IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Pokój gościnny #2

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Bill Steiner
Bill Steiner

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyNie 16 Lut 2014, 13:50



Pokój gościnny #2


Ta sypialnia przeznaczona jest dla jednej osoby. Pokój jest jeszcze mniejszy, znajduje się tutaj niewielkie łóżko, szafka nocna i szafa na rzeczy osobiste. Duże okno, zakryte ciemnymi zasłonami. Niedrogo.

Alex Hall
Alex Hall

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 26 Mar 2015, 21:56

STOP

Eliksir przelany z fiolki do przezroczystej szklanki z whisky zasyczał cichutko, a powstała żółtawa para uniosła się w powietrze w postaci niewielkich spiralek. Hall zakręcił delikatnie trzymanym w dłoni szkłem, obserwując jego zawartość – wyglądało na to, że składniki połączyły się bez żadnego problemu.
- Możemy go wybudzać - rzucił, odstawiając mieszankę tuż obok butelki ustawionej na wyraźnie przykurzonej szafce nocnej.
Gdy przybyli do Dziurawego Kotła niedalej jak kwadrans temu, Tom o dziwo nie był tak zdziwiony na ich widok, jak powinien. Czy to normalne, że niektórzy jego goście taszczyli ze sobą nieprzytomne ciała? Paskudna gęba Wilsona zniknęła co prawda pod przezornie rzuconą iluzją, która zmieniła go w młodzieniaszka pokrytego trądzikiem, ale spokój właściciela był naprawdę porażający. Alex upewnił się, by dyskretnie podsunąć mu dodatkowego galeona, kiedy płacił za pokój i butelkę dobrej whisky. Czuł, że to ostatnie zdecydowanie się przyda.
Pomieszczenie nie było duże, dokładnie w sam raz jak na ich aktualne potrzeby. Tylko łóżko mogłoby być ciut szersze, Jared wyglądał, jakby miał się zaraz przelać z niego na podłogę... Ściany, drzwi oraz okna uderzone kilkoma zaklęciami zapewniającymi brak podsłuchu oraz odbierające możliwość zajrzenia do środka przez moment rozbłysły błękitem, by w mgnieniu oka powrócić do normalnego stanu. Hall wrócił jeszcze myślami do gabinetu szefa w ministerstwie – zaplombowany małą wredną klątwą, pozostawiony w stanie nienaruszonym po wybuchu mężczyzny musiał zaczekać do ich powrotu. Pozostawiając w rękach Sofii wybudzenie Wilsona, Alex wziął do ręki odstawioną wcześniej szklankę, w której znajdowało się whisky wymieszane z eliksirem uspokajającym o nieco zmienionej formule. Miał zapobiec kolejnemu, potencjalnemu wybuchowi oraz rozjaśnić w głowie. Alkohol nic nie zmieniał, w wypadku tego konkretnego „pacjenta” mógł co najwyżej łatwiej skłonić do konsumpcji. Blondyn podsunął go szefowi, gdy ten otworzył oczy i podniósł cielsko do pozycji siedzącej.
- Do dna.
Jared Wilson
Jared Wilson

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 26 Mar 2015, 22:01

Podwójna Drętwota podziałała na tyle, aby wprawić Wilsona w stan chorej bezbronności. Osunął się na ziemię obojętny na to, co właśnie zrobił. Rozwalenie gabinetu na wióry, zaatakowanie niewinnego człowieka za samą czelność przekroczenia progu czy zamordowanie sów przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wilson nigdy się z niczego nie tłumaczył, mając w nosie opinie mediów i Ministerstwa. W tym przypadku znając życie będzie musiał wymyślić bajkę o tajnym brutalnym szkoleniu dla ostatniego piętra Ministerstwa, sprawdzenie lojalności pracowników, ich reakcje na niepokojące wrzaski i dźwięki. Cokolwiek wciśnie mediom, uwierzą w to w jakiejś części, a resztę sobie dopowiedzą. Ale na chwilę obecną, Wilson był błogo nieświadomy co dwójka jego podwładnych z nim wyrabia. Na dobrą sprawę dobrze, że o tym nie wiedział. Był przekonany, że może im zaufać, chociaż nigdy nie był dla nich bezinteresownie miły.
Gdyby miał wybór, Jared poleżałby w nieprzytomności przez najbliższe parę dni. Dwadzieścia minut od chwili utraty kontroli nad sobą to było za mało, żeby na powrót stać się oschłym, gburowatym Wilsonem, którego nienawidzi trzy czwarte społeczeństwa. Łóżko było zdecydowanie za małe i nie do końca wygodne. Zdawało się trzeszczeć przy najmniejszym ruchu mężczyzny, gdy zaczął się wybudzać. Pierwsze co poczuł to obolałe ciało od dwóch Drętwot naraz. Najważniejsze, że podziałały i odcięły go od braku samokontroli. Teraz, pozbawiony różdżki był o połowę mniej groźny fizycznie, bo emocjonalnie i mentalnie był wrakiem, cholernie niebezpiecznym głównie dla siebie samego. Drugą rzecz jaką poczuł to rozrzedzony smak alkoholu w ustach. Usiadł o własnych siłach, wypił to, co ktoś mu dawał, przeklinając go pod nosem za profanację whiskey. Machnął w pewnej chwili ręką dając znać Hallowi, aby się odsunął. Miał mroczki przed oczami. Czuł się jak po starciu z dzikim smokiem, a obolałe ramię tylko go rozdrażniało. Nie wybuchnął jednak, dzięki zażytemu płynowi płynącemu w żyłach. Trzecie co do niego dotarło to to, co się działo chwilę temu. Równie dobrze mogło się to wydarzyć kilka tygodni wstecz. Wilson zacisnął czarne łapy na łóżku i odpychając się od niego, podniósł się do pozycji pionowej. Szafa, o którą się gwałtownie oparł głośno trzasnęła, aż dziw, że nie runęła. Otumaniony wspomnieniami i rozpierduchy, której był autorem jeszcze nie zauważył, że oprócz Halla jest w pokoju jeszcze ktoś. Ktoś, kto nie powinien tutaj być. Jeśli podejrzewano Jareda o posiadanie wyrzutów sumienia wobec tego, co zrobił, to się grubo mylono. Był wściekły, chociaż pierwszy raz nie na kogoś, tylko na siebie. Oparł się ramieniem o szafę i oddychał powoli, rozważając możliwe scenariusze najbliższej przyszłości. Cisza w pokoju nie szła mu na rękę, chociaż była oczywista.
- Dwadzieścia pięć lat. - powiedział sam do siebie martwym, pozbawionym nieśmiertelnej ironii, głosem. W końcu zauważył Sofię. Podniósł głowę i zgromił ją wzrokiem. Krwawiący policzek nie wzbudził w nim poczucia winy ani sumienia. Rozjuszył, co było widać w jego zmęczonych podkrążonych ślepiach. Obecność Halla rozumiał, ale ona? Nie powinno jej tutaj być. Wściubiała nos w nie swoje sprawy. Wilson zaczął podejrzewać, że specjalnie pcha się w tego typu sytuacje, żeby go nie tylko pozbawić pozycji szefa (co się jej nie uda, w końcu nie była tak dobra jak on), ale i zafundować sobie katusze w pracy. Czy Wilson umiał być wdzięczny? Umiał, ale nie wobec Clintonówny, na którą nie mógł teraz patrzeć.
- Nikt o tym nie wie. - martwe słowa skierował do Halla, ale nie było w tym groźby czy szantażu. Zamilkł, bo poczuł się nagle zmęczony. Wyczerpany dwudziestoma pięcioma latami bycia zimną skałą niezdolną utrzymać własnej rodziny w całości. W dwóch wielkich krokach podszedł do okna, chwiejąc się przy tym jak pijany. Odsłonił poszarpaną, brudną zasłonę i wyjrzał na ciemne, puste ulice. Gdyby miał lepszy humor, pochwaliłby tę dwójkę za dobre zaklęcie.
- Daj mi różdżkę, Alex. Panuję nad sobą. - jedyne, czego teraz pragnął to upić się do nieprzytomności. Ogarnęła go wielka pustka. Nagle wszystko stało mu się obojętne. To, że widzą go z ludzkiej marnej i dennej strony, że jeśli nie wymyśli barwnej historyjki to równie dobrze może złożyć wymówienie. To, że od dzisiaj nie będzie taki sam jak zawsze. Zemsta, którą karmił się od dwudziestu pięć lat nie osłabła, a wzmocniła się i doda mu więcej sił, gdy jego płuca i ramię wydobrzeją. Nie był w stanie nawet wytłumaczyć tej dwójce co się stało i dlaczego to się stało. Jako jedyni zasługiwali na wyjaśnienia, a Wilson nie umiał wydusić z siebie podziękowań. Był typem człowieka, który odwdzięcza się materialnie w czasie, a nie od razu i nie byle nic nie wartym słowem. Jeszcze nigdy nie był tak zmęczony. Zakrył ręką oczy, próbując się uodpornić na treść otrzymanego listu. Płonąca świeca na stole przez chwilę zwiększyła swój ogień jako odpowiedź na "panuję nad sobą". Nie miał sił mówić ani myśleć całkowicie wyprany z emocji. Nigdy w życiu nie stracił nad sobą kontroli w takim stopniu. Wilson czuł się staro. Jakby w ciągu tej godziny postarzał się o kolejne dwadzieścia pięć lat. Zacisnął mocno szczękę i czekał aż podane "whiskey" ogarnie wszystkie jego członki. Nie był w stanie się odwrócić i spojrzeć na Sofię i na Alexa. Nie powinni nigdy tego widzieć. Powinien ich zabić, skoro już ujrzeli prawdziwą dziwną twarz swego przełożonego, ale skoro go tutaj przywlekli z dala od ludzi mając dziesięć okazji na pozbycie się go raz na zawsze, będą kwita.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 26 Mar 2015, 22:02

Miarowe pulsowanie wyczuwalne pod opuszkami dwóch palców tylko utwierdzało młodą Włoszkę, że mężczyzna, którego przed chwilą zaatakowali żyje i na razie nie ma zamiaru opuszczać ziemskiego padołu – choć wiele osób najpewniej, by się z tego faktu ucieszyła. Nie zapominajmy, że nieprzytomny Wilson dalej pozostanie Wilsonem – wiecznie nadętym gburem i chamem, który zmiótłby podwładnego nawet wtedy gdyby temu rodziło się dziecko. Cóż z tego, że ona i Hall mieli odrobinę więcej oleju w głowie wymieszanej z empatią i zdrowym rozsądkiem. To było jasne, że sami musieli się ewakuować, bo gdyby zostawili Jareda samemu sobie nie dość, że naraziliby się na jego gniew – ale nie tylko! Minister Magii nie byłby zadowolony gdyby świeżo upieczony szef Biura Aurorów został znaleziony nieprzytomny w swoim zdemolowanym gabinecie, którego wyposażenie i aranżacja zdjęła sen z powiek architektom. Co z tego.
Kobieta jeszcze raz powiodła wzrokiem po pomieszczeniu, które wyglądało gorzej niż największe speluny, w których miała okazję do tej pory bywać. Kawałki szkła chociaż tworzyły malowniczy pejzaż na podłodze, a słońce odbijało się w okruszkach to mimo wszystko tworzyły pewnego rodzaju zagrożenie. Jeżeli Czarna Łapa odzyskałaby panowanie nad sobą nie wiadomo co tym razem zdołałby zrobić, jak zareagować na fakt, że jego podwładni go chcąc nie chcąc zaatakowali. I chociaż zachował resztki jasnego umysłu to Zośka nie do końca ufała tej kwestii. Poruszyła się niespokojnie, kiedy Alex zajął się niewiele od niej młodszym zastępcą ministra. Kiwnęła głową nawet tego nie komentując, bo nie było potrzeby. Nie oferowała swojej pomocy bo wiedziała, że były Gryfon poradzi sobie doskonale – w końcu miał krzepę czy potrafił sprytnie odpyskować, więc nie martwiła się o jego postać. Bardziej skupiła się na leżącym Jaredzie, który postarzał się w ciągu tych kilkunastu minut co można było zauważyć niemal od razu gdy się na niego spojrzało. Pajęcza linia zmarszczek wokół oczu dodawała mu powagi, a przymknięte powieki drgały za każdym razem kiedy ta poruszyła się gwałtowniej, chociażby po to by odgarnąć porozwalane elementy całej tej skomplikowanej konstrukcji. Zamachnęła się raz, ale nie na tyle by posprzątać wszystko bo na to nie było czasu.
Pozostali sami, a Sofia przez chwilę poczuła jak sztywnieje na całym ciele, jak serce zaczyna jej wolniej bić, a ona staje się niewiarygodnie zmęczona. Zastanawiała się też co mogło zepsuć tak dobrze zapowiadający się dzień. Co mogło się stać, że Wilson z chwili na chwilę zmienił się w prawdziwą krwiożerczą bestię, która jest nie tylko niebezpieczna dla otoczenia ale i dla samego siebie. Chciałaby go o to zapytać, ale wiedziałaby, że jedynie na co mogłaby liczyć to na niewybredny żart, ewentualnie odwarknięcie, że to nie jej sprawa. Może i nie była, może i miałby rację, ale czuła się w obowiązku wiedzieć. Po prostu. Korzystając jeszcze z okazji, że Hall w chwili obecnej zajmuje się czyszczeniem terenu wokół gabinetu – jego dudniący głos dochodził zza ściany. Jej wzrok automatycznie powędrował na twarz czarnoskórego, a ona lekko pieszczotliwym i całkowicie niewymuszonym ruchem poprawiła mu kołnierzyk od koszuli, którą miał na sobie. Palcami zahaczyła o jego brodę i zaraz zabrała dłoń zdając sobie sprawę z tego co właśnie zrobiła. Zwyzywała się w myślach i wstała niemal natychmiast nawet nie patrząc na Wilsona do momentu gdy nie musiała pomóc stażyście w postawieniu go do pionu. Przez resztę drogi się nie odzywała tylko biła z myślami.
Podróż minęła gładko, korytarze ministerstwa świeciły pustkami – zwłaszcza te na siódmym piętrze, tak więc domyślała się, że młody wykonał swoją robotę doskonale. To ona zamieniła przełożonego w pryszczatego młodzieniaszka co by nie wzbudzić większych podejrzeń. Tomowi z baru tak naprawdę się nie tłumaczyli, bo nie musieli. Byli znanymi i cenionymi osobami – to właśnie dzięki nim większość czarodziejów mogła spać spokojnie – ale kto mógłby o tym wiedzieć. Zapłacili za pokój i skierowali się na górę starając się nie budzić podejrzeń. Czar prysnął niemal od razu gdy znaleźli się w niedużym pokoju gościnnym, w którym znajdowało się łóżko, stosunkowo nieduże, szafa, kilka krzeseł wraz ze stołem i inne wyposażenie sypialni, mniej lub bardziej potrzebne. I ona zajęła się osłoną pomieszczenia, w którym wylądowali. Kilka zaklęć ochronnych, tak na zaś. Umieli się zabezpieczyć – wspólnie brali udział w wielu podobnych akcjach. Ta jednak zostanie zapamiętana na dłużej.
Kilka krótkich poleceń, wymiana zdań i Sofia pozwoliła sobie przywłaszczyć jedno z tych niewygodnych krzeseł, które ustawiła zaraz przy łóżku nieprzytomnego jeszcze Jareda. Pochyliła się nad nim nie do końca wiedząc jak go wybudzić. Oczywiście odsunęła od siebie myśl, by wejść w rolę księcia z bajki całującego śpiącą królewnę, bo byłoby to wielce niestosowne, tak więc po prostu zamachnęła i strzeliła go z otwartej dłoni w lewy policzek. Mogło zapiec, przez parę chwil mogła utrzymać się również czerwona smuga, aczkolwiek powinno zadziałać. Metoda stara i znana, często wykorzystywana zwłaszcza w ich kręgach kiedy nie mogli sobie pozwolić na czułe wybudzenie drugiej osoby. Na powrót stała się tylko aurorem, a nie kobietą, z którą jakiś czas temu Jared spotkał się na obiedzie. Zacisnęła usta w cienką linię i tylko obserwowała w milczeniu jak Alex podsuwa szefowi szklankę z eliksirem wymieszanym z whisky, której mieli obecnie pod dostatkiem. Drgnęła gdy mężczyzna postanowił wstać, aczkolwiek jedyne na co się zdobyła to na rzucenie pytającego spojrzenia w stronę najmłodszego – zdawała się pytać czy na pewno można mu pozwolić na coś takiego, Niby nic, wstanie z posłania jednak biorąc pod uwagę jego obecny stan było to ciut niebezpieczne. Spoglądała tylko na wielkie cielsko ex Ślizgona, który poruszał się ostrożnie ale z pewną dozą niecierpliwości i narwania, którego nie pozbędzie się nigdy. Wyglądał jak wrak człowieka, i najpewniej tak się właśnie czuł, jednak ich dwójka dalej nie wiedziała co się stało, co nim tak wstrząsnęło i co rozjuszyło go do tego stopnia, że podniósł rękę na współpracownika.
Odprowadzała go spojrzeniem piwnych oczu, które z chwili na chwilę zwężały się coraz bardziej. Poważna twarz Sofii wyrażała jedynie cierpliwość i gotowość do działania. Mimo, że siedziała i nie za wiele się odzywała – widocznie pojęła powagę sytuacji dalej trzymała dłoń na swojej różdżce, która pójdzie w ruch gdy zajdzie taka sytuacja czy potrzeba. Wsłuchała się w głos Jareda, dziwnie pusty i ochrypły. Nie zrozumiała dokładnie o co chodzi – dwadzieścia pięć lat to kawał życia. Praktycznie całe jej życie jakby na to nie patrzeć. Uniosła brew i tyko odwzajemniła rozjuszone spojrzenie czarnoskórego, który jak widać nie był zbyt zadowolony z faktu, że znajduje się tutaj wraz z nimi. Niestety, ale jako jedna z nielicznych Clintonówna zdecydowała się zajrzeć do gabinetu szefuńcia i to ona teraz właśnie siedziała tutaj zamiast na zebraniu czy w terenie z innymi aurorami, o nieco gładszej aparycji. Kącik jej ust drgnął, jednak sam grymas nie dotarł do oczu.
- Dzień dobry, śpiąca królewno. – Przywitała się słodko wiedząc doskonale, że igra z ogniem. Jedno niewłaściwe słowo i najpewniej wyląduje na ścianie – nie bała się jednak, bo wiedziała, że Łapa jest przemęczony i osłabiony czy niezdolny do trzeźwego myślenia. Dlatego gdy ten poprosił o zwrot różdżki skrzywiła się niemiłosiernie i podniosła się ze swojego miejsca najpierw mierząc wzrokiem Halla, a potem postać solenizanta.
- Byłoby lepiej jakbyś się położył, Jared. Twoja różdżka znajduje się w bezpiecznym miejscu i nie sądzę, by byłaby Ci teraz potrzebna. – Odezwała się zaraz pewnym siebie głosem, w którym pobrzmiewała nutka niecierpliwości. Wolałaby, gdyby facet po prostu leżał spokojnie w łóżku i sobie wszystko poukładał w myślach, wydobrzał, a dopiero potem się ogarnął. Podeszła do drewnianego stolika, na którym znajdowała się karafka z whisky i jeszcze dwie czy trzy szklanki wykonane z grubszego szkła. Jedną z nich pochwyciła i nalała szczodrze bursztynowego płynu, w którym najpierw sama zamoczyła usta, czując niemal od razu na języku dobrze znany smak, by za moment zmniejszyć dystans dzielący ją, a najstarszego aurora w towarzystwie. Wiedziała, że ten ma niejaki fetysz, który nie wiadomo skąd się wziął, ale skoro co rano pija kawę z jej kubka to i alkoholem nie powinien pogardzić. Zwłaszcza, że sama mu nalała i naznaczyła naczynie. Wcisnęła mu w dłoń szklanicę mając nadzieję, że go to trochę uspokoi. O tym co stało się nie dalej jak pół godziny temu nie powie nikomu – to chyba jasne, że teraz łączyła ich niejaka zmowa milczenia. Jeszcze raz spojrzała na przełożonego, zastanawiając się dlaczego wcześniej unikał jej spojrzeń. Westchnęła i wróciła na swoje miejsce.
- Wypij wszystko. Należy Ci się. – Rzuciła na odchodne przez ramię i gdy znalazła się na bezpiecznej odległości przymknęła na moment powieki.
- Rozumiem, że nie dowiemy się co się stało, prawda? – Spytała po pewnej chwili, którą przerywało jedynie tykanie wiekowego zegara, którego mała wskazówka zacięła się na trójce.
Alex Hall
Alex Hall

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 26 Mar 2015, 22:03

Pokusić się o stwierdzenie, że był to zdecydowanie niestandardowy dzień w pracy, stanowiłoby wielkie soczyste niedopowiedzenie. Z biegiem czasu aurorów coraz trudniej zaskoczyć – zmuszani przez okoliczności oraz wymogi pewnych zadań do styczności z całą gamą przypadków wykraczających poza wszelkie schematy, uodparniają się na anomalie, bestialstwa i pogwałcenia zasad ze strony zła, z którym walczą. W tych przypadkach sumienie nie ma żadnych wątpliwości, że powzięte postępowanie jest słuszne. Co jednak robić, gdy we własnych szeregach następuje spontaniczny samozapłon, jak pozostać lojalnym, nie naruszając podstaw swojego charakteru?
Alex ani na moment nie spuszczał wzroku z pracującego między łykami gardła Wilsona, upewniając się, że wszystko co powinno zostać wypite, powędrowało prosto do żołądka. Eliksir, który podał szefowi, miał za zadanie wyciszyć nerwy nie odbierając przy tym jasności myślenia i naturalnej sprawności. Nie ogłupiał jak większość tego typu mieszanek, a zwyczajnie pozwalał na ponowne opanowanie własnego ciała, nieco chłodniejsze spojrzenie na emocje, jakich się doświadczyło. Gestem ani słowem nie rzucił się, by zabraniać Jaredowi wstania z łóżka, a na spojrzenie Sofii odpowiedział tylko delikatnym zaciśnięciem ust w wąską linię i niemal niewidocznym wzruszeniem ramion. Wilson nie był dzieckiem, jeśli się potknie i przewróci, będzie musiał żyć z nabitym guzem. Co prawda mamrotanie o dwudziestu pięciu latach nic Hallowi nie mówiło, jednak brzmiało dosyć niepokojąco – cokolwiek nie ciążyło czarnoskóremu, dla niego było okresem obejmującym całe życie, a więc szmatem czasu. Skłamałby, gdyby powiedział, że w ogóle nie interesowało go, co takiego doprowadziło Jareda do stanu człowieka-huraganu. Choć niekoniecznie przyjemny dla otoczenia, zazwyczaj odznaczał się opanowaniem, chorobliwie wręcz chłodną kontrolą nad emocjami, której w pewien sposób mu zazdrościł, sam posiadając zbyt gorącą głowę.
Opierając się biodrem o nocną szafkę, złowił spojrzenie szefa i zadziwiająco puste słowa, których w skromnej opinii Alexa w ogóle nie trzeba było wypowiadać. Mimo to kiwnął nieznacznie głową, tylko po to, by potwierdzić, że doskonale rozumiał wagę utrzymania incydentu we względnej tajemnicy. Na tyle ile było to możliwe. Gdyby tego nie pojmował, nie oczyściłby korytarzy ministerstwa z ciekawskich gapiów i nie zaczopował na krótko każdej mijanej dziurki od klucza czy judasza, ale skąd Wilson miał wiedzieć, co zostało zrobione w trakcie jego oszołomienia...
- Dopóki nie usiądziesz, w tym stanie jedyne co możesz zrobić tą różdżką, to wydłubać sobie oko - stwierdził spokojnym, niewymuszonym tonem, który miał nadzieję zabrzmiał wystarczająco przekonująco. Kątem oka uchwycił żywsze spalanie świecy, zastanawiając się, czy nie przygotować drugiej porcji mieszanki z pozostałej połowy fiolki grzecznie czekającej pod połą marynarki. Jakkolwiek śmieszne by się to nie wydawało, każdy wierzchni element odzieży Alexa zaraz po kupieniu przechodził małe przeróbki – dołożenie kieszonek na fiolki, z którymi zwyczajnie nigdy się nie rozstawał. Czuł się bez nich jak bez ręki, być może samodzielnie wywołując kolejne względnie nieszkodliwe na większą skalę natręctwo.
Młody auror odetchnął bezgłośnie, mimowolnie podnosząc dłoń i lekko pocierając czoło, by jak najdłużej odpędzać powoli zbliżający się ból głowy. Choć wziął u Toma całą butelkę whiskey, w tej chwili nie był już taki pewien, czy był to aby na pewno dobry pomysł. Jeśli schleją Jareda, sytuacja może rozwinąć się dwojako – albo padnie, albo chętniej powie im, co naprawdę zaszło. Hall zdecydowanie wolałby wierzyć w opcję numer dwa, bo mając w rękach fakty z czystym sumieniem razem z Clintonówną mogliby wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę dla ministerstwa. Jakoś wątpił, czy Wilson by się do tego pokwapił, a brak jakiejkolwiek informacji byłby gorszy niż słabe wytłumaczenie, zachwiałby moralami w sposób znaczący.
Jared Wilson
Jared Wilson

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 26 Mar 2015, 22:07

Robiło się ciemno. Pierwszy raz od rozwodu, czyli od jakiegoś tygodnia, z ulgą pomyślał, że nikt na niego nie czeka. Nie ma do kogo wracać. Nie musiał się spieszyć ani nikomu tłumaczyć. Ani pokazywać w stanie chorobowym, bo chory był, szczególnie mentalnie. Już ćwierć wieku.
W spokoju mógł wyciszyć swoje nerwy i skwapliwie zaplanować krwawą i okrutną zemstę na tych, których dopadnie. Wilson miał teraz moc. Mógł wyciągnąć z pierdla gościa pod byle pretekstem, a następnie dotkliwie się zemścić. Bez magii, bez świadków i bez śmierci. Wyobraźnia podsuwała mu miliony scenariuszy, których powstydziłby się sam Voldemort. Otrzymany opóźniony list wydobywał z mężczyzny pierwotne okrucieństwo, bo tylko ono mogło przynieść mu ukojenie i satysfakcję. Załamał się dzisiaj, ale tylko na krótko. To nigdy więcej się nie powtórzy, nigdy do tego nie dopuści, bo nic teraz nie mogło go wytrącić z równowagi. No, chyba, że ten ktoś jest seksowną Włoszką doprowadzającą go swoją obecnością do szewskiej pasji.
Aurorzy powinni czynić dobro, strzec prawa i porządku et ce tera et ce te ra. Wilson nie potrafił wpasować się w tę definicję. Przeczył wszystkiemu, bo był aurorem, względnie stał po stronie dobra przez prowadzenie misji i wsadzanie ludzi za kratki, ale poza tym wyglądał bardziej na Śmierciożercę niż na stróża sprawiedliwości. Nawet on nie potrafił się przygotować na samego siebie i na to, co przed chwilą przeżył. Na pewne sytuacje nic nie jest w stanie przygotować. Oparł się całym ciężarem ciała o ścianę przy oknie. Ciągle czuł w mięśniach efekt podwójnej Drętwoty. Dziwił się, że udało mu się wstać, ale miał już problem z utrzymaniem pionowej pozycji. Czuł na plecach i karku czujne spojrzenia tej dwójki. Zaś uderzenie i powitanie Sofii jeszcze nie zostało skomentowane. Jeszcze. Póki co chronił ją eliksir od Halla, który zażył i który zaczął działać.
Spiął mięśnie i urósł w oczach. Teraz usłyszał w ustach Sofii swoje imię. Zabrzmiało dziwnie i nie tak, jak powinno. Zero pogardy i obrzydzenia, czyli stałych elementów towarzyszących przy wymawianiu jego imienia. Zwracania się do niego w ten sposób. Cel ostał osiagnięty, zwróciła na siebie jego uwagę, ale czy aby na pewno było to rozsądne posunięcie? Warknął coś pod nosem, niezadowolony z odpowiedzi Alexa. Odwlekali nieuchronne. Nie chcieli mu oddać różdżki pomimo, że już nad sobą panował. Bez broni czuł się chory.
Sofia stąpała po cienkim lodzie. Przyniosła mu whiskey, czym się chętnie poczęstował, skoro tak bardzo chciała kłopotów. Pociągnął spory haust alkoholu, nie krzywiąc się od ognia parzącego przełyk. Potrzebował wiele litrów tego napoju, aby się upić. Jeśli planowali go rozpić, zwykła butelka nie wystarczy. Gdy Panna Seksowna Włoszka zechciała odejść na bezpieczną odległość, auror złapał niespodziewanie jej łokieć. Bezpieczna odległość to był drugi kraniec świata, a nie pokoju. Nie bawił się w delikatność, bo ten gest delikatny miał nie być. Coraz mocniej zaciskał łapsko wokół jej kończyny, uziemiając ją w tym miejscu, w którym stała. Poruszył szklanką i zapatrzył się przez chwilę w bursztynową taflę alkoholu. Albo mu się zdawało, albo brzeg naczynia był ciepły, gdy mu je podawała. Igrała z losem, oj igrała. Nie podobał mu się ten smak.
- Jesteś zwolniona, Clinton. Zaatakowałaś swojego szefa Drętwotą, następnie go uderzyłaś, a teraz próbujesz mu matkować. - powiedział to bardzo poważnie. Nie wypuszczał jej. Wypił do końca trunek, nie interesując się, że nie wypada pochłaniać wielkimi łykami alkoholu w towarzystwie. Zachowywał się jak co najmniej alkoholik. Oblizał usta, odstawiając szklankę na brudny parapet. Wbił ślepia w kobietę, a konkretniej w porysowany szkłem policzek. To dopiero pierwsza fizyczna szkoda będąca efektem przebywania tak często w jego towarzystwie. Powinna opamiętać się już dawno i dołączyć do ludzi mających o nim nie pochlebne zdanie. Nienawidził jej coraz bardziej, choć niczemu nie była winna.
- Nie spełniasz moich próśb ani rozkazów. Ciebie Hall, zawieszam w obowiązkach. - dodał nie zmieniając tonu i nie pozwalając im odczytać swoich prawdziwych intencji. Wypuścił w końcu łokieć Sofii, nie spuszczając jednak z niej czarnych ślepi. Ugodowo domyślała się, że nie dowie się absolutnie niczego od niego. Miała oczywiście rację, ale jednak dzisiaj w Wilsonie obudziły się ludzkie odruchy - nie wiadomo na jak długo. Milczał wysłuchując reakcji dwójki aurorów, które go nie ruszały. Czekał aż poruszą mózgownicami i zrozumieją ukryty przekaz. Wilson odwrócił się od okna.. Uniósł głowę na swoich podwładnych i zaciskał mocno szczękę. Ten dzień i ta noc będą bardzo długie, przynajmniej dla niego.
- Osoba, której szukałem dwadzieścia pięć lat została zamordowana. - zdziwił się jak łatwo było mu to powiedzieć. Wypowiedział to gładko, choć przez pół sekundy dało się dostrzec przebiegający po jego twarzy skurcz ukrywanego bólu. Tylko przez pół sekundy, czyli o wiele za mało, aby być pewnym jego prawdziwości.
- Będę potrzebował waszej dwójki do czegoś, co prawdopodobnie nie zostanie pochwalone przez nowego ministra magii. - nie musiał mówić do czego. Dało się to wyczytać z morderczych błysków w jego oczach i w każdej dziś nabytej zmarszczce. Ponownie przeczył swojemu zachowaniu. Najpierw ich "zwolnił", w co mogli wierzyć bądź nie, a następnie proponował coś, co mu ułatwi osiągnięcie ostatniego celu. Zaciągając go tu, obezwładniając na niemą prośbę i tuszując za tym wszystkim ślady udowodnili mu, że może im ufać. Sofia i Alex mieli szansę na wcielenie się do bliższego grona Jareda. Ale czy to było jakieś osiągnięcie? Kto by chciał mieć z nim cokolwiek wspólnego? Teraz Jared nie był aurorem. Był wściekłym człowiekiem z krwi i kości, z przekrwionymi oczami i siatką zmarszczek na czarnej twarzy. Jego ślepia były zimne, pozbawione tego czegoś, co było wczoraj i przedwczoraj obok gburowatości. Wilson wydawał się teraz zdolny do wszystkiego…
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 26 Mar 2015, 22:08

Auror różnił się pod wieloma względami od zwykłego, dorosłego czarodzieja. I wiedział o tym doskonale każdy, kto wcześniej miał możliwość współpracowania z taką oto jednostką. Każdy z nich był na pewno wyjątkowy - i wcale nie chodziło tutaj o ponadprzeciętne umiejętności bojownicze, a o charakter. Złożony, nie ocierający się o denne schematy. Taki, który zapadał w pamięć.
Dobry auror to twardy auror. Sprytny, potrafiący odnaleźć się w każdej sytuacji, trzeźwo myślący i z odrobiną empatii. Nie każdy jednak taki był, wzorcowy. Bo trafiały się jednostki wyjątkowo wybitne, którym pojęcie empatia było całkowite obce.
Można ich było porównać do złych gliniarzy, FBI czy innego CSI: Miami – zazwyczaj nie mieli skrupułów, by osiągnąć swój wymarzony cel, a i wielu z nich zahaczało o tajniki magii tak czarnej jak łapka Wilsona. W głębi jednak gdzieś tliła się w nich nadzieja na lepsze jutro, marzenia czy zwykła troska o innych. Czy było tak w przypadku Jareda, który tak naprawdę zniechęcał tylko ludzi do siebie? Krok po kroku, słowo po słowie? Nie potrafił powiedzieć dziękuję czy przepraszam. Palił za sobą mosty i niszczył coś, co mogłoby stać się czymś wielkim. Gdyby tylko chciał, co?
To prawda. Zwróciła się do niego po imieniu, bo nie dość, że była świadkiem jego upadku to na dodatek znajdowali się poza pracą, w miejscu niedostępnym dla każdego, chronionego. Chcąc czy nie chcąc została wplątana w osobistą zemstę pana W, o której zaraz im opowie. Nie chciała być niemiła, nie chciała być złośliwa, bo po prostu zdała sobie sprawę, że musiało stać się naprawdę coś strasznego skoro człowiek, którego zna już kilka dobrych lat, i który zawsze opanowany mógł świecić przykładem stracił kontrolę i rozwalił swój gabinet. To nie było zwykłe przewrócenie biurka, rzucenie krzesłem czy zbicie szyby. To była istna furia, która wyrządziła szkody nie tylko te materialne, ale i psychiczne – wystarczyło rzucić okiem na czarnoskórego, by wiedzieć, że stało się coś złego. Możliwe, że chciała okazać mu troskę, która gdzieś tam w niej tkwiła i którą okazywała tyko najbliższym. Czyżby Jared stał się dla niej kimś więcej niż tylko szefem? Na pewno nie
Podała mu alkohol i chciała odejść, wrócić na swoje miejsce, by go jeszcze bardziej nie denerwować swoją osobą. Najchętniej nie odzywałaby się i tylko wysłuchała burkliwej paplaniny przełożonego, który najwyraźniej miał im coś do powiedzenia. Zaskoczona nagłym dotykiem - nie! Mocnym uściskiem odwróciła głowę, by móc spojrzeć na Wilsona. Dosłownie przez chwilę na jej twarzy odtworzył się grymas bólu i niezrozumienia, który zaraz zamienił się w istną furię. Najpierw zmarszczyła brwi- pomiędzy nimi zakwitła delikatna zmarszczka, która pojawiała się zawsze kiedy panna Clinton głęboko się nad czymś zastanawiała. Potem otworzyła lekko usta, formując je w małe, okrągłeo jakby nie do końca rozumiejąc co do niej powiedział. Zamrugała gwałtownie i zaraz kącik ust jej drgnął nieznacznie, by po chwili uformować się w szeroki uśmiech.
- Zwalniasz mnie? – Spytała, podczas gdy z jej gardła zaraz też wyłonił się perlisty śmiech – zupełnie jakby usłyszała przedni dowcip i nie mogła się powstrzymać od pokazania odpowiedniej reakcji. Śmiała się prosto w twarz Wilsonowi, kiedy ten w dosyć tradycyjny sposób pozbawiał ją właśnie stanowiska. To nie był zwykły śmiech, przynajmniej nie teraz – wyczuwało się w nim niepokojącą nutkę, która najpewniej nie umknęła ani jednemu ani drugiemu. Piwne i czujne oczy pociemniały, przysłonięte niczym chmurą gradową, a sama Włoszka wyrwała swój łokieć z nasilającego się uścisku. Zrobiła to gwałtownie, tak samo jak to co stało się po sekundzie. Oczywiście odczekała, aż jej SZEF dopije alkohol, który mu podała – gdy szkło wylądowało bezpiecznie na parapecie, brudnym czy też nie, ta zamachnęła się momentalnie prawą ręką na twarz swojego jeszcze do niedawna przełożonego. Nie interesowało ją to co do niej mówił, czy na nią patrzył czy też nie. Była zdenerwowana, co można było zauważyć niemal od razu. Jej spojrzenie ciskało gromy, usta tworzyły cienką i zgrabną linię, a sama Sofia aż się rwała, by dokopać poszkodowanemu. Jej cios był mocny – lata praktyki, wielokrotnie miała do czynienia z nachalnymi amantami czy wyjątkowo paskudnymi facetami, dlatego też gdy poczuła jak jej knykcie stykają się z szorstkim policzkiem Jerry’ego w jej oczach można było dojrzeć jedynie pogardę i wzburzenie. Klatka piersiowa Clintonówny poruszała się miarowo, może nieco zbyt szybko jak na jej gust, a sama pannica płonęła żywym ogniem.
- Jak śmiesz, Wilson! Jak śmiesz zwolnić kogoś, kto starał Ci się pomóc?! – Uniosła się momentalnie i w razie czego spięła się momentalnie, gdyby Jared chciał jej oddać- wtedy starałaby się osłonić przedramionami. Była jednak w takim stanie, że lepiej jej nie dotykać. Warczała i miotała przekleństwami w swoim ojczystym języku mając nadzieję, że nikt z obecnych nie rozumie ani słowa. Byłoby wstyd gdyby dowiedzieli się jakimi określeniami dysponuje ta młoda kobieta.
- Gdyby nie moja pomoc najpewniej siedziałbyś na dywaniku u Ministra! – Wyrzuciła z siebie jednym tchem i wbiła paluch zakończony paznokciem muśnięty szkarłatem, który idealnie współgrał z odcieniem jej sukienki w klatkę piersiową aurora. Była wściekła! Czuła Jak włoski na karku jeżą się i elektryzują, a jej samej brak hamulca. Zrobiła błąd, że go uderzyła. Wcześniej miałaby nawet wyrzuty sumienia, ale teraz? Została zwolniona, bo co? Bo chciała pokazać, że jest coś warta?
- Dyskryminujesz mnie, bo jestem kobietą! To ja jestem zwolniona, ale Hall nie? Solidarność plemników, do cholery, tak!? – Kolejna mieszanka brytyjsko – włoska, ostre spojrzenia i seria szybkich i płytkich wdechów. Starała się uspokoić, co jej jednak nie wychodziło. Znowu zaklęła siarczyście i zacisnęła pieść mocno, omal nie wybijając zębów Czarnej Łapie. Ratowała go, ratowała, bo zrobiło się jej go żal, bo chciała mu pomóc, pokazać, że może na nią liczyć w każdej sytuacji. A teraz on jednym słowem rujnuje jej karierę, o którą walczyła do ostatniej kropli krwi.
- Pieprz się, Jared. Serdecznie mam Cię dość. – Syknęła jeszcze zbliżając swoją twarz do jego twarzy, pokonując wszelkie bariery między nimi, po czym odsunęła się i odeszła. ODESZŁA i lepiej niech nie próbuje jej zatrzymywać, bo dostanie znowu po twarzy. Pamiętajmy, że Sofia jest Włoszką, denerwuje się szybko, tak samo szybko zachwyca się byle czym, a w przypadku utraty pracy, która ostatnimi czasy była dla niej cóż, wszystkim nie miała żadnych skrupułów przed zrobieniem czegokolwiek.
Na moment zapomniała, że w środku pomieszczenia znajduje się jeszcze Hall – jego nawet nie obdarzyła spojrzeniem tylko pomknęła, by opaść na łóżku – właściwie na jego krawędzi, tyłem do obu mężczyzn. Nie miała ochoty na nic patrzeć ani z nimi rozmawiać. Zachowała się jak dziecko, to bardzo możliwe, ale zważywszy na fakt, czego się przed chwilą dowiedziała miała w pełni prawo. Sam kazał im się oszołomić! Nie miała także innego wyjścia jak uderzyć go w twarz, by ten się w końcu wybudził. Schowała twarz w dłoniach, nie zwracając uwagi na zeschniętą krew na jej policzku, która stworzyła swoistego rodzaju ciemny strup. Odetchnęła głęboko czując jak cała drży na ciele, jak ją nosi, jak organizm domaga się nie tylko nikotyny ale i alkoholu. I czegoś, co siedziało w niej głęboko. Pierwszą ze swoich zachcianek mogła spełnić. Jako, że przed wyjściem z Ministerstwa zgarnęła po drodze swój czarny płaszcz niemal natychmiast wsunęła ręce do kieszeni w poszukiwaniu paczki papierosów i zapalniczki – srebrnej z wygrawerowanymi inicjałami, teraz trudnymi do odczytania. Wyciągnęła jedną z fajek i włożyła ją między wargi, po czym korzystając z pamiątki po jednym z kochanków odpaliła to komercyjne cudo. Momentalnie zaciągnęła się, niemalże z lubością, przymykając powieki i korzystając z tej chwili wytchnienia. Jej ręce dalej się trzęsły, dlatego dopiero za drugim razem udało się jej prawidłowo podłożyć ogień. Ignorując resztę towarzystwa otaczała się chmurą dymu, która wsiąkała powoli w każdy skrawek jej jasnej skóry, ciemnych i gęstych włosów jak i w resztę mniej lub bardziej ważnych elementów.
Zaciągała się raz za razem, może odrobinę za szybko, dalej nie zwracając uwagi na swoich kompanów, do momentu gdy Jerry nie zaczął mówić. Jej ręka w powietrzu zawisła, a usta uformowały się w ironicznym uśmieszku. Całe szczęście, że jej nie widział.
Nie wiedziała kogo szukał przez tyle lat, domyślała się jedynie, że był to ktoś dla niego ważny. Może bliska rodzina, stary znajomy, przyjaciel z dzieciństwa? Nie dopytywała, bo to nie miało sensu. I tak by jej nie odpowiedział, zwłaszcza po tym co zrobiła. Poza tym to o czym mówił teraz, kłóciło się z tym o czym mówił przed chwilą. Kobieta ponownie się wyprostowała i zmrużyła ślepia nie do końca rozumiejąc co się właściwie dzieje.
- Uznasz mnie pewnie za głupią, ale za cholerę nie mogę pojąć Twojego toku rozumowania. – Odezwała się ochrypłym od emocji głosem, po czym znowu się zaciągnęła i kiwnęła głową. No tak, mogli być podsłuchiwani. To pewnie dlatego to całe przedstawienie.
Chociaż i tego nie była pewna.
- Nieważne. O co konkretnie chodzi? – Spytała na powrót przyjmując niezobowiązujący ton, w którym jednak dalej tkwiła pewnego rodzaju uraza do zachowania jakie Wilson jej przedstawił. To, że było jej głupio to jedno, ale to, że czarnoskóry czarodziej jak zwykle zabawił się jej kosztem to druga sprawa.
Musiała się uspokoić. Napić. Coś rozwalić.
Alex Hall
Alex Hall

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptySob 28 Mar 2015, 18:43

To, w co zostali uwikłani wraz z Sofią, pospieszając swojemu gburowatemu szefowi z pomocą, zaczynało Hallowi przypominać jedną z tych porażająco prosto skonstruowanych opowiastek spod znaku miecza i szpady, jakie czytał będąc ledwie odrosłym od ziemi dzieciakiem. Był zraniony bohater, był nieznany antagonista, element zemsty po latach... Problem w tym, że Wilson nijak nie  pasował do formy prawego, trzymającego się zasad bohatera, chcącego sprawiedliwości wymierzonej zgodnie z zasadami panującymi w otaczającym go społeczeństwie. Ale po kolei...
Alex ani drgnął ze swojego miejsca, obserwując wymianę zdań zachodzącą między Sofią a Jaredem – nie nawykł wtykać rąk między drzwi a framugę, jeśli nie zachodził taka potrzeba, jakkolwiek nieprawdopodobne mogło się to wydawać osobom, które miały okazję przebywać z nim dłużej niż podczas krótkiego spotkania. Ludzkie emocje stanowiły rozległe, grząskie bagno po jakim zwyczajnie nigdy nie potrafił zbyt dobrze nawigować i raczej unikał tego typu sytuacji. Wystarczyło, że własne uczucia stanowiły dla niego zbyt wielką niewiadomą, labirynt, w którym znajdowało się zbyt wiele zakrętów, zbyt wiele ślepych zaułków, by czuć choć odległą formę komfortu, gdy przekraczało się jego próg. Wystarczyło się nie zastanawiać, żyć aktualną chwilą, zamiast roztrząsać kwestie, które w ogólnym rozrachunku miały przynieść więcej pytań niż odpowiedzi. Hall miał proste priorytety, proste zasady jakimi kierował się w życiu – działały od wielu lat i nie miał zamiaru ich zmieniać. Trochę z wygody, trochę z obawy przed czymś nie do końca sprecyzowanym, do czego nigdy by się nie przyznał. Szkolna przynależność do Domu Lwa wciąż mocno z nim pozostawała mimo upływu lat, przypominała, że w każdej sytuacji powinien znaleźć w sobie odwagę, której przecież nigdy mu nie brakowało. Ale jeszcze nie teraz. Być może nigdy nie będzie musiał dokładniej przyglądać się labiryntowi, który nie wiedzieć kiedy rozrósł się w jego własnej głowie, nie pytając o pozwolenie.
Para zielonych oczu zwęziła się lekko, gdy Wilson najpierw zwolnił Clintonównę, a w kolejnym zdaniu zawiesił i jego. W pierwszym odruchu chciał się zwyczajnie rzucić szefowi do gardła, wstrząsnąć nim, żądać wyjaśnień ciskając gromami i nie baczyć na fakt, że Jared stał nad nim w hierarchii, że nie był kimś, kto pozwoliłby się zgnoić bez odwetu. Krew Alexa zawrzała domagając się ujścia dla powoli podnoszącego łeb gniewu. Przed swego rodzaju katastrofą uchroniło go nagłe wspomnienie spokojnego głosu, który tak uparcie powtarzał wiele razy „opanuj się, spójrz na to  z dystansem” – wciąż z tą samą cierpliwością, z tym samym oddaniem, z niezachwianą pewnością. Pozwalając krzykom Sofii zlać się w hałas w tle, Anglik wziął wolny wdech, utrzymując go w płucach dłuższą chwilę. Wraz z wydechem odepchnął czerwonawą mgiełkę pojawiającą się w kątach widzianego obrazu. Nie zniknęła w całości, ale cofnęła się z cichym, wściekłym syknięciem,  gotowa zaatakować ze zdwojoną siłą w odpowiednim momencie.
Wargi młodego aurora samoistnie ułożyły się tak, by ich właściciel mógł powoli wygwizdać kilka dźwięków będących początkiem melodii, która zarówno dla niego jak i dla Sofii wiązała się z miłymi, czasem słodko-gorzkimi wspomnieniami. Wszystko zaczęło się od pamiętnej misji trzy lata temu, gdy dobrani w duet przez przełożonych, wyszli z potyczki pokiereszowani, pokryci szybko siniejącymi śladami. Choć wcześniej darli koty, dogryzali sobie bez opamiętania do tego stopnia, że głupio narażali powodzenie zadania, oczekiwanie na przedstawiciela ministerstwa zeszło im bez wymiany zdań. Tylko Alex skupiając się na oddychaniu i cieple opartej o niego aurorki, w pewnym momencie zaczął nucić, nie do końca potrafiąc przypomnieć sobie słowa. W jakiś dziwny, pokrętny sposób, gdy sytuacja stawała się naprawdę poważna, korzystał z tej samej metody już za każdym razem, by uspokoić nerwy Włoszki – zdawała się być bardzo podatna na jego sposób, choć nigdy wcześniej nie używał go w obecności osoby trzeciej. W pewnym sensie był to ich mały sekret.
- Nie zwolni nas. Teraz może sobie tak mówić, ale jesteśmy mu potrzebni – zaczął po tym, jak skupił na sobie uwagę Sofii. - Nikt nie miał wystarczających jaj, żeby wejść do gabinetu poza nami. Chce czy nie, to o czymś świadczy. Mylę się? – ostatnie pytanie skierował już do samego Jareda, przenosząc na niego spojrzenie, choć niekoniecznie oczekiwał odpowiedzi.
Ręce Alexa samoistnie skrzyżowały się na klatce piersiowej na wieść o morderstwie kogoś, kto najwyraźniej wiele znaczył dla przełożonego – ton jego głosu, napięcie widoczne w mięśniach i zimny blask oczu pozostawiał niewiele do wyobraźni, kiedy mówił, że zarówno Hall jak i Clintonówna mieliby być mu do czegoś potrzebni. Neutralizowanie śmierciożerców, czarnoksiężników czy innych istot zagrażających życiu i zdrowiu niewinnych było jedną kwestią, ale pomoc w zemście komuś, z kim nie miało się głębszych relacji? Musiał to przemyśleć – albo chociaż usłyszeć, co Wilson miał na ten temat dalej do powiedzenia.
Jared Wilson
Jared Wilson

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptySob 28 Mar 2015, 19:49

Szumiało mu w głowie i żałował, że to nie alkohol a wydobyte na wierzch brudne emocje, które prosiły się o ujście. Jared znalazł w sobie niespożyte mordercze popędy. Wyżył się na tej dwójce, chociaż tylko oni przybiegli z pomocą i udzielili jej mimo, że ich o to nie prosił. Uratowali mu tyłek i chociaż był im winny wdzięczność, nie potrafił się skupić i skoncentrować na tym co powinien zrobić a czego nie powinien. Pomimo zażytego eliksiru dotkliwie odczuwał skurcze serca. Miał ochotę kogoś udusić i wypruć flaki mimo, że wylał z siebie gniew na gabinecie, gdzie przez długi czas nie był poczytalny. Nawet teraz nie potrafił logicznie się zachować, bo wciąż rwał się do zadania komuś bólu. Padło na Sofię, bo stała najbliżej i najdotkliwiej go drażniła. Weszła w pole rażenia i teraz musiała cierpieć. Hall był tylko niewinnym dodatkiem.
Wilson powrócił na ziemię sprowadzony brutalnie. Drugi raz policzek go zapiekł od ostrego ciosu Włoszki. Głowa odskoczyła mu lekko na bok, gdy głośno go walnęła. Poruszył szczęką i przeczekał aż pieczenie minie a Sofia się rozwrzeszczy. To bardzo miła odmiana oglądać kogoś wściekłego zamiast samemu być w centrum zainteresowania. Gdy się złościła, skutecznie odciągała jego uwagę od podstawowych problemów. Nie miał wyrzutów sumienia, że tak ją potraktował. Ich oboje.
- Śmiem zrobić co mi się żywnie podoba. - odpowiedział grobowo, masując ręką obolały policzek. Miała krzepę w rękach, o czym się właśnie dotkliwie dowiedział. Minęła chwila słania soczystych przekleństw w różnych językach. Nie musiał ich znać, żeby domyślić się jak go nazywa. Wbrew oczekiwaniom nie rozzłościła go tym, a rozluźniła w stopniu minimalnym. Czerpał z jej wściekłości chorą satysfakcję. Spuścił głowę na jej smukły palec i czerwony paznokieć.
- Ucisz się w końcu. - warknął na nią, nic sobie nie robiąc z jej wściekłości, ataków ani słanych pod jego adresem przekleństw i morderczych myśli. Miał ważniejsze sprawy na głowie niż wściekła baba. Zmarszczył brwi, bo brakowało mu gniewu Halla. Ten zamiast rzucać się mu do gardła zaczął coś nucić, całkowicie mieszając w głowie Wilsonowi. Co się tutaj dzieje? Nie miał sił, był zmęczony, a jego ręce chciały kogoś udusić i zadać ból. Uniósł czarne ślepia na młodego, przez chwilę przeszywając go na wskroś.
- Nie mylisz się. - odpowiedział po chwilowym milczeniu. Nie wiedział czy napewno ich zwolni czy tylko ich zastraszył dla zabawy. Jak już wspomniano, Jared potrzebował zadać komuś cierpienie, aby poczuć się zdrowiej. Egoistycznie padało na nich i mieli święte prawo go za to nienawidzić. Wykazali się albo wielką głupotą wchodząc do jego gabinetu albo niezwykłą odwagą. Dał im parę minut wytchnienia i zamknął oczy. Widział jak na dłoni szkody w swoim ciele. Martwe części w środku; gnił powoli i cuchnął zemstą na kilometr. Ludzie umierali codziennie na świecie, ale Wilson nie zamierzał puścić tego płazem. Codziennie walczył w imię sprawiedliwości i starał się chronić niewinne jednostki oraz łapać winnych. Gdy ktoś tknął jego rodzinę, musiał za to okrutnie zapłacić.
- Muszę dostać w swoje ręce pewnego człowieka ukrywającego się w Szkocji. Zapłacę wam podwójnie, jeśli obiecacie mi dyskrecję. - jako szef nie mógł bez ważnej przyczyny wyjeżdżać za granicę. Nie mógł też nakarmić Ministra kłamstwem, bo ktoś może zacząć coś podejrzewać i wyniuchać nieścisłości. To byłoby tragiczne w skutkach, nie mógł pozwolić sobie na takie ryzyko. Jared oparł się plecami o ścianę, odczuwając dwukrotnie bardziej zmęczenie po całym dniu. Był na skraju wytrzymałości i kłóciły się w nim dwie części osobowości. Zapragnął zostać sam. Na końcu języka miał ostre rozkazy nakazujące im ewakuowanie się i zapomnienie o całej sprawie, ale gdy otworzył usta, nic się z nich nie wydobyło. Faktycznie teraz ich potrzebował i był na siebie za to wściekły.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyNie 29 Mar 2015, 11:27

Jak to jest być bezrobotnym?
Jak to gdy Twój szef, którego widzisz dzień w dzień, w świątek, piątek czy niedzielę zwalnia Cię kilkoma słowami. Zwalnia Cię za pomocą jednego gestu, twardego spojrzenia, kompletnie sobie nic z tego nie robiąc i najpewniej nie zdając sobie sprawy, że właśnie mógł zniszczyć komuś życie. Sofia ciężko pracowała na to co udało się jej osiągnąć w tak młodym wieku. Ba, zrezygnowała z durnego narzeczeństwa, z przyjaciół z Italii na swoją niekorzyść, bo niegdyś jej oliwkowa skóra stała się zupełnie blada kiedy zaczęła przebywać pod angielskim niebem niemal non stop. Nie mówiła nic, bo wiedziała jak należy się poświęcić dla dobra ogółu, sprawy, pracy. Przyjmowała na siebie razy, ostre i mocne co tylko dodatkowo ją zahartowało. Ale bolał ją fakt, że została zwolniona w takim momencie swojego życia kiedy mogła tak naprawdę zrobić wszystko, dopiąć swego i nie patrzeć się za siebie. I to za co, w imię czego? Że okazała serce, zdrowy rozsądek? Facetom się nie ufa, powtarzała jej najlepsza przyjaciółka i chyba miała rację.
Włoszka dalej siedziała na brzegu materaca z papierosem między palcami, którego filtr zaczęła powoli obracać, w skupieniu, zamyśle póki do jej uszu nie doszła znana i dość stara czy oklepana melodia wygwizdywana przez jej młodszego kompana. Mięśnie jej szczęki drgnęły, a sama kobieta zamarła w bezruchu dopóki nie przyswoiła tych kilku taktów, które siały spustoszenie w jej umyśle dociskając się do zdarzeń, o których czasami nie chciała myśleć, podczas gdy do innych lgnęła łapczywie. Jej rysy twarzy złagodniały, a ona sama odetchnęła powoli, starając się przystosować do nowej sytuacji w jakiej się znalazła. Nie było łatwo, bo znając temperament Zośki prędzej przyłożyłaby komuś jeszcze raz niż się uspokoiła, aczkolwiek zagrywka Halla spłynęła na nią jak zbawienie. Odwróciła powoli głowę, by móc spojrzeć na byłego ucznia domu, do którego sama uczęszczała, podczas gdy Wilson miał okazję widzieć tylko zarys jej profilu. Kącik jej ust drgnął ledwo zauważalnie, a spojrzenie panny Clinton wwiercało się w twarz młodszego aurora z wdzięcznością i czymś jeszcze, czego nie można było zweryfikować w tak krótkim czasie. Gdyby tylko dała szansę i nie zsunęła się tak szybko… Ponownie wsunęła papierosa między usta i zaciągnęła się głęboko z lubością i wyczekiwaniem na ciąg dalszy. Słowa Halla zapadły w jej pamięć, bo bądź co bądź tkwiło w tym jakieś ziarno prawdy. Uniosła spojrzenie ku górze i skupiła je na suficie, popękanym, na siatce zadrapań, które ciągnęło się niemal przez całą szerokość pokoju, w którym się znajdowali. Kiwnęła powoli głową przyznając przyjacielowi rację, bo chociaż nie do końca jeszcze się z tym zgadzała i nie ochłonęła wystarczająco to nie chciała znowu się kłócić i wyjść na najbardziej niedojrzałą, nawet jeżeli tak było.
Jeżeli Jared miał dla nich misję to naprawdę nie musiał ich zwalniać. JEJ zwalniać. Co przez to chciał pokazać? Że ma nad nimi władzę i może zrobić co tylko zapragnie? Przez takie zachowanie może stracić szacunek, którym był obdarzony, więc lepiej, by w najbliższym czasie zmienił do nich nastawienie, jeżeli chce jeszcze z nimi, a przynajmniej z nią współpracować. Smuga dymu omiotła jej twarz, a sama Clintonówna wyciągnęła długie nogi przed siebie, jednym uchem słuchając słów Czarnej Łapy.
- Jakieś szczegóły? Nie będę porywać się z motyką na słońce. O kogo konkretnie chodzi? – Spytała głucho nawet nie siląc się, by jej głos zabrzmiał choć w pewnym stopniu optymistycznie. Nie ukrywała się ze swoi paskudnym humorem i nadszarpniętymi nerwami, bo nie uważała tego za konieczne. Pewnie jeszcze przez kilka dni, tygodni czy miesięcy będzie chodzić wzburzona niczym polskie morze i nikt ani nic tego nie zmieni. Złość musiała sama przejść.
Nie oznaczało to jednak, że Włoszka nie była zaciekawiona tym co jej ex – szef miał na myśli. Czyżby szykowała się naprawdę gruba robota?

Alex Hall
Alex Hall

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyNie 29 Mar 2015, 22:53

Być może naiwnie, być może patrząc z nagłym dystansem na całą tę sytuację, Alex po pierwszym szoku nie przejmował się tak bardzo groźbą zwolnienia. Jared miał władzę, by wyszarpnąć im spod tyłków ciepłe stołki (nawet jeśli Hall siedział na swoim od września jednym półdupkiem) i był też człowiekiem z natury złośliwym. Gdyby sytuacja była trochę inna, blondyn spodziewałby się nawet wybuchu wrednego rechotu z uciechy ze zrobionego im żartu.
Cóż więc pozostawało? Nie brać do siebie każdego słowa, jak najsprawniej wyciągać z nich esencję tego, co kotłowało się pod Wilsonową łepetyną. Zadanie żmudne, nieprzyjemne i niewarte żadnych pieniędzy. A jednak znajdowali się wariaci skłonni spróbować.
Wieloletnie marzenia nastolatka o karierze aurora, widziane oczyma wyobraźni brawurowe pościgi, ważne misje, bycie kimś o wiele więcej niż niechciany łobuz, któremu nigdzie nie udało się zagrzać miejsca, pozostawienie po sobie trwałej zmiany na obliczu świata – wszystko to bladło w porównaniu z rzeczywistością cuchnącą żelazistym, ciężkim odorem krwi, w konfrontacji z wadami ponoć idealnego systemu. Alex wciąż nie wyobrażał sobie innego miejsca, w którym chciałby bardziej być, ale dostrzegając jego wady, utrata nie byłaby tak absolutnie dewastująca jak jeszcze kilka lat wcześniej.
Nie mylił się, ha. Przyznanie racji przez Jareda stanowiło jakąś dziwaczną gratyfikację, coś niewymiernego, co mimo wszystko w pewnym sensie obudziło w młodym aurorze odległe poczucie dumy. Nie potrafił czytać ludzi, zawsze w takich sprawach działał kierując się wadliwym instynktem, a jednak czasem się udawało. A potem jeszcze udało mu się trochę ugłaskać Sofię kilkoma dźwiękami melodii, którą oboje dobrze kojarzyli, jaka łączyła ich wspomnienia. Nie rozpędzasz się aby za mocno, Hall? Jeszcze ci ego spuchnie i odfruniesz w kosmos napędzany tym samouwielbieniem.
Mężczyzna zabrał z nocnej szafki niedawno otwartą butelkę whiskey, po czym wyciągnął swoją różdżkę z kieszeni i jednym ruchem ręki z odpowiednią formułą transmutował mebel w proste krzesło. Nie był to cud stolarstwa, ale wystarczył. Obracając swoje dzieło tyłem naprzód zajął miejsce, kładąc przedramiona na sztywnym oparciu i lekko kołysząc trzymaną wciąż za szyjkę butelką. Specjalne zadanie, które najwyraźniej nie mogło dojść do uszu ministra brzmiało co najmniej intrygująco, ale też porażająco nielegalnie. Podwójna stawka za dyskrecję? Tutaj Alex zmarszczył nieco brwi, odpychając nagłą potrzebę, by wziąć łyka whiskey.
- Co mielibyśmy z nim zrobić, dostarczyć w stanie nienaruszonym, czy skłonnym do rozmowy? – pociągnął po pytaniu Sofii, też chcąc wiedzieć jak najwięcej, zanim zdecydują się zgodzić na to wariactwo. - Czy może bardziej pobrudzić sobie rączki?
Anglik sięgnął pod połę marynarki, wyciągając krótką różdżkę szefa i rzucając mu ją, gdy upewnił się, że Jared na pewno śledzi jej ruch wzrokiem. Odczekali już chyba wystarczająco długo.
Jared Wilson
Jared Wilson

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyWto 31 Mar 2015, 14:25

W pierwszej chwili zapomniał, że poprosił ich, rozkazał niemo obezwładnić siebie, gdy nie zapowiadało się, że się opanuje. Sam nie rozumiał dlaczego zagroził im zwolnieniem, odruchowo wyżył się na nich za doznaną szkodę, która będzie się za nim wlokła następne ćwierć wieku. Wilson nie był przyzwyczajony powściągać swojego gniewu, w szczególności gdy przeżył stan, w którym mógł poważnie skrzywdzić tę dwójkę, a szczególnie Sofię. Niby kobiety są dobrymi aurorkami, ale czy tego chciała czy nie, dalej uważał ją za słabszą od męskiego aurora. Poranił jej policzek śląc na nią tuziny ostrych szkieł żyrandolu i okna, a to było nic w porównaniu co mógłby zrobić, gdyby go nie obezwładnili i gdyby Zośka podeszła do niego wtedy bliżej. Wyżył się na nich i musieli z tym żyć. Jeśli oczekiwali przeprosin, musieli się gorzko rozczarować. To, że miał im zaufać, bo udowodnili swoją wartość nie było mu na rękę. Całe życie pracował na swój własny rachunek i nie pozwalał nikomu wtrącać się w jego prywatne sprawy. Angażowanie tej dwójki było dla niego czymś nowym, a jak wiadomo, to co nowe i nieznane od razu wzbudza nieufność.
Oparty o parapet patrzył surowo na dwójkę aurorów. Oboje domagali się informacji, szczegółów, a Hall zaczął wątpić i słuchać zdrowego rozsądku, którego powinien pożyczyć Zośce, bo jej chyba go brakowało.
- Ściany mają uszy. Szczegółowe dane otrzymacie w przyszłym tygodniu. - nie mógł ryzykować, że ktoś go podsłucha.
- Waszym zdaniem byłoby znalezienie go w Szkocji i przyprowadzenie w stanie skłonnym do rozmowy. Dla zabawy możecie próbować go łamać tak, że gdy go dostanę, ma sikać ze strachu. Ten człowiek powinien mieć mniej więcej teraz pięćdziesiąt lat. Ale skoro rzuciliście na mnie dwie Drętwoty to jakiś dziadek nie powinien sprawić wam problemu, hm? - uniósł brew i złapał w locie różdżkę. Od razu poszła ruch, jeszcze zanim na dobre dotknęła jego ręki. W powietrzu pojawiła się paczka jego cygar, których miał nie palić. Łamiąc postanowienie o dbaniu w jakimś stopniu o zdrowie, zapalił w ślad za Zośką, która go nawet paleniem irytowała i drażniła. Pokój był teraz tragicznie zadymiony i dla osoby niepalącej po prostu duszący.
- Jeśli się zgadzacie, możecie już wyjść. Posprzątam. - dodał mniej uprzejmie, tak naprawdę mając ochotę się ich stąd pozbyć. Nikt nie wiedział, nawet sam Wilson, w jakim jest stanie i do czego jest zdolny. To, że odczekali trochę czasu przed oddaniem różdżki nie oznacza, że jest już całkowicie spokojny. Jeszcze nie ucichły w nim emocje, jeszcze chciały się wyrwać na światło dzienne. Tylko śmierć dwóch osób może dać mu satysfakcję i uwolnić od ciężaru, który dźwigał taki szmat czasu.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptyCzw 02 Kwi 2015, 13:17

Jasne obłoki gryzące dymu nachodziły na jej twarz, do tej pory skutą rozdrażnieniem i złością. Nie ukrywała się z tym jak się czuje, bo dlaczego miałaby to robić? Wilson ją wkurzył i to ostro. Nie będzie się chować po kątach i uciekać przed nim wzrokiem, kiedy tyle rzeczy się dzieje, a jej włoska krew tylko buzuje na sam wydźwięk jego głosu. Machała zniecierpliwiona nogą w rytm pogwizdywania Alexa - dziwna melodia nie chciała opuścić jej głowy i tylko siała zamęt. Nie zdradzała nikomu co łączyło ją niegdyś z Hallem i tak miało pozostać. Był jej chwilową słabością, młodszym kompanem, z którym łączyła ją nie tylko wspólny dom ale i ostry język. Czy każdy auror musiał być twardy i nieprzyjemny momentami w obyciu? Gdzie te wszystkie słodkie osóbki, które łagodnie spoglądałyby na ofiarę przywiązaną do kaloryfera? Pokręciła głową ponownie zaciągając się papierosem – rozkoszowała się palącym uczuciem sytości jednocześnie zastanawiając się nad rozkazem Wilsona. Nie mówiła nic do czasu.
Nie za bardzo chciało się jej również wierzyć o obietnicach dotyczących podwójnej stawki za zlecenie. Nie to, że potrzebowałaby gotówki, ale skoro już ma się poświęcić i wybrać za miasto to należałoby się ją jakoś w odpowiedni sposób wynagrodzić. Zainteresowało ją natomiast stwierdzenie, że mężczyzna, choć żywy nie musi być w idealnym stanie odstawiony… Jej wargi rozciągnęły się w uśmiechu, a sama Włoszka, aż wstała z niewygodnego łóżka i zgasiła fajkę na brudnej i tak już ścianie. Wdusiła popiół i zaciągnęła się resztką dymu papierosowego odzyskując na pewną chwilę swoją dawną witalność i zadowolenie z życia.
Nie przejmowała się chwilową utratą pracy, bo zawsze istnieje szansa, że Zośka zakręci się wokół kogoś wyżej postawionego niż Jared – kilka uśmiechów, gesty, obietnice. I wtedy słowa szefa aurorów spełzną na niczym, kiedy ona wróci na swoje stanowisko, o! Plan doskonały, zupełnie jak sama panna Clinton.
- Przemyślimy Twoją propozycję, Wilson. – Odpysknęła niezbyt przyjemnym tonem i chwyciwszy Halla za rękaw marynarki pociągnęła go ku sobie jednocześnie obdarzając czarnoskórego nieodgadnionym spojrzeniem. Wyglądała przez chwilę jakby chciała mu jeszcze coś powiedzieć, coś sympatycznego, z głębi serca jednak powstrzymała się i uniosłwszy wysoko głowę odwróciła się. Rozejrzała się jeszcze, by sprawdzić czy wszystko ze sobą zabrała, a że nic ze sobą nie miała takiego, to nie miało to sensu, by siedziała tu dłużej.
- Skontaktujemy się z Tobą. – Przedrzeźniła go jeszcze bezczelnie i otworzyła drzwi wejściowe. Najpierw bezpardonowo wypchnęła stażystę eliksirów z pomieszczenia – w jej geście można byłoby wyczuć pewnego rodzaju pieszczotę po czym ostatni raz tej nocy zerknęła na Jareda i nie mówiąc już nic zniknęła za dębowymi wrotami, na dodatek nimi trzaskając z pełną premedytacją.

Z tematu. Najpewniej cała trójca święta.
Jared Wilson
Jared Wilson

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptySob 02 Sty 2016, 20:30

Teleportował się w czasie marszu w samym środku wynajmowanego dotychczas pokoiku. Nie miał nastroju na pogawędki z Aberfothem, który jak na milczącego starca miał zbyt dużo do powiedzenia. Wilson zdjął z siebie przemoczone od śniegu okrycie i powiesił je na wieszaku. Kucnął przy kominku, Incendio rozpaliło suche kłody drewna. Manewrując w węglu pogrzebaczem, zanurzył się ponownie w myślach. Mógł w każdej chwili iść do mieszkania Gillisa i tam porządnie oraz godnie wypocząć. Mógł deportować się na granicę i wyjechać, tym razem na zawsze. Jednak coś kazało mu tu wrócić i o dziwo, zostać. Powinna być to rodzina. Już dawno przyzwyczaił ich do swojej nieobecności, jednak wraz z upływem czasu zaczął odczuwać coś na kształt tęsknoty. Co jak co, ale spędzali razem święta, które w tym roku oczywiście dalej będą obchodzone oddzielnie. Próbowali tworzyć rodzinę mimo, że byli tak różni. Wilson śmiał się gorzko w myślach. I Seth i Skai wrodzili się w matkę, a więc byli normalni. Nie zraził ich swoją krwią, nie było po nich widać ani ostrego charakteru ani ciągotek do brutalności. Wezwał do siebie swego syna, aby wybadać czy nie zagraża mu pójście w ślady ojca. Z drugiej strony chciał zobaczyć swe pierworodne dziecko i sprawdzić czy poradzi sobie w życiu. Ma już siedemnaście lat, jest pełnoletni. To zdumiewające, jak szybko dzieci rosną. Czas dzieciństwa miał za sobą, a więc czas na pokazanie brutalnej prawdy. Jednak czy Seth nie jest zbyt miękki? Łatwy do pokonania? Gdyby nie był jego ojcem, nigdy by go nie zatrudnił jako aurora. W tym zawodzie liczy się twardość i bezwzględność, a jemu tego brakowało. Popracują nad tym, a skoro Jared słynął z niekonwencjonalnych metod wychowawczych, Sethowi zapowiada się kubeł lodowatej wody...
Olbrzym odłożył pogrzebacz i zasłonił okna. Usiadł na krzywym krzesełku i westchnął ciężko. Dotychczas nie brał zbyt aktywnego udziału w ich życiu. Skoro jednak wrócił po tak długim czasie, powinien się czymś zająć dopóki nie postanowi wrócić na stałe do pracy. Kate może myśleć i mówić co chce. Ze Skai może robić co się jej żywnie podoba, ale w wychowaniu Setha, Jared miał zamiar mieć spory udział. Musiał mieć pewność czy chłopiec ma poukładane w głowie i przypadkiem nie jest miłośnikiem Lorda Voldemorta. Najwyższy czas, aby wszystkim pokazał, że nazywa się Wilson.
Jerry wyjął blaszane opakowanie i podpalił cygaro, zaciągając się dławiącym, mocnym dymem tytoniowym. Po spotkaniu z Clintonówną potrzebował pilnie się rozluźnić i ponownie nastroić na odpowiednie tony. Choć nie doszło do rękoczynów, Wilson poczuł się bardzo zmęczony po spotkaniu z Sofią. Zmęczył się całym życiem, które niezbyt mu się udało i nie zapowiadało się, aby nagle stał się normalnym człowiekiem.
Gość
avatar

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 EmptySob 02 Sty 2016, 21:17

Wyszedł ze szkoły tajnym przejściem, chcąc uniknąć konfrontacji z woźnym, który ostatnio chyba za dużo czasu spędzał na dręczeniu uczniów. Nie chciał się w tej chwili zastanawiać nad powodem, chociaż równie dobrze mogło go w ogóle nie być. Miał ważniejsze sprawy na głowie, takie jak na przykład spotkanie z ojcem, którego wieki nie widział. Odkąd rodzice się rozwiedli, to został w Hogwarcie jako jedyny przedstawiciel Wilsonów. Skai wyjechała z matką, trochę urwał się z nią kontakt, co było trochę przykre, jednak jeśli było jej dobrze, to nie mógł protestować i się wtrącać. Z matką zżyty bardzo nie był, raczej ojciec był jego autorytetem, którego nikt nie mógł podważyć. Chciał być taki jak on i do tego dążył. Może charakterem trochę się różnił, ale to tylko trochę pracy przed nim. Przynajmniej on tak myślał.
Gdy znalazł się w mroźnym Hogsmeade, mógł bez problemu użyć teleportacji, aby się przemieścić na ulicę Pokątną. Nikt raczej nie powinien zauważyć jego nieobecności, a nawet jeśli, to najwyżej zarobi kolejny szlaban. I tyle, po krzyku. Chociaż owszem, za krzykiem i złością Smoczycy to on wybitnie nie przepadał. No cóż, najwyżej pocierpi! Znajomi go będą kryli, ci którym powiedział, że wychodzi i wróci którejś grudniowej nocy. Był weekend, a on pełnoletni. Czy był jeszcze jakiś problem?
Chwilę później znalazł się przed drzwiami Dziurawego Kotła. Poczuł dziwny ucisk w brzuchu, jakby ze stresu, a przecież nigdy się nie denerwował przed jakimś ważnym spotkaniem czy egzaminem. Spotkanie z ojcem jednak było czymś, czego się obawiał. Nie widzieli się spory okres czasu, a jednak Seth ciężko nad sobą pracował, żeby stary Wilson był z niego dumny. Było zimno, więc to także mogło wpłynąć na jego samopoczucie, które w tej chwili można było ocenić na trzy z plusem. Po chwili wszedł do zatłoczonego pubu i pamiętając dokładnie numer wynajmowanego przez ojca pokoju, wspiął się od razu po schodach prowadzących na piętra wysokiego budynku. Gdy dotarł do celu, spojrzał na numerek przyklejony do drzwi, aby upewnić się czy to właśnie ten i nacisnął klamkę, po ówczesnym zapukaniu. Pewnie wślizgnął się do środka.
- Tato? - odezwał się, aby zwrócić na siebie uwagę. Z początku nie zauważył starego Aurora siedzącego w kącie pokoju, jednak gdy tylko mu się to udało wyprostował się, zdejmując ośnieżoną kurtkę.
- Teleportowałem się tutaj tak szybko, jak to było możliwe. Mam nadzieję, że nie czekałeś długo - powiedział, po czym uśmiechnął się do niego szeroko, aby zaraz później znów spochmurnieć. Nie bardzo wiedział jak się zachowywać przy Jaredzie. Miał wrażenie, jakby osobowość czarnoskórego przygniatała go brutalnie do ziemi, przypominając o tym, że był tylko jego synem, z którego raczej średnio był zadowolony. Tak mu się już na wstępie zdawało. Poza tym, wyjechał, zostawiając go samego w Hogwarcie, więc coś musiało być na rzeczy. Raczej nie zwalał na siebie całej winy, ale jednak chociaż część przypisywał nieudolnej próbie naśladowania kogoś, kim nigdy kropka w kropkę nie będzie.
- Jak tam? - zagadnął, chowając ręce do kieszeni dżinsowych spodni, czekając tym razem, jak ojciec wypowie jakieś słowa i tym samym zrówna go z ziemią.
Sponsored content

Pokój gościnny #2 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój gościnny #2   Pokój gościnny #2 Empty

 

Pokój gościnny #2

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Pokój gościnny #1
» Pokój Życzeń
» Nieopisany pokój #1
» Pokój Doriana Whispera
» Nieoznakowany Pokój #3

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-