Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił...
Autor
Wiadomość
Yumi Mizuno
Temat: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Czw 09 Paź 2014, 17:50
Opis wspomnienia
Piątek rano, pokój pusty, spokojny i cichy. Marmurowy orzeł mruczy i przeciąga się sennie na filarze. Nie słychać niczego poza śpiącym Areonem, zajmującym całą kanapę. Miejsce, które Yumi upodobała sobie do lektur i odpoczynku. Ich ostatnie spotkanie nie należało do przyjemnych, zaś Yu nie zdążyła jeszcze mu podziękować za ratunek... Z wielkim bólem musiała odebrać mu kanapę.
Osoby: Areon Steward, Yumi Merberet
Czas: koniec maja 1977
Miejsce: Pokój Wspólny Krukonów, kanapa.
Aeron Steward
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Sro 15 Paź 2014, 00:57
Dobra, spanie nie było w planie. A plan był taki, by korzystając z meczu Quidditcha, który miał miejsce rankiem, zająć sobie doborowe miejsce w Pokoju Wspólnym Krukonów. I można by pomyśleć że plan się udał. Wszystkich wymiotło z zamku na boisko. Mecz między Gryffindorem a Slytherinem zawsze przyciągał rzesze tłumów. A Aeron wykorzystał to, i zajął całą sofę w pokoju. Zaopatrzony w jakąś książkę traktującą o transmutacji, nie obawiał się nudy. Nim usiadł, podszedł jeszcze do okna i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka przyjemnie ciepłe powietrze. Był koniec maja, i dni takie jak ten, ciepłe i słoneczne pojawiały się coraz częściej, przypominając że już niedługo znów zacznie się lato, przyjdą wakacje i wolny czas. Gdzieś tam w oddali słychać było wrzawę dochodzącą ze stadionu. Krzyczeli głośniej niż podczas bitwy. Głupota. Odsunął się od okna. Dźwięk od razu zanikł, by parę metrów dalej w ogóle zniknąć. Przyjemna cisza rozchodziła się po pomieszczeniu. Sofa stała w przeciwległym kącie pokoju, w niedalekim sąsiedztwie półek z jakimiś książkami. Większość to chyba podręczniki młodszych klas, toteż Aeron wątpił by mógł znaleźć sobie tam coś interesującego do czytania. Przemierzył cały pokój, by na końcu tej małej wyprawy znaleźć się u celu. Sofa jawiła się mu jak grota ze skarbami, nie pilnowana i wypełniona po brzegi. Zajął więc na niej miejsce. Następnie otworzył książkę na rozdziale który ostatnio czytał, i zatopił się w morzu liter wydrukowanych na starym papierze. Czytał tak przez około godzinę, w międzyczasie zmieniając pozycję. W końcu, korzystając z całej okazałości sofy wyciągnął się na niej, czując pod plecami przyjemną miękkość. I właśnie to, oraz fakt że nie spał od prawie trzydziestu godzin sprawił że tak jakoś zdarzyło mu się odpłynąć. Sen miał wyjątkowo lekki, dlatego też zawsze budził go najmniejszy szmer. Tym razem przez dłuższą chwilę panowała cisza. Mimo snu, nadal trzymał w rękach książkę. Na szczęście dziś koszmary zdawały się odpuścić mu męczarni. Może to przez światło dnia? Tak czy inaczej nie śnił o niczym konkretnym. Tak po prawdzie, to nie śnił o niczym. Po prostu, jego mózg odpoczywał. Na razie.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Pią 17 Paź 2014, 15:52
