IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ale ja nie rozumiem!

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 10:42

Opis wspomnienia
Po zwycięstwie Gryfonów Soleil powinna zapewne czym prędzej pospieszyć do Pokoju Wspólnego, aby przyłączyć się do ogólnego świętowania, ale był jeden problem: ona na prawdę nie rozumiała co się stało i z czego jej domownicy się tak cieszą! Nie wspominając już o tym, że nie przepadała za zbyt tłumnymi zabawami i zdecydowanie przedkładała ponad nie spokojny spacer z Henrym po błoniach. Ciekawe czy chłopak podejmie się niemożliwego i spróbuje wyjaśnić jej o co właściwie chodzi w quidditchu i czym jest dla drużyny wygrana finału. Ostatecznie sam przecież był graczem.
Osoby:
Soleil Larsen & henry Lancaster
Czas:
po finałowym meczu qudditcha '77
Miejsce:
Hogwarckie błonia
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 10:59

Ostatnie minuty meczu z punktu widzenia Sol były ciągiem niezrozumiałych dla niej okrzyków to z jednej, to z drugiej części trybun. Ona koncentrowała się bardziej na osobach, które lądowały na ziemi, albo obrywały tłuczkami, w ogóle nie zdając sobie sprawy, że powinna obserwować Pottera i Blaisa uganiających się za małą, złotą piłeczką przypominającą z tymi skrzydełkami jakiegoś ptaszka (aż nieprawdopodobne jak bliska była prawdy!). Z ulgą przywitała gwizdek sędziego, bo oznaczał on, że nie będzie więcej kontuzji, krwi i złamań na tym meczu. Na trybunach znalazła się przez przypadkiem i utwierdziła w przekonaniu, że więcej tutaj nie wróci. O ile oczywiście znowu nie zabłądzi...
Z pewnym zakłopotaniem przyjmowała poklepywania, uściski, słowa radości i uciechy płynące ze wszystkich stron, no bo przecież po przepchnięciu się w kierunku Lancastera, znalazła się w środku progryfońskiej gromady, która już teraz, na trybunach zaczynała świętowanie. W pewnym momencie poczuła, że jej dłoń wyślizguje się z uścisku Henry'ego i poczuła się w tym całym zamieszaniu bardzo zagubiona, ale szybko dostrzegła znajomą czuprynę ponad głowami innych ludzi i jakimś cudem zdołała sobie utorować do chłopaka drogę. Czasem dobrze było być kieszonkowych rozmiarów.

Z trybun udało im się wydostać dopiero sporo później, bo Gryfoni widocznie nie zamierzali czekać z zabawą aż znajdą się w Pokoju Wspólnym, a ponadto na schodach powstał ogromny korek, który uniemożliwiał szybką ewakuację. Sol jednak nie narzekała, przyglądała się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami, które wyglądały nieco groteskowo na drobnej twarzyczce i chłonęła emocje, słowa, gesty i atmosferę. Nie rozumiała co się dzieje, ale cieszyła się z radości innych. Poza tym po pierwszej fali entuzjazmu już jej nie przytulano i nie ściskano, więc mogła wrócić do swojej roli obserwatorki, co dawało jej poczucie bezpieczeństwa, niemalże tak namacalne jak to wywoływane przez obecność Henry'ego u jej boku.
Kiedy w końcu znaleźli się na błoniach, Soleil z radością odetchnęła głębiej i wystawiła twarz ku słońcu, pozwalając przy tym aby lekki wiaterek bawił się jej włosami. Był taki piękny dzień, a Ci wszyscy ludzie tyle czasu zmarnowali oglądając tuzin osób na miotłach wzajemnie się nokautujących. To przekraczało granice jej pojmowania.
-Nic nie rozumiem. - stwierdziła odrobinę zakłopotana, przyglądając się jak od tłumu wychodzącego ze stadionu odłączają się mniejsze i większe grupki, rozchodzące się do Zamku, albo szukające dla siebie miejsca na błoniach.
-Tamta trawa byłaby idealna dla reniferów, albo ewentualne łosi, a oni ją zniszczyli tymi zapasami w powietrzu. - dodała po chwili. Nie zdążyła co prawda zmierzyć rozmiarów boiska, ale na oko nie było zbyt małe na wybieg.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 11:38

Henry za to śledził mecz uważnie i wiedział dokładnie co się tam działo. I choć nie wszystkie zagrywki były godne podziwu czy ogólnie uwagi, zgodnie z innymi twierdził, że finał w tym roku był pełen emocji. Gdzieś w kącikach oczu czaiło się zmartwienie o znokautowaną Dorcas, lecz świadomość fachowej opieki pozwoliła mu cieszyć się ze szkołą z wygranej Gryffindoru. Chłopak śmiał się sam do siebie, gdy Gryfoni nie wytrzymali jeszcze tych paru chwil i rozpoczęli świętowanie w drodze do swojej wieży. Nie spodobało mu się, gdy tłum pociągnął za sobą Soleil. Próbował przecisnąć się między ciasnotą uczniów i to Sol znalazła jego, a nie na odwrót. Była tak drobna, że trudno jest ją wypatrzyć w takiej rzeszy ludzi, choć z daleka wiedziałby, że to ona.
- Nie gub mi się. - przekrzyczał tłum, który skutecznie zagłuszał słowa i jakiekolwiek formy skomunikowania się. Korek na schodach był czymś niezwykłym, jedynie na początku roku zdarzało się, że pierwszaki bali się przejść dalej i tworzyli długi wąż nieruchomych maluchów. Henry miał dobry humor widząc zbiorową radość i wiwaty nie tylko gryfonów, ale też mnóstwa kurkonów i jego całego domu. Wciąż miał na policzku wymalowane złoto-czerwone flagi, więc łatwo było odczytać komu kibicował. Tej nocy raczej nikt nie będzie spał, jedynie świętował, szczególnie Gryffindor. Puchon oczekiwał, że Soleil też przyłączy się do zapewne już rozpoczynającej się imprezy, jednak zauważył, że dziewczyna nie wykazuje takiego zainteresowania. Ba, wydawać się mogła, że nic nie pojmowała. Henry jak tylko zobaczył tę zdezorientowaną minę, wybuchnął śmiechem, przygarniając do siebie dziewczynę i kręcąc z niedowierzaniem głową. Tylko jedna osoba mogła nie wiedzieć jaki jest powód świętowania mimo, że była na meczu. Soleil Larsen. Cała ona i choć powinien się do tego przyzwyczajać, ciągle go zaskakiwała.
Śmiał się nawet, gdy wyszli na błonia. No proszę, zero nieobecnego wzroku, który zazwyczaj mu towarzyszył gdziekolwiek by się nie ruszył. W końcu był ożywiony i taki... normalny.
- Soleil, rozbrajasz mnie. - uwaga o trawie dla reniferów i zapasach tym bardziej go rozbawiła. Nie śmiał się z kpiny, po prostu udało się jej go rozśmieszyć, choć pewnie nie to miała na celu. Puchoni ich mijający jeden po drugim wyszczerzyli się do Henry'ego unosząc kciuki i pozdrawiając jednocześnie Sol, choć jej nie znali osobiście. Lancaster tylko westchnął i zabrał dziewczynę nieco dalej od tłumu, coby znowu jej nie stracił z oczu.
- Ranisz dumę sportu nazywając to zapasami! - zwrócił jej uwagę, wciąż się śmiejąc. - Te zapasy są całkiem fajne, szczególnie, że też jestem w drużynie. Ale nie martw się, Lancasterów nie jest łatwo zwalić z mioteł. - pomachał do oddalającego się w stronę lochów Matta, dając mu znak na migi, że dołączy później. Trzymając jej rękę szedł powoli po błoniach i nucił pod nosem chóralne "Gryffindor zwyciężył". Nie był aż tak szlachetny i na rękę mu była przegrana slytherinu. Takim torem myślał każdy członek quidditcha i Henry'ego to nie omijało. Nie życzył jakoś szczególnie slytherinowi źle, po prostu nie utrzymując z nimi kontaktu (poza Gilgameshem, który dziś pokazał na co go stać nokautując Dorcas... ale do przyjaźni się nie przyznawali publicznie, zgadzając się, że tak będzie lepiej dla ich "reputacji". Może potem z nim pogada, coby nie doprowadzał do omdleń dziewczyn). Za to w gryffindorze miał wiele znajomych i po prostu cieszył się razem z nimi.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 11:59

Sol też mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że emocji było dużo. Zaobserwowanie tego faktu nie było zbyt skomplikowane, ona miała raczej problem z przypisaniem do nich jakichś konkretnych przyczyn, bo oglądanie zrzucających się z mioteł ludzi (dla niej tak to właśnie wyglądało), nie budziło aż takiej ekscytacji. Konkretniej - żadnej; po protu martwiła się, czy nikomu nie stanie się nic poważnego.
Wkrótce do ciągu rzeczy, których nie rozumiała, dołączyło rozbawienie Henry'ego. Oczywiście nie odebrała go personalnie, wiedziała, że nie śmiał się z niej, a przynajmniej nie w takim sensie, który mógłby być dla niej przykry, czy raniący. Chociaż nie wiedziała, co go rozbawiło, cieszyła się widząc go takim wyluzowanym i zadowolonym. Właściwie przyczyny podobnego stanu rzeczy nie były już takie istotne.
Zamrugała słysząc słowo "rozbrajasz", bo dla niej oczywiście wypowiedź Puchona miała zupełnie inne znaczenie, całkowicie nieadekwatne do sytuacji. Doszła jednak szczęśliwie do wniosku, że Henry'emu nie mogło chodzić o pozbawianie go różdżki, czy w ogóle możliwości obrony (bo też dlaczego i przed czym), a zatem to jej coś umykało. Nie pierwszy raz i nie ostatni.
Tekst o reniferach był wypowiedziany poważnym tonem, więc nie, nie miał na celu rozśmieszenia Puchona, ale przynajmniej spełnił jakąś pożyteczną rolę. Sol niepewnie odpowiadała skinieniem głowy pozdrawiającym ją ludziom, których znała jedynie z widzenia i to tylko dlatego, że sporo czasu poświęcała na obserwacje życia w Hogwarcie. Ten dzień był jakiś dziwny i to nie tylko dlatego, że nagle tyle osób się uśmiechało.
Posłusznie dreptała za Henrym, który trzymał ją za rękę i dumała nad tym, co działo się dookoła. Zapewne doszłaby do jakichś konstruktywnych i najprawdopodobniej zabawnych wniosków, ale przeszkodził jej głos Lancastera, który zaburzył tok jej myśli.
Jej oczy rozszerzyły się dodatkowo ze zdumienia i pewnie także obawy, kiedy Henry oświadczył, że także jest w drużynie. Jakoś sobie go nie wyobrażała zwalającego ludzi z mioteł, a w roli spadającego wolała go nie widzieć.
-Ale po co? -zapytała, bo to jej pierwsze przyszło do głowy. Po co człowiek z własnej woli pchałby się do czegoś takiego?
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 12:28

Spadanie z mioteł było skutkiem ubocznym, którego świadom był każdy, kto się porywał na quidditch. Na treningach nawet czasami zapoznawało się z murawą przy wyjątkowo pechowym rzucie, więc nie było to takie straszne jak się wydawało na pierwszy rzut oka. Oczywiście było to niebezpiecznie i wysoce nieprzyjemne, mając w sobie jedynie plus w postaci hartowania się na przyszłość. Mimo tego takie dotkliwe nokauty nie powinny mieć miejsca. Wszystkich wzburzyło zachowanie Gilgamesha, który chyba stracił nad sobą panowanie wkurzając trzy czwarte gryffindoru. Quidditch miał swoje plusy i minusy, jednak nic nie zastąpi tej adrenaliny i satysfakcji po golu i wygranej.
Sam Henry dał się w końcu namówić Mattowi i Elsie i od września grał w drużynie Hufflepuffu. Finniganowie znali jego zdolności, wszak nie jeden raz spędzali ze sobą wakacje i urządzali sobie małe zawody w ogrodzie w Devon. Poszedł więc na początku roku na rekrutacje i został Obrońcą bez dwóch zdań, dołączając do swojej siostry i bliźniaków, który najbardziej ucieszyli się z jego obecności w drużynie. Nigdy nie miał czasu myśleć o sporcie, pochłonięty uzdrowicielstwem, magicznymi stworzeniami i swoim światem. Cieszył się jednak z podjętej decyzji i zaliczył około dwóch upadków na treningach jak i tuzina siniaków - normalne w tym sporcie. Nigdy jednak nie narzekał, dawał z siebie wszystko.
Chłopak uśmiechnął się szeroko do Soleil, która chyba nie była do końca świadoma, że dołączył do drużyny w tym roku.
- Ta adrenalina, poczucie wolności i satysfakcja, rywalizacja... niezastąpione. Mogę cię kiedyś wsadzić na miotłę i pokazać co jest fajnego w quidditchu. - dla niego to był bardzo dobry pomysł i chciałby wprowadzić go w życie. Skoro Sol lubowała w lataniu na trestralach, to nie powinno być problemu z miotłą, chociaż to dwie skrajnie różne rzeczy - co innego latać na zwierzęciu, a co innego na miotle, którą trzeba dodatkowo opanować i odnaleźć wspólny język; innymi słowy: oswoić.
- Co ty na to? - zapytał odgarniając kosmyk włosów z jej czoła. Umyślnie zmieniał tor rozmowy, aby nie musiała myśleć o tym jak spada z miotły. Nie planował spotkań z murawą, tak więc nie powinna zaprzątać sobie tym głowy. Skoro nie będzie już żadnych meczów do końca roku, mogliby skorzystać i pouczy Soleil latania na miotle. Przyda się więcej zabawy, aby we wrześniu wrócić do szkoły w pełni zdrowym i opanowanym.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 19:27

Może dla henry'ego był to skutek uboczny, dla Sol bowiem była to główna treść meczu, który przed chwilą obejrzała. Te upadki oraz nokauty dokonywane za pomocą tłuczków i nie tylko. Nie wiedziała jak można czerpać przyjemność z rozgrywki, która jest tak niebezpieczna! Wystarczało jej, że siedząc na trybunach co chwilę czuła nieprzyjemne skręty żołądka, kiedy kolejna osoba była faulowana. Nie potrafiła sobie wyobrazić stresu, jaki by przeżywała w powietrzu wiedząc, że w każdej chwili może ktoś albo coś w nią wlecieć, a ziemia jest stanowczo zbyt daleko. Idea "hartowania się na przyszłość" była dla niej także zbyt abstrakcyjna, aby mogła być dobrym powodem ryzykowania zdrowiem. Że niby kilka złamań i siniaków może przynieść coś dobrego? Jakoś tego nie widziała.
I nie spodobała jej się myśl, że Henry tak ryzykuje. Była daleka od mówienia mu co ma robić, a czego mu nie wolno, ale wciąż miała w głowie jego zdenerwowanie, kiedy oświadczał jej, jak niebezpiecznie sobie pogrywa chodząc do Zakazanego Lasu. Jak na jej gust to on robił coś podobnego grając w tę straszną, brutalną grę! I to w miejscu, w którym można by założyć doskonale prosperującą stadninę! Nie wiedziała o tym, no bo i skąd? Nie chodziła na mecze, ani na treningi. Owszem, obserwowała Lancastera, ale nie było to równoznaczne ze śledzeniem go. Nie znała go od deski do deski.
-Wolę testrale. - odparła potrząsając głową, a na jej twarzy nie pojawiło się bynajmniej zrozumienie. Zacznijmy od tego, że jej słowo rywalizacja nie kojarzyło się pozytywnie, zwłaszcza w zestawieniu z obrazem Dorcas leżącej bezwładnie na trawie, a potem dodajmy, że ona nawet nie wiedziała na czym quidditch właściwie polega.
-Umiem trochę latać na miotle. - stwierdziła zamyślonym tonem, w odpowiedzi na zapytanie Henry'ego. Skoro dla niego było coś ważne, ona nie zamierzała tego bagatelizować, ani ignorować. Ostatecznie odrobina wysiłku aby zrozumieć jego punkt widzenia nie powinna jej zabić, prawda?
-Jesteś tym, który się ugania za tą mała piłeczką ze skrzydełkami, a wszyscy inni na niego polują, tym, który pilnuje dziur do przerzucania piłki, tym który wlatuje w drogę tym innym z pałkami, którzy biją ludzi czy kim? - zapytała dość nieporadnie i raczej niezrozumiale, usiłując przywołać sylwetki poszczególnych zawodników.
Co jest fajnego w quidditchu? Nadal nie wiedziała.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptySro 21 Maj 2014, 20:26

Finał był nieco bardziej brutalny niż to wygląda na co dzień przy zwykłych meczach i treningach. Nokaut Dorcas był przegięciem ze strony ślizgona, jednak gdyby Sol widziała normalne treningi i mecze dla zwykłej, zdrowej rywalizacji, gdyby się na nich bardziej skupiła mogłaby zauważyć, że to całkiem ciekawa forma spędzania czasu. Henry zaczął doceniać ten sport po wiadomych wydarzeniach, odnajdując w tym sposób na odreagowanie i porządne zmęczenie się. Raz na jakiś czas przydatny był taki wysiłek, który oczyszczał z natłoku negatywnych emocji. Henry nie uważał quidditcha za brutalny. Gdyby przeciwnicy mieli do siebie chociaż krztynę szacunku, mecz wyglądałby zgoła inaczej! Wystarczy popatrzeć na rywalizację między Ravenclawem a Hufflepuffem - nie było w tym agresji i wzajemnej nienawiści, a dążenie do zwycięstwa na czystych zasadach.
- Umiesz? To jak się uspokoi to cię tam zabiorę. - uśmiechnął się kącikiem ust ciekaw jakby taka mała Sol wyglądała na brykającej miotle. Będzie to na pewno niecodzienny widok. Jeszcze się okaże, że i w tym jest dobra, co by go raczej nie zdziwiło. Ta dziewczyna miała tyle skrywanych talentów, że w głowie mu sie nie mieściło. Im dłużej z nią przebywał, tym więcej odnajdywał w niej zalet. Nie był zaskoczony, że woli trestrale. Przynajmniej je widziała, choć sam koszt tej magii nie należał do dobrych. Henry jednak wolał widzieć na czym leci niż potem lądować na trawie przez brak zaufania do niewidzialnych skrzydeł.
Po raz kolejny Henry się roześmiał ze skomplikowanego pytania, które mogło paść tylko z ust Sol.
- Jeśli dobrze zrozumiałem pytanie, to jestem tym który pilnuje dziur do rzucania piłki. To się nazywa pętla. I to jest całkiem wygodna pozycja. Pomyśl co przeżywa szukający. - ciężkie musiało być życie Zawodowego Poszukiwacza Znicza. Henry odnajdywał się w spokojniejszej pozycji jakiej jest obrona trzech pętli. On nie musiał się przejmować tłuczkami, rzadko kto go atakował, choć zdarzało się, że i obrońca obrywał. W quidditchu wszystko było fajne, począwszy od satysfakcji odbicia kafla skończywszy na uczuciu zwycięstwa po wygranej bądź palącej mobilizacji po porażkach. Uśmiechnął się i patrzył przed siebie. Podobał mu się ten wieczór. Gdyby nie zmartwienie o Dorcas, byłoby wszystko idealne.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyCzw 22 Maj 2014, 14:42

No ale Sol nie widziała i nie była pewna czy ma na to wciąż ochotę. Zacznijmy jednak od faktu, że ona nie znała nawet zasad quidditcha, nie wiedziała do czego służą poszczególne piłki i który gracz za co jest odpowiedzialny. Dzisiaj koncentrowała się głównie na osobach nokautowanych i tym, co działo się na trybunach. Poza tym pomimo wielokrotnie podejmowanych przez różne osoby prób, nikt nie zdołał jej wytłumaczyć o co chodzi w sportowej rywalizacji i właściwie co w tym jest fajnego. Sol nigdy nie brała udziału w żadnych zawodach, wyścigach ani eliminacjach do niczego. Owszem, tańczyła balet, ale nie musiała nigdy nikogo zwalczać aby móc coś osiągnąć. Nie doszła aż tak daleko, bo Hogwart sprawił, że musiała porzucić myśl o profesjonalnym zajmowaniu się tym rodzajem tańca. Gra na dudach też czyniła z niej członka zespołu, nie wspominając już o wypasaniu reniferów, gdzie współpraca była podstawowym warunkiem sukcesu.
-Wszyscy mają zajęcia z latania w pierwszej klasie. - stwierdziła w odpowiedzi na jego zdziwienie. I nie, nie była w tym dobra. Po prostu przeciętna, może tylko odrobinę zbyt szybko się rozkojarzała, co nie było najlepsze, kiedy siedziało się na kiju ileś tam stóp ponad ziemią. Spadnięcie z testrala było znacznie bardziej skomplikowane, poza tym miło było czuć pod sobą pracujące mięśnie i żywą tkankę. Sol kochała te zwierzęta, ufała im i wiedziała, że nie zawiodą. Miotła... Cóż, był to tylko przedmiot, jak każdy inny mógł przestać pracować tak, jak powinien. Jeśli jednak Henry'emu zależało na tym, aby z nim polatała, to nie miała nic przeciwko. Nie była przeciwniczką tego typu transportu, nie odpowiadało jej jedynie zwalanie się na wzajem na ziemię, a to by jej chyba nie groziło z Lancasterem.
-Wygodna? - zdziwiła się szczerze słysząc odpowiedź chłopaka i postarała go sobie wyobrazić na miejscu Charlie. Faktycznie, jej nie robiono krzywdy, ale czasem wyglądało to tak, jakby z własnej woli chciała zeskoczyć z miotły. Skromnym zdaniem Sol pochwycenie żadnej piłki nie było tego warte.
-Jak siedzenie na kiju przez tyle czasu może być wygodne? - mruknęła bardziej do siebie, niż do Henry'ego, marszcząc lekko brwi i usiłując zrozumieć.
Nie wiedziała kim jest szukający, podejrzewała, że to ten co ugania się za piłką ze skrzydełkami, ale nie wnikała co on właściwie przeżywa. Mogła po prostu o to któregoś z nich zapytać i właściwie to zamierzała. Musiała zgłębić swoją wiedzę na temat quidditcha, skoro Henry go lubił. Biedak nie wiedział, że właśnie wywołał lawinę dziwnych pytań zadawanych najróżniejszym osobom, z których spora część zapewne nie była nawet w połowie tak wyrozumiała jak on sam i mogła odpowiedzieć Słoneczku w sposób, który jedynie namiesza jej w głowie i dziewczyna zupełnie nie będzie wiedziała co myśleć o tej grze.
-Ale skoro to wszystko dobywa się w powietrzu, to co za różnica, czy na ziemi coś by się pasło...?
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyCzw 22 Maj 2014, 16:57

Nigdy nie sądził, że Sol nie wie co to jest quidditch. Skoro uczyła się miotlarstwa w pierwszej klasie powinna wiedzieć na czym polega ten sport. Nie przeszkadzało to Henry'emu w żaden sposób i też nie naciskał. Bawiło go tylko roztrzepanie dziewczyny. Chodzenie na mecze, nie wiedząc na czym polega ta gra. Rywalizacja była zdrowa i przydatna raz na jakiś czas.
Henry sam nie wiedział, że jest w jakikolwiek sposób utalentowany w quidditchu dopóki Matt go nie uświadomił. W pierwszej klasie dogadywał się z miotła, ale nie widział w tym żadnego talentu. Raczej formę zabawy i dopiero od początku tego roku zaczął traktować to jako coś poważnego. Nie planował jednak życia związanego ze sportem, był innym typem człowieka, który odnajdywał się w zawodach intelektualnych, a nie fizycznych.
Roześmiał się znowu przy pytaniach Soleil. Nie rozumiała podstaw quidditcha, stąd sceptycyzm. Henry nigdy się nie zastanawiał czy to jest niebezpieczne czy nie ani nie myślał o upadkach z mioteł. Nie było to na tyle istotne, aby zaprzątać sobie tym głowę. Kontuzja to kontuzja - zawsze się przydarzała. I choć Henry był zgorszony nokautem Dorcas, wiedział, że z tego wyjdzie. Sam nieraz zbierał w jedną całość drużynę Hufflepuffu, gdy ktoś oberwał i bał się pani Pomfrey.
- Wygoda zależy od miotły, Sol. - zwrócił uwagę, że miotły są różne, nowe, stare, sprawdzone, oswojone, nieoswojone i to one są głównym czynnikiem wygody. - Wiele od nich zależy i uwierz mi, nikt w drużynie puchonów nie narzeka, że jest niewygodnie. Chyba nie znam żadnej osoby, która by robiła z tego powodu problemy. - przyznał, bo któż na to zwracał uwagę? Im nowsza miotła, tym sprawniejszy lot. Jej kolejne pytanie po raz kolejny zdezorientowało Henry'ego. Nikt go nigdy o to nie pytał, więc nie miał na to przygotowanej odpowiedzi.
- Widziałaś zagrywki dzisiaj? Latali między filarami trybun, tuż nad ziemią, przed nosami widzów... wszystko by uciekło ze strachu. Poza tym Filch by robił awantury, gdyby miał sprzątać po zwierzakach. - nie wyobrażał sobie niczego, co by się pasło na boisku. Pomysł był absurdem.
- Wezmę cię w przyszłym roku na trening hufflepuffu. To nie takie straszne jak dziś wyglądało. W rzeczywistości to bardzo fajna zabawa. - uśmiechnął się do Sol i zmrużył oczy, gdy słońce go na chwilę oślepiło. Chociaż należał do intelektualistów, lubił zabawy wymagające wysiłku fizycznego. Nic nie działało bardziej terapeutycznie od rozgrzanych i pracujących mięśni. Chyba, że miało się dziewczynę u boku, działanie było wówczas takie samo albo i lepsze.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyCzw 22 Maj 2014, 20:06

