IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Uliczka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyCzw 17 Lip 2014, 10:31

No, z taką przerażoną miną nie zachęcała do bliższego zapoznania. Może to i dobrze, kto wie czy po wzbudzeniu zainteresowania jakaś babcia nie zechciałaby dodać ich głów albo zębów do kolekcji ofiar.
Henry i cycki... dosyć nietypowe powiązanie słów! Toż to staroświecki chłopaczyna, który nie umie rozmawiać z dziewczynami, jeśli temat schodzi na ten bardziej osobliwy, z niepewnym gruntem. Lepiej mu szło nawiązywanie kontaktu z płcią przeciwną niż na przykład Mattowi i Dwayne'owi, jednak i tak miał spore upośledzenie w tej kwestii. Henry niechcący zobaczył gdzie patrzy Wanda, tak samo jak i jej zmieszanie, a potem oburzenie.
- Wando, nie to miałem na myśli! Są okej... znaczy się w porządku, nie małe... ee... niczego im nie brakuje. - zamotał się biedak i poczerwieniał, już nie spoglądając na jej klatkę piersiową. Po co w ogóle się odzywał? Zmielił w ustach przekleństwo pod własnym adresem. Ucieszył się z podbicia omawiania pana Ceglastego. Każda zmiana tematu z tego niewygodnego była mile widziana. Zamrugał oczyma i pokiwał gorliwie głową, kładąc sobie wolną rękę na piersi.
- Obiecuję nie patrzeć na inne cegiełki. - powaga w głosie spowodowała, że Henry nie wytrzymał i roześmiał się, wtórując Wandzie. Trzęśli się oboje i chcąc nie chcąc, zwrócili na siebie uwagę Pana Ceglastego, który posłał im mordercze spojrzenie. Henry przyspieszył trochę, byleby nie narazić się na wykład dotyczący szanowania Cegieł.
Uśmiechnął się pogodnie, gdy zgodziła się na piwo kremowe. Dzięki Ci Wando! Henry nie będzie musiał koczować pod spa tych paru godzin. Byłby w stanie wybrać oswajanie pająków, byleby nie wracać do mdlącego pomieszczenia z plotkującymi babami. Zdecydowanie przyjemniej było pogadać w jakimś przyjemniejszym, mniej mrocznym miejscu.
- Nie ośmielę się twierdzić, że robisz coś niewłaściwego. Ty? Taka niewinna dziewoja? - posłał jej złośliwy uśmiech, trochę sceptycznie podchodząc do tej potencjalnej niewinności i czystych zamiarów. Skoro z Dorianem rozważał zamianę stołu w konia w cieplarni, z Wandą też musiało być sporo śmiechu. To było dziedziczne.
- Sprawdźmy Trzy Miotły. Wiesz, że załapałem się na tamto darmowe piwo od madame Rosmerty z koncertu? - zapytał, chwaląc się błyskawicznością zakupu biletów. I poszli.

[zt x 2]
/ napisaj w pubie :P
Argus Filch
Argus Filch

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyCzw 28 Sie 2014, 10:44

/ Sorka laski! Wbijamy się na chwile do tematu!

- Ja wiem moja najdroższa panno Irmo gdzie leży ta herbaciarnia. Byłem tam za młodu wiele razy, oj wiele! - zapewniał piękną kobietę u swego boku o pewności siebie. Tak na prawdę Filch pomylił drogę już dwa razy. Skręcił za pierwszym razem do wrzeszczącej chaty i wymówił się przed piękną Irmą, że to tylko wycieczka krajoznawcza. Bardzo chciał jej pokazać tę... wrzeszczącą... ruinę, bo jest tak... romantyczna. Wydukał coś pod nosem i wrócił na prostą uliczkę, ale i tak źle poszli. Za nic w świecie jednak się do tego nie przyznał. Choćby grożono mu jego własnym zgniataczem kciuków, Filch zarzekał się, że wie gdzie idzie. Herbaciarnia Pudfioot leży tam! Albo tam... albo może za nimi? No, nie ważne, ale wiedział! Szli teraz boczną uliczką. Jakieś typy na nich spoglądały z odrazą, ale żaden nie podszedł. O tak, to oczywiste. Argus jest tak mężny i groźny, iż nie pozwoli żadnemu czarnoksiężnikowi skraść cnoty pięknej panny Pince. Obnażał żółte zębiska na każdego, kto ośmielił się podejść bliżej niż pięć i pół cala. Filch twierdził, że skoro Gruby Mnich, najmilsza zmora w Hogwarcie potrafiła trafić dwa czy trzy lata temu do herbaciarni ze stadkiem Puchonów z okazji Wigilii, on też tam trafi!
Wyprostował się dumnie, wypinając pierś i kuśtykał z uroczą bibliotekarką przez nierówny chodnik. W bucie wciąż miał jakiś kamień czy żywe stworzenie, ale był zbyt dumny i przejęty trwającą już randką, aby się tym zająć. Trzymał młodą kobietę w żelaznym uścisku, aby nie upadła i nie poplątała swych jakże seksownych i ponętnych nóg ukrytych pod namiotową spódnicą. Mucha woźnego non stop przemieszczała się na prawo i na lewo popiskując niczym zmutowany czerwonooki zając z ogródka Hagrida w walce z dzielną, rudą Panią Norris. Nie zwracał na to jakoś uwagi, przekonany, że nikt tego nie widzi.
- Tak bardzo cieszę się, droga panienko Pince, że zgodziła się panienka ze mną wyjść. Mówiła panienka, że posiada... osobistego sługę? Ma panienka świętą rację. Należy edukować młodych absolwentów Hogwartu, uczyć ich szacunku do książek i zwierząt. Jestem pewien, że z takim niebywale inteligentnym mentorem jakim jest pani... - tutaj skłonił przed nią swą łysą, świecącą i spoconą łepetynę - ... ten młody człowiek, którego przygarnęła łaskawa panienka pod swoje skrzydła, zrozumie co jest najważniejsze w życiu. Dyscyplina, Szacunek i Posłuszeństwo. - ciemnożółta twarz Filcha nabrała intensywniejszego odcienia. Woźny był bardzo przejęty swoją przemową! Próbował tym zainteresować swą uroczą towarzyszkę, aby nie zauważyła, że chyba znowu skręcił w złą uliczkę. Na kości skrzata, Pudifoot musiała przenieść swoją herbaciarnię na Nokturn, skoro tutaj tego nie było!
Spoglądał raz co jakiś czas ukradkiem na tę piękność u boku przypominającą do złudzenia harpię o wschodzie słońca bądź nowo narodzoną kałamarnicę wynurzającą się z bagiennej kałuży. Tak, robiła wrażenie, szczególnie gdy zakrywała swe krwistoczerwone, trochę zbyt wyzywające!, usta szpiczastymi paznokciami.
Irma Pince
Irma Pince

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyCzw 28 Sie 2014, 11:57

Pokiwała głową niczym rasowy, miejski gołąb w przekonaniu, że Argus istotnie musiał wybrać tak długą i zawiłą ścieżkę tylko i wyłącznie po to, aby przedłużyć ich spotkanie. Jeszcze nie zdążyła pochwalić jego nowej wody kolońskiej, która pachniała intensywnie koperkiem; ani też muchy, która dodawała mu osobistej urokliwości za każdym razem, kiedy wydawała dźwięk. Wstrzymywała swój niewyparzony język przed zwróceniem mu uwagi, że podczas rozmowy dwójki ludzi nie powinien nikt się wtrącać, jednak zbyt mocno polubiła panią Norris, aby rościć sobie prawo do takiej bezczelności. Gdyby to powiedziała, z pewnością złamałaby mu to pokurczone serce schowane w męskiej, pomarszczonej klatce piersiowej okrytej gustowną marynarką i koszulą.
Pozwoliła sobie na poufały gest, stukając co jakiś czas palcami o przedramię Filcha za każdym razem kiedy pokonywali jakiś zakręt albo tracił równowagę z powodu swojej krótszej nogi. Irma podejrzewała, że to przez jakiegoś wyrodnego ucznia podstawiającego nogę ukochanemu woźnemu, powodując nie tylko jej połamanie, ale skrócenie kości – a wszem i wobec wiadomo, że uzdrowiciele w Mungu są młokosami niepotrafiącymi wyleczyć porządnie człowieka. Jej kuzynka od strony siostry ciotecznej matki straciła w ten sposób żebro i świszczała przy każdym oddechu z powodu nierówności w nacisku na płuca czy coś w tym  stylu.
- Oh tak, tak. Przyszedł taki jakiś zarośnięty model twierdzący, że zna się lepiej ode mnie na książkach. Wyobrażasz to sobie Argusie? Ledwo odstawiony od matczynej piersi, a wszystkie rozumy pozjadał, wrzeszcząc z całych sił na biedne książki. W ogóle nie ma podejścia do nich, to doprawdy oburzające, że nasz szanowny dyrektor zgodził się go przyjąć. Doprawdy, podejrzewam, że wiele nerwów będzie mnie kosztować, aby zaczął obchodzić się w odpowiedni sposób z książkami. Biedaczyska też mają uczucia, a on …tymi brr rudnymi… grrrubymi paluchami wciska je na regały jakby.. jakby.. – Żywo zaczęła gestykulować prawą dłonią przeciągając spółgłoski i ostatecznie zapowietrzając się, kładąc dłoń na zdecydowanie zbyt gorącej piersi. Wzięła głębszy wdech i mniej wzburzonym, ale wciąż piskliwym głosem poprosiła ukochanego, klepiąc go niezbyt słabo w ramię. – Przystańmy Argusie, doprawdy. Już sama myśl o tym, że zostawiłam go samego w Hogwarcie przyprawia mnie o białą gorączkę. Może upewnimy się, że nie zrobiły krzywdy nikomu? – Zaproponowała z przymkniętymi powiekami, zaczynając wachlować się otwartą dłonią i przywołując przed oczy karykaturalny obraz Hectora, który w oczach Irmy nie nadawał się w ogóle na stanowisko Bibliotekarza. Tylko ona, ONA jedna miała wystarczająco wyczucia i czułości dla książek, aby zaopiekować się nimi w odpowiedni sposób.[/b]
Gość
avatar

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyCzw 28 Sie 2014, 12:24

Hector rozkosznie wędrował ulicami Hogesmeade wiedziony radosną myślą o zaproszeniu na “Kulturalny Wieczorek Z Alkoholem” na który został zaproszony przez Jareda Wilsona. Dreptał spokojnie, nie śpiesząc się nigdzie z głową w chmurach tylko w przenośni, bo wolał nie wyrżnąć orła na tutejszy bruk. Nigdy nie wiadomo, co można na nim znaleźć.
Maszerował dzielnie z rękami w kieszeniach kiedy jego wzrok napotkał przelotem Filcha.
I Panią Pince.
Hector zamarł, a w jego sercu pojawiło się zwątpienie, dużo zwątpienia.
A potem ocean pytań bez odpowiedzi, albo raczej - ocean pełen odpowiedzi, których nie chciał przyjąć do wiadomości. Usłyszał fragment rozmowy o zarośniętym modelu. Bezczelnie podsłuchał jeszcze fragment rozmowy, korzystając z faktu bycia niezauważonym, nieuchwytnym. Niczym wicher., poetycko sprawę ujmując.
Skrzywił się delikatnie na myśl, czego świadkiem jest właśnie, ale nie mógł nikomu zabraniać miłości! Oh, tak pięknego uczucia, które połączyło jak widać tą… dość specyficzną dwójkę. Słuchał jeszcze chwilkę, aż usłyszał uwagę o powrocie do Hogwartu! O nie. Hector musiał stanąć w obronie tak pięknego uczucia i zainterweniować.
- Pan Pince! Proszę się nie martwić. Książki są bezpieczne, nie ma mnie przy nich już. - wyrecytował, stając przed dwójką pracowników szkoły. Właściwie bardziej twarzą do Pani Pince, bowiem co do woźnego Filcha nie był pewien, czy ma uciekać od niego, czy raczej próbować udawać, że się nie boi o własne życie. A może wiersz wszystko załatwi?
- Możecie kontynuować bezpiecznie i beztrosko swoje romantyczne. - tutaj Hector puścił delikatne oczko woźnemu. - spotkanie, a ja idę kontynuować swoje. Proszę być spokojną, Pani Irmo, wszystko jest bezpieczne i w stanie idealnym. Słowo zucha. - powiedział, przykładając rękę do piersi, na wysokości serca. Po czym podjął próbę odwrotu taktycznego, wymruczał ciche ‘żegnam państwo’ i chciał się oddalić.
Chciał. To jest dobre słowo.

Argus Filch
Argus Filch

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyCzw 28 Sie 2014, 13:06

Oczywiście wszystkie jego działania i podejmowane kroki cechowała nadzwyczajna pewność siebie. On, woźny, wielebny Filch, musiał posiadać tę ważną cechę, aby wymierzać sprawiedliwość nikczemnym młodym i niewychowanym uczniom. Wybieranie dłuższej drogi miało swój cel! Nie ważne jaki, najważniejsze że był ukryty, tajemniczy, skryty przed całym światem i samą panienką Pince.
Kamień w bucie coraz bardziej doskwierał biednemu Filchowi. Przy każdym kroku woźny krzywił się i sapał, wyginając stopę na prawo i lewo, byleby nie stawać na latającym kamyczku od podeszwy do palców. Filch zapomniał pochwalić się tej pięknej kobiecie, iż doprowadził do czegoś fantastycznego! Mianowicie dotychczasowy pan Stone, asystent pani Pomfrey, zaprzestał pojawiać się w Hogwarcie! Cóż z tego, że są wakacje... Ten zły szpieg Tego-Którego-Nie-Wolno-Wymawiać poczuł się zagrożony! Tak, dobrze mu tak! Nie dosć, że nie umiał wyleczyć reumatyzmu tak prestiżowego pracownika szkoły, to jeszcze wyglądał i zachowywał się podejrzanie.
- Spokojnie najdroższa panienko! Spokojnie, ja panienkę rozumiem doskonale. Jak zobaczyłem tego chłopca... nie martw się, jestem z tobą, droga panienko. Jeśli tylko tego zapragniesz, możesz go do mnie przysłać... zajmę się nim. Wspomogę jego edukację. Obiecuję, że zrobię wszystko, abyś była z niego dumna. - ścisnął kościstego szpona bibliotekarki, co miało ją pocieszyć. Miała szlachetnego przyjaciela dążącego zawzięcie do celu, nie zostawi jej z tym samym! Przyda mu się padwan... sługa. Bardzo się przyda. Tyle rzeczy trzeba od nowa wypolerować... Porzucił fantazje o zgniataczu kciuków. Nie zdążył odpowiedzieć, bo Pince podskoczyła i krzyknęła... nie, zaskrzeczała! Jak żaba. Filch, wyczuwając nadchodzące niebezpieczeństwo postąpił krzywy krok przed siebie i zasłonił własną piersią Irmę, rozrzucając ramiona na boki. Schylił się i obnażył zęby morderczo wpatrując się w nadchodzącego chłopca. Dyszał, sapał przyglądając się mu spode łba, a odsunął się od biednej Irmy narażonej na intensywny aromat jego koperkowej wody kolońskiej, kiedy obdarowała go trzepnięciem w ramię.
- Wróć się, młodzieńcze. - warknął tonem, którego nie należało lekceważyć bez poniesienia bolesnych konsekwencji w żywocie wiedzionym w Hogwarcie. Odejść sobie ot tak?
- Ty... ty bezczelny smarkaczu! Natychmiast przeproś panienkę Pince za nastraszenie jej swoim zarośniętym wyglądem! - wysunął w niego krzywy paluch, grożąc mu, że jeśli go nie posłucha, nagrabi sobie u niego. Broda Filcha trzęsła się od przerażenia. Naprawdę takie stwory chodzą po Hogwarcie?! Dumbledore starzeje się, skoro pozwala temu zarośniętemu chłopcu pokazywać się innym dzieciom. On ich demoralizuje! Woźny odwrócił się do swej towarzyszki zmartwiony.
- Spokojnie, najdroższa panienko! Wszystko mam pod kontrolą. - wypiął dumnie pierś. Idealny w każdym calu.
Gość
avatar

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptySro 17 Wrz 2014, 21:44

Znane są trzy średniowieczne wzory osobowe.
Władca.
Rycerz.
Asceta.
Filch osiągnął jednak jakiś wyższy poziom. Przekroczył miarę, którą wyznaczono wieki temu, której nikomu nigdy nie udało się zrozumieć, a co dopiero być tak blisko do niej. Filch był człowiekiem, który stanął nad Rubikonem i nie, nie przekroczył go. On go przeskoczył. Z przytupem. Wgniatając przy lądowaniu Cezara w ziemię.
Hector stał tak przez moment, nie do końca pewien, czy powinien być rozczulony tą szlachetną parką i zachowaniem Woźnego, który osiągnął wszystkie możliwe do osiągnięcia poziomy Mężczyzny Idealnego, czy raczej powinien zbierać się do taktycznego odwrotu, który umożliwi mu wyjście cało z tej sytuacji.
Jedyny w swoim rodzaju, Najbardziej Namiętny Kochanek Hogwartu, kazał mu zawrócić. Hector posłuchał. Mimo wszystko. Nie chciał przecież zadzierać z rycerzem, a co dopiero - z rycerzem takiej klasy. Zostawało mu tylko opuścić przyłbicę i czekać na cios. Rozluźnił się nieco, próbując robić dobrą minę do złej gry. Oto stał przed nim Achilles. Prawie we własnej osobie. Hector prawie na sto procent mógł być pewien, że stoi przed reinkarnacją samego herosa. Wodził wzrokiem od Pani Irmy, do Filcha z pewnym zwątpieniem, analizując relacje jakie wiążą woźnego i jego przełożoną. Mruknął, z lekkim niedowierzaniem, ale słuchał pokornie.
Bezczelny? Może trochę. Smarkacz? Był już stary jak diabli. Chociaż w tej perspektywie znacząco obniżał średnią wieku. Przeprosić? Co mu szkodzi, na dłuższą metę. Przyglądał się więc lekko rozczulony temu duetowi, widząc troskę Filcha, ale jednocześnie panika i chęć ucieczki w nim narastała. Czas na odwrót techniczny.
Hector skłonił się do ziemi, prawie zamiatając grunt włosami, zarzucił teatralnie ręką i nie prostując się, przyłożył ją do serca, podnosząc powoli wzrok.
-O szlachetna. Proszę o wybaczenie, więcej się to nie powtórzy. - pogładził się po brodzie. Zarośnięty wygląd?! - Idę więc, zrobić porządek z mym zarośniętym wyglądem. - wyprostował się. Skinął głową Pannie Prince na pożegnanie.
-O, Pani. - ukłonił się. Zwrócił się w kierunku Filcha. - Cny rycerzu. - także się ukłonił.
Po czym czmychnął. Szybko, zgrabnie, zostawiając parkę samą sobie.

z tematu.
Argus Filch
Argus Filch

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyPon 27 Paź 2014, 16:42

Panienka Pince nie mogła się uspokoić, czym zaniepokoiła zaniepokojonego Argusa Filcha. Ta delikatna niewiasta została narażona na tak duże przeżycie i szok emocjonalny!
- Najmilsza! Ten drań... ten drań... ja, ja go ukarzę! Obiecuję, przysięgam! - broda woźnego drżała zupełnie jakby żuł żabę. Bibliotekarka drżała jak osika i była czerwona jak dorodna rąkla o wschodzie słońca w najczystszym blasku słońca. Wyglądała pięknie! Niewinnie i czysto... no dobra, nie tak czysto, bo w kąciku jej ust widział strużkę śliny.
- Wracajmy! Już dobrze, najmilsza panienko. On już uciekł, nie martw się. Nie dotknie twoich książek ani mojego kota. Dopadnę go i zrobię z niego obiad dla pani Norris. Tak, widzisz? Woźny zawsze o ciebie zadba, no już, chodź piękna kałamarnico. - szeptał czule do kobiety i zaprowadził ją z powrotem do Hogwartu. Nie mogą iść na randkę, gdy ten nicpoń tak nabroił! Filch miał problem z odprowadzeniem Irmy do jej azylu, bo ta zaczęła piszczeć przed bramą i powtarzać "On dotykał moje księgi" i musiał ją uspokajać przez pół godziny a potem namawiać, aby weszła do środka. Gdy już ją odstawił na miejsce, zwiał gdzie pieprz rośnie.

[z tematu Irma i Filch]
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyNie 15 Lut 2015, 21:01

Nie wiedział jak długo szedł, ale to też było nieistotne. Miał alibi na najbliższe trzy godziny. Miał prawo ślęczeć w Hogsmade, chociaż powstrzymywał się przed wejściem do Pubu Aberfortha i poproszeniem o coś mocnego. Henry nie wyróżniał się w ciemnej uliczce. Pasował do krajobrazu tej ulicy. Miał na sobie kurtkę z postawionym kołnierzykiem, a pod nią czarną bluzę z kapturem na głowie założonym tak, aby nie było widać wyrazu jego twarzy. Szedł powoli, z rękoma w kieszeni, gdzie trzymał różdżkę. Wyszedł z zamku rano, tłumacząc zainteresowanym, że idzie na zwiady wokół szkoły, tym samym kłamiąc i zapuszczając się do Hogsmade, gdzie nikt go nie będzie szukał. Napisał Wandzie liścik gdzie będzie, na wszelki wypadek. Nie chciał być wobec niej nieszczery. Henry chciał być sam i był już od sześciu godzin, jeśli nie dłużej. Czas płynął, a on wcale nie czuł się lepiej. Nie mógł nic przełknąć, zrezygnował z obiadu i planował spóźnić się na kolację. Świadomie odizolował się od szkolnego gwaru na rzecz ułożenia myśli i uczuć. Okazało się to ponad jego siły, bo co zamykał oczy w jego głowie odzywał się głos Soleil, a w klatce piersiowej rósł wielki kamień, który utrudniał mu oddychanie. Poza tym Henry był spokojny, dziwnie spokojny. Spacerował bez większego celu, nie zwracając uwagi na otoczenie. Patrzył pod nogi i szedł, ciągle szedł chociaż nogi domagały się odpoczynku, bo maltretował je od samego rana bez przerwy.
Wiele spraw się na siebie nakładało, co zmuszało Henry'ego do gruntownej analizy. Logicznie rzecz biorąc nie miał problemu, skoro Soleil dała mu zielone światło. Mógł kontynuować obecne życie i nie oglądać się przez ramię. Pytanie, dlaczego szło mu z tym tak ciężko, skoro mógł? Nie umiał uciszyć sumienia. Do tego Wanda chyba coś ukrywała bądź nie mówiła mu wszystkiego mimo, że starał się być wobec niej jak najbardziej w porządku. Sześciogodzinny samotny spacer robił swoje i chociaż bliskość Wandy byłaby mu bardzo na rękę, rezygnował z jej, żeby nie obarczyć niewinnych ramion swoim nagromadzonym ciężarem. Minęło tyle czasu, a jak wyszedł z zamku, tak do tej pory niczego nie ułożył. Wyciszył umysł i sumienie przynajmniej na chwilę. Nie miał powodów do zmartwień. Powinien poczuć się zdrowy i wieść wesołe życie. Tylko w cholerę nie umiał, nie wiedział od czego zacząć.
Uliczka się nie kończyła. Jak za potrzebą nastoletniego Puchona była długa niczym labirynt odzwierciedlający jego myśli i szukania rozwiązania na tyle rozsądnego, aby sumienie już nigdy go nie budziło w środku nocy ani nie odzywało się przy każdym pocałunku Wandy.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyNie 15 Lut 2015, 22:14

Dziewczyna przesiedziała niemal całe popołudnie w pokoju wspólnym starając się co nieco poduczyć do jednego z ważniejszych testów z transmutacji. Coś jej nie szło, bo co chwile zostawała zagadywana przez koleżanki z domu – a to o zwykłe głupoty, a to o rady dotyczące urody/zdrowia/życia seksualnego/nauki. Mnóstwo osób przewijało się przez salon, a wzrok Wandy kolejno lądował to na stronicach podręcznika, to na widoku rozciągającym się za oknem. Nieco z chwili na chwilę ciemniało coraz bardziej, a w obszernym pomieszczeniu gromadziło się więcej i więcej uczniów. Widocznie na dworze było już zbyt zimno – albo ludzie byli zbyt leniwi na spacery. Kto wiedział jak było naprawdę?
Sobota mijała powolnie, jakby chciała, a nie mogła, ale to dobrze. Lepiej dla zmęczonej szatynki, która zatopiona w fotelu dumała nad tym i owym zamiast zająć się nauką. Jakieś dwie godziny temu otrzymała od Henryka krótki list informujący ją o aktualnym miejscu przebywania chłopaka, tak na wszelki wypadek gdyby ta zaczęła się o niego martwić. Robiło się jednak coraz później, a chłopaczyna z drugiej klasy wysłany na zwiady przekazał jej, że prefekt Hufflepuffu dalej nie powrócił i nie zasilił składu Puszków. Słysząc to Krukonka nie była zbyt zadowolona – Henry powinien już wrócić do zamku i pójść na ucztę, zrobić ze sobą cokolwiek, nie włóczyć się nie wiadomo gdzie. Martwiła się, być może bała, że będzie chciał sobie coś zrobić – w końcu ostatnio tak wiele przeszedł, miał prawo mieć wszystkiego dość, miał prawo rzucić wszystko w cholerę i odejść. Zmarszczka między brwiami dziewoi się powiększyła, a ona sama najpierw zamknęła księgę, dopiero potem wstała rzucając jedno ze spojrzeń w stronę znajomych, w których gronie siedziała. Zabrała torbę i przewiesiwszy ją przez ramię wyszła z pokoju wspólnego postanawiając, że poszuka Lancastera – w końcu mają o czym rozmawiać, a czegoś takiego w nieskończoność nie mogą odkładać i odkładać. Ich związek miał opierać się na wzajemnym zaufaniu, przyjaźni, o którą trzeba dbać. Nie tylko werbalnie, poprzez dotyk, ale również przez słowa.
Panna Whisper ubierała się w ciszy – dochodził wieczór, a ona nie zamierzała marznąć na dworze szukając Puchona. Mógł być teraz wszędzie, a Hogsmeade wcale takie małe nie było. Nie wiedziała jak jeszcze wydostanie się z zamku – czy będzie musiała forsować drzwi, przekupywać Filcha [z tym miałaby problem] czy może skoczy z okna. Cokolwiek by to nie było poradzi sobie, bo rosnące uczucie paniki nie dawało jej żyć. Nałożyła na siebie gruby, czarny sweter, ciemny płaszcz, a szyje obwiązała krukońskim szalikiem. Wymknęła się z dormitorium niemalże na paluszkach i cichaczem przemierzając korytarze Hogwartu odliczała tylko minuty i sekundy do godziny zero kiedy to znajdzie się przed głównym wejściem. Nie wiadomo czy to szczęście czy wyjątkowy zbieg okoliczności, ale mijani ja uczniowie rozchodzili się niczym Morze Czerwone, a samego charłaka ani widu, ani słychu. Może to i lepiej? Po ostatnich dodatkowych zajęciach dziewczyna nie miała ochoty na rozmowy z kimś tak obleśnym jak Filch, który nie miał za grosz odwagi, finezji i dumy. Był marnym człowieczyną, który nie zasługiwał na szacunek. Na samą myśl o głupim Argusie krew zaczęła buzować jej w żyłach, a sama Wanda trzasnęła aż ciężkimi drzwiami prowadzącymi na zewnątrz. Zimno uderzyło ją niemal od razu, a ona tylko wcisnęła ręce do kieszeni płaszcza i tak naprawdę nie mówiąc nikomu gdzie się wybiera wyruszyła na poszukiwania pewnego blondyna, z którym miała do pogadania.
Sama nie wiedziała kiedy znalazła się w miasteczku – jej myśli krążyły wokół ostatnich wydarzeń rozgrywających się na jej oczach. Zauroczenie Henrym spadło na nią nagle, jak grom z jasnego nieba. Kiedy to dokładnie się stało? Czy zaczynał się jej podobać już wtedy, w pociągu? Czy dopiero potem, po pierwszym, drugim, kolejnym spotkaniu? Wiedziała, że nie powinna rościć sobie do niego praw, kiedy był jeszcze zamieszany w sprawy miłosne z inną dziewczyną, ale nie mogła sobie odmówić tej przyjemności brnięcia dalej w tą skomplikowaną relację, która tylko ją napędzała. Sama miała problem z chłopakami – a konkretniej z jednym – Grossem, dlatego też doskonale zdawała sobie sprawę, że Lancaster potrzebuje czasu, zwłaszcza po ostatniej konwersacji przeprowadzonej z Soleil. Z pewnością nie było to łatwe ani przyjemne, ale skoro coś…cos się kończy, to coś się zaczyna. Taka kolej rzeczy. Chociaż akurat w tym wypadku było odwrotnie.
Po WDŻ Whisperówna miała ogromne wyrzuty sumienia, że karteczka przekazana jej przez Gilgamesha trafiła w ręce Doriana – w niepowołane ręce dodajmy. Skoro jej brat już wiedział, że Gross jej groził to szatynka czuła się zobowiązana poinformować o tym jeszcze swojego partnera, z którym miała być przecież szczera. Nie chciała go okłamywać, że jest super, że jest okej, kiedy widmo byłego chłopaka nad nią ciążyło i nie dawało żyć. Nie mówiła już o problemach związanych ze śmiercią jej ojca, bo do tego powoli się przyzwyczajała, starała się żyć normalnie – w końcu nie ona pierwsza i nie ostatnia straciła rodziców. Brutalna prawda, ale wciąż prawda.
Minęło kilkanaście, czy kilkadziesiąt minut odkąd wyszła ze szkoły. Jej podeszwy cicho stukały o nierówny chodnik, a ona znalazła się gdzieś… pomiędzy barami wypełnionymi po brzegi ludźmi opijających sukcesy i porażki, z którymi zmierzają się niemal codziennie. Nie kojarzyła dokładnie, która nastała godzina – sądząc jednak po nieboskłonie i zachodzącym słońcu – jeżeli to jeszcze gdzieś lewitowało było już grubo po osiemnastej. Nie było aż tak zimno, chociaż skłamałaby gdyby powiedziała, że jej nie przewiało. Chciała schować się gdzieś, gdziekolwiek czy to w przytulnej kawiarence czy w obskurnej knajpce i napić się czegokolwiek. Najpierw jednak musiała odnaleźć pewnego osobnika, do której jej serce się rwało, a przy którym wszystkie zmysły pracowały na zwiększonych obrotach.
Starała się nie zwracać uwagi na słowne zaczepki dziwnych typów, które łypały na nią niezbyt elegancko spod kilku spelun – na szczęście była zaopatrzona w różdżkę, a jej refleks nie był taki najgorszy, więc w razie czego umiałaby się obronić. Wtem, gdy zaczynała obmyślać sprytny plan ataku na domniemanego gagatka jej oczom ukazała się znajoma, nieco zgarbiona sylwetka. Serce Krukonki zabiło mocniej kiedy rozpoznała dobrze znany jej chód – tyle razy obserwowała Puchona jak przechodzi korytarzami, jeszcze wtedy kiedy byli tylko przyjaciółmi. Nie mogłaby go pomylić z nikim innym. Odetchnęła głęboko i przyspieszyła, niemal goniąc blondyna – wolała nie wydzierać się na całe miasteczko dlatego nagle, zachodząc go od tyłu dopadła go łapiąc go za lewe ramię i dysząc niesamowicie zatrzymała go.
- Henry. Szukałam Cię. – Na jej zaczerwienionej od zimna twarzy pojawił się mimowolnie uśmiech, a jej dłonie automatycznie zacisnęły się na ramieniu chłopaka. Westchnęła jeszcze raz czy dwa i uspokoiwszy w miarę oddech spojrzała na Lancastera – w jej oczach mógł zauważyć troskę oraz radość, że znalazła go całego i zdrowego. Przynajmniej fizycznie i na tą chwilę. Nie czekając na cokolwiek ucałowała go delikatnie w usta, pozwalając słodkiemu zapachowi wanilii omamić zmysły blondyna, by chociaż przez moment nie myślał o niczym przykrym i splotła jego palce ze swoimi wznawiając spacer.
- Martwiłam się o Ciebie. Myślałam, że zniknąłeś, ktoś Cię porwał czy coś. – Zaczęła by chociaż początek ich rozmowy był w miarę niepoważny i lekki. Ścisnęła jego dłoń chcąc ją ogrzać swoja łapką i przytuliła się do jego boku na sekundę czy dwie by pokazać mu, że wcale, a wcale nie kłamie. Spojrzała z ukosa na Puchona.
- To gdzie się wybieramy? – Jej ton, choć słodki i niepoważnie uroczy niósł ze sobą drugie dno. Musieli pogadać. Pytanie tylko gdzie?

Henry Lancaster
Henry Lancaster

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyNie 15 Lut 2015, 22:31

Nawet nie czuł zimnego powietrza siekającego po twarzy. Jesień przyszła już wielkimi krokami, a na niebie kłębiły się ciągle ciemne chmury. Pogoda nie zachęcała ludzi do spacerów, wręcz przeciwnie. Gnała ich w ciepłe mury zamku. Henry jak wyszedł, tak nie miał czasu wrócić. Do tej pory nie szukał samotności, bo było w miarę stabilnie. Jednak rozmowa z Soleil go osłabiła zamiast wzmocnić i Lancaster potrzebował chwili, aby wrócić do formy. Inna historia, że szło mu to ciężko. Ukrył twarz pod kapturem, żeby nie było widać jaki jest blady, jego podkrążonych oczu ani zmęczenia. Nie oszczędzał swojego ciała, szedł uparcie dalej gdziekolwiek i po cokolwiek. Krążył między myślami i szukał mądrego wyjścia, bezskutecznie. Cokolwiek byś nie zrobił, nic już się nie da naprawić. Trudno szło mu się z tym pogodzić. Za bardzo było to pochrzanione. Jego poprzednie życie skończyło się w pewnym sensie. Zaczęło się nowe, świeższe i zdrowsze, bez cieni w głowie. A i tak prześladowało go uczucie utraty mimo, że zyskał więcej niż mógł sobie wyobrazić i wymarzyć. Drgnął gwałtownie, bo nie usłyszał żadnych kroków. Zatrzymał się nagle i ze sztywnym kręgosłupem odwrócił się do osoby trzymającej jego ramię. Rozpoznał tę dłoń zanim jeszcze spojrzał na zdyszaną Wandę. Zdziwił się na jej widok. Przez chwilę siłował się sam ze sobą i powrócił do żywych, spoglądając na dziewczynę przytomniejszym wzrokiem. I łagodniejszym, bo cieszył się, że ją widzi. Zawsze się cieszył niezależnie gdzie był, co robił i jaki miał nastrój.
- Napisałem przecież, że będę na spacerze. - jakoś nie zauważył, że minęło sporo godzin od tamtego czasu. Nie patrzył na zegarek na lewym (seksownym) nadgarstku. Wyjął ręce z kieszeni, bo same lgnęły do Wandy, aby objąć jej kibić, przytulić i zamknąć na chwilę oczy. Trochę nieobecnie przytrzymał usta Wandy na swoich, już odruchowo się im poddając. Ścisnął palce wokół jej ręki i ugodowo kontynuował spacer. Teraz będzie ciekawszy i bardziej owocny, bo miał z kim udawać samotność. Mieli tak wiele do omówienia, a Henry tego nie chciał i chciał jednocześnie.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć. - musnął kciukiem zaczerwieniony policzek Wandy, a potem pokierował ich spacerem... do przodu, bo wciąż nie wiedział gdzie idą i po co. Obiecał sobie, że nie będzie jej obarczał swoimi myślami. Ich wzajemny stosunek miał się opierać na zaufaniu i szczerości i spełniał te warunki. Mieli inne problemy na głowie, na przykład pewnego Niemca i nie mogli marnować czasu na głupoty, czyli jego stan po rozmowie ze swoją eks. Uniósł brodę i spojrzał wgłąb ciemnej uliczki szukając czegoś, co może być odpowiednim tłem do ich rozmowy.
- Prowadź, pójdę za tobą wszędzie. - oddał jej kontrolę, jednocześnie deklarując, że czegokolwiek zapragnie, pójdzie za nią bez zająknięcia. Było mu to trochę obojętne gdzie pójdą. Mogli nawet tutaj zostać i usiąść na zimnym chodniku załatwiając sobie przeziębienie. Henry poczuł się lepiej, tak jakby żywiej. Wystarczy gorąca dłoń, ciepłe ciemne oczy, a działa to cuda. Mógł odetchnąć z ulgą, ale sobie jeszcze na to nie pozwolił.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyPon 16 Lut 2015, 01:14

Whisperówna doskonale rozumiała potrzebę osamotnienia się, oszukania siebie i innych. Lancaster z pewnością potrzebował odrobiny wytchnienia, z dala od szkolnych murów, problemów dnia codziennego i pobocznych, utrudniających skupienie się. Była również wdzięczna, że poinformował ją gdzie się znajduje, by nie martwiła się o niego, by wiedziała gdzie jest gdy zapragnęłaby go poczuć obok siebie. Mimo wszystko, mimo tego, że gdzieś tam widniała jej z tyłu głowy informacja, że Henry znajduje się na spacerze, ta nie mogła pozbyć się niewygodnych myśli i dręczących ją wyrzutów sumienia, że pozwoliła mu wyjść samemu. Nie chciała tracić go z oczu – tak naprawdę od momentu wyjścia z łazienki prefektów nie mieli praktycznie czasu dla siebie – jak nie rozmowa z Soleil to sytuacja na moście, głupie wdż i ani chwili wytchnienia. Tym razem stało się inaczej i cudem odnaleźli się w jednej z zatłoczonych uliczek otoczoną ze wszystkich stron barami i innymi budyneczkami – do jednego z nich prędzej czy później na pewno trafią – robiło się coraz zimniej, przynajmniej Wandzie. Dłuższy spacer jednak jej nie zaszkodzi, a nie było sensu wracać się do szkoły, skoro już i tak wyszła po godzinie, do której ktoś mógł się doczepić. Poza tym znajdowała się w towarzystwie Prefekta – co jej mogło grozić? A to, że Prefekt był lekko nieobecny – nie tylko myślami, ale i duchem, to już inna sprawa. Wanda Whisper jako przykład idealnej uczennicy sprowadzi go na ziemię.
Jej brew powędrowała ku górze gdy zobaczyła jak na twarzy blondyna odmalowało się zdziwienie, zaraz jednak zastąpione zwykłym – przynajmniej według niej wyrazem buźki – lekkim zadowoleniem, uśmiechem czającym się na ładnie wykrojonych wargach, błyśnięciem oczu. Sama wygięła usta w przyjemnym według niej grymasie – ona również cieszyła się, że go widzi, że może go bez przeszkód dotknąć, posmakować… Zrobić cokolwiek na co ma ochotę. Musiała jednak się opanować, spotkała się z nim nie tylko po to by sprawdzić czy żyje, czy wszystko z nim w porządku, ale również po to by wyjaśnić kilka spraw, naświetlić je, omówić. Na resztę przyjdzie pora. Teraz jedynie objęła go krótko, napawając się henrykowym zapachem i muśnięciem ust. Czując jego rękę splecioną ze swoją pozwoliła znajomemu ciepłu rozlać się wokół trzewi. Zerkała na niego bystro, błyskając zębami.
- Twój spacer trwa już kilka godzin, Henry. Naprawdę się martwiłam. – Odpowiedziała łagodnie, zniżając nieco głos i ściskając jego dłoń. Wznowili spacer, nie wiadomo dokąd tak naprawdę się kierując. Póki dróżka była oświetlona, a wokół znajdowali się ludzie, nieważne czy w odległości dwudziestu czy stu metrów to dziewczyna czuła się jako tako bezpiecznie. Wróć. Już i tak przy Puchonie czuła, że nic jej raczej nie grozi – jednak wiadomo, czasy są ciężkie, Mroczne Znaki kwitną nad szkołami więc… wiadomo. Lepiej dmuchać na zimne. Obserwowała przez chwilę chodnik, dalej nierówny wyłożony różnej wielkości kamykami – najpewniej po prostu patrząc pod nogi, a tak naprawdę zastanawiając się jak zacząć rozmowę. To nieprawda, że stan Henry’ego był nieistotny, że można było to zrzucić na dalszy plan i zająć się czymś innym. Nie wolno było tak myśleć, bo to głównie wokół Lancastera płynęły myśli dziewczyny z domu Kruka. To on z dnia na dzień stawał się dla niej jedną z ważniejszych osób w jej życiu. Mimo, że nie powiedziała tego jeszcze na głos, to czuła, że Henry nie jest tylko kolejnym, zwykłym chłopakiem, z którym jest po to by być. Potrzebowała jego obecności by żyć, by funkcjonować. Wariowała na jego punkcie, chociaż tego nie okazywała. Przynajmniej nie w ten bezczelny sposób.
- Nie znam tej części Hogsmeade. Nie wiem nawet jak tutaj trafiłam. – Wzruszyła ramionami celowo chyba nie odpowiadając na jego wcześniejsze słowa. Wiedziała, że Heniek jest nie do zdarcia, już dwukrotnie wymykał się śmierci z objęć, co można było zawdzięczać jedynie szczęściu. Być może ów fart utrzyma się jeszcze przez jakiś czas? Może wszystko się wyrówna i ten będzie mógł normalnie żyć? Bez stresów, nagminnych nieprzyjemności i wyrzutów sumienia? Spomiędzy jej warg wydostało się głośne westchnięcie, a ta zaraz potknęła się o wystający kamyk – widocznie za bardzo odpłynęła myślami – utrzymała jednak równowagę, wcześniej piszcząc i śmiejąc się na zmianę.
- O Merlinie, prawie się zabiłam. – Wydusiła z siebie, łapiąc się za pierś, starając się uspokoić rozszalałe serce. Nagła reakcja wywołała w niej napięcie i to ją sprowadzono na ziemię, dosyć brutalnie. Nawet nie zauważyła kiedy krajobraz wokół nich uległ zmianie. Jakby ludzi ubyło, zrobiło się odrobinę ciemniej – słońce całkowicie schowało się hen daleko, a jedyne co oświetlało ich twarze to delikatna poświata padająca z kilku latarni, swoją droga misternie wyrzeźbionych, z serii tych starszych co to widuje się czasami w oldschoolowych filmach. Zamrugała zaskoczona scenerią i dojrzawszy ławkę, gdzieś tam, skrytą za jednym z rozłożystych drzew wskazała brodą na upolowaną miejscówkę.
- O, popatrz. Idealne miejsce dla nas. – Nie czekając na reakcję chłopaka wybiła się pierwsza i ciągnąc go za sobą poprowadziła pana Prefekta do drewnianej ławki, na która wpierw rzuciła okiem. Była sucha, o dziwo czysta, nie skalana niczym złym i niecnym – nadawała się na chwilowe miejsce postojowe dla ich dwójki.
- Dopóki nie zamienię się w kostkę lodu to możemy tutaj przysiąść, okej? Potem zabiorę Cię gdzie indziej. – Mruknęła z uśmiechem i pierwsza zajęła miejsce, po czym poklepała deski obok siebie. Poczekała aż kapitan drużyny Puchonów usadowi się wygodnie, obserwując każdy jego krok czy gest i zapamiętując go dokładnie w odmętach swojej pamięci. Dalej się uśmiechała, mimo, że spotkali się nie po to by słodko romansować, a porozmawiać na tematy poważne. By wyjaśnić co nieco, by rozjaśnić ich relację, by nie było żadnych niedomówień.
Oparła się trochę o oparcie, trochę o Henryka, by było jej wygodniej i co najważniejsze – cieplej i chwyciwszy dłoń chłopaka, wsunęła ją i swoją między swoje uda, by je ogrzać. Zaszczękała zębami i wtuliła twarz w obszerny szalik. Może przesadzała, może nie, nie było temperatury na minusie, ale… sądziła czy uważała, że o poważnych tematach lepiej rozmawiać w odosobnieniu. Nie chciała by przeszkadzał im dym papierosowy, rozgardiasz czy jakiś pijany typ szczerzący się do kelnereczki. Tutaj mieli ciszę, spokój i siebie nawzajem. Nic więcej nie było jej trzeba – przynajmniej na razie. Później pójdą się napić. Jeszcze przez kilka chwil nie mówiła nic pozwalając im na oczyszczenie swoich umysłów, na mentalne przygotowanie się do tego co zaraz nadejdzie, na wsłuchanie się w swoje oddechy i szum krwi.
- No dobrze… Zanim ja zacznę paplać, to powiedz mi jak się czujesz. – Zaczęła banalnie jak na nią przystało, kierując piwne tęczówki na przystojną twarz Puszka, chcąc zobaczyć jak zareaguje na takie głupie pytanie. Kącik jej ust zadrżał.
- Znaczy, nie musisz odpowiadać jak nie chcesz, jasne. Wspominałeś tylko, że rozmawiałeś z Soleil i… To na pewno nie była łatwa rozmowa. Zarówno dla Ciebie jak i dla niej. Nie chcę naciskać, nie chcę marudzić, ale chciałabym jednak żebyś dalej wiedział – bo chociaż mówiłam o tym jakiś czas temu… no… To, że po prostu możesz na mnie liczyć. I skoro już jesteśmy ze sobą, to wiedz, że Twoje problemy są moimi problemami. – Powiedziała niemal na jednym bezdechu, chcąc zmieścić się w wyznaczonym czasie. Nigdy wcześniej nie przeprowadzała czegoś takiego – lubiła jednak szczerość i ceniła ją sobie bardzo. Nie bała się mówić co myśli, tego samego oczekiwała od Henryka.
- I na odwrót. – Dokończyła już znacznie ciszej i mniej pewniej niż na samym początku, mając również na myśli swoje małe problemiki, które trzymała na swoich barkach. Najlepsze było w tym wszystkim to, że nie chciała widzieć jak chłopak się męczy – wolała by zajął się nauką, treningami, o których ostatnio non stop jej pisał, kumplami, których potrzebował. By zaczął żyć normalnie, jak przystało na szesnastolatka. Już i tak za dużo przeżył, i naprawdę nie chciała by cokolwiek związanego z nią mąciło mu myśli. Skoro jednak obiecała sobie być szczera zarówno sama ze sobą jak i z Lancasterem to musiała to zaakceptować i powiedzieć co jej na sercu leżało. Przełknęła gulę w gardle i zamrugała gwałtownie.
- Nie chcę przed Tobą nic ukrywać… Ale Ty też tego nie rób, dobrze? – Spytała, może i naiwnie patrząc mu w oczy. Wciąż była tylko nastolatką, trochę uprzedzoną co do chłopaków – patrz Gross, dlatego może mówiła trochę nieporadnie, coś nie tak, ale starała się. Wierzyła, że Henry to porządny i wyjątkowy chłopak, który jej nie skrzywdzi. I który nie będzie pakował się w kłopoty.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyPon 16 Lut 2015, 15:07

Byli już dorośli. No, prawie, ale Henry nie potrzebował opieki. Stał się dawno samodzielny, a więc zamartwianie się powodzeniem jego spaceru było zbędne. Każdy ma jakieś dziwactwa. Lancaster na przykład lubi włóczyć się ciemnymi uliczkami Hogsmade bez celu i to godzinami. Nie miał czasu zastanawiać się czy to normalne czy nie. Tak jak po wyjściu ze szpitala zachorował na zespół niespokojnych nóg, tak teraz to powróciło i domagało się zużycia nadmiaru energii. Henry nie zauważył, gdy minął kolejny miesiąc. Nie mieli kiedy porozmawiać, bo każde było zajęte swoimi sprawami. Wanda nauką, a Henry układaniem od nowa życia i nadrabianiem zaległości na lekcjach. Póki co profesor Smoczyca jeszcze go nie pożarła na eliksirach, a więc szło mu całkiem nieźle. Nie wpadł nawet na pomysł, że już dawno powinno go tu nie być, bo wybiła godzina, w której uczniowie powinni siedzieć w zamku. Ostatnio zdarzało mu się coraz częściej naginać zasady i coraz częściej nie robiło to na nim wrażenia. Oddanie odznaki stało się jeszcze bardziej naglące mimo, że nie powiedział o tym rodzicom, których wybitnie tym zawiedzie. Był dumny z wyróżnienia i byłby dalej, gdyby nie miał na głowie tak wielu spraw. Nie chciał "zadośćuczynienia" Dumbledore'a za wpadek, a więc noszenie odznaki stawało się coraz bardziej uciążliwe. W Hufflepuffie jest wiele zacnych osób, które bardziej by się cieszyły z wyróżnienia.
- Kilka... godzin? - jeszcze raz się zdziwił i zmarszczył czoło, a potem spojrzał na zegarek. Zagwizdał z zaskoczenia. - Nieumyślnie. Czas tak szybko zleciał, a niedawno jeszcze świeciło słońce. - spojrzał na niebo i co tam zastał? Wielkie chmury. Jego zamyślenie było dziwne, ale przynajmniej wrócił na ziemię. Nie wyobrażał sobie o której by się ocknął, gdyby nie Wanda. Jeśli nie wróciłby na noc do Hogwartu... cóż, byłby solidny powód do odebrania mu odznaki, którą chciał oddać. Nie pamiętał czy wspominał o tym coś Wandzie, ale chyba się wstydził i nie miał odwagi.
Zapatrzył się na wygięte usta dziewczyny, bo był to widok piękny i godny zapamiętania, żeby miał co wspominać w przyszłości. Piękne delikatne usta uśmiechały się ciepło i łagodnie do niego, a przecież ciągle tkwiło w nim przekonanie, że póki co zasługiwał na potępienie a nie na niebo. Może kiedyś uwierzy w to krukońskie niebo mające od niedawna odcień brązu.
- Już tutaj byliśmy. - powiedział odruchowo i nagle zastygł w bezruchu. Skąd on mógł o tym wiedzieć? Spojrzał na dziurawy chodnik i jeszcze raz zmarszczył brwi. Henry nie pamiętał, że widzieli się tutaj pod koniec czerwca tuż przed obozem Dumbledore'a, kiedy to Wandę atakował wielki zmutowany pająk (w definicji wybujałej wyobraźni), a ze ścianą kamienicy za nimi romansował jakiś zdesperowany czarodziej. Nie pamiętał tego, ale coś tam zamajaczyło mu w głowie, że już tutaj byli.
- Nie wiem skąd to wiem. - wzruszył ramionami ostrożnie, bo jak powiedział to wcześniej z pewnością siebie, tak teraz nie był pewien. Ruszyli dalej i chodnik postanowił zaatakować jego dziewczynę. Dziewczynę Henry'ego. Puchon nie mógł puścić to płazem dziurawym płytom. Złapał Wandę mocniej za ramię, a drugą ręką objął jej talię, celowo ją do siebie przytulając. Przynajmniej przez chwilę.
- Chodniki tak mają. Czasami są agresywne, uważaj. Atakują piękne niewiasty. - uśmiechnął się pogodniej, chociaż daleko mu było to wyszczerza puchońskiego. Odsunął jej dłoń od jej klatki piersiowej i ucałował wierz gładkiej skóry. A potem ruszyli dalej, tym razem już ostrożniej i bacząc na agresywny chodnik. Nigdy nie wiadomo co się mogło zdarzyć i jaki cel ma droga. Posłusznie dał się pociągnąć na zimną, brzydką ławkę i usiadł, chociaż niechętnie. Wolałby iść dalej i dalej bez celu, ale wiedział już, że jego spacer się skończył. Długo patrzył na ich dłonie pomiędzy udami dziewczyny i już bez zdziwienia zaobserwował jak jego żołądek fiknął żołądka, a serce zaczęło walić dziwnym rytmem. Ciągle miał wrażenie, że Wanda zachowuje się tak specjalnie i celowo go dezorientuje. Przestał odczuwać zimno, chociaż jego łapska i twarz były zimne. Nic dziwnego, skoro dłuugo już się włóczył.
Najpierw słuchał dźwięku głosu Wandy, a dopiero potem zmusił siebie do zrozumienia treści. Henry wyglądał zabawnie z rozkojarzoną miną i oczami wlepionymi w piękną twarz Wandy.
- Wiem, że mogę na ciebie liczyć. Nigdy o tym nie zapomniałem. - zacisnął mocniej palce wokół jej ręki między udami. Nie kłamał, że rozmowa była łatwa. - Nic już nie mogę zrobić. - zacytował słowa jasnowłosej gryfonki. - Już będzie w porządku, Wanda. Teraz już tak, tylko się pozbieram. I nie masz się o co martwić. Skoro przeżyłem zawalenie tunelu, przeżyję i to. - przywołał słaby uśmiech, nie patrząc w oczy Wandzie podczas mówienia. Dopiero z uśmiechem zawiesił na niej wzrok i przyglądał się uważniej.
- Nie ukrywać? Zatem musisz znać złą prawdę. - dramatyczna pauza. - Pościel w dormitorium mam w znicze. A gdy miałem sześć lat matka mnie przebrała za borsuka na bal karnawałowy. W wieku ośmiu lat zjadłem dżdżownicę, bo przegrałem zakład z Laurel. Jeśli chcesz teraz ze mną zerwać, zrozumiem. - pojawił się wyszczerz, bo inaczej być nie mogło mając obok siebie taką osobę jak Wanda, która zarażała sobą cały świat.
- I gdzie u licha masz czapkę? - dorzucił już stanowczo, przy okazji oglądania gęstych cudownych loków, w które miał ochotę zanurzyć twarz. Mieli jeszcze chwilę zanim zamienią się w sople z lodu.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyPon 16 Lut 2015, 22:20

Blondwłosy chłopak chyba naprawdę musiał nie ogarniać skoro na jego twarzy odmalowało się ogromne zaskoczenie gdy Wanda poinformowała go o tym, że rzeczony spacerek potrwał nie godzinę czy dwie a więcej, o wiele więcej. Całe szczęście była sobota, dzień wolny, więc tak naprawdę nic się nie stało. Gorzej by było gdyby był środek tygodnia, a Puchon nie wróciłby na noc do zamku. Wtedy dziewczyna chybaby oszalała ze zmartwienia – mimo wszystko wolała mieć pod kontrolą to co się dzieje z Lancasterem.
Ich przechadzka była krótka – było zimno, a jej niezbyt chciało się rozmawiać w tak zwanym biegu, nawet jeżeli poruszali się w żółwim tempie. Wolała utrzymywać kontakt wzrokowy z partnerem, dlatego też zdecydowała się na upolowanie jednej z ławek. Zamrugała zaskoczona gdy Prefekt wspomniał coś o tym, że tutaj byli. Że się widzieli – owszem, to pamiętała, jego obronę, kiedy wyrósł jak spod ziemi, niczym rycerz na białym rumaku. Wystarczyło jedno krótkie zaklęcie by pozbyć się przebrzydłego pająka, na którego wspomnienie skrzywiła się odruchowo – gdyby nie on wtedy to najpewniej panna Whisper znalazłaby się w Mungu. Nienawidziła wszelakiego robactwa, nieważne czy to była mrówka, glizda czy zwykły pajęczak. Wpadała od razu w panikę widząc coś tak paskudnego tracąc jednocześnie poczucie bezpieczeństwa. Teraz jednak obejmował ją Puszek, a przed nimi nie jawiła się żadna okropna kreatura, a zwykły, nierówny chodnik. Spojrzała na towarzysza badawczo.
- Mam kiepską orientację w terenie, więc być może masz rację. – Powiedziała powoli komentując jego wcześniejsze słowa – oderwała się zaraz i zaśmiała krótko, bo faktycznie. Nigdy nie wiadomo kiedy jakaś płyta chodnikowa nie będzie chciała zeżreć Ci nogi! Trzeba uważać i mieć się na baczności.
- GDZIE? – Krzyknęła naprawdę rozbawiona, rozglądając się gorączkowo, zupełnie jakby szukała co najmniej szczęścia albo innego garnca ze złotem pośród krzewów.
- Gdzie te piękne niewiasty!? Oszukali nas, Henry! Nie ma ich! – Złapała go za ramię i nim potrząsnęła, idealnie odgrywając rolę pokrzywdzonej kobiety, czy też śmiałka na rumaku poszukującej swojej damy serca. Oczywiście domyślała się, że fiu – fiu chodziło tutaj o nią, ale po co znowu ma się czerwienić skoro może wszystko obrócić w trochę niepoważny żart, prawda? Uśmiechnęła się lekko gdy usta Henryka zetknęły się ze skórą jej dłoni i tutaj już mimochodem umknęła wzrokiem przed jego szarymi oczyma. Nie miała nic do ukrycia, aczkolwiek przy każdej nadarzającej się okazji płonęła rozmyślając o nim.
Gdy się już nieco uspokoiło usiedli – może nie była to restauracja, a krzesła nie były wykonane z wikliny – deski były zimne, ale i tak miało to swój urok. Delikatny blask miękko opadał na twarze zebranych, podkreślając ich oryginalne typy urody, a co. Dłonie schowała między udami nie po to by kusić i nęcić chłopaka swoimi kształtami, ale tak po prostu było praktycznie. Szybciej ogrzeje zmarznięte ręce chłopaczyny – o to głównie jej chodziło.
Na powrót skupiła wszystkie zmysły na Henrym, słuchając go uważnie i obserwując jak jego usta poruszają się – to było oczywiste, że miała ochotę scałować każdy wyraz z nich padający. Powstrzymywała się jednak dzielnie, krzyżując z nim spojrzenie, a gdy ten uciekł wzrokiem zmarszczyła brwi. Gdy padła odpowiedź dotycząca Soleil dziewczyna poczuła się dziwnie – teoretycznie powinna być szczęśliwa, że już bez przeszkód może zająć się Lancasterem, w obawie o to, że jakaś Gryfonka nie rzuci się jej do gardła. Z jednej strony to naprawdę przyjemne, że Larsen dała im zielone światło, pole do popisu. Z drugiej jednak…ona wciąż miała złamane serce i choć mawia się, że czas leczy rany Wanda nie miała pewności jak będzie tutaj. Nie wiedziałaby czy sama potrafiłaby teraz zrezygnować z Puchona, do którego naprawdę się przywiązała. Jej umysł otwierał się na nowo, każda cząsteczka jej ciała pragnęła być przy nim, chłonęła go całą sobą, nie potrafiłaby go puścić i oddać innej. Spuściła głowę i westchnęła, dając mu do zrozumienia, że i jej jest ciężko z tego powodu.
- Tylko mów mi co się dzieje i czy mogę pomóc. Wołaj mnie kiedy chcesz, pisz do mnie o każdej porze dnia i nocy. – Powiedziała jeszcze powracając spojrzeniem do jego buzi – wydawał się być nie na miejscu, jakby jego myśli błąkały się gdzieś w danych okolicach, a on tutaj tylko przebywał ciałem. Stropiła się nieco, bo nie wiedziała czy chłopak faktycznie jej słucha czy myśli sobie o niebieskich migdałach. Dopiero kolejna jego wypowiedź utwierdziła ją w przekonaniu, że Heniek jednak ma podzielną uwagę. Wstrzymała oddech, gdy ton jego głosu wskazywał na to, że to co teraz powie będzie na pewno czymś niezwykłym. Piwne tęczówki powiększyły się, a jeden czy dwa mięśnie zaigrały pod jej skórą. Jak skończył ta dalej wpatrywała się w niego osłupiała, jakby nie do końca wierzyła w to co mówił.
- Hej, pewnie byłeś słodki jako borsuk! Chcę to zobaczyć, o matko, masz jeszcze ten strój? Powiększymy go i będzie jak znalazł! Napra…CO. – Jej buzia wyrażała chyba w tej chwili wszystkie emocje świata. Od rozbawienia, przez czułość, pożądanie aż do obrzydzenia.
- ZJADŁEŚ DDŻOWNICĘ? – Otworzyła usta ze zdziwienia i wyrwała jedną z rąk by otrzeć twarz machinalnie, wyobrażając sobie jednocześnie jak mały Henry połyka wijące się żyjątko. Skrzywiła się znowu i odsunęła twarz, bo naprawdę to było niesmaczne.
- Boże, a ja się z Tobą całowałam. Bleeeergh. – Wydała z siebie jeszcze kilka, dziwnych odgłosów wyrażających jej niezadowolenie po czym roześmiała się głośno, bo w sumie jego wstawki były naprawdę zabawne. Przesunęła dłonią po włosach i wzruszyła ramionami.
- Jest dopiero październik Henry. A ja rzadko noszę czapkę. – Posłała w jego stronę wandziowy uśmieszek i dźgnęła go w brzuch, bo ten zmienia temat. Nagminnie. Potem podniosła dłoń i musnęła palcami jego usta, zatapiając się w jego spojrzeniu – jej wzrok spoważniał, a ona błysnęła jeszcze raz zębami. Trochę mniej pewniej niż wcześniej.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego złego po tym co Ci powiem, dobrze? – Spytała cicho, wpatrując się w niego oczekująco.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyWto 17 Lut 2015, 15:52

Jak miło było usłyszeć śmiech Wandy, kiedy tok jego myśli nie był zbyt ciekawy. Rozganiała chmury i Heniek już cieleśnie wrócił do żywych, do prawidłowej czasoprzestrzeni i zaczął ogarniać.
- Wszystkie piękne niewiasty są już zajęte, to chodniki nie mają już kogo atakować. - skomentował nie spuszczając z jej okrągłych oczu spojrzenia. Lancaster poczuł głęboką ulgę. Sześciogodzinny spacer za wiele mu nie pomógł, a wystarczyło zapukać do drzwi wieży Ravenclawu i poczekać aż wyłoni się zza nich Wanda i od razu jak ręką odjął. Musiał zapamiętać to na później na wypadek innych problemów, które jeszcze nie nadeszły a znając przewrotny los jeszcze się pojawią i urozmaicą mu czas.
Nie było dnia ani nocy, w której Henry by się nie martwił, że znowu szlag trafi jego związek i relacje z dziewczyną, którą odważył się bardziej polubić. Z niecierpliwością zaczął czekać na spotkania z Wandą, a gdyby teraz miał z nich zrezygnować poczułby się kiepsko. Był świadomy, że miał w swoim życiu wiele osób, na które mógł liczyć, ale problem w tym, że nie zawsze był w stanie obarczyć ich problemami. Spojrzał na Wandę z ciepłym uczuciem dziękując jej za każde słowo, za każdy dźwięk śmiechu, ale i tak nie dałby rady jej wszystkim obarczyć. Wiedziała już dużo, a przecież nie kłamał. Mówił serio, że będzie w porządku. Wystarczy tylko, że Henry się sam ze sobą upora i będzie miodzio. Inny problem to czas, którego będzie do tego potrzebował. Wanda powinna uzbroić się w cierpliwość, niestety.
- Możesz upiec dla mnie kilka pierników. Tęsknię za nimi, bo najpierw się w nich zakochałem, a potem w tobie. - powiedział do skóry Wandy, bo jeszcze zanim postanowił poprosić o ciastka, pocałował czoło dziewczyny i nawdychał się słodkiej wanilii.
- Nie ma mowy, nie zobaczysz tego zdjęcia. Zniszczę wszystkie kopie. - zareagował jeszcze zanim Wanda dokończyła urwane w połowie zdanie. Ani mu się śniło dzieleniem się tak wstydliwych kawałków z życia. Musiał o to zadbać zanim nadejdzie czas w jakiejś przyszłości przedstawienia Wandy rodzicom. Na szczęście do tego trudnego momentu jest jeszcze długo słów.
Z uśmiechem wysłuchiwał wybuch śmiechu Wandy. Tego chciał słuchać i miło mu się zrobiło, że udało mu się do tego doprowadzić. Jak najdalej odsunąć ją od nieciekawych myśli Puchona, który poradzi sobie w końcu sam ze sobą. Póki co musiał robić to sam.
- Dziesięć lat temu, już ich nie zjadam, spokojna głowa. - wyszczerzył się, wspominając z rozbawieniem perypetie z dzieciństwa. Czego to się nie robiło za młodu! Laurel z kolei zjadała piasek, ale to chyba każde dziecko doświadczyło. Wracając do tematu, czy październik czy grudzień, było zimno. Uszy mu odmarzały, więc naturalnie troszczył się o uszy swojej dziewczyny. Mógłby je na wiele sposobów rozgrzać, ale na początek wybierał oficjalne metody proponowania odzienia głowy.
- Podobają mi się twoje uszy, więc wolałbym,żebyś już zaczęła dziergać czapkę, bo inaczej poproszę o to mamę. Uwierz, że byś tego nie chciała. - wsunął wolną dłoń pomiędzy loki, dotykając ciepłych uszu Krukonki. Musnął je knykciami i przełknął gulę w gardle. Zapytała go o coś, co wzbudziło puchońską czujność. Od razu pomyślał o tajemniczej karteczce z wdż, na którą Dorian Whisper zareagował niemal furią. Długo się Henry wahał ze złożeniem obietnicy, bo obawiał się tego, co tam było. Zmarszczył brwi i westchnął z rezygnacją.
- Obiecuję. - miał też inną definicję zła zamieniania w dobro.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 EmptyWto 17 Lut 2015, 21:15

Ludziom wydaje się, że związki to cos prostego i przyjemnego. Owszem, jest to relacja nader przyjemna, spowita mieszanką podniecenia i namiętności, jednak przez to przeplata się jeszcze wiele innych, skrajnych emocji. Poważne związki, bo o nich mowa opierają się na wzajemnym szacunku, przyjaźni i szczerości. Te mniej poważne zapewne tylko na fizyczności – nie ma tej głębokiej więzi między dwiema osobami. W tym wypadku, przynajmniej tak się Wandzie wydawało, że ów więź była. Znali się przecież z Henrykiem nie od dziś – przeszło kilka lat – już nawet zapomniała jak się dokładnie poznali. Mieli wspólnych znajomych, a choć różne zainteresowania to mogli bez problemu się dogadać. Znali się wystarczająco dobrze by dojrzeć do uczucia, które nieśmiało zaglądało przez małe okienko i z dnia na dzień, z rozmowy na rozmowę wzmacniało się i rosło w siłę. Przed nimi rozciągało się widmo kolejnej konwersacji – tym razem z pudła oznaczonego wykrzyknikiem. I choć byli ze sobą niespełna… tydzień? Dwa? Może nawet mniej to wiedziała, że co by się nie działo to może liczyć na Lancastera. Nieważne czy miałaby mu się wypłakać tylko dlatego, że dostała Trolla z astronomii czy przez pogróżki od dobrze znanego im Niemca. On, chociaż skryty był naprawdę solidnym materiałem na chłopaka, któremu można ufać i powierzać swoje tajemnice. Do tej pory dziękowała wszystkim bogom za to, że ich drogi ponownie się skrzyżowały pozwalając na nowo cieszyć się życiem. Może nie od razu niezbyt pochopnie ale powolutku, małymi kroczkami. Bo w końcu kiedyś musi być lepiej.
I było lepiej, bo gdy Henry ponownie się odezwał ona wstrzymała oddech. No tak, sławetne pierniki Wandzi i to, od czego się zaczęło. Faktycznie dawno ich już nie piekła, a jej spory zapasik rozmył się w ciągu ostatnich kilku dni. Chłopak mógł się domyśleć, że pierwsza porcja wypieków i tak trafi najpierw do niego, a dopiero potem do reszty przyjaciół. Zaskarbiła sobie jego sympatię jedzeniem, kto by pomyślał. Jednak słysząc wspomnienie o zakochaniu się szatynka spięła wszystkie mięśnie, bo do tej pory o takich rzeczach nie rozmawiali. Nie wiedziała, czy może nie była pewna czy Heniek ją naprawdę kocha, czy po prostu bardzo ją lubi. Nie pytała, ona sama na razie się wstrzymywała z poważniejszymi wyznaniami bo nie chciała zrobić z siebie idiotki. Z facetami tak naprawdę nigdy nie wiadomo jak jest – niby prości w obsłudze, ale jak przychodzi co do czego to zastanawiasz się co powiedzieć, czy co zrobić wpierw. Wolała o tym teraz nie rozmyślać, bo już czuła jak nie tylko serce jej szaleje ale również i myśli kierują się na ten tor, który nie trzeba. Uśmiechnęła się delikatnie, kącikiem ust hamując się by się na niego nie rzucić i tylko z cichym pomrukiem przyjęła słodkiego buziaka w czoło. Podniosła wzrok na jego przystojna twarz i westchnęła.
- Tak jak myślałam. Chodzi Ci tylko o pierniki. Dostaniesz je, ale pod warunkiem, że pokażesz mi swoje zdjęcie w stroju borsuka. Nie przyjmuję odmowy! – Zaznaczyła jeszcze podniosłym tonem, by pokazać, że faktycznie Puchon ma postawione ultimatum. Albo fotka albo żegna się z jej słodkościami. Jeszcze przez chwile chłonęła jego wyszczerz, który tak sobie upodobała i przechyliła głowę na bok, by pomiziać jego dłoń – było jej wyjątkowo przyjemnie, a cudowne ciepło rozlało się wokół jej serca. Utrzymywało się jeszcze przez dłuższy moment, dopóki blondyn z poważniejszą miną potwierdził jej wcześniejsze słowa. Nie miała nic przeciwko czapce wydzierganej przez matkę Lancastera – jeżeli byłaby ładna to mogłaby ją nosić, na razie jednak było po prostu za ciepło na czapajki. I już.
Spojrzenie Wandy jakby stwardniało, a ona sama wyprostowała się. Gdyby nie to, że Dorian odkrył jej korespondencję z Grossem to najpewniej odwlekałaby tą rozmowę, a najlepiej by było gdyby Henry w ogóle nie dowiedział się o groźbach skierowanych pod jej adresem. Nie chciała go dodatkowo martwić tym co się dzieje wokół jej osoby. Przez chwilę zaciskała wargi jakby biła się ze swoimi myślami po czym wypuściła powietrze z ust.
- No dobrze. – Zaczęła i objęła mocniej dłoń partnera skrytą pomiędzy jej dwoma udami. To nie będzie łatwe.
- Wiesz przecież, że kiedyś spotykałam się z Gilgameshem. Nie wiem czy to coś co między nami było można nazwać związkiem – po prostu się widywaliśmy i jakoś tak do siebie zbliżyliśmy. Był wtedy jedynym chłopakiem, z którym się umawiałam, chociaż nie jestem pewna jak to bywało z jego strony. Ummm, to głupie tak o tym mówić, ale zapewniał mnie o swojej miłości, nawet mi się oświadczył. – W tym momencie panna Whisper po prostu wybuchnęła śmiechem – takim typowo ironicznym.
- Mniejsza. Oczywiście się nie zgodziłam – nie znałam go zbyt dobrze, a mi jakoś nie spieszyło się do narzeczeństwa, zwłaszcza z kimś takim komu do końca nie ufałam. Potem okazało się, że jest zaręczony z Arią… Ojeju, sporo tego było. Zerwaliśmy. Po prostu chciałam się jakoś od niego odizolować. Nie widziałam sensu w kontynuowaniu tej znajomości, bo po co, skoro ten dostał co chciał. – Wzruszyła ramionami i kontynuowała. Była trochę podburzona i rozemocjonowana tym wszystkim, że znowu o tym opowiada, że znowu musi to przechodzić.
- Może byśmy znowu zaczęli się dogadywać gdyby nie to jak się zachował w stosunku do Dwayne’a… To, że go pobił to jedno, ale to co zrobił na moście to drugie. – Ściszyła głos, starając się nam nim zapanować, bo dalej miała w pamięci pocałunek, którym ją obdarował. Na oczach jej obecnego chłopaka. Aż dziki wstrząs przeszedł przez jej ciało.
- Znienawidziłam go. Po prostu. Nie wiedziałam, ze będę w stanie kogoś tak nie cierpieć. Naprawdę chciałam zachować w stosunku do niego neutralność, ale po prostu nie mogłam. Odesłałam do niego wszystkie rzeczy jakie mi kiedyś podarował. Wszystkie listy, wiersze i inne bzdety, do których się przywiązałam. Nie chciałam tego mieć, chciałam to spalić, zniszczyć. Zrobić cokolwiek by oddalić od siebie te wszystkie głupie wspomnienia. – Przez ten cały czas szatynka nie odrywała wzroku od Lancastera. Mówiła szczerze i było to po niej widać. Mięśnie twarzy raz na jakiś czas budziły się do życia, kącik ust drgał mimowolnie, a jej źrenice stawały się coraz większe.
- Popełniłam błąd bo to… Znaczy, nie spodziewałam się żadnej odpowiedzi. A jeżeli już to na pewno nie takiej jakiej otrzymałam. – Zamilkła i odwróciła momentalnie wzrok. Było jej strasznie głupio i przykro mówić o takich rzeczach, o których myślała dniami i nocami. Nie chciała robić z siebie ofiary, bo za taką siebie nie uważała. Wiedziała, że Gross albo da jej spokój albo nie spocznie dopóki jej nie zniszczy. Dopiero wtedy gdyby nie dała sobie z nim rady poprosiłaby kogoś o pomoc. Ale teraz? Wolała chyba czekać…
- Napisał mi, że żałuje dwóch rzeczy. – Sama zastanawiała się czy to dobrze, że o tym mówi. I zastanawiała się czy też w ogóle słowa przechodzą jej przez gardło czy ona o tym śni? Miała ogromny problem z wyduszeniem czegokolwiek. To co chciała powiedzieć stawało jej w przełyku, więc zamknęła powieki i odetchnęła ciężko, walcząc ze łzami. Otworzyła oczy dopiero wtedy, kiedy była pewna, że ani jedna łezka nie potoczy się po jej policzku. Dalej na niego nie patrzyła, bo nie miała odwagi.
- Tego, że nie zginęłam razem z ojcem i tego, że to nie on go zabił. – Szepnęła i zagryzła dolną wargę puszczając dłoń chłopaka i by jakkolwiek ją zająć – przeczesała nią pasmo ciemnych włosów. Było jej gorąco. Czapka z pewnością nie była jej potrzebna.
Sponsored content

Uliczka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Uliczka   Uliczka - Page 2 Empty

 

Uliczka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Ciemna Uliczka
» Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Hogsmeade
 :: 
Uliczki Boczne
-