jestem w potrzasku – oczy Ślizgona napotkały wreszcie niebieskie tęczówki Whispera, odpowiedziały na ich spojrzenie zmęczonym wzrokiem i bladym uśmiechem.
- Zrobiłem coś, czego nie powinienem był robić. Przejrzałem na oczy zbyt późno, zbyt opieszale. Nie zdążyłem spojrzeć przed siebie, oglądając się w tył na kogoś innego i przyszło mi za to zapłacić wysoką cenę – powiedział wreszcie, z namysłem, powoli, ważąc dokładnie każde słowo. Oceniając jego wartość, szacując straty, jakie mogło ze sobą przynieść.
A później znów spojrzał na Doriana, bezradnie rozkładając ramiona.
- Przepraszam.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 02:25

Dorian w milczeniu spoglądał na Alexa, dając mu spokojnie skończyć to, co leżało mu na żołądku. Nie naciskał, nie chciał wyciągać od niego wszystkiego od razu, zdając sobie sprawę z tego, że było mu tak samo trudno, jak i jemu. Sposób, w jaki się wypowiadał sprawiał, że Dorian poczuł, jak niewidzialna dłoń ściska go za serce, nie dając w ten sposób swobodnie oddychać. Słyszał gorycz w głosie Alexandra, rozpacz i zagubienie. Nie wiedział czego mógł się spodziewać, ale na pewno nie wymagał od niego zbyt wiele od razu. Chciał dojść do wszystkiego stopniowo, dać mu swobodę i nie naciskać. Ufał, że prędzej czy później dostanie cały obraz sytuacji, będzie wiedział co chłopak robił przez cały ten czas, kiedy go nie było, kiedy każdy myślał, że nie żyje.
Mimowolnie zacisnął pięści, hamując tym samym chęć wymierzenia mu z pięści w twarz. Nie był jednak egoistą a dobro jego ukochanego było dla niego w tej chwili najważniejsze. Chciał, aby poczuł się bezpiecznie u jego boku, nie chciał, aby myślał, że miał mu coś za złe. Nawet, jeśli przez jego ciało przebiegała aktualnie fala goryczy i wyrzutów, których zdecydowanie nie chciał czuć. Nie wiedział jak zareagować, nie wiedział jak ubrać swoje emocje w słowa i powiedzieć co czuje. Wszystko będzie dobrze brzmiało tak samo pusto, jak wtedy, kiedy inni zaraz po śmierci dwóch bliskich mu osób zapewniali go, że wszystko jakoś się ułoży. Nie ułożyło się, a on upadł na najniższe dno, z którego nie miał drogi ucieczki. Co więc mógł mu powiedzieć?  Był tak samo winny, jak Alexander, tak samo nie miał czystego sumienia, robiąc paskudne, niewybaczalne wręcz rzeczy.
Schował jedną dłoń do kieszeni skórzanej kurtki, aby po chwili wyciągnąć kolejnego krakersa i nakarmić nim sowę, która wciąż uparcie siedziała mu na ramieniu i nie chciała zejść. W pewnym momencie nawet o niej zapomniał, była subtelna i delikatna, zupełnie jak jej właściciel.
- Wiesz… - zaczął, gdy Alexander skończył mówić. Nie chciał mu wchodzić w słowo, dając mu pełną swobodę wypowiedzi. Nie miał zamiaru też ciągnąć go za język, kiedy już na pierwszy rzut oka widać było, że nie chciał i nie mógł mówić zbyt dużo, nawet osobom, którym mógł spokojnie zaufać. Nikt już nigdzie nie był bezpieczny, nawet Hogwart jego zdaniem wcale nie był miejscem całkowicie odizolowanym od wpływów złych sił. Niektórzy jednak mieli klapki na oczach i widzieli tylko to, co chcieli widzieć. Podrapał się po głowie, po czym spojrzał w dół, łapiąc się na tym, że nerwowo szurał butem po ziemi.
Ja też nie mogę się pochwalić niczym dobrym – powiedział, wzruszając ramionami. Z trudem pohamował chęć wyciągnięcia piersiówki z wewnętrznej kieszeni kurtki. Miał wrażenie, że zaraz umrze z pragnienia, jednak widział, że nikt nie pochwalał jego zamiłowania do alkoholu w takich ilościach, jak on pił. Patrzył jednak w te stalowoszare oczy i jakoś nic więcej się w tej chwili nie liczyło. Obserwował każdą zmianę na twarzy Alexa, starając się wychwycić najistotniejszy szczegół, grymas czy też oznakę jakiegokolwiek niezadowolenia czy czegoś innego. Przygryzł wargę, po czym znów zmniejszył ich odległość, kładąc przy tym obie dłonie na jego ramionach. Pochylił się znów nad jego twarzą, jakby miał go pocałować, jednak nie zrobił tego. W zamian wypowiedział ciche słowa, które z trudem przeszły mu przez gardło:
- Piłem, aby zapomnieć. Odsunąłem od siebie najbliższych, by mieć spokój, samotność. Pieprzyłem się, by nie myśleć o tym, jak bardzo mi cię brak. Zabiłem, aby cię pomścić.

