Tak! Wielki dzień! Lucjusz Malfoy, przyszła głowa rodu, ma dziś urodziny! Swoje dziewiętnaste już! Do ich dworu zjechała się chyba cała magiczna szlachta! Abraxas zaprosił wielu ludzi, których każdy znał, gdy tylko usłyszał ich nazwisko. Oczywiście nie zabrakło paru śmierciożerców. Dwór Malfoy'ów stał się w ten dzień miejscem legowiska największych szumowin...
Osoby: Lucjusz Malfoy Matthew Avery Christopher Richardson
Czas: 1973
Miejsce: Dwór Malfoy'ów
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Legowisko Żmij Wto 13 Sty 2015, 23:34
Dzisiejszy dzień miał zwiastować integrowanie ze sobą dość sporej ilości ważnych osób. Każde święto rodzinne czarodzieja, który jest powszechny i poważany, prowadzi do wielkich uroczystości. I właśnie dziś była najlepsza okazja na zebranie "szlachty" w jedno miejsce. Urodziny Lucjusza. Te dziewiętnaste. Minął rok od ukończenia Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart przez młodego arystokratę. Trochę jego życie się zmieniło przez ostatni czas. Dostał pracę w Ministerstwie dzięki swoim wpływom, jak i pomocy ojca. Rzadko się zdarza, aby ktoś tak młody tam się zaciągnął na posadę. Ale kto bogatemu zabroni? Dodatkowo było coś jeszcze! Panicz Malfoy dostąpił zaszczytu wstąpienia w szeregi samego Lorda Voldemorta! Teraz na przedramieniu chłopaka widniał Mroczny Znak. Tak! Był śmierciożercą! Został nim! Osiągnął swój największy życiowy sukces jakiego pragnął od dawna. Kto wie? Może Czarny Pan go kiedyś doceni? Na dworze się ściemniło, zapadł zmrok. Czarodzieje w eleganckich szatach aportowali się przed główną bramą i zmierzali w stronę rezydencji. Lucjusz, wraz z rodzicami witał każdego przybyłego. -Panno Black... Panie Avery...- I ciągnęło to się jeszcze długo. Kiedy weszli już wszyscy, na szczęście mieszcząc się w sali balowej Malfoy'ów, Abraxas przemówił do zgromadzonych. Było coś o całej uroczystości, o jego synu i podziękowania. Potem jubilat zdmuchnął świeczki na torcie, co było tradycją urodzin. Wzniosły się kieliszki z szampanem. Niektórzy czarodzieje podchodzili składać życzenia. Lucek zauważył, ze wielu z nich to śmierciożercy. Zapamiętał. Ale tym się nie przejmował. Bo niby czemu? Oddalił się od całej reszty, gdy wszyscy przeszli do zabawy. Chciał mieć chwilę spokoju. Wszedł na górne piętra do jednego z pokoi gościnnych. Nikt tu nie urzędował, wiec była cisza. Ale wcale nie oznaczało to braku towarzystwa...
Christopher Richardson
Temat: Re: Legowisko Żmij Sro 14 Sty 2015, 11:33
Siedząc sobie spokojnie w salonie, otrzymał list. Okazało się, że to zaproszenie na urodziny Lucjusza Malfoya, człowieka, którego Christopher szanował. Dwunastolatek natychmiast pomyślał o swoim ojcu. Ich rodziny się ze sobą przyjaźniły, więc może zaproszono też jego ojca. Dwunastolatek szykował się do tego całymi dniami, nawet pojechał tam specjalnym, mugolskim samochodem. Należał on do Ministerstwa Magii, więc nie było żadnych problemów. Dotarł na miejsce. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, serce przyśpieszyło rytm swojego bicia. Abraxas Malfoy otworzył mu drzwi i serdecznie zaprosił do środka. Były tam dzieciaki w jego wieku, ale to nie to go interesowało. Był dość poważnym dwunastolatkiem, nie bawił się w jakieś głupie gry. Rozejrzał się po otoczeniu, jednak nigdzie nie poznał tej twarzy. Nigdzie. Płomień nadziei słabł, zaledwie się tlił. Przybywały najbardziej arystokratyczne rody. Witały się z nim i chciały krótko porozmawiać. Odchodzili, gdy pytał się o swojego rodziciela. Musieli coś wiedzieć. Zaginął? Umarł? Odszedł? Zmierzwił swoje włosy i niezauważalnie wkradł się na górę. Schował się w jakimś pustym pomieszczeniu, za jakimś przedmiotem. Miał ochotę siedzieć sam i nic więcej nie robić. Nie przybył. Zostawił go. Naprawdę go zostawił. Drzwi lekko się uchyliły. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył znajomą mu twarz. Lucjusz Malfoy wydoroślał, dzisiaj miał urodziny. Richardson wstał i podreptał w jego stronę. - Pan Lucjusz Malfoy! – krzyknął podekscytowany. Miał szanse z nim porozmawiać. Może właśnie taka rozmowa mogła mu pomóc zapomnieć? Na pewno nie na zawsze, ale na chwilę. Przynajmniej mógł udawać. – Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin!
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Legowisko Żmij Sro 14 Sty 2015, 17:15
Siedział w ciszy, na wygodnym i bardzo miękkim łóżku. Otaczała go ciemność. Żaden promyk światła tutaj nie docierał. Jednak przy machnięciu różdżką w lampkach pojawiły się małe płomyki. Dawało to fajnej atmosfery. I dzięki temu wszystko było widać! Nawet pewne zdjęcie w ramce. Podszedł do półki na której owy przedmiot się znajdował. Musiał dokładnie się przyjrzeć. Stare zdjęcie... bardzo. Przedstawiało jego dziadka w dumnej pozie. Już od dawna nie znajdował się na tym świecie. Ale aż do śmierci służył Grindelwald'owi i pozostawał przy idei czystości krwi. Swoje poglądy przekazał dalej. Tak jak jemu przekazano. Tradycja trwa do dziś dzień. Zastanawiał się, czy także zaistnieje jak jego krewny. Nagle drzwi się otworzyły, a Lucjusz spokojnie spojrzał w ich stronę. Zauważył tam pewnego młodzieńca. Dobrze mu znanego. -Christopher Richardson... Miło Cię widzieć.- Powitał go beznamiętnym głosem, bawiąc się małą laską, której końcówka przypominała łeb węża. Dostał od ojca na urodziny. Doprawdy wspaniały prezent! Zawsze przypomni mu skąd pochodzi i co ceni! Przyjrzał się chłopcu. Trochę urósł od poprzedniego spotkania, lecz wciąż było to tylko dziecko. Ale Malfoy wiedział, by nie oceniać książek po okładce. Sam kiedyś przerastał dojrzałością resztę rówieśników. Z młodym Richardsonem było podobnie. -Dziękuję. Co tutaj robisz? Impreza jest w sali balowej.- Odparł z lekkim przebiegłym uśmiechem. Lepiej nie ufać tej minie. Już chciał wspomnieć coś o jego ojcu, ale zapomniał o tej sytuacji... Lepiej się nie rozwijać na ten temat. Nie wolno. -I jak się podoba uroczystość?- Dodał czekając na pochwałę z jego strony. Tak, lubił słyszeć komplementy. A dziś jego urodziny!
Christopher Richardson
Temat: Re: Legowisko Żmij Czw 15 Sty 2015, 13:20
Lucjusz Malfoy pochodził z arystokratycznego rodu. Christopher zawsze go podziwiał, widział w nim swój autorytet. Chciałby zostać sługą Czarnego Pana, jednak był zbyt młody i zbyt głupi. Jego ojciec należał do tej potężnej armii. A jak by wyglądało spotkanie po dwóch latach? Z pewnością nie byłaby to rozmowa ojca z synem. Prędzej dwunastolatek strzeliłby mu Rictusemprą prosto w twarz. Teraz mógł na spokojnie porozmawiać z dziewiętnastolatkiem i być może wyciągnąć jakieś informacje na temat swojego rodziciela. Na twarz Chrisa wkradł się ten znany, chytry uśmieszek. - Przyjęcie jest super. Ale przyszedłem tutaj, by zapomnieć widoku pijanego Ureyla Lelond – trochę kłamał trochę nie. Głównie przybył tu odpocząć, zapomnieć o zniknięciu swojego ojca. Ale z pewnością nie uśmiechało mu się oglądać wymiocin jakiegoś alkoholika. – A pan dlaczego tutaj przebywa? – jego wzrok powędrował na laskę z srebrną głową węża. To zwierzę oznaczało dom Slytherina, czystokriwstych i tych najbardziej szanowanych. Był dumny, że mógł urodzić się człowiekiem czystej krwi i nie być skazanym na żywot tzw. „szlamy”. – Fajny przedmiot. Wreszcie wymyślono coś przyzwoitego… Czarki Hufflepuff, sztuczne miecze Gryffindora i diademy dla małych dziewczynek – parsknął. Wiedział, że Malfoyowie byli tacy sami jak on i, że nie szanowali dwóch pozostałych domów. Godryk Gryffindor i Helga Hufflepuff… Niech spadają. Jedynymi przyzwoitymi były Ravenclaw i Slytherin.
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Legowisko Żmij Czw 15 Sty 2015, 18:05
Oczywiście wiadomym było, że nawet jeśli Lucjusz miał jakieś informacje, a do teraz jeszcze nic nie wspomniał, to nie ma na co liczyć. Ale niech ślizgon próbuje. Przy odpowiednim ruchu palców jego laska wykonała obrót o 360 stopni. Podobała mu się! Szczególnie ten wąż symbolizujący przebiegłość i siłę. Nawet nie chciał myśleć ile kosztowała Abraxasa. Ale to święto jego syna! Musi trzaskać majątkiem. -Cieszy mnie to. Liczę, że reszta myśli podobnie.- Westchnął czując, że mimo statusu Malfoy'ów mieli mimo wszystko wrogów wśród swojego kręgu. -Lelondem się brzydzę. Jako tak wysoko urodzony czarodziej powinien mieć trochę rozumu w głowię. Ten zachowuje się jak uliczny brudas.- Napomknął wcale nie ukrywając swojej nieżyczliwości co do tego czarodzieja. Chłopak znał trochę Lucjusza. Wiedział jaki jest. -Ale Ureyl nie jest wyjątkiem. Moi rodzice zaprosili samo pospólstwo chyba. Murtamera na przykład... z taką słabą pracą na niskim stanowisku w Ministerstwie. Obyś ty tak nie skończył.- Dodał, dając mu cenną radę życiową w jego wykonaniu. Zastanowił się nad odpowiedzią... Czemu tu był? Sam nie wiedział. -To mój dom, wiec ten pokój także należy do mnie. Chyba mogę sobie tutaj przesiadywać?- Odparł zgryźliwie, ale po chwili uśmiechnął się złośliwie. Nie był zły za pytanie. -Szukałem spokoju.- -Tak mówisz?- Spojrzał w oczy srebrnego węża. -Na pewno przyzwoicie się z tym wygląda.- Powiedział spokojnie i łagodnie. Podszedł do biurka i oparł się o nie, przeglądając papiery... -Znalazłeś już sobie partnerkę? Mam na myśli szlachetnego pochodzenia oczywiście.- Spytał nagle. Chłopak miał tylko 12 lat, ale kiedy Lucjusz miał tyle co On także załatwiono mu już "wybrankę". Jednak nie udały się plany.
Christopher Richardson
Temat: Re: Legowisko Żmij Czw 15 Sty 2015, 19:16
Oczernianie tych rodów według Chrisa było bardzo interesujące. Wszyscy wiedzieli, że to osoby obrażały arystokratyczne rody, jednak byli bardzo ważni. Wielu z nich było śmierciożercami, szanowanymi osobami pracującymi na wysokich stanowiskach w Ministerstwie Magii. Richardson zawsze marzył, by zostać takim bogatym człowiekiem jakim był ojciec Lucjusza, Abraxas Malfoy. - Dużo osób jest czystej krwi. A jednak nas hańbią… Tacy Gryfoni szanujący szlamy… Albo Puchoni kochający wszystko co się rusza. Bez sensu. Najlepiej oczyścić świat i zostawić tylko prawdziwych czarodziejów – myślał jak prawdziwy śmierciożerca. Nie wiedział, że Voldemort wytępiłby każdego, kto próbowały mu przeszkodzić. Nawet takiego czystokrwistego czarownika. Uśmiechnął się chytrze. Sam przyjaźnił się z czarownicą półkrwi, ale ona nie była szlamą. Bardzo lubił Thetis, traktował ją jak swoją najlepszą przyjaciółkę. Dwunastolatek usiadł na najbliższym krześle i spojrzał na dziewiętnastolatka. Bardzo zdziwiło go pytanie o partnerkę, trochę go zaskoczyło. Jego ojciec po prostu uciekł, więc nie miał jeszcze wybranej. Gdyby nie wydarzenia sprzed dwóch lat to pewnie już dawno musiałby jakąś sobie wybrać. Jednak on jeszcze nie wiedział co to jest miłość. Jego matka była w ciężkim stanie psychicznym, więc najmniej przejmował się znalezieniem sobie partnerki. – Niee… Chyba jestem trochę za młody. Mój ojciec, jeszcze przed… sytuacją... mówił, że trzeba takiej szukać w bardzo młodym wieku, bo potem mogą być problemy z znalezieniem przyzwoitej. Ale czy to nie jest takie trochę… przymusowe? Nie znam się na tym, ale chyba nie można się w kimś zakochać na siłę. Nie uważa Pan?
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Legowisko Żmij Czw 15 Sty 2015, 20:01
Oczernianie szlachty było na porządku dziennym. Nawet nie chciał wyobrazić sobie tego jak Malfoy'ów obrażają. Lecz to norma. Mimo wszystko niektórzy sobie zasłużyli na niekorzystną reputacje. Idą wbrew temu kim są. -Krukonów pominąłeś.- Wtrącił. -Nawet nie wiesz jak wielu z nich zostaje aurorami.- Powiedział z pogardą. Pluł na herby pozostałych domów. Tiara dzieliła ludzi na dwie kategorie: potężnych i nic nieznaczących. Tych pierwszych było niestety mało. Spojrzał na niego unosząc brwi. Proszę. Taki wojownik... -Ciekawe słowa. Choć pewnie nawet niewiele jeszcze wiesz, a tylko powtarzasz to co Ci powiedziano. Lecz ja także się wychowałem na tym. I zobacz gdzie zaszedłem.- Powiedział i usiadł w fotelu. Dla Lucjusza szlamami byli mugolacy i półkrwi. Nie doceniał nikogo kto miał w rodzinie choć jednego mugola. Oczywiście Czarny Pan się nie liczył. Malfoy nie miał pojęcia, ze ojciec Lorda Voldemorta to mugol. Ten chyba nie śpieszył się, aby to komuś rozpowiadać. Więc każdy pozostawał w niewiedzy. Co do Chrisa... lepiej według śmierciożercy, aby ten nie zszargał swojego nazwiska przez dziewczynę nieczystą. -Co Ty wiesz o miłości. Czym to jest? Skąd to się bierze? Nie możesz się ponosić uczuciom. Liczy się to kim jesteś! Przymusowe? Ciesz się, że masz wolną rękę, a nie wpychają Cię na ołtarz! Lepiej pomyśl co ważniejsze!- Warknął jakby był niezadowolony tym co gada ślizgon. Lecz chciał go naprostować. Dla jego dobra. -Poza tym... kto mówi, że się w końcu nie zakochasz w wybrance...- Dodał beznamiętnie odwracając wzrok od Chrisa.
Gość
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 09:35
Matthew został zaproszony do posiadłości Malfoyów jako przyjaciel domu. Ledwie wrócił z Indii, a już dopasły go salonowe obowiązki. Synowi starego dobrego Abraxasa nie można było odmawiać. Ojciec Malfoya przyjaźnił się z jego ojcem jeszcze w czasach szkolnych. Był to człowiek, którego ograniczenia tego świata zdawały sie nie dosięgać. Miał swój Gabinet Cieni i potrafił wpłynąć na władzę i społeczeństwo tak mocno, jakby kierował właściwym rządem. Istny Richelieu. Ostatecznie osadził przecież na stanowisku Ministra Magii swojego człowieka. Jego też Matthew poprosił o obecność na swoim ślubie i uczestnictwo w ceremonii jako jednego z siedmiu świadków celebrujących starodawną magię, mającą na celu włączenie żony do rodu męża. Avery podziwiał jego siłę i determinację. Sam nigdy nie przepadał za polityką. Władza nad tłumami go nie fascynowała, był raczej maniakiem władzy nad jednostkami. Należał do typu doradców, strategów, nie przywódców. Nie pociągał za sobą tłumów, ale jego charyzma wpływała raczej na pojedynczych ludzi, których postanawiał opętać swoimi ideami lub wydusić z nich, wykrwawić emocjonalną posokę.
Lucjusz wydawał się być nieco przytłoczony przez sławę swojego ojca, ale zdawało się, że mimo owego nacisku i tak pójdzie w jego ślady. Miał wspaniały dryg do manipulacji, choć nad retoryką musiał jeszcze popracować. Nie zawsze agresywna gra się opłacała.
Po jakichś piętnastu minutach w końcu udało mu się przedrzeć przez tłum otaczający Lucjusza. "Przedzieranie się" to jak najwłaściwsze słowo, choć miejsca dla poruszania się był jak najbardziej dostatek. Istotą owego "przedzierania się" było odpowiadanie w kilku słowach wszystkim znajomym napotkanym po drodze osobom. W końcu nie było go w kraju przez ostatnie trzy lata. Salon nienawidzić cierpieć na brak informacji. Gdy dotarł na właściwe miejsce, miał okazję usłyszeć końcówkę rozmowy. Uśmiechnął się w duchu złośliwie, na usta przywołując dużo bardziej uprzejmy uśmiech.
Różnica między nim, a młodym Malfoyem wynosiła aż dziewięć lat. I nie była to jedyna różnica. Avery'ego obchodziła bardziej potęga magiczna małżonki i jej wrodzona inteligencja. Jego żona, Katerina, posiadała krew czystą jak czarna magia, ale oprócz tego spełniała inne jego wymogi, samo pochodzenie nie było tu najważniejsze. Owszem, nigdy nie ożeniłby się ze szlamą, ale czarownica półkrwi... Kiedyś czarodzieje nie znali rodów. Każdy z nich wywodził się z mugolskiego bagna, bo każdy z nich został niegdyś wybrany przez samą magię, by zapoczątkować swój ród. Niegdyś liczyła się potęga i to ona nobilitowała poszczególnych czarodziejów - tak, jak teraz nobilitowała Czarnego Pana, czy Albusa Dumbledore'a. Czasem uderzały w niego myśli, iż szlamy mają coś, czego oni już nie posiadają, jako że czystokrwiści czerpią magię przez krew. Szlamy zostały zaś wybrane. Nie posiadały niczego, ale magia wstąpiła w nie i uczyniła ich wyjątkowymi sama z siebie. Zmieniała świat. To właśnie powodowało, iż prowadził w lochach liczne badania w tym temacie. Co determinowało magię w szlamie, czy też czystokrwistym czarodzieju? Najbardziej ze wszystkiego nienawidził w szlamach nie ich pochodzenia, ale nieznajomości czarodziejskiego świata i niszczycielskich zachowań w stosunku do ich tradycji. Byłby przychylny zabieraniu czarodziejskich dzieci mugolom natychmiast, gdy tylko okaże się, że są magiczne. Powinny być przede wszystkim czarodziejami, a nie stać na granicy światów i czynić wokół siebie wielkie zamieszanie.
- Witaj Lucjuszu - odezwał się Avery, w momencie, gdy spostrzegł, iż młody Malfoy zauważył jego obecność. - Pragnę się dołączyć do wszystkich tych życzeń, które już dzisiaj ci złożono. Ze swojej strony życzę ci, by spełniło się wszystko to, czego pragniesz, bo sądzę, że doskonale wiesz, czego chcesz, a dobry los jedynie dopomoże ci to osiągnąć. Oby twoje wybory były dla ciebie źródłem szczęścia.
Christopher Richardson
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 14:10
Chłopak coraz bardziej się pogrążał. Nie wiedział, że takich słów nie wygaduje się w obecności Lucjusza Malfoya, członka jednego z najbardziej arystokratycznych rodów. Dwunastolatek nie miał żadnych urazów co do domu kruka. Od sprytu do inteligencji nie było wcale tak daleko, więc każdemu Ślizgonowi groziło przydzielenie do tych najbardziej inteligentnych. Jednak i Slytherin miał bardzo przyzwoitych ludzi. Wywodziło się z niego wielu znanych czarodziejów. Według Chrisa wszystko można było zdobyć za pomocą przebiegłości, która była jedną z najważniejszych cech jakie cenił sobie Salazar Slytherin. Mimo wszystko, dwunastolatek poczuł się urażony słowami dziewiętnastolatka. Udawał, jednak, że wszystko było dobrze i nie trzeba było sobie zawracać głowy żadnymi głupotami. Musiał się zacząć przyzwyczajać jeśli chciał kiedyś wstąpić w szeregi Czarnego Pana. Tam z pewnością nie czekała go żadna chwała za złe wykonane zadanie. Prędzej niechybna śmierć, która w końcu i tak by nadeszła. Los chciał być taki miły i zakańczać je szybciej. Bo ilu młodych ludzi poległo? Z pewnością wielu. Każda chwila była dla kogoś tą ostatnią. Nie wszyscy to pojmowali. - Proszę pana… Z pewnością nie wiem zbyt dużo – odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie miał żadnego pojęcia czym jest miłość. Był tylko głupim dwunastolatkiem nie mającym żadnych szans jeśli chodzi o słuchanie. Bo kto zgodziłby się z zdaniem takiego kurdupla? No właśnie. Nikt. - Ale zgodzę się, że można się w takiej osobie zakochać. Bo przecież im więcej czasu się ze sobą spędza tym więcej się czuje – uśmiechnął się. Właśnie w tej samej chwili do pomieszczenia wszedł szanowany mężczyzna z zaszczytnym nazwiskiem Avery. Życzył Lucjuszowi wszystkiego co najlepsze, a Christopher spojrzał na niego wzrokiem pełnym podziwu. – Dzień dobry.
Ostatnio zmieniony przez Christopher Richardson dnia Pią 16 Sty 2015, 15:11, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 15:10
- Christopherze - odpowiedział na powitanie Matthew, skinąwszy z szacunkiem głową, by oddać honor rozmówcy. Potomkowie rodów czystej krwi znali się siłą rzeczy. Jeden świat, jedno środowisko od najmłodszych lat. Nie było ich znowu tak wielu, a większość z nich była ze sobą skoligacona przez bliższe, czy dalsze więzy rodzinne.
Dwudziestoośmioletni Avery pożerał swoim chłodnym, beznamiętnym wzrokiem przestrzeń i obecnych w niej ludzi. Stalowoszarych oczu niemal nigdy nie dosięgał subtelny uśmiech którego kształt przybierały jego blade usta. Każdemu, kto napotkał jego wzrok łatwo było zyskać wrażenie, że mężczyzna przewierca go na wylot swoimi źrenicami, prześwietla go i dotyka jego istoty, nawet nie poruszając się z zajmowanego miejsca. Owa intensywność spojrzenia onieśmielała większość osób, które miały okazje rozmawiać z Matthew. Jego subtelny, niecodzienny wygląd, odarty z typowej płciowości niczym ciało istoty pochodzącej ze świata duchowego, które jedni nazywali aniołami, inni demonami, a jeszcze inni dewami - ów wygląd jednych wprawiał w hipnotyczne zainteresowanie, w innych budził niejasny niepokój. W stalowoszarej szacie z srebrnymi i błękitnymi akcentami stanowiącymi niezbyt nachalną, gustowną ozdobę, sprawiał wrażenie osoby o jeszcze bardziej żelaznym charakterze i swoistym dostojeństwie. Wysoki, szczupły, z niemal białymi włosami, sięgającymi mniej więcej za łokcie był istotnie adekwatny wizualnie do znaczenia swojego nazwiska - doradca, konsul, władca elfów - Avery.
Mimo owego nieco dystansującego wrażenia, Matthew był bardzo uprzejmym i zazwyczaj miłym człowiekiem. Zachowywał żelazny spokój nawet w kryzysowych sytuacjach.
Przyglądał się dziewiętnastoletniemu Lucjuszowi. Młodzieniec z roku na rok stawał się coraz bardziej podobny z wyglądu do swojego ojca, Abraxasa. Podobnie ton głosu Malfoya wkraczał na znane mu ścieżki, tak często zauważane u starego Abraxasa. Ciekawiło go, jak przez te trzy lata zmienił się chłopak. Na ile wydoroślał? Co stało się jego priorytetami?
Jeszcze ciekawszym na swój sposób przypadkiem był młody Christopher. Dwunastoletni dzieciak, bardzo plastyczny materiał, w tym wieku wspaniale kształtowało się młody umysł, by móc popchnąć go w określonym kierunku. Ślizgon. Otwarty, czy już ohydnie zmanierowany? Miał swoje zdanie i argumenty, czy też ufnie powtarzał to, co wepchnęli mu do głowy rodzice i opiekunowie? Ludzkie umysły fascynowały go niebywale. Zresztą, już za chwilę miał wyciągnąć z obserwacji swoje bogatsze, czy tez uboższe wnioski na ten temat.
- Usłyszałem przypadkiem, że rozmawialiście o małżeństwie - zaczął mężczyzna ze śladem typowej dla salonu nonszalancji. - Czyżby szykował się w najbliższym czasie jakiś ślub lub zaręczyny? Niedawno wróciłem do kraju, tyle rzeczy mnie omija...
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 15:43
Christopher musi się jeszcze wiele nauczyć. Oczywiście nie brakowało mu dobrych chęci, ale wciąż miał problemy z tym, że arystokracja to nie kumple z podwórka. Jeśli okaże się słabość można zostać zniszczonym. Lucjusz cenił chłopaka ze względu na jego ojca i ambicji ślizgona. Dlatego chciał go naprostować. Uczynić lepszym. Czymś na po dobę siebie. Bo kto jest najlepszym wzorcem dla Chrisa jak nie Lucjusz? Tak było według mniemania Malfoy'a. Rozmasował skronie kiedy wrócili do tematu tak zwanej "miłości". -Powoli rozumiesz. To dobrze.- Zadowoliło go to na tyle, że kiwnął głową z aprobatą. Przyszły Pan tego domostwa to dziwny człowiek, wychowany na bardzo starych zasadach i strasznie złych... Kontynuował tradycje, a także zaszczepiał ją w umysłach innych którzy są tego warci. -Zgadza się! Poza tym czym jest miłość. Może nie jestem tego znawcą...- Nie wiedział czemu, ale nagle do głowy wpadła mu myśl. Bardzo głupia. O kobiecie którą poznał rok temu i zapewne nie ujrzy zbyt długo. Dlaczego o tym pomyślał? -Em, ale wiem, że może kogoś doprowadzić do szaleństwa, bądź bólu. Nie chcesz tego, prawda? Lepiej trzymać się twardych zasad i cieszyć się płynącymi z tego korzyściami. Kiedyś zajdziesz daleko i wiele zdobędziesz. Twoja małżonka na pewno Cię nie zrazi. Nie mogłaby. Wtedy groziłyby jej konsekwencje ze strony bliskich, którym zależy na aranżowanych małżeństwach. Mam na myśli łączenie dwóch rodzin szlacheckich. Kobieta powinna być Ci oddana i spełniać zachcianki...- Zabawne. Lucjusz chyba jeszcze nie wiedział co szykuje dla niego przyszłość wtedy. Sam przekona się kiedyś na własnej skórze czym są uczucia. Zapewne. Nagle zwrócił głowę w stronę drzwi. Tego widoku się nie spodziewał! On wciąż żył? Myślał, że przepadł na dobre w Indiach. -Na Salazara, Avery...- Powiedział z szerokim uśmiechem, lecz wciąż podejrzanym. Wstał z fotela podchodząc do Matthewa i objął go sztywno, klepiąc po plecach. -Bardzo oficjalnie.- Wspomniał i cofnął się o krok. -Dziękuje Ci za życzenia.- Nagle spojrzał na ślizgona. -Świetny kandydat na... jednego z nas.- Powiedział do drugiego śmierciożercy trochę tajemniczo, ale ten zrozumie. Zaczął wykonywać obroty laską czekając na dalszą część tej scenerii. Ślub? Ah, podsłuchiwał ich! -Nie w najbliższym czasie, ale podobno mój ociec już ma plany co do mnie.- Uśmiechnął się szyderczo.
