IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Pub

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Phoebe Milloti
Phoebe Milloti

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyWto 16 Lut 2016, 16:59

Obserwując dosyć śmieszne reakcje Richarda, tłumione umiejętnie ale nie do końca w jasnozielonych oczętach, nie mogła po prostu wyjść z podziwu. Jak można być tak młodym, a jednocześnie tak odpowiedzialnym. Niemalże nudnym.
Przerażona, ale i zaciekawiona tym niezwykłym przypadkiem, przysunęła się nieznacznie bliżej pana Hendley’a. On w coś grał, czy serio był nieco naburmuszony?
- No przecież cię nie otruje - zażartowała potulnie, nie czując, że wobec jego nieufności żart był nie na miejscu. Bo w sumie trwała wojna Milloti, wiesz? Nie każdy podchodził do niej z takim lekkim sercem, jak ty.
W każdym razie, bo nie dajmy się tak łatwo porywać znowu złym emocjom, wspominać niedawno skończony dzień pełnej pracy - opisywania zaginięcia parunastu czarodziei i kolejnych ciałach zamordowanych mugolów, och nie - nie damy się nastraszyć raportom, które przepisywała na czysto i porządkowała w archiwach podczas gdy gdzieś tam ginęli niewinni ludzie, nie. Pheebs musiała się ogarnąć, i nie dać po sobie poznać, że gdzieś w środku ją też to wszystko dotyka. Po prostu nie było to na miejscu.
- Dziękuję - mruknęła zadowolona ze swojego smacznego, może nieco zbyt frywolnie i kokieteryjnie, jak to słusznie Richard ocenił, ale właśnie to była jej linia obrony. Zawsze. Po czym, jak gdyby nigdy nic - jak gdyby nie przemknęły jej przez oczęta zdjęcia tych wszystkich biedaków, upiła łyk whiskey. I przestała o tym myśleć, bo musiała, bo w końcu trzeba jakoś umieć żyć. I nie zwariować, szczególnie po pracy.
- Nigdy nie będziesz bardziej ciekawski niż ja - rzuciła ze smutnym uśmiechem na licu, pozwalając ponownie aby jej uwaga ponownie podryfowała w stronę czegoś błahego. Na przykład tych oczu. Oczy to on miał ładne - No a gdzie, w centrum wszechświata oczywiście. Najbardziej niedoceniania pani auror, z jedną gwiazdką przy nazwisku, kłaniam się i do usług. To cholernie smutne - że tu, na wyspach, awansuje się niezwykle wolno. No ale co zrobisz - wzruszyła ramionami, krojąc ząbkowanym nożem pysznego, półkrwistego steka. I zanim zaczęła delektować się jego smakiem, spytała ciekawie. Bo ciekawsza była, jest i będzie zawsze oraz niezmiennie - panienka Milloti.
- A Ciebie, gdzie tak męczą? I dlaczego tak szybko uciekasz, jak się rumienisz? To wszystko jest jakieś podejrzane.
I puściła mu oczko.
Gość
avatar

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySro 17 Lut 2016, 12:26

Czy on był właśnie podrywany? Przysiada się, szczerzy, teraz jeszcze przysuwa do niego. Krzyk "odwal się ode mnie kobieto" zawisł mu na końcu języka. Nawet zrobił złą minę i otworzył usta. Jeszcze ten jej głupi żart o otruciu. Kobieto, jest wojna! Jeśli Milloti zamierzała obniżyć napięcie to zbytnio się to nie udawało. Hendley musiał skorzystać ze swoich mistrzowskich umiejętności opanowywania emocji. Medytacja, ommm i tak dalej. Nie miał zbytnio jak przybrać odpowiedniej postawy, więc musiał zadowolić się skrzyżowaniem palców i zamknięciem oczu. Uspokój się Richard, uspokój...
-Czyli do irytująca i uparta mam jeszcze dodać ciekawska. Wiesz, przy pierwszym spotkaniu powinno się chyba mówić o sobie dobre rzeczy.
Spróbował zażartować kiedy uzyskał w miarę stabilny spokój. Phoebe była wkurzająca, nie wiedział tylko czy to jej urok czy skumulowanie dzisiejszego dnia. Tym razem postawił na to drugie.
-Pani auror? No proszę, ilu niewinnych ludzi dziś zamknęliście?
Nie mógł się powstrzymać by rzucić ten złośliwy komentarz. Wiedział, że nie zawsze to od nich zależało kogo zamykają tylko od Ministra, ale mimo wszystko nie był zadowolony z pracy ludzi których celem było złapanie Voldemorta. Jak już to robią to niech robią to porządnie, a nie wtrącają do Azkabanu zwykłego sprzedawcę lodów którego jedynym przewinieniem był brak drobnych na wydanie z 1 synkla.
-Mnie na codzień męczą w Hogwarcie, dzisiaj jednak w Ministerstwie i Mungu. Między innymi dostałem zrypę za nieobecność na wczorajszej operacji. Bardzo ciekawe zważywszy na to, że żadnego wezwania nie dostałem. Źle się zaczyna u nas dziać, ludzie skaczą sobie do gardła o nic.Na Twoje drugie pytanie na naszym poziomie znajomości nie odpowiem, jest dość prywatne.
Phoebe Milloti
Phoebe Milloti

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySro 17 Lut 2016, 18:18

- No dobra, niech ci będzie. Jestem też nieschematyczna, o ile tylko uznajesz to za komplement - mruknęła słodko, czując jak powoli i do jej serduszka wkracza niemała doza poirytowania. Ona chciała tylko porozmawiać, spędzić miło czas z nieznajomym w barze podczas gdy on pluł na nią całą żółcią, jaką konserwował w sobie od rana. Nieładnie panie Hendley, nie tak się myśli o pięknych, nieznajomych, aczkolwiek śmiałych kobietach - i nawet ten niby żarcik tych myśli nie kamufluje.
Pheebsowe źrenice nieco się zwęziły, gdy ta spojrzała na niego po raz kolejny. I tak, to był znak. Nie, nie taki znak ale ten drugi znak - w sensie groźba, no. I żeby to było jasne.
- Nie twój interes - mruknęła, czując jak mimowolnie jej dobre samopoczucie chyba chce gdzieś o niej uciec, bo to naprawdę było męczące. Ilekroć wychodziła z domu, by spotykać się z ludźmi, ktoś nieustannie oskarżał ją o nieudolność całego sztabu aurorów wobec coraz śmielej atakujących śmiercioli. Ale co może ona, żółtodziób i kryptostażystka wobec tak umiejętnie zorganizowanej bandzie psychopatów. No naprawdę niewiele, a poza tym musiała odpowiadać najpierw przed szefem, potem przed swoim sumieniem. Bo jeszcze wywalą ją na ulice, a stamtąd świata zbawia się o wiele ciężej.
- Dobra, nie chcesz, nie mów. Twoja sprawa, gdzie i po co krew tłucze ci się w krwiobiegu - powiedziała to niby niewinne, spoglądając z fałszywą skromnością na groszko-marchewkę na talerzu. Na Merlina, Milloti, nie przy stole - W każdym razie, nieźle. Naprawdę nieźle, ja bym nie umiała z dzieciakami - albo mnie wkurzają, albo jestem przy nich niekonsekwentna. Urocze smarkacze - mruknęła, krojąc ostatni z kawałków swojego słonego, czerwonopieprznego angusa - A źle dzieje się od dawna, w sumie nie powinno się już sobie ufać. Nie wiem jak tam w Mungu, ale w Ministerstwie jest paru ludzi, za których nie ręczyłabym głową. Ani nawet ręką, bo bym jej już nie miała. Szkoda tylko, że takim wszystko ujdzie na sucho - kasa.
Parsknęła, odsuwając od siebie talerz szybkim, stanowczym ruchem. Upiła łyka whiskey, zdusiła w sobie chęć zapalenia cygara na które nie było jej stać, po czym spojrzała wyczekująco na Hendley’a.
Test.
Gość
avatar

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySro 17 Lut 2016, 22:09

-Nieschematyczna? No, odrazu lepiej. O ile ten tym schematem nie jest kolejność wykonywania czynności podczas operacji, wtedy nie jest już ciekawie. Wiesz, na przykład tniesz, wyciągasz a dopiero potem tamujesz krwawienie. Przepraszam, zapomniałem się. Zresztą Tobie jako aurorowi to nie grozi więc...
Coś Ci Hendley te żarty dziś definitywnie nie wychodzą. Pora chyba się zacząć zmywać, zanim sobie z panny nie zrobisz wroga. Tym bardziej, że tekstem o zamknięciu ludzi poniósł jej ciśnienie. Głupi jesteś facet czasem, tyle lat ale w język się nie potrafi ugryźć. Musiał przyjąć na klatę to mordercze spojrzenie zielonych oczu. Richardowa zdolność kamiennej twarzy tym razem zadziałała. No chyba.
-Doszłaś do sedna Phoebe, nie powinno się już sobie ufać. Myślisz, że ja jestem taki zgryźliwy na co dzień? Wybacz jeśli Cie uraziłem, ale spotkaliśmy się w dość kiepskim miejscu. Nie żebym miał coś do Dziurawego Kotła...no dobra mam. Mimo nawet mojej oceny rozejrzyj się, i stań w mojej sytuacji. Siedzisz sobie spokojnie, podchodzi do Ciebie obca kobieta i swoim entuzjazmem próbuje Cie zjeść. Jak sama stwierdziłaś jestem miłym gościem, jednak nie w tym miejscu i przy wydarzeniach które się teraz dzieją. Co do pieniędzy...wielu zrobi wszystko dla bogactwa i władzy.Sądzę, że najbliżsi ludzie Ministra mogą być po stronie Sama-Wiesz-Kogo, ale nie jest to czas ani miejsce na rzucanie oskarżeń. Jeżeli chcesz, żebym Ci zaufał to masz ku temu okazję. Nie mów nikomu co właśnie powiedziałem.
Nie czekając na jej reakcję wstał i dosunął krzesło do stolika. Spojrzał na kobietę ostatni raz, skinął głową na pożegnanie i wyszedł.

[z/t]
Phoebe Milloti
Phoebe Milloti

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySro 17 Lut 2016, 23:58

No to było bardzo miłe.
Siedząc tak i żując w sobie te słowa, może nieco zbyt zapalczywe, trawiła pysznego steka z czerwonym pieprzem. Klnąc cichutko na facetów, których chyba nie zrozumie.
Nie ma co na nich liczyć, prychnęła teatralnie, wcale nie opryskując się przy tym akurat połykanym bursztynowym trunkiem. Na Merlina, Pheebs ogarnij się - to przecież tylko przybłęda - ale… zjadanie entuzjazmem, serio?
Przecież ona nigdy nie była dla nikogo obciążeniem, Richard nie wie co mówi.
A zresztą, kij z tym co mówi i myśli, skoro poszedł. Nie mniej jednak, Phoebe stała się nagle taka zła, i to przez niego i jego wszechwiedzący szowinistyczny ton sugerujący, że on wie lepiej co sie dzieje w ministerstwie od niej, urzędnik na pół etatu. I była na tyle zła że dopiła duszkiem trunek, choć damy tak przecież nie robią. Po czym, rzuciwszy pieniądze na tacę porwała swój czerwony płaszczyk, obróciła się na pięcie i wyszła.
A tak na przyszłość panowie, jak kobieta o coś prosi, nie prosząc to tak jakby prosiła i nawet jeśli chcecie jej odmówić, to nie mówcie przed tym o polityce.
Kurtyna w dół.

zt
Sebastian Machiavelli
Sebastian Machiavelli

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySob 05 Mar 2016, 15:15

DZIURAWY KOCIOŁ WYNAJĘTY NA CZAS ŚWIĄT. WSTĘP MAJĄ TYLKO OSOBY ZAPROSZONE!


Sebastian cały czas się zastanawiał jak komukolwiek udało się go namówić do zorganizowania świąt. Nigdy nie czuł ich magii, jednak wszystko wokół niemalże go zmuszało do tego, aby przynajmniej spędzić wigilię w gronie najbliższych.
I Desiree.
Włocha doszły słuchy, że miała się pojawić, więc ubrał się bardzo, ale to bardzo elegancko. W dodatku to był idealny moment na to, aby Yumi, jego podopieczna, która gdzieś tam siedziała, mogła poznać się z kobietą jego życia. Nawet jeśli blond piękność nie wiedziała jeszcze o tym, że Sebastian miał spore plany względem jej osoby. No, ale. Wszystko było gotowe, Marco gdzieś poszedł, a on siedział przy wielkim stole, złożonym z paru innych stolików. Siedział i czekał, aż pierwsi goście zawitają w skromne progi. Przynajmniej wiedział, że jego matka nie dolała żadnych eliksirów do potraw, ponieważ była zajęta czymś innym - jak na przykład szukanie sobie męża. Ta kobieta go powalała na łopatki, jednak życzył jej wszystkiego dobrego. Jak to oczywiście wspaniały syn.
- No i co powiesz, Thief? Mam wrażenie, że ludzie się spóźniają - zwrócił się bezpośrednio do swojego psa i pogłaskał go po łbie. Zwierzę tylko chwilę dało się popieścić za uchem, a następnie weszło pod stół i tam postanowiło się zdrzemnąć. Machiavelli też najchętniej by poszedł spać, jednak zobowiązania wobec innych ludzi, którzy zostali zaproszeni były ważniejsze. W dodatku nie mógł pozwolić sobie na klapę, bo ponieważ lada chwila Desiree powinna wejść do środka. I oczywiście cała zgraja innych ludzi. On należał do osób punktualnych, a jego goście? No cóż.
- Może zatrzymała ich śnieżyca, albo wykoleili się po drodze? - spytał samego siebie, przeczesując palcami swoje włosy, a następnie wstał, aby przenieść się w okolice choinki. Był niecierpliwy i czekał na swojego przyjaciela, Rowana. W końcu miał przynieść prezenty. Tak się podzielili. Sebastian wódkę, a Marco prezenty. Idealny duet.
Z resztą, jak zawsze.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyPon 07 Mar 2016, 20:54

Zakupy świąteczne nie ominą nikogo. Wystarczyło przemówić do odpowiedniej części Marco, aby go nakłonić do odwalenia najgorszej roboty - znalezienia prezentów dla osób zaproszonych, wniesienia do pubu normalnej choinki, ogarnięcia catergingu itepe. Nie robił tego chętnie, a tylko z poczucia obowiązku. Powód był prosty. To były pierwsze święta z Kaiem po wypadku. Pierwsze święta, gdy będzie siedział przy stole razem z innymi i nie znajdzie w towarzystwie rodziców. Poprzednie święta Bożego Narodzenia Marco spędzał przy łóżku brata, koczując w świętym Mungu. To była dla nich nowa sytuacja i Sebastian musiał o tym wiedzieć, skoro wyręczył go z ubieraniem choinki i strojeniem pubu. Marco zatem brodził w śniegu, niosąc w ramionach kilkanaście paczuszek owiniętych w kolorowy papier. Dziś była wigilia i dosyć ciężko przyszło mu odczuć święta. Póki nie spotka się z Kaiem i go nie uściska, nie poczuje magii i nie odetchnie z ulgą.
- Ho ho ho, kiepski ze mnie Mikołaj, ale mam prezenty. - drzwi się przed nim otworzyły, gdy do nich podszedł.
- Nie Thief, nie skacz na mnie, bo wszystko potłukę. - powstrzymał psa Sebastiana, żywiąc złudną nadzieję, że nie zostanie odpowiednio przywitany przez czworonoga. Marco wystroił się dokładnie tak samo jak na co dzień. Ciemnoniebieski garnitur, a jedynym dodatkiem była czapka Mikołaja na głowie i krawat, w który KTOŚ wczarował głowy reniferów. Wniósł ze sobą dużo śniegu i wyszczerz na ustach. Od razu zlokalizował Seba i rzucił w niego inną czapką Mikołaja, z której wyjmowało się inne, kolejne i następne czapki.
- Co ty na to, aby wciskać to ludziom przy wejściu? - zapytał, zdejmując z siebie kurtkę i rozpakowując się. Stół wigilijny był gotowy, a brakowało na nim jedynie paru potraw, które skrzaty z Hogwartu miały wysłać tu dosłownie za czterdzieści pięć minut.
- Co za tłok. - wychylił głowę, rozglądając się po pubie i nie dostrzegając nikogo poza przyjacielem. Zaraz do niego podszedł z cwanym uśmiechem.
- Przyniosłem dużo jemioły. Jemioły, którą trzeba rozwiesić. - puścił do niego oczko i chyba nie musiał mówić więcej, co nie? Wiadomo co chodzi po głowie niewinnego i spokojnego Rowana. Sięgnął po plik liści owiniętych w biały papier i cisnął go w ręce Seba.
- Rozmawiałem też z Aberforthem i pożyczy nam gramofon. Musimy go tylko nastroić, a płyta z kolędami już jest. - wskazał na płaski pakunek leżący na szczycie prezentów. Przeszedł za kontuar i spod trzeszczącej szafy wyciągnął zakurzony gramofon. Uważając, aby niczego nie zniszczyć, ustawił go na stole przy Sebastianie.
Anonim
Anonim

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyPon 07 Mar 2016, 21:24

Gramofon stękał, sapał, ale nie udało się go włączyć. Przy każdej próbie coś w pudle kasłało i krztusiło się odmawiając posłuszeństwa. Aberforth Dumbledore zapomniał wspomnieć, że radio było po prostu nawiedzone i go nie używał od wielu lat z jednego powodu - w środku coś żyło własnym życiem i nie pozwalało używać gramofonu bez uszczerbku na zdrowiu. Dlatego jak tylko przedmiot został postawiony na stole i czyjaś ręka dotknęła igły, gramofon zatrząsł się, prawie podskoczył w powietrze i rozkasłał się na dobre.
Nagle coś wybuchło, a ze środka wyskoczył obłok, którego nogi zwęziły się w smugę dymu schowaną dokładnie w czubku igły.
- Ktooo śmie przeszkadzać Mistrzowi Balisty Bez Krzty Umiejętności? - rozległ się zniekształcony głos z wyraźnym francuskim akcentem. W środku gramofonu siedział duch, mieszkający tam od wielu stuleci. Był to mężczyzna około czterdziestki, ubrany w białą koszulę i słomiany kapelusz. Nogi miał bowiem zakończone w wąskie pasmo białego obłoku, wbijając się idealnie w ramy wyobrażeń na temat duchów.Wyglądał śmiesznie z podłużną twarzą, długim nosem i dużymi uszami, a gdy spojrzało się w jego obłąkańcze ślepia, trudno było nie pomyśleć od razu o Irytku. Ta dwójka musiała być spokrewniona!
- Mówcie mi Mistrzu.
Ducha trudno było przypisać epoce. W sumie nie było to konieczne ani interesujące, bo duch mieszkał w gramofonie, który miał zostać użyty w wigilię Bożego Narodzenia. Mistrz lewitował między mężczyznami i z zaciekawieniem patrzył to na jednego to na drugiego.
- Chcecie panowie muzyki? Mistrz Balista Bez Krztyny Umiejętności jest do usług! Umiem glać na fujalce, okulele, tląbce, meksykańskiej, klasycznej i każdej innej, jakiej wymarzycie! - klasnął w dłonie, szczerząc się od jednego wielkiego ucha do drugiego wielkiego ucha. Między jego rękoma pojawiła się prehistoryczna, rozwalająca się wręcz gitara. Mistrzu uderzył w struny, a po pubie rozległ się głośny dźwięk.
- Co zaglać? - zmaterializował się nad ramieniem Sebastiana, wisząc w powietrzu poziomo. Jego "zad", czyli smuga dymu, unosił się wyżej od głowy z wyszczerzonym uśmiechem.
- Zaglam wszystko, wystarczy tylko poplosić. - przymilał się. Nie zapowiadało się, żeby stąd poszedł.
Berenice Andriacchi
Berenice Andriacchi

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyPon 07 Mar 2016, 22:20

Zwlekała długo, w zasadzie do ostatniej chwili. Bo wiecie, święta były... specyficzne. Za życia Theodora wypatrywała ich z niecierpliwością, łaknąc smaków, zapachów i ciepła, które mogły jej zaoferować. U boku męża wszystko było przecież jeszcze piękniejsze niż na co dzień, jeśli więc założymy, że Boże Narodzenie samo w sobie jest już magiczne - trudno się dziwić, że Berry umiała się nim cieszyć jak dziecko. Od początku grudnia chłonęła atmosferę zbliżającej się celebracji wszystkimi porami skóry, spacerowała alejkami urokliwych, czarodziejskich miasteczek i z uśmiechem wychodziła na przeciw całemu kiczowi, jaki mogli jej zaoferować sprzedawcy w mijanych sklepach. Bawiła się kupowaniem prezentów, rozwieszaniem światełek, przyczepianiem jemioły pod sufitem i gotowaniem wymyślnych smakołyków, którymi mogli raczyć się przez kolejne cudowne dni. Tylko, że... No, to było kiedyś. Dwa lata temu.
Teraz wiele się zmieniło. Świąteczna atmosfera wprawdzie wciąż ją bawiła, wciąż potrafiła wywołać uśmiech - ale już nigdy tak szczery i pełen czystej radości, jak niegdyś. Kupowanie prezentów wciąż potrafiło być przyjemne, ale siłą rzeczy przypominało, że pewnych prezentów już nigdy nie kupi. Każda myśl, że o, z tego Theo z pewnością by się ucieszył była kolejną szpilką wbitą w jej sfatygowane serduszko, ostrzem sprawiającym, że święta nie były już tak magiczne i wyczekiwane, i nie zasługiwały już na tyle starań. Od momentu kupna i przeprowadzki londyńskie mieszkanie Berry nigdy nie poznało bożonarodzeniowych dekoracji, kupno jemioły w ogóle nie wchodziło w grę, a gotowanie... Cóż, gotowała. Jak zawsze, bo to jedyne, co naprawdę ją odprężało. 
I tak właśnie świętowała. Sama, z daniami, które nie smakowały jej tak jak kiedyś, w łóżku, z książką i śpiącą smacznie u jej boku Moną, której sierść gładziła odruchowo przez wiele samotnych godzin.
A teraz przyszło zaproszenie. Substytut rodzinnych świąt w Dziurawym Kotle. I... To nie tak, że Sebastian nigdy nie proponował jej Wigilii w jakimś towarzystwie, innym niż jej własne. Był jej przyjacielem, na miłość boską, to logiczne, że przy tak znaczących okazjach próbował o nią zadbać, w taki bądź inny sposób. Zawsze jednak odmawiała. Nie, Seba, naprawdę, wolę zostać w domu. Tak było w ciągu ostatnich dwóch lat, niemal za każdym razem. Ale nie teraz. Teraz, w tym roku, bo trwającym niemiłosiernie długo zastanawianiu się w jednej chwili wstała z łóżka, przebrała się w pierwszą sukienkę, jaką miała pod ręką, zapakowała trochę jedzenia (nie byłaby sobą gdyby pojawiła się z pustymi rękami) i już w kolejnej chwili aportowała się na progu pubu. Niech się dzieje co chce, ale w tym roku nie będzie siedzieć sama. Nie i już.
Po otwarciu drzwi Dziurawego do środka jako pierwsza wprosiła się Mona, Berry dane było wejść dopiero po swej psiej towarzyszce. Zaglądając do zaskakująco pustego pubu - naprawdę tak mało osób dotarło? - w kilku krokach zbliżyła się do dwójki przyjaciół, jeszcze po drodze ubierając jeden z uśmiechów. Niezbyt szeroki, okraszony sporą dawką melancholii, ale jednak obecny.
- Dobry wieczór, panowie. - Cmok, cmok, dwa szybkie, niezobowiązujące buziaki wylądowały na policzkach Machiavellego i Rowana. Psią wersję podobnej czułości wykonała Mona, gdy opierając się przednimi łapami o klatkę piersiową Theifa przeciągnęła ozorem po wzdłuż całej długości pyska wilczarza. Cóż, psy podobno upodabniają się do właścicieli, nie?
- Weź się tym zajmij. - Po załatwieniu zwyczajowego powitania wepchnęła w ręce Sebastiana pojemniki z przyniesionym jedzeniem - ryba w wymyślnym zestawie przypraw, pierogi o eksperymentalnym nadzieniu i inne frykasy, które zwykło jadać się na święta - sama zaś, jak przystało na damę, zajęła się sobą. W końcu musiała jakoś wyglądać, prawda? Postawmy sprawę jasno - nie przyszła tu do pracy. Mogła co najwyżej patrzeć i dyrygować - choćby od zaraz, w końcu zdejmowanie płaszcza i poprawianie fryzury w piastowaniu dyrektorskiej funkcji nijak jej nie przeszkadzało.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyWto 08 Mar 2016, 07:38

Śnieg rozpadał się punktualnie. Tworzył bardzo miłą atmosferę świąt, w szczególności, gdy panienka Mizuno minęła chórek wiedźm wdzięcznie intonujących "Cicha noc". Zatrzymała się przy nich na dwie minutki, otrzymując w zamian refren tylko dla niej wnioskując po uśmiechach czarownic. Święta w tym roku były świętami trudnymi, skoro nawet nastoletnia krukonka przeżywała je bez najbliższych. Yumi nie przypominała w żadnym przypadku osoby cierpiącej po pogrzebaniu ojca. Delikatny uśmiech majaczył na ustach i towarzyszył jej aż pod same drzwi gospody. Przyjechała tutaj wczoraj wieczorem i na całe szczęście (?) minęła się z profesorem Machiavellim, gdy raniutko czmychnęła po schodach ku wyjściu. Spędziła prawie cały dzień na manewrowaniu między sklepami i podejmowaniu prób zarażenia się świąteczną atmosferą. Mając na celu pierwszą wigilię z kimś spoza rodziny, panienka Mizuno wykupiła w "Szatach Madame Malkine" granatową, rozkloszowaną sukienkę sięgającą do kolan. Za namową Madame do włosów doczepiła spinkę o kształcie płatka śniegu. Podtrzymywała włosy z prawej strony, które Yumi zwykła zbierać za ucho.
Przed wejściem do środka, zajrzała ukradkiem do okna. Denerwowała się i stresowała, zwlekając z dołączeniem do sylwetek znajdujących się w pomieszczeniu. Napotkała zdenerwowane spojrzenie swych oczu w odbicie szyby. Powtarzała sobie, że wszystko będzie dobrze. W czasie świąt ludzie jednają się, godzą, przytulają. Cieszą się swoim towarzystwem, odkładając zmartwienia na bok. Yumi nie była pewna czy uda się jej osiągnąć ten poziom odczuć. Nie znała Sebastiana i nie miała bladego pojęcia kto będzie na wigili. Słysząc o temperamencie opiekuna prawnego nie będzie to kameralna uroczystość.
Bijąc się z myślami, po około trzech minutach marznięcia przed gospodą, Yumi nacisnęła klamkę i weszła do ciepłego pomieszczenia. Zdążyła zamknąć drzwi, a odwracając się nie przypuszczała, że napotka taki szok. Zamarła z "dobry wieczór" na ustach widząc przed sobą trzech nauczycieli. Nauczyciel Starożytnych Run, Historii Magii, Psychologa oraz dodatkowo Ducha. Nikogo w jej wieku, nikogo, przy kim mogłaby poczuć się odrobinkę swobodniej. Ario, dlaczego Cię tu nie ma? Boleśnie odczuwała brak przyjaciółki, spędzającej święta ze swoją rodziną.
Krukonka stała w drzwiach około półtorej minuty, trzymając w rękach czarną zwiększająco-zmniejszającą torebkę, mieszczącej w sobie wiele skarbów.
- D-dobry wieczór. - ułożyła na ustach wymuszony uśmiech. Policzki dziewczyny pobladły i nie udało się ukryć drżących rąk. Z gulą w gardle zdjęła z siebie okrycie składające się z czarnego płaszcza, niebieskiej czapki, szala i rękawiczek. Przez proces rozbierania modliła się w duchu, aby psycholog nie postanowił zrobić jej psychoanalizy. Yumi jak nikt obawiała się psychologów oraz psychiatrów. Kojarzyli się jej z wtrącaniem nosa w życie prywatne, a na to nie była ponownie gotowa. Postanowiła unikać jego spojrzenia.
Świadoma, że nie może dłużej odwlekać dołączenia do dorosłych, z ciężkim sercem weszła wgłąb pomieszczenia. Jej wzrok padł na choinkę, a następnie na twarze nauczycieli.
- Przyniosłam kilka rzeczy... rozłożę je i pomogę przy stole. - zezłościła się na swój piskliwy głos, który winien brzmieć trzykroć bardziej pewnie siebie. Przebywanie w towarzystwie trójki profesorów przez całe święta nie jawiły się panience w jasnych perspektywach. Kiełkowała jedynie nadzieja, iż duch okaże się przyjacielskim stworzeniem.
Stojąc przed dorosłymi, otworzyła torebkę i wsunęła tam rękę na długość łokcia. Wyjęła stamtąd plastikowe pudełko z czymś białym w środku, co nosiło nazwę kurisumasu kēki, japońskiego tortu bożonoradzeniowego z truskawkami, bitą śmietaną oraz życzeniami "Wesołych świąt" namalowanymi na środku. Czmychnęła do stołu, mocno zażenowana i skrępowana towarzystwem trójki nauczycieli. Jeśli okaże się, że z jej pokolenia będzie sama, przenigdy nie zdoła się rozluźnić.
Odłożywszy torebkę na krzesełko, podeszła do stołu i własnoręcznie zaczęła rozkładać serwetki z motywem aniołków na chmurkach. Musiała koniecznie zająć czymś dłonie w obawie, że nie wydusi żadnego słowa w obecności dorosłych. O ile Sebastiana potrafiła zaakceptować jako element obecnego życia, tak nie spodziewała się, że jego najlepszym przyjacielem jest psycholog oraz profesor Andriacchi. Yumi potrzebowała czasu, aby odnaleźć się w nowej sytuacji.

To 666 post, idealnie na post świąteczny xd
Kai Rowan
Kai Rowan

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyWto 08 Mar 2016, 22:13

W porządku. Dał się namówić swojemu bratu na spędzenie świat w Dziurawym Kotle, chociaż osobiście sam nie za bardzo czuł tej magii świąt. Odkąd rodzice umarli, to jakoś nic za bardzo nie czuł, szczególnie radosnego. Brat się jednak cholernie starał i to Kai doceniał. Nie ważne jakby to wyglądało na zewnątrz - wewnątrz był mu bardzo wdzięczny za to, że po prostu był przy nim, kiedy tego potrzebował. A potrzebował cały czas. Bo się bał tego, że wszystko mogłoby się powtórzyć, a on znów zniknie ze swojego własnego życia na parę lat. Marco dodawał mu wiec siły i pewności siebie, ponieważ doskonale wiedział, że bez znaczenia jaka była sytuacja, to zawsze mógł na niego polegać. I dlatego bał się, ale trochę mniej. Nigdy jednak nie wmawiał sobie niczego, co mogłoby przeczyć jego uczuciom.
Wszedł do Dziurawego Kotła niedługo po Marco. Rozejrzał się badawczo dookoła, aby zorientować się kto był obecny, po czym odezwał się na powitanie niezwykle „entuzjastycznie”:
- Ho, ho, ho. Pada śnieg, Sebastian robi sobie nadzieję, a ja… chyba coś zjem, albo udam, że nie istnieję.
No cóż, rym może nie wyszedł, jednak nigdy nie uchodził za dowcipnisia z świetnym poczuciem humoru. Przeczesał palcami włosy, po czym podszedł do Yumi, aby położyć jej rękę na ramieniu i spojrzeć na dziewczynę z ukosa, nieco zaintrygowany jej obecnością.
- Czekaj, niech się zastanowię… Sebastian adoptował cię po to, aby wyrywać kobiety na motyw „współczującego, wrażliwego faceta”? - zagadnął, po czym odsunął się od niej, mierząc badawczym spojrzeniem. Szybko dostrzegł Berry i pokręcił głową, kierując spojrzenie orzechowych oczu w stronę swojego brata. Wychodził z założenia, że temu bardzo przydałaby się kobieta, a ta konkretna była idealna. W dodatku przyszła spędzić z nimi… z NIM święta, więc to już coś.
Nie należał do osób towarzyskich. Spojrzał ponownie na Yumi, aby następnie ruszyć do stolika pod oknem, na który wypakował szachy i czekał na swojego jedynego i ulubionego partnera do gry - Krukonkę, która stała się ofiarą okropnego planu Machiavelliego. Już on dobrze znał przyjaciela swojego brata. Jednak nie interesowało go to tak bardzo, aby ostrzegać dziewczynę przed tym… dziwakiem. Nie, żeby większość tego towarzystwa nie miało czegoś z głową.
Szczególnie duch, który seplenił. Czy nikt go nie nauczył za życia wymawiać poprawnie „r”? Bez przesady, ale tego aż nie mógł słuchać. Przewrócił oczami - ponownie, a następnie zapadł się w wygodnym fotelu, zakładając ręce za głowę. Spojrzał w sufit i czekał. Będzie ta partia, czy nie? Yumi w ogóle miała zamiar się zorientować, że czekał na to, aż zasiądzie obok niego, czy nie?
- Wystrój też mógłby być trochę lepszy - mruknął pod nosem, nie będąc zadowolony z faktu, że jego brat przytargał ze sobą jemiołę. On i całowanie? Czy Kai o czymś nie wiedział? Wydawało mu się, że był akurat pewien, że Marco nie miał w głowie zalotów ani nic z tych rzeczy. Czyżby… Serce mu zabiło na tę myśl mocniej. Spojrzał na Sebastiana i Marco, a później poczuł, jak krew mu z głowy odpływa. Nie… przecież jego ukochany brat nie mógł być gejem… I to w dodatku z Sebastianem.
- Weźże zabierz tę jemiołę gdzieś daleko i nawet nie próbuj być blisko tego zielska razem z Sebastianem w parze, bo dostanę zawału - powiedział Kai ostrzegawczo, szmuglując obu panów oskarżycielskim spojrzeniem. Ha, ha. Bardzo zabawne, panie Rowan. Ma pan dzisiaj wybitne poczucie humoru.
Sebastian Machiavelli
Sebastian Machiavelli

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptyPią 11 Mar 2016, 22:36

Sebastian powoli odbierał wszystkie podarki od swoich gości. Najpierw przyszedł Marco z prezentami i tą dziwną jemiołą, która nagle zaczęła unosić się w powietrzu i zniknęła, jakby tylko planowała atak z zaskoczenia. Nigdy nie ufał tym roślinom. Były gorsze od Ślizgonów i to nie dlatego, że była tego samego koloru. Zieleń w tej chwili nie kojarzyła mu się z zazdrością, a knuciem czegoś niedobrego. W końcu, miał wrażenie, że to on kiedyś, dawno temu coś takiego przysięgał. Okazało się jednak, że i rośliny potrafiły zaleźć komuś za skórę w najmniej oczekiwanym momencie. Ex-Gryfon był więc przygotowany na wszystko. Nawet na pocałowanie kogoś, kogo całować nie chciał.
- Wymyśl coś, mistrzu. Zdaję się na twój gust muzyczny, tylko niech to nie będzie The Jackson 5, bo nie zdzierżę - powiedział w końcu do ducha, który najwyraźniej nie miał zamiaru w ogóle się ruszać z miejsca. Fantastycznie.
Uśmiechnął się szeroko do Berry, gdy ta podeszła do niego z pudłami, przy okazji starając się zapomnieć o wiszącym nad nim duchem balisty, biorąc od niej dary losu, a następnie poukładał je w odpowiednim miejscu na stole. Pachniało wręcz przepysznie. Wiedział nie od dziś, że jego przyjaciółka była mistrzynią w kuchni. Rowan Senior naprawdę powinien pomyśleć o kimś, kto by mu gotował i dokarmiał - ostatnio wyglądał niezwykle marnie. W sumie… to marnie wyglądał od czterech lat, ale to tylko taki szczegół.
Przyszła Yumi i Kai. W milczeniu przysłuchiwał się słowom Krukona, jak na razie pełnych zażaleń i marudzenia. Przyzwyczaił się jednak do tego i nie komentował, bo nawet gdyby chciał coś mu dogadać, albo przywalić z pięści, to mógłby się później spotkać z pięścią Marco, który bronił tego gówniarza jak jakąś królową. Nigdy tego nie rozumiał, ponieważ jego stosunek do Enzo był zupełnie odmienny. I chociaż go bardzo kochał, to prędzej dawał mu wycisk, niż głaskał po głowie i bronił na każdym kroku. No, ale zdarza się.
Co chwilę zaglądał w stronę drzwi, jednak coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że chyba jednak jego gość specjalny nie przyjdzie. Westchnął ciężko, po czym chwycił za butelkę wódki, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, podnosząc się z siedzenia. Podszedł do Marco i poklepał go lekko po ramieniu, a następnie chwycił Berry za ramię i przyciągnął w swoją stronę, tym samym obejmując ją ramieniem.
- Powiedzcie mi, moi drodzy nudziarze… Macie ochotę na jakiś dopalacz czy coś w tym stylu? Brat i moja wybranka serca mnie wystawili. W dodatku Kai się ze mnie nabija. Zero szacunku dla nauczyciela, zero- powiedział z zażenowaniem w głosie, idealnie pokazując, że bardzo go to ubodło. W duchu jednak przyjmował to zupełnie na zimno. Był w końcu idealnym kłamcą, a pokazanie trochę uczuć, mimo iż fałszywych, nikomu jeszcze nie zaszkodziło. A już na pewno nie Sebastianowi.
Desiree Leclair
Desiree Leclair

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySob 12 Mar 2016, 02:02

Kartki w kalendarzu przewracały się w zastraszającym tempie, a nadchodzące święta zaskoczyły Desiree tak samo, jak każdy dzień wolny od pracy. Co robić, gdy nagle ma się więcej czasu niż obowiązków? Jak żyć, jeśli w domu już od dawna wyglądało jak w pudełku i na próżno można było szukać choćby ziarnka kurzu? Francuzka od czasu zmiany miejsca zamieszkania podchodziła do tematyki świąt raczej luźno, spędzając je jedynie z przyjaciółką, której w tym roku miało zabraknąć. Mentalnie nastawiona na odwiedziny przynajmniej jednej z siostrzenic Ingrid, musiała nagle zrewidować swoje plany i przełknąć myśl o samotnym siedzeniu na kanapie, sącząc przy tym dobre wino. Desiree bowiem nie posiadała nawet psa, kota, czy jakiegokolwiek innego futrzastego przyjaciela, który mógłby zostać towarzyszem jej niedoli. Opcja bezczelnego wproszenia się do kogoś również odpadała, w końcu każdy wolałby spędzić ten czas w otoczeniu grona najbliższych osób, by czuć się swobodnie i móc się odprężyć.
Kobieta początkowo nie traktowała poważnie propozycji spędzenia świąt w Dziurawym Kotle. Im dłużej jednak przebywała w pustym domu, który nocą zdawał się o wiele bardziej przerażający niż miała go w pamięci, tym intensywniej zastanawiała się nad skorzystaniem z oferty. Nagle wybór między ziejącą pustką w otoczeniu lasu, a zatłoczonym pubem nie wydawał się aż taki trudny. Co mogłoby jej zaszkodzić? Zawsze mogła zabrać swoje manatki i wrócić do domu, gdyby wszystko okazało się niewypałem.
Trzeba było przyznać, że pogoda w tym roku chyba nikogo nie zawiodła – zimowa aura wprowadzała w odpowiedni nastrój nawet pannę Leclair, z której twarzy uśmiech nie schodził ani na chwilę, gdy brodziła botkami w śniegu. Pierwszy raz od dłuższego czasu robiła coś, co jawiło się w jej głowie jako „spontaniczne przedsięwzięcie”, odczuwała z tego powodu więc nieprzyjemny uścisk w żołądku. Nie była nawet pewna, czy i dlaczego w ogóle się denerwowała i co spowodowało niepewność. Zatrzymała się przed wejściem do Dziurawego Kotła, kilka chwil delektując się przyjemnie chłodnym powietrzem, nim zdecydowała się wejść do środka.
- Dobry wieczór – rzuciła radośnie w przestrzeń, ściskając uchwyty torby. Przyniosła ze sobą pierniki oraz ciasto, chyba każdy lubił łakocie? Oprócz tego zabrała skromne prezenty, lecz nawet nie wiedziała, kogo dokładnie mogła się spodziewać. Nawet jeśli była nerwowa, nie dała tego po sobie poznać. Zmarznięte policzki nagle się zarumieniły pod wpływem zmiany temperatury, a kobieta strzepała z blond pukli zagubione płatki śniegu.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySob 12 Mar 2016, 09:56

Parę rzeczy nastąpiło sekunda po sekundzie. Materializacja ducha oraz wejście Berenice. Chcąc nie chcąc musiał się uśmiechnąć.
- Skoro już jesteś, Mistrzu, zagraj nam świąteczne kawałki. Są święta 1977 roku. Dasz radę? Sprawiasz wrażenie profesjonalisty. - jak to Marco miał w zwyczaju, uprzejmość czepiała się go w każdej sytuacji, nawet jeśli była to konwersacja z sepleniącym duchem, który właśnie wyskoczył z gramofonu. Aberforth, skubany Aberforth, to dlatego tak się dziwnie uśmiechnął, gdy wyrażał zgodę. Rowana jednak nie zbiło to z tropu, bo obecność muzyka grającego na gitarze była mu na rękę. Nie musiał przejmować się kolędami, czyli jeden problem z głowy.
Nim zdążył odpiąć guzik marynarki, aby ją z siebie zdjąć, do pubu wkroczyła Berry, którą powitał uprzejmym i całkowicie formalnym uśmiechem, żeby nie dawać Sebastianowi powodów do podejrzliwych spojrzeń i oczywiście niedobrych knuć.
- Dobry wieczór, pani. - skłonił jej głowę, odpowiadając na powitanie. Ucieszył się z przyniesionego przez nią jedzenia. Zabawy kulinarne nie były jego mocną stroną, dlatego musiał zwrócić się o pomoc do szkolnych skrzatów, korzystając z okazji dorywczego przebywania w murach Hogwartu.
- Usiądź Berry, wszystkim się zajmiemy. Lada moment zaczynamy, niech tylko zbłąkani wędrowcy zapukają do naszych drzwi. - posłał jej uśmiech i odpiął wszystkie guziki marynarki. Zdjął ją z siebie, zostając w śnieżnobiałej koszuli. Powiesił ubranie na wieszaku i właśnie w tym momencie weszła nastolatka, a zaraz za nią Kai.
- O, witajcie. - zdziwił się widząc przerażoną minę "córki" Sebastiana. Nim zdążył do niej zagadnąć, jego wzrok padł na Kaia. Mimowolnie uśmiechnął się i do niego podszedł, kładąc mu jedną rękę na ramieniu, a drugą ściskając prawą dłoń.
- W końcu przyszedłeś. Lada moment miałem wysłać po ciebie jednoosobową eskortę. - gdy Kai był w pobliżu, całkowicie zapominał o innych osobach. Było to nietaktowne, ale naturalne. Poza Kaiem nikt i nic się nie liczyło, włącznie z sepleniącym Balistą. Roześmiał się.
- Widzę, że twój duch świąteczny nic się nie zmienił. - objął go na chwilę ramieniem. - Słuchaj, może podpowiesz duchowi co ma zagrać? Muszę odegrać gospodarza, bo ta góra mięsa nie będzie pożyteczna dopóki nie przyjdzie pewna osoba. - mruknął półgębkiem. Poklepał go po ramieniu i zostawił go na chwilę w spokoju. Podszedł za to do Sebastiana rozkładającego jedzenie na stole. Wziął od niego trzy czwarte tego, co przyniosła Berry i zaczął ustawiać między porcelanowym nakryciem. Doliczył się, że nie będzie tu tradycyjnych dwunastu potraw, a około dwudziestu, jeśli każdy przyniesie coś ze sobą. Może jak wszyscy się najedzą ich humory ulegną poprawie. Marcowi zależało na miłej atmosferze. To pierwsze wspólne święta od czterech lat. Najbardziej pragnął, aby Kai się uśmiechnął. Niestety nie zapowiadało się na to, co go bolało bardziej niż chciał się do tego przyznać. Póki co zatrzymał wzrok na roztrzepanym Sebastianie.
- Jeśli za chwilę nie zaczniesz zwracać większej uwagi na swą adoptowaną córkę, to się pogniewamy. - mruknął uprzejmym, ale stanowczym tonem, wbijając w niego ciemne ślepia. Yumi została właśnie otoczona świątecznym nastrojem Kaia, a to nie wróżyło nic dobrego. Marco doskonale wiedział, że dopóki Desiree nie przyjdzie, jego zacny przyjaciel nie będzie ogarniał co się dzieje. Cały czas rzucał spojrzenie w stronę drzwi, a jego odpowiedź na dobry humor Kaia była aż nazbyt widoczna. Coś mu mówiło, że będzie musiał dziś trzymać brata w ryzach, jeśli nie chce dopuścić do napiętej atmosfery przy wigilijnym stole.
- Żadnych dopalaczy i żadnych szachów. Siadajcie do stołu, a zbłąkani wędrowcy do nas dołączą. Mistrzu, możesz zacząć? - uniósł głos, zagłuszając poszeptywania towarzystwa. Musiał przejąć pałeczkę, skoro Sebastian tego nie robi. Pierwszy zobaczył Desiree. Pierwszy dźgnął łokciem przyjaciela i z wymownym uśmiechem bezgłośnie powiedział "Przyszła".
Gdy duch zaczął śpiewać, udało mu się bardziej rozluźnić.
- Seb, rusz się i pomóż gościowi z torbami. - polecił, świetnie czując się w roli gospodarza. Kontrolował sytuację, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jemioła zwiała, a więc puścił mimo uszu komentarz brata. Musiał się powstrzymywać, żeby do niego nie podejść i nie obrzucić go pytaniami. Nie spuszczał z niego jednego oka, a na to nic nie mógł poradzić. Wyciągnął różdżkę i narysował nią w powietrzu wzór. W odpowiedzi z sufitu zaczął padać śnieg, tworząc całkiem przyjemną atmosferą. Mężczyzna skończył czar, poszedł po chwili za kontuar i wyjął stamtąd parę butelek ciepłego miodu, jego ulubionego napoju. Tylko dwie osoby wiedziały, że to mama wszczepiła w niego miłość do miodu. Szczególnie w święta czuł brak rodziców. Brak dawnego Kaia.
Podczas gdy odkręcał korki, wyłapał wzrok Sebastiana. Posłał mu morderczy nakaz przystąpienia do zwracania większej uwagi na zestresowaną Yumi, która unikała ich wzroku jak ognia. Mógł mieć tylko nadzieję, że Kai będzie dla niej "dobrym" towarzystwem i że oboje nie będą wyglądać jakby właśnie przyszli na stypę.
Zahaczył o Berry.
- Zaraz przyjdą skrzaty, odbierzesz je? - zapytał uprzejmie i podszedł do stołu, aby dokończyć rozkładanie jedzenia i nalewania miodu do kufli. Spod mankietu znowu wydostał się wytatuowany mały orzeł. Szalał wyczuwając w Pubie mnóstwo Krukonów, rozpychał się po całej dłoni.
- Uwaga na jemiołę. Zwiała. - pozwolił sobie zakomunikować.


/ ZACZYNAMY WIGILIĘ. CI, KTÓRZY MIELI PRZYJŚĆ NIECH PRZYCHODZĄ SPÓŹNIENI. W NASTĘPNYM MOIM POŚCIE PODZIELIMY SIĘ OPŁATKIEM. Mamy ograniczony czas świąt.../
Anonim
Anonim

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 EmptySob 12 Mar 2016, 10:15

Mistrz był pocieszony, gdy do pubu weszła niewiasta. Nic nie motywuje do pracy bardziej niż obecność pięknej damy. Zmaterializował się przed jej nosem ze świecącymi oczami.
- Witam najjaśniejszą panią! - ukłonił się przed nią, zdejmując czapkę z głowy, żałując, że nie może pocałować jej w dłoń jak na dżentelmena przystało. Posłał zazdrosne spojrzenia Sebastianowi i Marcowi, gdy otrzymali całusy w policzek. Nieżycie bywało czasami bardzo uciążliwe.
- Tak się składa, że znam tysiące utwolów. Wystalczy włożyć płytę to glamofonu... ale już już, już spełniam pańskie życzenie. - pstryknął palcami, a igła dotknęła czarnej płyty, która zaczęła się powoli obracać. Kolęda była spokojna, znana i przede wszystkim piękna. Mistrz usiadł w powietrzu przy migocącej, świecącej choince i uderzył palcami w struny starożytnej gitary...
- Jest taki dzieeeeń...
Im więcej osób wchodziło do pubu, tym żwawiej śpiewał. Głośniej, a głos miał mocny, przyjemny dla ucha. Tembr rozchodził się po całym pomieszczeniu i koił, odprężał. Ułatwiała to wybrana kolęda. Co z tego, że nie umiał wypowiedzieć "r". To nie miało znaczenia przy muzyce. Duch uśmiechnął się od ucha do ucha, gdy podszedł do niego pies z wywalonym na wierzch jęzorem. Pstryknął palcami, a psisko zaczęło wydawać z siebie dźwięki... skomlał i wył, całkiem dobrze wpasowując się w melodię kolędy.

Tymczasem jemioła, która zwiała, miała swoje osobiste plany. Jak się miało okazać za chwilę, roślina zwariowała pod wpływem magii unoszącej się w powietrzu w pomieszczeniu. Nie tylko zwiększyła swoją masę, ale również ożyła i chowała się przed czujnym wzrokiem paru osób. Gdy wszyscy o niej zapomnieli, przystąpiła do ataku. Zmaterializowała się kilka metrów nad głową Kaia oraz Yumi, wyrastając spod sufitu, wyciągając coraz niżej gałązki z białymi pąkami. Święta to czas miłości, czyż nie? Skoro towarzystwo nie chciało się nią własnowolnie podzielić, jemioła miała im to ułatwić.
Sponsored content

Pub - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 6 Empty

 

Pub

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-