klik
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptyPią 26 Gru 2014, 18:03

Pozwolił mu mówić, a Alexander uszanował to, był wdzięczny; słowa przechodziły przez gardło z trudem, kaleczyły je, dusiły nieprzyjemnie zostawiając po sobie echo źle dokonanych wyborów, echo głupoty i bezmyślności. Zostawiały za sobą również wspomnienie zaślepienia, bezcelowego, niemal prześmiewczo silnego uwielbienia dla kogoś, kto nie powinien być nigdy uwielbiany – zdawał sobie doskonale sprawę, że widmo będzie prześladowało go do końca życia, szydząc prosto w twarz, wytykając palcem w nos każdą chwilę, którą zmarnował, zaprzepaścił na nieprzytomne mrzonki, na brednie szaleńca nieświadomego własnej drogi ku zgubie.
On sam przejrzał na oczy szybko i boleśnie, zmuszony do tego przez potrzebę serca, przez walkę z rozsądkiem i wpojoną niechęcią do tych, których całe życie uważał za gorszych. I choć ta kwestia nie uległa zmianie, a Alexander mimo zorientowania się o istnieniu problemu tuż przed popełnieniem kolejnego błędu wcale nie zamierzał zmieniać poglądów. To jednak nie sprawiało, że chciał dłużej być częścią ruchu, jaki przynieść mógł jedynie ból, cierpienie, rządy niepodzielne i okrutne, a wreszcie śmierć w męczarniach, której powodem byłoby samo istnienie.
Zamilkł wreszcie, dopalił papierosa niedopałek gasząc o pobliskie drzewo, a później wbił wzrok w ciemność, wzdychając ciężko; aromat perfum Doriana powoli ulatniał się z jego ubrań, wypierany przez gryzący zapach tytoniu, choć jego bliskość odczuwał wciąż tak samo mocno i wyraźnie jak jeszcze kilka chwil temu, gdy były Krukon trzymał go mocno w ramionach i chował twarz w zagłębieniu jego szyi. Czekał w napięciu na komentarz, na słowa wyrzutu, wreszcie na gorycz i rozżalenie, które musiały teraz przepełniać chłopaka... Nie, nie chłopaka, zreflektował się w myślach, odwracając w stronę Doriana, by przyjrzeć się jego sylwetce, mocnej szczęce, ciemnemu zarostowi i namysłowi w oczach; Whisper dawno przestał być chłopcem, przeradzając się w mężczyznę. Doświadczonego przez życie, twardego, nieco nieopanowanego lecz stanowczego mężczyznę. Nie było w nim już tej nuty rozmarzenia, tej melancholijnej uwertury, jaką życie rozpisało dla bruneta przed laty – to wszystko zniknęło gdzieś, rozmyło się na przestrzeni lat, przeminęło na dobre pozostawiając to, co Alexander doskonale znał, to, co pokochał i niezliczoną mnogość nowych rzeczy, które wyczuwał podświadomie, lecz jeszcze nie miał okazji zasmakowania w nich, dotknięcia, poznania, zagrabienia jedynie we własne władanie.
Gdy się odezwał, oczy chłopaka drgnęły, przesunęły się potykając błękitne spojrzenie, uważnie przypatrywały się towarzyszowi O’Malleya, gdy ten znów zmniejszał dystans między nimi, gdy unosił ręce, układając mu dłonie na ramionach. Instynktownie odpowiedział na dotyk zaciskając palce na klapach skórzanej kurtki, unosząc głowę by ich czoła stykały się ze sobą. W minimalnej odległości jaka dzieliła twarz Alexa od twarzy Doriana zrodziło się dziwne napięcie, coś umykało jego uwadze, jakiś szczegół krył się za pociemniałym nagle spojrzeniem Whispera, kłuł w trzewia, wyrywał serce do niespokojnego, przyspieszonego rytmu.
Kolejne jego słowa sprawiły zaś, że coś stężało w młodszym, objęło lodowatymi ramionami płuca i przełyk, zadrwiło kpiąco ze ściśniętego nagle gardła, ze spinających się ramion; jakaś obca, nieprzyjemna myśl poruszyła się w głębi umysłu, wydarła na powierzchnię, napełniła usta gorzkim smakiem żółci. Kim jednak był, by skrytykować Doriana za jego wybory? By potępić go za próby radzenia sobie z żalem, za gorączkowe starania, mające prowadzić umęczoną duszę ku chwili wytchnienia? Hipokryta i kłamca. Oto, kim sam się okazał. Jak mógł więc nie wybaczyć temu, który dostał od życia prawdziwy powód do żalu, złości, nienawiści i zemsty?
Palce wbijające się w skórzaną kurtkę rozluźniły swój uścisk, stalowoszare oczy odwróciły na moment, powieki zatrzepotały kilkukrotnie, nim na ustach wykwitł blady, bardzo zmęczony uśmiech.
- Nie zrobiłem nic lepszego. Nie mam do zaoferowania nic lepszego. Nie mogę obiecać ani postąpić lepiej, niż próbuję teraz. Masz mnie takiego, jakim jestem, jeśli tylko chcesz, ale... – zawahał się, podniósł głowę, w jego oczach błysnęło coś znajomego, aroganckiego. Normalnego.
- Przysięgam, jeśli kiedykolwiek... Nie interesuje mnie kto to będzie. Jeśli kiedykolwiek, przysięgam... Zabiję własnoręcznie – syknął cicho, wbijając mu palec w pierś w geście tak naturalnym, tak dla niego normalnym i znajomym, że zimna, dławiąca atmosfera rozpłynęła się w mgnieniu oka.
- Nikt, rozumiesz? Nikt poza mną.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptySob 27 Gru 2014, 22:29

