IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Mieszkanie Halla

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyPią 14 Sie 2015, 22:55

Płomienie wypełniały stopniowo każdy centymetr - nie, milimetr kwadratowy jestestwa Williama, każdy zakamarek jego świata, który w drastycznie krótkim czasie skurczył się do rozmiarów gabinetu wypełnionego setkami świec. Gdyby tylko mógł, stworzyłby coś na kształt kołyski z samego ognia, pozwalając się jej pochłonąć, stać częścią siły natury, która jak była piękna, tak niszczyła czegokolwiek by się nie dotknęła. Tak jak on jeszcze nie tak dawno. A może już sporo czasu minęło? Nie wiedział, nie czuł upływu czasu, wręcz go to nie obchodziło. Wypełniały go jedynie myśli zatrzymujące serce, rozlewające lodowaty pot na całym ciele, by w końcu odebrać wszystko poza oddechem podtrzymującym życie, wypalając wnętrzności do cna. William czuł się wydrążony, jakby ktoś wbił dłoń w jego brzuch, złapał wszystko, co skrywało ciało aurora i szarpnął, pozostawiając nie dość, że pustkę to jeszcze ogromną, nie gojącą się ranę, do której musiał się przyzwyczaić. Patrząc nieobecnym wzrokiem w drżące paradoksalnie spokojnym rytmem ogniki czuł, że coraz bardziej stapia się z nimi w jedno. W końcu czy nie tym był? Może właśnie dlatego od zawsze miał słabość do ognia? Może dlatego tracił głowę, a z nią wszelkie lata szkoleń, zdrowy rozsądek i empatię, zapominając o całym świecie na rzecz potęgi zniszczenia, która niczym najpiękniejszy sukub potrafiła omotać urodą, by w następnej chwili zabrać życie bez drgnięcia powieki? To zrobił, odebrał komuś życie. Kobiecie i małemu dziecku, których mógł uratować, miał możliwość - a raczej miałby, gdyby nie fakt, że patrzył zauroczony w jasność, która strawiłaby go doszczętnie. Może tak powinno się zdarzyć? On, nie oni.
Co ja zrobiłem.
Nawet nie zarejestrował, gdy ktoś zaczął forsować zaklęcie blokujące dostęp do jego małego, osobistego wymiaru, gdzie nikt miał go nie znaleźć. Był we własnym gabinecie, we własnym mieszkaniu, ciężko by ktoś go tutaj nie szukał, ale logika schodziła na bardzo daleki plan w tej chwili. Byłą tylko potrzeba izolacji. wszelkie odgłosy z zewnątrz rozbijały się o osobę mężczyzny jak krople wody o rozgrzany metal, od razu parując i nie pozostawiając po sobie śladu. Nikt nie istniał, nikt nie powinien istnieć blisko niego. Niech cały świat zostanie za tymi drzwiami, niech tam życie toczy się dalej z dala od śmierci, którą mógł nieść. Nie chciał już nikogo zabijać, nie! Był aurorem, czasem musiałby, ale w walce, w obronie ostatecznej swojej lub kogoś - to zupełnie inna sytuacja. Tutaj pozwolił na tragiczną śmierć niewinnych istot, których twarze widział cały czas, jakby wytatuowano je na jego oczach. Nie chciał nigdy zobaczyć jak na ich miejsce wchodzi Alex, bo tego nie tylko on by nie przeżył, nie przeżyłby nikt w zasięgu nawałnicy uczuć, które wybuchłyby niczym nagromadzony potencjał magiczny, niezdolny do utrzymania się w ryzach.
Blokada puściła, samotnia przestała być samotnią - ale on nadal tego nie rejestrował. Nalot bombowy nie byłby w stanie go wyrwać z tego transu, co dopiero rozwalenie jednych drzwi. Ktoś wszedł - nie wiedział. Ktoś podszedł - nie zauważył. Ktoś wypowiedział jego imię - nie usłyszał. Dopiero dotyk na policzkach obudził iskrę życia, jeszcze tlącą się gdzieś głęboko na samym dnie Brytyjczyka. Powoli odzyskiwał wizję, by po nieznacznym uniesieniu wzroku napotkać spojrzenie, które znał lepiej od swojego odbicia w lustrze. W pierwszej chwili tylko wyszeptał imię przyjaciela, jakby wciąć we śnie, nie do końca przekonany, że to, co widzi faktycznie ma miejsce. Dopiero po kilku sekundach jego oczy zaczęły się rozszerzać i choć twarz pozostała nieruchoma poza drobnym elementem drżących delikatnie warg, to jasnoniebieskie tęczówki odbijały przerażenie, którego normalnie się nie spotykało. Strach śmiertelny, jakby sama Kostucha właśnie stała nad Alexem i brała zamach swoja kosą.
- Nie. Nie ma cię tutaj. Nie możesz tutaj być. Nie możesz. Będziesz następny. Nie. Odejdź.
Każde słowo padało wraz z szybkimi, urywanymi oddechami, które przyspieszyły razem z tętnem, popędzanym rosnącą paniką. Choć działo się to poza wolą czarodzieja, ogień dookoła zadrżał mocniej i można było mieć wrażenie, że każdy z płomieni zwiększył się, szczególnie za plecami Williama. Patrzył nadal na przyjaciela z tym samym przerażeniem, niezdolny powiedzieć nic innego, zalany wizjami, którym koszmary nie dorastały do pięt.
- Co ja zrobiłem. - tylko to jeszcze wypłynęło z jego ust, a oczy i brwi zdradzały, że gdzieś w środku auror jest szklaną statuą, na której pojawiały się pęknięcia prowadzące niechybnie do stosu odłamków. Tak jakby był naczyniem ustawionym w środku ogniska i każde wspomnienie pożaru lizało powierzchnię płomieniami, podnosząc temperaturę i wystawiając materiał na próbę, której nie miał prawa przetrwać, jeśli ktoś nie wyciągnie go stamtąd na czas.
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyNie 16 Sie 2015, 02:01

Alex nigdy nie uważał się za odpowiedzialnego człowieka – odkąd pamiętał, był pierwszy do łamania zasad, robienia dowcipów i sprzeciwiania się autorytetom. Minimum dyscypliny wtłoczono mu do głowy na trzyletnim aurorskim szkoleniu, ale w jego mniemaniu niewiele to pomogło. Wciąż ledwo potrafił zająć się sobą, a co dopiero innymi istotami ludzkimi w sposób przekraczający rozbicie w pył otaczających je przeszkód. Zawsze sądził, że wszystko co wpadało mu w ręce, prędzej czy później musiało ulec zniszczeniu w taki lub inny sposób. Od reguły jak dotąd nie istniał żaden wyjątek – tym bardziej nie potrafił zrozumieć, dlaczego z taką łatwością wyciągnął dłonie do Williama, którego uwielbiał jak nic innego na tym cholernym padole łez. To on od zawsze był światłem, siłą popychającą do tego, by nie stanąć w miejscu, kiedy raz zdarło się boleśnie kolana, jedynym posiadającym wystarczająco cierpliwości i serca, żeby poświęcać swój czas rokującemu jak najgorzej idiocie. Gdzieś w głębi duszy, z wiekiem wbrew opinii nieżyczliwych wyraźnie mądrzejąc, Alex podziwiał odwagę, jaką musiał wykazać się młody pan Lewis, gdy stanął okoniem w gardle siostrom przełożonym, zadając się z rozrabiaką, w którym nikt nie dostrzegał potencjału. Miał pełną i bolesną świadomość, że tylko dzięki niemu nie wylądował gdzieś w rowie, ściskając pustą butelkę po najtańszym, podłym winie, ze szczurami robiącymi za bankietowe towarzystwo. Oglądanie Williama takim, jakim nigdy nie powinien być, wstrząsało podwalinami alexowego świata, burzyło wszelkie reguły i odwieczne prawa. Ten, który zawsze był skałą, którego Hall chętnie i z ufnością wpuszczał za stery, nagle stał się tak bardzo ludzki, że świadomość przemiany przez moment odbierała dech. A może to Alex nigdy nie miał okazji oglądać tak bolesnego upadku przyjaciela, choć paradoksalnie podążał za nim, od kiedy sięgał pamięcią?
Nie czuł się odpowiednią osobą, by kogokolwiek pocieszać, czy stawiać na nogi, ale nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby się wycofać i znaleźć kogoś w zastępstwo. Choć raz ręce stworzone do niszczenia musiały okazać się zdolne naprawiać i dawać oparcie. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej czuł podobny strach przed porażką.
Czas w gabinecie wypełnionym świecami nie grał nawet najmniejszej roli, jakby ściany wyznaczały strefę, w której nie działały reguły normalnego świata – mogło się w nim walić i palić, a Alex nawet by nie spojrzał w tamtą stronę. Wiedział, gdzie leżały jego priorytety. A konkretniej jeden, który w tym momencie bardziej przypominał trupa niż człowieka i Hall był zdeterminowany to zmienić. Para zielonych oczu rozszerzyła się nieco, gdy słuchał urywanych słów, próbując nadać im jakiś zrozumiały dla siebie sens, ale choć bardzo się starał, nie zdołał wydedukować nic ponadto, że William najwyraźniej przeszedł jakąś traumatyczną sytuację. Strach, który zdawał się buchać z jego ciała, tylko podjudzał trzymaną w ryzach panikę Alexa, podsuwał myśli sugerujące rażącą niekompetencję, by dać radę temu wszystkiemu. Na szczęście lub nieszczęście, były Gryfon zawsze cechował się upartością i nie wyobrażał sobie, co musiałoby się stać, żeby kiedykolwiek poddał się w kwestii przyjaciela. W jego mniemaniu nic nie dałoby rady podkopać tego przywiązania. Absolutnie nic.
Auror pokręcił lekko głową, zmuszając się, by wygiąć usta w jeden z nikłych, łobuzerskich uśmiechów, które tak dobrze znał.
- Nic z tego, nigdzie się nie wybieram. Ani teraz, ani nigdy – powiedział powoli, nie odrywając spojrzenia od niebieskich oczu. Były jak otwarta księga, w dziwnym, lepkim blasku zajmującym tęczówki bez ogródek mówiąc o strachu. Tej jego zwierzęcej odmianie, jaka widniała w oczach ofiar zapędzonych w kozi róg bez drogi ucieczki, patrzących na zbliżającą się śmierć. Serce Alexa pękało, zostawiając w uszach echo huku, z jakim jego kawałki rozbijały się na dnie klatki piersiowej. Zacisnął na moment zęby, zauważając, że zaczynały mu drżeć ręce.
- Ćśś – mruknął, przesuwając dłonie dalej, by sięgnęły karku Williama, splotły na nim lekko palce. - Możesz coś dla mnie zrobić? – spytał, odruchowo oblizując dolną wargę w pokazie nerwów, nad którymi desperacko próbował zapanować. Jego panika nie przyniosłaby nic dobrego. - Oddychaj razem ze mną – dodał po chwili, powoli biorąc głęboki wdech i wypuszczając go przez usta. Stara metoda na uspokojenie.
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyNie 16 Sie 2015, 15:47

W każdej innej sytuacji obecność Alexa byłaby miodem na serce, przyjemnym piorunem kulistym, który wpada do pomieszczenia, ale zamiast pobojowiska zostawia uśmiech i brak rutyny. William uśmiechnąłby się, może przeciągnął, położył przyjacielowi dłoń na ramieniu i zaproponował, że zrobi jakiś obiad, bo pewnie ten pada z głodu. Zaczęliby oboje wywody na temat herbat, współpracowników, przeplatane kwestiami skierowane do kotów, które zdawały się idealnie pojmować sens dysput swoich właścicieli. Potem zaczęłaby się leniwa praca w domu, może nowy komunikat ze sztabu. Wieczór jak co dzień, tak niewiele, a tak niezastąpione. Obecnie jednak każde słowo Halla boleśnie uświadamiało starszemu, że niestety jest prawdziwy, nie należy do grona zjaw, które można odegnać kilkoma powtarzanymi zdaniami czy machnięciem ręki, by obraz rozmył się jak dym. Byli najlepszymi przyjaciółmi, wręcz jednym bytem od lat i Lewis skoczyłby za Alexem w ogień - teraz jednak desperacko chciał go przede wszystkim przed nim chronić, bo płomień nie wyjdzie od nikogo innego jak właśnie od urokliwego współlokatora z sercem ze złota. Współlokatora, który skazał na okrutną śmierć dwie niewinne osoby - przynajmniej! Nie, nie może żyć z nikim, z nikim się widzieć, a tym bardziej nie z osobą, która zawsze stanowiła przyjazną przystań w otaczającym go świecie, który stopniowo stawał się makabrycznym cyrkiem, naśladującym znane już wszystkim zachowania z historii.
Zapewnienia przyjaciela o jego wiernym towarzystwie do końca ich dni były piękne, ale w tamtej chwili paradoksalnie wywołały w mężczyźnie jeszcze większą panikę, a lęk został spotęgowany, choć wydawało się, że osiągnął apogeum już kilka minut wcześniej. Przypominał zranione zwierzę, które ktoś wpakował do klatki i właśnie wyjął narzędzie wcześniejszych tortur, by dzwonić nim o kraty. Oczywiście, że wszystkie słowa miały za zadanie uspokojenie go, podarowaniu uczucia bezpieczeństwa, ukojenie wszelkich lęków czy bólu, mimo to skutek był odwrotny do zamierzonego.
- Nie. Nie możesz! - William podniósł głos, co nie zdarzało mu się prawie nigdy nawet w sytuacjach kryzysowych w pracy, robił to tak rzadko, że najlżejszy krzyk w jego wykonaniu od razu zwracał uwagę. - Odejdź, natychmiast! Odejdź, zapomnij, nie wracaj! Błagam cię, błagam. Nie możesz być kolejny. Nie możesz.
Nie chciał patrzeć mu prosto w oczy, ale starał się go w ten sposób nakłonić do jakiegokolwiek posłuszeństwa względem swoich instrukcji. Najchętniej by użył pierwszego lepszego zaklęcia, by wyrzucić Halla za drzwi, ponownie postawić tyle barier, ile tylko by zdołał, choćby miał się uciec do najbardziej znanych mu czarnomagicznych zaklęć. Nie zrobił tego z jednego powodu - nie ufał sobie. Nie ufał swojej magii, bojąc się, że z końca różdżki wypełznie wąż ognia, który pozbawi go ostatniej iskry życia, a wręcz zamieni go w otchłań, czeluść bez jakiegokolwiek dna. Bał się, że świat skończy się, gdy tylko jego umysł zawiedzie go po raz kolejny. Aż dziw, że nie złamał różdżki zaraz po zamknięciu się w gabinecie.
Chcąc, nie chcąc wziął głęboki oddech, aczkolwiek zaraz potem serce wróciło do swojego szaleńczego, nierównego rytmu. Dlaczego Alex nie słuchał? Nigdy nie słuchał, był buntownikiem i będąc zupełnie szczerym, Lewis lubił tę stronę jego osobowości. Bohater-rebeliant, którego zawsze wszędzie było pewno i nawet mając nos na kwintę potrafił jakoś rozjaśnić dzień swoją osobą. Mimo to - dlaczego teraz nie mógł posłuchać? Właśnie teraz.
- Alex, błagam cię. Teraz ty coś dla mnie zrób. Uciekaj, jak najdalej ode mnie. Nie możesz być następny, rozumiesz? Rozumiesz?! Nie możesz być! Odejdź!
Desperacja sięgała zenitu, a magia wymykała się spod kontroli w kierunku, którego William nie chciał, a którego też nie widział, ze wzrokiem wbitym w twarz młodszego aurora. W świecie czarodziejskim magia miała to do siebie, że nawet bez umiejętności niewerbalnego czy bezróżdżkowego rzucania zaklęć energia i tak znajdowała ujście, wiedziona silnymi emocjami. Tak było też w tym przypadku, gdyż płomienie dookoła zaczęły rosnąć, drżeć niespokojnie, w szczególności tworząc ścianę tuż za plecami Lewisa, która tylko w pierwszej chwili przypominała skrzydła. Całość prezentowała się o wiele gorzej.
- Idź!
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyNie 16 Sie 2015, 18:45

