IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Fontanna na dziedzińcu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyWto 19 Maj 2015, 16:55

Po tym jak Jiro Guro wyrzucił go ze skrzydła szpitalnego, Henry'emu nie pozostało nic, a tylko się wynieść zanim stażysta zagada go na śmierć. Podśmiechując się pod nosem skinął Wandzie na "zobaczysz mnie znowu jutro rano" i zszedł z pierwszego piętra, kierując się na dziedziniec. Teraz już był spokojniejszy i wiedział, że wkrótce wszystko wróci do normy. Wanda czuła się lepiej i lada chwila wyjdzie z SS i wtedy będą kombinować co robić. Lancaster miał zamiar udać się do sowiarni i tam napisać list do Anthony'ego, ale po drodze przypomniał sobie o spotkaniu z Soleil. Drapał się w potylicę i niepewnym krokiem wyszedł z zamku zauważając, że pogoda nie jest najgorsza. A mogłaby, bo Lancaster nie wiedział czy chciał teraz spotykać Soleil. Był pewien, że podczas ostatniej rozmowy w Zakazanym Lesie już nie będą do tego wracać i ograniczą się do maksymalnie zwykłego 'cześć, co słychać'. A tutaj była prośba o spotkanie. Henry całkowicie zapomniał o tym wspomnieć Wandzie i nie był pewien, czy powinna wiedzieć. Miała na głowie zbyt wiele. Doriana wsadzili do Azkabanu, zaatakowała aurora i teraz ma jakiś durny szlaban. Postanowił dać jej czasu na odpoczynek, a dopiero potem przejdzie do mniej przyjemnych informacji. 
Po drodze użerał się z poluzowanym krawatem i próbował go porządnie zawiązać, co niezbyt mu wychodziło. Po wizycie u Wandy był spokojniejszy i nie analizował przyczyn listów od Soleil. Był jej winien chociaż rozmowę, a skoro tego sobie zażyczyła, to może przecież to zrobić, prawda? Nigdy jej nie wynagrodzi tego, co zrobił. Dziwił się trochę podtrzymywania kontaktu. Z tego co pamiętał to wspominała, żeby szedł dalej i się nie odwracał na nią. Chłopak miał spory mętlik w głowie. Wzruszył ramionami i przeszedł przez drzwi Hogwartu na średnio zaludniony dziedziniec. Zauważył dziewczynę przy fontannie i od razu zmarszczył brwi.
- Odsuń się kawałek, bo podobno Irytek przy niej majstrował. - powiedział zamiast powitania zatrzymując się niedaleko, z dala od promienia rażenia fontanny. Kto wie co się tam kryło. Ostatnio zauwazył, że sporo osób mieni się kolorami brokatu, a i Irytek chodzi wyszczerzony od ucha do ucha. Po co ryzykować.
Gdy Sol podeszła, Henry jeszcze bardziej się zmarszczył i zaskoczony przyglądał się dziewczynie. Coś się w niej zmieniło, ale nie wiedział co. Wyglądała jakoś inaczej, ale gdyby go zapytać co dokładnie zmieniło się w jej wyglądzie, miałby problem ze wskazaniem szczegółów. Odetchnął po cichu z ulgą odbierając to za proces ozdrowienia po nim. Nie była już swoim własnym cieniem, jaki widział na balu. Sądził, że pewnie coś iskrzy między nią a bratem Dwayne'a i dlatego zmieniła coś w swoim wyglądzie. Ale u licha, co to było? Nie był dobry w odgadywaniu takich rzeczy. 
- Cześć. W co się zaczytałaś, że ufasz tworom Iryta?- zagadnął i stwierdzenie, że Henry czuł się niezręcznie było sporym niedopowiedzeniem. Póki co mówił o głupotach, bo wiedział, że za rogiem czają się silne wyrzuty sumienia, które go mogą zabić, jeśli się im podda. Lancaster unikał wzroku Sol i uśmiechał się z rezerwą, ale uprzejmie. Chciał już mieć to za sobą, bo Soleil dalej go wpędzała w zakłopotanie. To akurat się nie zmieniło pomimo amnezji. Gdy tak stał w jej towarzystwie to przypomniały mu się krótkie sceny i krótkie sytuacje sprzed obozu Dropsa. Kilka wizji zebranych przez trzy miesiące i większość dotyczyła Soleil. To go krępowało.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptySro 20 Maj 2015, 12:48

Takie sądy nie bywały obiektywne. Wnioskując na podstawie pojedynczych dowodów, myślał życzeniowo. Jej lepszy stan fizyczny poczytywał za początek procesu wychodzenia z głębokiego kryzysu, w jakim znalazła się po jego odejściu, po jego wypadku. Tego typu zmiany mają jednak to do siebie, że czasem ze „źle”, może się zrobić „jeszcze gorzej”. Tym niemniej jednak miał rację, w tym momencie Soleil wyglądała lepiej niż na balu. Wtedy jednak przynajmniej nadal pozostawała sobą. Podobnie bardziej kierowany własnymi pragnieniami niż logicznym oglądem sytuacji, kierował się wysnuwając przypuszczenie, że to Collin może być powodem zmian w jej wyglądzie i zachowaniu. Nie wypowiadając ich jednak na głos, odebrał Sol możliwość odpowiedzi, nie skonfrontował ich z opinią tej, którą w myślach w tej chwili oceniał. Ona zaś nie mogła wiedzieć o czym myśli, choć kiedy pojawił się w łukowatym przejściu prowadzącym na dziedziniec, jej oczy od razu podniosły się znad książki, którą zatrzasnęła następnie, nie troszcząc się o oznaczenie strony, na której przerwała lekturę.
Kiedy podszedł bliżej, podniosła się z otaczającego fontannę murka, choć nie wyglądała na przestraszoną lub zaniepokojoną słowami Henry’ego i nie wydawało się, aby groźba stania się ofiarą Irytka zrobiła na niej większe wrażenie.
- Cześć, Henry. – przywitała go z uśmiechem, nie tak jednak szerokim jak dawniej, zaprawionym odrobiną rezerwy, bardziej eleganckim niż po prostu radosnym. Widziała, jak marszczy brwi i wodzi spojrzeniem po jej twarzy, ubraniach, włosach. Nie odzywała się, nie przerywała mu. Pozwalała aby na nowo oswoił się z jej wyglądem zewnętrznym, choć nie wykorzystała tych kilkunastu sekund na podobne badania. Przyglądała się tylko i wyłącznie jego twarzy, zatrzymując spojrzenie na dobrze znanych jej oczach.
- Jeśli chodzi o fontannę, to chwilowo ją unieszkodliwiłam. Nie ufam niczemu co ma na sobie ślady podejrzanej magii. – odparła spokojnym tonem, uśmiechając się odrobinę pobłażliwie i zerkając na moment na tryskającą wodą konstrukcję. – Chwilowo, bo brokat jeszcze nikomu nie zaszkodził. – dodała, a w jej oczach zamigotało coś łobuzerskiego, niewielkie iskierki, nie wiedzieć czemu intensywnie niebieskie.
- Chciałam porozmawiać, ale zaczniemy muszę zaznaczyć coś bardzo ważnego. – powiedziała w końcu, przyglądając się chłopakowi uważnie, jak to miała w zwyczaju jeszcze wtedy, kiedy byli razem. – Jeśli jesteś tutaj tylko dlatego, że czujesz, że jesteś mi to winien, możesz od razu sobie iść. – stwierdziła rzeczowo, splatając dłonie na piersi i czekając na reakcję chłopaka.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyCzw 21 Maj 2015, 18:04

Trochę go peszyła innym wyglądem, ale dziękował jej za rezerwę w zachowaniu i zmniejszenie wyrzutów sumienia. Wyglądała lepiej, świeżej, dzięki czemu Henry mógł ze spokojem odetchnąć z ulgą. Nie znał przyczyn tej zmiany i wygodnie było mu przypisywać to Collinowi Morisonowi. Musi mu podziękować, bo gdy widział, że dochodziła do siebie, ciężar spadał z jego ramion i łatwiej przychodziło mu z nią rozmawiać. Co prawda nie bardzo miał na to ochotę, bo wciąż gryzło go sumienie, ale przynajmniej tyle był jej winien.
- Ktoś powinien się nią zająć. Brokat nie zaszkodzi, ale słyszałem, że trudno jest go wyszorować. - wzruszył ramionami, bo póki pomysły Irytka mu nie zagrażały, nie trudził się, aby naprawiać świat. Henry ciągle marszczył brwi i w myślach rozważał powody tego spotkania. Nie, żeby coś, ale naprawdę to go gnębiło. Soleil robiła mu teraz mętlik w głowie i wolałby od razu wiedzieć co się stało i w jaki sposób ma pomóc niż czekać i czuć się zażenowanym w jej obecności. Zauważył też złośliwe błyski w oczach Soleil. Nie pasowało mu to do stoickiego spokoju Gryfonki, ale co on tam wiedział? Nie uczestniczyli już w swoim życiu i na dobrą sprawę, nie znał jej. Nie pamiętał, nie pamiętał ich razem, nie wiedział kim ona jest tak naprawdę. Po balu wiedział też, że nie chciał chyba wszystkiego wiedzieć, bo to jak się czuł po starciu z dementorem pozostawiało wiele do życzenia. Oderwał wzrok od niewinnie wyglądającej fontanny i uśmiechnął się życzliwie i zachęcająco do młodszej dziewczyny.
Podrapał się znowu po potylicy i uśmiechał jak totalny idiota, bo nie wiedział jak ma się obchodzić ze swoją byłą, której nie pamiętał. Nigdzie nie znalazł w książkach instrukcji obsługi dziewczyn w takich niecodziennych sytuacjach.
- Eee... - to byłoby niemiłe, gdyby teraz sobie poszedł, bo faktycznie przyszedł tutaj z obowiązku. Odwrócił wzrok, odsunął rękaw i zapatrzył się na metalową tarczę zegarka na lewym seksownym nadgarstku. Grał na zwłokę.
- Mam jeszcze półtorej godziny zanim obowiązki mnie nie wezwą. - stuknął palcem w odznakę prefekta dumnie wiszącą na piersi. Była trochę przykurzona i przyblakła, bo minął już czas kiedy to ją tak gorliwie czyścił niczym Saumel z Ravenclawu odznakę prefekta naczelnego.
- Chcesz usiąść? Póki co jest ładna pogoda. - mówił co mu ślina przyniosła na język. Z każdą minutą denerwował się w jej towarzystwie coraz bardziej. Wskazał ręką ławki wydrążone w murach, bo delikatnie mówiąc, czuł się głupio stojąc nieruchomo i uśmiechając się jak gargulec. Spojrzenie Soleil paliło go i przeszywało na wskroś. Co jest nie tak z tą dziewczyną i po jakie licho tak mu się przypatruje? Henry doznał olśnienia. Odkąd zaczął ją rozpoznawać z widzenia, zawsze tak na niego patrzyła. Na wszystkich tak patrzyła i to Heńka krępowało i przerażało. Była taka mała i drobna, a miał gęsią skórkę, gdy tak nad nią górował.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyPią 22 Maj 2015, 12:04

Być może byłoby niemiłe, równocześnie jednak byłoby spełnieniem jej własnej prośby. Ostatecznie zjawił się w odpowiedzi na jej list, gotów porozmawiać, gotów jej wysłuchać, nawet wbrew własnym chęciom czy złym przeczuciom. Problem w tym, że nie chciała go do niczego zmuszać, nie o to w tym chodziło, to byłoby bez sensu. I zupełnie nie odpowiadałoby temu, czego potrzebowała, co wydawało jej się koniecznie. W odpowiedzi na wyraz twarzy Henry’ego, westchnęła przeciągle i niecierpliwie odgarnęła kosmyki platynowych włosów z czoła.
- Mówiłam serio, jeśli w którymkolwiek momencie poczujesz, że to wszystko Cię przerasta, nie zmuszaj się do niczego, bo jesteś mi to winien. – stwierdziła poważnym tonem, przelotnie dotykając jego ramienia, ale nie przedłużając w żaden niepokojący sposób kontaktu fizycznego. Słysząc jego odpowiedź, uśmiechnęła się znacznie szerzej i skinęła głową, chociaż wydawała się mocno rozbawiona, kiedy zobaczyła stan, w jakim była odznaka.
- W takim razie nie będę Cię przetrzymywać za długo. Skoro obowiązki prefekta wzywają. – te ostatnie słowa w sposób oczywisty były już przekomarzaniem, jakby Sol zdawała sobie sprawę z tego, że Henry nie ma czasu bądź ochoty odgrywać roli stróża szkolnego regulaminu i nie angażuje w to całej swojej duszy. Mogło to wywołać jego zdziwienie, ale podczas gdy on poznawał ją właściwie od zera, ona znała go bardzo dobrze, lepiej niż jakąkolwiek inną osobę w Hogwarcie i potrafiła odczytywać jego mowę ciała z prawie taką samą łatwością, z jaką wychwytywała wypowiadane przez niego słowa.
Zamiast jednak wykorzystać tę swoją nad nim przewagę, zdecydowała się posłuchać jego sugestii i przysiadła na jednak z ławek, którą wciąż zalewało rzęsiście słońce, sprawiając, że było nieco cieplej. Poczekała, aż chłopak się do niej przyłączył, po czym uśmiechnęła się nieśmiało, powracając do badawczego przypatrywania się jego twarzy. Dopiero po chwili oderwała wzrok od niego i przeniosła go na fontannę.
- Nie chcę, żeby tak było między nami. – odezwała się cichym tonem. – Mam nadzieję, że Ty też czujesz podobnie? – dodała po krótkiej chwili milczenia, ponownie przenosząc spojrzenie na jego oczy, na jego dłonie, na niego, po prostu.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyPią 22 Maj 2015, 17:01

/ czytam ostatni dialog i nie umiem go zrozumieć xD zjadłaś chyba "było".


Nie ma co mu się dziwić. Prawdopodobnie już zawsze będzie czuł się niezręcznie w towarzystwie Soleil, bo chciał tego czy nie, był z nią przez kilka miesięcy związany. Henry nie był pewien jak dobrze go poznała, ale sądząc po badawczym spojrzeniu szarobłękitnych ogromnych oczu, musiała go poznać lepiej niż on sam siebie zdążył rozgryźć. To było niekomfortowe i nie pierwszy raz porównywał wzrok Soleil do przenikliwego wzroku Dumbledore'a. Lancaster był na celowniku i pozostało mu tylko obserwować rozwój sytuacji.
- Nie przerastasz mnie, spokojnie. Nie skupiaj się tak na moim samopoczuciu, jeśli mogę prosić. - dodał już odważniej, irytując się opieką i niepotrzebnym zmartwieniem Gryfonki. Henry nie lubił, gdy ktoś się nim opiekował czy go niańczył (chyba, że chodziło o pierniki czy jedzenie, to wtedy nie narzekał). Wolał być samodzielny, a troska Soleil mu nie smakowała. Niczyja nadmierna troska nie mogła się przebić do rozumu Henry'ego. Nie czuli się jeszcze w swoim towarzystwie zbyt dobrze, i nic dziwnego, a więc najlepiej będzie wyłożyć wszystkie karty na stół i przejść do sedna sprawy. Ciekawość zaczęła go zżerać ze środka tak samo jak rosnący niepokój. Nastroszył brwi, podświadomie zauważając minimalny kontakt fizyczny. Nie przeszkadzał mu o dziwo, choć sądził, że sumienie nie pozwoli mu nawet na półtorej godziny w towarzystwie Soleil, a co tutaj mówić o drobnych serdecznych przyjacielskich gestach.
Wykrzywił usta i to miało być odwzajemnienie uśmiechu. Odznaka prefekta... gdyby miał czas i siły znaleźć Dumbledore'a, to zrezygnowałby z wyróżnienia. Problem w tym, że spotkanie z dyrektorem też nie jawiło się w kolorowych barwach i Henry odkładał to ciągle w czasie. Grał na zwłokę i sam nie wiedział dlaczego. Zerknął kątem oka na okrągłą, zakurzoną plakietkę i z westchnięciem starł kurz rękawem mundurka. "P" tak jakby odetchnęło, choć i tak nigdy nie będzie wyglądało tak jak odznaka Silvera.
Usiadł na zimnej ławce przy dziewczynie i aby wmówić sobie, że nie jest zdenerwowany, oparł się plecami o ścianę, beztrosko zakładając ręce na karku. Luzacka poza, na którą panna Larsen nigdy się nie nabierze, bo przeszywała go na wskroś i zaczynało go to prawie boleć. Czuł się obserwowany albo co gorsza, jakby Soleil podała mu Veritaserum i czekała aż on coś wypapla. Czego chciała się dowiedzieć?
- Jeśli będziesz mi się dalej przyglądać jak bazyliszek, to może być kiepsko. - uśmiechnął się tak po puchońsku, trochę wymuszenie, ale przynajmniej się starał. - Czułki mi wyrosły na głowie? - zapytał dla rozładowania atmosfery i nawet popsuł już i tak popsutą fryzurę na głowie w poszukiwania czegoś, czemu się tak przygląda.
- Nie wiem, Soleil. Naprawdę nie wiem. Próbuję słuchać twojej porady i normalnie żyć. - westchnął wbijając wzrok w tryskającą wodą fontannę i łypiące na nich spode łba posągi. Nie patrzył na dziewczynę, a więc mogła widzieć tylko profil szesnastolatka przemęczonego już życiem. Nie miał kiedy odpocząć od wszystkiego, bo trzeba było rano wstawać i żyć dalej. Lancaster nie mógł się nadziwić skąd ma jeszcze siły, aby się nie załamywać. Ba, mógłby powiedzieć, że powoli wraca na dawne tory. Powoli i prawie, bo jeszcze nie do końca wszystko się ułożyło.
- Ale nie mówmy o mnie. - zadecydował chłodniejszym tonem, w końcu zerkając na Gryfonkę. Czy ona musi go tak prześwietlać? Voldemort by się poczuł niekomfortowo pod jej spojrzeniem...
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyPon 25 Maj 2015, 08:42

/ tak, zrobiłam to. Widać byłam na głodzie. :P Przepraszam za tempo, ale miałam szalony weekend. W zamian dłuższy post!

Henry demonizował całą tę sytuację. Owszem, był z nią kiedyś w związku, trudno było temu zaprzeczyć, ale nie pamiętał tego. Nie pamiętał niczego, co się pomiędzy nimi wydarzyło, nie pamiętał jej samej, prawdę mówiąc, bardzo skutecznie mógłby więc udawać, że są jedynie dość niezwykłymi znajomymi. Nie przychodziło mu to w tej chwili do głowy, a jednak coś musiało być takiego w niej, albo w nich razem, co sprawiło, że kiedyś dobrze czuł się w jej towarzystwie. I nie chodzi tutaj wcale o tę stronę związku, bardziej cielesną i erotyczną, która w przypadku bycia z Sol nie była z resztą niczym niesamowicie dominującym, wręcz przeciwnie.
-{b] Okej, mam dobry plan, może umówimy się, że od tej chwili mówimy szczerze, to co myślimy i czujemy, nie przejmując się nadmiernie tym, co poczuje druga strona. To ważne. A ja jestem twarda, wiesz to. Możesz mnie już nie znać, ale to jedno na pewno wiesz, więc nie martw się, że znowu mnie strącisz do otchłani rozpaczy, czy coś w tym guście. Już nie.[/b] – oświadczyła całkiem pogodnie, uśmiechając się kącikami ust i wykorzystując chwilę przerwy na splecenie długiego warkocza, którego końcówkę zabezpieczyła gumką ściągniętą z nadgarstka. Widziała tę niechęć w jego spojrzeniu i postawie, ale nie potrafiła całkowicie z niej zrezygnować. Był dla niej ważny, nadal był dla niej bardzo ważny, jego samopoczucie i ogólny stan psychofizyczny. Nie byli już razem, ale ona pamiętała to wszystko, co ich łączyło. Jej wspomnień nikt nie wymazał.
Co do jego wywiązywania się z obowiązków prefekta, nie miała nic do tego. Jej komentarz nie miał być przytykiem czy napomnieniem. Właściwie, rozumiała go i jego postawę. Po prostu wybrał sobie dość nieszczęśliwe wytłumaczenie, jeśli chodzi o możliwość ucieczki z tego spotkania. Znacznie lepiej by było, gdyby zwyczajnie powiedział prawdę. Wbrew pozorom wrażliwość Sol nie wiązała się z napadami histerii za każdym razem, kiedy coś nie szło po jej myśli. Ale skąd mógł to wiedzieć…
Nie nabrał jej swoim pozornym wyluzowaniem, dobrze wiedziała jak wyglądał i zachowywał się, kiedy czuł się swobodnie. W tym aspekcie miała nad nim sporą przewagę, podczas gdy on musiał uczyć się jej od nowa, ona sporo już o nim wiedziała, naprawdę dużo i całkiem dobrze potrafiła rozpoznawać jego nastrój. Mogła się nawet pokusić o zgadywanie, o czym właśnie myśli.
- Nie. – odparła, rozbawiona jego komentarzem, który najwyraźniej zupełnie jej nie speszył. Nie sprawił też, że uciekła spojrzeniem. Być może przyglądała mu się jedynie odrobinę cieplej i mniej badawczo. – Ale mógłbyś coś faktycznie zrobić ze swoją fryzurą. – dodała po chwili, uśmiechając się przekornie, jedynie przez chwilę, bo na kolejne słowa Henry’ego w widoczny sposób spoważniała.
- Co to znaczy „normalnie” żyć, Henry? – zapytała, bo kwestia były filozoficzna i właściwie bardzo ciekawa. Czym była norma w przypadku życia, kto ją wyznaczał i jak należało postępować, żeby się do niej dopasować, i co ważniejsze nawet – czy dawała szczęście? Na korytarzach często widziała, że chodzi zmęczony, przygnębiony lub smutny. Właściwie, najlepszym słowem byłoby – przytłoczony i nie, nie dziwiła mu się, bo wciąż dość dokładnie słuchała wszelkich plotek i nieco bardziej wiarygodnych informacji na jego temat, a z nich wynikało, że ma powody być w takim stanie. Sol po prostu uważała, że od czasu do czasu każdy musi się zresetować, na moment wyłączyć, zrobić coś całkowicie oderwanego od rzeczywistości i codzienności albo prędzej, czy później skończy tak, jak ona po odejściu Lancastera. Zmarszczyła czoło zastanawiając się intensywnie.
- Zróbmy coś przyjemnego, coś na co wydaje nam się, że nie mamy ani ochoty ani czasu, bo przecież tyle jest ważniejszych spraw! – zaproponowała entuzjastycznie, choć przecież Henry najprawdopodobniej wcale się nie zgodzi, ucieknie się do swojej mało przekonującej wymówki i wymiga się od udziału w realizacji jej szaleńczych planów.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyWto 26 Maj 2015, 11:16

/ głodna i szczwana. co knujesz, powiesz mi kiedyś? :D

Problem w tym, że nie odbierał teraz świata tak, jak dawniej. Gdy tylko sięgał pamięcią wstecz, to jedyne, co pamiętał to ogromne zmęczenie i niezidentyfikowany ciężar na barkach. Wiązało się to z relacjami z najbliższymi wtedy osobami, a wraz z serią wypadków, musiał pożegnać się z tamtym etapem życia, czy tego chciał czy nie. To normalne, że czuł się niefajnie w towarzystwie Soleil, bo znała go na wylot, a on jej nie. Nie uda się im tego już naprawić, bez wzajemnego ranienia się. Ba, Lancaster był pewien, że nigdy nie wrócą do tej rozmowy, kiedy ostatnio w Zakazanym Lesie zgodnie ustalili, że nie będą brodzić w przeszłości. Zaczął żyć od nowa, jeśli w ogóle można tak określić zabicie w czterech ścianach przeszłości.
Nie spodziewał się takiego postanowienia ze strony Soleil. Otworzył szeroko oczy i patrzył na nią przez chwilę, jakby właśnie spadła z kosmosu. Henry wiercił się w środku i dławił panikę, bo nie wiedział dokąd prowadzi to spotkanie. Nie potrafił przestać nadmiernie o tym myśleć, bo to dotyczyło Soleil. Nie nikogo innego, a Soleil i samo imię nakazywało uzbroić się w heroiczną wytrzymałość. Nie wyobrażał sobie, żeby mówił jej prosto z mostu co się dzieje. Jeśli go znała, to musiała wiedzieć, że w te klocki Henry nie grał, bo nie umiał. Ciężko szło mu mówić o tym, co czuje i mimo, że przy Wandzie poczynił pewne postępy i nie był już tak powściągliwy, nie chciał mówić co mu w duszy gra. To trudna do pokonania bariera. Nie odpowiadał od razu, tylko patrzył jak związuje włosy, co niesamowicie zmieniało wyraz jej twarzy. Dobrze wiedział, że była z silnej gliny ulepiona, nie musiał tego pamiętać, aby się o tym przekonywać przy każdym, nawet przypadkowym spotkaniu. Sumienie zawyło odsłaniając rząd ostrych zębów.
- Sol... nie jestem pewien czy to jest dobry układ, ale postaram się. - jak chciała, tak wyraził na głos swoje wątpliwości. Speszył się, bo nie chciał rozmawiać z nikim na temat swoich myśli i uczuć, a już na pewno nie z Soleil. Nie chodziło tutaj, że nie była godna zaufania czy coś w tym stylu. Zbyt dobrze pamiętał wyraz jej oczu w Zakazanym Lesie przy niewidzialnych trestralach.
Zmarszczył brwi, bo irytowała go swoim naturalnym rozbawieniem i tym, jak na niego patrzyła. Tak ciepło, jakby nie złamał na części jej serca. Nie chciał, żeby mu wybaczała. Wolałby, żeby na niego nawrzeszczała, nazwała idiotą, nazwymyślała go i powiedziała, że nie chce go więcej widzieć. Skoro sam sobie nie wybaczył, to nie zniesie czyjegoś innego wybaczenia.
Jęknął i przeczesał pożogę na głowie.
- Jest w porządku. - burknął, dotknięty tą zniewagą. Nikt nie zmusi go więcej do poddania się nożycom Murphy Hutthaway. Ale nie o fryzurze tutaj mowa i Henry nie zamierzał drążyć tego tematu. Trudne pytanie jakie zawisło między nimi dosyć długo musiało czekać na jakąkolwiek odpowiedź. Henry nie miał sił. Nie fizycznie, tylko psychicznie. Miał ochotę wstać i wrócić do Wandy, żeby się przy niej uspokoić i pobrać od niej energii do zakończenia tego dnia. Ale tego nie zrobił i nie była to uprzejmość wobec Soleil, a zakazanie sobie przyniesienia ulgi. Jak sobie pościelił, tak się wyśpi.
- Nie stać w miejscu. To musi oznaczać ta normalność. - wzruszył ramionami, bo każdy dzień niósł za sobie taki sam cel: zrobić coś, co się zmienia, nawet jeśli chodziło o przewrócenie kartki z kalendarza, czy doczytanie następnej książki magomedyki. Żeby nie siedzieć we wczoraj. Wanda nawet nie zdawała sobie sprawy w jakiej kondycji psychicznej jest Henry. Ona nie miała o tym pojęcia, bo chociaż obiecali sobie zaufać i szczerość, ochraniał ją przed swoim bagażem mimo wszystko. Problem w tym, że Soleil potrzebowała kilku minut i już wiedziała co siedzi w środku. To bardzo go krępowało i był pewien, że lada chwila na jego uszach będzie można usmażyć bekon.
Drugi raz spojrzał na Gryfonkę jakby spadła z kosmosu. Zrobić coś... nieoczywistego i spontanicznego? Podrapał się po bliźnie na potylicy, próbując sobie przypomnieć kiedy on robił coś spontanicznego. Raz czy dwa, ale te myśli zachował dla siebie. Nawet Dwayne mówił, że Heniek się postarzał i ma wory pod oczami jak Filch. Puchon nie miał czasu na bycie nastolatkiem i panna Larsen mu to niewinnie proponowała. W pierwszym odruchu miał się zaśmiać, obrócić to w żart i nawet nie rozważać zgody, ale zanim się do tego zabrał, rozważał zgodę. Jak zawsze, nic po jego myślach nie szło tak, jak powinno. Spędzić popołudnie z byłą... Wandzie się to nie spodoba. Zresztą, nie całe popołudnie, a raptem godzinę i to szansa na poprawienie relacji. Może po lepszym porozumieniu Soleil przestanie być ich cieniem i wyrzutem sumienia? Tak, Wanda to zrozumie i żałował, że jej tutaj nie było.
- Co proponujesz? - zapytał niezbyt pewny dlaczego w ogóle zastanawia się nad potencjalnymi szalonymi planami, na które nie miał nigdy czasu czy ochoty. Wciąż zachowywał wobec Soleil dystans, inaczej nie mógł. I dalej go przerażała mimo,że się uśmiechała do niego pogodnie. Wolałby, żeby była jednak zła, tak jak każda była każdego chłopaka na tej ziemi. Jemu się trafiła aż nazbyt wyrozumiała ex.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptySro 27 Maj 2015, 08:01

Jak już zostało kilkukrotnie powiedziane, Sol z dość dużą dozą prawdopodobieństwa posiadania racji, mogła zgadywać emocje i myśli Henry'ego, a właściwie wywnioskować je z jego słów, zachowania i mowy ciała. Znała go całkiem dobrze, więc udawanie przez niego czegokolwiek mijało się właściwie z celem. Wiedziała jednakże, że nie da się tego uniknąć w przypakdku tego Puchona. Miał, dość zresztą irytujący, zwyczaj chronienia wszystkich przed wszystkim, przed czym mógł, nawet jeśli wiązało się to z milczeniem na temat pewnych faktów. Jakby nie rozumiał, że problemy łatwiej dzielić na pół, a co dwie głowy, to nie jedna, kiedy przychodzi potrzeba znalezienia na nie antidotum. Sol nie miała jednak zamiaru leczyć go z tych drobnych wad, już nie, teraz to nie była jej rola, w najmniejszej mierze. Teraz mogła jedynie nie udawać, że nie zauważa tego, co było wypisane dla niej na jego twarzy i w słowach, i zrobić to, co leżało w zakresie jej możliwosci, żeby było mu ciut lepiej. I jej przy tym także. Nie, jej zachowanie nie było całkowicie, a może nawet nie przede wszystkim altruistyczne. Ona także potrzebowała go, potrzebowała jakiegoś przyjaciela, potrzebowała kontaktu z ludźmi, a skoro kiedyś się z Henrym dobrze dogadywała, nic nie stało na przeszkodzie, żeby odnaleźć gdzieś tę nić porozumienia. I być może, gdyby była to całkowicie jej decyzja, wcale by się do chłopaka nie zwróciła, nigdy by nie wysłała tego listu, ale sytuacja była inna i nie należało dywagować zbyt wiele na ten temat, bo nie da się zmienić przeszłości.
Widziała jego wahanie, jego rezerwę, prawie mogła wyobrazić sobie jego myśli, jedna po drugiej. Dobrze wiedziała, że ta sytuacja może wydawać się dziwna, ba, poprzez pryzmat tego, co było statystycznie najczęściej spotykane – była dziwna. Ale Sol nigdy nie należała do osób zachowujących się tak, jak większość. Można więc było przypuszczać, że w takich okolicznościach również zacznie postępować odmiennie od całej reszty, czy też od nieco abstrakcyjnego modelu „normalności”.
- Posłuchaj... – odezwała się w końcu, westchnąwszy lekko - Szczerość wcale nie jest taka trudna, to po prostu mówienie tego, co się myśli, bez filtrowania tego. Ja mogę na przykład powiedzieć Ci, że znam Cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy nie mówisz mi prawdy albo nie mówisz mi wszystkiego, więc równie dobrze możesz to sobie podarować. Nie oznacza to, że masz mi mówić wszystko, nie oczekuję tego i nie wymagam, nie mam do tego żadnych praw, po prostu jak już coś mówisz, mów to co myślisz, okej? – nie zamierzała stawać się jego powierniczką, chciała mu tylko zasygnalizować, że gdyby tego potrzebował, ona jest gotowa go wysłuchać. Nie wiedziała, czy to będzie działać w dwie strony, bo mogła deklarować cokolwiek tylko sama za siebie.
- Spróbujesz parę razy i sam stwierdzisz, że to nie tak trudne i nawet przyjemne. – dodała po chwili, uśmiechając się pokrzepiająco. - Widzisz, od ostatniego razu zmieniłam zdanie. Trudno ruszyć do przodu i żyć normalnie, gdy przeszłość jest dla nas jednym wielkim wyrzutem. – stwierdziła całkiem poważnie. Wiedziała, że Henry czuje podobnie. Nie był zupełnie szczęśliwy, miał Wandę, miał przyjaciół, miał takie życie, jak przed tą serią niefortunnych zdarzeń albo nawet i lepsze, a wcale nie wydawał się bardziej pogodny, bardziej beztroski czy usatysfakcjonowany swoim codziennym życiem.
- Chciałam zacząć od tego, że gdybyś chciał o cokolwiek zapytać, to odpowiem na wszystko. Poza tym, uznałam, że to najwyższy czas, żeby Ci podziękować, że zechciałeś mi tak wiele rzeczy pokazać, tak wielu rzeczy nauczyć, nawet jeśli tego nie pamiętasz. To był dobry czas i miłe wspomnienia, w znakomitej większości. - ton jej głosu nadal był ciepły i pogodny. Była zdecydowana oczyścić tę napiętą i gęstą atmosferę między nimi. Była zdania, że wciąż mogą się przyjaźnić, że to, co się między nimi zdarzyło, jest do pokonania.
- No ba... – zaśmiała się, kiedy poruszył temat swojej fryzury, która, jak się wydawało, już dawno wymknęła się spod wszelkiej kontroli - Tak samo przystojny jak zawsze. – zażartowała po chwili.
Gdyby nie była tak przyzwyczajona do tego, że ludzie patrzą na nią, jakby była nie z tego świata, to ciągłe zdumienie widoczne w oczach Henry'ego pewnie by ją speszyło, zmartwiło albo zraniło. Ale mniej więcej od kilkunastu lat spotykała się z podobnym wyrazem twarzy, kiedy proponowała, bądź nawet stwierdzała cokolwiek i miała czas przywyknąć. Zamiast więc histeryzować, rozpaczać albo rumienić się, zwyczajnie czekała na odpowiedź. Która ostatecznie ją zadowoliła.
- Jeździłeś kiedyś na nartach wodnych? – zapytała, a w jej oczach znowu pojawiły się jakieś niebieskie ogniki, ciut przekorne, ale wskazujące również na podekscytowanie, które ogarnęło dziewczynę. Dopiero po chwili udało jej się opanować na tyle, żeby dokładniej przyjrzeć się Henry'emu.
- Naprawdę nie mam żadnych złych zamiarów, po prostu uważam, że nadal jestem jakimś cieniem, który przeszkadza Ci spokojnie „iść do przodu”. Mogę być wieloma rzeczami, ale bycie wyrzutem sumienia mi się nie podoba. Myślę, że Ty też nie chcesz być moim. A skoro oboje równocześnie pogrążamy się w jakimś marazmie i zapominamy, że mamy jedynie po kilkanaście lat i jest to czas na wygłupy, próbowanie nowych rzeczy, bawienie się i cieszenie życiem, zanim zwalą się na nas wszystkie dorosłe obowiązki, możemy chyba przypomnieć sobie o tym razem? – wiedziała jednak, że jego wahanie może wynikać także z czegoś innego, ale nie poruszyła tematu Wandy.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyWto 09 Cze 2015, 12:56

Z pewnymi wadami się urodził i one będą się za nim wlokły do końca życia. Nie wyleczy się ot tak, w ogóle się nie wyleczy z odruchu chronienia drugiej osoby przed niepotrzebnymi kłopotami. Jego otoczenie miało swoje problemy na głowie, a Henry nie był typem człowieka, który dokłada swoje sprawy. O nie, Heniek nigdy nie dzielił się kłopotami, chyba, że w ostateczności lub gdy był zmuszany przez tak zwaną damską siłę perswazji.
Teraz przed Soleil zachodził w głowę co się stało i co przegapił. Musiał coś przegapić, skoro Gryfonka próbowała się z nim porozumieć na stopie przyjacielskiej, bez szkód i problemów. Naprawdę wolał, żeby Soleil na niego nawrzeszczała zamiast próbować się z nim dogadać. Doceniał to, ale tak wiele się między nimi wydarzyło, że pewne rzeczy przychodziły mu z trudem. Lancaster spoglądał na dziewczynę niepewnie i nie dało rady wymazać skrępowania w jej obecności. Wydobywanie z niego szczerych uczuć było jak wyrywanie zęba. Gdyby tylko nie patrzyła na niego tak, jakby go znała na wylot... bo znała, a to mu związywało ręce. To nie fair, nie grali równo i nie jechali na tym samym wózku. Ale co zrobić? Obiecał, że pogadają i pogadają. Nie wiedział, że Soleil będzie próbowała się z nim z powrotem zaprzyjaźnić, ale czemu nie? Czy coś stoi na przeszkodzie? Tylko jego rezerwa i dystans, a to było całkowicie naturalne i do przewidzenia. Może mógłby się od niej dowiedzieć coś o swojej przeszłości, o czarnej dziurze w głowie... tylko Henry nie był pewien, czy chciałby się dowiedzieć i poznać szczegóły. Był ciekawy, ale odczucia nakazywały mu zrobić w tył zwrot i nie mieszać się do przeszłości. Wtedy pociągnąłby za sobą Wandę, a doprowadzenie jej do stanu zamartwienia było ostatnią rzeczą jaką chciał zrobić.
Przez kręgosłup prześlizgnął się dotkliwy zimny dreszcz wraz z wyczuciem tonu głosu dziewczyny. Łatwo było jej mówić. Mówienie nie było proste, może dla niej. Inaczej odbierała świat, nie miała w sobie miliona blokad i hamulców no i była normalna, choć dziwna i dalej go przerażała. Przejrzała go znowu na wylot, kolejny raz. Czy nie dało się przed nią nic ukryć? Był skłonny przypuszczać, że posiadała umiejętność czytania mu w myślach, bo nie rozumiał w jaki sposób można odczytać tak bezbłędnie uczucia. Zapomniał, że jest upośledzony emocjonalnie, taka tam drobnostka.
Roześmiał się nerwowo i podrapał ponownie po potylicy.
- Rozumiem co masz na myśli, ale potrzeba mi trochę czasu, żeby się oswoić z ... z tym, że moglibyśmy... się zaprzyjaźnić znowu. Nie spodziewałem się tego, nie tak szybko. - zmarszczył czoło jak mors. Mówił to, co myślał i męczył się z tym, co było widać jak na dłoni. Przebierał w obrazach w głowie, eliminując te, które nigdy nie ujrzą światła dziennego.
- Jestem facetem, powoli. - uniósł obie dłonie przed siebie tak na wysokości mostka, stopując tempo rozmowy. Dodał do tego pół puchoński i pół nerwowy uśmiech. Nie za szybko, bo musi powoli analizować każdy ruch i postęp w ich relacji. Henry nie był niczego pewien, dlatego interpretował wszystko dwadzieścia razy zanim przyjmował to do świadomości. Z pewnością nie będzie się zwierzał mimo, że jego mimika się zwierzała z wszystkich uczuć. Aż tak daleko nie pójdzie, na pewno nie tak szybko.
Nie skomentował w żaden sposób dźwigania przeszłości. O tym jeszcze nie będzie rozmawiał, skoro nawet Wandzie się nie zwierzył z nieciekawych wizji i wspomnień, mglistych obrazów nawiedzających go w najgorszych momentach.
Nie mogła go bardziej wpędzić w zakłopotanie, gdy zaczęła dziękować. Potrząsnął głowę i wykrzywił się próbując przerwać gestykulacją Soleil potok miłych słów, które nigdy nie powinny paść. Nie oczyści w ten sposób atmosfery, gdy wykładała wszystkie karty na stół i to takie, z którymi się stanowczo nie zgadzał.
- Nie rozmawiamy o tym, co było. - zadecydował ostrzejszym tonem głosu niż zamierzał. Wywarczał te słowa przez zaciśnięte zęby i był zaskoczony słysząc swój chłodny i nieprzyjemny głos. Próbował złagodnieć i nie wprowadzać niepotrzebnego napięcia do rozmowy, która miała być miła.
- Nie dziękuj, nie wracaj do tego jeszcze, Soleil. Jeszcze tam nie wracam, jeszcze jest na to za wcześnie. - zacisnął usta w wąską linię bijąc się z potokiem myśli, które wywołała. Nie chciał jej wdzięczności, nie zamierzał jej przyjmować ani wysłuchiwać. Jeśli będzie próbowała mu ją wcisnąć to naprawdę wstanie i pójdzie. Nie ułatwi im to prób zaprzyjaźnienia się, to pogorszy sprawę, bo w pewnych sytuacjach Henry jest uparty jak osioł i nic nie jest w stanie zmienić tego zdania. Zacisnął szczękę i przeczekał długie półtorej minuty aż krew w żyłach przestanie wrzeć i się uspokoi. Nie będzie teraz tego pokonywał. Nie z tej strony ta przyjaźń. Puchon nie chciał zaczynać od przeszłości, tylko od teraźniejszości. Na przeszłość przyjdzie czas.
- Dobra, przez chwilę można się powygłupiać, ale z umiarem. Nie chcę mówić o przeszłości, Soleil. Nie teraz, to przyjdzie z czasem, jeśli w ogóle się tak stanie. - unikał tematu wyrzutów sumienia, pójścia na przód, cieni w teraźniejszości. Niepotrzebnie się zirytował, a powinien się cieszyć, że Soleil chce poprawić ich wzajemne stosunki zamiast powieszenia go za jaja do sufitu. Chociaż wolałby już się poświęcić na torturach niż znosić jej ciepły, łagodny głos.
- Narty wodne? - podbił temat i spróbował się rozluźnić. - Kiedyś dziadek próbował mnie nauczyć surfingu, tak się to chyba nazywa, ale zrezygnowaliśmy, gdy trzy deski próbowały nas zabić. Nart nie próbowałem, ale brzmią ciekawie. To takie coś na nogi, o czym mówił mi Dwayne? - mruknął pytająco, bo uwielbiał pływać i eksperymentować akrobacje w wodzie. Czyżby i o tym wiedziała?
- Co zamierzasz? Nie ufam kałamarnicy w jeziorze. - wywołał na usta coś na kształt typowego puchońskiego uśmiechu i chyba mu się udało. Zacisnął zimne palce w pięści i czekał aż powietrze wokół nich rozrzedzi się i uspokoi. Krok po kroku, a dobrną do celu. Być może uda się im zaprzyjaźnić ponownie, jeśli tylko ustalą, że nie spieszą się i nie oglądają przez ramię, bo wtedy ewidentnie się cofną.


[sesja zamrożona]
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyWto 16 Lut 2016, 17:59

Dzień był chłodny i mroźny, a Francis Lacroix zmarznięty, jak jasny gwint. Otulał się co raz to szczelniej swoim granatowym swetrem, a obłoczki pary opuszczały jego usta. Potarł się po ramionach i westchnął ciężko. Szybkie kroki wypełniały korytarze Hogwartu, jeszcze pogrążonego w głębokim, niedzielnym śnie. W marszu wygrzebał z kieszeni fajkę, obrócił parę razy w dłoniach, ubił kciukiem wilgotną zawartość komina nie zwalniając ani na moment kroku, przyłożył ją do ust i odpalił różdżką, z wprawą kogoś, kto dużo biega i robi dwie rzeczy na raz. Waniliowo-rodzynkowa dłoń pociągnęła się za Francisem, kiedy ten opuszczał korytarz Hogwartu i w pełnym pędzie wpadł na dziedziniec szkolny. Owinął się jeszcze szczelniej szalikiem i przycupnął przy balustradzie z pewną dozą nieśmiałości. Wystarczyła wojna, jeszcze by brakowało tylko, żeby złapał wilka i to z samego rana! Słońce powoli wspinało się do góry, ponieważ, naturą rzeczy, w dół się wspinać nie mogło i wypuścił z ust kłębek pary. Schował dłoń w kieszeni wełnianych spodni i tupiąc lekko nogą na rozgrzanie czekał, aż dołączy do niego jego uczennica.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyWto 16 Lut 2016, 21:33

Dzień za dniem mijał, kolejno odliczając moment rozpoczęcia się zimowych ferii. Te rozpoczną się dosłownie za chwilę, a wolny czas dziewczyna pewnie poświęci nie tylko w pracy kawiarni Doriana ale i na naukę. Bo cóż innego miałaby zrobić? Gdyby Henry wciąż był, tu, przy niej to prawdopodobnie pojechałaby do niego na ferie, by spędzić tych kilka chwil wspólnie - chociaż jakby nie patrzeć taka opcja jej odpowiadała. Zajęłaby się sobą, nadchodzącymi egzaminami, więc czego chcieć więcej?
Wzruszyła ramionami do swych myśli wsuwając nos między fałdy krukońskiego szalika, którym obłożyła swobodnie szyję. Ręce w skórzanych rękawiczkach trzymała w kieszeniach czarnego płaszcza. Czuła obecność swojej różdżki wciśniętej za pazuchę, podobnie jak drżenie własnych dłoni i nóg - zmierzała właśnie przez szkolne korytarze, tylko po to by spotkać się z Francisem, którego czujne spojrzenia wyczuwała na lekcjach z zaklęć - gdy starała się odnaleźć jego wzrok zawsze trafiała na pustkę. To było frustrujące - tak samo jak nagła przerwa między odbytymi zajęciami z magii niewerbalnej - coś jakby podcięło jej nogi, nie pozwalając złapać oddechu. Nie dopytywała o powód, dla których jej nauczyciel porzucił ich wcześniejsze przyzwyczajenia. Może to przez jej związek, krótki aczkolwiek całkiem trwały z Lancasterem, a może przez to, że Lacroix zdobył serce profesor Odinevy?
Raczej nie sądziła, by chodziło o coś tak trywialnego jak czyjekolwiek uczucia.
Dostrzegła jego sylwetkę w oddali - siedział na murku otaczającym zazwyczaj żywą fontannę, przy której sama spędzała większość wolnych chwil z przyjaciółmi najpewniej dzieląc się wszelkiego rodzaju słodyczami czy notatkami z zajęć.
Wygięła usta w uśmiechu, chociaż nie sposób tego dostrzec - jej buzia wciąż połowicznie tonęła w błękitnej wełnie, kiedy podchodziła do mężczyzny, unosząc przy okazji dłoń w geście powitania. Nie wiedziała jak się powitać - chociaż poznali się dogłębniej niż inni to wciąż nie potrafiła się zdobyć, by mówić do niego po imieniu. Dlatego, gdy tylko wyłoniła swoją zaczerwienioną od chłodnego powietrza buzię uśmiechnęła się do niego i ostatecznie stanęła przed nim, by utkwić czekoladowe tęczówki w jego osobie. Chwilę sunęła wzrokiem po jego twarzy po czym przygryzła wnętrze policzka.
- Niedzielne poranki w Hogwarcie zawsze wydają się takie ciche. - Odezwała się po krótkiej chwili milczenia, odwracając jednak spojrzenie, by ulokować je na dróżce prowadzącej na błonia.
Przybyła, była blisko niego - uczucie dyskomfortu i dziwnej pustki wciąż ją nawiedzało, irytowało, podżegało jej zmysły. Nie mogła dojść do porozumienia z własnymi myślami. Biła się z nimi, starała uspokoić.
Ponownie ulokowała swe oczy we Francisie pytająco. Czekała na jego wskazówki, na słowa, gesty, wyznania.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyCzw 21 Cze 2018, 21:20

Dzisiejszy dzień z całą pewnością nie należał do najcieplejszych. Zaledwie piętnaście stopni celsjusza nie było szczytem marzeń o temperaturze, której pragnęli uczniowie. Tak wielu z nich oddałoby niemal wszystko za to, by rozpoczęła się prawdziwa wiosna. Ba, z pewnością nie jeden chciałby, aby było już lato, dzięki któremu znacznie zostałoby ograniczone siedzenie w zamku, a popularnym miejscem do spotkań stałyby się błonia. Te same, na których miały odbyć się zajęcia monitorowane przez jakiegoś wysłannika Ministerstwa Magii. Te same, które być może były najważniejsze w tym roku szkolnym. Te same, na które niestety Cassandra Montrose nigdy nie dotarła.
Zaczęło się od zasiedzenia w bibliotece. Już od samego rana zaległa pomiędzy regałami, przeglądając kolejne książki ciekawa, co takiego w sobie skrywały. Była już na szóstym roku, ale nadal miała wrażanie, że wiele z treści zostało przez nią pominięta. A jak powszechnie było wiadomo, Cassie lubiła wiedzieć.
W chwili, w której zdała sobie sprawę, że powinna być na boniach, było już za późno. Niestety, nie posiadając swojego prywatnego zegarka (chyba faktycznie powinna w taki zainwestować), nie miała do końca pojęcia, która była właściwie godzina. Była świadoma, że byo późno i to wystarczyło, aby poderwała się z krzesła, przy okazji zwalając kilka podręczników, robiąc niemiłosierny hałas. Pozbierała wszystko i zanim ktokolwiek zdążył ją ochrzanić za to, że przeszkadza, puściła się biegiem w stronę głównego wyjścia. Jak można było się spodziewać, w roztargnieniu pomyliła drogi. Niestety, z początku nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, mając nadzieję, że jakimś cudem zdążył.
W chwili, w której znalazła się przy fontannie, dotarło do niej, że coś było nie w porządku. Szkoda, że i tym razem nie mogła mieć większego wpływu na to, co wynikło z jej nieświadomej pomyłki.
Pierwsze, co zobaczyła, to jakiś człowiek na swojej drodze. Wiedziała, że go zna. Nie musiała pędzić jak szalona (co w rzeczywistości robiła), aby rozpoznać Barty'ego, który jeszcze nie zdawał sobie sprawy z obecności Krukonki, która teraz bardziej przypominała jakiegoś sprintera z rozwianymi rudymi włosami.
- Uważaj! - krzyknęła, wiedząc, że nie wyhamuje. I nie wyhamowała, podobnie, jak chłopak nie usunął jej się z drogi, co było wstępnym założeniem. Starając się chociaż trochę zniwelować szkody, chciała go wyminąć, swoim zwyczajem potykając się o jakiś kamień, których pewnie było tutaj wiele. Patrzyła, niczymw zwolnionym tempie, jak leci w stronę fontanny. Kilka chwil później znalazła się z zimnej wodzie, która do najbardziej czystych nie należała.
Wraz z nią w niewielkim zbiorniku znalazł się i Ślizgon, którego w ostatniej chwili złapała za szatę, sama nie wiedząc czemu. Pewnie samej byłoby się głupio moczyć.
Barty Crouch Jr.
Barty Crouch Jr.

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptyCzw 21 Cze 2018, 22:53

Ambicje. Temat przewijający się przed postacią Bartemiusza dzień w dzień. Świadomość żyjącego gdzieś tam ojca, którego zadowolenie nigdy nie jest synonimiczne z postacią lekko zagubionego ucznia, nie dawało żadnego przyjaznego przekazu. Można wręcz powiedzieć, że chłopaczyna zahaczał o stany bardzo niepewne i ukierunkowane w stronę lekko mówiąc destrukcyjne.
Jego swobodną wędrówkę myśli, na którą pozwolił sobie po raz pierwszy, od bardzo długiego czasu przerwał nagły wrzask. Zanim zorientował się w rzeczywistości, burza rudych włosów wytrąciła go nie tylko z równowagi, ale i zahaczyła ręką o jego szatę, lekko ją rwąc na wysokości klatki piersiowej. Pociągnięty przez całą masę dziewczyny z niewyobrażalną dynamiką, którąż to potknęła się również o kamień, lekko się zmoczył. Barty siedział w fontannie, czując zimno w okolicach tyłka i nie tylko! Jak poparzony wyskoczył z wody i nawet nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zaczął...
- TY GŁUPI GHULU! NIE WIDZISZ, ŻE LUDZIE TUTAJ ZACHOWUJĄ SIĘ JAK CZARODZIEJE? KTO W OGÓLE CIEBIE TU WPUŚCIŁ! DLACZEGO TA SZKOŁA PRÓBUJE EDUKOWAĆ NAS PRZY TAKIEJ NIEOKRZESANEJ HOŁOCIE I DZICZY! - pytania, na których odpowiedzi Barty raczej nie mógł uzyskać, wymsknęły się z jego ust. Nienawidził faktu bycia pomiatanym, a czuł się tak niemalże przez cały czas. W tym momencie nadeszło ujście wszelkich złości i braku dowartościowania, które głupio tłumaczył przez status czystości krwi. Sam Junior nigdy nie wierzył w to, iż krew ma jakiekolwiek znaczenie, jednakże teraz każdy powód był dobry, żeby tylko wyrzucić z siebie to poczucie goryczy, które przeszywało go od stóp, aż po czubek głowy. Nie, nie było to piorunujące wrażenie zimna, choć trzeba przyznać, że zamoczenie genitaliów było ciosem poniżej pasa. Poza tym bardzo szanował umiejętności Cassandry, która była jego rywalką niemalże od pierwszego dnia znajomości.
Z furią w oczach stanął bojowo przed dziewczyną. Jego ręka panicznie szukała różdżki, bez której czuł się nagi. Cholerne zajęcia, na które nie poszli, a na które oboje widocznie się kierowali.
- Wyglądasz jak ropucha, nawet Ci do twarzy w tym wodnym odcieniu...z pewnością dobrze się czujesz w swoim naturalnym środowisku, ale nie musisz do tego zmuszać reszty społeczeństwa. Dobrze mi tutaj, na powierzchni. - wyciągnął ręce dookoła, łapiąc opanowanie w ryzy. Już nie wyglądał na rozwścieczonego, a jedynie zadowolonego z siebie młodzieńca, który całą sytuację starał się wykorzystać na swoją korzyść, obrażając Krukonkę. Bardzo wolnym i dystyngowanym gestem poprawił mokrawe włosy, starając się je ułożyć tak, jak wyglądały pierwotnie. Nie miał kompletnie głowy do słów, które padły jeszcze sekundy temu, jednakże musiał odzyskać prowadzenie.
- Poza tym, jeśli już chciałaś mnie rozbierać, to nie musiałaś ubiegać się o takie dewastacje i nie, nie mówię przez to, że bym się z Tobą umówił...ale wystarczyło spytać, a nie. - jego ręce z powrotem znalazły się w kieszeniach, cała postawa określała sama przez się mówiąc 'jeśli musisz już patrzeć na takie bóstwo, to proszę'.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptySob 23 Cze 2018, 11:12

Powodowanie wypadków przez Cassie było chlebem powszednim. Naprawdę czasem ciężko było się połapać w wyborach Tiary Przydziału, która musiała dostrzegać to, co na pierwszy rzut oka dla ludzi było niewidoczne. Jak inteligencja panienki Montrose, która uczyła się dużo, dużo czytała i miała bardzo dobre wyniki w nauce. Przynajmniej, jeśli chodziło o przedmioty, które lubiła i które były dla niej ważne. Mało kiedy opuszczała lekcje, chociaż spóźniać jej się zdarzało. Niestety, najwidoczniej dzisiaj przyszedł czas na to, aby po prostu się na zajęciach nie stawić, co naprawdę ubodło jej krukońską dumę, która będź co bądź, była na odpowiednim miejscu.
Pośpiech okazał się dla niej prawdziwą katastrofą, podobnie, jak okazał się i dla Śizgona, który miał pecha znaleźć się w złym miejsu o zej godzinie, stając na drodze pędzącemu rudemu pociskowi, tratującego wszystko przed sobą. W tym i uroczego chłopaka, który tak naprawdę uroczy nie był. O nie. To zło wcielone w zielonych kolorach, z którym Cassie rywalizowała niemal od pierwszego dnia szkoły. Dwóch ambitnych na siebie trafiło i się ścierało przy każdej sposobności.
Krzyk chłopaka zadziałał na nią tak, jak zadziałałby na ludzi pokroju Krukonki. Nie tych, którzy uciekali, bali się, czy od razu robili skruszeni. O nie. Ona na atak reagowała atakiem, a fakt, że Barty nie był przy tym wszystkim zbyt miły, jedynie podniósł jej ciśnienie.
- Możesz przestać się drzeć, arogancki chamie? Wypadki zdarzają się każdemu, więc nie zachowuj się jak hipokrytyczna świnia i nie próbuj mi wmówić, że tobie nie zdarzyły się nigdy – odkrzyknęła, w przeciwieństwie do chłopaka nadal siedząc w wodzie. Czuła, jak ta wsiąka jej w majtki, co faktycznie nie było zbyt przyjemnym uczuciem. Chwilowo jednak bardziej skupiła się na rozmowie, a raczej przekrzykiwaniu się ze Slizgonem. - Jasne, jesteś zły, bo troszeczkę się zmoczyłeś, ale to nie znaczy, że musisz na mnie odbijać sobie własne frustracje. Co tym razem? Jakaś dziewczyna ci odmówiła i postanowiłeś wyładować się na pierwszej lepszej? - tym razem to ona wstała, bo jeśli dłużej w tej wodzie posiedzi, zachoruje, a nie chciała opuścić już większej ilości zajęć. Mierzyła go nieprzyjemnym spojrzeniem. Oczywiście, że dostrzegała swoją winę, ale skoro on nie mial zamiaru dać jej szansy na przeproszenie, to tego nie zrobi.
Słysząc jego kolejne słowa, nie odezwała się. Tak, gadatliwa Cassandra Montrose nie powiedziała kompetnie nic. Nie dlatego, że nie wiedziała co, bo pod względem docinek nie brakowało jej zupełnie niczego, o czym Ślizgon przekonał się już nie raz, ale po prostu była na niego zła na tyle, by zamiast słów, użyć siły. A to znaczy, że zwyczajnie przyłożyła mu w twarz, dając do zrozumienia, że powinien się ogarnąć.
- Patrz, ta ropucha umie nawet bić. Polecam iść się tym zająć, bo pamiętaj, że niektóre z nich są zabójcze. Kto wie, jaka toksyna zaczyna wnikać w twoje ciało – zmierzyła go chłodnym, jak woda w fontannie, co czuła w majtkach, spojrzeniem, nie przejmując się konsekwencjami. Bo jakie mogły być? Zaatakuje ją na środku dziedzińca? W sumie to już im się zdarzało, a później był szlaban.
- Po pierwsze człowiek chce rozbierać, jeśli chce na coś popatrzeć i wie, że warto. Ty nie zaliczasz się do żadnej z tych opcji. Po drugie ostatnią rzeczą, jaką bym chciała, byłoby umówienie się z tobą. Zgniłozielone kolory mnie nie interesują, więc zamiast wypominać mi, że to moje środowisko naturalne, spojrzyj w lustro – złapała za rude włosy, wyciskając z nich wodę. Pięknie, teraz będą jej się beznadziejnie kręciły.
Barty Crouch Jr.
Barty Crouch Jr.

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 EmptySob 23 Cze 2018, 18:53

Orzeźwienie i wściekłość, które chłopak wsiąknął praktycznie razem z wodą, która nie tylko zimna, ale również brudna, niemalże wypluwało jad z każdego jego słowa. Celem całego przedsięwzięcia była oczywiście chęć zobaczenia jej bólu, kiedy kuli się pod każdym jego słowem niczym wiatr poddający się pod musztrę wiatru. Musiał zobaczyć to samo co przeżywał wewnątrz każdego dnia, kiedy tylko spojrzał w lustro, chciał zobaczyć w niej swoje odbicie. Zwyczajnie pragnął zrobić komuś krzywdę.
Z początku był wręcz zachwycony efektem, który udało mu się uzyskać. Dziewczyna była równie wytrącona z uwagi co on, jednakże jeszcze nie dotarła do momentu braku opanowania.
Zbyt zaaferowany krzykami nie zauważył dłoni lecącej w kierunku jego twarzy, tym bardziej nie ma co wspominać o samym uniku! Nagłe odrętwienie i kompletna dezorientacja sprawiły, że zwyczajnie stał i patrzył się na dziewczynę, która jak gdyby nigdy nic zaczęła wyciskać z włosów wodę. Młody czarodziej nie był kompletnie gotów na bójki fizyczne, a wszystko to winą braku obycia z mugolami.
Kiedy zorientował się, co właśnie miało miejsce, przestał się powstrzymywać. Wszelakiego rodzaju grzeczności poszły w niepamięć i choć naprawdę nie miał żadnych problemów z Krukonką, naturalnie poza oczywistą rywalizacją, wyciągnął różdżkę.
- Głupia dziewucha. Powinnaś od razu pokazywać, co masz w tym łbie, a może i na nim! - zanim sam się zorientował, co robi, krzyknął - Melofors! Silencio!
Nie było w jego naturze tak odważnie podchodzić do pojedynków, jednakże czując się poniżonym przez dziewczynę, nie potrafił zareagować inaczej niż w sposób wyuczony. Brak styczności z tego typu zagrywkami był mu nieznany, dlatego szykując się na odezw z jej strony, starał przygotować się na ewentualny unik, bądź zaklęcie.
Dawno minęły czasy jakiegokolwiek pojedynku, do którego podchodził z takim entuzjazmem. Głównym powodem było jego tchórzostwo, które przeradzało się w chęć ucieczki i braku problemów, just Slythering things. Jednakże tym razem sytuacja była bardziej skomplikowana. Dzięki dawce adrenaliny zapomniał na chwilę o całym świecie otaczającym go dookoła, dlatego też na twarzy młodzieńca pojawił się złowrogi uśmiech. Niezbyt świadom tego, że jego przeciwnikiem jest dziewczyna...potrzebował po prostu wyładowania frustracji.


Ostatnio zmieniony przez Barty Crouch Jr. dnia Sob 23 Cze 2018, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Sponsored content

Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna na dziedzińcu   Fontanna na dziedzińcu - Page 3 Empty

 

Fontanna na dziedzińcu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Pub Fontanna Szczęśliwego Losu

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Parter i lochy
-