Co się stanie, gdy wredny kot spotka wredną sowę? Wojna! Emanuel łaskawie postanowił odprowadzić swą panią do sowiarni, a gdy już się tam zjawił... zaczął bawić się w myśliwego. Wypłoszył wszystkie sowy oprócz jednej: należącej do Vickiego. Wspomnienie pokazuje jak dwoje Puchonów próbowało rozdzielić zwierzęta z tego tańca miłości i śmierci...
Osoby: Jolene Dunbar, Victor Varkes
Czas: styczeń 1977
Miejsce: wieża sowiarnii
Jolene Dunbar
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 15:27
Najpierw szedł kot. Emanuel kot. Puszysty, bielutki, dumny i pewny siebie. Przepłoszył panią Norris ostrym pazurem, pokonując ją okiem niebiesko- pomarańczowym, używając swej siły nieprzeciętnej i mocy wdzięku i wrodzonej urody. W swej łaskawości zaszczycił obecnością swą właścicielkę, niejaką Jolene, krocząc dumnie kilka metrów przed nią. Unosząc wysoko łapki z gracją biegał po trawce wiedząc, gdzie iść. Pannę Dunbar ledwie było widać zza paczki, którą taszczyła do sowiarni. Duże pudło udekorowane było papierem urodzinowym i wstążką. To prezent dla mamy i taty z okazji ich rocznicy ślubu od dwóch córek - czarownic. Wyglądała białej sierści Emanuela, wzruszona, że ją odprowadza tak daleko. Z reguły kociak wylegiwał się na parapecie, czwartym schodku pierwszego piętra, w jej kufrze, pod poduszką, w książce, na głowie Dwayne'a, a dziś postanowił z nią trochę pobyć. Kot, jak to kot, bardzo nie lubił ptaków. Zaś Emanuel je uwielbiał. Wparował zgrabnie po schodach pozostawiając swą panią w tyle i wszedł do bram raju, puszysty, szczęśliwy i żądny krwi. W ciągu kilku sekund w sowiej wieży zapanował chaos nieprzeciętny. Sowy czym prędzej wylatywały ze środka, przepychając się i hucząc. Gubiły różnorodne pióra, trzepotały potężnymi skrzydłami i uciekały przed diabłem wcielonym. Emanuel wskakiwał do każdego legowiska, atakując jego mieszkańca ostrymi pazurami. W jego łebek i sierść wczepiły się liczne kolorowe piórka. Zaalarmowana chaosem Jolene, znieruchomiała. - Nie, Emek, nie! - zdając sobie sprawę co oznacza ten bałagan, w podskokach pokonała schody, wparowując do środka. Zmęczyła się mocno, taszcząc w ramionach pudło. Postawiła prezent na ziemi i rzuciła się ku kociakowi, który gonił po okręgu pewną sówkę, którą nieraz Joe pożyczała od Vickiego. - Och nie! Emek, nie wolno! Nie jedz jej, wracaj! - skakała, próbując pochwycić zwierza ganianego żądzą sowiej krwi. Uchyliła się, gdy ptaszysko przeleciało tuż nad jej głową, uciekając przed Emkiem.
Gość
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 15:41
Chłopak jadł posiłek w Wielkiej Sali. Rozmawiał ze znajomymi o quidditchu. Zgadywali kto będzie w nowej reprezentacji Pucholandu i z kim najpierw się zmierzą. Victor choć sam mógł się zgłosić nie zrobił tego. Lubił popatrzeć, wolał zostać widzem. Nie nadawałby się do zespołowej gry. Ale temat uważał za godny do debaty. Nagle przyleciała sowa zrzucając list dla jednego ze znajomych Vica. Temu nagle się przypomniało, że sam miał napisać do ojca! -Przepraszam was, muszę coś załatwić!- Wstał i pośpiesznie opuścił salę. Zabiją go! Miał odpowiadać za każdym razem, gdy coś dostanie! Biegł jak szalony przez całe błonia, byle dostać się do sowiarni. Oczywiście nie z pustymi rękoma! Przedtem odwiedził Pokój Wspólny, aby coś tam nabazgrać i ładnie zapakować w kopertę. Teraz liczył się jeden cel! Znaleźć sowę. Ale gdy dotarł na miejsce przeżył szok. Co tam się wyrabiało? Wszystkie możliwe zwierzęta lotne pouciekały poza jednym. Jego Hestią! Ale chyba i tak za wszelką cenę próbowała ocalić życie przed myśliwym. Kotem. Czyj to zwierz? A no tak. Młodszej o rok koleżanki z pucholandu. Często korzystała z jego "pupila", ale nigdy nie nasyłała kotów, aby go zjadły! -Co tu się wyrabia?!- Krzyknął w tym zamieszaniu. Ciężko było się połapać co i jak. Ptak wielokrotnie przeleciał mu nad głową, a kot między nogami. -Złap kota! Znaczy sowę! Złap cokolwiek!- Rozkazał sam próbując się połapać w tym.
Jolene Dunbar
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 16:04
Jaki właściciel, taki kot. Joe słynęła z ognistego temperamentu, nadmiaru energii, głośnego niespodziewanego wybuchu śmiechu, radości, okazywania swej miłości wszystkiemu co się rusza. Emanuel zaś kochał każde sowiątko, pragnął je utulić w swym futrze, ucałować różowiutkim szorstkim językiem i mruczeć z ekstazy. Joe nie mogła go jednak pochwycić. Jak na zawołanie, pojawił się właściciel sowiej ofiary. - Vicky, nie mogę ich rozdzielić. - jęknęła, chwytając go za ramię i wskazując mu palcem zaciekłą walkę dwóch ras. Nie musiała mu pokazywać, nie dało się tego przeoczyć ani nie usłyszeć. Pohukiwania przeplatały się z miauczeniem pełnym pretensji. Dziewczę zarzuciło włosy na plecy, smagając nieumyślnie twarz Victora i rzuciła się w wir gonitwy. Ilekroć doganiała kota, ilekroć próbowała go pochwycić, jego ogon wyplątywał się spomiędzy jej palców, a zaciekłość kocia stawała się jeszcze bardziej zdeterminowana. Joe jęknęła, bo Emanuel był myśliwym świetnym. Niejednokrotnie przynosił jej dary - martwego ptaszka, żywą myszkę. Skoczny był. - Z-zawołaj... s-sowę! - krzyknęła zdyszana przewidując, iż niełatwo będzie jej pochwycić kociego mordercę. - A potem szybko się schowaj! - zawołała, przebiegając mu przed nosem. Poinformowała go o braku litości Emanuela. Mógłby chcieć oznaczyć jego twarz swym podpisem, a tego Jolene nie chciała. Miałaby wyrzuty sumienia wobec Victora, którego darzyła szczerą sympatią. Emanuel z natury nie lubił innych zwierząt, jednak nie przypuszczała, że posypią się pióra podczas wspólnej wizyty w sowiarni. Puchonka zrozumiała, że nigdy jeszcze nie przyprowadziła tutaj Emanuela, stąd jego... specyficzna radość. Szkoda, że przestał reagować na swe imię...
Gość
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 16:18
Puchon wciąż starał się złapać sowę, bo dziewczyna rzuciła się na kota. Nawet i lepiej bo wolał nie ryzykować zadrapaniem. Choć przyznać trzeba, że Hestia też ma ostre pazury i wcale nie jest przyjaźnie nastawiona na widok właściciela. Odpuścił sobie kiedy Joe panikowała. Wiedział, że to bez sensu, a jego pupil był takim kretynem, że nie potrafił wylecieć na zewnątrz. Wpadł an inny pomysł. -Ty się odsuń lepiej.- Powiedział skupiony na kocie. Tak, lepiej powstrzymać myśliwego, a ofiara sama się uspokoi. Chłopak wyjął różdżkę, próbując wycelować w kotowatego. Puchonka mogła pomyśleć, że Varkes posunie się do ogłuszenia, zwierzaka, jednak nie... -Wingardium Leviosa!- Wykrzyczał, a zwierzak Panny Dunbar uniósł się w powietrze machając na próżno łapami. Więc jednak na zwierzęta też to działało! -Teraz go weź, ale proponuje, by trochę powisiał i przemyślał swoje zachowanie.- Zażartował, choć wcale się nie uśmiechał. Hestia przy chwili spokoju wyleciała na zewnątrz, lecąc tam gdzie pieprz rośnie. Ciekawe... kiedyś wróci? Hm, na pewno plany jego, jak i koleżanki się pokrzyżowały. Victor wciąż trzymając różdżkę w powietrzu otrzepywał z siebie pióra. Tragedia...
Jolene Dunbar
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 16:51
Dziewczynie wypadła z głowy wrogość między Victorem a jego sową. Zajęta poskramianiem kota, nie zauważyła specyficznej zażyłości między właścicielem a pupilem. Emanuel nie dał się tak łatwo złapać. Zwinny, szybki, skoczny mógł konkurować z najlepszym okazem sowy. Nic więc dziwnego, że biegał po ścianach, rzucał się do skoku w powietrze i spadał na cztery łapy. Joe przez chwilę widziała białą, szybko przemieszczającą się plamę goniącą szarą. Ten hałas... Puchonka wystraszyła się, że ktoś zaalarmował Filcha na widok chmary uciekających sów i go tutaj zwabi. Woźny był ostatnią osobą, jaką chciała spotkać. Odwróciła się przez ramię zaskoczona, że kazał się jej odsunąć. Lądowanie Hestii jest niebezpieczne? Na widok różdżki Joe otworzyła szeroko oczy. - Nie rzucaj zaklęć na mojego kota! - krzyknęła, ale było już po sprawie. Błysnęło i jej biedny kociak obracał się w powietrzu, powstrzymany magią. Hestia tymczasem uciekła, pozostawiając wszędzie pióra. Kilka w jej kotku i dwa we włosach Jolene. Jej pobratymcy zrobili większy bałagan, gdyż pióra latały w powietrzu, wirowały niczym listki wahając się gdzie powinny wylądować. - Victooor! - zawołała z wyrzutem, tupiąc przy tym nogą. - Ja nie rzuciłam zaklęcia na Hestię, poza tym jest mi potrzebna do wysłania prezentuu. - zasznurowała usta, urażona zachowaniem chłopaka. Podeszła do kociaka, zadarła głowę i wyciągnęła ku niego obie dłonie. - Już go puść. - nakazała, wystraszona, że jej kotkowi mogło stać się coś złego. Nie dajże Merlinie, mógłby się załamać i przeżyć traumę z powodu tak niegodnego potraktowania? A co, jeśli przestałby mruczeć?
Gość
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 17:12
Sam miał nadzieje, że woźny o niczym się nie dowie. A jak już to chociaż wtedy, kiedy Oni się ulotnią. Mimo wszystko było po sprawie! Najgorsze minęło, a sowa znikła! Co teraz z jego listem? Szlag! -Wiem, że nie rzuciłaś, bo to sowa była w zagrożeniu. Pomyśl, że gdyby zawisła w jednym miejscu kot dopadłby ją, nim byśmy zauważyli.- Westchnął. Niepotrzebnie dramatyzowała. -Nie tylko ty masz z tym problem. Mój list zostanie chyba w kieszeni. Mogłabyś w końcu kupić sobie sowę. Nawet ja Ci ją kupie! Tylko kota nie sprowadzaj.- Oczywiście lubił jej zwierzaka, a także nie miał nic przeciwko pożyczaniu. Po prostu w tej sytuacji trochę się zdenerwował. Machnął różdżką, a kot wylądował w jej ramionach. Schował patyk zza pazuchę, ciągle na puchonke spoglądając. -Nic mu nie będzie. To tylko zaklęcie lewitujące. Dzieciaki się tego uczą. Nie ma skutków ubocznych...- Rozwijał się, tłumaczył, ale chyba nawet go nie słuchała. -W każdym bądź razie... nie ma sów. Niech teraz twój kot biega i roznosi przesyłki za kare!- Rzucił zgryźliwym tekstem. Ale Joe chyba wiedziała, że to tylko kolejny kapryśny żart. -Co teraz?-
Jolene Dunbar
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 17:26
Wymamrotała coś niezrozumiale pod nosem, co brzmiało ale-to-mój-mały-kotek. Chwyciła go w ramiona. Emanuel żałośnie miauczał, wiercił się w jej rączkach, a nawet wyciągnął pazur w stronę Victora. Czy to w geście zemsty czy miłości - trudno stwierdzić. Joe zanurzyła rękę w puchatej sierści kociaka, głaszcząc go w jego ulubionym miejscu, tuż za uchem, blisko obroży. Westchnęła rozglądając się za sową. Emek wszystkie wypłoszył i teraz oboje zostali z niewysłaną pocztą. Gdy przyjdą inni, również powstanie ten sam problem, także muszą szybko wymyślić plan. - Mam mieć kota i sowę jednocześnie? Emek nie zniesie takiej zdrady. - wykrzywiła usta w grymasie, tuląc do piersi tę słodką puszystą postać. Kociak uspokoił się, oddychając głęboko (poczuła to przez jego szybkie ruchy brzuszka) i przechodząc w stan mruczenia zaawansowanego. Któż nie uległby takiej pieszczocie? Jolene wzięła głęboki wdech i odgarnęła blond kosmyki z oczu. Na myśl o zaniesieniu dużego prezentu z powrotem do dormitorium, zrobiła się zmęczona. Kiwnęła głową, uspokojona, że kociakowi nie stało się nic złego. Słyszała o używaniu magii na czworonożnych, jednakże jej miłość oraz Wybitny z OPCM nie pozwalał na akceptowanie takiego niegodnego traktowania maleństw. Skłonna była zrozumieć postawę Victora, bo inaczej kto wie czy uspokoiliby zwierzaczki. Z czułością zaczęła wyjmować z futerka kociaka piórka i puch. Uniosła wysoko głowę i podeszła do półek, sprawdzając wszystkie. Stawała na palcach i szukała... maleńkiej sowy Collina. - O, na górze jest sowa brata Dwayne'a. - wskazała palcem na trzecią od góry półkę. Maleńkie stworzenie mieszczące się w dłoni drzemało daleko głęboko w norze, nieświadome wojny jaka się tutaj rozegrała. - Ale ona śpi. Ninja się chyba nazywa. Możemy ją pożyczyć, ale jak ją tutaj zwabić? Nie zaklęciem. - pogroziła palcem Puchonowi, stając na palcach i nawołując sówkę po imieniu. Spała, słodko spała.
Gość
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 17:51
Spojrzał na nią w zastanowieniu. -W sumie racja. To nie jest dobrze dobrane połączenie. Ale postaraj się... nie przyprowadzać go tutaj przy wysyłaniu wiadomości.- Odparł drapiąc się po głowie. Znalazł piórko. -Sowa?- Spojrzał w górę. To prawda, była tam. A jak wejść? -Pamiętam, że Filch gdzieś chował drabinę...- Dodał i ruszył w poszukiwania. Szukał, szukał... okazało się, że ukrył ją w składziku. Takim magicznym gdzie niewyobrażalnej długości drabina się zmieściła. -Weź kota stąd, aby znów nie szalał!- Rozkazał siłując się z tym całym dziadostwem, który wyglądał na popękany. Kiedy jakoś już się ogarnął, a drabinę oparł o ścianę przygotowywał się. Psychicznie. -Jak spadnę i zginę... to będę twojego kota nawiedzał jako duch.- Upadek z wysokości podczas przechwytywania sowy nie jest śmiercią godną czarodzieja. Mniejsza. Puchon wszedł na pierwszy szczebel i ruszył w górę. Trochę mu to zajęło, aż był na wysokości śpiącego ptaka. Ten to miał sen. Victor złapał go, a ten wystraszony nieźle się zatrząsł, prawie powodując utratę równowagi Varkesa. Jednak na całe szczęście zszedł na dół, modląc się, aby skrzypienie drewna nie oznaczało zaraz jego pęknięcia. -Mam. Myślisz, ze udźwignie i list i paczkę? Mała jest.- Spytał obserwując zdziwioną sowę. Chyba nie rozumiała braku towarzyszek.
Jolene Dunbar
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 18:08
- Pierwszy raz tutaj przyszedł. I ostatni. - spojrzała wymownie na kociaka, dalej go tuląc i głaszcząc mimo, że powinna go skarcić i nauczyć o niezjadaniu i nie atakowaniu sów. To był kociak mugolski i nie przywykł do obecności takiej ilości ptaków, których dodatkowo nie mógł gonić. Jej rodzice są przerażeni gdy widzą sowę z listem dobijającą się do okna. Szła krok w krok za Victorem, gdy ten szukał drabiny i składzika. To była dobra myśl, także nie odstępowała go już na krok. Raz omal na niego nie wpadła, gdy ten się gwałtownie zatrzymał. Przytuliła do siebie mocniej na puszystą biel, nie mając zamiaru go puścić. Zadarła głowę obserwując plecy Victora. - Nie możesz spaść, bo ja jestem kiepska w magomedyce i ogólnie nawet w pierwszej pomocy. - otworzyła szerzej oczy przerażona taką myślą i czym prędzej zacisnęła palce jednej ręki na drabinie. Niewiele mogło to pomóc lecz trzymała ją i czuła się bezpieczniejsza o żywot Puchona. - Och, Emek dużo miauczy do Grubego Mnicha, to chyba twój duch nie zrobi na nim wrażenia. - rozchyliła usta w jaśniutkim, ciepłym uśmiechu. Czekała aż chłopak dzielnie wygrzebie z nory Ninję i zejdzie powolutku na dół. Pogłaskała palcem maleńką główkę i zerknęła przez ramię na paczkę. - Poradzi sobie. Popatrz. - wyciągnęła z kieszeni różdżkę i wycelowała nią w prezent. - Reducio - Paczka czknęła i w mgnieniu oka zmniejszyła się tak, że bez problemu mieściła się w dłoni. Przywołała ją do siebie i zanim doczepiła, majstrowała nad paczką, dźgając ją różdżką ze wszystkich stron. - Musi się sama odczarować później, bo moi rodzice to mugole. - wyjaśniła i po paru minutach marszczenia brwi Joe uznała, że robota została dobrze wykonana. Podała paczuszkę sówce. - Do sąsiadów twojego pana, malutka. - przemówiła doń czule, odsuwając się na wszelki wypadek dwa metry. Emek uspokoił się i mruczał lecz kto wie co siedzi mu w tej białej, słodkiej główce.
Gość
Temat: Re: Bitwa na pióra Nie 11 Sty 2015, 18:43
Kiedy był już na dole, a dziewczyna zmniejszyła paczkę, by wręczyć ją sowie, ten szybko wyjął list i zrobił to samo. -A to do rodziców, na wieś niedaleko Londynu.- Ciekawiło go czy sowa zrozumie i nie zgubi niczego. Ani siebie. -Czeka Cię długi lot.- Dodał, a Ninja odważnie uniosła się w powietrze i odleciała. -Więc... są większe szanse, że twoja rzecz trafi w odpowiednie ręce. Wątpię by była na tyle inteligentna, aby odnalazła odbiorce mego listu.- Wspomniał. Zdjął z siebie już wszystkie piórka. Spojrzał na nią i na wyjście. Stał tam kot woźnego. -Wynośmy się!- Powiedział i szarpnięciem puchonki za ramie wybiegli z sowiarni. Uniknęli Filcha.
[z/t dla tej dwójki] (sorry za długość, ale już nie miałem pomysłu na zakończenie)