IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag   Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag EmptySob 21 Cze 2014, 23:27

Gdy dziecko dorasta w magicznej rodzinie nie ma zbyt wielu rzeczy, który byłyby w stanie zadziwić, zszokować. Do tego dochodzi czysto ludzki odruch tłumaczenia sobie zdarzeń dziwnych lub niezrozumiałych. Młody, siedmioletni O’Connor nie był wyjątkiem, dlatego też incydent z wczesnego dzieciństwa nie zapadł mu mocno w pamięć.
Rzecz działa się jesienią, gdy chłopak wybrał się samopas na przechadzkę po klifach. Tak, dzieciak od najmłodszych lat wykazywał tendencję do pakowania się w miejsca dzikie, często niebezpieczne czy chociaż ryzykowne. Matka dopiero po kilku latach nauczyła się nie umierać ze strachu za każdym razem, choć i tak nigdy nie przestała obawiać się o zdrowie swojego syna. Jak to matka, prawda?
Cú Chulainn wybrał sobie trasę wzdłuż krawędzi, mając przy tym ubaw po pachy. O tak, uwielbiał to – skakanie po skałach, spoglądanie na linię horyzonty z najwyższych klifów, rozkładanie ramion i wyobrażanie sobie, że lata, płynie ponad tą bezkresną masą wody, jaka go otaczała prawie ze wszystkich stron. Jesień w Irlandii rzadko kiedy bywała łaskawa, a już na pewno nie sucha. Pomimo, że poranek wydawał się być w miarę pogodny, więc chłopak liczył na udane warunki do psot pośród natury. Niestety, deszcz zaskoczył go nagle i bynajmniej nie mżawką. Nic specjalnego dla zrodzonego w tym kraju, więc O’Connor postanowił po prostu przejść w głąb lądu do najbliższych drzew i przeczekać. Ograniczona widoczność jednakże skutecznie mu to utrudniała – zacinający deszcz, silny wiatr, a on sam przy samej krawędzi skał. Dzieci jednakże bagatelizują niebezpieczeństwa, więc nie chcąc obchodzić wyrwy w ogromnej skale dookoła postanowił nad nią przeskoczyć. W końcu co to jest pół metra, szczególnie dla wysportowanego chłopaka. Skoczył, jednakże mokre skały, szybko powiększające się kałuże i niewielkie ilości błota sprawiły, że pośliznął się i tylko refleks uratował go przed upadkiem w przepaść najeżoną ostrymi głazami, o które rozbijały się fale. Złapał się ręką krawędzi klifu. Zadziałała adrenalina, gdy tak wisiał o włos od bardzo parszywego końca. Podciągnął się, łapiąc desperacki każdą nadającą się wypustkę w skale, próbował pomagać sobie nogami, ale akurat to nie przynosiło zbyt wielkich efektów. Był przerażony, a niesłabnący deszcz nie polepszał sytuacji. Kiedy w końcu udało mu się wczołgać na stabilny grunt przywarł ściśle do niego, by poczuć się pewnie. Oddychał ciężko z twarzą tuż przy kałużach. Właśnie wtedy odruchowo spojrzał na jedną z nich. Znajdował się tuż nad nią, więc osłaniał taflę przed kroplami wody na tyle, by zdołać dojrzeć pewien intrygujący szczegół. Jego włosy były…białe? Normalnie miał brązowe włosy, więc od razu w oczy rzuciła mu się ta zmiana. A może mu się zdawało? Zamrugał kilka razy i znów spojrzał na swoje odbicie. Nie, chyba jednak wszystko w porządku. Może światło odbiło się w wodzie i po prostu mu się przywidziało? Dzieciak był zbyt zajęty czekaniem na koniec ulewy, a potem pędzeniem do domu dziękując bogom za oszczędzenie życia. Nie wspomniał o tym nikomu, zapominając o tym dziwnym, acz nic nie znaczącym incydencie. Jak to O’Connor, wiele razy wracał w tamte miejsca i otarł się o nieszczęśliwy wypadek, ale niektórzy nigdy się nie nauczą.
Przez następne dwa lata nic takiego nie miało miejsca, a przynajmniej chłopak nigdy już tego nie zauważył. Ograniczało się to do drobnej zmiany koloru oczu jak już, która znikała po krótkiej chwili. Dopiero w wieku dziesięciu lat Cú doświadczył w swoim życiu najmocniejszego przeżycia, które miało go odmienić na więcej niż jeden sposób. Mowa mianowicie o śmierci jego ojca. Chłopak bardzo to przeżył, gdyż starszy O’Connor był kimś w rodzaju mentora, wzorcem, za którym syn chciał podążać. Utrata tak ważnej osoby w tak  młodym wieku oczywiście niosła za sobą konsekwencje. Po pogrzebie zamknął się w sobie, zupełnie siebie nie przypominał. Widywał się z kimś jeśli koniecznie musiał, nawet matki unikał jak tylko mógł, tłumiąc w sobie żal i wściekłość – na samego siebie, na los, na życie i śmierć, na niesprawiedliwość, na cały świat. Po miesiącu spędzonym w takiej atmosferze w końcu coś w nim pękło. Oczywiście zapalnikiem tej bomby była zupełna głupota, w tym wypadku nieudany trening walki włócznią, co pozwalało mu uporać się z myślami, mniej więcej. Cała furia uwolniła się w jednym momencie. W ruch poszły przypadkowe przedmioty, włócznia treningowa. Hałas był tak duży, że przestraszona wdowa przybiegła do syna w trybie natychmiastowym. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła go z krwiście czerwonymi włosami. Udało jej się go uspokoić, między innymi dzięki zwróceniu jego uwagi na ten drobny, kolorowy fakt. Ogromne zdziwienie zawsze skutecznie neutralizuje złość. Na jego własnych oczach włosy wróciły powoli do swojego pierwotnego koloru. Tego samego dnia kobieta uświadomiła chłopaka co też to może oznaczać.
Metamorfomag? On? Łał! Przyznajmy szczerze – masa czarodziejów marzy o tym, by zostać metamorfomagiem, a jemu było to dane(najwyraźniej). W tempie błyskawicy wróciły również wspomnienia z pamiętnej wycieczki wzdłuż klifów i chłopak zaczynał stwierdzać, że spostrzeżenie matki może być prawdziwe. Cały następny dzień spędził pośród ksiąg różnego rodzaju – wyjaśniających metamorfomagię samą w sobie, o najsłynniejszych metamorfomagach, drzewo genealogiczne rodziny. W tym ostatnim odkrył ciekawą rzecz, a mianowicie trzy nazwiska z dopiskiem „metamorfomag” tuż pod nimi. Przy jednym wprawdzie był znak zapytania z powodu braku twardych dowodów i w pełni rzetelnych źródeł. Co tu się dziwić, skoro ów czarodziej pochodził ze średniowiecza. Mimo to dawało to i tak dwóch pewnych członków rodziny z tym rzadkim talentem.
No proszę, więc to jednak prawdopodobne. Geny to potężna rzecz, szczególnie, gdy spełniają się marzenia młodych czarodziejów. Oczywiście, jeszcze przez jakiś czas trzymał się na uboczu, ale z pomocą matki w końcu wrócił na jego usta ten szelmowski uśmiech i łobuzerski błysk w oku. Otrząsnąwszy się z żałoby postanowił cały czas żyć w taki sposób, by ojciec mógł być z niego dumny. Cały czas.
Z pomocą matki trenował tę zdolność. Początki nie były zachwycające, jednakże nikt nie spodziewał się cudów. Jadąc do Hogwartu O’Connor potrafił na zawołanie zmieniać kolor oczu – reszta zaś działała losowo, często właśnie w połączeniu z silniejszymi emocjami lub w wyniki zupełnie przypadkowych zdarzeń. Podczas pierwszego roku nauki nieco zaniedbał ćwiczenia w tym zakresie. Chłopiec zaaferowany nową szkołą i masą nowych ludzi skupił się przede wszystkim na odnalezieniu sobie miejsca w nowej rzeczywistości. Dopiero przy pierwszym powrocie do domu na wakacje zabrał się na powrót ostro do pracy. Kontynuował to już regularnie, bez większych przerw, szczególnie, że robił postępy. Ciężka praca popłaca, jak to mówią. Nie obnosił się z tym, chcąc uniknąć sytuacji, w której ktoś prosi go o zrobienie czegoś, a on tego nie potrafi. Wolał najpierw dopracować umiejętność do zadowalającego poziomu, a potem zaskoczyć wszystkich dookoła.
Podczas przerwy świątecznej na szóstym roku, gdy wrócił do matki postanowił zrobić jej drobny prezent. Ćwiczył w tajemnicy w każdej wolnej chwili, choć zazwyczaj nocami, żeby nikt za dnia nie zorientował się, że gdzieś znika. Jak prezent bożonarodzeniowy postanowił upodobnić się nieco do ojca. Zmienić włosy, oczy, rysy twarzy, dodać lekki zarost charakterystyczny dla pana domu, który odszedł sześć lat wcześniej. Nie opanował dobrze postarzania się, więc nie była to podobizna idealna, raczej ojciec za młodu. Kobieta nie spodziewała się, że jej syn pomoże jej poczuć święta jakby znów byli wszyscy razem. O’Connor nawet przywoływał ulubione powiedzenia ojca, zmieniając głos czy wykonując znane wszystkim gesty. Doprowadził tym do łez szczęścia i matka długo nie chciała wypuścić go z objęć. Był z siebie dumny i dało mu to jeszcze większą motywację do doskonalenia tej zdolności. Postanowił dopracować totalną zmianę wyglądu, łącznie z dodaniem sobie lat, a gdy to osiągnie – ha, cóż za typowy pomysł dla niego – spróbuje przyprawić sobie wilczy pysk. Bo czemu by nie, trzeba sobie stawiać nowe wyzwania. Postanowił podzielić się tym tylko z Aristos, co też uczynił zaraz po powrocie na drugi semestr nauki w szóstej klasie. Zdarzało mu się tak unikać Filcha, gdy coś przeskrobał. Ot, wystarczyło zmienić rysy twarzy i włosy i już woźny był świecie przekonany, że ucieka przed nim jakiś rudy łamaga z powodzeniem u płci pięknej równym zeru.


Ostatnio zmieniony przez Cú Chulainn O'Connor dnia Nie 22 Cze 2014, 00:34, w całości zmieniany 1 raz
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag   Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag EmptyNie 22 Cze 2014, 00:31

Podanie przepiękne, akcept owszem będzie, gdyby nie jeden, mały, ale jakże ważny szczegół..

Metamorfomag może zmieniać wszystko w swym wyglądzie, oprócz oczu, więc ten początek i prawie białych oczach będziesz musiał zmienić. Gdy to poprawisz, dostaniesz akcepta.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag   Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag EmptyNie 22 Cze 2014, 00:36

Akcept.
Sponsored content

Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag   Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag Empty

 

Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Kadri Anvelt - metamorfomag
» Blake Blackwood - metamorfomag
» Cú Chulainn
» Cú Chulainn
» Cú Chulainn O'Connor

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Genetyki
-