|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 02 Wrz 2018, 21:09 | |
| Ludzie mówią, że miłość zwycięża wszystko. Dwoje zakochanych toczy długą walkę ze światem i choć z góry skazani są na niepowodzenie, oni w finale pokonują przeciwności losu i w nagrodę otrzymują wspólną przyszłość. Słońce następnego ranka wstaje również dla nich, jaśniejsze i piękniejsze niż wcześniej. Ci, którzy stali im na drodze do szczęścia, pozostają na zawsze przegrani. Bo przecież miłość – jakakolwiek by nie była – jest najsilniejszym uczuciem w tym wszechświecie, nic nie może się z nią równać, zawsze triumfuje…Na tym opierają się wszystkie bajki i baśnie. Zawsze. Ona również w to wierzyła. Wierzyła w to tak bardzo, że kiedy wszystko okazało się kłamstwem poczuła, jakby kolejny raz umarła. Nigdy nie była tak blisko śmierci jak wtedy, tego czerwcowego popołudnia. Stal przed nią niczym kat, niemal widziała, jak stoi nad nią i przecina nić życia, niszcząc tym samym wszystkie plany i marzenia. Miała wrażenie, że się dusi, spada w otchłań bez dna i tonie, nie mogąc i nawet nie chcąc wziąć do płuc świeżego powietrza, zbawiennego oddechu życia. Gra była skończona. Poczuła się oszukana. Może to dziwne, ale patrząc w jego zielone tęczówki nie płakała. Nie potrafiła. To był ten najwyższy stopień rozpaczy, kiedy człowiek nie wie do końca gdzie jest, co robi i dlaczego żyje. Ludzie często pytają co się dzieje z tym, komu pęka serce. Ona się przekonała: właściwie nic. Żyjesz dalej, oddychasz, śpisz, jesz, nawet się śmiejesz... Z tą różnicą, że żadna z tych czynności nie ma najmniejszego sensu. Ciągle wraca pamięcią do przeszłości, do ostatnich wydarzeń, żeby odnaleźć coś, co jej umknęło. Analizowała je bez końca, każdy jego ruch, każde słowo. Nie mogąc zrozumieć, jak mógł ją tak potwornie oszukać, szczególnie po tym wszystkim, co przeszli, co oboje poświęcili dla siebie… Ta świadomość była najgorsza, nadal rozlewa się po jej ciele powoli, radując się z jej cichej agonii. Cierpiała w milczeniu, we własnej głowie, zaciskając zęby i przygryzając wargi do krwi, modląc się o spokój, który mogła dać jej tylko śmierć, ale wiedziała że to prośba o zbyt wiele. Otworzyła szeroko oczy, nie mogąc już znieść obrazów, które obijały się jej po wnętrzu głowy. Bezradność i rozczarowanie nie dawały blondynce spokoju, a także to dołujące niezrozumienie. Gdy tylko umysł nie był zajęty, zaczynał żyć własnym życiem. Wewnątrz głowy obijały się dawne słowa Daniela – nie sądziła nawet, że może je tak dobrze pamiętać – a przed oczami pojawiały się wspomnienia przeszłości – najbardziej bolesne, bo tak szczęśliwe. Ale żywiła się nimi, bo co innego jej pozostało? Była rozbita, roztrzaskana, bo cała jej przyszłość skruszyła się jak stare ciastko. Rozczarowanie nie bolało tak bardzo jak świadomość straty Blaisa, rozstania na zawsze. Ciągle myślała, że najlepsze dopiero przed nimi, że świat na nich czeka, że w nich wierzy… Pomiędzy życiem a przeżywaniem życia jest gigantyczna przepaść. Alecto przekonała się o tym czwartego czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku, bo właśnie wtedy jej serce – metaforycznie – przestało bić. Wskazówki zegara stanęły, ale czas biegł dalej, chociaż wydawało się to zupełnie nierealne. Trwała w rzeczywistości, funkcjonowała w teraźniejszości, ale już na zawsze miała pozostać więźniem przeszłości. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że młodość jest po to, by popełniać błędy. Jeśli tak, to reszta życia – czyli dorosłość i starość – były po to, by móc za to wszystko zapłacić. Stała nad przepaścią, gotowa w każdej chwili runąć w dół, ale nogi wrosły jej w ziemię. Nawet śmierć nie chciała się zlitować. Musiała istnieć dalej, śmiać się i oddychać, karmić się wspomnieniami i każdego następnego dnia myśleć o życiu, które mogła mieć, i którego nigdy nie otrzymała. W dół, bezdenną otchłań, spadło tylko jej serce – skaleczone i skrzywdzone, należące na wieki do tego, który je ożywił, by potem zabić. Nienawidziła tej bezradności, świadomości, że jej ból może ukoić tylko mężczyzna, który go zadał. Wprost nie mogła uwierzyć, jak bardzo otworzyła się przed Castielem, który zawsze był tym zabawniejszym aspektem jej życia, zmuszającym do zerwania maski surowej suki, która spojrzeniem próbowała zabić, co drugą osobę. Zmuszał ją, do robienia rzeczy niezgodnych z etykietą młodej damy należącej do arystokrackiej rodziny, był swego rodzaju odskocznią, jednak nigdy nie patrzyła na niego jak na równego sobie. Teraz ta granica między nimi wyraźnie się zamazywała, byli oni jako ludzie, bez przyczepionych etykietek. Posiadali uczucia, marzenia, plany, którymi chcieli się z kimś dzielić. On patrzył na nią jakoś inaczej, jego tęczówki mieniły się tym dziwny blaskiem, kiedy nagle człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę z namacalnej obecności drugiej osoby. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, jakby nieco niepewnie, czując jak kawałek po kawałku ociera ją ze strzępek maski, którą pozostawił Daniel. Zadziwiającym był fakt, że nie bała się tego. Pierwszy raz od długiego czasu również ona mogła poczuć się blisko kogoś. Jakiś czas temu prowadziła rozmowę z Jasmine, jednak nie była ona tak intensywna, przepełniona mieszanką uczuć, poczucia, że ktoś jest dla niej, a ona dla niego. Była dla Castiela, gotowa poruszyć nawet najbardziej bolesny temat, jednocześnie mając nadzieję, że uchroni go przed tym, co spotkało ją samą. Podobno każdy powinien uczyć się na własnych błędach, wyciągać z nich wnioski, by w przyszłości ich nie popełniać, a przecież było tak wiele innych sposobów. Gdyby tylko ludzie chwili otwarcie ze sobą rozmawiać, nie doszukując się spisku, ukrytych motywów czy niecnych zamiarów swojego rozmówcy. Z każdą kolejną mijającą sekundą, która przeradzała się kolejno w minuty, a te w godziny czuła się, że Castiel staje się jej coraz bliższy. Osoba, którą jako ostatnią podejrzewała by o głębsze uczucia, o powagę w swoim zachowaniu czy wypowiadanych słowach nagle rozumiała ją jak nikt inny. Cisza, która na chwile zapanowała między nimi była jak najbardziej na miejscu, nie wywoływała tej nieznośnej potrzeby powiedzenia czegokolwiek, by jedynie zapchać pustkę czczą gadaniną. W odpowiedzi dotknęła jego dłoni spoczywającej na stoliku, opuszkami palców badając jej krzywizny, zdawała się być taka silna, ale kiedy spojrzała w oczy chłopaka, zobaczyła pełnego niepokoju, niepewnego chłopczyka. Ten obraz budził w niej uczucia, których smaku nigdy wcześniej nie znała. Potrzebę chronienia go, zaopiekowania się nim, wzięcia na siebie odpowiedzialności za niego, za drugą istotę. Z bratem od pierwszych chwil łączyła ją niezwykła więź, Amycu był najbliższym jej sercu mężczyzną, zaś ona – była jego młodszą siostrzyczką, nie ważne że różnica między nimi wynosiła jedynie kilka minut. To on został przez ojca „wyznaczony” jako ten, który ma czuwać nad nią, bronić kiedy zajdzie taka potrzeba, wspierać w ciężkich chwilach, być przy niej. Z czasem wiele rzeczy uległo zmianie, zupełnie jak ich relacje – stały się oziębłe. Czy teraz przypadek sprawił, że ona miała stać się kimś podobnym dla Horna? Zabrała dłoń, sięgając po swoją szklankę, upiła z niej nieduży łyk alkoholu, baczniej przyglądając się swojemu rozmówcy. Tak wiele myśli kłębiło się w jej głowie, jednak jedno było najważniejsze: Czy on również czuł, że między nimi się coś rodzi? Spokojna i opanowana, z miną która nie wyrażała właściwie nic, czekała aż atak nagłej agresji u Castiela ustąpi. Rozmowy o własnych uczuciach nigdy nie są proste, często kierując się własną głupotą mówimy drugiej osobie to, do czego sami przed sobą baliśmy się przyznać. W takich sytuacjach rządzi przypadek, zmusza nas do zachowania pozbawionego najczęściej głębszego sensu, mającego odwrócić uwagę. Alecto nie dała się zwieść, nie tym razem. Wiedziała doskonale, że uczucia pozbawiają nas logicznego myślenia, działając impulsywnie nie oceniamy właściwie sytuacji, dlatego też nie miała za złe Hornowi. Jego wybuch był całkowicie uzasadniony, choć gwałtowniejszy niż się spodziewała. Wytknęła mu prawdę, której zapewne nie chciał zdradzać, a już na pewno nie tak szybko. Najgorsze są chwilę, w których nagle dociera do nas, że mimo wszelkich starań jakie podjęliśmy nie zrobiliśmy nawet pół kroku w przód. Nie zamierzała być wobec niego okrutna, nie chciała by po tej chwili szczerości nagle zaczął patrzyć na nią jak na wroga najwyższej kategorii, bo przecież się przed nią zdradził ze swoimi uczuciami. Wyznał, choć nie dosłownie kto jest jego słabością. Ona również powiedziała wiele, odbijali piłeczki, żonglując między sobą tajemnicami własnych serc, które z powodzeniem ktoś mógł wykorzystać przeciwko nim, ale nie oni sami. Byli na tych samych straconych pozycjach, upadli. Uniosła jedynie brew do góry, kiedy chłopak wyrwał jej z dłoni szklankę opróżniając ją. Wzięła butelkę uzupełniając puste szkła. Podając mu już uzupełnione płyny, zatrzymała swoje place na jego dłoni, gestem tym chciała go przede wszystkim uspokoić, ale i wymusić by mówił dalej. Nie przejmowała się jego nagłym wybuchem, ona reagowała podobnie chociaż nie tak gwałtownie. On walczył sam ze sobą, ona musiała z każdym poczynając od rodziców po Amycusa i młodszego Blacka. Ciągle stała na rozdrożu, a kiedy dokonała w końcu wyboru okazało się, że ta ścieżka kończy się szybciej niż przypuszczała. - Castiel… spójrz na mnie – poprosiła niezwykle łagodnym i spokojnym głosem, który prawie brzmiał jak szept. Kiedy na nią spojrzał obdarzyła go delikatnym uśmiechem – Musisz zrozumieć, że wiem jak się czujesz… masz wrażenie, że wręcz wariujesz. To nic nadzwyczajnego, nie możesz z tym walczyć, bo naprawdę oszalejesz. Najlepszym wyjściem jest pogodzenie się z tą sytuacją, dopiero wtedy możesz zacząć szukać z niej wyjścia – oznajmiła. A im szybciej to zrobisz, tym lepiej dodała w myślach. Kierowana własnym doświadczaniem oraz bogatym bagażem miłosnych wzlotów i upadków, mogła uważać się już teraz za eksperta od związków, choć nie koniecznie tych udanych. Odetchnęła z wyraźną ulgą, puszczając jego dłoń. - Nessy Temple, może być przyczyną twojego upadku, jeżeli na to pozwolisz – stwierdziła –Ale nie możesz – zażądała patrząc na niego z zaciętym wyrazem twarzy, jej postawa zmieniła się nagle. Wyprostowała plecy wypinając nieco klatkę piersiową do przodu, uniosła zadziornie podbródek, założyła nogę na nogę, chwytając w swoje smukłe palce szklankę. –- Od zawsze jej postać działa mi na nerwy, przerysowana panienka. Hogwart już huczy od plotek jakoby miała się ona spotykać z nie jakim Nicolasem Sharewoodem. Wymaga ciągłej uwagi, zwłaszcza ze strony facetów, nie oszukujmy się, nawet ciebie traktuje jak marionetkę w swoich małych niecnych łapkach. A ty? Pozwalasz na to, jestem pewna, że i to całe jej tonięcie było jedynie dobrze odegraną scenką. – Alecto nie ukrywała niechęci w głosie, wiedziała że może to sprowokować bruneta, jednak to nie było najważniejsze. W swojej chorej fantazji los postanowił nałożyć na nią swojego rodzaju obietnice, że uchroni ona swojego byłego przed tymi, którzy pragną jego upadku. Takim kimś była Agnes Temple. –Wiesz jaka jestem, nigdy tego przed tobą nie ukrywałam, jednak ona? To podstępna żmija, do tej pory dziwię się, jakim cudem nie trafiła do domu Węża. – zrobiła krótką pauzę, kierując swoje niebieskie spojrzenie za okno, ulicami przechadzali się ludzie nieświadomi jaki dramat odkrywa się miedzy tą dwójką. Jak wiele emocji skrywa powietrze wokół nich, przesączone miłością, smutkiem, żalem, złością. Carrwo przeciągała tą chwilę, ciesząc się jedocześnie, że Castiel nie zmusił jej do podjęcia tematu Daniela. Już i tak zbyt wiele powiedziała. -Musisz zadać sobie kilka ważnych pytań: Czy ona jest tego warta? Czy, gdy upadniesz będziesz w stanie się podnieść? I najważniejsze. Czy to naprawdę miłość? – przeniosła wzrok na szklankę, by następnie zatrzymać go na oczach chłopaka. Miłość to nieustanna walka ze sobą, ze światem. Nie każdy był na nią gotowy.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Pon 03 Wrz 2018, 20:11 | |
| W pewnym momencie za mostkiem pojawił się znikąd pewien rodzaj bólu. Podczas rozmów, w których Castiel odsłaniał kawałek prawdziwego siebie jego serce biło silniej i szybciej, gotowe rozpocząć ekstremalne dotlenianie organizmu na wypadek wywołania w ciele odruchu obronnego. Dyskutując z Alecto nagle pojmował jak bardzo się zasłania w szarej codzienności. Gdy mu to wygodne karmi kłamstwami każdego, kto się przed nim napatoczy. Powściąga się jedynie w rozmowie z Miszą i Conusem, bo ci nie zawsze potrafili go przejrzeć na wylot. Przy nich nie czuł też takiej potrzeby ubarwiać słów w sposób dla siebie dogodny. Przed Alecto kłamał jak z nut wiele razy, naprawdę wiele. Mimo wszystko zawsze znalazła gdzieś lukę i dowiadywała się odeń prawdy. Dzisiejszego wieczoru zapomniał, że wciąż mógł kłamać. Nikt mu tego nie bronił. Mógłby sprawić, by Alecto uwierzyła w historyjkę, którą wymyśliłby na poczekaniu. Sęk w tym, że Castiel choć raz chciał być szczery i uczciwy. Knuł na co dzień, kombinował, próbował zaczerpnąć korzyści z każdej sytuacji, a dzisiaj nie miał na to sił. Za dużo emocji się w nim kłębiło, za dużo Nessie było w jego myślach. Atmosfera jaka się wytworzyła między nimi nabierała na sile z każdym cichym słowem, które do siebie kierowali. Mimo, że dzielił ich stolik czuł jakby Alecto siedziała tuż obok, wydawało mu się, że czuje bijący od jej skóry gorąc. Wrodzona wyniosłość zacierała się na jej twarzy, chłód gdzieś przepadł, przebiegłość zeszła na dalszy plan. Castiel zrozumiał. Odwdzięczyła się mu tym samym, co on uczynił. Mimo, że zrobiła to na wpół świadomie, schowała wszystkie maski pod stół i obdarzyła go zaufaniem, o jakim mógł marzyć. Pierwszy raz na oczy dostrzegał jakikolwiek przejaw niepewności na jej twarzy. To ona zawsze tryskała pewnością siebie i żelazną wolą. Nagle wydała się taka krucha i wrażliwa, taka niecodzienna i odmienna. Tak łatwo mógłby wykorzystać tę sytuacją, by ją do siebie zrazić bądź ją zwyczajnie zranić. Nie zrobi tego. Nie chciał ranić Alecto mimo burzliwej przeszłości jaka ich niegdyś złączyła. To zaiste żart losu, skoro poznał prawdziwe oblicze Al dopiero grubo rok po tym, gdy się ostatecznie rozstali stwierdziwszy, że nie ma między nimi 'tego czegoś'. Usłyszał jej łagodną prośbę o kontakt wzrokowy. Dopiero po fakcie zorientował się, że zamiast patrzeć jej w oczy, wciąż spoglądał na kroplę wosku zdobiącą kraciasty obrus. Wiedział, że gdyby siedział tutaj sam ze szklanką whiskey, popadłby w bardzo głęboki marazm. Zatrzymałby się, zatracił całkowicie w myślach i nikt nie mógłby go łatwo wyrwać z ich szponów. Za każdym razem gdy Alecto się odzywała po chwili ciszy, przywracała go z odmętów myśli. Tym razem nie katował się wizją odwracającej się plecami Ness. Teraz analizował Alecto i poczuł ulgę, gdy odkrył, że alkohol zaczął w końcu działać. Choć nie poprawiło mu to nastroju, w końcu rozluźnił mięśnie karku. Nie był świadomy jak mocno je spinał dopóki ich nie uwolnił. Uniósł umęczony wzrok na Alecto gotów obronić się przed wyrwaniem kolejnych kawałków bolesnej prawdy. I to ona, właśnie ona przyznała słuszność jego szaleństwu. Jako jedyna znana mu osoba nie kazała mu się ogarnąć, nie ganiła go ani nie karciła. Najzwyczajniej w świecie to zrozumiała, choć nawet nie oczekiwał takiego cudu. Przez chwilę wstrzymał oddech napawając się jej słowami dopóki rzecz jasna nie dobrnęła do części 'pogodzenia się z tym raz na zawsze', co w chwili obecnej leżało daleko poza zasięgiem możliwości Castiela. Równie dobrze mogła go poprosić o pocałowanie trolla - postukałby się w głowę i zrobił w tył zwrot. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć, a pogodzenie się ze złamanym sercem wymagało czasu. Czasu i alkoholu. Zdrobnione imię Ness i jej nazwisko zabrzmiało jak wystrzał bombowy, ponieważ słowa te padały z ust nie kogo innego jak Alecto. Zacisnął palce w pięść, tuż pod dłonią dziewczyny. Wyraz jej twarzy wróżył same niedobre rzeczy - z trybu defensywnego przeszła w skrajną ofensywę. Castiel wykrzywił się; nie chciał tego słuchać. Nie chciał słyszeć głosu rozsądku i logiki, bo nie zgadzał się z tym. Nie chciał kochać ale jednocześnie nie był w stanie zrezygnować z tego uczucia. Alecto musiała chyba wiedzieć, w którym kierunku to zmierza skoro postanowiła wbić mu po kolei szpile prosto w serce. Nazwisko Sharewooda ocuciło go wystarczająco, by miał siły wysłuchać słów Alecto do końca. Im dalej mówiła tym bardziej zaciskał szczękę. - Alecto... - próbował wejść jej w słowo, przerwać ten potok zanim osunie się jej grunt pod nogami. Szła po kruchym lodzie, a po każdym jej kroku pojawiała się sieć pęknięć. Doskonale zdawał sobie sprawę ze jej opinii na temat Nessie. Nie wnikał w to nigdy, nie chciało mu się słuchać o wadach Krukonki, skoro bardziej zaaferowały go jej zalety. Dzisiaj Alecto wykorzystała sytuację (co prawda w słusznym celu, ale Castiel odbierał to wciąż jako perfidne wykorzystanie) aby wbić mu do głowy listę wad Nessie. Wywoływała w nim fale złości, którą chwilę temu udało mu się z takim trudem zażegnać. Wbił paznokcie w swoją skórę i spojrzeniem kazał Alecto zamilknąć. Opierała się, mówiła dalej. Mówiła źle, niepoprawnie, nieprawdziwie. Nie wierzył w ani jedno jej słowo. Owszem, pojmował, że Nessie to niezłe ziółko, że potrafi owinąć sobie kogoś wokół palca. Podobały mu się nawet jej talenty, bo wykorzystywane były na ich wspólną korzyść. Alecto plotła głupoty. Znał Nessie, wiedział, że z nim sobie nie pogrywa w taki sposób jak to robi z innymi chłoptasiami. Pieprzyć Sharewooda, szczeznie prędzej czy później w rynsztoku od swojego przerośniętego ego. Tu chodzi o Nessie, o słońce jego dnia i księżyc jego nocy. O pierwszą myśl po przebudzeniu i o ostatnią tuż przed zaśnięciem. Jakkolwiek uczucie do niej by go bolało, nie dawał rady się wyrwać spod jego jarzma. Wypuścił powietrze z płuc. - Ty się słyszysz, dziewczyno? - zapytał równie cicho co ona, choć w jego głosie znów pobrzmiewał szczypiący lodowaty ton. - Nie znasz jej, widzisz tylko jej wady i stawiasz mi ją w negatywnym świetle. Co chcesz tym cholera osiągnąć? Mam rozwalić prefekturę i przyznać ci rację? Nie. - ostatnie słowo powiedział głośniej, mocniej i dobitniej, wpatrując się wprost w rozszerzone źrenice Al. - Jak byś się poczuła, gdybym zaczął teraz oczerniać Blaise'a na podstawie swoich obserwacji? Gdybym zaczął opowiadać o jego wadach tak naprawdę w ogóle go nie znając? - zapytał, chyląc się ku niej, by widzieć jej twarz dokładniej. Co prawda Castiel znał Blaise'a tyle co nic, jedynie parę pustych zdań na temat jego gęby, jednak chodziło mu tylko o porównanie, a nie czynne przejście w kontratak. - Wiem, rozmawiamy o mnie, ale cholera Alecto, gdyby na twoim miejscu siedział kto inny i powiedziałby mi to, dostałby ode mnie zaklęciem w łeb. - zgarnął wszystkie włosy na potylicę, ale mimo wszystko ten gest wydawał się bardzo nerwowy. Chciał pokazać dziewczynie jak dokładnie poczuł się, kiedy postanowiła nazwać Nessie żmiją. Nie chciał ranić Alecto, ale musiał jakoś zareagować na takie niepożądane zachowanie. - Znam jej wady, niegdyś jej je wszystkie wytykałem. Wierz mi, to nie zmieniło absolutnie moich uczuć względem niej. I nie próbuj mi wmówić, że mną manipuluje. Nigdy by tego nie zrobiła. Pewne rzeczy się wie i nie da się ich podważyć byle obelgą. Ani ona ani ja, ani ty nie jesteśmy święci i mamy swoje za uszami. Więc nie mów tak o niej Al, proszę cię. Nie uwierzę mimo, że ci ufam. - ostatnie zdanie wypowiedział cicho, jeszcze ciszej niż dotychczas. W tych kilku słowach pobrzmiewała determinacja, dotąd nieczęsto goszczona w słownictwie Castiela. Ufał Alecto, pierwszy raz wypowiedział to na głos lecz pomimo tego nie uwierzy w jej nieobiektywną opinię. Znał Nessie, wiedział jaka jest i nikt nie musiał mu tego powtarzać na głos, choć trzeba przyznać słowa Alecto nieźle nim wstrząsnęły. Sharewood... Przysunął do siebie szklanicę z whiskey i upił łyk płynnego ognia. Intensywność alkoholu zagłuszyła złość, która chciała wyrwać się na zewnątrz i przejawić agresją. Tym samym odetchnął dyskretnie z ulgą. Był w stanie kontynuować rozmowę, choć ból za mostkiem przybrał na sile. W pewnym momencie Castiel zaśmiał się szeptem, tak krótko, tak głucho, choć wesołość nie dotarła do brązowych oczu. - Pytasz mnie czy jest warta mojej miłości? - dalej nie umiał wypowiedzieć jej imienia w obawie, że włoży w to słowo wszystkie uczucia jakie doń żywi. - Jest, choćby miała nigdy tego nie odwzajemnić. Próbowałem to zmienić, Alecto. Naprawdę próbowałem to przerwać, myślisz, że tego chciałem? - idąc w dźwięk słów dziewczyny Castiel próbował pogodzić się z faktem, że nie wróci do przeszłości i że tak prędko nie przestanie kochać Ness. Być może nigdy z tego nie wyjdzie, a jedynie stłumi na tyle, by zrobić w sercu miejsce dla kogoś innego. Mimo, że miał siedemnaście lat to nigdy w życiu nie czuł jeszcze tak intensywnie danego uczucia. Nie nienawidził nawet do takiego stopnia jak teraz kocha. Nie chciał brać pod uwagę przegranej. Chciał być cierpliwy, chciał być obojętny wobec Nessie, aby nigdy więcej nie krzywiła się na jego widok. Tylko tyle chciał, tak niewiele, a jednocześnie tak dużo. Sam doprowadził do kłótni, sam sprowokował do nienawiści i teraz tego pożałował. Zamoczył usta w alkoholu, by zagłuszać jak najdłużej paskudne i poniżające emocje. To nie była dobra droga, więc próbował z niej zboczyć. - Nie da się udawać umierania. - szepnął sam do siebie. - Chcę po prostu dzisiaj o tym zapomnieć. Wiesz co to za uczucie, prawda? - nie odrywał od niej oczu. Był pewien, że jak tylko przełknie whiskey złość na Alecto powróci. A jednak dalej była przytłumiona, alkohol wciąż cudownie działał. - Od jak... od jak dawna... ty i... Blais...? - celowo nie wypowiedział pełnego pytania na głos. Nie chciał nazywać tego po imieniu. Dobrze zrobił w sumie, bo widział we wzroku Alecto ostrzeżenie. Zmieniał temat mając nadzieję, że mu się to uda. Z jednego trudnego tematu przeskoczyć na drugi. Z lodu przejść na ogień, zmiana żywiołu. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Wto 04 Wrz 2018, 21:44 | |
| Nie zamierzała być wobec chłopaka delikatna, mimo iż była kobietą, ta cecha nie leżała w jej naturze. Może była w tym wyjątkiem, ale właśnie między innymi to czyniło ją niezwykłą. Nazwisko, które nosiła wymuszało na niej wiele zachowań, jednakże nigdy nie miała problemów by pogodzić się z nimi. Potrafiła dostosować się do sytuacji, nie ważnie jak trudne one by nie były. Bycie szczerą, często aż do bólu było tym, co ją wyróżniało, choć często kryła się za wieloma maskami, w innych kwestiach bardzo rzadko zdarzało się jej kłamać. W mniemaniu blondynki nawet najgorsza prawda była lepsza niż najpiękniej utkane kłamstwo, którym wręcz się brzydziła, być może dlatego od najmłodszych lat zawsze, niezależnie od sytuacji dążyła do poznania prawdy. Nie zmienia to jednak faktu, że i jej nieraz zdarzało się mijać z prawdą, zawsze przekonując swojego rozmówce, iż jest ona tą najczystszą. W swoim życiu miała okazję przeprowadzić wiele rozmów, tych przyjemnych lub też mniej, ale żadna z nich nie obnażała Alecto w taki sposób, jak ta prowadzona z Castielem. Daniel – był inną kategorią, zdawać się może, że przy nim panienka Carrow również była inną osobą. To on pierwszy odkrył jej prawdziwą twarz, ale też jako pierwszy zabił, choć teoretycznie nadal żyła, pozbawiona została duszy. Zadziwiające jak jeden człowiek może wpłynąć na drugiego zmieniając go: uskrzydlając bądź niszcząc. Próbował przerwać potok słów niebieskookiej, jednak ta była nieugięta unosząc nieco głos, aby nie mógł jej zagłuszyć. Chciała by zdania które wypowiada wypaliły się w jego umyśle z czasem również docierając do serca, literka po literce, mając nadzieję że dostrzeże on to, co widzą inni. Miłość oślepia, sprawia że postrzegamy świat i ludzi inaczej, przesłania nam prawdziwy obraz rzeczywistości. Wiedziała o tym, choć sama nigdy nie pozwoliła sobie na to, by się w tym całkowicie zatracić. Widziała jak ponownie budzi się w nim złość skierowana ku niej, jednak w odpowiedzi na ten stan rzeczy – spięte ramiona oraz zaciśnięta szczęka – odpowiedziała wyzywającym spojrzeniem. Zagarnęła dłonią niesforny kosmyk włosów za ucho, który na krótką chwilę przesłonił jej twarz, gdy potrząsnęła głową wyrywając się biegnącym myślą. Długie, smukłe palce nawet nie zadrżały pod wpływem spojrzenia, które Castiel jej posłał, zamiast tego uśmiechnęła się delikatnie, by sekundę później zacisnąć usta w cienką linie. Głupek!! krzyczał jej umysł, a serce mu wtórowało, westchnęła prawie niesłyszalnie, tylko skrzydełka jej nosa uniosły się bardziej niż przy normalnym oddechu. -Nie oczekuję, że przyznasz mi rację - odpowiedziała kierując swój wzrok gdzieś ponad niego, jakby tam znajdowało się coś na tyle ciekawego, żeby skupić uwagę Carrrow. Kupowała tym sposobem czas, pozwalający na to, by nerwy chłopaka, które ponownie nadszarpnęła tego wieczoru stonowały się. Dopiero po kilku sekundach wróciła spojrzeniem do jego oczu, które teraz ciskały w nią gromy. Była spokojna, swoim zachowaniem zupełnie nie pasowała do rozemocjonowanego Ślizgona. –Proszę bardzo – zachęciła go. Między uczuciem jakie łączyło ją z Danielem oraz tym rodzącym się w Hornie do Nessy była znacząca różnica. Ona i Blais przez lata szkoły przeszli naprawdę długą drogę, w czasie której poznali swoje najbardziej obrzydliwie wady oraz największe zalety. Nic oraz nikt nie był w stanie odkryć czegoś, czego Alecto nie wiedziałabym o swoim ukochanym. To właśnie czyniło ich wzajemnie przyczyną ich upadku. Uśmiechnęła się, lecz nie był to wesoły uśmiech, było w nim coś tajemniczego a zarazem niebezpiecznego, co zmuszało rozmówce do zmiany obranego tematu. -Ale siedzę tu ja, musisz się z tym pogodzić oraz z tym, że dostrzegam dużo więcej niż ty – stwierdziła patrząc mu intensywnie w oczy –I nie chodzi tu nawet o to, że zaślepiają cię teraz uczucia, będąc bezstronnym obserwatorem i kobietą widzę po prostu więcej - dodała, kładąc jedną dłoń na drugiej. -Castielu, nasze relacje nigdy nie były bardzo udane, wcześniej byłeś dla mnie jedynie mało znaczącym epizodem w życiu, z resztą ja dla ciebie zapewne też, ale to właśnie do mnie się zwróciłeś. Wierzę, że to dlatego, iż liczysz się z moim zdaniem, dlatego uszanuj je – poprosiła patrząc na niego łagodnie. Płomień świecy migotał w jej niebieskich tęczówkach, przez co wydawały się nieco ciemniejsze niż na co dzień. Zaśmiała się kpiąco słysząc kolejne zdanie. Nie sądziła, że Horn należy do tak naiwnych istot, mimo przywar które posiadał liczyła na to, iż ma znacznie więcej oleju w głowie. –Nawet ja to robiłam – przyznała, przypominając sobie liczne sytuacje w których wykorzystywała nieświadomego bruneta. –Kobiety są w tym mistrzyniami, wy faceci… wystarczy wam poświęcić nieco więcej uwagi, abyście obrośli w piórka myśląc, że cały świat leży u waszych stóp, a tak naprawdę jesteście tylko marionetkami – wytknęła mu brutalnie prawdę – Za każdym wielkim mężczyzną stoi jeszcze większa kobieta czyż nie? – zapytała, teatralnie unosząc brwi ku górze. Delikatna zmarszczka pojawiła się na jej gładkim dotąd czole. Była pełna podziwu dla determinacji z jaką Cas bronił panienki Temple, jednakże jego słowa nie robiły na niej większego wrażenia. Idąc za przykładem chłopaka również sięgnęła po szklankę upijając niewielki łyk złotego trunku. Wraz z kolejnymi kroplami alkoholu przepływającymi przez jej gardło, jego smak oraz palące uczucie w przełyku było bardziej znośne niż przy pierwszym zamoczeniu ust. Czuła jak krew miesza się z procentową cieczą, która rozrzedzała ją, dając to przyjemne uczucie ciepła oraz błogości. Myśli dziewczyny nadal były jasne, choć niektóre wspomnienia zamazywały się, kiedy próbowała przywołać je w swojej głowie, niczym tekst zapisany ołówkowym rysikiem, z biegiem czasu blaknący na papierowej kartce. –Nie twierdzę, że nie, ale z pewnymi stanami rzeczy trzeba się pogodzić zamiast próbować je zmienić – oznajmiła patrząc na niego nieobecnym wzrokiem. Była to rade do której od jakiegoś czasu i ona zaczęła się stosować. Jeszcze dwa miesiące temu również próbowała walczyć, co tylko skutkowało powiększającą się raną w sercu. Teraz, wyzbyta nadal duszy czuła się wolna. Powoli ponownie zaczynała panować nad swoim życiem, nie pozwalając by uczucia nim zawładnęły. Zbyt często się nimi kierowała, nie bacząc na konsekwencje, jakie mogą ze sobą nieść. Dziś poniosła ich skutki – ucząc się na błędach. Nie chciała by tą samą drogę musiał przejść Castiel, wiedziała jak wyniszczająca jest, a nie była pewna czy chłopak jest na tyle silny, by ją pokonać i wyjść na prostą. Odczuwała silną potrzebę chronienia go przed tym, czego sama doświadczyła. Widząc jego zacięty wyraz twarzy widziała, że próba wybicia mu z głowy Krukonki nie będzie łatwa. - Dla dobrych aktorów to żaden problem – A ona do niech należy dodała w myślach, nie kontynuując tego wątku dalej. Nie udzieliła mu również odpowiedzi, mimowolnie chwytając szklankę, upiła z niej większy łyk, prawie się dławiąc kiedy pytanie Castiela dotarło do jej uszu. Zakasłała kilka razy, po czym spiorunowała bruneta spojrzeniem niebieskich oczy, których barwa zdawała się przybierać niebezpiecznie ciemny odcień. Zapanowała między nimi cisza, w czasie której Alecto biła się z myślami. Serce w jej klatce zabiło mocniej na dźwięk tak dobrze znanego nazwiska, potrzebowała kilku sekund, by je uspokoić. Wchodzili na niepewny grunt. Skierowała swój wzrok na okno, nie mogąc znieść pytającego spojrzenia swojego towarzysza, miała wrażenie, że chce on odczytać jej myśli, wedrzeć się w głąb umysłu, spenetrować go wydobywając każdą informację, nawet tą której nie chciała jeszcze zdradzać. Po raz kolejny tego wieczoru skupiła swoją uwagę na widoku za oknem. Z każda mijającą minutą robiło się coraz ciemniej, niedługo czarna kurtyna nocy ponownie przysłoni miasta i wsie. Poprawiła się na siedzeniu, które choć miękkie teraz wydawało się blondynce niezwykle niewygodne. –Nie wiem właściwie... nie wiem, nie potrafię określić, kiedy ta niewidzialna granica między nienawiścią a miłością się zatarła – odpowiedziała, jakby nieobecnym głosem. W myślach wróciła do dnia kiedy pierwszy raz ich spojrzenia się spotkały, to był jej pierwszy dzień w Hogwarcie, czyżby już wtedy narodziło się w nich uczucie? Czyżby miłość od pierwszego wejrzenia była możliwa? - Czasem bywa tak, że jeszcze kogoś nie znasz, a już jesteś zmuszony go nienawidzić. Tak było w naszym przypadku. Zaprogramowano w nas nienawiść do siebie nawzajem. Ja musiałam nienawiść Blaisa, on – Carrow. Nie mogliśmy zdecydować sami, to nasi ojcowie podjęli decyzję. Nienawidziłam. Na każdym kroku dawałam mu do zrozumienia, że nim gardzę, on odpowiadał tym samym. Czas mijał, a z nim mijała nienawiść. Zamiast niej zaczęły pojawiać się inne uczucia – snuła powoli swoją opowieść, po raz pierwszy zdradzając przed kimś to, co do tej pory wiedziała tylko ona i Daniel. Była wdzięczna za to, że Horn nie pospiesza jej, dzięki czemu sama mogła lepiej przypomnieć sobie drogę, którą doprowadziła ją do dnia dzisiejszego. –Pierwszy raz ich dokładny smak poznałam podczas Bożego Narodzenia. Zakazany pocałunek pod jemiołą obudził moje serce, już wtedy wiedziałam, wręcz byłam pewna iż nie jest mi obojętny, ale mimo to nadal próbowałam nienawidzić, bo przecież takie było polecenie ojca. Jego nakaz był święty. Daniel… on wtedy był odważniejszy niż ja, postanowił zawalczyć o to, co zrodziło się między nami, choć jeszcze wtedy baliśmy się nazwać czym jest to uczucie. Z wroga stał się przyjacielem. Potem między przyjaźnią zaczęły pojawiać się swego rodzaju epizody, kiedy to bawiliśmy się w przekraczanie granic, które zostały na nas nałożone. Początkowo myślałam… zwykły pociąg fizyczny – wzruszyła ramionami – okres dorastania, ale z czasem to, co czułam nie malało wręcz przeciwnie, stało się jeszcze intensywniejsze. Momentem kulminacyjnym, który dał początek naszemu oficjalnemu związku były zaręczyny z Blackiem – westchnęła cicho, poczuła jak coś łaskocze ją w policzek, dotknęła go dłonią czując jak jest mokry. Samotna łza spływała w dół, tęsknota? Żal? Nabrała powietrza w płuca, dostarczając swojemu organizmowi jak najwięcej życiodajnego tlenu, powoli wracając do rzeczywistości. Szybkim ruchem dłoni wytarła mokrą plamę z policzka, uśmiechnęła się smutno. –Teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia – stwierdziła odważywszy się w końcu przenieść na Castiela swój wzrok. Jego ciemne oczy wydawały się tajemnicze, siedział jakby zamyślony, zapewne w głowie analizując wszystko co mu powiedziała. Posłała mu pytające spojrzenie.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sro 05 Wrz 2018, 20:21 | |
| Rozmowa powoli wymykała się spod kontroli. Winnym był tu alkohol, który obudził w Alecto pokłady brawury czy może dopiero teraz dostrzegał jakim ostrym językiem jest w stanie władać? Pluł sobie w brodę, że nie uciął tematu wtedy, kiedy jeszcze mógł. Nie podobał mu się tor tej dyskusji. Alecto grała mu na nerwach i nadwyrężała mocno jego cierpliwość. Była całkowicie głucha na jego prośby i ślepa na nieme ostrzeżenia. Parła do przodu nie bacząc na to, że przekroczyła pewną granicę, za którą niekoniecznie tak łatwo chciał ją zapraszać. Poczucie więzi jakie między nimi tkwiło zachwiało się pod ciężarem niedowierzania ze strony Castiela. - Mylisz się. Nie jesteś bezstronna. - syknął między jedną jej wypowiedzią a następną. Nigdy nie zastanawiał się dlaczego Alecto tak bardzo nie lubi Ness. Nie pytał nawet samej Ness o to twierdząc, że to nie jego problem. Czyżby właśnie odkrył swoją ignorancję? Co musiało się stać, że obie zaczęły się tak nie lubić? Skubane ukrywały to przed jego wzrokiem; tylko co u licha chciały tym osiągnąć? Nagle obudził się i zobaczył, że jedna nie cierpi drugiej ze wzajemnością. Czy kobiety da się w ogóle choć trochę zrozumieć? Mogły przyprawić o ból głowy i tybetańskiego mnicha. Odezwał się do Alecto o towarzystwo przy alkoholu nie bez powodu. Powinien ściągnąć tutaj Miszę i Conusa, a jednak padł wybór na Al. To było banalnie proste - miał pewność, że dziewczyna daruje sobie kpinę, żarty i podśmiewanie się z jego stanu emocjonalnego i w końcu podsunie mu radę, która mogłaby zdziałać tutaj cuda. W towarzystwie kumpli po prostu zapomniałby o wszystkim, a w poniedziałek rano obudziłby się wciąż z takim samym problemem. Nie podobało mu się jednak rozwiązanie jakie Alecto mu przedstawiała. Ton jej wypowiedzi uległ zmianie, tak samo jak treść słów. Nie potrafiła zrozumieć jak źle trafia ze swoimi określeniami. Są takie przyjaźnie, w których już od początku widać "to coś", co niekoniecznie musi być nazywane miłością. To oddanie, tak zwana lojalność. Choć Castiel został osaczony negatywnymi bodźcami w związku z Nessie, nie dostał jeszcze powodu, aby brać pod uwagę zdradę. Kobiety mogły sobie manipulować kim chciały, a jeśli tylko w taki sposób potrafiły dostać to, czego chciały to jest ich problem. Castiela mierził fakt nazwania jego płci osobnikami naiwnymi, które cieszą się byle atencją. Słyszał w jej śmiechu kpinę, a w ustach pobrzmiewało szyderstwo. Sytuacja wymykała się spod ich władzy. Zabrał rękę, już ciepłą, ogrzaną przez skórę Al. Odsunął się od stolika i dotknął plecami oparcia. Niby mały gest, a w kościach odczuł nagłe zwiększenie dystansu między nimi. Dzielił ich już nie tylko stolik, ale zimno jakie zaczęło bić z postawy chłopaka. - Czyli innymi słowy nazywasz płeć piękną dwulicowymi jędzami, które nie potrafią uczciwie dostać tego, czego pragną? Zajebiście, chyba zemdleję ze szczęścia. - warczał, po prostu cedził słowo za słowem, wypluwał je z siebie by w ten sposób okazać co się teraz dzieje w jego głowie. Nie miał już najmniejszej ochoty radzić się Alecto odnośnie Nessie. Byłby w stanie przełknąć gorzką poradę dotyczącą 'darowania sobie, odpuszczenia', jednak jawne obrażanie i jego i Nessie nie było przewidywane w scenariuszu wydarzeń. Jednego był pewien - nie był niczyją marionetką. Castiel usposabiał sobą zew wolności. W przeciwieństwie do Alecto on nie przystosowywał się tak łatwo do nowego stanu rzeczy. Na takie typu zmiany reagował w różnoraki sposób - raz wzruszał ramionami, a raz okazywał agresję. W obecnej sytuacji przejawiała się w nim ciągotka do szaleństwa. Chciał uszanować zdanie Alecto i zrobiłby to, gdyby nie okrasiła go niemalże bezczelnym obrażaniem jego osoby i rzecz jasna Ness. Kolejny łyk płynnego ognia rozgrzał jego gardło. Mimowolnie zaczął obracać szklanicę w palcach. Jedne ramię zarzucił na oparcie ławy i tak siedział blady i zirytowany podczas gdy Alecto uciekła wzrokiem ku ciemniejącemu za oknem krajobrazowi. Nie spojrzał nawet na kelnera, który zabrał ich zimne i nietknięte talerze z jedzeniem. Przy stopach poczuł coś miękkiego, coś mruczącego i ewidentnie spragnionego pieszczot. Nie zareagował, nie mógł się jakoś skupić na słabości do kotowatych. Pojawił się ten miły szum w uszach, a kontury Alecto delikatnie rozmazały się i nabrały blasku. Castiel westchnął głęboko. Otworzył usta, aby coś jeszcze dodać, odparować na słowa Ślizgonki lecz przypomniał sobie, że stracił już na to ochotę. Zamiast brnąć dalej w ten temat i się bardziej denerwować na rozmówczynię podjął się wyzwania zmiany tematu. Póki co, szło mu dobrze. O ile alkohol u Alecto powodował gadulstwo (co było mu bardzo na rękę) tak u Castiela małomówność i łatwiejsze pole do skutecznego rozdrażnienia go. Bardzo łatwo mógłby wpaść w kłótnię dotyczącą kontrolowania każdego napotkanego chłopaka, aby dostać, to czego kobieta sobie zażyczy. W relacjach z Nessie nie zauważał, by podejmowała na nim jakiekolwiek próby manipulacji. Przecież nie chciała, by nad nią skakał i traktował ją jak porcelanową lalkę. Traktował ją ze swobodą i obdarzał dokuczaniem, by rozerwać i siebie i ją. Nie musiała nigdy udawać przed nim bezbronnej duszyczki. Wiedział kiedy naprawdę potrzebowała pomocy tak samo jak i ona potrafiła to określić z nim. Nie wierzył, po prostu w to nie wierzył. Przymknął oczy i potarł powieki przeganiając wewnętrzne zmęczenie. Wrócił wzrokiem do Al, która świadomie czy nie postanowiła podzielić się z nim historią dotyczącą jej tak zwanego związku z Blaisem. Castiel nadstawił ucha, bo to była jedna z niewielu okazji by dowiedzieć się czegoś więcej i mieć prawie pewność, że nie jest to kłamstwo czy jak sama to nazwała, perfidne manipulowanie otoczeniem. Nie miał sił jej teraz o to podejrzewać, jakoś tak alkohol płynący w żyłach utrudniał mu skoncentrowanie się na wyczuciu pobudek, którymi się teraz mogła kierować. Uniósł szklankę z whiskey do ust lecz zatrzymał ją w połowie drogi. Nie mógł oderwać oczu od Al zapatrzonej w jakiś punkt. Zdał sobie sprawę, że myślami popłynęła ku wspomnieniom. Nie ma jej tu, jest tam, w przeszłości, do której otworzyła dzisiaj drzwi. Nie przerywał jej, nie chciał wytrącać jej z tego transu. Zastanowił się jak to jest kogoś zmusić do nienawidzenia obcej osoby. Castiel wyznawał zasadę, że nie da się nikogo zmusić do czucia. Chyba, że wpaja się to już dziecku, tak bardzo podatnemu na wpływ dorosłego, w szczególności rodzica. Między jego brwiami zakotwiczyła się pojedyncza zmarszczka, kiedy słuchał i analizował. Nie podejrzewał Alecto o możliwość odczuwania aż tak intensywnych uczuć. Na chwilę zapomniał o tym jaki jest na nią zły i wyobrażał sobie młodszą wersję Alecto stojącą pod jemiołą u boku prefekta Ślizgonów. Cóż, poza odruchem wymiotnym jakoś nie umiał się wczuć w jej położenie. Nawet nie chciał. O zaręczynach z Blackiem nie wiedział. Nawet nie musiał pytać o którego chodzi, bo to było jasne jak słońce. Tak samo nie miał pojęcia, że Alecto potrafi płakać. Pojedyncza łza na jej policzku rzucała się mu w oczy niczym Lumos w ciemnościach. Nachylił się nad stolikiem i dolał resztkę whiskey do jej szklanicy. Niechaj pije, niech wtłacza w siebie alkohol. Castiel wiedział co mógłby tym zyskać. Przez chwilę zastanawiał się czy dobrym posunięciem byłoby pozbycie się stolika i zajęcie miejsca obok niej. Rozważał to, a alkohol pomagał mu zapomnieć o tym ile ma jej teraz za złe. Ta łza go mierziła, cieszył się, że ją starła i nie musiał jej oglądać. Tak się kończy włażenie buciorami w przeszłość. Horn był jednak w stanie znieść widok kobiecych łez, jeśli tylko Alecto otworzy się jeszcze bardziej i powie więcej, jak najwięcej. Cel uświęca środki. - Rozwiązanie jest jednocześnie banalnie proste jak i wymagające sporej odwagi. - odezwał się schrypnięty, kiedy posłała mu pytające spojrzenie. - Pieprzyć konwenanse. Los czy cholera wie co postanowiło sobie zakpić z tych, którzy kazali wam się nienawidzić. Wykorzystaj to. Nie pozwalaj sobie zabrać wolności. Prędzej bym sobie strzelił zaklęciem w skroń niż bym pozwolił komukolwiek zmusić mnie do ożenku. - przerwał na chwilę, aby zwilżyć alkoholem usta. - Nie musisz mi mówić, że nie wiem jak to jest, bo nie mam czystokrwistej rodziny. W ogóle nie mam rodziny, która kazałaby mi cokolwiek robić. Dlatego wiem co to swoboda i dlatego cię wkurwiałem w przeszłości, byś i ty jej trochę poznała. Blais jest zatem tak jakby twoim biletem do wolności. Dlatego podpiszę się pod posłaniem wszystkiego w pizdu i zrobieniem tego, czego chcesz ty, a nie ktoś inny. - oczywiście Castiel, wieczny buntownik i rebeliant zachęcał do złego. Zniechęcał do przestrzegania zasad i nakłaniał do porzucenia poczucia obowiązku, jeśli wpływa ono znacząco na szczęście. Niewiele wiedział o tym Blaisie, jednak skoro Al mu to w taki sposób przedstawiła, gotów był zagrzewać ją do napsucia krwi swoim rodzicom. Perfekcjonizm jest do dupy. - Lepiej być obłąkanym i szczęśliwym niż idealnym, a zgniłym w środku. - nawet nie zauważył, że wypowiedział te słowa na głos. Ba, Castiel nie pojął jeszcze, że właśnie słowami określił swoją dewizę życiową. To tak jakby zdradził definicję swojego imienia, choć szaleńcem jeszcze nie był. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 08 Wrz 2018, 20:06 | |
| Alecto wyrażając jawnie opinie na temat panienki Temple była jej całkowicie pewna, nie kierując się w tym momencie swoimi odczuciami wobec jej osoby, a jedynie obserwacjami i wyciągniętymi na ich podstawie wnioskami. Pięknym przykładem manipulacji brunetki wpływającym na emocje Horna była scena podczas lekcji łączonej, jednak on tego nie dostrzegał, zaślepiony uczuciami, jakimi ją żywił. Zacięcie bronił jej imienia, niczym prawdziwy dżentelmen - w oczach Carrow był jedynie upartym osłem. Z tego też względu pewna była, że przemówienie mu do rozsądku będzie nie lada wyzwaniem, wymagającym znacznie więcej czasu niż pojedyncze spotkanie przy butelce ognistej. Castiel w relacjach z Krukonką zabrnął już zbyt daleko, aby mógł dostrzec jej mistrzowską grę. Uniosła do góry prawą brew, marszcząc przy tym nieznacznie czoło. Długie palce zamknęły w uścisku połyskującą w świetle świecy szklanicę. Alkohol wypełniający szkło cudownie nęcił swoim kolorem, a jego procentowość blondynka powoli zaczynała odczuwać. Ciepło panujące w pomieszczeniu przyspieszały cały proces upojenia. Jasne dotąd myśli powoli zaczynały się strzępić, rodząc się w głowie, by po chwili odejść w zapomnienie. Kończyny ciała zdawały się być nieco cięższe niż zazwyczaj, a błogość którą zaczynała odczuwać tępiła zmysły, dając złudne uczucie szczęścia. Poprzez wlaną w siebie ilość whisky wyzbyła się pewnych zahamowań, które na co dzień trzymały ją w ryzach, dzięki którym mogła zachować pozory, tak ważne dla innych. Na niej nie robiły już najmniejszego wrażenia, okłamywała cały świat, próbując w tym kłamstwie zabrnąć jak najdalej, licząc na to, że i jej uda się w nie uwierzyć. Nadaremnie. Przygryzła dolna wargę, ciało w którym płynęła krew wymierzana z alkoholem wolniej reagowało na bodźce z zewnątrz. Poczuła w ustach metaliczny smak krwi, co wywołało nieznaczny uśmiech, mgliste już spojrzenie skierowała na swojego towarzysza. Syk opuszczający jego wargi wzbudził w niej czujność. Z nieco większym opóźnieniem, nawet on powoli poddawał się działaniu ognistej. Nie skomentowała jego słów, w tym momencie nie zyskała by tym nic poza większym gniewem wymierzonym prosto w jej osobę. Jako panienka z dobrego domu, nawet upojona alkoholem wiedziała kiedy lepiej jest milczeć niż mówić. Nie zmieniło to jednak faktu, że Temple darzyła dużą niechęcią, która w chwili wyjawienia swoich uczuć do jej osoby przez Casa jedynie wzrosła. O ile mogła znieść ich przyjaźń, tak związku zapewne nigdy by nie zaakceptowała. W tym wszystkim nie chodziło o zazdrość, którą jako była dziewczyna mogłaby odczuwać, lecz o to, że Nessy była jeszcze bardziej fałszywa niż połowa Ślizgonek, z którymi Alecto miała styczność w ciągu wszystkich lat nauki. Carrow odnosiła nieodparte wrażenie, że każda relacja Krukonki z innymi ograniczała się jedynie do czerpania przez nią korzyści. Wykorzystywała ludzi, a Ślizgon był jej główną ofiarą. Zacisnęła mocniej dłoń, aż kłykcie lekko jej zbielały. Wściekłość niczym trucizna rozlała się falą po jej ciele, jednak nie dała tego po sobie poznać. Łagodny wyraz twarzy i spojrzenie przyjaznych oczu zupełnie nie pasował do burzy uczuć targających dziewczyną. Odsunął się, gest niby prosty, jednak nadszarpnął on tą relacje, która zaczęła się między nimi rodzić, magię wyczuwalną tylko przez nich samych. Spojrzała na niego pytająco a chłód bijący od chłopaka czuła na plecach, był to przeszywający zimny dreszcz, który od karku przechodził aż do kości ogonowej. –Nie, nie każda taka jest. Istnieją wyjątki od reguły, jak zawsze – odpowiedziała zupełnie, jakby nie robiła sobie nic z tego jaką postawę przybrał Horn. Nie rozumiała, dlaczego to, co powiedziała tak nim wstrząsnęło, zupełnie jakby nie był świadom tego jakimi prawami rządzi się świat. A może zwyczajnie nie chciał tego dostrzec? Okrucieństwo jednego człowieka wobec drugiego było nieodłącznym elementem ludzkich relacji, fałsz, obłuda, kłamstwa, wszystko to ukryte pod przykrywką przyjaźni, czasem miłości miało doprowadzić do upadku drugiej osoby. Panienka Carrow tej prawdy uczyła się od najmłodszych lat, ojciec sukcesywnie, a jednocześnie bardzo skutecznie wbijał jej do głowy, że ludziom nie można ufać. Alecto tak do końca nikomu nie ufała, zawsze gromadząc wokół siebie osoby o których wiedziała wystarczająco dużo, aby móc w ostateczności wykorzystać pewne informacje przeciwko nim. Nie wiedziała jak to jest prawdziwie zaufać, nawet próbował to zrobić, a jedyne co ją spotkało to rozczarowanie. Teraz chciała oszczędzić tego Castielowi, z jakiegoś niezrozumiałego powodu zaczęło jej na nim zależeć dużo bardziej niż za czasów ich związku, który był jedynie farsą, buntowniczym epizodem. -Wiem, że jeszcze tego nie dostrzegasz, ale Agnes do nich nie należy, jest równie obłudna i zakłamana, jak połowa Ślizgonów, których masz okazje codziennie oglądać. Nie miej mi za złe tych słów, ja… ja po prostu chcę cię ochronić – powiedziała po dłuższej chwili ciszy. Kot, który jeszcze chwilę temu prosił o uwagę bruneta za swoją ofiarę obrał arystokratkę. Poczuła jak ciepła, puchata kulka trąca jej nogę, uśmiechnęła się delikatnie. Wstała z miejsca, nurkując pod stół, zwierzę wydało z siebie głośne miauknięcie, kiedy wzięła go na ręce, zamiast wrócić na swoje miejsce, trąciła Castiela w ramię, by ten nieco się przesunął, po czym usiadła obok niego. Ciepło chłopaka było takie przyjemne, chociaż on nadal wydawał się zimny niczym lód. Niestety to właśnie jej przypadł ten przykry zaszczyt uświadomienia go, musiała się z tym zmierzyć tak samo ona, jak i on. Podrapała kocura za uchem, w odpowiedzi usłyszała przyjemne dla ucha pomrukiwanie. –Zobacz jaki jest śliczny – uśmiechnęła się pijacko wyciągając ku brunetowi kota. Westchnęła wypuszczając z ust głośno powietrze, położyła białą kulkę o zielonych oczach na jego kolanach, a sama położyła ręce na stole rozpychając się łokciami, po czym ułożyła na nich głowę, która z każdą minutą robiła się coraz cięższa. W jedno z dłoni chwyciła swoją szklankę, bawiąc się jej zawartością. Wywód Castiela na temat jej związku z Blaisem był niezwykle intersujący, a jednocześnie trafnie oddawał to, co w tamtym czasie czuła, teraz miała nieco inne zdanie na ten temat. Właściwie patrząc na jego postawę spodziewała się zupełnie innej reakcji, obdarzyła go zszokowanym spojrzeniem. Po czym roześmiała się, jednak nie był to taki radosny śmiech, wręcz przeciwnie oddawał gorycz, którą czuła wewnątrz swojego serca. –To miłe, że tak mów… - przerwała, czknęła na tyle głośno, że nawet kot przeniósł na nią karcące spojrzenie, wystawiła mu język –Przepraszam – zaśmiała się, po czym upiła łyk ze swojej szklanki, a może to była szklanka Castiela? Nie była pewna. – Ucieszy cię więc fakt, że właśnie tak zrobiłam i co? – zapytała –Jestem teraz tu, z Tobą. Mam przeciwko sobie rodzinę, brata, Blacków zapewne też. Do tego od tego, dla której poświęciłam własne imię usłyszałam, że byłam zwykłą zabawką, nic nieznaczącym epizodem w życiu… dziwką – oznajmiła prawie łamiącym się głosem, mimo to powstrzymała łzy, które tak uparcie cisnęły się jej do oczu, sprawiając że niebieskie tęczówki szkliły się w świetle świecy. –Więc nie mów mi nic o szczęściu… pieprzone szczęście – zaklnęła. –I nawet nie waż się pytać o Regulusa – zagroziła mu palcem –Ostatnio jakimś cudem wylądowałam z nim pod prysznicem – mruknęła. Alkohol prawie całkowicie nią zawładnął. Stała się nieco bardziej wylewna niż powinna.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 08 Wrz 2018, 22:32 | |
| Uwierzenie w czyste intencje Alecto przychodziło mu z trudem. Głównym powodem braku wiary był alkohol wesoło buzujący w żyłach chłopaka. Nagle wszystko wokół wydawało mu się podejrzane. Czemu barman ma muchę przy szyi i dlaczego od godziny szoruje ten porcelanowy wazon? Dlaczego wpatruje się w nich wypchana głowa dzika? Czy ten stojak na odzież wierzchnią przypadkiem się do nich nie przybliża? Stał przy przeciwległej ścianie, nie trzy stoliki stąd. By nie popaść w paranoję przestał obserwować otoczenie i upływ czasu. Za oknami zrobiło się ciemno, w szybach odbijały się ich twarze i zniekształcony płomień świecy połowicznie już wypalonej. Miłe szumienie w uszach ewoluowało w przyjemne mrowienie całego ciała. Powoli zapominał o uczuciach, które przygnały go tu w dzisiejszy wieczór. Myśli rozmazywały się, nie miał już problemu z zaprzestaniem katowania się myślą odwracającej się plecami Nessie. Nawet jej imię wypowiadane w głowie przestało wywoływać bolesne z tęsknoty skurcze serca. Cóż rzec, to zbawienne działanie alkoholu. Mimo, że to ledwie początek upojenia, Castiel się tym intensywnie delektował. Wciąż w jego żyłach tliła się złość kierowana na Alecto, jednak mimo wszystko nie chciał opuszczać jej towarzystwa. W innym przypadku zapewne by to zrobił i nie traciłby czasu na kłótnie i spory. - Znajdź mi ten wyjątek od reguły, a się takiej oświadczę z miejsca. - jego słowa wychodziły spomiędzy ust w spowolnionym tempie. Nie ślamazarnym lecz znacznie wolniejszym niż dotychczas. Mimo tego, a może właśnie dlatego chłopak upił kolejny łyk whiskey. Nie czuł już mocy ognia w gardle. Jego tchawica i tak była już świetnie rozgrzana od ciągłego mówienia i systematycznego dostarczania alkoholu. - Oh przestań zołzoo... nie jest zakłamana, jest śliczna, szczególnie jak ją wkurwię. Wtedy czuje do mnie coś silnego... - tutaj zaśmiał się głucho, niemalże z rozpaczą w głosie. Śmiech ucichł tak szybko jak się pojawił. - Ja wiem jaką ma prawdziwą twarz... eh... - potarł kłykciem oko i na chwilę zamarł słysząc słowa Al. Chciała go chronić. W pierwszym odruchu chciał powiedzieć, że nie jest dwunastoletnią dziewczynką tylko pełnoletnim czarodziejem, który myśli mózgiem, a nie tylko skarbem między nogami. Zaniechał takiego komentarza, bo w drugim odruchu zrobiło mu się miło. - To umówmy się najpierw, że pochronisz mnie dzisiaj przed trzeźwością, dobra? - zapytał nachylając się ku niej. Trochę źle ocenił ruch tułowia i po prostu rąbnął łokciem w stół. Jęknął, gdy silny prąd bólu pognał niczym błyskawica aż do mózgu. Odsunął głowę w tył i patrzył na Al jak na idiotkę, kiedy zniknęła z pola widzenia i schowała się pod stołem. - Imprezę przenosimy na podłogę? Już? - zapytał lecz nim zdążyła mu odpowiedzieć, szturchnęła go i zmaterializowała się tuż obok i to w dodatku z autostopowiczem. Z oporem i niemym protestem ruszył swoje zacne cztery litery i przesunął się na zimne (!!), nienagrzane obicie ławy, odstępując swoje, ciepłe, ugniecione i miękkie. Kobiety zmuszają do wielkich poświęceń. - Kto jest śliczny? Agnes? Noo, wiem... aaa mówisz o tym tutaj. - nie zauważył, że wypowiedział Jej imię, bo zdziwił się napotykając zwężone kocie źrenice pełne niezidentyfikowanego wyrazu. Po chwili cała Jego Wysokość Kot została rozlana mu na kolanach. Castiel poczuł silne uderzenie gorąca i to nie od kocura, ale od Al. Czuł jej udo tuż przy swoim, przez co na jego karku i czole perlił się pot. Alkohol rozgrzewający od środka, temperatura pomieszczenia Prefektury Absurdu, grzejący i mruczący kot oraz udo Alecto nagrzało Castiela w bardzo przyjemny sposób. Zapewne lada moment zrobi mu się zbyt gorąco od tak wielu bodźców lecz jakoś nie mógł się teraz tym przejąć. Obserwował jak dziewczyna kładzie głowę na stoliku i przymyka oczy. Chętnie by dołączył, jednak był unieruchomiony przez kocią waszmość i to zakazywało wykonywania jakichkolwiek ruchów. Znał tę zasadę, sam wszak był właścicielem kociego morder...znaczy się pupila. Bycie świadkiem czkającej Alecto rozbawiło go. Parsknięcie śmiechem wywołane zostało przez pokazanie języka... kotu. Castiel zaśmiał się gardłowo, z zaciśniętymi ustami a jego ramiona zadrżały. Nie sądził, że uda mu się wesołość i to przez najbliższe kilka miesięcy. Najukochańsza Whiskey działała cuda. Jaka wielka szkoda, że nie był to efekt trwały. - Chcesz powiedzieć, że jestem nielegalny, skoro tutaj jesteś? - zapytał tonem podejrzliwym, a jego oczy błysnęły z ogromnego zadowolenia i satysfakcji. Próżno było doszukiwać się w nim skruchy. - Muszę częściej cię kraść. - obiecał. Miło jest sprowadzać kogoś na "złą" drogę. Szczególnie jeśli ten "kogoś" to Al, która była w stanie oprzeć się wielu, jeśli tylko miała ku temu powód. Ta dziewczyna olała chłód, jaki jeszcze chwilę temu się z niego sączył. Słusznie uczyniła bo tym samym z powrotem ociepliła atmosferę między nimi. Odpowiedź jest jedna - Kobiety. Ręka, którą trzymał na oparciu opadła bezwładnie, gdy usłyszał ostatnie słowa Al. Mimo, że był rozgrzany i to naprawdę rozgrzany, spiął się gdy po plecach przebiegł gryzący i nieprzyjemny dreszcz złości. Najzwyczajniej chciał wstać, udać się do Daniela i Regulusa i wpierdzielić im raz a porządnie za wywołanie u Al łez. Takim sukinsynem to nawet Castiel nie był. Nigdy nie nazywał w taki sposób kobiet. To cios poniżej pasa. Rękę, która chwilę temu opadła siłą woli przeniósł na ramię Al. Zignorował kota, skupił się na dziewczynie. Miała gorące ramię, szczuplejsze niż zapamiętał. - Mogę mu amputować mózg, wysłać karton martwych wron, które upoluje mi ten tutaj zielony gościu... - tutaj wskazał na kocura wylegującego się wciąż mu na kolanach - ... i dorzucić trochę jaj bahanek, które ukradłem na eliksirach. Wiesz, niektórym brakuje jaj między nogami, bo wieje tam pustką. - miał pewien problem z poprawnym złożeniem wypowiedzi, jednak udało się jako tako oddać sens myśli, jakie mu się przewijały przed oczami. Mknęły z zawrotną prędkością żółwia na wózku inwalidzkim. - Eeeej... to weź zdradź jakiejś pięknej lasce ten swój sposób na przypadkowe lądowanie pod męskim prysznicem. Skorzystam. Conus i Misza to nawet ci za to zapłacą i będę ci na to pozwalać. - choć Alecto była podkopana emocjonalnie, to silił się na rozbawienie jej mimo, że to nie leżało nigdy w jego naturze. Przy okazji spełnił jej prośbę i nie pytał o Regulusa. Po paru chwilach przypomniał sobie, że wciąż trzyma dłoń na jej ramieniu. Tak bardzo żałował, że nie było to ramię Nessie, szczuplejsze niż u Al. Bledsze, ale mniej delikatne. Wiedział jak ono wygląda, bo podglądał niegdyś Temple... zanim zaczęła się topić, ale na szczęście o tym nie pamięta. - Masz, weź się tu napij mojego alkoholu, bo ten twój się już zapowietrzył, Widzę, że zaczyna ci się płakać. - podsunął jej swoją szklankę. - Ech, długo ten wielmożny osobnik ma na mnie leżeć? Nie mogę się ruszać, a zaraz spalisz mi nogawkę i skórę na udzie. - odsapnął po tak długiej wypowiedzi, która jakoś go tak umęczyła. Miał rzecz jasna na myśli ich zetknięta uda, na których odpoczywał kot. Póki co Castiel nawet go nie pogłaskał, nie potwierdził jego urody tylko próbował wyostrzyć swój wzrok. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 09 Wrz 2018, 14:33 | |
| Nigdy nie jesteśmy bardziej samotni niż wtedy, gdy świadomie i dobrowolnie odrzucamy pomoc swoich przyjaciół. Alecto przekonała się o tym właśnie w te smutne, jesienne dni i długie, grudniowe wieczory, kiedy przytłoczona własnymi myślami i troskami, całkowicie straciła kontrolę nad swoim umysłem, duszą i sercem. Najdokładniej z tych wszystkich cichych i samotnych chwil zapamiętała noce, bo tylko wtedy, we śnie, mogła być razem z nim. Kiedyś Amycus powiedział jej, że jest prawdziwą mistrzynią wyrzucania z pamięci złych wspomnień. Być może miał racje, to było idealnym usprawiedliwieniem fakty, ze nie pamiętała nic z tych pierwszych grudniowych tygodni, oprócz tego, że zima wybuchła: biały puch osiadł na dachu zamku, szkolnych błoniach, chatce Hagrida i czubkach drzew w Zakazanym Lesie, i tylko Wierzba Bijąca wciąż strącała ze swoich gałęzi śnieg. Jej codziennym rytuałem stał się popołudniowy spacer dookoła Hogwartu. Lubiła stawać nad brzegiem skutego lodem jeziora i wyobrażać sobie dwa małe kamyki, spoczywające na jego dnie, te same, które wrzucili tam z Danielem, wychodząc z Zakazanego Lasu podczas listopadowej pełni księżyca. Zatrzymywała się w tamtym miejscu na wiele długich minut, choć przy panującej na dworze temperaturze dusza przymarzała do mięśni, a zamarznięte ciało zawodziło na wszystkich frontach. Teraz ucząc się na własnych błędach, nawet jeżeli dobrowolnie godziła się na gniew ze strony Castiel wymierzony prosto w jej osobę nie zamierzała dać za wygraną. Za cel obrała sobie trwać przy nim niezależnie od tego, co ich czekało. Mógł się na nią złościć, doprowadzać do śmiechu czy po prostu upijać się do nieprzytomności, a ona nadal pragnęła trwać przy nim w tym całym szaleństwie wywołanym miłością. Uczuciem, które doprowadziło do upadku wielu, ale przecież zawsze istniała jakaś szansa czyż nie? Nie wiedziała, co skrywają jego pijackie myśli, choć wwiercała się w niego spojrzeniem niebieskich oczu zupełnie jakby potrafiła zagadnąć, co dzieje się w jego głowie. Roześmiała się perliście, podniosła głowę patrząc na niego rozweselonym spojrzeniem –Wybacz, tego wyzwania się nie podejmę – odpowiedziała, świadoma pomimo dużej ilości wypitego alkoholu, tego jak ciężko byłoby znaleźć kogoś kto nie udaje, nie manipuluje, kto po prostu jest prawdziwy w byciu sobą. Wiedziała, że z góry skazana jest na niepowodzenie, a nie lubiła przegrywać. Porażki przyjmowała z wielką trudnością, być może właśnie dlatego teraz zapijała smutki z Castielem w prawie już pusty barze. Ona panienka z dobrego domu, arystokratka, która niezależnie od sytuacji powinna zawsze unosić wysoko głowę teraz rozkładała się wygodnie drewnianym stole, prawie całkowicie pozbawiona zahamowań. Skandal. Prychnęła cicho pod nosem na własne myśli. Minęły trzy sekundy zanim sens słów Ślizgona dotarł do jej głowy, zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem zwężając oczy do granic możliwości, tak że jej niebieskie źrenice były prawie, że nie widoczne.- Czy Ty Castielu Hornie właśnie nazwałeś mnie zołzą? – zapytała każde słowo wypowiadając z sekundowym opóźnieniem. -Kiedyś skopię ci za to dupę – oznajmiła, dźgając go w klatkę palcem wskazującym, wtem kot niczym dzielny obrońca prychnął na nią złowrogo, w odpowiedzi po raz kolejny wystawiła mu język. Poprawiła się na stole, układając głowę w taki sposób, by dokładniej widzieć swojego towarzysza. Jego postać stała się delikatnie rozmazana, a w chwili gdy dziewczyna mrugała zdawała się znikać na dłużej niż powinna. –Tak… tak – przytaknęła jego słowa, choć tak naprawdę nawet w małym stopniu w to nie wierzyła. Tylko dlaczego Castiel był taki naiwny? Dlaczego jej nie słuchał? Dlaczego? Westchnęła cicho, a jej usta ponownie opuścił odgłos pijackiej czkawki. Wczepiła dłoń we włosy odgarniając do tyłu te, które opadały jej na twarz, żałując że nie związała ich rano w kucyk. Dźwignęła się na łokciach, będąc teraz prawie na wysokości twarzy Ślizgona –To akurat wychodzi mi doskonale – zauważyła, szeroki uśmiech ozdobił jej twarz, już nie pamięta kiedy ostatni raz robiła to tak szczerze, bez wymuszania by ukazać szereg śnieżnobiałych zębów. Teraz przychodziło jej to z wyjątkową łatwością, a destrukcyjne myśli dotyczące Daniela zeszły na dalszy plan. Czyżby było to zbawienne działanie alkoholu? A może to zasługa Horna? Nie zamierzała się nad tym zastanawiać, nie kiedy było jej tak dobrze. Również Carrow odczuwała rosnącą wokół temperaturę, choć zapewne było to jedynie ich subiektywne odczucie, wywołane alkoholem płynącym w żyłach. Nie czuła potrzeby by wypowiadać się na temat urody, czy też jej braku u Temple. -Grozisz czy obiecujesz? – zapytała, marszcząc delikatnie nos. Wizja częstszych spotkań z Castielem była niezwykle urokliwa, jednocześnie wprawiała ją w jeszcze lepszy nastrój. Ta dziwna więź, która narodziła się między nimi dzisiejszego dnia była niezwykle kusząca, podświadomie blondynka czuła, że w jej życiu brakowało takiego kogoś jak Horn. Zagubiona we własnych emocjach zapomniała o jego istnieniu, nie podejrzewając, że taki dobry z niego słuchać i powiernik. Alecto Carrow zaiste była wyjątkową kobietą, skrywającą pod maską obojętności delikatność i uczucia, o które nawet nie była podejrzewana. Przez ostatni rok zmieniła się, dojrzała. Czas mijał a ona nie zyskiwała jedynie na urodzie, stała się piękną, inteligentną czasem nieco nieobliczalną, jednak nawet w tym była jakaś metoda. Poczuła jego ciepłą dłoń na swoim ramieniu, które w chwili zetknięcia dwóch ciał zdawało się ją palić. Zaśmiała się, spojrzała najpierw na kocura potem na bruneta –Ten kot jest biały – oznajmiła –Hmm…zapewniam cię, że Blais tam pustki nie ma – dodała uśmiechając się szeroko, kiedy jej głowę wypełniły wspomnienia wspólnie spędzonych nocy –Zapewniam cię, że w łóżku nie ma sobie równych – przymknęła na chwilę oczy, czuła się już nieco senna. –Nie ma takiej drugiej jak ja – stwierdziła śmiejąc się, była wdzięczna chłopakowi iż mimo własnych dramatów stara się poprawić jej humor, to było bardzo urocze. Teatralnie starła zły z pod oczu –Tak, ubolewam nad małą ilością procentów w mojej szklance – odpowiedziała, jednak na jej ustach od jakiegoś czasu wciąż gościł wesoły uśmiech, który nawet jeżeli chciała udać smutną nie chciał zejść. Spojrzała na niego przygryzając dolną wargę, upiła łyk alkoholu po czym zachowując nadal równowagę pochyliła się ku niemu, tak że ich twarze dzieliły tylko dwa centymetry –Chcesz mi powiedzieć, że jestem gorąca? – wyszeptała wprost w jego usta, przechylając delikatnie głowę, zupełnie tak jakby chciała go pocałować. Jego mina była bezcenna, wykorzystując chwile jego roztargnienia chwyciła kota, odsuwając się delikatnie, a pomieszczenie wypełnił jej szczery śmiech rozbawienia.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 09 Wrz 2018, 17:42 | |
| Śmiech Alecto koił zmysły. Próbowała go zarazić wesołością a on walczył i walczył, by nie dać sobie poprawić humoru. Trochę użalania się nad sobą od czasu do czasu wychodziło człowiekowi na dobre. Wyczerpał jednak pełen limit złorzeczenia i mimowolnie policzek drgał mu dziko ku górze. Alkohol go rozluźniał, wszystko wokół zrobiło się takie lekkie do zniesienia i łatwe do wytrzymania. Potrząsnął głową i zwilżył wargi karmiąc się śmiechem przyjaciółki. Dzisiaj mogą być takimi, jakimi chcą. Dopiero w nazajutrz na powrót przywdzieją swoje maski i pójdą udawać - ona perfekcyjną prefekt naczelną, a on nawiedzonego kapitana drużyny. Nie myślał o tym teraz. Napięcie z ramion całkowicie zeszło, oddychanie przestawało dostarczać bólu, serce w końcu biło normalnym rytmem. To było wspaniałe uczucie, niezwykła i niepowtarzalna ulga. - Wolisz być nazwana gorgorną, harpią? One są paskudne, a ty nie, więc polecam określenie zołzy. - alkohol zaburzył działanie jego instynktu samozachowawczego. Nic sobie nie zrobił z jej spojrzenia i obietnicy skopania tyłka. Może co najwyżej próbować na niego krzyczeć, bo fizycznie nie jest w stanie mu nic zrobić. Śmiał się w duchu na krótkie wspomnienie tego, jak niegdyś rzucała w niego książkami za przemalowanie zaklęciem połowy jej garderoby na kolor różowy. Czasami brakowało mu takich chwil. Czasami. Zdecydowanie wolał siedzieć na drzewie i rzucać pestkami wiśni do jeziora w towarzystwie dziewczęcia, które nabierało się, gdy mówił, że ma robaka we włosach. Małe pierdoły, ale czerpał z nich odrobinę szczęścia. Nachylił się nad nią, wszak jej głowa leżała na stoliku. Zamrugał powiekami by wyostrzyć wzrok. Czuć było od niego whiskey. - W upijaniu możesz być pefr... perrf.. perefe... ech, idealna. - machnął rękę na próby poprawnego wypowiedzenia słowa "perfekcja". Jej szeroki uśmiech trochę go ocucił jednak w bardzo przyjemny sposób. Muszą częściej przychodzić na takie imprezy. Może w większym towarzystwie, kiedy to w trakcie sączenia alkoholu wszystkie maski opadają. Podobno słowa pijanego to myśli trzeźwego. Coś musiało w tym być. - Odbierz to jak chcesz.- mruknął i oparł policzek o łokieć, a ten o stolik. Spoglądał teraz bokiem na Al, ale przynajmniej mieli wzrok na tym samym poziomie. Znikąd pojawiła się druga butelka whiskey. Znikąd, bowiem Castiel nie zauważył obecności kelnera, nie usłyszał jego pytania czy coś im jeszcze podać. Po prostu doniósł nową butelkę i zmył się, przeczuwając, że zostawią tu większą zawartość sakiewek. Horn był rad, więc dolał im alkoholu do szklanek. Chłodna, a jednocześnie paląca ogniem whiskey znowu trafiła do jego ust. O tak, teraz mogą się bawić. Wszystkie jego opory zniknęły, granice przesunęły się hen daleko. Horn westchnął głośno, z wielką ulgą. Naprawdę z bardzo wielką ulgą. Tego właśnie dzisiaj potrzebował. - Przecie wiem. Mówię, że jest zielony, nie widzisz? - spojrzał na nią jak na wolno myślącą istotę. Miał na myśli ślepia zwierzęcia, jednak nie wyszło mu słowne odzwierciedlenie myśli. Zakasłał. - Weź mi nie gadaj o zawartości spodni Blaise'a. Puszczę pawia. - wzdrygnął się. Wolał nie wnikać w przygody łóżkowe Alecto, bo to nakazywałoby dziewczynie streszczanie umiejętności seksualnych Blaise'a, a tego Castiel chciał za wszelką cenę uniknąć. Nawet będąc pijanym wzbudzało w nim to obrzydzenie. - Ubolewaj i pij. Nie ma zasypiania, jeszcze nie zacząłem czkać jak ty. - powiedział głośniej, by ją rozbudzić. W najgorszym przypadku zacznie ją szczypać, by wytrzymała jeszcze kilka godzin zanim mózg Castiela całkowicie nie przesiąknie alkoholem. Nagła bliskość twarzy Alecto jakoś tak go delikatnie mówiąc, zaskoczyła. Poczuł na policzku jej gorący oddech, a przecież prosił, by się odsunęła, bo zaraz go spali od zewnątrz swoją temperaturą ciała. Mów kobiecie - i tak zrobi wszystko po swojemu. Nagle Horn odkrył, że ta skubana pannica próbuje teraz nim manipulować. Dotknął palcem jej brody i ją od siebie odsunął dokładnie w tym samym momencie, kiedy ze śmiechem zabrała kota i zwiększyła między nimi dystans. Dzięki Merlinowi za to. - Nie chuchaj mi w twarz, co? I lepiej uważaj mądralo, bo jestem pijany i zakochany, a wtedy jestem pode...poad...podatene... podatniejszy na... eee... rzeczy. - język mu się plątał, mowa była już niewyraźna, ale dla pijanej Alecto całkowicie do zrozumienia wszak porozumiewają się tą samą pijacką gwarą. Odsunął swoje udo i na wszelki wypadek sprawdził czy nie wypaliła mu tam jakiejś dziury. Nie dostrzegał ani krwi ani kości, więc było w porządku. W pewnym momencie Castiel wspaniałomyślnie stwierdził, że przeszkadzają mu glany na stopach. Schylił się pod stół i bardzo nieporadnie próbował rozwiązać sznurowadła. Szło mu to... cóż, w bardzo ciekawy sposób. Raz, że walnął się w głowę i dwa, że wyjął po chwili różdżkę. Trzy, kiedy wycelował nią w swoje obuwie. Cztery, bo... wypowiedział zaklęcie. Wyprostował się tak, by widzieć swoje buty. - Ala...Alarte A-A... Alarte Ascendare. - zadowolony błyskiem wydobywającym się z różdżki spojrzał na Alecto. Zamiast jednak poczuć uciekające ze stóp obuwie... zauważył, że ma na nich coś miękkiego. Wcisnął głowę pod stół i nagle, znienacka wybuchnął śmiechem. Po raz kolejny uderzył się w głowę, obił się od ramienia Alecto i rechotał w najlepsze. Czemu? Na stopach zamiast glanów miał papcie z paszczą zielonego kota. Nie miał pojęcia jak udało mu się to zrobić, jednak różdżka zadziałała na swój sposób. Nie sądził, że w ogóle umie transmutować obuwie, ale skoro się udało... cóż, śmiał się dalej, aż gardło go rozbolało, nie wspominając o brzuchu. Między jedną salwą rechotu a drugą pokazał Alecto co ma na nogach. W chwili najsilniejszej radości po prostu oparł się czołem o jej ramię i się cały trząsł. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 15 Wrz 2018, 10:58 | |
| Upiór z jakim Castiel próbował pozostać gburowatym był wręcz godny podziwu. On – zazwyczaj z szerokim uśmiechem przemierzający korytarze szkoły, pierwszy skory do żartów, teraz siedział przed nią z grobową miną, przygaszonymi oczami i tym spojrzeniem, które było niemym błaganiem o choć krótką chwilę zapomnienia. Jak nikt rozumiała jego położenie i jak nikt inny pragnęła mu pomóc. Nie tylko dlatego, że w jej oczach Temple była najgorszym wyborem, którego mógł dokonać, ale z czystej potrzeby uratowania go przed stanem depresyjnym, którego zapewne się nabawi jeżeli nadal będzie się nad sobą użalał. Poczuła dumę kiedy kąciki ust chłopaka drgnęły w delikatnym uśmiechu. W dużej mirze było to zapewne spowodowane ilością wypitego alkoholu, jednak nie miała zamiaru przyznawać tego głośno. – Czy ty właśnie rzuciłeś komplementem w moją jakże cudowną osobę? – zapytała otwierając szeroko oczy, było to każde teatralne zagranie, którego celem było wywołać w nim jeszcze większe pokłady wesołości. Zdecydowanie wolała oglądać go właśnie takim, z szerokim uśmiechem na ustach –Chyba się zarumienię- dodała wybuchając śmiechem. Było tu zdecydowanie za gorąco, czuła jak alkohol który teraz wraz z krwią przemieszczał się po całym jej ciele potęguje to uczucie, sprawiając że temperatura którą odczuwała jest znacznie wyższą niż ta faktyczna. Wiedziała, że gdyby teraz położyła się na łóżku w głowi miałaby helikopter. Brunet pochyliła się nad nią, wyciągnęła ku niemu palce wskazujący dotykając jego nosa –Pibippp, pibipppp- zaczęła wydawać z siebie głos imitujący dźwięk klaksonu samochodowego, po czym ponownie wybuchła śmiechem. Postronni obserwatorzy mogliby uznać ich za szaleńców, a oni po prostu w końcu mieli niezwykle dobry humor. -Ejjj… – żachnęła się uderzając go w ramię, zabawnie marszcząc przy tym nos. –Ja we wszystkim jestem idealna – prawie, że załkała, choć patrząc na nią nic nie wskazywało na to, by miała się zaraz rozpłakać. Pijackie myśli zawładnęły jej umysłem, miała ochotę tańczyć, śpiewać, kąpać się nago w jeziorze. Hamulce puszczały coraz bardziej, do głosu dochodziła ta natura dziewczyny, o której nikt nie miał pojęcia, nawet ona sama. –Wolę, żeby to była groźba – stwierdziła całkowicie poważnie, dając Ślizgonowi całusa w policzek. Ta opcja wydawała się jej dużo bardziej bezpieczna, obietnicę zawsze można było przecież złamać, boleśnie już raz w swoim życiu się o tym przekonała. Odsunęła się od niego po raz kolejny ziewając, choć nie zamierzała jeszcze iść spać, organizm blondynki reagował automatycznie. Noc długa, alkoholu jeszcze tyle do wypicia. Nie wszystko co mówił Castiel była w stanie przyswoić, przeanalizować i odpowiedzieć tak, by jej zdania brzmiały składnie. –Dramatyzujesz- skwitowała, kiedy wypomniał jej Blaisa i ich sprawy łóżkowe. Seks przecież nie był już tematem tabu w ich wieku, choć zapewne chłopakowi bardziej chodziło o Daniel, jednak Alecto nie zamierzała zaprzątać tym sobie głowy. Wzięła swoją szklankę w dłoń upijając z niej kolejny łyk. Nie potrafiła znaleźć dziś umiaru, z resztą jest dorosłą więc kto jej zabroni?! -Dopsze jusz nie bende – odpowiedziała akcentując każdą nie pasującą do słowa literę. Pijacki bełkot. Moment w którym powinna powiedzieć sobie stop. Odsunęła więc szklanice, a jej myśli uleciały w stronę muzyki. Ach jaką miała ochotę zatańczyć, zaczęła podśpiewywać coś pod nosem. Mrugnęła raz, drugi i nim się spostrzegła na nogach Horna zamiast standardowego obuwia znajdowały się tam kapcie z paszczą zielonego kota. Nie mogła powstrzymać śmiechu, który opuścił jej czerwone usta –Jakie one słodkie… kici kici – zamruczała, pełna zachwytu. Wtem gdzieś jakby z oddali zaczęła dobiegać muzyka. Początkowo blondynka myślała, że jest to jedynie wymysł jej pijackich zmysłów, które teraz w prosty sposób dało się oszukać. Wydymała usta, jakby intensywnie nad czymś myśląc, spojrzała niepewnie na przyjaciela –Słyszysz? – zapytała, a kiedy ten po chwili konsternacji przytaknął uśmiechnęła się szeroko. Rozejrzała się wokół i wtedy to ujrzała… piękny drewniany parkiet, zajmujący jedną trzecią całego pubu. Przeniosła wzrok z parkietu na Castiela, ponownie na drewniany twór i jeszcze raz na Ślizgona. Usta w podkówkę, nieco powiększone oczy małego, słodkiego szczeniaczka –Zatańczymmmmy- poprosiła przeciągając cały wyraz. Zanim chłopak zdołał zareagować chwyciła go za ręce ciągnąć ze sobą, jak na tak drobną osóbkę zdawała się mieć naprawdę dużo siły.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 15 Wrz 2018, 15:14 | |
| Ziewnął potężnie i westchnął. Zmęczenie narastało lecz póki dostarczał organizmowi alkoholu, działał na rezerwie. Zapomniał o problemach, o nieprzyjemnych efektach swojego zachowania ani o paskudnemu wrażeniu, że odkąd Nessie wyszła to on tak na dobrą sprawę nie ma niczego ani nikogo do stracenia. Brak rodziny, brak drzewa genealogicznego, brak miłości życia, więc co robić, jak nie żyć pełną piersią życia bez obaw na konsekwencje? Widok śmiejącej się Alecto dodawał mu otuchy, ruszał struny w sercu, które wraz z dniem dzisiejszym miały na zawsze obrosnąć lodem. - O rany. Najpierw chcesz mnie bić za nazwanie zołzą a teraz próbujesz się zalotnie rumienić, bo to jednak komplement? BABY. - wywrócił oczami i podrapał się po głowie stwierdziwszy, że nie będzie próbował rozgryźć toku myślenia Carrow. Na trzeźwo była trudna do ogarnięcia, więc po alkoholu też to raczej na niewiele się zda. Przymknął jedno oko rozważając czy warto będzie się tutaj zdrzemnąć na chwilę, czysto dla regeneracji sił w celu możliwości kontynuowania imprezy, gdy poczuł na nosie palec Alecto. Popatrzył jednym okiem na nią jak niespełna rozumu i upośledzoną istotę. Odsunął jej rękę od swojej twarzy i walczył z uśmiechem cisnącym się na usta. Nie udało się, parsknął śmiechem i odchylił się do tyłu nie mogąc powstrzymać rechotu. Jeśli tylko będzie o tym pamiętać nad ranem to nigdy nie przestanie jej tego wypominać. Będzie ją katować tym i dręczyć, by zyskać coś ciekawego w zamian. Oczyma wyobraźni widział furię na jej ładnej buzi i aż zapragnął pamiętać każdy moment tego spotkania. Wiedział jednak, że to nierealne bowiem za dużo alkoholu płynęło już w jego żyłach. - A ja jestem człowiekiem, który niszczy ideały. Dalej chcesz żebym spełnił moją obietnicę? - puścił jej oczko i wyszczerzył się czysto złośliwie, próbował nadać grozy swojej twarzy, ale nie był pewien czy wyszło. Trochę nie panował już nad mimiką. Gdzie do cholery ten alkohol? Ah tutaj, trzeba wlać siebie w niego więcej, by myśli otoczyła miła przezroczysta mgiełka, a świat zaczął przyjemnie wirować. Kolejny łyk trafił do gardła. Poranek będzie bolał, oj tak. Nie słuchał jej seplenienia i śmiesznego akcentowania słów. Śmiał się, po prostu śmiał się jak idiota, gdy zaczęła wołać jego papcie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że odniósł wrażenie jakby jego cne obuwie chciało opuścić stopy i podążyć za kocim nawoływaniem. Jednym ruchem pozbył się krawata z szyi i rozpiął guzik koszuli. Było mu cholernie gorąco, zwłaszcza w tym kącie Prefektury. Sprawy nie ułatwiał fakt, że Alecto co rusz się doń nachylała i atakowała swoją temperaturą ciała. Jej ulotny, lekki całus wywołał w nim uczucie gorączki. Policzek zaczął mrowić i swędzieć, ale ogólne wrażenie było bardzo miłe. O tak, chciałby tego więcej, tylko nie od niej. Nie będzie jednak narzekać, lepsze to niż nic. - Nie.- wydusił z siebie i potarł kłykciem powiekę, bo nie miał pojęcia o co jej teraz właściwie chodzi. Wytężał słuch ale nie słyszał muzyki. Przyczyna tego zapewne tkwi w szybciej bijącym sercu, którego dźwięk brzęczał mu aż w uszach. Uniósł brwi. - Tańczyć? - jęknął, ale dał się wyciągnąć od stołu. Zatoczył się na Alecto lecz wyhamował w ostatniej chwili inaczej przewróciłby ją na ziemię. Zaśmiał się. Położył rękę na jej ramieniu i pijackim krokiem zaprowadził ją na parkiet. Stanął przed nią i chwycił jej dłoń. - Zaszańszy pańcia ze mnią ? - wybełkotał i nie czekając na zgodę ucałował wierzch jej dłoni, a potem uniósł ich ręce nad głowy, by obrócić Al wokół własnej osi. Teraz dopiero usłyszał jakąkolwiek muzykę, ale dla pijanego Horna nie była ona szczególnie konieczna. Póki stał, udawało mu się obracać Alecto bez szkód fizycznych, ale gdy ta przeklęta dziewczyna ciągnęła go do aktywniejszego tańca, chwiał się i unosił ramiona pod dziwnym kątem. W pewnym momencie tak się zakręcili, że ją zwyczajnie przez przypadek puścił. By nie wyrżnęła na ziemię doskoczył do niej, chwycił ją za łokieć, przyciągnął do siebie i zachwiał się do tyłu, bo teraz to była jego kolej na utratę równowagi. Pośliznął się na papciach i poleciał na tyłek i plecy, ciągnąc za sobą świeżo uchwyconą Alecto. Zamiast jęczeć z powodu obitego zada, zaczął rechotać i pluć na zmianę włosami dziewczyny, które opadły mu na twarz. Stwierdził, że to perfekcyjne warunki, by zacząć się na niej mścić. Nie pamiętał za co był zły, ale skoro wyrżnęli razem na podłogę, to wykorzysta to. Castiel sięgnął dłońmi ku żebrom Al i zaczął ją tam bezlitośnie łaskotać, przy okazji ją z siebie zrzucając. Kątem oka widział zaniepokojonego barmana i kelnera, którzy naradzali się za szynkwasem co też trzeba zrobić z dwójką pijanych w trupa Ślizgonów. - A masz za... nie wiem za co, ale masz za swoje. - teraz to on czknął lecz ani myślał przerywać ataku łaskotek. Był gotów oberwać, ale jako świeżo upieczony masochista nie będzie się tym przejmował. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 15 Wrz 2018, 17:59 | |
| Świat, który do tej pory wydawał się jej bezbarwny, nagle zaczął mienić się wszystkimi odcieniami tęczy. Wydawał się dużo przyjemniejszy niż jeszcze kilka godzin temu, i nawet jeżeli był to jedynie efekt uboczny wypitego alkoholu miała ochotę, aby trwało to wiecznie. Dużo łatwiej było znieść ból złamanego serca, łatwiej było też zapomnieć, nie tylko o tym co złe, ale i dobre. Piękne wspomnienia odebrane w tak brutalny sposób. Była wdzięczna Castielowi za to, że wyciągnął ją poza mury zamku. Tam czuła się niezwykle samotnie, rozmowy z Jasmine czy Nemesis nie przyniosły ulgi, wręcz przeciwnie zmuszały do przywoływania wspomnień o których pragnęła zapomnieć. -Kocham cię Horn, pamiętaj o tym – oznajmiła w przypływie nagłych uczuć i emocji, które obudził w niej dzisiejszy wieczór. Niezgrabnie chwyciła twarz chłopaka w swojego dłonie, dając mu całusa w usta - Cmok – zamruczała, zanosząc się śmiechem. Teraz tylko wyłącznie oni wiedzieli jak powinni odebrać ten gest, śmiały, a jednocześnie nie będący wyrazem uczuć które może darzyć kobieta do mężczyzny. Już teraz wiedziała, że niewiele spamięta dzisiejszej nocy, jednak ta więź pozostanie już z nimi na zawsze, tego jednego była pewna. –Oj… kobieta zmienną jest – stwierdziła dotykając jego ramienia, nieco dłużej niż powinna. Kiedy przypomniała sobie o zasadzie „jesteś za gorąca” szybko zabrała dłoń, zaciskając swoje drobne palce na szklance. Nie uniosła jej jednak do ust, wrodzony intuicja podpowiadała jej, że nie powinna już więcej pić, aby zachować jakiekolwiek strzępki godności. Castiel nadal był mężczyzną, Ślizgonem a ona Carrow, panienką z dobrego domu, która powinna nadal mieć jakieś hamulce, a wiedziała że wystarczy choćby jeszcze kropla alkoholu, by puściły one całkowicie. - To groźba, nie obietnica - burknęła nadymając się niczym ryba rozdymka – W moim przypadku ten zaszczyt należał do Blaisa – przypomniała mu, jednocześnie na chwile wesoły nastrój prysł w niej niczym bańka mydlana. Przez kilka sekund jej oczy wydawały się niezwykle smutne, a spojrzenie jakby odległe. Przytuliła się do chłopaka –Powiedz że to groźba – poprosiła prawie płaczliwym tonem. Nie trwało to jednak długo, ich nastroje zmienne były niczym pogoda podczas marcowych dni. Oparła ciężką głowę o ramię bruneta, rozkoszując się zapachem jego perfum wymierzaną z wonią wypitego alkoholu, był taki intrygujący. Zamknęła oczy biorąc głębszy wdech. –Tak ładnie pachniesz – skomplementowała go z wyraźnym uśmiechem na ustach. Słysząc jego odpowiedź podniosła się gwałtownie, czego już po chwili bardzo pożałowała. Zakręciło się jej w głowie. Zmrużyła oczy patrząc na niego z udawaną złością. Wyglądał tak, jakby naprawdę nie słyszał tego, co ona, machnęła więc na niego jedynie ręką, z głośnym westchnięciem. Szybko wybaczyła mu jego zachowanie, bo o to zachęcony jej propozycją ruszyli razem na drewniany parkiet, muzyka grała, a oni i tak tańczyli tylko w sobie znanym rytmie. Castiel kierował nią, zmuszając by co chwile wykonywała piruety, które w wydaniu blondynki bardziej przypominały elipsę niż okręgi. Nie mogła powstrzymać śmiechu, który ciągle prowokowany był tańcem Ślizgona. Pokręciła biodrami, choć zapewne tylko w jej wyobrażeniach ruch ten przepełniony był gracją. Włosy opadały jej na lekko spoconą twarz, wpadając do ust, lub zakrywając całą przestrzeń, tak że poza nimi nie widziała nic. W pewnym momencie zachwiała się niebezpiecznie, uratowana przez Horna ostatecznie wylądowała na jego klace piersiowej. Perlisty śmiech arystokratki niósł się po całym pubie, skupiając na dwójce nastolatków uwagę innych odwiedzających. Kiedy Cas zaczął ją łaskotać ledwo powstrzymywała się przed tym, by nie posikać się ze śmiechu –Nie… już… no… już… starczy… Horn! – prosiła między kolejnymi salwami śmiechu. –Prze… przes… przestań no! – chciała na niego warknąć, lecz marnie jest to wyszło. Uderzyła go w klatkę. Nie była pewna jak długo leżeli na tej podłodze, kiedy poczuła jak czyjeś dłonie zaciskają się na jej pasie, ponosząc ją do pionu. Drugi mężczyzna pomógł wstać jej przyjacielowi. -Państwu już dziś wystarczy – powiedział wręcz surowym tonem, Alecto naburmuszyła się. –Nie wiecie, co to dobra zabawa – warknęła, po czym oboje zostali zaprowadzeni do pokoju wynajmowanego przez Ślizgona.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 15 Wrz 2018, 18:29 | |
| Alkohol robił swoje. U Castiela wywoływał radość, z którą u niego tak krucho ostatnimi czasy, a u Alecto usuwał granice i powodował wylewność. Przywykł do tego, że jest powściągliwa, dlatego słysząc jej czuły ton, czując jej usta na swoich, dłonie na twarzy... całkowicie się zdezorientował. Alkohol nie pozwolił mu na błyskawiczną reakcję narzucenia im dystansu. Jego źrenice się powiększyły, a brwi zbiegły w jedną zmarszczkę. Wyjął z jej dłoni szklankę z alkoholem i odsunął. W przypływie rozsądku udało mu się wykalkulować, że jeśli pozwoli jej dalej pić, to nad ranem mogą żałować więcej rzeczy niż tylko kilka przykrych czy cieplejszych słów. Jego opór słabł z każdą chwilą. Przez chwilę w jego umyśle majaczył pomysł, by pokazać jej jak należy całować kogoś, kogo się kocha lecz na całe szczęście szok zwyciężył w tym starciu. Castiel miał wielką nadzieję, że nie będą nad ranem tego pamiętać. Odsuniętą szklankę opróżnił jednym haustem i z większym uporem wyciągnął dziewczynę ze stołu mimo, że to ona go zapraszała do dzikiego tańca. Nie umiał tego skomentować. Brakło mu słów, a wirujący świat nie pozwalał mu ułożyć nawet sensownego zdania. - Ktoś tu się robi czuły i miękki jak ugotowany ziemniak. Nie gadaj już. - uniemożliwił jej prowadzenie dyskusji i okazywanie mu uczucia. Zrobiło mu się gorąco lecz nie na ciele, a na duszy. Tak bardzo chciał odrobiny czułości i dostał ją od byłej dziewczyny. Doceniał to lecz wolał otrzymywać ją od kobiety, która nie kocha innego. Tak ją zajmował dziwnym tańcem, że nie mogła robić nic innego jak go słuchać bądź ewentualnie się śmiać. Im dłużej fikali na parkiecie tym bardziej się o siebie obijali, wzajemnie popychali, a Castiel przewrócił się jeszcze dwukrotnie zanim zrzucił z nóg papcie i nie został w samych skarpetach. Mijał czas, a wiedział, że jego granice całkowicie się wytarły. Muzyka w końcu zagrała mu w uszach. Oglądał roztrzepaną i wygłupiającą się Alecto. Próbował ją doścignąć i nawet przez parę chwil ją przedrzeźniał tańcem aż nie wybuchnęli śmiechem i nie wpadli na przechodzącego obok kelnera. Łaskotanie jej było pomysłem świetnym, nie żałował. Wiedział, że w takim stanie upojenia alkoholowego z ogromną łatwością zasnąłby z głową na jej brzuchu. Gdy kelner i barman postanowili przerwać tę zabawę, Horn nie mógł poczuć wdzięczności, choć gdyby był odrobinę trzeźwiejszy dziękowałby im gorliwie za powstrzymanie tej dwójki przed wzajemnym naruszeniem granic swojej prywatności. Dał się podnieść, a na ustach wciąż miał bananowy uśmiech. Nie miał już sił tańczyć, oddychał szybko, włosy kleiły mu się do czoła. Oparł się całym ciężarem ciała o chuderlawego kelnera. - Szkota, że nie jeszteś sycatą dziewszyną. - wyznał mu wpędzając biednego drugoplanowego człowieczka w stan bliski zawałowi serca. Oboje zostali odholowani na piętro wyżej, do wynajętego wcześniej przez Horna pokoju. Zanim udało się ich wpakować do jednego pomieszczenia barman musiał wyrwać się z objęć rozanielonej i rozczulonej Al, co Castiel skomentował upadkiem na ziemię i tarzaniem się ze śmiechu. Po dłuższej walce zostali umieszczeni we względnie bezpiecznym miejscu. Castiel w skarpetach, a Al przysypiająca na stojąco. - Ja biooorę łószko... idź... jeszcz moje. - machnął na nią ręką, gdy go odpychała całym swoim ciałkiem. Przez alkohol udało się jej, wpadł na szafę, a ta wykorzystała moment i zatopiła się głęboko pod kołdrę, zasypiając zanim zdołał mrugnąć. Rozejrzał się bezradnie po pokoju szukając jakiegokolwiek posłania. Jego wzrok padł na stół. Chwiejnie do niego doczłapał, zrzucił na ziemię wazonik z kwiatem, ściągnął obrus. Wpakował się pod stół, okrył prowizorycznym obrusowym posłaniem i psiocząc na niewygodną wykładzinę raz dwa zasnął. Odpłynął z przeświadczeniem, że ten wieczór nie został zmarnowany.
[koniec pijańskiej sesji, zt x2] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Prefektura Absurdu | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |