IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Pub

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyCzw 03 Wrz 2015, 13:30

Gdy Riddle ponownie się odezwał niejako tłumacząc się przed nią ta utkwiła w nim czekoladowe tęczówki badając sposób w jaki ten wypowiada zdanie. W jaki sposób gestykuluje, jeżeli w ogóle - jak układa swoje spostrzeżenia. Wyrażał się elokwentnie i dosyć ostrożnie co zauważyła praktycznie od razu. Starał się nie zwracać na siebie uwagę, co było wyjątkowo dziwne zważywszy na fakt w jakim towarzystwie obracała się Zosia. Jej partnerzy z pracy tak samo jak i ona zachowywali pozory, owszem - ale kierowali się zupełnie innym tokiem. Toteż jej spojrzenie, cały czas jasne i pewne wyrażało jedynie aprobatę dla umiejętności aktorskich Voldemorta. Oraz oczywiście zainteresowanie jego osobą.
- Proszę się nie przejmować. W swoim życiu słyszałam już wiele żałosnych tekstów. Ten nie okazał się najgorszy. - Uśmiechnęła się kącikiem ust uspokajając go tym samym, chociaż wszyscy wiedzieli, że nie było takiej potrzeby. Dalej starała się odnaleźć jego twarz spośród swoich wspomnień, jednak bezskutecznie.
- Może mi Pan zatem wyjawić co też się stało, że nie dokończył Pan kursu? Zazwyczaj wszyscy kursanci są bardzo zaaferowani tym wydarzeniem i nie odpuszczają tak łatwo zwłaszcza gdy mają szanse na ukończenie go. - Podjęła ponownie temat bo zaciekawił ją fakt, że jej nowy znajomy nie dokończył tego co zaczął - to nie do pomyślenia. Przynajmniej według niej, która dopinała wszystko na ostatni guzik.
- Sofia, ale to już wiesz, Tom. - Rzuciła czując lekką ekscytację - właśnie przeszła na Ty z samym Lordem. Och, dlaczego ona nie była tego świadoma? Byłoby o czym opowiadać znajomym!
Zauważywszy zbliżającego się kelnera z nowym nabytkiem skierowanym wyłącznie dla niej kiwnęła burzą ciemnych włosów i uśmiechnęła się do Sami-Wiecie-Kogo z wdzięcznością po czym złapawszy za eleganckie szkło uniosła je w geście niejakiego toastu.
- W takim razie rozmawiasz z alkoholikiem. Dziękuję. Mam nadzieję, że pozwolisz mi się odwdzięczyć. - Ponownie zamoczyła usta w trunku zastanawiając się do czego zmierza ta dziwna i zarazem fascynująca rozmowa zainicjowana przez Riddle'a. Nie zamierzała się tłumaczyć, że miała zły dzień w pracy, bo wiedział o tym każdy kto ją odrobinę znał. A wydawało się jej, że Tom wiedział jaka jest, jak się zachowuje, co dodatkowo ją zaniepokoiło. Dalej jednak grała niewinną laleczkę.
- Nie sądzę bym porzuciła zawód, który kocham i w którym się spełniam jako osoba. - Odpowiedziała twardo, aczkolwiek w jej głosie było słychać tą nutę słodyczy. Jej wzrok ponownie przemknął po facjacie rozmówcy w poszukiwaniu oznak, które powinny dać jej do myślenia, że coś jest nie tak. Poprawiła swoją pozycję zakładając nogę na nogę i wygładzając przy tym materiał czerwonej spódnicy.
- Czym się zajmujesz w życiu, Tom? Jesteś podróżnikiem? Zbierasz magiczne artefakty? - Spytała poniekąd rozbawiona nie wiedząc w sumie jak bardzo trafiła w czuły punt.
Lord Voldemort
Lord Voldemort

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyCzw 03 Wrz 2015, 15:39

Tom Morolo Riddle, szerzej znany jako Lord Voldemort, siedział spokojnie w Dziurawy Kotle, popijając wino i tocząc rozmowę o niczym z przedstawicielką Biura Aurorów, która żywiła do niego jedynie mordercze uczucia, a konkretniej do osoby, którą był, o czym ona jednak nie miała żadnego pojęcia. Bawiło go to, a raczej bawiłoby, gdyby nie miał na głowie spraw znacznie ważniejszych niż drażnienie niezbyt ważnej z jego punktu widzenia, może jedynie odrobinę uciążliwej ze względu na swoją profesję, młodej czarownicy. Czarny Pan miał jednak powody do tego spotkani, do tej rozmowy, powody niepokojące, drażniące, budzące w nim irytację i skłonność do sięgania po środki, które w innych okolicznościach nie byłyby nawet rozważane.
- To dość proste, Sofio, zostanie aurorem nigdy nie było moim marzeniem, planem jedynie awaryjnym. Kiedy dostałem spadek, który pozwolił mi na realizację innych celów, porzuciłem kurs bez większych skrupułów. - odparł bez zawahania, przyglądając się jej ze spokojem i zauważając lekkie niedowierzanie na jej twarzy. Cóż, posada ta wiązała się z określonym prestiżem, niewiele osób, którym w ogóle udało się zostać zakwalifikowanymi do kursu, tak łatwo by z niego zrezygnowały.
Podjął toast, również unosząc swój kieliszek i skinął delikatnie głową w kierunku kobiety.
- W takim razie za wszystkich alkoholików, którzy gotowi są zaakceptować natrętne towarzystwo. - powiedział spokojnym tonem, obniżając odrobinę głos. Wysączył kolejny łyk alkoholu z kieliszka, który powoli acz nieuchronnie opróżniał się. Prawdę mówiąc, Voldemort nie miał całego dnia, na trywialne rozmowy, z których nie wynikało dla niego nic przydatnego, istotnego. Ta jednak zdecydowanie do nich nie należała, a panna Clinton powinna zacząć się znacznie lepiej pilnować, bo oto zainteresowała swoją osobą samego Czarnego Pana. Kiedy wypowiedziała kolejne zdanie, w jego oku pojawił się błysk, a kąciki ust uniosły w lekkim uśmiechu.
- Czyżbym przypominał się Pani? Czy też wyglądam jak ktoś, kto zajmuje się tego typu... zbieractwem? - zapytał, obracając się na krześle jeszcze bardziej w jej stronę, tak, że siedział już bokiem do barowej lady.
- Prawdę mówiąc spotkał mnie dziś dość dotkliwy zawód w pracy, zdaje się, że to samo mogłaby o sobie powiedzieć Pani, jeśli oczywiście nie mylę się co do powodów spędzania przez taką osobę jak Pani, wieczoru samotnie, w podrzędnym barze. Co do tego, czym się zajmuję, trafiła Pani w sedno, co zadziwiające, bo niewiele osób podejrzewa mnie o tak niepoważną profesję.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyCzw 03 Wrz 2015, 16:30

Sofia nie była byle kim. Była jedynym w rodzaju prawdziwym postrachem wszystkich pomniejszych urzędników w Ministerstwie. Bało się jej wiele osób, wiele osób również szanowało ją za to jaka jest, za umiejętności, które posiada i za robotę, którą wykonuje. Może i była młoda i nic nie warta dla Voldemorta, ale dla innych coś liczyła. Na szczęście.
Póki co sławetny Lord zdobywał ją uśmiechem, szarmancją i wzrokiem, ta chłodnym, że czuła gęsią skórkę na odkrytych częściach ciała. Dalej jednak coś w jego zachowaniu było odrobinę niepokojące, o czym najpewniej dowie się pod koniec ich spotkania. O ile to szybko się skończy.
Byleby się wcześniej nie upiła.
Jego wytłumaczenie dotyczące kursu aurorskiego wydało się jej wielce nieprawdopodobne - do tej pory pamiętała jak wszyscy z jej rocznika - łącznie z tym głupim van Dykenem niemal pozabijali się o wolne miejsca w ich szeregach. Dostać się na taki kurs to było jedno - ale przejść kolejne etapy to drugie. Trudno zatem było jej uwierzyć, że mężczyzna siedzący na przeciwko odrzucił szansę zostania kimś wielkim jak ona tylko dlatego, że dostał spadek. Pieniądze można było wydać zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, a zdobycie takich umiejętności wiązało się z kolejnym podejście do egzaminu. Mimowolnie Włoszka zmarszczyła nos jednak nie skomentowała tego w taki sposób w jaki powinna, a zachowawszy ostrożność zwyczajnie kiwnęła głową.
- Skoro dostałeś to co chciałeś to właściwie nic nie stało na przeszkodzie, by sięgnąć po to o co się starałeś. Rozumiem. Być może i ja bym tak postąpiła. - Zamieszała trunkiem w szkle wprawiając w ruch swój nadgarstek po czym po toaście przyjrzała się Riddle'owi. Obserwowała jego dłonie, ciemne oczy i postawę. Był nad wyraz uprzejmy. Za uprzejmy. I niebezpieczny o czym pewnie przekona się później, skoro jej skromna i hałaśliwa osoba zwróciła jego uwagę.
Nie przypominał jej nikogo kogo spotkała wcześniej - a powinien bo najpewniej kilkukrotnie już mijali się. Musieli. Nie było innej opcji. Zmrużyła czekoladowe ślepia zabawnie starając się przypomnieć cokolwiek istotnego po czym westchnęła i machnęła drugą dłonią.
- Wyglądasz raczej jak... Mów mi Sofia, proszę. Pani strasznie mnie postarza. - Przerwała zaraz uśmiechając się szelmowsko do Toma, któremu w sposób żartobliwy zwróciła uwagę. Chwilę potem jednak wróciła do rozmowy, z której nie umknęła jej informacja o wydarzeniu, które miało miejsce w atrium. Postanowiła jednak o tym nie wspominać.
- Wyglądasz jak ktoś kto zajmuje się czymś niezwykłym, nie nudnym. Zdradzisz więc zatem co ciekawego ostatniego wygrzebałeś?
Upiła łyk whisky jak gdyby nigdy nic.
- I nie, siedzę tu tylko dlatego, że rzucił mnie mężczyzna, w którym pokładałam wielkie nadzieje. - Skłamała niezwykle gładko udając niewyobrażalne wzburzenie. Jej oczy błysnęły, a kącik ust drgnął. Nogi poczęły jej drżeć, bo dokładnie zdawała sobie sprawę, że ma do czynienia z kimś kto nie tylko zbiera pierdoły z targów staroci.
Lord Voldemort
Lord Voldemort

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyWto 08 Wrz 2015, 13:24

Nie śmiem kwestionować tego, że niemalże każdy, kto dla Voldemorta był nikim, dla kogoś innego był już kimś. Inny stan rzeczy byłby dość niepokojący, wprowadzałby zbyt dużo bałaganu i ostatecznie poskutkowałby zapewne anarchią lub czymś równie nieprzyjemnym. Prawdę mówiąc dla Czarnego pana jakąkolwiek wartość mieli jedynie Ci, którzy byli dla niego przydatni. Oraz ewentualnie Ci, którzy śmieli mi się przeciwstawiać w sposób, który stanowił zagrożenie dla niego i jego planów, choć tutaj wrażenie jakie robili na Volemorcie było nieco inne niż w tym pierwszym przypadku... Sofia zaś, jak na razie, a już na pewno nie świadomie, nie należała do żadnej z tych grup. Oczywiście mogło się to zmienić, już w najbliższej przyszłości z resztą. Bo przecież już sam fakt, że pofatygował się na to spotkanie osobiście, że siedział obok niej, rozmawiał z nią, wniknął do jej głowy swobodnie przeglądając myśli, to wszystko sprawiało, że Sofia wkraczała do kręgu osób, którymi Czarny Pan był w jakiś sposób zainteresowany. Od tej chwili wszystko było w jej rękach. To ona będzie decydować o swoim szczęściu, spełnieniu, życiu, a nawet śmierci.
Co zaś tyczy się jego sławetnej przykrywki, niczym nie ryzykował. Na początku kursu brało w nim udział zbyt wiele osób, aby nawet ktoś tak spostrzegawczy i przy tym przenikliwy, jak Panna Clinton, mógł ich wszystkich spamiętać, a ponadto imię Tom, Thomas, Tomas, Tommy... w jakiejkolwiek postaci, było zbyt popularne aby żaden osobnik tego miana nie brał udziału w kursie, a potem w jakiś sposób nie został z niego wyeliminowany. Z resztą, nawet jeśli kobieta miałaby jakimś cudem dojść do tego, że nigdy nie poznała tak naprawdę nikogo takiego, jak Tom, Voldemort będzie już zbyt daleko, aby mogła zapytać go, w jakim właściwie celu ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Zakładam zaś, że nie ma dostatecznej paranoi aby w każdym oszuście doszukiwać się najpotężniejszego czarnoksiężnika swoich, a być może nawet wszech czasów. Tacy zwykle nie przechadzają się po mugolskim Londynie i nie wpadają na winko do Dziurawego Kotła.
- Wydaje się Pani wątpić w swoje słowa i w moje wytłumaczenie... Cóż, może zwyczajnie nie byłem dość dobry, aby zostać aurorem. Nie obrażę się, jeśli ta wersja wyda się Pani bardziej prawdopodobna. - uśmiechnął się delikatnie, przyglądając się jej znad kieliszka. Pomimo sporej ilości wypitego alkoholu, jego rozmówczyni nadal trzymała się całkiem nieźle. jej wnioskowanie wydawało się niezaburzone ilością procentów, jakie krążyły w jej ciele, co Voldemort podziwiał, sam bowiem był właścicielem niezbyt mocnej głowy (nikt nigdy nie wspomina o równie przyziemnych sprawach), nie lubił ponadto alkoholu i unikał go, jeśli tylko mógł.
- jak sobie życzysz, Sofio. - odparła swobodnie na jej prośbę, bez większych problemów przechodząc z nią na "Ty", choć nie mógł być przecież przyzwyczajony do tak nieformalnego traktowania jego osoby. Znacznie bardziej podobało mu się, kiedy zwracano się do niego per "Panie" lub "Mistrzu", ale wydawanie takich dyspozycji zupełnie obcej osobie mogłoby zaszkodzić misternie budowanej iluzji zwyczajnego poszukiwacza zapomnianych przez ludzkość magicznych artefaktów.
- Cóż, muszę przyznać, że jestem mocno zawiedziony i w efekcie tego zawodu zawędrowałem do tej ostoi wszelkich smutków. Miałem już prawie w garści pewien diadem, którego poszukiwałem w wielu miejscach, nie tylko w Anglii, od dłuższego czasu, ale sprzedawca, który zobowiązywał się sprzedać mi go, za niemałą kwotę dodam, sprzedał go już komuś innemu, pomimo naszej wcześniejszej umowy, tłumacząc się, że nie mógł się ze mną skontaktować, a przypadkowy jegomość zaproponował wyższą cenę. - mówiąc te słowa Voldemort naprawdę wyglądał jak ktoś, komu cenny przedmiot, przedmiot wyczekiwany i pożądany umknął sprzed nosa. Na przystojnej twarzy malowały się rozczarowanie, gniew i zawód. Dopiero kiedy Sofia wyjawiła powód swojej obecności w pubie, przywołał ponownie na twarz maskę uprzejmości i pozornej ciekawości, spowitej chłodem spojrzenia orzechowych oczu.
- Cóż, mężczyźni to dość zawodna nacja. Śmiem jednak twierdzić, że porzucając Ciebie, każdy mężczyzna czyniłby coś niewiarygodnie głupiego i zasługującego na najwyższą naganę. Pogardę także, zdaje mi się, choć nie znamy się jeszcze zbyt dobrze. - jeśli wiedział, że go okłamuje, że perfidnie wciska mu tak zwany "kit", nie dał tego po sobie w żaden sposób poznać. nadal był równie szarmancki, wyważony i uprzejmy.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyWto 08 Wrz 2015, 20:08

Cóż, zapewne ciekawym będzie obserwować reakcję panny Clinton, gdy dowie się, że siedzący obok niej ta przystępny Tom to sam Riddle - znany jako Lord Voldemort, Czarny Pan, którego Sofia chętnie poznałaby bliżej. Jednak nie w ten przyziemny sposób, by poznać jego myśli czy dotyk ust na swojej odkrytej skórze. Mężczyzna, który dotrzymywał jej towarzystwa był szarmancki i diabolo przystojny - i gdyby nie to, że poznali się dopiero chwilę temu to kto wie jakie kroki powzięłaby aurorka wobec ów panicza. Człowiek ten ją intrygował, a jednocześnie słaniał ją ku ostrożności, którą wykazywała zawsze - nawet jeżeli procenty wypitego alkoholu zaczynały krążyć w jej krwi. A może to za sprawą mocnej głowy, którą odziedziczyła po babce, która nie miała sobie równych podczas rodzinnych spotkań? Podczas których mała Zosia nie tylko dowiadywała się wielu ciekawych rzeczy czy informacji, które zahaczały o cały czarodziejki świat, ale i tam po raz pierwszy dowiedziała się jak smakuje alkohol. Od tamtej pory musujące bąbelki w szampanie przyjemnie się jej kojarzyły.
Powracając. Mimo wypitego alkoholu Sofia całkiem nieźle sobie radziła w towarzystwie nowo poznanego jegomościa, do którego odnosiła się z całkowitą uprzejmością jak przystało na dobrze wychowaną młodą pannę, którą wciąż jeszcze była. Nie komentowała niepotrzebnie jego słów, które mówiąc krótko nieco ją zaniepokoiły. Starała się jednak nie dać po sobie poznać, że cokolwiek było nie tak. Wciąż wdzięczyła się i uśmiechała maskując swoje prawdziwe oblicze tymi tanimi sztuczkami, na które nabierał się praktycznie każdy facet. Nawet Wilson uległ jej urokowi i gierkom, chociaż tego nie planowała.
To na kogo wyglądał jej Tom już powiedziała - nie interesowało ją co się stało podczas zdawania testów na aurorów - interesowało ją raczej to dlaczego ów jegomość przysiadł się akurat do niej. Samotnej kobiety, która w spokoju chciała napić się drinku [ewentualnie kilku] by dać upust swym emocjom, by porozmyślać o planie działania, który zapewne miała ustalony na kilka dni do przodu. Nieciekawe zdarzenia wirowały wokół jej gabinetu, dlatego musiała skupiać się praktycznie na każdej drobnostce. Nie miała pewności czy jej przełożeni nie należą do sympatyków Czarnego Pana. Tak samo jak nie wiedziała, że Czarny Władca pofatygował się i złożył jej wizytę. Bo skąd mogła by wiedzieć?
Przemknęła piwnym spojrzeniem po zatroskanej twarzy Riddle'a starając się dojrzeć w niej jakąś niepokojącą nutę, coś, co kazałoby się jej zastanowić nad jego zachowaniem. Niepokoił ją fakt, że mężczyzna wspomniał coś o diademie. Diademie?
Przeszedł ją zimny dreszcz, co natychmiast zakamuflowała wykrzywieniem warg w smutnym uśmiechu pełnym zrozumienia i żałości, którą oczywiście obdarowała nieznajomego. Przez jej myśli jednocześnie przetoczyło się miliard pytań, czym była konkretnie ozdóbka na głowę, którą wysłał jej Wilson. Czy to było coś bardzo wartościowego? Jakaś pamiątka? Musiała natychmiast to zbadać.
By nie wyjść z roli najpierw zrobiła niezwykle zatroskaną minę po czym przesunęła opuszkami palców po dłoni Voldemorta chcąc w ten sposób okazać mu zrozumienie.
- Jak widać nie każdemu można ufać. A transakcje, na które mamy chęci trzeba zawierać od razu. Może sprzedawca miałby jakiś namiar na mężczyznę, który zakupił ów diadem, hm? - Spytała delikatnie uśmiechając się łagodnie i z wyczuciem do Toma chcąc najpewniej jak najbardziej mu pomóc.
Wiedząc doskonale, że poszukiwany przedmiot znajduje się w jej sypialni.
Machnęła dłonią raz jeszcze by odgonić nieprzyjemne myśli związane z mężczyznami, do których nie miała szczęścia. Postanowiła jednak ciągnąć dalej bezpieczny temat, który mimo wszystko miał więcej wspólnego z prawdą niż jej szopka odwalona chwilę temu. Spojrzała poważnie na towarzysza, zupełnie jakby chciała powiedzieć mu coś bardzo ważnego - bądź, jakby zastanawiała się nad pocałowaniem go - takie wrażenie sprawiała, by zaraz uśmiechnąć się w ten dobrze znany sposób mówiący no przestań, zgrywusie.
- To bardzo miłe z Twojej strony, Tom. Nie sądzę jednak bym była aż tyle warta. Było minęło. Nie ten, to inny. - Uniosła szklankę z whisky i zamoczyła wargi w alkoholu nie upijając już jednak ani łyka.
- Rozumiem, że Ty jako stateczny, młody człowiek już się ustatkowałeś? - Naprędce zmieniła temat, by dać sobie zwyczajnie więcej czasu na obmyślenie planu działania.
Lord Voldemort
Lord Voldemort

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyPią 18 Wrz 2015, 10:38

Prawdopodobieństwo, że panna Clinton dowie się tego w najbliższym czasie, było raczej dość nikłe. Oczywiście jeśli linia życia na jej dłoni nie wskazywała na rychłą śmierć, bo gdyby Włoszka rzeczywiście odkryła prawdziwą tożsamość swojego rozmówcy, zapewne nie pożyłaby dość długo, aby z kimkolwiek się swoim odkryciem podzielić. Czarnego Pana bawiło konfrontowanie jej myśli z tym, co po sobie pokazywała. Udawał, że daje się zwodzić pozorom, choć tak naprawdę Sofia nie mogła zbyt wiele przed nim ukryć. Nie należy jej z resztą za to winić, ostatecznie trudno jest przeciwstawiać się samotnie potędze, jaką bez wątpienia był Lord Voldemort.
Jedyne, co go niepokoiło, to skłonność tej kobiety do snucia najdziwniejszych teorii, z których większość wydawała mu się dość absurdalna, biorąc pod uwagę "poszlaki", jakie dostarczał pannie Clinton. Dlaczego samotny, przystojny i zawiedziony nieudaną transakcją mężczyzna przysiadł się w barze do również samotnej, wyglądającej na odrobinę przygnębioną kobiety? Cóż, oczywiście mógł z góry wiedzieć, że jest ona aktualną posiadaczką diademu, mógł czytać jej w myślach i wydobyć z nich wszelkie informacje, których potrzebował, mogło w tym nie być ani odrobiny przypadku czy ślepego losu, ale to wydawało się znacznie mniej prawdopodobne niż to, że zwyczajnie szukał dystrakcji i odprężenia po nieudanym dniu, a kontakt z piękną przedstawicielką płci przeciwnej wydał mu się krokiem w dobrym kierunku.
Panna Clinton na pewno nie przypuszczała natomiast, że ktoś "siedzi" w jej głowie. Czuła się ze swoimi myślami nader bezpiecznie, wyjawiając po kolei wszystkie informacje, które potrzebne były Voldemortowi. Kiedy wyłowił miejsce ukrycia diademu, przestała mu być już właściwie potrzebna, ale mordowanie wszystkich osób znajdujących się w pubie uznał za marnotrawstwo czasu, środków i niepotrzebne ryzyko. Na szczęście do Sofii, której życie zawisło na cienkim włosku.
- To prawda, ale wysyłanie wielkich kwot przez ocean to nic bezpiecznego ani pewnego. Jak widać płacę cenę za dalekie podróże. Aczkolwiek muszę przyznać, że Albania to piękne miejsce. - stwierdził nieco cichszym, acz nadal uprzejmym tonem, pociągając kolejny, niewielki łyk z kieliszka. - Dowiedziałem się już, kto ma diadem. Wiem nawet gdzie go znaleźć, ale postanowiłem odłożyć biznes na później, kiedy spotkałem panią. - odparł płynnie, uśmiechając się sponad krawędzi szkła. Pochwycił sprawnie palce Sofii i przysunął je do swoich warg w szarmanckim pocałunku, nie spuszczając z niej wzroku. Postanowił zabawić się z nią w grę, którą sama rozpoczęła, skoro taka była jej wola. Kto wie, może nawet ułatwi mu sama jego zadanie.
- Proszę tak nie umniejszać swojej wartości, nie znam zbyt wielu kobiet, które z podobną łatwością przyswoiłyby takie ilości alkoholu. - zażartował, chcąc być może rozładować napiętą atmosferę i puszczając w końcu dłoń swojej rozmówczyni. - Styl życia, które prowadzę, niezbyt odpowiedni jest dla kogoś, kto chciałby w najbliższej przyszłości lub już się ustatkował. Oczywiście za wyjątkiem okoliczności, w których kobieta, z którą miałbym się związać, posiadałaby podobne co ja pragnienia i priorytety. - odparł na jej pytanie, ponownie obdarzając ją uśmiechem i głębokim spojrzeniem chłodnych oczu.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyWto 22 Wrz 2015, 08:49

Wiele osób mówi, że przypadki dają wiele nowych możliwości czy poszlak. Jak jednak było teraz? Sofia chyba już nie wiedziała w szczęśliwe przypadki, które mogłyby natchnąć ją do czerpania z życia pełnymi garściami, jak to do tej pory słodko robiła. Ostatnie wydarzenia – i wcale nie miała tu na myśli bezczelnej i jakże tchórzliwej ucieczki niejakiego Jareda W. nie przynosiły specjalnie słodkich pespektyw na dalsze życie.
Właśnie może dlatego stała się strasznie podejrzliwa, nie chcąc zwyczajnie uwierzyć w to, że jakiś przystojny biznesman ją zwyczajnie na świecie podrywa? A może to lejący się alkohol, który powoli opanowywał jej umysł i ciało sprawiał, że kobieta myślała więcej i intensywniej? Tak samo jak coraz bardziej, coraz mocniej wczuwała się w wieczorny nastrój, który zachęcał ją nie tylko do spożywania większej ilości trunków ale i do bliższego poznania wytrawnego jegomościa, który w tak przemiły sposób się do niej odnosi nie próbując nawet zerknąć na to co skrywa za bluzką.
Coś nowego, coś niebywałego!
Być może dlatego postanowiła trochę odpuścić – co z drugiej strony jednak sprawiło, że kobieta wciąż siedziała jak na szpilkach. Jeżeli ten młody mężczyzna był nią poniekąd zainteresowany – bo chyba był, prawda? – to dlaczego tego nie okazywał w sposób jawny i bezczelny, do którego została przyzwyczajona przez lata pracy w Ministerstwie?
Tak w gruncie rzeczy to było nieistotne. Istotny był szum w głowie ciemnowłosej i niewyraźne myśli, które nie dawały jej spokoju, że wszystko to co się teraz dzieje to jakaś chora szopka, która ma nie tylko na celu ją zdenerwować, a zwyczajnie zdezorientować. Tak jej się wydawało, teraz. Gdy nie miała pojęcia z kim rozmawia, wciąż doszukując się niejasnych oznak, że z Tomem jest coś nie tak.
- Ja z kolei polecić mogę wycieczkę po Włoszech. Cudowny kraj, kultura. Energetyzujące, pobudzające. – Ciągnęła odprężając się nieco bo ich rozmowa przecież nie była czymś niezwykłym. Rozmawiali o nieudanych interesach. O transakcjach, nadziejach i…
Diademach.
- Proszę mi tak nie schlebiać. – Uniosła kąciki ust uśmiechając się tym samym uroczo gdy poczuła dotyk obcych, zimnych dłoni na swoich palcach. Odwzajemniła spojrzenie akurat w momencie pocałunku co sprawiło, że ekscytujący dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, a ręce zaczęły ja palić. Wytrzymała jednak jego wzrok jak gdyby nigdy nic, jakby była przyzwyczajona do tego typu zachowań, po czym zaśmiała się serdecznie słysząc żart na temat swojej mocnej głowy.
- Trzeba pamiętać, że tylko kobiety w mojej rodzinie mają dryg do alkoholu. Mężczyźni mogą padać nam do stóp w tej kwestii. – Odsłoniła zęby w kolejnym, przyjemnym dla oka grymasie i uniosła kieliszek z whisky, którym zamieszała przez lekki obrót nadgarstkiem. Przez chwilę przyglądała się bursztynowej cieczy by za moment ponownie zetknąć się ze stalą.
- Trudno jest się ustatkować w tych czasach. Nawet jeżeli faktycznie tego chcemy. – Powiedziała nie kontrolując gorzkiej nuty, która wypłynęła z jej pełnych ust. Przez myśli przeszedł jej związek z Liamem, o którym powinna już zapomnieć. Wydawało się jej również, że coś na kształt partnerstwa również udałoby się jej stworzyć z Wilsonem. Jak widać myliła się.
Zerknęła jeszcze raz na Toma, potem na swoje szkło i w końcu na zegarek. Przyjemny dreszcz wciąż się utrzymywał gdzieś w okolicy krzyża, a ona miała znowu ochotę się napić. Musiała jednak zachować resztki trzeźwego umysłu, bo nigdy nie wiadomo.
Lord Voldemort
Lord Voldemort

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyCzw 12 Lis 2015, 19:19

Sofia, zajmująca się zawodem zdominowanym przez płeć być może nie brzydszą, ale na pewno mniej wysublimowaną, przyzwyczajona była ewidentnie do traktowania bardziej obcesowego, bardziej bezpośredniego, jednak musiała sobie zdawać chyba sprawę, że gdzieś tam na świecie, poza czterema ścianami Ministerstwa czy Biura Aurorów, są inni ludzie, inni Panowie, inne zwyczaje. Lord Voldemort miał siebie za dżentelmena na wszystkich płaszczyznach. Jego maniery pozostawały bez zarzutu, bez względu na sytuację, w której się znalazł. Wiedział, jak należy traktować kobietę, wiedział też, jak powinien traktować ją ktoś poważnie zainteresowany jej względami. Jego plany co do panny Clinton były nieco odmienne niż mogło się wydawać, jednak najłatwiejszym środkiem do celu było odgrywanie zauroczonego urodą i inteligencją dżentelmena.
Nie należy odbierać tego źle, w kwestiach ludzkiego piękna nie opierał się na tym, co widoczne na pierwszy rzut oka i nie zaliczał się chyba do osób, które mogłyby uchodzić za autorytety w kwestii czyjejkolwiek aparycji, natomiast przezorność i, przede wszystkim, odporność na alkohol, które przejawiała jego rozmówczyni naprawdę mu imponowały. Do pewnego stopnia można by więc nawet nazwać go zauroczonym, oczywiście gdyby tylko nie był Lordem Voldemortem.
Być może powinien okazywać większe zainteresowanie cielesnymi atutami Sofii, ale to, trzeba przyznać, była jego pięta achillesowa, coś co mogło zdemaskować brak jego zainteresowania romansem z kobietą, z drugiej jednak strony, na tym poziomie ich znajomości, równie dobrze można to było brać za przejaw dobrych manier i konserwatywnego wychowania. Cóż, pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Panna Clinton mogłaby prawdopodobnie siedzieć przed tym mężczyzną zupełnie naga i wywołałaby co najwyżej pewną irytację ze względu na fakt, że wzbudzałaby powszechne zainteresowanie i sensację, a jeśli Voldemort czegoś chciał uniknąć w tym momencie, to właśnie rozgłosu.
- A tak, to prawda, słyszałem co nie co o tym kraju, choć ostatecznie nigdy nie udało mi się do niego dotrzeć. – odparł, uśmiechając się kącikami ust i w zamyśleniu przesuwając niemalże pieszczotliwie palcem po nóżce kieliszka. – Ostatnio okazało się nawet, że mam tam daleką rodzinę, być może zechcą mnie przyjąć i w ten sposób będę mógł połączyć przyjemne z pożytecznym. – dodał po chwili. Fakt, że po tej ziemi muszą chodzić jeszcze jacyć, poza nim samym, potomkowie Slytherina, nigdy nie przyszedł mu do głowy, a pozornie wydawał się dość oczywisty. Teraz jednak, kiedy okazało się, że w kimś jeszcze płynie krew tak przezacnego przodka, planował to wykorzystać. Oczywiście wymagało to pewnych przygotowań i wysiłku, ale który zbożny cel przychodził od tak, na banalne pstryknięcie palcami?
- Pani rodzina do pewnego stopnia musi przypominać moją, chyba, że ja jestem jedyną czarną owcą, której alkohol z niepokojącą prędkością odbiera zdolność logicznego myślenia. – uśmiechnął się ponownie, z satysfakcją notując, że jego drobny gest zrobił na pannie Clinton wrażenie. Cóż, właściwie był w posiadaniu wszystkich informacji, których potrzebował. Mógł w tej chwili po prostu wyjść i nie szczędząc środków dostać to, czego pożądał. Nie wydawało się to z resztą zbyt skomplikowane. Ta gra zaczęła go jednak wciągać.
- A Pani? Przepraszam, a Ty, Sofio? Chciałabyś się ustatkować, osiąść, założyć rodzinę? – zapytał z pozoru beznamiętnym tonem, choć dało się wyczuć w nim pewne zainteresowanie. Kiedy kobieta zerknęła na zegarek, wyprostował się powoli, zwiększając w ten sposób minimalnie dystans między nimi, po czym ponownie się odezwał.
- Jeśli Twój czas jest w jakiś sposób ograniczony dzisiejszego wieczoru, proszę mnie bez wyrzutów zostawić, być może jedynie zdradziwszy mi, czy możliwe będzie ponowne spotkanie?
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptySob 14 Lis 2015, 18:09

Sofia obracała się praktycznie tylko w towarzystwie mężczyzn – począwszy od szkolnych lat, gdzie zwyczajnie jawiła się wszystkim jako łobuzica, która woli pouganiać się po korytarzach niż rozmawiać o makijażu i sukienkach, które dziewczęta nosiły na randkach. Na które rzecz jasna Zośka nie chodziła bo i po co było marnować czas na kogoś, kto nigdy nie dorównał jej w takim czy takim zajęciu.
W pracy nic się nie zmieniło – niewielki odsetek kobiet pokończyło kurs aurorski co jej nie zmartwiło – panna Clinton wydawała się nielicznym wyjątkiem co jej schlebiało i poniekąd utrudniało wykonywanie pracy – panowie traktowali ją gorzej ze względu na płeć, seksistowsko i krzywdząco co tylko ją umocniło w przekonaniu, że nie ma co facetom ułatwiać w życiu. Wręcz przeciwnie – trzeba odpłacać im podobnym za nadobne – ta czyniła to i czyni tak cały czas. Nikomu nie podstawia gotowego pod nos, tak samo jak i jej nikt tego nie robił z czego w gruncie rzeczy jest zadowolona.
Ale to prawda, Sofia była przyzwyczajona do różnego typu zachowań wśród mężczyzn tak więc był przyzwyczajona na wszystkie ruchy dozwolone i nie tylko – rzadko jednak spotykała kogoś tak przyjemnie porządnego. Dziwiła się, że Tom jeszcze nie próbował wsunąć dłoni pod jej bieliznę – czy nie nagabywał jej w mało elegancki sposób. Na samą myśl uśmiechnęła się do siebie pod nosem i dopiła resztki whisky, które jej pozostało. Jej grymas poszerzył się tylko nieznacznie gdy dopłynęły do niej słowa o rodzinnym miejscu urodzenia pani auror – Włochy, Mediolan, Rzym, Sycylia. Piękne widoki, wspaniali ludzie i cudowne jedzenie okraszone nutą słońca i płynnego akcentu.
- Jeżeli miałbyś możliwość znalezienia się w Italii to zachęcam. Tam człowiek odżywa, czuje się zupełnie inaczej niż w smutnym i deszczowym Londynie. – Wtrąciła jeszcze swoje trzy grosze na temat jej zdania o stolicy Anglii, w której przyszło jej żyć od kilkunastu lat. Nie zamierzała póki co zmieniać miejsca zamieszkania, bo tutaj miała pracę – wymarzoną pozycję, o którą zawalczyła sama, znajomych i bliższą rodzinę. Trudno byłoby jej powrócić na łono włoskiej natury, zwłaszcza, że obecnie miała małe problemy z życiem towarzyskim. Chociaż może mały urlop dobrze by jej zrobił? Może powinna się odciąć i udać na wakacje, przemyśleć kilka spraw? W zamyśleniu zamieszała szklanką, którą dopiero co uzupełnił kelner przechodzący obok.
- Można przyzwyczaić się do pitego alkoholu. Poza tym mawia się, że właśnie po nim robimy rzeczy, czy wypowiadamy słowa, których normalnie na trzeźwo byśmy nie wypowiedzieli. To jest bardzo ciekawa teoria swoją drogą… – Powiedziała czując jak whisky sieje spustoszenie w jej organizmie właśnie odbierając jej ostatnie resztki logicznego myślenia. Obraz jej się zamazał – dlatego zamknęła na moment oczy i odetchnęła głębiej odchylając głowę do tyłu, by zaraz zaśmiać się krótko w reakcji na pytanie o jej stateczność.
- Sama nie wiem już czego chcę. Z jednej strony jestem już w takim wieku… według mych rodzicieli powinnam mieć już dwójkę dzieci, etat w Ministerstwie i kochającego męża. Z tego wszystkiego udało mi się wyrwać tylko dobrą pracę. Nie żałuję tego jak żyję, w jaki sposób, to co robię ale… – Tutaj zawiesiła głos i skrzyżowała spojrzenie z Voldemortem.
- … W pewnym stopniu odczuwam chęć założenia rodziny. Niestety, mężczyźni, których znam niezbyt się do tego nadają. Albo inaczej – nic nie dzieje się tak jakbym chciała. – Na zakończenie swojego wywodu wzruszyła ramionami i wyprostowała długie nogi mimowolnie, bowiem czuła już jak przeklęte mrówki maszerują wzdłuż mięśni. Powiedziała to co czuje, język się jej rozplątał – nic dziwnego zresztą, ostatnie porażki nie napawały jej optymizmem a zarażały goryczą. Do tego wypity alkohol..
Machnęła dłonią, na której przegubie błyskał zegarek z okrągłą tarczą jakby chciała przeprosić za ów gest po czym zastanowiła się czy chciałaby spotkać jeszcze kiedyś tego mężczyznę, który potrafił zachować się odpowiednio przy kobiecie. Który wiedział gdzie znajdują się granice dobrego smaku…który wiedział jak posłużyć się słowem czy mimiką. Drgnęła.
- Wszystko zależy od tego w jakim charakterze widzisz nasze kolejne spotkanie, Tom. – odpowiedziała gładko nie zdradzając się z niczym, nie obiecując nic, a jednak pozostając kobietą frywolnie kokietującą faceta, którym nie wie kompletnie nic, a który bez problemu, bez mrugnięcia okiem mógłby wymordować całą jej familię z nią na czele.

Lord Voldemort
Lord Voldemort

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyNie 22 Lis 2015, 14:43

Doprawdy wiele można było zarzucić Lordowi Voldemortowi, ale, co być może zaskakujące, seksistą nie był. Jego spojrzenie na różnice determinowane przez płeć było trzeźwe, logiczne, chłodne... jak na wszystko. Dobrze wiedział, że są zadania, do których lepiej nadają się mężczyźni, ale tak takie, w których niezrównana będzie kobieta. Ponad to traktował każdego ze "współpracowników", a przynajmniej tych bliższych, których znał osobiście dość dobrze, w sposób indywidualny. Umiejętność legilimencji pozwalała mu bardzo dobrze orientować się w ich możliwościach i zdolnościach, przy czym płeć odgrywała marginalne, jeśli nie żadne znaczenie. Prawdę mówiąc, podejście większości świata do tych kwestii wydawało mu się zabawne, ale nie docenianie kobiet, które potrafiły czasem dokonywać rzeczy, o których mężczyznom się nawet nie śniło, było mu na rękę, ostatecznie bowiem osłabiało stronę, którą uważał za wrogą sobie, swoim planom, swojemu światopoglądowi. Nie wspominając już o tym, że rozgoryczone niesprawiedliwym traktowaniem przedstawicielki płci pięknej, niejednokrotnie stawały się łatwym celem dla jego propagandy, promującej równość, przynajmniej w zakresie płci. Ostatecznie, czyż każdego nie czekała taka sama śmierć, nie zwracająca uwagi na to, jakie organy rozrodcze kryją się pod odzieniem?
- W Twoich ustach ten kraj nabiera nęcącego charakteru, którego nie potrafią nadać mu agencje turystyczne. Zdecydowanie rozważę tę destynację, kiedy będę wybierał miejsce na spędzenie krótkiego urlopu. - odparł, kiedy kobieta ponownie zachęciła go do odwiedzin we Włoszech. Prawdę mówiąc, od pewnego czasu zastanawiał się nad tym, czy aby wizyta u rodziny, choćby tak dalekiej, jaką był ród di Scarno, nie byłaby wskazana. Choćby po to, aby zyskać nowych popleczników oraz pozyskać jakieś wartościowe informacje. Chiara była mu potrzebna, a nie zdawała się być przekonana do wiernej służby. Warto byłoby dowiedzieć się, co się za tym kryje. Teraz jednakże ta kwestia była całkowicie marginalną, całą swoją uwagę poświęcał bowiem pięknej rozmówczyni i tej grze, która zaczynała mu się podobać. Bynajmniej nie dlatego, że nie dająca się kwestionować uroda Sofii zaczynała działać na niego tak, jak bez wątpienia powinna, lecz dlatego, że Lord Voldemort, lubił wyzwania, lubił, od czasu do czasu, przeciwstawić swoje umiejętności woli czyjegoś umysłu i obserwować, co bez wątpienia ułatwiała legilimencja, jak ofiara powoli ulega jego wpływom. Przypadek Sofii był ciekawszy o tyle, że była ostatecznie aurorem, kimś, kto walczył z nim, przynajmniej wtedy, kiedy był świadomy z kim ma doczynienia.
- Pytanie tylko, czy to dobrze, czy źle. To pewnie zależy od sytuacji i towarzystwa, jak mniemam, ja jednak staram się pozostawać ostrożny, nie chciałbym zanudzić rozmówcy opowieściami o moim życiu, zwłaszcza rozmówcy, z którym mam nadzieję ponownie się kiedyś spotkać. - stwierdził szarmancko w odpowiedzi na słowa Sofii, z satysfakcją konstatując, że kobieta powoli ulega mocy wypitych trunków. Równocześnie jednak sprawiało mu to pewien zawód, nie mógł bowiem w tej chwili stwierdzić, czy jego rozmówczyni bardziej poddaje się wobec jego umiejętności czy też własnej nietrzeźwości. A przecież był próżny i zapatrzony w siebie, wolałby, aby nie było żadnych wątpliwości co do jego mocy, potęgi i umiejętności uwodzenia drugiej osoby.
- To chyba problem współczesnego społeczeństwa, tak myślę. Dużo osób wskazuje też jako powód swej opieszałości niepewność czasów, w których żyjemy i liczne niebezpieczeństwa. Podobno, choć wiem to tylko z pogłosek, nawet w Hogwarcie zaczęły dziać się rzeczy niepokojące, które mogą alarmować zarówno rzeczywistego jak i potencjalnego rodzica. - stwierdził gładko, właściwie do pewnego stopnia ciekaw odpowiedzi, co nie zdarzało mu się często. Przyglądał się kobiecie i czuł, że spotkanie powoli zbliża się do końca. Miał co prawda jeszcze jedną rzecz, którą planował zrobić, zanim się pożegnają, jednak jak na razie, pozwolił sobie na uśmiech, kiedy posłyszał pytanie.
- To zależy od Ciebie, Sofio, wyznam jednak, że pozostaję pod Twoim urokiem i choć przyjąłbym każdą z propozycji, nie odmówiłbym spotkania na stopie więcej niż przyjacielskiej. - odparł w sposób szarmancki, grzecznie, nie naciskając, choć przecież dość klarownie przedstawiając swoje potrzeby w tej sprawie. Właściwie, mówił prawdę, choć wątpił, aby udało mu się pozyskać do swoich szeregów kolejną Bellę, ta kobieta ze swoją szaleńczą miłością była całkowicie unikatowa, nie zamierzał przepuścić ewentualnej okazji zamieszania w głowie tak interesującej jak panna Clinton osobie.

Jednak nie udało mi się teraz zakończyć, ale obiecuję, że w następnym poście dam 2x z/t. ;x
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyNie 22 Lis 2015, 23:16

Co to się dzieje z tym światem.
Kobiety idące się napić do baru prędzej czy później nagabywane są przez równie pijanych mężczyzn, którzy nie szukając odpowiedzialności szukają okazji do tego by znów poczuć pod sobą gorące ciało dzierlatki.
Sofia Clinton dzierlatką była, niegdyś. Teraz raczej śmiało można ją nazwać kobietą – miała co trzeba na swoim miejscu i nie musiała się tego wstydzić – gorzej było z jej charakterem, który okazuje się być równie ważny co wygląd. Cóż poradzić.
Gdyby jednak ktokolwiek kiedykolwiek powiedział jej, że będzie z siebie wyrzucać przy whisky i w towarzystwie Voldemorta o tym jakie są jej marzenia względem samej siebie to by nie uwierzyła. Co więcej, bezczelnie wyśmiałaby kogoś w twarz nie bacząc na konsekwencje. A tu proszę, robi dokładnie to o czym pisze autorka.
Alkohol lał się strumieniami, wyrzuty sumienia, że siedzi tutaj z obcym facetem kiedy powinna siedzieć w domu oddalały się z każdą chwilą spędzoną w jego towarzystwie, z każdym kolejnym łykiem i kojącym słowem Toma. Jego postać dziwnie na nią działała, tak uspokajająco, a jednocześnie podniecająco. Jego zachowanie, nienaganne maniery i wygląd skutecznie podsycał jej myśl, że ich spotkanie mogliby zakończyć inaczej niż powinni, niż musieli. Odgoniła jednak od siebie tak niewygodne fantazje po czym skupiła swój wzrok na postaci siedzącej tuż obok, tak realnej, że gdyby wyciągnęła po nią rękę to z pewnością trafiłaby na miękkie i ciepłe ciało człowieka, który potrafił oczarować kobietę słowem na co zwracała uwagę – zawsze zwracała i sprawdzała w jaki sposób wypowiada się mężczyzna – wyjątkiem był Wilson, który miał twardą rękę i równie twardy charakter, co jej imponowało. Może chodziło o różnicę wieku i jego doświadczenie, a może jedynie o przelotny romans, który ukoiłby jej nerwy? Czego teraz szukałaby u mężczyzny swego życia? Najpewniej odpowiedzialności i stabilizacji co odkryła z pewnego rodzaju przygnębieniem.
Dlatego głównie – by zająć myśli czym inny wysłuchała pana Riddle’a odkrywając, że to co mówi to prawda, słuszność – jego obserwacje pokrywały się z jej zdaniem co uznała za niepokojący przypadek. Takich mężczyzn jak on nie spotyka się od tak, niespecjalnie. Czy to zrządzenie losu i szczęśliwy traf czy może jakaś chora gra, która zaraz się zacznie? Wolała nie wnikać, a poddać się chwili i spędzić jeszcze resztki wieczoru w towarzystwie kogoś kto nie nazwie ją swoją własnością, a potem ucieknie bez słowa.
- Nie wiem co się dzieje w Hogwarcie – to nie mój rejon, nie mój teren. Ja zajmuję się zgoła poważniejszymi sprawami, aczkolwiek cieszy mnie informacja, że nie masz dzieci, Tom. – Odparła dopiero teraz wplatając zgrabnie w swoją wypowiedź odrobinę humoru – to co powiedziała to była prawda. Póki Wilson pracował w szkole względnie dochodziły do niej pogłoski o tym co tam się wyrabia – teraz jednak gdy go nie było nie wtrącała się w sprawy gawiedzi Dumbledore’a czego nie ukrywała. Spokojnie siedziała na swoim miejscu nawet nie panując nad drżeniem ciała, gdy wyczekiwała na ostatnie słowa Voldemorta dotyczące ich kolejnego spotkania – o ile do takiego dojdzie.
Gdy doszło do niej znaczenie ów wypowiedzi drgnęła – jej czekoladowe oczy pociemniały z chwilą gdy mężczyzna kończył zdanie, a ona odkaszlnęła nie wiedząc czy dobrze zinterpretowała ów moment. Była zaskoczona, albo spaczona jeżeli wydawało się jej, że Lord chce zaciągnąć ją do łóżka. Niczego jednak starała się po sobie nie pokazać by nie wyjść na do końca zepsutą kobietę, która myśli tylko o jednym.
O pracy oczywiście.
- To miłe co mówisz, Tom. Jeżeli znajdę wolną chwilę to chętnie się z Tobą spotkam i poznam lepiej – o ile dasz mi na to szansę. – Odezwała się w końcu obdarzając go jednym z tych swoich rozleniwionych uśmiechów zadowolonej kotki. Poprawiła przy okazji pasmo ciemnych włosów opadających jej na twarz po czym mruknęła jeszcze.
- Sądzę, że będziesz wiedział jak i gdzie mnie znaleźć.
Lord Voldemort
Lord Voldemort

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptySro 02 Gru 2015, 12:06

Właściwie dlaczego Sophia „powinna siedzieć w domu” tego wieczora, czyż nie była niezależną, dorosłą kobietą, której przywilejem jest spędzanie wolnego czasu, czasu poza pracą w taki sposób dokładnie, w jaki ma na to ochotę? Pod warunkiem, oczywiście, że nie narusza to swobód osób dookoła niej, choć jeśli chodzi o Voldemorta, mało prawdopodobne aby przejął się takimi nagięciami zasad z jej strony. Ba, właściwie odebrałby je jako dowód na to, że panna Clinton jest znacznie bardziej interesująca przy bliższym poznaniu niż na pierwszy rzut oka.
- Plusem znajdowania się z dala od ojczyzny, jest wyczulenie na wszelkie dotyczące jej informacje i plotki. Nie nazwałbym tego tęsknotą, bynajmniej, to raczej coś w stylu naturalnego odruchu albo swego rodzaju sentymentu. – stwierdził głosem, który posiadał chyba jakieś elementy mogące sugerować zadumanie właściciela, oczy Voldemorta pozostawały jednak bystre i czujne, jak zawsze. Moody prawdopodobnie pochwaliłby go za to, jednak nie należało spodziewać się miłych pogaduszek na tenże temat pomiędzy tymi dwoma. Czarny Pan najchętniej zawłaszczyłby sobie miano tego, który najczęściej powtarza to znamiennie zdanie, jak na razie udawało mu się jednak co najwyżej okaleczać „przeklętego Alastora”, jak określano go pomiędzy Śmierciożercami. W tych kulturalniejszych rozmowach, oczywiście.
Z myśli przenikających przez umysł Sofii zdążył się już zorientować, że swego rodzaju bliższa relacja wiązała ją z Jaredem Wilsonem. I choć o niej samej nigdy wcześniej nie słyszał niczego szczególnego, wiedział oczywiście kim jest, lub raczej był, ten czarnoskóry wrzód na…… No właśnie. Choć nawet jego niezrównane umiejętności nie pozwalały na poznanie wszystkich elementów tego związku, pozwalały sugerować, że coś Pannę Clinton łączyło z byłym Szefem Biura Aurorów, a to oznacza informacje, niejednokrotnie bardziej istotne niż się wydaje posiadaczowi. Minuta za minutą włoska rozmówczyni wydawała się Voldemortowi coraz cenniejsza, coraz bardziej istotna dla ich sprawy. Podobał mu się pomysł, aby nie rezygnować z tej znajomości, ani nie czynić [i]jeszcze[i] żadnych zdecydowanych kroków. Należało mieć wyczucie.
- Skoro już zdobyłem tę obietnicę z Twoich ust, Sofio, nie będę Cię dłużej napastował, abyś przypadkiem nie rozmyśliła się, zanim do kolejnego spotkania dojdzie. – stwierdził, z uprzejmym uśmiechem, podnosząc się ze swojego miejsca i płacąc kelnerowi z sutym napiwkiem, zarówno za siebie, jak i za swoją towarzyszkę.
- Oczywiście. – odrzekł, udając mile połechtanego jej ufnością w jego możliwości. – Ostatecznie znajdowanie cennych przedmiotów, to mój zawód, moje życie. – dodał, uśmiechając się, coś jednak błysnęło drapieżnie w jego oczach, kiedy wypowiadał te słowa.
Szybko z resztą zakrył to, być może odrobinę nieprzyjemne, wrażenie, podając kobiecie płaszcz i pomagając wsunąć dłonie w rękawy. Zanim jednak materiał ułożył się jak należy, mogła poczuć dotyk czegoś twardego, szpiczastego na zakończeniu swojej szyi. Nie ważne co pomyślała, nie ważne co przypuszczała, nie miała czasu zareagować. Wszelką reakcję zatrzymało zaklęcie, które usunęło ze wspomnień Sofii wszelkie wspomnienia związane z diademem, całą tę rozmowę i związane z nią odczucia kobiety, zastępując je znacznie mniej pretensjonalnym, choć oczywiście drogocennym i zaklętym wisiorem. Nie miała też pamiętać niczego szczególnego w odniesieniu do tych ostatnich minut, jakby po udzieleniu jej pomocy z płaszczem, jej towarzysz przeszedł prosto do uprzejmego pożegnania.
- Żałuję, że musimy się już na dzisiaj pożegnać, wydaje mi się jednak, że to najlepsze co mogę zrobić, jeśli nie chcę abyś nabrała o mnie złego zdania. Czasem jednak myślę, że te wszystkie zasady odpowiedniego zachowania i kultury, bardzo utrudniają człowiekowi osiągnięcie, zdobycie tego, czego akurat pragnie. – powiedział na odchodnym, otwierając przed nią drzwi i patrząc jeszcze przez chwilę, jak oddala się chodnikiem, wtapiając się w nocny półmrok i nierzadkich przechodniów, ostatecznie był to przecież Londyn, miasto, które żywe jest także nocą.
Prawie tak żywe, jak plany Voldemorta w stosunku do odchodzącej kobiety.

z/t x2
Cam Fawley
Cam Fawley

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyWto 22 Gru 2015, 20:15

Nigdy nie odpisywał na sowy wysyłane przez jego przyjaciela. Nie musiał - na spotkanie stawiał się obowiązkowo zawsze, gdy tylko zostało ono zainicjowane. Tym razem oczywiście nie było inaczej. Narzuciwszy na siebie zwyczajną, domową, flanelową koszulę oraz włożywszy swoje stare a jednocześnie najbardziej ukochane wytarte jeansy, wyszedł z domu tuż po tym, jak tylko odświeżył się po całym dniu pracy. Palto, grube rękawice oraz czapka skrywająca jego czuprynę sprawiały, że nie odczuwał praktycznie wcale minusowej temperatury, dzięki czemu mógł w pełni cieszyć się zimową aurą.
Śnieg w Londynie nie był widokiem codziennym, toteż każdy mieszkaniec stolicy zawsze starał się nie narzekać zbytnio z jego powodu. Fawley też taki był. Idąc w stronę baru szybkiej obsługi radował wzrok białym puchem padającym z nieba, nie dbając wcale o to, że osiada mu on na ramionach i głowie oraz sprawia, że jego buty z każdym krokiem mokły coraz mocniej. Kochał święta. Kochał fakt, że w tym roku spędzi je również z Leslie. Prezent dla niej od dawna spoczywał w ukrytej zaklęciem szufladzie komody, której istnienia pewnie nawet nie podejrzewała. To, że w swoim życiu już nie raz w czasie świąt nocował u rodziny Haldane nie miało znaczenia - znaczenie miał fakt, że ten rok będzie ich pierwszym wspólnym. Od tego roku wszystko będzie już inaczej.
Pochwycił w locie zwyczajnego hot -doga, którym mógł chociaż prowizorycznie zapchać żołądek i skierował swoje kroki w stronę Dziurawego Kotła, w którym faktycznie nie miał okazji w ostatnim czasie bywać. Wiedział, że zaniedbał swojego najlepszego druha, jednak wiedział też czym to było spowodowane i ten właśnie powód Cam miał zamiar dziś wyjawić. Nie było sensu dłużej się ukrywać, tym bardziej, że Fawley'owi kończyły się już wymówki, gdy jego bliscy zapraszali go na weekend, a on w planach miał po raz kolejny zabrać gdzieś swoją małą, rudą istotkę. Tak samo nie miał serca oszukiwać Aleca. Wiedział, że to może sprawić, iż jego nos będzie jeszcze bardziej połamany niż jest, ale nie dbał o to. Nie był typem człowieka, któremu z łatwością przychodzi ukrywanie przed wszystkimi czegokolwiek, choć podziw musi wywoływać fakt, że i ak długo wytrzymał.
Z rosnącym sercem coraz bardziej zbliżał się do celu. Gdy stanął przed drzwiami pubu westchnął kilka razy, zanim pchnął drewniane drzwi. Oczywiście, że trochę się bał. Bał się reakcji przyjaciela na wieść, że spotyka się z jego młodszą siostrą. Strach ten był też podsycany przez samą Leslie, która otwarcie twierdziła, że Alec zrobi Fawley'owi za to z jesień średniowiecza z wiadomej części ciała, auror miał jednak cichą nadzieję, że Haldane zrozumie. Może i myśl, że skończy się na zwyczajnym poklepaniu po plecach była trochę na wyrost, to mimo wszystko Cam pokładał wiarę w wieloletniej przyjaźni, która nie może złamać się przez coś takiego.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, wieszając palto w kącie i gdy nie dostrzegł nigdzie rudej czupryny wybrał pierwszy lepszy pusty stolik i zamówił sobie szklankę szkockiej, zawiesiwszy spojrzenie na koślawej choince, ubranej w prawdopodobnie najbardziej paskudne ozdoby świąteczne, jakie istniały na tym świecie. Fawley musiał to przyznać - Tom trzymał poziom jak co roku.
Alec Haldane
Alec Haldane

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyWto 22 Gru 2015, 22:08

bilokacja na legalu <3

Alec jak zwykle miał problem z punktualnością... Nie, inaczej. Alec nigdy nie miał problemów z punktualnością, podobnie jak z obowiązkowością i dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik. Nie zostawiał roboty rozgrzebanej w połowie i nie praktykował odkładania wszystkiego na przysłowiowe jutro. Nie był przy tym pracoholikiem - po prostu zdawał sobie sprawę, że pracując niesystematycznie zrobiłby sobie z życia burdel tak wielki, że nie wygrzebałby się z niego do śmierci.
W każdym razie skutek był tego taki, że spóźnił się na spotkanie, które sam zainicjował, czy wręcz - wymusił. Tu jakiś arkusz do wypełnienia, tu wnioski rekrutacyjne do podpisania, tu legitymacje do podbicia, w międzyczasie jeszcze zebranie akt dla poranną odprawę dnia następnego, szybka kawa w biegu, dwa uśmiechy do pań sekretarek - i na progu Dziurawego Kotła stawił się dokładnie dwanaście minut i dwadzieścia sześć sekund po czasie. Skandalicznie późno! Bo już nawet nie chodziło o to, że Fawley urządzi mu scenę - nie zrobi tego, ostatecznie za dobrze się znali, by nie przymykać oka na swoje przywiązanie do roboty i tego, by wszystko zrobione było dobrze. Nie, Cam nie będzie się awanturował, przynajmniej nie o to. Po prostu Haldane nie lubił się spóźniać. Nie robił z tego dramatu, ale nie lubił. Po prostu. Spóźniać się nie wypadało i już.
Gdy więc wpadł do lokalu rudą grzywę miał rozczochraną w sposób umykający najśmielszym wyobrażeniom, rozpinany naprędce płaszcz niemal sfrunął na wieszak, w ślad za nim poszybował szalik - i w kolejnej chwili panicz Alec siadał już na krześle przy stoliku, przy którym moment wcześniej wypatrzył przyjaciela. Bliżej niesprecyzowanym machnięciem zasygnalizował Tomowi, że dziś życzy sobie to samo, co zazwyczaj, gdy pojawiali się z Camem po nazbyt długiej rozłące - czyli nie żadne tam piwo, ale, śladem przyjaciela, whisky pierwszego sortu - i dopiero wtedy odetchnął ostentacyjnie, rozpierając się na wątłym krzesełku.
- Ta robota mnie wykończy - stwierdził odkrywczo, przy czym, podobnie jak zawsze, radosne iskry w oczach rudzielca zaprzeczały prawdziwości tychże słów. To znaczy, jasne, mógł paść kiedyś na służbie, na zawał, wylew czy cokolwiek, co trapiło ludzi przepracowanych, ale byłby to wtedy zwykły przypadek, nic więcej. Alka jego praca cieszyła, satysfakcjonowała jak mało co i jeśli miałoby to od niego zależeć, wydłużyłby dobę by móc posiedzieć w Biurze jeszcze trochę, nie tracąc przy tym życia towarzyskiego.
- Swoją drogą, Annelise o ciebie pytała - rzucił jak gdyby nigdy nic, wspominając jedną z ich bardziej lubianych sekretarek. - Podobno obiecałeś jej czekoladę, której dotąd się nie doczekała. - To, że panna - a właściwie pani, szczęśliwie przecież zamężna - lat miała pięćdziesiąt trzy i w wolnych chwilach (kiedy tylko nie matkowała aurorom) zajmowała się piastowaniem małoletniego wnuka, nie miało żadnego znaczenia. Absolutnie żadnego.
W każdym razie, gdy tylko trochę ochłonął, a zamówiona szklanica alkoholu - oraz pełna trunku butelka, bo Tom wiedział przecież, że panowie z pierwszymi łykami poradzą sobie nad podziw sprawnie - stanęła już na blacie przed nim, Alec przetarł twarz dłonią, mogli przejść do tematów poważnych. Czyli takich jakby...
- No. To teraz jak na spowiedzi, co to za wolne ostatnio? Zmarł ci ktoś? Ożenił się? Ty nie bierzesz urlopów bez okazji. - Piegus znacząco uniósł brwi. Mało co mu umykało, szczególnie jeśli chodziło o wszystko to, co załatwiało się na papierze i co dotyczyło jego bliskich.
Cam Fawley
Cam Fawley

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 EmptyWto 22 Gru 2015, 22:51

To nie tak, że każda minuta spóźnienia Aleca zdawała się dla aurora wiecznością, bo jeśli o to chodziło, to mógł się spóźniać ile tylko sobie życzył. Tu bardziej roznosiło się o odwlekanie tego co nie uniknione, a Cam chciał mieć już to co najtrudniejsze za sobą. Chciał już dostać w ryj, a potem pogodzić się z przyjacielem i przestać w końcu gryźć się z myślą, że spotykając się z Leslie, robi coś niewiarygodnie złego i niestosownego.
Podniósł wzrok w momencie, w którym drzwi do Dziurawego Kotła otworzyły się niezbyt dyskretnie i w progu tegoż przybytku stanął nikt inny jak panicz Haldane we własnej osobie. Lekki nie ogar, jaki prezentował jasno świadczył o tym, że rudzielec się spieszył. Gorzka jak sok z mandragory myśl nawiedziła zaraz Cama i mówiła o tym, że jego przyjaciel zaraz najpewniej będzie żałował swojego pośpiechu. Niech tylko usłyszy nowiny, jakie Anglik chce mu dziś sprzedać.
Uśmiechnął się do Aleca, nie odrywając wzroku od jego osoby, gdy przemierzał całą odległość dzielącą go od wieszaka do stolika. W pewnym sensie cieszył się, że widzi przyjaciela. Nie, wróć. Bardzo się z tego powodu cieszył! W końcu w ostatnim czasie mało mieli okazji do pogadania, a wszystko przez urlop, który sobie sprawił tylko po to, by móc należycie integrować się z cyckami panny Haldane.
- Dlatego właśnie ja nie wychylam się zanadto, by mnie przypadkiem nie awansowali. Te minimum formalności jakie muszę spełniać wystarczy mi aż nadto. Zresztą i tak zazwyczaj oddaję te robotę jakiemuś stażyście - wyciągnął się na krześle idąc za przykładem kolegi. - Twoje stanowisko odbiera cały urok byciu aurorem. Pamiętasz w ogóle jak się rzuca zaklęcie rozbrajające? - zadrwił, bo mimo obawy, która nie dawała o sobie zapomnieć, to jednak towarzystwo Aleca dobrze na Fawley'a wpływało i poprawiało mu humor tak samo za każdym razem.
Zawiesił głowę w zamyśleniu, słysząc kolejne słowa Szkota, a szklanka z trunkiem utkwiła w połowie drogi między stołem, a gardłem Cama. Annelise? Czyżby jakaś kolejna kobieta, której wydawało się, że anglik jej cokolwiek obiecywał? Próbował przywołać w głowie jakąkolwiek twarz, pasującą do tego imienia i dopiero, gdy mu się to udało wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiał się dobrą chwilę, tak naprawdę z samego siebie. Annelise faktycznie miała otrzymać od niego czekoladę, o której kompletnie oczywiście zapomniał, ale najbardziej rozbawiający w tej sytuacji był fakt, że panicz Fawley wyobrażał już sobie jaką aferę mu z tego powodu mogła zrobić siostra przyjaciela. Jeśli jednak chodziło o starą sekretarkę w departamencie aurorów, mógł być spokojny. Wiedział, że Leslie nigdy nie spytałaby, czy łączy ich coś jeszcze, oprócz sentymentu na linii - starsza pani - uroczy młodzieniec.
- Możesz jej przekazać, żeby wyczekiwała sowy z czymś więcej niż czekoladą - powiedział, gdy już przestał się śmiać. - Jakoś tak... Zapomniałem o niej zupełnie, a przecież poszła mi ostatnio na rękę i przyjęła moje spóźnione o tydzień raporty. - Upił łyk. Alkohol palił gardło, ale nie byli przecież podlotkami, by się tym jakoś bardziej przejmować. Szkocka nie miała smakować. Szkocka w przypadku Cama miała go trochę ośmielić, jeśli chodziło o nadchodzący nieuchronnie potok wyznań. W drodze do Dziurawego Kotła próbował wyobrazić sobie co może powiedzieć, od czego mógłby zacząć, siedząc teraz jednak na przeciwko swojego przyjaciela z dzieciństwa stwierdził, że chyba będzie potrzebował co najmniej jeszcze trzech takich szklanek, jak ta, którą trzymał w dłoni. Sprawa ta nie była taka prosta, jakby ktoś mógł o niej myśleć.
Nie pomagało kolejne pytanie, jakie padło z ust rudzielca. To pytanie jasno wiązało się z Leslie, a przecież Fawley nie chciał tak z grubej rury. Taki szok może wywołać niespodziewane w skutkach reakcje, których wolałby uniknąć.
Westchnął, nie wypuszczając szkła z trunkiem z dłoni i kreśląc nim kółka po drewnianym stole. Nie wypadało tak milczeć w nieskończoność.
- Powiedz lepiej co u ciebie? Co tam w pracy? Czy ktoś, oprócz Annelise za mną tęskni? - spytał. - Bo generalnie, jeśli chodzi o mnie to mam ci coś ważnego do oświadczenia, tylko najpierw musisz mi obiecać, że najpierw pomyślisz czy warto, a dopiero potem zrobisz mi krzywdę.
Sponsored content

Pub - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 4 Empty

 

Pub

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-