W ogólnym chaosie który panował na polanie przybycie skrzatów pozostało do pewnego stopnia niezauważone. Wyglądały na trochę przestraszone, ale skoncentrowane. Nauczyciele zniknęli gdzieś pomiędzy drzewami i teraz prócz uczniów tylko one znajdowały się na polanie.
Pierwszy z skrzatów ubranych w chustkę z Herbem Hogwartu nazywał się Bułecka i miał jasno określone zadanie. Właściwie całkiem łatwe, bo przyszło mu przetransportować dwie pary, które w chwili zagrożenia w sposób naturalny zaczęły trzymać się razem. Podbiegł więc najpierw do panny Dorcas, która ściskała dłoń Syriusza i pociągnął ją w kierunku młodszego z Blacków, obejmującego w pewnej dezorientacji swoją dziewczynę. Zanim zainteresowani zdążyli się zorientować w sytuacji, już zniknęli z polany. (grupa Problemy)
Tymczasem gdzieś nieopodal mały skrzat, dość jeszcze niedoświadczony, nie miał pojęcia co zrobić! Miał przenieść czworo uczniów, ale nie mógł ich znaleźć, a konkretniej pewnej dwójki, która w powszechnym chaosie chyba rozpłynęła się w powietrzu. Ostatecznie pełen złych przeczuć musiał przystać na to, że nie wypełni zadania dokładnie tak, jak było mu przekazane. Wystraszony tymi wszystkimi hałasami, chwycił dłonie panny Evans oraz pana Pottera i zniknął. (grupa Aluzje)
Kolejny ze skrzatów już na samym początku natknął się na pannę Vane, którą chwycił za nogawkę i w bliżej niewytłumaczalny sposób odciągnął od jej chłopaka, który został porwany przez kolejne stworzonko w zgoła innym kierunku. Oprócz Jasmine skrzat zaczepił jeszcze pannę Gwen, która była blada jak papier i chętnie udała się za Miodkiem, który mógł być chyba postrzegany jako obietnica ratunku, młodym Lancasterem, który chyba kogoś szukał oraz paniczem Carrowem. Na którego wpadł na samym końcu i właściwie trudno powiedzieć, czy ta grupa była efektem jakichś planów, czy dziełem przypadku. (grupa Pułapki)
Kolejne komplikacje wystąpiły w życiu dość nieśmiałego skrzata imieniem Szczotka. Miał on co prawda wyznaczone zadanie, ale jakoś tak się złożyło, że wkroczył pomiędzy ludzi, którzy byli zdaje się skłóceni i zdenerwowani. Zamiast odliczyć twarze, spanikował. Chwycił dłoń ciemnowłosej dziewczyny, szarpanej przez jakiegoś chłopaka, do której dobiegał drugi o dziwnych oczach oraz rękaw koszuli wysokiego, chyba mocno zdenerwowanego młodzieńca. Ostatecznie porwał z polany aż piątkę ludzi: Evana, Chiarę, Soleil, Connora i Lasarusa. (grupa Przeszkody)
Skrzacie kobieta zdecydowanym krokiem zmierzała w kierunku Panny Everett i jej towarzysza. Oprócz nich potrzebowała jeszcze... tak, tego młodego chłopaka, którego udało się jej chwycić za poły koszuli i ciemnowłosej dziewczyny, chyba troszkę zdekoncentrowanej generalnie. Tanesha i Michael, chyba tak się nazywali. Ta trójka oraz Daemon mieli spędzić razem kolejne kilka dni... (grupa Alegorie)
Ostatni z Huncwotów był trochę samotny, ale nie długo. On, panna Szafran, pan Aeron, który z pewnym zdumieniem przyglądał się zniknięciu swoich towarzyszy, a więc do pewnego stopnia mógł się spodziewać, co zaraz się wydarzy oraz Jack, zostali zagarnięci przed jakiegoś podstarzałego skrzata z haczykowatym nosem, który mamrotał coś pod nim bliżej niezrozumiale. Coraz mniej osób pozostawało na polanie. (grupa Społeczni)
Hałasy też były coraz głośniejsze.
Ostatnie trzy skrzaty rozbiegły się w trzy różne strony, bez większych oporów łącząc w zdezorientowane grupki wydawałoby się przypadkowych ludzi. Pierwszy zagonił w okolice wielkiego pniaka Avery, Echo, Franza i Chay, nie przerażając się na próbę podpalenie jego skromnej osoby. (grupa Separatyści)
Drugi miał sprawę ułatwioną bo jego puchońsko-krukońska drużyna zdawała się dość sprawnie współpracować. Harley, Kay, Lucas i Samuel nie zdążyli dobrze się sobie przyjrzeć jeszcze, kiedy zniknęli w ciasnym tunelu nicości. (grupa Legiony)
Ostatni będą pierwszymi, dlatego nie należy się martwić! Porunn, Ben, Luca oraz Carney najdłużej pozostawali na polanie, ale w końcu i oni zostali przeniesieni do tego tajemniczego miejsca, które ponoć miało być bezpieczniejsze niż „tu i teraz”. (grupa Lamenty)
Dumbledore powrócił na opustoszałą polanę i uśmiechnął się do siebie.
- Powodzenia. – mruknął do spowijającej powygniatane źdźbła trawy ciszy.
z/t wszyscy.