Temat: Mieszkanie Feliksa Z. Sob 26 Mar 2016, 23:11
Mieszkanie Feliksa Z.
Mieszkanie niezbyt duże, dwupokojowe - przestrzeni jest w sam raz dla kawalera z kotem, może nawet nieco za dużo. Urządzone typowo po męsku, wygodnie, bez zbędnych ozdóbek, ale z dbałością o to, by wszystkie sprzęty były dobrej jakości, skórzane lub z drewna. Nigdzie nie ma porządku - w salonie zwykle stoi sztaluga z jakimś szkicem, łóżko jest wiecznie niezaścielone, w zlewie stoją brudne naczynia, pokrywa pianina jest zakurzona, w każdym pomieszczeniu coś jest nie na swoim miejscu. Sprawia to ogólne, niekorzystne wrażenie wiecznego bałaganu. Zolnerowich posiada za to dobrze wyposażony barek z alkoholem, bogatą biblioteczkę oraz przeszkloną witrynę pełną najdziwniejszych artefaktów o różnych funkcjach.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Nie 27 Mar 2016, 00:54
/stop Jak uparcie Chantal nie chciała wciągać do swojego serca Feliksa, tym jego osoba jeszcze bardziej bezczelnie zadamawiała się w tym durnym organie. Nie, nie była tu mowa o miłości. Dopiero co serce pozbierało się po bolesnym upadku, potrzebowało o wiele dłuższego czasu rekonwalescencji. Mózg wręcz podpowiadał, aby najlepiej obmurować się wysokim murem i już nigdy nikogo nie wpuszczać, ale... serce głupie, gdy się uprze. Esencjonalna więź, która się wytworzyła była idealnym lekiem dla poranionego serca, które do tej pory były leczone wódką. Mistrzyni Eliskirów już dawno przestała się napominać przy sprawdzaniu wypracowań, kiedy jej myśli uciekały do tych mocnych, zdecydowanych pocałunków. Chciała się bawić, korzystać z dobroci, jaką dawała fizyczność, ale od samego początku było to podszyte czymś więcej. Im dłużej się kręcili wokół siebie - tym to wszystko było coraz trudniejsze do zakończenia. Z jednej strony pragnęła go, ale z drugiej wiedziała, że to może być początek końca. Całe podniecenie opadnie jak domek z kart, a dobra zabawa się skończy. Chantal nie chciała do tego dopuścić. Czas jednak działał na korzyść emocjom - zaczynała się do Feliksa... przywiązywać? Imprezę u Sebastiana przerwał wyjec, który wywołał niesamowity szok u panny Lacroix. Gdy tylko następnego dnia przebudziła się (nie do końca jeszcze trzeźwa), wymieniła szereg listów z Zolnerowichem, oskarżając go o szpiegostwo, na propozycji penetracji lochów kończąc. Dobrze, że po właściwym otrzeźwieniu kobieta nie przejrzała swojej korespondencji. Upiła by się znowu. Wizja pracowania z osobą, która zatruwała każdą chwilę dnia i nocy swoją posturą nie dawała Chantal spokoju. Postanowiła trochę poszperać u źródła. Dyrektor z najszczerszym uśmiechem pozwolił jej wejść, zaserwował herbatę i podjął rozmowę o Zolnerowichu. Kiedy jednak głowa szkoły musiała na chwilę skoczyć do ustępu - Chantal dojrzała akta Feliksa zostawione na biurku. Od razu w jej głowie pojawiła się myśl, że dyrektor zrobił to specjalnie. Szybka decyzja. Chantal przejrzała życiorys Feliksa, natrafiając na wydruku z pewnej starej gazety. Słowa po słowie, zdanie po zdaniu i wszystko zaczynało stawać się jasne. Feliks miał na swoim koncie pracę jako nauczyciel. Swą karierę zakończył... śmiercią uczennicy. W gazecie opisano, że był to nieszczęśliwy wypadek, ale nauczyciel złożył wypowiedzenie. Kiedy dyrektor wrócił, Chantal przeprosiła go i wyszła, chcąc pozbierać myśli. Nie było to łatwe, nawet eliksir na uspokojenie nic nie dawał. Po godzinach dumania i rozmyślania, postanowiła iść na żywioł. Narzuciła na swoją sukienkę ciepły płaszcz i wyszła, zamykając za sobą gabinet. Ledwie znalazła się za bramami zamku - deportowała się na ulicę Pokątną. Nie panował tu zbyt wielki ruch, większość klientów wolała pozostać w domach. Kobieta nie znała dokładnego adresu Zolnerowicha, ale od czego jest sonda uliczna i instynkt? Wskazówka po wskazówce, aż wreszcie stanęła przed drzwiami. Nie łudząc się, że mogła się pomylić wyjęła różdżkę. Oczekiwała jakiś ochron, ale wstępne rozeznanie wskazywało na ich brak lub uszkodzenie. Nie było problemem pozbycie się wadliwych zaklęć i wejście do mieszkania, bez pukania. Bezczelne? Feliksowi nie powinno było to przestrzegać. Był gorszy w tej kwestii. Od razu go dojrzała, jak siedział przy pergaminie i szkicował. Fajka w ustach, tak nonszalancku przytrzymana ustami wywołała w Chantal dziwne, ciepłe dreszcze. Samo spojrzenie Zolnerowicha skierowane na nią wzmogło w niej ogień tak bezkresny i nieujarzmiony, że zmuszona była zrzucić płaszcz na pobliskie krzesło. -Ty na prawdę chcesz uczyć w Hogwarcie. -oznajmiła zamiast powitania. W jej głosie kryło się zarówno zaskoczenie jak i irytacja. Nie chciała zaczynać od wypadku z tą dziewczyną, ale wiedziała, że prędzej czy później ten temat wypłynie. Starała się być nieczuła na każdy ruch oraz słowo Feliksa, ale na przekór całym swoim duchem lgnęła do mężczyzny, pragnąc znowu zatopić się w jego ustach. Uczucie ciepła spłynęło do podbrzusza. Kobieta usiadła z rozmachem na krześle i założyła nogę na nogę. Może to pozwoli jej utrzymać rezon. Teraz - wyczekiwała odpowiedzi.
Ostatnio zmieniony przez Chantal Lacroix dnia Czw 31 Mar 2016, 00:12, w całości zmieniany 1 raz
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Nie 27 Mar 2016, 18:09
Cóż, tego się zdecydowanie nie spodziewał. Nawet odrobinkę. Nawet człowiek tak rąbnięty jak Feliks nie sądził, że kobieta, którą regularnie przyciągał coraz mocniej do siebie, w końcu sama stanie w jego drzwiach. Może powinien to uznać za sukces? Jego opus magnum, najlepszy podryw świata? Być może, gdyby nie było to w jakiś sposób niepokojącym, kolejnym wydarzeniem z serii tych zaskakujących i kończących się nieszczególnie przyjemnie, Rosjanin mentalnie fruwałby pod sufitem. Ledwie wczoraj próbowano włamać mu się do mieszkania, przedwczoraj jeden z torów w Gringotcie pękł, prawie wykolejając wózek... Ech, no nic, przynajmniej żył, a jego dobytek wciąż był na swoim miejscu. Podobnie jak Chantal, która ni z tego ni z owego wparowała przez drzwi wejściowe pewnego niezbyt urokliwego dnia, zastając czarodzieja przy sztaludze, rozchełstanego, zmierzwionego i stuprocentowo domowego z papierosem w zębach. Wciąż trzymając w palcach kawałek węgla, mężczyzna obrócił lekko głowę, gdy jego uszu dobiegł dźwięk kroków, bo otwarcia drzwi jakoś nie zauważył, skupiony na przypiętym obok pergaminu zdjęciu, które przerysowywał. Umiejętność tak absolutnego skupiania uwagi była jednocześnie jego przekleństwem i błogosławieństwem. Krzaczaste brwi czarodzieja zbiegły się lekko ku sobie, kiedy Chantal zamiast zwyczajowego powitania rzuciła w przestrzeń pytaniem, jakie właściwie nim nie było – no i co miał mówić, skoro wparowała do jego mieszkania, jakby miała ku temu prawo i bez zaproszenia zajmowała miejsce? Feliks oczywiście w końcu odzyskałby rezon i odkurzył cały swój urok osobisty, zapraszając czarownicę, by się rozgościła, ale panna Lacroix chwilowo wytrąciła go z równowagi. Czego oczywiście nie dał po sobie poznać, ani drgnąc, nawet nie próbując żądać wyjaśnień. Przynajmniej na razie. - Oczywiście, że tak. Czemu miałbym sobie z tego żartować? – spytał, podnosząc czystą dłoń, którą wyjął z ust papierosa przytrzymywanego zębami i strzepnął nadmiar popiołu do popielniczki. Dłuższą chwilę przyglądał się kobiecie usadowionej na jego krześle w postawie czysto defensywnej, jakby spodziewała się, że Zolnerowich zacznie na nią wrzeszczeć za bezczelne wparowanie mu w przestrzeń prywatną. Newsflash, Feliks nie zamierzał robić niczego tak prymitywnego. Szczególnie względem czarownicy, którą koniec końców chciał zobaczyć w swoim łóżku, a skoro sama się do niego pchała... - Oczywiście nie cieszę się, że wasz poprzedni nauczyciel został zamordowany, ale otwarcie wakatu było mi na rękę. Chociaż Dumbledore uparł się, że mam dzielić posadę z Dobrevem – pociągnął dalej, zostawiając niedopałek oparty o brzeg popielniczki i wrócił spojrzeniem do pergaminu, na którym znów zaczął kreślić linie pewnymi, krótkimi ruchami dłoni. - Wczoraj jakiś cwel próbował włamać mi się do mieszkania, masz szczęście, że wszystkie klątwy odpaliły w niego. Nie odebrałoby ci to uroku, ale bez uszu mogłoby być ciężko – dodał jeszcze z nutką cichego rozbawienia. Zanim odezwał się znowu, przez dłuższą chwilę przeciągał ciszę, udając skupienie na rysunku, choć kątem oka zerkał ku Chantal. Nie mógł się powstrzymać, nawet gdyby chciał spróbować. - Przyszłaś tu tylko po to, żeby spytać o Hogwart? – rzucił wreszcie, nie mając cierpliwości do tej dziwnej, personalnej gierki. Nie dzisiaj, nie teraz, nie kiedy czarownica której chciał zrobić wiele niegrzecznych rzeczy siedziała niemal na wyciągnięcie ręki w jego mieszkaniu.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Nie 27 Mar 2016, 19:14
Gdyby się nad tym mocniej zastanowić to faktycznie wizyta Chantal mogła zostać zupełnie inaczej odebrana. Analizując ich spotkania i relacje można było podejrzewać, że kobieta przybyła tu przyciągnięta nieokiełznaną chucią niźli sprawą do załatwienia. W rzeczywistości jednak mistrzyni eliksirów przybyła tu z powodu złości, irytacji, ciekawości i... no właśnie, czego? Chyba sama nie wiedziała jako prawdziwa kobieta. Chantal również potrafiła błędnie odczytywać swoje reakcje. Może to stanowiło jej siłę. Odrobina spokoju, aby emocje opadły i może do tej przyobleczonej w ciemne loki główki doszłoby, że przybywając tutaj dawała znak, iż Feliks nie jest jedynie zabawką, którą należało umiejętnie zwodzić, nim finalne dzieło dokona się w łóżku. Mogło, ale kto teraz miał czas i siłę na jakiekolwiek uspokajanie się? Na pewno nie Chantal. Chmurne oczy pobieżnie przebiegły wzrokiem po sylwetce Feliksa. W swym leniwym wydaniu wyglądał nadal bardzo dobrze, co zamiast Chantal zachwycić raczej mocniej poirytowało. Jak tu rozmawiać, kiedy zachwycasz się każdym rysem mięśni i chaotycznie ułożonym kosmykiem włosów? Dobrze, że inne emocje miały większy wydźwięk. Wysłuchała odpowiedzi Zolnerowicha, nie dając nic po sobie poznać. Cieszyła się, że to prawda czy może wręcz przeciwnie? -Po prostu zbieg okoliczności jest dość zaskakujący. -zauważyła w odpowiedzi na jego pytanie. Skrzyżowała ręce pod biustem, co mogło faktycznie zostać odebrane za bardo defensywną postawę. Nie mającą nic wspólnego z pobytem w łóżku. -Na rękę? Tak źle Ci w Gringocie, że szukasz dodatkowego etatu? -zapytała, świdrując mężczyznę wzrokiem. Jej włosy - zwykle tak ciemne - zaczęły lśnić bliżej niezidentyfikowaną mieszanką barw. Bordowej, fioletowej oraz srebrnej. Na zmianę, ale w tak delikatnych odcieniach, że dopiero bliższa obserwacja coś by zdradziła. Na malinowych wargach pojawił się ironiczny uśmiech. -To urocze, że tak się troszczysz o moje uszy. Zanim tu weszłam to zrobiłam rekonesans. Nie rzucałabym się na uroki, których nie umiem zdjąć. -zauważyła elokwentnie, wstając z krzesła. Zaczęła się nerwowo przechadzać po pokoju, przyglądając się zostawionym tu rzeczom. Typowo męskie mieszkanie. Kiedy padło ostatnie pytanie, Chantal stała akurat tyłem do sztalugi. Słowo się rzekło. -Nie, nie tylko o Hogwarcie. O Durmstrangu i o tym, co zakończyło Twoją karierę nauczyciela. -obróciła się, spoglądając na Feliksa. -O wypadku. Cisza, która w tej chwili zapadła pozwoliła Chantal wsłuchać się w swoje bicie serca. Czego oczekiwała przychodząc tutaj? Najwyraźniej nie dzikiego seksu, o który ciągle zabiegali w jakiejś dziwnej, damsko-męskiej gierce. Poziom adrenaliny i złości powodował, że Chantal z każdą minutą zaczynała przeklinać dzień, w którym spotkała Feliksa. Miał być zabawką, chwilą zapomnienia, a teraz w jakiś kretyński sposób bawiła się w detektywa, żeby wiedzieć o Zolnerowichu nieco więcej niż sam odważył się jej zdradzić. A po co jej to było? Im mniej wiedziała tym lepiej spała. A wręcz przeciwnie, jak się okazywało.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Nie 27 Mar 2016, 22:09
Atmosfera w mieszkaniu, choć jeszcze chwilę temu zdawała się lekka i spokojna, sprzyjająca artystycznemu hobby łamacza klątw, wraz z wejściem Chantal robiła się coraz gęstsza. Gęsta na tyle, że jeszcze trochę i dałoby się ją kroić nożem. Feliks doskonale wyczuwał zmianę w mistrzyni eliksirów, chyba tylko ślepiec lub kompletny idiota by ją przegapił, a Rosjanin skromnie nie zaliczał się do żadnej z tych dwóch grup. Mimo upływu lat wzrok miał sokoli, a umysł jasny na tyle, że żadna klątwa jeszcze nie buchnęła mu prosto w twarz w trakcie pracy. Domyślenie się, że wizyta panny Lacroix w jego mieszkaniu niosła ze sobą drugie dno (i to nie takie, którego mógłby oczekiwać), było kaszką z mlekiem. A skoro wybrała na tę rozmowę jego teren, terytorium na którym królował niepodzielnie oraz despotycznie, musiała liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami, bo co jak co, ale Zolnerowich nie zamierzał dać sobą pomiatać, jeśli coś mu się nie spodoba. A spojrzenie Chantal oraz napięcie widoczne w jej ramionach ani odrobinę nie przypadało mu do gustu. Wolał ją zdecydowanie bardziej, gdy była miękka, napojona chłodną wódką, a kontury jej ciała dopasowywały się do jego. - Nie jest źle – odparł spokojnie, jakoś zbyt stonowanie jak na swoje wcześniejsze widziane przez czarownicę wcielenia. Jakby naprawdę miał te ponad czterdzieści lat, a nie był wiecznie młody duchem. - Ale to też nie szczyt moich marzeń. Skoro mam czas i środki, nie będę się decydował na coś co tylko mnie zadowala. Chcę wszystkiego. Dłoń uzbrojona w kawałek węgla pewnie sunęła po pergaminie, kreśląc kolejne linie portretu żony znajomego Feliksa – kobiety niebrzydkiej, w ogóle nie zachwycającej w żadnym aspekcie, ale Rosjanin potrzebował ćwiczeń z rysowania ludzi, więc wziął pierwszą lepszą fotografię. Zbyt długo ograniczał się wyłącznie do studiów budynków. - Zawsze, rybko. I zapamiętam, następnym razem będzie tu czekało na ciebie prawdziwe wyzwanie, a nie jakieś żałosne resztki. Kątem oka widział jak z gracją podnosi się z krzesła i zaczyna krążyć po pokoju – w jej włosach pełgały zmieniające się płynnie kolory, które czarodziejowi przywodziły na myśl kameleona. I cóż, choć Feliks wyczekiwał w końcu wybuchu bomby, która wyraźnie tykała gdzieś we wnętrzu Chantal, wprowadzając w nią chaos, na pewno nie spodziewał się tego, co odpowiedziała na jego ostatnie pytanie. Spojrzenie, którym Rosjanin przytrzymywał w miejscu wzrok kobiety, było ciemne, głębokie, a zwykle ciepły, czekoladowy odcień teraz przynosił skojarzenie z bezkresną studnią. Zolnerowich w pierwszej chwili nie powiedział nic – nic, bo wszystkie bezpieczniki w jego głowie wystrzeliły i potrzebował momentu, by doprowadzić się do porządku. Kiedy to zrobił, gdy cała maszyneria na powrót ruszyła, Feliks powoli odłożył węgiel i zabrudzonymi od niego palcami sięgnął po niedopalonego papierosa. Wsunął jego koniec do ust, wypalając resztkę tytoniu, a potem zgasił w popielniczce. Chantal najwyraźniej musiała sobie jednak poczekać na odpowiedź szanownego pana, bo jak gdyby nigdy nic, wyciągnął z kieszeni spodni srebrną papierośnicę, odpalając sobie różdżką kolejnego własnoręcznie robionego skręta, nie proponując pannie Lacroix, by też się poczęstowała. Chociaż nie było tego po nim widać na zewnątrz, Zolnerowich szalał i wył z wściekłości, rozjuszony jak mało czym i żądny krwi tego, kto podzielił się z kobietą tak delikatną informacją. Wydarzenia, o których tylko napomknęła wciąż stanowiły bolesną zadrę w sercu Feliksa i dziwił się sobie, że od razu nie kazał jej wypieprzać z mieszkania. Z każdym innym by to zrobił, ale może miał dzisiaj dobry dzień. Nie? To może planety ustawiły się w odpowiedniej konfiguracji. Gdy drugi niedopałek został zduszony w popielniczce, a w powietrze powędrował ostatni kłąb siwego, papierosowego dymu, czarodziej odezwał się dużo spokojniej, niż faktycznie się czuł: - Boisz się powtórki w Hogwarcie? Niczemu nie zaprzeczał, nie próbował jej wmawiać, że została okłamana, ale nie bronił też samego siebie przed możliwym mylnym osądem.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Nie 27 Mar 2016, 23:42
Nie miała interesu w wprowadzaniu nerwowej atmosfery w ich spotkanie. Przecież osoby, które mają na celu tylko pójść ze sobą do łóżka nie powinny zdradzać się z problemów. Wspomnień. Lęków. To miał być tylko układ opierający się na zbliżeniu, zapewne jednorazowym. Cała zabawa tkwiła w podchodach, które koniec końców musiały by się sfinalizować w pościeli. Tym razem ich gra zapędziła się tak bardzo, że zaczynali wiedzieć o sobie coraz więcej i ani trochę nie przybliżało ich to do bezinteresownej zabawy, która na początku była celem ich znajomości. Chantal robiła o krok za daleko w tej zażyłości. Domyślała się, że domagając się prawdy o Feliksie oraz przyszła wizja wspólnej pracy może wywołać coś zupełnie innego. Pojawi się sympatia, może przyjaźń, o tym ostatnim nie wspominając, gdyż to było zbyt zdradzieckie i bolesne uczucie. Nie znała Zolnerowicha i mogła podejrzewać, że wszystko może się skończyć tak samo jak poprzednio. I może właśnie to ją przerażało. Brakowało tylko kroku, aby przekroczyć granicę. Tembr głosu Feliksa był miodem dla jej uszu, ale niekoniecznie treść, którą głosił. Zatrzymała wzrok na Zolnerowichu, kiedy wyjaśniał swój angaż w szkole. Chciał wszystkiego. To wiele tłumaczyło. Może jej kobieca natura chciała, aby to miało odnośnik do niej samej, ale wolała trzymać się faktów. Suchych i twardych. Z zamyślenia wyrwało ją określenie, którego Feliks ostatnio często nadużywał. Chociaż nerwowość już od dawna warunkowała bicie serca Chantal, nie omieszkała się uśmiechnąć. W jej oczach na nowo zalśnił ten znajomy błysk. -Lubię wyzwania, inaczej dawno przestałabym się z Tobą zadawać. -zauważyła. Kolejne kroki po mieszkaniu nie były już jednak takie spokojne jak zwykły być. Wiedziała, o co chce zapytać i wcale jej to nie uspokajało. Kiedy padły brzemienne w skutkach słowa, kobieta wstrzymała lekko oddech. Zolnerowich zapewne oczekiwał wybuchu bomby, ale chyba znajomość z nim też jakoś wpłynęła na Chantal. Chyba spokojne wyczekiwanie było o wiele lepsze niż nagły wybuch. Na razie. Oparła się o ścianę, wiedząc, co oznacza ta cisza. Oddech miała przyspieszony, ale nie dawała tego po sobie poznać. Dlaczego - na gacie Merlina - zaczynało ją to interesować? Nie przerywała milczenia, nie wykonała nawet najdrobniejszego gestu, ale kiedy Feliks dopalał drugiego papierosa, podniosła wzrok na Zolnerowicha. Może i miała jakąś tak odrobinę cierpliwości, ale właśnie chyliła się ku końcowi. W końcu jej męki zostały ukrócone. Nie spodziewała się tego pytania i może właśnie dlatego sama nic nie powiedziała. Odsunęła się od ściany, znowu zaczynając krążyć. Wyłamywała lekko palce, aby w końcu stanąć dwa kroki od Feliksa. Nie przybrała już tej samej defensywnej postawy. -Są gorsze rzeczy, których można się bać. -odparła enigmatycznie. Wcale nie była do końca pewna decyzji Dumbledore'a o etacie dla Feliksa. -Demony przeszłości nie są łatwym rywalem do pokonania i chyba obydwoje coś o tym wiemy. Odeszła parę kroków do tyłu, aby pozwolić sobie odetchnąć. Za dużo słów padło, które miały kontekst zbyt osobisty. Znowu skrzyżowała dłonie, chcąc dodać sobie odwagi. Przetarła ręką pianino i usiadła na jego skraju. -To był wypadek, tak? Chyba ciągnięcie za język nie było najlepszym rozwiązaniem, ale chciała wiedzieć. Chciała wiedzieć coś więcej o kimś, kto nigdy nie miał być kimś więcej.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Pon 28 Mar 2016, 19:12
Na Merlina, Morganę i innych światłych, czemu ta sytuacja nie zmieniła Zolnerowicha we wredną, krwiożerczą bestię? Dlaczego uraczony pytaniem o najtraumatyczniejsze przeżycie w swoim życiu nie wywalił Chantal na kopach, na koniec posyłając jakąś wyjątkowo zjadliwą klątwę w jej kierunku? Z każdym innym by tak zrobił. Ale może to kwestia warunków? Może połączenie wytropienia go we własnym mieszkaniu i wcześniejszy leniwy nastrój Feliksa jakoś wpłynęły na jego reakcję? A może to postawa panny Lacroix, która choć wyraźnie podenerwowana i żądna prawdy, próbowała zadawać pytania możliwie delikatnie? Bo co do tego, że czarownica potrafiłaby bezpardonowo ostrzelać go pytaniami i oskarżeniami, Rosjanin jakoś nie miał wątpliwości. Byli do siebie zbyt podobni, uszyci z tej samej tkaniny. Tylko skąd u licha, Chantal wiedziała, co zaszło te sześć lat temu w Durmstrangu? Zadając swoje tak proste z pozoru pytanie, mężczyzna już nie zwrócił spojrzenia ku zdjęciu i nieskończonemu portretowi, całą uwagę kierując tym razem ku mistrzyni eliksirów. Jej odpowiedź była dla niego z jakiegoś względu bardzo ważna – gdyby potwierdziła swoje obawy o uczniów, Feliks być może zastanowiłby się, czy aby na pewno przyjmować te pół etatu u Dumbledore'a. A to byłoby już coś, zważywszy na jego najskrytsze, najbardziej tęskne pragnienia, by znów znaleźć się w klasie pełnej uczniów, móc przekazywać im wiedzę i wzniecać pasję. Być może zrezygnowałby z marzenia, gdyby Chantal Lacroix powiedziała, że boi się go wpuszczać między wychowanków Hogwartu, by jakiegoś przypadkiem nie zabił. Być może. Bo była jeszcze druga opcja, ta w której arogancja nie pozwoliłaby Zolnerowichowi ugiąć się pod czyjąkolwiek wolą i nakazała mu robić tylko i wyłącznie te rzeczy, na które miał ochotę i których pragnął. A jeśli sytuacja z Durmstrangu by się powtórzyła... Cóż, miał w domu solidny kawałek belki i liny. Gdyby z jego powodu jakiś uczeń znów straciłby życie, Feliks nie umiałby iść dalej. To byłby koniec. Definitywny i ostateczny. Rosjanin lekko zmarszczył brwi, gdy Chantal wreszcie przystanęła, ubierając w słowa swoje przemyślenia – tylko głupi nie wywnioskowałby z nich, że czarownica również zmagała się z jakimiś problemami z przeszłości. Mówiła zbyt oględnie, zbyt... Zolnerowich nawet nie wiedziałby, jak to dokładnie opisać. Może ta niewiedza i perspektywa skoku na główkę do jeziora o nieznanym dnie dodała mu animuszu, bo gdy kobieta usiadła na brzegu wysłużonego pianina, zadając krótkie pytanie, Feliks chwycił wyjętą wcześniej papierośnicę i pokonał krótki dystans dzielący go od instrumentu. Bez pytanie włożył ją pannie Lacroix w dłonie, zasiadając na wąskiej ławeczce. Splótł razem palce obu dłoni, strzelił nimi raz, a potem jak gdyby nigdy nic, podniósł pokrywę i zaczął grać. Całkiem udolnie i pewnie, z wprawą człowieka, który robił to od dawna. - Tak, to był wypadek. Odwróciłem wzrok na sekundę zbyt długo, bo może bym ją powstrzymał. Nazywała się Jelena Sokołowa i od czasu jej śmierci nie umiem wyczarowywać patronusa – dodał jeszcze, jakby był to zaledwie jakiś mało istotny dodatek, nim nagle zaczął śpiewać do wygrywanej melodii. Głosem głębokim, bardzo przyjemnym dla ucha, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się, że wszyscy sąsiedzi mogli go usłyszeć. Między spoglądaniem na klawisze, od czasu do czasu rzucił też przelotne spojrzenie usadowionej na instrumencie czarownicy póki piosenka nie dobiegła końca. Nawet wtedy pozwolił palcom brnąć po czarno-białej mozaice, choć w najbliższym czasie nie zamierzał znów podchwycić konkretnego utworu. - A ty, Chantal? Gdzie są twoje demony? – spytał nagle.
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Pon 28 Mar 2016, 20:35
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie spodziewała się wybuchów złości i rozlewu krwi. Właśnie tego oczekiwała, ale chyba ta eteryczna atmosfera męskiej kawalerki wpływała na nich kojąco. Nie odczuwali ogólnego rozluźnienia i spokoju ducha, ale nie skakali sobie do gardeł. Chociaż nerwy były napięte jak struny w gitarze, żadne z nich nie wykonało kroku za daleko. Była na jego terenie i miał prawo zrobić z jej osobą co tylko chciał - włącznie z wykopaniem za drzwi. Gdyby ją ktoś zapytał o traumę z przeszłości, zareagowała by gniewem i oschłością. Odkrywanie się z lęków było porównywalne do zdjęcia z siebie zbroi podczas krwawej walki na miecze. Odsłaniała delikatne miejsce, gdzie ledwie muśnięcie ostrzem mogło spowodować śmierć. Jak nigdy kobieta nie bawiła się w ostrożność z uczniami czy innymi dorosłymi, teraz... nie potrafiła zarzucić go pytaniami i domysłami. Chociaż sama nie przepadała za większością swoich uczniów, nigdy by nie chciała dopuścić do śmierci któregokolwiek z nich. Co prawda na eliksirach to ryzyko było dość niskie, ale zdarzały się sytuacji przypadkowego napicia się trucizny i tylko chłodny umysł i beozar pod ręką uratowały ofiarę z opresji. Nigdy nie robiła z uczniami trucizn, które potrafiły zabić natychmiastowo właśnie z obawy o ich żywot. Nauczyciel zaklęć i czarnej magii nie miał tyle szczęścia, nie w Durmstrangu, gdzie ryzyko jest wpisane w zawód. Ponosić odpowiedzialność za kogoś. Feliks spijał teraz gorzki napój wspomnień. Czy Chantal bała się o uczniów? O dziwo nie. Doskonale wiedziała, że raz popełniony błąd wyciskał na człowieku takie piętno, że potrafił on nabyć szereg zachowań, które na przyszłość uchroniły go przed podobnym błędem. Wielce prawdopodobnym było, że Feliks zastosuje takie środki ostrożności, że większość nauczycieli przynajmniej połowę z nich uznałaby za zbyteczne. Widząc zmierzającą ku niej sylwetkę Zolnerowicha, wyprostowała się na pianinie, chcąc ująć wzrokiem całą jego posturę. Nadal była zachwycająca. Bez słowa wzięła od niego papierośnicę, na ułamek sekundy pozwalając, aby ich palce zetknęły się przy tym geście. Przyglądała się Feliksowi, jak gra na pianinie. Nie śmiała przerwać tej dziwnej ceremonii. Wieść o patronusie dodatkowo zapewniła Chantal, że pokłosie tego wypadku gdzieś nadal tkwiło w Zolnerowichu niczym cierń. Skinęła głową, słuchając ciepłego, niskiego głosu Zolnerowicha. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na oddech. Chciał dać sobie szansę na odkupienie swojej winy, która była niewielka. Chantal rozwarła powieki, gdy śpiew dobiegł końca. Jego pytanie wybiło ją z rytmu, jaki wprowadziła piosenka. Nadal trzymając papierośnicę spojrzała na Feliksa. Trwało dłuższe milczenie, nim na twarzy mistrzyni eliskirów pojawiła się zmarszczka irytacji. -Moje demony są zawsze ze mną. -odpowiedziała, nie rozwijając tej wypowiedzi. -W takim razie pozostaje mi tylko życzyć Ci owocnej pracy... i współpracy. -ostatnie słowo okrasiła dziwnym uśmieszkiem. Zrobiła ruch, jakby chciała wstać, ale w połowie zmieniła zdanie. Nachyliła się do Zolnerowicha, zaczepnie dotykając dolną wargą jego usta. -Ładnie śpiewasz. -pochlebiła mu, nim odważyła się zetknąć ich wargi w mocnym pocałunku.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Pon 28 Mar 2016, 22:40
Jak tu wybrnąć z potencjalnie ryzykownej sytuacji i nie zarobić przy okazji maczetą przez łeb? Wyciem przy pianinie. Wycie, szczególnie to wyćwiczone, zawsze wpływało dobrze na samice własnego gatunku. Tak przynajmniej odpowiedziałby Feliks przy piwie z kolegami, zapytany o sytuację, w jakiej właśnie się znalazł z powodu Chantal – zażartowałby, powiedział pół-prawdę i w efekcie nie wyjaśnił niczego. Tak dla własnego bezpieczeństwa. Szkoda tylko, że instynkty samozachowawcze przy pannie Lacroix zdawały się szwankować, popychając Zolnerowicha do reakcji nieszablonowych i w efekcie zaskakujących – w dobry czy zły sposób, to już należało do późniejszej oceny, kiedy emocje opadną. Bo że tam były, nie mogło być najmniejszej wątpliwości. Czarodziej w pewnym momencie ledwo powstrzymał się przed wrzaskiem. Gra na pianinie miała ugrać dla Rosjanina dwie rzeczy: chwilę czasu na dalsze zebranie myśli oraz wprowadzenie tej specyficznej, nieco eterycznej atmosfery ułatwiającej trudne rozmowy. A jeśli słowa utworu, który wykonał przy Chantal mogły zostać odczytane w kontekście ich relacji, to może byłaby to trzecia rzecz zyskana podczas tego małego koncertu? Tak czy inaczej, Zolnerowich wreszcie skończył, w iście bezczelny, tak przysługujący mu sposób odwracając kota ogonem i zadając pannie Lacroix niewygodne pytanie, tego samego rodzaju które i ona mu zadała ledwie kilka chwil wcześniej. On odpowiedział jej szczerze i oczekiwał dokładnie tego samego, ni mniej ni więcej. Rozmowy o przeszłości, szczególnie tej traumatycznej bywały bardzo trudne i kultura mogłaby wymagać, by zadając jedno z tych raniących pytań, pytający odwdzięczył się odpowiedzią na coś, co mogłoby zainteresować pierwszego pytanego. Czy jakoś tak. Chantal niestety najwyraźniej nie słyszała o tym niespisanym prawie kosmosu, bądź nie chciała go uhonorować – zmarszczyła się tylko, rzucając mu kilka pustych słów, a to, mimo pocałunku, który chwilę później spadł na usta Feliksa, nieco zajeżyło czarodzieja. On się odsłonił, a ona co? I nie, komplement nie wystarczył, by zapomniał o tej niesprawiedliwości. Wciąż trzymając usta przyciśnięte do tych kobiety, Rosjanin zaczepnie przygryzł jej wargę, podnosząc się z ławeczki przy pianinie i wolnymi dłońmi objął policzki czarownicy. Zrobił to zadziwiająco delikatnie, kciukami sunąc po jasnej skórze, a usta szczodrze obdarowując kolejnymi pocałunkami – wolnymi i gorącymi jak rozżarzone węgle. Miała go dobrze zapamiętać. Miała zapamiętać i wspominać w momentach, w których go przy niej nie było, nie przestawać pragnąć. Chciał wypalić w niej swoje piętno, nie pytając o pozwolenie, bo obnażyła go w miejscach, których nie chciał nikomu pokazywać. - Powiedz, że będziesz moja – powiedział między pocałunkami, trącając lekko nosem policzek czarownicy, jedną dłoń zsuwając na jej szyję i czując pod palcami przyspieszony puls. - Nie chcesz odpowiadać, więc zrób mi chociaż tę jedną przyjemność. To tylko fair.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Pon 28 Mar 2016, 23:56
Wycie, nawet i to do księżyca było w stanie skruszyć nawet najbardziej skamieniałe niewieście serca. Bądź co bądź - jak nie wywołało miłości to przekornie nienawiść. Emocje są emocjami, więc należało sobie pogratulować w obu przypadkach. Eteryczna atmosfera pomieszczenia wywołana przez koncertowy skowyt Zolnerowicha odbiło się w duszy Chantal, odbierając jej nadmiar tych odczuć, które mogły wszystko zepsuć. Jeszcze kwadrans temu była cała w nerwach i obiecywała sobie zakończyć zapoznawanie się z duszą Feliksa. Teraz ulegała mu niczym wiedziona na sznurkach marionetka. Nie potrafiła się tak łatwo przeciwstawić intensywnym bodźcom, do których zaliczała się sama obecność Zolnerowicha. Jego głos, zapach ciała, rozpalony wzrok i nieokiełznany fryz dawały jej wrażenie, że znała Rosjanina od bardzo dawna. Reprezentował wszystko to, czego chciała, ale nigdy nie potrafiła jasno sobie tego zwizualizować. Jednak skryte w sercu demony sukcesywnie odciągały ją od czegoś, na czym mogła się sparzyć po raz kolejny. Czy to nie dlatego nigdy nikomu tego nie zdradziła, zwłaszcza mężczyźnie? Pojęcie tak umiejętnie wplecionych w melodie słów mogło jedynie namieszać w zlodowaciałym sercu mistrzyni eliksirów. Czy nie było trochę tak, że widziała to co chciała widzieć? A z każdą rozmową, chociaż wiedziała coraz więcej o faktach, brnęła w to dalej chociaż jakiś cichy głosik pragnął ją od tego odwieść? Pocałunek, zainicjowany przez nią samą pozwolił zamknąć oczy tej racjonalnej stronie Chantal. Chciała znowu poczuć smak feliksowych ust, aby upewnić się w swoich zamiarach. Pragnęła go nadal tak samo mocno, jak wcześniej. Dotknęła dłoni, którą Zolnerowich położył na jej policzku, jakby chcąc ją przy sobie zatrzymać. Oddawała pocałunki, czując to dziwne ukojenie, które dawno nie zawitało w jej duszy. Kiedy zmuszona była otworzyć oczy i wysłuchać mężczyzny, wnet pojęła jego "zarzut". Serce zabiło boleśnie. No tak, on zdradził się ze swoim demonem, to ona powinna była oddać się tym samym. Początkowo wywołało w niej to mocne spięcie. Nie potrafiła o tym mówić, chociaż w porównaniu do Feliksa był to demon mizernie mały i nieporadny. Swoje piętno już odbił na jej duszy. Zsunęła dłoń Feliksa z swojego policzka i bezczelnie sięgnęła do papierośnicy, którą jej dał. Wsunęła papierosa do ust i odpaliła go końcem różdżki. Zaciągnęła się mocno, aby następnie wymownym ruchem ust wypuścić z nich szare okręgi. -Mój demon jest nieporównywalny do Twojego. -powiedziała, w końcu wracając spojrzeniem do oczu Zolnerowicha. Podkuliła nogi, aby zdjąć buty. Nagie stopy wyglądały dość śmiesznie bez wiecznie obecnych wysokich obcasów. Nie to było jednak największym zdziwieniem. Chantal zaciągnęła się jeszcze raz, aby odłożyć niedopalonego papierosa do popielniczki. -Moja mama, Crystal Yaxley zmarła, kiedy byłam małą dziewczynką. Jedyne, co po niej mam to spinka, którą kiedyś "omyłkowo" mi podiwaniłeś. -zaczęła wolno, bijąc się z myślami. - Moim ojcem jest Anthony Lacroix, który udając mężczyznę czystej krwi poślubił moją matkę. Gdy Crystal zmarła, a reszta rodziny odkryła prawdę, stał się wrogiem publicznym całej okolicy. Na dodatek okazało się, że miał kochankę, którą poślubił zaraz po pogrzebie matki. Miał z nią córkę, moją przyrodnią siostrę. Nienawidziłyśmy się do tego stopnia, że nie potrafiłyśmy nawet na siebie patrzeć. Zawsze była tą lepszą, a ojciec karał mnie i to nie raz dotkliwie za każde przewinienie. Pardones, za każde JEJ przewinienie. -uśmiechnęła się jadowicie. -Nie miałam nic prywatnego. Wszystko mi zabierano, a jedyne uczucie, z jakim miałam do czynienie to szczeniackie zauroczenie chłopaka, który okazał się nic nie wartym gnojkiem. -zrobiła małą przerwę, podkuliwszy pod siebie obie nogi. -Pewnego dnia znajomi namówili mnie, aby za własnoręcznie zarobione pieniądze kupiła sobie kota. W sklepie znalazłam pięknego, paromiesięcznego kota. Nazwałam go Verit. Trzymałam go u siebie w pokoju, ale ten wredny karaluch znokautował mnie zaklęciem i porwał kota wprost do ojca. Gdy znalazłam się przy ojcu, ten po ostrej wymianie zdań... on... jednym skinieniem różdżki zamienił Verita w kupkę sierści. W szale odrzuciłam go zaklęciami na szafę, ale ten odpowiedział mi paskudnym urokiem. -wskazała na miejsce na stopie, gdzie powinien był być mały palec. Zamiast niego była pustka. -Zranił mnie w stopę. Ostatkiem sił odrzuciłam go i uciekłam z domu, zabierając wszystko co miałam w jednym, jedynym kufrze. Tak oto zamieszkałam w małym mieszkanku w Devon, bez rodziny, której nigdy nie miałam. Zakończyła swoją opowieść. Historia, chociaż nie tak tragiczna jak Zolnerowich odbiła piętno tak bolesne, że można było teraz zrozumieć paskudną naturę Chantal. Zraniona przez dwójkę mężczyzn oraz rzekomo najbliższą rodzinę nie mogła oczekiwać, że świat jej to wynagrodzi. Mylnie, bo prawdziwą nagrodę za lata wyrzeczeń miała właśnie przed sobą. -Czy teraz byłam fair? -zapytała retorycznie, przesuwając dłonią po zaroście mężczyzny. Czuła się naga, obnażona z największej tajemnicy jej życia. Nigdy nie zaznała prawdziwej miłości i ciepła. Zsunęła się stopami na nagą podłogę, będąc dziwnie niska. Ucałowała podbródek Feliksa, a następnie policzek, aby z łatwością znaleźć się w okolicach ucha. -я буду. O ile po wyrównaniu rachunków druga opcja jest nadal aktualna. -szepnęła, a w tonie głosu można było usłyszeć nutkę rozbawienia.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Sro 30 Mar 2016, 23:00
Próbując patrzeć na to wszystko jakoś tak bardziej racjonalnie, Feliks naprawdę nie miał dobrego wyjaśnienia, dlaczego w ogóle pozwolił tej sytuacji się rozwinąć. Dlaczego nie wrócił do swojego szkicu, olewając z góry do dołu obecność Chantal i stwierdzając, że to ten moment, gdy ich znajomość się kończy. Trudno, bez seksu na który liczył od samego początku, ale jednak. Pewne rzeczy są warte więcej niż kolejna zaliczona panna – takie jak na przykład spokój ducha, który wreszcie został zachwiany pytaniem o Jelenę. Zolnerowich nie podnosił tego tematu, nie tłumaczył ludziom, czemu przestał uczyć w szkole, chociaż tak uwielbiał przekazywać wiedzę, a oni też w większości nie pytali, nie mając najmniejszej ochoty ani potrzeby zagłębiać się w historię Rosjanina. Z osób znajdujących się bliżej mężczyzny, tylko Kenneth raz zapytał i dostał wtedy w łeb starą wazą, nad którą właśnie pracował Feliks – dobrze, że Szkot miał dobry refleks, bo wylądowałby w Mungu z co najmniej wstrząsem mózgu. No więc, tak właśnie w większości Feliks reagował na pytania o bolesne aspekty przeszłości. Chantal była prawdopodobnie pierwszą osobą, której odpowiedział tak spokojnie i nie za bardzo to rozumiał – może dlatego, że była kobietą? Kobiety mają w sobie coś takiego, co skłania do zwierzeń, jedna posiada lepsze zrozumienie emocji niż wszystkie samce razem wzięte. A jeśli dochodził do tego fakt, że Feliks był panną Lacroix szczerze zainteresowany, prawdopodobnie jak nikim innym wcześniej, to cóż. Wszystko składało się na jeden spójny obraz. Całowanie jej w ten wyważony, niemal elegancki sposób, którego Rosjanin zwykle nie uznawał, woląc zawierzać naturalnej dzikości, miało w sobie jakąś dziwną magię. Co prawda nie był zbyt zadowolony, gdy czarownica uciekła ustami i okazał to lekkim zmarszczeniem brwi, zaczekał jednak chwilę, ofiarując jej tę odrobinę cierpliwości. Okazało się to być strzałem w dziesiątkę, bo szkolna mistrzyni eliksirów nagle zaczęła mówić, odpowiadać szczerością na szczerość i udowadniając w ten sposób Zolnerowichowi, że się nie przeliczył zawierzając jej bolesny kawałek swojej duszy. Popieściło to jego męskie ego w zupełnie inny sposób niż pełne ognia powłóczyste spojrzenie kolejnej przyszłej kochanki, którą wykorzysta i porzuci. Słuchał więc – słuchał z absolutnym skupieniem zarezerwowanym dla drobnych czynności, które sprawiały mu najwięcej satysfakcji i radości, przez delikatną mgiełkę pozostawioną przez rozwiewający się dym patrząc na Chantal, jakby była w tej chwili najważniejszą osobą na świecie. Dla niego była, a to co mówiła, rył w pamięci, nie chcąc zapomnieć choćby detalu. Co ta kobieta z nim robiła? - Rozumiem – mruknął krótko, kiedy skończyła swoją opowieść, swoje obnażanie demona i zsunęła się miękko z brzegu pianina na podłogę. Bez obcasów, które zrównywały ją wzrostem z Feliksem, nagle wydawała się bardziej krucha i miękka, niepodobna do tej jadowitej i złośliwej wersji siebie. Oboje zachowywali się dzisiaj inaczej. - Byłaś bardzo, bardzo fair – pociągnął z uznaniem w głosie, przekrzywiając lekko głowę, by dłoń czarownicy musnęła zagłębienie między szczęką a szyją, gdzie lubił być drapany. - Ale hmm, nie wiem, rybko, nie wiem – pociągnął dalej, sięgając dłońmi do bioder panny Lacroix - Czy jest? – ewidentnie droczył się teraz z kobietą, bezczelnie uśmiechając się samym kącikiem ust. Przygarnął ją nagle bliżej, aż nie oparła się całym ciężarem o jego ciało i dopiero wtedy pochylając się lekko, mruknął jej na ucho. - Nic mi teraz nie sprawi większej radości.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Sro 30 Mar 2016, 23:56
Czuła się jak po wypiciu całej flaszki wódki. Lepiej, jakby opiła się przypadkiem eliksirem otumaniającym. Przybyła tutaj w bardzo nie prywatnej sprawie, domagając się odkrycia kart historii, która na dobrą sprawę nie powinna była ją interesować. Przecież o to chodziło w tej grze. Mieli pokazać swoje zainteresowanie, wylądować w łóżku i na tym wszystko skończyć. Może właśnie dlatego Chantal przeciągała w nieskończoność moment zbliżenia? Było jej żal tego wszystkiego, bo miała wrażenie, iż z minuty na minutę Feliks stawał się jej bliższy. Dotykał nie tylko jej ciała, ale i duszy. Poranionej, z świeżymi bliznami. Każda próba muśnięcia kończyła się ucieczką i warczeniem. Nie lubiła odsłaniać swoich słabości. Łudziła się, że wizja stanowczej, zimnej kobiety da jej poszanowanie i szczęście. Jak bardzo się myliła! Przecież to szczęście ujawniło się dopiero, kiedy ona postanowiła zdjąć wszystkie osłony i pokazać poranione serce. Czy to nie było ironiczne? Umysł Chantal, tak chłodny i racjonalny dalej wysyłał jej sygnały, że nie może znowu wpakować się w związek. Jednak to stało się szybciej niż ona się tego mogła spodziewać. Nie mówiła niczego głośno, nawet sama przed sobą się nie przyznawała, że czuje coś do tego cholernego Rosjanina. Zrzucała wszystko na fizyczność, czysto mechaniczne i instynktowne odczucia. Czas miał jeszcze pokazać, jaka omylna była głowa panny Lacroix. Utwierdzona w przekonaniu, że nie chce od Feliksa niczego prócz paru rozkosznych chwil przybyła tutaj do mieszkania, mając zamiar wyrzucić w prostych słowach jak nierozmyślną decyzją był powrót do nauczania. Widać, jak efektywnie wybiła mu ten pomysł z głowy. Pocałunki, składane jakby z namysłem dawały spokój. Spokój duszy. Demony obnażone ze swych ciemnych płaszczy nagle wydawały się nieistotne. Małe, nieporadne i piszczące pod dywanem. Chantal poczuła się dziwnie lekko, mogąc podzielić się z bólem każdego dnia. Wiadomo, morderstwo kota i brak rodzinnej miłości miał się pewno nijak do przypadkowej śmierci uczennicy... Nić porozumienia, która zawiązała się między nimi w Trzech Miotłach rozbłysła silnym blaskiem, przekształcając się w gruby splot. Chantal nawet gdyby chciała, nie miała narzędzi aby go zerwać. Rozum alarmująco nakazywał jej uciekać. Zostawić to wszystko, uciec jak najdalej i skryć się w ciemnym kącie lochów. Był tylko jeden mały problem. Ręce Feliksa były zbyt silne, aby gdziekolwiek uciec. Kiedy mogło się zdawać, że Chantal chce się wycofać, akurat te niecierpliwe dłonie spoczęły na biodrach. Chantal uśmiechnęła się z politowaniem, kiedy Feliks dał jej do zrozumienia, gdzie go ma drapać. Niczym kot. Jak jej Verit naście lat temu. -W takim razie należy się dwadzieścia punktów dla Slytherinu, panie profesorze. Robię postępy. -zauważyła z rozbrajającą szczerością. Przesunęła wolną dłonią po barku Feliksa, napawając się ciepłem jego ciała. Koiło zszargane nerwy. Dotykało duszy w sposób tak intymny, że wszystkie komórki nerwowe mruczały z uwielbieniem. Dłoń Chantal przesunęła się na miejsce, gdzie powinno było bić serce. Przez dłuższą chwilę Chantal spoglądała w oczy Rosjanina, wyczuwając, że rytm jej serca jest identyczny. Gorąca fala strachu, ekscytacji oraz radości przepłynęła przez jej ciało. -A Ty? Dasz mi to samo? -zapytała go, muskając ustami jego wargi, które widocznie rozochociły się wcześniejszą pieszczotą i nabrały mocniejszego koloru. Przymknęła oczy, wsłuchując się w szept Feliksa. Uniosła kącik ust do góry. Spojrzała spod rzęs na górującego nad nią mężczyznę. Ten uśmiech... był znany z nieczystych intencji. -Pierwszy raz słyszę, że jestem w stanie dać komuś radość. -szepnęła rozbawiona. Na litość, Chantal, co Ty wyprawiasz?! Nim jednak zdążyła odpowiedzieć rozsądkowi na to pytanie, przeniosła obie dłonie na kark Feliksa i wpiła się w jego usta już nieco agresywniej niż wcześniej. Dłonie odnalazły skraj bokserki. Wsunęły się pod nią, dotykając każdego skrawka ciała, jaki znalazły na swej drodze, aż nie zatrzymały się znowu w okolicach mostka. Mimo, że czułość była bardziej intensywna niż poprzednio, nadal była bardzo delikatna i pobudzała wszystkie zmysły. Malinowe wargi sunęły po nieco szorstkich ustach Rosjanina, chcąc zaznać każdego smaku jaki skrywały. Język, tak niecierpliwie zaczął badać drugie ciało, łaskocząc i drażniąc każdą cząstkę męskiego podniebienia. Ciało Chantal przylgnęło do Feliksa, nie tylko w potrzebie za fizyczną uciechą. Dwie tak mocno zranione dusze nieśmiało się dotknęły, kojąc każdą niezabliźnioną jeszcze ranę swym ciepłem. Próba oderwania ich od siebie wydawała się niemożliwa... bo w końcu to była jedna dusza w dwóch ciałach.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Sob 02 Kwi 2016, 22:23
Feliks nie chciał zbyt mocno rozpatrywać tego spotkania pod względem emocjonalnym – nigdy nie był przecież człowiekiem sentymentalnym i nie miało się to zmienić pod wpływem jednej rozmowy wykraczającej poza zestaw standardowych zachowań Rosjanina. Owszem, zachował się inaczej, niż w pierwszej chwili podpowiadałby instynkt. Tak, zdradził Chantal tajemnicę, którą nie lubił się dzielić, bo go o to zapytała. I nie, nie zerżnął jej przy najbliższej możliwej okazji, przecząc wszelkim zasadom, jakie sobie postawił względem kobiet i mężczyzn. Panie Zolnerowich, pan się na pewno dobrze czuł? Tak czy siak – emocje. Feliks je odczuwał, jak najbardziej, czasem niezwykle intensywnie, nie negując żadnej z nich, nauczył się tylko nie pozwalać im przesłaniać rozumu. I dlatego teraz, w sytuacji coraz bardziej przypominającej scenę z kiepskiego filmu romantycznego, nie zastanawiał się, co też takiego panna Lacroix w nim budziła. Bo nie, szybciej pocałowałby z języczkiem któregoś goblina, niż przyznał się, że fakt, może miał jakieś uczucia wyższe. Samiec musi dbać o wizerunek, odsłaniając tę nieco bardziej ludzką, ciepłą stronę tylko w towarzystwie osób, którym może zaufać. Jak teraz – słowa Chantal, drobne drgnięcia jej głosu i bolesne wspomnienia, z jakich się zwierzyła, wystarczyły Feliksowi jako zapewnienie, że ona również odważyła się postawić pewien nieprzyjemny krok naprzód. Koniec końców spotykali się w połowie drogi, nie będąc jeszcze do końca pewnymi gruntu, po którym przyszło im kroczyć, ale przynajmniej wiedzieli, że są w tym razem. Najwyraźniej tyle wystarczyło wystarczyło panu Zolnerowichowi. Trzymanie kobiet (lub mężczyzn) blisko zawsze przynosiło czarodziejowi przyjemność, niosąc ze sobą obietnicę spełnienia – tutaj, przy pannie Lacroix nabierało to kolejnych znaczeń leżących na poziomie drugiego dna, których Rosjanin nie zamierzał tykać kijem, za to chętnie z nich korzystać bez specjalnego komentarza. Dlatego właśnie przekręcił nieco głowę, sugerując drapanie w odpowiednim miejscu, dlatego później uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy pani profesor zasugerowała punkty dla swojego domu. I dlatego też, gdy czarownica zadała pytanie o wzajemność w kwestii posiadania, rzucił tylko z bezczelną nutą w głosie: - Umiem być lojalny. W ciepłych, brązowych oczach Feliksa coś drgnęło na komentarz odnośnie dawania ludziom szczęścia, ale nie zamierzał tego komentować – póki co wystarczyło, że on wiedział, co sobie w tej chwili obiecał. Co za dupków musiała spotykać, skoro żaden, nawet w ramach zwykłego komplementu, nie wpadł na pomysł, by powiedzieć jej, że potrafi uszczęśliwić mężczyznę. Uważali mocny charakter za powód, żeby odbierać Chantal te drobne, kobiece przyjemności jak kilka słodkich słówek? Pieprzone tchórze. Pieszczoty były za to tym, co świetnie rozumiał – na pocałunki odpowiadało się łatwo, w sposób zupełnie naturalny, mrużąc przy tym oczy i sunąc dłońmi w dół ku pośladkom, by wreszcie się na nich zacisnąć. Jednak co samiec to samiec, nawet, a może szczególnie w konfrontacji z kimś bardziej subtelnym. Podobała mu się cała delikatność czarownicy, która nie miała żadnego problemu z tym, by ledwie moment później ewoluować w coś bardziej stanowczego, niemal agresywnego. I być może za obopólną zgodą to spotkanie zakończyłoby się w łóżku nowego pana nauczyciela, gdyby nie to, że po jednym z kolejnych pocałunków jak gdyby nigdy nic, stwierdził: - Chcę cię narysować.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Mieszkanie Feliksa Z. Sro 04 Maj 2016, 23:58
Natura kobiety miała to do siebie, że składała się głównie z emocji. Te lata wyrzeczeń nauczyły Chantal ograniczyć odczucia do gniewu oraz zadowolenia. Nie mogła sobie pozwalać na wybuchy ekscytacji oraz smutku. Te dwa przypadki przysparzały najwięcej problemów. Podejmowane wtedy decyzje należały do skrajnie głupich i nieodpowiedzialnych. Panna Lacroix chciała uchronić się od kolejnych cierpień. Dostatecznie dużo musiała znieść mając za ojca Anthony'ego Lacroix, który traktował ją jak najgorsze ścierwo. O dziwo będąc wiecznie poniżaną, Chantal nie miała niskiego mniemania o sobie. Po swojej matce odziedziczyła pewność siebie i wiarę we własne siły, dlatego na przekór wszystkim i wszystkiemu pokazywała, że potrafi. Dlatego nie zaginęła w czarnych odmętach życia i nie pozwoliła się zdeptać. To ona deptała innych, po trupach dążyła do swojego celu. Mimo tego udało jej się zbłądzić, dopuścić do głosu te uczucia, które miały pozostać zapomniane. Przez nie dokonała samych najgorszych decyzji. Nie chciała, aby historia zatoczyła koło. Czy teraz miało mieć miejsce trzecie podejście? Nie myślała teraz o tym, koncentrując się na sławetnym tu i teraz. Nie chciała wychodzić poza konkretne ramy. Ba, była nawet pewna, że wycofa się w odpowiednim momencie. Jak głupi potrafił być rozum, kiedy to serce dyktuje rytm. Oprócz gniewu i zadowolenia, pozwalała sobie też na pożądanie. Właśnie teraz pojedyncze płomyki tego rozgorzałego ogniska zaczynały tlić się w ciele kobiety. Odpowiednia kontrola pozwoliła jej to ujarzmić na tyle, aby nie wylądowali w łóżku. Dobrze wiedziała, że kres ich przygody zacznie się, gdy pierwszy raz złączą swoje ciała. Potem jeszcze raz i jeszcze, aż wszystko się rozpryśnie niczym mydlana bańka. Namiętny pocałunek, nagle przerwany wytrącił Chantal z rytmu. Spojrzała uważnie na Feliksa, rozpatrując jego prośbę. Narysować? Ją? -To chyba najdziwniejsza propozycja, jaką kiedykolwiek mi złożono. -zauważyła, odsuwając się krok po kroku. Wsunęła pośladki na pianino i poprawiła splątane, czarne loki palcami. W kompletnej ciszy siedziała na instrumencie, pozwalając Feliksowi ją portretować. Gdy tak przez dłuższą chwilę była zmuszona spoglądać w oczy artysty, przez jej umysł przeszło milion chaotycznych myśli. Większość stanowiła pochwałę dla zarostu, wyraźnych rysów, pięknych oczu, kształtnych warg... przerwał to dopiero głos Zolnerowicha, który skończył swe dzieło. Kobieta przyjrzała się portretowi stwierdzając, że Feliks ma talent. Jego kreska uchwyciła każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Coś zakuło w sercu Chantal. Starała się nadal uśmiechać, lecz kąciki nieco opadły. -Piękny. Piękniejszy niż w rzeczywistości. -zauważyła, składając krótki pocałunek na czole Feliksa. -Muszę już iść. -pożegnała się i szybkim krokiem wyszła z mieszkania. Czuła, jak serce bije jej niemiłosiernie szybko. Czy aby na pewno znała moment, w którym powinna się była wycofać?