'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.'
Autor
Wiadomość
Wanda Whisper
Temat: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Wto 06 Sty 2015, 21:44
Opis wspomnienia
Co się dzieje w momencie gdy wspaniały, wiecznie żywy Piotruś Pan spotyka swoją Wendy? Ewentualnie Dzwoneczka.
Osoby: Dwayne Morison i Wanda Whisper.
Czas: Wiosna, 1975r.
Miejsce: Błonia.
Wanda Whisper
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Wto 06 Sty 2015, 22:09
Sobota. Godzina dwunasta trzynaście. Był letni, majowy bodajże dzień. Słońce delikatnie wychylało się zza chmur, zerkając na wszystkich uczniów przebywających na dworze, oświetlając ich jednocześnie swym blaskiem. Rześkie powietrze wypełniało nasze płuca, trawa była cudownie zielona, a jakiś głupi Ślizgon darł japę akurat nad uchem panny Whisper, która to korzystając z okazji, że jej ulubione miejsce na trawniku ogólnie dostępnym jest wolne – zajęła je. Bezczelnie i z premedytacją. Jedno ostre spojrzenie godne Smoczycy – wstyd przyznać, ale Wandzia podpatrzyła je pewnego razu, gdy tamta rzucała takie na jednego ze starszych uczniów, a potem ćwiczyła je przed lustrem w łazience, w razie gdyby jakiś bufon chciał ją zaprosić na randkę. Chłopak chyba nie był zbyt zainteresowany naszą uroczą szatynką, ale spojrzenia się zląkł bo tylko burknął coś pod nosem, zabrał kumpli na inną ławkę i zostawił dziewczynę z domu Kruka samą sobie i jej myślom. I książkom. I kocykowi w błękitną kratę, który rozłożyła. Jej czarny płócienny plecak leżał obok jej nóg obleczonych zakola nówkami, a w nim czekały nie tylko czekoladowe żaby, które miały być pewnego rodzaju gratyfikacją, ale również i książki. Dużo książek i pergaminów. Nie czekała na szalone koleżanki, ani na żadnego przystojniaka ze starszej klasy. Jej przyjaciółeczki, słodkie trzpiotki pewnie siedziały gdzieś w okolicy i paplały jak nakręcona na temat najlepszych tyłków w szkole podczas gdy ona, biedna panienka Whisper czekała na swoje nemezis. Dwayne Morison. Trzecioklasista z Huffepuffu, który pojawi się wszędzie tam, gdzie i ona. Rozbiegany wzrok, marzycielski uśmiech i te piórka wystające znad łebka. Do tego czerwone policzki i irytująca cisza za każdym razem, gdy ta spyta o co chodzi. Nie znała go zbyt dobrze, mijała go nazbyt często na szkolnych korytarzach. Wydawał się jej całkiem miły – przynajmniej z daleka. Raz czy dwa złapała się na tym, że go obserwuje. Ale z czystej ciekawości. Dlatego też, gdy ówczesny nauczyciel zaklęć wytypował pannę Whisper na uczennicę, która ma pomagać młodszym czarodziejom, którzy nie radzą sobie na zajęciach, ta zgodziła się bez wahania. Ty lepiej dla ich dwójki, gdy okazało się, że i młody Morison miał pewien problem z zaklęciami. I na niego przyszła pora. Właśnie w tą sobotę. Sama Wanda chciała poznać bliżej tego całego puchońskiego gagatka, który łazi za nią jak cień. Poza tym dodatkowe lekcje z zaklęć jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a i sobie tym pomoże. W końcu im więcej człowiek się uczy tym jest lepszy! Obciągnęła materiał jasnej sukienki upstrzonej kwiatkami i wystawiła jasną twarz do słońca, czekając na tego swojego Alvaro. Nie bała się spotkania – no, może trochę. Cztery sowy w ciągu tygodnia niosące jej lizaki były trochę niepokojące…
Dwayne Morison
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Wto 06 Sty 2015, 22:30
Na myśl o czekających go korepetycjach drżał dokładnie tak, jak podczas febry albo innego choróbska. Joe wysłała go dwukrotnie do Skrzydła Szpitalnego, ale nic prócz eliksiru uspokajającego nie otrzymał. Otumaniony, nie protestował kiedy przyjaciele wypychali go z pokoju wspólnego i ciągnęli w stronę zielonych błoni, opowiadając o słonecznej pogodzie. Nawet nie słuchał, kiedy zeszli na temat popołudniowego planu utarcia nosa Filchowi. Zbyt przejęty spotkaniem z Dzwoneczkiem, zaciskał usta z przekonaniem palnięcia gafy. Niestety – zarówno Matt, jak i Henry byli nieubłagani w podjętej decyzji i ciągnąć kolegę po obu stronach ciała, właściwie to niosąc go pod pachami – zawlekli na dziedziniec i popchnęli, wciskając w dłonie podręcznik od Zaklęć. Zjedzone kanapki z miodem stanęły poziomo w przełyku chłopca, pragnąc wydostać się na powierzchnię górną stroną, uniemożliwiając tym samym wykonanie pierwszego kroku. W kieszeni, na pociechę miał dwie tabliczki czekolady. „Jeśli coś pójdzie nie tak, wyjmij czekoladę i zaproponuj jej” – brzmiała doktryna Henrego, który również znał pannę Whisper i wiedział w jaki sposób złagodzić wymagania. Dwayne nie potrafił wykonać tego pierwszego kroku jeszcze przez pięć kolejnych minut, aż w końcu zdenerwowana Jolene kopnęła go w kostkę i trzepnęła w ucho. Dopiero wtedy spojrzał na nią miną spłoszonego i pobitego psa, wlokąc się w stronę czekającej na niego śmierci. Wiedział gdzie jest od godziny jedenastej, kiedy nauczyciel Zaklęć poinformował trójkę uczniów o czekających ich korepetycjach, jeśli zamierzają przejść do kolejnego roku z pozytywną oceną. Dwaynowi było to obojętne, byleby mógł tutaj zostać. Okazało się, że jeśli nie poprawi trolla na koniec roku, wtedy będzie z nim kiepsko. Bardzo kiepsko. Rodzice dostaną list, będą wzywani i najprawdopodobniej będzie powtarzać trzecią klasę. Wiecie jakie to uczucie, kiedy oblewa was zimny pot a nogi wydają się równocześnie być z waty i drewnianymi kijami, którymi nie jesteście w stanie poruszać? Dwayne szedł pokracznie przed siebie, z nosem ukrytym pod zasłoną przydługich włosów, co poniektóre zaplecione w gustowne warkocze i na końcu z doczepionymi koralikami i dwoma piórkami. Jak na swój wiek był wyrośnięty i pomimo zgarbionej sylwetki, zwracał na siebie uwagę. Zatrzymał się za plecami Wandy kilka kroków od niej, ale zamiast przywitać się – patrzył na stopy i zamarł w bezruchu. Czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę, że już przyszedł? Wielki zegar na jednej z wież zamku wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści trzy.
Wanda Whisper
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Wto 06 Sty 2015, 22:53
Słońce lekko badało twarz Wandy. Każde jej zakrzywienie, każdą zmarszczkę i zagłębienie. Ot, by trochę pomuskać blade lico, by te w końcu nabrało koloru. Minęło może kilkanaście minut, gwar wokół niej dalej nie ustawał. Mijały ją grupki uczniów z różnych domów trzymających się razem i śmiejących się z głupich żartów o Filchu, które po dzień dzisiejszy są niemalże nieśmiertelne. Do tego dziwne uczucie dopadło pannę Whisper. Zupełnie jakby chmura burzowa zawisła nad jej głową, jakby coś ciężkiego miało na nią spaść. Uczucie to nie mijało, a ona instynktownie odwróciła się i uniosła głowę, by umieścić spojrzenie piwnych oczu na zgarbionej sylwetce, kilku samotnie dyndających piórkach i ogólnie obrazie pełnym rozpaczy. Z tego co słyszała aż taką złą korepetytorką nie była, dzieciaki w końcu poprawiały swoje oceny, toteż chłopak nie powinien iść do niej jak na ścięcie. Zmarszczyła lekko zadarty nosek przyglądając mu się ponownie ty razem bardziej badawczo, po czym odetchnęła i przesunęła się na kocu, robiąc przy okazji miejsce dla Puchona. - Cześć, Dwayne. Miło, że się nie spóźniłeś. – Przywitała się uprzejmie, a uroczy uśmieszek zaigrał na jej ustach, kiedy ta przesuwała wzrokiem po jego postaci. Nie przedstawiała się, bo wiedziała, że Indianin ją zna – poza tym facet od zaklęć poinformował całą grupkę o tym z kim się korki odbędą. Sięgnęła także zaraz do swojego plecaka i wyjęła z niej podręcznik z zeszłego roku Standardową księgę zaklęć, stopień 3, który opanowany miała do perfekcji i odchrząknęła. Rozejrzała się jeszcze, by sprawdzić czy nikt im nie będzie przeszkadzał, po czym ulokowała swoje patrzałki na twarzy Morisona, który chyba pomylił ją z bazyliszkiem. Przez chwilę milczała, by za moment dodać nieco zakłopotana, od tak by rozładować atmosferę. - Nie zjem Cię, spokojnie. Profesor Osbourne poinformował mnie, że masz problemy z zaklęciami. Chodzisz do trzeciej klasy, prawda? – Chciała się jeszcze upewnić, że zaopatrzyła się w odpowiedni podręcznik, który otworzyła na stronie siedemdziesiątej pierwszej. Przez moment jej twarz wyrażała pełne skupienie, jakby starała się przypomnieć i dopasować poznane jej terminy i instrukcje przekazane przez nauczyciela. Zaraz jednak jej twarzyczka pojaśniała, bo ta znalazła odpowiedź na swoje pytanie. Kiwnęła głową, a brązowe loki zatańczyły odbijając promienie słoneczne, a ta oparła wygodniej książkę o kolana i znowu zerknęła na chłopaczynę, który wydawał się jej dziwnie spokojny? Przestraszony? Nie umiała określić. - By zaliczyć semestr powinieneś znać i umiejętnie posługiwać się zaklęciem Expelliarmus. Czy je kojarzysz? Czy wiesz na czym polega? – Spytała najpierw, cierpliwie oczekując odpowiedzi, chcąc po prostu poznać zakres wiedzy szatyna. I dowiedzieć się jednocześnie czy będzie musiała obchodzić się z nim jak z jajkiem, czy od razu będzie mogła przejść do konkretów.
Dwayne Morison
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Wto 06 Sty 2015, 23:09
Nie wierzył w to, że ma jakiekolwiek szanse na swobodą rozmowę w towarzystwie pięknej Krukonki. Wlepiał przez cały czas spojrzenie w czubki butów, które oszukiwały oczy, pozostawiając myśli przepełnione niepokojem i lękiem. Dziewczyna siedziała niedaleko, wystarczyłoby wyciągnąć rękę i już dotknąłby jej ramienia. Zapalczywie trzymał książkę, która stanowiła jedyną deskę ratunkową, z jaką Dwayne chował się z całym zaangażowaniem. Przez wiele dni przyglądał się intensywnie Wandzie, a kiedy podchodziła do niego i pytała o co chodzi – zniżał spojrzenie, udając że nie rozumie co do niego mówi. Łatwiej było udawać głupiego i ułomnego niż zdradzać się z jąkaniem, które co jakiś czas wymykało się podczas nerwowych sytuacji. Nie zniósłby, gdyby dziewczyny zaczęłyby wytykać go palcami, przezywając okropnymi przezwiskami. Wyczekiwał pierwszej oceny swojej osoby, doczekując się westchnięcia, w którym wyczytał dezaprobatę i niezadowolenie. Przyzwyczajony do traktowania go jako piąte koło u wozu postanowił zignorować to, wyszukując mechanizmy mogące powstrzymać rozpadające się serce dojrzewającego nastolatka. Kątem oka dostrzegł cień uśmiechu, rzucający na rozłożone książki promienie czegoś, co mogło śmiało nosić nazwę słonecznego blasku. Miodowe kanapki przesunęły się jeszcze w górę, stając okoniem w gardzieli Dwayne’a. Żadne słowo nie chciało przecisnąć się przez pozostawione miejsce w krtani, więc zdusił resztki dźwięków – przedłużając milczenie ze swojej strony. Jedyne, co odważył się zrobić to unieść głowę i w nienaturalnie sztuczny sposób opuścić ją. Otumaniony eliksirami nie trząsł się już aż tak jak na początku, chociaż wiedza podczas tych korepetycji z pewnością będzie wchodzić mu mozolnie i długo. Nie zrozumiał nawet niewypowiedzianego zaproszenia ze strony Wandy, wpatrując się w odsłonięty fragment koca, na którym przed chwilą siedziała. Nawet nie pamiętał w co jest ubrany. Jakby to było wczoraj, albo ktoś rzucił na niego czar zapomnienia. Z lekkim przestrachem przeskoczył wzrokiem w kierunku spodni, upewniając się czy nie zapomniał o nich. Bladość skóry na twarzy ponownie ustąpiła niezdrowym rumieńcom, które rozrastały do olbrzymich rozmiarów, zapełniając całe poliki. - Yhym – dziewczęcy pisk wyrwał się ku rozpaczy Puchona, który tylko zmniejszył się w sobie i opadł kolanami na przygotowany dla niego materiał koca. Tak jak upadł, tak sztywno