Christopher Richardson
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 19:21
Christopher uśmiechnął się promiennie. Był coraz bardziej szczęśliwy i dumny z tego, że mógł rozmawiać z samym Lucjuszem Malfoyem. Dziewiętnastolatek próbował przekabacić go na swoją stronę mocy i pokazać co jest najważniejsze w życiu. Christopher z pewnością był zbyt młody na zrozumienie jego słów, jednak te najbardziej znane rody wpajały dziecku wyznaczone zasady już w wieku kilku lat. Tak powstawali śmierciożercy i Ślizgoni. Richardson cieszył się, że „zaczął powoli rozumieć”. Usadowił się wygodnie w krześle i kontynuował tą jakże ciekawą rozmowę o ślubach. - Ja chyba jeszcze długo nie będę miał wybranej. Ojciec był bardziej poważny od matki, więc na pewno szybciej znalazłby mi jakąś przyzwoitą czarodziejkę – powiedział zgodnie z prawdą. Matka obecnie przebywała w Mungu, więc nie przebywała zbyt często w domu i Christopher spędzał najwięcej czasu z swoim skrzatem domowym, którym był bardzo upierdliwy. Co chwilę pytał się dwunastolatka, czy nie życzy sobie czegoś do picia, jedzenia. Starał się mu usługiwać tak jak tylko potrafił. Richardson miał go dość i nie raz chciał go wywalić, ale wiedział, że bez niego nie dałby sobie rady. Następnie wysłuchał jakże ciekawej definicji miłości. Malfoy był jeszcze młodym człowiekiem, który z pewnością musiał jeszcze nad tym pomyśleć, jednak dwunastolatek nie zamierzał lekceważyć jego zdania. Po prostu miał się słuchać i zachowywać tak samo jak przyzwoity czarodziej. Miał wyrosnąć na ludzi, a nie na jakiegoś głupiego brudasa z ulicy. Jakże ciekawe powitanie dwójki ludzi. Avery był starszy od dzisiejszego jubilata. Zachowywali się jakby byli prawdziwymi przyjaciółmi. Różnica wieku, a jednak… Nie wiedział co miał na myśli młody człowiek. Nie wiedział nawet, że byli oni śmierciożercami, takimi samymi jak jego ojciec, który stchórzył i nawiał. Zostawił go samego z chorą matką, by spełniać obowiązki wydawane przez Lorda Voldemorta. Może i Richardson miał stać się kiedyś potężnym czarodziejem służącym Czarnemu Panu? Może miał kiedyś po niego wrócić, pociągnąć za rękę i przywitać się z nim jak dawniej. Polecieć na miotle… Tam daleko! Do ciepłych krajów! Nigdy nie wracać i żyć na uboczu. Trzymać się z daleka od mugoli, szlam i innych tego typu ludzi. Ale to nie było możliwe. Bo Voldemorta tak łatwo się nie opuszcza. Kto Śmierciożercą się staje ten być nim już nigdy nie przestaje. Taka była straszliwa prawda. Wyrzekniesz się swojego wodza – marny cię spotyka los. Chris uważnie obserwował poczynania osoby przybyłej. Avery z pozoru był przeraźliwą osobą, a gdy się z nim chwilę pogadało… Wydawał się być miłym człowiekiem. Na twarz chłopca wkradał się prawie niezauważalny uśmiech. Może ten wiedział coś o jego rodzicielu? Może był skłonny do opowiedzenia mu przynajmniej jakiejś ciekawostki? Małej, malutkiej… Wskazówki, gdzie mógł go szukać. Tak. To by wystarczyło. Z pewnością. Ale nie mógł nalegać, bo jeszcze uznaliby go za wścibskiego dzieciaka wtrącającego nos w wszystkie sprawy. Ale to go bardzo interesowało. Miał prawo wiedzieć… Jednak się nie zapytał. Milczał i nic nie mówił. Przysłuchiwał się rozmowie starszych aż w końcu wspomniano o nim. Ponownie się uśmiechnął, jednak było w tym coś dziwnego. Coś… przebiegłego.
Gość
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 21:38
- Nie ma się co przerażać wizją małżeństwa. Oczywiście, łatwo nie jest, ale nawet z osobą zupełnie dotąd nam nieznaną można się dogadać. Lucjuszu, jeśli chodzi o ciebie, mógłbyś przebierać w kobietach bez problemu, niejedna marzy, by wkupić się w twoją rodzinę, nie oszukujmy się - stwierdził ze śmiechem Avery, przyglądając się leniwie reakcjom swoich rozmówców. Jego własne małżeństwo nie należało do ideałów, ale o tym wspominać nie zamierzał.
- Christopherze, nie martw się, w gruncie rzeczy większość czystokrwistych czarodziejów nie planuje tak wcześnie zaręczyn. Nigdy nie wiadomo, jaką drogą pójdą ich dzieci i czy ostatecznie spełnią wymagania rodów, które pragnęły je przyjąć do swojego grona. Nie kupujemy kotów w workach. Czysta krew arabskiego wierzchowca z najlepszej linii nie znaczy jeszcze, że sam wierzchowiec jest wysokiej klasy sam w sobie. Może nie być wart funta kłaków i kuleć w wyścigu, nie dając nam żadnych szans na wygraną. Istotnie, miłość nie jest do końca najważniejsza w związkach sfer wyższych, jednak również krew nie jest wszystkim. Żona ma być nie tylko ozdobą domu, ale i jego ostoją. Ma walczyć jak lwica, być elokwentna, ma godnie wspierać swojego męża i być mu przyjacielem. Małżeństwo jest przede wszystkim zgodną współpracą - wypowiedział się zupełnie spokojnie Avery, sięgając po lampkę przedniego wina pochodzącego z malfoyowskich piwnic. Burgundowa, przejrzysta barwa trunku skupiła na chwilę wszelka uwagę Matthew, który uciekł we własne, niejasne przemyślenia.
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Legowisko Żmij Pią 16 Sty 2015, 22:04
Lucjusz spokojnie obserwował mężczyznę. Zaczął nawet całkiem dobrze. -To prawda, lecz Abraxas ma jeszcze swoje do gadania. Ma jednak tak samo wyszukany gust co ja. Wierzę, że kandydatka będzie... idealna.- Uśmiechnął się zawadiacko pokazując białe jak perła zęby.
Matthew zaczął swój wywód na temat małżeństwa, który niezbyt zainteresował dziewiętnastolatka, dlatego wrócił do biurka z papierami. Znalazł tam list od dawnego kolegi z klasy. Teraz był tak samo jak Lucjusz sługą Czarnego Pana. Na papierku były ważne informacje na temat nowej misji młodego Malfoy'a. Jego ojciec musiał tutaj to zostawić, kiedy sprawdzał korespondencje swojego syna. początkujący śmierciożerca schował świstek do kieszeni. Na wszelki wypadek, jakby kusiło któregoś z jego rozmówców do przejrzenia sobie papierów na biurku. -Zanudzasz Avery. Przynajmniej mnie.- Odezwał się nagle blondyn swoim beznamiętnym tonem, by potem powrócić do przyjaciela. -Christopherze, przyzwyczajaj się do tego. Nasz drogi Avery lubi filozofować. To jego cecha, a zarazem wada.- Zażartował zgryźliwie, ale Matthew zrozumie. Znali się od dawna. Malfoy założył ręce za plecy i przeszedł parę kroków po pokoju. -Jednak mimo wszystko zawsze mówi prawdę. Lecz ja wciąż sądzę, że liczy się przede wszystkim to, aby dać potomka i kontynuować ród. A matka dziecka musi być... odpowiednia.- Wypowiedział się. Różnica między wychowaniem dwójki tych śmierciożerców była znacząca. -Alę nie meczmy już chłopaka.- Dodał chłodno zatrzymując się na środku. -Gdzie byłeś przyjacielu przez ten czas? I czemu wróciłeś?- Był ciekawy. Chris niech słucha. Może dowie się czegoś ciekawego.