Intensywne poszukiwania wiewiórki i kota - kradziejek żab czekoladowych nie przynosiły żadnego skutku. Collin spłoszony jak nigdy przeczesywał okolice, każdy kamień, każde drzewo i krzaczek, próbując złapać swą wiewiórę i kota brata, Znajdę. Dostrzegłszy zbiegów na Wierzbie Bijącej, załamał się wielce. Zrozpaczony poprosił o pomoc Wandę, do której zwierzątka lgnęły. Dobrze wiedział co by się stało, gdyby ze Znajdy został placek. Nie chcąc stracić żywota z rąk swego brata, błagał Wandę o pomoc. Bardziej bał się chyba Dwayne'a poszukującego zwierzaka od rana niż to, że drzewo może ich pozabijać.
Wyszedłszy z Wielkiej Sali Collin zachowywał się, jakby zajrzał samej śmierci w oczy. Raniutko znalazł kota swego brata na korytarzu, także planował kulturalnie go odnieść do lochów. Nie udało mu się to za pierwszym razem, bo ten skumplował się z Kłopotem. A każdy, kto się koleguje z Kłopotem znika w tajemniczych okolicznościach. Tak też stało się i dzisiaj, co zaniepokoiło Gryfona. Dwayne trzy razy zapytał go o swego pupila przed uroczystym śniadaniem, wyraziście przejęty zgubieniem Znajdy. Collin dobrze wiedział co by się z nim stało, jeśli nie znajdzie na czas kota. Żywego, ciepłego, z bijącym sercem i sprawnymi łapami. Trzynastolatek uciekł szybciej z obiadu, słysząc od koleżanek, że widziano kota z wiewiórką na grzbiecie i czekoladową żabą w okolicach błoni. Chłopak oddychał powoli i rytmicznie. - Bez paniki, bez paniki. Znajdziesz ich, żywych. - mamrotał pod nosem zaglądając do każdego krzaczka, za każdy kamień, nawet ten najmniejszy. Wołał po imieniu Kłopota, nie mając odwagi nawoływać Znajdy. Gdyby Dwayne to usłyszał, obdarłby go ze skóry i rzucił na pożarcie Kłowi Hagrida. Najgorsze w tym wszystkim było, że wiewiórka zwinęła mu ostatnią czekoladową żabę. Tego nie potrafił wybaczyć nikomu. Chłopak rozglądał się na wszystkie strony, podjął się nawet "Accio wiewiórka" na wszystkie strony świata, jednakże bezskutecznie. Collin bardzo długo przeczesywał błonia i nigdy nie przypuszczał, że ujrzy tak przerażającą scenę. Znieruchomiał, zamieniając się w posąg przypominając taką postawą swego brata. - To niemożliwe... - wybałuszył oczy. Kot, Wiewiórka oraz Żaba wylegiwali się beztrosko na gałęzi Bijącej Wierzby. Collin nigdy nie przypuszczał, że da się tam wejść i ujść z życiem po takim krwawym doświadczeniu. Jak one się tam znalazły? O ile o Kłopota był spokojny, serce mu stanęło na widok Znajdy. - Dwayne mnie zabije. - jęknął i zaczął obracać się wokół siebie w poszukiwaniu pomocy. Zauważył w oddali stadko Krukonek. Dziękując niebiosom za swą odwagę, podbiegł tam czym prędzej, zziajany i blady jak ściana. Pokonanie kilku pagórków na błoniach w ciągu paru sekund robiło wrażenie. - Wanda! Wanda, m-musisz ... mi p-pomóc. - oparł ręce o kolana i łapał oddech. Jeśli w ciągu chwili nie ściągnie stamtąd kota, będzie mógł pożegnać się z życiem. Powątpiewał, aby Dwayne ucieszył się z rękawiczek na zimę z futerka swojego zwierza. Cała nadzieja była w Wandzie. Zawiesił błękitne, jaśniutkie oczy na Krukonce w niemym błaganiu o ratunek.
Wanda Whisper
Temat: Re: Złodziejki żab Sro 07 Sty 2015, 12:13
31 czerwca był chyba ulubionym dniem panny Whisper. Nie dość, że pogoda ich rozpieszczała, było gorąco, upalnie – do tego od czasu do czasu Bóg zesłał im przyjemny wiaterek rozwalający fryzury wszystkim dziewczętom ze szkoły, które tego dnia akurat chciały wyglądać prześliczne. W końcu wiadomo, koniec roku szkolnego, początek wakacji. Trzeba zrobić dobre wrażenie na swoich kolegach i koleżankach, jednocześnie obiecując im solennie, że tak, na pewno spotkamy się w lato, kiedy tak naprawdę w myślach oceniasz krój ich ubrania. Wanda taka nie była, było jej cholernie przykro, że szkoła się kończy, że wszyscy starsi znajomi odejdą hen, hen w świat, a jej pozostanie słanie tylko dowcipnych i ciepłych listów do tych, którzy coś dla niej znaczyli. Spotkania z nimi utrudniał fakt, że jej jeszcze pozostał rok w Hogwarcie – zanim jednak się obejrzy ten minie jak z bicza strzelił, a i ona wyleci z gniazda szkolnego w poszukiwaniu przygód. Było jeszcze przed ucztą, kiedy to dziewczyna już spakowana, wyszła na błonia by zażyć kąpieli słonecznej i pożegnać się z co bliższymi znajomymi, wiedząc jeszcze, że spotka ich na kolacji. Mimo wszystko wolała żegnać się dwa razy, choć bolały tak samo, to miała pewność, że dana persona wie jak bardzo jest żal Whisperównie, że rozstaje się z tym i z tym na dwa miesiące. Na całe szczęście, nie była zbyt mocno pomalowana, bo nie darowałaby sobie gdyby zauważyła ściekający tusz po policzkach. Na to popołudnie, Krukoneczka założyła letnią i zwiewną granatową sukienkę, przetykaną gdzieniegdzie srebrnymi nićmi, z krótkim rękawkiem i rozkloszowanym dołem, z odrobiną tiulu. Brązowe loki upięła w zgrabny koczek na czubku głowy, a kilka luźnych pasm okalało jej buźkę, teraz uśmiechniętą, chociaż w oczach czaiły się łzy tęsknoty. Akurat kiedy mały Collin wyhaczył ją w tłumie przyjaciółek, ta obejmowała Symplicję i starała się powtórzyć po polskuBędę tęsknić. Z racji jej brytyjskiego akcentu i niemożności sklecenia jednego choćby zdania wyszło jej Bdjhuwysgasknić, na co wszystkie zareagowały głośnym wybuchem śmiechu. Nawet Wandzia. Z głupich rozmówek i śmichów – chichów wyrwał ją znajomy głosik należący do młodszego Morisona, który dzielnie przedarł się przez tabuny pończoszek, damskich perfum i krągłości, by ją odnaleźć. Na jego widok rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu i podeszła do chłopaka, widząc jaki jest zziajany. Dziewczynom pomachała i powiedziała, że zajdzie do nich przed kolacją. Te spoglądały zaciekawione na Gryfona, śmiejąc się do siebie, że Whisperówna znalazła w końcu chłopaka. Bardzo śmieszne. - Cześć, Collin. Co się stało, w czym mam Ci pomóc? – Spytała lekko, biorąc młodszego chłopaczka pod ramię i odprowadzając go kilka kroków dalej, by ciągły chichot jej koleżanek nie zakłócał jej rozmowy z koleżką. Spojrzała na niego badawczo oceniając wizualnie jego strój. Mały elegancik. Trochę blady i sponiewierany, ale to nic. I tak był jej oczkiem w głowie.
Collin Morison
Temat: Re: Złodziejki żab Sro 07 Sty 2015, 12:57
Po odezwaniu się do Wandy, dotarło do niego, że wlazł w sam środek chichoczących dziewcząt. Starszych i bardzo ładnych. Spłonął rumieńcem, zachowując język w gębie. Nie zorientował się czy śmieją się z niego czy z tego, o czym dyskutowały. Uśmiechnął się do nich niepewnie, na chwileczkę zapominając, że grozi mu bratobójstwo. Z ulgą je pożegnał, a gdy Wanda stanęła w słońcu, zachłysnął się jej urodą. Nie był jednakże na tyle głupi, aby się w niej zakochiwać. Miał trzynaście lat. Traktowano go jak dziecko, a więc starsze koleżanki pozostawały poza jego zasięgiem. Nie martwił się o to, zyskując sobie ich przychylność właśnie przez swój wiek. Złapał Wandę za rękę i nakłonił do szybszego biegu drogą powrotną. - Stało się coś z-złego. - wydusił, biegnąc ku Wierzbie Bijącej. Zatrzymał się nieopodal, wskazując palcem drzewo. - Dwayne mnie zabije, jeśli jej stamtąd nie zdejmę. - jęknął, rozglądając się dyskretnie. Jego brat uwielbiał jeść, szczególnie jeśli za rywalkę miał swoją Jolene. Tak szybko nie wyjdzie ze stołówki, a i tak Collin się bał, że on to zauważy. Przełknął gulę w gardle. - Wanda, pomóż mi, błagam. Nawet nie wyobrażasz sobie jak on się na mnie wścieknie. Zguba się zakolegowała z Kłopotem, ale musimy ich stamtąd wyciągnąć. - uniósł głowę patrząc na Krukonkę spojrzeniem najbardziej uroczym na jaki zdołał się zebrać. Już jutro wracają do Walii. Znając brata, ten się stąd nie ruszy bez kota, a więc miał niewiele czasu na opracowanie jakiegokolwiek planu. Cała jego nadzieja była w Wandzie. Była już dorosłą czarodziejką, udzielała wszystkim korepetycji, także zdjęcie z niebezpiecznego drzewa zwierząt nie powinno sprawić jej problemu.
Wanda Whisper
Temat: Re: Złodziejki żab Sro 07 Sty 2015, 13:52
Kolejny rzut oka na twarzyczkę Collina i Wanda wiedziała, że jednak stało się coś złego. Jego chwilowa fascynacja jej koleżankami minęła, ustępując strachowi, który również doszedł do jego spojrzenia. Wanda poczuła jak żołądek zawiązuje się w supeł, dlatego też chwyciła mocniej dłoń chłopaczyny i nie wiadomo do końca było kto prowadzi kogo, czy Krukonka Gryfona czy odwrotnie. Dziewczyna miała w końcu długie nogi, więc i pokonywała szybciej dystans. Gdy znaleźli się u celu panna Whisper westchnęła głośno ze zrezygnowaniem. Miała ochotę jęknąć i się wrócić, widziała jednak przerażoną minkę chłopaka. Nie było zbyt ciekawie. Przystanęła zatem w bezpiecznej odległości od wierzby i zasępiła się. - Na Merlina, jak oni się tam znaleźli? – Uniosła zdziwiona brwi ku górze, spoglądając na rudą towarzyszkę i kociaka, z którym miała przyjemność zabawiać się nie raz. Westchnęła ponownie, tym razem nieco uspokajając się jak i kolegę, na którego ramieniu wylądowała jej dłoń. - No dobrze, coś na to poradzimy. Nie bój się o nic, Dwayne się nie dowie. – Powiedziała cicho, tuż nad jego uchem i wyprostowała się myśląc intensywnie co by tutaj zrobić by nie zaszkodzić małym istotkom, by szalone drzewo ich nie pozabijało i by reszta uczniów nie przyszła tutaj za nimi. Dlatego też krukońska panienka zdecydowała się na zabiegi formą tradycyjną. Na razie odstawi magię na bok – nie chciała w końcu by ich zabiegami ktoś zaczął się interesować, dlatego też ostrożnie, ostrożnie sunęła w stronę drzewa. - Znaaajda. - Zaświergotała słodko, starając się skupić wzrok na oczach kociaka, któremu chyba wygodnie było na rozłożystej i stabilnej gałęzi. Wyglądał jakby nie wiedział co się do końca działo – wiewiórka tylko zastrzygła uszami. Korzystają z okazji, ze wierzba jeszcze nie wyczuła jej strachu przemknęła zgrabnie w głąb, czując już przyjemny cień rośliny na sobie. Uniosła piwne spojrzenie ponownie na zwierzakach i uśmiechnęła się delikatnie, wydając z siebie dziwne odgłosy mające na celu zwabienie kota w jej ramiona. Mogłoby by się udać, gdyby nie podejrzany ruch z jej lewej. Odwróciła głowę niemal jak na zawołanie – na całe szczęście, bo jedna z gałęzi runęła na nią, chcąc zmieść ją z powierzchni ziemi. Dziewczyna siłą rzeczy krzyknęła i rzuciła się na prawo, by uniknąć zetknięcia się z potwornym łapskiem czyhającym na jej żywot. Serce jej biło jak szalone, oddech stał się urywany, a jej chyba całe życie przeleciało przed oczyma. Wiedząc jednak, że nie jest sama zerknęła na Collina i uniosła uspokajająco jeden kciuk do góry. - Jest okej. – Powiedziała bezgłośnie, żeby dodatkowo nie rozjuszyć drzewka. Ponownie stąpała, zbliżając się do upragnionej miejscówki paczki zwierzaków. Ogon Kłopota zafurgotał zabawnie, a czarne oczka wbiły się w twarz Whisperówny.
Collin Morison
Temat: Re: Złodziejki żab Sro 07 Sty 2015, 14:07
Miał wiewiórkę od lat czterech i wciąż go zaskakiwała. Rozumiał jej adhd i zamiłowanie do adrenaliny, niebezpiecznych sytuacji i łakomstwa, jednakże w chwili obecnej trochę przesadziła. Uprowadzanie kota i żaby nie było najlepszym pomysłem. W najlepszym przypadku Dwayne odseparuje Znajdę/Zgubę od Kłopota, zakazując ich międzyrasowej miłości. Co się stanie, gdy wrócą do domu... Gula w gardle opadła na żołądek, ściśnięty i związany w warkoczyka. - To wina Kłopota. Musiał ich uprowadzić. Tylko dlaczego tam? - jęknął, wpatrując się w ślepia wiewiórki z wyrzutem. Dobrze wiedziała, że ludzie mają większy problem ze wskoczeniem na drzewo, dodatkowo takie lubujące się w zabijaniu każdego, kto do niego podejdzie. Odwrócił przerażone spojrzenie od zwierząt, wyczuwszy pokrzepiający ciężar ręki na ramieniu. Uspokoił się, odrobinkę, wszak skoro ma przy sobie Wandę, jakoś zaradzą temu problemowi. Znaczy się, Kłopotowi. Uśmiechnął się do niej wdzięcznością, doceniając deklarację nabrania wody w usta w obliczu ciekawości Dwayne'a. Mogli usiąść i czekać aż któreś zwierzątko zgłodnieje i przyjdzie. Niestety nie mieli tak dużo czasu, aby tracić cenne godziny na oczekiwanie. - Mam żabę, ale już jedną zabrali. Nie zwabię ich na jedzenie. - wyjął z kieszeni opakowanie wiercącej się żabki, a potem ją schował z powrotem. Collin uwielbiał magię. Podszedł za Wandą, nie odstępując jej nawet na krok. Kucnął, zadzierając głowę. - Kici kici Zgubo... chodź tutaj, kici kici... zaniosę cię do pana... - też próbował swoich sił, bezskutecznie. Kot nawet na niego nie spojrzał, za to wiewióra wyglądała, jakby się z nich śmiała. Ewentualnie to złudzenie i desperacja, skoro personifikuje zwierzęta. Szelest i poruszenie się potężnego, szerokiego pnia drzewa zasygnalizowało trybiki Collina. Odskoczył gwałtownie w tył, jednocześnie próbując ostrzec Krukonkę. - Wanda! - upadł na tyłek, z ulgą dostrzegając, że nic się nie stało. Gałąź świsnęła obok jej brzucha i zdołała tego uniknąć. Collin jedynie się zaplątał i upadł, a i tak był poza promieniem rażenia drzewa. Zatęsknił za normalnymi roślinami, całkowicie niemagicznymi. Przełknął nadmiar śliny i siedząc na trawie rozmyślał co tutaj zrobić. - Próbowałem Accio, ale stoję za daleko. Myślisz, że podziała i Wierzba nie obudzi się w trakcie ruchu zaklęcia? - wstał i schylił się po rękę Krukonki, pomagając jej wstać. Zmarszczył czoło, na którym pojawiło się kilka głębokich zmarszczek. - Albo... są takie gwizdki dla zwierząt. John z Gryffindoru go ma, ale nie mam pojęcia gdzie on teraz jest. - wyjął różdżkę, stukając w nią lekko palcami. Gwizdek to mugolski, praktyczny sposób wabienia zwierzątek. Jeśli to zawiedzie, czas na magię. Mogliby nieudolnie próbować unieruchomić drzewo, ale czy starczy im na to mocy? Nie było czasu na poszukiwanie nauczyciela.
Wanda Whisper
Temat: Re: Złodziejki żab Sro 07 Sty 2015, 19:25
Szatynka wiedziała, że ze zwierzakami nigdy nie wiadomo jak jest. Często broją, chadzają własnymi ścieżkami i tylko szukają sposobu jak by się wymknąć czy uciec swemu właścicielowi. Standard. Nic by się nie stało, gdyby nie fakt, że dosłownie za kilka godzin wszyscy uczniowie jak jeden mąż wskoczą do pociągu, który zawiezie ich do Londynu, a stamtąd we wszystkie strony świata. Nie chciała by mały Morison miał jakieś kłopoty z racji tego, że jego Kłopot zawlókł zapewnie siłą Znajdę na drzewo, dlatego też ta nie poszła do Indianina. Obejdą się bez gniewu Dłejna, który dodatkowo zezłościł by się i na nią i na młodszego brata. Wanda myślała intensywnie nad tym w jaki sposób ma bezpiecznie zdjąć zwierzaki z drzewa, skoro te wzięły nawet na zakładnika jedną z czekoladowych żabek. Zmarszczyła brwi niezadowolona z takiego obrotu spraw i przygryzła policzek od środka. Nie dadzą rady zwabić ich na jedzenie, to na pewno odpadało. Zerknęła bystro na chłopca, a potem utkwiła wzrok na wierzby. Jak widać Gryfon także próbował tych zwykłych, mugolskich sposób na zwabienie kociaka, jednak i to nie zdało egzaminu. Następnie zaatakowała ich jedna z grubszych gałęzi, co całkowicie wytrąciło Krukonkę z równowagi – upadła na ziemię, z której zaraz się pozbierała korzystając z pomocy Collina, który niczym mały dżentelmen pomógł jej wstać. Otrzepała sukienkę i ponownie się zasępiła, jednocześnie słuchając rad chłopaczka. - Sądzę, że Accio tu nic nie da, niestety. Trzeba będzie próbować jakoś inaczej ich ściągnąć. – Mruknęła, weryfikując powoli słowa Morisona. No tak, gdzieś ta słyszała, że istnieją specjalne gwizdki, za których pomocą ludzie przyciągają do siebie zwierzęta. Jeżeli udałoby im się zdobyć taki gwizdek, to sprawa byłaby praktycznie załatwiona. Dziewczyna myślała chwilę, po czym na jej twarzy wstąpił chytry uśmieszek. - Podaj mi żabę, Collin. – Poprosiła grzecznie i wyciągnęła lewą rękę po słodycz, podczas gdy prawą sięgała po swoją różdżkę. Skoro nie znajdą Johna, ani nie będą prosić żadnego nauczyciela o pomoc to sami sobie poradzą. Gdy chłopaczek wsunął żabkę do dłoni Wandzi ta w pełnym skupieniu obróciła ją powoli w palcach, jednocześnie wypalając w niej dziurę wzrokiem. Jedno machnięcie różdżką, wypowiedziane w myślach zaklęcie, a tu pach! Żabka zamieniła się w gwizdek. Całe szczęście, że panna Whisper była jedną z najlepszych uczennic w szkole, więc prawidłowe wykonanie zaklęcia nie było trudne. Nowy przedmiot podała Gryfiątkowi i puściła mu oczko. - Dobra, spróbuj tego, może tym razem się nam uda. Jak nie, to uciekaj. Nie wiem co to za gwizdek wyczarowałam dokładnie, ale nie oglądaj się na mnie, okej? – Powiedziała poważnym tonem, bo sama nie wiedziała naprawdę jak wierzba zareaguje na to całe zamieszanie. Spojrzała na bruneta i kiwnęła głową, będąc gotowa w każdej chwili do ucieczki, ewentualnie do odparowania jakiegoś ataku ze strony rośliny.
Collin Morison
Temat: Re: Złodziejki żab Czw 08 Sty 2015, 16:07
Gdyby to było zwykłe i bezpieczne drzewo, wszedłby na nie i wziął sprawy w swoje ręce. We wspinaczkach był świetny, wszak wychowany pod jednym dachem z Dwaynem nauczył się rywalizacji wyrabiając w sobie umiejętność wspinania się choćby na dach. Ojciec nigdy nie zrozumie, dlaczego Collin nie zdołał zdjąć z drzewa zwierzęcia. Tata nie zawsze nadążał za opowiastkami syna o magii. Nie wyobrażał sobie, aby drzewo mogło być agresywne. Chłopak westchnął, stojąc w bezpiecznej odległości, poza zasięgiem rażenia Wierzby. Drgnął zaskoczony prośbą. Zwierzaki miały jedną żabę, tak więc prawdopodobieństwo, że łasuch skusi się na jeszcze jedną było nikłe. Najedzona wiewiórka całkowicie zapomina o latach tresury, poświęconym czasie na oswajanie i wspólnej pracy nad przywiązaniem. Zanurzył rękę w kieszeni, wymacując z niej opakowanie żaby. Miał jeszcze gumy balonowe, znalezione ładne sowie pióro i drobniaki. Wręczył z namaszczeniem łakocie Krukonce, zaciekawiony planami. Całkowicie jej ufał, wszak chodziła już do prawie siódmej klasy i była bardzo mądrą, prawdziwą czarodziejką. Zaklęcie dziewczyny było bardzo szybkie, sprawne i niebywałe. Collin otworzył szeroko buzię, z której wyrwało się imponujące "uaau!". Gryfon najbardziej ukochał sobie transmutację, tak więc jego podziw był szczery. Żaba zniknęła, zamieniła się w gwizdek. Wziął go między palce i na wszelki wypadek obejrzał go ze wszystkich stron. Podrzucił go w dłoni, posyłając rozbrajający uśmiech Wandzie. - Jesteś niesamowicie utalentowana. - skomplementował umiejętności starszej koleżanki, nie czerwieniejąc przy tym jak piwonie. Bardziej stresował się stadkiem ładntch dziewcząt, odzyskując odwagę i pewność siebie, będąc sam na sam z jedną dziewczyną. Wydawała się wtedy mniej groźna. Nie miał na myśli Wandy, którą szczerze lubił, a inne dziewczęta. Włożył gwizdek do ust i wpuścił w niego falę gorącego powietrza. Ucho nie słyszało nic, a jednak zwierzę zareagowało. Nie te, co trzeba! Wiewiórka nastawiła ucho, potuptała na brzeg gałęzi, nastroszyła puszysty ogon, uniosła przednią łapkę i zastygła w tej pozycji. Collin prawie zrezygnował z tego sposobu, lecz mimo wszystko ponownie dmuchnął w gwizdek. Wiewiórka w zgrabnych podskokach przebiegła gałąź, zeskoczyła na trawę i nim zdążył ją odnaleźć na ziemi, poczuł przy szyi pulsujące maleńkie ciałko z wielkim sercem. Chłopak ponownie westchnął. - Wracaj po Znajdęę... najpierw ją tam zwabiłeś, a teraz zostawiasz...? - wyjął zdrajcę i położył go za ogon we wnętrzu swojej dłoni. Zawiesił wzrok na kulce na drzewie i zacisnął wargi. Znajda pałaszowała jakąś część żaby, albo na niej leżała. - Kłopot nigdy nie rozumiał po angielsku. - wykrzywił usta w grymasie. - Gdybym podszedł bliżej, mógłbym sięgnąć kota Wingardium Leviosa. - mówił powoli, oddzielając słowa, jakby nie był do końca pewny rozwiązania. - Jestem mniejszy to się prześliznę, ale to drzewo... - machnął ręką w powietrzu, co miało być epitetem określającym co myśli o Wierzbie. Dmuchnął dwa razy w gwizdek, ale kot ani drgnął. Pilnował wiewiórki, ale nie mógł stąd odejść bez Zguby. Nie miał gwarancji, że sam stamtąd zejdzie przed jutrzejszym pociągiem Collin przestąpił z nogi na nogę, z bijącym sercen oczekująć, że Wanda znajdzie rozwiązanie jego planu bądź innego, bardziej realistycznego i mniej ryzykownego.