Alexander znał Doriana jak nikt inny. Obaj spędzili ze sobą najważniejsze chwile w życiu i chociaż przez pewien czas żywili do siebie niechęć spowodowaną innymi poglądami, to ich relacja i uczucie były o wiele silniejsze. Przetrwali próbę czasu, która udowodniła im, że są jak dwa, brakujące kawałki układanki, które do siebie pasują i bez których nie byłoby idealnej całości. Anglik przeżywał kryzys osobowości, nie wiedział kim tak naprawdę jest i jak żyć. Ratował się odsunięciem od świata i od innych osób, pozostając indywidualistą, któremu do szczęścia potrzebny był tylko ołówek oraz własne towarzystwo. Ślizgon jednak znów wpadł do jego życia, wywracając je do góry nogami, robiąc porządki według własnego widzimisię. A później odszedł, pozostawiając palącą dziurę w sercu, która za nic nie przestawała boleć. Jego śmierć jednak przyjął ze spokojem, nie pozwalając sobie na pogrążenie się znów w depresji, z której Alex  go wyciągnął. Uważał to za obelgę w jego stronę, a nie tak chciał uczcić jego pamięć. Dorósł, stał się mężczyzną, który wiedział do czego dążył, będąc niewrażliwym na bodźce zewnętrzne i ciosy, z którymi radził sobie na swój własny, indywidualny sposób. A teraz wrócił, a Dorian za nic w świecie nie potrafił być na niego zły, mimo iż zrobił wiele paskudnych rzeczy, z które przyjdzie mu płacić do końca życia.
Obserwował go uważnie, śledząc nawet najmniejszy ruch. Chłonął jego widok całym sobą, starając się zapamiętać najwięcej szczegółów, porównać te, które pamiętał z przeszłości i te nowe. Chciał je dopasować i zobaczyć, czy zmienił się bardzo, czy tylko odrobinę. Coś nerwowego w nim było, jakby wstydził się tego, co zrobił. Powinien, jakaś część w głowie Doriana krzyczała, żeby chociaż trochę był na niego zły, wygarnął mu wszystko i kazał mu żałować do końca życia. Nie potrafił jednak zrobić nic, co mogłoby jeszcze bardziej go pogrążyć i sprawić, że będzie miał jeszcze większe wyrzuty sumienia. Gdy chłopak odwrócił się do niego plecami, Dorian podszedł do niego, kładąc dłoń na ramieniu. Przygryzł wargę, wpatrując się w niego przez dobrą chwilę w milczeniu, ważąc każde słowa, które chciał powiedzieć. Westchnął w końcu i zabrał rękę, odsuwając się o dwa kroki do tyłu. Schował obie do kieszeni skórzanych spodni i zgarbił się, jakby uderzyła go nagła fala zimna. Cokolwiek Alexander zrobił, nie zamierzał mu powiedzieć. Przynajmniej nie teraz. On też nie chciał się do wszystkiego przyznawać, obaj nie byli święci. Alexander zdecydował się w końcu odwrócić w stronę byłego Krukona, całkowicie minimalizując odległość ich dzielącą. Żar stykającego się czoła z jego własnym wywołał w nim coś na wzór konwulsji. Po raz kolejny poczuł jak bardzo było mu go brak. Powoli przesunął dłonią wyciągniętą z kieszeni po plecach Alexandra, w końcu zatrzymując ją tym samym mocniej go do siebie przyciskając. Cicho westchnął, znów przesuwając palcami, tym razem w górę, aż w końcu dotknął skóry Alexandra. Był gorący, żył i trwał w jego ramionach jakby nigdy nie odszedł. Spojrzał mu w oczy, po czym zanim cokolwiek powiedział, pocałował go w kącik ust, policzek i skroń, zatrzymując się właśnie tam na dłużej. Uśmiechnął się kątem ust, słysząc jego słowa wypowiedziane  tak znanym i uwielbianym przez Doriana aroganckim tonem. Tak, nie miał wątpliwości, że to był on, że wrócił.
- Zazdrość Cię zżera? No dobrze, myślę, że możemy coś na to poradzić – mruknął, obejmując go wolną ręką w pasie, nie dając tym samym szans na ucieczkę. Coś niebezpiecznego i drapieżnego błysnęło w błękitnych tęczówkach Anglika, lecz zaraz się rozpłynęło, pozostawiając jednak po sobie uczucie niepokoju. – Nie sądzisz jednak, że powinienem trochę się na ciebie pozłościć? – spytał, po czym przesuną wargami dalej, aż natrafił na płatek ucha Alexa, który delikatnie przygryzł, pozostawiając czerwony ślad.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptySro 31 Gru 2014, 01:30

Odetchnął cicho, czując jego wargi na wychłodzonej skórze, muskające kącik ust, policzek, wreszcie skroń. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę z faktycznego ogromu tęsknoty, jaka narastała gdzieś w głębi jego umysłu, zatruwając serce i duszę, wywołując posępny nastrój i zaćmiewając wzrok, na próżno pragnący dostrzec w kolejnych dniach choć nutę jasności. Jego dotyk był przyjemny, znajomy, witany z chęcią i otwartymi ramionami, choć te pieszczoty nie potrafiły zgasić nuty oburzenia, jaką wzbudziły słowa Doriana.
- Żadna zazdrość, po prostu nie lubię się dzielić. Zwłaszcza tym, co mi się należy. Co posiadłem na własność. A taką rzeczą jest zdecydowanie twoja osoba, Whisper. Pamiętaj o tym - coś w jego głosie stwardniało, arogancja zamieniła się w stanowczość, a stalowoszare oczy rozbłysły krótko, nieprzyjemnie, jakby sama wizja utraty Doriana na rzecz kogoś innego sprawiała, że w O'Malleyu budziły się najgorsze instynkty. Nie zamierzał jednak komentować tego głośno, skrzywił się tylko, gdy zęby Doriana zacisnęły się na wrażliwym płatku ucha.
- Sądzę, że złoszczenie się na mnie powinieneś zostawić Jasmine. Ona nadrobi wszystkie zaległości, za ostatnich kilka tygodni i na zapas, na wypadek, gdybym znów miał zniknąć - stwierdził kwaśno, unosząc brew i zerkając na Doriana z nutą rozbawienia, tańczącą gdzieś na skraju kącików ust. Ironia w tym wypadku mogła być nieco nie na miejscu, jednak Alexander miał ostatnimi czasy wystarczająco dużo na głowie, by przejmować się jeszcze sposobem wysławiania. Zresztą, wiedział, że Dorian zrozumie.
Zawsze rozumiał.
Odsunął się od niego wreszcie, niechętnie, z ociąganiem, a potem odetchnął cicho, zerkając w stronę zamku.
- Powinienem wracać. Muszę wracać. Zobaczymy się jutro? - spytał jeszcze cicho, choć wiedział, że wcale nie musi czekać na odpowiedź, by ją poznać. Wargi Doriana były ciepłe, a zarost przyjemnie drapał w skórę, gdy całował go ostatni raz na pożegnanie i wyślizgiwał się z zaborczych ramion, niezbyt chętnych do wypuszczenia niższego chłopaka z objęcia.

[ztx2]
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 EmptySob 31 Sty 2015, 13:17

To było stałe miejsce przechadzek Soleil. Przychodziła tutaj często, karmiąc się samotnością, którą podkreślała jedynie obecność testrali, które znały ją już tak dobrze, że przychodziły same, nawet jeśli nie miała dla nich nic do jedzenia. Zazwyczaj przytulała się do nich, wtulając policzek w jedwabistą sierść, przyglądając się jak Potworek droczy się z najmłodszymi osobnikami albo poluje na poukrywane gdzieniegdzie niewielkie leśne stworzonka. Nath nie był już maleństwem, właściwie wyrastał na całkiem spore kocisko i choć przypominał jej boleśnie to, co straciła, nie potrafiła go nie kochać, nie potrafiła patrzeć na niego inaczej niż z wielką czułością, może dlatego, że był chyba ostatnią istotą na ziemi, której na prawdę na niej zależało. I to nie z powodu żadnych wyrzutów sumienia.
Co do Henry'ego - nie unikała go. Po prostu spędzała większość czasu samotnie i to w takich miejscach, w których najwyraźniej chłopak jej nie szukał i nic w tym dziwnego, bo przecież był teraz prefektem i musiał bardziej niż zazwyczaj trzymać się zasad i regulaminów. Z drugiej strony, nie szukała jego towarzystwa, nie chciała go do niczego zmuszać, a on... ostatecznie jej nie pamiętał. Nie pamiętał niczego, co ich łączyło, co razem przeżyli. Nie pamiętał, że mówił jej, że ją kochał, nie pamiętał tego, co czuł, a co ona czuła wciąż, nadal, równie mocno, a może nawet bardziej niż wcześniej. I nic nie mogła poradzić na to, mimo swoich najszczerszych chęci, że kiedy widzi go z innymi, dalekiego, czuje w sercu dotkliwy ból. Życzyła mu wszystkiego, co najlepsze. Nie planowała skazywać na swoją osobę tym bardziej, że zatruwał ją Tytan, ale nie umiała... nie umiała zwyczajnie zapomnieć, że znaczył, znaczy dla niej więcej niż zwyczajny kolega. Że kiedy go widzi, chce podbiec do niego, obdarzyć uśmiechem, przytulić, poczuć przy sobie blisko, że jest, że wszystko u niego w porządku. I świadomość, że nie może tego zrobić, że dla Henry'ego jest niczym więcej jak wyrzutem sumienia i bajeczką opowiedzianą mu przez znajomych, dobijała ją, krzywdziła, łamała jej serce i to bez zbędnego dramatyzmu. Takie było życie, taka była codzienność i Soleil dzielnie się z nią zmagała. Po prostu nie należało od niej oczekiwać, że będzie tak samo radosna, tak samo beztroska i tak samo szczęśliwa jak kiedyś. Że zachowa ten sam stosunek do Henry'ego, o którym wiedziała, że jest zainteresowany Wandą. Zauważyłaby to sama, bo nie straciła zbyt wiele ze swej spostrzegawczości, ale wiele "życzliwych" osób uznawało też za stosowne poinformować ją o tym fakcie, jakby czyjeś nieszczęście było wygraną dla nich.
Ale wbrew temu, czego się spodziewali, Soleil naprawdę cieszyła się, że Henry wraca do zdrowia, że jest mu lepiej, że idzie w kierunku happy endu. Jeśli ona nie była elementem tej rzeczywistości, która miała dać mu szczęście - trudno, chciała dla niego nadal wszystkiego co najlepsze.
Nie była może tym samym Słoneczkiem co kiedyś, wyszczuplała i jej wielkie oczy wydawały się jeszcze większe na pozbawionej dawnych rumieńców twarzy, ale wciąż z jej ust nie znikał ten charakterystyczny, nieobecny uśmiech. Nawet teraz, kiedy siedziała pogrążona w nie najprzyjemniejszych myślach, gładząc machinalnie bok testrala, o którego się opierała, a który troskliwie otoczył ją błoniastym skrzydłem. Poły wielkiej, tęczowej, ponadpruwanej chusty rozlewały się miękką plamą na ziemi a gdzieś nieopodal leżała łatana wielokrotnie, szkolna torba Soleil, wypełniona właściwie wszystkim poza rzeczami, które mogą być przydatne na zajęciach.
Sponsored content

Dzika polana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dzika polana   Dzika polana - Page 2 Empty

 

Dzika polana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Centrum dowodzenia kryptonim "Polana"

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-