Przecież ją znał! Choć trochę! Powinien się domyślić, że zamiast słuchać nauczycielki dumała nie wiadomo o czym i błądziła myślami gdzieś daleko od tematu zajęć. Owszem, pojęła podstawowe zasady latania, a miotła już po pierwszym "do mnie" posłuchała jej wezwanie, ale przypuszczalnie zrobiła to tylko dlatego, żeby Sol dalej mogła się oddawać swoim marzeniom. Dodajmy jeszcze, że zasady quidditcha wcale nie były aż tak proste jakby się to mogło wydawać, a już na pewno nie dla Sol, która w ogóle nie pojmowała reguł żadnych gier opartych na rywalizacji dwóch osób, czy zespołów.
Słyszała, że Henry coś do niej mówi, ale nie potrafiła się skoncentrować na jego słowach, bo gdzieś niedaleko jeziora zobaczyła biegnący kształt, który do złudzenia przypominał Potworka. Kociak biegł ile sił w łapkach, co było dla niego dość nadzwyczajne, bo przeważnie ograniczał niepotrzebne sprinty do minimum. Próbował wbiec na drewniane deski pomostu, ale nie wyrobił na zakręcie i wpadł w cudowny poślizg, który skończył się dla niego tragicznie, bowiem zwierzak wpadł do wody z głośnym pluskiem.
Twarz Sol przeciął grymas strachu, bo choć wiedziała, że niemalże każde zwierze posiada naturalny odruch pływania i najprawdopodobniej jej pupilowi nic się nie stanie, to jednak pewna być tego nie mogła, a w takich sytuacjach nie można ryzykować. Zapominając na moment o Henrym, który nie zauważył widocznie jej rozkojarzenia i wciąż jeszcze coś mówił, puściła się biegiem w kierunku jeziora, w którym zniknął przed chwilą Potworek.
-Nathaniel, Natt! - wykrzyknęła jeszcze, co mogło dać Lancasterowi niejakie pojęcie o tym co też wyprawia jego rozmówczyni, nie obejrzała się jednak aby sprawdzić reakcję chłopaka i upewnić się, że nie oniemiał i podąża za nią.
Jej szybkie kroki zadudniły na pomoście, gdzieś w jego połowie Sol zatrzymała się i zaczęła przyglądać ciemnej toni w poszukiwaniu futrzastego kształtu. Nie zamierzała opuszczać bezpiecznego molo, bo ostatnimi czasy druzgotki zbyt wielu osobom dały się we znaki, a Słoneczko wbrew pozoru było osobą całkiem roztropną. Inaczej jej wycieczki do Zakazanego Lasu dawno by się skończyły tragicznie. Kiedy tak wlepiała wzrok w jezioro, coś za nią zafurkotało, ale zanim zdążyła sprawdzić przyczynę dziwnego dźwięku, poczuła bolesne uderzenie w plecy, które sprawiło, że straciła równowagę i podzieliła los Potworka. Przez chwilę nie mogła zrozumieć co się stało i nawet trochę spanikowała, kiedy woda zaczęła się jej wdzierać do nosa i buzi, ale była zbyt dobrą i na pewno dostatecznie doświadczoną pływaczką, aby sobie poradzić z sytuacją. Woda była co prawda wciąż jeszcze lodowata, ale Sol miała trochę czasu zanim jej ciało wychłodzi się dość, aby uniemożliwić jej podjęcie odpowiednich działań. Energicznie poruszyła nogami i już po chwili zaczerpnęła głośno powietrza, chaotycznymi ruchami usiłując odgarnąć z twarzy włosy, które utrudniały widzenie i oddychanie.
Jakimś cudem w całym tym zamieszaniu dosłyszała ponownie odgłos, który poprzedził jej upadek i instynktownie zamachała dłońmi usuwając się kawałek. Zrobiła to w idealnym momencie, bo tłuczek zamiast uderzyć w nią, z pluskiem zanurzył się na kilkanaście centymetrów w wodzie i znokautował druzgotka, który czaił się na Gryfonkę.
Na pobladłej twarzy Sol widać było strach i dezorientację, ale posiniałe z zimna usta zaciśnięte były w wyrazie zdecydowania. Nawet w tej chwili nie zapominała dlaczego wylądowała w jeziorze; musiała jak najszybciej znaleźć Nathaniela!
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyCzw 22 Maj 2014, 21:30

Mógł się domyślić, że zajęła się marzycielstwem a nie słuchaniem słów nauczycielki. Jego miotła też posłuchała od razu, chociaż to tłuczki go atakowały na pierwszej lekcji miotlarstwa. Niemiło wspominał tamten okres, gdy w pierwszej klasie wylądował w skrzydle szpitalnym, obrywając w bok głowy. Quidditch był prosty! Przynajmniej dla Henry'ego. Zasady łatwe do zapamiętania i nie widział tam żadnych skomplikowanych czy zawiłych warunków.
Tłumaczył jej dalej co nieco o sporcie, nie zauważając od razu, że przestała go słuchać. Dopiero gdy zerwała się do ucieczki (?!) urwał w połowie i zamrugał oczami nie wiedząc dlaczego dziewczyna mu uciekła w trakcie rozmowy. Jeszcze nie wiedząc dlaczego tak się dzieje, ruszył za Sol woląc mieć ją na oku. Usłyszał nowe imię Potworka, który dla niego zawsze będzie Potworkiem i pojął w czym rzecz. Kot musiał coś zbroić, skoro Sol pędzi na łeb na szyję próbując go uratować przed... wodą. Gdyby tak bardzo nie lubił Sol, roześmiałby się przy zestawieniu takich sytuacji. Koty z natury nie przepadają za wodą, więc czemu kocisko tam polazło?
- Hej, poczekaj! - zawołał za gryfonką biegnąc za nią i wchodząc na pomost. Zorientował się, że Potworek wpadł do jeziora, ale jakim cudem - nie potrafił tego wyjaśnić. Poczuł wzrastający w środku niepokój, bo i on w pewien sposób przywiązał się do tego wrednego zwierzaka. Nim zdążył wyjąć różdżkę, coś świsnęło mu koło ucha, a Sol zniknęła z pomostu. Głośne pluskanie dało mu do zrozumienia, żę dzieje się coś, co nie powinno mieć miejsca.
- Sol! - dopadł brzegu pomostu i modlił się w duchu do Merlina, aby dziewczyna się wynurzyła. Odetchnął z ulgą, gdy pojawiła się nad wodą. Jeszcze bardziej pobladł dostrzegając kilka głów druzgotków. Upadł na tyłek od tłuczka, który go trafił w ramię.
- Co u licha... - obejrzał się i zobaczył latające wokół błoni po niedużych kołach zaczarowane zgubione przez kogoś dwa tłuczki, które za cel powzięły sobie utopienie parę sztuk uczniów i kota. Schylił głowę w ostatniej chwili, gdy kolejny próbował go uderzyć. Wyciągnął różdżkę i zamiast w tłuczka, strzelił zaklęciem w głowę szpona druzgotka, który chciał się dobrać do jego dziewczyny. Wyciągnął rękę do Sol.
- Szybko, podpłyń. Zaraz go znajdę, chodź na brzeg, tu są druzgotki. - ponaglał dziewczynę i rzucił zaklęcie na oślep w stronę tłuczka - rzecz jasna nie trafiając. Domyślał się, że Sol woli zostać w wodzie z stworami morskimi, jeśli jest tam kot. Zdecydowanie chciał mieć ją na pewnym gruncie, chociaż i na lądzie zrobiło się nagle niebezpiecznie. Ramię mu pulsowało od tworzącego się już powoli fioletowego siniaka, ale co tam, jeszcze raz zasłonił się ręką przed nadlatującym tłuczkiem.
- Na gacie Merlina, co jest! - zdenerwował się czując szczypanie teraz w przedramieniu. Super, jeszcze tylko brakowało mu tłuczków. Henry odwrócił się znowu do Sol i ponaglał ją.
- Pospiesz się! Kurczę, co za ghul to zaczarował?! - kolejna klątwa, która na szczęście zmieniła tor tłuczka o jeden milimetr od głowy Soleil. Długo tak nie pociągnie. W jednej chwili pożałował, że jednak nie poszedł z gryfonką razem z tłumem do wielkiej sali. A sędzia musiał być naprawdę ślepy skoro nie widział nie tylko nokautów, ale i też zgubił tłuczki. Trzeba być wyjątkowo uzdolnionym, aby dać im uciec.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyCzw 22 Maj 2014, 23:31

Nic dziwnego, że Henry przez chwilę nie wiedział co się dzieje, skoro jegu uwagi uszło to, że Soleil przestała go słuchać gdzieś w okolicach oświadczenia, że "miotły tak naprawdę są wygodne". Musiał być w szoku kiedy jego rozmówczyni nagle puściła się biegiem. Dobrze przynajmniej, że nie zaczął przypuszczać, że znudzona postanowiła uciec od jego osoby, no ale to by zupełnie nie było w stylu Słoneczka. Ona by raczej szczerze oświadczyła, że temat jej nie ciekawi i trzeba go zmienić na jakiś inny. Inna sprawa, że ją interesowało niemal wszystko, więc podobną sytuację można rozważać tylko hipotetycznie.
Gdyby nie fakt, że zachowanie Potworka było bardzo podejrzane, zapewne nawet by się specjalnie nie martwiła jego samotnymi spacerami. Luna w swoich młodzieńczych latach czasem nie wracała dniami i Soleil była do podobnego zachowania przyzwyczajona. Ot, koty chadzają własnymi drogami i nie można od nich oczekiwać pieskiego przywiązania i dreptania przy nodze. Ale żeby od razu wskakiwały do wody? To nie było normalne, to oznaczało kłopoty.
W innych okolicznościach zapewne chętnie by sobie popływała w jeziorze, ale brak odpowiedniej rozgrzewki, temperatura wody, atakujące ją tłuczki, czające się w glonach druzgotki oraz Potworek, którego wciąż nigdzie nie było widać - to zdecydowanie psuło jej całą przyjemność, jaką mogłaby czerpać z kąpieli. Tym niemniej jednak tonąć nie zamierzała, a przynajmniej nie bez dużej pomocy wodnych demonów.
Kiedy wypłynęła na powierzchnię, pierwszą rzeczą, którą się zajęła, było nadrabianie strat w tlenie. Dopiero później udało jej się zorientować w sytuacji, rzecz jasna, kiedy już uniknęła tłuczka. Na widok Henry'ego od razu poczuła się lepiej. Słyszała, co do niej mówił, wiedziała, że ma rację, ale nie mogła zostawić Nathana. Gdyby tylko wiedziała gdzie on jest!
Na wszelki wypadek sięgnęła do kieszeni po różdżkę, którą udało jej się wydostać z zamokniętego materiału po krótkiej szamotaninie. I całe szczęście, bo w tym samym momencie poczuła jak długie palce z ostrymi pazurkami obejmują jej kostkę i wbijają się w delikatną skórę. Syknęła ze zdziwienia i bólu, po czym obdarowała podłego druzgotka strumieniem wrzątku, który niestety nie oszczędził jej samej. Ale lepsze oparzenie niż unieruchomienie przez te wodne demony,
Już chciała pouczyć Henry'ego, że ghul nie mógł zaczarować tych tłuczków, kiedy jeden z nich o mało co nie nabił jej porządnego guza, albo nawet nie pozbawił przytomności, co nie skończyłoby się dla niej najlepiej, zwłaszcza teraz, kiedy wciąż przebywała w wodzie.
Wykonała kilka niezdecydowanych ruchów w kierunku pomostu i chłopaka, kiedy dostrzegła Potworka wynurzającego się tuż przy brzegu. Cały był poobwijany glonami i wyglądał jak nieszczęście z futerkiem, ale żył i chyba nic poważnego mu się nie stało.
Chwilowe rozkojarzenie Sol wystarczyło aby kolejna grupa druzgotków się do niej niepostrzeżenie zbliżyła. Moment i wciągnęły dziewczynę pod powierzchnię, aż się wody nałykała. Zszokowana przez moment nie wiedziała co robić, po czym kopnęła wolną nogą jakiegoś potworka w głowę, a drugiego potraktowała zaklęciem. Ale bała się, bo przez tę chwilę, zdołała się zorientować, że w okolicach czai się zbyt wiele demonów, aby mogła sobie z nimi poradzić, nawet za pomocą Henry'ego.
Ponownie wypłynęła na powierzchnię i głośno odetchnęła. Tym razem nie marnowała czasu, bo nie miała go w zapasie. Od razu zaczęła płynąć w kierunku Lancastera. I tłuczków.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyPią 23 Maj 2014, 13:53

Nie znał się na kotach, posiadał niewiele informacji zaczerpniętych z mugolskich książek, które dostał od wuja, gdy przyjmował Potworka. Zdążył osobiście odczuć, że te stworzenia chodzą jak chcą, gdzie chcą, nie trzymając się ani trochę zasad czy chociaż norm dobowych. Wiedział jednak, że nie przepadają za wodą, dlatego też nie rozumiał dlaczego kot postanowił tam wskoczyć. Nie tylko teraz on się topi, ale też Soleil tam pływa, co Henry'emu nie bardzo się podobało. Lubił pływać w jeziorach, ale nie w tym szkolnym, gdzie roi się od wściekłych druzgotków i fioletowej kałamarnicy. Wolał rzeczkę w Devon, tam przynajmniej nic nie chciało go zabić.
Widział rozbiegane spojrzenie Sol i miał ochotę ponaglić ją nieco ostrzejszym tonem. Nie było żartów z tym jeziorkiem. Kto wie, co tam jeszcze się ukrywało? Nie chciał sprawdzać ani też cierpliwie czekać aż Sol się zdecyduje co jest ważniejsze : kot, dryfujący już na niedużej gałązce czy własne życie i zdrowie. Ba, zwierzak był bliżej brzegu niż oni we dwoje, tak więc oponował za tym, aby Soleil decydowała się szybciej. Zbladł, gdy zniknęła pod taflą wody. Henry był skłonny sam już wskoczyć do wody i odholować dziewczynę w bezpieczne miejsce, ale a znowu zdążyła się wynurzyć. Widział świszczące zaklęcie i czym prędzej wyciągnął rękę do Sol. Podskoczył, gdy tłuczek z impetem roztrzaskał czubek nogi od pomostu. Musieli się pospieszyć, wyeliminować oba kłopoty. Henry złapał Sol za nadgarstek i przyciągnął ją jak najbliżej molo. Podał drugą rękę i pomógł wspiąć się na deski. Miał około pięciu sekund na sprawdzenie czy nic jej nie jest. Odgarnął mokre włosy z jej twarzy i rozbieganym wzrokiem szukał na niej oznak poważnych ran bądź kontuzji. Dostrzegłszy, że jest zziębnięta i zszokowana, złapał ją mocno za rekę. Pobiegli czym prędzej na brzeg, póki tłuczki szybowały w powietrzu.
- Trzymaj wysoko różdżkę i się nie ruszaj stąd. Lecę po Potworka. - odprowadził Sol do jednego z drzew, gdzie korona mogła robić za marny, ale tymczasowy schron. Odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w stronę jeziora. Wyhamował żłobiąc w ziemi głęboki ślad butów, gdy tłuczek rąbnął koło głazu metr od jego stopy. Henry nie omieszka wspomnieć nauczycielom o gapowatości sędziego. Nie potrafił pojąć jak można dopuścić do takiej nieodpowiedzialności. Puchon oberwał kilka razy tłuczkiem na meczach i wiedział, że nie było to przyjemne uczucie. Dlatego bez nawet najmniejszej zwłoki wpadł w butach i spodniach do wody. Gdy zanurzył się do kolan, złapał trzęsącego się i mokrego Potworka jedną ręką, przygarniając do siebie. Wybiegł z wody, coby nie prowokować druzgotków do wynurzenia swych łbów i namierzył wzrokiem Sol. Miał szczerą nadzieję, że udawało się jej odpędzać tłuczki. Ciągle słyszał nad uchem niebezpiecznie głośne świsty. Dwa razy dłużej zajęło mu powrócenie do drzewa, gdzie stała gryfonka. Oberwał drugi raz w to samo ramię i łapiąc w ostatniej chwili równowagę, znalazł się obok dziewczyny. Podał jej na ręce kociaka i poświęcił pół minuty na złapanie oddechu.
- Dobra, jakieś pomysły co z tym zrobić? - zapytał Sol mrużąc oczy i dzielnie ignorując łomotanie w ramieniu. Cholerne tłuczki! Rozważał między wysadzeniem tłuczka w powietrze albo ich łapanie, co samo w sobie było śmieszne.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyPią 23 Maj 2014, 15:09

Skoro kot znalazł się w wodzie, która była jego śmiertelnym wrogiem, to oznaczało tylko jedno: nie wskoczył do niej z własnej, nieprzymuszonej woli. Prawdopodobnie Sol podzieliła po prostu jego los. Oboje zostali zagnani w lodowatą toń przez wściekłe tłuczki. Słoneczko przy każdym ruchu czuło silny ból w okolicach łopatki, gdzie oberwała piłką, ale nie miała czasu się w tej chwili nad tym zatrzymywać.
Sol wcale nie miała podobnej rozterki, dla niej odpowiedź była oczywista: należało ratować kota. Ostatecznie ona była uzbrojona i mogła się bronić, a Nathaniel mógł potrzebować jej pomocy, na samo wyobrażenie Potworka w uścisku druzgotków przechodziły ją ciarki. Tymczasem jednak to na nią uwzięły się demony, szarpiąc spódnicę jej sukienki i kalecząc kostki oraz łydki.
Gdyby Słoneczko nie dostrzegła w końcu kociaka dryfującego w stronę brzegu na sporym konarze, zapewne wciąż jeszcze walczyłaby ze wszystkimi wodnymi stworzeniami, które mogły i chciałyby stanąć na drodze jej misji poszukiwawczej, czy też ratunkowej. Czasem wykazywała się doprawdy irytująco lekceważącym podejściem do własnego zdrowia, zwłaszcza jeśli na szali była istotą, którą zdążyła już całym sercem pokochać.
Gdyby Henry wskoczył za nią do wody, wcale by się nie wykazał większym rozsądkiem od Soleil. Prawdopodobieństwo, że druzgotki zaatakują go także, a kto by wtedy mógł pobiec po pomoc? Na całe szczęście nie było takiej konieczności, bo dziewczyna sprawnie dobrnęła do pomostu pomimo utrudniającej ruchy sukienki nasiąkniętej wodą i krępującej ruchy nóg. Odrobinę się poobijała przy tym całym wciąganiu jej na most, ale prócz siniaka na plecach, licznych ranek na nogach i kilku drobnych obić i zadrapań, nic poważnego jej się nie stało. Była tylko wystraszona i zdezorientowana, a kiedy Henry nagle pociągnął ją za rękę, prawie się przewróciła, tak było to dla niej niespodziewane.
Pozostawiona samej sobie posłusznie sięgnęła po różdżkę, ale szczękanie zębami i dreszcze uniemożliwiały jej poprawne wypowiedzenie jakiegokolwiek zaklęcia. Przed pierwszym atakiem tłuczka umknęła, ale za drugim razem miała mniej szczęścia. Zapatrzona w Lancastera stojącego po kolana w wodzie, bardziej skupiona była na tej piłce, która zagrażała chłopakowi. Może z resztą przypuszczała, że jest tylko jedna, co nie byłoby dziwne, skoro nie znała zasad quidditcha. Mocne uderzenie w łokieć, które wytrąciło jej z dłoni różdżkę i boleśnie obiło staw, miało ją nauczyć czegoś nowego. Ilu ona się dzisiaj rzeczy dowiadywała o tej grze czarodziejów!
W jej oczach pojawiły się łzy, bo ból był naprawdę mocny. Sol była drobnym dziewczątkiem, tłuczek, gdyby się postarał, mógłby pogruchotać jej kości. Zanim jednak zdążyła się schylić w poszukiwaniu różdżki, przy jej boku pojawił się Henry, wciskając jej w objęcia kota, który natychmiast wykręcił się z nich i zniknął w olbrzymiej kieszeni sukienki, przemoczonej co prawda, ale za to dającej złudne poczucie bezpieczeństwa przed latającymi piłkami.
-Zgubiłam różdżkę. – wydusiła z siebie Sol odrobinę bezradnym tonem, rozglądając się dookoła niepewnie, częściej jednak wypatrując tłuczków niż swojej magicznej broni. I tak nie mogłaby jej użyć, bo jej ręka zaczęła puchnąć i sinieć, co nie rokowało najlepiej.
-Może reducto? –zaproponowała, wciąż szczekając zębami. –Uważaj! – wykrzyknęła nagle i pociągnęła chłopaka w dół, nadwyrężając uszkodzoną rękę i krzywiąc się z bólu.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! EmptyPią 23 Maj 2014, 16:34

Powstałe zamieszanie nie sprzyjało skoncentrowaniu się. Henry miał zgoła odmienne zdanie komu najpierw trzeba było pomóc. Koty były mądrymi stworzeniami i wychodziły cało z większości opresji. Sol też nie była głupia i wiedziała, gdzie się nie pakować (pominąwszy jej wizyty w Zakazanym Lesie, które z trudem zaakceptował). Dla Henry'ego była ona jednak o wiele ważniejsza, chociaż do Potworka czuł sentyment. Poza tym oboje zostali wyciągnięci z wody, dlatego należało się natychmiast skupić na tłuczkach. Nie podobało mu się podejście Sol do własnego bezpieczeństwa i ona dobrze o tym wiedziała. Sytuacja robiła się coraz mniej przyjemna. Wyszli na spacer po błoniach, a ratują kota i uciekają przed tłuczkami. Henry poczuł wzrastającą irytację. Machnął zamaszyście różdżką z dobitnym Reducto i o dziwo, trafił. Jeden tłuczek oberwał i obracając się wokół własnej osi dymiąc wrył się wgłąb ziemi, nieruchomiejąc. To nie była gra, to było dokuczenie losu i przypominanie im, że wszystko może się w każdej chwili zmienić.
Spojrzał na Sol i w końcu dostrzegł powagę sytuacji. Dziewczyna miała sine usta,  trzęsła się, a w oczach miała łzy i nie było to przerażenie, a ból. Powiódł spojrzeniem do puchnącego łokcia, ledwie trawiąc informację o zgubionej różdżce. Gdy swoją "zgubił", nie najlepiej na tym wyszedł. Razem z nią upadł twardo na trawę, gdy drugi i ostatni tłuczek świsnął im nad głowami. Oczy Henry'ego pociemniały. Nie potrafił siedzieć i zachowywać się spokojnie, gdy widział, że ktoś dla niego ważny jest ranny. Czuł się za nią odpowiedzialny, więc ścisnął pocieszająco dłoń Sol i uśmiechnął się blado.
- Zaraz przyjdę. Pozbędę się go. - wstał i starając się zachować resztki dobrego humoru, ruszył na pole ognia. - Hej! Zarozumiały tłuczku! Tutaj jestem! - pomachał do niego rękoma obserwując jak piłka kieruje się wprost na niego. Super. Nie pomyślał, że teraz będzie musiał toto złapać i unieruchomić. Przewidział tylko odwrócenie uwagi od Sol. Pominął mały szczegół, cóż... Zaczął się cofać i przypominać sobie co mówił Matt o łapaniu tłuczków. Nie spuszczał z tego oczu. Musisz złapać obiema rękoma za wgłębienia po bokach, bo inaczej się wyślizgnie. Najlepiej, gdy będzie nisko, to wtedy daleko cię nie odrzuci. Te słowa wydawały mu się absurdalne, chociaż musiał teraz temu zaufać. Matt znał się na tym lepiej. Cofał się powoli, widząc jak tłuczek zmniejsza wysokość, ale nie prędkość. Czy Finnigan wspomniał coś o minimalizowaniu pędu czy amortyzowaniu upadku? Nie zdążył sobie nic przypomnieć, bo tłuczek był pół metra przed nim. Henry wyciągnął ręce i choć nie uchronił się przed uderzeniem, złapał to za boki. Siła przewróciła go na plecy i odrzuciła na jakieś trzy metry. Stracił dech w piersiach i potrzebował kilku sekund na zorientowanie się co teraz ma zrobić. Jęknął czując nadchodzący kolejny siniak tym razem na brzuchu. Trzymał tłuczka, ale to nie rozwiązywało problemu. Piłka wierciła się, skakała, odpychała i próbowała wyślizgnąć, a trudno było ją utrzymać w jednym miejscu. Dwie ręce zajęte, nie pomyślał co teraz. GDZIE ma to schować, aby się od tego uwolnić?
Objął piłkę ramieniem i przycisnął swoją chudą osobą do ziemi. Nie było to komfortowe ani przyjemne, ale innego wyjścia nie miał. Nie był głupi, aby drugi raz wysadzać w powietrze. Wcisnął koniec różdżki na wciąż skaczący pod nim tłuczek.
- Confundo. - poczuł palenie pod sobą, gdy piłka oberwała zaklęciem. Ze wstrzymanym oddechem przestał się ruszać tak samo jak tłuczek. To było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Ale jednak! Nie, wróć. Znowu zaczęło się ruszać, ale jakoś tak delikatniej... Henry zaryzykował i podniósł się do siadu, ponownie trzymając ręce po bokach piłki. Podskakiwała, ale bardzo lekko. Puścił ją i z głęboką ulgą zauważył, że nie mogła się wzbić w powietrze ani ruszyć z dawną siłą i prędkością. Podrygiwała w miejscu, obracała się, nie mając zbyt wiele siły, aby się przemieścić. Chłopak otarł pot z czoła, dopiero teraz odczuwając jak bardzo się obawiał, że nie ujarzmi tłuczka. Wziął piłkę do ręki i rzucił ją kilkanaście metrów dalej. Był to rzut mocny i silny, choć jak tylko Henry wstał, zrobił kilka kroków w tył w zachwianej równowadze. Zamrugał oczami i profilaktycznie rozejrzał się czy nie ma jeszcze innych kłopotów. Podszedł energicznym krokiem do drzewa i do Soleil, po drodze znajdując różdżkę ukrytą pod krzakiem. Schylił się i po nią sięgnął, wręczając gryfonce.
- Chyba się udało... - w tych słowach wlane było całe zmęczenie, irytacja i lęk o obrażenia. Zdjął z siebie kurtkę i zarzucił ją na chude ramiona Sol. Wolał nie skupiać się na własnym stanie zdrowia. Bardziej go martwiła spuchnięta ręka dziewczyny. - Chodźmy dalej, zaraz to obejrzę. Pani Pomfrey ma innych pacjentów, więc się do czegoś przydam. - pocałował ją w skroń i złapał za dłoń. Zastanawiał się ile czasu mu zostało zanim nie padnie wykończony. Co jak co, ale oberwanie tłuczkiem bolało! Jak Matt to wytrzymywał, samodzielnie polując na te piłki? Zacisnął jednak zęby twierdząc, że da sobie radę ze wszystkim. Był członkiem drużyny quidditcha najlepszego domu, poradzi sobie z siniakiem. To po prostu mała kontuzja jak po każdym meczu czy treningu.
Zaprowadził Sol daleko od jeziora, niedaleko chatki gajowego, gdzie usadził ją na kamiennej ławce.
- Tylko ręka? - nie wiedział czy lepszym wyjściem nie będzie zaprowadzenie jej na pierwsze piętro.
Sponsored content

Ale ja nie rozumiem! Empty
PisanieTemat: Re: Ale ja nie rozumiem!   Ale ja nie rozumiem! Empty

 

Ale ja nie rozumiem!

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-