Drewniany, kryty most prowadzący na błonia. Z tego miejsca są całkiem ładne widoki na chatkę Hagrida, boisko, jezioro; widać nawet cieplarnię oraz linię Zakazanego Lasu. Po lekcjach panuje tutaj większy ruch, gdy uczniowie udają się na błonia, aby wypocząć. Biegnie nad przepaścią, toteż osoby z lękiem wysokości trzymają się z dala od jego krawędzi.
Henry Lancaster
Temat: Re: Most Pią 28 Lut 2014, 17:12
Kot to największa zmora czarodzieja. Okej, Henry'ego. Zamiast spać grzecznie w kufrze, obok łóżka Potworek zajął całą poduszkę. Następnie spał na szyi Puchona, a w środku nocy gdy się obudził zauważył kocisko na swoim brzuchu. Nad ranem znowuż omal nie spadł z łóżka, gdyż pupil zajął całą szerokość i długość pościeli. Chłopak nie miał bladego pojęcia jak tak małe stworzenie może zajmować tak wiele miejsca. Jedynym plusem posiadania tego Potworka był spokojny przebieg nocy, bez koszmarów. Henry czuł się spokojniej, gdy czuł obok ucha, na brzuchu, na szyi, karku i obok policzka mały żyjący kłębuszek. Nie zmienia to faktu, że było to męczące! Nie mógł w spokoju zjeść śniadania, bo kot wściubiał nos we wszystko, wpadł nawet w pudding bananowy, a potem piskliwie miauczał oskarżając wszystkich wokół o niebezpieczne jedzenie. W czasie porannych zajęć Henry został dwa razy upomniany o miauczącą torbę, a na eliksirach omal nie dostał po punktach. Oczywiście kot nie rozumiał, że od rana powinien siedzieć grzecznie w dormitorium ewentualnie w Pokoju Wspólnym. Trzeba przyznać, że chłopak miał sporo roboty, aby opanować to stworzenie. Wrażeń również nie brakło. Powolnym krokiem Puchon kierował się na zajęcia opieki nad magicznymi stworzeniami na błonia. Do lekcji miał jakieś trzydzieści minut, więc się nie spieszył. Kot siedział mu teraz na barkach i wcinał kołnierzyk, na co Henry jedynie westchnął. Plotki jako tako ucichły, przynajmniej trochę. Przyłapywał parę osób podejrzliwie się w niego wpatrujących, Prorok Codzienny pisał o nim i o Sol jedynie parę zdań i wydawać się mogło, że ludzie odpuszczą. Teraz Huncwoci byli na celowniku i Henry szczerze był im za to wdzięczny mimo, że ich osobiście nie znał. Posiłki w Wielkiej Sali były najgorsze i chłopak starał się unikać tłumów jak umiał. To nieprzyjemne uczucie znoszenie dociekliwych spojrzeń wiercących dziurę w plecach. Zatrzymał się na moście i oparł o filar, wyglądając na jezioro. Kilka osób przechadzało się przez most, ściszało automatycznie głos, gdy obok niego przechodzili i potem znikali. Przestał już to zauważać. Całą uwagę zajmowały mu SUMy i kot, na zmianę z listami od rodziców. Wczoraj wieczorem powtórzył cały materiał z transmutacji, a siedział nad tym do pierwszej w nocy. Nagryzmolił na pergaminie list do matki pisząc wyraźnie, że żyje, niczego nie potrzebuje i ma się świetnie. Nie odpuszczała mu nawet, gdy odwiedził Devon w roku szkolnym. Zdecydowanie powinna przestać czytać Proroka Codziennego, to tylko przysparzało nerwów. Henry nie powinien jednak narzekać - Laurel musiała mieć o wiele, wiele gorzej będąc uwięzioną w domu pod czujnym okiem ojca. Nie współczuł jej, bo wiedział, że tak jest bezpiecznie. Nie mówił jej, że to ona mogła cierpieć, nie odważył się na wyciągnięcie na wierzch tego skutecznego argumentu. Spławiał temat, nie wspominał o nim sam z siebie i bagatelizował to. Już jutro będzie przesłuchiwany przez jednego z aurorów. Prefekt naczelny wskazał mu nawet który; jakaś aurorka, która z wyglądu wyglądała całkiem miło. Nie to co inni, którzy przeszywali go wzrokiem nalegając na jak najszybsze przesłuchanie. Lancaster wziął głęboki wdech i wrócił na ziemię, gdy kot postawił przednie łapki na filar, również ciekaw krajobrazu. Chłopak pogłaskał go za uchem i trzymał. Nie chciał odwiedzać szkolnego jeziora, jeśli Potworek postanowi się wykąpać. Przeżył jego wymiociny i spanie, więcej atrakcji zostawi dla Soleil, gdy za parę dni otrzyma swój wspaniały żywy, energiczny prezent. Musi jeszcze sprawić cienką obrożę dla kota na wypadek, gdyby ten się zgubił. Dostał ulotkę z magicznej menażerii; ceny takich akcesoriów przyprawiały o ból głowy, więc postanowił sam poeksperymentować z Mattem i stworzyć taki GPS, jak to mówią mugole. Finnigan próbował dosyć długo wytłumaczyć Henry'emu co to znaczy GPS, jednak poddał się przy opisywaniu elektroniki i powiedział wprost: prowadzi do celu, namierza, wysyła sygnały. Wtedy Potworka będzie można znaleźć, gdyby ten uciekł. Złapał kota w locie, gdy ten postanowił złapać pazurami przelatującego przed nimi motyla.
Laurel Lancaster
Temat: Re: Most Pią 28 Lut 2014, 17:45
Siedziała w Devon trzy, bite tygodnie. I chociaż pierwszy tydzień minął dosyć spokojnie, gdyż głównie albo odwiedzała brata w szpitalu, albo pomagała matce, o tyle każdy kolejny dzień następnych dwóch tygodni był pełen kłótni oraz trzaskania drzwiami z jej strony. O ile, umiała zrozumieć reakcję rodziców na początku o zabraniu ją, tak nie rozumiała jej zupełnie, gdy Henry wrócił z Munga do Hogwartu, a jej kazano zostać w domu. Spędzała więc wiele dni w pokoju, rozmawiając tylko z Pascalem, odmawiając posiłków oraz schodzenia do gości, którzy tłumnie przybywali tylko po to, by złożyć kondolencje w sprawie tego co stało się jej bratu (zupełnie tak jakby tam umarł, a nie był torturowany). I dopiero po twardej interwencji dziadka, rodzice, a konkretniej ojciec, ustąpili, rozumiejąc, że jeszcze jeden dzień i ich kochana córka, najzwyczajniej w świecie ucieknie z domu. Z zadowoleniem wymalowanym na ustach przekroczyła bramy Hogwartu, jednakże jej zadowolenie nie trwało zbyt długo. Otoczona przez aurorów spędziła urocze przedpołudnie, którego głównym motywem było dogłębne sprawdzenie, czy ona to ona i jakie niebezpieczne przedmioty przewozi do zamku. Szczęście, że czarodzieje, zbytnio nie rozumieją idei łuku, bo była w stanie się założyć, że by jej go skonfiskowali. Jeszcze na dodatek doszedł woźny Filch, który kategorycznie chciał jej skonfiskować Pascala. Niedoczekanie! Kameleon schował się w staniku swojej pani, a żaden z otaczających ją mężczyzn nie chciał być oskarżony o molestowanie, musieli więc odpuścić i oświadczyć kochanemu charłakowi, że zwierzak jest niegroźny dla otoczenia. Z satysfakcją, wyszła z tymczasowej kwatery aurorów w zamku i skierowała swoje kroczki do dormitorium, gdzie zostawiła swoje rzeczy, odświeżyła się i przebrała w trampki, długie beżowe spodnie, koszulkę z napisem „Nakarm głodną pandę”. Upewniając się jeszcze wcześniej, czy łuk jest bezpiecznie umocowany pod łóżkiem, wyszła z dormitorium. Wyruszała na małe polowanie. Bo miała zamiar znaleźć tego nicponia, co namówił rodziców, by zamknęli ją w Devon. Idąc przez Hogwart widziała, jak niektórzy dziwnie na nią spoglądają. Nie była zbytnio zaskoczona takim obrotem sprawy, w końcu jest siostrą debila, który dał się torturować, w Zakazanym Lesie. Na dodatek prefekta, który regulamin powinien uznawać za świętość, więc wkraczanie do tego przybytku mroku, raczej nie powinno mu się zdarzyć. Prędzej jego siostrze, owszem, ale nie jemu. Jedyne więc co Laurel pozostało, to z wysoko uniesioną głową znosić tę sytuację i niektóre bardziej jej przychylne osoby, pytać, czy nie widziały, gdzieś Henry’ego. W końcu, jeden znajomy Gryfon, powiedział jej, że widział go na mostku nad jeziorem. Nawet nie podziękowała za informację, tylko wybiegła z zamku, o mało co nie strącając Pascala z ramienia. A gdy już dobiegła do mostku, zatrzymała się i starała się uspokoić oddech. Owszem, tęskniła za bratem. Mimo wszystko zamknięcie w domu, na trzy tygodnie, pod czujnym okiem ojca, nie należało do największych przyjemności, nawet jeżeli było to dla jej dobra i nawet dziadek jej o tym przypominał. Jednakże, gdzieś tam w środku miała mu to za złe, tym bardziej, że to ona była lepsza od niego w zaklęciach i to ona miała dusze wojownika. A tu normalnie potwarz od jej własnego brata! Nie była słaba i nie miała zamiaru, by dalej ją tak traktowano. Podeszła cicho, stając za plecami brata, z lekkim rozkroku i z rękoma założonymi na piersi. Pascal na widok kota, schował się za jej włosami, które swobodnie tańczyły na leciutkim wietrze. -Uważaj, bo któreś z was skończy w wodzie. – w jej głosie, można było wyczuć niewielką nutę groźby, tak samo jak wściekłość na starszego brata. I on już doskonale wiedział skąd ta wściekłość! Z uwagą przyglądała się kotu, którego trzymał w rękach. Nie przypominała sobie, by Henry miał kota. Czyżby prezent od kogoś? A może sobie kupił? Czemu ona nic o tym nie wie? Czemu nikt jej nic nie mówi? Ojciec tajemniczy, w sprawie powodu jej uziemienia w Devon, Henry, też nie miał zamiaru z nią rozmawiać na ten temat. O tym co stało się w Lesie nie wspominając. Ale ona się dowie o co w tym wszystkim chodzi. Choćby miała po trupach do celu dojść, dojdzie. Bo przemawiała przez nią nie tylko kobieca ciekawość, ale także zwyczajna chęć pomocy bratu. A jak ona miała mu pomóc, jeżeli nie wiedziała w czym?
Henry Lancaster
Temat: Re: Most Pią 28 Lut 2014, 18:09
Może jego zachowanie było nieco egoistyczne, lecz miało swoje źródło głównie ze szczerego przerażenia. To mogła być ona. Nie dowie się o tym, nie może popaść w panikę. Owszem, była bardziej żywiołowa, wyluzowana i mniej powściągliwa, znała wiele świetnych zaklęć, jednak to nie dawało jej pozwolenia na poznanie prawdy. Henry nawet nie chciał o tym myśleć. Jest za młoda, aby myśleć o takich sprawach. Wiedział, że jest zła, czuł to przez cały tydzień pobytu w Devon, ale co on mógł na to poradzić? Nie mógł teraz myśleć o jej uczuciach, skoro chodziło o coś poważniejszego. Wrócił do szkoły, bo wiedział gdzie atakować. Sumy były ważne, poza tym Henry miał po swojej stronie dziadka, który był nadzwyczaj wyrozumiały dla swego wnuka. Wiedział, że najlepszym dla niego wyjściem będzie jak najszybszy powrót do normalności i nie rozdrapywanie jeszcze nie zagojonej rany. Gdy myślał o Laurel, coś go w środku bolało, jednak tłumaczył sobie, że tak trzeba robić. Czuł się odpowiedzialny. Henry wbił spojrzenie w spokojną taflę jeziora. Pogoda była taka piękna, słońce łagodnie świeciło, jakby nic się złego nigdy nie wydarzyło. Z zazdrością spoglądał na nieduże tłumy, skupiska uczniów, którzy beztrosko śmiali się na błoniach z jakiegoś żartu. Też chciał taki być, jak dawniej. Coś w nim protestowało, gdy chciał dołączyć do znajomych twarzy, usiąść, uśmiechnąć się i pogadać. Nie mógł, póki nie pozbędzie się cieni z tych rejonów mózgu, gdzie skrywał tamte tortury. Kot ponownie wyrwał go z namysłu. Tym razem nie skakał ku motylkowi, tylko wspinał się po ramionach zainteresowany czymś, co było za plecami chłopaka. Henry zmarszczył brwi i w ostatniej chwili złapał Potworka za ogon, gdy ten omal nie runął na deski mostu. Podobno koty zawsze spadają na cztery łapy, lecz gołębie serce Puchona nie pozwalało na sprawdzenie tej teorii w praktyce. Bardziej poczuł niż zauważył obecność kogoś za plecami. Odwrócił się leniwie, trzymając dłonie na grzbiecie kota i jednocześnie znieruchomiał na widok Laurel. Zaschło mu w ustach. Nie tylko z zaskoczenia i szoku, co ona właściwie tu robi, ale również na widok tego wojowniczego spojrzenia i gniewnej pozycji ciała. - Laurel? Dlaczego nie jesteś w Devon? - jego głos był chłodny. Musiał ukryć ten zimny dreszcz, który przeszedł przez kręgosłup, gdy zdał sobie sprawę, że teraz łatwo się jej nie pozbędzie. W domu owszem, wychodził po prostu do swojego pokoju, ale to jest szkoła. Przez chwilę wydawało mu się, że ma zwidy i rzeczywiście oszalał. Laurel tutaj? Czyżby miał omamy i jednak postradał zmysły? Posłał nieprzychylne spojrzenie trójce Ślizgonów, którzy na widok spotkania rodzinnego wybuchnęli szyderczym śmiechem, przyklaskując młodej Lancaster. Zniknęli gdzieś na dziedzińcu, jeszcze się oglądając za siebie, jakby spodziewając się, że ujrzą zwłoki Henry'ego lewitujące w powietrzu. - Nie wiem jak przekupiłaś ojca, ale to było bezmyślne. Pogadam z nim, nie możesz być teraz w szkole. - nie był miły, wiedział, że zachowuje się oschle. Nie mógł tego zmienić, mając w głowie trybik, który przypominał mu dzień i noc, że to mogła być Laurel. A co jeśli oprawca nie zrezygnuje jednak? Jeśli mimo wszystko będzie chciał dorwać i ją, aby dopełnić dzieła i wysłać ostrzejsze ostrzeżenie? Fakt bycia aurorów w szkole nie uspokajał Henry'ego. Kot wcale się nie przejmował zgęstniałą atmosferą wokół nich. Pazurami próbował sięgnąć ku kameleonowi, chcąc go zapewne zjeść - Potworek jadł wszystko, co nie było dla kotów. Lancaster nawet go nie powstrzymywał, pilnował jedynie, aby rzeczywiście nie wylądował ani w wodzie ani na podłodze. Wpatrywał się w Laurel zirytowany i zagniewany, że udało się jej wykiwać ojca i dziadka. Nie wiedział co musiała im nagadać, ale Henry nie zamierzał się na to godzić. Miała zbyt wielki temperament, aby dostosować się do ścisłego rygoru i nowych środków bezpieczeństwa. Wyprostował się i posłał je spojrzenie prefekta mówiące "Nie dyskutuj".
Laurel Lancaster
Temat: Re: Most Pią 28 Lut 2014, 18:40
Egoistyczne zachowanie? Dla Laurel była to hipokryzja w najczystszej postaci. Bo jak można, zamknąć siostrę w domu, strasząc rodziców, Merlin jeden wie czym, a samemu wrócić do Hogwartu, by udawać, że nic się nie stało i nic nikomu nie grozi? Czasami zastanawiała się, czy to nie była jakaś tania zagrywka, mająca na celu uspokojenie całej społeczności czarodziejów, jednakże teraz pozbyła się resztek złudzeń. Bo gdyby tak było, to ktoś dbałby o jego bezpieczeństwo, prawda? Miałby wokół siebie mnóstwo aurorów, nikt nie zostawiałby go samego z jego myślami, które, jak Laurel podejrzewała, nie należały do gatunku tych różowych i puchatych, pełnych jednorożców. Nie było tak. Nawet jego najlepszego kumpla, nie było non stop przy nim! Wniosek? Henry udawał, że nic się nie stało. Czemu więc ona nie mogła być częścią tej udawanki i dalej spotykać się ze znajomymi i podrywać chłopaków? Na Merlina! Na trzy tygodnie jej życie zostało zawieszona w próżni! Dla czternastolatki to tak jakby wysłać na Sybir, bez możliwości kontaktu. Katastrofa! Co do paniki…to właśnie Henry największą rozsiewał. Nic by się nie stało, gdyby nie poszedł do tego durnego lasu! Na dodatek, czy on naprawdę myśli, że dziewczyna, tak jak Laurel, która pół życia spędziła pod namiotami, a od dwóch lat wyborowo strzela z łuku, nie dałaby sobie rady? Nie była nim. Nigdy nie była. I zapewne, gdyby wiedziała, o co tak naprawdę chodzi, wyśmiałaby go. A potem udowodniła, przy najbliższej możliwej okazji, że się myli. Były to bezpodstawne obawy, które z łatwością obaliła w Devon przed rodzicami. Dlatego właśnie znalazła się tutaj. I mogła zabijać swojego najukochańszego braciszka wzrokiem. -Też się cieszę, że cię widzę braciszku. – robiła słodką minkę niewiniątka, a ton głosu idealnie zmieniła na wręcz przesłodzony. To była cisza przed burzą. Udawała, że nie zauważyła oschłego i zimnego tonu głosu swojego braciszka. Gdy usłyszała śmiech Ślizgonów, obróciła się i pomachała im z uśmiechem. Pełna optymizmu i dobroci dziewczyna, co nie? Następny jej ruch, był niespodziewany i niekoniecznie przyjemny. -Nie musiałam przekupywać ojca. Wystarczył szantaż, że albo ty wrócisz do domu, albo ja wracam do Hogwartu. – no, nie do końca tak było. Odwoływała się na głos rozsądku, sprawiedliwości, równości, wolności. Wykorzystywała wszelkie możliwe aspekty oraz argumenty. Aż w końcu, zamknęła się w domku na drzewie na trzy dni. Rodzice prawie oszaleli, gdyż myśleli, że uciekła z domu. Dopiero dziadek zauważył zatknięte prześcieradło, o a la maszt, na którym widniał namalowany prze nią smok. I tak o to, znaleźli ją, celującą z łuku w zdjęcie brata. Obracając się z powrotem w stronę Henry’ego, skorzystała z impetu obrotu i wrzuciła go do jeziora, za pomocą gustownego kopnięcia w biodro. To było bardzo taktowna odpowiedź, na jego spojrzenie pana prefekta. A to dopiero był początek. Stanęła przy krawędzi mostku, obserwując Henry’ego. A niech by spróbował nie wypłynąć na powierzchnię! Zostawiłaby tak, na pastwę druzgotek i wielkiej kałamarnicy!
Henry Lancaster
Temat: Re: Most Pią 28 Lut 2014, 19:01
To była jego własna układanka i świat, w którym wszystko było jak dawniej. I Laurel nie mogła w tym uczestniczyć, będąc w niebezpieczeństwie. Sam odcinał się od Matta, unikał nawet podświadomie Soleil, więc nie Laurel nie mogła zarzucać jego przyjaciołom nieobecność. To wybór. W spokoju chciał leczyć swoje rany, nie musząc zamartwiać się o swoją siostrę. Nie było innego wyjścia z sytuacji oprócz wysłania jej do Devon. Ojciec źle postąpił ulegając szantażowi. Henry'ego głowa w tym, aby porozmawiać z dziadkiem i wyjaśnić, że on sam nie może teraz odpowiadać za siostrę i panować nad jej wybrykami. Nie jest w stanie, aby i tym się przejmować, inaczej zwariuje. Nie interesowało go, że strzelała z łuku, że była zdolna i jej oceny były zadowalające. Była siostrą i nie mogła nadstawiać karku, bo tak chce. Jej kaprysy nie były tu brane pod uwagę. Mogła uciekać z domu, a wtedy aurorzy przyciągną ją do Devon wyciągając konsekwencje od rodziców. Musiałaby się w końcu uspokoić. Jej mordercze spojrzenie kwitował chłodnym wzruszeniem ramion. - Ty wracasz do domu, ja zostaję, bo mam egzaminy. - mruknął ostrzej strasząc tym Potworka. Serce miał w gardle, gdy zdał sobie sprawę, że jeśli oprawca jest w szkole, ma swobodny dostęp do Laurel. Nie, na pewno nie pozwoli, aby ta tu została. Nie mieściło mu się to w głowie. Nie nabrał się na jej słodkie minki i głosik, znał ją na wylot. Użerał się z nią czternaście lat, potrafił się z nią obchodzić. Niestety jego czujność została uśpiona, jeśli chodziło o jej temperament. Miał inne sprawy na głowie i nie przewidział, że ta dziewczyna nie bez powodu nazywa się Lancaster. Nim się obejrzał, zachwiał się i poleciał do wody. Potworek z głośnym piskiem zeskoczył z niego na most, podczas gdy Henry z pluskiem zniknął pod taflą jeziora, które przed chwilą sobie spokojnie obserwował. Lodowata woda ocuciła go błyskawicznie. Dziękował ciotce Emily nauki pływania, a wujowi wpojenie zasad Jak Traktować Młodszą Siostrę. Puchon wynurzył się z wody, wypluwając ją z ust i nabierając głośno powietrza. Odgarnął ręką oklapnięte włosy z twarzy i dygocąc z zimna spojrzał do góry. Miała szczęście, że nie widziała wojowniczego spojrzenia Henry'ego. Nie wybaczy jej tego. Pierwszą myślą było jej ukaranie - jakiś szlabanik czy coś, utrudnianie życia i nękanie, lecz druga myśl była atrakcyjniejsza. Wyjął różdżkę z rękawa, lecz nie nad wodę, aby nie zobaczyła co on knuje. - Accio Laurel. - powiedział głośno i wyraźnie. Poczuł siłę różdżki, która wystrzeliła ku dziewczynie stojącej na moście. Dwukrotnie powtórzył zaklęcie i ze złośliwym uśmiechem dopilnował, aby spadła głośno do wody. - Ty chyba nie pamiętasz kto tu jest starszy. - jego oczy to były dwie wąskie, gniewne szparki. Wiedział, że druzgotki lada chwila zainteresują się ich kończynami lub nie daj Merlinie, Irytek ich zauważy. Różdżkę włożył między zęby i zaczął płynąć w stronę brzegu. Nie obejrzał się na siostrę. Umiała pływać i życzył jej tuzin druzgotków. Nie wybaczy jej tego, oj nie. To oznaczało wojnę. Przed ekspresowym powrotem do Devon posmakuje jeszcze czystego gniewu wściekłego Puchona. Jak on jej nie znosił!
Laurel Lancaster
Temat: Re: Most Pią 28 Lut 2014, 21:05
Tyle tylko, że tutaj nie chodziło tylko o życie Henry’ego. Tu chodziło również o jej życie! Bo, czy mu się to podobało, czy nie, była jedną z tych osób, które połączyły swoje życie z jego, nawet niekoniecznie sami tego chcąc. W sytuacji kiedy pojawiała się tak silna więź, nie można powiedzieć „to mój wybór, uszanujcie go” i odejść, bez wytłumaczenia, a tym bardziej, starać się kierować czyimś życiem dla, niby, jego bezpieczeństwa. Jeżeli już bawimy się w izolowanie, to chociaż z odrobiną wytrwałości i nie mieszajmy się w życie osób, od których staramy się uciec. Laurel, miała więc powody do tego by się wściekać i nie rozumieć wcale zachowania swojego brata. Z jednej strony, nie rozmawiał prawie z nikim, jego listy były lakoniczne i do bólu przewidywalne, z drugiej, starał się kontrolować, gdzie przebywała! Jeszcze tego by brakowało, by nałożył na nią zaklęcie lokalizujące, by wiedzieć, kiedy chodzi do łazienki! Nikt również, a w szczególności ona, nie kazał mu pilnować jej bez końca i martwić się o nią. Była w stanie, przynajmniej w swoim mniemaniu, poradzić na tyle, na ile przygotowała ją do życia szkoła i uważała, że niańczenie jej przez Henry’ego jest po prostu śmieszne. Nie miała już pięciu lat, a już prawie o dziesięć więcej! Była niewiele młodsza, od niego przecież! Na dodatek, jeżeli naprawdę myślał, że niewciąganie jej w to wszystko, spowoduje, że będzie bezpieczniejsza – mylił się. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zagadki i tajemnice, to coś co uwielbia. Kocha zamieniać się w detektywa, jak z tych mugolskich filmów i szukać rozwiązania dziwnych wydarzeń. Jego milczenie na ten temat, było dla niej niczym zaproszenie do zabawy! Nic tylko lupę wyciągać, szykować melonik i wciskać nos tam gdzie go nie chcą. A że to niebezpieczne? A kogo to w wieku czternastu lat obchodzi? -Ja też mam egzaminy, głabie – ledwo to powiedziała, a poczuła jak niewidzialna siła, szarpie nią i…plusk! Wylądowała, mało zgrabnie w wodzie. Przez chwilę nie za bardzo orientowała się, gdzie jest góra, a gdzie dół. Przestała więc energicznie machać rękoma i pozwoliła wodzie wypchnąć się na powierzchnię. Wciągnęła głośno powietrze. Zobaczyła oddalające się od niej plecy brata. Płynął do brzegu. Laurel przetarła oczy parę razy wierzchem dłoni, gdyż kropelki wody wciskały jej się pod powieki, skutecznie uniemożliwiając widzenie. Przy okazji odgarnęła włosy. Na środku jeziora zabawiła dosyć długo, zanim zaczęła płynąć w kierunku brzegu. W końcu dopłynęła, bez wszelkich przeszkód. Położyła się na plecach, zaczęła ciężko oddychać. Jasna koszulka przylegała ściśle do jej ciała, na boku prześwitywał tatuaż smoka. -To, że ktoś jest starszy, nie daje mu prawa, do rzucania zaklęć, gdy przeciwnik jest nieuzbrojony – jej głos był lodowaty jak woda w jeziorze. W międzyczasie, kiedy oni znajdowali się w wodzie, kot i kameleon ganiali się po deskach mostku, aż w końcu Pascal wskoczył na jeden z filarków i strzelił językiem w stronę oczu futerkowego potwora, dzięki czemu z wyścigu wyszedł zwycięsko i mógł wrócić do swojej pani. -Powiesz chociaż, skąd ten kot? Nie przypominam sobie, byś miał go w Devon. Czy to też jest tajemnica wagi państwowej i nie możesz mi powiedzieć?
Henry Lancaster
Temat: Re: Most Sob 01 Mar 2014, 08:02
Musiał w jakiś sposób ją kontrolować. To prośba ojca i dziadka, aby miał oko na młodszą siostrę. Obaj wiedzieli, że potrafi wpakować się w kłopoty, a w takich okolicznościach zabezpieczenia Hogwartu nie wystarczą. Henry jednak nie potrafił panować nad wszystkim naraz. Nie pogodził się jeszcze ze swoimi cieniami, by poświęcić uwagę niesfornej młodszej Lancaster. Miał egzaminy! Odineva wyraźnie dała mu do zrozumienia, że się o niego martwi. Przyłożył się do powtórzenia materiału, lecz nie skupi się na tym mając za ramieniem Laurel. Gdyby nie było czyhającego niebezpieczeństwa, gdyby miał stuprocentową pewność, że jest bezpieczna i nie ma możliwości wpakowania się w tarapaty - nie byłoby problemu. Niech dalej egzystuje i dokucza wszystkim wokół w Hogwarcie. Tymczasem nie miała bladego pojęcia o skali powagi sytuacji i kto jak to, ale Henry nie zamierzał jej w to wtajemniczać, choćby nie wiadomo jak naciskała. Niechaj bawi się w detektywa, nic jej to nie pomoże. Skoro aurorzy mieli poważne problemy z wyciągnięciem z niego informacji, to miałoby się to udać czternastolatce? Nikt nie wiedział co się wtedy stało. Tylko on, Soleil, trochę Odineva. Ufał Sol i wiedział, że nie puści pary z ust na jego temat póki sam nie będzie gotowy pogrzebać swych cieni. Nijak skomentował jej "egzaminy". Ten argument w jej przypadku miał słabą siłę przebicia w dodatku u Henry'ego. Ojcu może wciskać ten kit, ale nie jemu. Dopłynął do brzegu na szczęście bez bliższego zapoznania się z druzgotkami. Położył się obok Laurel i oddychał głęboko, jednocześnie trzęsąc się z zimna. Nie mówił nic, jednak z łatwością można było wyczuć jak kipi z gniewu. Usiadł i zdjął z siebie przemoczony sweter mundurka. Wyżął go i założył znowu - przebierze się za chwilę, zaraz po tym jak nawrzeszczy na siostrę. Wstał i otarł dłońmi twarz z wody, a potem wbił wściekłe spojrzenie w Puchonkę. - Nie twoja sprawa. Czyś ty rozum postradała?! - uniósł głos. Gniew Henry'ego był rzadko widywany. Nigdy nie miał powodu, aby krzyczeć, lecz obecna sytuacja... - Gdyby zobaczyli nas aurorzy wywalili by nas ze szkoły! Czy pomyślałaś o druzgotkach? Oczywiście, że nie! Ty o takich rzeczach nie myślisz! Zdałaś sobie sprawę, że twoje zachowanie kwalifikuje się jako łamanie regulaminu? Czy ty choć zdajesz sobie sprawę, że nie możesz sobie z tym igrać? - piorunował ją wzrokiem patrząc na nią z góry. Był wysoki, zapewniał sobie większą moc gniewu. - Jesteś niepoważna, nieodpowiedzialna i lekkomyślna! - przy każdym epitecie wskazywał ją palcem zezłoszczony jak nigdy. - I ty się dziwisz, że nikt ci nie mówi! - zaśmiał się gorzko. - Masz już odpowiedź, ty nie potrafisz się zachować. Jesteś dzieckiem i zapomnij, jeśli myślisz, że wyciągniesz z kogokolwiek jakiekolwiek informacje. Bo nikt oprócz mnie nic nie wie i jesteś ostatnią osobą jakiej miałbym cokolwiek mówić. - ostatnie słowa wycedził, wwiercając wściekłe spojrzenie w małą postać Laurel. Martwił się o nią, ale obecnie poziom jego gniewu zakrywał to uczucie. Nie szanowała regulaminu, nie patrzyła czy drugi człowiek chce o tym mówić i wciskała nos w nieswoje sprawy. Owszem, ta sprawa w jakiś sposób ją dotykała i Henry nie planował jeszcze bardzie ją w to wciągać niż obecnie jest. Trudno ją opanować, więc co tu mówić o zrzucaniu na jej chude barki więcej problemów. Chłopak nie wyobrażał sobie, że z nią miał dzielić swoje cienie. Cierpiał ze świadomości, że Sol musi to znosić jako jedyna osoba, która posiada największe informacje zaraz po nim. W życiu Laurel nie wyciągnie z niego obrazów z tamtej nocy. Jej miejsce jest w Devon, gdzie jest bezpieczna. Henry pokręcił głową z niedowierzaniem i westchnął, gdy zawiał wiatr i przeszedł go zimny dreszcz. Poczeka aż słońce wysuszy ubrania i żywił nadzieję, że nikt się nim nie zainteresuje, gdy jest w takim stanie. Jeszcze ktoś wysunąłby konkluzję jakoby Henry chciał się zabić skacząc z mostu. Na początku nie przeczył tym myślom, lecz w dniu dzisiejszym jest zdrowszy i rozsądniejszy. On i jego cienie, a Laurel nic do tego. Tylko działa mu na nerwy i przeszkadza w zbieraniu kawałków serca.
Gość
Temat: Re: Most Wto 04 Mar 2014, 11:01
- W kompetencji aurorów nie leży decyzja o wydaleniu ze szkoły. Co najwyżej może zgłosić swoje zastrzeżenia do dyrektora lub bezpośrednio do opiekuna domu. Głos, który dochodził zza pleców Henry'ego, należał niewątpliwie do Katherine, która od kilku minut przyglądała się zniesmaczona całemu zajściu. Puchon musiał być zbyt pochłonięty wytykaniem błędów swojej siostrze, aby zorientować się, że są obserwowani. Zresztą... Katherine nie prosiła się o to, aby ktokolwiek zdał sobie sprawę z jej obecności. Pani Wilson nie była przykładem wzorcowego aurora. Ta drobna, wątła kobieta, mogła przypominać źdźbło gotowe załamać się pod wpływem solidnego podmuchu wiatru, nic jednak bardziej mylnego. Trzymała jedną ręką swobodnie opartą o swoje biodro, a wzrok miała skupiony na panu Lancasterze. Nie specjalnie chciała słuchać ich wyjaśnień na temat tego, co tutaj miało miejsce, gdyż nie po to została poproszona. - Dyrektor Dumbledore oczekuje Pana, Panie Lancaster w swoim gabinecie. Byłabym zobowiązana, gdyby zostawił Pan te swoje... niedokończone sprawy na później i udał się tam za mną. Nie był to głos służbistki, a jego barwa była zdecydowanie cieplejsza. Nie trudno było odgadnąć, że także to nie była żadna prośba, toteż Katherine nie zamierzała się powtarzać. Wykazała jednak tyle wspaniałomyślności, aby Henry zdarzył się chociaż pożegnać z siostrą a następnie za Lancasterem udała się w stronę zamku.
z/t oboje. Twój ruch w gabinecie.
Dwayne Morison
Temat: Re: Most Pią 23 Maj 2014, 17:16
Dzień następny stanowił dla Dwayne kolejną okazję do przeżycia kolejnej przygody z Hogwartem w roli głównej. Tym razem za cel swojej podróży obrał most, z którego widać było niemalże całą panoramę otaczającej zamek zieleni. I chociaż chłopak nie należał do ruchu hippisowskiego, to coraz częściej zaczął się skłaniać do noszenia specjalnych dzwonów, które idealnie komponowały się z kolorowymi piórami, jakie przypiął sobie do brązowej przepaski przytrzymującej jego włosy na wysokości skroni. Było bardzo ciepło, dlatego Dwayne ściągnął z siebie ciemny mundurek i został w białej koszuli z krawatem, co by od razu można było dostrzec z jakiego domu pochodzi. Podpierał się dłońmi o poręcz mostu, a po zamyślonej minie z figlarnie błyszczącymi oczyma można było stwierdzić, że pan Morison coś kombinuje. Pytanie brzmiało: kiedy dowiedziemy się, co chodzi mu po głowie i jak wielkie szkody będą ów przedsięwzięcia.
Gość
Temat: Re: Most Pią 23 Maj 2014, 17:44
Hop. Hop. Hop! Czy może być coś lepszego, od skakania po moście? Niczym zacny, rudawy króliczek! Hop. Hop. Hop. Swoją drogą, któż to tam z przodu majaczył? Czy to ptak? Czy samolot? Nie, to jej ulubiona czerwona twarz! Radośnie doskoczyła do Dwayne'a i wykrzyknęła mu prosto do ucha: -UWAŻAJ! BLADE TWARZE SIĘ ZBLIŻAJĄ Kilkoma susami obskoczyła go dookoła. Hop. Hop. Hop. Hop. Hop. Czyżby Dwayne się postarzał od ich ostatniego spotkania? Faktycznie, czas minął! Nie była pewna ile dokładnie, ale zawsze o to troszkę był starszy! Trzeba to jakoś zauważyć, jakimś gustownym komplementem. Hmmm, ale jakby mu to powiedzieć? -Wymężniałeś od swych ostatnich łowów, wodzu. Czyżbyś upolował jakąś łanię? Pytanie zwykłe z uprzejmości, a tyyyyle w sobie zawierało. W końcu musiała wiedzieć, czy dzielny puchoński myśliwy przypadkiem nie ma czegoś ciekawego do opowiedzenia. Bo jeśli miał dziewczynę, to miała obowiązek ją poznać, prawda? W końcu gdyby ONA jej nie znała, to ich życia byłyby puste jak...króliczek bez organów wewnętrznych, a to nie byłoby ładne. Grzywka spadła jej na oczy. Nu nu nu, Ty paskudna grzyweczko. Zakręciła głową aby włoski same się ułożyły...i przypadkiem zahaczyła o klatkę piersiową Puchona. Jak można się było domyślić, nasze dzielne, Krukońskie chucherko po takim spotkaniu czołowym wylądowało na zadku. BIEDNA PUPCIA! Jak to tak można! -Jak mogłeś mi to zrobić? Myślałam że jesteś inny!-powiedziała smutnym głosem. Wbrew pozorom nie chodziło jej o Puchona - nie obwiniała go o to że się o niego obiła. Mówiła do swojego tyłka, bo jak on śmiał ją boleć!
Dwayne Morison
Temat: Re: Most Pią 23 Maj 2014, 18:04
Wzdrygnął się na niespodziewany krzyk wprost do ucha i mimowolnie skrzywił się, zakrywając narząd słuchu dłonią. Dostrzegając rudawe kosmyki nie gniewał się zbyt długo, bo chwycił barierkę i przykucnął, przysuwając drugą rękę do czoła,rozglądając się uważnie dookoła. - Kryj się, bo jak cię dostrzegą, to ci włosy zetną! – Ostrzegł śmiertelnie poważnym głosem, nie robiąc sobie nic z podskoków dziewczyny, bo pochwycił ją za rękę i ściągnął na dół w swoją stronę, przykrywając swoje usta palcem wskazującym z cichym „ciii”. Po czym pokierował jej spojrzeniem, kierując palec w dziurze w moście i wskazał gdzieś na Błonia, gdzie biegali wesoło Gryfoni. Wypiął dumnie po chwili pierś, zapominając o zbliżających się Bladych Twarzach, po czym uderzył się pięścią po lewej stronie. I wcale się nie skrzywił, mimo iż zabolało go to uderzenie. – Łapałem wczoraj mustangi, Kurko Wielka. – Pokiwał z uznaniem głową, jakoś nie podłapując aluzji zawierającej się w tym jakże prostym pytaniu. Pochylił się w kierunku zapewne kucającej obok niego dziewczyny, nie zawodząc jej podejrzeń i już, już zamierzał podzielić się swoimi ostatnimi przygodami, kiedy nagle przyłożył jej palec na usta i rozejrzał się dookoła podejrzliwie. Odetchnąwszy z ulgą po pięciu sekundach bacznych obserwacji, spuścił palec i układając dłonie na swoich chudych kolanach rozpoczął odpowiedź: - Wczorajszego wieczora, kiedy wróciłem z wyprawy, grono młodych myśliwych dopadło mnie i zażądało opowieści o tym, jak schwytałem własnymi rękoma aż dwa mustangi! Nim się spostrzegłem, już zapadła głęboka noc i Dobre Duchy nawiedziły nas, ażebyśmy mogli wstać wypoczęci o świcie i rozpocząć pracę z należytym szacunkiem. – dzieląc się z Natalie swoimi przeżyciami, wyprostował oczywiście obie ręce i wskazał na szerokie dłonie, którymi rzekomo miał złapać parę ogierów. Oczywiście opowieści takie należało słuchać przez palce, ale osoba Kurki Wielkiej była nadzwyczaj podatna na historie wydobywające się spomiędzy ust Dwayne’a. Jak tylko skończył mówić, odwrócił głowę i zaczął wypatrywać Bladych Twarzy zagrażających jemu i Natalie, dlatego dopiero kiedy poczuł jakieś dziwne uderzenie w tors, zerknął nań całkiem zaskoczony. Zachwiał się nieznacznie, bo kucanie nie było najwygodniejszą pozycją, jednak dziewczyna poradziła sobie o wiele gorzej od niego. Parsknął śmiechem obserwując jej smutną minkę i po raz kolejny stwierdził w duchu, że jest całkiem słodkim dziewczęciem. – Ciszej, bo Blade Twarze nas wykryją! – Szepnął z błyszczącymi od wesołości i ogólnej radości oczyma, wyciągając rękę, ażeby pomóc jej w podniesieniu zadka.
Gość
Temat: Re: Most Pią 23 Maj 2014, 20:13
Hmm. Mustangi? Toż to były konie. Lubiła konie! Każda kobieta powinna wielbić konie! Zawsze chciała mieć konia i go głaskać i głaskać. Ale na pewno by go nie biła. Bicie konia jest złe i każdy powinien to zapamiętać i nigdy tego nie robić. Albowiem jak było zapisane w mugolskiej Biblii w wersji alternatywnej - kto bije konia swego, ten dozna bólu ręki, dnia następnego. Czy jakoś tak. -Dobre duchy? Takie jak Prawie Bezgłowy Nick? To dobrze. Swoją drogą, skoro tak, to czego prawie nie miały? Rączek, nóżek, uszek? Uszka...chciałabym mieć królicze uszka.-skomentowała jego opowieść, a oczy jej pojaśniały. Co prawda nie do końca na temat, jednakże ciężko jej się było skupić na jego opowieściach gdy jej myśli śmigały w tę i spowrotem. Często się tak zdarzało. Jedyne momenty gdy potrafiła osiągnąć pełne skupienie, to w klasie na lekcji lub podczas kąpieli. Swoją drogą - czy gdyby kąpała się na lekcji, to byłaby w stanie być geniuszem? Trzeba spróbować! Tak! To jest piękny plan! Swoją drogą - skoro już siedziała na tyłku... -Poturlajmy się, wtedy nikt nas nie zauważy. Będziemy jak dywan. Będziemy czerwonym dywanem i będą po nas chodzić goście ale nikt nawet nie domyśli się prawdy. A prawda byłaby taka, że wtedy ich przeciwnikiem byłby mały, żądny zemsty dywanik. I co te cwane blade twarze by zrobiły, hm? Umarliby ze strachu. Swoją drogą to bardzo głupia śmierć, nie sądzisz? Strasznie głupio się wygląda w trumnie z taką przerażoną miną. Jeśli ktoś potem ją otworzy to się nieźle uśmieje. Lubię się śmiać, wiesz? Śmiech to w końcu zdrowie.-paplała radośnie jakby nigdy nic. Kiedy ją uciszył, wyjątkowo ją to rozbawiło. Co prawda przestała nadawać, ale słodko się wyszczerzyła i chichrała pod nosem. No bo jak to tak inaczej? No nie dało się! Puchonek był tak pozytywny. Kiedy wyciągnął rękę w jej stronę już miała ją przyjąć i nawet wyciągnęła swoją małą łapkę...i nagle radość w jej oczach wygasła a z ust zniknął uśmiech, przeradzając się w średnio przyjemny grymas. Zaczął ją strasznie boleć brzuch. A może już wcześniej bolał, ale nie zauważała rozbawiona? Tak czy siak - teraz ból by ją posadził, gdyby nie to że już siedziała. Poczuła też że ma mokro w majtkach. Niestety, to nie był ten rodzaj mokrości co wtedy, gdy ściskała nową, grubą książkę traktującą o OPCMie. To było nieprzyjemne. Niestety, Natalie mimo swej małości, krwawiła na tyle obficie, że bardzo szybko jej biedne leginsy przemokły, natomiast z majtek wylewały się strumienie krwi. No pięknie, okres. No to koniec miłości do życia. Znowu miała to uczucie że nienawidzi świata, a świat nienawidzi jej. Spojrzała na wyciągniętą rękę Morisona, wykrzywiła twarz jeszcze bardziej po czym zerwała się na równe nogi i mimo że mówiła cicho, to z jej głosu kapała wściekłość: -Kurwa, czy ja Ci wyglądam na kogoś kto nawet sam nie potrafi wstać? Zabieraj te łapska głupi borsuku. Raczej nikt by się nie spodziewał po niej takiego języka - sama była zaskoczona, bo mimo że okres objawiał sie u niej w bardzo nieprzyjemny sposób, to nigdy jeszcze nie przeklinała. Mimo wszystko bardzo lubiła Dwayne'a i trochę jej było głupio że może mu zrobić przykrość, jednakże była w takim stanie że to "troche" nie wystarczyło aby się opanowała. W międzyczasie krew spłynęła jej po nogach, a pod nią zaczynała się tworzyć mała kałuża. Ciekawe czy jej buty przemokną. Jak to zrobią paskudy to je też opieprzy. Koniec rumakowania.
Dwayne Morison
Temat: Re: Most Pią 23 Maj 2014, 20:48
- Duchy przodków. – Wyszeptał pochylając się przez krótki moment nad głową Krukonki, jakoże ta znajdowała się tuż obok niego I nie grzeszyła swoim wzrostem. Dwayne należał do bardzo wysokich osobników, zważywszy na fakt iż mierzył powyżej metra osiemdziesięciu przy wieku niespełna 16 lat i ciągle zamierzał rosnąć. Wzruszył ramionami na wspomnienie o króliczych uszach, przypatrując się płomienno-rudym włosom dziewczęcia. – Wiesz, zawsze możesz wypić jakiś eliksir i mieć takie uszka. Przynajmniej przez jakiś czas i mogłabyś sprawdzić, czy ci one będą pasować. Bo na przykład, podczas czesania włosów, mogłabyś o nie haczyć i mógłby pojawić się problem, bo byś się ciągle ciągnęła. – Odpowiedział właściwie tylko na kwestię związaną z fobią panny Natalie na temat króliczków, pomijając dokładniejszy opis Duchów, jakie miał na myśli. Zamyślił się na kilka sekund, po czym pokręcił głową i przerwał w połowie monolog dziewczyny na temat dywanów i dywaników: - Ja bym tam nie chciał, aby ktokolwiek po mnie chodził. Jeszcze by mi zmiażdżyli nos po raz kolejny i się już poskładać by się go nie dało? Albo palce. Przecież ty też Natalie, na pewno lubisz swoje palce. – Mówił do niej nieco inaczej niż do swoich rozmówców, bo mimo iż zazwyczaj zdawał sobie sprawę z własnej odmienności, to w towarzystwie Natalie dostawał obuchem w głowę. Wiele razy zdawało mu się, że dziewczyna w ogóle nie udaje, a mętlik powstały w jej głowie jest sposobem na uniknięcie natrętnych i stosunkowo niezręcznych tematów. Mechanizm obronny jaki sobie wypracowała był bardzo podobny do Dwayne’owskiego, jednak różniła ich jedna dość kolosalna różnica. Chłopak bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli by tylko chciał, mógłby zaprzestać szczerzenia się jak głupi do sera i zagadywania do wszystkich o wszystko. W momencie, kiedy uśmiech zamarł na ustach dziewczęcia – Morison zerknął za swoje plecy, jakby w oczekiwaniu na nagłe pojawienie się Gilili von Groszka bądź innego Ślizgona na miotle, gotowego rzucić w ich stronę jakieś paskudne zaklęcie. Niechybnie – wracając spojrzeniem napotkał niezbyt przyjemny wyraz twarzy Natalie, a potem mimowolnie uniósł brwi w wyczekiwaniu. Za nic w świecie nie spodziewał się jednak usłyszeć tego, co usłyszał, ponieważ niczym rażony cofnął się do tył aż oparł plecami o barierkę wspierającą podparcia mostu. Z wytrzeszczonymi oczyma zlustrował sylwetkę Natalie, a do rozdziawionej buzi z pewnością mogłaby wpaść nie jedna mucha. – Natalie? – Bąknął niewyraźnie, po raz pierwszy w życiu słysząc od dziewczyny określenie „kurwa” oraz „głupi borsuk”. Przecież tak nie wypadało! Jak ona okropnie mówiła! Czy w jej rodzinie takie przekleństwa były na porządku dziennym? Przełknął ciężko ślinę, a spojrzenie w końcu znalazło się gdzieś pod stopami dziewczyny. Dwayne wycelował rękę w kierunku utworzonej kałuży krwi i niezwykle wysokim głosem, charakterystycznym dla chłopaka przechodzącego mutację krzyknął: - To krew! – Jakże inteligentnie odkrył, że ktoś popsuł koleżankę i być może zesłał na nią jakieś nieprzychylne zaklęcie. Dla Morisona było to bowiem pierwsze spotkanie z dziewczyną jawnie okazującą..okres. Zerwał się zaraz na równe nogi i rozejrzał się nerwowo dookoła, sięgając od razu różdżkę – aż z wrażenia mu z głowy zleciał pióropusz. – EJ, co jest grane? – Bąknął, robiąc obrót wokół własnej osi, nie dostrzegając jeszcze żadnego zagrożenia.
Irytek
Temat: Re: Most Nie 25 Maj 2014, 13:19
Chyba każdy w tej szkole wiedział, że pod koniec roku szkolnego Ravenclaw miał przechlapane na całej linii. Dlaczego? Ponieważ Evan Rosier czaił się przy jego dziewczynie Chiarze di Scarno, którą sobie ukochał. Zapewne ta "miłość" minie mu we wrześniu, gdy nadejdzie świeża krew, którą będzie należało ochrzcić, lecz póki co Krukoni musieli cierpieć za kaprys Chiary i jej chudego chłopaczyska. Irytek płynął sobie beztrosko w powietrzu, a za nim jak zwykle sznureczkiem wiaderka uderzające o siebie nawzajem. Roznosił wokół siebie mdlący odór czyjegoś łajna. Uczniowie, którzy w porę zauważyli poltergeista, z krzykiem rzucili się na boki, uciekając na łeb na szyję poza zasięg wzroku zmory. Iryś rozglądał się bacznie w poszukiwaniu Evana Rosiera, jednak ten jakby przepadł - na swoje szczęście. Mógłby bardzo pożałować, że rano się obudził. Nie spotkał go, za to dostrzegł zamieszanie na moście. Uciszył pół tuzina wiader i zatrzymał je w powietrzu, a sam wcisnął łeb przez krycie mostu i przyjrzał się co się dzieje. Zamieszanie i chaos to było coś, co wabiło Irytka. Potrafił zwiększyć je dwukrotnie samą swoją obecnością. Odkąd po meczu wszyscy balowali, był nieco bezrobotny. Stęsknił się także za jakimś Krukoniątkiem, więc nie omieszkał nie korzystać z nadarzającej się okazji. Wybałuszył oczy widząc krew wokół dziewczyny. Rozbawiło go to niebywale. Wybuchnął gromkim śmiechem demaskując swoją obecność i "spadł" na wysokość ich głów. Złapał się za brzuch i śmiał w najlepsze widząc ich miny. - Cześć! Przyniosłem wam prezent od Chiary di Scarno! - podparł zgiętymi rączkami brodę i machając nogami wyszczerzył się do Puchona i wytrąconej z równowagi Krukonki. Podobała mu się. Bardzo mu się podobała z tym dziwnym, obłąkanym wyrazem twarzy. Wyglądała zupełnie jak on, gdy widział jak jego plany ziszczają się niszcząc harmonię. Pstryknął palcami, a ten dźwięk przyprawiał o dreszcze tych doświadczonych w spotkaniach z Irysiem. Metalowe wiadra uderzyły o siebie lecąc czym prędzej ku swemu właścicielowi. Nie dało się przed tym uciec, graniczyło to z cudem. Z dwóch wiader uformowały się kule hipogryfowego łajna, którego dostawca postarał się i obdarował duszka sporym zapasem do psikusów. Te kule rozpłaszczyły się na głowach i twarzach dwójki uczniów. Duszek znikąd wyjął procę i zaczął nakładać amunicję na gumkę. - Kto szybciej biega? Kto szybciej biega? Dziesięć punktów za strzał w głowę, dwadzieścia za twarz! - wybuchnął śmiechem i zaczął się horror z Irytkiem w roli głównej. Amunicji mu nie brakowało. Łajno hipogryfa latało po całym moście płosząc każdego, kto chciał wyjść/wrócić do Hogwartu. Krukoni mieli po prostu przechlapane.