Pewnych relacji nie da się niczym zastąpić – można próbować, wmawiać sobie, że ten sam rodzaj zrozumienia da się osiągnąć, odnajdując kogoś podobnego. Czasem jednak trafia się na ludzi absolutnie wyjątkowych. Nie muszą być takimi od samego początku, dopiero okoliczności i przeżyte wspólnie chwile, pokonane razem problemy mogą sprawić, iż stają się dla ciebie jedyni. A takie relacje należy pielęgnować, trzymać się zawzięcie, tym mocniej, im większe fale burzące codzienny spokój. Alex mógłby nazywać się człowiekiem o dużym szczęściu – podczas ponad dwudziestu lat znajomości z Williamem zdarzały się kłótnie, ale nigdy nie były to konflikty nie do rozwiązania, prędzej czy później odnajdujące jasne wyjście. Przekomarzali się, obdarzali złośliwostkami i nawet krytykując swoje mniejsze lub większe wybory, mieli pewność, że w razie potrzeby wciąż są jedną drużyną.
Tutaj było zupełnie inaczej i chyba właśnie to tak mocno uderzało w światopogląd młodszego aurora, wywracając wszystko do góry nogami. Mężczyzna mógł się na niego denerwować, mógł posyłać w diabły, gdy mieli sprzeczkę, ale jeszcze nigdy nie mówił z takim przekonaniem, taką szczerością. Krzyk uderzył Halla gorzej niż każde fizyczne uderzenie czy czarnomagiczne zaklęcie – odruchowo odchylił się do tyłu, choć nie cofnął dłoni, którymi sięgnął przyjaciela. Mimowolnie spiął się, wyprostował ramiona, jak w sytuacji zagrożenia, rozumnymi argumentami bijąc się z instynktami. Normalnie by ich posłuchał, robił tak zawsze i nigdy źle na tym nie wychodził, ale sytuacja, w jakiej się znalazł, wymagała nadzwyczajnych środków. Teraz on musiał przyjąć rolę skały, niewzruszonego oparcia, mając do dyspozycji jedynie własne żarliwe przywiązanie, by nieustannie się motywować. Przełknął mocniej ślinę, rozluźniając zaciśnięte mięśnie szczęki, które nadawały twarzy ostrego wyrazu. Mógł się zapierać, ustawiać ścianę, na której rozbiłyby się negatywne emocje, ale w efekcie nic nie przeniknęłoby dalej, nic by się nie zmieniło. Alex bał się, tak najzwyczajniej w świecie się bał. O Williama, o siebie, o to co się stanie i jakie będą skutki. Gdyby posłuchał próśb i wyszedł, nic już nie byłoby takie samo – czuł przez skórę, że znaleźli się na niedookreślonym rozdrożu, z którego nie można się cofnąć, z którego istniały tylko dwie możliwe ścieżki. Lewis siedział między znakami ze spuszczoną głową i tylko od młodszego aurora zależało, czy uparcie pociągnie go za rękę i nie puści, czy odejdzie. A przecież nigdy tak naprawdę nie miał wyboru. Albo też wybór ten był dla niego najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem.
Powoli, ostrożnie opuścił część ściany, którą odruchowo postawił między sobą, a złymi emocjami siedzącego naprzeciw mężczyzny, próbując zignorować buchający za jego plecami ogień. Zawsze był jego słabością, słabością której pokusy Alex próbował odsuwać od Williama, by nie musiał niepotrzebnie cierpieć. Być może otaczał go zbyt ciasnym płaszczem ochronnym, kiedy miał taką możliwość i teraz się to mściło? Czy to mogła być jego wina? Nie myśl o sobie Hall, nie o ciebie tu chodzi. Pokręcił nieznacznie głową, nie zabierając rąk – w swojej bezczelności miał czelność przesunąć kciuk wzdłuż zagłębienia przy szczęce starszego aurora.
- Wiesz, że nigdy nie byłam zbyt dobry w wykonywaniu poleceń dokładnie tak, jak sobie tego życzono – zaczął, siląc się na spokój, który nigdy nie był jego domeną. Zawsze wybuchał jak żywy płomień, jak jeden z tych ogników ukochanych przez Lewisa, a jednak zawsze w konfrontacji z prawdziwym ogniem, Alex przegrywał.
- Co się stało? Jeśli myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz, grubo się mylisz.
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyNie 16 Sie 2015, 19:50

Chciało mu się krzyczeć, złapać Alexa za fraki i w odruchu ostatniej desperacji połączonej z niemocą własnoręcznie wyrzucić go z pomieszczenia, by zaraz potem odebrać mu ostatnią szansę na zobaczenie go. Dlaczego nie rozumiał? Dlaczego nie mógł go posłuchać, wziąć do serca błagań wypowiadanych niczym na łożu okropnej śmierci, od której dzieliło ofiarę tylko kilka oddechów? Gdzieś tam, bardzo głęboko w jestestwie Williama ten poczuł nikłe ukłucie ciepła, widząc jak auror upiera się przy nim, jak stoi za nim murem, gotów do wszystkiego, byleby tylko nie zawieść. Nie skłamałby mówiąc, że uwielbiał tę bohaterskość współlokatora, jednakże teraz szczerze marzył o tym, by Hall okazał się ostatnim tchórzem, ratującym własne życie w tempie ekspresowym. Po raz pierwszy doceniłby, a nawet zaakceptował bez słowa sprzeciwu taką postawę u kogokolwiek. Ten dzień i tak łamał już każdą zasadę ich świata, osuwając walącą się konstrukcję i podmywając fundamenty.
Widząc, że krzyk wywołał gwałtowniejsza reakcję mężczyznę miał nadzieję, że może jednak uda mu się coś wskórać, dopiąć swego, byle tylko uratować ostatni bastion, port, który jeszcze pozwalał mu nie rzucić się w otchłań, z której nie było powrotu. Nic z tego, uparty ex-Gryfon postanowił opierać się każdej fali, niczym latarnia morska, która miała doprowadzić Lewisa z powrotem do świata żywych. Panika wciąż wiodła prym, wyostrzając rysy, rozjaśniając bladą cerę czy wprawiając w drżenie mięśnie, choć w tle dołączyła frustracja na brak zrozumienia z drugiej strony. Był ślepy? Nie widział, że nic nie jest tak jak to zostawili przy ostatnim spotkaniu? Nie potrafił pojąć, że to nie czas na podniosłe słowa o przyjaźni, bo słowa - o ile nie są właściwym zaklęciem - nie chronią przed tym, co siedziało w Williamie? Naprawdę nie chciał sięgać po różdżkę, bardzo nie chciał. Nie kontrolował niczego, a w szczególności emocji i swojego umysłu, który w dowolnej sekundzie mógł wysłać impuls do uwolnienia czegoś tak potwornego jak Szatańska Pożoga. Nieokiełznana, prawdziwie destrukcyjna, której nic nie może stanąć na drodze.
- Dlaczego nie rozumiesz? - wręcz jęknął zrozpaczony, przytłoczony wizją, która właśnie stanęła mu przed oczami, a którą wyobraźnia wzbogaciła o krzyk przyjaciela płonącego żywcem. Zatrząsł się gwałtownie, nie będąc przygotowanym na coś takiego. Odchylił się do tyłu, uwalniając twarz z objęć Alexa. Bardzo chciał zostać blisko Halla, ale wiedział, że im dłużej to trwa, tym trudniej będzie to zakończyć - a innego scenariusza nie było.
Przypomniał sobie dokładnie co zaszło na Grimmuald Place od samego początku do ostatniej chwili, gdy rzeczywistość zwaliła mu się na głowę, grzebiąc pod gruzami. Mięśnie ponownie zaczęły drżeć, a wzdłuż kręgosłupa spływać zimny pot przywodzący na myśl atak wyjątkowo upierdliwej gorączki. Czuł uderzenie wybuchy, słyszał huk drugiego, widział śmierć, tragedię w jednym wersie, który rozbrzmiewał wciąż w jego uszach.
- Co ja zrobiłem... - szepnął, chowając twarz w dłoniach, by zaraz zacisnąć pięści, chcąc pozbyć się obrazów sprzed oczu - bezskutecznie. - Naprawdę nie chciałem, nie chciałem tego. Wszystko szło dobrze, a potem ten ogień. Był wszędzie, był dookoła mnie. Był we mnie. Nic nie zrobiłem, a widziałem ją z tym dzieckiem. Ale ogień. Patrzyłem w ten ogień zapominając o wszystkim. A potem wybuch. Na miłość boską.
Głos załamał mu się przy ostatnim zdaniu, którego nie używał bynajmniej przez to, że był wierzący. Nie, nie był, stare nawyki z sierocińca dawały o sobie znać w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Czuł łzy napływając do oczu, których jednak nie chciał za nic w świecie wypuścić na wolność, nie chciał uwolnić kaskady morderczych uczuć, która pochłonie go zanim ktokolwiek z nich zdąży się zorientować.
- Nie możesz być następny, nie kontroluję tego. Odejdź, Alex, błagam cię! W końcu ktoś przeze mnie zginął, nie możesz być następny, rozumiesz? Nie możesz. - słowa padały cicho, jakby mówione do siebie, a nie do osoby siedzącej tuż obok. Niczym w transie powtarzał je jak mantrę, a ogień zaczynał falować niespokojnie dookoła nich, z każdym słowem minimalnie rosnąc.
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyPon 17 Sie 2015, 01:19

I jak tu się dogadać, gdy występuje tak wyraźny konflikt interesów, a żadna ze stron nie chce odpuścić? Choćby błagał go na kolanach, choćby rozdzierał sobie szatę na piersi i zanosił się najgorszym wrzaskiem, Alex nie miał najmniejszego zamiaru wychodzić. Nie mógł, wszystkie wdrukowane w niego instynkty podnosiły protest, odpalały czerwone lampki i dzwoniły alarmowymi dzwonkami. Nie chodziło o odwagę, o udowadnianie, że było się lepszym człowiekiem niż w rzeczywistości – tu w grę wchodziło coś więcej niż nawet lojalność. Coś, czego nie potrafił nazwać jednym słowem, a co wydawało się rosnąć z każdą mijającą chwilą. Coś ukrytego głęboko, w samej podstawie tego, kim był Hall. Budziło się do życia, poruszało niespokojnie, wypełzało z ukrycia, pomrukując coraz głośniej. Tej jednej sprawy nie mógł spieprzyć, ani teraz ani nigdy.
Wszystko w nim drżało jak rozedrgany kamerton, otwierało te zakamary, o jakich młody auror nie pamiętał lub zwyczajnie nie miał pojęcia. Elementy układanki przesuwały się, próbując postawić nowy, pewny fundament, na jakim mógłby się oprzeć, jaki wytrzymałby siłę i wagę tego zadania. Wszystkie instynkty buntownika i rebelianta wychodziły na wierzch, burzyły spokój, którym próbował się otoczyć jak kokonem.
Gdy William się odsunął, delikatna tama legła w gruzach, pozostawiając Alexa z uczuciem pustki, w jaką zaczęła wpełzać niezidentyfikowana istota, którą przebudził stan i zachowanie Lewisa. Przez twarz blondyna przetoczył się skurcz, grymas którego zwykle nie oglądał nikt, kto nie był czarnoksiężnikiem, a zielone oczy zapłonęły wewnętrznym światłem. Słuchał urywanych i cichych słów, przekładając je na komunikat, który mógłby zrozumieć, powoli rozluźniając i z powrotem zaciskając dłonie w pięści. Ani trochę mu się to wszystko nie podobało – iskrą rozdmuchującą złość paradoksalnie stała się myśl o tym, że przyjaciel się poddał, padł na kolana i nie próbował zadośćuczynić. Magia zapulsowała dziko tuż pod skórą aurora, jęknęła i zawyła, gdy podnosił się z klęczek na nogi. Framuga jedynego okna w gabinecie zatrzeszczała, na szybie ukrytej za zasłonami pojawiła się sieć pęknięć – zaczep puścił nagle, gwałtownie otwierając okno. Szkło posypało się po podłodze, migocząc w słońcu, a podmuch wiatru podsycany buzującą magią przetoczył się po gabinecie, gasząc rozstawione w nim świece, szarpiąc ubraniami obu aurorów.
- To ty czegoś nie rozumiesz – zaczął powoli Alex, pochylając się i chwytając za poły marynarki przyjaciela, po czym jednym silnym ruchem stawiając go na nogi. Palce zaciśnięte na materiale nie cofnęły się, podtrzymując Williama, gdyby tego potrzebował. - Nieważne, czy kogoś zabiłeś – w głosie Halla przebrzmiało coś surowego, odartego z delikatności, ale nie mającego złych zamiarów wobec drugiego mężczyzny. Był spięty, serce waliło mu jak młotem, pot zaczynał spływać wzdłuż kręgosłupa i zbierać się na skroni. Czuł się bezsilny wobec problemu, przed którym stanął, ale niech go wszyscy diabli porwą, jeśli choć nie spróbuje nakierować Willa na dobre tory. A najgorsze z tego wszystkiego? Naprawdę wierzył w to, co mówił i czyjaś śmierć nie robiła na nim wrażenia w momencie, gdy miał przed sobą doprowadzonego na skraj histerii Brytyjczyka. - Bo ja zawsze stałem i będę za tobą stał. Jak będzie trzeba to obleję się benzyną i podpalę, jeśli nic poza ogniem nie będzie cię cieszyć – mówił przez zaciśnięte zęby, usilnie szukając wzrokiem niebieskiego spojrzenia. Nie wiedział, co robić, jak załagodzić tę sytuację, nie miał do tego kompetencji, do stu diabłów! Nie rozumiał nic w tym szalonym sztormie uczuć mieszających się ze sobą, tworzących konstrukcje, których Alex nie umiał opisać, a które coraz szybciej tworzyły mu w gardle bolesną gulę. Biorąc płytki, nerwowy wdech, zaśmiał się nagle, pozwalając zatrząść się całej sylwetce. Moment, w którym dotknął czołem czoła Williama, przyciągając go bliżej i szczerząc się jak ostatni idiota, był absolutnie niezamierzony, a jednak w jakiś sposób wydawał się po prostu naturalny. Śmiech umarł tak szybko, jak się pojawił, pozostawiając pomieszczenie w ciszy. Hall przymknął na moment powieki, oblizując dolną wargę.
- Pamiętasz, jak to było, kiedy byliśmy dziećmi? Też nie chciałeś mnie zostawić, chociaż wszyscy mówili, że niszczę każdą rzecz, której dotknę.
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyWto 18 Sie 2015, 00:12

Zmiana w zachowaniu Alexa była pierwszym impulsem, który miał szansę na chociażby chwilowe otrzeźwienie Williama, który owszem, poddał się. Bynajmniej nie uczynił tego z powodu takiego charakteru czy braku silnej woli, po prostu stało się coś, co zachwiało jego całym światem, na co nie był przygotowany - ba, nie chciał być, bo myśl, że z jego winy ktoś mógł stracić życie nawet nie zrodziła się w głowie Brytyjczyka. Zresztą, wyobrażenia to jedno. Zupełnie inaczej świat się prezentował w świetle dokonanej zbrodni(jak to nazywał Lewis). Jakby wizja spłynęła czerwienią, rozświetlaną refleksami płomieni, od których nie mógł się oderwać, a których szczerze nienawidził za to, co robią z jego umysłem, z jego osobowością i priorytetami życiowymi.
Refleksy powstałe przy rozbijaniu szyby oślepiły go na moment, a nim zdążył ponownie spojrzeć gdziekolwiek już stał, trzymany za fraki jak podlotek, przyłapany na wyjątkowo złym i niebezpiecznym czynie. Po raz kolejny spojrzał na przyjaciela, którego złość działała podobnie do kubła zimnej wody wylanej na głowę w środku zimy. Rozszerzył oczy, pokazując strach, ale tym razem nie wywołany własnym przewinieniem, a prezencją Halla, który wściekły potrafił stać się Jeźdźcem Apokalipsy we własnej osobie. Słuchał uważnie jego słów, a świadomość jak bardzo prawdziwe są bolała na dnie serca. Znał go lepiej niż samego siebie, wiedział, że każde z zapewnień mija się z kłamstwem do granic możliwości - i tym gorzej się czuł. Owszem, z jednej strony było to niezwykle miłe, pokrzepiające, pozwalające na odnalezienie swojego miejsca w świecie. Niestety, w tym wypadku druga strona medalu wiodła prym - szczególnie, że wizja Alexa oblewające się benzyną tylko po to, by William mógł popatrzeć na niego płonącego żywcem mroziła krew w żyłach i zaciskała wargi w cienką linię.
Przymknął oczy wręcz odruchowo, gdy zetknęli się czołami. Nie był pewien czy usłyszał krótki śmiech kompana, czy może było to pobożne życzenie, skrystalizowane przez zbyt wielkie pragnienie. Odetchnął głęboko, jakby sprawiało mu to trudność i próbował napełnić płuca powietrzem, choć woda napiera, by mu to uniemożliwić. Milczał jeszcze długo po wypowiedzi Halla, nie wiedząc co odpowiedzieć, jednocześnie pozwalając, by panikę stopniowo zastępował smutek. Smutek zmieszany ze strachem i tęsknotą, która już zaczęła przestrzegać aurora przed jego decyzją.
- ...Pamiętam. -odpowiedział w końcu, choć wyschnięte wargi sprawiały, że i tak ciche słowa traciły na mocy. - Ja zawsze wiedziałem, co kryło się pod powłoką buntu. Dla innych byłeś nieznośny, dla mnie po prostu sobą. Poza zasadami, których oboje nie wyznawaliśmy. I teraz to ja jestem tym, który potrafi niszczyć jednym dotykiem, jedną myślą.
Przerwał, ponownie biorąc głębszy oddech, a głos uwiązł mu w gardle. Nie chciał tego mówić, nie chciał tego robić, ale wciąż był przepełniony tragiczną determinacją, nie pozwalająca mu na egoizm. Powoli położył dłonie na ramionach przyjaciela, licząc, że zaraz się obudzi, że to wszystko jest koszmarem, a on dwie minuty później zejdzie na śniadanie, popatrzy jak kotka Alexa kradnie bekon i wstawi się za biednym, głodującym zwierzakiem, racząc mężczyznę szerokim uśmiechem znad filiżanki Earl Greya. Nic z tego, rzeczywistość stała się dobitnie realna i bezwzględna w swym niezachwianym uporze, by trwać w takiej, a nie innej formie.
- Dlatego też nie mogę pozwolić ci na zostanie przy mnie ani chwili dłużej. Zabiłem kogoś i mogę sobie tego nigdy nie wybaczyć. Gdybym jednak zabił ciebie... Proszę. Byłbym w stanie bez wyrzutów sumienia otulić cały świat Szatańską Pożogą, gdyby miało ci to uratować życie. Nie przeżyłbym, gdyby zostało ci ono odebrane. Tym bardziej nie chcę być tego przyczyną. Nie ufam sobie i nawet jeśli ty mi ufasz - to nie ma znaczenia. Jestem niebezpieczny i wiesz o tym. To ciebie zakonnice nazywały pomiotem szatana, pamiętasz? Najwyraźniej to ja nim jestem.
Na jego usta wypłynął lekki uśmiech, najsmutniejszy w całym jego życiu. Zacisnął palce na ramionach mężczyzny, jakby chciał w ten sposób zmusić go ponownie do odejścia. Każda jego część się przed tym buntowała, ale tym razem rozsądek był w stanie zapanować nad pragnieniami i potrzebami.
- Idź.
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyWto 18 Sie 2015, 02:17

Łatwość, z jaką stan Williama wpływał na zachowanie i samopoczucie Alexa, była przerażająca. Mroziła członki, zatykała gardło i sprawiała, że młodszy auror stawał się niezdolnym do jednej racjonalnej myśli. A skoro rozum szedł spać, do głosu dochodziły czyste, niefiltrowane niczym uczucia – ten potwór przebudzony w sytuacji kryzysowej, który ryczał gdzieś w brzuchu Halla, wspinając się coraz wyżej, wyciągając pazury po serce. Jego oddech przeganiał chłód, rozdmuchując żar zasypany w popiele, posyłając w górę migoczące iskry, których cienie zaczynały odbijać się w zielonych oczach Alexa. Bestia prędzej czy później wdrapie się po kręgosłupie i żebrach ku gardłu aurora, wypełznie razem ze słowami, zatrzęsie wszystkim.
Knykcie palców zaciśniętych na ubraniu Lewisa zbielały, dając żywy dowód siły, jaką nieświadomie wkładał w to młodszy z mężczyzn. Swoją postawą William sukcesywnie prowadził Halla za rękę ku furii, ku czemuś co jeszcze nigdy nie zostało skierowane w jego stronę. Pytanie nie brzmiało, czy się obrazi, a czy przetrwa burzę, w którą wpadnie, kiedy Alexowi popuści ostatni hamulec.
W drżących oddechach muskających twarz było coś, co popychało, by gonić je ustami, schwycić co do jednego i wypełnić cudze płuca własnym powietrzem. Na szczęście (lub nie?) skupienie na słowach Lewisa skierowało uwagę młodszego gdzie indziej, choć po powierzchni skóry wciąż pełgały drobne, elektryczne wyładowania, domagające się... Czego właściwie? Alex mocniej przełknął ślinę, zwilżając nagle wyschnięte gardło. William z początku robił dobrą robotę, by go ugłaskać i nagiąć po raz kolejny do swojej woli, ale ośli upór, jaki wykazywał przy próbach odepchnięcia młodszego, był po prostu nie do zaakceptowania i niweczył wszystko, co mógł do tej pory osiągnąć. Nie wiedział, z kim rozmawiał? Czy może nie znał przyjaciela tak dobrze, jak sądził?
Smutek i przygnębienie Brytyjczyka łamały Alexowi serce, brały je w dłonie napierając i krusząc po kolei słabsze konstrukcje, jakby chciały zaatakować rdzeń, samą istotę tego, co kryło się w środku. Mięsień na szczęce mężczyzny drgnął, a z jego gardła wydobył się brzydki, zwierzęcy pomruk – potwór był już bardzo blisko.
- Za kogo ty mnie masz? Za tchórza, który zwieje, kiedy robi się źle? – wydusił, parskając krótkim, gorzkim śmiechem. Górna warga aurora uniosła się nieco, wykrzywiając twarz w grymasie. Ostatnia tama nagle pękła, zalewając Halla mieszanką wszystkiego, co w codziennym życiu ukrywał, przydeptywał, chował po kieszeniach jak złodziej. Brzegi obrazu zaczęły zarastać drgającym, czerwonym filtrem tak podobnym do płomieni, które ukochał sobie Lewis.
- DOSYĆ! – ryknął, nie wiedząc nawet kiedy popchnął Williama ku najbliższej ścianie, nie wypuszczając go z rąk. Czy tego chciał, czy nie, póki nie spróbuje odeprzeć ataku, został uwięziony. Młodszy auror nie panował nad sobą ani nad swoimi emocjami, było to widać jak na dłoni – z pewnością nie był tą odpowiedzialną jednostką, którą Wilson chciałby widzieć w fotelu swojego zastępcy. - Nie chcesz, żebym zginął, a przyszło ci do łba, że nie potrafię bez ciebie żyć?!
Wrzeszczał, czując pulsującą w żyłach magię, doprowadzającą ciało do gorączki jak płynny ogień wtłoczony w tkanki.
- Nie umiem i nie chcę próbować, ty sukinsynu! Spróbuj mnie zmusić, a rozniosę wszystko i wszystkich w pieprzone drzazgi! Nic nie zostanie!
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptySob 10 Paź 2015, 00:14

Furia Alexa była dla Williama czymś nowym i w pierwszym odruchu poczuł strach. Lęk, sprawiający, że starszy od niego mężczyzn minimalnie skulił się w sobie, spoglądając na przyjaciela szerzej otwartymi oczami, a dłonie drgnęły, jakby chciał je unieść w geście obronnym. Szybko się powstrzymał, połowicznie dzięki temu, że był w szoku, a z drugiej strony po prostu wiedział, że to najgorsze co mógłby zrobić. Nawet jeśli sytuacja sama w sobie była zła, wręcz tragiczna to wciąż umysł Lewisa działał w komitywie z instynktem samozachowawczym. Za długo znał i żył z Hallem by popełnić jakikolwiek podstawowy błąd, choćby świat właśnie rozpadał się na kawałki. Słuchał ostrych słów i zapewnień, gróźb i wyznań, które mimo iż oczywiste w jakiś sposób otwierały zupełnie nowe drzwi, odsłaniały przestrzenie, na które do tej pory nie zwracało się uwagi. To tak jakby znaleźć w łóżku, w którym się spało od lat nową skrytkę lub sklejone strony w ukochanej książce, ujawniające inne spojrzenie na cała historię. Nie wiedział jak to interpretować, ale podświadomie czuł, że coś, czego nie umiał nazwać ulegało zmianie, przeobrażało się na jego oczach, choć wymykało się zdolnościom postrzegania.
Chwila letargu spowodowanego nagłym wybuchem aurora szybko przeminęła, uruchamiając odpowiedź szybciej niż William mógł pojąc w ogóle sens i źródło własnych czynów czy słów. Był pacyfistą i nie używał choćby szarpnięcia, jeśli w grę nie wchodziła walka o zdrowie lub życie. Teraz jednak ściągnął brwi, a w błękitnych oczach coś błysnęło. Iskra magii, której małe eksplozje wypełniały każdą komórkę ciała czarodzieja. W uszach szumiało, ale mimo to był w stanie myśleć tak trzeźwo jak jeszcze nigdy w życiu. Chwycił Alexa za ubranie, wykazując się siłą, o którą nikt by go nie podejrzewał, łącznie z nim samym. Jednym, płynnym ruchem zmienił ich położenie, z impetem przyciskając mężczyznę do ściany - ba, wręcz unosząc kilka centymetrów nad ziemie.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo drugi raz nie powtórzę. - zaczął donośnie, acz bez podnoszenia głosu. Mówił wyraźnie, z grobową wręcz powagą. - Właśnie dlatego to robię. Bo nie chce umierać, a właśnie to się ze mną stanie, gdy ty ucierpisz, skończony idioto. Byłbym zdolny do funkcjonowania bez twojej obecności, jeśli tego wymaga rozstanie dla twojego bezpieczeństwa, ale nic - absolutnie nic! - nie pomoże, gdy umrzesz.
Ogniki w oczach tańczyły coraz żywiej, jednakże bynajmniej nie przypominały radosnego migotania świetlików, a raczej zwiastun zbliżającej się pożogi, która powoli, acz konsekwentnie pochłania całe lasy. Mięśnie miał napięte do granic możliwości, choć nie czuł absolutnie nic, jakby ciało stało się niepotrzebną iluzją. Prawdziwa batalia, sprawdzian sił odbywał się w ich głowach, gdzie miała miejsce burza tysiąclecia. Mocniej zacisnął pięści na materiale, wbijając je w klatkę piersiową młodszego aurora, by nie dać mu możliwości na wyrwanie się, choćby próbę oswobodzenia.
- Jesteś najważniejsza osobą w moim życiu i przysięgam ci, że, do kurwy nędzy, będziesz żył za każdą cenę. Bez dyskusji.
Nie pamiętał kiedy ostatnim razem takie słownictwo wyszło z jego ust. Czy w ogóle kiedykolwiek? Słyszał takie wyrażenia miliard razy, sam ganił wielu znajomych czy współpracowników za używanie ich, ale najwyraźniej hamulce puszczały wszystkim i mózg postanowił bez jakiegokolwiek filtra przepuszczać zawartość serca. Czy będą żałować - możliwe. W obecnej chwili jednak nie miało to znaczenia, coś o wiele ważniejszego leżało na szali.
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptySob 10 Paź 2015, 01:13

Nikt nie lubi kłótni – co w nich do lubienia? Krzyk, ból gardeł i serc, słowa ostrzejsze od noży czy może bałagan, jaki potrafią pozostawić? Potrafią roznieść dotychczasowy porządek, wywrócić świat do góry nogami, wywlec go na drugą stronę i rozerwać podszewkę, zacisnąć lnianą pętlę na szyi i szarpnąć, łamiąc kark z obrzydliwym chrupnięciem. W kłótniach nie ma nic do lubienia, ale huragany bywają potrzebne ludziom zbyt ślepym, by dostrzec to, co mają dokładnie przed oczami.
Alex nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł się w podobny sposób – jednocześnie bezsilny i zdolny przenosić góry kiwnięciem palca, rozpalony i wyziębiony, niewzruszony jak skała i drżący na całym ciele. W niewielkim pokoju, śmiesznej przestrzeni dzielącej go od Williama, coś się działo, coś rozrastało i nabierało konkretniejszego kształtu z każdym słowem oraz gestem. Coś, czego perspektywa rychłych narodzin, zasiewała w sercu byłego Gryfona strach. Zwierzęcy, najbardziej pierwotny strach, nakazujący biec ile sił w nogach jak najdalej, nie zważając na to, że stopy zaczęły krwawić, a ciało oblało się potem. Wszystko, co mówił, ściskając w dłoniach całkowitą kontrolę nad sytuacją, było szczere, nastawione na to, by wybudzić przyjaciela z dziwacznego letargu, w który zdał się zapaść gdzieś głęboko w sobie. Jeśli musiał po raz pierwszy w życiu obrócić własną, absolutnie destrukcyjną i nieposkromioną furię przeciwko niemu, by przejrzał na oczy, niech tak się działo. Cokolwiek by się nie stało, Alex wiedział gdzieś w samym centrum swojego jestestwa, w najgłębszej części rdzenia tego, kim był, że nie skrzywdziłby Williama. Był jego największą słabością, jedynym argumentem, jakiego można by użyć, by złamać wolę i kodeks moralny Halla. Lepiej jednak, by nikt poza samym zainteresowanym nigdy się tego nie dowiedział.
Musiał nim wstrząsnąć, musiał przegonić ten marazm i mgłę. Nie chciał dopuścić do siebie myśli o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie dał ra... Och. W znajomych, błękitnych oczach nagle coś błysnęło, zaskakując aurora intensywnością i przytomnością spojrzenia. Syknął tylko krótko, gdy jego plecy w jednym, pewnym ruchu skolidowały ze ścianą, odwracając sytuację o sto osiemdziesiąt stopni – z wstrząsającego stał się tym wstrząsanym i skłamałby w najobrzydliwszy możliwy sposób, gdyby powiedział, że serce mu ani odrobinę nie zadrżało. William nie krzyczał, a mimo to każde jego kolejne słowo zdawało się zmrażać Alexa, wywołując serię dziwnych ucisków w dole brzucha i niezrozumiałą, postępującą miękkość w kolanach i dłoniach, którymi wciąż trzymał koszulę mężczyzny. Gdyby nie to, że starszy auror go podtrzymywał, pewnie osunąłby się po ścianie na podłogę i przyglądał mu się z tej niekoniecznie atrakcyjnej pozycji do końca rozmowy. Teraz mógł tylko wpatrywać się w niego, przełykając mocniej ślinę, z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej przypominając sarnę stojącą naprzeciw nadjeżdżającej nieubłaganie ciężarówki. Furia wycofała się gdzieś, a potwór wspinający się wcześniej w górę klatki piersiowej Halla, schował łeb z żałosnym piskiem. Twarz Anglika zdradzała napięcie, zęby zaciskały się i rozluźniały na przemian, powodując drgania mięśni na szczęce, zielone oczy rozszerzały coraz bardziej, obserwując przemianę, która działa się tuż przed nimi.
Gorąco, które niezaprzeczalnie zalało jego ciało, sprawiło, iż w głowie Alexa coś trzasnęło, posyłając do wszystkich diabłów łuski, które uparcie zasłaniały mu latami coś ważnego. Coś co pojął w tej chwili szaleństwa tak wyraźnie, że prawie zawył z ulgi, jaką przyniosło.
Kiedy ostatnie słowa Williama przetoczyły się w powietrzu, wywołując niewidoczne iskry podobne zimnym ogniom, Hall odetchnął ciężko, przez jedną irracjonalną chwilę pełen lęku, iż będzie to jego ostatni oddech. Serce mu jednak nie pękło, płuca wytrzymały zewnętrzny napór, a ciało nie zmieniło w bezużyteczną masę mięsa. Tylko żołądek wykręcał się na druga stronę z nerwów wywołanych tym, co zaraz miało się stać.
Nie dałby rady tego powstrzymać nawet, gdyby chciał.
Ze ściśniętego dotąd gardła wydobył się przytłumiony jęk, gdy dłonie Alexa przyciągnęły Williama bliżej, a powieki zacisnęły wraz z desperackim, bezkompromisowym i spóźnianym od lat pocałunkiem.
Musiał to zrobić. Musiał, bo inaczej eksplodowałby, zaściełając podłogę milionem krwawych strzępów. Mógł niemal przysiąc, że serce zatrzymało mu się na kilka chwil, kiedy przylgnął do starszego aurora, nie myśląc o konsekwencjach, o możliwym odepchnięciu.
Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale cały drżał, jakby ciało chciało odpowiedzieć na dziki taniec motyli w brzuchu.
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptySob 10 Paź 2015, 01:50

Całość tej kuriozalnej i jednocześnie niebezpiecznej sytuacji zmieniała tempo w zadziwiający sposób. Raz czas stawał w miejscu, by kilka sekund później prawie zwalić z nóg gwałtownym trzęsieniem ziemi. W chwili, gdy William przycisnął przyjaciela do ściany czas zwolnił, pozwalając mu na dobitne przekazanie młodszemu co miał do powiedzenia, dając jednocześnie pewność, że ten zrozumie to aż za dobrze i nie pomyśli o próbach oswobodzenia się w celu przerwania tyrad Brytyjczyka. Tak, miał rację, nie próbował i chwała mu za to. Jednakże to, co nastąpiło zamiast kolejnej rewolucji między tą dwójką można przyrównać jedynie do wybuchu bomby, która w pierwszej chwili ogłusza wszystkich, powodując, że świat na moment pogrąża się w zupełnej ciszy, czekając na dotarcie fali uderzeniowej. Ów moment trwał jednocześnie lata jak i milisekundy. Czasoprzestrzeń rozpadła się na miliony kawałków, podobnie jak i umysł Lewisa. W chwili, gdy jego wargi spotkały się z ustami Alexa mógłby przysiąc, że wzdłuż kręgosłupa przemknęła błyskawica zmieniająca w życiu wszystko. To, co niewidoczne okazywało się podane pod sam nos na srebrnej tacy, każde wspomnienie, myśl czy gest nabierały nowego znaczenia, a z kolei każde z nich łączyło się w jedną prosta prawdę.
Zamarł na sekundę, nie bardzo wiedząc właśnie ma miejsce i jak miał na to zareagować. Szybko zorientował się, że myślenie w takiej sytuacji nigdy się nie sprawdza i ciało do spółki z sercem zrobiło to, co powinno być zrobione. Powoli postawił Halla, rozluźniając palce, jednak nie zdecydował się na puszczenie ubrań przyjaciela. Nim się obejrzał powieki opadły delikatnie, a usta same odpowiedziały łagodnie na pocałunek, który zdawał się lekarstwem na całe zło świata. Nie pojmował tego, ale właśnie cały strach znikał. Strach, panika, złość, frustracja, bezsilność - każda negatywna emocja zamieniała się w proch niknący na wietrze. Burza rozrzedzała się, ukazując pierwsze prześwity czystego nieba, podczas gdy w głowie Williama zabrzmiała jedna myśl.
Ty albo nic.
Gdyby nie napięte mięśnie przypominające o tym, co zaszło między nimi jeszcze kilka minut temu zapewne rozważałby roześmianie się - bo przecież to było takie oczywiste! Tak dziecinnie proste! A jednak potrzeba było znaleźć się na krawędzi przepaści, by ślepcy odzyskali wzrok.
Powoli odsunął głowę nie dalej niż kilka centymetrów, kończąc to, co mimo wszystko nie mogło trwać wiecznie. W milczeniu otworzył oczy, których spojrzenie stało się zadziwiająco czyste. Tęczówki przypominały niezmąconą niczym taflę krystalicznie czystej wody, w której odbijała się tylko jedna twarz.
Trwał w tej ciszy dłużej niż ustawa przewiduje, ale nijak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Co miał powiedzieć? Chociaż może odpowiedź jest prostsza niż podejrzewał? Pokręcił głową, po czym oparł czoło na ramieniu Alexa, znów przymykając oczy i wypuszczając powietrze z płuc. Pomimo iż problem źródłowy nie został nawet tknięty patykiem poczuł się lżejszy o tonę. Niesamowite.
- ...Kocham cię. O to mi chodziło cały ten czas. - powiedział cicho, choć był przekonany, że młodszy auror usłyszy wyraźnie każde ze słów. Po kolejnym oddechu wyprostował się, paradoksalnie rozluźniając całe ciało. Dopiero teraz zaczynał czuć lekki ból w palcach po kurczowym trzymaniu ubrań Halla. Zignorował to jednak, przyglądając się uważnie osobie stojącej tuż przed nim, a która po raz pierwszy nie była mu najbliższa na świecie. Nie, była integralną częścią niego.
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptySob 10 Paź 2015, 20:23

W tym szaleństwie musiała być jakaś metoda – wybitnie pokręcona, ciężka do odszyfrowania, ale jednak metoda. Ich własna. Konstruowali ją latami, poruszając się w tej samej przestrzeni, dzieląc doświadczeniami i myślami, aż wreszcie w momencie krytycznego apogeum wszystkiego, gładko podsunęła rozwiązanie. Aż dziwne, że sami wcześniej na to nie wpadli, choć ponoć to, co ma się tak blisko, zwykle najtrudniej jest dostrzec.
Gdy wyciągnął dłonie i zamknął Williamowi usta w desperackim, gorącym pocałunku, myśli Alexa zabarwiał strach. A konkretniej ta jego odmiana, która całkowicie różniła się od emocji, które czuł w patowej sytuacji, lub znajdując się po tym mniej zabawnym końcu różdżki – tam miał do stracenia tylko życie, tutaj na szali leżało wszystko. Dobre wspomnienia, wsparcie, chęć do życia. Gdyby starszy auror go odepchnął, nie miałby już nic, dlaczego można by kontynuować marną namiastkę egzystencji pozbawionej kolorów, smaków i dźwięków. Zakres przywiązania, jakie Hall odczuwał względem przyjaciela, był najzwyczajniej w świecie przerażający.
Na szczęście słońce, po które wyciągnął ręce, nie eksplodowało mu w twarz, zamiast przewidywanego spopielenia odpowiadając łagodnymi, ciepłymi promieniami, pobudzającymi do gry wszystkie struny ukryte gdzieś w sercu. Zmarszczki przecinające czoło Alexa powoli się wygładziły, napięcie w ramionach nieco zelżało, choć nie wycofało się całkowicie, zmieniając swoje źródło. Zanim jednak zdążył sprawić, że proste zetknięcie ust stałoby się czymś innym, William odsuwał się, paradoksalnie nie zabierając ani odrobiny ciepła, które wywołała jego reakcja. Młody auror w pierwszej chwili zachwiał się do przodu, dokładnie czując walące serce, jednak kiedy głowa Lewisa opadła mu na ramię, nie wahał się ani chwili, pewnie obejmując jego ramiona. W jakiś dziwny sposób nie oczekiwał teraz absolutnie niczego, żadnych deklaracji, żadnych przysiąg czy innego tego rodzaju romantyzmu, w którym nigdy nie potrafił się odnaleźć. W zupełności wystarczyła odpowiedź na pocałunek, bezgłośne zapewnienie, że wszystko między nimi wciąż było w porządku i Hall nie musiał iść szukać najbliższego mostu, by się z niego rzucić. Szkoda by było tak wybitnej puli genowej. Całą resztę rozpracują z czasem, nigdzie się im przecież nie musiało spieszyć.
William miał najwyraźniej inne plany, bo nim Alex zdążył cokolwiek powiedzieć, prawdopodobnie zażartować, by rozluźnić atmosferę, jak miał w zwyczaju, spuścił na niego bombę w postaci wyznania, od którego treści zakręciło się młodszemu w głowie. Dotychczas ledwie rozchylone zielone oczy rozszerzyły się wyraźnie, a w kolanach znów pojawiła się ta sama uporczywa miękkość. Jak on to robił, do stu diabłów?
- To nie fair – wydusił tonem, w którym nijak byłoby doszukiwać się tych pewnych nut, jakie zwykle wibrowały w głosie Alexa. Brzmiał raczej jak ktoś zagubiony od wielu dni, kto znów ominął drogowskaz. - Dlaczego ty tak łatwo... Czemu ty... Argh!
Mężczyzna zagryzł dolną wargę, odruchowo zasłaniając dłonią usta starszego aurora – potrzebował zebrać myśli, już, natychmiast, bo właśnie wszystko psuł. A przynajmniej tak sądził.
- Czemu tobie tak łatwo wychodzi mówienie o tych rzeczach? – spytał wreszcie, kręcąc głową i patrząc na Williama wzrokiem zbitego psa. - Nie wiesz, co ze mną robisz. Serce mi chyba zaraz wysiądzie i ledwo stoję, mam takie miękkie nogi – parsknął krótkim, urwanym śmiechem, w którym słychać było nutę czegoś histerycznego. - Nie umiem dobierać słów. Po prostu chcę z tobą być.
Powiedzenie tego na głos przyniosło ulgę, wyrwało z gardła Halla cięższy oddech i sprawiło, że powoli opuścił rękę, którą chwilę blokował ewentualne williamowe próby odezwania się. Najbardziej w tej chwili pragnął ułożenia się do łóżka z Lewisem przy boku i koca, pod którym mogliby się schować i odgrodzić od niedorzeczności świata za murami mieszkania.
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyWto 10 Lis 2015, 17:44

Zagubienie Alexa w dziwny, acz niesamowicie przyjemny sposób bawiło starszego Aurora, jakby obserwował właśnie jeden z cudów natury, który jest przeznaczony dla ludzkich oczu, ale tylko z odpowiednim szacunkiem. Nie przerywał mu w tych urywanych wypowiedział, ograniczając ekspresję do jaśniejszego spojrzenia, które faktycznie mogło przypominać drobne promyki słońca przekradające się powoli, acz pewnie przez ciężkie chmury burzowe. Sztorm się skończył, harmonia wracała wkradając się pomiędzy chaos.
Nigdy nie widział Halla w takim stanie, mimo że znają się prawie całe życie. To właśnie młodszy ex-Gryfon reprezentował zazwyczaj opanowanie, stąpał twardo po ziemi, sprowadzając na jej powierzchnię Lewisa, któremu zdarzało się fruwać z głową w chmurach - czasami nawet w bardzo złych momentach. Tego dnia jednak role się odwróciły i Brytyjczyk skłamałby mówiąc, że go to przytłoczył. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że w końcu dotarli się jako przyjaciele(i nie tylko najwyraźniej), odkryli idealny podział. Nie rzucili się w przepaść, gdy ta rozstąpiła się tuż przed nimi, przerastając swym ogromem. Nie, zamiast tego pokazali jej środkowy palec(co byłoby jednak bardziej w stylu Alexa) i ruszyli dalej. To nie koniec, jeszcze nie teraz.
- To pewnie ten Shakespear. - odpowiedział w końcu Lewis, odpowiadając na pytanie przyjaciela z lekkim rozbawieniem, samemu przejmując rolę osoby mającej rozładować atmosferę. Sam był w szoku, że tak dobrze trzyma pion, podczas gdy kompan powoli ewoluował w galaretkę, która zamierzała podbić parkiet swoimi drgającymi ruchami. - Jak widać przydatna obsesja.
Na ostatnie słowa aurora po prostu się uśmiechnął nieco szerzej i nim w ogóle zdał sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić uniósł dłoń w stronę tak znajomej twarzy i przyłożył do policzka. Usta bezgłośnie ułożyły się w "ja wiem", po czym objął ramieniem Halla, by stać się oparciem dla wojowniczej galarety.
- Chodź, oboje potrzebujemy sporej dawki dobrej herbaty. I żadnego marudzenia, oboje dobrze wiemy, że w swoim zbiorze mam takie, które potrafią dobrze odprężać, a ty ledwo stoisz. - dodał, kierując swoje kroki do kuchni, zostawiając za sobą pobojowisko, które w obecnej chwili wolał zostawić w niebycie, zapomnieć, by poukładać sobie odłamki tej bomby, które niedawno wywróciła jego światopogląd do góry nogami.
W kuchni zostawił Alexa, by ten usiadł przy stole, a samemu z zadziwiającym, stoickim spokojem zabrał się za nastawianie wody i przebieranie w dziesiątkach puszek i opakowań z herbatami wszelkiej maści. W końcu znalazł odpowiednią, której przygotowanie nie zajęło więcej niż kilka minut. Usiadł naprzeciwko przyjaciela, uprzednio stawiając kubki z parującym wywarem spokoju(jak lubił to nazywać) przed każdym z nich. Przez moment obserwował kilka fusów wirujących blisko powierzchni bursztynowego napoju, by w końcu napotkać spojrzenie zielonych oczu.
- ...Cieszę się, że dotarliśmy do tego punktu. Jednakże... - przerwał, a jego twarz stężała, wzrok znowu opadł na zawartość kubka. - Nadal mam na sumieniu morderstwo.
Ostatnie słowo ledwo przeszło przez jego gardło, pociągnął więc łyk gorącego wywaru, jakby to pomogło zmyć ślad tego paskudnego przewinienia. Nie pomogło, ale też nie pogorszyło. Bardzo nie chciał psuć tego przyjemnego nastroju, który opadł na nich w ciągu ostatnich kilkunastu minut, jednakże wspomnienie całego bałaganu wciąż kołatało się z tyłu głowy, a gdy największa fala emocji opadła ponownie dało o sobie znać.
Alex Hall
Alex Hall

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyNie 15 Lis 2015, 20:02

Alex był bardzo praktyczną osobą, dostrzegającą głównie te problemy, na które faktycznie miał wpływ. Eliksir nie wychodził jak trzeba? Poprawił proporcje. Podczas zadania w terenie podejrzany ukrywał się jak pieprzony kameleon? Znalazł sposób, by go wykurzyć. Należał do grupy zadaniowców, jednostek nastawionych na to, by w obliczu problemu natychmiast formułować plan pozwalający na wyjście z sytuacji obronną ręką. Był zaradny, sprytny i nieustępliwy – najlepszy kompan w razie kryzysu. Gdy jednak przychodziło do tematów związanych z własnymi uczuciami, Hall się psuł. Odlatywał, odpływał, język mu się plątał tak bardzo, że wypowiedzenie jednego zdania bez usiania go błędami gramatycznymi stanowiło cud małego kalibru. Dorosły facet zmieniał się w nastolatkę przeżywającą swoje pierwsze zauroczenie. O ile wcześniej nie stanowiło to tak wielkiego problemu i Alex bagatelizował tę część siebie, o tyle teraz znalazł się w sytuacji zwyczajnie patowej. Ostrzelany całą gamą emocji, zmuszony do przeżycia tak silnie tych kilku ważnych momentów, rozbroił się całkowicie – skała zmieniła konsystencję w mięciutką, przytulaśną galaretkę. A komentarz Williama, że to właśnie od Shakespeara wziął swój srebrny język sprawił, iż młodszy auror zwyczajnie zaśmiał się cicho, na chwilę zamykając oczy i przyciskając do czoła dłoń zwiniętą w pięść. Dopiero muśnięcie palców na szorstkim policzku wyrwało Halla z chwilowego transu, posyłając w dół jego kręgosłupa serię przyjemnych dreszczy. Objęcie ramieniem przywitał z zadowoleniem i cichą wdzięcznością, choć spomiędzy ust wyrwało mu się ciche hmpf.
- A czyja to zasługa? – spytał w odpowiedzi na komentarz, że ledwo trzymał się na nogach, choć w jego głosie nie było ani grama prawdziwego zirytowania. - Takiego jednego Brytola, co powinien pisać poezję, a nie bić nią po głowie plebs.
Wcale nie musiał marudzić, ale robił to, by znów odnaleźć w sobie stan równowagi, wdrapać się z powrotem na platformę, na której znajdował się panel sterujący wszystkich funkcji – włącznie z tymi odpowiedzialnymi za miękkość nóg, bicie serca i motylki w brzuchu. Nie poznawał siebie w tym dziwnym stanie i póki tego nie przemyśli, chciał póki co uspokoić wszystkie reakcje mieszające w głowie oraz równowadze. Sadowiąc się na jednym z kuchennych krzeseł, Alex oparł przedramiona na stole, pochylając się nieco do przodu i bezczelnie przyglądał się Williamowi, gdy ten parzył herbatę. Nigdzie nie widział teraz ani grama tego rozbicia, tej katastrofy w ludzkiej postaci, którą przecież niedawno zastał na podłodze domowego gabinetu. Zniknęła tak szybko, nagle stała się nieważna? Niemożliwe. Coś tu nie grało, a Lewis świetnie stwarzał pozory.
Choć blondyn postanowił sobie wyciągnąć z... Jak właściwie miał go teraz nazywać? Przyjacielem, ukochanym czy jeszcze jakoś inaczej? Odpychając na razie tę dyskusję z samym sobą na bok, auror lekko przekrzywił głowę, cofając dłoń od rzemyków na lewym nadgarstku, których końce zaczął bezwiednie skubać. Odpiął dwa najwyższe guziki koszuli, by nieco ułatwić sobie oddychanie, ani na moment nie uciekając wzrokiem od Williama. Zamierzał dowiedzieć się wszystkich przyczyn jego wcześniejszego stanu, nawet gdyby musiał urządzić mu domową wersję przesłuchania.
- Dzięki – rzucił krótko, kiedy stanął przed nim kubek gorącej herbaty, jednak nie wykonał żadnego ruchu, by objąć go palcami lub podmuchać na powierzchnię. Na niego herbata nie działała tak mocno jak na drugiego aurora. A skoro o nim mowa... Cóż, okazało się, że żadnego wyciągania informacji na siłę raczej nie będzie, bo Lewis bez zachęcania spuścił Alexowi na głowę istną bombę. Z mimiką trudno było polemizować – w jednej chwili brwi młodszego zbiegły się bliżej siebie, czoło zmarszczyło. W zielonych oczach nie było szoku, którego można by się spodziewać, nie było odrazy. Alex zdawał się być przytomny jak nigdy wcześniej, spięty w sposób w jaki drapieżnik czeka na odpowiedni moment, by skoczyć. Nie na Williama, a widmo tych, którzy z pewnością pojawią się jak sępy. Był zastępcą dyrektora aurorów, od pewnego czasu realnie to on przewodził biuru – naczytał się zbyt wiele akt, wiedział, że ta sytuacja mogła pójść w różnych kierunkach. Nie musiał się zastanawiać, by wiedzieć, po której stronie stanie, jeśli coś pójdzie kolosalnie nie tak.
- Opowiedz mi – powiedział krótko, próbując znów złowić wzrok Brytyjczyka. Może powinien był przysiąść się bliżej, objąć, żeby pokazać wsparcie? Jeśli tak, jeszcze na to nie wpadł, w pierwszej kolejności zorientowany na możliwym zadaniu. Musiał się jeszcze sporo nauczyć.
William Lewis
William Lewis

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 EmptyWto 29 Gru 2015, 20:47

Siedział obejmując dłońmi naczynie wypełnione parującym wywarem, który wielokrotnie pozwalał Williamowi na ukojenie nerwów, zrelaksowanie się po męczącym dniu czy po prostu wypełnienie ciała życiodajnym ciepłem w chłodne dni. Teraz trochę mierził go fakt, że nawet najlepsze herbaty, które miał w swoich zbiorach nie działały tak dobrze. Jego relacja z Alexem przybrała niespodziewany, jakże pozytywny obrót, jednakże widmo niedawnej przeszłości wciąż utrudniało swobodne oddychanie. Miał wrażenie, że głębszy wdech, mający wypełnić tlenem całe płuca rozerwie je, pozbawiając go już wszelkich złudzeń co do dalszego życia. Nie, nie chciał umierać, nie chciał też trafić do Azkabanu. Nie przyznawał się do tego otwarcie, ale więzienie czarodziejów przerażało go, a konkretnie dementorzy wysysający radość z każdej cząstki ciała. Na samo wyobrażenie samego siebie w celi z zakapturzonymi postaciami dreszcze przebiegały wzdłuż kręgosłupa. Zero Shakespeara(chyba, że z pamięci), zero herbaty, a co najważniejsze - brak Alexa, a smutek tylko byłby pogłębiany, by odczuł karę jak najmocniej.
Odetchnął ciężko, przymykając na chwilę oczy, po czym spojrzał na moment w stronę Halla. On również nie wiedział jak ma go nazywać obecnie, choć określenie "ukochany" nie wydawało się złe, by zostawić je w strefie myśli. Publicznie mogłoby to być co najmniej niebezpieczne.
- Opowiedzieć... to nie takie proste. - zaśmiał się nerwowo, wracając do obserwowania herbaty. Przełknął ślinę i postanowił jak najszybciej się przełamać. Wiedział, że odwlekanie tej chwili może skończyć się wiecznym milczeniem, a jednak kto jak kto, ale Alex zasługiwał na prawdę.
- Miałem ściągnąć jednego człowieka na przesłuchanie do Ministerstwa, był podejrzany o zasilanie szeregów Śmierciożerców. Z początku nie szło tak źle, standardowe opieranie się, unikanie, uciekanie. Doprawdy, czy ci wszyscy ludzie nie rozumieją, że to tylko pogarsza sytuację, a my nie jesteśmy akwizytorami, którzy odejdą po dwóch "nie"? Jeśli faktycznie są niewinni to zachowanie spokoju tylko odsunie od nich podejrzenia.
Zdawał sobie sprawę, że odbiega od tematu, ale zmierzanie do sedna sprawy było coraz trudniejsze, znacznie bardziej niż podejrzewał, choć ani przez sekundę nie przeszło mu przez myśl, że pójdzie lekko. Przerwał na moment, po czym wziął kolejny głęboki oddech i nareszcie przeszedł do meritum.
- Problem zaczął się, gdy zaczął ciskać zaklęciami na prawo i lewo. Moja Drętwota w końcu go obezwładniła, jednakże za późno. Chwilę później rozszalało się piekło...dosłownie.
Kolejna pauza, kula ołowiu zaczynała ciążyć w gardle. Musiał kontynuować, po prostu musiał.
- ...Płomienie były wszędzie. Rozprzestrzeniały się w zastraszającym tempie, a ja...zawisłem w przestrzeni. Stało się to co zawsze, to czego się zawsze baliśmy i tym razem miało to swoje makabryczne konsekwencje. ...Tam była kobieta, z małym dzieckiem.
Głoś Brytyjczyka załamał się, dlatego nie dokończył relacji. Po prostu zamilkł wiedząc, że Alex i tak już wiedział wszystko. Spuścił głowę zaciskając powieki, a ciecz w kubku zdradzała drżenie rąk.
- ...Mogłem im uratować życie, a zamiast tego... skazałem ich na okrutną i bolesną śmierć.

Żyli niedługo, ale szczęśliwie póki Will nie został zamordowany przez śmierciojada, zamykam sesję. /B.
Sponsored content

Mieszkanie Halla - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Halla   Mieszkanie Halla - Page 2 Empty

 

Mieszkanie Halla

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Gabinet Halla
» Mieszkanie Feliksa Z.
» Mieszkanie nr 17 nad pubem Wernyhora
» Mieszkanie Audrey Stewart
» Mieszkanie rodzeństwa Rosierów

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-