IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 "Głupi koń poniósł..."

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyPon 25 Sie 2014, 17:08

Opis wspomnienia

Miss independent
Miss keep your distance
Miss unafraid
Miss out of my way
Miss don't let a man interfere, no
Miss on her own
Miss almost grown
"Nie" znaczy "tak", a "spadaj" - "zamierzam zrobić sobie krzywdę". I cóż ma począć biedny Ślizgon w obliczu tak stanowczej panienki?
Osoby:
Aristos Lacroix, Franz Krueger
Czas:
ostatnie dni sierpnia '76
Miejsce:
Irlandzka posiadłość rodu Lacroix, Dublin
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyPon 25 Sie 2014, 17:54

Oszaleć można z tymi towarzyskimi obowiązkami!
Aristos odetchnęła zirytowana, poprawiając sukienkę przed lustrem, w niemiłej perspektywie mając spędzenie kolejnych godzin na bankiecie, organizowanym przez ojca dla jego współpracowników i kilku znajomych rodzin. Nie udało jej się wymknąć z posiadłości nad ranem, kiedy Francis siodłał konia, wybierając się na całodzienną wycieczkę po okolicy – matka przyłapała ją na pakowaniu plecaka tuż po świcie, kategorycznie żądając, by jedno z rodzeństwa było obecne podczas przyjęcia, by reprezentować rodzinę i zabawiać młodszych gości. Okrutny los sprawił, że jej starszy brat był już w stajni, najprawdopodobniej zaśmiewając się z satysfakcji, jaką niosła ze sobą ucieczka przed niemiłym obowiązkiem. Gryfonka klęła szpetnie i to przez dłuższą chwilę, jednak żadne prośby ni próby pertraktacji nie sprawdzały się w przypadku otwartego starcia z Amandą Lacroix. Jej słowo było prawem, czy się to komuś podobało, czy nie, a kiedy dziewczyna próbowała grozić, że nie wyjdzie z pokoju, do kłótni włączył się ojciec i ku jej niepomiernej irytacji, poparł żonę w sporze obu pań, przypieczętowując los Aristos na to popołudnie i wieczór.
Przeczesała palcami włosy, próbując nie zburzyć przy tym misternej kompozycji z wplecionych między loki kwiatów, a potem niechętnie opuściła pokój, ostatni raz przygładzając dłonią białą sukienkę, luźno opadającą do połowy uda. Nie starała się nawet, przelotnie muskając usta jasną pomadką i ignorując zupełnie biżuterię; nie zamierzała szukać kawalera na wydaniu, a i liczyła na litość ojca pod tym względem. Dla każdego wychowanego w czystokrwistej rodzinie dziecka wiadome było bowiem, że z nadejściem pewnego wieku staje się niczym więcej jak kuszącą, mniej lub bardziej, pozycją handlową. Panna Lacroix była tego boleśnie świadoma, do tej pory udawało jej się jednak uniknąć zainteresowania rodzicieli, skupionych na znalezieniu żony dla Francisa, z czego dziewczyna podśmiewała się po kątach. Jej brat interesował się zaklęciami i bronią, od kobiet stroniąc niesamowicie wręcz uparcie. Powiadał, że ceni sobie niezależność i święty spokój.
Zeszła na dół do salonu, w którym powoli gromadzili się już goście; otwarty taras, na którym rozstawiono stoły z owocami, słodkimi przekąskami i alkoholem kusił swoim bogactwem i barwami we wszystkich odcieniach tęczy, podczas gdy obiad, na którym obecni byli co ważniejsi współpracownicy ojca, niedawno dobiegł końca.
Rozejrzała się znudzonym wzrokiem, chwytając w dłoń lampkę wina od przechodzącego tuż obok kelnera, a jego niepewna mina sprawiła, że uśmiechnęła się drwiąco – chciałby zaprotestować, ale nie ma odwagi, zbyt mało w nim walecznej krwi, by przeciwstawić się nieletniej przecież panience, choć do jego obowiązków należało również utrzymywanie porządku. Skwitowała jego wahanie zmrużeniem oczu i oddaliła się w stronę drzwi, planując wymknąć się z tego pełnego hipokryzji, rutyny i wiejącego nudą przyjęcia, by przeczekać jego sztywniejszą część gdzieś, gdzie nikt nie będzie jej zaczepiał.
Ta taktyka zwykle sprawdzała się całkiem nieźle, a ukrycie się za winoroślą oplatającą szklaną kratę mogło okazać się strzałem w dziesiątkę, gdyby nie nieopatrzne spojrzenie, jakim obdarzyła jednego z młodzieńców, stojących tuż obok jej ojca. Zaskoczona uniosła brwi, rozpoznając w wysokim, postawnym chłopaku jednego z przyjaciół Rosiera. Franz Krueger, jaki ten świat mały. Poklepujący go po plecach mężczyzna musiał być seniorem rodu, przynajmniej to podpowiadał jej mgliście umysł, opatrzony niegdyś przez matkę odpowiednimi informacjami. Przewróciła oczami, gdy Ślizgon posłał jej uśmiech, a potem stanowczym krokiem ruszyła w stronę z góry upatrzonego, strategicznego punktu za cholernymi winogronami, modląc się o udany desant na ten przybytek spokoju.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyWto 26 Sie 2014, 18:49

Franz siedział właśnie w salonie w willi Kruegerów, przesuwając palcami po klawiszach fortepianu, kiedy do pomieszczenia wparował Heinrich. Chłopak, kiedy tylko usłyszał kroki, przestał grać i ze znudzoną miną odwrócił się w kierunku nieproszonego gościa. Wyczekującym wzrokiem patrzył mu w oczy, choć wiedział już, że informacja, z którą mężczyzna tu przyszedł, pokrzyżuje mu szyki.
- Idziemy wieczorem do państwa Lacroix. Wszyscy. – burknął wreszcie rosły Niemiec o blond czuprynie i szaro-niebieskich, wiecznie nieobecnych oczach. Ślizgon zacisnął dłoń w pięść najwyraźniej niezadowolony z planów, które ojciec przedstawił mu z tak wielkim opóźnieniem. Szesnastolatek nie zamierzał opuszczać dzisiaj domu, miał paskudny nastrój i najchętniej spędziłby cały wieczór przed ukochanym instrumentem. Stanowcza postawa rodzica nie akceptowała jednak żadnego „ale”.
- I raczyliście mnie o tym poinformować dopiero teraz. – bardziej stwierdził, niż zapytał, po czym odszedł podenerwowany od czarnego, niczym smoła, fortepianu. Gdyby nie to, że stał się on dla niego drugą połówką, jedynym przychylnym mu domownikiem, pewnie trzasnąłby mocno pokrywą. Jak widać jednak, nawet w takim stanie, traktował instrument z należytym szacunkiem.
Wszedł po schodach na górę i od razu udał się do łazienki, mając nadzieję, że chłodny, orzeźwiający prysznic pozwoli mu się choć trochę uspokoić. Może i jego pomysł nie odniósł oczekiwanego rezultatu w pełni, ale przynajmniej oddalił od niego chęć mordu i siania zniszczenia, a jego pokój pozostał nienaruszony przez jego zaciśnięte pięści. Rozluźnił uścisk i otworzył szafę, poszukując odpowiedniego stroju na tę okazję. Wyciągnął jeden z czarnych garniturów, jako że najlepiej czuł się w takim właśnie kolorze oraz nieskazitelnie białą koszulę. Nudne połączenie, ale nie miał głowy do niczego innego. Przynajmniej zawsze zdawało egzamin. Zresztą, Franz zwykle ubierał się elegancko, więc pod tym kątem nie można było stawiać mu żadnych zarzutów. Po chwili, przed lustrem, stał już młody dżentelmen, który zręcznych ruchem zawiązywał muszkę i poprawiał włosy. W międzyczasie Ślizgon zastanawiał się nad tym, co też podkusiło jego rodziców, by zjawić się na uroczystości w domu Lacroix. Nie przypominał sobie, by ród Kruegerów kiedykolwiek pałał do nich sympatią. Wreszcie jednak w jego głowie zaświtała pewna myśl. Rosier znał Aristos od dziecka i to na pewno Rosierowie namówili Niemców, by dotrzymali im towarzystwa na tym sztywnym bankiecie.
„Przynajmniej Evan tam będzie…” – przeszło mu przez myśl, kiedy prostował muchę, choć nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że jego analiza była błędna. Kiedy był już gotowy, zszedł na dół, do swoich równie wypięknionych rodziców-snobów. Ojciec znał sztukę teleportacji łączonej, więc z transportem nie było żadnego problemu. Może poza tym, że sam Franz nienawidził teleportacji i tego uczucia towarzyszącego podróży. Jakby wszystko w żołądku nagle zmieniło swoje miejsce. Zresztą, jego mina, gdy zjawili się już w posiadłości państwa Lacroix wyrażała więcej niż tysiąc słów – przez nieskrywane znudzenie, aż do zniesmaczenia. Jak zwykle, chłopak musiał, przywdziewając sztuczną uprzejmość, podawać dłoń osobom, których nigdy więcej najprawdopodobniej już nie spotka, a nawet jeśli, to nie będą one miały w jego życiu żadnego znaczenia. Dopiero widok młodej Gryfonki jako tako poprawił mu humor. Krueger posłał jej nawet delikatny uśmiech, jednak zaraz po tym dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia. Ślizgon jeszcze raz posilił się na czarujące wygięcie ust ku górze, po czym pożegnał się z domownikami, twierdząc, że idzie się rozejrzeć po sali. Po drodze sięgnął tylko po niesioną przez kelnera na tacy szklankę whiskey. Nie musiał się przejmować tym, że nie był jeszcze pełnoletnim czarodziejem. Na bankietach nie wykorzystywano takich technik, jak linie wieku, a on sam, w eleganckim ubiorze wyglądał o wiele dojrzalej, niż wskazywałby na to jego akt urodzenia.
Chłopak kierował się w stronę miejsca, w którym ostatni raz pojawiła się przed nim Aristos. Co jakiś czas upijał tylko łyka Ognistej whiskey, racząc swoje gardło chociaż tym gorzkim, umiłowanym smakiem szlachetnego trunku. Co prawda, nie przepadał za takimi sztywnymi uroczystościami, ale nie można było mu również odmówić tego, że przylgnęło do niego miano bawidamka. Kiedy bowiem znalazł już na jednym z bankietów, zawsze potrafił odnaleźć wspólny język z młodymi kobietami, które z początku były równie znudzone, co on sam. Wiedział, jak się zachować, dobrze tańczył, w dodatku całkiem nieźle szła mu także gra w bilard, a to wszystko sprawiało z kolei, że salonowe zwyczaje miał opanowane do cna i zwykle udawało mu się przypodobać pięknym pannom. Lacroix jednak nie była żadną jego potencjalną zdobyczą. Franz traktował ją niemal jak siostrę Rosiera, a jak wiadomo, te były nietykalne. Po prostu, dziewczę było jedyną znajomą mu osobą, którą dojrzał w tłumie aktorów tego marnego przedstawienia. Wreszcie odnalazł jej dumną postać ukrytą za winogronami. Stroniła od towarzystwa? Trudno, nie po to przeszedł prawie cały salon, by odprawiła go z kwitkiem.
- Córka gospodarzy sama na takim bankiecie? – zagadnął bez sensu, byleby zwrócić jej uwagę na swoją osobę. Nadal rozglądał się za Evanem, ale ten albo miał inne plany, albo gdzieś się rozpłynął. Chłopak, zrezygnowany w duchu, usiadł więc naprzeciwko Aristos, nie odrywając od niej wzroku i utwierdzając ją tym samym w przekonaniu, że tak łatwo się go nie pozbędzie.
- Ciebie też nudzą takie balety… - mruknął zaraz z ledwie słyszalnym znakiem zapytania na końcu wypowiedzi. Jak gdyby jedynie chciał się upewnić w swoich spostrzeżeniach, które zresztą nie wymagały od niego krukońskiej bystrości.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyWto 26 Sie 2014, 22:38

Dostrzegła go szybko; ruch za porośniętą winoroślą szklaną kratką zwabił jej spojrzenie, skupił bławatkowe oczy w jednym miejscu, skłaniając usta do niezadowolonego grymasu, a rozluźnione ramiona do spięcia, wyprostowania się. Założyła nogę na nogę, odchylając się wygodnie na kamiennej ławeczce, a już po chwili jej wzrok napotkał oczy Kruegera.
- Jeśli szukasz Rosiera, to płonne twe nadzieje. – rzuciła tonem, w którym wyraźnie rozbrzmiewało rozczarowanie. Łagodne łuki brwiowe uniosły się lekko, gdy Franz zwrócił się do niej tak bezpośrednio. To nie było mile widziane w towarzystwie, sama więc unikała takich impertynencji, a przynajmniej starała się to robić – Niemiec jednak zdawał się być człowiekiem zupełnie innej natury. A choć w garniturze prezentował się doskonale, a jego fryzura i postawa sprawiały świetne wrażenie, komponując się potężną sylwetką tego zaledwie szesnastoletniego chłopca, Aristos natychmiast wyczuła, że został zmuszony do przyjścia na bankiet dokładnie tak samo, jak ona. Odetchnęła, odrzucając włosy na plecy i upiła łyk wina, podpierając przedramię na udzie, które krótka sukienka zakrywała jedynie do połowy.
- Niezwykle wnikliwe obserwacje... Krueger. Gratuluję. Aż dziw, że nie trafiłeś do Ravenclawu, z takim lotnym umysłem! – kąciki jej ust zadrżały, gdy próbowała powstrzymać cisnący się na usta uśmiech, o wiele mniej drwiący od przepełnionego kpiną głosu. Przewróciła oczami i pociągnęła kolejny łyk wina, wolną dłonią przesuwając winorośle delikatnie na bok, by mieć widok na to, co działo się za nimi. Przez chwilę milczała, licząc na to, że jej nieprzyjemna postawa być może zniechęci chłopaka, niestety, wyglądało na to, że jest równie uparty co Rosier, a to wiązało się z większym wysiłkiem. Z drugiej strony nie była pewna, czy faktycznie chce się tego niechcianego ciężaru u nogi pozbywać. I tak nie uda jej się uwolnić od konieczności przebywania w najbliższej okolicy, a towarzystwo kogoś w jej wieku było lepsze od zabawiania starszych gości, często obłapiających ją wzrokiem.
- Mój brat mnie opuścił, więc owszem, jestem sama na tym bankiecie. – odpowiedziała wreszcie na jego pierwsze pytanie, zwracając bławatkowo błękitne oczy na poważną, przystojną twarz swojego towarzysza niedoli. Przyglądała mu się niezbyt nachalnie, lecz dokładnie, doceniając mocną szczękę, usta i sposób, w jaki mrużył oczy odpowiadając na jej spojrzenie. Mógł się podobać. Nie był do końca w typie Aristos, ale nie był również odstręczający; po jej twarzy przemknął rozbawiony uśmiech, gdy kilka myśli przebiło się przez barierę niechęci, a dziewczyna odwróciła wzrok, pozwalając sobie na chichot, połączony z rumieńcem, którego nie dała rady opanować. Odchrząknęła, zerkając w swój do połowy pełny kieliszek, który nie stanowił jeszcze odpowiednio dobrego powodu do oddalenia się w inne rejony.
- A ty? Nie powinieneś mieć jakiejś zwiewnej niczym cholerne dmuchawce panienki, uwieszonej na ramieniu? – uniosła brew, zmieniając pozycję i ułożenie nóg, by oprzeć się wygodniej. Jej matka zawsze powtarzała, że kobiety trzymające nogę na nodze, gdy ubrane są w zbyt skąpe kreacje, proszą się o pożądliwe spojrzenia, ale Aristos zawsze zbywała to wzruszeniem ramion. Jedyne, o co teraz mogłaby prosić, to odrobina rozrywki.
Nim jednak zdążyła wrócić do planów spławienia zbyt przystojnego jak na bycie Niemcem chłopaka, do jej uszu dobiegła o wiele ciekawsza rozmowa, gdzieś nieopodal, rozgrywająca się między jej ojcem, rodzicielem Franza i dwoma innymi osobami. W jednej z nich rozpoznała głównego stajennego, najbardziej zaufanego człowieka jej ojca. Tylko jemu pojawienie się na bankiecie ze słomą we włosach uchodziło płazem.
Bezceremonialnie przytknęła dłoń do ust Kruegera, które otwierały się właśnie do odpowiedzi, a sama przechyliła się delikatnie bardziej w stronę winorośli, mrużąc oczy i odstawiając kieliszek na kamienną ławeczkę, by palcami odgarnąć pnącza.
- ...wszystko w porządku, lordzie Rufusie. Koń jest w ostatnim boksie, chcieliśmy zapewnić mu cichy, ciemny kącik. – mężczyzna o pospolitej urodzie, ubrany w jeansy i zwykłą koszulę splótł dłonie za plecami, zdając jej ojcu raport. Irlandczyk uśmiechnął się z zadowoleniem, padło pytanie, którego nie dosłyszała, jednak stajenny pokręcił głową.
- Nie, mój panie. To potężny, czarny wierzchowiec. Niestety klacz, o której rozmawialiśmy, została sprzedana. Pozwoliłem sobie jednak podjąć decyzję za pana, szkoda było zmarnować taką okazję. -
- Rozumiem... Czy...- rozmowa toczyła się dalej, jednak Aristos zupełnie straciła nią zainteresowanie. Nowy wierzchowiec! I ojciec nic jej nie powiedział!
W bławatkowych oczach błysnęło coś, co zdarło maskę znudzenia z filigranowej twarzy, a rozpaliło ogień ciekawości w trzewiach.
Gdyby tylko posłuchała chwilę dłużej dowiedziałaby się, że koń nazywany Noirem, absolutnie nie nadaje się pod wierzch dla kobiet. A już na pewno nie dla piętnastoletniego podlotka.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptySro 27 Sie 2014, 17:32

Franz raczej nie uchodził za zbyt rozmownego typa, a co najistotniejsze, nie miał w zwyczaju zagajania rozmów. Ta sytuacja zdawała się zatem wyjątkowa. Ktoś mógłby spytać więc, jakim cudem na każdym bankiecie widywano go z nową młodą dziewczyną. Cóż, on wypełniał jedynie swoje obowiązki. Skoro już został zapoznany przez głowy rodów z ich córkami, poczuwał się do swojej roli bawidamka, zajmując sobie tym samym czas do końca wieczoru. Tym razem było inaczej. Szesnastolatek nie bywał u państwa Lacroix, spotkało go tutaj również nieznane mu towarzystwo, co wiązało się z wszechobecną nudą, do której ten nie był przyzwyczajony. Aristos była tutaj jedyną osobą w podobnym do niego wieku, którą jako tako kojarzył i to tylko ze względu na swojego przyjaciela – Brutusa – który nie raczył się pojawić na uroczystości.
- Teraz już go nie szukam. – odparł krótko, chociaż nie do końca zgodnie z rzeczywistością. Nadal przecież rozglądał się po sali, co najwyraźniej nie umknęło bystrej obserwacji Gryfonki. Chociaż jej słowa już całkiem odwiodły go od początkowych planów. Krueger nie pytał jednak o powód absencji swojego pobratymca z Domu Węża, twierdząc, że w najmniejszym stopniu nie interesuje go to, gdzie się szlaja ta zdradziecka menda. Wystarczył mu już fakt, że to jego rodzice ściągnęli na te balety Heinricha i jego małżonkę, a przy okazji także i jego samego. Już teraz wiedział, że jak napotka na swej drodze Evana, nie omieszka mu wypomnieć tego, że przez niego musiał uśmiechać się nieszczerze do sztywnych i snobistycznych osobistości świata czarodziejskiego.
Na kolejny komentarz panny Lacroix podszyty pewną nutą złośliwości, Franz odpowiedział delikatnym, ledwie dostrzegalnym uśmiechem. Co prawda, nie lubił, gdy ktoś próbował podważać jego autorytet, jednak Gryfonka zrobiła to w tak subtelny i żartobliwy sposób, że postanowił przymknąć oko na jej złośliwości. Zresztą, sam wiedział, że nie rozpoczął ich rozmowy w nazbyt wyrafinowany sposób, rzucając oczywistościami, widocznymi na pierwszy rzut oka. Nic dziwnego, skoro nie miał wprawy w zawiązywaniu nowych znajomości. Zwykle etap przedstawiania się sobie i uprzejmego przywitania odwalał za niego ktoś inny.
- Najwyraźniej żaden inny duch czterech założycieli, prócz Salazara, nie miał ochoty oglądać na co dzień mojej facjaty. – zdecydował się na równie lakoniczną wypowiedź, co i wcześniej, chociaż wyczerpującą temat w stu procentach. Po tych słowach, zresztą, milczał dłuższą chwilę. Nie odniósł się nawet słowem w temacie nieobecnego brata Artisos, który dla niego nie stanowił interesującej postaci. Zamiast tego, ujął szklankę whiskey w dłoń i upił kilka łyków, nie odrywając wzroku od twarzy swojej towarzyszki. Mówiono, że grzecznie jest patrzeć w oczy swojemu rozmówcy, a Franzowi nigdy nie brakowało śmiałości, by stosować się do tej dobrej rady. Z rozmyślań o zasadach salonowej etykiety wyrwało go dopiero pytanie Gryfonki. Pytanie, które sprawiło, że wybuchnął gromkim śmiechem. Czyli to taką opinią cieszył się nawet wśród państwa Lacroix?
- Mam traktować te słowa jako propozycję? Ależ proszę, moje ramię stoi dzisiejszego wieczora dla panienki otworem. – mruknął wyraźnie rozbawiony tym, że kolejna młoda dama wypomina mu, że na każdej tego typu uroczystości zabawia inną kobietę. Chłopak zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Aristos jest poza jego zasięgiem, a jego wypowiedź należało również potraktować jako niewinny żart. Siostra kumpla stanowiła świętość, którą wypadało chronić, zająć jej czas, ale nie dotykać.
- To cie… - zaczął mówić, kiedy dziewczyna przyłożyła palec do jego ust, uciszając go i hamując jego nadzwyczaj nietypowe zapędy do rozmowy. Ślizgon, chcąc nie chcąc, słyszał wszystko to, co tak mocno zainteresowało towarzyszącą mu przedstawicielkę płci pięknej. On nie podzielał jej entuzjazmu. Po pierwsze, nigdy nie interesował się końmi, ani też nie próbował jazdy konno, choć może wynikało to, po prostu, z braku odpowiedniej ku temu okazji. Po drugie, słowa wyrwane z kontekstu nie miały dla niego większego znaczenia, podczas gdy Gryfonka o wiele lepiej orientowała się w sytuacji i mogła wyciągnąć z nich to, co najbardziej przykuło jej uwagę.
- Ładnie to tak podsłuchiwać, panienko Lacroix? – zapytał tylko z szelmowskim uśmiechem na ustach, spoglądając przez moment w kierunku odchodzących mężczyzn. Właściwie, nie wiedział, jak informacja o jakimś nowym wierzchowcu mogła odmienić życie Aristos, ale też nie znał jej tak dobrze, by wyciągać jakiekolwiek wnioski. Nie trzeba chyba także wspominać, że nie miał pojęcia o jej konnej pasji, a także o tym, że podsłuchana wiadomość będzie stanowiła dla niej nowe wyzwanie, tak szalone nawet dla niego, jako laika w tej dziedzinie sportu i rekreacji.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyCzw 28 Sie 2014, 14:51

- Ładnie tak zwracać panience uwagę, paniczu Krueger? – uniosła brew w łobuzerskim geście, a jej do tej pory ścięta znudzeniem i niechęcią twarz rozjaśniła się w uśmiechu, który najlepszemu przyjacielowi siedzącego przed nią chłopaka rozjarzyłby się w tyle głowy alarmującą lampką. Rosier znał Aristos doskonale, znał każde zmrużenie oczu, drżenie w kącikach ust, spięcie ramion i błysk w bławatkowych tęczówkach; on, w przeciwieństwie do niczego nieświadomego Franza wiedziałby, że to moment na rozpoczęcie stanowczo ofensywnego działania, mającego na celu okiełznanie destruktywnych zapędów filigranowej panienki. Panienki, której uśmiech był uśmiechem najprawdziwszego diablęcia i zwiastował jedynie kłopoty.
Zignorowała swoje wino, jakby w jednej sekundzie kompletnie zapomniała o połowie niedopitego trunku, a w jej głowie rozpoczął się intensywny proces myślowy, gdy planowała kolejny ruch. Opuszczenie tarasu lub salonu nie wchodziło w grę, ojciec nigdy nie da jej spokoju, a matka, zaalarmowana brakiem czarnych loków i zwiewnej sukienki zapędzi któregoś ze skrzatów do odszukania panienki, co skończy się niechybną burą i cichą kłótnią za zamkniętymi drzwiami holu. Jej oczy o nieobecnym spojrzeniu prześlizgnęły się po sylwetce nieco zdezorientowanego towarzysza, a potem nagle zapaliły się żarem, gorącem idei jaka rozpaliła się w sekundzie, w której oczy Niemca napotkały jej własne.
Poderwała się ze swojego miejsca, przesiadła wprost na kolano chłopaka, niecierpliwym gestem skłaniając go do oplecenia jej talii ramionami; przyniosła ze sobą delikatny aromat winogron i fiołków, subtelny zapach czerwonego wina i ciepło dziewczęcego ciała. I znów uśmiechnęła się w ten szelmowski sposób.
- Chcesz się stąd wyrwać? – spytała poruszając wargami na tyle, na ile było to konieczne, jednak w tonie jej głosu pobrzmiewała determinacja, jakaś dzikość i chęć działania. I nie próbowała w żadnym wypadku skusić biednego Ślizgona, nie interesował jej w tym aspekcie pod żadnym pozorem, nawet jeśli nie miała pojęcia o zobowiązującym go braterskim kodeksie. Liczyła się tylko możliwość, jaką jej dawał, liczyła się pokusa ukrycia gdzieś na tyłach posiadłości, którą Franz mógł jej podarować nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedział.
Nagły ruch za porastającą winoroślami kratą zwabił ludzi w tamte rejony, ale Aristos tylko na to czekała. Przesunęła palcami po karku Franza w elektryzującej pieszczocie, a potem mrugnęła, podnosząc się z jego kolan równie niespodziewanie co wcześniej; odpowiednie osoby zauważyły już tą jawną prezencję uczuć między dwójką młodych ludzi, mylnie biorąc ją za coś, czym nie była, mylnie rozumiejąc tą bezpośredniość, niekryty afekt, z jakim Gryfonka spoglądała na Niemca rozkochanym wzrokiem. A przynajmniej doskonale sprawiała takie pozory.
- Wstań i chodź. Bez dyskusji. I uśmiechnij się, Krueger. – syknęła, prezentując słodki, dziewczęcy uśmiech i chwytając towarzysza za dłoń, a potem spokojnym krokiem ruszając przez taras w stronę schodów prowadzących do ogrodu. Gdyby spróbowała dokonać tego wyczynu sama, matka niewątpliwie dopadłaby ją w połowie drogi – teraz jednak była bezpieczna, Amanda nie przerwałaby jej zarzucania sideł na przystojnego młodzieńca, a jej niepoprawna we wszystkich możliwych aspektach córka wykorzystywała to bezlitośnie. Uśmiechnęła się jeszcze słodko w stronę ojca Kruegera, zajętego rozmową z panem Lacroix i jednym z jego wspólników, dygnęła zgrabnie, nie przerywając jednak wędrówki. Cel, na którym spoczywały jej oczy był niewiarygodnie blisko.
Wysokie krzewy i owocowe drzewa zakrywały ich przed wzrokiem stojących na tarasie ludzi, a kiedy tylko przekroczyli tą magiczną barierę, Aristos puściła dłoń Franza jak gdyby nigdy nic, ruszając wzdłuż muru, ścieżką wydeptaną za krzakami dzikich malin. Liczyła na to, że Niemiec pójdzie za nią, bo jego powrót na górę mógłby pokrzyżować jej plany, ale właściwie nie spodziewała się innej reakcji: tak samo jak ona nie chciał wracać na górę, tak samo jak ona nudził się tam i marnował czas, próbując wytrwać do określonej godziny w tłumie anonimowo obcych twarzy. Zerknęła jedynie przez ramię, unosząc wymownie brew, nim lekko przyspieszyła kroku. Poruszała się po znanym sobie terenie zwinnie i szybko. Wystarczyło przemknąć przez ogród, przejść nad niskim murkiem i już było się po wewnętrznej stronie dziedzińca. A stamtąd już tylko dwa kroki do stajni.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyCzw 28 Sie 2014, 19:00

Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, najwyraźniej czerpiąc satysfakcję z tej może i niezbyt wymyślnej wymiany zdań, ale za to o wiele bardziej interesującej wojny na łobuzerskie uśmiechy i spojrzenia.
- Jeżeli jest niegrzeczna, to owszem. – odparł wreszcie Franz, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej. Gdyby nie to, że Aristos była dla Rosiera niemal jak siostra, chłopak najpewniej nie zastanawiałby się nad tym, czy nie zaproponować jej spędzenia wspólnego wieczoru. Nie wiedział jeszcze, że w pewnym sensie zostanie do tego zmuszony, chociaż zupełnie nie na takich zasadach, jakich by pragnął. Jednak uśmiech panny Lacroix, który bardzo prawdopodobne, że przez Evana zrozumiany by został zupełnie inaczej, nie skrywał w mniemaniu Kruegera niczego podejrzanego. Nie należało się temu dziwić. Niemiecki czarodziej nie znał Gryfonki na tyle, by po takich niewinnych gestach domyślić się, co też chodzi jej po głowie. A już tym bardziej, nie spodziewał się żadnych kłopotów na sztywnej uroczystości, w której zmuszony był uczestniczyć. Może poza kolejną kłótnią z Heinrichem, która akurat nie stanowiłaby dla niego żadnego zaskoczenia. Szesnastolatek zdążył się już przyzwyczaić do niemożności porozumienia się ze swoim ojcem.
Franz dostrzegł dopiero pewną zmianę w spojrzeniu panny Lacroix, której oczy zaświeciły nietypowym blaskiem. Chłopak nie miał jednak czasu zastanowić się nad znaczeniem widocznego nawet dla niego żaru, bowiem dziewczyna wstała z miejsca i uraczyła go równie niespodziewaną propozycją. Nie odpowiedział od razu, bo poczuł na swoich kolanach przyjemny ciężar urodziwej przedstawicielki znanego rodu czarodziejów, a w jego nozdrzach zawitał kuszący, choć delikatny zapach, przypominający mu połączenie fiołków, winogron i czerwonego wina. Bardzo możliwe, że Aristos nie próbowała sprowadzić Ślizgona na złą drogę, jednak ten wcale nie miał, co do tego, takiej pewności. Dlatego patrzył w jej oczy podejrzliwie, próbując przeciwstawić się magii jej subtelnego dotyku. Patrz, ale nie dotykaj. Dotykaj, ale nie próbuj. Jego dłoń przesunęła się po częściowo odsłoniętym udzie rozmówczyni, a Krueger nadal bił się z myślami.
- Gdzie? – zapytał dopiero otrzeźwiony wspomnieniem o braterskim kodeksie. Zabrał więc swoją rękę, chowając ją do kieszeni i już teraz żałując, że obrał sobie na towarzyszkę akurat najlepszą przyjaciółkę Rosiera. Dziewczynę, którą ten znał od dziecka i chronił tak, jak gdyby rzeczywiście była jego rodzeństwem. Kolejne gesty, delikatny dotyk na jego karku sprawił, że przez jego ciało przeszły niebezpiecznie przyjemne dreszcze. Ta mała zdecydowanie wodziła go na pokuszenie, wykorzystując jego słabość do przedstawicielek płci pięknej. W głowie niemieckiego czarodzieja zaświeciła się ostrzegawcza lampka. Powinien odmówić? A może przeciwnie? Skoro już zdecydował się na sprawowanie pieczy nad Aristos, może powinien towarzyszyć jej do końca wieczoru? Chłopak rozejrzał się dookoła, czując na sobie ciekawskie spojrzenia niektórych z gości. Najwyraźniej niektórzy wyobrazili sobie już tę dwójkę w znacznie odważniejszej sytuacji, a to wcale nie poprawiało Franzowi nastroju. Czuł się zupełnie tak, jak dziecko, które dostało na Gwiazdkę wymarzoną zabawkę, a zaraz po jej wypakowaniu, okazało się, że w środku nie ma baterii. Nie był pewien, czy w imię zasad, będzie potrafił poskromić swoje zwierzęce instynkty.
- Grasz nieczysto. A ja czuję się wykorzystywany. – mruknął tylko pod nosem, nie wiedząc nawet, czy panna Lacroix usłyszała jego słowa. Po chwili obserwacji zdawał sobie już sprawę z tego, po co był potrzebny swej towarzyszce, a ta perspektywa nie podobała mu się nawet w najmniejszym stopniu. Nie lubił być czyjąś przykrywką. Szczególnie, jeżeli to nie on sam podejmował taką decyzję. Z niemałym opóźnieniem, leniwie wstał od stołu i podążył za swoją bankietową partnerką, powtarzając, niczym mantrę, że nie wolno mu pozwolić sobie na śmielsze zagrywki.
Spokojnym krokiem przeszedł przez taras, a potem ruszył schodami do ogromnego, imponującego ogrodu. Jednak nawet piękne widoki pełne zieleni nie mogły oderwać jego wzroku od drobnej brunetki. Poza tym, Ślizgon nie darzył tej dziewczyny ani krztą zaufania. I chociaż z jednej strony był jej wdzięczny za to, że oddalili się od snobistycznej, towarzyskiej śmietanki, tak nie sądził, by jej plany zwiastowały cokolwiek dobrego. Wreszcie na horyzoncie pojawiła się stajnia, a do uszu chłopaka dobiegały ryki wierzchowców, co w połączeniu z podsłuchaną rozmową ojca Aristos z nieznajomym, luźno ubranym, mężczyzną, zaczynało się układać w głowie Kruegera w kompletną całość.
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł. – oznajmił tylko pannie Lacroix, opierając się o drewnianą ścianę stajni i obrzucając zainteresowanym spojrzeniem kilka klaczy i ogierów. Niektóre z nich parskały głośno, uświadamiając Franzowi, że nie są łatwymi do okiełznania bestiami. Ale czy faktycznie Ślizgon miał jakąkolwiek władzę nad córką gospodarzy? Czy mógł jej czegokolwiek zabronić? Nie był tego taki pewien, a przez to zaczynał poważnie zastanawiać się nad tym, czy dobrze zrobił, opuszczając uroczystość.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyPon 01 Wrz 2014, 10:59

- Jeśli się boisz, możesz wracać na górę. Nie potrzebuję opiekuna, Krueger. Jestem u siebie i wiem, co robię. – głos dziewczyny przesiąknięty był rozbawionymi nutami, czymś podniecająco ożywionym, energicznym. Gdzieś w niebieskich oczach zamigotała chęć zabicia nudy gwałtownym wzrostem adrenaliny, gdzieś w kąciku warg zamigotał uśmiech satysfakcji, gdy jej spojrzenie prześlizgnęło się po twarzy towarzysza, odnajdując na niej powątpiewanie i niepewność. Był na obcym terenie, kompletnie sam i nie mógł wiedzieć co go czeka. Nic więc dziwnego, że pomimo nonszalanckiej pozy sprawiał wrażenie osoby spiętej, zdenerwowanej; szerokie barki trzymał ściągnięte do tyłu, a na czole pojawiła się na chwilę zmarszczka, gdy rozważał za i przeciw, gdy zastanawiał się, czy nie byłoby dla niego lepiej, gdyby wrócił na przyjęcie bez figlarnego podlotka uwieszonego na ramieniu.
Aristos nie miała zamiaru go zatrzymywać, wiedziała jednak, że Franz nie zrezygnuje z jej towarzystwa z jednego, prostego powodu – na bankiecie nie było nikogo, kto byłby mu chociaż trochę zbliżony wiekiem. Nikogo, nie licząc ciemnowłosego diablęcia, które otworzyło na oścież drzwi do stajni, wchodząc do środka i rozglądając się uważnie. Jej oczy prześlizgiwały się po znajomych końskich łbach, a zwierzęta, rozpoznając charakterystyczną sylwetkę i zapach, podniosły raban złożony z rżenia, tupnięć, powitalnego parskania; symfonię dźwięków tak właściwych i specyficznych dla boksów zapełnionych żywymi, czującymi, inteligentnymi stworzeniami. Tego dnia jednak jej wzrok nie szukał ulubieńców, nie skupiał się na ich pięknie i symetrycznych, silnych sylwetkach. Bławatkowe oczy wypatrywały nowego elementu, sięgały w mrok nieoświetlonego pomieszczenia, docierając wreszcie do wysokiego, potężnego wierzchowca. Długa, ciemna grzywa, którą nikt nie zdążył się jeszcze zająć tańczyła gdy koń targał łbem, nerwowy i niespokojny. Uśmiechnęła się z rozbawieniem, czując na karku wzrok Franza, a potem ruszyła w stronę otwartego boksu, w którym znajdowały się siodła i toczki.
- Nadal możesz wrócić. – zauważyła spokojnie, zerkając na niego i otwierając jedną z szafek; rzuciła spodnie do jazdy i jasną, białą koszulę na wyższą półkę, a potem zamknęła ją z trzaskiem. Ściągnęła delikatne szpilki i nie zwracając uwagi na towarzysza, sięgnęła po ciuchy, wsuwając nogi w nogawki;  mocne, skórzane spodnie objęły smukłe uda, opięły się na biodrach i pośladkach w niezwykle interesujący sposób, a Aristos jak gdyby nigdy nic zdjęła podwijającą się sukienkę przez głowę, burząc kompozycję z kwiatów, plącząc loki, rozplatając misterne upięcie. Nie miała się czego wstydzić i właściwie nie zamierzała, w swoim zachowaniu nie dostrzegając subtelnych sygnałów, jakie mogłaby wysyłać w stronę Niemca. Interesował ją jedynie koń, a jej towarzysz i tak nie widział nic, czego zobaczyć nie powinien, nie licząc może delikatnego stanika.
Bryczesy pozostawały niedopięte, gdy wciągała na stopy wysokie buty do jazdy i unosiła ramiona, by zebrać zburzoną fryzurę w wysokiego koka; płatki kwiatów obsypywały się po jej ramionach, mieszały ze słomą i kurzem na klepisku tuż pod nogami dziewczyny. Przeciągnęła wreszcie guzik spodni przez otwór i narzuciła koszulę na ramiona, wpychając ją za pasek, by materiał nie zawadzał podczas jazdy.
Ubierała się spokojnie, sprawnie, zapinając guziki wprawnymi ruchami i podwijając rękawy aż do łokci, by nie przeszkadzały jej w niczym. Jednocześnie też wcale się nie spieszyła, klnąc jedynie cicho, gdy słoma kłuła przez spodnie, kiedy przysiadła na belce.  Sprawiała wrażenie osoby, która jest w pomieszczeniu zupełnie sama. Zachowywała się naturalnie, swobodnie, nawet gdy jeszcze sekundę temu na wpół naga rzucała na drewniane przepierzenie boksu białą sukienkę, a następnie bezceremonialnie przygniatała ją siodłem i uprzężą. Różdżkę wetknęła do kieszeni spodni i dopiero wtedy napotkała spojrzenie Kruegera, mrużąc figlarnie powieki.
- Jeszcze tu jesteś? Nadal gram nieczysto, nadal cię wykorzystuję, czyżby przestało ci sprawiać to przykrość? – spytała, unosząc brew i podchodząc bliżej chłopaka. Jej zapach mieszał się z ostrym aromatem słomy i paszy, a nuta alkoholu, którego wypiła zaledwie kilka łyków dotarła dopiero gdy znalazła się tak blisko Kruegera, że mógłby bez problemu policzyć pieprzyki na jej policzkach. Nie odrywając wzroku od jego twarzy wspięła się na palce, opierając dłoń na ramieniu Ślizgona, a drugą sięgając po coś, czego nie mógł widzieć.
Chwyciła wodze i odsunęła się jak gdyby nigdy nic, wracając po siodło i przerzuciwszy je przez ramię, ruszyła do ostatniego boksu, po drodze jeszcze wyciągając z beczki jabłko i kilka kostek cukru, które leżały tuż obok w małym pudełku. Obłaskawianie nowego konia czas zacząć.
Wszyscy wiedzieli, że młoda panienka jest jeźdźcem świetnym, aż nierozważnym, trochę szalonym. Porywała się na przeszkody jakich inny unikali, ignorowała istnienie klaczy, łagodniejszych i ufniejszych od ogierów, w nosie miała przestrogi i upomnienia, czym doprowadzała swojego brata i ojca na skraj załamania nerwowego za każdym razem, gdy koń okazał się zbyt narowisty, a przeszkoda zbyt trudna. Wstawała z ziemi, otrzepywała się i próbowała po raz kolejny, wiedziała jednak, że po ostatnim wypadku, gdy mimo magicznej pomocy unieruchomiono ją na prawie dwa tygodnie, zarówno Francis jak i Rufus zrobili się wyjątkowo nerwowi.  Stąd też cała maskarada - nie miała zamiaru wysłuchiwać znów wykładu na temat bezpieczeństwa, a wymknięcie się z bankietu gdy brata nie było w okolicy, a ojciec był zajęty, stanowiło doskonałą okazje do psot.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." EmptyPon 01 Wrz 2014, 17:23

Uniósł spojrzenie w wyraźnym geście zaskoczenia, kiedy do jego uszu dobiegły kolejne słowa towarzyszki. Nie dość, że wykorzystywała to, że ojciec jest zajęty, a także i jego samego do tego, by przemknąć do ogrodu, to jeszcze śmiała się z niego zgrywać. Westchnął tylko w duchu, ubolewając nad swym losem. Nie takiego zwieńczenia wieczoru się spodziewał, poza tym gdzieś z tyłu głowa cały czas przemykała myśl, że pomysły Aristos mogą przynieść nieoczekiwane rezultaty. Z jednej strony rozumiał tę pogoń dziewczęcia za adrenaliną, sam też potrzebował nieraz jakichś ekstremalnych rozrywek, z drugiej jednak, niekoniecznie chciał w tym przedstawieniu uczestniczyć.
- To nie strach, a ostrożność. I nigdy nie byłem Twoim opiekunem. – mruknął pod nosem, niezwykle spokojnym głosem, który kłócił się z targającymi nim wątpliwościami. To prawda, że niejednokrotnie, opierając się o ścianę stajni, pomyślał o powrocie na bankiet. W gruncie rzeczy jednak, nie podjąłby takiej decyzji. Bynajmniej nie dlatego, że na uroczystości nie było żadnych osób w zbliżonym do niego wieku. Gdyby mógł jakoś wpłynąć na bieg wydarzeń, gotów byłby nawet umrzeć z nudów w ogromnym salonie państwa Lacroix. Chodziło tutaj jednak o coś zupełnie innego, swego rodzaju lojalność względem Rosiera. Krueger nie mógł zostawić Gryfonki samej, wiedząc o jej szalonych planach. Czułby się nie w porządku wobec przyjaciela, że nie dopilnował, by panience nic się nie stało. Można więc było powiedzieć, że Franz pozostał w stajni z poczucia obowiązku względem Evana-Brutusa, który nie raczył nawet pojawić się na balu. W każdym razie, Ślizgon nadal nie miał pojęcia, w jaki sposób może zapobiec podróży Aristos na nowym wierzchowcu. Od chwili, w której zobaczył drzwi do stajni, zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna nie odpuści sobie jazdy konno, a z tego, co Niemiec zrozumiał z rozmowy jej ojca z nieznajomym mężczyzną, koń ten nie należał do łatwych osobników.
Kiedy panna Lacroix tylko przekroczyła próg stajni, rozległy się głośne ryki, rżenia i parskania rozochoconych zwierząt. Franz jeszcze przez chwilę, jakby liczył na to, że ktoś usłyszy, więc wyglądał w kierunku wyjścia na ogród. Niestety, zarówno gospodarze, jak i ich goście, pochłonięci byli baletami. Nikt nie miał nawet świadomości tego, że młoda Aristos zechce wypróbować nowy nabytek. Chłopak powrócił więc ze zrezygnowaniem wzrokiem na postać urodziwego dziewczęcia, nie odpowiadając nawet na kolejne jej zapewnienie, że może wrócić na bankiet. Wiedział, że może. Był wolnym człowiekiem, ale też i dżentelmenem, który nie powinien zostawiać kobiety w opresji.
Krueger nie zmienił nawet pozycji, nadal opierał się bokiem o drewnianą ścianę, nie rozglądając się już wokoło. Ta droga ratunku najwyraźniej była zamknięta. Nie było sensu liczyć na czyjąś pomoc, jak i na to, że Gryfonka zapomni o zastrzyku adrenaliny, a zacznie kierować się zdrowym rozsądkiem. Jaka zatem była rola Franza w tym niesprzyjającym zajściu? Tego jeszcze młodzieniec nie rozgryzł. Nie potrafił jeździć konno, a mimo tego, musiał dołożyć wszelkich starań, by jego towarzyszce nie stała się krzywda. Już teraz rozmyślał nad tym, jak ją dogonić, jeżeli dosiądzie tego piekielnego ogiera. Na razie żaden wspaniały plan nie przychodził mu do głowy, toteż siedemnastolatek miał nadzieję, że wpadnie na jakiś pomysł pod wpływem chwili, kiedy już nie będzie miał innej możliwości, jak tylko ruszyć za panną Lacroix, wspomagając ja swym silnym ramieniem. Przez moment pomyślał nawet, że może wsiądzie na jednego z łagodniej wyglądających czworonogów. Szybko jednak zrezygnował, stwierdzając, że najprawdopodobniej nie zdążyłby wsiąść na grzbiet zwierzęcia, a już leżałby na ziemi zrzucony przez konia, który niewątpliwie wyczuwał, że ktoś nie ma pojęcia, jak się z nim obchodzić.
Siedemnastolatek milczał, choć nie sądził , że Aristos tak bardzo nie przejmie się jego obecnością, by przebierać się w strój do jazdy konno w jego obecności. Właściwie, zakładanie przez nią bryczesów może jeszcze nie było tak niestosowne, jednak już zdejmowanie przy nim sukienki i ukazanie światłu dziennemu subtelnego stanika zdecydowanie nie było na miejscu. Ślizgon, rzecz jasna, winien był się odwrócić, ale ten obraz przykuł jego uwagę na tyle, że chłopak nie ruszył się z miejsca. Męskie instynkty nagle się odezwały i przejęły nad nim władzę, odpychając gdzieś na dalszy plan kulturę. Nie wspominając już o samej zezłoszczonej minie Rosiera, na którą w tej chwili nie było w umyśle jego przyjaciela miejsca. Z zamyślenia nad kształtnym biustem towarzyszki wyrwały Kruegera dopiero jej pytania.
- Twoje zachowanie nigdy nie sprawiło mi żadnej przykrości, choć nie lubię, gdy ktoś próbuje zrzucić na mnie odpowiedzialność za swoją brawurę. – odparł krótko, nie omieszkając wypomnieć dziewczynie po raz kolejny, że to nie najlepsza pora na takie zagrywki. Przekonany był jednak o tym, że jego słowa w ogóle nie dotrą do młodej, nazbyt śmiałej Gryfonki, toteż oszczędził dłuższego wywodu zarówno sobie, jak i swej rozmówczyni, koncentrując się jedynie na obserwacji. Patrzył uważnie na każdy, nawet najmniejszy ruch Aristos, by w razie komplikacji móc szybko zareagować.
Sponsored content

"Głupi koń poniósł..." Empty
PisanieTemat: Re: "Głupi koń poniósł..."   "Głupi koń poniósł..." Empty

 

"Głupi koń poniósł..."

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-