Temat: Smutek ma smak czekolady. Czw 30 Paź 2014, 20:00
Opis wspomnienia
Kiedy to autorka myślodsiewni nie ma pomysłu na sensowny opis tematu. Będzie słodko.
Osoby: Alex Hall, Wanda Whisper.
Czas: Początek tegorocznych wakacji.
Miejsce: Anglia, dom rodziny Whisper.
Takiego lata Wanda nie zapomni do końca życia. Wakacje zawsze kojarzyły się jej z beztroską, z nic nie robieniem, oraz ewentualnymi korepetycjami, które i tak dawały dziewczynie wiele radości, bo wiadomo – Ravenclaw zobowiązuje. Przynajmniej pod względem nauki. Do tego dochodziły wszelkie spotkania ze znajomymi, zabawy i nocne rozmowy z bliskimi osobami. Przez pewien czas były to nocne pogaduchy z mamą – gdy jej zabrakło, jej żal przelał się na ojca i Doriana, których męczyła swoimi głupotkami, typowo dziewczęcymi sprawami, o których obu panów musiała poinformować, a co tamtych niekoniecznie interesowało. Ci jednak cierpliwie znosili jej paplanie, czasem odwracali jej uwagę, a raz na jakiś czas chowali się przed nią, lub udawali, że śpią – ale tylko wtedy gdy Whisperówna chciała opowiadać o tym jak Johnny z czwartej klasy ma super umięśniony brzuch ‘Widziałam jak podciągnął koszulę na błoniach! ’. Do tego dochodziło pieczenie kruchych ciasteczek, które tak jej tata uwielbiał. Robiła je prawie tak dobrze jak mama – od czasu do czasu je paliła, ale ten i tak się zajadał mówiąc, że lepszych nigdy nie jadł. Tego dnia, w popołudnie Wanda zabrała się za robienie wypieków, których już od jakiegoś czasu zaniechała. Przygotowawszy wszystkie składniki poczęła je mieszać wedle przepisu, nie posługując się magią, byle by tylko mieć chociaż minimum przyjemności z robienia tego wszystkiego. W domu było cicho, nie słychać było niczego oprócz oddechu Wandzi i szelestu przewracanych kart księgi kucharskiej, która chociaż już wiekowa wciąż ją zaskakiwała. Teraz spojrzenie dziewczyny spoczęło na stronie z wybranym przepisem, który choć znany jej na pamięć, ta wolała pilnować chociażby pełnego składu. Wydawałoby się, że Krukonka planuje podzielić się wypiekami z ojczulkiem, który zaraz po powrocie z Ministerstwa zasiądzie przy stole w kuchni i poprosi ją jak zwykle o obiad. Zbliżała się godzina szesnasta, czyli pan Whisper powinien wychodzić już z pracy, podczas gdy dziewczę wstawiało już ciasto do piekarnika. Zapach momentalnie rozniósł się po pomieszczeniu, a szatynka tylko wygładziła pliski czarnej sukienki zerkając jednocześnie na drzwi prowadzące na zewnątrz modląc się w duchu, by ich próg zaraz przekroczył mężczyzna w sile wieku. Mężczyzna inteligentny, posiadający rozległą wiedzą i umiejętności. Kochający ojciec, dobry pracownik i człowiek. Człowiek zabity przez rówieśniczkę jego córki. Wanda z cichym westchnięciem opadła na najbliższe krzesło i schowała twarz w dłoniach, starając się na nowo nie rozpłakać. Od tragicznej śmierci jej rodzica nie minęło wiele czasu. Od tej pory non stop dostała listy, upominki i kondolencje od praktycznie obcych jej osób. Co na niewiele się zdało, bo jedyne czego potrzebowała teraz to nie fałszywych uśmiechów i słów, a zwykłej rozmowy. By ta mogła zapomnieć chociaż na chwilę o tragedii.
Niewiele było osób, którym w kontaktach interpersonalnych Alex potrafił okazać zainteresowanie większe, niż wykraczające poza okazjonalne przywitanie i nic nieznaczący uśmiech. Należało to do jednej z integralnych cech jego osobowości, a rokowania w kierunku zmiany nie wyglądały zbyt obiecująco. Nie narzekał, nie czuł się z tym źle. Na tyle, ile mógł kontrolować swoje otoczenie, stwarzał świat, w którym chciałby żyć bez obaw, że pewnego dnia obudzi się i odnajdzie niechcianą anomalię. Sam uważnie dobierał jego części, łączył je wedle bliżej niesprecyzowanego, ale zadziwiająco spójnego w efektach planu. Jakie więc było jego zaskoczenie, gdy w jedną z przygotowanych do zagospodarowania przestrzeni wcisnął się zewnętrzny element oznaczony etykietką „Whisperowie”. Nie taki był plan i niepewien wartości przypadkowej części auror przez długi czas uważnie oglądał ją ze wszystkich stron, rozważając jej znaczenie. A że nie był istotą z natury cierpliwą, Alex szykował się do wyrwania cegiełki, której znaczącej wartości nie mógł się dopatrzeć, gdy nagle i niespodziewanie zamordowano ojca Doriana i Wandy. Cios, jakiego absolutnie nikt się nie spodziewał. Gdyby istniały jakiekolwiek oznaki, że Whisperowie znajdują się w niebezpieczeństwie, Hall osobiście zająłby się zapewnieniem im ochrony – w końcu znał ich, lubił w sposób, który nie sugerował większej zażyłości i to wystarczyło, by interesował się losem rodziny. Wzmianka starszego pana Whispera wywoływała w nim tylko miłe wspomnienia, choć jego dzieci nie obdarzył tym samym sentymentem. Dziwnym więc wydało mu się, że tak często zastanawiał się nad ich losem, kiedy jego myśli krążyły swobodnie – może w pewien pokrętny sposób łączyło się to z faktem, iż sam był sierotą? Nie miał co prawda doświadczenia w radzeniu sobie ze stratą, bo nigdy nie dano mu poznać rodziców, ale dla samego siebie, dla wyjaśnienia tego stanu rzeczy potrzebował choć tak łatwego do podważenia powodu. Kolejne zaskoczenie stanowiła myśl, jaka mocno uderzyła Alexa pewnego ranka, gdy gotował gorącą czekoladę – a co gdyby złożyć Whisperom niespodziewaną wizytę, sprawdzić jak się mają? Podniósł na chwilę głowę znad garnka i z miną sugerującą niezbyt inteligentne otępienie zwrócił wzrok ku klatce Omegi. Już raz dostarczyła jego liścik, czemu nie mógłby znowu skorzystać z sowiej poczty, by dowiedzieć się, co takiego działo się u Doriana i Wandy? Choć ten pierwszy poprzednim razem nawet nie odpowiedział. - No dobra – mruknął sam do siebie, z powrotem przekierowując uwagę ku gęstniejącej, słodko pachnącej zawartości garnka. Mógł wpaść na chwilę, sprawdzić co i jak, a potem strategicznie się wycofać, tłumacząc obowiązkami w Ministerstwie. Plan godny geniusza zła. Nie był pewien, co właściwie się stało, gdy zdrowo w godzinach popołudniowych aportował się przed domem Whisperów, ściskając pod pachą termos z gorącą czekoladą i samemu pachnąc nią tak intensywnie, że chyba nigdy więcej nie weźmie choć kostki do ust. Powinien był wziąć prysznic przed wyjściem z domu, zmyć z siebie ten słodki aromat, bo czuł się jak chodząca reklama Miodowego Królestwa. A teraz niemal namacalnie czuł, jak przesiąka nim też jego ulubiona skórzana kurtka i absolutnie wszystko, co miał na sobie i przy sobie. Uch. Zapukał do drzwi, częścią siebie mając nadzieję, że nikogo nie zastanie.
Myśli Wandy krążyły wokół jej ojca i rata, którzy mimo tego, że nosili to samo nazwisko różnili się tak bardzo. Już od jakiegoś czasu ta nie mogła znaleźć wspólnego języka z Dorianem, co ją drażniło, o odkąd ta zawsze pamiętała jej starszy brat był dla niej oparciem. To do niego szła gdy miała problemy w szkole czy gdy sobie z czymś nie radziła. Nieważne co to był za problem – zawsze miała pewność, że starszy Krukon jej wysłucha, podpowie coś albo po prostu zepchnie na drugi plan. Oczywiście wszystko to robił dla jej dobra. Tak było chyba i tym razem. Od razu po śmierci ich ojca, ten się wyprowadził, chcąc niby przemyśleć to i owo, zapewnić sobie chwilę spokoju, a i przy okazji dać jej więcej swobody. Co jej zdaniem było kompletną głupotą, bo wyszło na to, że ta została całkowicie sama, bez nikogo, kto by został z nią w nocy i dotrzymał towarzystwa podczas wspomnianych wcześniej rozmów wieczorową porą. Wiedząc, że raczej nikt sympatyczny jej nie odwiedzi dalej łudziła się, że przez drzwi kuchenne wpadnie rozanielony ojczulek, który rzuci teczkę na kanapę i weźmie ją w ramiona, otulając ją typowo męskim zapachem, który ta zapamięta do końca życia. Po chwili krukonka wstała ze swojego miejsca i przywdziawszy błękitne rękawice w gwiazdki zerknęła do piekarnika, chcąc sprawdzić jak się miewają jej ciasteczka. Minęła już odpowiednia ilość czasu, wypieki były już odpowiednio przyrumienione, więc i ta na spokojnie je wyjęła, wcześniej jednak wciągając z lubością zapach dobrze znanych jej słodyczy. Przynajmniej to pozostanie takie samo – pomyślała ze smutkiem i zamknąwszy biodrem drzwi od maszyny oparła tackę o blat. Zaraz też do jej uszu dobiegł stukot do drzwi, jednak tak cichy, że Wandzia przez moment myślała, że jej się przesłyszało. Pukanie jednak rozległo się jeszcze raz, więc ta czym prędzej zdjęła jedną z rękawic kuchennych i poszła otworzyć drzwi zastanawiając się w duchu, kogo tym razem tutaj przywiało. Czy znowu będzie musiała wysłuchiwać pustych słów na temat śmierci jej rodzica? Oby nie, oby to była tylko pomyłka. Szatynka odgarnęła włosy z twarzy i otworzyła wrota, nawet nie sprawdzając kto się za nimi kryje. Dlatego też, widząc kto zagościł do jej domostwa, aż otworzyła szerzej oczy, praktycznie pochłaniając całą sobą cudowny zapach gorącej czekolady, którą emanował nie kto inny, jak jej ulubiony korepetytor. - Och… Pan Hall. Alex. – Mruknęła Whisperówna nawet nie wiedząc jak powitać Aurora, którego szczerze mówiąc się nie spodziewała. Jej żołądek wykonał kilka salt, dając tym samym o sobie znać, a policzki dziewczyny na moment przybrały barwę dojrzałego pomidora. Nieważne w jakich stosunkach się rozstali, uczucia, które niegdyś żywiła do niego chyba nie wygasły. Nie pokazała tego jednak, nie miała nawet siły pokazać mu, że ten jej się podoba, dlatego tylko otworzyła szerzej drzwi by zaprosić go do środka. Wzrokiem przemknęła po jego postaci, a zatrzymawszy go na termosie uniosła lekko brwi. Głupio się jej zrobiło, że nie przygotowała się do tego spotkania, które co z tego, że wynikło tak nagle – ona jako młoda panna powinna być przygotowana na każdą okazję! Teraz tylko zerknęła w lusterko wiszące na ścianie i przyjrzała się krytyczne swemu odbiciu. Miała nadzieję, że Alex nie zauważy jej braku makijażu i podkrążonych oczu. Włosy mimo, że lśniące i zdrowe były związane tylko tak, by te nie wpadały jej na buzię, a czarne ubranie – tym razem skromna sukienka dawały znać, że Wanda dalej przeżywa najgorsze rozstanie w jej życiu. Gdy mężczyzna wszedł do przytulnej kuchni, ta zamknęła za nim wrota i wskazała mu miejsce przy dużym stole, na którym powalały się książki kucharskie, foremki i inne przybory potrzebne do wypieków. - Proszę mi wybaczyć za bałagan. Nie spodziewałam się żadnych gości. – Powiedziała stropiona i zaraz się też wzięła za ogarnianie wszystkich tych słodkich dupereli, które niegdyś kupowała i gromadziła, a na które teraz patrzyła z niejaką czułością i fascynacją. Zaraz też podniosła spojrzenie brązowych ocząt na przystojną twarz Aurora i spytała. - Czemu zawdzięczam tą wizytę? I, może kawy? Jakieś życzenia? – Dokończyła starając się nie wyjść na złą gospodynię. Kompletnie nie wiedziała dlaczego Alex przyszedł akurat teraz, i do niej. Może pomylił adresy? A może coś się stało z Dorianem?
Alex Hall
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Sob 01 Lis 2014, 20:26
Auror bezwiednie zakołysał się lekko w przód i w tył, nie słysząc ruchu we wnętrzu domu. Właściwie mógł się tego spodziewać, nie wysyłając wcześniej sowy, ale cała ta wizyta stanowiła spontaniczne, całkowicie improwizowane działanie. Może właśnie dlatego nie czuł się ani zawiedziony, ani szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. Ot, taka kolej losu. Widocznie powinien był napisać ten list. W pół kroku wstecz zatrzymał go dźwięk otwieranych drzwi i słaby głos Wandy Whisper – mając w pamięci pełną życia dziewczynę, stwarzało to okropne wrażenie. Mężczyzna przeniósł na nią wzrok w odpowiednim momencie, by zobaczyć jeszcze powoli spływającą z policzków czerwień. Nie był głupi, doskonale wiedział, czego mogła być objawem, gdyby brać pod uwagę wydarzenia ostatnich korepetycji, jakie odbyli. - Wystarczy Alex, „pan” sprawia, że czuję się stary – rzucił w odpowiedzi na zaskoczone powitanie, uśmiechając się kątem ust. Gdyby mógł, każdemu kazałby do siebie mówić po imieniu – technicznie rzecz biorąc tym drugim, ale to mały i nieistotny szczegół – formalności wynikające z tytulatury w wielu przypadkach stanowiły niepotrzebny kłopot. Z doświadczenia uważał, że lubowali się w nich szczególnie nadęci, przekonani o swojej nieomylności ludzie. - Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, chyba mnie trochę poniosło – dodał z delikatnym zakłopotaniem w głosie, gdy minął Wandę, znajdując się w przytulnej kuchni. Uwadze aurora nie umknęła czerń stroju Krukonki, ale postanowił jej nie komentować. Młoda Whisperówna wyglądała, jakby źle ostatnio sypiała, choć czy tak trudno było się temu dziwić? - Nie przejmuj się tym, nie przyszedłem sprawdzać, czy macie porządek – rzucił, stawiając termos na stole i zsuwając kurtkę z ramion. Sądząc po zapachach i rozłożonych w różnych miejscach przyborach, właśnie z gracją leniwca na wrotkach przeszkodził Wandzie w zajęciach. No cóż, chyba taki już był jego los, a subtelność zwyczajnie miała urazę do współpracy z nim. - Jeśli lubisz gorącą czekoladę – zaczął, zawieszając kurtkę na oparcie najbliższego krzesła i samemu opierając się o krawędź stołu – to wyciągnij dwie szklanki. Sam robiłem. Wskazał kciukiem jeszcze ciepły termos, po czym wsunął dłonie do kieszeni spodni. Nadszedł ten moment, w którym musiał wyjaśnić, dlaczego znalazł się na progu domu Whisperów i choć po drodze wymyślił sobie całkiem niezłą, pozbawioną niepotrzebnej ckliwości gadkę, teraz nie mógł sobie przypomnieć, jak się zaczynała. Takie szczęście. - Pomyślałem, że sprawdzę, jak się macie. Masz. Bo Doriana chyba nie ma w domu, czy schował się przede mną w jakimś kącie?
Wanda Whisper
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Sob 01 Lis 2014, 21:33
Dziewczyna słysząc jak Auror ją poprawia tylko skinęła głową, starając się uśmiechnąć nieco czulej, by nie sprawiać wrażenia kompletnie załamanej. Wiedziała, że ludzie ogółem nie lubią przebywać w otoczeniu osób, które straciły kogoś bliskiego – w końcu kto chce kogoś non stop pocieszać i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak nie jest? Dlatego też Wanda nie miała nic przeciwko temu, że nawet jej bliscy przyjaciele ograniczali się do wysyłania listów i przychodzeniu raz na jakiś czas, tylko by sprawdzić, czy ta dalej żyje. Jak widać żyje, ma się całkiem nieźle, na dodatek piecze ciastka jak gdyby nigdy nic. I gości u siebie faceta, za którym obejrzałaby się dosłownie każda znana jej dziewczyna. Dlatego też znowu podniosła wzrok na jej byłego korepetytora i przechyliła głowę, jednocześnie zgarniając jeszcze jedną zabłąkaną foremkę w kształcie godła Ravenclawu. - Nie lubię przyjmować gości w bałaganie. Chyba mam takie spaczenie. – Mruknęła, zaraz też odwracając wzrok i posłusznie wykonując jego polecenie podchodząc też do szafki, w której przechowywała porcelanę i inne bzdety kuchenne tak bardzo potrzebne w życiu codziennym i wyjęła dwa sporawe kubki ozdobione jakimś zabawnym napisem. Postawiła je tuż przed Alexem, i z ciekawością zerknęła na termos, z którego unosił się cudowny zapach czekolady, którą tak Wandzia kochała. Zgarnęła przedmiot do siebie i siłując się przez chwilę z pokrywką otworzyła ją i wciągnęła zapaszek słodyczy w nozdrza, przenosząc się jednocześnie do krainy dzieciństwa. - Mmm, przyjemnie pachnie. Nie przyszłoby mi do głowy, że umiesz przyrządzić coś tak wspaniałego. – Powiedziała w międzyczasie czując lekkie rozbawienie, podczas gdy ta nalewała płynny afrodyzjak do dwóch naczyń, z którego jedno podsunęła Hallowi, a drugie zostawiła dla siebie. Termos na ten czas zamknęła, by gorąca ciecz nie wystygła, a kubek objęła dłońmi i dalej stojąc – a tam, walić krzesła – zamoczyła usta w słodyczy i przymknęła oczy przez chwilę dosłownie rozkoszując się smakiem. Na twarzy dziewczyny wystąpiły rumieńce, a kącik ust delikatnie zadrgał, zupełnie jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ktoś odmienił na nowo postrzeganie Whisperówny. Gdy ta otworzyła oczy jej wzrok padł na przystojną twarz Czarodzieja – można w nich było dostrzec wesołe ogniki, które zaraz zgasły, gdy padło pytanie dotyczące jej brata. - Wyprowadził się. Na jakiś czas. Także mieszkam tu sama… – Słowa wydobywające się z jej ust powoli kłuły coraz bardziej Krukonkę w serce, dlatego też, ta odwróciła się odrobinę i oparła biodrem o wysoki i masywny stół, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. Nie chciała robić scen, jednak autentycznie zrobiło się jej przykro, że odkryła, że została sama, samiuteńka ze swoimi problemami. - Przepraszam. Nie chciałam wprowadzać takiej atmosfery. – Zerknęła na mężczyznę przez ramię, pozwalając aby jeden zbłąkany kosmyk padł jej na bladą twarz. Jej kącik znów zadrżał. - Naprawdę cieszę się, że wpadłeś. Nie spodziewałabym się Ciebie. I jeszcze raz dziękuję za list. – Powiedziała już ciszej, kompletnie nie rozumiejąc co się dzieje z jej żołądkiem. Czuła jakby ten się czegoś domagał. Zignorowawszy go, upiła jeszcze jeden łyk słodkości.
Alex Hall
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Nie 02 Lis 2014, 00:10
Gotowanie było talentem, który niewielu przypisywałoby osobie Alexa, a on sam nie chwalił się na prawo i lewo, że lubił od czasu do czasu postać przy garnkach. Tym większe wywoływał zaskoczenie, zwykle przyjemne. Jak teraz. Od samego wejścia nietrudno było się domyślić, że panna Whisper znajdowała się w stanie co najmniej „przybicia posypanego szczyptą zgonu”. Wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił, gdy odkręciła termos i powąchała jego zawartość, na chwilę stając się bardziej taką Wandą, jaką miał okazję ją ostatnio widzieć, a nie tą smutną ubraną w czerń istotą. - Eliksiry nie są moim jedynym hobby – stwierdził, ciesząc się w duchu, że jednak wziął ze sobą ten termos. Dłuższą chwilę wydawał mu się niezwykle kretyńskim pomysłem, ale konfrontacja z rzeczywistością pokazała aurorowi, jak bardzo się mylił. - Na zdrowie – dodał, biorąc drugi z pełnych kubków i zanim upił łyk, dłuższą chwilę przyglądał się twarzy dziewczyny. Zadziwiające, jak łatwo można było uszczęśliwiać ludzi, gdy użyło się odpowiednich środków. Alex wreszcie skierował z powrotem spojrzenie na własny kubek, opierając jego brzeg o dolną wargę i powoli wziął łyk. Konsystencja była w sam raz, a gorzkawa słodycz rozpływająca się na języku powoli wypełniała szczęściem. I po co komu Felix Felicis, gdy miało się gorącą czekoladę? Wiadomość o tymczasowej wyprowadzce Doriana sprawiła, że mężczyzna gwałtownie zmarszczył brwi i wykrzywił usta w geście odrazy. - A to gnój – stwierdził krótko, zanim mózg zdążył przefiltrować słowa. Zdając sobie sprawę, co powiedział, dodał pospiesznie – Wiem, że to twój brat, kochasz go i tak dalej, ale wciąż twierdzę, że zachował się jak pospolity skurwiel. Spojrzenie zielonych oczu na powrót zwróciło się ku Wandzie, w ciele ich właściciela pojawiło się napięcie. - Nie masz mnie za co przepraszać, to ja ci wlazłem z butami w dzień – stwierdził, odstawiając swój kubek na stół i krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Zastanawiałem się, czy po prostu nie napisać kolejnej sowy i mało brakowało, a pewnie bym tak zrobił, ale... Chyba chciałem zobaczyć na własne oczy, co się u was dzieje. Nie przeżyłem tego samego co wy, ale wiem, jak to jest nie mieć rodziców – wzruszył nieznacznie ramionami, jakby to miało w jakiś sposób załagodzić wydźwięk słów, które właśnie powiedział, wywlekając na światło dzienne to, o czym w tej chwili raczej nie powinni rozmawiać. Wanda na pewno nie chciała.
Wanda Whisper
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Nie 02 Lis 2014, 11:20
I ona cieszyła się, że mężczyzna pomyślał o czymś tak zwykłym i przyziemnym jak termos z gorącą czekoladą, która jak widać jest lekarstwem na wszystko. Nie tylko na ból brzucha, rozstanie z chłopakiem ale i potrafi odciągnąć od tak strasznego wydarzenia jakim jest śmierć ojca. Dlatego też z lubością dziewczyna kosztowała ów słodyczy, starając się cieszyć nią jak najdłużej. Na szczęście nie była zbyt gorąca, więc nie miała problemów z poparzonym językiem, o. Krukonka uniosła wzrok akurat w momencie, gdy Alex badał jej twarz, zupełnie jakby chciał sprawdzić czy z nią wszystko w porządku. Nie było, ale ta nie wyprowadzała go z błędu, tylko dalej raczyła się słodkością, która na moment przywróciła zadowolony uśmieszek. Uśmiech poszerzył się, gdy ta usłyszała jak Auror nazwał jej brata, co trafnie ujął jednym słowem. Kiwnęła głową, nieomal parskając śmiechem, mimo, że sytuacja była patowa. - Nic nie szkodzi, naprawdę. Zachował się okropnie i egoistycznie, ale taki jest sposób jego działania. Nie będę go przetrzymywać tutaj na siłę, jeżeli tego nie chcę. Aczkolwiek, to… To jest po prostu krzywdzące. – Jej głos pod koniec wypowiedzi wyraźnie się załamał, ale ta jakby tego nie zauważyła. Zamknęła na moment oczy i odetchnęła raz czy drugi, by się nieco uspokoić. Upiła jeszcze spory łyk płynnego szczęścia i zwróciła oczy ku mężczyźnie stojącego naprzeciwko niej. Wanda znowu poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca, które zaczęło nieco szybciej bić, zupełnie jakby przez atmosferę, która robiła się coraz bardziej intymna. W końcu nie z każdym rozmawia o śmierci bliskiej osoby. Poza tym słysząc i o tym, że Alex wychowywał się bez rodziców automatycznie zrobiło się jej jakby smutniej, co można było zauważyć – wystarczyło spojrzeć na jej twarz, na zmarszczone czoło i drżące kąciki ust. Przez moment dziewczyna miała ochotę wtulić się w niego i powiedzieć, że jej również jest przykro, jednak nie zdobyła się na to. Przynajmniej teraz. Zamiast tego powiedziała tylko. - Nie wiedziałam… Przykro mi. Naprawdę. – Słowa były szczere, powiedziane z głębi serca, a nie na odczepnego, bo tak trzeba. Jak widać nie tylko ona miała trudne dzieciństwo. Co za ‘ulga’! - Mówi się, że człowiek po części jest przygotowany na śmierć bliskich osób. Ale to nieprawda. Nieważne czy straci się przyjaciela, kota czy rodzica. To wszystko boli tak samo. – Jej spojrzenie powędrowało za okno, chcąc jeszcze uchwycić ostatnie blaski wakacyjnego słońca, które teraz po części oświetlało jej twarz. Jej dłoń przesunęła się nieznacznie po blacie stołu, a ona jakby gwałtownie odwróciła się w jego stronę i by widocznie zmienić temat na bardziej neutralny skoczyła do kredensu i wyjęła jeden ozdobny talerz, na który to zaczęła wykładać dopiero co upieczone kruche ciasteczka. Robiąc to oczywiście znalazła się bliżej Aurora, bo tacka z pysznościami akurat znajdowała się po jego stronie, toteż niewykluczone iż otarła się o niego raz czy dwa ramieniem. Oczywiście nieumyślnie, jednak czując dotyk faceta drgnęła lekko niczym porażona prądem. Wypełniony talerzyk po brzegi podsunęła w jego stronę, a ona sama zebrała brudne naczynia i rach ciach wrzuciła do zmywarki. Wracając do niego, oparła się znów tak jak przedtem biodrem o blat i zerknęła najpierw na jego twarz, potem na ciastka. - Częstuj się. Możesz je bezpiecznie zjeść, nie są naszprycowane niewiadomo jakim specyfikiem. Na to nie miałam czasu. – Dodała już nieco żartobliwiej, mając na myśli ich ostatnie spotkanie, kiedy to Hall udzielał jej korepetycji z eliksirów, których to kompletnie nie potrzebowała. Na moment na jej twarzy znowu pojawił się uśmiech, subtelny i uroczy.
Alex Hall
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Nie 02 Lis 2014, 17:40
Sytuacja zdawała się zmieniać jak w kalejdoskopie – kapryśne dziecko odwracało tubę, zmuszając kolorowe szkiełka w jej wnętrzu do układania się w nowe wzory. Światło bawiło się na krawędzi ostrych brzegów, pieszczotliwie rzucało plamy barw na ścianki. Bywały takie momenty, gdy Alex żałował, że nie mógł przyrównywać siebie do stereotypu silnego mężczyzny, odczuwającego jedynie głód i zmęczenie. Nic z tego bałaganu uczuć kłębiących się pod czaszką nie było mu potrzebne do życia. Tak jak kiedyś planował mógłby się uniezależnić od wszystkich, w pełni oddać pracy na rzecz społeczeństwa, wobec którego miał ogromne obowiązki i pozostawić po sobie wyraźny ślad. Niestety ludzie i powiązania z nimi, a konkretniej jedno, wyjątkowe i zakorzenione w podstawie jestestwa aurora, nie pozwalało mu na ten rodzaj egoizmu. Mógł mieć tylko nadzieję, że metaforyczny granat, który nosił przy sobie o każdej porze dnia i nocy, nie wybuchnie mu kiedyś w rękach. Brutalnie dopychając je kolanem w kąt umysłu, Alex odsunął od siebie uczucia nakazujące zareagować na krzywdę, którą przed sobą widział. Nie mógł odwrócić skutków tego, co się stało, więc by chronić samego siebie, wetował niektóre reakcje. Auror potarł kark, błądząc spojrzeniem w przypadkowym kierunku. - Nie opowiadam o tym na prawo i lewo – zaczął w odpowiedzi na słowa Wandy. - To i skąd miałaś wiedzieć. Nigdy ich nie znałem, w to miejsce wszedł po prostu ktoś inny. Z wyraźnym zainteresowaniem zerknął na podsunięty talerz ze świeżo upieczonymi słodkościami, choć nie sięgnął po nie od razu. Chyba wspomnienia sernika z amortencją wciąż pozostawały zbyt świeże w jego umyśle. - Mam pani uwierzyć na słowo, panno Whisper? - spytał z uniesieniem brwi, gdy Wanda precyzyjnie zaadresowała jego małe obawy. Bez dalszych oporów wziął jedno z ciastek, żując je przez chwilę z wyraźnym zadowoleniem wygładzającym rysy. Wreszcie mruknął z uznaniem, pokazując Krukonce kciuk w górę. - Powiedz mi – zaczął, opierając dłonie o blat stołu. - Zabezpieczyliście się jakoś po tym wszystkim? Alarm, fałszoskop, zaklęcia? Nic nie zauważyłem, ale wolę spytać, bo może schowałaś w szopie trolla.
Wanda Whisper
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Nie 02 Lis 2014, 18:11
Krukonka wolała nie dopytywać o to gdzie wychowywał się auror, kto mu zastąpił rodziców. Jeżeli ten nie ma ochoty o tym opowiadać, to ta nie będzie naciskać – proste, klarowne zasady, których ta przestrzega. Uśmiechnęła się na widok Alexa, który wzrokiem pochłaniał jej wypieki i tylko skinęła głową na znak, że może je bezpiecznie jeść. Już dawno porzuciła nieczyste zagrywki, bo stwierdziła, że co ma być to będzie. Nie warto bawić się w eliksiry, skoro ich działanie za jakiś czas może wygasnąć. A co wtedy? Dlatego też zaraz parsknęła urywanym śmiechem, gdy zauważyła jego kilkusekundowe wahanie. No tak, nie miał podstaw do tego by jej wierzyć, w końcu wtedy zachowała się kompletnie nieodpowiedzialnie. Ale cóż, młoda i głupia była. Ona z kolei straciła ochotę na ciastka, w końcu w międzyczasie wypiła cały kubek gorącej czekolady, więc stwierdziła w duchu, że słodkości jej na dzisiaj starczy. No, może do momentu gdy nie zostanie sama w domu, a od ścian nie będzie się odbijać dołująca muzyka poważna. Z rozmyślań znowu wyrwał ją głęboki głos mężczyzny, który zapytywał ją o różnego rodzaje zabezpieczeń. W pierwszej chwili Wandzie skojarzyło się to z innym rodzajem zabezpieczenia, dlatego też pierwsze co zrobiła, to posłała pytające spojrzenie w jego stronę. Zaraz jednak połączyła jedno z drugim i pokręciła łepetyną wprawiając w ruch ciemne włosy. - Och, szczerze mówiąc nie, nie kojarzę zbytnio. Może coś takiego było, ale…nie jestem pewna. Kompletnie o tym nie myślałam. – Zaczęła gorączkowo się tłumaczyć, przeszukując jednocześnie umysł w poszukiwaniu czegokolwiek, co mówiłoby jej jednoznacznie, że ktoś zadbał o jej bezpieczeństwo. Dziewczyna w jednej chwili spanikowało – blada twarz wyrażała niejaki szok, a palce zacisnęły się na blacie stołu. Starała się oddychać miarowo, by się nieco uspokoić. Zaczęła rozglądać się za swoją różdżką.
Alex Hall
Temat: Re: Smutek ma smak czekolady. Nie 02 Lis 2014, 19:06
Niestety spodziewał się takiej odpowiedzi, ale wciąż skrzywił się lekko, gdy dziewczyna potwierdziła jego obawy, że nikt nie zatroszczył się o zwiększenie bezpieczeństwa mieszkańców domu. Właśnie przez takie głupie niedopatrzenia często ginęli ci, którzy wciąż mieli przed sobą perspektywę długiego życia. Rozpoznając oznaki szybko nadchodzącego ataku paniki, Alex położył dłoń na ramieniu Wandy, mając przelotną nadzieję, iż to wystarczy, by zwrócić jej uwagę. - Powoli, wdech i wydech – powiedział spokojnie, z łatwością wchodząc w tryb aurora. Szybka kalkulacja pokazała, że w sytuacji, gdy nie zagrażało nikomu bezpośrednie i rychłe niebezpieczeństwo, mógł poświęcić chwilę na poprawienie stanu psychicznego towarzyszącej mu osoby. Patrząc w ciemne oczy panny Whisper, wziął razem z nią kilka oddechów. Wreszcie uśmiechnął się i z krótkim: - Zuch dziewczyna – odwrócił się w stronę krzesła, na które wcześniej zarzucił kurtkę. Spod poły wyciągnął różdżkę z ciemnego drewna, która choć z kilkoma głębokimi rysami na rączce wciąż wyglądała na zadbaną i regularnie polerowaną. Obrzucił krótkim spojrzeniem garderobę Wandy, po czym bez słowa narzucił jej na ramiona skórzaną kurtkę przesiąkniętą do pewnego stopnia zapachem czekolady. Nie myślał w tym momencie o jej wartości sentymentalnej, działał z obrzydliwym, skutecznym praktycyzmem, którego wyuczył się dzięki szkoleniom i późniejszej pracy. - Wkładaj papucie, byle żwawo – zarządził tonem, który choć nie brzmiał jak dyktatorski rozkaz, nosił w sobie znamiona charyzmy sprawiającej, że większość osób wykonywała polecenia bez szemrania. Obrócił różdżkę w palcach, dając Krukonce chwilę na odnalezienie i wsunięcie kapci na nogi, po czym wyprowadził ją na zewnątrz przed próg domu. Zbliżające się późne godziny popołudniowe dały o sobie znać delikatnym chłodem pełznącym tuż przy ziemi, poświatą słońca chowającego się gdzieś za niedalekim wzniesieniem. - Pokaż mi mniej więcej waszą granicę.
Czując na swoim ramieniu ciepłą i dużą dłoń Aurora dziewczyna szybko zwróciła wzrok w jego stronę, bo czuła, że tak powinna zrobić. Do tego jego uspokajający głos, jakby nakazujący jej uregulowanie rytmu oddychania, co poszło jej wyjątkowo łatwo zważywszy na fakt, że miała przed sobą nie lada ciacho. Jeden głębszy wdech, drugi, trzeci , a serce Wandy powoli wracało do swojego spokojnego ruchu. Mimo wszystko, na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec, który chcąc skryć siłą rzeczy dodał jej uroku, jak i zdrowego charakteru. Pokiwała zaraz po tym zabiegu głową z niejaką wdzięcznością i spojrzała gdzieś w bok, bo mimo wszystko takie zachowania w jakiś sposób na nią działają. Zwłaszcza gdy osoba, która się Tobą – przynajmniej w tej chwili interesuje jest ktoś, za kim wodziłaś wzrokiem ileś miesięcy temu. Widząc jednak, że ten się zbiera, chwyciła wcześniej odnalezioną różdżkę w dłoń i zacisnęła na niej palce, na nowo chyba odnajdując w sobie Czarownicę, którą przecież była. Jak widać jednak od momentu śmierci jej ojca, przestała tak o sobie myśleć i jedyne czego pragnęła to spokoju, a nie szkoły, ciągłego pisania referatów, czy uczenia się bezsensownych zaklęć, które nijak się mają z rzeczywistością. Zdusiła jednak w sobie kolejne niemiłe przekleństwo, które lada chwila a wypłynęłoby jej z ust i poprawiła kurtkę przesiąkniętą nie tylko czekoladą, ale i swoistym zapachem mężczyzny. Wdychając niby to przypadkiem ów opary, ręka jej drgnęła gdy pochylała się by zabrać cięższe, czarne buty, które raz – dwa znalazły się na jej stopach. Wychodząc z domu obłok chłodu trafił ją prosto w twarz, dlatego też pierwszą reakcją dziewczyny na atmosferę było zmarszczenie noska i wykrzywienie warg. Po chwili jednak całkowicie przyzwyczaiła się do panującej aury i przechodząc kilka metrów przed Alexem poprowadziła go na obrzeża lasku, z którym to ich chatka sąsiadowała. Przez ten czas nie mówiła kompletnie nic, komentarze wolała zachować dla siebie. Poza tym panująca cisza przerywana tylko ich zmieszanym oddechem i łamiącymi się gałązkami pod naporem ich stóp kompletnie jej nie przeszkadzała. Ta cisza była ukojeniem. Do momentu, gdy dziewczyna podeszła do ledwo widocznego płotu, gęsto skrytego za zielonym listowiem, który jak widać oddzielał ch zarówno od sąsiadów jak i od reszty świata. Ogród Whisperów mimo wszystko był bardzo zadany. Kilka drzewek owocowych, krzaki równo przycięte co do listka i mnóstwo rabatek z kwiatami tak różnymi, że aż od patrzenia na nie mogła rozboleć głowa. Tam rosły kolorowe tulipany, z długimi i smukłymi łodyżkami, a jeszcze gdzie indziej róże, piękne i mamiące zapachem. Słowem wszystko miało swoje miejsce, a ogródek choć sporawy i tak sprawiał wrażenie uroczego. - To tutaj. Widzisz tą siatkę? Całe domostwo jest nią otoczone, więc możemy na spokojnie przyjąć, że to jest nasza granica. Można oczywiście dodać do tego kilka metrów, dla zwiększenia bezpieczeństwa. – Powiedziała spokojnie, kierując uwagę Halla najpierw na siebie, a potem na wskazane przez nią miejsce. Nie czekając na jego reakcję, sama wyciągnęła różdżkę przed siebie i najpierw niepewni, zupełnie jakby zastanawiała się czy w ogóle powinna coś takiego robić – w końcu teraz tylko ona tutaj przebywa… Więc wielkiej straty by nie było. Przełknęła jednak czarę goryczy i wycelowawszy w odpowiedni obiekt mruknęła. - Protego totalum. Salvio Hexia. – Z końca drewnianej laseczki błysnęła ledwo widoczna mgiełka, a całe terytorium powinno zostać objęte magiczną barierą. Wanda była bardzo skupiona na swoim zadaniu, które wcześniej tak naprawdę zignorowała, uznając je za niepotrzebne. Dlatego też teraz chcąc pokazać, że jakoś sobie radzi, posłała wdzięczne spojrzenie w stronę Aurora, który jej towarzyszył.
Znajoma sytuacja i poczucie, że faktycznie mógł zrobić coś, co się liczyło, w mgnieniu oka wpłynęły na poprawienie samopoczucia aurora. Wcześniej może i się uśmiechał, próbował przyjąć postawę wsparcia, ale z każdą chwilą rosło w nim przekonanie, że zwyczajnie nie potrafił tego robić. Uczucia i zgłębianie tajników ludzkiej psychiki nie należały do jego mocnych stron. Tak sądził i jak dotąd nic nie kazało mu głębiej zastanowić się, czy faktycznie była to prawda. Alex nie widział potrzeby, by przerywać ciszę, która zapadła między nim a Wandą, gdy wyszli na zewnątrz. Był to ten rodzaj milczenia, jaki otulał zainteresowane osoby miękkim kokonem spokoju, zwalniał niepotrzebne myśli, pozwalając na skupienie uwagi w konkretnym kierunku. Idąca kilka kroków przed nim młoda Whisperówna szła sprężystym, pewnym krokiem – stwarzała obraz zdecydowania tak odmienny od kulącej się w sobie osoby, którą kilka chwil wcześniej zawrócił z drogi ku atakowi paniki. Danie jej konkretnego zadania zdało się zdziałać cuda. Hall zawsze uważał, że najlepszym sposobem na zwrócenie czyjejś uwagi w sytuacji stresowej i opanowanie sztormu emocji grożących utopieniem, było właśnie wskazanie celu, zaoferowanie funkcji, która pozwalała osobie pozostać dwiema nogami na ziemi. - Jasne – rzucił auror, kiwając lekko głową, po czym jego wzrok powędrował wzdłuż wskazanej siatki. Otwierał już usta, by dodać, że mogła rzucić wszystkie obronne zaklęcia, jakie tylko przychodziły jej do głowy, ale Wanda instynktownie zdała się wyczuć, co w tej sytuacji powinna robić. Alex pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech. Krukonka momentami chyba nie zdawała sobie sprawy, ile miała w sobie odwagi, by nie wcisnąć się w kąt, jak miała święte prawo po wszystkich okropieństwach, które jej się przydarzyły. Mężczyzna wymamrotał cicho formułę zaklęcia, które spłynęło z końca różdżki niewielką srebrną kulą i upadło pod siatką. Jak rozwijający się kłębek wełny pomknęło wzdłuż niej, zostawiając za sobą wyraźną, cienką linię. Gdyby ktoś nie wiedział, że tam była, nawet nie zauważyłby jej między źdźbłami trawy. - Jeśli ktokolwiek, kto źle życzy osobom w jej wnętrzu, przekroczy tę linię, podniesie się alarm – zaczął wyjaśniać dopiero, kiedy Wanda na chwilę przestała rzucać zaklęcia. - I nie mam tu na myśli zazdrości o nową sukienkę czy mało istotnych rzeczy. Żądza mordu, chęć fizycznego skrzywdzenia. Przed takimi rzeczami cię ostrzeże, a wtedy najlepiej, żebyś wskakiwała w kominek i wynosiła się na drugą stronę globu – dodał, nie siląc się na ton rozbawienia, jakim nawykł rozładowywać napięte sytuacje. Choć raz, powaga była jak najbardziej na miejscu. - Zaklęcia obronne oczywiście się przydadzą – ciągnął, zerkając przez ramię na dom – ale sprytny, utalentowany czarodziej prędzej czy później da radę obejść je w ten czy inny sposób. Nawet zaklęcie Fideliusa niczego nie gwarantuje. Bezwiednie uniósł dłoń, pocierając kark w odruchu, którego nie mógł się wyzbyć. - Ale się zapędziłem i pewnie tylko bardziej psuję ci humor. Dobrze się spisałaś.
Ciemne spojrzenie dziewczyny tylko wodziło za końcem różdżki Aurora, która lekko i zgrabnie unosiła się w powietrzu za sprawą zręcznych jak mniemam dłoni mężczyzny, na którego od czasu do czasu również zerkała. Obserwowała jak cienka nić rozwija się i oplata swoją mocą jej dom i okolice, by ta była bezpieczna. Szczerze mówiąc Wanda takiego zaklęcia jeszcze nie znała, toteż jedyne na co było ją stać w tej chwili to na uniesienie brwi i kiwnięcie głową. Wiedziała doskonale, że z obronnymi zaklęciami nie ma żartów, że nie chodzi tu o zwykłą zazdrość, a faktyczną chęć wyrządzenia komuś krzywdy. Przez moment jej wzrok znowu zawisł na nitce, by potem podnieść się na dobrze znaną jej twarz Czarodzieja, który trochę się zapędził i jakby machnięciem dłoni zbył jej starania o ochronę domu. Dziewczyna jednak nie pokazała, że zrobiło się jej autentycznie przykro – chociaż w głębi ciała poczuła jak żołądek odmawia jej posłuszeństwa, a kąciki ust chcą opaść. Powstrzymała się jednak od powiedzenia czegoś co mogłoby jeszcze bardziej popsuć atmosferę i uśmiechnęła się uroczo, szczerze, wiedząc, że Alex nie miał nic złego na myśli. Trzymając swoją różdżkę w dłoni przeszła kilka kroków dalej, mrucząc ze dwa czy trzy zaklęcia, które jeszcze przyszły jej do głowy, by zaraz też przyjąć niejaki komplement od mężczyzny, na którym znowu zawisł jej wzrok, tym razem wtedy kiedy ta znalazła się odrobinę bliżej. - Dzięki Tobie moje samopoczucie jest o wiele lepsze, naprawdę. Nie przejmuj się takimi głupotami, robię tylko to czego się nauczyłam. – Powiedziała, zniżając głos podczas gdy jej piwne tęczówki badały każdą zmarszczkę, wgłębienie czy element cery pana, który znajdował się przed nią. W jej nozdrzach dalej utrzymywał się zapach czekolady zmieszanej z zapachem Halla, który głęboko wryje się w pamięć Krukonki. Teraz jednak opiewał ją delikatnie, przez co ta faktycznie czuła się lepiej. Na dowód tego jej ładną twarz znowu wykrzywił lekki uśmieszek. Zanim tamten jakoś zareagował na jej zmianę nastroju ta odwróciła się i ponownie skierowała w stronę domu. Szła wolniej niż przedtem, by w razie czego Auror mógł ją dogonić jeżeli tylko chciał. - Czy to już wszystko co mogłabym zrobić w otoczeniu domu? Czy coś jeszcze mi się przyda? – Spytała jeszcze praktycznie, gdy Alex znalazł się przy niej.
Choć Wanda zbyła jego ostatni komentarz, Alex był więcej niż przekonany, że opacznie zrozumiała słowa, które powiedział. Nic dziwnego, w końcu nie można go było określić mistrzem taktu i umiejętnego dobierania słów – dyplomatycznym przekazywaniem informacji w ich pokręconym duecie/rodzinie zwykle zajmował się William. Tak było lepiej dla dobra szeroko pojętego ogółu, biorąc pod uwagę, że wystarczyło jedno spojrzenie z jego strony, a w jakiś niezrozumiały sposób wszystkich opuszczała chęć mordobicia. Alex był przekonany, że gdyby się naprawdę do tego przyłożył, jego przyjaciel w przeciągu tygodnia zaprowadziłby pokój na świecie. A w przerwie na herbatę rozwiązał problem głodu i wyleczył raka samym uśmiechem. Taki był z niego chodzący promień słońca. Nie siedział teraz jednak z Williamem w zaciszu niewielkiego salonu w londyńskim mieszkaniu, a zajmował się bezpieczeństwem domu Whisperów. Z Wandą, która za cel chyba właśnie obrała sobie zapisanie w pamięci jego twarzy ze wszystkimi szczegółami. Przyglądała się mężczyźnie z intensywnością, jaką rzadko kto potrafił wytrzymać – Alex należał do grupy szczęśliwych wyjątków. W tym okresie swojego życia, gdy regularnie i bezczelnie flirtował z każdym, kto wydał mu się interesujący, nauczył się, że dłuższy kontakt wzrokowy potrafił zdziałać cuda. Zwykle cuda te oznaczały, że wracał nad ranem do domu. Jakoś nie potrafił przespać całej nocy w cudzym łóżku. Gdy Wanda ruszyła z powrotem w stronę domu, bez zastanowienia podążył za nią, z łatwością równając krok. Różdżkę wsunął do kieszeni, plecy wyprostował bardziej niż zwykle i lekko odchylił głowę, z lubością biorąc łyk chłodnego, rześkiego powietrza. W Londynie wszystko pachniało inaczej. - Wiesz – zaczął, zapytany o dodatkowe środki bezpieczeństwa – to zależy czego oczekujesz po swoich zabezpieczeniach. Mogłabyś posadzić jadowite tentakule, ale z nimi bywają problemy, bo próbują ugryźć każdego. Troll-ochroniarz w szopie to smród porównywalny do sterty smoczego łajna. Nie myśl sobie, że cię zbywam, naprawdę widziałem ludzi, którzy tak robili. Do dziś się wzdrygam, jak pomyślę o tym trollu – urwał na moment, kątem zielonego oka zerkając na czubek ciemnej głowy panny Whisper. - Fosa byłaby niezłym pomysłem, jeśli lubisz zajmować się zwierzakami. Mugole mają świetny gatunek ryb, nazywają się piranie. Krokodyle też byłyby niezłe, czarodzieje nie spodziewają się takich rzeczy. Cudowne gadziny, uwielbiałem o nich czytać za dzieciaka – ostatnie zdanie dodał bardziej do siebie, ściszonym głosem, uśmiechając się przy tym szerzej, niż przewidywała ustawa. Dłoń aurora znalazła się na ramieniu Krukonki, przypadkiem przyciągając ją bliżej ciepłego ciała mężczyzny. - Najgorsze jest to, że wszystko co powszechnie dostępne, jest znane każdemu – podjął dalej tonem, w którym dało się wyczuć pewne stonowanie. - Skuteczna obrona jest niekonwencjonalna, taka jakiej nikt się nie spodziewa. Nie musi zadawać wielkich obrażeń, czasem wystarczy, żeby dała ci kilka chwil, kiedy potencjalny napastnik zostanie zdezorientowany.
Dziewczyna strapiła się odrobinę, gdy zauważyła, że Auror doskonale wie, że ta dokładnie bada jego twarz. Nijak na to zareagowała, po prostu uznała, że i tak już gorzej być nie może, więc jedno spojrzenie więcej czy mnie nic jej nie zrobi. Gdy mężczyzna zrównał z nią krok, automatycznie jej spojrzenie znowu powędrowało w jego stronę, a umysł Wandy przetwarzał wszystkie słowa jej towarzysza, w którego towarzystwie czuła się wyjątkowo miło i bezpiecznie. Krukonka już zapomniała jak to jest nie martwić się niczym, czuć przy kimś swobodnie. Teraz to uczucie odżyło, dlatego też na licu dziewczyny kwitł powoli skutecznie rumieniec świadczący o zdrowiu. Teraz jednak słuchała uważnie rad Halla, a po każdym słowie wypowiedzianym przez niego mina Wandy stawała się coraz to dziwniejsza. Kącik ust jej drgał, oczy były zmrużone, zupełnie jakby zastanawiała się czy czarodziej nie stroi sobie z niej żartów. W tej sytuacji jednak chyba nikt by się nie pokusił o głupie stwierdzenia, więc jedyne na co się teraz odważyła to krótkie parsknięcie, informujące go o zabawnym akcencie. Troll czy inne dziwne stworzenia odpadały. Teraz kiedy nie ma Doriana, Whisperówna nie była pewna czy dałaby radę sama okiełznać domowe zwierzątka. O tym jednak pomyśli później, zdecydowanie później. Gdy dłoń Alexa dotknęła jej ramienia, a ciało zbliżyło się do ciepłego drugiego ciała, krew dziewczynie uderzyła do głowy, a serce niemal stanęło. Zrobiło się jej gorąco, a wzrok szatynki znowu powędrował ku górze i zatopił się w jego oczach, jeżeli ten odwzajemnił spojrzenie. Zaraz jednak uciekła gdzieś w bok, pchnęła drzwi wejściowe i na powrót znaleźli się w przytulnej kuchni Whisperów, gdzie dalej unosił się zapach smacznych ciastek zmieszanych z czekoladą. Krukonka celowo nie zdejmowała jego kurtki, ani nie odchodziła od mężczyzny, chcąc jeszcze ponapawać się tą słodką chwilą. - Rozumiem. Będę musiała się jednak zastanowić nad jedną z Twoich propozycji. Muszę przyznać, że są one dość oryginalne… Nie myślałam o czymś takim… Bardziej o zaklęciach… – Gubiąc rytm, zaczęła wyłamywać palce podczas gdy jej żołądek znowu dał znać o sobie. Jedno westchnięcie i kontynuowała. - Cóż, no dobrze, może przejrzę jeszcze kilka ksiąg, może coś znajdę… Mam nadzieję, że będę mogła prosić Cię o dalszą pomoc w ochronie domu? Alex? – Spytała go cicho, będąc blisko niego czując jak czekolada otumania jej zmysły.