W planach Yui było niezwłoczne udanie się na boisko w celu kibicowania... wszystkim zawodnikom. Żyła tym meczem od paru dni tak jak cały Hogwart, nie mogąc pozbyć się dreszczyku emocji na myśl o decydujących sekundach. Późnym wieczorem podczas omawiania kreacji i dodatków na mecz z Arią, Skai, Marlenne i paroma dziewczynami, Yui przeżyła traumę. Dowiedziawszy się o zadanym na jutro wypracowaniu z historii magii, nie potrafiła uwierzyć, że zapomniała o tak ważnej rzeczy. Koniec roku już za pasem, a wypadła z jej głowy tak istotna sprawa. Dziewczyny z zasady miały pewność o pilności Yu i nie przyszło im do głowy przypomnieć o pracy domowej. Z żalem zrezygnowała z oglądania meczu na rzecz pisania referatu. Należała jednak do dziewcząt ambitnych i naukę przekładała nad rozrywkę. Wyszła z pokoju po cichu, ceniąc sobie brak hałasu. Nie było słychać jej kroków, skutecznie tłumionych przez miękką wykładzinę ułożoną na każdym stopniu schodów. Pod pachą trzymała kilka rolek pergaminu, w dłoniach fiolki atramentu, zaś przed nią leciały dwie wielkie książki o wojnach goblinów. Czekał ją nudny dzień, gdyż choć lubiła historię magii, nie przepadała za goblinami. Z mieszanymi uczuciami ułożyła potrzebne przedmioty na mahoniowym stoliku. Unikała jak ognia paru osób, w szczególności pewnych bliźniąt z domu Slytherina. Z drugiej strony medalu, cieszyła się, że ominie ją stuprocentowe spotkanie z nimi, skoro poświęci cały dzień na nadrobienie zaległości. Powróciła do Hogwartu po tygodniowej nieobecności, wysłuchawszy tyrady ojca na temat jej nieodpowiedzialności oraz niedojrzałości. Zamiast pozwolić jej odpocząć po spotkaniu z wilkołakiem i pomóc dojść do siebie, sypał sól na otwartą ranę. Z ulgą powitała Hogwart, stanowczo nie pozwalając sobie ani nikomu na powracanie do wydarzenia z bocznej uliczki w Hogsmade. Wystarczająco najadła się wstydu, aby opowiadać o historii mrożącej krew w żyłach. Skupienie się na pracy domowej mogło jej bardzo pomóc. Wszystko potoczyłoby się zgodnie z planami, gdyby nie pewien drobny szczególik. Yui odwróciła się, aby usiąść w swoim tradycyjnym, nieśmiertelnym i najulubieńszym miejscu, czyli sofie, i zabrać się za dokańczanie wstępu do referatu. Już miała dać odpocząć spiętym mięśniom, gdy jej oczom ukazał się uroczy obrazek. Nie była pewna do kogo należy sylwetka śpiącego z książką Krukona. Marszcząc usta sięgnęła po kilka poduszek i rzuciła nimi w chłopaka, zabierając mu również poduszkę spod głowy. - Przepraszam, zabierz nogi. Ta sofa pomieści armię półolbrzymów, a ty zajmujesz ją całą. - odezwała się doń słodkim głosikiem, siadając z boku kanapy po niedelikatnym przebudzeniu chłopaka. Musiał szybko zabrać nogi, jeśli nie chciał mieć ich obciążonych pięćdziesięcioma kilogramami. Wyciągając ramię po atrament i pióro, zerknęła kątem oka na chłopaka, a okaże się, że nuż go zna. Fiolka ciemnej cieczy wyślizgnęła się z jej rąk, gdy Yui zdała sobie sprawę, że to Areon. Ten Areon. Poplamiła sobie w efekcie nogawki dżinsów, czego zdawać się mogło, nie zauważyła. Wpatrywała się w chłopaka przerażona, jakby z jego głowy wystawała dodatkowa kończyna. Nie wydobyła z siebie głosu, tkwiąc w stanie szoku. Ich ostatnie spotkanie było złe, nieprzyjemne, a okoliczności temu sprzyjające jeszcze gorsze. Prawie zapomniała o odrętwiałym zabandażowanym ramieniu nafaszerowanym eliksirem znieczulającym, pamiątką po łapie Frenira Greybacka. Choć Arcio nie był do niego w żaden sposób podobny, przypomniał jej tamto zdarzenie. Poprzednio na jego widok cieszyła się i był jej zbawieniem, teraz nie potrafiła wydusić z siebie głosu. To on usłyszał wtedy jej zawołanie o pomoc, gdy na karku czuła oddech mokrego, głodnego wilkołaka.
Aeron Steward
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Nie 02 Lis 2014, 16:44
TAM JEST AERON, NIE AREON xD
Dobra, spanie nie było w planie. W ogóle jego plany ostatnio, jakby na złość, nie wypalają. A plan był taki, by korzystając z meczu Quidditcha, który miał miejsce rankiem, zająć sobie doborowe miejsce w Pokoju Wspólnym Krukonów. I można by pomyśleć że plan się udał. Wszystkich wymiotło z zamku na boisko. Mecz między Gryffindorem a Slytherinem zawsze przyciągał rzesze tłumów. A Aeron wykorzystał to, i zajął całą sofę w pokoju. Zaopatrzony w jakąś książkę traktującą o transmutacji, nie obawiał się nudy. Nim usiadł, podszedł jeszcze do okna i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka przyjemnie ciepłe powietrze. Był koniec maja, i dni takie jak ten, ciepłe i słoneczne pojawiały się coraz częściej, przypominając że już niedługo znów zacznie się lato, przyjdą wakacje i wolny czas. Gdzieś tam w oddali słychać było wrzawę dochodzącą ze stadionu. Krzyczeli głośniej niż podczas bitwy. Głupota. Na szczęście on nie przepadał za rozrywkami tego typu. Tylu ludzi w jednym miejscu to o wiele za dużo, szczególnie dla Arcia. Odsunął się od okna. Dźwięk od razu zanikł, by parę metrów dalej w ogóle zniknąć. Przyjemna cisza rozchodziła się po pomieszczeniu. Tak można by opisać skrót dzisiejszego początku dnia. Wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby wcześniej uświadomił sobie że książka którą zabrał, faktycznie traktowała o Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami, nie zaś o Transmutacji. Można by jeszcze przymknąć oko na fakt, iż był to przedmiot kompletnie nie przydatny w mniemaniu Aerona. Gdyby nie to że owe dzieło było, jeśli to w ogóle możliwe, jakieś dziesięć razy nudniejsze niż przeciętny Puchon. Nie bardzo chciało mu się wracać po coś innego, a na półkach stały książki których w życiu nie tknął by świadomie. Skończyło się na tym że przez bitą godzinę przeglądał obrazki rodem z książek dla pięciolatków. Nic dziwnego że jego mózg, obarczony taką dozą bezsensowności zaprotestował i się wyłączył. Nie usłyszał więc wchodzącej do pokoju Yumi, póki ta, nieświadoma faktu że to właśnie on leży na kanapie, bestialsko nie obudziła go siadając mu na nogach, naparzając go poduszkami i zabierając jedną z pod jego własnej głowy. Aeron w jednej chwili otworzył oczy. Minęło parę sekund nim na powrót przyzwyczaiły się do światła. Zdążyły akurat w momencie gdy doszło do Yumi kim on tak naprawdę jest. Jej reakcja była nader zabawna, trzeba było to przyznać. Siedziała bez ruchu jakby ją ktoś potraktował zaklęciem petryfikującym. Skorzystał więc z okazji, i powiedział: -Tylko nie gryź. Wystarczyło przeprosić- oprócz tego podnosząc jedną z poduszek, mniejszą od innych, i rzucając ją prosto w twarz upierdliwego potwora siedzącego obok. Następnie zabrał nogi, rzucił książkę gdzieś na bok i usiadł na oparciu kanapy, rozciągając i strzelając kośćmi.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Wto 04 Lis 2014, 14:35
Potwór z Yumi żaden, a tym bardziej taki gryzący. Jedynie niebezpieczny, zabierający poduszki spod głowy. Za zajęcie całej kanapy również nie było litości, wszak to centrum i serce całego pokoju wspólnego Krukonów. Kanapa. Kanapa to coś magicznego, bez czego nikt nie czułby się tutaj jak w domu. Złapała zgrabnie lecącą poduszkę wykazując się swą zręcznością nabytą na niegdysiejszych treningach quidditcha. - Nobozająłeścałąatakniewolno. - wymamrotała niewyraźnie. Podniosła fiolkę i zaklęciem wyczyściła sobie nogawki oraz miękki dywan przy stoliku. Odłożyła różdżkę obok ruszającej się książki i przełknęła głośno gulę w gardle. Usiadła pewniej na kanapie, składając nogi "po turecku" i oparła o swoje kolana tomiszcze z dziedziny historii magii. Unikała spojrzenia na Aerona, zaś policzki Yumi nabrały różowej zdradzieckiej barwy. - Ś-śpij dalej. Nie zajmuję dużo miejsca. - mruknęła zawstydzona i zażenowana. Gorliwie napisała w pierwszej linijce temat referatu, robiąc przy tym kleksa. I tego pozbyła się szybkim błyskiem. Nagle Aeron zaczął ją peszyć z uwagi na ich ostatnie spotkanie. Nie wiedziała jak mu podziękować za ratunek, a tym bardziej jak zagaić na ten temat. Coś czuła, że język się jej zaplącze zanim wydusi z siebie jakiekolwiek sensowne słowa. Czuła się jak Skai przed jakimś chłopakiem, co nigdy się jej nie zdarzało. Tymczasem duży zwierz Pan Jeż Czika wytuptał z torby Yumi i rozpoczął szeroką i długą wędrówkę po kanapie. Gdy tak krążył zygzakiem od wgłębienia kanapy do wgłębienia, napotkał przeszkodę w postaci Aerona. Jak to Ten Jeż ma w zwyczaju, zamiast go ominąć, uniósł miniaturowe łapki i próbował wspiąć się na ową przeszkodą i ją pokonać. Dziewczyna zawzięcie coś notowała, zasłaniając czerwoną twarz włosami. Gdyby wiedziała, że to on tu siedzi, to raczej by mu tak okrutnie nie odebrała poduszek.
Aeron Steward
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Sob 08 Lis 2014, 22:43
Zaiste, reakcja Yumi była przezabawna. Biedne dziewczę nie zdawało sobie sprawy, iż właśnie staje się ofiarą okrutnie śmiesznego żartu ze strony Arcia. Będzie to kara za pojawienie się tu i przeszkodzenie mu w nic nie robieniu. Obserwował małą krukonkę, plątającą się w swoich własnych łapkach. Arcio znał powód tego zachowania. Pamiętał wizytę Greybacka. Pamiętał również przerażoną Yumi, stojącą naprzeciwko niego. Akurat wtedy trenował latanie w formie kruka. W pierwszej chwili nie bardzo miał ochotę interweniować; nie wiedział też czy przypadkiem nie był on jej znajomym. Wkrótce okazało się jednak zupełnie inaczej. Wrócił wtedy do swej normalnej formy, uważając by nikt tego nie zauważył, i wyciągnął różdżkę. Następnie strzelił temu kundlowi w plecy. Nie żeby narzekał czy coś, ale strasznie tam cuchnęło psem. Gość się nieźle zdziwił, bo dosłownie parę chwil później już go tutaj nie było. Chyba nie przepada za duchami. Potem się zaczęło - przesłuchiwanie, pytania, bla bla bla. Irytujące. Odpowiedział na wszystko by mieć święty spokój, pomijając oczywiście fakt jego animagii. Wystarczająco dużym problemem był zapis o nim w Ministerstwie Magii. Nie miał okazji porozmawiać po tym incydencie z Yumi, bowiem od razu zabrano ją na obserwację jej uszkodzonej ręki. Spojrzał na nią z ukrywanym rozbawieniem i powiedział: -Mam Wrażenie że coś Cię gryzie. Wal śmiało jeśli dotyczy to mnie.- Nim doczekał się odpowiedzi, skądś wypełzł mało jeż. Stworzonko, dziwnie przypominające Arciowi jego właścicielkę, zaczęło swą podróż przez sofę. Jego pani, ze wzrokiem uparcie wbitym w pergamin, nie zauważyła odysei swojego małego podopiecznego. W końcu natrafił on na przeszkodę, której nie dało się przejść - Arcia. Ten zaś rzucił tylko okiem na to coś i powiedział do Yumi: -Hej, Twoje drugie śniadanie Ci ucieka. Lepiej je złap, albo będzie chodziła głodna-
Yumi Mizuno
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Pon 10 Lis 2014, 08:59
/to jest mój 400 post xD
Oderwała wzrok od pergaminu i zerknęła na tuptającego jeża. - To ty mógłbyś stać się jego śniadaniem. Jest chyba wszystkożerny. - uśmiechnęła się speszona do Arcia, sięgając po jeżątko. Przysunęła je do siebie, przesuwając palcami po ułożonych ładnie kolcach. Czy coś ją gryzło? Nie, czasami jeż żuł jej nogawkę albo rękaw i nic poza tym. - Nie g-gryzie. - powierciła się przez chwilę w miejscu poprawiając poduszkę pod plecami. Sięgnęła po drugą i położyła na niej jeża, aby czuł się niczym jeżowy król Hogwartu. Lubiła go rozpieszczać, a potem miała za swoje, gdy wychodził na długie piesze wycieczki i nie mogła go znaleźć przez kilka godzin. - Bo... wtedy mi pomogłeś i... - wzięła głęboki wdech, przybierając na usta łagodny uśmiech - ... i nie wiem jak mam podziękować czy się odwdzięczyć. To znaczy... mam nadzieję, że nie będę musiała ciebie ratować... no wiesz o co mi chodzi. - zamotała się i poczerwieniała na policzkach. Odłożyła pergamin, pióro, odsunęła od głowy lewitującą książkę i wplotła palce obu dłoni we włosy. Czuła się nader niezręcznie i nie wiedziała gdzie ma podziać ręce i oczy. Nie potrafiła sobie przypomnieć nawet skąd się wtedy Arcio wziął w Hogsmade. Nie zauważyła go dopóki nie pojawił się przed nią. Nie pytała o nic, była wtedy zbyt przerażona napotykając swego bogina we własnej osobie. To zrozumiałe, że ludzie w takiej sytuacji nie zwracają uwagi na detale. Zgarnęła włosy za ucho i skupiła wzrok na jeżu, wciąż czując się niezręcznie w towarzystwie Arcia.
Aeron Steward
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił... Sob 29 Lis 2014, 15:55
Spojrzał na chodzącego tu i tam jeża, słuchając jednocześnie Yumi, która zaraz po tym zabrała małe stworzonko najpierw do siebie, potem na jedną z poduszek którymi atakowała go chwilę wcześniej. Na wzmiankę o skończeniu jako jedzenie dla jeża Arcio spojrzał najpierw na siebie, potem z powątpiewaniem na jeża, po czym stwierdził tylko: -Jakoś wątpię- sam wątpił czy po upieczeniu tego jeża zostałoby cokolwiek do jedzenia. Choć zawsze można traktować go jako pojemnik na wykałaczki. Albo grzebień? Ewentualnie jako drapaczkę. Pewnie dlatego Aeron nie ma ani jednego zwierzaka. Za dużo zachodu z nimi. Choż jeśli już, to mógłby mieć kruka. Cóż, mało oryginalne, ale zawsze podziwiał te ptaki, szczególnie za ich niezwykłą inteligencję. Coś, co w dzisiejszych czasach powoli staje się luksusem. Przykre. Gdy usłyszał odpowiedź Yumi, uśmiechnął się ponuro. Biedaczysko jest tak bardzo przejęte obecnością Krukona tutaj, że nie zauważyła aluzji pukającej ją w czoło. No cóż, młode toto i niewinnie jeszcze, więc nie ma się co dziwić. Nikomu (no dobra, paru osobom może tak) nie życzyłby spotkania tego "zwierza" samemu gdzieś w ciemnej alejce. Nie wiadomo czy to pcheł nie przenosi czy co. Wysłuchał dalszej wypowiedzi jąkającej się Yumi, przy okazji uśmiechając się ponuro. To co zrobił, nie robił dla nagrody czy szantażowania. Nie lubił bezsensownej przemocy, szczególnie gdy ktoś silniejszy krzywdzi kogoś, kto sam nie potrafi się obronić. No i jak już wcześniej wspominał, nie znosi psów. Odpowiedział czerwonej jak burak Yumi: -Nie musisz mi się odwdzięczać. Nie mówiłem Ci? Strasznie tam śmierdziało mokrym psem, to stwierdziłem że pobawię się w hycla. Niestety psiak zwiał, no i okazało się że Ty tam stoisz. Jak się domyślam, Ty również nie przepadasz za psami, co?- szczególnie za takimi brutalnymi i dzikimi jak Greyback. Aeron zastanawiał się potem jakim cudem to coś znalazło się w Hogsmeade, tak blisko szkoły. No ale takie wypadki potwierdzają tylko jego podejrzenia, że atmosfera się zmienia. -Następnym razem staraj się nie chodzić sama na randki z wilkołakiem.-
Sponsored content
Temat: Re: Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił...
Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił...