|
| Rezydencja rodziny di Scarno | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Pon 28 Lip 2014, 02:02 | |
| Oczy Luigiego przesuwały się w tę i z powrotem po zebranym w salonie tłumie, dostrzegając znacznie więcej niż wydawałoby się uczestnikom przyjęcia, którzy zapewne patrzyli na niego trochę jak na idiotę, przez pryzmat jego decyzji. Wcale mu to w tej chwili nie przeszkadzało, a wręcz pozwalało na mniej dyskretne obserwacje, niż byłoby to możliwe w innych okolicznościach. Znał większą część przybyłych osobiście, w przypadku niektórych kojarzył zaś rodziców, co właściwie było dla niego całkowicie wystarczające. Ostatecznie był on zwolennikiem kojarzonych małżeństw, które młodej parze nie dawały żadnego prawa głosu. Znacznie chętniej zorganizowałby przyjęcie dla dorosłych, podczas którego mógłby poczynić jakieś bardziej znaczące kroki, ale jak na razie sycił się jeszcze tym, co było pod ręką. W pewnym momencie jego wzrok przyciągnęła zgrabna, ciemnowłosa dziewczyna o błękitnych oczach, która nie wiedzieć czemu wypadła jak oparzona ze schodów. Najwidoczniej zwiedzała tę część domu, którą powinna omijać z daleka i już to wystarczyłoby, aby przyciągnąć uwagę Luigiego, ale mężczyzna rozpoznał w niej w dodatku córkę swojej dobrej znajomej, (imię uzupełnię, jak się dopytam Ari). Kiedy młoda Lacroix wpadła na jego syna, którego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia, ale Luigi był aktualnie w zbyt dobrym humorze, aby mu to w tym momencie wypominać, na ustach Pana di Scarno pojawił się niezbyt przyjemny uśmiech, który nie zapowiadał niczego dobrego. Aristos co prawda zniknęła w tłumie, zanim zdążył przecisnąć się do Lasarusa (swoją drogą ciekawe gdzie wałęsała się jego przeurocza córeczka, która najwyraźniej uznała obowiązki gospodyni za zbyt uwłaczające dla swojej osoby), ale nie była mu już do niczego potrzebna. Zatrzymał się przy Virolainenie i położył ciężką dłoń na jego ramieniu. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, ta dziewczyna niedługo zostanie twoją narzeczoną. – orzekł pełnym samozadowolenia tonem, jakby oczekiwał, że Las zacznie podskakiwać albo nawet odstawi jakiś taniec radości. Jak na wytrawnego skurwiela przystało, oceniał głównie wygląd, a pod tym względem pannie Lacroix niczego nie brakowało. Nie rozważał ewentualności, że syn może nie być zadowolony z narzucania mu swojej woli. Nie wychowywał go, kiedy go odwiedzał, był jedynie gościem, a jego słowo szanowano i traktowano jako świętość (może dlatego, że jego wizyty były zbyt krótkie, aby cokolwiek zmienić). Nie tylko jego płeć stawiała go zaś ponad Chiarą, ale także to posłuszeństwo, którego wymagał, które do pewnego stopnia była jego obsesją, jako najmłodszego syna, który nie miał większych szans na żadne zaszczyty ani władzę. Oczywiście pozostawała kwestia dogadania się z rodzicami dziewczyny, ale miał wiele do zaoferowania. Poza tym swego czasu miał okazję trochę lepiej poznać (imię) i wiedział, że na pewno uda im się jakoś sprawę załatwić. Ta mała mogła stanowić furtkę jego syna do świata prawdziwej arystokracji, co dla bękarta było nie byle czym. I dla jego ojca, który nie doczekał się prawowitego dziedzica płci męskiej, także. |
| | | Lasarus Virolainen
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Wto 29 Lip 2014, 11:06 | |
| Był pełen podziwu dla cierpliwości tych ludzi i tego, że jednak, mimo wszystko, siedzieli tak długo. Tak naprawdę wyglądało to jak stypa i można się było czuć jak na stypie. Muzyka była za poważna, skrzaty biegały cały czasy wystraszone i tylko fakt, że na zaproszeniach pisało „bal powitalny” powodował, że nikt nie płakał (albo udawał, że płakał). Chociaż zapewne na stypie byłoby weselej niż tutaj. W szczególności gdyby to on wąchał kwiatki od spodu. Chiara pewnie nawet zatańczyła by kankana na jego grobie. Lasarus niewiele robił w czasie całej uroczystości, która była pożal się Merlinie, naprawdę sztywna. Nie witał się z nikim, nie przedstawiał. Nie czuł potrzeby. W przeciwieństwie do ojca, nie chciał wkupywać się w to całe arystokratyczne towarzystwo. Nie dla niego były delikatne tańce, lekkie muśnięcia, czy tkanie sieci kłamstw i spisków przeciwko wszystkim dookoła. Jemu nie marzyło się strącenie czapki, czy korony, któremukolwiek z zebranych. Naprawdę zadowoliłby się pozycją bękarta, bez wynoszenia na szczyt, bo mógłby robić co mu się żywnie podoba. Nie ważne czy byłoby to torturowanie ludzi, upijanie się w sztok, czy próba bycia Casanovą Hogwartu (pomarzyć dobra rzecz). Po prostu robiłby to co dzieciaki w jego wieku zwykle robią. A tak? Musi udawać dorosłego, da piczku materinu! I gdy przechadzał się w stronę schodów, zastanawiając się nad wymknięciem z własnej imprezy, ktoś na niego wpadł. Instynktownie objął tego ktosia, a raczej ktosiową, ramionami, by obydwoje nie wylądowali na dywanie w fikuśne wzorki. I przez ten krótki moment, poczuł charakterystyczny zapach winogron i fiołków, którym tylko do pełnego kompletu brakowało morskiej bryzy z La Coix-Valmar. Delikatna faktura alabastrowej skóry. I tylko nie pasowały tutaj wielkie przerażone, zapełnione łzami oczy koloru bławatków. To była krótka chwila, kiedy serce mu przyśpieszyło, umysł podsunął wspomnienia, teraz tak żywe. To niemożliwe., pomyślał kiedy obserwował jak wybiega z rezydencji. To nie mogła być ona. Całym sobą powstrzymał się, by nie wybiec za nią, by nie obrócić, sprawdzić czy go zmysły nie myliły. A kto wie, może znowu posmakować tej słodyczy, tak jak wtedy na tym molo. Był tak bardzo zajęty myśleniem o tym co właśnie się stało, że nie zauważył, że jak duchy za Lacoix wyszły jeszcze cztery inne osoby. I kiedy już z westchnięciem i zagadką do rozwiązania w głowie, kładł dłoń na poręczy schodów, by ruszyć do swojego pokoju, pojawił się ojciec. Dłoń na jego ramieniu spowodowała, że stał jak sparaliżowany. Czy to przez spóźnienie, czy przez to, że właśnie się wymykał? Dostanie reprymendę? I chyba wolałby naprawdę baty, niż to co usłyszał. Obrócił się gwałtownie w stronę Luigiego, trochę jak przestraszone zwierzątko zagonione w róg pokoju, chociaż jego twarz nie wyrażała nic, oprócz uprzejmego zainteresowania. Spojrzał ponownie w stronę drzwi, ale właścicielka niebieskich oczu już dawno zniknęła. - Kto to? – spytał, chcąc chociaż tyle wyciągnąć od ojca, który najwidoczniej ułożył już cały misterny plan. Bez sensu było się wykłócać, próbować wybić ten pomysł z ojcowskiego łowy, bo wiadomo było, że to bezcelowe. Co już raz Luigi di Scarno sobie postanowił, musiało zostać spełnione. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 30 Lip 2014, 13:44 | |
| Ostatnie osoby opuszczały rezydencję jej rodziny i Chiara w końcu pozwoliła sobie zdezerterować ze stanowiska przy drzwiach, gdzie za pomocą skrzatów zwracała gościom ewentualne okrycia i wymieniała uprzejmościowe formułki pożegnań. Była zmęczona i rozkojarzona, w myślach wciąż na nowo analizowała to, co usłyszała dzisiaj od Aristos i czego świadkiem była w gabinecie na górze; chciała jedynie wziąć gorącą kąpiel i zanurzyć się w miękkiej pościeli, nawet jeśli i tej nocy miały ją dręczyć koszmary. Kiedy jednak pokonywała ostatnie kilka metrów dzielących ją od schodów, jej zamiary zmienił głos ojca, a konkretniej słowa, które wypowiadał. - Aristos Lacroix. – usłyszała i obróciła się na pięcie, skradając się w kierunku salonu, z którego dobiegała rozmowa. Po dzisiejszym wieczorze ta Gryfonka interesowała ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Evan miał rację, ciekawość bardzo często przemawiała do serca i umysłu tej Włoszki znacznie głośniej niż rozsądek. Była to chyba jedna z najpoważniejszych jej wad, taka, która mogła kiedyś bardzo źle się dla niej skończyć. Wystarczyło, aby wyjrzawszy zza framugi dostrzegła wyraz twarzy ojca i zauważyła, że mięśnie Lasarusa są niepokojąco napięte. Jej ojciec był doprawdy niemożliwy! Ostatni goście dopiero opuszczali ich dom, a on już zapędzał ofiarę w ślepą uliczkę, z której nie ma ucieczki. Przez chwilę żal jej nawet było bękarta, ale szybko zabiła w sobie to uczucie. Nie wierzyła z resztą w możliwość zaistnienia podobnego mezaliansu. Żadni szanujący się, swoje nazwisko, dziedzictwo i córkę rodzice, nie zgodziliby się na zaręczyny z dzieckiem z nieprawego łoża. Nawet jeśli jego ojcem był Luigi di Scarno. Chciała się wycofać niezauważona, ale nieopatrznie nadepnęła na jedną ze skrzypiących desek, tym samym zdradzając swoją obecność. Spojrzenie ojca przesunęło się z twarzy Lasa na jej własną; to aż zabawne jak przez kilka sekund jego wyraz potrafił przejść od zadowolonego i dumnego, w pełen niechęci i pogardy. Piwne tęczówki Chi pociemniały lekko, a przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, ale nie skuliła się w sobie, pozostała dumnie wyprostowana i nie odwróciła wzroku. Jej ukochany braciszek chyba zwęszył okazję i zdawkowo kiwając rodzicielowi głową, wyszedł z pomieszczenia, w którym atmosfera z sekundy na sekundę robiła się coraz cięższa. Kiedy kroki na schodach ucichły, Luigi gestem wskazał jej fotel i kiedy posłusznie go zajęła, sam także usiadł naprzeciwko. Nie spuszczał z niej przeszywającego spojrzenia zimnych, jasnych tęczówek, prześwietlając ją, odnajdując w jej twarzy odpowiedzi na pytania, których nigdy nie zadałby wprost. To dlatego nigdy nie potrafiła go okłamać. Mogła chronić przed nim swój umysł, ale on czytał w niej, jak w otwartej księdze. Jedyną istotną rzeczą, którą kiedykolwiek ukryła przed ojcem, była zdolność posługiwania się mową wężów. - No więc… – zaczął, a jego oczy rozbłysły złośliwie – Który z młodzieńców zwrócił dziś twoją uwagę? – pod taksującym spojrzeniem ojca, Chiara poruszyła się niespokojnie. Nie do końca rozumiała zasady tej nowej gry, którą z nią prowadził i dlatego nie wiedziała, jak powinna się zachować, aby nie sprowokować rodzicielskiego gniewu. Luigi wydawał się rozbawiony jej skrępowaniem i brakiem pewności siebie, która przecież była poniekąd jej znakiem rozpoznawczym. - Młody O’Malley, Carrow, ten cały Vincent Pride? Słyszałem o nim całkiem zachęcające rzeczy. – wymieniał nazwiska niezobowiązującym tonem, jakby naprawdę zależało mu na zdaniu córki, jakby chciał postąpić tak, jak powinien to zrobić kochający ojciec i wziąć pod uwagę jej uczucia. – A może Rosier? – dodał po krótkiej przerwie i uśmiechnął się triumfująco widząc jak źrenice Chiary rozszerzają się, a malujący się na twarzy spokój zakłóca na moment lekki grymas. - A więc Rosier. No proszę… Podoba Ci się, co? – dziewczynie nie pasował ani temat rozmowy, ani ton, w jakim się ona toczyła. Ojciec ewidentnie bawił się jej zagubieniem i skrępowaniem, a ona nic nie mogła na to poradzić. Raz jeszcze była laleczką w jego dłoniach, a choć tym razem nie używał wobec niej przewagi siły i tak ją krzywdził, po prostu w mniej namacalny sposób. - Odpowiedz. – warknął na nią, kiedy uparcie milczała. Podniosła wzrok ze splecionych na kolanach palców i utkwiła go w znienawidzonej twarzy mężczyzny, który z uporem maniaka niszczył jej życie. - Tak, podoba mi się. – odparła tonem złudnie spokojnym, choć wewnątrz drżała ze zdenerwowania. I co teraz? Kłamanie nie miało sensu, ale choć jej wybranek pasował do „profilu” i tak ojciec mógł chcieć po prostu zrobić jej na złość. Nawet by się nie zdziwiła. Luigi nic nie odpowiedział, zamiast tego uśmiechnął się sam do siebie i, wciąż milcząc, podniósł się z fotela, najwyraźniej uznając rozmowę za zakończoną. I po raz kolejny wyprowadzając Chiarę z równowagi. Dziewczyna, nie zastanawiając się wielce co właściwie robi, wstała zaraz za nim i złapała jego przedramię, zatrzymując go w pół kroku. -Pozwól mi się tym zająć. Wiesz, że potrafię. – odezwała się błagalnie, rozwierając palce i wypuszczając z nich materiał ojcowskiej marynarki. Wiedziała, że nie powinna go była dotykać, że w ten sposób przekroczyła jedną z ustanowionych przezeń granic. Jego spojrzenie było tak lodowate, że aż parzyło. Skinął jednak głową, nie dając być może jednoznacznej odpowiedzi, ale przynajmniej złudną nadzieję. Ten wieczór doprawdy nie był najlepszym w życiu panienki di Scarno.
z/t x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno | |
| |
| | | | Rezydencja rodziny di Scarno | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |