IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 19:20

The member 'Lorcan A. Gillis' has done the following action : Dices roll


#1 'k6' : 5

--------------------------------

#2 'k6' : 4

--------------------------------

#3 'k6' : 6
Marcus Glom
Marcus Glom

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 20:12

Kolejne bezsensowne przemowy, kolejne mało interesujące twarze - pogrzeb ten ciągnął się w napiętej atmosferze, aczkolwiek przez większość czasu było bez fajerwerków. Dopóki nie nadeszła przemowa Moody'ego. Glom prawie podskoczył z radości słysząc co tamten mówi, szczególnie widząc reakcje malujące się na twarzach śmierciożerców. Gdzieś ukradkiem zauważył Grossherzoga - a Vincent mówił mu że chłopak nie żyje, no proszę, Pride jednak jest paskudnym oszustem. Kiedy wszystko się rozpoczęło, to właśnie na wstającym z martwych Gilgameshu był skoncentrowany jego wzrok, a to co zobaczył zdecydowanie mu się spodobało. Ten kretyn rozpętał tutaj Szatańską Pożogę. Pomijając fakt, jak wielkim imbecylem trzeba być żeby zrobić to w małym pomieszczeniu, to zdecydowanie był to chaos którego potrzebował - w takim zamieszaniu raczej nikt nie będzie zwracał absolutnie uwagi na to, co właściwie robi sobie jeden, tajemniczy Ślizgon prawda? A jeśli jakimś cudem, przypadkiem ktoś spłonie, to tym lepiej. Zabawa zaczynała być przednia. Nadeszła pora rozpocząć taniec ze śmiercią, w końcu niedobrze będzie kazać jej zbyt długo czekać. Zauważył że jakiś auror postanowił przeszkodzić Grossowi - szkoda, chłopaczyna wprowadzał tutaj naprawdę niezły chaos. Niedobrze by było, gdyby faktycznie przestał to robić, był całkiem miłym tłem. Postanowił coś go wspomóc, żeby Niemiec skupiał na sobie uwagę innych - nie żeby życzył mu dobrze, po prostu uważał go za świetną zasłonę dymną dla własnych poczynań. Wybrał więc sobie zaklęcie, które jego zdaniem będzie idealne do sytuacji i rzucił je Lorcanowiw plecy:
- Cor Defectum
Tyle wystarczyło, nie miał bowiem czasu żeby marnować go na jedną osobę. Następny rzucił mu się w oczy ten cały Puchon, który tyle osób na siebie zdenerwował, tylko dlatego że był Puchonem - zupełnie jak Vini. Postanowił też poświęcić mu chwilę swojej uwagi. Uznał jednak że zabawniej będzie to zrobić mniej otwartym zaklęciem, którego efekty będą po prostu wyjątkowo upierdliwe. Miał nawet coś idealnego.
- Syphis Anabolis - rzucił na Ethrana, uznając że to wszystko czego mu trzeba. Kiedy już miał zacząć zastanawiać się, kto powinien być jego następnym celem, mignął mu ktoś jeszcze. Krukon, którego osobiście nie znał, tylko i wyłącznie słyszał o nim, mniej lub bardziej pochlebne rzeczy. Aeron. Ze względu na przedsięwzięcie które planował na najbliższy czas, wiedział że prędzej czy później i jego będzie musiał osądzić. Czemu więc czekać? Teraz był dobry moment. Postanowił go przetestować. Przede wszystkim - nie mogło być tak, że osoba którą sprawdzał stała, jakby chciała patrzyć na niego jak równy z równym. Lower your head. Na twarz Gloma wypłynął dziwny wyraz twarzy - coś pomiędzy pewnego rodzaju podnieceniem, a psychopatyczną potrzebą krzywdzenia innych. Po prostu chciał żeby świat płonął.
- Summitte Capitis - rzucił na Aerona, celując mu w nogi tak, aby padł na kolana. Wszyscy inni właśnie z takiej perspektywy powinni obserwować świat.

1. Cor Defectum w Lorcana
2. Syphis Anabolis w Ethrana
3. Summitte Capitis w Aerona

Strona Gloma, Walka z Aeronem
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 20:12

The member 'Marcus Glom' has done the following action : Dices roll


'k6' : 5, 3, 6
Sarah V. Rize
Sarah V. Rize

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 21:02

Zbiegi okoliczności, szczegóły, pozornie nic nie znaczące wybory lub zdarzenia losowe, ślepy , kapryśny Los  – rzeczy te mogą zdeterminować nasze „być albo nie być”. Decydujące o życiu siły można nazywać w różny sposób, można segregować je na różne kategorie, nie zmienia to jednak faktu, że sami nie mamy na nie wpływu, a sprawdzić, do czego dana sytuacja nas doprowadzi i w razie wypadku cofnąć czas – nie mamy możliwości, przynajmniej w normalnych warunkach. Nie bez powodu przyznawanie Zmieniaczy Czasu jest bardzo ściśle kontrolowane przez Ministerstwo Magii. Mieszanie w czasie dla wielu osób skończyło się w równie dziwaczny, co marny sposób – nawet jeśli chęci i cel były szczytne. Cofnięcie śmierci? Zapobieżenie wypadkowi? Sarah mimo wszystko uważała, że nieważne jak bardzo życie doświadczyło człowieka, należy iść dalej i nie łudzić się, że odwrócenie biegu zdarzeń jest możliwe. Velvet zastanawiała się nad tym razem z Jonem, przez dość długi czas po śmierci ojca, lecz jedyne co z tych rozmyślań im przychodziło, to tonięcie we wspomnieniach i tęsknotach, co bardzo przypominało odurzenie efektami zwierciadła Ain Eingarp. Konkluzja była taka, że nie ma co gdybać, trzeba wyciągnąć lekcję, stać się silniejszym i samemu kreować rzeczywistość. Poza tym, po co główkować nad zmianą biegu zdarzeń, skoro jest inny środek, łatwiejszy do osiągnięcia, a dający mnóstwo satysfakcji? Sarah od razu po swojej pierwszej walce ze Śmierciożercą (o ile można to nazwać walką) poprzysięgnęła sobie, że pomści Morena i Agnette.
Zemsta.  Wynalazek ludzkości, który pojawił się w historii prawdopodobnie krótko po zabójstwie.
Zemsta. Coś, co kierowało ścieżki Sary w miejsca i okoliczności takie, jak te, w których znalazła się dzisiaj. Nierozważne, prawda? Każdy wie, w jak parszywych czasach żyjemy, a ta osobistość z osobowością roztrzaskaną na czworo mimo wszystko poszukiwała okazji takich jak ów parodia pogrzebu. Chyba nikt z Was nie sądził, że ktoś, kto został (pół)sierotą przez jakichś niezidentyfikowanych Śmierciożerców przyjdzie, aby płakać po jednym z nich, prawda? Złotookiej dziewczyny nie ruszały przemowy równie suche, co ta wygłoszona przez starego Rosiera. Z sensem i szczerością mówił tylko Dumbledore.
Jon: Stary, poczciwy Dumbi. Można by pomyśleć, że cenił Rosiera bardziej niż ojciec. – zauważył blondwłosy chłopak siedzący w głowie Sary, ta jednak nie skomentowała, zgadzając się tym w niemy sposób.
Wydawało się, że wszystko przebiegnie w „tylko” napiętej atmosferze, lecz wkrótce po ustawieniu się konduktu pogrzebowego, w którym z niechęcią uczestniczyła szatynka, wrota kapliczki rozwarły się gwałtownie, a do środka wtargnął podmuch świeżego, wilgotnego powietrza, zapachy nasilającego się deszczu, rozmokłej ziemi, nadchodzącej burzy… a także pewien auror. Po tym krótkim i wyrazistym impulsie cały pozorny spokój runął jak domek z kart, a w dłoniach czarodziei (których, swoją drogą, nagle trochę przybyło) pojawiły się różdżki. Aurorzy i  członkowie grona pedagogicznego stali przy wejściu, natomiast rodzina zmarłego, skłądająca się w przeważającej części  z popleczników Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, w głębi kapliczki.
Wymienione jednak przeze mnie na początku ślepy Los, pozornie błahy wybór i zbieg okoliczności postawiły pannę Rize w dość niewygodnym położeniu.
Z powodu wcześniejszej chęci zajęcia miejsca obok Resy, przeszła prawie na sam przód kapliczki. Sytuacja pogorszyła się jednak bardziej, gdy tej parce powierzono wieńce pogrzebowe. Obie dziewczyny zostały ustawione za chłopakami, którzy dźwignęli trumnę – to położenie oznaczało tylko jedno – były za linią wroga i aby uciec, musiały po prostu wysiec swoją drogę ucieczki przy pomocy swoich różdżek. Szczęście w nieszczęściu, że akurat takie ulokowanie sprawiało, iż wielu ludzi stało plecami do nich. Pierwszy z magicznego kijka skorzystał sam stary Rosier. Potem rozpętała się bitwa.
Krukonka widząc, co się dzieje, od razu odrzuciła – swoją drogą bardzo brzydki i biedny – wieniec pogrzebowy ze wstążką oraz swój czarny płaszcz. W tym samym momencie zauważyła ów puszkowego mówcę z wcześniej, najwyraźniej stającego po stronie Śmierciożerców – nie było mowy o pomyłce, skoro cisnął kilkoma zaklęciami w stronę aurorów i nauczycieli.
Ani Sarah, ani też siedzący w jej głowie Jon, nie zastanawiali się nad tym, co robić – cel był jasny i oczywisty jak zdanie przez przeciętnego Krukona OWUTEMów. Ethran, ku zadowoleniu złotookiej, nie stał zbyt daleko. Ruszyła ku niemu jeszcze zanim pojemnik na truchło dotknął płyt podłogowych kaplicy.
Sarah: Jon. Jedziemy bez różdżki. Blitzkrieg!
Jon: Aye! Wszystkie runy… dezaktywowane. Kończyna wraca do stanu podstawowego.
W połowie drogi do celu (a jak rzekłem, nie była ona daleka), lewa ręka dziewczyny rozbłysnęła szkarłatem pod bandażami, które w ułamku sekundy zniknęły nie wiadomo gdzie. Miękka skóra zrogowaciała, obejmując na całej długości rękę niczym naturalny pancerz, a dłoń uzyskała zdecydowanie dłuższe palce, które należało teraz przyrównać raczej do ostrych szponów. [klik]. Lewa ręka Sary wyglądała co najmniej potwornie i to nawet biorąc pod uwagę czarnomagiczne standardy. Pięść w kolorze Związku Radzieckiego szybko powędrowała w stronę potylicy Ethrana, zwróconego tyłem do napastniczki.
Niezależnie, co stało się potem, Krukonka zmieniła swoją pozycję, zatrzymując się efektownym ślizgiem przed i trochę na lewo od Puchona, patrząc z jego perspektywy.
- Zawsze i wszędzie… – zaczęła nonszalancko z tańczącym na jej ustach drapieżnym uśmieszkiem. – …kurwy w pierwszym rzędzie!.
Jej  szpony, łase na borsuczą posokę z dodatkiem skrobi, zamierzyły się na prawe ramię mam-nie-po-kolei-w-głowie Puszka, za cel obierając rozerwanie kilku mięśni dających władzę nad ręką. Z tego ciosu, niezależnie, czy trafił, czy nie, bez większego zastanowienia Sarah wykonała zwinny piruet wykorzystujący siłę pędu swojej lewej ręki. Przez chwilę oczom atakowanego chłopaka musiała się ukazać wirująca burza ciemnych włosów, lecz ułamek sekundy po tym, na kursie kolizyjnym w stosunku do twarzy Ethrana znów mknęła Pięść Proletariatu wykonująca – miejmy nadzieję – bezbłędny lewy sierpowy wymierzony z obrotu.
Złote oczy Velvet zdawały się mienić niczym złoto zebrane w pieczarze jakiegoś smoka.



[Brodka Combo] wymierzone w Ethrana:
1. Pięść w potylicę. {Pięść Proletariatu}
2. Szarpanie pazurami prawego ramienia {Pług Kołchoźnika}
3. Lewy sierpowy w twarz. {Sierp Lenina}

Zakon Feniksa


Ostatnio zmieniony przez Sarah V. Rize dnia Nie 09 Wrz 2018, 21:04, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 21:02

The member 'Sarah V. Rize' has done the following action : Dices roll


'k6' : 4, 5, 3
Resa Anderson
Resa Anderson

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 21:43

Obojętność.
Kiedy słuchała kolejnych przemów, z których to ta wychodząca z ust Dumbledore’a zdawała się być tą płynącą prosto z serca, nie czuła zupełnie nic poza standardowym dla niej zainteresowaniem wydarzeniem jako całością. Równie dobrze mogłaby być na niezwykle istotnej lekcji historii magii, tyle samo emocji mogłoby jej towarzyszyć. Odkrycie, że zaginiony uczeń pojawił się na uroczystości było bardziej pasjonujące niż najbardziej pochlebne słowa kierowane w stronę Evana.
Smutek.
Coś w niej drgnęło kiedy wyszła z szeregu ławek aby wziąć od ceremoniarza kłującą w dłonie wiązankę, a cisza kapliczki została przegoniona przez przejmujące dźwięki organów wydobywających z niej emocje, których nie była nawet świadoma. Nie zależało jej na Rosierze i spodziewała się, że część zgromadzonych tu osób, zwłaszcza uczniów, pomyślała dokładnie to samo kiedy zobaczyła ją, siedzącą w ławce, czasem wręcz czuła palące środek jej pleców spojrzenia. A teraz... teraz coś przewróciło się w jej żołądku, a plątanina kwiatów ściskanych w palcach zaczęła ciążyć, jakby uwiązano jej do nadgarstków głaz.
Zaskoczenie.
Wpierw to przedziwne pukanie do drzwi. Może powinni zamontować dzwonek? Może ona również powinna zapukać zanim weszła? Cóż, jegomość znajdujący się po drugiej stronie ma spore problemy z punktualnością, powinien przemyśleć swoje zachowanie i spróbować w jakiś sposób je zmienić. Wtem drzwi się otworzyły, a w miarę jak sytuacja posuwała się w coraz gorszą, coraz bardziej niebezpieczną stronę - organy cichły, a palce zaciskające się na wiązance słabły, wypuszczając ją w końcu z towarzyszącym temu szelestowi liści i płatków kwiatów. Stanęła jak wryta, różdżki dobyła instynktownie, niemalże nieświadomie. Wszyscy wokół zaczęli się poruszać, nad jej głową rozbłysły zaklęcia. Nie wiedziała co powinna zrobić, choć jej ciało w jakiś sposób samo reagowało zupełnie tak jakby była na boisko – w porę unikała zbłąkanych zaklęć i łokci, które w tym całym zamieszaniu nader często pojawiały się przed jej twarzą. Zgubiła z oczu Sarah, która jeszcze przed chwilą stała tuż obok niej, dwie leżące na podłodze wiązanki mogły sugerować ucieczkę lub... atak? W oczy rzucił jej się Ethran, który... ciskał zaklęciami w aurorów?! Merlinie... nic dziwnego, że zaatakowało go kilka osób, cóż za kanalia. I pomyśleć, że chciała mu pomóc, że chciała się z nim zaprzyjaźnić. Poczuła wzbierające w niej oburzenie pomieszane z obrzydzeniem i przez chwilę rozważała wyprowadzenie w jego stronę ataku, jednak rozsądek podpowiadał, że i bez jej udziału dostanie to na co zasługuje, a nawet więcej, wiele więcej.
Nagle poczuła na swej skroni coś, czego zdecydowanie nie chciała tam czuć. Nieznajomy facet dotykał jej swoją różdżką?! Niepojęte. Ważniejsze jednak było to, że znalazł się tak blisko niej, a ona zupełnie tego nie zauważyła. W myślach zaklęła szpetnie, zezując na niego by zobaczyć z kim właściwie ma do czynienia. Mężczyzna zaśmiał się w taki sposób, że wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej dreszcz, a na skórze uwydatniła się gęsia skórka. Wzięła głęboki wdech, na szybko rozważając swoją sytuację. Zbliżały się do nich przedziwne, przybierające kształty zwierząt płomienie, które skutecznie trawiły kapliczkę, kawałek po kawałku, nie mogła jednak uciec, gdyby się ruszyła, pewnie by ją zabił albo chociaż uszkodził. Musi więc działać szybko, uwolnić się z żelaznego uścisku, zniknąć z zasięgu różdżki i spróbować ogłuszyć go jakimś zaklęciem. Dopiero potem będzie mogła spierniczać przed ogniem. Poczuła jak zalewa ją fala gorąca i nie było to bynajmniej spowodowane panującym wokół pożarem. Zacisnęła zęby, błagając by nie zatrzęsła jej się ręka w chwili kiedy będzie tego potrzebować. Jeszcze jeden wdech.
Najpierw z całej siły uderzyła napastnika łokciem w brzuch, bezskutecznie starając się trafić w splot słoneczny, błyskawicznie obróciła się przodem do niego, poprawiając wcześniejsze uderzenie solidnym kopniakiem, a dopiero po tym rzucając w niego drętwotę.

1.Uderzenie łokciem
2.Kopniak
3.drętwota

Strona Zakonu Feniksa
Walka ze śmierciożercą piszącym z konta anonim
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 21:43

The member 'Resa Anderson' has done the following action : Dices roll


'k6' : 6, 4, 1
Aeron Steward
Aeron Steward

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 21:48

Cholera jasna, szczerze powiedziawszy skala chaosu jaki wybuchła w tak krótkim czasie nieco zaskoczyła nawet Aerona. W ogóle nie spodziewał się by auror, i to tak znany jak Alastor Moody, wszedł i jawnie sprowokował jakąś połowę zgromadzonych tu osób, co musiało skutkować tym, czym skutkowało. A skutkowało bardzo szybko. Ojciec Rosiera praktycznie wystrzelił z miejsca, chcąc zabić aurora na śmierć. Z drugiej strony nagle pojawili się aurorzy, i to w większych ilościach, jak gdyby mało było osób zdolnych wysadzić cały ten budynek w powietrze. Aeron czuł w żyłach dziwne podniecenie. Nie miał zamiaru uciekać, jak inni uczniowie, których panika była wręcz namacalna. Nie, nie po to zjawił się tutaj dzisiejszego dnia. Wszyscy Ci którzy teraz uciekali w głębi duszy przegrali z samym sobą. Ci ludzie żyli tylko po to, by przeżyć. By trwać dalej w tej pustej bańce bezbarwnego żywota. By być tylko jednym z wielu, nikim szczególnym, kimś kogo mija się na ulicy w ogóle nie zwracając uwagi. Widział wśród pierzchnących Ness. Cóż, nie sądził by została i nie zdziwił go jej widok. Tak już musiało być. Ludzie są strachliwi, słabi i łatwi do kontrolowania. Krukon nie miał najmniejszego zamiaru stawać się kimś takim. Różdżka tkwiąca w jego dłoni przypominała mu dobitnie,  po co się tutaj znalazł. Ten jeden powód dla którego codziennie szedł do przodu nie zważając na- no dobra, przyszedł tu też po to, by na własne oczy zobaczyć jak wielka rozpierducha powstanie gdy skonfrontujemy ze sobą dwie potężne siły.
A było na co patrzeć. Latające na wszystkie strony zaklęcia, wypowiadane (lub też nie) drżącymi z emocji głosami. Czasem tu i ówdzie przelatywał jakiś czarodziej, zazwyczaj wbrew własnej woli. A no i do tego wszystkiego ten pieruński ogień. Cholerstwo rozprzestrzeniało się jak jakaś szarańcza, pochłaniając na swojej drodze praktycznie wszystko. Nie był to zwykły magiczny ogień, co to to nie. Wydawał się zbyt głodny jak na zwykłe płomyki. Czyż to nie Szatańska Pożoga, zaklęcie cholernie trudne do opanowania? Ktokolwiek to rzucił akurat w tym ciasnym i pełnym ludzi pomieszczeniu wiedział dokładnie co robił. I co zamierzał.
Spojrzał w prawo. Zobaczył stojącą Resę, i zmierzające w jej stronę te cholerne płomienie. Szczerze mówiąc, to prawdopodobnie by nie zwrócił na to większej uwagi. Ale jakoś tak przypomniało mu się tamto wydarzenie, którego efekty nadal odczuwał ukryte pod warstwami ubrania. Śmierć w płomieniach, a szczególnie takich jak te była zarezerwowana tylko i wyłącznie dla największych łajz i skurwysynów chodzących po tym świecie. A Resa według Stewardowego miernika przydatności dla społeczeństwa nie łapała się do żadnej z tych kategorii. Dlatego też nie marnując więcej czasu, skierował różdżkę w płomienie znajdujące się najbliżej dziewczyny i w myślach wypowiedział zaklęcie Partis Temporus. To powinno kupić jej trochę czasu.
A potem zaczęło się to, po co przyszedł tu dzisiejszego dnia. Wprawdzie nigdy nie miał do czynienia ze ślizgonem który najwidoczniej postanowił go zaatakować, ale w końcu czegóż innego mógł się spodziewać po tak wybuchowej imprezie. Nawet atakowanie kogoś znienacka uchodziło tu za coś normalnego. No cóż, skoro tak chcemy się bawić, niech i tak będzie.
Sprawnym ruchem pomyślał zaklęcie Engorgio które skierowane na leżący na podłodze kawałek filaru powinno powiększyć go do rozmiarów umożliwiających fizyczne zablokowanie rzuconego przez Glooma zaklęcia. Tak, znał go, i ciekaw był powodów dla których to ślizgon zdecydował się akurat na Stewarda. Odpowiedział dodatkowo zaklęciem Epoximise mając w zamiarze scalić ręce Marcusa razem. Niech się modli, a co.

1. Partis Temporus - vs Pożoga
2. Engorgio
3. Epoximise

Strona Aerona, walka z Marcusem
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 21:48

The member 'Aeron Steward' has done the following action : Dices roll


'k6' : 5, 5, 6
Franz Krueger
Franz Krueger

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 22:14

Uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi na przesympatyczne wręcz słowa swojego dawnego przyjaciela. W tym momencie czuł się tak, jak gdyby rozmawiali wczoraj i kompletnie nie liczyło się to, że Gilgamesh wałęsał się gdzieś po świecie przez ostatnie pół roku, nie dając żadnego znaku życia. Przez ten czas nie zmienił się nic a nic, nadal miło było zobaczyć jego twarz, chociaż rozmowa przy szklaneczce whiskey musiała chyba jeszcze trochę poczekać.
Już wcześniej domyślał się, że pogrzeb Evana nie jest dobrym pomysłem i że ostatecznie ta uroczystość zakończy się jakąś tragedią… nie sądził jednak, że wszystko potoczy się tak szybko. Alastor Moody, czarodziej znany niemal wszystkim, szef wykwalifikowanej kadry aurorów przekroczył próg kaplicy i najwyraźniej nie zamierzał trzymać języka za zębami. Już sama jego obecność prawdopodobnie sprawiła, że większości tu zebranych nóż w kieszeni się otwierał. Ale dopiero jego otwarcie wygłoszona opinia na temat zmarłego przelała falę goryczy i wywołała istny rozgardiasz. Krueger odłożył ostrożnie trumnę, w której znajdowało się ciało Rosiera, o ile w ogóle można było mówić o ostrożności przy takim pośpiechu. Mimo wszystko wolał uniknąć widoku rozbryzganych na posadzce kaplicy zwłok, szczególnie gdy chodziło o zwłoki kumpla.
Kiedy zrzucił z siebie ciężar, starał się zorientować w sytuacji, co wcale nie było takie proste, szczególnie gdy znajdujący się na ramieniu znak palił jak diabli. Wydawało się, że nagłe przybycie Alastora rozbudziło w lwiej części społeczności uczestniczącej w pogrzebie dawno skrywane urazy, a zew krwi omotał dusze czarodziejów do tego stopnia, że w tym momencie już każdy z każdym mierzył się różdżkami, a praktycznie ze wszystkich stron dało się słyszeć świst rzucanych kolejno zaklęć. Franz nie do końca chciał w tym chaosie uczestniczyć, ba, zachował trzeźwość umysłu na tyle, by wzrokiem wyszukać facjatę Daniela. Zamierzał do niego podbiec, nakłonić go do tego, by ten spokojny Francuzik uciekał ile sił w nogach. Czy było w tym coś dziwnego? On sam już i tak tkwił w szambie po uszy, ale pragnął uchronić swoich bliskich od podobnego losu. A jednak się spóźnił, bo zauważył, że nawet i Blais odnalazł samego siebie w ferworze walki, obierając za swą ofiarę Horna. W takiej sytuacji niemiecki czarodziej mógł tylko rozłożyć ręce i cieszyć się w duchu, że z jakiegoś powodu na pogrzebie Rosiera nie pojawiła się Jasmine.
Na razie nic nie wskazywało na to, by Daniel znalazł się w jakimś wielkim niebezpieczeństwie (choć właściwie sama obecność w tym miejscu stanowiła nie lada zagrożenie), dlatego też Franz rozejrzał się po kaplicy. Widział uciekających ludzi, wielu spanikowanych uczniów Hogwartu – naprawdę brawa dla tego, który zdecydował się wciągnąć w ten bałagan całą szkołę. Krueger domyślał się, że był to pomysł Dumbledore’a i naprawdę trudno było mu uwierzyć w to, że Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa nie przewidział do czego może doprowadzić tak nierozważna decyzja. Co prawda śmierciożercza brać za cel obrała przede wszystkim aurorów czy innych członków ministerstwa, ale śmierć wisiała w powietrzu, zaś rodzice tych biednych pupilków Albusa raczej nie byliby zadowoleni z tego, że ich pociechy znalazły się w podobnej sytuacji.
Mimo niechęci do wszechobecnej przemocy, Krueger ucieczki w ogóle nie brał pod uwagę. Zamiast tego odwrócił wzrok w kierunku Grossherzoga, który nie oszukujmy się, ale swym zachowaniem wcale go nie zaskoczył. Od razu wdał się w jakiś pojedynek. Nie, nie jakiś… celował swą różdżką w samego Moody’ego, co sprawiło że Franz pokręcił tylko ze zrezygnowaniem głową. Instynkt samozachowawczy u jego niemieckiego druha szwankował od zawsze, ale kiedy Gilgamesh postanowił uraczyć swoich przeciwników Szatańską Pożogą wewnątrz ciasnej kaplicy Krueger stracił już wszelką nadzieję na lepsze jutro. Doprawdy, Gross? Życie ci, kolego, niemiłe?
A jednak potrafił go zrozumieć, bo czy i w jego przypadku, kiedy wpadał w furię, nie było podobnie? Na co dzień stoicki spokój i zdrowy rozsądek być może faktycznie maskował jego mordercze zapędy, ale niekiedy demony przejmowały nad nim górę, a teraz chyba nie miał innego wyjścia jak włączyć się w tę krwawą jatkę. Dostrzegł bowiem w jakim położeniu znalazł się Grossherzog, i nawet jeśli chłopak sam sobie taki los zgotował, to jednak Franz nie mógłby zostawić przecież drugiej części pałkarskiego duetu samej sobie. Co się bowiem w ogóle wydarzyło? Cóż, Gilgamesh zaatakował samego szefa aurorów, a swymi czarnomagicznymi sztuczkami najwidoczniej rozjuszył i jego kolegów. Franz dostrzegł, że jeden z aurorów poczuł się do swoich obowiązków i zdecydował się ruszyć przełożonemu na ratunek. Już sam Alastor nie był łatwym przeciwnikiem, walcząc z dwoma Gross prawdopodobnie miałby niewielkie szanse na zwycięstwo.
Krueger wziął się więc w garść, wyciągając zza paska swoją różdżkę. Zabawne, że do tej pory w tym tłumie pozostawał niezauważony. Tym razem jednak zamierzał zaznaczyć swoją obecność i wyciągnąć swojego kumpla z tarapatów, a korzystając ze wspomnianej wcześniej sposobności bycia w cieniu (albo cieniem) skierował wpierw koniuszek czarnego bzu na Moody’ego.
„Facibus” – nie musiał wygłaszać inkantacji zaklęcia na głos, dysponując umiejętnością posługiwania się magią niewerbalnie. Ktoś prosił o więcej ognia? Szef aurorów chyba nie miał lekko. Teraz musiał uważać nie tylko na to, by nie dać się złapać przez pochłaniające wszystko w zatrważającym tempie płomienie pożogi, ale także i na to, by czasem samemu nie zostać płonącą pochodnią.
Alastor wydawał się jednak wystarczająco osłabiony, zaś w umiejętności Grossherzoga Franz nigdy nie wątpił, stąd Niemiec postanowił pozostawić nieszczęśnika w jego rękach. Sam skierował zaś różdżkę na Lorcana, by uwolnić Gilgamesha od nierównego pojedynku, który przewidywał, że młody acz zdolny chłopak stanie do walki z dwoma, i to nie byle jakimi, aurorami. Dwie wiązki światła zaczęły sunąć w stronę przybyłego Moody’emu na pomoc aurora. Haemorhaggia i Sectumsempra. Dwa niezbyt przyjemne i niezwykle czary, którymi raczej nikt nie chciałby oberwać.

Śmierciożercy, atak na Alastora i Lorcana

Zaklęcia z kostkami:
#1 Facibus w Alastora
#2 Haemorhaggia w Lorcana
#3 Sectumsempra w Lorcana
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 22:14

The member 'Franz Krueger' has done the following action : Dices roll


'k6' : 2, 3, 3
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 22:58

Kolejność kostek:
Spoiler:

Ethran:

Sytuacja chłopaka była na tyle nieciekawa, że jego wybór był co najmniej zadziwiający. Po pierwsze zdecydował się stanąć po stronie Śmierciożerców, którzy w większości zdawali się żywić do niego urazę, a po drugie, miast wybrać odosobnionego przeciwnika, zaczął ciskać zaklęciami obszarowymi, skupiając na sobie uwagę... cóż, wszystkich.
Jedna z osób, którą zaatakował, kobieta z blizną na policzku wykazała się trzeźwością umysłu i refleksem, atakując go zwykłym zaklęciem rozbrajającym, był przecież uczniem, nie wypadało go poturbować. Expelliarmus, który rzuciła w niego kobieta był szybszy niż jakiekolwiek zaklęcie rzucone przez chłopaka, wytrącił mu z ręki różdżkę, która poturlała się po pod jedną z ławek, uniemożliwiając jakikolwiek dalszy atak.
Ethran stał tak, wyraźnie oniemiały, wyraźnie szukając wzrokiem różdżki, kiedy kara boska spadła na niego... Niepozornie wyglądająca niewiasta bez chwili wahania wystosowała cios, który ewidentnie nie przystawał młodej damie, będąc na tyle mocnym, że na chwilę ogłuszył niczego nie spodziewającego się chłopaka, nie zwalił go z nóg, ale za to przywołał pod jego powieki nieprzebraną ciemność, której towarzyszył niewiarygodny ból. Z niebywałą gracją wylądowała przed nim, ale ten najpewniej nie widział jej ruchów, ani nie słyszał słów. Dopiero ból płynący z innego miejsca sprawił, że chłopak nieco otrzeźwiał. Z rozoranej ręki płynęły niewiarygodne ilości krwi, aż dziw bierze, że będąc w takim stanie, chłopak dał radę uchylić się przed ciosem w twarz. Możliwe, że to adrenalina pozwoliła mu na ten wybryk, bez wątpienia ostatni, bowiem cios Gilgamesha, który trafił prosto w sam środek splotu słonecznego odebrał mu resztki sił, sprawiając, że upadł na podłogę, nie mogąc złapać tchu. Zresztą tuż przed ciosem od Ślizgona półprzezroczysta postać, która krążyła po kapliczce od samego początku cisnęła w niego popiołem zmieszanym z piachem naniesionym na rzadko sprzątaną podłogę, nie miał szans zobaczyć zmierzając w jego stronę łokcia Gila. Nic dziwnego, że nie obronił się przed zaklęciem mknącym w jego stronę, nie miał przecież swojej różdżki, a ciało zdecydowanie go nie słuchało. Przyjęcie magicznej energii nie bolało go wcale, ale swędząca wysypka pojawiła się zaledwie kilka sekund później, ginąc w natłoku bólu bezustannie płynącego z pokiereszowanych części ciała.
Widząc ucznia, który przeżywał prawdziwe piekło (dosłownie, do leżącego Ethrana zbliżała się właśnie szatańska pożoga!), nauczyciel astronomii teleportował się do niego i zabrał go z miejsca zdarzenia, najprawdopodobniej do Świętego Munga. Oby tylko się nie rozszczepili!

W następnym poście Ethran jest proszony o zrobienie z/t w sposób, jaki został przeze mnie opisany, do tego musi rzucić kością k10, gdzie „1” będzie oznaczało rozszczepienie przy teleportacji. Następnie proszę o napisanie w Świętym Mungu.

Pożoga szalała w najlepsze. Wszyscy dookoła zastanawiali się cóż za głupiec wywołał magiczny pożar na tak niewielkiej przestrzeni i pojmowali kiedy widzieli jak Gilgamesh próbuje opanować swój twór, który czasem go słuchał, a czasem biegł w zupełnie inną stronę, trawiąc wszystko co stanęło mu na drodze. Tłum, który był tu jeszcze przed chwilą znacznie się przerzedził, niektórzy uciekli już w momencie kiedy Cygnus został rozbrojony, inni chcieli walczyć, ale widząc pożar, w panice deportowali się tam gdzie pieprz rośnie. Płomienie w kształcie rozpędzonego geparda zmierzały w stronę Resy, zapowiadając powtórkę z małego przypalania, które miało miejsce rok temu, na szczęście zaklęcie Aerona osłabiło zaklęcie na tyle, że gepard wpierw miał ogromną dziurę zamiast głowy, by zaraz przybrać postać małego kotka. Pożar, który do tej pory panoszył się trochę bardziej niż ktokolwiek mógłby sobie tego życzyć, pod wpływem zaklęcia Stewarda trochę przygasł tylko po to, by zaraz buchnąć z nową siłą, jakby pod wpływem złości pragnął zaatakować jak najwięcej osób. Connor Campbell, któremu zajęła się szata, parząc przy tym lewy bark nim ten zdołał się ugasić, teleportował się z kapliczki, widząc, że poparzenie może nie być najgorszą konsekwencją dłuższego przebywania w tym miejscu. Ogień docierał również do innych osób, o dziwo działając wybiórczo. Ominął na przykład Lorcana, ale za to dotarł do Marcusa, któremu zaczął palić się cylinder. Pożoga zmierzała w stronę Aerona w postaci ogromnego węża, który wysunął swój ognisty język by liznąć jego szatę na samym środku torsu. Sarah nie miała wiele szczęścia do ognia, nagle ubranie na jej plecach zajęło się ogniem, a Resa, co prawda uratowana przez Aerona przed samymi płomieniami, została zaatakowana dymem, który wdarł się do jej nosa i oczu, utrudniając widzenie oraz wywołując kaszel. Podobny los podzielili Daniel oraz Castiel, walczący ze sobą w najlepsze oraz Alecto.

/Ci, którzy zostali zaatakowani przez pożogę zostali wybrani w oparciu o statystyki (magia żywiołów) oraz moją ocenę sytuacji.

Osoby, które zajęły się ogniem powinny jak najszybciej się ugasić, zajmie to jedną akcję, którą w zwykłych okolicznościach można by poświęcić pojedynkowi! Lepiej to zrobić, niegaszony pożar być bardzo nieprzyjemny w skutkach.

Osoby, do których dotarł dym muszą zrezygnować z jednej akcji na rzecz kasłania i przecierania oczu, Resa za to otrzymuje modyfikator -1 do kości.

Connor opuścił temat z niewielkim i niegroźnym poparzeniem na barku.

Nessy i Remus opuścili temat bez obrażeń.

Czas na odpis do 13.09 (czwartek) do godz 21:00


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon 10 Wrz 2018, 00:27, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyNie 09 Wrz 2018, 22:58

The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll


#1 'k6' : 5, 1, 2

--------------------------------

#2 'k6' : 3, 1, 5

--------------------------------

#3 'k6' : 1

--------------------------------

#4 'k6' : 4
Alastor Moody
Alastor Moody

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyPon 10 Wrz 2018, 00:38

Moody podejrzewał, że jego wystąpienie, tak skandaliczne mając na uwadze przyjęte normy społeczne wywoła oburzenie... Może nawet serie zaklęć, dlatego nie opuszczał swojej różdżki ani na moment. Wieloletnie doświadczenie nie zawiodło go i tym razem. Z początku przymusowy pobyt w Mungu opóźnił jego akcje, ale później przyznał, że wizyta na pogrzebie pozwoli mu w prosty sposób dorwać parę osób, których miejsce jest w Azkabanie. Dobrze by było, aby ten, który od dłuższego czasu wprowadza niepokój i chaos w życie ludzi miał jak najmniej zwolennikow. Nawet Dumbledore widział w nim zagrożenie, chociaż nakazywał ostrożność w swoich zachowaniach.
Moody odbijał zaklęcia, ale rozwścieczony ojciec, który stracił dziecko to niezrównoważona osoba, zdolna do wszystkiego. Musiał w nawale zaklęć zamyślić się o pół sekundy za długo, kiedy to stracił swoją różdżkę i stracił równowagę. Szczęśliwy zbieg okoliczności przywiódł mu Lorcana na ratunek. Tylko jego chłodny rozsądek i refleks pozwoliły mu zyskać cenne sekundy, które pozwoliły mu sięgnąć po swoją różdżkę. W porę się zorientował, że kolejna osoba celuje w niego różdżkę, planując zrobić z niego żywą pochodnie. Nie ruszał ustami, więc najpewniej nie czekał aż Moody go zauważy, lecz używał magii niewerbalnej w czym upewnił go pędzący czar. Postanowił zrobić taktyczny unik, zabezpieczyć się tarczą, oraz jeśli się udało, zdzielić napastnika równie paskudnym zaklęciem. Nie miał zamiaru brać jeńców.

1.Unik
2.Protego Horribilis (Franz)
3.Arrowhora (Franz)

Uwaga! Wkradł się błąd, ten post jest liczony jeszcze do poprzedniej tury, tak jakby był dodany przed postem MG ~Huncwot


Udało mu się uniknąć skutków zaklęcia Gilgamesha i na tym skończyły się jego sukcesy, szef biura aurorów został bowiem... żywą pochodnią. Nie brzmi jak awans, prawda? Może to dlatego, że znajdował się na najwyższym szczeblu swojej kariery? Alastor Moody stanął w ogniu, warcząc z bolesnej złości i starając jakoś się ugasić nim ogień wyrządzi w jego ciele niemożliwe do odwrócenia szkody. Udało mu się jednak rzucić w stronę Franza zaklęcie.

Arrowhora otrzymuje modyfikator -2 ~MG
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 EmptyPon 10 Wrz 2018, 00:38

The member 'Alastor Moody' has done the following action : Dices roll


'k6' : 4, 1, 5
Sponsored content

Cmentarz - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 4 Empty

 

Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Cmentarz
» Opuszczony Cmentarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Hogsmeade
-