- Suche ukąszenie, nie wiem czy o tym słyszałaś. Nie za każdym razem wąż wprowadza jad - odpowiedział. Tego akurat sam nie wiedział jeszcze nie tak dawno, jednakże odkąd posiadał tą wredną, zimnokrwistą gadzinę musiał się co nieco na jego temat dowiedzieć. Przywiązał się do tego derpowatego stworzenia i raczej wolałby się z nim nie rozstawać, więc dokształcił się. Teraz to był oczytany, ale kilka miesięcy temu na "suche ukąszenie" byłby w stanie odpowiedzieć tylko tępym spojrzeniem, ewentualnie trzymać fason i nie przyznawać się że nie ma pojęcia co to.
Zauważył że dziewczynie chyba zrobiło się zimno - nic zresztą dziwnego, w końcu wiało i ogólnie pogoda była nie najprzyjemniejsza. Jako że był sprawnym obserwatorem to nie mogło mu to umknąć. Tutaj pojawiało się najważniejsze pytanie - mógł bowiem zareagować jakoś na to lub całkowicie to zignorować. Fakt numer jeden - zupełnie go nie obchodził komfort termiczny jego rozmówczyni. Fakt numer dwa - jeszcze nie podjął decyzji czy ma grać miłego chłopczyka czy raczej zachować się tak, jak na niego przystało. W końcu to była Puchonka, a już udało mu się ustalić że nie trawi tego domu. Przez kilka sekund się nad tym zastanowił, rozważając to przede wszystkim pod jednym względem. Czy jest mu do czegokolwiek potrzebna jej przychylność i czy zamierza nawiązywać z nią jakiekolwiek pozornie koleżeńskie relacje, czy jednak woli w końcu postawić ją przed faktem że okrutna z niego bestia. Wrogość dla samej wrogości z osobami z innych domów czasem była zabawna, czasem dostarczała rozrywki, czasem sprawiała że chaos który powodowała dookoła był wręcz piękny. Z drugiej strony, miał wystarczająco już materiałów na wrogów, o ile można ich tak nazwać. Oczywiście większości nie można było - Glom wychodził z założenia że wróg to ktoś, kogo się nienawidzi, jednakże się szanuje. Ci których się nie szanuje, to godne pogardy podnóżki. Więc w sumie zbyt wielu wrogów nie miał, ale on nie o tym teraz. Nadszedł moment decyzji - czy dziewczyna jest mu do czegokolwiek potrzebna, czy może być jakkolwiek przydatna? Wtem coś go naszło - od jakiegoś czasu, Hogwart nie był już miejscem w którym mógł znaleźć potrzebnych mu sojuszników. Ba, nawet znalezienie odpowiednich podwładnych było praktycznie niemożliwe i jego plan powoli zaczynał cierpieć na zdecydowanie zbyt kameralne grono, a wachlarz możliwości był tak ubogi że praktycznie nie istniał. To mogłoby pokrzyżować plany każdemu, jednakże co jakby tak znaleźć substytut? Skoro nie mógł znaleźć osób, które wpasowałyby się w jego wizję, to może po prostu musiał wypróbować inną opcję? Zacieśnianie więzi z innymi nie było mu potrzebne z jakichś czysto ludzkich pobudek, jednakże potrzebował narzędzi. Mógł zdobyć je siła. Mógł też spróbować sprytem i podstępem. Zorientował się jaki błąd robił do tej pory. Nie chodziło o to, by znaleźć interesujące obiekty. Chodziło o to, aby przygotować grunt i stworzyć je samemu. Ściągnął z siebie płaszcz, na co Shuzo odparł gniewnym syczeniem i pozbawiony okrycia przemknął pod koszulę chłopaka, przypadkowo rozpinając mu górny guzik odzienia. Lekko się skrzywił, bowiem jego ciepła klatka piersiowa doznała czegoś na kształt szoku termicznego przez kontakt z gadem, który postanowił umościć się bezpośrednio na jego skórze, sycząc coś do siebie wielce oburzony. Nałożył płaszcz na ramiona dziewczyny.
- Najwyraźniej zmarzłaś, niedobrze by było gdybyś się zaziębiła - mruknął z lekkim, sympatycznym uśmiechem. Powinien przemyśleć rolę aktora, nie szło mu tak źle, jak na tak mroczne i złe bydle. Teraz to dopiero interesowały go jej reakcje. Szczerze mówiąc, do tej pory nie uciekał się do takich metod wplątywania ludzi w swoją pajęczą sieć, jak bycie miły czy opiekuńczym, więc to było dla niego coś na kształt pierwszego kontaktu z takim irracjonalnym zachowaniem. Na szczęście zmiana osobowości nie sprawiła że stracił wspomnienia, więc korzystając z tego co robił "poprzedni bywalec jego ciała" uknuł swój plan, ocieplający wizerunek czy cokolwiek. Nawet jeśli okaże się że dziewczyna nie posiada żadnej wartości taktycznej, to jeśli będzie uważać go za swojego sojusznika to może mieć wiele innych zastosowań. Łatwiej wyciągać informacje z pozytywnie nastawionych jednostek. Nawet jeśli miał Vincenta od szpiegowania, to nie zmieniało to faktu że im więcej oczu na jego usługach tym lepiej. Nawet jeśli ktoś nie będzie świadomy.
Na następną uwagę zachichotał. Wyszło mu to na tyle dobrze, że nikt nie spodziewałby się że to wymuszone. Cóż za irracjonalne pytanie. Na szczęście dziewczyna sama była w stanie to dostrzec. A gwoli ścisłości - zauważył jej zakłopotanie, zamierzał jednak trochę to pociągnąć.
- Ależ oczywiście, czasem z nudów urządzamy sobie wyścigi. Masz może borsuka? - spytał i uśmiechnął się w naturalny dla siebie, szelmowski sposób. Co prawda ze względu na jego głos można by wziąć tą uwagę na poważnie, ale chyba każdy był w stanie zrozumieć że ironizuje. Uznał że mimo wszystko, rozmawia z Puchonką - powinien traktować ją pobłażliwie, przecież nie można się zbyt wiele spodziewać. Chyba że to była jakaś gra która miała go przekonać. Zawsze trzeba brać pod uwagę że rozmówca jest na tyle sprytny by przekonać kogoś o braku zagrożenia ze swojej strony, dlatego też nie przerywał obserwacji. Zamierzał się dokładnie upewnić z kim ma do czynienia, zanim obierze ostateczną taktykę.