IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 "Come fly with me"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Franz Krueger
Franz Krueger

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyNie 31 Sie 2014, 21:46

Opis wspomnienia
Krótka opowieść o tym, jak Franz wzniósł się na wyżyny swoich możliwości i został dostrzeżony przez kogoś, kto tak samo, jak on, uwielbiał Franka Sinatrę.
Osoby:
Franz Krueger, Mistrzyni Sophie
Czas:
druga połowa lipca
Miejsce:
willa Kruegerów, Londyn
Franz Krueger
Franz Krueger

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyNie 31 Sie 2014, 21:47

Franz był na siebie wściekły. Siedział właśnie spokojnie w Gard Manor, popijając kolejną szklaneczkę whiskey, kiedy do salonu wleciała brunatna sowa. Chłopak od razu rozpoznał w niej pupila Heinricha, na co wzdrygnął się jedynie, bo już wiedział, że całe ręce będzie miał podrapane. Ten przeklęty ptak niezwykle szybko dostosował się do swojego pana i przejął od niego pewną dozę brutalności. Nie to jednak martwiło chłopaka najbardziej. Wiadomość od ojca nie mogła zwiastować niczego dobrego. Krueger mruknął tylko cicho, kiedy ptak wbił pazury w jego przedramię. Odruchowo odepchnął go od siebie, wyrywając mu z dzioba kopertę. Rozerwał ją, po czym skoncentrował się na dość niezgrabnym, pochylonym lekko piśmie. Cholera, zapomniał o bankiecie. Nabazgrał naprędce po drugiej stronie, że będzie w domu wieczorem, oddał list brunatnemu zwierzęciu, a chwilę później jednym haustem opróżnił szklankę z Ognistą i udał się do sypialni swojej ukochanej.
- Muszę wrócić do domu. Ale tylko do jutra. Ojciec szykuje coroczną imprezę dla pracowników Ministerstwa i Wizengamotu. – mruknął wyraźnie niezadowolony z tego, że musi zostawić Jasmine samą. Samą, bo nie zamierzał zabierać jej do willi Kruegerów. Nie sądził, by zapoznanie jej z przyszłymi teściami było dobrym pomysłem. Zresztą, gdyby tylko mógł, zignorowałby tę uroczystość. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Henrich wówczas nie dałby mu żyć. Poza tym, chłopak zgodził się umilić czas swoim śpiewem. Rzecz jasna, jedynie dlatego, że lubił to robić i mógł wykorzystać okazję do oddania hołdu swojemu wokalnemu mistrzowi, bo sam bal był zawsze niezwykle nudny.  
Franz miał to szczęście, że willa Kruegerów włączona była do sieci Fiuu, tak samo jak posesja państwa Vane’ów. Podróż nie zajęła mu więc zbyt wiele czasu. Właściwie, około godziny osiemnastej Ślizgon pojawił się już w swoim pokoju i poczynił niezbędne do imprezy przygotowania. Zimny prysznic pozwolił mu nieco ochłonąć i uspokoić nadszarpane nerwy. Siedemnastolatek dawno nie najadł się tyle stresu i w duchu dziękował pani, która wynalazła magiczny proszek do swego rodzaju teleportacji. Tego dnia uratował mu życie. Chłopak wyszedł w samych bokserkach z łazienki, kiedy przed jego oczami nagle wyrósł wściekły Heinrich.
- Gdzie Ty się szlajasz? – burknął tylko pod nosem rosły Niemiec, obdarzając syna spojrzeniem pełnym nienawiści, w którym zawsze kryła się jakaś nuta groźby. Franz wzruszył jednak ramionami, mrucząc coś pod nosem, że to jego sprawa, po czym udał się do swojego pokoju. Mógł sobie pozwalać na taką impertynencję. Na bankiecie bowiem jego ojciec i tak udawał zawsze rodzica najlepszego pod słońcem. Zaś rano Krueger zamierzał powrócić do Gard Manor, w którym czuł się o niebo lepiej, niż we własnym domu.
Stanął przed lustrem, starając się zapomnieć o minie ojca, która wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Wyciągnął z szafy smoking i czarną muchę, po czym przywdział na siebie elegancki strój, jeszcze raz przeglądając się w zwierciadle i poprawiając przy tym włosy. Wyglądał jak młody bóg. Musiał jeszcze tylko zadbać o aktorski, nieszczery uśmiech i mógł zejść na dół, żeby witać snobistycznych gości. Tak też, zresztą, zrobił.
- Pan Voller, miło pana widzieć. Oto mój zdolny syn, Franz. Przeprasza oczywiście za małe spóźnienie. Musiał przygotować się do występu. – dało się słyszeć w cholerę uprzejmy głos Heinricha, który przygarnął do siebie swoje jedyne dziecko i czynił honory, przedstawiając Ślizgona jednemu z sędziów Wizengamotu. Niewątpliwie, musiał powiedzieć już wszystko za niego, więc siedemnastolatek uniósł tylko lekko kąciki ust, podając nieznajomemu dłoń. Prawdę mówiąc, ten człowiek wyglądał na tak samo paskudnego typa, jak jego ojciec. O dziwo jednak, na uroczystości pojawiło się też wiele osób, które Niemiec kojarzył z innych bankietów i sprawiały one wrażenie ludzi prawych, takich, którzy nie mieli nic wspólnego z półświatkiem śmierciożerców. Heinrich zapewne nie przepadał za nimi, ale zaprosił ich ze względu na ich stanowiska, bo tak wypadało.
- Tak, tak, Franz ma wspaniały głos. Obaj stwierdziliśmy, że powinien umilić państwu wieczór. – kolejne słowa mężczyzny o aryjskich cechach aparycji dochodziły do młodszego Kruegera z opóźnieniem. Chłopak skoncentrował bowiem swoją uwagę na dwóch parach stojących przy fontannie z czekoladą. Jeden z jegomości zdaje się, że pracował kiedyś w Brygadzie Uderzeniowej. Franz kojarzył jego zdjęcie z Proroka Codziennego. Ciekawy był, czy mężczyzna przeszedł na drugą stronę barykady, czy może ojciec, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, zaprosił tutaj także kilku aurorów. To by była niezwykle interesująca zagrywka z jego strony.
Uroczystość rządziła się swoimi własnymi prawami. Pracownicy Ministerstwa Magii w grupkach prowadzili rozmowy dotyczące nowych, czarodziejskich wynalazków lub opowiadali niestworzone historie o swoich zasługach dla magicznego świata. Ślizgon przechadzał się natomiast znudzony pomiędzy stolikami, aż wreszcie usiadł przy jednym wolnym ze szklaneczką whiskey. Chociaż o ten szlachetny trunek Heinrich potrafił zadbać, jak należy. Chłopak zdążył upić jednak tylko kilka łyków, kiedy potężny blondyn zjawił się za jego plecami.
- Twoja kolej. Nie zawiedź mnie. – niemal warknął na młodzieńca w smokingu, który bez słowa podniósł szklankę i odszedł od stołu, kierując się w stronę podestu pełniącego tego wieczoru rolę sceny. Siedemnastolatek wszedł na środek, spoglądając z uznaniem na muzyków. Musiał przyznać, że nie spodziewał się takiej oprawy, choć z drugiej strony, jego ojciec, przyjmując śmietankę towarzyską, musiał dopiąć wszystko na ostatni guzik. Franz zbliżył się do mikrofonu i stuknął lekko palcem, by sprawdzić, czy wszystko działa.
- Unieśmy wszyscy szklanki i wypijmy zdrowie wielkiego Franka Sinatry. – powiedział do tłumu, który nadal rozprawiał o swoich codziennych obowiązkach. Niektórzy jednak zwrócili na niego uwagę, a część par przystanęła nawet bliżej, przyglądając się jego poczynaniom. Być może byli fanami mistrza i liczyli na to, że usłyszą profanację jego utworów, mogąc wyrazić swoje krytyczne zdanie. Krueger zdawał się jednak w ogóle nie przejmować publicznością. Sam upił jeszcze kilka łyków, opróżniając szklankę z whiskey, po czym podał ją kelnerowi, żeby ten odłożył szkło na tacę.
Pokazał gestem dłoni muzykom, że jest gotowy, a ci zaczęli grać znany utwór „Come fly with me” (klik). Kolejne słowa uwalniały się z ust niemieckiego czarodzieja z niezwykłą swobodą. Jak gdyby ten chłopak urodził się na scenie. Zresztą, Franz nie omieszkał wprowadzić do swojej małej, scenicznej choreografii kilku ruchów tanecznych, jak i wokalnej improwizacji. Co jakiś czas uśmiechał się także do którejś z kobiet, nie zważając na gniewne spojrzenia sztywnych pracowników ministerstwa i Wizengamotu. Czuł się, jak ryba w wodzie i wreszcie zaczynał dostrzegać pozytywne strony bankietu. Właściwie, nabrał nawet ochoty, by poprosić którąś z urodziwych panien do tańca.
- Come fly with me, let's fly, let's fly. Pack up, let's fly away! – zakończył wreszcie jeden ze swoich ulubionych utworów, przechodząc do kolejnego kawałka z repertuaru znakomitego Sinatry. Ostatecznie zaśpiewał jeszcze „The lady is a tramp” i „I’ve got you under my skin”, po czym ukłonił się teatralnym gestem, zbierając oklaski przynajmniej od części zainteresowanych, i zszedł ze sceny. Zatrzymał po drodze kelnera i wziął kolejną szklankę z szlachetnym trunkiem, racząc swoje wystawione na próbę gardło.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyPon 01 Wrz 2014, 01:43

Obowiązkiem każdego przedstawiciela Ministerstwa była nie tylko praca w biurze, ale uczestniczenie w tych wszyskich sztywnych imprezach w jednym z domów pracowników. Wiceminister również został zaproszony na małe spotkanie przy drinku w willi Heinricha Kruegera. Podobno chciał poznać całą rzeszę swych "kolegów" z jego synem, Franzem. Początkowo wiceminister Starrwood nie miał najmniejszej ochoty pojawiać się w domu kogoś, kto swymi poglądami czasami wzniecał emocjonalne dyskusje, jednak nie można było odmówić mu skuteczności swych działań. W całej swej karierze miał tylko jedno wydarzenie, jakim była głośna kłótnia Drake'a Vane'a z Heinrichem w biurze. W jej wyniku Drake zrezygnował z posady sędziego Wizengamotu, by mieć jak to sam ujął "święty spokój". Loius rozumiał doskonale te decyzję, bo obaj panowie byli silnych charakterów, a takie sytaucje nie znosiły pośrednich rozwiązań. I tak Drake dość często był proszony o konsultacje w spornych sprawach, więc jego rola była po prostu... incognito. I możeto lepiej dla Departamentu. Loius Starrwood westchnął cicho przed starym lustrem w swoim gabinecie, poprawiając muchę pod szyją. Etykieta wymagała sztywnych ubrań i sztywnego zachowania. Zaoferował swojej małżonce ramię i razem deportowali się do wilii Kruegerów. Oczywiście pan domu przywitał go ze wszystkimi godnościami, co skwitował tylko wymusoznym uśmiechem. Dopiero wędrujące tace z alkoholem nieco poprawiły mu humor. Oprócz atmosfery martwił go dobór muzyki. Muzyka klasyczna? Nie trawił jej. Kiedy nadejdzie taka chwila, że usłyszy starego dobrego Franka Sinatrę? Nikt nie miał takiej charyzmy w głosie, aby dobrze przedstawić jego utwory... albo go nie znali.Louis miał szczęście urodzić się w rodzinie na w pół mugolskiej, więc Sinatra nie był mu obcy. Chwała Merlinowi za to.
Popijał leniwie whiskey, witając kolejnych przedstawicieli Ministerstwa i z dziwnym uśmieszkiem zauważył brak co niektórych. Chociażby Drake'a, którego darzył sympatią. Louis był tu ze względu na pozycję, a nie kontakty. Po powitaniu już piętnastego członk Rady z ulgą powitał pomysł małżonki Sandry, by podejść do fontanny z czekoladą. Odrobina gorzkiej rozpusty nikomu nie zaszkodziła. Wtedy to wiceminister zauważył kątem oka młodego chłopaka, którego aparycja wskazywała na pokrewieństwo z Heinrichem. Czyżby jego syn? Heinrich często o nim wspominał, był z niego bardzo dumny. Franz dopił ostatnie łyki alkoholu i wszedł na scenę. Dał znak orkiestrze i wspomniał o Sinatrze. Loius zaciekawiony odstawił wykałaczkę z truskawką w czekoladzie, ale na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek. Zniknął z jego twarzy dopiero, gdy młody Krueger zaczął śpiewać. Wiceminister był szczerze zaskoczony i oczarowany jego talentem wokalnym! Wsłuchwał się z zapartym tchem w jego wykonanie "Come to fly with me". Fala rozczarowania zaiwtała w jego sercu, gdy utwór się skończył. Nie musiał długo czekać na kolejne interpretacje ukochanego Sinatry. Pojawiła się "The lady is a tramp" i o dziwo, „I’ve got you under my skin” , która było ulubioną piosenką urzędnika. I jego żony, do niej tańczyli pierwszy taniec na weselu... ogarnięty wspomnieniami wiceminister zagapił się nieco z momentem oklasów. Bił je jednak najgłośniej ze wszystkich. Objął swą żonę w amarantowej sukni i zaproponował, by poznać ów młodzieńca.
-No no! Doskonały głos! Heinrichu, to Twój syn? To prawdziwy brylant! Ma chłopak talent. -zachwycił się Louis, sławiąc niedawny występ Franza. Spoglądał na niego z podziwem. Taki dar nie może się przecież zmarnować. -Pozwolisz, że porwę go na małą pogawędkę o Sinatrze? -Loius poklepał Franza po ramieniu i odeszli kawałek wraz z oczarowaną chłopakiem Sandrą.
-Muszę Ci podziękować. Zaśpiewałeś piosenkę z naszego wesela. -zachwyciła się żona wicemnistra. Sam Louis pokiwał głową z szacunkiem.
-Powiedz mi, śpiewasz amatorsko czy zawodowo? -zagadnął go niezobowiązująco. Chyba miał do zaproponowania chłopakowi ciekawą możliwość rozwoju swego talentu.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyPon 01 Wrz 2014, 02:14

Bardzo prawdopodobne, że z tego względu Franz nie pasował do pracy w Ministerstwie Magii. Może nawet nie dlatego, że nie przepadał za bankietami, co w gruncie rzeczy nie było prawdą, chociaż zawsze przed ich rozpoczęciem narzekał, że musi pojawić się na kolejnym. Przede wszystkim, nienawidził tych wszystkich sztucznych uśmiechów i uprzejmości, a wśród politycznej braci najlepiej było widać tę wszechobecną hipokryzję i lizanie czyichś tyłków. Nie bez kozery zatem młody Krueger niechętnie opuścił przytulne Gard Manor. Zresztą, gdyby nie to, że miał okazję zaśpiewać Franka Sinatrę przy większej publice, najpewniej odpuściłby sobie zgrywanie posłusznego i grzecznego syna i odpisał ojcu, że jak zaprosił gości, to niech sam ich sobie zabawia. Zapewne później żałowałby swojej decyzji ze względu na to, że był zmuszony spędzić z rodzicami chociażby końcówkę wakacji, ale utarcie Heinrichowi nosa z pewnością byłoby dla niego satysfakcjonującą zagrywką.
Jeżeli mowa o mistrzu Sinatrze, niektórych mógł dziwić taki dobór repertuaru przez czystokrwistego czarodzieja. Siedemnastolatek jednak, wbrew krążącej o rodzie Kruegerów opinii, interesował się mugolskimi wynalazkami i odkryciami, jak i zapałał miłością do mugolskiej muzyki. Co prawda, początkowo pojawiał się nawet na zajęciach mugoloznawstwa z czystej złośliwości wobec swojego ojca, ale z czasem taka tematyka naprawdę go porwała i był jednym z niewielu chlubnych wyjątków wśród szlachetnych, arystokratycznych rodzin, który nie miał nic przeciwko mugolom. Właściwie, czasami wolałby nawet uderzyć kogoś pięścią w nos lub zasadzić kulkę w łeb, zamiast za każdym razem sięgać po swoją różdżkę.
Wracając jednak do szarej rzeczywistości, o której Franz nie wiedział jeszcze, że dzisiejszego dnia przybierze ona cieplejszych kolorów, chłopak przechodził właśnie wśród gości, ze szklaneczką whiskey w dłoni, kiedy zobaczył radosną minę swojego ojca. Musiał przyznać, że był tym obrazem wielce zaskoczony. Nie widywał Heinricha w takim nastroju i próbował doszukać się w tej minie drugiego dna. Długo nie musiał jednak rozmyślać, bo zaraz dotarły do niego słowa mężczyzny, którego również kojarzył z Proroka Codziennego. Przez chwilę nie mógł jednak skojarzyć twarzy z osobą. Na szczęście, na ratunek przybył rosły blondyn, który nachylił się nad jego uchem, szepcząc „wiceminister”, jakby przypominając Franzowi, że ma się zachowywać, jak przystało na kulturalnego młodzieńca. W jego głosie pierwszy raz od dawna siedemnastolatek usłyszał pewny wyraz… dumy? No tak, Krueger Senior pewnie myślał już o korzyściach, jakie płynęły z tego, że wiceminister dostrzegł niebywały talent wokalny jego syna. Chłopak skrzywił się nieco na tę myśl, przez co ciężko było przybrać mu aktorski uśmieszek.
Mimo wszystko, słowa niejakiego Starrwooda podniosły Niemca na duchu, toteż kąciki jego ust, po chwili, mimowolnie uniosły się ku górze, a Franz mógł zapomnieć o udawaniu. Był też niezwykle wdzięczny nieznajomemu, że ten zabrał go na stronę i kompletnie zignorował jego ojca. Ślizgon odwrócił się nawet, celowo, żeby tylko zobaczyć jego zdezorientowaną, pełną wściekłości minę. Jeszcze ten niewinny gest, kiedy Louis poklepał go po ramieniu… to wszystko musiało doprowadzać starszego Kruegera do furii. Jego syn jednak w ogóle nie przejął się jego stanem przedzawałowym, a zamiast tego ruszył za wiceministrem, upijając kilka łyków whiskey.
- Pierwszy taniec przy Franku Sinatrze? Podziwiam państwa romantyzm. I zamiłowanie do mugolskiej muzyki. – odpowiedział niezwykle uprzejmie, uśmiechając się przy tym szczerze. Nie sądził, że tego wieczora spotka kogoś przychylnego jemu, a nie Heinrichowi. Najwyraźniej jednak jego ojciec przedłożył stanowiska nad znajomości i dzięki temu dał swojemu synowi idealną okazję do zapoznania się z prawdziwymi osobistościami. Takimi, które rzeczywiście znaczyły coś dla świata czarodziejskiego, a nie były parszywymi psami, jak jego ojciec.
- Zupełnie amatorsko oddaję hołd mistrzowi. – dodał po chwili w odpowiedzi na pytanie Starrwooda, całkiem uczciwie, bo mimo że Krueger miał talent i głos jak dzwon, nigdy wcześniej nie myślał o tym, by próbować szczęścia w świecie muzycznego biznesu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyPon 01 Wrz 2014, 02:56

Wiceminister doskonale wiedział, że Heinrichowi nie było w smak odciaganie Franza na bok i dysputowanie o sprawach prywatnych bez starszego Kruegera. Miał to w głębokim poważaniu, bo jak to było... a. Kto wiceministrowi zabroni. Henrich nie mógł nic zrobić, a każdy głos sprzeciwu byłby dla Louisa powodem do ataku zawodowego. Lepiej się nie wychylać, panie Krueger. Sandra uśmiechała się uroczo do Franza, będąc ciągle pod wrażeniem młodego talentu. Była już dawno po pięćdziesiątce, ale starała się zatrzymać upływający czas różnymi kremami i eliksiram, co na dobrą sprawę, zaliczało egzamin. Blond włosy były spięte w dostojny kok, a z uszu zwisały szmaragdowe kolczyki pod kolor oczu. Sama kobieta była nieco okrąglejsza, ale nadal mogła być uważana za atrakcyjną. Mimo tych zmarszczek wokół oczu, które tylko dodawały jej uroku sympatycznej kobiety. Była urzeczona i na stałe wkupił się w jej łaski. Zadziwiające, że to już druga kobieta w kwiecie wieku, w której sercu zagościł Franz. Nie od kozery był bawidamkiem na salonach i czerpał z tego korzyści.
-Stary, dobry Frank. To piosenki mojej młodości, młodzieńcze. Mam mugolskie korzenie, co nie zmienia faktu, że muzykę to oni mają świetną. -zachwycił się Louis i otarł zwilżone od potu czoło skrajem chustki. Nie mozna było zaprzepaścić tego talentu, to jasne. Starrwood nie namyślał się długo w swych knowaniach, jak wciagnąć chłopaka do sfery gwiazd. Wróżył mu świetlaną przyszłość z taką barwą głosu. Lekkością śpiewu. Obyciem ze sceną i najważniejsze – czerpaniem radości z wystepów. Nie byłby to dla niego zawód, a pasja. Louis cenił ludzi z pasją i chciał im pomagać w życiowej karierze.
-Słuchaj... Franz, dobrze zapamiętałem? Co byś powiedział na to, aby ten hołd przestał być amatorski? Mam sporo kontaktów w świecie muzyki i uważam, że zawojowałbyś społeczeństwo. Przyda się nowa twarz w tym nudnym businessie. Na scenie zachowujesz się jak ryba w wodzie, uważam, że śmiało możesz próbować. Znam managera Upiornych Wyjców i Celestyny Werbeck, Richard to łowca prawdziwych talentów. -zagaił, składając mu propozycję – nie do odrzucenia. Sandra zaklaskała w dłonie.
-Kobiety go pokochają! Jest czarujący, a jeszcze ten głos. -zachwyciła się.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyWto 02 Wrz 2014, 00:29

Franz nadal nie wierzył w tak głupi zbieg okoliczności. W życiu nie pomyślałby, że wiceminister uwielbia Franka Sinatrę i że zupełnie przypadkiem pojawi się na jego występie, a co więcej, że złoży mu taką propozycję. Chłopak całkiem porwany tą rozmową zdążył już zapomnieć o rozwścieczonej miny swojego ojca. Teraz musiał jeszcze przemyśleć wszelkie za i przeciw, przeanalizować dokładnie słowa pana Starrwooda i jego małżonki, która przytakiwała im z ogromnym entuzjazmem. Siedemnastolatek przyjrzał się dokładnie twarzom swoich rozmówców. Sprawiali oni wrażenie bardzo porządnych ludzi, mimo że na pierwszy rzut oka sztywnych, jak wszyscy zebrani na bankiecie. Właściwie, Krueger nie wiedział dlaczego, ale czasami wydawało mu się, że wystarczyło spojrzeć na człowieka, by uświadomić sobie, po której stronie walczy jego serce. Państwo Starrwoodowie zdecydowanie nie przypominali mu złoczyńców pokroju Heinricha, chociaż Ślizgon zdawał sobie sprawę z tego, że pozory niekiedy mylą. Mimo wszystko, nie spodziewałby się po kimś o mugolskich korzeniach sprzyjaniu Voldemortowi. Zresztą, czy w obecnej sytuacji miało to jakiekolwiek znaczenie?
- Nie tylko muzykę. – mruknął pod nosem, uśmiechając się przy tym szczerze. On nie musiał mówić o swoim pochodzeniu. Louis z pewnością wiedział, że Kruegerowie to czystokrwisty, niemiecki ród. Bardzo prawdopodobne nawet, że dziwił się upodobaniom śpiewającego młodzieńca, chociaż ten najwidoczniej lubił zaskakiwać ludzi. Poza tym, Franz interesował się wieloma rzeczami, którymi nie powinien. Zamiłowanie do mugolskiego świata w porównaniu do, na przykład, czarnej magii, i tak wydawało się niewinne. To pierwsze jednak, niewątpliwie, nie było tolerowane przez rosłego blondyna, który węszył gdzieś na drugim końcu salonu. Rosły blondyn, na szczęście, w temacie muzyki był ignorantem, i najpewniej nawet nie miał świadomości tego, że jego syn zdecydował się na przedstawienie światu swojej własnej interpretacji utworów znanego, mugolskiego wokalisty.
- Managera Upiornych Wyjców i Celestyny Werbeck? – zapytał, nie kryjąc zachwytu. Nie potrzebował, by wiceminister powtarzał swoje słowa. W jego głosie, po prostu, słychać było pewną nutę niedowierzania. Nie sądził bowiem, że trafi mu się taka wspaniała okazja. Z drugiej strony jednak, chłopak nie był pewien, czy to odpowiedni moment na zaczątek muzycznej kariery. Ponadto, słyszał wiele o zakłamaniu tego biznesu, zaś on we wszystkim, co robił, był szczery i nie zamierzał tego zmieniać. Nigdy wcześniej nie myślał o zarabianiu pieniędzy swoim głosem, toteż podjęcie tak istotnej decyzji sprawiało mu wiele trudności. Ponownie jednak euforyczny nastrój Sandry udzielił się i jemu i jakby dodał mu nieco śmiałości.
- Sam nie wiem… Wie, pan, jestem wierny jazzowi i swingowi i wolałbym nie śpiewać niczego innego poza Frankiem Sinatrą, Deanem Martinem, Rayem Charlesem... – zaczął swój wywód, patrząc cały czas w oczy swojego rozmówcy. Wymienił oczywiście tylko niektórych z wielbionych przez siebie artystów, ale wiceminister z pewnością zrozumiał, w czym tkwił jego problem. Siedemnastolatek starał się jednak być przy swoich zastrzeżeniach grzeczny i przekonujący. To nie tak, że odmawiał. Wręcz przeciwnie, najchętniej rzuciłby wszystko i spotkał się z tym całym managerem, gdyby tylko ten miał podobne zdanie o jego głosie i zechciałby z nim współpracować.
- Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że w tym biznesie często kreuje się fałszywy wizerunek artysty. Czasami nawet każe śpiewać mu się co innego, niż on sam by pragnął. To, na co akurat jest zapotrzebowanie. Ja taki nie jestem, nie chcę rezygnować ze swojego repertuaru. – kontynuował spokojnym głosem, co w ustach tak młodego człowieka zapewne brzmiało zbyt rzeczowo, a Krueger ryzykował przyklejeniem mu plakietki „nadęty”. Każdy inny młodzieniec zapewne mógłby śpiewać i najgorsze szmiry, byleby wybić się do roli celebryty czarodziejskiego świata. On zaś dbał o tak małe szczegóły, jak swój marny repertuar, który w dodatku trafiał często do starszych od niego osób. Nie był na pewno muzyką porywającą tłumy, choć może tym razem to on się mylił.
- Rozumie, pan. Z chęcią bym spróbował, ale nie wiem czy jazz i swing nie przegra z rock’n’rollem. – pozwolił sobie jednak zażartować na koniec, by nie wyjść na sztywnego pięćdziesięciolatka. Chociaż nie żałował swoich słów. Nawet, gdyby miał stracić szansę na muzyczną karierę, przynajmniej byłby ze sobą szczery.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyWto 02 Wrz 2014, 02:20

Muzyka łączy obyczaje. Przypadki się zdarzały, jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wiceminister zmusił się do przyjścia na ten bankiet, pochodził z mieszanej rodziny i od dziecka słyszał znajomy głos Frana Sinatry? Po prostu Szczęście postanowiło się uśmiechnąć szeroko do Franza. Nie dośc, że zyskał on kogoś bardzo ważnego w swym życiu jak pannę Vane, zyskując nie tylko jej zaufanie, ale i serce, to jeszcze dostawał szansę od Losu na robieniu w życiu czegoś, co na prawdę kochał. Ta energia skryta w niemiecki ciele zachwyciła Louisa. Nie widział jeszcze, by ktoś taki okryty garniturem z wyższej półki potrafił być tak żywiołowy, przekazywać dobrą energię ze sceny i raczyć uszy na prawdę charyzmatycznym głosem. Wiceminister już teraz wiedział, że jego talent był przeznaczony dla koneserów, ale nawet przypadkowy słuchacz nie przeszedłby obojętnie obok takiego piosenkarza. Louis polubił chłopaka, bo wydawał się zupełnie inny od swego ojca, mimo, że pierwsze wrażenie było zgoła inne. I chwała Merlinowi za to. Dojrzał, jak zaświeciły się oczy Franza na wspomnienie o managerze. O tak, chyba trafił ze swoją propozycją. Młodzieniec aż się garnął do występów na scenie. Byłby brylantem w koronie muzycznego businessu. Tylko należało go oddać w dobre ręce.
-Tak jest. Same największe sławy wychodzą z warsztatu Richarda Fenwicka. Na pewno o nim słyszałeś. Jest moim dobrym znajomym, załatwiał mi bilety na koncert Celestyny na rocznicę ślubu. -Starrwood poklepał dłoń swej małżonki, gdy ta była uwieszona na jego ramieniu. Blondynka pokraśniała. Wśród tej trójki panowała atmosfera podniecenia i oczekiwania. Franz na pewno czekał na szczegóły.
-Właśnie o to chodzi, mój drogi chłopcze! Nie ma nikogo tak wybitnego jak Ty w tych kręgach muzycznych. Byłbyś powiewem świeżości, wyznaczyłbyś nowy trend! Tego nie można zmarnować. -w kołko powtarzał Louis, chcąc przekonać chłopaka do zaakceptowania jego propozycji. Nie był nachalny, ale jednak zależało mu na postawieniu na swoim.
-Na pewno zyskasz mnóstwo fanów. I fanek. -dodała Sandra ochoczo.
Wiceminister kręcił w palcach guzik od marynarki, nie mogąc poradzić sobie inaczej z nagłą falą entuzjazmu. Słuchał uwaznie chłopaka. Miał swoje racje. Sam by pluł sobie w brodę, gdyby Franz musiał zakłamywać swój wizerunek. To była by ujma na honorze i próżny trud.
-Franz, Celestyna miała podobne dylematy co do siebie. Wiesz dobrze, że ona śpiewa specyficznie jeden rodzaj muzyki. I ma mnóstwo fanów. Po prostu jesteś głosem dla prawdziwych koneserów. -wiceminister wypowiedział na głos swoje przemyślenia.
-Co Ci szkodzi spróbować? -zapytała Sandra, włączajac się do rozmowy. -Spróbuj może swoich sił występując przed Richardem. Na pewno dostrzeże w Tobie to co my. Nie będzie chciał zmieniać twego repertuaru, bo wie, że jesteś zbyt cenny i musi liczyć się z Twoimi wymaganiami.
Louis wziął łyk whiskey, która dzisiejszego wieczora po tym występie smakowała jeszcze lepiej. I już nie żałował, że się tutaj zjawił. Był pewny, że świat dobrze przyjmie taką nową krew.
-Takich ludzi lubię. Szczerych i konkretnych. -roześmiał się cicho. -Jeśli tylko nie dasz się stłamsić, a ufam, ze masz silny charakter to scena stoi przed Tobą otworem. Zawsze możesz zrezygnować, kiedy coś nie będzie Ci odpowiadało. Najlepiej jak wypowiesz się po spotkaniu z Richardem. Napiszę do niego list rekomendacyjny i on zgłosi się listownie bezpośrednio do Ciebie. Co Ty na to? -zapytał Starrwood, patrząc wyczekująco na Kruegera. Chciał mu dać szansę i wyrwać spod wpływów ojca.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptySro 03 Wrz 2014, 19:27

Fortuna kołem się toczy, a najwyraźniej los postanowił wreszcie wynagrodzić Franzowi wszystkie krzywdy, jakie spotkały chłopaka w jego krótkim życiu. Szczęście wreszcie się do niego uśmiechnęło, sprowadzając do niego piękną kobietę, jak i zapowiedź muzycznej kariery. Czego mógł chcieć więcej od życia młody Krueger? Chyba jedynie bezpieczeństwa swojej ukochanej, powodzenia w boju, by już na zawsze mógł pozostać rycerzem walczącym u boku swej wybranki. Siedemnastolatek, choć nie wierzył w żadnych bogów, żadne siły nadprzyrodzone, musiał przyznać, że wokół niego pojawiało się coraz więcej dziwnych zbiegów okoliczności. Jakby ktoś obserwował jego drogę i wskazywał, w którą stronę ma podążać. A może to miłość rządziła jego duszą, stała się drogowskazem i uskrzydlała go do tego stopnia, że wziął sprawy w swoje ręce?
- Kto o nim nie słyszał… - mruknął tylko pod nosem, jednak jego uśmiech wskazywał na to, że nie przyświecają mu złe zamiary. Może i zgrywał początkowo niezainteresowanego propozycją, jednak jego reakcje zdradzały jego największe pragnienia. Chciał śpiewać na scenie, robić to, co kocha, a przy okazji zarabiać na utrzymanie swojej przyszłej rodziny. Miał dość życia na łasce ojca, którego nienawidził, a jeżeli mógł się wyrwać spod jego skrzydeł, w dodatku rozwijając swoje pasje, to dlaczego miałby nie skorzystać?
- To zaszczyt słyszeć taką opinię z ust wiceministra i jego pięknej małżonki. – odparł niezwykle grzecznie i uprzejmie, a kąciki jego ust delikatnie uniosły się ku górze. Starał się zachowywać, jak prawdziwy dżentelmen, ale nie robił tego sztucznie, nie musiał grać. Naprawdę polubił tych dwoje ludzi, którzy najprawdopodobniej wnosili do świata czarodziejskiego o wiele więcej, niż chciwy i pyszny Heinrich.
Wsłuchiwał się uważnie w słowa pana Starrwooda i wtórującej mu kobiety, która próbowała zachęcić młodzieńca myślą o fanach i fankach. Ta wizja wydawała się Franzowi coraz bardziej kusząca. Co prawda, zależało mu tylko na jednej, największej fance – Jasmine – ale czy to nie tego pragnął artysta? Rozszalałych tłumów witających go gromkimi brawami? Może i nie była to najistotniejsza z nagród płynących z możliwości dzielenia się ze światem urokami muzyki Franka Sinatry, ale z pewnością jedna z tych bardziej cieszących oko i ucho oraz zachęcających do dalszej, ciężkiej pracy.
- Bezpośrednio do mnie. – powtórzył po słowach Louisa, wskazując mu wymownym gestem na blondyna o aryjskich rysach krzątającego się po drugim końcu salonu. Ślizgon miał nadzieję, że jego rozmówca zrozumie, co on sam chciał przekazać tym niewinnym ruchem dłoni. Nie dogadywał się z ojcem, ale nie zamierzał mówić o tym otwarcie. Zresztą nie był to odpowiedni moment do rozmów na temat rodzinnych niesnasek. Młodemu Kruegerowi wydawało się jednak, że wyczuł w wiceministrze wyraźną niechęć do Heinricha, co oczywiście, dawało mu pewne poczucie tryumfu i satysfakcji.
- Chętnie spróbuję swoich sił na scenie i jestem państwu ogromnie wdzięczny za wstawiennictwo u  pana Fenwicka. Liczę, że i jego nie zawiodę. – powiedział wreszcie nieco ściszonym tonem, jakby chciał ukryć swój zaczątek kariery przed wszechwiedzącym ojcem. Ten jednak, z pewnością, nie mógł usłyszeć rozmowy. Chłopak odwrócił się bowiem w jego kierunku i dostrzegł, że głowa rodziny zajęła się wesołą pogawędką z jednym z gości. Najprawdopodobniej pracownikiem departamentu odpowiadającego za niewłaściwe użycie czarów, którego Franz kojarzył z niektórych bankietów. Niestety, przy takiej odległości siedemnastolatek nie mógł mieć pewności, co do tożsamości mężczyzny.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" EmptyCzw 04 Wrz 2014, 00:46

Louis dostrzegł w oczach Franza, zupełnie odmiennych od oczu Heinricha podniecenie i łobuzerskie błyski. Ten chłopak nie był stracony dla świata. Starrwood zrobiłby wszystko, by mu pomóc z karierą. Miał potencjał i talent, wystarczyło tylko dopomóc szczęściu, skoro samo wyciągało ku niemu rękę. Sandra podzielała to zdanie. Widziała w nim gwiazdę estrady. Tylko...
-Jeśli Ci się uda, a wierzymy w to oboje to pamiętaj, aby sława nie uderzyła Ci do głowy. Brak ludziom szczerych artystów, takich prawdziwych do cna. Wyglądasz na takiego. -Louis uśmiechnął się i dopił ostatni łyk whiskey, odstawiając puste szkło na tacy kelnera. Dojrzał ten niewinny gest ręką Franza i tylko kiwnął mu głową, że rozumie.
-Oh, przecież rozmawialiśmy tylko o Twoich ocenach i perspektywach zawodowych... nudny temat. -mrugnął do chłopaka porozumiewawczo. Skoro sam syn nie chciał pośredników w postaci Heinricha, to było mu to nawet na rękę.
-Jutro z rana napiszę do Richarda, napiszę, aby skontaktował się od razu z Tobą. Wyczekuj sowy. Bardzo cieszę się, że mogłem Cię poznać. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o nas, rozdając bilety na swój pierwszy koncert. -roześmiał się wiceminister, a żona mu zawtórowała. Pożegnali się z chłopakiem. Chyba wiceminister przestał żałować przyjścia na bankiet. Franz również.

Koniec wspomnienia.
Sponsored content

"Come fly with me" Empty
PisanieTemat: Re: "Come fly with me"   "Come fly with me" Empty

 

"Come fly with me"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-