trzymał książkę i siedząc w niewygodnej pozycji, zamierzał dotrwać do końca. Przedłużające się milczenie pomagało mu w odzyskaniu panowania nad własnym ciałem, chociaż słowa wciąż nie miały żadnego znaczenia. Dwayne obawiał się mutacji, będąc ofiarą kpin przede wszystkim młodszego brata, który przezywał go dziewczynką. Oczywiście, Puchon za każdym razem spuszczał łomot młodemu, licząc iż to zamknie usta Collinowi. - T-a-a-a-k – wydukał słabym głosem, w dodatku tak niepewnym, jak gdyby Wanda pytała go co najmniej o zakres podręcznika z siódmej klasy. Wysilił się, aby przełknąć żelazną gulę w gardle i przemknął spojrzeniem po otwartych stronnicach podręcznika. Speszony zauważył ręce Wandy i zakrztusił się, grzebiąc wolną ręką po kieszeniach spodni. W ekspresowym tempie wyrzucił tabliczkę czekolady zawiniętą w czerwony papierek z napisem „Wedel”, będący rarytasem w tamtych czasach. Po tym geście Dwayne ponownie zamilknął, zmieniając się na posąg równie wiarygodny jak ten, na I piętrze. Nie za bardzo wiedział o czym do niego mówi Wanda, przysłuchując się tym maleńkim dzwoneczkom w jej głosie, które chyba tylko on zauważał.
Wanda Whisper
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 11:07
Wanda, choć dopiero dojrzewająca, młoda osóbka nie była istotą niewychowaną, czy też z natury okrutną. Nie krzywdziła nikogo umyślnie, nie zdołałaby bezczelnie skomentować jakiejkolwiek ułomności, którą ktoś się odznaczał. Skwitowała milczenie chłopca jedynie westchnięciem, bo wiedziała, że to może utrudnić wzajemną komunikację, a nie lubiła gdy zajęcia szły opornie. Nie zdradziła się z tym, że dziewczęcy pisk, praktycznie godny do pozazdroszczenia wyrwał się spomiędzy ust Puchona rozbawił ją. Wzruszyła lekko ramionami i przesunęła dłonią po kartach podręcznika, na którym skupiała teraz uwagę, dając chwilę Dwayne’owi na oswojenie się z nową sytuacją. Cisza panująca wokół nich była znośna, chociaż trzeba przyznać, że Wandzia wolałaby zacząć rozmawiać z Indianinem. A to, że ten się zamykał w sobie i uciekał przed jej spojrzeniem wcale nie pomagało. - Otwórz podręcznik na stronie 71. – Nakazała krótko zmieniając pozycję na wygodniejszą. Obróciła się do niego przodem, usiadła po turecku i dalej trzymając księgę w ramionach podniosła piwne oczka na zaczerwienioną twarz Puszka. Przez jej lico przebrnął kolejny, ledwo zauważalny uśmieszek. Gdy mam nadzieję, trzecioklasista wykonał jej zadanie, wysłuchała w skupieniu jego odpowiedzi składającej się na przeciąganie jednej z głosek, co chyba oznaczało, że ten miał do czynienia z danym zaklęciem. Panna Whisper spodziewała się jednak innej, pełnej odpowiedzi, dlatego kiwnęła głową i sama z pamięci powtórzyła spokojnie to co wiedziała na temat czarów. - Gwoli wyjaśnienia: Expelliarmus to zaklęcie rozbrajające, polegające na wytrąceniu różdżki z rąk przeciwnika. To daj…auć! - Jej wywód przerwał nagły atak ze strony Indianina, a ta jęknęła. Przez chwilę Wandzia widziała jedynie tańczące gwiazdki, które nieco ją omamiły, bo jak się okazało czerwone opakowanie trafiło ją prosto w nos. Może to przez to, że zdecydowała się na zmianę pozycji, która okazała się niezbyt trafna? Wiedziała, że chłopak nie chciał jej skrzywdzić, chciał tylko podzielić się z nią słodkościami, by pewnie zagłodzić jej marny żywot krukoński, i całym sercem doceniała gest, jednak czekolada była twarda, a nos bolał. Jej dłoń powędrowała na twarz, podczas gdy tabliczka opadła na jej kolana. Pomasowała bolące miejsce, czując pod palcami, że wszystko z nim w porządku. Uczucie paniki, które w niej narosło zniknęło jak ręką odjął. Potem zerknęła na słodycz – jej twarzyczka pojaśniała, mimo, że dosłownie moment wcześniej szpecił ją krzywy grymas. - Dziękuję, kocham czekoladę. – Powiedziała, uśmiechając się już śmielej – nie minęła chwila, a ta parsknęła śmiechem, śmiejąc się z absurdu całej tej sytuacji. Pierwszy raz ktoś atakował ją wyrobem kakaowym. Schowała czekoladę do torby, ponownie powracając do swojej książki i starała się zajrzeć w oczy Dłejna, któremu być może było wstyd za to co zrobił nieumyślnie. W jej oczach jednak migotały już rozbawione iskierki, a sama panna Whisper nie była przecież zła. - Chyba musisz poćwiczyć celność, bo jak na razie kiepsko Ci to idzie. A celność Ci się przyda bo będziemy mieć zajęcia praktyczne. – Mruknęła z uśmieszkiem czającym się na jej różanych wargach, ponownie przeszywając spojrzeniem młodzieńca z domu Borsuka. - No nic, powracając do meritum. Jest to również zaklęcie obronne. Na zajęciach widziałeś jak się go używa, prawda? Robi się o tak. – Dziewczyna wysunęła swoją rękę do przodu, na razie bez różdżki, bo nie chciała nikogo rozbroić. Powolnymi ruchami zrobiła taki, niby sobie młynek nadgarstkiem. Robiła to tak, by czujne oczy Indianina zarejestrowały wszystko. Nawet rzemyki okalające jej przegub. Po prezentacji sprawdziła czy chłopaczyna wszystko załapał. - Spróbuj i Ty, ale bez różdżki. Nie chcę tym razem na serio stracić nosa. – Żartobliwy ton wkradł się do jej głosu, a ta kiwnęła mu, by zrobił cokolwiek. Patrzyła uważnie, jaką ma ten technikę, czy jego gesty są lekkie, czy jest jak tak zwane drewno. Magia choć służyła do obrony miała w sobie coś z tańca! Ruchy powinny być wyważone, cała otoczka zaś owiana tajemnicą, nutką patosu. - Udało Ci się kiedykolwiek to zaklęcie, Dwayne? – Spytała również mimochodem, kiedy ten akurat sobie ćwiczył, ponownie chcąc oszacować jego szansę na zdanie semestru.
Dwayne Morison
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 11:49
Sztywność ciała nie ustępowała, wzmacniana krążącymi po żyłach eliksirze i nic nie wskazywało na ogólną poprawę sytuacji. Dziękował w duchu poczciwemu Joe, że zaciągnęła go do skrzydła i wepchnęła w ręce pani Poppy. Uraczony eliksirami wiedział, że nie będzie się trząść przy Wandzie i we względnym bezpieczeństwie przetrwa czekające go korepetycje. Z ciężkim sercem rozplątywał ręce na poniszczonym tomiszczu książki, która niechybnie zamierzała uciec – fiknęła kozioła na kolanach Dwayne’a. Podczas marnych prób ratunku, aby nie oddaliła się zbyt mocno, rzucił się w stronę podręcznika z takim załapałem, jak gdyby zależało od tego całe jego życie. Bąknął coś niewyraźnego pod nosem, okręcając przedmiot w sztywnych dłoniach i doszukiwał się prawidłowej strony dopóki Wanda opowiadała o zaklęciu. Speszony poratował się czekoladą, rzucając nią niczym deską ratunkową w stronę czającego się rekina o buzi pięknej Krukonki, o wiele groźniejszego niż rzędy ostrych niczym brzytwa zębów. Z przestrachem przyglądał się grymasowi bólu, jaki zmienił rysy twarzy Wandy na bardziej niedostępną. Czym prędzej pochylił się nad książką, zasłaniając purpurowe poliki zasłoną z lekko przetłuszczonych włosów i w ciężkim milczeniu kartkował strony. Nie dostrzegł nawet tego nieśmiałego uśmiechu, jakim próbowała dodać mu otuchy z niewiadomego dlań powodu. Dopiero po usłyszeniu śmiechu podniósł podbródek, z niedowierzaniem przyglądając się radosnym iskierkom tańczącym fikuśnego walca. Zauroczony przypatrywał się temu widokowi z rozdziawionymi ustami, nie zdając sprawy z głupiego wyrazu jaki prezentował. – Pszep-p-pa… pszepaszam – wydusił z siebie, z wyraźnym trudem podczas prób zapanowania nad głosem. Zamknął nawet oczy, aby ułatwić sprawę, co zresztą na niewiele się zdało. To, że było mu głupio za brak celności i atak na Krukonkę to jedno, inna sprawa że wychodził przed nią na idiotę. Ponownie wrócił wzrokiem na stronnicę książki numer siedemdziesiąt jeden i próbował udawać, że skupia się na słowach, a nie ukradkowym spoglądaniu na dziewczynę. Przy prezentacji ruchu nadgarstka zaprzestał ucieczek w głąb bezpiecznej książki, ale zamiast myśleć o geście jaki ma wykonać, przypatrywał się dyndającym wesoło rzemykom przy przegubie prawej dłoni Wandy. Oczywiście wyprostował ramię do przodu, podnosząc swoją sylwetkę, siłą rzeczy ukazując wciąż purpurową twarz. Sztywna ręka wykonała kanciaste ruchy, jakby należała do robota a nie żywego czarodzieja. Przełknął nerwowo ślinę, doszukując się oznak niezadowolenia na twarzy panny Whisper, chociaż całą jego uwagę pochłaniał intensywny kolor oczu dziewczyny. Z powodu ostatniego pytania, które nie było dla niego wygodne, opuścił i rękę i głowę. Z początku to musiało wystarczyć dziewczynie za odpowiedź, ale kiedy już, już nadchodził moment kiedy chciała coś dodać, usłyszeć mogła słabe: - nie.
Wanda Whisper
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 12:42
Z minuty na minutę ich spotkanie robiło się coraz dziwniejsze. Wanda czuła się jakby nie siedziała obok Piotrusia Pana, a raczej obok Pinokia, który jeszcze nie oberwał zaklęciem przywracającym mu zdolność myślenia. Nie zrażała się jednak, w końcu miała go tylko nauczyć czegoś pożytecznego – nie umawiała się z nim na żadną randkę – nie wierzyła poza tym, że ten zdołałby cokolwiek z siebie wydusić. Nawet się nie przywitał, a na jej pytania odpowiadał zdawkowo. Wiedziała, że przed nimi długa droga do sukcesu, do osiągnięcia celu, ale ta się nie podda, tylko dlatego, że chłopaczyna miał pewien problem. Domyślała się, że może chodzić o jej osobę – po sposobie przekazania jej czekolady, była niemal pewna, że niepodpisane liściki były od niego. Wolała jednak zachowywać się jak gdyby nigdy nic, póki może i póki starczy jej sił i cierpliwości. Nie z takimi gagatkami sobie przecież radziła. Dalej obserwowała już w milczeniu jego poczynania, gdy poprosiła go o pokręcenie nadgarstkiem. Nie powiedziała dosłownie nic gdy ten obracał go jak drewno. Nie mógł być aż tak nieuzdolniony, to nie wchodziło w żadną rachubę. Dlatego też trochę zniecierpliwiona, a może i zestresowana faktem, że może się panu Morisonowi podobać chwyciła go za przegub i ustawiła rękę pod odpowiednim kątem, nieco nachylając się w jego stronę, zupełnie luźno. - Słuchaj. Żeby zaklęcie dobrze wyszło nie możesz być spięty. Rozluźnij się, pomyśl o czymś przyjemnym. Jak będziesz grzeczny to dostaniesz masę czekoladowych żab. – Posłała w jego kierunku szeroki uśmiech, mający na celu do zachęcenia go do współpracy. Dalej trzymała jego rękę, chcąc naprowadzić go do odpowiedniego gestu. Kusiła go czymś słodkim, bo wiedziała, że i na Lancastera – jego najlepszego kumpla to działa, więc i może tutaj się uda. Zresztą, kogo by nie uczyła, czekolada zawsze działa jak doping, daje nam siłę i tego wewnętrznego kopa. Do tego długie spojrzenie dziewczyny – nie mogło się nie udać! Nie zwracała uwagi na jego rumieniec, na jego spłoszone oczka – chciała by czuł się dobrze w jej towarzystwie, nie chciała być uznawana za potwora, co niechybnie zmniejszyłoby liczbę zainteresowanych jej korepetycjami. Gdy do jej uszu dobiegł cichy szept, służącemu jako odpowiedź na wcześniej zadane jej pytanie nie okazała zdziwienia ani żadnej pogardy tylko westchnęła. Pracy będzie więcej. - Nic nie szkodzi, Dwayne. Nie każdemu wychodzi to od razu, tutaj potrzeba ćwiczeń i dlatego tutaj jestem. Chcę Ci pomóc, byś zaliczył semestr. Więc się nie stresuj. Powtarzam jeszcze raz – nie gryzę. – Dodała ze śmiechem i odłożywszy książkę na bok, na tej samej stronie, na której ją zostawiła – by w razie czego móc do niej zerknąć, chociaż to nie było koniecznie puściła rękę Morisona i podniosła się z kolan, wcześniej jeszcze łapiąc za swoją różdżkę. Górując nad chłopakiem, klepnęła go w ramię i pomogła mu wstać gdyby tego potrzebował, jeżeli nie, wystarczyło jedno spojrzenie, by te się domyślił, że i ona prosi go o to by wstał. - Chodźmy trochę dalej, potrzeba nam więcej miejsca. – Rzekła tylko i przeprosiła ślizgońską parę, która akurat zaszła jej drogę. Ci się rozsunęli i poszli w swoją stronę trzymając się za ręce. Dziewczyna zaraz ustawiła się przodem do swojego ucznia i wskazała mu miejsce obok siebie. - Spójrz jeszcze raz jak robię to ja. To nie jest trudne, wymaga jednak pełnego skupienia. – Powiedziała i już trzymając magiczny badylek w dłoniach powtórzyła wcześniejszy gest ponownie. Bardzo powoli, by chłopak zarejestrował dosłownie wszystko. Każdy ruch, każdy skręt nadgarstka. Spoglądała na niego kątem oka sprawdzając czy ten w ogóle gapi się tam gdzie potrzeba. Nie mogła powstrzymać głupiego uśmieszku, gdy znajdowała się w jego obecności. Indianin był na swój sposób uroczy – teraz bardziej jednak ją bawił niż przerażał, co uważała za dobry znak. Gdy skończyła spojrzała uważniej na Puchona i zerknęła na jego różdżkę. Przez chwilę biła się z myślami, by za moment podebrać mu ją. Tak na wszelki wypadek. - Spróbuj jeszcze raz. Powolutku, na spokojnie. Nigdzie się nam nie spieszy. Rób dokładnie to co ja. – Poinstruowała go i czekała na efekty.
Dwayne Morison
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 14:49
Dwayne zachodził w głowę, dlaczego to zadanie jest tak przerażająco trudne i nie może skupić myśli nad odpowiednim kierunkiem ręki. Starał się, chociaż nie były to granice jego możliwości, ponieważ Wanda uchodziła za jedną z najładniejszych dziewcząt w szkole z przebojowym charakterem, dzięki któremu zjednywała przyjaciół. Przełknął nerwowo ślinę, wpatrując się jak wygłodniałe szczenię w soczysty stek na rzemyki, które jeszcze dziś w nocy będą mu się śniły. Uciekł spojrzeniem na kolana, z dołującym przeczuciem beznadziejności własnego – rzekomo – magicznego talentu do rzucania zaklęć. Jeśli tylko potrafiłby się rozluźnić, z pewnością pokazałby Wandzie jak wspaniale rzuca zaklęcia rzygania ślimakami albo takie, przez które przedmioty otrzymywały odpychających właściwości. Psikusy, jakie sprawiał wszystkim znajomym wychodziły mu doskonale i wiele osób traktowało go jako niepoprawnie beztroskiego chłopca. Był taki, jeśli w pobliżu nie znajdowała się dziewczyna, która akurat stała się obiektem jego westchnień. Pierwszy moment, kiedy wsiadł na miotłę w Hogwarcie było przyjemnym wspomnieniem i starał się wypełnić tym uczuciem, aby chociaż trochę ułatwić płynne poruszanie się dłoni. Czekoladowe żaby również nęciły i były celnym ciosem, sprytnie użytym przez Krukonkę. Bez słowa poderwał głowę, a nawet w oczach zabłyszczało niedoczekanie, równocześnie z wizją całej góry czekoladowych żab specjalnie dla nich. Ani myślał podzielić się nimi z Collinem, który od I klasy Dwayne’a jęczał o te smakołyki. Nikły półuśmiech rozproszył przestrach i uwielbienie wymalowane wyraźnie na twarzy Puchatka, eksponując pewną nadzieję na pozytywne rozwinięcie sprawy. Znieruchomiał w mgnieniu oka, jak tylko poczuł ciepło dłoni dziewczyny i wlepił w miejsce stykania się ich skóry tak intensywnym spojrzeniem, jak tylko można sobie wyobrazić – przypomniał człowieka, który nigdy wcześniej nie doznał takiego zaszczytu. Zamiast odezwać się, stłumił wszelkie dźwięki przypominające jęknięcia i stękanie, a jakie próbowały się ze wszystkich sił przebić przez powierzchnię krtani Dwayne’a. Z trudem podniósł się z kocyka, upuszczając książkę, nie poświęcając jej nawet grama uwagi. Ważniejsza przecież była Wanda i jej płynne ruchy nadgarstka! Wciąż czuł ciepły ślad na przegubie ręki, ale nie był w stanie przypomnieć tych poszczególnych ruchów potrzebnych do zaklęcia. – Ł-ł-ł… – oho, czyżby próbował wysilić się i powiedzieć coś, rozpoczynając od jej imienia? Na przykład kolejne przeprosiny? – Łaa-a-a-adna je-e-esteś… N-n-n-ie-ie – tak, ostatnie ‘ie’ brzmiało jak ryczenie osła – umiem się sku-u-u-u-u-kupi-i-i-ić –W końcu dokończył, z niepomiernym wręcz wysiłkiem, ale powiedział co chciał. Wzrokiem uciekał po wiosennej trawce budzącej się do życia. Zanim przeszedł z wyraźną niechęcią do prób ruszania nadgarstkiem, ukradkiem spoglądał na ręce Wandy, nie mając odwagi skrzyżować z nią spojrzenia.
Wanda Whisper
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 20:10
Półuśmiech, błyszczące oczy i nagła zmiana w postawie chłopaka dawały nadzieję na poprawę, która sukcesywnie powinna zmienić Troll na Zadowalającego z zaklęć. Jeżeli czekolada była dobrym sposobem na przekupienie Dłejna, by ten w końcu wziął się na poważnie za ćwiczenia to Wanda będzie w stanie go obsypać skaczącymi żabkami. Poza tym zawsze gdy jednemu z jej podopiecznych coś wychodziło, ta nieomal pękała z dumy. W końcu nie ma nic lepszego niż uśmiech dzieciaka zadowolonego z tego, że jego eliksir nikogo nie zabił na ten przykład. Starała się ignorować dziwne spojrzenie wbite w ich ręce, bo nie wiedziała dokładnie czym zachwycał się chłopak. Złapała go tylko za przegub, nie zrobiła niczego nadzwyczajnego. Chciała mu pokazać tylko jak powinien machać różdżką. Starała się również nie roześmiać, gdy Indianin tłumił w sobie chęć powiedzenia czegoś, co tylko brzmiało jakby zrobiło mu się niedobrze. Wanda zerknęła na niego raz, dla zweryfikowania czy ten na pewno dobrze się czuje – nie był zielony na twarzy, nie miał też drgawek ani nie oblewał go pot, dlatego jak gdyby nigdy nic przeszła do dalszej części ich spotkania. Gdy stanęli obok siebie, ta zabrała się za prezentowanie ruchu nadgarstka – podczas gdy Dwayne znowu wyglądał jakby się dusił. Szatynka zrobiła nieco zdziwioną minę i opuściła rękę, by przypatrzyć się młodzieńcowi, który mimo wszystko nie wyglądał na swoje trzynaście lat. Chociaż Wandzia należała do wysokich dziewczyn to Indianin i tak przewyższał ją o kilka dobrych centymetrów. Gdyby się tak nie garbił, to pewnie wyszłoby na to, że jest wyższy od niej o całą głowę! Krukoneczka starała się skupić na tym co chce przekazać jej Puchon. Jej uśmieszek i błyszczące oczy zachęcały go - a przynajmniej miały… Nie chciała mu przeszkadzać, zatem cierpliwie czekała. To co udało mu się wyjąkać zrobiło na niej wrażenie, bo momentalnie jej cwany grymasik zniknął – otworzyła usteczka kształtując je na literę ‘o’, a sama zamrugała powiekami nie wiedząc przez chwilę co powiedzieć. Po chwili jednak widząc ile to znaczyło dla samego Morisona i jak się starał uśmiechnęła się lekko, naprawdę przyjemnie i trąciła go łokciem, by ten na nią spojrzał. - Dziękuję. To naprawdę bardzo miłe z Twojej strony. Doceniam i umówię się z Tobą na herbatę jak zaliczysz ten semestr. – Powiedziała dalej spoglądając na niego, wiedząc doskonale, że takie przekupstwo powinno zrobić swoje. Grymas nie schodził z jej ładnej buzi, a ta znowu wykonała znany ruch, by ponownie pokazać Dłejnowi co ma dokładnie zrobić. Nie miała nic przeciwko jego towarzystwu - nie był taki zły, chociaż jak na jej gust był stanowczo zbyt milczący. Może się wyrobi? No i jedno spotkanie jej nie zabije. Chyba. - Zrób to jeszcze raz. Pamiętaj, rozluźnij się, bo to naprawdę bardzo ważne. – Zachęciła go znowu, po czym czekała na efekty. Ten niech sobie macha przez chwilę łapką, a gdy skończy wciśnie mu różdżkę w dłoń i popchnie go delikatnie, dotykając jego klatki piersiowej by cofnął się o kilka kroków w tył. Jej twarz była dalej pogodna i radosna, zupełnie jakby cieszyła się z tych dodatkowych zajęć. Nie chciała wychodzić na jędzę. - No dobrze. Tak jak mówiłam przejdziemy do konkretów. Obserwuj mnie i moje ruchy uważnie. Będziemy ćwiczyć na sobie, co znaczy, że to najpierw ja spróbuję Cię rozbroić. Potem Ty będziesz ćwiczył na mnie, rozumiesz? – Nie spuszczała z niego wzroku podczas tej małej przemowy, chcąc ponownie usłyszeć zrozumienie, akceptację. Nie zrobi nic dopóki ten się nie zgodzi na taką ewentualność. Z racji tego, że autorka jest strasznie niecierpliwa mam nadzieję, że Dwayne się zgodził. W sumie nie miał innego wyjścia, bo duże, ciemne oczy panny Whisper były hipnotyzujące, a pełne usta układające się w uśmiechu tylko mamiły. Jeżeli Indianin ustawił się w odpowiedniej odległości od dziewczyny to ta rozluźniła się i wystawiła dłoń przed siebie dzierżąc swoją różdżkę, którą to zaraz wprawiła w ruch, wcześniej już pokazywany setki razy. - Expelliarmus. – Powiedziała głośno I wyraźnie, by chłopaczyna z Hufflepuffu dokładnie zapamiętał wymowę zaklęcia. Ruchy Wandy były szybkie i zdecydowane, ona zaś skupiona i pełna werwy i przeświadczenia, że i jej namolnemu adoratorowi się powiedzie. Jeżeli udałoby się jej rozbroić Morisona to tylko ukłoniłaby się szarmancko i tylko mruknęłaby o tym, że następuje jego kolej. Jeżeli nie udałoby się to cóż, próbowałaby dalej, do skutku. Taka uparta z niej bestia.
Dwayne Morison
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 22:51
Wyraźnie wahał się czy podnieść wzrok na twarz Wandy, ale zachęcony jej podziękowaniem skrzyżował z nią spojrzenie, spłoszony propozycją. Właściwie to z otwartymi ustami wpatrywał się w nią jak odurzony amortensją (przynajmniej Dwayne twierdził, że napój miłosny właśnie taką nosi nazwę) i ani myślał dojść do siebie. Przynajmniej przez dłuższą chwilę, zanim dziewczyna przypomniała boleśnie po co się w ogóle tu znaleźli. W każdym razie radość rozlała się żarem po jego trzewiach, poruszając końcówkami warg, aż w końcu pojawił się nikły i nieśmiały uśmiech. – T-t-t-t-tak – wydukał mało inteligentnie, ale coś w postawie Puchona zmieniło się. Nie był lękliwy jak przed chwilą, jak gdyby obietnica przypieczętowała wyzwolenie się spod jarzma stresu i niepewności, czy aby czasem nie czyni z siebie nadwornego błazna. Porównanie to było dosyć nieprecyzyjne, jeśli użyć łagodnego słowa, ponieważ Dwayne za wszelką cenę czynił z siebie pośmiewisko w świadomy i zabawny sposób, doszukując się oryginalnych metod, a przede wszystkim – modnych w ostatnim czasie. Tym razem powtarzał w myślach „rozluźnijcie się mięśnie” niczym mantrę, aż w końcu uzyskał płynność ruchów w prawej ręce i zaczął prezentować gwałtowną, acz stopniową zmianę w poruszaniu magiczną dłonią. Zamierzał dostać się w tym miesiącu do drużyny quiddicha, dlatego zwinność musiał wyćwiczyć do perfekcji, najlepiej we wszystkich działach. Wypuścił ciężkie powietrze z płuc i ustawił się z szeroko rozstawionymi nogami, aby następnie zmarszczyć brwi i w skupieniu godnym pozazdroszczenia, wykonywał ruchy Expelliamusa. Jego zdaniem – szło mu o wiele lepiej, kiedy przed nim rozciągała się wizja rychłego spotkania z Wandą poza korepetycjami i w dodatku z przyjemnym aromatem herbaciarni. Jak tylko powie o tym Mattowi i reszcie, z pewnością nie uwierzą w jego historię! Będą przekonani, że po raz kolejny bajdurzy. Zamiast myśleć nad zaklęciem w dalszym ciągu, odbiegł myślami do nieokreślonej przyszłości i tkaniu misternego planu, aby chłopaki zobaczyli go z Dzwoneczkiem, bez towarzystwa książek! Nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna zmieniła pozycję i popchnęła go, wciskając do ręki różdżkę. Spojrzał na nią zdezorientowany, jak gdyby został wyrwany ze snu i mrugając gwałtownie powiekami, próbował przypomnieć ostatnie minuty rozmowy. Przenosił wzrok z twarzy dziewczyny na różdżkę i tak bez końca, dopóki Wanda nie popędziła go ponownie, informując o nadchodzących ćwiczeniach. Przestrach w oczach chłopca wylewał się hektolitrami, a ramię opadło bezwładnie wzdłuż ciała, pozbawione bezpiecznej ostoi. Zamierzał powiedzieć jej wprost, że się boi. Struny głosowe odmawiały mu skutecznie posłuszeństwo, przez co wydusił z siebie tylko: - a-a-a-a-ale… – jako marną próbę protestów. Nie chodziło to, że bał się skrzywdzić starszą koleżankę. Bardziej chodziło mu własne bezpieczeństwo i duma, która mogła ucierpieć podczas zajęć praktycznych. Kiedy tylko te wielkie oczy Whisperówny zaczęły wwiercać się w duszę podatnego Dwayne’a, spuścił wzrok czym prędzej. Zahipnotyzowany jej radością i niecierpliwością wyczuwalną w ruchach ciała, przytaknął wyraźniej – machając głową z mało inteligentnym wyrazem twarzy. Różdżka Puchacia wyleciała już za pierwszą próbą Wandy, chociaż ofiara trzymała mocny uścisk palców na badylku i nie zamierzała puszczać tak łatwo. Nawet, jak różdżka zaczęła wyślizgiwać się – Dwayne wykonał dziki pokaz pląsów w formie podskoków, mających na celu złapanie expressowego przedmiotu. Jak można się domyślić – zakończyło się to fiaskiem, podkreślonym donośnym jęknięciem okazującym niezadowolenie. Bez oczekiwania na komentarz pobiegł po wytrąconą „broń” i zaraz wrócił na miejsce, strzepując z czułością resztki piasku. Stojąc naprzeciwko, nie patrzył przeciwnikowi w oczy, ale wycelował różdżką w sylwetkę Wandy i … zamknął oczy, podczas cichego: - e-e-e-e-e-expe-exppe-e-e-exppell-l-l-l-lia-a-a-amus. Jak można się domyślić, nawet precyzyjnych ruch nadgarstkiem nie wystarczył do przeuczenia zaklęcia.
Wanda Whisper
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Sro 07 Sty 2015, 23:35
Widząc jak ruchy chłopaka nabierają płynności, a jego usta zdobią uśmiech znowu myślała nad tym, że są krok do przodu. Nie będzie tak źle, skoro jej wiara jest ogromna, a i Indianin powoli zaczynał wierzyć, że mu się uda, co było w sumie najważniejsze. Jeżeli nasze nastawienie jest pozytywne, jeżeli chęć zdobycia wiedzy jest spora to na pewno, za którymś razem nam się uda! - Wystarczy tylko chcieć, Dwayne! – Krzyknęła jeszcze do niego na zachętę. Jej piwne oczy dalej nie opuszczały okolic jego twarzy, będąc jednocześnie obietnicą ich kolejnego spotkania jeżeli temu się powiedzie. Trzymała mocno za niego kciuki, chociaż mentalnie i obserwowała jak ten ustawia się do odpowiedniej pozycji. Wcześniejsze jego zabiegi skwitowała jedynie skinieniem głowy – według niej za wcześnie było na jakiekolwiek pochwały. Czekoladową żabę i komplement dostanie dopiero wtedy gdy faktycznie uda mu się wytrącić jej różdżkę z ręki. Panna Whisper zaraz po wypowiedzeniu zaklęcia rozciągnęła usta w zadowolonym uśmiechu, gdy po zapalczywej walce badylek Dłejna w końcu osunął i poturlał po ziemi. Ta podniosła niemalże natychmiast rozbawione spojrzenie na niego, ponownie, by chcieć pokazać mu, że każdy potrafi to zrobić. Naprawdę trzeba się tylko postarać i dołożyć wszelkich starań. Skoro ten chciał się dostać do drużyny szkolnej to nie mógł być jak robot, nie mógł wykonywać wszystkiego mechanicznie, nienaturalnie. Wiele słyszała o dobrym poczuciu humoru chłopaka, dlatego dziwiła się za każdym razem gdy ten reagował na nią prawie, że alergicznie. Czy jej wątpliwej jakości uroda naprawdę aż tak go powalała? Czy może denerwował się tym, że była od niego starsza o rok? Nie wiedząc dokładnie co chodzi po głowie trzecioklasisty stanęła w lekkim rozkroku trzymając mocno różdżkę w dłoni, by w razie niepowodzenia uratować siebie i swoją skórę. Szatynka zaobserwowała, że ten nie podniósł nawet wzroku, bojąc się zajrzeć jej w oczy, co już na samym początku dawało mu mierny wynik. Na samym starcie! Cichy pomruk wydobył się spomiędzy jego warg – Wanda niestety nie dosłyszała czy chłopak powiedział poprawnie treść czaru czy też nie dlatego dalej stała nieświadoma tego co się wydarzy. Z końca różdżki Puchona wysunęła się błękitna iskra, która niczym zając pokicała w stronę co prawda nie wytrącając jej oręża z dłoni, jednak powalając ją na ziemię. Mała pomyłeczka odrzuciła ją najpierw na dwa, trzy metry, przez co dziewczyna zrobiła fikołka do tyłu. Dół sukienki jej się zadarł, przez co dosłownie przez chwilę mogła zaświecić pełnym kuperkiem, na którym opinały się różowe majtki w serduszka. Gdy Dziewczyna wylądowała w miarę bezpiecznie, będąc jeszcze w krótkotrwałym szoku po zaliczeniu przysłowiowej gleby otrząsnęła się szybko, obciągnęła materiał części spódnicowej, by nikt więcej nie zobaczył dolnych partii jej ciała, po czym spłonąwszy rumieńcem wstała o własnych siłach. - Nic nie widziałeś! – Zagrzmiała, zanim cokolwiek ten zdążył powiedzieć i starając się uspokoić swój oddech, odchrząknęła, poprawiła włosy i ponownie stanęła naprzeciwko Puszka. Mrugnęła, potem na niego spojrzała. Czerwone policzki ją piekły niemiłosiernie, jednak ta odważnie spoglądała na jasną twarz Morisona. - Musiałeś źle wypowiedzieć zaklęcie. – Mruknęła spokojnie i westchnęła, sprawdzając czy nikt nie widział całego zajścia. Kilka osób gapiło się na nich z uśmiechem, jednak to nie było najgorsze. - By czar się udał musisz mówić dokładnie i wyraźnie, Dwayne. Ruch nadgarstka był dobry, ale co z tego, jeżeli na mnie nie patrzyłeś i nie byłeś dostatecznie skupiony? – Dziewczęcy głosik dochodził do Indianina z podwójną mocą, bo ta przy każdym słowie zbliżała się do niego nieubłagalnie. - Musisz się skupić. Na mnie, na zadaniu. Musisz mi chcieć odebrać różdżkę. Nie możesz patrzeć na mnie przez pryzmat tego, że jestem ładna. Wyobraź sobie, że jestem kimś okropnym, że chcę Ci zrobić krzywdę. Patrz na mnie. – Mówiła dobitnie, kierując do niego wszystkie słowa, by ten zrozumiał. Mówiła może trochę ostrzej, ale podczas korepetycji u niej trzeba było wziąć się w garść, nie rozmyślać o niebieskich migdałach. Jej spojrzenie złagodniało, a ta położyła mu dłoń na ramieniu, kiedy zdała sobie sprawę, że może potraktowała go zbyt protekcjonalnie. - Spróbujemy jeszcze raz. Zaklęcie nazywa się Expelliarmus. Powtórz sobie z dziesięć razy je w myślach. Powtórz też na głos, dla pewności, żebym i ja słyszała. Rozluźnij się, myśl o czymś przyjemnym, chciej odebrać mi różdżkę. Patrz na mnie, patrz mi w oczy. - Dała mu kilka wskazówek po czym nie spuszczając z niego wzroku zrobiła kilka kroków w tył i uniosła swoją różdżkę, by w razie kolejnego niepowodzenia naprawdę być przygotowaną.
Dwayne Morison
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.' Pią 09 Sty 2015, 17:30
Nerwowe przełknięcie śliny o konsystencji betonu wcale nie pomogło w opanowaniu odruchu ucieczki, który Dwayne odczuwał od samego początku – jak tylko usłyszał od profesora z kim przyjdzie mu nadrabiać zaległości w praktycznym zastosowaniu zaklęć wszelakiej maści. Zamiast skinąć głową w odpowiedzi na werbalne wsparcie Wandy, stęknął pod nosem z ewidentnym przeczuciem porażki. Wystarczająco zastraszony wizją wyśmiania uniósł różdżkę, która stała się narzędziem niebezpiecznym w rękach Puchona. Błękitny piorun odrzucił go tak mocno, że klapnął boleśnie tyłkiem o twarde podłoże i z wariującym w klatce piersiowej sercem, obserwował ciąg dalszych wydarzeń. Pochylony do przodu i rozwartą szeroko buzią przypatrywał fikołkom Wandy, zakończonym wdzięcznym wyeksponowaniem tyłka odzianego jedynie w różowe serduszka. Ten widok miał go prześladować przez najbliższy tydzień, początkując w jego życiu krwawienie z nosa przy każdej okazji ujrzenia podobnego widoku. Przypominał posąg, nie ruszając się ani o jotę pomimo gromkiego głosu purpurowej na twarzy Wandy, wpatrując się w spódniczkę przykrywającą zadek. Nawet nie uciekał spojrzeniem, tylko podniósł wzrok i skóra na policzkach przypominała ogień. Dwayne zerwał się z mniejszą gracją niż koleżanka i łapiąc różdżkę w biegu, ruszył prosto do Zamku. Nawet nie słyszał tego, co mówiła do niego Wanda. Przed oczyma fruwały mu serduszka, a z obu dziurek od nosa sączyła się krew. Nawet nie zatrzymał się, kiedy starsi Puchoni próbowali dowiedzieć się czy wszystko z nim w porządku. Zniknął, zostawiając Wandę osłupiałą i nie rozumiejącą co się takiego stało.
Sponsored content
Temat: Re: 'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.'
'Wendy, jedna dziewczynka jest lepsza niż dwudziestu chłopców.'