|
| Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:51 | |
| Harry mógłby być blady z przerażenia czy purpurowy z nerwów, a Joe i tak nie spojrzałaby mu w oczy. Nie obserwowała go. Unikała kontaktu do całkowitego minimum, odpowiadając jedynie na pytania i bezradnie próbując powstrzymać kąśliwe zapytania. Dostał to, czego chciał. Zwabił ją pod pozorem całkiem zasłużonego szlabanu i teraz zmuszał do mówienia. To był jeden z powodów, dla których unikała go jak ognia. Przyparł ją do muru, zapędzał w kozi róg. Chwilę temu stwierdziła, że nie nie lubi profesora. Myliła się. Już go nie lubi. - Pan nic nie rozumie, bo jest pan za stary. - oburzyła się, tym krótkim zdaniem odpowiadając na próby obudzenia w Joe skruchy, pokory i wyrzutów sumienia wobec nielegalnego wyjścia do Hogsmade. Milton nie miał pojecia, jak bardzo wówczas tego potrzebowała. Niekoniecznie wyjścia, a samego towarzystwa Dwayne'a. To na tym się skupiała, na przyjacielu i to było stokroć ważniejsze niż głupi regulamin szkolny i czcze wykłady profesora na temat bezpieczeństwa. W Hogwarcie nie jest bezpiecznie, a więc w Hogsmade jest tak samo. Nie zamierzała jednak tego ciągnąć i się kłócić, z góry będąc na skazanej pozycji - uczennica. Wzdrygnęła się, zirytowana na panią Odinevę. Wydała ją! A Joe jej zaufała. Oferowała wszystkie piątki do końca roku szkolnego u pana Filcha, a dostała co? To, przed czym uciekała. To najzwyczajniej w świecie niesprawiedliwie. Im bardziej się starała, tym gorzej na tym wychodziła. Zastanowiła się. Gdyby milczała i opóźniała niezwykłe przepisywanie, to do której godziny by ją tutaj trzymał? Dziewczyna zerknęła za okno. Robiło się ciemno, a więc do północy? Musiał brać pod uwagę nowe zasady i godzinę policyjną. Mogłaby zagrać mu na nerwach i wystawić cierpliwość na próbę, odmawiając wyjaśnień. Skrzywiła się. Zależało jej na ONMS jako przedmiocie. Za dużo do stracenia... Joe zacisnęła mocno powieki, walcząc ze sobą. Dlaczego musi mu odpowiadać? Dlaczego się na nią uparł? Zamrugała bardzo szybko, aby nie dopuścić siebie do łez. Milczała, uparcie milczała, demonstracyjnie i buntowniczo odmawiała. - Po prostu... - głos uwiązł w gardle. Zaschło jej w ustach, a płuca zrobiły się coś ciaśniejsze. - Po prostu się pana boję. Nic na to nie... nie poradzę. Koty się pana boją. To było silne, strasznie silne. Musiałam uciec gdy pana zobaczyłam, nie rozumiem dlaczego. - nie poznawała swojego głosu. Nie musiał wiedzieć o czym mówi, o podaniu kruchego kawałka swej tajemnicy. Wbijała paznokcie w pięści i spięła się cała, rozzłoszczona, zirytowana i... szczera. Jak mógł ją do tego zmuszać? Przypomniała sobie sytuację sprzed kilku dni. Dostrzegając Miltona całkowicie straciła kontrolę nad kocim ciałem. Wyrywało się, miauczało, z piskiem i walącym małym sercem rzuciło się do ucieczki. - Coś było nie tak u pana. To nie jest zwykłe nie lubienie. Już... już nie chcę. - wzdrygnęła się, wciąż nie patrząc na nauczyciela. Jeśli wciąż będzie drążył... ONMS... będzie żal jej rezygnować z przedmiotu, jednakże lęk był tak wysoki i tak silny, że nie mogło to dyskutować z przyszłą karierą. Cóż ma przyziemność do intensywnych negatywnych uczuć? Joe spuściła wzrok na swe dłonie. Przetrwasz tę noc. Przetrwałaś odtrącenie Piotrusia Pana i Francisa, to przetrwasz i to. Nie może nic tobie zrobić oprócz przedłużenia szlabanu. Przeżyjesz. Pierwszy raz od czasu balu z okazji Nocy Duchów, głosik w głowie mówił z sensem. Nie pomógł jednak zwiniętym w rulonik płucom. Joe czuła się źle i nie miałaby nic przeciwko utracie przytomności. Uchroniłoby ją to przed rozmową, stokroć cięższą i gorszą niż najokrutniejsze kary Filcha razem wzięte. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:51 | |
| Wciąż trzymał w sobie żal za milczenie Morisona i Dunbar podczas powrotu do Hogwartu, chociaż mieli sporo możliwości wytłumaczenia się. Potrafił zrozumieć uczennicę, która za wszelką cenę próbowała ukryć swoje istnienie za większym kolegą i udawać, że wcale nie została przyłapana na ucieczce. Oczekiwał od Dwayne’a nieco więcej niż morderczego wzroku skierowanego w plecy nauczyciela, podkreślone buńczucznym skrzyżowaniem rąk. Milton zaciągnął języka w gronie pedagogicznym, aby potwierdzić tezę o bliskim związku łączącym tę dwójkę Puchonów i dość szybko zrozumiał, że będą z nimi problemy. Milton obiecał sobie, że jeśli Morison kolejny raz uśnie podczas porannych zajęć, pozwoli sowie uszczypnąć go w ramię na przebudzenie. Z mieszaniną obaw i nadziei czekał na odpowiedź uczennicy, niepewny czy usatysfakcjonuje go na tyle, aby mógł pokierować rozmową na bardziej stabilny grunt. Wzajemne zaufanie, jakim musieli się obdarzyć było ciężkim wyzwaniem dla obojga, chociaż tylko Milton zdawał sobie z tego sprawę, posiadając informacje niedostępne dla Jolene. Niezrażony ewentualnym lękiem przed nieznanym, powrócił spojrzeniem na przysłoniętą twarz dziewczyny, która próbowała po raz kolejny zbyć go aroganckim zachowaniem. Powstrzymał jęk bezradności, tłumiąc go zanim zdążył porządnie wybrzmieć w myślach. Podjął się ciężkiego zdania, jakim było nauczanie dorastającej młodzieży i nie zamierzał polec, przynajmniej nie w najbliższych miesiącach. Nie sądził jednak, że usłyszy tak bezczelne słowa wypowiadane ustami tak młodymi, że mogące należeć do jego wnuczki. W ostatniej chwili powstrzymał opad szczęki, chociaż brwi nie zdążył powstrzymać i czoło zmarszczyło się w grymasie bezgranicznego zdziwienia. Przez dłuższą chwilę dziewczyna miała możliwość uporządkowania myśli i odnalezienia odpowiedzi na zadane pytania, ponieważ nauczyciel nie był w stanie wyrzucić kolejnego słowa. Po raz pierwszy ktoś zarzucił mu starość, chociaż fizycznie nie wykazywał jakichkolwiek oznak słabnącego organizmu. Dopiero po chwili konsternacji odnalazł prawdziwe znaczenie słów Jolene, dostrzegając różnicę poglądów między pokoleniami i wrócił myślami do młodości, stawianych wówczas pytań, pokonywania barier stawianych przez rodziców. Też czuł gniew, który trawił trzewia i zmuszał do działania, pchał do ruszenia machiny zmieniającej świat. Teraz czuł posmak goryczy w ustach, przeraźliwie chłodnej samotności i nieograniczonej w swej głębi tęsknocie. Pochwycił chłodniejsze powietrze w kolejnym wdechu, nie panując nad drżącą dłonią próbującą wydostać się spod jarzma przedramienia. Koty się mnie boją? – ta fraza szczególnie zaskoczyła Harrego, odganiając na bok wcześniejszy zapach rozkładu i metaliczny posmak krwi, który nieodłącznie kojarzył mu się ze starością, bezsprzecznie związaną ze śmiercią. Nawet kiedy dziewczyna zamknęła już usta, mężczyzna marszczył brwi i palcem wskazującym gładził nieprzyciętą od wczorajszego poranka szczecinę na policzku. Chaotyczne i pośpieszne słowa dziewczyny mogły nieść ze sobą dawkę niezrozumienia, ale mężczyzna był wyczulony na wszelkie przejawy nienormalności. – Wiele zwierząt się mnie boi, Jolene. Rozumiem, że posiadasz pewien… - przez chwilę musiał odnaleźć w głowie odpowiednie słowo, aby nikogo nie urazić – dar, prawda? – Próbował używać spokojnego tonu, jednak wyznanie dziewczyny uświadomiło mu o nieostrożności, jaką wykazywał się paradując między uczniami niezwykle wrażliwymi pod względem intuicji. Pokiwał smętnie głową, jak gdyby zrozumiał całą wypowiedź. W rzeczywistości powiązał tylko poszlaki, domyślając się, że to co wyczuła Jolene, było naturalnym zapachem emitowanym przez wampiry, na które pewne zwierzęta reagowały gwałtowną paniką zmuszającą do ucieczki. - Koty boją się też bardzo wielu rzeczy, przecież sama posiadasz jednego z nich. - W odpowiedni sposób cedził słowa, nie spuszczając z niej twardego spojrzenia. Gdzieś w środku czuł gorące uczucie współczucia i litości dla kulącej się dziewczyny, dlatego na moment postanowił przerwać swoje przesłuchanie. – Poczęstuj się ciasteczkami. – Po czym sam odszedł bliżej biurka, aby przysiąść na jego krawędzi i przytrzymać się ich, krzyżując przed sobą stopy. Było mu żal przestraszonej dziewczyny, która z pewnością nawet się nie domyślała z kim ma do czynienia. - Posiadłem zdolność animagii, być może spotkałaś mnie krótko po przemianie. – Chciał ukoić autentyczny lęk dziewczyny, obawiając się jej dziwnie bladych policzków i rozbieganego spojrzenia. Jego serce zamierzało wyskoczyć z piersi i biec na pomoc, ku pocieczeniu, ale rozsądek utrzymywał kontrolę nad ciałem. – Czy byłaś wtedy pod zwierzęcą postacią? – Zapytał wprost, kierując się jedynie poszlakami w wypowiedzi dziewczyny. Czułby się przynajmniej zaskoczony potwierdzającą odpowiedzią. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:52 | |
| Rozważała czy cena przeprowadzanej rozmowy jest warta świeczki. Wyduszanie z siebie informacji było jak wyrywanie zęba. Myśli huczały od kąśliwego pytania - dlaczego się na mnie uparł? Śmieszy go moje zachowanie? Chce się nade mną pastwić, bo okazałam słabość? Jestem tylko człowiekiem i o tym nie zapominam. Nie chcę tutaj być. Czuję się jak w klatce. Nie poczuła się lepiej po mówieniu. Poczuła się dwakroć gorzej, zaś pragnienie ucieczki jedynie nasiliło się. Z profesorem Miltonem coś było nie w porządku. Nie był zwykłym przeciętnym charłakiem, za którego go uważała zważywszy na brak różdżki. Miał w sobie mrok płoszący niewinne i wrażliwe zwierzęta. Kocie intuicje trąbiły głośno: Niebezpieczeństwo. Harry stanowił niebezpieczeństwo, to nie była zwykła antypatia. Gdy koty kogoś nie lubią, to sikają do butów, a nie na łeb na szyję uciekają bodaj na Wierzbę Bijącą, bezpieczniejszą niźli ten nauczyciel. Joe nie ośmielała się zagłębiać w myślach i szukać przyczyny. Bała się tego, co mogłaby odkryć. Stanęła więc na tym, że pan Milton jest dziwny, coś z nim nie tak i nie jej interes co. Najistotniejszym jest unikanie go i minimalizowanie niemego zagrożenia. Jeśli w instynktownych reakcjach Jolene leżała choć krztyna prawdy, złej prawdy to pan Milton powinien pozwolić jej na unikanie, zwiększenie dystansu i odizolowanie się od niego bez kosztów przyziemnych, nie mających porównania z tym, co wisi w powietrzu. Joe systematycznie co parę sekund dawkowała do płuc odrobinę tlenu, przypominając sobie po kolei zasady rozluźniania ciała - tak przydatnych podczas monotonnych, długich, mało owocnych treningów animagii. Dopiero po wielu latach zaczęło się to przydawać, a więc i tutaj spróbowała oczyścić mięśnie z napięcia. Bezskutecznie. Obecność nauczyciela, jego płytki oddech blokował wszelakie potencjalne źródła spokoju. Parsknęłaby śmiechem, gdyby nie suchość w gardle, do ich pierwszego spotkania i swej wówczas wybujałej wyobraźni. Zdecydowanie wolała tkwić w tamtym etapie lęku niż odkrywać i czuć na własnej skórze podstawność bezimiennego przerażenia. Szlaban jeszcze się nie zaczął, a Joe pragnęła stąd wyjść i ukryć się w puchatości Emanuela. Jest w stanie przysiąc na wszystkie święte koty i obiecać obecność na każdej lekcji ONMS, byleby nie być sam na sam z nauczycielem. Twarzą w twarz, skazana na rozmowę, której toczyć nie chciała. Tyle szczegółów umykało, gdy pierwsze skrzypce grał strach. Jakżeby się uśmiała widząc zbitego z tropu Miltona. Ileż mogłaby się tym chwalić, opowiedzieć o tym Dwayne'owi, iż dała popalić nauczycielowi ONMS i wyszła z tego cało. Niestety, nie widziała tego. Zamroczyły ją własne uczucia, które próbowała wziąć w garść i nad nimi zapanować. Podskoczyła w miejscu, niemal zrywając się z krzesła na dźwięk słowa "dar". Z szeroko otwartymi oczami pierwszy raz spojrzała w oczy nauczycielowi zaskoczona, że się nieświadomie wydała. Udało się jej zapanować nad mimiką. Ściągnęła brwi i posłała chłodne spojrzenie nauczycielowi, burząc uczucie, iż jest blisko złagodzenia uczuć Joe wobec siebie. Nie chciała mu ufać; zmuszał ją do tego. Nie odpowiedziała na pytanie dotyczące daru, choć odpowiedź była oczywista. Potwierdził jedynie przypuszczenia Joe, siejąc w niej dodatkowy, niepotrzebny mętlik. Nie tylko koty się go boją, dlaczego więc nie próbuje tego ukryć czy chociażby obrócić w żart, wyjaśnić, zbagatelizować? On to potwierdził. Nie wierzyła własnym uszom. Nie spojrzała na ciasteczka. Prawdę mówiąc, straciła apetyt, a to zdarzało się Jolene bardzo rzadko. Wyprostowała sztywny kręgosłup, po cichu dawkując do organizmu tlen. Nic nie pomagało się rozluźnić, a tak bardzo tego potrzebowała. Dlaczego Dwayne nie mógłby jej tutaj towarzyszyć? Na złość ich rozdzielił, zrobił celowo, bo domyślił się jak są ze sobą blisko. Przy Piotrusiu Panu miałaby więcej siły, aby unieść podbródek i odparować słowne ataki nauczyciela. Samotnie słabła, bo druga część duszy smacznie spała nieświadoma tego, co Joe przeżywa. Chociaż, czy aby na pewno? Ich więź jest silna, to być może Dwayne czuje niepokój? Ach, ileż by dała, gdyby próbował ją teraz odnaleźć i uwolnić od towarzystwa Miltona. Joe pragnęła zaszyć się w kącie i nigdy nie wracać do tej rozmowy, choć był to jej dopiero początek. - Animag animaga się nie boi. Jest w stanie go wyczuć i rozpoznać. W każdej książce od transmutacji jest to napisane. - prychnęła, odsłaniając kawałek nastoletniej arogancji. Zniknęło to szybko, przypomniawszy sobie jak silny był wówczas strach i wewnętrzny przymus natychmiastowej ucieczki. Zagrożenie, stanowi zagrożenie. - Z całym szacunkiem proszę pana, ale w żaden sposób nie wyjaśni pan tego, co wtedy się działo z ... ze zwierzęcym ciałem. Nie chcę o tym rozmawiać. Nie chcę panu ufać, bo mi się to nie podoba. - zacisnęła mocniej zęby, patrząc mu prosto w oczy. Chłodno, zaznaczając przepaść między nimi. - Czemu panu na tym zależy? Czemu pan mnie o to pyta? Proszę mi nie mówić, że bolą pana stare plotki i chce pan się zemścić. - zapytała, zaskoczona swoją odwagą, którą znając życie, po chwili gorzko pożałuje. W obronnym geście atakowała słownie nauczyciela, zmuszając go do wyjaśnień i zmiany tematu. Nie mówić o niej, o tym co czuje. Przyznała się, że to ona wysłała artykuł do "Lustra", choć Milton musiał już dawno to powiązać, wszak nikt inny się tak go nie boi jak ona. Oczywiście z ludzi, nie wspomniawszy o zwierzętach. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:52 | |
| Spokojna obserwacja przemieniła się w burzliwy konflikt między dwójką skrajnych charakterów, wzburzając w powietrze zakurzone antypatie skierowane ze strony uczennicy. Milton po raz kolejny rozmyślał nad odesłaniem dziewczyny, żeby jego zaangażowanie w sprawy nastolatków uległy diametralnej minimalizacji. Wbrew własnym przekonaniom stał ze skrzyżowanymi rękoma oparty o kant biurka, odczytując odpowiedź Jolene z jej otwartych ust wyrażających niemy sprzeciw. Po raz pierwszy spojrzała na niego świadomie, chociaż kierowana zdziwieniem i rozpaczą czegoś, co w domniemaniu oznaczało tajemnicę. Przez ułamek sekundy wyczuł ulgę, że jednak odnajdzie wspólny język z buńczuczną Dunbar i nawiąże pozytywną współpracę. Uzyskał dokładnie to, czego chciał – powiedziała dlaczego go unika i co kryje się za tymi wszystkimi pretekstami nieobecności na lekcjach. Zamarł we względnym bezruchu, prześwietlony przez dziewczynę i oceniony jako stwór rodem z koszmarów, co zostało podkreślone tylko i wyłącznie jednym stwierdzeniem odnoszącym się do transmutacji. Uchylił nieznacznie usta, aby wypuścić ciężkie powietrze z płuc, noszące nieprzyjemny posmak ołowiu. Wiedział, że dziewczyna zręcznie odbija piłeczkę od głównego problemu, atakując go i szukając logicznego rozwiązania z kierującą nią niechęcią. Ona się go autentycznie bała i to wzburzało w nim gniew, spowodowany w bezpośredni sposób poczuciem bezsilności. Nie chciał, aby jego przyszłość rysowała się właśnie w taki sposób, że dawni uczniowie będą unikać kontaktu z nim, a ci bardziej utalentowani odwrócą plecami od mentora. Nieświadomie pomyślał o biednej Carmen, której dobre sukcesy przynosiły im obojgu satysfakcję. Oskarżenie, jakie wysnuła dziewczyna wyprowadziło go z równowagi. W jednej chwili wyprostował się, zaprzeczając gniewną mimiką twarzy. – Nie obchodzi mnie co inni o mnie myślą, ale nie pozwolę się oczerniać. – Tym razem on podkreślił dystans między nimi, używając oschłego tonu przy kolejnych słowach. Marszcząc brwi sprawiał wrażenie rozbawionego sytuacją, jednak pochmurne spojrzenie negowało groteskowy wygląd Miltona. – Nie ukrywam, że wściekłem się, kiedy kłamstwa rozrosły się. Ale nie jestem człowiekiem, który wykorzystuje swoją władzę do dokonywania zemsty, panno Dunbar! – Zaakcentował nazwisko z wyraźnie obcym akcentem, oskarżycielsko celując palcem w siedzącą dziewczynę. W głowie mu się nie mieściło, jak bardzo dziewczyna była zawzięta. Podnoszenie głosu nie było dobrym pomysłem, ale nerwowość z ostatnich dni musiała odnaleźć gdzieś ujście. Mężczyzna cofnął ramię, aby dziewczyna nie zauważyła drżącej dłoni i poprawiając mankiety marynarki, próbował ukryć rozstrojenie. W opanowaniu emocji nie pomagała świadomość rychłego zdemaskowania prawdziwej tożsamości, związanej pośrednio z nadchodzącym weekendem i pytaniami od redakcji „Lustra”. Przez krótką chwilę rozmyślał nad zaproponowaniem Jolene przeprowadzenie go, aby zyskała reputację w gazecie jeśli jej na tym zależy. Teraz porzucił ten temat z lekkim sercem, stwierdzając jaką głupotą wykazałby się ufając nastolatce. Oczywiście, że zależało mu na opinii innych ludzi. Szczególnie w tym trudnym dla niego czasie, kiedy społeczeństwo dowie się o jego pochodzeniu i okrzykną potworem nauczającym niewinną młodzież. Rozjuszony poprawił oliwkowy krawat, rozluźniając go przy szyi i bezwiednie odpiął guzik tuż przy kołnierzyku. Duchota panująca w sali była niecodzienna, zważywszy na dużą powierzchnię pomieszczenia i uchylone okna wprowadzające przyjemny, wieczorny chłód. Dotychczas unikał większego kontaktu z ludźmi, jednak podjął decyzję o posadzie nauczyciela w Hogwarcie i liczył z ujawnieniem prawdy. Nie sądził, że będzie mu zależało aż tak na akceptacji czarodziejów |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:53 | |
| Naprawdę nie chciała mieć do czynienia z psorem Miltonem. Rozmawianie z nim dusiło od środka, Joe pobielała na policzkach i spięła się dwakroć bardziej. To do niczego dobrego nie doprowadzi. Nakłaniając ją zaowaloną groźbą do mówienia, zmuszał do obdarzenia siebie kredytem zaufania, na który nie zasługiwał. Lęk nie brał się znikąd. Każdy strach ma swoje wytłumaczenie, a nauczyciel nie pokwapił się wyjaśnić ani zapytać dlaczego się go boi. Zaakceptował to, tak jakby spodziewał się, że to powie. Prychnęła pod nosem, kuląc się pod siłą podniesionego głosu nauczyciela. Jolene stała na granicy. Jedno słowo za dużo, a nie będzie odwrotu. Już nie ma odwrotu, Joe. Musisz spojrzeć mu w oczy i mieć go z głowy. Jeśli ma oleju w głowie to zostawi ciebie w spokoju, bo nic dobrego nie zdziała. On coś musi ukrywać, a ciebie to nie interesuje i powinien to uszanować. Nie jest głupi. - Nie obchodzą pana plotki? - zapytała nie ukrywając ironii, o której istnienia się nie podejrzewała. - To dlaczego chce pan udzielić wywiadu do "Lustra"? To przecież szmatławiec dla młodzieży i plotki wyssane z palca. Odnoszę bardzo dziwne wrażenie, że tak, to jest zemsta za głupie plotki i dlatego nie chciał pan mnie oddelegować do pana Filcha. - Jolene, uważaj. Nie bez powodu się go boisz. Jego wyraz twarzy jest dziwny. Aha, zdenerwowałaś go. Brawo. Joe była zła. Czuła się źle, nie mogła swobodnie zaczerpnąć powietrza, zaś atmosfera w sali wyraźnie wskazywała, że końca rozmowy jeszcze nie widać. Zarzucała nauczycielowi nadużywanie władzy i mszczenie się za nałożenie złej opinii na jego osobę jeszcze we wrześniu tego roku. Owszem, Joe miała pewne wyrzuty sumienia, dosyć ciche jak na siłę występku. Nie jesteś lepsza, Dunbar. Ty też nadużyłaś swojej władzy. Przez Ciebie, tylko i wyłącznie przez ciebie najmłodsze roczniki na widok Miltona uciekały z krzykiem. Jesteś redaktorem głównym, mogłaś go pochwalić za ciekawe zajęcia, a go oczerniłaś przez bujną wyobraźnię. Wzdrygnęła się i potrząsnęła mocno głową. Nie chciała słuchać głosu sumienia. Po raz enty powtarzała sobie, że lęk nie bierze się znikąd. Animagia dodatkowo spotęgowała to uczucie i narobiła większych szkód. Ale to nie usprawiedliwia tego, co mu zafundowałaś. Skuliła się w sobie bardziej. Cieszyła się, iż poprzedni redaktor naczelny wybrał właśnie ją na swojego zastępcę. To niebywałe wyróżnienie i wręczenie do rąk władzy nad plotkami. Przynajmniej ich częścią, wszak nie nad wszystkim da się zapanować. Mimo wszystko zachowała się gorzej jak Irytek, który przeczytawszy wówczas magazyn złożył przed nią pokłon na korytarzu na oczach przyjaciół. Milton miał prawo się mścić i trzymać ją co tydzień do końca semestru. Objęła się ramionami, burcząc w myślach na okres dojrzewania. Nie przyzna mu racji nigdy w świecie ani nie przeprosi. Z nadmiaru uczuć podniosła się z krzesła bez pozwolenia i stanęła bokiem do nauczyciela, opierając się o ławkę dalej. Im większy dystans, tym bolesne skurcze w sercu słabną. Nie potrafiła tego powstrzymać, przekraczało to jej możliwości. Zacisnęła palce w pięści, kryjąc je pod pachami, aby nie wydać jak bardzo się trzęsą. Dawnych plotek się już nie pamięta. One cichną, ich moc słabnie po upływie czasu. Tak samo jest z jej artykułem - kto go pamięta? Tylko oni dwoje. Joe pierwszy raz w życiu marzyła o Filchu. Ponad wszystko będzie wielbić okrutnego charłaka, jeśli tylko to uchroni ją przed Miltonem. Czemu, och czemu to nie Filch ją znalazł w Hogsmade? |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:53 | |
| Sarkazm użyty w głosie Jolene wymusił na nim podniesienie spojrzenia znad marynarki na nią. Arogancja i bezczelność w zachowaniu dziewczyny prosiły się o utemperowanie, jednak nauczyciel bronił się przed tym obiema rękoma, stwierdzając dość logicznie iż wychowaniem powinni zająć się rodzice. Na ułamek sekundy gniewny wyraz twarzy mężczyzny ustąpił ponownie uniesionym brwiom, które marszczyły jego czoło w nieregularnych liniach zmarszczek. - Słucham? – Zaledwie jedno słowo wyleciało z pobielałych warg Miltona, podczas gdy w umyśle pojawiła się ostry przejaw niepokoju. Nawet Poppy nie wiedziała o zaplanowanym zabiegu, ponieważ chciał oszczędzić jej kolejnej godziny na przesiadywanie w gabinecie, podczas gdy nad pacjentami czuwał nowy stażysta. Policzki rudzielca opadły, kiedy przestał mrużyć oczy w doszukiwaniu się nadziei w zachowaniu Jolene. O sowie wysłanej wczoraj późnym wieczorem wiedziało tylko wąskie grono redaktorskiego szmatławca i sam zainteresowany. Z wrażenia ponownie przysiadł na krawędzi biurka, kładąc bezwładne ręce na odzianych brązowymi spodniami udach. Ubranie Miltona miewało lepsze dni, posiadało kilka łat i przetarć. Obserwował bez słowa jak dziewczyna zmienia pozycję, podnosząc się z wygodnego miejsca, które ewidentnie ją parzyło. Widział w każdym spiętym mięśniu jej ciała, jak próbuje odnaleźć szansę na ucieczkę, pchana instynktem kota. Chłodną logiką pojął, że dziewczyna stosunkowo niedawno dokonała pełnej przemiany i nie potrafi zapanować nad zwierzęcym ciałem tak, jak czynią to osoby po kilkuletnich praktykach. - Nie mszczę się – powiedział bez wcześniejszej werwy, ze sporą dawką rezygnacji, która zakradła się między poszczególne dźwięki wypowiedzi. Po lekkim wybuchu czuł wyrzuty sumienia, związane z pogłębieniem lęku Jolene zamiast zmniejszaniem, tak jak miał to w planach. Poczucie beznadziejności przytłoczyło jego barki, dlatego mężczyzna przetarł dłonią dziwnie senną twarz i w międzyczasie stłumił jęk zawodu. - Mam coś ważnego do przekazania, a twoja gazeta może mi w tym pomóc. Ktoś zaczął wyciągać brudy z mojej przeszłości i mam… - pokręcił głową, zaskakując samego siebie nad łatwością w zrzucaniu własnych problemów na kogoś innego. Bardziej uważnym spojrzeniem zerknął na stojącą nieopodal uczennicę, nie widząc w niej odpowiedniej osoby do niesienia ciężkiej prawdy na swoim sumieniu. Zacisnął szczęki mocniej, a ręce skrzyżował na klatce piersiowej. Próbował dodać powagi własnej sylwetce, chociaż szczerze wątpił aby jakikolwiek zabieg potrafił uchronić go przed druzgocącą klęską. – Nie chcę, aby uczniowie widzieli we mnie potwora, Jolene. Twoje kocie instynkty mają całkowitą władzę nad umysłem, dlatego uciekłaś. Wyczułaś zagrożenie z powodu mojego pochodzenia, ale zależało mi na rozmowie z tobą, abyś zrozumiała, że nie jestem kimś kto mógłby zrobić ci krzywdę. – Powoli cedził słowa, nie powołując się na autorytet Dumbledore’a, który ucierpiał ostatnimi czasy ze względu na wypadki podczas letniego obozu i atak dementorów. Pojawienie się wampira w gronie pedagogicznym z całą pewnością wywoła wielką lawinę wątpliwości, nieprzychylnych spojrzeń i ostatecznie nienawiści tych, którzy są uprzedzeni do osób wyróżniających się z tłumu. Nigdy mu nie zależało na rozgłosie, ale teraz nie widział innego wyjścia jak przeprowadzić wywiad i w nim właśnie przyznać się do wampiryzmu, powołując na byłego Ministra Magii oraz dyrektora Hogwartu. Dwie potężne jednostki pozwoliły mu wykazać chęć normalnego życia wśród czarodziejów i wydawało mu się, że sprostał ich oczekiwaniom. Tym razem Jolene miała stać się przekaźnikiem ważnych informacji, przyczyniając się do linczu bądź oczyszczenia z zarzutów rudowłosego nauczyciela. Reputacja egzekutora w komisji likwidacji magicznych stworzeń z pewnością wpłynie negatywnie na zdanie czarodziejskiego społeczeństwa, dlatego musiał zrobić przynajmniej krok wcześniej od Wilsona. Wielokrotnie myślał o osobach, które znają jego tajemnicę i tych, co zbliżyli się przez ostatnie miesiące do niego. Próbował wyobrażać sobie reakcję panny Clinton na wieść o tym, że jej kochankiem był wampir i widok nie był zachęcający. Podchodził niezwykle pesymistycznie do nadchodzących zmian, zapominając o jednostkach takich jak Aria i Porunn, które zaakceptowały go w pełnym znaczeniu tego słowa i dochowały tajemnicy. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:53 | |
| Krew odpłynęła z jej twarzy. - Nnie. - Nie! Wydałaś się! Powiedziałaś! Nikt nie wie o wywiadzie, przecież to było wczoraj wieczorem. Joe, masz kłopoty, poważne kłopoty. Cofnęła się, wpadając na ławkę i uderzając się w biodro. Panikowała. Wzmogła czujność, przymykając oko na tak drobne detale. Serce stanęło jej na kilka sekund. Nikt, włącznie z Dwaynem nie wie o jej... karierze dziennikarskiej z prostego powodu: plotki są silne i czasami przykre. Joe nie odpowiada za ich tworzenie a jedynie, jak Harry zauważył, jest przekaźnikiem. Wiele osób mogłoby zechcieć ją zniszczyć, nawet przyjaciele, których mimo wszystko próbowała ochraniać przed potęgą plotek. Dziewczyna zdała sobie sprawę jak wielka odpowiedzialność spoczywa na jej barkach. Milton wiedział. Mógł ją teraz zniszczyć, zamienić życie w piekło, a wystarczy zdemaskować Redaktora "Lustra". Strach się pogłębił. Nie tak to powinno wyglądać, acz czy w życiu jest tak, jak to sobie wymarzymy? Czekała, zaciskając zęby, próbując przygotować się na potencjalny cios i obietnicę piekła. Ignorowała tworzącego się na biodrze siniaka, przerażona do szpiku kości szlabanem. Powietrze z jej płuc uciekło jak z balonika. Nie spodziewała się... nie wiedziała czego ma się spodziewać po Miltonie. Niechętnie widziała przez palce jego próby załagodzenia swego obrazu w jej oczach i uspokojenia naturalnego odruchu ucieczki poza zasięg niebezpieczeństwa. Nauczyciel zaś... prosił ją o pomoc? Nie, nie Joe. On ma asa w rękawie. To może być szantaż. Jeśli zdemaskuje redaktora... nie dożyjesz końca siódmej klasy. Zostaniesz sama. Poprzedni redaktor naczelny o tym mówił i zapewniałaś, że sobie poradzisz. Czyżbyś się przeceniła? Przez jej ciało przebiegł silny, zimny dreszcz, gdy słuchała wrednego głosiku. Nauczyciel przyznał rację kocim instynktom "ze względu na pochodzenie" i Joe nie wiedziała jak ma to interpretować. - Nnie wiem kim pan jest. Nie rozumiem jak mam... w jaki sposób... - głos się jej łamał. Nie chciała wiedzieć kim jest Harry Milton. Nie bez powodu tak się go boi. Nie jestem kimś, kto mógłby zrobić tobie krzywdę. - Prosi mnie pan o zignorowanie... o zignorowanie silnego przekonania, że jest pan... niebezpieczny? - przełknęła gulę w gardle. Czuła się w potrzasku. Między młotem a kowadłem. Zdobył nad nią przewagę przez własne gapiostwo, a więc musi, czy tego chce czy nie, pomóc mu. Nie rozumiała o jakie brudy z przeszłości chodzi, jednak musi to być bardzo poważnego, skoro potrzebuje nawet pomocy "Lustra". Joe dodała dwa do dwóch. Nie widzieć w nim potwora. Uczniowie. A więc jego posada w szkole wisi na włosku i mogłaby się go łatwo pozbyć, o cokolwiek by chodziło. Kwestia paru dni i pojawienia się tego, czego pan Milton się tak obawia. Potęga plotek i wiara młodzieży w to, co napisane może być niszczycielska. Nie jesteś taka, Joe. - Co chce pan przekazać... szkole? - zdumiona była słysząc swój głos. Mogłabyś w końcu coś naprawić, jeśli oczywiście teraz tego nie popsujesz, Dunbar. Pytanie o skonkretyzowanie jego pochodzenia wisiało w powietrzu. Każda plotka zawiera w sobie ziarno prawdy, a jeśli miała nią pokierować czy oczyścić z przyszłych zarzutów nauczyciela, powinna poznać to, co ukryte. Wzdrygnęła się. Nie, nie chciała, bo przeczuwała, że to narobi jeszcze więcej szkód niż dotychczas. Jolene musiała się zgodzić, dosłownie zapędzona w kozi róg. Jeśli nie zrobi tego, co Harry chce, to ją zdemaskuje. Już raz została odtrącona, nie zniesie powtórki. Zacisnęła mocno powieki i otworzyła je, powstrzymując łzy. Milcz, Dunbar. Nie pakuj się w gorsze kłopoty. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:54 | |
| Nawet mu na myśl nie przyszło, że Jolene podejrzewa go o wyrachowanie. Posługiwanie się szantażem było jednym z ostatnich czynności, jakie wchodziły w zakres szerokich umiejętności interpersonalnych Miltona, który zazwyczaj ograniczał się do unikania tłumów. Usłyszał szuranie ławki, która stała na przeszkodzie uczennicy i w ostatniej chwili powstrzymał grymas niezadowolenia. Poczuł nagły przypływ litości na myśl o niezdarności Jolene, jednak milczał jak zaklęty, wstrząśnięty jej głębszym powiązaniem z „Lustrem”. Zabrał głębszy wdech i podrapał policzek, szurając opuszkami palców po rdzawo-siwej szczecinie. - Weź kilka oddechów, dziewczyno – upomniał ją, obserwując równocześnie występującą bladość i szklące oczy. Podniósł się z prowizorycznego siedzenia i wymijając szerokim łukiem przestraszoną uczennicę, sięgnął po skrajne krzesło. Przestawił je tuż pod oknem, aby wspiąć się na nie i chwilę powalczyć nad ramą okienną, otwierając ją szeroko. Zimny powiew wiatru potargał rude kosmyki mężczyzny, wkradając się również pod cienką koszulę. Zarówno on, jak i Dunbar, potrzebowali świeżego powietrza, chociaż nieco innych powodów. - Im więcej będziesz praktykować przemiany, tym łatwiej będzie ci opanować instynkty – odezwał się dopiero, kiedy zszedł z krzesła i dokładnie przeanalizował swoją odpowiedź w głowie. Zaprzeczenie lękowi było kopaniem dołu pod własnymi stopami, a Miltonowi nie było to potrzebne. Wystarczyło, że Wilson trzymał jedną z łopat i staranie przygotowywał pułapkę. Postanowił nie zaprzeczać dziewczynie, dając jej tym samym możliwość interpretacji słów wedle uznania. Oczywiście, że nie czuł się dobrze, bo dawał w ręce Jolene ogromne pole do popisu. Czuł na sobie uważne spojrzenie, jednak świadomie nie prowadził do skrzyżowania z własnym. Osiągnął tyle, że zainteresował dziewczynę tę skrzętnie skrywaną tajemnicą, równocześnie odczuwając gorycz. Posuwał się do nieprzyjemnych praktyk, grając na ciekawości nastolatki, aby osiągnąć wyższy cel – zapewnienie bezpieczeństwa. Przytłoczony świadomością dwulicowości przymknął powieki, aby chociaż na moment uciszyć wszystkie sprzeciwy sumienia. - Zaproponowałem udzielenie wywiadu. Nie odpowiem teraz, bo nie chcę, abyś mnie oceniała na podstawie jednego zdania. – Kątem oka zauważył, że się trzęsie i przyznał dziewczynie rację – nie powinien siłą zaciągać ją na szlaban. Czuł obrzydzenie do samego siebie, jednak brak możliwości wyboru był jeszcze cięższy do zniesienia. Wsunął drżące dłonie do przednich kieszeni spodni, unosząc w ten sposób krawędzie rozpiętej marynarki. Tym razem to on stał zwrócony bokiem do uczennicy, odpychając po raz kolejny myśl o wróceniu do meritum ich spotkania. Odrobienie prac domowych z pewnością wydawały się bardziej kuszącą opcją dla Jolene niż dalsze mielenie ciężkiej sprawy. Jakiś nieodgadniony błysk pojawił się w oczach Miltona, który pchnięty wspaniałomyślnym pomysłem, odwrócił wzrok na blondynkę. – Nie wiem, jakie są twoje powiązania z gazetą i szczerze przyznam, że nie chcę wiedzieć. Mam tylko nadzieję, że po uzyskaniu ode mnie odpowiedzi na wywiad, nie przeinaczysz moich słów i napiszesz tym razem prawdę. – Obrzydzenie stanęło na wspak w przełyku mężczyzny, uniemożliwiając dodania łagodzących słów. Odwołując się do sumienia nastolatki ryzykował, bardzo wiele ryzykował, ale nie widział innego rozwiązania. Dopiero po chwili zrozumiał, że pośrednio poprosił Jolene o zajęcie się sprawą wywiadu i stworzenie z tego prawdziwej historii, która najprawdopodobniej przyniesie jej uznanie za zdobycie smacznego kąska jakim był członek grona pedagogicznego. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:54 | |
| Nie znała profesora, wzbudzał w niej lęk, a co za tym idzie otrzymywał w pakiecie różnorakie cechy typowe dla czarnych charakterów. Cóż innego miała o nim sądzić? Wydała się, a on w zamian poprosił o pomoc i rozjaśnienie własnej sylwetki w oczach tysiąca uczniów. Oddychała głęboko, a i tak to nie przynosiło ukojenia. Obserwowała jak mężczyzna wstaje i otwiera stare okiennice, czytając jej w myślach. Joe zatrzęsła się od chłodnego wiatru, odwracając się ochoczo w stronę okna. O niebo lepiej, choć do całkowitego rozluźnienia wiele jeszcze brakowało. Nie potrzebowała nauk transmutacyjnych. Nie od niego. Sama poradziła sobie z opanowaniem animagii, a więc sama nad tym popracuje. Zirytowało ją, że odczytał spomiędzy jej słów postać zwierzęcą - kota. Stoisz na przegranej pozycji, Dunbar. Zrób choć raz coś pożytecznego i się zgódź. Strach zaciskał szpony wokół dudniącego serca. Poświęciła parę minut na oddech skoncentrowany, wykorzystując chwilę milczenia do opanowania burzy uczuć. Nie odpowiadał na zadane pytanie, a to stawrzało gorszy mętlik w głowie nastolatki. Niedopowiedzenia, niejasności... Zgarbiła się i westchnęła cicho, poddając się. Oboje wiele ryzykowali ufając sobie nawzajem wbrew swojej woli. Nie miała innego wyjścia jak się zgodzić kosztem własnych nerwów, dostając w zamian spokojne dwa lata nauki. Wówczas zapewni sobie milczenie ze strony nauczyciela, któremu dała się niechcący zdemaskować. Nie mogła tak bardzo ryzykować. - Dobrze. - z trudem wydusiła z siebie małe słówko symbolizujące postawienie jednego kroku ku zawieszeniu broni. - Nie wiem jeszcze o co redakcja pana zapyta, a więc jeśli pan zechce, proszę napisać przez Plotkarę w sowiarni informacje, które chciałby pan przekazać do wiadomości szkoły. - powiedziała bardzo cicho, wykluczając możliwość kolejnego spotkania. Zgodziła się na wywiad, wstydząc się swojej ciekawości przeplatającej się ze strachem. Nie obiecywała korzystnej publikacji, a wyrażała zgodę na zapoznanie się z wersją nauczyciela. Joe walczyła ze sobą w środku, stąpając po omacku. Co ma zrobić? W Hogwarcie stanie się coś, co zagrozi bytności profesora na posadzie nauczyciela ONMS. Raptem dwa miesiące temu, z przyjemnością zajęłaby się tą sprawą i doprowadziła do poparcia usunięcia go ze szkoły. To egoistyczne, Jo. W pierwszej kolejności miała wysłać jednego z młodszych anonimowych dziennikarzy do nauczyciela, później zrezygnowała i wybrała drogę listowną, odmawiając spotkania i narażania szkolnych reporterów na konsekwencje. Joe czuła się dziwnie. Świeże powietrze ułatwiło oddychanie, lecz niepewność wciąż pozostawała. Dopóki nie zapozna się z istotnymi dlań informacjami, nie podejmie decyzji co z nimi zrobi. Opublikować korzystnie czy oczernić i odizolować się od nauczyciela raz, na zawsze? Instynkty głośno mówiły, aby wybrała opcję drugą, sumienie zaś kręciło głową ze smutkiem. Ciekawość powstrzymywała Joe przed ostatecznym osądem, choć póki co szala chyliła się na negatyw. Próba moralności. Puchonka bardzo powoli powróciła na ziemię. Rozejrzała się po sali, przypominając sobie z jakiego powodu tutaj siedzi. Nie zaczęła jeszcze odrabiania szlabanu i uderzyła się o ławkę. - Au. - pisnęła cicho pocierając kość biodrową i przeklinając w duchu agresywną ławkę. Powróciła na poprzednie miejsce, ciesząc się, iż panujący półmrok odgradza ją w pewien sposób od przenikliwego spojrzenia nauczyciela. Sumienie tykało Jo w bok, informując, że właśnie nadszedł wyśmienity czas na przeproszenie profesora za pamiętny numer "Lustra" i obietnicę poprawy. Dziewczyna odmówiła, nie potrafiąc przeskoczyć silnego buntu i przyznania się do winy. W ślimaczym tempie oswajała się z obecnością nauczyciela, nie mając bladego pojęcia jak bardzo mroczną jest istotą. ...ze względu na moje pochodzenie... W żyłach Puchonki zawrzała adrenalina, tak dobrze jej znana podczas wyławiania ze szkoły soczystej, dobrej informacji. Zamyśliła się nad pytaniami dla niego. Co czytelnicy chcieliby znać o nauczycielu? Z reguły preferowali skandale, zaś prawda najprawdziwsza musiała zostać przedstawiona w oryginalny i ciekawy sposób, aby została przyjęta do świadomości licznych czytelników. Spuściła głowę, opierając policzek o dłoń. Opanowała łzy i tłumiła do pewnego stopnia lęk, próbując jednocześnie zachować jasność umysłu. Miała gorącą nadzieję, że pan Milton nie będzie chciał przekazywać jej informacji wprost, twarzą w twarz. Tchórz. Syknęła w myślach na wredny głosik. Jo potrzebowała rady... i nie, nie rady głosów w głowie, a rady drugiego człowieka. Ze smutkiem stwierdziła, że nie może o to nikogo poprosić, gdyż tajemnica musi zostać zachowana za wszelką cenę. Trzyma w rękach pewien rodzaj władzy, który z łatwością mógłby obrócić się przeciwko niej. Cśś, najpierw dowiedz się o co chodzi, potem rozpaczaj i się zastanawiaj. Joe wzdrygnęła się. Następny numer "Lustra" miał zostać wydany już w przyszłym tygodniu... to mało, bardzo mało czasu. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:55 | |
| Najchętniej wygoniłby dziewczynę do dormitorium, po raz kolejny powstrzymując się przed natychmiastowym zakończeniem szlabanu. Już sam fakt, że Milton nie uznawał takiego systemu kar jako właściwego w sensie wychowawczym, podważyło stanowczość kontynuowania spotkania. Ilekroć zerkał w stronę Jolene Dunbar, odnosił nieoparte wręcz wrażenie, że kładzie zbyt wiele informacji w ramiona niedojrzałej nastolatki. Burknięcia, jakimi go obdarzyła z pewnością były namiastką jej prawdziwego temperamentu, którego nie powstydziłby się żaden osioł. Ledwo powstrzymał parsknięcie śmiechem, wyobrażając sobie kota przemieniającego się właśnie w tego parzystokopytnego stwora. - Z pewnością łatwiejszym byłoby przeprowadzenie rozmowy w bezpośredni sposób – zaproponował zanim zdążył rozważyć wszystkie przeciwności stawiane za tą możliwością. Strachliwa, uparta dziewczyna musiała pokonać odrazę do nauczyciela, aby pogłębić wiedzę na temat smacznego kąsku, który według niej posiadał. Sam zaszczepił w niej tę wiarę, podsycając chociaż na tyle, aby zwróciła uwagę na inne aspekty personalnego wywiadu. Dlatego zanim zdążyła zemdleć albo wyzionąć ducha, dodał pośpiesznie: - W ten sposób dowiesz się konkretów, które przyjdą ci od razu na myśl. Dopiero, kiedy wszystkie słowa wybrzmiały, zrozumiał w jak niekorzystnym położeniu stawia dziewczynę. Przed chwilą wydała się o swoich zdolnościach animagicznych, przeraźliwie głębokim lęku i zażyłym powiązaniu z plotkarskim pismakiem, a on oczekiwał od niej jeszcze większego poświęcenia. Zdegustowany własną nachalnością obszedł biurko dookoła, żeby tylko nie dostrzegła grymasu niechęci, który wykrzywiał mu twarz. - No dobrze, zajmij się najpierw odpracowaniem zajęć. Przeszukaj podręcznik pod kątem liczebności występowania magicznych zwierząt i zrób ich szacowaną listę, uwzględniając nie tylko Wielką Brytanię – poinstruował uczennicę, doskonale zdając sobie sprawę jak wiele czasu zejdzie jej na wyławianiu poszczególnych informacji. Nawet pomimo korzystnego podziału rozdziałów musiała liczyć na wytrwałość i cierpliwość, bo zadanie było równie monotonne co nużące. W przypływie litości ograniczył listę do magicznych zwierząt, nie rozszerzając zakresu tak jak planował to w pierwotnym zarysie. Na nieszczęście dla moralności Miltona, nie widział w tym żadnej nauczki dla Puchonki, a jedynie możliwość poszerzenia wiedzy o zbędne informacje dotyczące liczebności poszczególnych stad. W ten sposób próbował nakierować jej myśli na konkretne zadanie, przetrzymując ją przynajmniej przez dwie najbliższe godziny aż nie zaczną zbliżać się do ustanowionej godziny policyjnej. Wyciągając ciężką książkę z szuflady, stwierdził że da Jolene termin do końca tygodnia – skoro odnajdzie czas na zapisanie pytań do wywiadu, z pewnością da radę wygraniczyć go również na pracę domową. Z głośnym szuraniem odsunął krzesło, siadając na nim na tyle wygodnie, na ile pozwalała krępująca cisza w sali. I chociaż otworzył ją na ostatnio przerwanym fragmencie, litery nie układały się w logiczną całość. Milton nie zrezygnował z kolejnych prób, chociaż czwarty raz czytał to samo zdanie. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:55 | |
| Poderwała głowę spłoszona i zaskoczona kolejnymi słowami. Bezpośredni kontakt? Siedzieć godzinami w jego towarzystwie i co gorsza, zadawać mu pytania? Tak wygląda wywiad, Dunbar. Zmarszczyła brwi analizując propozycję, stwierdzając w końcu, że wolałaby tego uniknąć i przeprowadzić wywiad listownie. Na złość, psor mówił sensownie i logicznie, co dosyć utrudniało pamiętanie o tym, jak go nie lubi od dzisiaj. Przyglądała się mu chwilkę - bardzo podejrzliwie, szukając haczyka i nie odpowiadając w żaden sposób na słowa. Upartości można jej jedynie pozazdrościć. W przypadku pana Miltona, przekonanie się do niego imało się niemożliwego. To trudna, ciężka i mozolna droga, którą Joe nie chciała iść, nie widząc powodów, dla których powinna dać mu szansę. Dopóki w jej sercu tli się strach, dopóty nie będzie w stanie złagodnieć w jego towarzystwie. Otworzyła usta zaskoczona pracą domową. Co? On chyba sobie żartował! To zajmie jej wieki. Jak długo zamierzał ją tutaj trzymać? Nie słyszała nic o innych dniach przeznaczonych na szlaban. Jęknęła cicho, w duchu wołając Filcha. On dałby jej do przepisywania albo szorowania, co stokroć bardziej wolała niż mozolne podliczanie ilości magicznych zwierząt na... całym świecie. Jeśli chwilę temu Joe była skłonna zawiesić broń, tak właśnie w tej chwili się rozmyśliła. Nie dawała wiary, iż na lekcji kazał uczniom sumować liczebność zwierząt... Zacisnęła usta w wąską, bladą linię i sięgnęła po ołówek oraz pergamin. Głośno przysunęła do siebie grubą książkę i równie hałaśliwie otworzyła na chybił trafił w środku rozdziału, manifestując tym samym swój bunt. Bardzo niechętnie przekartkowała na początek tomiszcza i próbowała zrozumieć treść. Zmuszał ją do myślenia o tej porze, uniemożliwiając swobodny lot myśli podczas, gdy jedna półkula mózgu zajmowałaby się pisaniem. Całym sercem zatęskniła za Peterem, kuchnią, skrzatem Gumisiem i kanapkami z nutellą. Po walce z książką ONMS sądziła, że nie czeka jej dziś nauka, a los postanowił z niej zakpić. O ironio. Pergamin był pusty. Kilka małych literek i cyferek zdobiło raptem pół centymetra papieru, a Jo już była znużona i napadł ją silny atak senności. Kątem oka zerknęła na rudego mężczyznę i upewniwszy się, że jest zamyślony, cichutko oderwała kawałek kartki pergaminu, skrobiąc tam słowa łączące się w jedno "ratunku". Zwinęła papierek w dłoni, spuszczając ją na udo, blisko doczepionej do paska różdżki. Bezgłośnie szepnęła ciche zaklęcie, odczekała aż różdżka odpowie ciepłem i delikatnym światełkiem i po paru sekundach wypuściła karteczkę na podłogę. Ta, tuż nad ziemią, lekko i cichutko podryfowała do drzwi, wydostając się przez szparkę na wolność, do Piotrusia Pana. Odetchnęła bezgłośnie i powróciła do pracy domowej. Zmrużyła oczy, potarła je knykciami, zamrugała i nic. - Potrzebuję świecy albo lampy oliwnej. - odezwała się po parunastu minutach głośnego milczenia celowo zgłaszając to nauczycielowi. Mogła użyć różdżki i nie tracić czasu na odgrywanie roli niemal wzorowej uczennicy, a jednak umyślnie i niewinnie nakłaniała nauczyciela do podniesienia się i zapewnienia jej światła potrzebnego do robienia notatek. Jeśli Harry zamierzał zapewnić jej oświetlenie, a co za tym idzie zbliżyć się bardzo do ławki, przy której siedziała, Jo wyprostowała sztywno kręgosłup, jednakże ani nie jęknęła ani nie wydała z siebie żadnego dźwięku świadczącego o nasileniu nadszarpniętych dziś już nerwów. Próbowała oswoić się z pomysłem przeprowadzenia wywiadu na żywo. Nie była pewna czy tego chce. Patrzeć mu w oczy, zamienić się przy nim w dziennikarkę i wchodzić z butami do jego życia. Potrząsnęła ponownie głową, nachylając się zdecydowanie nad pracą. Silne skupienie przyspieszy upływ czasu i uciszy kołatające serce. Minuta po minucie, wdech i wydech. Nie było słychać skrobania ołówka, a pergamin w ślimaczym tempie pokrywany był drobnym pismem Jo. Raz na jakiś czas unosiła rękę nad książką, skinęła palcem, a stronice bezwiednie posłusznie kartkowały się, do kolejnej literki alfabetu. Ani razu nie spojrzała już na nauczyciela. W przerwach między przekreślaniem cyferek, Jo analizowała to, co sobie dzisiaj powiedzieli. Za każdym razem pojawiała się silna ciekawość tego, co pan Milton chce przekazać. Dziewczyna zasznurowała usta i kilkakrotnie dźgała cyferkę "4352" do pokuśtykania dwie linijki niżej. Z roztargnieniem wzdychała, gdy "2" zgubiła się i dołączyła do złej linijki. Przekreśliła cyfry i napisała od nowa werdykt. Spojrzawszy na książkę, jęknęła. Lubiła OMNS. Nie lubiła liczyć. Tęskniła do dormitorium i Emanuela. Och, gdyby chociaż on tutaj przyszedł i umilił jej czas! Choć Jo siedziała w klasie z profesorem, dotkliwie odczuwała samotność. Na wszystkie święte koty, odechciało się jej wizyt w Hogsmade na najbliższe parę miesięcy. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:55 | |
| Czuł przenikliwe spojrzenie Puchonki doszukującej się drugiego dna dla luźno rzuconej propozycji, licząc na końcowe opamiętanie. Nie znał szczegółów dotyczących jej współpracy z pismakiem, ale miał co do tego całkiem słuszne podejrzenia i jakieś doświadczenie dziewczyna posiadała. Rozpoczynając pracę w połowie września, nie miał możliwości dokładnego poznania każdego z uczniów i zaprezentowania swojej osoby podczas uczty powitalnej, jak to miało miejsce w przypadku wcześniej zaplanowanej kadry. Pojawiło się nie tylko kilkoro nowych nauczycieli, ale również praktykantów wyraźnie zainteresowanych podjęciem współpracy ze szkołą magii, mając na względzie niedaleką przyszłość i związaną z nią karierę zawodową. Gdzieś w podświadomości dostrzegł równie przeszywające spojrzenie, należące do dziewczyny, która w chwili obecnej stała się dorosłą kobietą. Mimowolnie wzdrygnął się, kiedy zimny dreszcz przebiegł nieoczekiwanie wzdłuż kręgosłupa Miltona. Wiedział, że Ingrid ma wobec niego pewne plany, dlatego poczucie bacznej obserwacji nie było mu obce. Mógł jedynie podejrzewać dlaczego tak długo zwleka z przesłaniem ostrzegawczej sowy, aby w następnej kolejności zmusić go do gry wedle ustalonych przez siebie zasad. Widok Puchonki rozlał po jego sercu poczucie bezkształtnej ulgi, ponieważ dzięki niej, sędzia w Wizengamocie nie miała tak wielkiej władzy jak podejrzewała. Istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że kobieta nie zdoła zaszantażować go. Stracił jednak tą pewność przy teatralnie butnym zachowaniu uczennicy, która najprawdopodobniej za wszelką cenę zamierzała uniemożliwić nauczycielowi spokojne czytanie. Spojrzał na nią przelotnie znad otwartych stronnic, nawet nie zapamiętując dokładnie miejsca, w którym przerwał lekturę. Na pierwszy rzut oka była pogrążona w znużeniu tak ujmującym, że na ułamek sekundy zapragnął ponownie otworzyć usta i odesłać ją do dormitorium. Zamiast tego, przeklął własną głupotę i po kilku nieudanych próbach, wgłębił się w treść biografii jednego z najwybitniejszych magizoologów współczesnych czasów. Dopiero po kilku minutach, kiedy zdziwił się na dźwięk dziewczęcego głosu w sali, przerwał tę czynność i zerknął w kierunku świec porozstawianych wzdłuż ściany przy drzwiach. Regały, na których znajdowały się pobrudzone sadzą świeczniki były nieco zakurzone, ale z daleka sprawiały wrażenie zdatnych do użycia. – Pod ścianą są świece – poinformował ją, najwyraźniej nie podejmując wysiłku przerwania przyjemności czytania dla umilenia czasu Dunbarównie. Przytrzymał wzrok nieco dłużej na jej zgarbionej sylwetce, oddając się błogości chwili i rozluźnieniu, na jakie zasługiwał od kilku dobrych godzin. Zmęczony werbalną batalią stoczoną z dziewczyną czekał aż zegar za jego plecami wybije pełną godzinę, odliczając mękę Puchonki. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:56 | |
| Głośno wstała, odsuwając z trzaskiem krzesełko w tył. Dosyć długo zabawiła przy regale szukając dobrej świecy i knota, nie zważając na ponownie gęstniejącą w klasie atmosferę. Po paru minutach litościwie wybrała żółtą, zwykłą grubą świecę. Postawiła ją obok pergaminu, zapalając machnięciem ręki. Kontynuowała po chwili żmudne odliczanie. Zegar tykał, przerywając ciszę w klasie. Joe wierciła się na krzesełku, kilka razy ziewnęła, pocierała oczy i z trudem zmuszała siebie do wyłapywania gatunków zwierząt w danym regionie, ich liczbie i łącznej sumie. Skrobała raz po raz, topniejąc wraz z upływem czasu. Nerwy ucichły, a godzina ciągnęła się nieubłaganie. Co dwadzieścia minut Jo spoglądała w tarczę zegara i z jękiem zauważała, że minęły dopiero trzy. Wypisała kilkanaście gatunków, drukowanymi literami wypisała nazwy regionów, podkreśliła trzy razy cyferki. Narysowała w rogu pergaminu kotka, który po chwili przeciągnął się i rozpoczął wędrówkę po pergaminie, ocierając się o gryfel ołówka. Po upływie okrągłej godziny nie wytrzymała. - Muszę siusiu. - odezwała się głośniej, ochrypniętym od milczenia głosem. Nie było szans, że Dwayne teraz po nią przyjdzie. Albo siedział na szlabanie u Filcha (chętnie by się z nim zamieniła!) bądź szlajał się wszędzie, byle nie w zamku. Zbyt dobrze go znała, a i tak miała nadzieję, że jakiś ratunek przyjdzie. Delikatnie mówiąc, pupa bolała ją od siedzenia w bezruchu. Joe nie lubiła się nie ruszać. Żyła w ciągłym pośpiechu, wielokrotnie pokonywała korytarze w biegu i non stop się kręciła. Gdyby nie przerwy lekcyjne, umarłaby tysiąc razy z niezaawansowanego adhd. - Bardzo muszę siusiu. - ponowiła informację, odkładając ołówek na pergamin. Puchonka poczuła nagły przypływ zmęczenia. Rozmowa z nauczycielem bardzo ją wyczerpała i chociaż połowicznie oswoiła się z jego towarzystwem oraz nie wybiegła z klasy z krzykiem, odczuwała silny niepokój ilekroć zerknęła na jego sylwetkę. W blasku świec wyglądał o wiele starzej niż w blasku światła dziennego. Joe zadała sobie nagle pytanie - ile Milton może mieć lat? Nie potrafiła nawet w przybliżeniu określić jego wieku, a nie ma w sobie odwagi, aby go o to zapytać. Powinna ułożyć wiele pytań do "Lustra". Miała jednak pustkę w głowie, nie wiedziała co chce od niego się dowiedzieć i co on będzie chciał jej przekazać. Najważniejsze jednak, że emocje opadły. Nie oznacza to, że Joe kłamie. Naprawdę zachciało się jej siusiu i Milton musi coś z tym zrobić. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:57 | |
| Gdzieś w połowie piątej strony stwierdził, że tracenie cennego czasu na czytanie książek mija się z założonymi przez niego celami. Zamknął oprawę dopiero po uprzednim zerknięciu w kierunku wyraźnie znudzonej uczennicy, która wytrwale pracowała nad monotonnym zadaniem. Robiąc przy tym najmniej hałasu, odsunął lekturę na bok i podparł głowę zaciśniętą pięścią na wysokości skroni, przymykając na kilka minut powieki. Teoretycznie nie był zmęczony, spędzając dzień w połowie na przeprowadzaniu zajęć dla uczniów, w połowie na drzemkach. Zdaniem Poppy, powinien unormować swój dzień i przynajmniej siedem godzin poświęcać na ciągły, zdrowotny sen. Przyznawał jej rację, właśnie teraz, kiedy nadchodząca noc nie dawała mu zbyt wielu perspektyw na ich miłe wykorzystanie. Samotność coraz mocniej mu doskwierała, a poczucie osaczenia nie ułatwiało odganianie posępnych myśli. Poderwał głowę wybity z pierwszej fazy snu, łokciem trącając czytaną niedawno książkę i zanim pojął sens wypowiadanych słów, rzucił Jolene spojrzenie pełne wyrzutu. Przetarł czym prędzej oczy, pozbywając się resztek zmęczenia, aby odpędzić przemożoną chęć snu. Odwrócił głowę, aby zerknąć na zegar i dostrzegł leniwie przesuwającą się wskazówkę, z ironią podsumowując ten szlaban jako karę dla obojga. Tłumiąc soczyste ziewnięcie, przełknął ślinę i wrócił spojrzeniem na Jolene. W jego oczach bez problemu można wyczytać wątpliwości, a przeciągające się milczenie przechylało szalę wygranej na przeciwną stronę. - Dobrze – przeciągając sylaby zmuszał ją do wysłuchania wszystkiego, co miał do powiedzenia. – Do końca weekendu skończ tą pracę i przekażesz mi ją przed wywiadem. – Stwierdził całkiem trzeźwym głosem, zapominając o braku porozumienia odnoszącym się do formy przekazania prawdy. Raz jeszcze przeciągnął palcami po twarzy, zawstydzony własną obłudą: narzucił jej monotonne zadanie, a sam usnął. „Doprawdy, Milton, jesteś wzorem do naśladowania” – skwitował z przekąsem, podnosząc się z krzesła. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami Wto 05 Maj 2015, 18:58 | |
| Powstrzymała chichot siłą woli. Usypiający pan Milton. Dostał więc za swoje za to, że skazał ją na tak żmudną pracę domową. Teoria zawsze nudziła Jo, zaś praktyka wychodziła jej o wiele lepiej. Tak samo było z transmutacją. Pisanie referatów stanowiło dlań modręgę, pot i łzy, znowuż zaklęcia nie były żadnym problemem. Nie opuści już ONMS, mając w alternatywie tak ponure, senne i męczące wieczory. Zacisnęła pięści pod ławką, zirytowana na nauczyciela. Do końca weekendu? W weekend chciała odpocząć, pół dnia leżeć w wannie i iść do Miodowego Królestwa (legalnie), a nie siedzieć nad pracą domową. Poprosi ostatecznie o pomoc Wandę czy Bena, a jeśli to nic nie da, wykorzysta do tego Dwayne'a. Pewna była, że jeśli weźmie się za to w dormitorium to zaśnie szybciej niźli przeczyta pierwsze zdanie rozdziału. Wsunęła pergamin między kartki, zamknęła książkę, podnosząc się z ławki. - Muszę jak najszybciej otrzymać materiał do wywiadu. Następny magazyn powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. - odezwała się cicho, nie patrząc na nauczyciela. Poprawiała coś namiętnie w książce i czekała na pozwolenie na wyjście z klasy. Bezwiednie zaczęła stukać w oprawę księgi, nie potrafiąc zdecydować się na prostszą i skuteczniejszą metodę przeprowadzenia wywiadu - w cztery oczy. Skoro odkrył tajne powiązania jej osoby ze szkolnym magazynem, nie stało nic na przeszkodzie, aby poddać Miltona przenikliwym pytaniom, których nie potrafiła jeszcze ułożyć w głowie. Pustka, głośna pustka i silne uczucie zagubienia. Dziewczyna spuściła głowę, wpatrując się w okładkę. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami | |
| |
| | | | Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |