|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jasmine Vane
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sro 02 Gru 2015, 00:07 | |
| Droczyła się z nim i to wyraźnie. Wiedziała, na jakiej szali Enzo postawił ich znajomość. Jasmine nie było łatwo zmienić ten stan rzeczy. Miała pecha do chłopaków i nie mogła zapomnieć zwłaszcza o tym ostatnim, ale przedłużające się milczenie i brak reakcji były dla niej aktem zezwolenia na krok, jakim jest randka z kimś innym. Zwłaszcza, gdy był to przyrodni brat Sebastiana i syn Xandrii. Przystojny, wysportowany i elokwentny Krukon. Jak by nie patrzeć, Jas zawsze coś ciągnęło do tego domu. Zwłaszcza pewna panna w krótkiej spódnicy. Mrugnęła zachęcająco do Enzo, kiedy wyjawiła mu, że woli z nim spędzić więcej czasu z dala od wścibskich oczu gapiów, a zwłaszcza grona nauczycielskiego. Nie była pewna czy Seba albo co gorsza - Xandria pochwalą ich randkowanie. Uniosła znacząco brew na wspomnienie, jak bardzo Romulusowi szkoda, że nie dobiera się do majtek. Prychnęła niczym rozjuszona kotka, której ktoś przerwał leniwą drzemkę w słońcu, na co paru tych prawdziwych przedstawicieli owego gatunku oderwało wzrok od królików i spojrzało na Ślizgonkę. Wet za wet. Oblizanie warg musiało wywołać w nim chociaż minimalną reakcję, więc z uśmiechem triumfu powitała lekką zmianę pozycji chłopaka. Dla niej to już było jednoznaczne. Nie była aż tak niewinna by nie wiedzieć, jak mogło zareagować ciało Krukona. Dopiła resztki kawy, tym samym ukrywając uśmiech jaki wywołało zażenowanie Enzo na temat jego matki. -Nie wspominałam Ci, że panie są dla mnie równie interesujące co panowie? -zagadnęła go, odstawiając pustą filiżankę. -Bez problemu oceniam aparycję każdej osoby. Gdybym wolała starsze, to kto wie... byłabym Twoją macochą. -rzuciła, a widząc minę Enzo wybuchnęła śmiechem. -Spokojnie, żartowałam. Tylko o tym macochowaniu. Reszta to najprawdziwsza prawda. -zarzuciła włosy na plecy, nie chcąc by pojedynczy kosmyk drażnił jej powiekę. Kiedy w końcu Enzo przysunął się do niej, oddała mu spojrzenie i zastygła w dość interesującej pozie. -A mówili, że Krukoni są inteligentni, a wygląda na to, że trafiłam na wolnokapującego jako wadą produkcyjną. -westchnęła, prostując się na krześle, trochę odbierając Romulusowi szansę na coś, co mógł wykorzystać. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Czw 03 Gru 2015, 01:04 | |
| Uniósł z rozbawieniem brwi słysząc jej prychnięcie. Nie wyglądała jednak na urażoną, więc jego wargi wygięły się w szerokim, ciepłym uśmiechu. Proszę bardzo jaki ten Enzo jest fajny. Powinien być Puchonem. Uroczym Puszkiem sypiącym żartami z rękawa i broniącym swojej cnoty. Pewnie gdyby był w Hufflepuffie to nadal by ją miał. Szkoda tylko, że to jedna, jeśli nawet nie jedyna, cecha która łączy go z przedstawicielami najbardziej nielubianego domu. Nikt nie wiedział dlaczego są nielubiani, bo dla Lorenzo byli całkiem w porządku. Chociaż ostatnimi czasy przestał być ich absolutnym fanem. Ciekawe dlaczego? Słysząc uwagę o Jas jako swojej macosze uroczy uśmiech ukazujący niewielkie dołeczki znikł na rzecz wyrazu pełnego obrzydzenia z domieszką dezaprobaty. Nie. Wyobraźnia była jego największym wrogiem. Obrazy które podsunął mu jego mózg w żaden sposób nie przypadły mu do gustu. Wywołały jawny niesmak. I nie ma się co dziwić! Przecież to była jego matka. Dla niego była kompletnie aseksualna. Całkowicie. Absolutnie. Nie. Matka to matka. Nie potrafił wyobrazić sobie jej w objęciach mężczyzny, a tym bardziej nie potrafił sobie wyobrazić jej w objęciach kobiety. Chętnie głosiłby teorię, że jej wagina nigdy nie została użyta w celach wiadomych, ale jego obecność na tym świecie skracała prawdopodobieństwo tej teorii aż do zera. Nie mniej jednak teraz sobie wyobraził własną matkę z Jasmine i to było... Nie ma co kryć- fujskie i obrzydliwe. I to nie z powodu Jas. Na szczęście się zaśmiała. Odetchnął z ulgą słysząc, że to żart. Prawie. - Kobiety są wspaniałe. Jeśli liczysz na potępienie, to nie z mojej strony - wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. Bo nic się przecież nie zmieniało. Kobiety były cudowne, wspaniałe i najlepszym co zdarzyło się na ziemi. Lorenzo uwielbiał kobiety. I już nie trudno było mu wyobrazić sobie Jasmine z... Audrey. O tak. To by było bardzo interesujące. I bardzo stymulujące. Na policzkach pojawił się pełen zażenowania uśmiech podczas gdy Krukon znów musiał zmienić pozycję, bo spodnie stały się zdecydowanie zbyt ciasne. Jego uwaga dotknęła w jego wielkie ego, ale uśmiechnął się radośnie, jakby właśnie to chciał usłyszeć. Wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic, a kiedy wróciła właścicielka poprosił o dolewkę swojej kawy. I między drugim, a trzecim łykiem najlepszego co jest na świecie zaraz po seksie i cyckach, jego dłoń wsunęła się pod stolik bez problemu odnajdując kolano Ślizgonki. Dotykał delikatnie, opuszkami palców, badając fakturę materiału z którego były uszyte jej rajstopy/pończochy czy cokolwiek tam miała. Dotykał subtelnie, nienachalnie, gotów wyprzeć się jakiejkolwiek aktywności. Nie można jednak mówić, że nie poczyniał sobie śmiało, bo poczyniał. Długie paluchy wędrowały w górę, a uśmiech kota który złapał kanarka pojawił się znikąd na jego twarzy. Znikąd, doprawdy znikąd. - A mówili, że Ślizgonki są paskudne nie tylko z charakteru, a wyglądasz całkiem nieźle. Czy to wada produkcyjna? - pan wolnokapujący się odezwał, a jego dłoń powędrowała niżej, aby zacisnąć palce na jej kolanie. Cóż jest w tych kolanach, że ich dotykanie sprawia mężczyznom tyle radości? Tego nie wie nikt. W każdym razie dotykanie jej kolanka było dla niego satysfakcjonujące. Zaraz jednak zabrał dłoń spod stołu. Grzecznie. Pierwsza randka. - Naprawdę ładnie Ci w granatowym - powiedział cicho, niekulturalnie opierając łokcie o blat stołu. Chciał żeby znów się zbliżyła. Z pewnością drugi raz nie zmarnuje okazji. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 06 Gru 2015, 20:15 | |
| Tak się składało, że sama Jasmine nie pałała sympatią do Puchonów, chociaż z innych powodów jak Enzo. Na pewno nie z powodu GGH jakim okazała się Blake. Kolejny powód aby nie lubić Puchonów, skoro narazili się Twojemu przyjacielowi. I to bardzo. Kobieta posłała uprzejmie spojrzenie Romulusowi, prosząc przy okazji o dolewkę kawy. Poczuła, jak o jej stopę ociera się królik. Wzdrygnęła się lekko i zajrzała pod stół, a gdy ujrzała puchate stworzenie, pchnęła je lekko, acz stanowczo w zadek, aby odkicnęło dalej. Ile by dała, aby ujrzeć te myśli Enzo na jej temat i jego matki. Gdyby była w swoim paskudnym humorze, to pewnie podsyciła by jego wyobraźnie, podsuwając mu różne sytuacje, pozycje, słowa oraz gesty. Jednak mina, jaką zaszczycił ją Krukon mówiła wszystko. Nie chciała mu bardziej obrzydzać wizerunku matki nago w czyiś objęciach. -Też tak uważam. Po co się ograniczać tylko do mężczyzn. Kobiety mają cycki. Moje mogą mi się już czasem nudzić przed lustrem. -rzuciła lekko, nim wzięła łyk czarnego napoju. Znowu poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa, spowodowany tym razem nie króliczkiem, a ręką Enzo. Zamilkła, przyglądając się jego oczom. Chciała wyczytać z nich intencję i poznać, na ile sobie pozwoli. Uśmiechała się tajemniczo, czując opuszki palców na rajtuzach. Przyjemnie łaskotały. -Remis w zaczepkach panie Romulus. Udało Ci się. -przyznała, czując lekkie opadnięcie emocji, kiedy ręka Krukona wróciła na kolano. Wzięła kolejne dwa łyki kawy i wyprostowała się, wypinając pierś do przodu. Dumnie, można dodać. -Obawiam się, że efekt zamierzony. A co, przeszkadza Ci to? -zapytała, unosząc brew. Przysunęła się do chłopaka, mogąc już policzyć rzęsy na jego powiekach. Przekręciła lekko głowę, aby ciemne fale połaskotały policzki Enzo. -A bez niego pewnie i lepiej. Fakt, lubię ten kolor. -uśmiechnęła się. Wyciągnęła dłoń, aby delikatnie otrzeć z policzka Krukona opadłą rzęsę... a następnie wróciła do uprzedniej pozycji. To jego prowokowała do czynu. Nie była łatwa. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Pon 07 Gru 2015, 02:24 | |
| Słysząc jej odpowiedź zaśmiał się cicho. - I to własnie najbardziej nas różni od kobiet. Uwierz mi, Jasmine, gdybym miał parę cycków gniótłbym je cały dzień rzucając w cholerę antystresowe gniotki od Zonka - przyznał cicho, jakby to było coś złego czy wstydliwego. A przecież nie było! Każdy samiec zapewne mając do swojej wyłącznej dyspozycji jeden z największych cudów świata postąpiłby tak samo. Enzo zaś z pewnością próbowałby sprawdzić w praktyce stwierdzenie, że można doprowadzić do orgazmu przez odpowiednie zajęcie się sutkami. Więc taka para cycków na własność służyłaby mu wyłącznie w kwestiach edukacyjnych na rzecz samorozwoju. - Zaczepki? Doprawdy nie wiem co mi pani insynuuje - a nie mówiłam? Gotów był się wyprzeć tego, że cokolwiek niewłaściwego pod tym stołem robił. Jednak uśmiech numer osiem, godny króla złodziei idealnie obnażał to mało istotne kłamstwo. Patrzył jej prosto w twarz i nawet nie przeniósł wzroku kiedy wypięła pierś. Silna wola Krukona właśnie dała o sobie znać. - Nie - odpowiedział szybko choć osobiście wyznawał zasadę, że wygląd jest dodatkiem jeśli chodzi o poważne plany. A co do Jasmine właśnie takie miał, choć nie wiedział dokładnie skąd mu się wzięły. Przecież dotychczas była Bożym darem spoza jego ligi, który chodził między śmiertelnikami by potwierdzać istnienie Boga. Tak, Lorenzo był religijnym Włochem. Wychował się w Watykanie- tam albo jesteś religijny, albo masz w ryj. Proste. - Chciałbym to osobiście ocenić - przyznał przechylając lekko głowę. Była blisko, tak strasznie blisko. Czuł jej loki na swoich policzkach, a powietrze którym oddychali było już wspólne. Nawet poczuł jej dłonie na swoim policzku i lekko drgnął. Już miał ją pocałować kiedy odsunęła się zbyt daleko. Uniósł nieco wyżej brew dochodząc do wniosku, że nie będzie się dłużej bawił w kotka i myszkę. Dlatego wstał, podszedł do jej krzesełka i obrócił go bez problemu w swoją stronę z głośnym szurnięciem. Oparł dłonie o podłokietniki i przechylił się tak, że znów był blisko. Wsunął jej włosy za policzek w dość czułym geście cały czas patrząc jej w oczy. - Zdecydowanie chciałbym to kiedyś zobaczyć na własne oczy - wyszeptał oczywiście mając na myśli ją bez ubrania, zanim delikatnie i ostrożnie musnął jej wargi swoimi. Jeszcze raz i jeszcze, dopóki nie pozwoliła mu na więcej w tej kwestii. |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 29 Lip 2018, 12:38 | |
| Wystarczy jedno sobotnie popołudnie, aby wszystkie puby, gospody i oberże były wypełnione po brzegi przepoconymi ciałami czarownic i czarowników. Gdzie Castiel nie przystanął, nie mógł wcisnąć tam nawet palca. Potrzebował przestrzeni. Miejsca, gdzie będzie mógł utopić swoje żale bez obaw, że zostanie stratowany jeśli zechce zdrzemnąć się pod stołem. Błądził uliczkami i rozglądał się po szyldach, zaglądał przez okna i z niesmakiem kontynuował poszukiwania. W końcu udało się. Odnalazł ukrytą restaurację, mniej wypełnioną człekokształtnymi humanoidami o dziwnej nazwie "Prefektura Absurdu". Cokolwiek to znaczyło, na pierwszy rzut oka nadawało się do libacji alkoholowej. Castiel musiał dać ujście złości, goryczy, wielu emocji, które sączyły się z niego w postaci wzmożonej oschłości i kąśliwości. Pełnoletność pozwalała na większą swobodę. Nie dość, że otrzymał przepustkę na przebywanie poza Hogwartem jedną noc - a niełatwo było takie cudo zdobyć, to mógł przeznaczyć zebraną kwotę galeonów na przyjemności własne. Wszedł do środka. Mina ponura, wzrok znudzony, a ruch sylwetki wyraźnie spięty. Starał się nie myśleć o problemie. Z pełną świadomością wybrałby potańcówkę w Herbaciarni, jeśli tylko uwolniłoby go to od myśli o Agnes. Potrzebował przy tym małej pomocy w postaci trunku wysokoprocentowego. Oraz odpowiedniego towarzystwa, czyli panna Carrow. Śmiał się w duchu z ironii. Z powodu obiektu westchnień postanawia upić się w towarzystwie byłej dziewczyny. Los sobie z niego kpi. Chwilę porozmawiał z właścicielem. Wziął odeń Menu, wynajął nocleg dla jednej osoby oraz uprzedził, że zamierza nadwyrężyć barek alkoholowy "Prefektury". Barman kiwał głową z pełnym zrozumieniem. Padło jedno pytanie z jego strony - Dziewczyna? i Castiel musiał przytaknąć. W odpowiedzi na szczerość dostał rabat na pierwszy wybrany trunek. Takież to pocieszenie na początek intensywnego wieczoru. Zaszył się krańcu restauracji, gdzie zamiast krzeseł były ławy z miękkim obiciem. Zdjął z szyi uwierający krawat i odpiął guzik kołnierzyka. Wpatrywał się tępo w Menu, gdy po jego prawej stronie zamajaczyła kocia sylwetka. Już wystraszył się, że to Beza za nim przylazła jednak na szczęście kocur był obcy. W sumie w restauracji było więcej kotów, około pięciu, jeśli dobrze zauważył. Powrócił do czytania i nie odsuwał kociego pyska próbującego zjeść ostry kraniec Menu. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 29 Lip 2018, 19:40 | |
| Miała wrażenie, jakby dryfowała na granicy jawy i snu, bólu i słodkiej przyjemności, spokoju i niepokoju. Była pośrodku, trochę rozerwana między dwoma światami, ale sama nie wiedziała, po której stronie wolałaby znaleźć się bardziej. Było jej dobrze, ale jednocześnie odczuwała pewien brak. Niedosyt, który chciała wypełnić. Uchyliła powieki, pozwalając, by jasne promienie zimowego słońca na chwilę ją oślepiły. Wpadały do pomieszczenia, rozświetlając je przyjemnie, jednak dla nieprzyzwyczajonych oczu był to na początku bolesny cios. Zaraz jednak Alecto podziękowała za nie w duchu, bo poczuła się po prostu lepiej. Od razu. Leżała na brzuchu z podłożonymi pod policzek dłońmi, lekka jak mgła kołdra okrywała jej nagie plecy, a ona czuła się jakoś tak… spokojniej. Sobotnie poranki były czasem niezwykle leniwym, większość uczniów spędzała ten czas tłocząc się w Pokoju Wspólnym lub Bibliotece, poświęcając go na zabawy lub naukę, dzisiaj panienka Carrow miała jednak plany zupełnie odbiegające od tej normy. Sowa od Castiel, początkowo wywołała jej zaskoczenie, jednak szybko zostało ono zastąpione uczuciem podekscytowania. Perspektywa opuszczenia murów zamku była niezwykle kusząca, dlatego koło południa, dzierżąc w dłoni odpowiedni papierek z przepustką opuściła Hogwart udając się do Hogsmeade. Prefektura Absurdu znajdowała się w z dala od głównych ulic, kiedy kręciło się najwięcej czarodziejów, a bary wypełnione były po brzegi, w takie dni Alecto wolała unikach takich miejsc, zwłaszcza, że ostatniej wizyty w Dziurawym Kotle nie wspomina zbyt przyjemnie. Wkroczyła w jedną z bocznych uliczek kierując się do wybranego przez Castiela pubu, po części była mu wdzięczna za wybranie dość ustronnego miejsca. Szła dumnie chodnikiem, czyli tak jak zwykle miała w swoim codziennym zwyczaju. Jej kpiący wzrok co jakiś czas zatrzymywał się na mijającym ją przechodniu, kiedy w końcu przekroczyła próg lokalu, pierwsze co w nią uderzyło to ciepło bijące z tego miejsca. Zdjęła ciężki kaptur z głowy, odpinając przy tym kilka guzików płaszcza. Rozejrzała się po sali, nie była sporych rozmiarów, zastawiona regałami z książkami, fotelami stojącymi tuż przy kominku, można było rzec, że jest tu nawet uroczo, a przede wszystkim spokojnie. W jednym z kątów, gdzie zamiast zwykłych krzeseł, stały ławki obite miękkim pluszem ujrzała Horna, spiesznie podążyła w jego stronę, z delikatnym uśmiechem na ustach. -Horn, jak miło, że poczekałeś – powiedziała na powitanie, wskazując na posty stół, zajęła miejsce naprzeciwko chłopaka, wieszając płacz na oparciu. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się bliżej Ślizgonowy, który nie wyglądał zbyt przyjacielsko –Więc... co dziś pijemy? – zapytała wskazując na menu w jego rękach, jednocześnie uświadamiając sobie, jak w ostatnim czasie zaczęła nadużywać alkoholu. Czyżby popadała w alkoholizm?
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Wto 31 Lip 2018, 19:19 | |
| Czytał Menu jednak nie wiedział co ono oferuje. Nie potrafił skoncentrować się na literkach tańczących mu przed oczami. Kot na stole robił co chciał. Castiel nie zareagował nawet, gdy kocurzysko przewróciło solniczkę, a potem wzięło się za konsumpcję kwiatu umieszczonego w wąskim wazoniku. Zniszczenie rośliny o dziwo trochę poprawiło mu nastrój. Kot wiedział co robić. Podniósł głowę w momencie, gdy Alecto siadała do stołu. Dostrzegł miły dla ucha jej uśmiech, na który nie miał sił się dzisiaj nabierać. Skrajnie wyczerpał limit minimalnej uprzejmości i przyzwoitego zachowania w towarzystwie. Dzień wypełniony po brzegi emocjami wyczerpał siły witalne Ślizgona. Jego wzrok mówił sam za siebie. Prezentował się istnie przygnębiająco: wzrok bez wyrazu, usta bez uśmiechu, skóra bez blasku. Nie zareagował mimicznie na obecność Alecto. Wydawało się, że to ponad jego siły. - Na pusty żołądek picie to samobójstwo. Zapłaciłem barmanowi, masz coś wybrać z menu. - popchnął palcem kartę przesuwając ją po stole w kierunku Alecto. Ruch po prawej stronie skłonił go do zatrzymania wzroku na obcym kocie. - Temu wandalowi też coś weź. - mruknął, a wyglądał na zdziwionego obecnością zwierza, jakby ten nie robił rozróby od jakichś piętnastu minut. Castiel wrócił do poprzedniej pozycji, czyli opierania policzka o rękę. Wymacał różdżkę i przysunął ją do na wpół zjedzonego kwiatu. Nie musiał nic mówić, różdżka wydusiła z siebie gorące powietrze w efekcie czego roślina się skurczyła i straciła blask. To również poprawiło mu nastrój, choć nie na tyle, aby był w stanie rzucać żartami czy opowiadać o tej przeklętej dziewusze Nessie. Westchnął głęboko. - Fajne lokum, co nie? Nie jest jakoś drogo, więc wziąłem tutaj sobie pokój. Nie zamierzam wracać do zamku tej nocy. - powiedział i sapnął, jakby wypowiedziane zdania go wyczerpały. Naprawdę potrzebował odskoczni od dzisiejszych wydarzeń. Najpierw cholerny list z Instytutu, potem afera z Nessie... Co zrobić, jeśli tylko alkohol jest w stanie zrozumieć ten stan? Tyle dobrego, że Alecto zgodziła się poświęcić mu ten wieczór na współtowarzyszenia podczas mieszania krwi z alkoholem. Castiel już nie pamiętał kiedy ostatnio trzymał w ustach alkohol, pominąwszy dzisiejsze dwa łyk whiskey. To przez nią zatęsknił. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 04 Sie 2018, 16:46 | |
| Wchodząc do pubu, odszukując wzrokiem Castiela, patrząc na niego już mogła wywnioskować, że nie wszystko jest w porządku. Wiadomość, którą otrzymała już powinna dać jej do myślenia, choć ich relacje były dobre, rzadko kiedy po rozstaniu pokazywali się razem publicznie. Tylko burzliwe wydarzenia w życiu mogłyby ich skłonić do tak desperackiego czynu, Alecto zdawała sobie doskonale z tego faktu sprawę, dlatego kiedy tylko usiadła uważnie zmierzyła chłopaka wzrokiem. Przenikliwe spojrzenie omiotło jego nieco zgarbioną sylwetkę, ponurą minę oraz oczy, które pozbawione blasku przywoływały na myśl najciemniejszą noc, tą która budzi w ludziach ochotę ucieczki przed własnym cieniem. Zignorował uśmiech blondynki, w który włożyła niezwykle wiele wysiłku, ona od jakiegoś czasu również nie miała ochoty do zachowywania pozorów uprzejmości, a jednak… uczona przez lata dwornej etykiety potrafiła oszukać każdego. Westchnęła cicho, wręcz teatralnie przecierając drewniany stolik dłonią, strzepując z niej „kurz”, założyła nogę na nogę prostując się. Wzięła kartę do ręki, chowając się, chciała dać mu czas. Widziała Horna w praktycznie każdym możliwym stanie, jaki powinien być znany dwóm osobą, która od kilku lat łączy relacja. Widziała go radosnym, pogodnym, energicznym, kiedy to knuł kolejny swój psikus, który miał wpędzić Filcha czy innego przedstawiciela grona pedagogicznego. Widziała go zatroskany, zdołowanym, złym czy rozgniewanym, ale nigdy nie widziała go tak bezradnego. I było w tym widoku coś rozdzierającego, jeden rzut oka na jego skuloną sylwetką wystarczył, by ocenić sytuację, a wnioski jakie wyciągnęła, wcale jej się nie podobały. -Wezmę polędwicę Wellingtona i czerwone wytrawne wino, jeżeli mają jakieś dobre, dla kota... – spojrzała na zwierze, którego głównym zajęciem było demolowanie stolika –… może jakieś paluszki rybne? A ty na co masz ochotę? – zapytała opuszczając menu na stół, skupiając swoje spojrzenie na brunecie. Przez chwilę zastanawiała się, jak delikatnie podjąć temat, który wywołał w chłopaku takie spustoszenie, lecz ostatecznie poddała się. Owijanie w bawełnę nigdy nie wychodziło jej zbyt dobrze. – Już teraz powiesz mi kto ci to… – tu wskazała na niego oraz kwiatka który ucierpiał –zrobił czy muszę cię najpierw upić? - zapytała unosząc w górę prawą brew, chciała dodać coś jeszcze, ale w tym momencie pojawił się przy nich kelner, z najbardziej sztucznym uśmiechem jaki Alecto miała ostatnimi czasy oglądać. -Poprosimy dwa razy polędwice Wellingtona, butelkę najlepszego czerwonego wina jakie macie, wytrawnego oczywiście, do tego paluszki dla futrzaka, i butelkę najlepszej whisky oraz dwie szklanki. Dziękuje – oznajmiła zanim ten zdążył się odezwać, tonem nieco niegrzecznym, jednak doskonale dającym do zrozumienia, iż nie życzy sobie, aby ktoś im przeszkadzał. -Więć… słucham – powiedziała, stukając rytmicznie paznokciami o drewniany blat.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Wto 07 Sie 2018, 20:03 | |
| Nie wykazał żadnego zainteresowania manierami Alecto. Postawa, uśmiech, gest, sposób poruszania - znał to już na pamięć. Dla Castiela to było jedynie przesadnie dobre wychowanie charakterystyczne dla dziewcząt wysokiego rodu. Od czasu do czasu rozpoznawał rodzaj uśmiechu jaki Alecto układała na ustach. Zdarzało się, iż odgadł jak wielce jest sztuczny i formalny. Dzisiejszego wieczoru nie planował odpowiadać przesadnie tym samym. O ile w szarej codzienności wykazywał przejaw dobrych manier choćby w przepuszczaniu w drzwiach, zajęciu krzesła dopiero po tym jak płeć piękna usiądzie, tak dzisiaj nie pokwapił się, aby wstać. Jedna dziewczyna skutecznie napsuła mu w nastroju i tym razem nie było to czcze marudzenie, narzekanie czy zrzędzenie. Wprawne oko mogło dostrzec w jego zobojętniałej postawie mentalne udręki. Na nie jest tylko jeden lek - alkohol. Przed osiągnięciem pełnoletności raczył się piwem korzennym, owocowym i tym mocniejszym, który udało się przemycić przed czujną kadrą pedagogiczną. Dzisiaj nie miał takich ograniczeń. Według prawa był dorosły, a więc postanowił wlać w siebie tak wiele alkoholu aż padnie nieprzytomny. Zachowywał się jak masochista. Wypić jak najwięcej, cierpieć największego kaca stulecia - wszystko, aby nie myśleć o Nessie, która uparcie krążyła w jego umyśle niczym upierdliwa mucha. - To, co ty. - machnął ręką. Nie sądził, aby jakakolwiek potrawa zrobiła na nim wrażenie. Mógł zjeść wszystko, a nie poczułby smaku. Jak można sądzić, że zakochanie w kimś "uskrzydla"? Toż to same kłopoty, zmartwienia a nawet i zagrożenie dla zdrowia. Człowiek odurzony pochodną miłości traci zainteresowanie jedzeniem, cierpi na bezsenność, roztargnienie, dekoncentrację, trudności z nazywaniem swoich odczuć et cetera et cetera. Taki stan zachęcał do pomyłek przy eliksirach bądź zaklęciach. Castiel zmielił w ustach przekleństwo. - Musisz mnie najpierw upić. - odpowiedział od razu, bez cienia wahania. Gardło zaciskało się z każdą upływającą minutą. Walka z własnymi myślami wyczerpywała również fizycznie. Już teraz Horn oddychał jakoś inaczej, płycej. Przeklęte dziewczyny. - Przystopuj. Nie będę mieszać whiskey z winem. Miałem za to płacić, ale wolę zachować nerki i wątrobę. Nie zostawisz tu nawet knuta. - na ulotną chwilę ożywił się, by chłodno zwrócić uwagę pannie Carrow. Owszem, wiedział, że pochodzi z bogatej rodziny, ale jakaś męska duma ma tu prawo głosu. Przyjrzał się Ślizgonce już z żywszym błyskiem w oku. Zagalopowała się wierząc, że stan Castiela uprawnia ją do rządzenia się i dyrygowania. Zawołał kelnera i kazał mu wywalić z zamówienia wino. Upicie się do nieprzytomności jest ich celem, jednak wypadałoby delektować się alkoholem, na które zaoszczędził gaelony. Żadna panna Carrow nie będzie mu tego utrudniać. Miał w nosie jej protesty i spojrzenie godne bazyliszka. Westchnął, zerkając na kociego bandziora rozłożonego jak placek na samym środku ich stolika. Absurd. - Słucham? - uniósł brwi powtarzając jej słowo w formie pytania. Powiódł do niej spojrzeniem i zapamiętał jej aktualny wygląd. Porówna go sobie do jutrzejszego poranka. Teraz jest jedną z najładniejszych dziewczyn - powinien odczuwać dumę z jej obecności, jednak czcze uwielbienie przeszedł sześć lat temu, gdy ją poznał. Na dzień dzisiejszy mogła równie dobrze nałożyć na siebie worek po ziemniakach, a i tak zamówiłby dla niej kolejkę. Castiel oglądał ludzi z innej perspektywy. Inszej, niż ta oczywista i najbardziej widoczna. To między innymi najpierw związał się z Alecto. Traktował ją po swojemu, nie przestrzegając ustalonych zasad moralnych chyba, że na to naciskała. Teraz Nessie. Uważana za dziwadło i wariatkę, a traktował ją również w swój sposób. Czemu do cholery musi się w kimkolwiek zakochiwać? Nie wystarczy mu już alkohol? - Upij mnie, Al. Nigdy cię o to jeszcze nie poprosiłem, ale dzisiaj muszę. Upij mnie bo inaczej zrobię coś paskudnego. - spoważniał. Potarł dłonią policzek jakby próbował pozbyć się z twarzy zmęczenia. Zapatrzył się na guzik zapinający jej kołnierzyk. Patrzył na niego nieobecnym wzrokiem, podejmując ponownie żmudną i syzyfową walkę z myślami. Kiedyś uda mu się wywalić z umysłu i serca przeklętą Nessie. Wystarczy zamienić krew w żyłach na alkohol i uczucia do Krukonki osłabną. Muszą, to jedyne wyjście. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sob 11 Sie 2018, 21:27 | |
| Brak zainteresowania, uszczypliwych zaczepek skierowanych w jej stronę czy zawadiackiego uśmieszku goszczącego na ustach Castiela, ilekroć miała okazję z nim przebywać było zjawiskiem niecodziennym, budzącym w panience Carrow pewną obawę, że coś musi być nie tak. On, zazwyczaj skory do żartów, rzucania głupich komentarzy czy też komentowania każdego jej kroku czy gestu, teraz siedział potulny niczym baranek, pogrążony w czeluściach własnego umysłu. Mina wyrażająca więcej niż słowa, dająca Alecto jasny obraz sytuacji. Już kiedyś widziała kogoś podobnego. Przygaszone oczy, które nagle straciły naturalny blask, usta układające się w cienką linie, niezdolne nawet do wymuszonego uśmiechu i ta chęć zapomnienia, która możliwa była jedynie dzięki dużej ilości wysokoprocentowego alkoholu. Widziała kogoś podobnego za każdym razem kiedy patrzyła w lustro, ta wizja prześladowała ją i choć usilnie próbowała z tym walczyć, każda podjęta próba kończyła się fiaskiem. Westchnęła zdając sobie sprawę z jak wielkim problem boryka się Ślizgon, jednocześnie będąc pewną, że nie jest odpowiednią osobą, by mu doradzać. Potrzebował towarzystwa blondynki, potrzebował alkoholu, zapewne pragnął zapomnieć, ale czy potrzebował rady? Nie miała, co do tego pewności, dlatego nie zamierzała udzielać mu złotych porad, które sama niejednokrotnie słyszała, one zawsze były do niczego. Tylko osoba ze złamanym sercem potrafiła zrozumieć drugą taką osobę, jednocześnie nie wypowiadając chociażby zdania. Niczym za pomocą magicznej gumki zmazała z ust sztuczny uśmiech, a jej zatroskana mina wydawała się taka ludzka. Nie pasująca do nazwiska i reputacji Carrow. W pierwszej chwili chciała chwycić jego dłonie w swoje, gest prosty, który zawsze działał w zależności od sytuacji – dodawał otuchy, powodował że w drugim człowieku rodziła się odwaga czy po prostu świadczył o tym, że nie jest się samemu. Jednak szybko porzuciła tą myśl, ostatecznie kładąc je przed sobą na drewnianym blacie. -Jestem gotowa podjąć się tego wyzwania – odpowiedziała uśmiechając się niepewnie, nigdy wcześniej nie miała okazji pić z Hornem, dlatego też nie znała poziomu wypitego alkoholu, który rozwiązywał język chłopaka. Pewna obawa zrodziła się w blondynce, choć ostatnio piłą nieco więcej niż wypadałoby damie, nadal miała słabszą głowę niż większość uczniów domu Salazara. Przez chwilę rozważała czy próba przed którą postawił ją chłopak i dla niej nie zakończy się tragicznie. Od czasu gdy Daniel wrócił, świadomość jego obecności, tego, że jest gdzieś niedaleko pozbawiała ją zahamowań, ona również pragnęła zapomnieć. O nim, o tym że był, o tym że jest. Ucieczka w alkohol nie była wyjściem, blondynka doskonale o tym wiedziała, ale teraz była tu dla Castiela. On. Alecto Carrow, stawiała kogoś ponad siebie. To irracjonalne. Zmierzyła go wzrokiem, mrużąc przy tym gniewnie oczy. –Bo… Ty mi zabronisz? – burknęła wręcz z wyrzutem, był ostatnią osobą która mogłaby jej czegokolwiek zabronić. Męska duma, ego… zapewne dla mężczyzn miało to ogromne znaczenie, jednak ona nie zamierzała się tym przejmować. Była w dużo lepszej sytuacji finansowej niż jej towarzysz, i zamierzała ten fakt wykorzystać. Konflikt, w który dodatkowo popadła z rodzicami oraz bratem potęgowały chęć wydawania gaelonów na ludzkie uciechy. Z wyraźnym zainteresowaniem obserwowała kociaka, który niezwykle upodobał sobie ich stolik, tym razem rozwalając się na jego środku. Zadziwiając jak z wielką pewnością siebie dokonał tego czynu, nie bojąc się że ona lub chłopak przegonią go machnięciem ręki lub co gorsza różdżki. Wzruszyła ramionami, ponownie przenosząc wzrok na Ślizgona, jego nieobecny wzrok, błądzenie myślami w zakamarkach umysłu było czymś nieprawdopodobnym, zaczęła zastanawiać się, co za chora osoba doprowadziła go do takiego stanu. Jakim człowiekiem, a raczej bestią trzeba być, aby pozbawić go castielowego uśmiechu i tego błysku w oczach, którego nawet ona nie była w stanie ugasić. -Paskudnego? Ty? Jakoś mi się wierzyć w to nie chce – stwierdziła z sarkazmem, jakby alkohol dodatkowo nie skłaniał do robienia rzeczy nieodpowiednich, najczęściej pozbawionych sensu. Oparła głowę na dłoniach nie przestając go obserwować, kiedy na ich stoliku pojawiły się dwie szklanki oraz cała butelka whisky, którą przyjęła z wyraźnym zadowoleniem. Od razu rozlała złoty płyn do przeźroczystego szkła. –Więc za co dziś pijemy? – zapytała.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Nie 12 Sie 2018, 13:16 | |
| - Ty zawsze podejmujesz wyzwanie. - powiedział, nie skupiając się za bardzo na wypowiadanych słowach. Czuł się martwy w środku, wyczerpany emocjami, które spadły na jego barki nagle, niespodziewanie. Walka z myślami nie przynosiła oczekiwanego efektu. Próbował, na gacie Merlina, próbował skoncentrować się na drzemiącym kocie, który postanowił zawładnąć ich stolikiem. Gdy skończyło się to fiaskiem, wytężył wzrok i przyjrzał się Alecto wierząc, że wysilenie się na czujną obserwację twarzy dziewczyny ułatwi mu oderwanie myśli od sedna problemu. Dzięki temu zauważył zmianę w jej mimice. Wydawało mu się, że był świadkiem rzadkiego zjawiska, które doświadczył raptem dwukrotnie za czasów, gdy tworzyli coś na kształt "pary". Czy to szczere zaniepokojenie? Szybko to zakamuflowała, więc nie miał co do tego pewności. Jeśli miał rację, to znaczy, że musiał wyglądać znacznie gorzej niż się czuł. Nie skomentował tego, choć zerknął na jej dłonie, wysunięte do przodu, w jego kierunku. Ten gest, choć zwyczajny, wywołał bardzo kiepskie wspomnienie. Stłumił w gardle stęknięcie i przymknął oczy na całe dwie sekundy, kiedy obraz z Pokoju Życzeń postanowił go zaatakować. Moment, w którym Nessie splotła z nim palce. Tak łatwo go wtedy uspokoiła, gdy był na skraju wybuchu złości. Castiel potrząsnął głową i wrócił do rzeczywistości. Siedzenie we wspomnieniach nie przyniesie niczego dobrego. Trzykrotnie powtórzył w myślach imię Alecto, byle pozbyć się poprzedniego. Nic nie zrobił sobie z gniewnego spojrzenia, jakie Ślizgona do niego posłała. Chciałby się zirytować i odpowiednio zareagować. Sprawiłoby mu przyjemność wdanie się z nią w słowną potyczkę i wzajemne udowadnianie swoich racji. On by upierał się o naruszeniu stanu swojej sakiewki, ona zaś ignorowałaby to i robiła po swojemu. Rozmasował swój kark akceptując fakt, że nie ma teraz na to najmniejszej ochoty. - W ciągu minionego tygodnia miałem ochotę wyrwać jaja trójce chłopaków, dopuścić się porwania i próby morderstwa. Zdewastowałem pokój życzeń, omal nie zniszczyłem dla zabawy własnej miotły, nie dolałem środka przeczyszczającego do soku pewnego dupka. Co kilka minut mam ochotę wstać i kogoś skrzywdzić, ot tak, dla ulgi. - nachylił się w jej kierunku i zniżył głos. Sam Castiel był świadom, że przez ostatni czas nie był sobą. Dla niego zabawa ma inne znaczenie i zdecydowanie woli oddawać się jej w wąskim gronie, wśród wybranych. Przez moment bardzo dokładnie widział twarz Alecto. Zauważył, że coś się zmieniło od czasów, gdy oglądał ją z takiej odległości codziennie. Nie umiał wychwycić tej zmiany, kojarzyło mu się jedynie z nostalgią, jednak nijak nie pasowało mu to do charakteru Al. Za kim bądź za czym nagle zatęskniła? Nie zadał pytania, z góry wiedząc, że spotka zamknięte drzwi. Może później je sforsuje, gdy whiskey oswobodzi jego umysł z ciężkich myśli. - Więc jeśli mówię, że chcę zrobić coś paskudnego to nie są czcze słowa. - dokończył i wrócił do poprzedniej pozycji. Wściekłość zachęcała go do czynności destrukcyjnych. Nie wspomniał ani razu o Nessie. Ani o tym co zrobiłby na lekcji łączonej podczas wizytacji urzędnika. Nie zająknął się na temat rozdrażnienia zachowania Agnes. Nad jej niepoczytalnością i tępotą, na którą ostatnimi czasy cierpiała. Czujne spojrzenie Alecto również go mierziło. Przyglądała mu się jakby w obawie, że za chwilę miał strzelić sobie jakimś zaklęciem spalającym prosto w skroń. Omijając rozłożone cielsko kota wysunął rękę po szklankę ze złotym płynem. O ironio, niedawno stłukł całą butelkę. Teraz okazuje się, że potrzebuje tego cudu w żyłach, jeśli ma w poniedziałek jako tako poprawnie funkcjonować. Alecto zadała mu trudne pytanie. Za co dzisiaj piją? Z pewnością nie za zdrowie. Kusiło go, by powiedzieć, że za krzywdy, których życzy kilku osobom. - Za dzisiejszy wieczór. - spojrzał jej prosto w oczy. Stuknęli się krańcem szklanic, a po chwili czuł w ustach palącą whiskey. Nie wypił duszkiem mimo wielkich chęci. Po chwili do stołu zostało przyniesione zamówione danie. Castiel sięgnął po kota i jedną ręką chwycił go pod przednimi łapami. Położył go na oparciu fotela, lekceważąc pełen wyrzutu miauk. Nie miał ochoty jeść, jednak bez pełnego żołądka upije się po drugiej szklance, a to niezbyt mu pomoże. Chciał przejść cały proces wstawienia się, lekkiego pijaństwa, porządnego i aż do nieprzytomności. Chciał przestać myśleć o tej przeklętej Temple. - Powiedz mi jedną rzecz, Al. - uniósł wyzywająco podbródek. - Dostałem to, czego chciałem. Chciałem, być przez kogoś znienawidzony. Byłem pewien, że wtedy odpowiem tym samym. Dlaczego to, kuźwa, nie podziałało? - potarł kciukiem szklankę i westchnął. Podał kotu jego zamówione żarcie, a robił to już odruchowo jako posiadacz wszystkożernego kotowatego. Z niechęcią wziął się za konsumpcję mięsiwa, które Alecto postanowiła im dzisiaj zamówić. Jak się spodziewał, danie było dla niego bez smaku i bez aromatu. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Sro 22 Sie 2018, 14:50 | |
| Widziała. Widziała delikatną mimikę jego twarzy, drżące w napięciu mięśnie, przyjęta postawa, która mogła wskazywać tylko jedno – moje życie właśnie legło w gruzach. Czujnym spojrzeniem obserwowała go, przeważnie był chodzącą kulką radości, której tylko czasem włączał się tryb „złośliwy gnom”, bywały dni kiedy „bez miotły nie podchodź”, ale tego typu sytuacja kryzysowa należała do rzadkości, trzeba było zażegnać ją w zalążku, a Alecto Carrow, nieskromnie mówiąc w ostatnim czasie stała się w tym ekspertem. Wyzbyła się chęci skomentowania jego słów, choć prawdziwy wywoływały w niej swego rodzaju odrazę. Wyzwania – bezsensowne, rzucane na wiatr słowa, a i tak podejmowała się ich, nawet jeżeli były wręcz irracjonalne. Szukała czegoś, niebezpieczeństwa które nadałoby jej życiu większego sensu. Czegoś lub kogoś, co zawładnie jej myślami wypierając jednocześnie te, krążące wokół Blaisa. Studiowała uważnie jego twarz, drgające mięśnie, leciutkie kurze łapki i zmarszczki niedaleko ust. Zwróciła uwagę na sposób, w jaki co jakiś czas nieświadomie przeczesywał swoje włosy. Była w stanie dostrzec głębie ciemnego spojrzenia, jakim ją co chwile obdarzał - jego oczy nie były takie jak kiedyś, teraz przygaszone, bardziej przywoływały na myśl człowieka zniszczonego, przepełnionego goryczą niż roześmianego nastolatka, cieszącego się życiem. Słowa wypowiadane przez Ślizgona jedynie potwierdzały jej przypuszczenia, nie miała pojęcia, co wydarzyło się w życiu Castiela wywołując w nim tak wielką zmianę, jednak im dłużej się mu przyglądała tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że przyczyną jego obecnego stanu była dziewczyna. Westchnęła cicho pod nosem, skupiając się na zwierzaku, który zaczął trącić ją mokrym nosem, domagając się więcej uwagi z jej strony. Uśmiechnęła się delikatnie, drapiąc kocura za uszkiem, w odpowiedzi usłyszała cichy pomruk zadowolenia. –Oboje wiemy, że przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem – skwitowała kierując swoje spojrzenie ponownie na bruneta. Uśmiech goszczący na ustach blondynki zniknął tak szybko jak się pojawił. Zły nastrój Castiela udzielał się również jej, pomimo ochłodzenia ich relacji w chwili rozstania, nadal szanowała go, darząc niezrozumiałą dla wielu – głównie Amycusa – sympatią. Mówiła jedno, nie chciała aby pakował się w niepotrzebne kłopoty, ale oboje doskonale wiedzieli, że jeżeli zaszła by taka potrzeba pomogłaby mu, kierowana nie tylko czystą i bezinteresowną chęcią pomocy, była egoistką. Wygładziła dłońmi sukienkę, której materiał nieco zagniótł się w jednym w miejscu. Perfekcja. Tego oczekiwała od swojego wyglądu, zupełnie jak jej rodziciele. Perfekcyjny wygląd, perfekcyjne zachowanie... zawsze musiała być idealna. Na Merlina! Gdyby tylko jej matka zobaczyła ją – pijącą w barze z chłopakiem, którego pochodzenie nadal pozostaje zagadką. Skandal, kolejny. Kącik jej czerwonych ust uniósł się nieco ku górze, myśl ponownego zagrania na nosie własnej rodzinie wprawiała blondynkę w dziwne uczucie podekscytowania oraz radości. Po raz kolejny jej myśli zbłądziły na nieodpowiednie tory, dopiero kiedy usłyszała głos chłopaka wróciła do zajmowanego stolika. -Nie śmiem w to wątpić widząc twoją minę – odparła – Tylko zastanawiam się, co takiego musiało się wydarzyć? Czyżby miała z tym coś wspólnego tą Krukonką? – zapytała pełnym obrzydzenia tonem, cóż za szatan pokusił ją by poruszać temat tej irytującej brunetki. Myślami wróciła do lekcji łączonej, przerysowanego zachowania panienki Temple i wzburzenia jakie wywołało ono w Castielu. Nie potrafiła pojąć, jak on mógł obdarzyć tą dziewczynę uczuciem. Dla niej była to przerysowana karykatura, która szukała jedynie okazji do tego by zabawić się innymi, traktowała ludzi jak swoje marionetki, grając przed nimi swój zabójczy spektakl – jego ofiarą stał się jej były. Zacisnęła palce w pięści, złość którą ją ogarnęła była wręcz destrukcyjna. Ciało blondynki spięło się nienaturalnie, źrenice rozszerzyły znacznie, kiedy kolejna fala przepłynęła przez jej żyły. Musiała chwilę odczekać aby się uspokoić, cisza która zapadła między nimi na dłuższą chwilę pozwoliła jej na opanowanie destrukcyjnych myśli oraz chęci wytargania za kudły Nessy. Uniosła swoją szklankę, z wymuszonym uśmiechem stukając nią o szkło chłopaka, które wydało charakterystyczny dźwięk. Wypiła całą zawartość jednym chłystem, krzywiąc się delikatnie kiedy palące uczucie wypełniło jej przełyk, nieprzyjemne a jednocześnie tak bardzo potrzebne, by ukoiło nerwy. Spojrzenie pełne wyrzutu, którym ją obdarzył skłoniło dziewczynę do tego, by skupiła się na przyniesionym posiłku. Wiedziała, że będzie zły, zbyt wcześnie poruszyła temat Temple, jednakże nie lubiła odwlekać w czasie tego, co i tak było nieuniknione, dodatkowo ciężko było ukryć przed nią fakt, jakie emocje wywoływała w nim dziewczyna. Posłała w jego stronę przepraszające spojrzenie, okraszone uroczym uśmiechem, który sprawiał że musiał wybaczyć jej wszystko co złe. Pytanie, wymagające chwili dłuższego zastanowienia. Przywołujące niechciane wspomnienia, których fala zalała jej umysł. Umilkła na dłuższą chwilę, zastanawiając się co powinna powiedzieć. Miała wrażenie, że cokolwiek odpowie, nie będzie to odpowiedź, której Castiel oczekuje. Z własnego doświadczenia wiedziała, że nie tak łatwo jest nienawidzić, nawet jeżeli jest to rzecz, której pragnie się najbardziej. -Bo to łatwe jest tylko w teorii – stwierdziła, bawiąc się groszkiem znajdującym się na talerzu, który nabierała na widelec, by ten ponownie po chwili lądował na talerzu. –Oczekujesz, że nienawiść jest na tyle silnym uczuciem, aby zamaskować te inne, jednak to głupia nadzieja. Kolejnego ranka budzisz się a pierwsza myślą, która rodzi się w twojej głowie jest on… czujesz że czegoś brakuje w twoim życiu, tak jakby cząstka ciebie odeszła i nie zamierzała wrócić. Najpierw przychodzi złość, przepełnia cię, myślisz że jest dobrze, bo przecież postanowiłeś nienawidzić, jednak z każdym kolejnym dniem ona znika, przychodzi smutek, właśnie wtedy uświadamiasz sobie jak wielki błąd popełniłeś, wspomnienia zalewają twój umysł, nie pozwalając byś zapomniał, bo przecież to on jest częścią ciebie, bez niego nie jesteś sobą. Szukasz pocieszenia… alkohol, sport, niszczenie życia innym, to wszystko i tak na nic. Uświadamiasz sobie, że nienawiść to żadne wyjście, że chcesz być przy tej osobie, ratować z opresji, widzieć jej uśmiech, nawet jeżeli ona już tego nie chce… – kontynuowała swój wywód, jakby odpływając myślami. Lekko zamglonym wzrokiem wpatrywała się w palącą świece, której płonień przygasał, by po chwili zaświecić pełną mocą. Dopiero szmer przesuwanego talerza wyrwał ją z zamyślenia, kot powoli kończył swój posiłek, kiedy oni nawet go nie zaczęli. –Więc powiedz mi jedno Castiel – powiedziała patrząc intensywnie w jego oczy –Czy nienawiść naprawdę może być silniejsza niż miłość, jeśli się kogoś kocha? – zapytała dając mu jednocześnie do zrozumienia, że jeśli ktoś potrafi znienawidzić, to wcale nie kocha.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Czw 23 Sie 2018, 19:44 | |
| Westchnął z rezygnacją, dłubiąc jednocześnie widelcem w talerzu. Nie da się pamiętać o zapominaniu. Tylko tyle mu pozostało. Nie był pewien czy ma w sobie jeszcze werwy aby zawalczyć o Nessie, by ją do siebie jednak przekonać. Nie mógł po prostu do niej iść i próbować z nią rozmawiać. To było niewykonalne, poza tym nie umiałby jej niczego nowego powiedzieć. Zapewne skończyłoby się to kolejną kłótnią i wyzwiskami, a nie umiał... nie wiedział jak ma ją zacząć nienawidzić. Ilekroć ją spotykał, niewidzialne siły pchały go w jej stronę, szukały banalnych pretekstów, które mógłby wznieść na poziom wagi państwowej. Castiel miał świadomość, że nawet gdyby Nessie go nie nienawidziła, nie mógłby być dla niej wciąż tą samą osobą. On nie jest nikim pośrodku. Biel bądź czerń. Przyjaciel bądź Wróg. Jako wróg łatwiej trzymał się od niej z daleka, ale za to dwakroć szybciej jego dusza się wykrwawiała. Tak bardzo nie chciał się w niej zakochiwać. Po raz setny przeklął dzień, w którym los kazał mu ją wyłowić z dna jeziora. Czuł na sobie czujny wzrok Alecto. Nie wpatrywała się w niego tak jakby chciała go spojrzeniem zranić. Nie ciskała weń piorunów, tylko badawczo szukała czegoś w jego twarzy. Ciekaw był co odkryła. Podniósł na nią spojrzenie, całkowicie odpuszczając maskowanie tego, co obecnie najsilniej odczuwał wobec Nessie. Było mu wszystko jedno jak Ślizgonka zareaguje. Czy opluje się ze śmiechu, czy zacznie go karcić i łajać za słabość czy cokolwiek innego. Dałby się nawet rąbnąć zaklęciem, bo to odwróciłoby jego myśli od tej najsłodszej i najboleśniejszej. Mina Alecto nakazała mu wzmóc czujność. Nastroszył brwi i odłożył widelec obok talerza. Uśmiechała się do obcego kocura. W taki sam sposób jak do jego Bezy, ogólnie nielubianej wśród młodocianych mieszkańców lochów. Tknęła go nagła i bardzo widoczna zmiana mimiki, gdy skierowała na niego wzrok. To on zgasił jej uśmiech. Tak samo jak był sprawcą gniewu sączącego się teraz z Nessie. Miał wyjątkowego pecha do dziewczyn. Kończył ze szklanką alkoholu w dłoni i przeczuciem, że nie ma sił podnieść się rano z łóżka. Ness nie będzie czekała na niego przed klasą, nie skrytykuje jego ubioru i nie rzuci żartem na powitanie. Pozostało więc upić się do nieprzytomności i wierzyć, że jakoś to będzie. Zostały trzy miesiące szkoły i wtedy... zamknął oczy, gdy zdał sobie sprawę, że ona dalej nie będzie go chciała widzieć. Ze ściśniętymi powiekami upił łyk whiskey i wykrzywił się czując ognisty płyn parzący całą długość przełyku. Otworzył oczy gwałtownie. Alecto ruszyła na głos temat, którego starał się póki nie nazywać imieniem. Posłał jej lodowate, pełne wyrzutu spojrzenie i zacisnął zęby, by jej nie zwyzywać i zwyczajnie nie wybuchnąć ledwie opanowaną złością. Tyle dobrego, że nie wypowiedziała imienia Nessie na głos. Ilekroć słyszał je w myślach to pojawiała się jej wykrzywiona gniewem okrągła buzia. Z wyrazistymi piegami i czerwonymi policzkami. Oczy ciskały gromy, usta wyrzucały z siebie przekleństwa. Potem odwracała się plecami i jej nie było. Zostawiała za sobą głośno dudniące serce i skrzypiące stare drzwi, które jak na złość nie chciały się domknąć. Alecto posłała mu uśmiech z rodzaju nieugiętego i chcąc nie chcąc porzucił plan wycedzenia przez zaciśnięte zęby co myśli na temat jej głupiego posunięcia. To dopiero pierwsza szklanka whiskey. To za wcześnie, by był w stanie wydusić z siebie odpowiedź. Nie przytaknął, nie zaprzeczył czy to o nią właśnie chodzi. Co innego miałoby go trapić? To Nessie dostarczała mu atrakcji, wrażeń i adrenaliny. Wielokrotnie słyszał kąśliwe uwagi Alecto dotyczące towarzystwa w jakim wciąż się obraca, lecz zrzucał to zawsze na karb zazdrości. Przecież to była Temple. Agnes, Ness, zołza i jędza, Ness, do której obecności przyzwyczaił się tak jak do oddychania. Katował się brzmieniem jej imienia w myślach. Dopił resztę whiskey i czekał z utęsknieniem na znajome przyjemne otumanienie. Każde następne słowo padające z kształtnych ust Alecto odczuwał jak solidną Drętwotę rzuconą w sam środek jego klatki piersiowej. Wyprostował się i odsunął plecy do oparcia. Spojrzał na talerz jakby miał tam znaleźć truciznę, która po spożyciu pozwala otoczeniu czytać w jego myślach. Chciał warknąć, by przestała mówić i zdradzać jego emocje. Nie powinna mieć o nich bladego pojęcia, wszak nie zwierzał się z nich, nie jej. Nie znała go aż tak dobrze mimo, że byli niegdyś razem. Nie miała żadnych podstaw, by wiedzieć co się dzieje w jego duszy, a jednak... trafiała bezbłędnie. Wbrew sobie poruszyła go i musiał spojrzeć na nią z pewnej odległości. Ona nie mówiła... o nim. To niemożliwe. Alecto opisywała część siebie... Castiela zatkało. Próbował dorwać się do jej myśli i wyczytać je z jej twarzy, ale wpatrywała się w świecznik; nie drgnęła jej nawet powieka. Pobladły, jeszcze bardziej zmęczony sięgnął po butelkę whiskey i nalał im po kolejnej porcji. Wsunął szklankę w dłoń Alecto, muskając jej skórę przy podawaniu. - Musi być silniejsza. - usłyszał swój przytłumiony głos. - Musisz coś zrozumieć. - nachylił się ku niej i szeptał, a w jego oczach miotał się ból czystej postaci. - Ja nie mam prawa jej kochać. To wbrew wszystkiemu. Muszę nienawidzić, więc łatwiej mi jest, gdy nie chce mnie widzieć. Jednocześnie mam ochotę wzlecieć na miotle jak najwyżej i tam wrzeszczeć z wściekłości. Pewne uczucia nie mają prawa bytu. - nie wierzył w to, co mówi. Wmawiał sobie, że musi ją nienawidzić, a gdy tylko zapadał zmrok, jego myśli uciekały w kierunku wieży Ravenclawu. Ręka zapisywała na pergaminie tysiące słów, zdradzieckich i okrutnie szczerych. Wszystkie lądowały w ogniu, a on przybierał maskę zobojętnienia, choć w środku chciał wyć ze wściekłości. - Mówią, że od miłości do nienawiści jest jeden krok. Chcę zrobić ten krok, Alecto. - odsunął się i po raz trzeci zamoczył usta w whiskey. Na karku i na czole perlił się już pot. Odsunął od siebie talerz z ledwie napoczętym jedzeniem. Tknął go sposób w jaki interpretowała jego mimikę. Mówiła tak, jakby uchylała rąbka tajemnicy samej siebie. Nie miał pojęcia, że i ona mogłaby... zakochać się tak naprawdę. Nie dla żartu, nie dla szpanu, ale tak mocno i autentycznie. To ona mogłaby mieć ciężko, wszak pochodzenie z rodu czystokrwistego niesie za sobą obowiązek wybrania na męża odpowiedniej osoby. Tam serce nie ma nic do powiedzenia... Posłał jej długie i zamyślone spojrzenie. Nawet nie zorientował się, że pierwszy raz w życiu powiedział na głos, że kogoś kocha. Przyznał się i jeszcze nie był tego świadomy. Nie mógł oderwać oczu od Alecto. Zaintrygowała go, przyciągnęła jego uwagę i nakazała mu wpatrywać się weń z większą czujnością. - Znam? - zapytał cicho, prawie niesłyszalnie. Dał jej wybór. Mogła udać, że nie zadał tego pytania i przejść do etapu upajania się albo... iść dalej torem, odsłonić się tak jak on to chwilę temu zrobił. W jego umyśle powoli pojawiała się przyjemna mgiełka. Bardzo powolna i leniwa lecz w żaden sposób nie przeganiała głównej myśli, która wciąż zżerała kawałek po kawałku jego duszy. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Pią 24 Sie 2018, 10:46 | |
| Mówią, że czas leczy rany… to jedno z wielu zdań wypowiadanych zbyt pochopnie i przez niewłaściwą osobę. Czas nie leczy ran, może przyzwyczaja do bólu, może je zagłębia, ale blizny zawsze zostaną. Z czasem będą się jedynie zmniejszać, ale żadna z nich nie zniknie całkowicie. Są niczym tatuaże, których nic nie zmaże, zdradzając małe urywki naszego życia. Niektóre z nich bolą w chwili ich robienia, niektóre jakiś czas po, są też takie, których ból towarzyszy nam przez całe życie. Najgorsza jest jednak świadomość, że nie możemy zrobić nic by ten ból załagodzić. Tylko i wyłącznie od nas samych zależy czy zdołamy go przełknąć, czy będziemy w stanie podnieść się z głębiny czy osuniemy się w najczarniejsze dno żalu i rozpaczy. Podświadomie każdy z nas o tym wie, Castiel również to wiedział. Teraz stał na rozstaju dróg, gdzie jeszcze niedawno i ona się znajdowała. Nie potrafiła dokładnie odczytać jego myśli, jednocześnie wpatrywała się w niego uważniej, chcąc odczytać jak najwięcej z jego postawy, wykonanego gestu - czasem słowa zdawały się być zbędne. Pochłonęły go własne myśli, a cisza panująca przy ich stoliku dla Alecto zdawała się trwać wiecznie, z niecierpliwością wymalowaną w oczach oczekiwała jego odpowiedzi, która w jakiś sposób ukazałaby jej cel dzisiejszego spotkania. Pod osłoną wspólnego picia kryć musiało się dużo więcej, była tego pewna. Mimo wszystko wykazywała się niezwykłą cierpliwością, która nigdy przecież nie leżała w jej naturze. W chwili gdy maska na co dzień zdobiąca twarz chłopaka opadła subtelny uśmiech pojawił się na jej ustach. Złowroga i poważna postawa arystokratki, którą zawsze starała się przybierać zmiękła pod wpływem bursztynowych oczu, wypełnionych tak dużo ilością sprzecznych uczuć, że nawet ją to przytłoczyło. Dopiero po chwili oderwała od niego swój błękitny wzrok, sytuacja w której się znaleźli sprawiała, że przestawała być tym kim była i powinna być przez całe swojego dotychczasowe życie. Był nieodpowiednim kompanem, w przeszłości często krytykowanym przez Amycusa. Jednak ani wtedy ani teraz panienka Carrow nie przejmowała się tym faktem, Cas był jednym z nielicznych osób, przy których mogła wyzbyć się chociaż części swoich masek. Chłopak był jak tykająca bomba, która w każdym momencie może wybuchnąć raniąc ją swoimi odłamkami i rozrywając ją całą. Wystarczyło jedno nieodpowiednie zdanie dotyczące panienki Temple, zbyt wcześnie poruszyła ten temat, widziała to w jego zachowaniu, spiętych ramionach, zaciśniętych zębach, uwydatnionej dzięki temu linii szczęki. Westchnęła zrezygnowana, jednocześnie posyłając w jego stronę przepraszający uśmiech, choć nie do końca szczery, miał ukoić mordercze zapędy Casa wobec jej osoby. Nie wiedziała jak z nim postępować, działała po omacku badając granice, które może już przekroczyć, a od których powinna trzymać się jeszcze z daleka. Chwyciła mocniej szklankę którą jej podał, do połowy wypełnionej trunkiem. Przyjrzała się zawartości z niebywałym zainteresowaniem, studiując uważnie jej barwę, w zależności od kąta pod którym padało światło świecy była ciemniejsza lub nieco jaśniejsza. Nigdy nie miała dość swojego życia, nie chodziło też o to, że zbyt często wymagano od niej trudnych decyzji i jeszcze trudniejszych czynów, zaakceptowała je i nie zamierzała się mu sprzeciwiać. Jedynie ta dziwna, cholernie silna potrzeba porozmawiania z kimś nie dawała jej spokoju. Nigdy nikomu się nie zwierzała, nie zdradzała swoich myśli i uczuć, nawet Jasmine mówiła mniej niż niewiele, a teraz, teraz potrzebowała mieć kogoś obok, zupełnie jak Castiel. Oboje znajdowali się w podobnym położeniu. U każdego z nich od jakiegoś czasu każda noc była bezsenna, a poranki pozbawione nadziei. Jej umysł przypominał coraz mocniej rozpadającą się ruinę. Wciąż trawiły ją liczne wątpliwości, które zabierały szanse na normalne funkcjonowanie. Coś się zatrzymało z chwilą, w której ich oczy się spotkały, nie wiedzieli tylko czy czas, czy jednak cały świat, a może obie te rzeczy jednocześnie. Blondynka zastygła w miejscu czując, że sparaliżowała ją mieszanka nieumiejętnie skrywanych uczuć. Powiedziała zbyt wiele, gonitwa myśli skłoniła ją do wyrażenia swoich uczyć, choć tak bardzo chciała je zatuszować. Z Castielem nigdy nie łączyła ją wielka przyjaźń, teraz nawet zastanawiała się, dlaczego w przeszłości związała się właśnie z nim, kiedy na horyzoncie wciąż pojawiali się wokół niej inni adoratorzy, bardziej odpowiedni w mniemaniu rodziny, czy jej wyobrażeniu. Młodzieńcze zauroczenie? Chęć zmiany w życiu? A może zwyczajna potrzeba przebywania w otoczeniu kogoś przy kim wcale nie musiała być perfekcyjna? Teraz nie potrafiła udzielić konkretnej odpowiedzi, która opisałaby idealnie to, czym się wtedy kierowała. Patrzyła mu w oczy i nie potrafiła odnaleźć odpowiednich słów. Było ich zbyt wiele, były zbyt chaotyczne. Wzburzone i niespokojne dużo bardziej niż morze otaczające Marsylię. Zwątpiła nawet w to czy istniały takie słowa, mogące oddać to co w nich siedziało i narastało z każdą spędzoną razem chwilą, z każdym kolejnym wypowiedzianym zdaniem, zadanym pytaniem. Rozumiem niemy krzyk opuścił umysł arystokratki, jednak usta nie poruszyły się, układając się w cienką linie. –Jak sam przyznałeś kochasz ją, od tego już nie uciekniesz – zauważyła, na szczęście uwadze blondynki nie umknęło wyznanie Ślizogona. Westchnęła pod nosem, próbując przybrać na twarz maskę ironii i chociaż fizycznie siedziała przy stole, jej umysł był w zupełnie innym miejscu. Jej niespokojne myśli już od dłuższej chwili skierowane były tylko na jedną osobę, kluczową dla niej, bezwartościową dla reszty świata. Pierwszy raz tak bardzo odczuła stratę kogoś, a to jedynie pogarszało stan, w którym znajdowała się już od jakiegoś czasu...-Teraz jedynym wyjściem jest śmierć, ale w naszym wieku to też marne rozwiązanie – zaśmiała się kpiąco, podnosząc swoją szklankę ku górze, dając mu tym samym znak, że powinni się napić. Kiedy alkohol krążył w żyłach lżej było rozmawiać na temat uczuć. Zabawne z jaką łatwością przychodziło jej dawanie rad, wspieranie i pocieszanie innych, kiedy w niej samej szalało uczuciowe tornado, tak destrukcyjnie rujnujące silną kobietę, którą przecież była. Wzdrygnęła się czując na swojej dłoni ciepło drugiego ciała, nie była pewna czy zrobił to umyśle, by skupić na sobie jej uwagę, a może to tylko przypadkowo kiedy podawał jej szklankę. Przymknęła oczy, zatęskniła za dotykiem, JEGO dotykiem. Mimochodem zabrała dłoń, sięgając po kawałek mięsa ze swojego talerza, podając go kotu, który mimo zjedzenia własnej porcji nadal szukał czegoś, co mógł przekąsić. Cichy śmiech opuścił jej usta kiedy zwierz uniósł swój delikatnie gruby zadek, zatrząsnął nim po czym rzucił się na jedzenie, które trzymała w dłoni – zupełnie jakby to była jego wciąż żyjąca ofiara. To na chwilę rozluźniło ciężką atmosferę panującą między dwójką nastolatków. -Nie zrobisz – oznajmiła pewnym siebie głosem wpatrując się w jego oczy z taką intensywnością, która mogła jedynie pozbawić go złudzeń. Teraz on miał takie dziwne spojrzenie, jakby chciał doszukać się w niej czegoś, odkryć tajemnice, które skrywała na dnie swojego umysłu i jeszcze głębiej w zakamarkach swojego serca. Uciekła, skupiając się na kocie, który postanowił dorwać się do ostawionego na bok talerza. - Blais – jakże dawno nie miała okazji wypowiadać tego nazwiska, które za każdym razem budziły w niej mieszaninę uczuć tak sprzecznych, że często miała wrażenie jakby traciła zmysły. Została sama, a samotność i melancholia doskwierały jej jak jeszcze nigdy. Daniel odszedł, a ona została, przytłoczona ponurą rzeczywistością tak jak jeszcze nigdy przedtem. Została z chorobą zwaną miłością, która mimo stania się uleczalną – jak głosiły plotki – każdego dnia zabierała jej cząstkę siebie i całą pozostałą chęć życia. Pozory, tylko one pozwalały jej uniknąć zbędnych pytań, trudnych rozmów, współczujących, pełnych litości spojrzeń. Nadal dumnie przemierzała korytarze zamku, surowym spojrzeniem karcąc tych którzy odważyli się wejść jej w drogę. Dopuściła do siebie Blaisa, chociaż wcale tego nie planowała. Zabiegał o nią już od dawna, chociaż początkowo tego nie odwzajemniała. Musiała nienawidzić. Potem… wychodzili na wspólne spacery, zaczęli pojawiać się na wspólnych spotkaniach ze znajomymi, coraz częściej wymykali się też z zamku, nie minęło wiele czasu, jak w obojgu zrodziło się uczucie, które tej dwójki nigdy nie powinno połączyć. Horn tak naprawdę nigdy nie miał okazji poznać ich historii, właściwie nikt poza nimi nie zdawał sobie sprawy, jak silne było ich uczucie, większość uważała to za wygłup panienki Carrow, chęć przeciwstawienia się wymaganiom stawianym przez rodziców, rodzaj buntu. Tylko się im tak wydawało. Westchnęła głośno, jakby zmęczona, po czym duszkiem wypiła zawartość szklanki, ocierając wierzchem dłoni usta. - Ale nie jesteśmy tutaj, by mówić o mnie - oznajmiła -Horn... powiedz mi o co chodzi dokładnie, co się takiego wydarzyło ? - zapytała, alkohol powoli zaczynał krążyć w jej żyła, otępiając zmysły. Chwyciła dłoń chłopaka, która spoczywała na stole -Wiem, wiem... nie jestem odpowiednią osobą, bezduszna Carrwo udziela rad, ale u mnie też wiele się zmieniło i sądzę, że wiem jak ci pomóc - dodała, po czym ponownie uzupełniła swoją szklankę. |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Prefektura Absurdu Pią 24 Sie 2018, 20:44 | |
| Idąc jednym torem, blizna Castiela była tą najdotkliwszą, bowiem pierwszą. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że Nessie nie wie nic na temat uczuć swojego... dotychczasowego przyjaciela. Nie powiedział jej, choć przez przypadek w swoim szaleństwie dał jej do myślenia. Maniakalnie próbował temu zaprzeczyć i tuszować, aby nie widzieć na jej twarzy obrzydzenia bądź co gorsza, kpiny. Nikt, kto się odsłania nie chciałby zostać oblany w zamian jadem. Siedział więc w zaciszu swojego umysłu i niecierpliwie uczył się nowego stanu rzeczy. Próbował zacząć nienawidzić lecz wbrew oczekiwaniom nie przychodziło mu to łatwo. Sceptycyzm Alecto był jak najbardziej uzasadniony jednak bardzo, ale to bardzo niechętnie słyszany na głos. Póki nie zawyrokowała stwierdzeniem, iż nigdy nie przestanie kochać, mógł się sam oszukiwać. Podobno kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Jak to możliwe, by w ciągu tak krótkim czasie tak wiele miał utracić? Miał świadomość, że sam nawarzył sobie tego piwa i musi je teraz wypić. W głębi duszy wierzył naiwnie, że Nessie nie jest w stanie go znienawidzić tak jak on nie byłby jej. Okazywało się, że ślepo gapił się w swoje płonne nadzieje. Nie jest dla niej tym, kim chciałby być. Powinien więc dać sobie z nią spokój i choć w głębi duszy opierał się, docierał do niego szept logiki, iż to najzdrowszy krok. To daleka droga, usłana kłodami i cierniami. Z ciemnością poradziłby sobie bez problemu, jednak kolce wbijały się aż do kości, bo nie czuł pod palcami miękkiej skóry najbliższej jemu sercu. Nikt nie da mu tego solidnego kopa energii by stawił czoła porażce. Gdyby na przykład zakochał się w innej dziewczynie i z niewyjaśnionych przyczyn chciałby to odkręcić, Nessie umiałaby mu przedstawić to w realistycznych i prawdziwych barwach. Zapewne wbiłaby mu szpilę prosto w serce, ale załagodziłaby gorycz półuśmiechem bądź wesołym błyskiem w oku. Potarł skórę między brwiami. Im intensywniej myślał, tym sam się otrzeźwiał i alkohol nie działał tak szybko jak powinien. I on utkwił umęczony wzrok w towarzyszącym im na stoliku obcym kocim władcy. Renoma Prefektury Absurdy tym samym wzrasta, zyskując sobie stałego klienta. Mało kto rozumiał jak wiele może przynieść obecność miękkiego futra. Nie sięgnął ku niemu dłonią w obawie, że wyleje z siebie więcej wstydliwych emocji. Póki jest w stanie, musi trzymać rezon. Zwabiony westchnięciem, skrzyżował wzrok z Alecto. Przymrużył powieki odbierając jej przepraszające spojrzenie. To do niej niepodobne. To nie alkohol na nią wpływał. To nawet nie sam Castiel. To atmosfera tego miejsca, atmosfera między nimi. Powietrze wokół stało się cieplejsze, cięższe ale w przyjemny sposób. Zapomniał, że nie są tutaj sami. Oczyma wyobraźni widział jedynie stolik z obrusem w czerwoną kratę, słabo płonący świecznik oświetlający ich twarze, rozlanego kocura, a wokół... ciemność. Nie słyszał nic poza ich oddechami i kocim pomrukiwaniem. Oglądał Alecto z nowej strony – tej, którą przed nim zawsze ukrywała. Domyślał się jej istnienia, jednak nigdy nie pozwalała mu jej ujrzeć tak samo jak on nie dopuszczał jej do pewnych sfer swojego żywota. Poruszyła strunę w sercu, a więc przyglądał się jej i zapamiętywał ten moment. Rzadko komu udaje się dotrzeć wprost do płatów jego serca. Opierał się skutecznie wzruszeniu, lękowi, bólom... tylko dzisiaj odczuwał słabość, stąd też prośba o spotkanie i utopienie zmartwień w kieliszku. Nie umiał inaczej. Nie planował dzisiaj zwierzać się ze swoich uczuć, nie w tak jawny sposób. Chciał, by wydusiła z niego przyczynę takiego stanu i koniec - odczułby odrobinę ulgi, która miała starczyć na przetrwanie następnego dnia. Spokój Alecto powoli przenosił się i na niego. W bardzo powolny sposób uspokajała wrzącą krew w żyłach, przez co zyskiwała sobie coraz więcej wdzięczności. Castiel nie lubił mieć długu, jednak nie zaprzątał sobie teraz tym głowy. Czuł się blisko Alecto mimo, że dzielił ich stolik. Nie wierzył, że poczuje się jeszcze kiedykolwiek blisko z drugim człowiekiem. Stracił wszak całą ochotę do interpretowania życia na opak. Obserwował z uwagą pojawiający się na jej twarzy szok. Gdzieś tam w błękitnej toni jej tęczówek wydawało mu się, iż dostrzegł strach. Właśnie zdała sobie sprawę jak wiele mu powiedziała i jak wiele emocji włożyła w wypowiedziane słowa. Chciał okazać im szacunek, a więc zamilkł i nie pozwolił słowom zbezcześcić tego, co mu niechcący uszczknęła ze swojego serca. Nie wycofała się jednak, nie przesłoniła żartem czy słownym atakiem, co przyjął z ulgą. Ktoś mu coś dał, coś, na co nie zasługiwał. Zaufanie, którego nie powinien otrzymywać po tym jak z własnej woli utracił przyjaciółkę z głupiego i banalnego powodu. Nie nękał Carrow spojrzeniem, gdy wpatrywała się zawzięcie w złocisty płyn. Zamiast tego przeniósł wzrok na kocię pożerające ze smakiem mięso. Przynajmniej on jeden skorzysta z galeonów wydanych tego wieczoru. Nie lubił perfekcji. Była... ograniczająca, upośledzająca. Nie miała w sobie miejsca na wolność i swobodę ducha. Spoglądając tak na biel kociego futra wrócił myślami do dnia, kiedy oblał Alecto hektolitrami piany, tuż po tym jak spędziła dwie godziny na przygotowaniu swej aparycji do pokazania społeczeństwu. Nagle poczuł na policzkach i przy ustach dziwne mrowienie... chęć uśmiechu. Powstrzymał je, bo nie chciał teraz cieszyć się i rechotać w głos. Chciał napawać się ciszą i w sumie to była najlepsza szansa na przyzwyczajenie się do pustki, którą czuł po wyjściu Ness z Pokoju Życzeń. Podrapał się po brodzie i wlał do ust łyk whiskey. Patrzył w oczy Alecto i mógł przysiąc, że bije się z myślami i szuka jakiegokolwiek wyjaśnienia. Teraz to ona czuła się obnażona, a więc wiedziała jak to jest, gdy przypadkiem wyznasz emocje skrywane w najgłębszych czeluściach jestestwa. Odsunął koci ogon łaskoczący go w kłykieć. To był jedyny komentarz odnośnie spojrzeń jakie ku niemu posyłała. Nie zburzy tej atmosfery choćby miała go do tego zmusić. Chciał z siebie wydusić wszystko i choć nie umiał, dzisiejszy wieczór miał ku temu dobre zadatki. Connorowi i Mishy nie umiałby tego powiedzieć. Kumple to inna kategoria wyznań, inne słownictwo. Tutaj czuł... magię, choć nie pochodzącą z różdżek. Wywołała w nim wzrost irytacji wypominając jego niekontrolowane wyznanie. Spomiędzy jego zaciśniętych zębów wydobył się krótki syk. Poruszył się w miejscu i znacznie oziębił swój wzrok. Rekompensowała sobie swoje pośrednie wyznanie wypominając mu jego. No tak, to logiczne u osób młodych i bardzo dumnych. Sam zrobiłby tak, gdyby nie był tak wyprany z większości uczuć. Nie umknęło mu paniczne odsunięcie dłoni, gdy przypadkiem jej dotknął. Nic z tym nie zrobił, siedział nieruchomo i oglądał jej profil wiedząc, że nie dostrzeże tam żadnego rumieńca. Byli znajomymi jak dwa stare konie mieszkające od lat w sąsiednich boksach. Dorastanie i hormony oczywiście wszystko utrudniały, jednak szał namiętności mieli już dawno za sobą. Karmiła kota i zaśmiała się cicho, co tak bardzo nie pasowało do tego spotkania. Choć atmosfera między nimi rozrzedziła się, on się nie uśmiechnął. Z ponurą miną począł obracać szklanicę w palcach i tam też patrzył. Bycie świadkiem czyjejś radości bolało go. Też tego pragnął, odrobiny szczęścia i ulgi. By oddalić to wystarczyło, że wypowiedziała na głos dwa okrutne słowa. Z głuchym i mocnym łoskotem sprowadziła go na ziemię. Jedno spojrzenie wwiercające się namolnie w jego czaszkę, pewny siebie ton i wyrazistość słów, kiedy próbowała pozbawić go wszelakich szans na ratunek. Wstrzymał oddech i nagle po prostu, znienacka rąbnął pięścią w stół, aby wylać z siebie w ten sposób wywołany ból i złość, dokładnie w tej kolejności. Kot podskoczył, z dzikim miaukiem umykając na podłogę, sztućce przesunęły się głośno po stole, mięsiwo zsunęło się z talerza na obrus. Zapewne okoliczni klienci Prefektury Absurdu obrócili się zwabieni głośnym dźwiękiem. Mogli zobaczyć spiętego do granic możliwości siedemnastolatka, który ukrywał swój wzrok przed publicznością. Włosy zsunęły się po jego skroniach i przesłoniły dostęp do oczu. Wydawało się, że nie oddychał. Nie uchylił powiek, by nie zamrozić wzrokiem Alecto za to, co zawyrokowała. Mogła mieć rację, jednak popełniła błąd mówiąc mu to tak wcześnie i tak bezpośrednio. Wyznał właśnie, że kogoś kocha i to go boli, a więc oświadczyła, że nigdy się z tego nie wyleczy. Nie tymi słowami, ale tak to odebrał. Nie oczekiwał od niej pomocy, jednak... zabolało, choć zapewne nie była świadoma, że tak zareaguje. Gniew chciał wylać się z niego i najlepiej coś zniszczyć. Różdżka ukryta w rękawie syczała i nagrzała się w wysokim stopniu, prawie parząc jego skórę. Udało mu się zarejestrować jedynie “Blais”, jednak nie poświęcił temu ani jednej myśli. Nie teraz, gdy był o krok od utraty panowania nad sobą. Oparł czoło o dłoń, a łokieć o stół i oddychał przez zaciśnięte zęby. Wymuszał na sobie myślenie o quidditchu. Dwadzieścia dwa razy powtórzył w swoim umyśle zasady skomplikowanej sekwencji Klaustrofobii Węża, którą zamierza zastosować na najbliższym treningu drużyny. Dopiero po tym czasie udało mu się zażegnać największy gniew. Wrócił do poprzedniej pozycji i nie spoglądając ani razu na siedzącą przed nim dziewczynę, wypił swoją porcję whiskey. W następnej sekundzie zabrał szklankę Alecto i ją również opróżnił. Wykrzywił się, gdy gorąc uderzył go w twarz. Intensywność alkoholu zszokowała go i niestety, ocuciła. Wyostrzyła jego zmysły na kilka chwil zanim znów wróci przyjemne otumanienie. Gdy spojrzał na swoją dłoń, zobaczył na niej dziewczęce smukłe palce. Dopiero gdy wzrok to dostrzegł, zmysł dotyku poczuł. Miał zimną dłoń, a ona kusząco ciepłą i gładką. Zastanawiał się czy dalej ma ochotę zwierzać się z czegokolwiek. Niestety miał taką potrzebę i musiał coś z tym zrobić. Wciąż wściekły, posłał Alecto krótkie ostrzegawcze spojrzenie. - Prawie się zabiła. Wyjąłem ją z wody. - słyszał swój cichy głos pełen stłumionych emocji. Utkwił wzrok w kropli wyschniętego wosku na obrusie. - Potem oszalałem. Nie mogłem się jej pozbyć, choć chcę. Robiłem wszystko, zakuwałem, ćwiczyłem, nawet pomogłem profesorowi astronomii z własnej, nieprzymuszonej woli. Gówno, nie wyszło. - wyraz twarzy miał martwy. Im dalej mówił, tym emocje z jego głosu wypalały się. Zaczynał pobrzmiewać jak znudzony życiem weteran, a to tylko nieodwzajemniona miłość. Tylko i aż ona. - Rozmawiałem z nią czy będziemy się wciąż widzieć po szkole, bo chcę. Patrzyła na mnie zdziwiona, prawie z paniką, jakbym się jej właśnie oświadczył. Ubliżałem jej, krytykowałem i odpowiadała tym samym, ale dalej przychodziła i czekała na mnie przed Wielką Salą. Znienawidziła mnie dopiero, gdy stłukłem jej... butelkę whiskey. Jakby alkohol był dla niej ważniejszy niż to, że chcę ją widzieć po ukończeniu szkoły. - w bardzo banalny sposób streścił dwa tygodnie katorgi i wewnętrznego umierania. To nic, bo i tak czuł wszystkie emocje związane z wyżej wymienionymi sytuacjami. Strach, panikę gdy rzucał się w ubraniach, w środku marca, do wody, by ją wyciągnąć. Ulga, gdy przylgnęła zimna i jednocześnie gorąca do jego torsu. Złość, gdy poczuł to w samym sercu. Mieszanka tego wszystkiego przy każdym spotkaniu. Nie umiał się odkochać i Alecto miała rację. Miał marne szansę na znienawidzenie Nessie Temple. Pozostaje więc zgorzkniałość i odwracanie swojej uwagi od gorzkiej prawdy, że ona nigdy nie spojrzy na niego inaczej niż na niepoczytalnego byłego przyjaciela... Oderwał wzrok od woskowej plamy i uniósł pytająco brew w kierunku dziewczyny. Odczuwał złość, biła od niego i nie tamował jej, bo powinna wiedzieć jak bardzo go dotknęła swoimi nierozważnymi słowami. Odbierze to sobie wymuszeniem od niej wszelkich informacji dotyczących Daniela Blaise’a. Obiecywał jej to w myślach i swoim spojrzeniem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Prefektura Absurdu | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |