IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 02:59

Lacroix opuściła namiot jako jedna z pierwszych osób, przed wyjściem sprawdzając jeszcze w lustrze, czy błękitna koszulka z herbem Beauxbatons należąca do jej brata na pewno nie jest nigdzie wygnieciona. Nie chciała zakładać niczego z dekoltem, a zwykły, męski t-shirt sprawdzał się idealnie, komponując się całkiem dobrze ze skórzanymi spodniami. Spięła włosy w koński ogon, zawiązała trampki i wyślizgnęła się na chłodne, poranne powietrze, zmierzając na spotkanie z Cu.
Cudownie było znów poczuć zapach jego perfum, ramiona obejmujące talię i uśmiech, gdy całował ją miękko na powitanie, nie potrafiąc powstrzymać radości, tak naturalnej dla tych wymownych ust Irlandczyka. Spotkali się na skraju lasu, tuż za namiotem Huncwotów, by razem pokonać drogę do miejsca, w którym miały odbywać się pojedynki. I chociaż serce Aristos wciąż ściskało się co jakiś czas boleśnie, gdy przypominała sobie o pierwszym dniu na obozie, w towarzystwie O’Connora nie potrafiła nie przywołać na wargi choćby i nikłego uśmiechu.  Nie, kiedy patrzył na nią tymi niebieskimi oczami, trzymając jej dłoń w uścisku swojej własnej, gdy przedzierali się przez zarośla, w kierunku ruin.
Patrzyła na niego, czując wibrujące ciepło różdżki, pulsującej mocą w kieszeni jej spodni; czuła je przez materiał za każdym razem coraz intensywniej, gdy tylko ich skóra stykała się ze sobą. Drobne wyładowania, magiczne impulsy stawiające włoski na karku i wywołujące przyjemne dreszcze w dole kręgosłupa. Nie sądziła, że połączenie, które gwarantowała rzucona przez nią klątwa będzie tak intensywne i tak... Miłe. Bo właśnie takie w gruncie rzeczy było. Miłe.
Aristos bezbłędnie wyczuwała nastrój Cu i reagowała na jego gesty niemalże synchronicznie, co sprawiało, że poruszali się w trudnym terenie jak idealnie zgrana para tancerzy, przygotowana na ruch drugiej osoby nim tamta zdążyła zrobić krok.
Dotarcie na miejsce zajęło im nie więcej niż dziesięć minut, podczas których żadne nie odezwało się słowem. Milczeli, ciesząc się jedynie własną obecnością.
- Profesorze Rogiński, profesorze Ua Duibhne. – dziewczyna skinęła głową, dostrzegając obu mężczyzn, a jej niebieskie oczy przez moment skrzyżowały się z oczami Diarmuida; zmrużyła powieki, ale nie odwróciła spojrzenia jako pierwsza, kwitując wygraną cichym parsknięciem.
Vincent Roginsky
Vincent Roginsky

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 03:04

Vincent początkowo nie był zdecydowany, czy powinien w ogóle wziąć udział w obozowych zajęciach. Potrzebował odpoczynku, wakacji. Po ostatnich wydarzeniach miał prawo być zmęczony. Mimo wszystko, podczas rozmowy z Albusem odezwała się w nim natura pracoholika, a Roginsky zobowiązał się ostatecznie do przeprowadzenia wraz z Diarmuidem klubu pojedynków. Właściwie, taka perspektywa nawet mu odpowiadała. Ciekawy był, jak sprawują się jego wychowankowie ze Slytherinu, a przy okazji, przydzielone mu zadanie było o wiele ciekawsze, niżeli prowadzenie wykładów o historii magii. Cóż, Rogogon zawsze marzył o przejęciu posadki nauczyciela obrony przed czarną magią. Nie cieszył się jednak wśród czarodziejów pełnym szacunkiem i uznaniem. Niektórzy nadal twierdzili, że powinien do końca życia pozostać w Azkabanie. Sam Dumbledore zaś nie narażałby szkoły na brak zaufania ze strony rodziców uczniów, toteż Rosjaninowi pozostał ten jeden przedmiot, który pomimo tego, że był interesujący, nie umywał się do OPCM.
Mężczyzna pojawił się w obranych na miejsce spotkania ruinach na kwadrans przed czasem. Z daleka dojrzał już jednak postać profesora od transmutacji. Z uśmiechem na ustach obserwował, jak ten wyciąga w jego kierunku różdżkę, zaraz po tym ją opuszczając. Wiecznie czujny. Rogiński uścisnął jego dłoń, rozglądając się po terenie, który już niedługo miał stanowić pole bitwy dla młodych czarodziejów. Kolumny, które ledwie się trzymały, podłoże, które w wielu miejscach nie było tak stabilne, jak można by sobie było wyobrażać. Wszystko wyglądało adekwatnie do tego, o czym wcześniej rozmawiali razem z Diarmuidem. Obaj przecież stwierdzili, że uczniowie muszą nauczyć się nie tylko bezsensownego ciskania w siebie czarami, ale również myślenia, jak i ogólnej orientacji w sytuacji.
- Nie nasza broszka, czyż nie? – mruknął w odpowiedzi na słowa swojego towarzysza. Prawdę powiedziawszy, Vincent nigdy nie uchodził za altruistę. Wychował się w Durmstrangu, a z tego względu zawsze pozwalał uczniom na więcej. I mimo że nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której pojedynkujący się zaczną uciekać się do zabronionych zaklęć, nie wykluczał takiego przebiegu zdarzeń, że któryś z nich trafi do skrzydła szpitalnego. Nie on jednak musiał się później zajmować takim poszkodowanym, więc szczególnie się tym nie przejmował. On miał wykonywać tylko swoje obowiązki i zapewnić wychowankom względne bezpieczeństwo, przy czym „względne” stanowiło tutaj słowo-klucz.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 03:25

Udało jej się przybyć do ruin jako jednej z pierwszych.. bo dopiero po chwili zauważyła, że Aristos przybyła w towarzystwie tego Gryfona.. dziewczyna tolerowała ten związek, bo sama była nie lepsza, umawiając się z Puchonem. Cieszyła się, że Ari jakoś się pozbierała po wieści o śmierci Alexandra. Dla Jas nadal to był drażliwy temat i bała się nawet o nim rozmawiać.. wiedziała by, jaka by była reakcja jej ciała. Brakowało jej strasznie tego smarkacza, którego nawet niedawno zaczęła nazywać mężczyzną w swych myślach. Właśnie. Był taki młody.. to nie było sprawiedliwe! Jasmine pozwoliłą sobie ronić łzy na wspomnienie o przyjacielu tej nocy zaraz po dostaniu listu. Cały dzień chodziła jak struta, nie mogła nic jeść i tylko obecność dziewczyn, a potem jeszcze Franza jakoś koiła jej ból po stracie. Tylko możliwość zajecia czymś myśli i ciała dawało jej trochę relaksu dla wiecznie spiętego ciała. Zastanawiała się, czy aby Krueger pojawi się na pojedynkach. To była jego broszka. Nie chciała po niego iść, świadoma, że miał prawo do wyboru.
Przybyła do ruin, uśmiechając się słabo do Aristos.
-Dzień dobry. -przywitała się uprzejmie z dwoma najprzystojniejszymi nauczycielami w kadrze. Ciężko było powiedzieć, który wiódł prym, kazdy miał coś w sobie... a jawne okazywanie sympatii wobec Diara mogło się źle skończyć, jak nieopodal była Chantal. Lepiej uważać na swoje słowa i gesty. Jedno trzeba było przyznać - Lacroix miała niezły gust. To chyba naczelna cecha kobiet ze Slyterinu.
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 03:56

Chociaż Chantal należała do grona pedagogicznego i zaliczała się do grupy osób dorosłych, nadal było w niej coś z dziecka. Przekorna natura nie pozwalała się uśpić i Chantal nie była by sobą, gdyby nie zechciałą się słodko zemścić za ostatnią wizytę Diarmuida na jej własnych zajęciach. Kobieta wstała nieco wcześniej niż zamierzała i bardzo pieczołowicie postarała się, aby sukienka podkreślała jej chmurne oczęta. Włosy były spięte z jednej strony srebrną spinką i kaskada loków spływała gładko na jeden bok. Jedno pasmo miało kolor sukienki i wychylało się zadziornie.
Tak przygotowana, jakby nigdy nic udała się do ruin, wsuwając na stopy wygodne czółenka. Nie chciała się przecież wywrócić, czyż nie?
Nie zajęło jej zbyt długo przybycie do ruin. Dojrzała z oddali postacie Diarmuida i Vincenta. Niczym nie zgorszona podeszła do nich z lekkim uśmiechem na ustach. Przy okazji dojrzała Aristos z pewnym chłopakiem z Gryffindoru. Pomachała jej żywo, nawet okraszając to lekkim uśmiechem. Mogło się wydawać, że kobieta przypomina siebie z czasów szkoły.
-Cześć Vincent, witaj Diar. -przywitała się uprzejmie i stanęła przed mężczyznami. Obejrzała się na przychodzących powoli na miejsce uczniów. -Spodziewacie się dużej frekwencji? Jaki procent wyjdzie stąd o własnych siłach? -zagadnęła ich beztroskim tonem, dziwnym trafem skupiając swój wzrok na Roginskim. Znali się dosyć dobrze, łączyła ich posada opiekuna domu. Chantal tylko go zastępowała, ale nadal czuła się odpowiedzialna za ten dom. Dlatego pełnili fuchę we dwójkę.
-Może potrzebna wam pielęgniarka? -wygięłą usta w nieco ironicznym geście. Wiedziała jedno - jeśli ta dwójka brała się za zajęcia, ofiary były jak w banku. Spokojnie przyglądała się okolicy, jakby specjalnie nie chcąc się nadziać na wzrok swego ukochanego. Przecież to był zupełny przypadek, że ubrała się tak kobieco i niewinnie! Na szyi miała zawieszony srebrny wisiorek od Diarmuida. Przesunęła po nim palcami, zanim w końcu odważyła się skrzyżować swoje oczy o barwie chmurnego nieba z tymi, które przywoływały na myśl tylko te nieskazitelnie czyste.
-Diar, coś nie tak z moimi włosami? Przypatrujesz mi się jakoś dziwnie.. -zapytała go z tak wysublimowaną ironią, że sama się niemal nie roześmiała. Czy chciała go trochę rozkojarzyć? Może odrobinę.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 11:59

Amycus podejrzewał, że na zajęcia związane z pojedynkami przyjdzie zdecydowanie większe grono uczniów zainteresowanymi praktycznym zastosowaniem zapoznanych zaklęć oraz jedyną możliwością oderwania się od teorii przedkładanej w Hogwarcie. Sami znajomi, którzy wymienili z nim chociaż kilka zdań podczas pierwszych dni obozu poinformowali go o chęci uczestnictwa w tym przedsięwzięciu. Oczywiście wyjątkiem była Merberetówna, której to nieobecność na zajęciach nie stanowiłaby żadnego zaskoczenia. Z drugiej jednak strony znał ją wystarczająco długo, aby domyślił się sadystycznej myśli tkwiącej głęboko w jej umyśle związanej z obserwacją zbierania bęcków przez narzeczonego.
Pokonując ostatnie metry dzielące go od ruin dostrzegł charakterystyczną sylwetkę Aristos oraz stojącego obok niej Gryfona, z którym związana była od dłuższego chyba już czasu. Amycus nie nadążał za plotkami pałętającymi się po korytarzach zamczyska, dlatego też stanął po prawej strony dziewczyny i przywitał ich krótkim: - Cześć. – Skierowanym zaledwie do dziewczęcia, której to listy umilały mu ostatnie dni wyczekiwania na umówione spotkanie z nią. Powiódł spojrzeniem po policzku Gryfonki i zatrzymał je na wysokości jej uszu, upewniając się czy jego podarek został potraktowany lekkomyślnie by zabierać go na klub pojedynków.
- Dzień dobry. – Uprzejmie skinął głową w kierunku nauczycieli, kierując się zasadą uprzejmości w stosunku do starszych i bardziej doświadczonych. Nie poświęcił im więcej czasu, dostrzegając w nielicznym towarzystwie kolejną zjawiskową personę, o wiele bardziej interesującą niż suknia niedostępnej piastunki wychowanków Salazara. Zatrzymał bowiem wzrok na Jasmine, w myślach rejestrując brak charakterystycznych iskierek w jej oczach, tak żywiołowo pasujących do jej osobowości. Skinął głową z uprzejmym uśmiechem na powitanie, wyczekując reszty uczniów aby rozpocząć zajęcia.
Ubrany był w wygodne spodnie dresowe koloru szarego oraz granatową koszulkę z krótkim rękawem, zaś adidasy były dopełnieniem przygotowań do trudnych zadań, jakie czekały go podczas zajęć.
Lasarus Virolainen
Lasarus Virolainen

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 12:04

Nie spał zbyt dobrze tej nocy. Sen miał urywany, co jakiś czas się budził, jak tylko usłyszał jakiś szelest. Sam do końca nie był pewien czy to po prostu przez świadomość, że obok na łóżku znajduje się wąż, czy po prostu czuł w kościach, że coś mu w tym całym obozie nie pasuje. Więc kiedy tylko zaczęło świtać wybył z namiotu, nie oglądając się za siebie.
Zajęcia z pojedynków były tymi, na których mu najbardziej zależało. Tak naprawdę ciągnęła go tam ogromna ciekawość, by zobaczyć jakie zasady panują w Hogwarcie. Przyzwyczajony przez lata spędzone w Durmstrangu znał ogólne zasady i nie oszukujmy się, nauczyli go tam czym pojedynek być musi, by przetrwać. Ale jak było w Hogwarcie? Tego nie wiedział. I miał zamiar się dowiedzieć.
Na teren ruin wkroczył grubo przed czasem, ale i tak ktoś już dążył przed nim przyjść. Skinął głową nauczycielom, których imion nie znał oczywiście i uśmiechnął się na widok Aristos, jednak do niej nie podszedł. Po pierwsze była kimś zajęta, po drugie nie do końca był przekonany czy po nieprzespanej nocy ma nawet siły, by z nią rozmawiać.
Ubrany w wytarte jeansy, dosyć ciasny czarny podkoszulek i trampki, przechadzał się pomiędzy kolumnami. Tak naprawdę poznawał teren. Ta płyta była poluzowana, ta kolumna wyglądała jakby wystarczyło ją dotknąć i się zawali. Z każdym krokiem jego uśmiech rósł. Czuł jak się jak małe dziecko w Disneylandzie. Miejsce było idealne, by sprawdzić czy ta banda anglików myśli chociaż trochę logicznie i nie jest po prostu zgrają maminsynków, którzy po spuszczeniu ze smyczy zachowują się jak banda małpiszonów wypuszczonych z zoo. W pewnym momencie stanał na jednej z poluzowanych płyt i zaczął się na niej bujać, mając ręce schowane do kieszeni spodni. Czul ogień w żyłach i jedyne co chciał to już rozpocząć całą zabawę, niezwykły i niebezpieczny taniec, kiedy starałeś się by przeciwnik zrobił błąd, odsłonił się i przegrał.
Tak naprawdę zauważał mnóstwo możliwości. Było to miejsce, w którym było pełno broni. Nic tylko rozpocząć zabawę.
Vincent Pride
Vincent Pride

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 13:49

Walka wręcz była doprawdy intrygująca, a sama prowadząca raczej miała w miarę pozytywną opinię w odczuciach Vincenta. Przyjemnie było zobaczyć, że są czarodzieje, którzy nie pokładają swojej całej siły w - jakby nie było - badylu ukierunkowującym ich wewnętrzny potencjał magiczny. Różdżka była przydatnym narzędziem, nie można było jej tego odmówić, jednakże Była tak samo niedoskonała jak bronie mugoli. Jedno wykorzysta moment lub lukę w obronie drugiego i po sprawie, impreza skończona. No i jeśli czarodziej nie wykazywał się refleksem to prawie zawsze mugolskie zabawki zdawały egzamin. To dopiero bezwzględni ludzie, stworzyć tyle sposobów na śmierć lub tortury.
Klub pojedynków był jednak pierwszą "atrakcją", która naprawdę zainteresowała Ślizgona. O tak, w Durmstrangu należał do ścisłej czołówki i zamierzał non stop pogłębiać wiedzę w tej dziedzinie. Zaklęcia były jego oczkiem w głowie, przedmiotem wiodącym już od pierwszego roku nauki. Po części zawdzięczał dobre wyniki talentowi, ale nie dało się ukryć, że chłopak czasem prawie naginał odporność własnego organizmu, by dopracować jakieś zaklęcie lub urok w najdrobniejszych szczegółach lub nawet je rozwinąć. Często gęsto chodził przez tydzień z cieniami pod oczami przespawszy nie więcej niż 6 godzin w tygodniu, czasem mniej. Oparzenia lub inne, drobne rany były już na porządku dziennym.
Dlatego teraz zamierzał pokazać się od tej najlepszej strony - nie żeby zależało mu na przewspaniałej opinii w tej szkole, o to nie dbał w ogóle. Po prostu dobrze byłoby sprawdzić swoje możliwości w konfrontacji z uczniami Hogwartu, porównać dwie szkoły do siebie. Podejrzewał, że jego przewaga może nie leżeć tylko w warsztacie, ale i wyobraźni, której sprzyjała o wiele mniejsza ilość hamulców. Niewybaczalne zaklęcia nie wchodziły w grę, ale kto powiedział, że tylko one mogą spowodować poważną krzywdę?
Przybył na miejsce kiedy już kilka osób zdążyło się pojawić, w tym Aristos ze swoim drogim Irlandczykiem. No proszę, więc tak wygląda w całej okazałości. No prawie. Nic szczególnego, choć idealnie wpasował się w profil młodej Lacroix. Zapamięta sobie jego twarz na dłużej, w końcu jeszcze nie sprawdził jak gryfońskie jest wnętrze ucznia tego domu.
Dostrzegł wzrokiem Lasarusa, więc skierował swoje kroki właśnie w tamtym kierunku.
- Wciąż cię do tego ciągnie, jak widzę. Nic się nie zmieniłeś i liczę, że tak zostanie. A na pewno, że się nie cofniesz. - zaśmiał się lekko z elektryzującym błyskiem w oczach. Groził mu? Nie, raczej nie, chociaż niczego nie należało być pewnym.
Co jakiś czas zerkał w stronę Ari, ale raczej kontrolnie niż z większymi intencjami. Teraz skupiał się tylko na znajomym z Durmstrangu i samych w sobie zajęciach. Zapowiadały się naprawdę obiecująco.
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 14:36

Klub pojedynków skusił i O'Connora, szczególnie, że wybierał się tam razem z Aristos. Nadal gdzieś z tyłu czaszki czaiły się obawy, że coś jest nie tak od czasu jej wyjścia na przyjęcie do Chiary, jednakże widząc, że sama Lacroix nie okazuje zdenerwowania ani przygnębienia postanowił cieszyć się chwilą i nie pytać o nic. Wierzył, że dziewczyna powiedziałaby mu o problemie, gdyby taki się pojawił i nie był błahostką, więc następnego ranka po przybyciu na obóz był już całkiem spokojny. Ufał Ari i cieszył go fakt, że Gryfonka okazuje mu sympatię, wręcz czułość w takie zwykły, a jednak bardzo przyjemny sposób.
Powitała go za namiotem Huncwotów z tym delikatnym uśmiechem, który wypłynął na jej usta na widok Irlandczyka, trzymała jego dłoń, całował go delikatnie - a to wszystko już zupełnie jawnie, tak, by nikt nie sądził, że to jakaś tajemnica lub plotka. Chyba właśnie to cieszyło Gryfona najbardziej. Odpowiadał na wszystkie te gesty z szerokim uśmiechem podobnym do słońca zawieszonego wysoko na niebie w środku lata, nie zwracając uwagi na nikogo dookoła.
Po dotarciu na miejsce, w którym miały się odbyć zajęcia rozejrzał się z ciekawością w oczach, chcąc dokładnie obejrzeć lokalizację. Przytaknął jakby sam do siebie widząc ruiny, które należały do jednego z ulubionych typów miejsca Cu Chulainna. Prawie jak w domu, więc nie pozostawało nic innego jak wziąć oddech pełną piersią i cieszyć się osobą Ari.
W gronie profesorskim dostrzegł tego nowego, Ua Duibhne, które nazwisko będzie pamiętał po grób, a wszystko przez mitologię własnego kraju. Ciekawe ile osób w Hogwarcie będzie miało problemy z poprawnym wymówieniem go. Sam pamiętał początki swojego imienia, co było najpierw peszące, potem irytujące, aż w końcu stało się śmieszne.
Profesor Lacroix znał za dobrze, właściwie wolał w szkole jej unikać, gdyż jego oceny z eliksirów zawstydziłyby piętnaście pokoleń jego rodu. Niby dzięki Aristos nie zrównywała go z posadzką w lochach tak często, co nie zmieniało faktu, że w tym wypadku wolał pozostać niewidzialny.
Trzeci profesor również był mu znany, choć nie w tak dużym stopniu. Dla niego sprawiał nieprzyjemne wrażenie, chociaż sam nie wiedział dlaczego. Cóż, czasem tak się ma - patrzysz i wiesz, że nie lubisz. Pozostawało machnąć na to ręką i stać, czekając na podział na pary. Oho, to będzie najciekawsza część.
Franz Krueger
Franz Krueger

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 17:41

Franz nie byłby sobą, gdyby nie pojawił się na klubie pojedynków. Przecież ten chłopak uwielbiał zew walki, i chociaż preferował pięści, starcia na różdżki też sprawiały mu wiele przyjemności. Dlatego zerwał się z namiotu dość szybko, żeby się nie spóźnić. Liczył na to, że Vincent i Diarmuid dobiorą mu jakiegoś ciekawego przeciwnika. Poza tym, chłopak cieszył się, że to akurat ci dwaj profesorowie zdecydowali się na przeprowadzenie zajęć. Pozwalali bowiem oni uczniom na znacznie więcej, więc Krueger nie wątpił w to, że niektórzy wychowankowie Hogwartu po pojedynku trafią do pielęgniarki. Sam Niemiec twierdził natomiast, że taka powinna być kolej rzeczy, bo tylko poczucie niebezpieczeństwa raczyło go odpowiednią dawką adrenaliny. I choć zdawał sobie sprawę z tego, że i on może być tym pechowcem, wcale nie obawiał się porażki. Wiedział, że nie jest najlepszy, ale znał swoją wartość i zamierzał dać z siebie wszystko.
Pojawił się w ruinach jeszcze przed rozpoczęciem pojedynków. Na horyzoncie dostrzegł postać swojej ukochanej, na co skrzywił się lekko. W porządku, rozumiał, że miała wybuchowy charakter i obrała jako swoje zajęcia zarówno walkę wręcz, jak i klub pojedynków. Mimo wszystko, martwił się o nią z tego powodu, bo miał tę świadomość, że niektórzy uczniowie, choćby tacy, jak on, nie przebierali w środkach. Może i Jasmine potrafiła się bronić, ale zawsze pozostawał ten element ryzyka. Franz natomiast nie chciał pozwolić na to, by jego ukochanej stała się krzywda. Podszedł do niej, wyraźnie niezadowolony z jej obecności na zajęciach. Pomimo tego, ucałował jej policzek i starał się zgrywać obojętnego. Nie mógł w końcu zabronić jej udziału w organizowanych na obozie lekcjach, chociaż w tej chwili niezmiernie z tego powodu ubolewał.
- Masz na siebie uważać. – mruknął więc tylko do niej, czekając na rozwój sytuacji. Na pole bitwy schodziła coraz bardziej liczna grupka uczniów, co zwiastowało masę interesujących pojedynków. Zresztą, Krueger zauważył, że Roginsky już zaciera ręce. Pewnie sam chciał obejrzeć parę piorunujących zaklęć w wykonaniu przedstawicieli Slytherinu. Chłopak stał na razie obok panny Vane, obejmując ją swoim ramieniem. Miał nadzieję, że prowadzący nie będą zbyt długo owijać w bawełnę i zapalą pojedynkującym się zielone światło. W międzyczasie Franz rozglądał się po zebranych, myśląc o tym, w kogo najchętniej cisnąłby jakimś zaklęciem.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 18:38

Zaklęcia były jednym z przedmiotów, które bardzo lubiła i chętnie się ich uczyła. Można było nawet powiedzieć, że jest z nich naprawdę dobra, biorąc pod uwagę fakt, że dopiero co skończyła piąty rok nauki w Hogwarcie. Bez trudu znalazła miejsce, gdzie miały odbywać się spotkania klubu pojedynków. Nic dziwnego, były to zajęcia, na które z niecierpliwością czekała. Ruiny - bardzo ciekawe miejsce. Rozejrzała się krótko dookoła i wzruszyła ramionami, przechodząc między zebranymi już uczniami. Kątem oka zauważyła tego nowego ucznia, któremu Aria pomagała znaleźć gabinet dyrektora i dzięki któremu… Porunn została sam na sam z Filchem. Wydała z siebie niezadowolony jęk, jak mu tam było? Venom… Nie… Ve… Vincent, o właśnie. Skinieniem głowy przywitała się z innymi Ślizgonami, których mijała, aż w końcu przystanęła przy jednym z Gryfonów, którego wyjątkowo darzyła ciepłymi uczuciami. O’Connor – ach, chyba nigdy nie pozbędzie się małej słabości do niego i to nie w żaden dwuznaczny sposób. Przyjaźnili się, więc nie widziała żadnych przeszkód, aby do niego podejść i się przywitać, nie ważne było z kim akurat w tej chwili przebywał. Rzuciła chłodne spojrzenie dziewczynie towarzyszącej mu i ruszyła dalej, nie zawracając sobie więcej głowy tą dwójką. No cóż, dobrze wiedziała kiedy była osobą niepożądaną w tym całym kółku wzajemnej adoracji. Nie czuła potrzeby, aby się w żaden sposób spoufalać, bo niby po co? Miała swoje własne wyznaczone cele, których się trzymała i które realizowała. Klub pojedynków miał być jedną z rzeczy, które chciała zaliczyć i przy okazji dobrze się bawić. Jeśli przypadkiem wyląduje u pielęgniarki lub gorzej – w Szpitalu Świętego Mugna, to mogła być pewna, że siostra na pewno przyniesie jej mnóstwo słodkości, które ukoją ból związany z porażką.
Spojrzała na nauczycieli, którzy przybyli i przywitała się z każdym z osobna. Niestety, ale z Eliksirów była naprawdę kiepska, żeby o Historii Magii nie wspomnieć. Tylko profesora Ua Duibhne darzyła niezwykłą sympatią – w końcu Transmutacja była jej ulubionym przedmiotem, którego najchętniej się uczyła i była naprawdę dobra. Widząc profesor Chantal ukłoniła się pokornie – ta kobieta zawsze sprawiała, że czuła się dosyć nieswojo, żeby nie powiedzieć, że wręcz przerażona. Na szczęście tutaj, teraz liczyły się umiejętności z zaklęć, co sprawiło, że nieco się wyluzowała, aż w końcu zaczęła się zastanawiać to będzie jej pierwszym przeciwnikiem...
Echo Mallory
Echo Mallory

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptySro 13 Sie 2014, 21:11

Przeciągnęła się leniwie, unosząc ramiona nad głowę i kierując kroki w stronę lasu; pogoda rozpieszczała obozowiczów słońcem i ciepłem, nawet jeśli pora była iście demoniczna. Kto o zdrowych zmysłach kazał im wstawać na pojedynki o ósmej rano?
Echo przekroczyła linię drzew, a potem wyciągnęła z kieszeni papierosa i przytknęła do jego końca różdżkę, patrząc jak wąska stróżka dymu unosi się do góry, wirując w powietrzu; to był ostatni moment na chwilę relaksu, nim Rogiński i ten drugi nauczyciel zaczną zmuszać ich do ogólnie pojętej przemocy wobec siebie. Nie, żeby Ślizgonka miała z tym jakikolwiek problem – zaklęcia i uroki były jednymi z jej ulubionych dziedzin magii, a możliwość przećwiczenia ich w praktyce pozwalała na rozwijanie skrzydeł. Właśnie dlatego, mimo barbarzyńsko wczesnej pory przedzierała się przez las, prowadzona głosami innych uczniów, najprawdopodobniej zmierzających w to samo miejsce. Jednocześnie jej myśli wędrowały w okolice, w które zwykle wolała się nie zapuszczać; czy był tu Lloyd? Nie zwróciła uwagi na podział innych namiotów, właściwie rzecz biorąc wyszła, słysząc swoje nazwisko przy numerze, a sprawdzenie listy na tablicy ogłoszeń wymagało zbyt wiele zachodu. Koniec końców nie miała więc pojęcia, czy Avery zdecydował się opuścić cztery ściany i dotrzeć na obóz.
Właściwie nie zależało jej na jego obecności w żaden specjalny sposób, choć część serca pragnęła, by się pojawił; zryw, którego zupełnie nie rozumiała, potrzeba, jakiej nie spodziewała się ze swojej strony.
Dotarła wreszcie na miejsce, omiatając innych uczniów wzrokiem. Przewagę stanowili zdecydowanie Ślizgoni, może dlatego dziewczyna rozluźniła się i pozdrawiając nauczycieli krótkim skinieniem głowy, stanęła na uboczu.
Evan Rosier
Evan Rosier

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptyCzw 14 Sie 2014, 00:58

Pojedynki zawsze były jedną z tych dziedzin, które niezwykle przyciągały jego uwagę, choć nie zawsze i nie w pełni spełniały jego wymagania. Kluby organizowane w Hogwarcie i poza jego murami, kluby takie jak ten, posiadały zwykle mnóstwo zbędnych ograniczeń i środków ostrożności, zatrzęsienie grzecznościowych formułek i głupich, niepotrzebnych gestów, które w realnych warunkach niemal natychmiast zaowocowałyby śmiercią. Były nudne, uczono na nich głębokich ukłonów i szacunku do przeciwnika, od czasu do czasu ślepego ciskania expelliarmusem. Ale pojedynki były mu bliskie, trochę za sprawą talentu, jaki odziedziczył być może po zmarłym już dziadzie, który zasłynął ze spektakularnego starcia z pewnym rosyjskim czarodziejem, trochę naturalnej potrzeby, by wciąż sięgać po więcej, przełamywać kolejne ludzkie bariery, wypełniać żyły elektryzującą adrenaliną. Brakowało mu tego. Wiele miesięcy temu zmuszony był zawiesić działalność Podziemia, nielegalnego klubu pojedynków, który prowadził w murach szkoły, przytłoczony ilością wydarzeń oraz podejrzeń, które w razie nieostrożnego kroku mogły skoncentrować się wokół jego osoby, hamowany przez obecność aurorów i interwencję Rogińskiego, postanowił odłożyć wznowienie działań na przyszły rok szkolny. Skoro jednak obóz oferował mu możliwość odświeżenia umiejętności, nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał. I przy okazji nie przyjrzał się innym.
Przed wyjściem z namiotu wypalił porannego papierosa, rejestrując mimochodem, że część jego współmieszkańców opuściła już swoje stanowiska i udała się na zajęcia lub do stołówki. Dotarł na wyznaczone miejsce w starych ruinach chwilę przed czasem, a jego wzrok uważnie przeczesał teren, wyłapując chylące się ku ziemi kolumny i grząskość niestabilnego podłoża. Zrozumiał intencję organizatorów, biła w oczy jak lipcowe słońce, które ospale wychylało się zza drzew. Omiótł spojrzeniem zgromadzonych przed grupą uczniów nauczycieli, odnajdując wśród nich profesor Lacroix i nową plotkę szkolnych nastolatek, jej świeżego partnera, który ponoć miał nauczać transmutacji. Na dłużej zawiesił wzrok dopiero na Rogińskim, któremu, podobnie jak pozostałej dwójce, krótko skinął na powitanie głową, oszczędzając sobie zbędnego strzępienia języka. W jego oczach przez chwilę błysnęła jednak pojedyncza iskra, a kącik warg drgnął w uśmiechu. Pamiętał jego wizytę na jednym ze spotkań Podziemia, pamiętał ich stracie oraz inkantację zakazanego zaklęcia, którego Vincent wówczas użył i wybitnie żałował, że nie mógł dziś przywołać tego interesującego uroku, którego nauczył go drogi pan profesor. Leniwie przebiegł spojrzeniem po tłumie dyskutujących ze sobą uczniów, odnalazł Mattiasa, intuicyjnie lokalizując jego pozycję, przebiegł wzrokiem dalej, natrafiając na Aristos, niestety nie samą. Przyjrzał się Irlandczykowi z odcieniem pogardy, ale jego twarz pozostała kamienna. Dostrzegł w okolicy Carrowa, a nieco dalej Kruegera z Vane, niespiesznie zwrócił się więc w tamtą stronę.
— Ari — mruknął krótko zamiast powitania, omiatając jej twarz wzrokiem i przelotnie muskając policzek. Promieniała, choć nie mógł wiedzieć, że to skutek rzuconego zaklęcia. Zerknął na O’Connora, przez chwilę wciąż jeszcze dotykając dłoni Aristos, ale nie powitał go, zamiast tego krótko uścisnął prawicę Amycusa, półszeptem wspominając mu coś o męczącym chrapaniu Severusa i konieczności użycia na nim jęzlepu. Jego chłodne spojrzenie prześlizgnęło się raz jeszcze po placu, wiedział jednak, że panny di Scarno tu nie zastanie. Podobne sprawy raczej jej nie interesowały.
Regulus Black
Regulus Black

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptyCzw 14 Sie 2014, 01:05

Młody Black jakoś nie zapałał większą chęcią do pójścia na jakiekolwiek zajęcia, ale Klub Pojedynków wydawał mu się warty odwiedzenia. Kiedy tylko udało mu się odkleić od słodkich ust Amelii - jego dziewczyny, co ogłaszał dumnie wszystkim w koło - postanowił jednak wybrać się do ruin. Ubrany w czarne jeansy i byle jaki T-Shirt w kolorze ziemi zaczął się przedzierać przez gąszcz, aby dostać się na miejsce zbiórki. Gdy juz się tam znalazł ujrzał wiele znajomych twarzy, ale też te całkiem obce. Czyżby Hogwart był nieco większy niż mu się wydawało? Przez dłuższą chwilę przypatrywał się dwóm chłopakom, których aparycje nie były mu znajome. Po chwili wzruszył ramionami i przywitał się z trójką nauczycieli. Ciekawe, co robiła tutaj Chantal? Wyglądała, jakby się szykowała na randkę, a nie na pojedynki... chyba kokietowała jednego z nauczycieli, pytanie tylko brzmiało "którego?". Nie dotarły do niego jeszcze żadne plotki odnośnie nauczycielki eliksirów. Czas pokaże.
Skinął głową do znajomych z domu węża, zatrzymując się przy Amycusie i Evanie. Podał im rękę kolejno.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent EmptyCzw 14 Sie 2014, 12:13

Zaspał. Sam nie miał pojęcia w jaki sposób do tego doszło; Lasarus i Vincent powinni byli go obudzić, kręcąc sie po pokoju, ale najwyraźniej prawda tkwiąca w tym, że na świeżym powietrzu śpi się najlepiej, zaowocowała snem twardym jak kamień. W efekcie, wypadł z łóżka jak oparzony, wciskając na ręce rękawiczki i po drodze jeszcze wciągając koszulkę przez głowę, a potem puścił się biegiem przez las, w pędzie próbując wcisnąć ręce w rękawy skórzanej kurtki.
Zdyszany wpadł na polanę i oparł ręce na kolanach, oddychając ciężko, z trudem. Rozgrzany, lekko spocony i przytomny w stu dziesięciu procentach skinął głową Rogińskiemu i Diarmuidowi, Chantal obrzucając pełnym podziwu, acz krótkim spojrzeniem.
Namierzył wreszcie wzrokiem Vincenta i Lasarusa, podchodząc do nich i dźgając Virolainena różdżką w bok.
- Dupki. – syknął jedynie, ale wyszczerzył się do nich w radosnym uśmiechu, zadowolony, że dotarł na czas. Kątem oka dostrzegł sylwetkę Echo, schowaną za jednym z drzew, ale nie miał teraz ani czasu ani ochoty na podchodzenie do dziewczyny.
Rozejrzał się jeszcze po okolicy, zauważając walące się kolumny, dziury w podłożu, potrzaskaną posadzkę, najwyraźniej pozostałość po jakimś placyku, czy pomieszczeniu. Jakby ciskanie zaklęciami nie było już samo w sobie ryzykowne, psia mać. Nie, żeby Lloyd był z tego niezadowolony; potarł palcami rękawiczki, czując iskierki mocy, szczypiące płomyki uwalniające się ze smoczej skóry, a potem jak gdyby nigdy nic usiadł na zwalonej kolumnie, dając odpocząć nogom.
Sponsored content

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty
PisanieTemat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent   Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Empty

 

Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 6Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» KLUB POJEDYNKÓW
» Kurs teleportacji - Diarmuid Ua Duibhne
» Arena nr 1 {Klub Pojedynków}
» Arena nr 2 {Klub Pojedynków}
» Arena nr 3 {Klub Pojedynków}

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy :: Obóz Letni :: Zajęcia
-