Vincent nie wiedział jak do końca zareagować na świstoklika przyniesionego przez ptaka. Właściwie nawet się tego nie spodziewał. Ot, liścik jak każdy inny, mógł być od wielu osób, w tym od jego matki, bo zdarzało się, że kobieta w taki tajemniczy sposób przesyłała synowi pewne wytyczne, informacje czy Morgana raczy wiedzieć co jeszcze. Czasem był to tytuł księgi z zaklęciami do odbioru na Nokturnie, innym razem drobna prośba lub pochwała. Możliwości nie szło zliczyć, więc skąd młody Pride miał wiedzieć że to świstoklik? Nie miał skąd, więc jego zdziwienie było tym większe, gdy powietrze dookoła niego zawirowało szybko, otwierając przed nim coś na kształt tunelu z niesamowicie rozpędzonej masy powietrza. Ścisnęło go nieco w żołądku, ale była to jedyna wyraźniejsza reakcja organizmu chłopaka. Nie pierwszy i nie drugi raz miał do czynienia ze świstoklikami, więc kiedy nagle ów tunel się skończył nie wylądował na podłodze jak długi. Zadbał wręcz o czujną postawę, w której jednak nie było śladu strachu czy też niepewności. Wręcz przeciwnie, emanował pewnością siebie i ciekawością. Podniósł wzrok, aby rozejrzeć się po tym nieznanym mu miejscu. Musiał przyznać, że wystrój pomieszczenia mu odpowiadał. Surowy, wyważony, acz nie ascetyczny. Bardziej oszczędny styl, elegancja w ubogim, acz w tym wypadku najlepszym wydaniu. Przesuwał spojrzeniem po podłodze z wzorem szachownicy, która przywodziła mu na myśl szachy czarodziejów. Ha, gdyby rozegrać coś takiego w większym formacie, właśnie tak wielkiej sali - to by było coś. Ciekawe ile byłoby trupów. Doprawdy, krew wyglądałaby wyjątkowo pięknie w kontraście z harmonią czerni i bieli. Poświęcił też chwilę uwagi sklepieniu, kolumnom, ławom - wszystkiemu co go otaczało. Bardzo mu się tu podobało, musiał przyznać. Owszem, sięgnął do różdżki w tylnej kieszeniu spodni, by być ubezpieczonym na wszelki niekorzystny obrót spraw, jednakże miał przeczucie, że właśnie tego miejsca nie powinien się obawiać. Ba, bardzo podobne wrażenie miał wkraczając do rodzinnej posiadłości. Home sweet home. Na koniec postanowił przyjrzeć się głównemu elementowi wystroju wnętrza. Tron przykuwał spojrzenie, wręcz na swój sposób nakazywał spoglądać na siebie, podziwiać, pomimo faktu, że był utrzymany w tym samym stylu co cała sala. I dobrze. Nie stanowił tandetnego ozdobnika, nie krzyczał brakiem dopasowania, a wręcz przeciwnie. Poniekąd Vincent miał wrażenie, że właśnie bez tego gustownego mebla całe pomieszczenie byłoby niekompletne. Ktokolwiek go tutaj sprowadził potrafił idealnie trafić w preferencje Pride'a. No właśnie, ale kim jest gospodarz?
Lord Voldemort
Temat: Re: New level. Czw 14 Sie 2014, 18:53
Pierwsza wyłoniła się zza zakrętu Naginii. Potężne cielsko, ogromna głowa obnażone kły jadowe i smakujący powietrze język. Ona wiedziała, że w zamku znajduje się intruz, a przynajmniej ktoś, kogo nigdy wcześniej nie spotkała. Łuski przesuwając się po gładkiej, marmurowej posadzce wydawały charakterystyczny dźwięk, spotęgowany jedynie wielokrotnie dzięki naturalnej akustyce wnętrza i rozmiarom zwierzęcia. Z pomiędzy rozwartych szczęk wydobył się zduszony syk, a długi język znowu przeciął powietrze, była tak blisko, może nawet jej dzisiejszy obiad będzie się składał z czegoś znacznie bardziej smakowitego niż kawał krowy. -Nagini, nie. - zimny, niepokojąco wysoki głos przeciął powietrze i zmroził szykującego się do ataku węża. Niczym potulny baranek, ogromne zwierzę skierowało się ku Czarnemu Panu i krążyło dookoła nóg, zgrywając się z rytmem jego kroków. Bezlitosne oczy, których źrenice powoli nabierały tego charakterystycznego, rozciągniętego kształtu, wodziły spokojnie po twarzy Vincenta, kiedy badał go, oceniał, kategoryzował. W końcu usta Voldemorta rozciągnęły się w grymasie, który można by przy odrobinie dobrej woli uznać za uśmiech. Górna warga uniosła się, odsłaniając zęby, ale oczy pozostały nieruchome, puste, martwe. -Wiem, kim jesteś, Vincencie i ufam, że Ty też mnie rozpoznajesz? - ni to zapytał, ni stwierdził, siadając na czarnym tronie i z jego wysokości dalej przyglądając się chłopakowi. Miał dla niego ważne zadanie, najpierw musiał być jednak pewien, że wychowanek Durmstragu mu podoła.
Vincent Pride
Temat: Re: New level. Sob 16 Sie 2014, 21:11
Pierwsze co ujrzał to wielki wąż. No, może daleko mu było do rozmiarów o jakie posądza się bazyliszka, jednakże i tak jak na pupila domowego był imponujących rozmiarów. W pierwszej reakcji Vincent uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust nieco wyżej, nie spuszczając wzroku z gada. Nie był pewien intencji tego pięknego stworzenia, więc wolał zachować czujność, ale nie skupiając swoją uwagę tylko na nim. Wzrok - a i owszem, jednakże słuch postanowił wyczulić na ewentualne niespodzianki z miejsc innych niż to przed sobą. Wciąż trzymał dłoń na różdżce, by w razie nieprzewidzianego obrotu spraw móc rzucić odpowiednie zaklęcie. Po głowie kołatało mu się "Duro", które uznał za najlepsze rozwiązanie. Unieszkodliwi gadzinę, a w sumie nie zrobi jej krzywdy - jeśli tylko odwróci zaklęcie, a nie roztrzaska kamienny posąg, dopełniając dzieła zniszczenia. O nie, tego wolałby nie robić, gdyż domyślał się do kogo może należeć tak wspaniałe i robiące niesamowite wrażenie zwierzę. Do ostatniej chwili obserwował przygotowującego się do ataku węża, mając jednak nadzieję, że był to tylko i wyłącznie drobny straszak. Poza palcami na różdżce nic nie świadczyło o jakimkolwiek zdenerwowaniu. Cały czas ten sam uśmiech i pulsujące elektryzującym błękitem oczy, odpowiadające na spojrzenie swego rodzaju przeciwnika, jeśli można było to tak nazwać. Kiedy usłyszał sykliwy głos, wypowiadający słowa, po których gad się uspokoił, w końcu podniósł wzrok na osobę, do której ów głos należał. Jego uśmiech minimalnie się poszerzył, kiedy pochylał lekko głowę w geście powitania i swego rodzaju szacunku. Szanował człowieka stojącego przed nim - przede wszystkim za kunszt magiczny i zdolność wprowadzania swoich planów w życie w postępującym tempie. Skinął głową w odpowiedzi na słowa czarodzieja, po czym dodał: - Imię "Czarny Pan" przewyższa sławą każde inne i nie da się od niego uciec, a ja też nigdy tego nie próbowałem. Już nie wrócił spojrzeniem do węża, teraz skupił swoją uwagę tylko i wyłącznie na Voldemorcie. O tak, ta sytuacja stała się wyjątkowo zajmująca, napawająca Vincenta satysfakcją i ekscytacją jednocześnie. - Dlatego zaszczytem jest możliwość stania w tym miejscu. - dodał tylko na koniec. Czarny Pan nie wzywał nikogo od tak. Miał wobec niego plany i to polepszało tylko humor Pride'a.
Lord Voldemort
Temat: Re: New level. Pon 18 Sie 2014, 22:38
Czarny Pan nie zwykł kryć się po kątach w swoim własnym zamku. Właściwie nigdzie nie udawał kogoś, kim nie był. Nie należał do ludzi skromnych i pokornych, ba, był pełen pewności siebie graniczącej z zadufaniem, wiedział, co swoją osobą reprezentuje i na co go stać. Vincent nie musiał się więc specjalnie starać, aby go usłyszeć, nawet, jeśli jego oczy utkwione były w cudnej Naginii. Widząc niewielkie tylko skinienie głowy Pride'a, Lord Voldemort wykrzywił wargi w lekkim grymasie ni to rozbawienia, ni ostrzeżenia. W jego oczach rozbłysło z resztą coś niepokojącego, a tęczówki na kilka chwil nabrały barwy krwistej czerwieni. - Twoje słowa bardzo mnie cieszą, Vincencie. - odezwał się lodowatym tonem na pozdrowienie chłopaka, wciąż taksując go badawczo, być może wnikając pod skórę, zagłębiając się w labiryntu myśli, wykorzystując znane sobie tajemną sztuki, aby znaleźć odpowiedź na proste pytanie: czy stojący przed nim człowiek był odpowiednią osobą, do wykonania zadania, jakie chciał mu zlecić? Nie było miejsca na niepowodzenia. Taka szansa nie miała się powtórzyć w najbliższej przyszłości, może nigdy. - Ja także o tobie słyszałem. - wycedził, zniżając głos do szeptu i gładząc bladym palcem łuski na łbie Naginii, która oplotła tron i częściowo umościła się na kolanach swego Pana. - Czy jesteś gotów na jeszcze większy zaszczyt? Czy na rozkaz Czarnego Pana porzucisz wszystkie swoje plany i aspiracje, aby móc przyłączyć się do walki w najbardziej słusznym celu? - pytał i nie odrywał oczu od Vincenta. Można było być prawie pewnym, że każde kłamstwo zostanie wyłapane i stosownie ukarane.
Vincent Pride
Temat: Re: New level. Pon 25 Sie 2014, 14:20
Czarny Pan nie doczekałby się kłamstwa z jego ust. Vincent doskonale miał świadomość, że oszukiwanie kogoś takiego jest czystą głupotą, wręcz idiotyzmem, a on miał samego siebie za człowieka inteligentnego, więc nie zamierzał zniżać się do oszustw. Wysłuchał każdego ze słów Lorda Voldemorta, skupiając się na ich sensie, ale też nie omieszkując z pewną dozą zainteresowania zastanowić się nad samą w sobie barwą głosy. Czasem takie drobne aspekty wiele mówiły lub po prostu intrygowały w ten..ludzki sposób. Kiedy oczy Czarnego Pana zmieniły swoją barwę na czerwoną Vincent nie zareagował, bo i czemuż by miał? Nie skuli się w strachu, którego nie czuł, nie sądził też, że zrobił coś złego, niegodnego tudzież po prostu niewłaściwego. Szczególnie, że jak się okazało chwilę później, faktycznie był obiektem zainteresowania już wcześniej. Na dodatek został w pewien sposób wybrany do zadania. Na dodatek nie mogło być to pierwsze lepsze "zlecenie", bo wtedy załatwiłby to któryś z obecnych już Śmierciożerców, a nie brakowało ich. Cóż za zaszczyt, no proszę. - Tak. Można na mnie polegać. Jego odpowiedź był krótka i zwięzła, nie było co bawić się w przemowy czy jakieś śmieszne deklaracje, które poza barwną otoczką nic nie wnosiły do rozmowy. I jak już była mowa - nie skłamał. To było to, na co czekał, Czarny Pan za swoimi plecami, niczym mentor. Chciał się rozwijać pod takim przewodnictwem, więc oczywiście, że nie odmówi żadnemu zadaniu i wykona je perfekcyjnie.
Lord Voldemort
Temat: Re: New level. Sro 03 Wrz 2014, 12:10
Niektórzy próbowali. Byli tacy, którzy usiłowali go okłamać albo przynajmniej ukryć przed nim część prawdy, ale tacy rzadko kończyli dobrze. Nie bez powodu nazywano go mistrzem legilimencji. Poświęcił doskonaleniu tej umiejętności sporą część swojego życia i potrafił obejść w sposób mniej lub bardziej subtelny większość zabezpieczeń. Z zimnych, martwych oczu Voldemorta trudno było cokolwiek odczytać, ale jego twarz wyrażała zainteresowanie Pridem. Musiał przyznać, że wielu obiecujących młodych ludzi była w jakiś sposób związana ze sobą: panna Lacroix, syn Rosiera, a teraz także i Vincent. Ten jednak był fascynujący jeszcze z innych powodów, ale nie o tym teraz. Przystojne rysy twarzy Czarnego Pana na moment wykrzywił wyraz aprobaty, który nastąpił po wypowiedzi chłopaka. Wiele osób dziwiło się, dlaczego zmusza ludzi do głośnych deklaracji, skoro i tak wie, co myślą i czy można im ufać. On jednak wychodził z założenia, że pewne rzeczy należy wypowiedzieć, aby nadać im nieco więcej… namacalności. Nie zamierzał dłużej bawić się w grzecznościowe słówka, nie miał na to czasu, zbyt wiele rzeczy działo się w tej chwili równocześnie i większość z nich wymagała jego uwagi i kontroli. Misja, którą zamierzał dać Vincentowi była jedynie jednym puzzlem skomplikowanej układanki, ale takim, bez którego nie dało się ułożyć całości. - Dumbledore organizuje obóz, musisz się na nim znaleźć. – rozkazał spokojnym, wyważonym tonem. Nie miały istnieć żadne inne ślady po tych planach, jedynie echo słów Czarnego Pana w głowie pewnego chłopaka – Stary, dobry dyrektor planuje zaskoczyć wszystkich drugim etapem. Tam Cię potrzebuję, będziesz musiał zamienić Puchar dla zwycięzców. – jego instrukcje były lakoniczne. Nigdy nie precyzował wszystkich szczegółów, zależało mu na efektach, nie sposobie przeprowadzania pewnych rzeczy. Pozostawiał swoim Śmierciożercom zakres swobody, póki wykonywali rozkazy, mogli robić to po swojemu. - Szczegóły otrzymasz już w trakcie trwania obozu. – nie było takiego miejsca, takiej instytucji, takiego wydarzenia, które było niedostępne dla jego wysłanników. Śmieszna inicjatywa Albusa nie była wyjątkiem od tej zasady.