|
| Gospoda Pod Świńskim Łbem | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Ben Watts
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Wto 15 Lip 2014, 17:36 | |
| Z cała szczerością na jaką było go stać, Ben mógł powiedzieć jedną rzecz na temat Gospody pod Świńskim Łbem – tak niezachęcającego lokalu w życiu nie widział. Przynajmniej, jeśli ktoś posiadał chociaż minimalne standardy odnośnie czystości i przytulności wystroju. Gdyby nie fakt, że Wattsowi absolutnie wyleciał z głowy fakt koncertu Upiornych Wyjców, wybrałby się z wujem do Hogsmeade innego dnia, nawet jeśli aktualnie szwędał się po nim sam. Wszędzie kręcili się fani, było głośno, tłoczno i... Och, po prostu Ben nie lubił zbiorowisk i nic nie mógł poradzić na fakt, że zaczynał czuć irytację, gdy znalazł się w pobliżu jednego. Zrobił więc to, co nawykł robić w sytuacjach potencjalnie prowadzących do zaburzenia jego zen – usunął się, uciekając w potencjalnie spokojne miejsce, gdzie nikt nie będzie zmuszał go do interakcji z przypadkowymi uczestnikami tłumu. Lepsza brudna gospoda z okazjonalnym szczurem przebiegającym pod nogami niż zbita masa spoconych z ekscytacji ciał. Brr. Mniej więcej w ten sposób młody Watts znalazł się przy jednym ze stolików ustawionych w kącie, trzymając w rękach kufel smętnie wyglądającego piwa kremowego, który sprawił, że nagle bardzo mocno zatęsknił za Trzema Miotłami. Albo zaciszem własnego pokoju w domku na szkockiej wsi. Mocniej wypuszczając powietrze, podniósł kufel i wziął długi łyk. Miał cichą nadzieję, że wuj szybko upora się ze swoimi sprawunkami... |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Wto 15 Lip 2014, 20:26 | |
| Gospoda Pod Świńskim Łbem była miejscem, które Porunn tak samo w wakacje, jak i podczas roku szkolnego lubiła odwiedzać. Było całkowicie w jej guście i nie czuła się w żaden sposób zagrożona. To, że przychodziło do niej mnóstwo czarodziejów spod ciemnej gwiazdy, to nie powstrzymywało dziewczyny do przychodzenia tutaj na jakieś piwo, czy inny trunek. Przyjechała wraz z rodzicami i siostrą na koncert, ale jak to z kobietami bywa, Porunn zrezygnowała z udziału i postanowiła poczekać w ciszy i spokoju. Niedane było jej jednak wejść do gospody bez rozczarowania, które targnęło nią, jak tylko przekroczyła próg. Od razu zobaczyła osobę, która w żaden sposób nie pasowała do otoczenia ponurego i ogólnie obskurnego. Spodziewałaby się jakiegoś Ślizgona, Gilgamesha na przykład. Była w sumie ciekawa, czy jej przyjaciel był na koncercie, czy nie. Zmarszczyła brwi, przyglądając się jednak osobie, która była ostatnia na liście osób, które chciałaby oglądać akurat dzisiaj. Przezwyciężyła chwilowy paraliż nóg i ruszyła najpierw do lady, po piwo kremowe, po czym skierowała się w stronę stolika stojącego gdzieś na uboczu. Oprócz niej i Krukona było jeszcze może trzy inne osoby, całkowicie zajętych sobą. Przez chwilę starała się nie zwracać na siebie uwagi, jednak co chwilę spoglądała z zawiścią w oczach stronę blondyna. Mamrotała pod nosem jakieś ciche bluźnierstwa i przekleństwa w jego stronę, tak, że tylko on mógł to usłyszeć. Nie wybaczyła mu tego, że po imprezie Ślizgonów, gdy miała porachunki z Gilgameshem, on bezczelnie wtrącił się, ratując ją z opresji, jak jakąś cholerną damę. Nie była damą, nie była osobą, która potrzebowała pomocy, bo idealnie dawała sobie redę sama. Gdy tylko chociaż trochę myślała o tym zbyt intensywnie, jej ciałem wstrząsał dreszcz emocji, które potrafiła w jak najbardziej opanować. Nie chciała jednak. W przypływie impulsu podniosła się i podeszła do Bena. Na chwilę przystanęła przy jego stoliku i przechyliła głowę lekko w bok, uśmiechając się do niego szeroko. W dłoniach ściskała butelkę, którą dopiero co otworzyła. Nie zdążyła się napić nawet łyka, po prostu miała dla tego przedmiotu inne plany. - Obrońco uciśnionych, jaką kobietę masz zamiar teraz ocalić z opresji?– warknęła, po czym nie czekając na jego odpowiedź, zamachnęła się i z impetem przywaliła mu szklaną butelką w głowę. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Czw 17 Lip 2014, 11:24 | |
| Ben spodziewał się raczej spędzić trochę czasu w samotności – dostrzeżenie znajomej twarzy było dla niego zaskoczeniem. Gdy kątem oka złowił sylwetkę Porunn, nie zrobił niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że ją zauważył. W żaden sposób nie zmienił pozycji, na jego twarzy nie drgnęły mięśnie mogące świadczyć o zmianie mimiki – automatycznie postawił się w roli obserwatora, gdzie czuł się najbardziej komfortowo. Dlaczego zresztą miałby sądzić, że panna Fimmel życzy sobie z jego strony uwagi? Od czasu incydentu w lochach, kiedy uratował ją przed paradowaniem nago po Hogwarcie, zdawała się go unikać i skłamałby mówiąc, że w żaden sposób nie czuł się tym dotknięty. Oczywiście mógł zrozumieć poczucie wstydu związane z całym tym wydarzeniem i chęć zapomnienia, ale całkowite ignorowanie zachodziło mu za skórę i wywoływało cichy niesmak. Jeśli Porunn nie chciała rozmawiać, to mogła chociaż odesłać sową bluzę, którą pożyczyła, gdy Gilgamesh zrujnował górne części jej odzieży... Krukon syknął cicho, przypominając sobie nagle, dlaczego tak bardzo starał się nie dopuszczać do myśli postaci młodego Grossherzoga – po ich krótkim, ale jakże burzliwym spotkaniu zrobił na jego temat rekonesans wśród innych uczniów, z całą pewnością dochodząc do wniosku, że nie chciałby mieć z nim więcej do czynienia. Typy jego pokroju wywoływały w nim chęć wyjścia ze swojej bezpiecznej strefy komfortu, w której główną zasadę stanowiło: „szkoda nerwów na cokolwiek, co bezpośrednio nie zagraża życiu” i rzucenia kilku wrednych zaklęć. A Ben najzwyczajniej w świecie nie lubił się denerwować uznając to za zbędne wykorzystanie energii – to że nie lubił nie sprawiało jednak, że był wolny od paskudnych emocji tego pokroju, wręcz przeciwnie, irytował się nadzwyczaj często. Bo ktoś za głośno powtarzał przed egzaminem. Bo ktoś rozrzucił po dormitorium rozdarty z paczki papier. Powodów było wiele. Tak jak na przykład ten: Porunn najwyraźniej zauważyła jego nachyloną nad stolikiem postać, bo zbliżała się, mamrocząc słowa, które brzmiały wybitnie obco w ustach atrakcyjnej młodej kobiety jaką bez wątpienia była. Fakt, że zostały podstępnie skierowane przeciw niemu, poza uniesieniem brwi wywołał u blondyna chęć sięgnięcia jej do gardła i wyrwania z niego wszystkich gotowych do wypowiedzenia plugastw. Nie chodziło o to, że przekleństwa nie powinny być wypowiadane przez kobiety – wręcz przeciwnie, w jego opinii taki permanentny dodatek do słownika ubliżał każdemu, kto z niego regularnie korzystał. Być może taka opinia stawiała go w jednym rzędzie ze starymi zrzędliwymi dziadami, ale miał to głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi, a plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Jeśli komuś coś nie odpowiadało, nie trzymał przy sobie ludzi na siłę. Ba, mógł im nawet pomachać na do widzenia albo solidnie kopnąć w rzyć i patrzeć, jak fruną. Gdy dziewczyna wreszcie przystanęła tuż obok stolika blondyna, nieznacznie przekrzywił głowę tak, by móc na nią spojrzeć bez nadwyrężania szyi – w uśmiechu, jaki mu posłała, nie było obietnicy miłych i przyjemnych rzeczy, ale na pewno nie spodziewał się tak bezczelnego ataku. Wściekłych słów, a potem uderzenia w bok głowy, które rozbiło butelkę, raniąc go i oblewając zawartością. W pierwszej chwili po prostu nie wiedział, co się działo – syknął coś niezrozumiałego, zaciskając oczy i odruchowo mocno dociskając dłoń do miejsca, z którego falami pulsował ból. Gdy ciche buczenie w uszach zelżało i wreszcie zdołał chwycić jakąś myśl, a potem utrzymać ją dłuższą chwilę, zamrugał i spojrzał na Ślizgonkę, która miała czelność nawet nie ruszyć się z miejsca. Coś nieprzyjemnie przewróciło się Benowi w brzuchu, wyciągając łapska i zaciskając długie, patykowate palce na trzewiach. A potem, kiedy odsunął dłoń od głowy, rejestrując na niej rozmazane ciemnoczerwone smugi, popchnęło ku niemu falę gorącego, pulsującego gniewu zaciemniającego brzegi obrazu i wyostrzającego jego centralne punkty. Całkowicie ignorując bałagan i zamieszanie wywołane przez Ślizgonkę, które z pewnością ściągnęło na nich jakieś ciekawskie spojrzenie, chłopak wstał, chwycił jej szczupłe ramię i z impetem posadził pannę Fimmel na drugim dostawionym krześle. A potem z powrotem zajął swoje miejsce i chwycił brzeg siedziska Porunn dokładnie między jej nogami pewnym ruchem przysuwając ją bliżej tak, że z jednej strony została ograniczona wątpliwej czystości stolikiem, a z drugiej wyciągniętą nogą Krukona. Póki co nigdzie się nie wybierała. - No – zaczął, kierując spojrzenie błękitnych oczu na twarz dziewczyny – chciałaś mi coś powiedzieć? Choć pilnował się, by w głosie nie zabrzmiała nawet nuta gniewu, w całej jego sylwetce dostrzec można było dostrzec sztywność i napięcie – gdyby Porunn chciała uciec, albo ponownie go uderzyć, nie dałby się zaskoczyć. To co zrobiła było w pełni świadome, chłodno skalkulowane i Ben nie czuł nawet najdrobniejszych wyrzutów sumienia z chęci choć dopieczenia jej słowami i postraszenia. Tańczyła na palcach przy granicy jego opanowania, flirtowała z widmem gniewu. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Pią 18 Lip 2014, 14:40 | |
| Porunn warknęła cicho, gdy chłopak szarpnął jej ramię i posadził przy stole, po czym unieruchomił tak, że nie miała żadnych szans, żeby uciec z miejsca zdarzenia. Ona, jak to na ucznia Slytherinu przystało, dbała o swoją własną skórę i gdyby coś miało jej zagrażać, szybko by uciekła z miejsca zdarzenia, aby powrócić ze zdwojoną siłą i chęcią do zemsty. Musiała więc przyznać, że reakcja chłopaka nieco ją zaskoczyła, chociaż kto normalny zachowałby się inaczej w stosunku do osoby, która rozbiła mu na głowie butelkę z piwem. Skierowała swoje spojrzenie na rozwalony bok chłopaka i krew, spływającą leniwie po jego skroni. Uśmiechnęła się pod nosem z zadowolenia, po czym skrzyżowała ręce na piersiach, wygodnie opierając się o tył drewnianego krzesła. W myślach stwierdziła, że szkarłat krwi idealnie komponował się z jego niebieskimi oczami i blond włosami, jakby te trzy elementy stanowiły nierozłączną część jego wyglądu. Postanowiła, że przy następnej okazji postara się bardziej, aby krew zdobiła nie tylko jego twarz, a i inne fragmenty ciała. Zdawał się bardzo silny, dobrze zbudowany, co tylko podsyciło chęć dziewczyny do zadania mu fizycznego bólu – za tę idealność każdy powinien cierpieć. Przed jej oczami pojawiła się wizja wbijanych paznokci w jego ciało, po czym pozostawienie na nim bolesnych, krwawych blizn. W dodatku nie potraktował jej tak, jak powinien, co tylko mocniej ją rozjuszyło. Pewnie gdyby była tutaj wraz z siostrą, to do takiej sytuacji by nie doszło, gdyż Aria zawsze potrafiła ją powstrzymać od dosyć brutalnych posunięć, pozbawionych granic. W takich sytuacjach jak ta, Porunn zapominała, co to jest sumienie i delikatność, którą powinna cechować się kobieta, którą ona nigdy się nie czuła. Gdy się odezwał, jej ciałem wstrząsnęły dziwne dreszcze, jednak nie były one skutkiem strachu. Była mile zaskoczona, że mogła w jego głosie usłyszeć tę jeszcze nigdy niepoznaną nutę wściekłości, która jeszcze chwila, a pokaże się w całej okazałości. Chłopak był na granicy wytrzymałości i Porunn to widziała. Napawało ją to dziwną, sadystyczną satysfakcją, która ciągle się podsycała każdym jego gestem, każdym drgnięciem mięśnia twarzowego. Oparła łokcie o stół, a twarz położyła na dłoniach, pochylając się w jego kierunku tak, aby zmniejszyć ich odległość od siebie. Jej usta wykrzywiły się w krzywym, ironicznym uśmiechu, a chłodne, błękitne oczy błysnęły cichym rozbawieniem. Sytuacja nie była wcale zabawna, ale Fimmel wydawała się bawić w najlepsze i wcale nie wyglądała na osobę, która chociaż trochę miała wyrzuty sumienia z powodu uszkodzenia głowy chłopaka. Uznała, że tak powinno być, należało mu się i dostał nauczkę, żeby nie wchodzić jej w drogę, nawet jeśli kierował się dobrymi zamiarami. Ona uważała, że za dobrymi uczynkami kryło się coś jeszcze, coś za co ona musiałaby później zapłacić. Nikt nie był bezinteresowny, każdy kierował się własnymi pragnieniami, które poprzez pomaganie innym był w stanie zrealizować. Ona nie lubiła pozostawać dłużna, a niestety Benowi Wattsowi była, co sprawiało, że czuła się bardzo niezadowolona z tego faktu. Chciała to jakoś zmienić, jednak nic nie przychodziło jej do głowy oprócz przywalenia mu butelką prosto w łeb, co też uczyniła. Czy to można już nazwać spłatą długu za przysługę? Położyła palec na ustach, aby się nad czymś zastanowić, po czym znów zwróciła spojrzenie błękitnych oczu na Bena, przeszywając go nimi na wylot. - W moim słowniku nie istnieje słowo „dziękuję” więc przemilczę wszystko inne – mruknęła, podnosząc głowę lekko do góry, aby nadać swojej postawie więcej wyniosłości. Zmarszczyła brwi, mrużąc przy tym oczy. Słowa mieszały się jej z czynami, jakby nie wiedziała jak odróżnić zwykłe „dziękuję” od zrobienia komuś krzywdy. W końcu za wszystkimi, w jej mniemaniu, słowami krył się podstęp. Nie mogła nikomu ufać. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Sro 23 Lip 2014, 17:11 | |
| Krukon nie przyznałby się do tego na głos, ale od następnych reakcji Porunn zależało wszystko – gdyby próbowała stawiać opór w momencie, gdy adrenalina tak odurzająco buzowała w każdej komórce jego ciała, nie mógł przewidzieć własnego zachowania. Z jednej strony przerażało to chłopaka, bo nie był w stanie dostrzec, gdzie leżała granica, za którą znajdowały się rzeczy, jakich w życiu by nie zrobił, z drugiej... Nie, wolałby jednak o tym nie myśleć. Na szczęście dla wszystkich obecnych w Świńskim Łbie, dziewczyna postanowiła zachować się niemal łagodnie opierając brodę na splecionych dłoniach, choć wyzywające spojrzenie jakie rzuciła Benowi nieco zepsuło efekt. Gdzieś w tyle głowy uznał to nawet za całkiem zabawne, bo dobrze pamiętał, jak przy ich pierwszym spotkaniu panna Fimmel wyraziła głębokie niezadowolenie, że próbował nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Jak widać niektóre rzeczy szybko się zmieniają. W dłuższej chwili ciszy jaka między nimi zapadła, młody Watts mógł niemal zobaczyć, jak w głowie Porunn przekręcają się trybiki, a para cichutko świszczy, gdy szukała odpowiednich słów. Ciekawe. A potem nagle Ślizgonka spuściła bombę klecąc wreszcie pełne zdanie. W pierwszym odruchu Ben zmarszczył brwi, przekrzywiając głowę na modłę zaskoczonej sowy – czy aby na pewno dobrze usłyszał, czy miał jakieś omamy po dostaniu butelką? Nie, wyraz twarzy Fimmelówny nie stał się ani odrobinę mniej wyniosły, a jego właścicielka nawet nie drgnęła na krześle. - Żartujesz sobie ze mnie? - spytał, opierając łokieć na stole i pochylając się nieco do przodu. Gniew jaki wcześniej czuł zelżał nieco przykryty zaskoczeniem i czymś na kształt niedowierzania, ale wciąż tam był. Chciał, żeby wyprowadziła go z błędu teraz, natychmiast, bo konkluzja do jakiej doszedł sprawiała, że chciał się gromko roześmiać – gdyby to zrobił, Porunn najprawdopodobniej znienawidziłaby go jeszcze bardziej niż dotychczas jeśli sądzić po zachowaniu i tonie, jakiego używała. Bo tak było, prawda? Panna Porunn Fimmel nie mogła się pogodzić z faktem, że ktoś nieproszony udzielił jej pomocy, a jej nie chciało przejść przez gardło słowo podziękowania. Krukon nigdy tego nie oczekiwał i chyba musiał przedłożyć to Ślizgonce tak prosto i łopatologicznie jak tylko się dało. Wolałby jednak nie dostać po raz kolejny czymś w głowę. Wolną dłonią potarł policzek, ukrywając za nią na moment usta, które chciały się rozciągnąć w uśmiechu bez odgórnego pozwolenia właściciela. Zmuszając je wreszcie do posłuszeństwa i zostawiając w lekko wygiętej złośliwej linii, bez zawahania czy strachu przyjrzał się błękitnym oczom dziewczyny. Mimo pozornie poufałej, prawie intymnej pozycji w jakiej się znajdowali było w nich mnóstwo ostrożności – przypominała mu jadowitego węża leżącego w trawie i pozornie niezainteresowanego otoczeniem, dopóki ktoś nie przeszedł zbyt blisko. A niektórzy ludzie wciąż się z nim kłócili, że oczy wcale nie są oknami duszy. - Jesteś zła, że nie pozwoliłem Grossherzogowi skończyć, co zaczął? - spytał, choć czuł, że wcale nie to było cierniem w boku Porunn. - Czy ogólnie masz problemy z emocjami? Nie był to najdelikatniejszy sposób, w jaki mógł zacząć tę rozmowę, ale chciał postawić Ślizgonkę pod ścianą tak jak ona zrobiła to wcześniej, posyłając go na granicę opanowania. Odpierał tylko atak, pokazując że nie, nie da sobą pomiatać w sposób do jakiego najwyraźniej była przyzwyczajona wobec tych, których uznawała za słabszych. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Sob 26 Lip 2014, 19:16 | |
| Porunn spojrzała na Bena uważnie, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który jednak nie wyrażał pozytywnych emocji. Dziewczyna całą swoją osobą emanowała nieprzyjemną, złowrogą aurą, która w żaden sposób nie chciała nawet na chwilę zelżeć. Gdyby Ślizgonka chciała, to mogłaby przestać, mogłaby nawet go przeprosić za swoje zachowanie, ale duma nie pozwoliła jej na to. Hańba takiemu zachowaniu, ojciec nie byłby z niej dumny, że ukazywała skruchę i współczucie osobie, która w rodzinie miała zdrajcę krwi. Oh tak, wiedziała trochę o rodzinie Bena, postarała się zebrać wszystkie informacje, jakie tylko mogły jej pomóc lepiej poznać tego człowieka. Nie ukrywała przed samą sobą, że nie spodobał jej się fakt, że mieszkał z wujem, który poślubił zwykłe, mugolskie ścierwo. Widziała mnóstwo przeszkód, żeby rozmawiać z nim spokojnie - był wrogiem poglądów jej ojca i samej Porunn, przez co nie mogła go ot tak zaakceptować, nawet, jeśli mocno tego chciała. Chciała? Cóż, może to za dużo powiedziane. Czuła jednak dziwny pociąg do tego chłopaka, lecz nie wiedziała jak pogodzić zdanie ojca ze swoimi zachciankami. Musiała się słuchać poleceń i zakazów, jak to przystało na dobrą córkę swojego ojca. - Nie żartuję z Ciebie… – powiedziała, jednak urwała w połowie zdania i wzruszyła ramionami. Przeciągnęła się i znów spojrzała na Bena, jednak tym razem uciekła spojrzeniem gdzieś ponad jego głowę, jakby zdała sobie sprawę, że chciał w jakiś sposób ją przejrzeć. Miała dziwne wrażenie, że chłopak próbuje się nauczyć czegoś, czego nie powinien. Dopiero po chwili ciszy Ben znów się odezwał, a Porunn zmarszczyła brwi, słuchając jego słów. Cóż, były ostre, jednak ona nie miała zamiaru się przed nim tłumaczyć, bo po co? Kim on dla niej był, żeby mówiła mu o swoich prawdziwych intencjach? Sam fakt, że się wtrącił tam, gdzie nie powinien nie był dobrą decyzją, którą podjął. Teraz miał na pieńku z Grossherzogien, a Ślizgon był nieobliczalny… Porunn nie chciała, aby Ben był na liście osób, które koniecznie trzeba ubić. Nie wątpiła, że na niej się znalazł po tej ostatniej rzeczy, którą mu zrobił. Nie, to nie był dobry pomysł wieszać go nagiego nad Wielką Salą, zdecydowanie nie był. Westchnęła cicho i wyciągnęła dłoń w kierunku Bena i delikatnie wyjęła szkło, jakie wbiło mu się w skórę. No dobrze, to nie był dobry pomysł, aby uderzyć go butelką, w nadziei, że pójdzie po rozum do głowy, nie uprzedzając go wcześniej o tym. Niestety, ale Porunn należała do osób, które nawet, jak zdawały sobie sprawę z popełnianych błędów, to za żadne skarby się do nich nie przyznawały. - Problemów z emocjami nie mam… – powiedziała beztrosko i wzruszyła ramionami, mierząc go spojrzeniem błękitnych oczu, jednak umiejętnie uniknęła ponownego spotkania tych jego, niezwykle ciepłych i przyjemnych. Wzdrygnęła się, unosząc lekko głowę, aby wyglądała bardziej wyniośle, jak to na Ślizgonkę przystało. Pohamowała odruch odejścia od stołu i ucieczki, a na jej twarzy pojawił się delikatny grymas niezadowolenia. - To ty nie panujesz nad chęcią bycia bohaterem. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Sro 30 Lip 2014, 22:59 | |
| Im dłużej siedział w tym zagraconym, niezbyt dobrze oświetlonym pomieszczeniu otoczony brudem i z ubraniami klejącymi mu się do ciała, tym bardziej Ben miał wrażenie, że wszystko to stanowiło jakiś wielki żart, w który postanowił uwikłać go wszechświat. Bo wszechświat jak wiadomo nie miał nic lepszego do roboty niż wpędzać w kłopoty przypadkowych adeptów magii z fiksacją na nugatowe bryły. Doskonale wiedział, że gdy tylko wróci do domu, padnie na łóżko w swoim pokoju na piętrze i nie wstanie do rana – drobnym sprzeczkom udawało się wyssać z niego wszystkie siły i chęć do jakiegokolwiek działania, a co dopiero tak głęboko zakrojonym awanturom. Choć musiał przyznać przed samym sobą, że całkiem nieźle opanował odległą chęć chwycenia za najbliższy ciężki przedmiot i roztrzaskania go na czymś. Albo kimś. Krukon dobrze stwarzał pozory opanowania, gdy wewnątrz szalał prawdziwy huragan. Urwane słowa Porunn wypowiedziane nieco odległym, rozkojarzonym tonem były zaskoczeniem – anomalią, która nijak nie chciała pasować do wzorca, jaki mógł zaobserwować wcześniej. Na krótką chwilę odsłoniła się kolejna warstwa charakteru dziewczyny, dokładając cegiełkę do wyobrażenia tworzącego się w głowie młodego Wattsa. Wyobrażenia, którego kształt niekoniecznie mu się w tej chwili podobał, ale rozbudzał naturalną ciekawość, kusił, by odkryć jego kolejne części, aż nie pozostanie nic do ukrycia. Wraz ze świadomym przyswojeniem sobie tej informacji, chłopak na krótki moment zamknął niebieskie oczy, marszcząc czoło – a więc Porunn nieświadomie, ale na pewno podstępnie wśliznęła się do starannie wyselekcjonowanej grupy ludzi, którzy zaskarbili sobie zainteresowanie Bena. Niestety, gdy ktoś już znalazł się w magicznym pudełku opatrzonym wielkim czerwonym napisem „ZABAWKI WATTSA”, istniała mała szansa, że opędzi się od uwagi chłopaka. Przekleństwo i błogosławieństwo. Dotyk był otrzeźwieniem, nagłym kubłem zimnej wody. Ben odruchowo otworzył oczy i uniósł rękę gotowy chwycić dziewczynę za nadgarstek, gdy dotarło do niego, że nie miała zamiaru znowu uderzyć. Otwarta dłoń zastygła na moment, po czym lekko zacisnęła palce i opadła na udo. Mieszała mu w głowie, wprowadzała do niej zamęt. Nie można było najpierw zdzielić kogoś butelką w łeb, a potem powoli (nie ośmieliłby się użyć w stosunku do niej słowa „delikatnie”) wyciągać z niej szkła. To było nielogiczne! Nie wspominając już, że frustrujące! Powoli wziął głębszy wdech i wypuścił powietrze z cichym dźwiękiem o bliżej niezidentyfikowanym znaczeniu. A potem nie mogąc ponownie złowić spojrzenia dziewczyny zrobił coś, za co najprawdopodobniej groził mu wyrok dekapitacji z efektem natychmiastowym – wyciągnął dłoń i kładąc ją na policzku Porunn, bez większego wysiłku nakierował jej głowę tak, że musiała napotkać jego wzrok. - Świat jest wystarczająco brzydki, żeby dodatkowo pozwalać gnidom na samowolkę. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Pią 01 Sie 2014, 20:39 | |
| Porunn spoglądała na Bena z zastygłym wyrazem twarzy. Chłopak milczał przez jakiś czas i jej nie odpowiedział od razu. Czuła dziwne napięcie gdzieś w dolnych częściach brzucha, zapierało jej dech w piersiach. Sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo zależało jej na odpowiedzi chłopaka. I tak, znając siebie będzie próbowała go obrazić, poniżyć bolesnymi słowami, wiedząc, że potrafią ranić o wiele bardziej niż czyny. Czy czuła wyrzuty sumienia z krzywdzenia go fizycznie i psychicznie? W żadnym wypadku. Została wychowana przez surowego, dosyć brutalnego ojca, który stawiał na pierwszym miejscu siłę psychiczną jak i fizyczną. Kim więc był dla niej Ben? Nowym obiektem zainteresowań i obserwacji, który na pewno niedługo jej się znudzi. Nie wiedziała tylko dlaczego tak długo to trwa. Już dawno powinna nie myśleć o nim jako o przystojnym, mądrym i bardzo interesującym Krukonie. Wręcz przeciwnie, powinna pluć na niego i mieszać z błotem za rodzinę, u jakiej teraz mieszkał, ciotka mugolka… toż to hańba. Czuła, jak różne oszczerstwa i bluźnierstwa próbowały wydostać się na zewnątrz z jej ust, a ona uparcie starała się ich nie wypowiadać. Starała się tak bardzo! Niestety, nie wyszło jej. Już miała otwierać usta, aby obrazić, gdy chłopak ujął jej brodę w swoje dłonie i skierował spojrzenie błękitnych oczu Porunn prosto na niego. Dziewczyna wyszczerzyła groźnie zęby, łapiąc go mocno za nadgarstek. Zupełnie nie słuchała tego, co później powiedział, zajęta wbijaniem swoich paznokci w jego skórę. Spoglądała na niego spod byka, a z jej ust dało się usłyszeć ciche powarkiwania, jakby wciąż zmagała się z samą sobą i słowami, które uparcie cisnęły jej się na język. - Jak śmiesz… - zdawała się krztusić tym, co wypływało jej z ust. – Plugawy zdrajco krwi, nie masz prawa… - wciąż mamrotała, zmagając się z samą sobą. Dlaczego teraz, kiedy posiadła pewną umiejętność panowania nad własnymi emocjami… dlaczego teraz to nie działało? Cała złość, jaka w niej drzemała zdawała się w niej gotować, niebezpiecznie wrzeć. Czuła spojrzenia innych osób, wszyscy zwracali teraz na nią swoje spojrzenia co nie do końca jej się spodobało. Podniosła się z krzesła i nie patrząc na Bena po prostu wyszła z Gospody, rzucając na odchodne w przestrzeń: - Nie macie własnych spraw? To smutne.
Trzask drzwiami. W gospodzie znów zrobiło się cicho i ponuro, a podejrzani czarodzieje znów wrócili do szeptania między sobą.
[z/t]
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Wto 05 Sie 2014, 21:09 | |
| Krukon pewną częścią siebie spodziewał się negatywnej reakcji, ale odraza, która wykrzywiła twarz Porunn w pokrętny grymas, w żaden sposób nie pasowała do osoby tak młodej. Bo tym właśnie oboje byli – nastolatkami próbującymi w pocie czoła zrozumieć sposób działania świata, znaleźć rolę, jaką mieli w nim odegrać i przy okazji jakoś odszukać receptę na szczęście. Nie miał pojęcia, jak dziewczyna jeszcze nie została przygnieciona ciężarem własnej złości, kiedy jemu samo patrzenie na jej objawy utrudniało wzięcie głębszego wdechu. Zdusił odruch ucieczki, choć wszystkie mięśnie w jego ciele napięły się gotowe do natychmiastowej reakcji, a coś obrzydliwego ukrytego w zwojach trzewi wyło, by atakował i zagryzł przeciwnika, jeśli nie zamierzał brać nóg za pas. Zmarszczył brwi, gdy Porunn obrzuciła go oskarżeniami o zdradę krwi – nie rozumiał, o co jej chodziło. Nawet według pokręconej logiki mówiącej o czystości rodów, Ben zaliczał się do grupy „jedynych i prawdziwych” czarodziejów bez kropli mugolskiej krwi w żyłach, nigdy też nachalnie nie manifestował swojego zdania w tej sprawie... Nawet jeśli bez wahania opowiedziałby się po stronie mugolaków i mieszańców. Tego był po prostu pewien jako jednego z niewielu stałych i ugruntowanych poglądów – nie mógł myśleć inaczej po tym jak wczesne nauki ojca boleśnie skonfrontowały się z wychowaniem przez wuja i ciotkę. Nie zdążył nawet odpowiedzieć Porunn, gdy ta podniosła się i najzwyczajniej w świecie wyszła z gospody, obrażając po drodze resztę gości. Co za dziewczyna... Frustrowała go do tego stopnia, że wolałby już nigdy nie mieć okazji zobaczyć Ślizgonki, ale wątpił, by jego życzenie mogło się spełnić. Nie, dopóki miał przed sobą jeszcze rok nauki w Hogwarcie. Syknął cicho, gdy obrócił dłoń zauważając na jej wierzchu zaczerwienione półksiężyce – ślady po paznokciach wbijanych w skórę. Niewiele brakowało, a panna Fimmel przebiłaby skórę, upuszczając więcej krwi. Sadystyczna, nienormalna dziewczyna. Niestety ku swojemu zniesmaczeniu Ben zdał sobie mgliście sprawę, że nie umniejszało to jego ciekawości, póki co najwyżej ją przytępiając. Prychnął, przeczesując palcami jasne włosy – i kto tu był większym świrem? Zauważając przez okno znaną sylwetkę wuja, podniósł się z krzesła i szybkim krokiem opuścił gospodę.
[z/t] |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Wto 26 Sie 2014, 20:15 | |
| / kto zaproszony, ten zaproszony na popijawę. przyprowadźta kogo chcecie, byle byli pełnoletni. z tego co wiem, to będzie mały tłum, więc nie trzeba przestrzegać kolejki.
Teleportował się już w Hogsmade strasząc tym tłumek maleńkich chichoczących dziewcząt. Wyminął je bez słowa, trzymając w dłoni teczkę z paroma dokumentami, które miał zamiar wysłać do domu jak dotrze do gospody. Rozejrzał się po okolicy i wyjął z kieszeni metalową paczkę cygar. Odgryzł końcówkę, wypluwając ją na bok i podpalił różdżką, zaciągając się miłym aromatem tytoniu. W paru większych krokach znalazł sie przed dobrze mu znaną gospodą. Był tutaj stałym klientem, tak więc nawet łeb świni go powitał "To znowu ty, staruchu", za co oberwał przekleństwem. Ktoś uczył toto bluźnierstw o czym doniesiono nawet do biura aurorów. Wilson to zignorował, bo co u diabła interesują go zaczarowane czyjeś łby, skoro musiał obedrzeć ze skóry Seana Everetta zaraz po tym, jak go dopadnie. Wlazł do środka i podał Aberfothowi teczkę za ladę. Zamienił z nim parę słów, wspomniał, że będzie miał dzisiaj trochę klienteli, zwrócił mu uwagę, żeby tym razem użył Chłoszczyść na szklankach i usiadł przy krzywym, jęczącym stoliku. Rozłożył Proroka Codziennego na stole i popalając cygaro szukał czegoś, co mogłoby go zainteresować. Z burkliwym uznaniem zauwazył, że młodzik z ministerstwa wziął troki do roboty i wymusił na Proroku umieszczenie zdjęcie Everetta. Nie interesowało go, że jego wyrodna córka, którą teraz mieścił w swoim własnym domu, mogłaby poczuć się źle z powodu upubliczniania jej sytuacji domowej. Spieprzyła mu śledztwo to teraz będzie cierpiała. Wilsona nie przejmował sie tym w żadnym stopniu. Dzieciak ma to, na co zasłużył. Niech no tylko pojedzie do Hogwartu, to załatwi jej domek zastępczy i nie będzie musiał jej więcej oglądać. Ani wysłuchiwać pogawędek na temat skurczów macicy, co dalej doprowadzało go do nerwicy. Wstrętny bachor. Stary Aberfoth postawił mu na stole pełną szklankę mocnego sherry z 1943 roku. Dobrze wiedział, że Wilson nie szczędzi galeonów na alkohol, a dzisiaj miał zamiar upić się na umór. Co jakiś czas zerkał w stronę drzwi wypatrując sylwetki Hagrida czy kogokolwiek ze znajomych, który nie tkwił na tym cholernym obozie. |
| | | Rubeus Hagrid
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Czw 28 Sie 2014, 00:35 | |
| Hagrid był tego dnia we wspaniałym nastroju. Dostał zaproszenie od Jareda Wilsona na imprezę i w dodatku nie musiał iść na nią sam! Wiadomość, którą dostał dwa dni wcześniej od Desiree Leclair skutecznie sprawiła, że wszystkie jego troski znikły. Na tę okazję ubrał piękny garnitur ze skór fretek, a do kieszeni przy piersi włożył wielkiego, żółtego słonecznika – tak, aby komponował się idealnie z włosami jego pięknej partnerki. Oh, jaki on był podekscytowany! Nawet włosy przylizał w miarę możliwości i brodę tak pięknie uczesał! To nic, że najpierw musiał wyjąć te wszystkie pająki, które się zagnieździły w jego bujnym owłosieniu, ale cóż zrobić… każdy powinien mieć gdzie mieszkać. Udał się najpierw na spotkanie z Panną Leclair, miał na nią czekać tuż niedaleko Gopody pod Świńskim Łbem, aby weszli do środka razem. Było więc oczywiste, że musiał przyjść chociaż o godzinę wcześniej. Sam… Trochę było mu szkoda Kła, którego zostawił w swojej chatce, ale Jared zapomniał wysłać zaproszenie także dla wielkiego brytana. No cóż, będzie musiał mu o tym przypomnieć, kiedy już impreza się rozpocznie. Rozejrzał się dookoła, aż w końcu dojrzał osobę, na którą czekał. Podszedł do niej uradowany i jak to na dżentelmena przystało – pocałował wierzch jej dłoni. - Niech mnie hipogryf kopnie. Pięknie panienka wyglunda! – niemalże krzyknął, chociaż starał się za bardzo nie ekscytować. Nie każdy jednak miał takie szczęście przyjść na imprezę z taką uroczą istotą, jaką była Desiree. Gdy weszli do środka, powitał się z Jaredem. Przytulił go mocno ramionami i ścisnął tak, aż zabrakło mu tchu. - Dziękuję za zaproszono, Jaredzie – powiedział przejęty, po czym wręczył mu w prezencie wielką dynię oraz cukinię. - To dla żonki, niech upichci dobrą zupkę - puścił mu oczko i znów spojrzał na Desiree szeroko uśmiechnięty. |
| | | Desiree Leclair
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Czw 28 Sie 2014, 14:33 | |
| Otrzymawszy zaproszenie, Desiree początkowo nie planowała wybierać się do Pubu. Dobrze wiedziała, że ona i alkohol nie były dobrym połączeniem. Uwielbiała mieć nad wszystkim kontrolę, która po mocnych trunkach zazwyczaj się ulatniała… Przekonał ją dopiero list od Hagrida, którego niegdyś poznała na jednej z magicznych ulic i od razu polubiła. Poza tym już dawno nigdzie nie wychodziła; od czasu do czasu również jej przyda się rozrywka w miłym towarzystwie. Przeglądając szafę, wyciągała z niej najróżniejsze ubrania, nie mogąc zdecydować się na nic konkretnego. Miała wrażenie, że cały proces ciągnął się w nieskończoność, dopóki nie natrafiła na czerwoną sukienkę, o której istnieniu nawet nie miała pojęcia. Była mocno dopasowana w talii, a lekko rozkloszowana na dole, sięgająca trochę ponad kolana. Rozpuszczone włosy opadały swobodnie na ramiona kobiety. Ostatnie spojrzenie w lustro i ruszyła na bitwę o dobry nastrój. Gdy dotarła na miejsca, Hagrid już czekał na nią niedaleko Gospody pod Świńskim Łbem. Z uśmiechem na ustach go powitała, jego ogromny wzrost za każdym razem zaskakiwał ją na nowo. - Dziękuję. – Zaśmiała się, dobry nastrój Rubeusa szybko jej się udzielił. Zachował się iście dżentelmeńsko. Po chwili razem weszli do środka, powstrzymując się od chichotu, gdy Jared na powitanie został niemalże zamordowany przez mocny uścisk olbrzyma. Ona sama powitała Aurora skinieniem głowy i uśmiechem. - Ja również dziękuję za zaproszenie. – Złapała Hagrida, po czym poszli znaleźć odpowiadające im miejsca. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Sob 30 Sie 2014, 11:58 | |
| Uniósł wysoko rękę witając Hagrida. W ostatniej chwili wyjął cygaro z ust i zanim zdążył napomnieć olbrzyma o Zaprzestaniu-Miażdżenia-Kości-Co-Go-Widzi, coś mu strzyknęło w ramieniu. Udusił się prawie we włosiu gajowego, a gdy usiadł z powrotem na krześle, łapał oddech. Gdyby był biały, siedziałby teraz czerwony ze wściekłości. Nic nie było widać na ich szczęście. Poruszył obolałym barkiem sprawdzając czy nie będzie trzeba nastawiać. Ujdzie. - Hagrid, przestań mnie miażdżyć co mnie spotkasz. - nie wstawał, skinął tylko głową Desiree, zawieszając na chwilę wzrok na jej biuście. Zaraz czmychnął w bok, żeby nikt go nie przyłapał. Młoda dziewoja wśród bandy facetów. Będzie na co popatrzeć. Miał taką nadzieję! - Spoko, siadajcie. - stuknął różdżką w stolik. Rozszerzył się dwukrotnie bardziej popychając krzesełka aż się poprzewracały. - Whisky? Sheery? Piwo czy wino? Dla panny stawiam. - mruknął grobowo, nie patrząc na dziewoję. Nie cierpiał gdy kobieta płaciła za siebie będąc w towarzystwie facetów. W tym przypadku Jerry był bardzo nieustępliwy, a jego mina mówiła jasno, że nie będzie dyskutował. Przyjął dynię i cukinię zbity z tropu. - Eee... dzięki. - wcisnął to na parapet, żeby oglądały sobie świat przed tym jak zostaną pożarte przed Adolfa. Jerry nie wpadł na pomysł zaproszenia Kła i przytaszczenia swojego doga. Psisko śliniło się bardziej niż kiedyś. Dopóki Kate nie wezwie do niego uzdrowiciela, a według informacji od Skai ma to być dzisiaj, wolał nie dac się witać ani moczyć śliną. Aberforth chyba nie zaakceptował pomysłu sprowadzenia tu przerośniętych kundli z zaawansowanym stanem adhd. A drugiego Dumbledore'a Jerry też szanował. - Zaprosiłem Dropsa ale wątpię czy przyjdzie. - tutaj miał sie zaśmiać, ale wyszedł mu grymas. Wpakował cygaro do ust z powrotem i wyciągnął metalową paczkę ku Hagridowi - pomijając Desiree, bo przecież kobiety nie powinny palić tytoniu. Zresztą, było mu to obojętne. Położył cygara na środku stolika i wypił połowę sheery. Zanim przyjdzie reszta powinien chociaż się wstawić. Łeb miał mocny, a żeby się upić potrzebował sporej dawki alkoholu. Zdziwił się też, że Hagrid wyrwał laskę i ją tutaj przyprowadził. Potraktował zaproszenie chyba zbyt poważnie. Tu ma się lać alkohol. Nie będą sączyć wina ani tańcować. Jared chodził non stop wściekły (pytanie, kiedy on nie wyglądał jak rozjuszony ghul), wytrącony z równowagi lenistwem podwładnych mu młodzików i nieobecności Williamsa. Miał więc do wyboru, albo kogoś pobić, zabić, uszkodzić, przemeblować albo upić się do nieprzytomności i liczyć, że barman go przechowa do rana. Wspomniał córce, aby ta przekazała matce o nieobecności Jareda dzisiaj wieczorem. Kate go znała na tyle, że nie powinna sie zbytnio dziwić, jeśli nie wróci na noc. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Sob 06 Wrz 2014, 17:21 | |
| - Nosz cholera! - syknął chwilę tuż po aportacji na uliczce w Hogsmeade, gdy wiadro z bliżej niezidentyfikowaną śmierdzącą breją chlusnęło mu z góry tuż pod nogi. Mieli XX wiek, kto jeszcze uważał, że wylewanie czegokolwiek z okna na ulicę to dobry pomysł? - A niech cię hipogryf stratuje i zeżre, kretynie! Samopoczucie aurora krążyło coraz bardziej w okolicach stanu „nienawidzę świata i ludzi, płońcie wszyscy” z mglistym zamiarem powrotu do domu, otwarcia butelki whisky oraz posadzenia kota na kolanach. W czym leżał problem? W zestawie wyjców, jakie dymiąc na brzegach przyszły rano do biura zaadresowane do Thomasa Halla. Najwyraźniej interwencja, w której brał udział zepsuła czyjeś przyjęcie weselne, ale niefortunnym zrządzeniem losu zapamiętano tylko jego personalia. A właściwie samo nazwisko, bo nie przedstawiał się jako Thomas od kilkunastu lat – któryś z gości musiał mieć dostęp do urzędowych papierów, w których wciąż oficjalnie nie wykreślił tego imienia. Świadomość, że ktoś bezkarnie grzebał w dotyczących go pergaminach wywoływała tuż pod skórą aurora wrażenie nieprzyjemnego swędzenia. Nie lubił się dzielić faktami ze swojego życia, nieważne czego by dotyczyły, a teraz jakiś dupek siedział zadowolony, sądząc że wykonał świetną robotę odkrywając to, co nie było przeznaczone dla jego oczu. Status krwi, stertę dokumentów o rodzinach zastępczych, wyniki egzaminów z Hogwartu i mnóstwo innych ciekawostek. Alex musiał cały dzień zajmować czymś ręce, żeby nie myśleć nad tym zbyt mocno, bo czuł że albo rozniesie kogoś albo siebie. - Chłoszczyść – mruknął po wyciągnięciu różdżki, a plamy powstałe po rozbryzgu brei, której pochodzenia chyba nie chciał znać, zniknęły z nogawek spodni. Ruszył do Świńskiego Łba, zanim zdążył zdecydować o spędzeniu wieczoru samemu – William też w końcu dostał zaproszenie na organizowaną przez pana Wilsona popijawę, więc raczej by go nie zastał w domu. Jared wydawał się być jedną z tych niewielu osób w biurze aurorów, która faktycznie starała się dyrygować podwładnymi, by praca przynosiła wymierne skutki – i to nie w stertach dokumentów. Gdyby Alex wiedział, ile papierologii wiązało się z tym zawodem, zastanowiłby się jeszcze ze dwa razy, zanim wybrał przedmioty na owutemy i zaharowywał się, żeby je zdać na „powyżej oczekiwań”. Delikatnie mówiąc szczeniackie wyobrażenia o brawurowym ratowaniu świata zostały zdruzgotane pod naporem rzeczywistości. Przechodząc przez próg gospody zmusił się do chociaż lekkiego uśmiechu – mógł sobie nie być w szampańskim nastroju, ale wypadało się jakoś zachowywać. Pierwszym, co przyciągnęło wzrok aurora, była olbrzymia sylwetka Hagrida, gajowego Hogwartu. Obok jego ramienia siedziała jakaś jasnowłosa kobietka no i sam Wilson. - Dobry – rzucił, będąc na tyle blisko stolika, by zostać usłyszanym bez podnoszenia głosu. Lekko szturchnął Hagrida zwiniętą pięścią gdzieś w okolicy łokcia, posyłając w jego stronę uśmiech, który można by określić tylko jako „łobuzerski”. Nie był pewien na ile gajowy pamiętał wyciąganie go po nocach z Zakazanego Lasu, ale samo wspomnienie zdecydowanie służyło na korzyść samopoczuciu Alexa. Jasnowłosą piękność, którą szybko rozpoznał jako Desiree, krótko i może nieco pospiesznie pocałował w wierzch dłoni – ich stosunki były nieco dziwne, ale jak najbardziej pozytywne. No chyba, że coś zmieniło się w jej sposobie myślenia, o czym mógł nie wiedzieć. Dostawił sobie krzesło, ściągając skórzaną kurtkę, w której wyraźnie zadzwoniło cicho szkło. - Pierniczę, prawie zapomniałem – mruknął bardziej do siebie, niż kogoś z obecnych, grzebiąc energicznie pod jedną połą. Trzy fiolki ze starannie zakorkowanym pomarańczowym eliksirem wylądowały na środku stołu gdzieś obok cygar Jareda. - Na później, szkoda rano umierać. |
| | | Rubeus Hagrid
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem Nie 14 Wrz 2014, 20:24 | |
| Hagrid uśmiechnął się szeroko, spoglądając, jak stół się rozszerza. Och, wiedział, że Jared pomyślał o wszystkim, a już na pewno o zapewnieniu wszystkim dogodnego nastroju i … oczywiście wszelkiego rodzaju trunków, którymi można się nieźle nawalić… to znaczy – upić, tak, upić, to miał na myśli. Spojrzał na Desiree i objął ją mocnym ramieniem przez chwilę tak tkwiąc, jakby chciał dać wszystkim do zrozumienia, że ta panna jest z nim i nikt jej nie skrzywdzi. Oh, Hagrid też czasami chciał pokazać zaborczość, jednak w ogóle mu to nie wychodziło. Wyglądał bardziej jak wielka małpa, przylepiona do pięknej dziewczyny, która miała dla niego jakieś smakołyki. Spoglądał na nią błękitnymi oczyskami, a jego brzuch podskakiwał od cichego śmiechu. Podszedł chwilę później do stolika i odsunął jedno krzesło, aby dziewczyna mogła sobie wygodnie usiąść. Był przecież dżentelmenem, każda dama ma pierwszeństwo. - Siodej tu, ja se siądę obok, dobra? Pijesz coś? Wineczko? – zaśmiał się, starając się rozluźnić jakoś atmosferę, która miał wrażenie na chwilę się zagęściła. Wielka dłoń Hagrida poklepała Des po głowie, po czym ruszył po dwie szklanki, a gdy z nimi i butelką wina wrócił, postawił wszystko na stoliku przed blondynką. Wtedy do łba wszedł Alex. Hagrid powitał go uniesieniem dłoni, jednak nie podbił do niego, żeby uściskać. Był teraz w towarzystwie pięknej damy i musiał jej pilnować, chociażby nie wiedział co. Na słowa Jareda pokiwał głową ze zrozumieniem. - Dumbledore ma ważne sprawy, no i czasem na tym obozie dla młodzików siedzi, to nie wim czy skorzysta. Szkoda, jak tu nie przylezie, ale widomo, zabiegany okropni – powiedział poważnie, chcąc wyczerpać limit informacji, jakie powinien przekazać. Czasami dyrektor mówił mu o wielu rzeczach, których nie powinien wyjawiać, więc tym razem starał się mówić zwięźle, co by mu się język za bardzo nie poplątał i się nie wygadał. Spojrzał na Desiree i chwycił za butelkę wina, po czym odkręcił ją z charakterystycznym pyknięciem i zaczął nalewać każdemu z obecnych po trochu. Gdy zbliżył się do Alexa Halla, uśmiechnął się szeroko. - Jak tam w pracy, co? – zagadnął, po czym klepnął go w plecy, po przyjacielsku. Wiadomo jednak było, że Hagrid nie do końca potrafił panować nad swoją siłą i czasami… po prostu mógł komuś zrobić niechcący krzywdę. Tak to już bywało, jednak życie pół-olbrzyma niosło ze sobą parę konsekwencji, jakimi była nieopisana siła. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem | |
| |
| | | | Gospoda Pod Świńskim Łbem | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |