|
| Namiot nr 1 - strefa dziewcząt | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jasmine Vane
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Sob 16 Sie 2014, 15:04 | |
| Wszystkie zmysły Jasmine reagowały na bodźce dwa razy mocniej, kręciło jej się w głowie od szumu, jaki robiły liście za namiotem, barwna pościel krzyczała, mimo, że była nieco sprana i wyblakła, zapachy ze stołówki na drugim krańcu obozu doprowadzały do mdłości, a dotyk prześcieradła był niemal parzący. Jasmine zauważyła dopiero po chwili, że nabiera powietrza zbyt szybko i zbyt płytko, przez co w płucach pojawił się przejmujący ból, jakby rozrywanych tkanek. Przełknęła ślinę, ale nie pozwalała łzom płynąć. Była zbyt skupiona na tym, co się dzieje z Aristos. U niej mdłości były chyba silniejsze, bo zerwała się, niesiona smakiem żółci w przełyku. Jas powiodła za nią wzrokiem i już chciała wstać, kiedy Chiara poprosiła ją, aby ona to zrobiła. Nie było sensu sprzeczać się o to, więc niezgodnie ze swoim charakterem westchnęła tylko cicho i zgodziła się lekkim skinieniem głowy. Obejrzała się za Chiarą. Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, kiedy żaden głos nie zakłócał myśli Ślizgonki. Przypominała sobie te wszystkie beztroskie chwile z Alexandrem. Było jej przykro, że już nigdy nie ujrzy tego zawadiackiego uśmiechu, już nigdy nie usłyszy tego irytującego głosu, gdy akurat nie chciała z nikim rozmawiać, a on siedział naprzeciwko i domagał się uwagi. Miała teraz żal do siebie, że może było jej za mało w jego życiu? Może była by z nim, gdy to się stało? Może by go uratowała? Dłonie Jasmine zacisnęły się w pięści, a paznokcie sprawiały ból. Była wściekła, że ktoś miał czelność dybać na życie tak młodej i wspaniałej osoby. A jesli to byli mugole... to marny ich los. Jas uderzyła pięścią w poduszkę parę razy, chcąc się wyżyć. Nie pomagało. Zerwała się z łóżka i dorwała paczkę papierosów. Dopiero drugi haust drapiącego dymu zaczął wpływać na jej skołotane nerwy. Akurat skończyła, gdy dziewczyny wróciły do namiotu. Obejrzała się na Ari i Chi, doszukując się jakichkolwiek oznak. Pokornie skinęła głową, by wypowiedzenie czegokolwiek okazało się nader trudne. Wzięła whiskey do ręki. -Za Alexandra. -odezwałą się. Dojrzała małego smoka, który zrobił za kuriera, ale nie obchodziło ją to, od kogo do kogo i z czym. Nie było na to miejsca. Ani pory. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Sob 16 Sie 2014, 18:26 | |
| Spojrzała na twarz Jasmine, na jej piękne oczy, w których migotało teraz to samo uczucie pustki i żalu, jakie przez parę chwil dostrzegała w oczach Chiary, kilka minut temu. Odetchnęła, wyciągając dłoń i przesunęła palcami po policzku Ślizgonki, w pieszczocie mającej na celu dodania dziewczynie otuchy, choć marna to była pociecha w obecnej chwili. Uniosła kieliszek po raz drugi, gdy di Scarno napełniła je od nowa i po raz kolejny pozwoliła, by piekące ciepło alkoholu zrobiło resztę, dławiąc w zarodku mdłości, furię i bezradność. Dopiero ruch w innej części namiotu zwrócił jej uwagę. Zdumiona Gryfonka podniosła wzrok, kiedy coś świsnęło tuż przy jej włosach, a potem zatrzepotało przed twarzą. Mały smok poświstywał przez nos, a skrzek, alarmujący o jego przybyciu wibrował Aristos w uszach; przyjrzała się stworzeniu z zaskoczeniem, jednak bez wahania wyciągnęła dłoń, odbierając od niego zwinięty świstek papieru. Odpowiadając na zdziwione spojrzenia Jasmine i Chiary, brunetka rozwinęła wiadomość i przez chwilę przyglądała jej się z zastanowieniem; na jej wargach, mimo poprzednich emocji i łez, na moment zamigotał niepewny uśmiech, który zniknął właściwie w tej samej sekundzie. Przechyliła kieliszek po raz trzeci, czując jak alkohol spływa po przełyku przyjemnie piekącym gorącem, a potem odstawiła go na szafkę przy łóżku i sięgnęła po kosmetyczkę. - Wybaczcie, chyba mam coś do załatwienia. Postaram się wrócić najszybciej jak to tylko możliwe. - powiedziała cicho, znikając w łazience by doprowadzić twarz do stanu, w którym zaobserwowanie, że płakała, byłoby względnie niemożliwe. Dopiero po paru minutach, odświeżona i pachnąca swoimi perfumami, a nie alkoholem, wyślizgnęła się z pomieszczenia i opuściła namiot, niemal wpadając na czającego się przy wejściu Amycusa. Do jej wciąż nieco zdezorientowanych zmysłów najpierw dotarł aromat jego perfum, a dopiero potem sam fakt, że chłopak stoi zaledwie kilka centymetrów dalej; uniosła głowę, przypatrując się jego twarzy w skupieniu, z całej siły starając się zapanować nad furią, która wciąż płynęła w jej żyłach. Uśmiechnęła się nawet, blado, jakby nieśmiało, jednak wciąż ładnie. Zapach winogron i fiołków na mocnej bazie z ambry otaczał ją subtelnie, zatajając nutkę pozostałą po whiskey. - Witaj, Amycusie. - przerwała ciszę, jednocześnie odgarniając włosy za ucho, a tym samym odsłaniając niebieskie oczy, na które nieposłuszne pukle opadały z uporem godnym lepszej sprawy. - Wybacz, że czekałeś. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Sob 16 Sie 2014, 18:35 | |
| Minuty przedłużały się wedle własnego tempa, pozwalając młodemu Ślizgonowi zapieczętować w odpowiedni sposób sakiewkę i schować ją do bezpiecznej kieszeni, do której w razie możliwości będzie mógł sięgnąć. Nie podejrzewał, aby wydarzenia z nadchodzącego wieczoru w jakikolwiek sposób negatywnie mogą wpłynąć na niewinną przechadzkę dwójki uczniów, jednak wrodzona podejrzliwość i ostrożność chłopaka nie pozwalała mu na zignorowanie ostrzegawczych lampek w umyśle. Odchodząc kilka kroków od wejścia do namiotu, powiódł spojrzeniem niespiesznie po rozstawionym obozowisku, które w ciągu tego dnia stało się obrazem znośnym, aby stać się codziennym przyzwyczajając percepcję Amycusa. Z oddali odczytywał poszczególne nazwiska zamieszkujących we wnętrzu osób, przypominając sobie kilka najbardziej charakterystycznych cech dla danej persony. Gdzieś podświadomie doszukiwał się nazwiska Whisper, jak gdyby czarne chmury miały zajść nad głową Amycusa i poinformować go o zemście, która z pewnością nadejdzie w ciągu najbliższych dni wraz z informacją o plotkach o odbytych zaręczynach. Nieobecność Krukonki działała zdecydowanie na jego korzyść, jednak fragmenty wspomnienia sprzed kilku miesięcy nałożyły się na doznania doświadczane sprzed dwoma godzinami w towarzystwie innej dziewczyny. Wypuścił ciążące powietrze z płuc, zafascynowany krążącymi emocjami gdzieś pod skórą, karmiąc serce gniewem i pożądaniem, jakie znajdowały się na niskim poziomie. Póki co, gdyż Amycus nie obstawiał żadnego konkretnego scenariusza w stosunku do panny Lacroix, która z całą pewnością należała do groźnych osobowości, w stosunku do której należy wykazywać się szczególną ostrożnością. I chociaż nie miał zamiaru okazywać jej tego jawnie, postanowił zachować uprzejmy dystans nie bawiąc się w tak bezpośredni flirt jak mógł pozwolić sobie z panną Vane za czasów nieobecności Kruegera przy jej boku. Szelest materiału wyrwał go z chwilowego zamyślenia, prowokując do odwrócenia ciała bardziej frontalną częścią do przejścia, gdzie chwilę temu wypuścił skromny posążek z podarkami. Nie musiał wcale uzyskiwać pewności czy we wnętrzu znajduje się Yumi, podejrzewając iż do końca dnia nie zamierza oglądać jego facjaty. Zbyt wiele się zdarzyło, aby mogli pozwolić sobie na kolejną dawkę dialogu prowadzącego do zbyt głębokich obietnic i działań, jakie mogły doprowadzić do destrukcji drugiego. I choć lekki uśmiech pojawił się na twarzy Amycusa, doszukać się w nim można było zadowolenia niż ulgi związanej z nieobecnością narzeczonej. Zmiana na twarzy Aristos była dostrzeglna, podczas gdy rysy zostały obleczone przyjemnym dla oka makijażem dodając urody dziewczynie, eksponując najważniejsze atuty – oczy oraz usta. I chociaż dostrzegł niewielki procent radości związanej z ich spotkaniem, został w odpowiedni sposób uprzedzony o nawarstwiających się problemach na głowie Gryfonki, z pewnością rzutujących w negatywny sposób na utrzymywanie relacji. Najwyraźniej listy nie były w stanie zniechęcić Amycusa w oczekiwaniu na lepsze dni, ale kierując się wizją rozgrzania niewielkiego jasnego płomyka na horyzoncie, zamierzał dotrzymać złożonej obietnicy. Pokonując dystans między nimi wyciągnął prawą rękę, którą chwilę wcześniej odgarnęła włosy i pochwycił ją, aby w starodawnym powitaniu pochylić się i musnąć wargami chłodną powietrznię dłoni dziewczyny. – Witaj Aristos. – Ciepły baryton przedarł się przez mieszający się ze sobą ostry zapach wody kolońskiej, whiskey i papierosów, przyćmiewające naturalny zapach męskiego ciała wraz z kobiecymi perfumami, subtelnie otaczającymi sylwetkę dziewczyny, równocześnie dodając jej niewinnych cech wili. Wyprostował się wypuszczając rękę z ciepłego wnętrza swojej własnej, krzyżując ciemne i zagadkowe spojrzenie z bezbrzeżną głębią jasnych oczu. Zadziwiające, że dotychczas nie zwrócił uwagi na tę personę, zajęty bardziej pospolitymi i szarymi jednostkami, porzucając ją na pastwę bardziej czułych kochanków i adoratorów o wiele zapalczywszych niż on sam. - Nie zamierzałem arogancko przeszkadzać wam w rozmowie, dlatego ufam że zrobiłem to najbardziej subtelnie jak się dało. – Przebrnął przez grzecznościowe przeprosiny dziewczyny, z naturalną swobodą prostując rękę w stronę ścieżki prowadzącej do klimatycznych ruin będących miłą alternatywą dla nudnego popołudnia spędzonego na polanie. Poznawanie otoczenia można było połączyć z pożyteczną rozmową poznania drugiej osoby, dlatego też porzucając spoufalającą się ofertę wsparcia na przedramieniu zagadnął ponownie: - Proponuję spacer po okolicy, jeśli nie miałaś okazji sprawdzić tego wcześniej.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Sob 16 Sie 2014, 18:36 | |
| Uśmiech na twarzy Aristos powiększył się delikatnie, gdy Amycus musnął ustami jej dłoń, a jego przyjemny głos dotarł do uszy dziewczyny. Zdecydowanie sama jego aparycja i prezencja potrafiły podnieść na duchu kobietę, która tak, jak Aristos, była estetką i potrafiła bezstronnie ocenić urodę czy to drugiej przedstawicielki płci pięknej, czy to mężczyzny. Carrow był przystojny i przyjemny dla oka, a maniery, jakimi zarzucał ją już od początku listownej wymiany myśli jedynie działały na jego korzyść. Być może dlatego Gryfonka sama wsunęła mu dłoń pod ramię, jak gdyby nigdy nic, zerkając w stronę proponowaną przez Ślizgona. - Ruiny są zajęte, Rogiński i ten Irlandczyk mają przygotowywać teren pod pojedynki, nie możemy tam pójść...- zaczęła pełnym zastanowienia głosem, a potem pstryknęła palcami, w nagłym olśnieniu - Możemy przyjrzeć się strumieniowi. Niżej jest spokojniejszy, widziałam go idąc do namiotu, ale głębiej w lesie pewnie ma trochę żywszy nurt. Jeśli tylko odpowiada ci ta opcja. - dodała, przenosząc znów spojrzenie na twarz Amycusa. Nikły zapach alkoholu i tytoniu upewnił ją w przekonaniu, że nie tylko dziewczęta zamierzały nie przestrzegać narzuconych zasad; przygryzła wargę, rozbawienie przebiło się przez falę odrętwienia, jaka wciąż migotała w jej wnętrzu po napadzie histerii. Nie widząc sprzeciwów na twarzy Carrowa pociągnęła go delikatnie w drugą stronę, splatając dłonie na przedramieniu chłopaka
[ztx2] |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Pon 18 Sie 2014, 00:37 | |
| Ten dzień dopiero się zaczął, a Jasmine już miałą go dość. Cienkie ściany namiotu wydawały się takie przytłaczające, a powietrze było za ciężkie. Dusiła się tutaj. Patrzyła jak Aristos zajmuję się swoją przesyłką. Powoli rzeczywistość pukała do drzwi duszy Ślizgonki. Czuła, że chyba potrzebne jej powietrze. Dopiła whiskey, który ziołowy smak chciał załagodzić ból, który znajdował się w jej wnętrzu. Dawało to mierny efekt. Nie odzywała się prawie wcale, błądząc spojrzeniem po namiocie. Musiała wyjść natychmiast. Gdy tylko Aristos opuściła cztery "ściany", Jasme zerwała sie z łóżka i spojrzała na Chiarę. -Duszno mi. Idę się przejść. Możesz się dołączyć. Jak tam chcesz. -mruknęła, nie czekając na Krukonkę. W oddali dojrzała Ari odchodzącą z .. Amycusem? Co ich niby łączyło? Jasmine wyjęła z kieszeni papierosy i zapaliła kolejnego peta. Chyba tylko gryząca nikotyna zdawała się zagłuszać ból.
Z tematu. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Czw 21 Sie 2014, 02:53 | |
| Nie spieszył się, kroczył powoli przez obozowisko, przyglądając się umiejscowieniu namiotów, rozlokowaniu stanowisk aurorskich, wymijając kręcących się pomiędzy strefami uczniów i nauczycieli, dyskutujących wesoło, chowających pod koszulami magicznie pomniejszone butelki korzennego piwa, które przemycali pod lóżka z rozkosznym poczuciem, że robią coś zakazanego. Słońce powoli toczyło się po widnokręgu, chyląc się ku zachodowi, pomarańczowe błyski oblewały czerwienią obleczone jasnym materiałem namioty, wydłużały cienie i raziły przymrużone oczy. Przedostał się do strefy dla dziewcząt, witając po drodze znajomego Ślizgona z V roku, potoczył spojrzeniem dookoła i odnalazł zaraz płonącą jasnym blaskiem, doskonale dostrzegalną z tego miejsca świetlistą jedynkę. Gdyby tylko opuścił swój namiot odrobinę wcześniej, gdyby nieco przyspieszył kroku, być może wyłapałby jeszcze w tłumie znikającą za rogiem Aristos, której, nie wiedzieć czemu, towarzyszył Carrow, może udałoby mu się jeszcze zastać ją siedzącą na swoim posłaniu, ze śladami łez na policzkach i na wpół opróżnioną szklanką Ognistej w dłoniach. Kiedy się jednak zjawił, wszystkie pomieszczenia wydawały się puste. Pochylił się lekko, był w końcu wysoki, zaś obozowe namioty, jak wszystkie należące do czarodziejów, z zewnątrz wydawały się całkiem niewielkie, po czym odchylił poły materiału, bez zaproszenia wchodząc do środka. Przestronne wnętrze przywitało go całkowitą ciszą, którą od czasu do czasu wypełniał tylko miarowy łopot powiewającej na wietrze tkaniny i przygłuszone dźwięki rozmów z zewnątrz. Zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła, tu i ówdzie leżały porozrzucane ubrania, buty, otwarte kufry, na stoliku porozstawiano niesymetrycznie szklanki, do połowy wypełnione bursztynową cieczą, w której natychmiast rozpoznał whisky. Gdy jego wzrok zahaczył o jedno z ostatnich łóżek, spojrzenie znieruchomiało momentalnie, zaś ciemne ślepia odnalazły brązowe oczy, które przyglądały mu się uważnie, pobladłą twarz, burzę ciemnych włosów. Przyglądał jej się chwilę, widząc ją pierwszy raz od początku obozu, uważnie badając jej zmienioną twarz, w której odbijało się chyba coś obcego, a potem raz jeszcze przeczesał wzrokiem wnętrze namiotu. — Nie ma ich? — mruknął, choć mogła to zrozumieć zarówno jako pytanie o to, czy aby nikt im nie przeszkodzi, jak i chęć dowiedzenia się, gdzie poszły jej współmieszkanki. Nie musiał jednak słuchać odpowiedzi, wyczytał ją z jej oczu i z przejmującej ciszy pustych pomieszczeń. Wsunął się głębiej do środka, podszedł do zastawionego szkłem stolika i zerknął na okładkę leżącego na blacie Proroka, tego samego, którego dopiero co przeglądał we własnym namiocie. Wiedziały. Jego wzrok doliczył się trzech zużytych szklanek, na dnie jednej z nich osiadały wciąż jeszcze bursztynowe krople alkoholu, na ściance odcisnęły się kobiece wargi. Jedna z nich należała do Chiary, dwie pozostałe musiały być własnością Jasmine i Aristos. — Wyszła sama? Skupił na niej parę ciemnych ślepi, wymijając stolik i leniwie zmierzając w jej kierunku. Wiedziała, o kogo pytał. Lacroix nie powinna kręcić się sama po obozowisku, szczególnie o tej porze, w stanie, w którym najpewniej się obecnie znajdowała; znał ją w końcu na tyle dobrze, by wiedzieć, że gwałtownie zareaguje na śmierć Alexandra. Byłaby banalnym celem dla Mattiasa, wystawiłaby się znów jak na talerzu, wbrew jego zaleceniom, wbrew przykazaniu, by uważała na siebie i unikała podobnych sytuacji. Omiótł uważnym spojrzeniem twarz Chiary, zbliżył się jeszcze trochę, jakby przyciągany jakąś magnetyczną siłą, chwycił jej dłoń i wyjął z niej pustą szklankę, by napełnić ją na nowo. Jej zapach łagodnie uderzył jego nozdrza, choć spomiędzy woni migdałów i irysów, przebijała się ostra woń alkoholu i jakaś jeszcze, niewyraźna, w której rozpoznał perfumy Aristos. Nie wiedział, że panienka di Scarno znała O’Malleya, nie przypuszczał, że w ogóle zainteresowała ją ta informacja; że okazała się dla niej istotniejsza niż jakikolwiek losowy artykuł Proroka. Napełnił jej szklankę i nalał trochę Ognistej sobie, wsunął jej ją w dłoń, nie czekając, aż zareaguje, przelotnie musnął palcami delikatną skórę. — Sądziłem, że nie pijesz wiele, a teraz zastaję cię samotną nad pustym kieliszkiem. Wypij przynajmniej w towarzystwie, o ile puste ściany nie są ci milszym kompanem. — Uniósł brwi, obrzucając ją spojrzeniem. W zasadzie to wcale się jej nie pytał, jego słowa tylko sprawiały wrażenie wyboru.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Czw 21 Sie 2014, 16:06 | |
| Słońce powoli zachodziło, ale Chiara nie zrobiła nic, aby rozproszyć pogłębiające się cienie, które powoli acz nieubłaganie wypełniały namiot. Siedziała jak ogłuszona na swoim łóżku, ze szklanką alkoholu w dłoni i butelką na nocnym stoliku. Przyzwoity trunek szybko rozproszył jej myśli i sprawił, że na moment przestały krążyć niczym stado wygłodniałych wilków wciąż dookoła tych samych tematów. Śmierć Alexa wydarzyła się bardzo nie w porę. Gdyby umarł wcześniej, cóż, wtedy nie potrafiłaby go żałować w równie „głęboki” sposób, bo nie łączyłoby ją z nim nic specjalnego, gdyby zaś został zamordowany trochę później, istniało duże prawdopodobieństwo, że pozbawiona innych trosk, zniosłaby to lepiej. Skinieniem głowy, ledwie widocznym błyskiem zmartwienia w pustych oczach pożegnała Jasmine, wiedząc, że przyjaciółka najprawdopodobniej będzie szukała ukojenia w ramionach Kruegera. Na myśl o tym, aby w podobnym celu odszukać Rosiera, Chiarę ogarnęło dziwaczne w tych okolicznościach rozbawienie. Zachichotała nawet cicho, co było odgłosem praktycznie w jej przypadku niespotykanym i jednym łykiem dopiła zawartość szklanki. Zaabsorbowana własnymi przeżyciami wewnętrznymi, nie zauważyła początkowo przybicia Evana, ale i tak dostrzegła go szybciej, niż on odnalazł wzrokiem ją. Przez chwilę miała wrażenie, że w jakiś dziwaczny sposób go przywołała, ale odsunęła od siebie tę niedorzeczną myśl i starła z twarzy uśmiech. Przyglądała mu się uważnie, bo nie widziała go przecież od zaręczyn i od pewnego czasu łaknęła tego obrazu, jak żadnego innego. Nie odpowiedziała mu na pierwsze pytanie, jedynie kręcąc przecząco głową i pozwalając, aby w oczach błysnęła lekka drwina. Widział przecież, że była tutaj sama. Nikt nie krył się pod jej łóżkiem, gotów wyskoczyć w najmniej odpowiednim momencie, chociaż przecież taki wcale mógł nie nadejść. Obserwowała go, trochę jak potencjalna ofiara zagrażającego jej drapieżnika. Nie mogła do końca wyrzucić z pamięci ostatniego razu, kiedy była przy nim pijana. Wolałaby, aby pewne aspekty tamtej sytuacji się nie powtórzyły. Trudniej było jednak zignorować jego kolejne słowa. Tak, wiedziała o kogo pytał, ale nawet jeśli jej się to nie spodobało, to nie dało się tego po niej zauważyć. - Do kogoś. – odparła, bo przecież to właśnie sugerował ten liścik, po którym wybiegła z namiotu. W głębi jej oczu coś rozbłysło krótko, ale już po chwili stały się tak samo beznamiętne jak wcześniej. W sprawie Ari podjęła konkretną decyzję, a należała do osób, które zdania nie zmieniały zbyt łatwo. Pozwoliła się obsłużyć, jak automat oddała i ponownie przyjęła szklankę, nie zastanawiając się zbyt wiele i nie czekając na nikogo, aby przyłożyć ją do złaknionych ust. Choć ten jeden raz dotyk Rosiera nie sprawiał, że zachłannie pragnęła więcej. Było tak, jakby go nawet nie zauważyła. Zapewne tylko jeszcze, ale tak czy inaczej było to jakieś osiągnięcie. - Więc wypij ze mną, o ile nie idziesz jej szukać. – odparła, kiedy palące uczucie w gardle trochę przeszło. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Nie 31 Sie 2014, 00:40 | |
| Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, zajrzał w ciemne oczy, choć nie szukał w nich niczego; wiedział, że spotka się jedynie z łagodnym wyparciem, lodową barierą. Dostrzegał, że była jakaś inna, zmieniona, chociaż nie do końca potrafił zrozumieć dlaczego, być może chodziło o Jasmine i jej prawdopodobnie gwałtowną reakcję na wieść o O’Malleyu, który, jak by nie patrzeć, pozwolił zatłuc się na śmierć kilku żałosnym mugolom, być może o coś innego. Przyglądał jej się w gęstniejącej ciszy, odtwarzając w pamięci rysy, które w ciągu ostatnich tygodni widywał niemal wyłącznie na ruchomej fotografii, drobne ciało, którego nie trzymał w ramionach od zaręczyn Carrowa, usta, których nie próbował od przyjęcia powitalnego w domu di Scarno. Nigdy nie przypuszczał, że kiedy nadejdą wakacje, wciąż będzie zajmowała jego myśli. W szkole, gdy była na wyciągnięcie ręki, gdy mógł mieć ją w każdej chwili, nie odczuwał jej braku, wręcz przeciwnie, potrafił odsuwać od siebie wizję spotkania przez długie tygodnie, przekonywać samego siebie o potrzebie odpoczynku, spokoju, o tym, że jej towarzystwo jest mu wstrętne, rozpraszające, niepotrzebne, aż do chwili, gdy którejś bezsennej nocy pisał do niej znów i znów miał ją na kilka równie bezsennych godzin. Teraz jednak, gdy nie miał już tej możliwości, gdy nie mógł wezwać jej, nie mógł po nią sięgnąć, kiedy tylko tego chciał, wzmagało to tylko potrzebę, a w obliczu niemocy przekuwało ją w palącą irytację i niechęć do obiektu, który był jej przyczyną; niechęć, która rozpalała się i gasła, gdy spoglądał na tę piękną twarz. Jego mięśnie zesztywniały na krótko, kiedy usłyszał, że panna Lacroix wyszła do kogoś. Liczył, że nie pozwoliła się drugi raz głupio podejść, że miała na tyle rozumu, by nie wychodzić z nikim nieznajomym, że poszła tylko do tego śmiesznego Irlandczyka, O'Connora. Nie zamierzał jednak biegać po całym obozie i szukać jej w namiotach, nie oszalał jeszcze do reszty, dziewczyna powinna wrócić przed wyznaczoną godziną, jeśli zaś tego nie zrobi – porozmawiają zupełnie inaczej. Nie rozumiał ogromu miotających nią emocji, nie pojmował, jak mogła tak łatwo im ulegać, narażając się w efekcie na popełnienie kolejnego błędu. Zerknął uważnie na Chiarę, gdy odezwała się ponownie, a przez jego wargi przemknęła stłumiona iskra uśmiechu. Czy wyczuwał w jej tonie zazdrość, czy dostrzegał w spojrzeniu pojedynczy błysk chłodu? Zakołysał szklanką i dopił whisky kilkoma haustami, a potem odstawił ją na nocną szafkę obok jej łóżka. ― Przyjdzie sama, jeśli będę tego chciał ― mruknął spokojnie, sięgając po wydanie Proroka, uważnie śledząc wyraz jej twarzy, reakcje ciała. Usiadł obok niej na łóżku, wygodniej wspierając się ramionami, delikatnie wzburzając przy tym pościel, która zdążyła już przejść łagodnym zapachem jej skóry, który podrażniał nozdrza i wirował w powietrzu. Raz jeszcze przyjrzał się artykułowi z pierwszej strony, w milczeniu przebiegł wzrokiem po tekście, ale drobne litery skakały mu przed oczami, bez okularów miał trudności z rozczytaniem małych dopisków u dołu strony. ― Artykuł o śmierci uczniaka na pierwszej stronie. Tyle ich w ostatnim czasie, a oni wybrali tę najmniej spektakularną. ― Zerknął na nią z ukosa i podciągnął się na ramionach, leniwie odgarniając jej włosy, dotykając ustami ramienia, robiąc to, na co miał ochotę już od dłuższego czasu. Pachniała niezwykle, choć wyczuwał od niej ostrzejszą nutę alkoholu. ― Zacznij jeść i sypiać regularnie. Tracisz wagę, to przyciąga uwagę, może budzić podejrzenia. Jego głos wybrzmiał gdzieś w pobliżu jej ucha chłodnym posmakiem stanowczości. Dotknął jej talii, jakby szukał potwierdzenia tych słów w przelotnym dotyku, jakby badał przez doświadczenie to, co od dawna już wiedział, co stopniowo obserwował z coraz większym niezadowoleniem. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Nie 31 Sie 2014, 15:14 | |
| Nie tylko on uważnie przypatrywał się jej twarzy. Byli jak dwa okrążające się drapieżniki, próbujące wyczuć się nawzajem, wybadać, wywnioskować coś w sytuacji, w której słowa mogły być jedynie zasłoną dymną, a wyraz twarzy – tarczą. Dziwne było to, co ich łączyło. Związek oparty na pożądaniu, na potrzebie, która choć wykraczała poza sferę fizyczną, nie była budowana na wzajemnym zaufaniu, potrzebie bliskości i oddania. Dobrało się dwoje egoistów, ludzi, dla których liczyło się w życiu coś zupełnie innego, niż „długo i szczęśliwie” w małym domku i otoczeniu gromadki pociech. Powoli przestawało obchodzić ją, co też właściwie łączy go z Aristos. Miała dość własnych problemów, a śmierć Alexa chyba przeważyła szalę goryczy. Nie mogła pozwolić, aby zazdrość zatruwała jej myśli i serce, nie zamierzała doprowadzić do tego, aby jej toksyczne uczucia do Rosiera pokrzyżowały jej plany. Zamierzała więc pozwolić mu działać wedle jego uznania, jeśli nie była dla niego wystarczającą, cóż, nie zamierzała narzucać mu swojej osoby. Dookoła było wielu mężczyzn gotowych docenić ją tak, jak na to zasługiwała. Jak na razie były to jednak bezsensowne rozważania, póki nie miała dowodów. Jej oczy błysnęły chłodno i odrobinę ironicznie, na jego słowa. To było dla niego tak typowe, arogancja, pewność siebie granicząca z egocentryzmem. Być może miał powody, aby tak mówić, nie wiedział jednak o wszystkim... - Och tak, na pewno uzna za stosowne pochwalić się pierścionkiem. – odparła lekkim tonem, w którym jednak pobrzmiewały odrobinę złośliwe nuty. I nie, nie względem Aristos, ale tego właśnie mężczyzny, który uznał za stosowne drażnić ją, wystawiać jej cierpliwość na próbę. Nie spięła się, kiedy usiadł obok, wręcz przeciwnie, dopiła jednym łykiem Ognistą i odstawiła szklankę na nocny stolik. W butelce nie pozostało zbyt wiele trunku, a poza tym nagle pojawiły się powody, które przemawiały za zachowaniem resztek trzeźwości. Jej usta drgnęły, kiedy nawiązał do śmierci Alexa, przez twarz przemknął wyraz pogardy, jednak zniknął szybciej, niż zdołał się na dobre pojawić i trudno było zinterpretować, w kogo właściwie był wymierzony. - To się nazywa propaganda, Rosier. – odparła spokojnym, zdystansowanym tonem - Idealny sposób aby przekonać ludzi, że mugole i mugolacy to mordercy, którzy tylko czekają, żeby zniszczyć nas, ludzi czystej krwi. – powinien sam to zauważyć. Prorok od dłuższego czasu pozostawał pod subtelnym wpływem Czarnego Pana, który potrafił rozgrywać sprawy w taki sposób, aby sam Minister Magii nie mógł nic z tym zrobić. Przecież cenzura była środkiem ostatecznym i niezwykle źle postrzeganym, nie należało po nią sięgać bez wyraźnej konieczności. Poczuła, jak dotyka jej ciała i odwróciła na niego nieprzeniknione spojrzenie. Nie skomentowała też nijak jego słów, bo przecież to tak, jak gdyby ona powiedziała mu, że ma dla odmiany przestać jeść i spać. Pewne rzeczy nie są zależne od nas, nie należała do osób, które głodziłyby się i narażały na obniżoną efektywność działań rozmyślnie. Powinien to wiedzieć. Odrzuciła gazetę na ziemię i podniosła dłoń na jego klatkę piersiową, opierając palce na koszuli w okolicach serca. Czuła jego równy, choć trochę przyspieszony rytm. Chciała zachować dystans, to nie był dobry moment, ani miejsce, ani okoliczności. Wiedziała jednak, że prędzej czy później ulegnie, jeśli nie stanie się nic, co im przerwie. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Sro 03 Wrz 2014, 18:47 | |
| Dla osób, które znały go wystarczająco długo, nie powinno być bynajmniej tajemnicą, że zdarzało mu się wykazywać arogancją i niebywałą zuchwałością; że zbyt pewny swego, nie tylko potrafił zajść dalej od innych, ale też wiele po drodze ryzykował, balansując nieraz na cienkiej linie, której pęknięcie niechybnie przyniosłoby jego kres, klęskę, która zakończyłaby jego drogę przedwcześnie, wyrwała pęd młodości, mającej czelność rozwijać się zbyt szybko i zbyt ekspansywnie, pożerając i dławiąc w zarodku wszystko co mniejsze, słabsze, drobniejsze. Stawiał krok za krokiem, nie czekając na innych, a bezczelność, którą się przy tym wykazywał, przekonanie, że wszystko to mu się należy, mogły go kiedyś zniszczyć. Tym razem jednak miał nad Aristos rzeczywistą władzę, przyrzeczenie, że będzie mu posłuszna, gdyby bowiem postanowiła odmówić, zbuntować się przeciw jego słowu, ich mały układ przestałby istnieć. Nie zamierzał ochraniać skóry kogoś, kto sam rozmyślnie pcha się w niebezpieczeństwo, sprawować pieczy na kimś, kto naiwnie uważa, że uda mu się przechytrzyć go i uchylić się od tych czy innych postanowień umowy. Przede wszystkim jednak wyczuwał, a rozpoznawał to niemal zawsze, że ma nad nią władzę innego rodzaju; władzę, która pozwalała mu wpływać na nią znacznie subtelniejszymi metodami. Jego oczy zmrużyły się lekko, gdy usłyszał jej słowa. Zmarszczył brwi i wyprostował się, mięśnie ramion i karku zesztywniały boleśnie, ciemne ślepia przeszyły jej twarz. A więc wiedziała, do kogo wybrała się młoda Lacroix, czyż nie? Złośliwość w jej głosie odebrał za kolejny przejaw zazdrości i być może właśnie dlatego natychmiast ocknęła się weń naturalna nieufność do słów, instynktowna podejrzliwość, ostrożność, sceptycyzm. O czymże ona znowu mówiła? — Jakim pierścionkiem? — mruknął, tonem wyraźnie chłodniejszym, odpowiadając niechęcią na jej niechęć, oziębłością na jej oziębłość. Spoglądał w stężałym milczeniu, jak dopija swoją whisky i odstawia szklankę na stolik, chwilę potem racząc go kolejną porcją starannie podszytej jadem drwiny. Uśmiechnął się zimno, obejmując ją mocniej i sięgając ustami jej ucha. Najwyraźniej wypowiedź rzucona lekkim tonem, w towarzystwie nieco czarnego humoru, wydała jej się w obecnej sytuacji tak nieprawdopodobna, że postanowiła uczyć go oczywistości. — A nie jest tak, di Scarno? Myślisz, że nie zechcieliby zniszczyć nas, gdyby dowiedzieli się o naszym świecie, nie zapragnęliby poddać próbom, eksperymentom, a potem, w pierwotnym strachu przed naszą potęgą, uczynić niegroźnymi? Przesunął palcami po jej talii, stanowczo objął drobne, wychudzone ciało, podświadomie szukając jej bliskości po wielu tygodniach rozłąki, krótkiej chwili przelotnego dotyku, kilku sekund darowanej samotności, słodyczy ust, żarliwości pocałunku. Nie chciał niczego więcej ponad te różane wargi, nie interesowało go, czy ktoś zobaczy, czy wejdzie, nie zajmowało ani trochę więcej ponad złość, która zalewała go na samą myśl, że ktoś śmiałby im w tej chwili przerwać. Szybko jednak wyczuł, że nie ma w niej tej samej tęsknoty ani tego samego pragnienia, że jej ciało stawia bardzo delikatny opór, że dłoń wsparta na jego piersi buduje między nimi niewidzialną, acz trwałą barierę. Jego mięśnie zesztywniały znowu, a w oczach błysnęło groźnie widmo gniewu, ale i niezrozumienia. Chwycił jej rękę i odsunął ją bez najmniejszego wysiłku, boleśnie oplatając palcami wąski przegub, jednak ślepia, chmurne i nieprzyjemne, wciąż szukały spojrzenia. Wolną dłonią przytrzymał jej podbródek, przelotnie musnął usta, a potem, puściwszy bez zbędnej delikatności, odsunął się i wstał, wyraźnie rozdrażniony, wciskając pięści w kieszenie skórzanej kurtki, mierząc ją z góry nieco pociemniałym spojrzeniem. — Jesteś słabsza fizycznie, za jakiś czas zaczną się omdlenia, choroby, infekcje. Zacznij jeść, di Scarno, albo zmuszę cię do tego sam. — Jego głos był oschły i twardy jak kamień.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt Czw 04 Wrz 2014, 21:45 | |
| Zdarzało mu się? Takie stwierdzenie wskazuje na dość niską częstotliwość występowania danych okoliczności, a Rosier zdecydowanie rzadko kiedy opuszczał sobie arogancję i zuchwałość, które były chyba trwałym elementem jego charakteru. Czymś widocznym już po pierwszych spotkaniach, czymś, czego się doświadczało na długo zanim można było powiedzieć, że choć trochę się go zna. Chiarze także nie brakowało pewności siebie, ale nie była przy tym skłonna zaryzykować równie wiele, co Evan. Miała znacznie więcej skrupułów, zahamowań, wewnętrznych granic, których nie chciała, bądź nie czuła się na siłach naruszać. Nie miała pojęcia co tak właściwie łączy tego Ślizgona i Aristos. Przyjaźń? Na to wskazywały słowa Gryfonki i Alexa, ale di Scarno gotowa się była założyć, że na tym się sprawy nie kończyły, że to była relacja znacznie bardziej skomplikowana i złożona. Tym niemniej w jej słowach nie było w tej chwili zazdrości. Była raczej lekka drwina i to wobec tego co prezentował sobą Rosier, a nie młoda Lacroix. Być może chłopak do pewnego stopnia przypisywał jej emocje, które chciałby, aby w takiej sytuacji prezentowała. Owszem, nie do końca podobało jej się, że w życiu jej kochanka była jeszcze inna, tak ważna kobieta, ale nie zamierzała się tym gryźć bez końca. Nie ważne, jak bardzo mile połechtany czułby się tym Evan. Jego pytanie przywitała odrobinę rozbawionym uśmiechem, który szybko jednak zmazała ze swojej twarzy. Nie, wcale nie podobało jej się to wszystko, co Luigi knuł i w co wplątywał kolejne, Merlinowi ducha winne osoby. Do pewnego stopnia czuła nawet współczucie dla Aristos, dla której taka partia była pewnie ciosem i dyshonorem. - Zaręczynowym, rzecz jasna. – odpowiedziała spokojnie, odpuszczając sobie kpiący ton i dla odmiany wyzuwając go z resztek jakichkolwiek emocji. Wyczuwała, że atmosfera pomiędzy nimi jest napięta. Nie do końca czuła się jednak komfortowo w sytuacji, w której do namiotu mógł w każdej chwili ktoś wejść. Ich dotychczasowe spotkania wyglądały zupełnie inaczej. I wciąż jeszcze nie wiedziała dokładnie, jak go traktować... publicznie. Nie żeby ta kwestia jakoś szczególnie ją pochłaniała, ale nigdy sobie tego nie wyjaśnili. Nie sądziła, aby mogli nagle stać się parą na podobieństwo Jasmine i Kruegera, bo żadne z nich tego nie potrzebowało, ba, nie chciało się w taki sposób zachowywać, ale w pewnym momencie i tak ludzie się zorientują. Właściwie kto wie dlaczego wciąż jeszcze próbowali być tak dyskretni, może ze zwykłego przyzwyczajenia? Śmierć Alexa jej nie śmieszyła, nie była dla niej czymś, o czym można mówić lekkim tonem i traktować jako anegdotkę, czy temat do towarzyskiej, niezobowiązującej rozmowy. Pewnie dlatego nie zauważyła intencji Rosiera. Jego odpowiedź skwitowała wzruszeniem ramion. Nie od dzisiaj wiedziała, że ich poglądy na temat mugoli i mugolaków są odmienne. Jej byli oni całkowicie obojętni, nie uważała za stosowne wypowiadać im wojny, bo i po co sobie na nią życie marnować? - Mówisz to tak, jakbyśmy byli bezbronni. Jakby mieli możliwość to zrobić. – odparła sucho, czując jego ciepły oddech na policzku. Wiedziała, że zirytuje go swoim oporem, że on nie zrozumie jej właściwie, a konkretniej – w swej arogancji nawet nie spróbuje i natychmiast sam wzniesie pomiędzy nimi mur. To nie był jednak odpowiedni moment. Nie była całkowicie trzeźwa, czuła się rozbita niedawną wiadomością i zbyt wiele ponurych myśli kołatało się w jej głowie. Osunięcie się w zapomnienie nie było może najgorszym pomysłem, ale do tego nie mieli warunków. A skoro tak, nie chciała jedynie pogłębiać swojej frustracji. Nie zwróciła uwagi na iskierki bólu, które pomknęły od przegubu w górę jej ręki. Była przyzwyczajona do niedelikatnych zachowań, do agresji w stosunku do niej, a to była przecież jedynie drobna... niedelikatność. Być może nawet nie pozostaną po niej siniaki, choć ostatnimi czasy jej skóra stała się na nie bardziej podatna, być może ze względu na brak jakichś istotnych składników odżywczych. Przyglądała się jak wstaje, jak cień pojawia się na jego twarzy, a oczy ciemnieją. Uśmiechnęła się kącikami ust na jego ostatnie słowa i podniosła się z łóżka. Podeszła do niego i musnęła lekko jego usta w przelotnym pocałunku. - Zaczynasz od teraz? – zapytała, po czym ruszyła ku wyjściu, nie oglądając się za siebie. Jeśli chciał, mógł iść z nią do stołówki, a jeśli nie... cóż, bez sensem było pozostawanie w pustym namiocie.
2x z/t |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Namiot nr 1 - strefa dziewcząt | |
| |
| | | | Namiot nr 1 - strefa dziewcząt | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |