Temat: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pon 29 Gru 2014, 15:54
Opis wspomnienia
Wszystko zaczyna się, gdy do gabinetu Onriego wchodzi Milton, który przyszedł spytać się o zdrowie jednego ze swoich bliskich.
Osoby: Onri Partanen i Harry Milton
Czas: Rok 1975, Marzec
Miejsce: Szpital św. Munga
Gość
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pon 29 Gru 2014, 16:35
W św. Mungu zawsze coś się działo. Od zwykłego skaleczenia nogi do poważnego skutku zaklęcia czarnomagicznego. Mówiąc szczerze to Onri nie cieszył się z tego, że musi codziennie rozmawiać z kilkoma starszymi paniami, które starają się go namówić na poślubienie ich córek. Jedna z nich obiecała mu nawet komplet samodzielnie zapinających się guzików do jego szaty, a inne starały się przekupić go bardzo dobrymi ciasteczkami. I mógłby się zgodzić nawet na te wszystkie ciastka i inne podarunki, ale czy warto było mu poślubić kobietę, której nawet nie kochałby czystym uczuciem miłości? No według Onriego nie warto, chyba, że jego wybranka będzie tylko towarzyszyła mu w różnych balach czy innych okazjach. Finowi nie było potrzebne nic innego jak tylko samotne przebywanie ze sobą albo rozmowa jeden na jeden z kimś interesującym. A takie osoby trafiały się rzadko. Tak rzadko, aż Onri zaczął wątpić, że kiedykolwiek spotka interesujący go przypadek na przykład zatrucia się eliksirem. W takich okolicznościach zawsze panuje wielka adrenalina, rozstrzygnięcie czy waga przechyli się na stronę życia czy śmierci. I w tych starciach Onri zawsze chciał stawiać na stronę życia, ale czasami kusiło go, aby nacisnąć wagę na stronę śmierci. Złym przykładem był uzdrowiciel, lecz cóż, lepszy to zimny specjalista niż bojący się wszystkiego amator. Onri zjeżdżał właśnie windą w dół wsłuchując się w już słaby głos śpiewanej piosenki pewnego piosenkarza, który swoim brzmieniem przyprawiał Onriego o zawroty głowy. Uzdrowiciel wolał przeważnie słuchać chóru, zwłaszcza tego, który śpiewał wszystkie utwory w oryginalnym wykonaniu. Jednak nie przesadza on wyłącznie z tymi łacińskimi tekstami, zdarza mu się mieć też swoich faworytów, którzy śpiewali angielskie odpowiedniki utworów chóralnych. Sam chór jednak powodował, że Onri zamykając oczy zaczynał znajdywać się w innym miejscu i innym czasie relaksując się muzyką. W końcu mężczyzna usłyszał znajomy już tak wiele razy dzwonek sygnalizujący odpowiednie piętro. Dodatkowo przewrócił oczami na tak powolne otwieranie się drzwi windy. W końcu postawił pierwszy krok w szpitalu witając recepcjonistki skinięciem głowy. „Panie Partanen, proszę poczekać. Mam dla pana wyniki badań pana Roseevelta”. Jedna z recepcjonistek podeszła ze skromnym uśmiechem do mężczyzny i wręczyła mu do ręki szarą kopertę w której znajdowała się oczywiście karta z wynikami. Onri mówiąc krótkie dziękuję poszedł dalej w kierunku swojego oddziału. Pomieszczenie przywitało go cichym dźwiękiem dzwonka, a niektóre głowy pacjentów odwróciły się w kierunku uzdrowiciela. Niektórzy z nich mieli na swoim ciele zabandażowane części ciała, a niektórzy nawet pojedyncze usztywnione kończyny. Partanen nie przywitał nikogo z nich nawet pomrukiem, zaszywając się w swoim gabinecie. Jego azyl. Miejsce w którym Partanen mógł pozwolić sobie na więcej niż na sali położniczej. Zdjął ze swoich barków płaszcz wiosenny i odstawił go na wieszak stojący obok prostokątnej, dużej szafy z eliksirami i przyrządami lekarskimi. Jednak nie otwierał jej, ani nie spoglądał na nią wzrokiem. Po prostu usiadł za biurkiem i otworzył kopertę z wynikami. Pan Roosevelt, 65 lat, emeryt. Wdowiec, którego żona zmarła na skutek uduszenia się oparami eliksirów. To bardzo przykra śmierć, ale nie poruszyła Partanena będącego dzisiaj w kiepskim humorze. Czarodziej zaciągnął się powietrzem i zrobił wydech biorąc się za uzupełnianie notatek szpitalnych. Różne statystyki i niepotrzebne według Onriego bzdury. Ciągnął po papierze ostrym końcem ptasiego pióra, zamaczając go co jakiś czas w czarnym atramencie. To była powszechna rutyna wymagającej poświęcenia zwykle dużej ilości czasu. Przez to czas się dłużył i mężczyźnie coraz bardziej nudziło się przesiadywanie w biurze. Ale tego wymagała praca.
Harry Milton
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pon 29 Gru 2014, 17:52
Zima odchodziła nieubłaganie, wystawiając Harry’ego na kolejną próbę cierpliwości. Żegnał z bezgranicznym smutkiem topniejące śniegi i resztki mrozu, świadomy następstwa kolejnej pory roku. Ze względów czysto praktycznych wolał tkwić w dniach wydłużonych o mroczne godziny, zamiast męczyć się z poparzeniami słonecznymi. Jego rozważania zostały ucięte gwałtownie i brutalnie informacjami, które podsłuchał na Pokątnej. Nowy ciężar opadł na barki wampira, który nie zdążył przyzwyczaić się jeszcze do dynamicznych śmierci kompanów sprzed trzydziestu lat. Wciąż pamiętając o mistyfikacji, ciężko było połączyć ze sobą sentyment z bezpieczeństwem. Dlatego postanowił przybyć do szpitala pod postacią dorodnego kruka, zmieniając swą postać dopiero w zaułku tuż przy zniszczonym budynku. Otrzepywanie się z pyłu było całkowicie zbędną czynnością, jednak musiał wyglądać schludnie. Zamierzał dowiedzieć się o stanie zdrowia czarodzieja, z którym łączyło go więcej niż niejeden człowiek podejrzewał. Powinien od razu skierować się do recepcji i zorientować, gdzie w ogóle położono sześćdziesięcioletniego mężczyznę. Zamiast tego, niemalże w ostatniej chwili wślizgnął się do winy prowadzącej na górę i dopiero na trzecim piętrze podziękował za przytrzymanie jej. Równie uprzejmie co nerwowo pożegnał się, brnąc na poszukiwania odpowiedniego oddziału i pokoju. Błądziłby z pewnością kolejny kwadrans, gdyby nie jedna z pielęgniarek. Po krótkiej rozmowie i przedstawieniu zażyłości łączących go z niedawno przywiezionym pacjentem, otrzymał wyraźne wytyczne. Oczywiście, nie zdradzał prawdy na temat relacji, ale posłużył się kłamstwem. Teraz przypatrywał się niespokojnie śpiącemu staruszkowi, z wyżłobionymi zmarszczkami na twarzy i ciemnymi plamami na dłoniach. Harry przypatrywał się nędznemu obrazowi teraźniejszości, zastanawiając się czy o to każdy z nich walczył. Spokój, by w samotności umrzeć, bez wystrzałów bomb i lęku bezkresnego cierpienia? Z niewielkiej odległości przypatrywał się jak pielęgniarki krzątają się wokół łóżek innych pacjentów, a zapach medykamentów skutecznie sprowadził go na ziemię. Białe fartuchy tańczyły mu przed oczami bez wypielęgnowanych twarzy, z krwawymi śladami przeszłości. Odszedł bez słowa, zatrzymując się przed rzędem lekarskich gabinetów. Nie czytał dokładnie każdej z plakietek, wystarczyło mu to, że wzrok wyłapał nazwisko „Partanen”. Zapukał donośnie, czekając na odpowiedź.
Gość
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pon 29 Gru 2014, 18:24
Partanen poruszał piórem po kartce szybko. Każda literka napisana na aktach jednego z pacjentów była wyraźna i nie sprawiała problemu w rozczytaniu. Mężczyzna pisał bardzo ładnie, potrafił nawet rozczytywać pismo innych lekarzy. Na studiach uczyli go tego, gdyż nie wiadomo było jakie pismo lekarskie dotrze do jego rąk. W końcu przy ostatniej kropce mężczyzna odłożył na bok pióro i włożył do akt biorąc przy okazji spod biurka czystą kartkę. Na górze napisał „Oświadczenie” i zaczął tytułować odpowiednio siebie oraz pisać odpowiednie rozporządzenie co do najbliższego miesiąca dyżurów. To było polecenie otrzymane od góry, a Partanen musiał wykonać je z jak największą dokładnością. Oczywiście przy swoim nazwisku napisał tylko Wtorek i Środę, gdyż uważał, że Poniedziałek jest zbyt trudnym dla niego dniem tygodnia, a Piątek jest częścią odpoczynku na który musi sobie pozwolić mężczyzna po dwóch dniach intensywnej pracy nad chorymi. Albo po prostu nie chciało mu się tak często zmieniać pieluch tych starcom, których zapach był nieprzyjemny dla czarodzieja. Onri oderwał od kartki pióro i włożył je do kałamarza. Stworzył z kartki samolocik i wypuścił go przez drzwi gabinetu pozwalając na dotarcie do holu recepcjonistek. Mężczyzna nie chciał przecież męczyć się z tymi kobietami. Zawsze miały okazję zagadywać go o niepotrzebne rzeczy, a to mocno denerwowało Onriego, który chciał zdobywać tylko potrzebne informacje na temat pacjentów czy najbliższych wydarzeniach jak wyjazd do jakiegoś innego kraju w imieniu dyrektora oddziału. Mężczyzna był ambitny, chciał przecież w pewnym momencie także zostać przedstawicielem tego zaszczytnego miejsca i mieć jakiś wpływ na dobro szpitala świętego Munga. Partanen wrócił do swojego gabinetu i pozwolił sobie na użycie stosownego zaklęcia, które sprawi, że w jego gabinecie zacznie grać muzyka chóralna. I takim oto sposobem uzdrowicielowi zaczęło pracować się zacznie lepiej. Jednak po krótkim czasie Onri usłyszał pukanie do drzwi. Odwołując różdżką muzykę, mężczyzna wstał z fotela i poprawił swoją muszkę przeglądając się w swoim odbiciu w lusterku na biurku. Tak, wszystko było idealnie. Zatem mógł teraz pozwolić sobie na swobodne wyjście zza biurka i podejście do drzwi pomieszczenia. Onri położył rękę na gałce drzwi i pociągnął ją do siebie otwierając ją. Przed nim stał mężczyzna o takich samych włosach jak Fin, tylko, że obciętych na krótko. No, ubrany był jeszcze w strój wprawdzie odpowiedni, ale Onriemu znacznie zapadnie on w głowie. Zmuszając się na uśmiech, Onri otworzył usta. - Witam, pana. Zapewne ma pan do mnie jakąś sprawę. Pozwolę sobie zatem już teraz zaprosić do gabinetu. Onri ustąpił miejsca w wejściu do gabinetu i po tym jak jegomość wszedł do gabinetu, zamknął ostrożnie drzwi. Następnie uścisnął rękę mężczyzny. - Nazywam się Onri Partanen. Czy mogę wiedzieć w jakiej sprawie pan do mnie przyszedł? - Fin wskazał oczywiście ręką krzesło przed biurkiem na którym mógł usiąść gość, który dopiero co przybył. On sam zaś usiadł w swoim fotelu i położył ręce na blacie. Skupiał się na tym co ma do powiedzenia mężczyzna. Starał się wyłapywać każdą istotną informację, która wypadnie z jego ust. Ważne było to, żeby nie zapomnieć żadnego słowa rozmówcy. Partanen zaczął wyraźnie przyglądać się także mężczyźnie. Kodował wszystko przed nim. Starał się unikać jakiegokolwiek kontaktu osobistego. Nie pozwalał sobie przecież na to, aby każdy wyczytywał z niego wszystkie informacje jak z książki. Co to to nie. Jedynie co mogła poczuć osoba siedząca przed nim to uczucie chłodu, które zawsze towarzyszyło trzydziestotrzyletniemu uzdrowicielowi.
Harry Milton
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pon 29 Gru 2014, 18:57
Widok uzdrowiciela otwierającego mu drzwi wyprowadził go z równowagi, powodując nagminne mruganie powiek. Odchrząknął, odzyskując rezon i wszedł do środka, zerkając przez ramię na wysokiego rudzielca z brodą świętego Mikołaja przysmoloną sadzą. – Witam – odpowiedział nieśpiesznie, wyciągając prawą dłoń w geście personalnego przywitania się i sprawdzenia siły w dłoniach mężczyzny. – Przepraszam, z pewnością panu przeszkadzam w obowiązkach, ale… – zaczął uprzejmą rozmowę z przeświadczeniem, że nieznajomy znacznie utrudni wgląd do kartoteki pacjenta bez wyraźnego dokumentu, przedstawiającego powinowactwo. Uśmiech Miltona nabrał nerwowości, kiedy zdał sobie sprawę że kłamstwem nie uda mu się dotrzeć do celu. Dystans, jaki samoistnie tworzył się między nimi był mocno wyczuwalny. Dlatego żaden z nich nie próbował ingerować w próby zajścia głębiej, niż to potrzebne. Po krótkiej chwili zamyślenia, mężczyzna przystanął przed biurkiem uzdrowiciela i zatrzymał spojrzenie na twarzy swego rozmówcy. – W czwartej sali leży mój przyjaciel, Michael Rossevelt – wyciśnięcie z siebie tych informacji przyszło mu z łatwością, chociaż w głosie można wyczuć nutki zdenerwowania. Harry stresował się mimowolnie w obecności któregokolwiek z przedstawicieli magomedyki, czując przewidywalność swoich zachowań. Gdyby tylko Poppy trafiła na niego i dostrzegła bladą twarz, od razu wyslałaby go do łóżka na odpoczynek. Myśl o przyjaciółce podbudowała mężczyznę, próbującego uchronić się przed kolejną falą depresji. – Co z nim jest? – I zanim jeszcze doktor zdążył odpowiedzieć, Harry pochylił się w jego stronę ze ściągniętymi brwiami. Nie wyglądał jednak na groźnego, tylko zdesperowanego. – Ja rozumiem, że jako uzdrowiciel nie może pan podawać zbyt wielu informacji. Wystarczy mi tylko kilka słówek – ton głosu ewidentnie zdradzał troskę kierowaną na staruszka, którego kartę Onri miał chwilę wcześniej w dłoniach. Milton nawet nie zwrócił uwagi na wystrój pomieszczenia, przykładając większą wagę do osoby rezydującej. Intuicyjnie stanął w niewielkim oddaleniu od okna, chroniąc ciało przed uporczywymi promieniami. Przybył tutaj w określonym celu i nie zamierzał wyjść, dopóki nie usłyszy chociaż jednego zdania na temat zdrowia przyjaciela.
Gość
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pon 29 Gru 2014, 19:46
Czarodziej puszczał mimo uszu jakiekolwiek oznaki zdenerwowania ze strony osobnika z którym miał do czynienia. Niepotrzebne były także inne uczucia wewnętrzne. Tym co zawsze interesowało Onriego to zamiary ludzi, ich odczucia na słowa jakie on wypowiada. Niektórzy na okoliczność śmierci jednego ze swoich bliskich wybuchali płaczem, a niektórzy cieszyli się. A obserwowanie takich wydarzeń wykształcało później w mężczyźnie różne myśli nad ludźmi. W końcu jednak gość zaczął pytać się o zdrowie pacjenta, którego właśnie niedawno Onri dostał. Miał nawet jego akta chorobowe ciągle przed sobą. Patrząc jednak na mężczyznę przed sobą, Fin nie za bardzo odnosił się do niego z zaufaniem. Zresztą, on zawsze nie traktował ludzi z zaufaniem, uważał ich tylko za kolejnych pacjentów, króliki mówiące mu co ich boli, a on po prostu ich leczył i odsyłał do następnego spotkania. Tak miał zamiar zrobić także z obecnym pacjentem. Jednak przyglądając się karcie, uzdrowiciel zaczął przyglądać się polu z napisem „Choroby”. - Widzi pan, to trochę dziwne, że do pana przyjaciela nie przychodzi syn, a pan. Jak wyraźnie na jego danych personalnych widać to Julian Rossevelt nie przyszedł w ogóle w ciągu najbliższych dni. Onri zniżył teraz brwi wpatrując się w oczy nachylonego mężczyzny. To był ruch, którego lekarz nienawidził. Ludzie za bardzo nachylali się i starali się jakby wychwytywać z jego ust wszystkie informacje, nawet te przypadkowe. A tak się czuł właśnie Onri, który najlepiej co by teraz zrobił to zaklęciem odsunął od siebie człowieka przed sobą. Ale nie mógł tego zrobić, więc najzwyczajniej w świecie zignorował ten ruch i ponownie umieścił swój wzrok w karcie chorobowej. - Ale jednak będę uważał, że jest pan kimś z jego rodziny. Więc wracając do pana pytania. Pana przyjaciel został do nas przetransportowany z powodu zatrucia się oparami eliksirów... - Onri zauważył u przyjaciela pacjenta, że na jego twarzy malował się obraz niedowierzania i strachu. Postanowił jednak dalej mówić -...ale bez obaw, nie były to opary bardzo silnego eliksiru. Jednak na tyle silnego, że spowodował zemdlenie pańskiego przyjaciela. Będziemy musieli pozostawić go na kilka dni i pozwolić mu zregenerować siły. Czy ten człowiek musi się na mnie ciągle tak patrzyć. Czuję się tak jakbym siedział na przesłuchaniu, pomyślał Onri, który następnie westchnął i powrócił do sprawdzania dalszych danych w karcie. Teraz odczytywał wyniki podstawowych badań medycznych na temat odporności ciała oraz zawartości podstawowych minerałów w ciele. Niektóre z nich były w normie, a niektóre za bardzo szokowały Onriego wzrostem w tak krótkim czasie. Dziwne trafiały mu się przypadki. - Pana przyjaciela czeka także branie kilku lekarstw, które będą potrzebne do zachowania danej ilości minerałów, a także spadek niektórych innych. Czy będzie pan w stanie przypilnować swojego kolegę do brania leków co najmniej 2 razy każdego dnia? To było standardowe pytanie na temat osób starszych. U większości z nich występowały już lekkie objawy choroby Alzheimera czy innych chorób. A że ta choroba nie dotyczyła eliksirów to Onri nie zamierzał zagłębiać się dalej w historię pacjenta. Chciał tylko tego, aby nie musiał witać go za następne miesiące nie na sali chorych, a w domu przy wystawianiu aktu zgonu. To było naprawdę męczące zajęcie. A tego właśnie chciałby uniknąć.
Harry Milton
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze? Pią 02 Sty 2015, 14:59
W oczach nieznajomego człowieka czaiła się podejrzliwość, której się obawiał. Przed dokonaniem decyzji wejścia do gabinetu był pewien, jakich powinien użyć słów do przekonania magomedyka, aby podzielił się wybiórczymi informacjami. Z napięciem wypisanym na twarzy powiódł spojrzeniem na otwartą kartę i przysłuchiwał się insynuacjom Partanena. W pośpiechu dokonał analizy dostępnych mu wiadomości, poszukując w nich wyglądu Juliana. W gąszczu ludzi, poznawanych przez ponad pół wieku, niknęła szczupła sylwetka juniora Rossevelta. Harry odchrząknął, odsuwając przy tym drewniane krzesło przygotowane dla pacjentów. Po pomieszczeniu rozniosło się echem szuranie, a potem trzeszczenie, kiedy rudzielec w końcu usiadł. Twarda krawędź z lewej strony wbijała mu się w udo, dlatego przeniósł ciężar na drugą stronę ciała i pochylił do przodu. Powstrzymał chęć skrzyżowania ramion, aby nie wyjść za całkowitego buraka. Czytał w poradniku, który tylko przypadkiem wpadł mu w ręce, że podczas poważnych rozmów należy przybrać postawę „otwartości”. Mowa ciała zdradzała myśli człowieka i jego osobowość, więc Harry poszedł tropem mądrości jakiejś psychoterapeutki i ograniczył ruchy dłoni do ułożenia ich na udach. Wyraźnie zmiana pozycji Miltona wpłynęła korzystnie na atmosferę w gabinecie, chociaż uczucie ciężkości w klatce piersiowej wcale nie słabło. Nawet nie podejrzewał, że związane to jest z niepokojem o przyjaciela. Samo przyjście tutaj wcale nie uświadomiło mężczyźnie, jak bardzo związał się z braćmi wojny – jak zwykł nazywać wszystkich, których poznał w czterdziestym trzecim podczas walk. W mgnieniu oka twarz rudego zmieniła się, a policzki nabrały ciemniejszego, niezdrowego odblasku. Podczas gdy brwi pomknęły do góry, reszta mimiki wyrażała niedowierzanie. Zupełnie tak, jakby Harry spodziewał się usłyszeć „ha-ha-ha, to żart!”. Minęła jedna sekunda, a potem druga i wraz z nimi wypadały kolejne słowa z ust uzdrowiciela. Nawet nie zauważył, że osoba naprzeciwko przygląda mu się jak w słonia z parasolką i spódniczką primabaleriny. - Czyli nic mu nie będzie – podsumował słowa rozmówcy, w tej samej chwili rozluźniając mięśnie ramion i twarzy. Momentalnie złagodniał, dzięki czemu ślady strachu czy podejrzliwości zniknęły. Zatrucie oparami eliksirów – to wydawało się Harremu zbyt prozaiczne, groteskowe i trywialne. Miał do czynienia przecież z mężczyzną, który bez wahania potrafił wbić za młodu nóż w gardło wroga. Paskudny głos podpowiadał, że ktoś inny był wmieszany w tą sprawę i z pewnością chodziło o uciszenie mężczyzny. Nawet, jeśli był to tylko staruszek, musiał komuś zagrażać. Na kilka chwil, kiedy rozmyślał i analizował wszystkie argumenty przemawiające na korzyść tej hipotezy, zsunął wzrok. Nieobecny duchem zastanawiał się, czy istniał ktoś jeszcze, kto miałby chęci i siłę zagrozić czarodziejowi z mugolskiego pochodzenia? Odpowiedź sama się nasuwała, jednak dla Miltona Rossevelt nie był AŻ tak istotną jednostką dla magicznego świata. - Niestety nie. – Nawet nie wysilił się, aby podnieść wzroku na lekarza. Tylko podniósł się, ponownie wzbudzając jęki drewnianego krzesła. – Poinformuję jego syna – dodał dla uciszenia wyrzutów sumienia, przekonany że to będzie najodpowiedniejszym środkiem. Posłał krótkie spojrzenie uzdrowicielowi, bez słowa podziękowania ruszając w stronę drzwi.
Sponsored content
Temat: Re: Jak naprawić jego zdrowie, panie doktorze?