|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Cam Fawley
| | | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Nie 18 Paź 2015, 12:58 | |
| Niedziela to dzień który panna Haldane spędzała na trzeźwieniu. Najczęściej trzeźwiała w ogromnym swetrze, którego poprzednim właścicielem był Alec do czasu, aż niechcący go zostawił w jej mieszkanku oraz w spodniach od piżamy w urocze chmurki. Dziś nie było inaczej. Rano poszła na spacer z Lupusem, bo mimo wszystko są kwestie sporo ważniejsze niż umieranie od wypicia zbyt dużej ilości alkoholu, aby potem zaszyć się w swoim łóżku z dobrą lekturą w dłoni. Niedziela jak to niedziela. Po południu trzeba będzie wcisnąć się w sukienkę i zjeść obiad z rodzicami, aby nie było, że jest córką wyrodną i by nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. W oczach rodziców była grzeczną dziewczynką która popadła w złe towarzystwo w wyniku czego jej ręce pokryte były tatuażami, ale dzięki Alecowi już w tym złym towarzystwie nie jest. Córeczka tatusia, siostrzyczka braciszka, złotko mamusi, nieszczęście Saraid. Czymże byłyby rodzinne spotkania bez obecności Leslie? Kto powiedziałby starszej siostrze, że jej tyłek wcale nie wygląda dobrze w tej sukience? No kto? Żodyn. Żodyn inny nie odważy się na odrobinę brutalnej szczerości, bo każdą inną osobę Sara by udusiła. Ach, jak cudownie być najmłodszą! Po obiedzie zapewne znów zaszyje się w mieszkaniu aby dokończyć czytanie tego kryminału który pożyczyła od koleżanki z pracy. Taki był plan. Są jednak takie niedziele, gdzie cały misterny plan idzie w pizdu. I to właśnie była taka niedziela. Wiedziała o tym już w chwili kiedy nieznana jej sowa zaczęła walić dziobem w kuchenną szybę przypominając przy tym upartego dzięcioła. Z ciężkim westchnieniem wpuściła ptaszysko do środka, odwiązała liścik i na chwilę zamarła. Camdelius Fawley. Tysiące zbędnych złośliwości przetoczyło się przez jej rudą główkę, ale zostały one zepchnięte na dalszy tor, bo poczuła strach. I panikę. On nie prosił jej nigdy o pomoc. Nigdy. Skoro więc zdecydował się na ten krok to coś musiało być na rzeczy. Ruszyła pędem w kierunku półeczki na której czyste, złożone w kosteczkę spodnie czekały na włożenie. Zamieniła różowe chmureczki na dżinsy zapominając na chwilę o czymś tak mało istotnym jak bielizna. Po skarpetki jednak sięgnęła, bo chodzenie bez nich w trampkach nie ma zbytnio sensu. Złapała jeszcze swoją torbę ze swoim uzdrowicielskim sprzętem i głaśnięciem uspokoiła charta patrzącego z niezrozumieniem na jej pośpiech. No bo jak to tak? Pośpiech w niedzielę? Ledwie zamknęła za sobą drzwi a już upewniła się czy nikt jej nie widzi, by teleportować się w pierwszą ciemną uliczkę obok kawalerki czarodzieja. Potem biegiem pokonała dzielące ją schody od niewielkiego mieszkanka na poddaszu. Nie czekając na zaproszenie i kompletnie ignorując zasady dobrego wychowania mówiące o czymś takim jak pukanie. Po prostu weszła rzucając niepewnie w powietrze: - Cam? - kierując się przy tym w stronę gdzie jej zdaniem powinna być sypialnia. I nie pomyliła się. Widząc rozłożonego na łóżku czarodzieja mimowolnie skrzywiła się z niesmakiem. Sporych rozmiarów rana na brzuchu najwidoczniej się otworzyła i sączyła się z niej powoli krew. - Takie rany same się nie goją, Fawley - wymamrotała kładąc torbę obok łóżka i zaraz wyciągnęła z niej okulary w grubej oprawce i gumowe rękawice. Specjalny specyfik w słoiczku też wyciągnęła i chwilę później mamrocząc pod nosem odpowiednie formułki zaklęć które sprawiły iż rana się oczyściła aby potem fałdy skóry powoli znów zaczęły się ze sobą stykać. Gdy już jej się to udało, a trwało to długo, naprawdę długo, wysmarowała ranę okropną, jasnozieloną mazią która wspomagała proces regeneracji i nie pozwalała, by niewidzialne szwy znowu puściły. Kiedy skończyła odrzuciła brudne rękawiczki do torby i opadła zmęczona na łóżko obok aurora średnio przejmując się tym, że prawie wszystko jest ubabrane jego "błękitną" krwią. - Nie byłeś z tym w Mungu. Ile masz jeszcze ran w których nie dopełniłeś formalności? - zapytała cicho zamykając na chwilę powieki. Procedury były całkiem proste: pogotowie radzi sobie z problemami doraźnie, w Mungu długoterminowo. Niektóre rany potrzebowały sporo więcej czasu i uwagi od innych, a pracownicy CPRu nie mieli ani tego ani tego by zając się wszystkim dokładnie. Dlatego dawali skierowania do magicznego szpitala, aby wszelkie problemy ciała rozwiązać tam skuteczniej. Wszyscy o tym wiedzieli. Wszystkich swoich pacjentów pilnowała, aby prędzej czy później się tam zgłosili. Cam jednak nie był jej pacjentem. Owszem, pracowali ze sobą dwa tygodnie, ale nie odniósł przy niej żadnych obrażeń. Potem nie chciała z nim współpracować. Suzie wróciła z urlopu, a spędzanie czasu z tym mężczyzną było dla niej nie do zniesienia. Był zbyt bardzo w jej typie. Był dokładnie takim facetem jakiego potrzebowała. Tyle, że był najlepszym przyjacielem jej brata więc nawet nie opłacało się fantazjować. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Pon 19 Paź 2015, 10:42 | |
| Fawley wychodził z założenia, jak również lwia część męskiej populacji, że skoro nie umiera, to nie musi chodzić po lekarzach. Problem w tym, że w dniu dzisiejszym umierał, nie mając przy tym pojęcia, że takie umieranie boli jak skurwysyn. Nie znał się na uzdrawianiu, bo gdyby się znał, już dawno coś by z tym zrobił. Po wczorajszej akcji po prostu wypił jakiś doraźny eliksir, który uśmierzył cierpienie i padł na łóżko, by rankiem obudzić się w koszulce przesiąkniętej jego własną krwią. Ściągnął ją, krzywiąc się z bólu i odrzucił na podłogę nie patrząc nawet gdzie spadła. Większą uwagę poświęcił swojemu brzuchowi, z którego sączyła się powoli czerwona posoka. Ale w zasadzie, to skąd ta rana? Przecież wczoraj nikt nie rzucał w niego klątwami, które mogłyby być jej przyczyną. Ostatni raz w brzuch dostał... No tak, dwa tygodnie temu. Szlag by to. Wyciągnął rękę po różdżkę, leżącą na nocnym stoliku i przywołał pergamin i pióro. Sam nie poradzi sobie już z taką raną, więc chociaż nienawidził prosić o pomoc, wiedział, że to jedna z tych sytuacji, w których trzeba odepchnąć dumę gdzieś na bok. Mógłby napisać do Suzie, ale jakoś nie miał ochoty na to, by się z nią dziś widzieć. Od czasu, kiedy poszła na urlop, a potem, kiedy już z niego wróciła zbywał ją i unikał, chociaż sam nie wiedział skąd mu się to wzięło. Poza tym, nie umniejszając blondynkom, zawsze uważał ją za głupiutką dziewczynę, która jest uzdrowicielem tylko z przypadku. Mógłby napisać do Leslie, ale w głębi duszy nie chciał, żeby go oglądała w takim stanie. Ona mogłaby mu pomóc, ale z niewiadomych przyczyn panna Haldane nie wchodziła w grę. Na tym lista mu się skończyła. Nie miał pojęcia kogo innego prosić o to, by w niedzielny poranek przyszedł tu i zajął się jego poturbowanym ciałem. Odłożył pergamin na bok, ale gdy tylko poczuł jak okropny ból przeszywa jego ciało porwał go z powrotem i naskrobał w powietrzu kilka słów. Na więcej nie miał siły. Przywołał sowę, po czym zaklęciem otworzył okno i wypuścił ją, mając nadzieję, że Leslie potraktuje wiadomość poważnie i odpowie na nią. Pracowali razem całkiem niedawno przez okres dwóch tygodni i Fawley ową współpracę wspominał bardzo miło, mimo różnych obustronnych złośliwości. Musiał przyznać, że jeśli myślał, że dobrze zna siostrę swojego przyjaciela, to po prostu grubo się mylił. Panna Haldane należała bowiem do osób z ogromnym temperamentem, niekonwencjonalnym podejściem do życia (tatuaże), oraz odpowiedzią na każde pytanie. Chciałby móc powiedzieć to samo o sobie, ale przy rudowłosej uzdrowicielce wypadał zwyczajnie słabo. A teraz jeszcze żałośnie leżał w swoim pokoju i nie mógł się ruszyć, bo jakiś pacan podczas wczorajszej akcji sprawił, że otworzyła się jego niezrośnięta jeszcze, kilkudniowa rana. Trzask drzwi i pytanie rzucone aksamitnym głosem Leslie ocuciło go trochę. Zanim odpowiedział, dziewczyna już stała w drzwiach do jego sypialni i nie czekając na zaproszenie od razu wzięła się do roboty. Cam podniósł się na łokciach i z uśmiechem błąkającym się na ustach obserwował każdy jej ruch. - Wiem mamo - odpowiedział. Czuł mrowienie w miejscu w którym rana oczyszczała się i chociaż bolało nie mniej, niż przed kwadransem, to w jakiś sposób obecność Leslie skutecznie odwracała jego uwagę od tego, co czuje, a czego nie. Gdy rana była już opatrzona i posmarowana czymś zielonym co kojarzyło się Fawley'owi tylko z glutami trolla, mężczyzna opadł na poduszki z wyrazem wdzięczności na twarzy. W końcu mógł odetchnąć pełną piersią nie cierpiąc przy tym zanadto. - Po prostu nienawidzę szpitali - odrzekł krótko, wpatrując się w Haldane, która tak słodko wyglądała leżąc obok niego. Westchnął cicho. - Nie wiem, jak ci dziękować Les. Gdybyś nie przyszła to pewnie bym się przekręcił, ale jakoś wiedziałem, że przyjdziesz - posłał jej niewinny uśmiech i podłożył sobie ramiona pod głowę. - Mam nadzieję, że nie przerwałem ci jakiegoś ważnego spotkania swoją sową, bo moje sumienie tego nie przeżyje . |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Pon 19 Paź 2015, 14:42 | |
| Któż by pomyślał, że wyląduje w pościeli pana Fawley'a tak szybko. Była jednak zmęczona i wcale nie chciała z tej pościeli wstawać. Zanim tu przyszła już była zmęczona. Teraz jednak nie miała ochoty poruszyć choćby małym palcem u stopy, choć tak naprawdę miała ochotę udusić Cama za tak rażący brak subordynacji. Niektóre zasady są bezsensowne. Nie ma co tu kryć, nie wszystko zawsze musi zajebiście funkcjonować. Jednak ta zasada ze skierowaniami do Munga miała sens. Samo to, że została wprowadzona po śmierciach kilkudziesięciu aurorów w ich własnych łóżkach lub niekoniecznie własnych łóżkach ale w trakcie niegroźnego snu, co dużo mówiło o tym jak może się skończyć jej olewanie. On jednak najwidoczniej miał to wszystko głęboko w dupie. I właśnie za to chciała go udusić, bo ona w dupie tego nie miała. Nie chciała żeby cokolwiek złego mu się stało, bo wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi niezbyt dobrze by sobie poradziła z taką informacją. Sam fakt, że jego liścik wywołał u niej paniczny strach dużo o tym mówił. Zbyt dużo. - Pytałam ILE ran, Fawley, nie czemu nie poszedłeś. Ile, Cam? - westchnęła przekręcając głowę tak by móc na niego spojrzeć. I to był kolejny błąd. Leżał zdecydowanie zbyt blisko. Dlatego jak oparzona poderwała się do pozycji siedzącej i ściągnęła z nosa okulary, aby mocno ścisnąć jego nasadę. Nie trzeba wielkiego geniuszu żeby wiedzieć o czym właśnie myślała i co najchętniej by zrobiła. To jednak nieetyczne. Niech by to wszystko szlag. - Z pewnością nie opuściłabym ze względu na ciebie ważnego spotkania, więc ciesz się, że niedziele mam zwykle luźne - wymamrotała ściskając mocniej nasadę nosa. Kłamstwo dość łatwo opuściło jej pełne i lekko piegowate wargi, ale widać było brak wiarygodności. - Pokaż się. Skleję cię solidnie przed wyjściem. Jak będziesz grzeczny to nie powiem Alecowi o naszym dzisiejszym spotkaniu - znów wsunęła na nos okulary, a w długich palcach obróciła swoją różdżkę. Uklękła na materacu, ściągnęła gumkę z nadgarstka i związała nią szybko włosy w wysoki kucyk, a potem delikatnie, samymi opuszkami palców zaczęła badać fakturę pomniejszych ranek "zdobiących" jego tors. Kiedy jednak czuła twardość skóry od razu odpuszczała wiedząc, że to już się nie rozklei. Przede wszystkim starała się jednak nie patrzeć mu przy tym w oczy i powstrzymywać drżenie dłoni która tą obdukcję wykonywała. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Pon 19 Paź 2015, 15:53 | |
| Ale Cam, jak to facet za każdym razem twierdził, że małe ranki to błahostki, choć dobrze wiedział, że w świecie czarodziejów najgorsze klątwy to takie, które nie pozostawiają na ciele żadnych śladów. Przez te wszystkie lata jakoś udawało mu się nie obrywać za mocno, poza jednym razem, kiedy wyparowały jego żebra, co doprowadziło do połamania kręgosłupa. Leżał w Mungu dziesięć dni, po których obiecał sobie, że jego noga już tam więcej nie stanie. Tu nie chodziło o jakość opieki, bo ta była naprawdę, na ocenę wybitną, ale potem przez miesiąc Fawley'owi dudniły w uszach te wszystkie jęki i krzyki ludzi, którzy tak bardzo cierpieli, że nie mogli już wytrzymać i nic, nawet wszechpotężna magia nie była w stanie im pomóc. Był aurorem, zgrywał się na twardziela, ale w głębi duszy należał jednak do wcale nie tak wąskiego grona facetów, których rozczulały małe kotki i pigmejskie pufki. Coś, zarówno w tonie jak i spojrzeniu Leslie sprawiło, że zwiesił głowę a z jego warg zniknął błąkający się w ich kącikach uśmieszek. Może faktycznie źle zrobił, że zaniedbał procedury, które jasno stawiały sprawę. Może i Haldane miała trochę racji. - Ze cztery? - odpowiedział z lekkim wahaniem, jednak zupełnie szczerze. Nie miał pojęcia na co dziewczynie ta informacja, bo przecież chyba nie miała zamiaru na niego donieść? W końcu przecież przyszła tu, pomogła mu, no i znał ją praktycznie od urodzenia. Znaczy, jej urodzenia. - Ale są już stare, dawno zdążyły się zabliźnić - dodał już nieco bardziej stanowczo. Spojrzał na nią w tym samym czasie, w którym ona przekręciła głowę w jego stronę, po czym poderwała się nagle do pionu. Do tej pory praktycznie nie miał okazji by być z nią sam na sam, bo wciąż otaczali ich pracownicy ministerstwa, jednak teraz odkrył, że fakt, iż była tak blisko i nie mieli żadnych świadków nie jest wcale taką łatwą sprawą. Leslie, co nie było wcale odkryciem roku, była wyjątkowo atrakcyjną, młodą dziewczyną. No tak. Młodą. Patrząc na jej plecy zadawał sobie pytanie - dlaczego ona musi mieć dopiero dwadzieścia dwa lata, a także dlaczego, na Merlina, musi być siostrą Aleca. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie te dwie, bądź co bądź najważniejsze, sprawy. Biorąc pod uwagę jak obyty był z kobietami po prostu przysunąłby ją do siebie i zwyczajnie pocałował, jak to robił z tysiącem innych panienek. Haldane nie była jednak anonimowa; Haldane nie była jednak osobą, którą można byłoby unikać tak jak Suzie. Haldane była za to osobą, która wzbudzała w nim nieodkryte dotąd uczucia, których jeszcze nie potrafił nazwać. Na jej odpowiedź tylko uśmiechnął się pod nosem. Nieodłączna złośliwość, jednak w mniej wiarygodnym wydaniu, cała Leslie. Wyciągnął ramiona z pod głowy i idąc za przykładem rudowłosej, podniósł się do pozycji siedzącej. - Ja bym odwołał nawet spotkanie z samym Ministrem Magii - powiedział po chwili wzruszając przy tym ramionami. - Gdybyś mnie o coś poprosiła. Sam nawet nie wiedział, dlaczego to stwierdzenie wyszło z jego ust. W ciągu swoich trzydziestu lat nigdy żadnej dziewczynie nie sprzedał podobnego tekstu, nawet w żartach. Ironia losu polegała na tym, że coś niewidzialnego ciągnęło go w stronę panienki Haldane, choć było to bardzo niewłaściwe. Nie uśmiechał się już, za to przypatrywał się uważnie kolejnym poczynaniom dziewczyny. Chciała go dalej sklejać? To miłe, że się o niego martwi, ale z każdym jej kolejnym dotykiem Fawley czuł, że to wszystko idzie w niepożądanym kierunku. Złapał jej dłonie i odsunął od siebie. - Zostaw, nic mi nie jest - zacisnął szczękę. Miał nieodpartą ochotę ściągnąć jej z włosów tę gumkę i zanurzyć w nich dłonie, całując jej piegowate usta. Nie mógłby jednak tego zrobić swojemu najlepszemu przyjacielowi, który, to więcej niż pewne, odciąłby mu za to jaja. - Nie musisz już nic robić, i tak bardzo mi pomogłaś. Chyba nawet nie będę w stanie się odwdzięczyć - dodał, może zbyt sztywno, niż było w jego zamiarach. Nie żałował, że posłał jej sowę. Żałował, że Leslie była Leslie, której nie mógł tknąć. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 02:11 | |
| Może miała trochę racji? Może? Pfff! Ona miała zawsze rację. Była niczym wyrocznia delficka, z tym, że swoją niemylność prezentowała każdemu kto chciał ją zobaczyć (choć to nie reguła), a nie wybrańcom których zabijała ciekawość, bo tak bardzo chcieli poznać jej opinię. Jeśli chodzi o znajomość wszelkich regulaminów to... cóż. Znała je. Bardzo dobrze je znała. Jej krytycyzm zdążył już określić które z nich są bezsensowne, a które konieczne. Ten punkt o którym mówili był w jej oczach absolutnie konieczny i absolutnie sensowny. - Jeszcze raz tego nie zrobisz, a osobiście cię uduszę. A jak nie chcesz Munga to po prostu napisz do mnie, a znajdę chwilę żeby zająć się tobą jak należy - obiecała uśmiechając się lekko. Chociaż i tak to zrobię Tak, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Nie wiadomo dlaczego, jak i kiedy Camdelius Fawley stał się istotnym elementem jej rzeczywistości. Zbyt istotnym, jak na bff starszego brata. Alec pewnie nie spotykał się sam na sam z Alice i wątpiła by prosił ją o pomoc dla siebie, a nie w ramach akcji "Nie widziałaś Les?". Ona jednak z Camem się spotykała. Pracowali przez krótką chwilę razem, potem od czasu do czasu widywali się w pracowniczej kafeterii, ale już bez tej ignorancji. Odkąd zauważył, że jest całkiem dużą dziewczynką zaczął być naprawdę fajnym facetem. Zbyt fajnym. - Pozwól mi je chociaż zobaczyć - wiecie dlaczego Leslie nigdy nie zajęła się uzdrowicielstwem pediatrycznym? Bo to wymaga cierpliwości której nie posiadała. Czasem jednak odnajdywała jej zaginione pokłady kiedy musiała kogoś zapewnić, że luzik arbuzik, tą nogę doszyjemy tak, że nikt nie zauważy, że była na innej wyspie. Teraz też odnalazła w sobie stosowną ilość cierpliwości, by użyć odpowiedniego słownictwa. "Pozwól". Tak jakby miał coś do gadania. Czysta iluzja. Jego słowa sprawiły, że pod powiekami pojawiły się kompletnie nieproszone łzy. Nie powinien jej takich rzeczy mówić. Zdecydowanie nie powinien. Przygryzła dolną wargę zaciskając dłonie w piąstki, aż jej twarz powróciła do normalności. Normalna, zdrowa Leslie. Wzruszenie odeszło na bok. - Niech Minister doceni więc to, że nie proszę - odbiła piłeczkę, ale zapomniała o uśmiechu. Cholera jasna. Nie powinien jej rzucać takimi tekstami. Może w ustach każdego innego faceta brzmiałoby to jak kolejny sprawdzony tekst na podryw, tak w ustach Cama brzmiało to tak strasznie prawdziwie, że nie było w tym oklepania. Było to po prostu szczere. Kolejna rana wyglądała na dość stałą rzecz. I kolejna. I jeszcze kolejna. Aż do chwili kiedy złapał ją za ręce i odsunął od siebie. Podniosła pełen niezrozumienia wzrok na jego oczy. Znała to spojrzenie. Doskonale je znała. Nie była dziewicą orleańską. Wiedziała, że Fawley jej chce. W najbardziej nieetyczny ze sposobów choć to wbrew jego kodeksowi moralnemu. Coś wiedziała na ten temat. Nawet bardzo dużo. - Nie chcę cholernej rekompensaty Camdeliusie. Chcę skończyć tą niezręczną obdukcję i wrócić do domu, zanim cię pocałuję, a nie mogę tego zrobić. Tacy chłopcy jak ty, z dobrych domów tracą ten rodzaj cnoty przy trzeciej randce, a my nie byliśmy na żadnej. Więc puść mnie i pozwól mi się upewnić, że nie rozkleisz się w najmniej odpowiednim momencie - wycedziła przez zęby unosząc przy tym podbródek aby móc patrzeć mu prosto w oczy. Może nie wyglądała na boginię seksu w wielkich oprawkach na nosie, ale w tych patrzałkach jej oczy wydawały się większe. I wyglądała trochę jak kosmitka. Były jej jednak potrzebne do pracy, bo żyć bez nich się dało. Dziś jednak była tutaj w pracy i cały czas starała się o tym pamiętać. Nawet kiedy klęczała na jego materacu rzucając mu nieme wyzwanie. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 11:06 | |
| Camelius chciał wrócić teraz do chwil, w których mógł bezkarnie traktować ją jak dziecko. Nie byłoby wtedy dzisiejszego problemu, nie byłoby wewnętrznej walki z samym sobą, nie byłoby tej niezręcznej atmosfery między nimi. Patrzył na nią poważnym wzrokiem i choć mocno starał się zmusić mięśnie twarzy do reakcji, nie potrafił się uśmiechnąć. Leslie była tak cholernie seksowna i to już chyba tylko cud trzymał mężczyznę w jednym miejscu. Czuł jednak, że jego pokłady samokontroli wkrótce się wyczerpią, lepiej więc, żeby Haldane sobie poszła, zamiast mówić mu takie rzeczy. - To będę specjalnie się nadstawiał, żebyś tylko przychodziła i zajmowała się mną należycie - wyrwało mu się. Nie chciał tego mówić, ale ten tekst sprawił, że Fawley w końcu się uśmiechnął, mimo, że nadal siedział sztywno. Coś było z nim nie tak, bo przecież nigdy nie czuł się skrępowany w obecności żadnej dziewczyny. Gdy jego przyjaciel brykał mu w spodniach, po prostu korzystał z okazji i bezceremonialnie brał to, co mu się w danej chwili należało. Był wolnym duchem, wesołkiem, na którego błysk w oku leciały dziewczyny. W szkole nie uchodził za przystojniaka, więc najprawdopodobniej wynagradzał to sobie z nawiązką kiedy już zmężniał. To, co było niepojęte to fakt, że od kiedy dojrzał kobiecość Leslie, jej płomiennorude włosy śniły mu się co noc, choć rano już tego nie pamiętał. - Leslie, proszę... - powiedział cicho z bólem w oczach. Nie chciał, żeby go dotykała, bo to może przynieść katastrofalne skutki. Przeklęty Alec. Przeklęty kodeks moralny. Przeklęte życie, które skrzyżowało ich drogi w tak absurdalnie komiczny sposób. A mógł napisać do Suzie. Mógł posłać sowę blondynce, która owszem, była ładna, ale nie tak piękna jak Haldane. Która była miła dla oka i to wszystko. Która nie ma starszego brata, z którym się dorastało. Której tknięcie nie groziło utratą jednej z kończyn. Mógł napisać do niej i bez większych rozterek spędzić z nią czas, ale kłopot polegał na tym, że obecność Suzie nie satysfakcjonowała go już ani trochę. - Szkoda - skwitował tylko, słysząc jej kolejną złośliwość. Widział jednak w jej zachowaniu pierwiastek tego, co sam czuł. Nie martwił się tym, że gdyby ją pocałował to najpewniej dostałby po mordzie. Martwił się tym, że jej brat się o tym dowie i nie da mu żyć. Chociaż z drugiej strony Leslie była już dorosła. Dlaczego miałby bać się kogoś, skoro panna Haldane decydowała o sobie, mieszkała sama i wcale nie należała do najcnotliwszych pracownic ministerstwa? Jego samokontrola powoli przestawała istnieć. Szkotka była zdecydowanie zbyt blisko. Mógł zaciskać szczęki, mógł zamykać oczy, mógł wyrzucać z głowy te wszystkie niepoprawne myśli, które teraz kłębiły mu sie w głowie, ale kiedy tylko dziewczyna wypowiedziała swoje ostatnie słowo Fawley znów złapał ją za dłonie, ale tym razem nie po to, by ją odepchnąć ale po to, by przyciągnąć ją do siebie. Walić to. Walić Alec'a, walić moralność, walić wszystkich, którym się to nie spodoba. Nie mógł poradzić nic na to, że chyba się zakochał w kimś, w kim nigdy nie powinien się zakochiwać. Pochylił głowę. - Możesz, pozwalam - cichy szept wydobył się z pomiędzy jego warg, ale zamiast czekać na reakcję Haldane, Cam sam przysunął się do niej i musnął jej pełne usta swoimi. To było do przewidzenia. To było więcej niż pewne, że ta hedonistyczna część Fawley'a wygra prędzej czy później z głosem zdrowego rozsądku. Nigdy nie był dobry w podejmowaniu odpowiedzianych decyzji. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 12:05 | |
| Gdyby wciąż traktował ją jak skończony dupek, zapewne odpłacałaby mu za to zachowanie z nawiązką. On jednak był miły i ciężko było się na niego złościć kiedy był miły. Od początku ich współpracy, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że magiczne osiem lat skończyła ponad dekadę temu, zaczął traktować ją jak równą sobie. Okazało się wtedy, że ma on świetne poczucie humoru, mają o czym rozmawiać i z pewnością jest osobą na której można polegać. Okazało się, że Camdelius Fawley jest ucieleśnieniem tego, co Leslie mówi kiedy pytają ją o "jej ideał" który tak starannie poszukiwała. Dlatego pewnie się w nim zadurzyła. I dlatego zaczęła go unikać. Nie w jakiś strasznie drastyczny sposób, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale rozmowy na korytarzu ograniczała do krótkiego "cześć" lub jednego dowcipu opowiedzianego w kafeterii. Gdy zaproponowano jej stałą współpracę z panem F. oczywiście odmówiła nie chcąc tracić czasu na obiecywanie sobie czegokolwiek, skoro żadna z tych rzeczy do skutku nie dojdzie. Bo nie może. Przeszkodą tu nie był wiek, ale jej własny brat który zapewne rozwaliłby mu czaszkę, a ją zamknął w klatce i torturował psychicznie tak długo, że przestałaby się odzywać. Chociaż nie. Ta druga część raczej nie. W końcu była jego malutką siostrzyczką, więc całe zło tego hipotetycznego postępku zostałoby przypisane Anglikowi. - Wolę jeść niż cerować twój tyłek, więc jak zatęsknisz to zaproś mnie na obiad, a nie nadstawiaj - uśmiechnęła się do niego szeroko. Nie chciała żeby się nadstawiał. Ani teraz, ani nigdy. Czy tego chciał czy nie był w kręgach najbliższych jej osób, a tym nie mogło, po prostu nie mogło, stać się cokolwiek złego. Był jej zdecydowanie zbyt bliski. Oczywiście emocjonalnie. To, że był bliżej niż na wyciągnięcie ręki to inna kwestia. A był blisko. Wystarczająco blisko, żeby zaczął się rozmazywać kiedy tylko z ciężkim westchnieniem ściągnęła z nosa okulary i oparła je o swoje czoło. Dalekowzroczność nie dawała o sobie zapomnieć. Kiedy był lekko rozmazany już nie mogła wyczytać nic z jego twarzy, a to pozwalało jej stłumić emocje i sprośne myśli. On tego nigdy nie zrobi, Les- powtarzała sobie ciągle odpychając od siebie bardzo sugestywne obrazy które jej mózg bezkarnie jej podsyłał. O tak, było tysiące rzeczy które chętnie by z nim zrobiła gdyby mogła. Spodziewała się, że się zaśmieje, jak zwykle obróci wszystko w żart, a potem odeśle ją do domu i sam zacznie unikać. Kiedy jednak jej pozwolił wszystkie te sprośności znów wróciły ze zdwojoną siłą. Gdy poczuła jego wargi na swoich odpowiedziała mu z pasją o którą zapewne jej nie podejrzewał. Drobne dłonie wsunęła w jego włosy, a jej ciało przyległo do jego ciała tak szczelnie, że nie zmieściłaby się między nimi nawet kartka papieru. Jej wargi wydawały się idealnie pasować do jego warg, a pożądanie, tak głęboko tłumione, wypłynęło na wierzch i nie zamierzała na pocałunkach poprzestać. Nawet gdyby miała go przywiązać do ramy łóżka i przemocą dostać to na co miała ochotę. - upsik:
Odsunęła się od niego tylko na chwilę i tylko po to, by wrzucić okulary do torby i ściągnąć przez głowę wielki sweter i zostać od pasa w górę kompletnie nagusieńką. W jej ruchach było widać pośpiech. Szybko, bardzo szybko. Żeby nie dać mu szansę na zmianę zdania, na dosłyszenie głosu zdrowego rozsądku. Znów przylgnęła do jego torsu, a jej wargi rozpoczęły własną wędrówkę po jego szyi schodząc coraz niżej i niżej, aż omijając plamy z krwi dotarły do wybrzuszenia w jego spodniach. Wybrzuszenia, które przez materiał objęła dłonią i bezwstydnie zaczęła pocierać. Pchnęła go na materac, rozpięła spodnie i uwolniła z nich jego męskość. Imponujących rozmiarów męskość. Na chwilę zwolniła, by przyjrzeć się jej z podziwem, a potem delikatnie pocałowała, by za chwilę wziąć do buzi tyle ile w tej buzi mogło się zmieścić. Językiem otaczała żołądź, dłonią sobie pomagała i oczywiście ssała nie zapominając o kontakcie wzrokowym z właścicielem tego przyrodzenia.
|
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 13:28 | |
| Bo generalnie sprawa wyglądała tak, że od kiedy Leslie przestała być dzieckiem, nie sprawiało mu już przyjemności nabijanie się z niej i ciągłe docinanie. Złośliwości zeszły na boczny tor i ograniczone zostały do całkowitego minimum, za to sam Camelius zamienił się w szarmanckiego, przemiłego mężczyznę - do rany przyłóż. Po drugie, nawet jej piegi zrobiły się zbyt pociągające, by móc się z nich wyśmiewać, a zapach, który roztaczała, obezwładniał go na tyle, że jedyne o czym myślał w jej obecności to ciągle się do niej uśmiechać. I tak robił. Potem, gdy ich współpraca dobiegła końca Cam napisał do szefostwa o przydzielenie Leslie do niego na stałe ale jego wniosek, z niewiadomych przyczyn, został odrzucony. Szukał jej wzrokiem na korytarzu, szukał jej miedzianych włosów w tłumie, który przepychał się do wind, mijał ją w bufecie z rosnącym sercem i tłumaczył to sobie po prostu troską. Była siostrą jego przyjaciela, trzeba o nią dbać! A dzisiaj przewrotny los sprawił, że potrzebował właśnie jej i ona przyszła. I z nim flirtowała, chociaż w zasadzie to on zaczął. Jakby nie patrzeć był temu sam sobie winny. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc jak usta Haldane również się rozszerzają. Był całkowicie pod jej kontrolą i mógł oszukiwać siebie jeszcze naprawdę długo, ale nie mógł ukryć przed samym sobą, że cieszy się jak dziecko z tego, że ona tu jest. Może i nie mógł jej tknąć, ale sama jej obecność naprawdę wiele dla niego znaczyła. - Czuj się zaproszona. Jest dopiero ranek, do obiadu coś wymyślę - odparł. Nie, to nie będzie randka. To będzie tylko przyjacielskie spotkanie. Leslie na pewno zabierze ze sobą brata, więc może on też powinien kogoś zabrać? A może jednak panienka Haldane chce się z nim spotkać sam na sam? Myśli gorączkowo przemykały przez jego głowę, odrzucając od siebie te najbardziej logiczne, jak to w takich sytuacjach bywa. Pomocne także wcale nie okazało się obserwowanie dziewczyny, która w tej chwili patrzyła na niego, bez wspomagania siebie szkłami korekcyjnymi. Teraz jego myśli kłóciły się ze sobą o to, co w niej jest piękniejsze - tęczówki, czy okalające te oczy, naprawdę długie rzęsy. Wszystko to, co odczuwał w ciągu ostatnich kilku tygodni i jego myśli teraz sprawiły właśnie, że nie obrócił jej słów w żart. Nie mógłby, bo dla niego to nie było śmieszne. Dlatego przysunął się i postanowił, nie bacząc na konsekwencje, pocałować ją. - złe rzeczy:
Spodziewał się, że odwzajemni jego pocałunek, w końcu sama przyznała się do tego, że ma na to ochotę, ale mimo wszystko nie sądził, że odpowie z tak ogromną dawką namiętności. Czuł, jak pod jej wpływem, rośnie męskość w jego spodniach od piżamy. Ściągnął jej gumkę z włosów, realizując przy tym swoje wyobrażenie z przed chwili i również zanurzył palce w jej pachnących szamponem włosach. Była tak blisko, o czym nie śmiał nawet do tej pory marzyć. Nie myślał już ani o Alecu, ani tym bardziej o tym, że do tej pory się przed tym wzbraniał. Myślał tylko i wyłącznie o Leslie, która właśnie odsuwała się od niego, by pozbyć się wierzchniej warstwy swojego odzienia. Myślał o tym, jak idealne ma piersi i gdy wyciągnął dłoń, by za jedną z nich złapać myślał o tym, że równie idealnie się w nią wpasowuje. Czuł jak Haldane napiera na niego całym ciałem, a wszystkie jej pocałunki sprawiały mu niewymowną przyjemność. Trochę zaskoczył go jej pośpiech, jednocześnie sprawiając, że podniecenie wzburzało krew w ciele mężczyzny w zastraszająco prędkim tempie. Leslie schodziła pocałunkami coraz niżej, a Cam wiedział już do czego zmierza. Chciał tego, każdy facet tego chce. Odpięła guzik i zsunęła spodnie pod którymi nie miał już nic. Przymknął powieki, czując przyjemną rozkosz, gdy Leslie zabawiała się jego małym przyjacielem. Znaczy, nie tak małym, bo spojrzenie, jakim obdarowała go Haldane, było pełne uznania. To o czymś świadczy. Wszystko jednak trwa do czasu i w którymś momencie Fawley poczuł, że niedługo może wystrzelić, a bardzo tego nie chciał. Złapał Haldane za brodę i pociągnął do góry. Wstał. Złapał za nogawki spodni dziewczyny i pociągnął je do siebie, pozbywając się ich permanentnie, po czym to samo uczynił z jej skarpetkami. Ku jego zdziwieniu to wszystko, co dziewczyna miała do ściągnięcia, toteż samemu będąc również kompletnie nagim, wszedł na łóżko okalając ją swoimi ramionami, zamykając w swego rodzaju klatce. Pochylił się i pocałował ją, dłoń umieszczając w zagięciu jej kolana i przysuwając do siebie. Jej kobiecość była całkiem na wyciągnięcie ręki, toteż najpierw wsunął w nią jeden, a potem dwa palce, jednocześnie muskając jej wargi i szyję. Po chwili sam schodził już niżej, rozchylając jej nogi i sprawiając, że jego język i usta doprowadzą ją do granicy rozkoszy.
|
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 14:31 | |
| - bardzo, bardzo nieładnie.:
Obserwowała jego twarz na której widać zadowolenie co motywowało ją do tego, żeby starać się bardziej. Żeby jedną dłonią zacząć masować jego jądra, żeby ciągnąć mocniej brać go jeszcze więcej, czując jego końcówkę na ściance swojego gardła. Wszystko, żeby dać Fawley'owi rozkosz. Był już blisko, naprawdę blisko. Widziała jak zaciska zęby, jak mięśnie zaczynają mu sztywnieć. Gotowa była na jego wystrzał (hihihi, śmieszne słowo) ale do wystrzału nie nadeszło. Kiedy ją dotknął wypuściła jego członek i uśmiechnęła się do niego z dumą. Podniosła się i z góry patrzyła jak ściąga jej spodnie. Widziała ten przebłysk zaskoczenia kiedy zorientował się, że dziś nie wzięła z domu bielizny. No cóż... niedziela. Niedziele mają to do siebie, że rządzą się swoimi własnymi prawami. Położyła się na łóżku patrząc jak ściąga jej ze stóp nawet skarpetki. Teraz oboje byli nadzy, nagusieńcy. Musiała mu to przyznać: nago wyglądał fantastycznie. Umięśniona sylwetka, kilkanaście ran na gładkiej skórze, no i jego przyjaciel. Duży przyjaciel. Tak duży, że Les mimo obycia w kwestiach łóżkowych zastanawiała się czy jest w stanie przyjąć Anglika w całości. Nie zastanawiała się nad tym długo, bo zaraz znów go całowała. Czuła jego dłoń wędrującą w dół, aż zaraz z jej warg wydobył się błagalny jęk. Więcej. Szybciej. Mocniej. Kiedy przestał ją całować w usta zaczęła cicho prosić o więcej. I zaraz dostała więcej niż dwa palce w swojej kobiecości. Drgnęła czując tam jego język i zacisnęła mocno palce na kołdrze. Zbliżała się do orgazmu, była już na jego skraju. Jej ciało nawet wygięło się w łuk w oczekiwaniu na morze przyjemności. Jęki które wydobywały się z jej pełnych warg idealnie świadczyły o tym, że jest jej dobrze. Nawet więcej niż dobrze. Więcej nawet niż bardzo dobrze. Było w sam raz. - Proszę Cam, chcę ciebie... - wydusiła z siebie i dzięki Bogu wysłuchał jej prośby. Po chwili czuła jak członek czarodzieja wpycha się w nią. O tak. Zdecydowanie tak. Dał jej chwilę by przyzwyczaiła się do jego rozmiarów, a potem zaczął się poruszać. O Merlinie, jak on się poruszał. Dwa energiczne pchnięcia wystarczyły, by zepchnąć Rudą do krainy przyjemności. Na chwilę jej ciało zastygło, dłonie zacisnęły się na materiale i zapomniała jak oddychać. Jej ciałem zaczęły wstrząsać spazmy orgazmu, a każde jego pchnięcie tą rozkosz jedynie przedłużało. W końcu wysunęła się z niego i popchnęła go tak, żeby położył się na plecach. Pocałowała go z pasją, a mokrą muszelką przejechała po jego brzuchu, zanim wyprostowała się i zaczęła nadziewać się na jego męskość. Powoli i do samego końca. Znów wygięła się niczym kotka, a dłonie oparła na jego brzuchu zanim zaczęła go ujeżdżać. Po prostu, zwyczajnie go pieprzyła. Coraz mocniej i mocniej, aż oboje doznali spełnienia. Wtedy oparła na niego splatając palce z jego palcami, a czoło oparła o jego ramię starając się wyrównać oddech.
|
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 15:56 | |
| - można czytać po 22:
Przez głowę przemknęło mu pytanie, skąd dwudziestodwulatka ma tak ogromną wprawę, ale jego myśli szybko zostały zastąpione falą przyjemności i obawą, że zaraz dojdzie. Nie chciał dochodzić, bo to wiązało się z tym, że potem musiałby chwilę odczekać aż jego przyjaciel się zregeneruje i nabierze sił, a czekanie to przecież wróg atmosfery. Mogła już nie być taka sama, taka napięta, taka intensywna. Leslie mogłaby się zniechęcić, a to ostatnie, czego Fawley by sobie życzył. Sprawienie jej przyjemności oscylowało w tej chwili na pierwszym miejscu jego życiowych ambicji. Jej pośpiech jednocześnie mu schlebiał. Dawała mu do zrozumienia, że mocno go pragnie, co bardzo podbudowało jego ego. I tak nie było ono najgorsze, ale fakt, że Leslie na przekór wszelakiemu rozsądkowi i tak właśnie wyginała się pod jego dotykiem, sprawiał, że ten oto zakazany owoc smakował nad wyraz dobrze. Całował jej łechtaczkę, ssał ją i przygryzał. Wiedział jak to się robi, bo lata doświadczenia mimo wszystko robiły swoje. Nie, żeby się tym chwalił, ale gdyby był prawiczkiem w wieku trzydziestu lat, to też nie byłoby normalne, prawda? W każdym razie nie trwało to długo, by panna Haldane, pod wpływem jego języka zaczęła wyginać się i jęczeć. Poczuł, jak jej kobiecość robi się niewiarygodnie mokra i z uśmiechem podniósł się, by w końcu wejść w nią jak należy. Pchnięcia nie były gwałtowne, ale dokładne. Leslie dawała mu tyle przyjemności, że dyszał ciężko, a im szybciej się poruszał, tym lepiej mu było. W uszach jeszcze słyszał echo jej słów, a w lędźwiach czuł niesamowite ciepło, zwiastujące spełnienie. Ale to właśnie ona, nie on, znów dostała orgazmu. Fawley wiedział, że jeszcze chwilę wytrzyma, ale ile to może potrwać, zależało tylko od Leslie. A panna Haldane postanowiła pchnąć go na plecy. W takiej pozycji zaczynał, najwidoczniej w takiej też skończy. Sam widok, jaki miał przed sobą doprowadzał go do granicy, a jeszcze ujeżdżanie przez dziewczynę dopełniało całości. Czuł, jak fala przyjemności zalewa jego podbrzusze. Czuł, że choćby chciał, nie zatrzyma już tego. Doszedł razem z Leslie, która po raz trzeci wygięła się w tył i opadła na niego oddychając głęboko. Było mu gorąco. Było mu też niesamowicie dobrze.
Oplatał ramieniem jej głowę i głaskał ją po włosach wpatrując się w sufit. Najchętniej, jeśli o niego chodziło, powtórzyłby to od początku do końca. Gdy oddech już mu się trochę uspokoił odetchnął ciężko, bo musiał na głos powiedzieć to, o czym najpewniej oboje właśnie myśleli. - Twój brat mnie zabije, jeśli się dowie, więc musimy zrobić wszystko, żeby się nie dowiedział - chociaż Cam nienawidził okłamywać swojego przyjaciela, czego w zasadzie do tej pory nigdy nie robił, to wolał zachować wszystkie swoje członki. Wiedział, że z tej dwójki to właśnie on będzie ponosił główną odpowiedzialność, bo raz - był starszy, a dwa - był facetem. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Wto 20 Paź 2015, 22:55 | |
| Z każdym oddechem powoli wracała do siebie, a jej głowa odzyskała zdolność racjonalnego myślenia. Wraz z tą umiejętnością pojawiły się nieodpisane wyrzuty sumienia. Pierwszy raz po seksie czuła tak duży dyskomfort psychiczny. Bała się, zwyczajnie się bała, że zaraz jej powie, że to był błąd, albo powie coś, co sprawi, że pożałuje tego postępku. A nie żałowała i nie chciała żałować. Co więcej: najchętniej by to powtórzyła jeszcze jakieś tysiąc razy albo i więcej. Naprawdę. Była piekielnie zmęczona, ale fizycznie było jej doskonale. Tylko przypomnienie sobie o swoim własnym bracie spowodowało lekki niesmak. Wszystko wskazywało na to, że w jego głowie pojawiła się ta sama myśl dotycząca rudego przedstawiciela rodu Haldane'ów. Zebrała w sobie resztki siły, aby się podnieść i spojrzeć mu prosto w twarz. Odsunęła mu nawet w czułym geście grzywkę z czoła zanim zdecydowała się odezwać. - Nigdy się nie dowie - obiecała, bo ostatnie na co miała ochotę to rozmowa z Alem pod tytułem: "Wiesz, zaliczyłam Fawley'a i powtórzę to jeszcze", bo ta rozmowa nie skończyłaby się dobrze. Dla nikogo. A zwłaszcza do rzeczonego Fawleya. Zsunęła się z czarodzieja sięgając po kołdrę aby się nią okryć. Z jego ramienia uczyniła zaś doskonałą poduszkę. - Nie miej wyrzutów sumienia, Cam. Sama tego chciałam, jestem dorosła, a mój brat nie ma absolutnie nic wspólnego z moim życiem erotycznym. Ode mnie więc pewnie się nie dowie. Lubię cię w całości, a doklejanie kończyn to strasznie długi i bolesny proces - wymamrotała sennym głosem uśmiechając się leniwie. Niczym kot którego ktoś nakarmił. - Daj mi chwilkę, muszę się zdrzemnąć, bo o czwartej muszę być w Szkocji, a jestem zbyt zmęczona by wrócić do siebie - jeszcze z siebie wydusiła zanim wyciągnęła dłoń i końcem kołdry przykryła siebie i tyle jego na ile starczyło materiału. A potem usnęła, jej oddech stał się miarowy, a głowa wypełniła się serią surrealistycznych projekcji zwanych potocznie snami. Nie chrapała, nie mlaskała, nie śliniła się. Po prostu odpłynęła w objęcia Morfeusza. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Sro 21 Paź 2015, 10:49 | |
| Myślał. Myślał o tym, jaką to ma w ogóle przyszłość. Czy Leslie w ogóle bierze taką przyszłość pod uwagę, czy ona przypadkiem nie potraktowała go jako wyzwanie? Myślał, czy panna Haldane po prostu nie chciała spróbować jak to z nim jest i gdy tylko zniknie za jego drzwiami zapomni o tym, bo przecież sprawdziła i już wie. Spojrzał na nią z ukosa, gdy słyszał jak zarzeka się, że nie powie swojemu bratu i posłał jej delikatny uśmiech. No tak, nie powie, ale jeśli to będzie trwać, to kiedyś w końcu trzeba będzie mu powiedzieć. - Nigdy to dość mocne słowo - odpowiedział, siląc się na wesoły ton. Leslie była dla niego zagadką. Nie był w tej chwili pewien niczego, nie miał pojęcia co ona tak naprawdę o tym myśli. Wiedział jedynie, że jeśli chodziło o niego, to gdyby tylko mógł, już nigdy by jej stąd nie wypuścił. Haldane okryła siebie, a także i część jego kołdrą i obróciła się, układając głowę na jego ramieniu. Parsknął śmiechem, gdy kazała mu nie mieć wyrzutów sumienia. No błagam. Właśnie kochał się z najpiękniejszą istotą na tej ziemi, kto miałby po czymś takim jakiekolwiek wyrzuty? Na pewno nie Cam Fawley. On miał tylko mieszane uczucia, bo wiedział, że tu już nawet nie chodziło o Alec'a, ale o niego samego. Związek z siostrą najlepszego przyjaciela, to jednak ciążąca na barkach odpowiedzialność. Gdyby ją zranił, miałby na głowie gniew nie tylko samej Leslie, ale i również przekreśliłby tym wieloletnią przyjaźń z Haldane'm. Tylko co wtedy, gdy ona zrani jego? - Nie bój się, nie zrobiłem niczego wbrew sobie, ani wbrew tobie chyba też nie. Zresztą, przyszłaś tu już bez majtek! - zażartował, przywołując w myślach obraz dziewczyny, kiedy pozbywał ją spodni. Nie spodziewał się tego i lekko się wtedy zdziwił, ale przynajmniej oszczędzili kilka sekund bezcennego czasu. Znów posłał jej krótkie spojrzenie, ale nie odezwał się. Niech śpi. Przejechał dłonią wzdłuż jej ramienia i utkwił wzrok w jej bliźnie na plecach, ale nie skomentował jej nawet w myślach. Blizna to blizna, sam miał ich wiele i nikt się nad nimi nie rozczulał. Próbował za to zasnąć, idąc za przykładem rudowłosej, ale kłębiący się w jego głowie natłok myśli, skutecznie mu to uniemożliwiał. Wysunął ramię, przykrył dziewczynę dokładniej, po czym wstał, wsunął na siebie dół od piżamy i podreptał w stronę łazienki, by zmyć z siebie resztki krwi i zielonej mazi. Gorącą woda wprawiła go w wyśmienity nastrój. Przecież właśnie zaliczył świetną laskę! Czym tu się martwić! Oprócz tego czuł się już dobrze, nic go nie bolało, a po ranie została mu już tylko zaczerwieniona blizna. Po kąpieli narzucił na siebie dresy i zwyczajny niedzielny t-shirt, po czym skierował się do kuchni, by przygotować śniadanie dla siebie i swojego gościa. Zupełnie zapomniał, że poprzedniego wieczoru zostawił w mieszkaniu totalny bałagan, bo pozbawiony sił nie miał ochoty sprzątać. Machnął różdżką kilkukrotnie by doprowadzić mieszkanie do względnego porządku, po czym nastawił ekspres do kawy i wrzucił tosty do opiekacza. Nie zajęło mu to wcale wiele czasu. Już po kwadransie niósł tacę pełną smakołyków do sypialni. Usiadł na łóżku opierając się o ścianę i zaczął jeść obserwując śpiąca Leslie, mając nadzieję, że zapach jedzenia ją obudzi. Proszę, oto najlepszy przykład na to, że los bywa przewrotny. Jeszcze kilka lat temu razem z Alec'iem straszyli ją ghulami, a dziś ta mała Leslie leżała w jego łóżku. Naga. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Sro 21 Paź 2015, 13:01 | |
| Odpłynęła w twardy sen wypełniony szumem morza i radosnym biegiem po mokrym piasku. Dość często w swoich snach była na piaszczystym wybrzeżu i łapała promienie słońca od których jej piegi dosłownie się mnożyły. Lubiła te sny. Nie było wielką tajemnicą, że kiedyś chciała mieszkać nad morzem. Tak samo jak chciała mieć stateczne życie i dwójkę dzieci. To nic złego mieć niewinne marzenia. Nawet jeśli zaczynała się wojna pomiędzy poplecznikami Lorda Voldemorta, a resztą magicznego społeczeństwa. Z pięknej plaży zabrał ją zapach kawy i ciche chrupanie obok. Jęk pełen niezadowolenia opuścił jej pełne piegowate wargi, a poduszkę wyciągnęła spod głowy i się nią przykryła starając się odciąć od bodźców zewnętrznych, jak to robiła zawsze kiedy chciała przedłużyć sen. Nikt jednak nigdy się z tego nie śmiał. Na szczęście jej pies nie opanował tej typowo ludzkiej cechy która chwilami była irytująca. Kto się śmiał? Niedobudzonej Leslie ciężko było pobrać najnowsze dane dotyczące rzeczywistości. Dlatego ostrożnie wysunęła się spod poduszki i otworzyła oczy. Fawley. Chwilowa dezorientacja, a potem spokój. No tak, Fawley. - Jeśli nie zrobiłeś mi kawy to jesteś zwyczajnie podły - wyjęczała podnosząc się do pozycji siedzącej. Kołdra się zsunęła, ale zaraz ją podniosła chcąc zasłonić swój biust. To, że widział ją już nago nie miało większego znaczenia. Irracjonalny wstyd pojawiał się zawsze kiedy nie była w trakcie... wiadomo czego. Kiedy parujący kubek pojawił się w zasięgu wzroku obdarzyła go szerokim, pełnym wdzięczności uśmiechem. - Fantastycznie, dziękuję. Która godzina? - zapytała nieco nieprzytomnym głosem starając się zlokalizować zegarek. Niestety taki nie znalazł się w zasięgu jej wzroku. O czwartej musiała wyglądać nienagannie podczas obiadku z rodzicami, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych pytań i ciekawości. Nie chciała nadmiaru uwagi, bo teraz jawnie miała coś na sumieniu, a ukrycie tego nie będzie łatwe gdy ktoś zapyta wprost. Jej twarz zdradzała ją za każdym razem kiedy próbowała w jakikolwiek sposób nagiąć prawdę. I wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy. - O czym myślisz? - zapytała cicho po wypiciu kilku łyczków kawy które znów obudziły jej zdolność myślenia. Racjonalnego myślenia. Och, niech żyje boska kofeina! |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka Sro 21 Paź 2015, 13:45 | |
| Przywoływał w pamięci te wszystkie chwile, w których Leslie zarzekała się, że jak tylko dorośnie, to spierze go na kwaśne jabłko, a on się z tego śmiał. Uśmiechnął się na to wspomnienie, obserwując śpiącą dziewczynę, która oddychała miarowo, czego dowodem była unosząca się pierś. Zastanawiał się, czy coś jej się śni i jeśli tak, to czy to właśnie on. Gdy poruszyła się i zasłoniła poduszką całą twarz parsknął śmiechem. Wyglądało to dość komicznie, nic więc dziwnego, że wywołało to taką reakcję, a nie inną. Leslie w końcu rozbudziła się zupełnie i podniosła do pozycji siedzącej, sadowiąc swój szczupły tyłek obok Fawley'a. Ten z pełnymi ustami podał jej kubek z parującą kawą, którą zaparzył, i która na całe szczęście nie zdążyła jeszcze ostygnąć. W życiu nie spodziewałby się, że kiedykolwiek przyjdzie mu jedzenie wspólnego śniadania z panienką Haldane, a już szczególnie, że przyjdzie mu jedzenie wspólnego śniadania z panienką Haldane po seksie. Sam w to jeszcze nie wierzył, ale dowody były niepodważalne. Oto rudowłosa Leslie, siedząca tak blisko i wdychająca aromat kawy z błogim wyrazem twarzy, przykrywająca swoje nagusieńkie piersi skrawkiem kołdry. - Kwadrans po jedenastej - drgnął lekko i spojrzał na zegarek na skórzanym, wyświechtanym pasku, który zawsze nosił. - Do czwartej jeszcze mnóstwo czasu, a ty i tak wyglądasz świetnie - dodał jeszcze, wyciągając dłoń, by założyć za ucho jeden z miedzianych kosmyków Leslie, który niesfornie opadał jej na policzek. Podniósł swój kubek i upił łyk gorącej dawki kofeiny, po czym wziął talerzyk i nałożył dziewczynie kilka tostów, dżem, połówkę grejpfruta i podał go jej mówiąc: - Smacznego - mrugając przy tym łobuzersko. Mimo wszystko nadal się trochę martwił. Dziś Leslie teleportuje się do Szkocji, na uroczysty rodzinny obiad, na którym będzie też Alec i będzie udawać, że nic dziś nie zaszło. Nie wątpił w to, że jej się to uda, ale w sumie nie wiedział, czy to mu faktycznie pasuje. Bycie tajemniczym kochankiem mogło satysfakcjonować go w przypadku jakiejkolwiek innej anonimowej dziewczyny, ale nie w przypadku Leslie. Spojrzał na nią z ukosa akurat w momencie, w którym zadała mu pytanie i zareagował może nazbyt szybko. - O niczym. Zaraz jednak dotarło do niego jak oschle to zabrzmiało, więc uśmiechnął się i poprawił. - No dobra. Myślę o tym, że bałem się do ciebie napisać, ale gdybym wiedział, że to się tak skończy, zrobiłbym to już dawno. - Podniósł kubek do ust, ale w końcu nie przechylił go, tylko odstawił z powrotem na tacę. Zastanawiał się jak ma powiedzieć to, co chodziło mu po głowie, ale nie potrafił ubrać swoich myśli w słowa. - Leslie... - zaczął. - Jeśli ten obiad jest jeszcze aktualny, to zapraszam cię jutro w czasie lunchu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Fawley'owa kawalerka | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |