IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 I just need you now.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

I just need you now. Empty
PisanieTemat: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 21 Lip 2014, 01:38

Opis wspomnienia
Just a kiss on your lips in the moonlight
Just a touch in the fire burnin' so bright
No, I don't wanna mess this thing up
No, I don't wanna push too far
Just a shot in the dark that you just might
Be the one I’ve been waiting for my whole life
So baby I’m alright, with just a kiss goodnight
Osoby:
Brooklyn Lowsley, Franz Krueger
Czas:
styczeń '77
Miejsce:
dormitorium Ślizgonów
Franz Krueger
Franz Krueger

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 21 Lip 2014, 02:33

Kolejna ślizgońska impreza, po której nie można było spodziewać się niczego innego jak hektolitrów alkoholu i źródła wszelkiej rozpusty. Każdy w zamku zdawał sobie przecież sprawę z tego, że to właśnie wychowankowie Salazara byli tymi, którzy za kołnierz nie wylewają i którzy rozkręcają najlepsze melanże w całej Szkole Magii i Czarodziejstwa. Franz na tę wieczorną okazję był niezwykle szczęśliwy. On sam bowiem należał do grona osób, które miały słabość do wysokoprocentowych trunków, szczególnie tych szlachetnych. I chociaż rzadko upijał się tak mocno, jak chociażby Gilgamesh, to pił dość często, może nawet nazbyt często. Szklanka whiskey przed snem przecież zawsze była wspaniałym pomysłem, a powoli ta sama „szklanka whiskey” weszła mu w niezdrowy nawyk. Tym razem jednak pewne zrządzenie losu musiało zepsuć Kruegerowi przedimprezowy nastrój. Chłopak spotkał na błoniach swoją byłą dziewczynę, o której nadal nie mógł przecież zapomnieć. Vivienne, ta młoda, delikatna i filigranowa osóbka, która miała niewątpliwie genialny gust do muzyki i która dzieliła jego pasje. Problem tkwił w tym, że należała do Gryffindoru, a jej rodzice byli żarliwymi przeciwnikami Voldemorta i bandy jego przydupasów. Niemiec natomiast, kiedy jeszcze się z nią spotykał, a właściwie nawet i w pewnym stopniu obecnie, pozostawał pod wpływem swojego despotycznego ojca, który był jednym ze śmierciożerców. Chłopak nie musiał mu nawet mówić o swojej lubej, ba, nie zamierzał doprowadzać go do wściekłości. Po wielu spotkaniach, z ogromnym bólem serca, jeszcze w piątej klasie, zerwał z dziewczyną kontakt, twierdząc, że los pisał mu zupełnie inną ścieżkę. Nadal jednak, gdy widział ją na korytarzu, odczuwał ten przeszywający całe jego ciało ból rozstania, nie potrafił spojrzeć jej w oczy, unikał jej wzroku. Tego dnia, miał wyjątkowego pecha, bo praktycznie na nią wpadł, nie mogąc uciec przed nią w odwrotnym kierunku. Zamienił z nią, co prawda, jedynie parę zdań, które polegały właściwie na standardowym wypytaniu „co u ciebie?”, „jak ci idzie w życiu?”. Nic ważnego, nic przesiąkniętego dawnymi wspomnieniami i uczuciami uśmierconymi w zarodku. Mimo wszystko, ta krótka pogawędka wystarczyła, by Franz chodził przez cały dzień podpieklony i by każdy najmniejszy szczegół wzbudzał w nim chęć mordu. Dopiero nadejście wieczoru zwiastowało chwilę relaksu przy alkoholu, rzucanych wspólnie z kumplami komentarzach, i jak się okazało, w towarzystwie pięknych dziewcząt, których wdzięki stanowiły kolejną słabość Kruegera.
Niemiecki czarodziej, mimo powracających myśli dotyczących Vivienne, nie próżnował. Już pod koniec piątej klasy flirtował i umawiał się z paroma kobietami, choć nigdy nie było to nic poważnego. W szóstej klasie zaś spotykał się z panną Lowsley, chociaż ich znajomość również nie rozwinęła się tak, jak pewnie oboje planowali na początku. Różnica charakterów, a może po prostu wewnętrzna niemożność Franza do pozostawania wówczas w długotrwałym związku nie sprzyjała zawiązaniu głębszej relacji. Pomimo tego, Ślizgon wspominał ich „randki” całkiem dobrze. Nic dziwnego, skoro Brooklyn była piękną dziewczyną i swego czasu wpadła mu w oko. Spotkał ją tego wieczora na imprezie, chociaż nie podszedł do niej od razu. Rzucił jej tylko porozumiewawcze spojrzenie na powitanie i utonął gdzieś w odmętach gorzkiego smaku whiskey. Kolejna szklaneczka, papieros. Spora dawka trucizny, która miała uśmiercić w nim wspomnienie o Vivienne. Nie potrzebował jej, nie teraz, nie, kiedy miał się odprężyć i dobrze bawić ze swoimi znajomymi. A jednak, nie potrafił tak łatwo wyrzucić jej z pamięci po tym, co razem przeszli. Upił jeszcze kilka łyków whiskey, pogadał z paroma kumplami, kiedy gdzieś w tłumie dojrzał znów te figlarne oczy Brooklyn. Przez moment nawet myślał, czy nie przeszkodzić jej w pogawędce z jakąś przyjaciółką, ostatecznie stwierdził jednak, że chyba nie ma dzisiaj ochoty na rozmowy. Nawet swoim znajomym odpowiadał półsłówkami, nadal pozostając tak samo podenerwowanym, jak i przed imprezą. Najwyraźniej jednak nie było mu dane uchronić się przed obecnością panny Lowsley. Ta sama podeszła do niego i mimo że nie było mu to na rękę, przyrządził jej drinka i podał go do jej dłoni. Tak, nauczył się tych dobrych manier na wszelkiego rodzaju uroczystościach, których zresztą nigdy nie wiązał ze swym euforycznym nastawieniem. W rzeczywistości bowiem nienawidził tych sztywnych balang, różnego rodzaju wesel i innych wzniosłych okazji. Czasami jednak musiał się na nich pojawić, nazwisko i znani rodzice do tego zobowiązywali.
- Hej, piękna. – przywitał się z nią krótko, upijając kolejnego łyka whiskey. Oparł się zaraz o jakiś filar i nonszalancko schował drugą rękę do kieszeni, najwyraźniej pozwalając sobie już odpuścić tę całą dżentelmeńską etykietę. Co za dużo, to niezdrowo. Niestety, jego towarzyszka trafiła w czuły punkt, pytając go o przyczynę jego paskudnego nastroju. Właściwie, to pytanie zadziałało na niego, niczym czerwona płachta na byka. W jednej sekundzie, w założeniu przyjemna pogawędka, chyliła się ku przedwczesnemu końcowi. Franz milczał jedna przez dłuższą chwilę, dopijając do końca pozostałą w szklance whiskey, być może chcąc uniknąć niepotrzebnego wybuchu gniewu.
- Nie Twój interes, Brook. – mruknął wreszcie, odstawiając szklankę na stół i zbierając się do opuszczenia imprezy, skoro nawet jego ulubiony trunek nie dawał mu ukojenia, a towarzystwo powoli zaczynało mu działać na nerwy. Stwierdził, że może lepiej przeczekać tę burzę, a jutro wszystko się uspokoi. Ale nie, Ślizgonka brnęła dalej w ten niewygodny dla niego temat, myśląc, że w ten sposób poprawi mu humor. Szkoda tylko, że takak bardzo się myliła, a jej dobre chęci nie mogły zbyt wiele pomóc w tych okolicznościach. Krueger spojrzał na nią spode łba, wyraźnie poirytowany przebiegiem sytuacji.
- Może po prostu była lepsza od Ciebie, skoro o Tobie potrafiłem zapomnieć o wiele szybciej. – dodał tym samym oschłym tonem, po czym odwrócił się w kierunku dormitorium i pewnym krokiem odszedł. Zwolnił tylko po to, żeby jeszcze przed wejściem do sypialni zapalić papierosa. I tak, niemiecki czarodziej był chyba jednym z niewielu czystokrwistych, którzy używali do tego zapalniczka. Ta, mimo wszystko, wydawała mu się szybsza i prostsza w użyciu w porównaniu z zaklęciami. A w dodatku, Franz niekiedy nie nosił ze sobą różdżki, natomiast paczkę papierosów i włożoną doń zapalniczkę zawsze miał w kieszeni. Zaciągnął się mocno tytoniowym dymem, wypuszczając jego chmurę dopiero, gdy znalazł się przy swoim łóżku. Co do słów, które wypowiedział przed opuszczeniem pokoju wspólnego, prawdę mówiąc, nie musiał ich rzucać. Był wściekły i nie myślał o tym, co mówi. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać nad tym, że chyba lekko przesadził.
Gość
avatar

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 21 Lip 2014, 03:10

Wirowało jej przyjemnie w głowie już kiedy wychodziła z dormitorium dziewcząt, idąc pod rękę z jedną ze swoich współlokatorek; brązowe włosy, wyjątkowo tego dnia proste i miękko okalające owalną twarz dziewczyny połyskiwały w przydymionym świetle. Kiedy młodsze roczniki szły spać, w zimowe wieczory panowanie nad Pokojem Wspólnym przejmowały starsze klasy. Nikt nie potrafił się bawić tak, jak Ślizgoni, a Brooklyn przekonała się o tym bardzo szybko, kiedy sama dostąpiła zaszczytu przesiadywania na dole po godzinie policyjnej ustalonej przez ich prefektów.
Doskonałe trunki, ciężki aromat tytoniu i dymu z papierosów, wirującego szarymi kłębami pod sufitem, słodko-ostre przekąski, serwowane przez skrzaty z rodzinnych posiadłości... Mieszkańcy domu Węża mieli klasę i chociaż reszta uczniów nie przepadała za nimi specjalnie, nikt nie mógł odmówić im jednego: bawili się zawsze na poziomie, do którego zdecydowana większość protegowanych Hogwartu nigdy miała nie dosięgnąć.
Ktoś wręczył jej drinka, ktoś inny poklepał po ramieniu w powitalnym geście; jej krótka spódniczka i sweter w odcieniu ciemnego fioletu, wycięty odważnie zarówno z przodu jak i z tyłu przyciągały spojrzenia zarówno panów jak i pań, a sam wieczór zapowiadał się kwitnąco.
I pewnie byłby taki, gdyby nie cholerny Krueger.
Zaklęła pod nosem, ruszając za chłopakiem, a złość pod jej skórą buzowała niczym wulkan, gotowa wybuchnąć w każdej chwili i nieść zniszczenie wśród podchmielonych Ślizgonów. Jak on śmiał?
Podeszła do chłopaka być może nieco zbyt pochopnie, być może niepotrzebnie, jednak jego marsowa mina, zmarszczone czoło i wyraźnie spięte mięśnie zaniepokoiły ją; nigdy nie potrafiła przejść obojętnie wobec cierpienia kogoś, kogo darzyła uczuciem. Nawet, jeśli w przypadku Franza było to jedynie przelotne zauroczenie.
Wspominała go dobrze, spędzili razem przyjemne chwile, nic wielkiego; nic, nad czym warto byłoby się rozwodzić późnymi wieczorami. Ślizgonka czuła do chłopaka sympatię, wymieszaną w dobrych proporcjach z nutą sentymentu, nic ponadto jednakże...
Próbowała przecież tylko pomóc.
Jego zachowanie ubodło ją do żywego, dlatego niewiele myśląc dopiła trzymanego w dłoni drinka, by następnie podążyć śladami Franza. Złapała go tuż przy schodach prowadzących do dormitorium, jednak nim zdążyła się odezwać, rosły Niemiec pokonywał już krótki dystans do drzwi, by następnie zniknąć za nimi jak gdyby nigdy nic.
Brooklyn zaklęła szpetnie, co zapewne zdaniem wielu nie przystoi panience z dobrego domu, a potem oparła dłoń na biodrze, wpatrując się to w schody, to w bawiące się towarzystwo; iść, czy nie iść? Zdenerwowanie i troska walczyły w niej jak dwie wściekłe lwice, w końcu jednak żadne nie zwyciężyło – wygrała najzwyklejsza w świecie chęć utarcia Franzowi nosa.
Chwyciła stojącą na stole butelkę whisky, wciąż czekającej na otwarcie, a potem wspięła się schodami do góry, upewniając się jeszcze, że nikt za nią nie idzie. Na szczęście taki wypadek był mało prawdopodobny; Ślizgoni dopiero się rozkręcali i zdecydowanie nie było opcji, by któryś z podchmielonych panów zdecydował się na tak wczesny sen. Noc wszak była jeszcze młoda!
Pchnęła drzwi zdecydowanym ruchem, a następnie zatrzasnęła je za sobą, przekręcając zamek palcami – Franz stał przy łóżku i palił. Widziała zdziwienie malujące się na jego twarzy, gdy tylko ją dostrzegł, ale nie zamierzała dać mu czasu na reakcję. Mógł ją obrazić po raz kolejny, lub wyrzucić z dormitorium, a tego nie chciała. Przynajmniej nie w tej chwili.
- Powiedz mi, Krueger, czym zasłużyłam sobie na te chłodne słowa, co? – spytała cicho, podchodząc bliżej i opierając dłoń na jednym ze słupków podtrzymujących zasłony przy jego łóżku; głos miała spokojny, nieco chłodny, ale brązowe oczy wciąż błyszczały ciepło, gdy patrzyła na Niemca badawczo.
- Taka byłam zła? Tak nijaka? Skoro tak, dlaczego w ogóle zawracałeś sobie mną głowę? Nie wyszło nam, w porządku, ale Merlinie! Nie mogłeś być okrutniejszy. – dodała jeszcze, mrużąc oczy i przyglądając się swojemu rozmówcy po raz kolejny.
Nie mogła tego nie przyznać; Franz zdecydowanie ją pociągał. Wysoki, doskonale zbudowany, ze swoimi ciemnymi włosami i ciemnymi oczami kojarzył jej się z czymś dzikim i nieokrzesanym. Z kimś groźnym, nieprzewidywalnym i niesamowicie męskim. Bywały chwile, gdy zastanawiała się jak Niemiec może wyglądać za kilka lat, jednak już teraz kilka nieuważnych myśli potrafiło sprawić, że robiło jej się gorąco.
Alkohol przyjemnie szumiał w uszach, wino zaprawione whisky nie mogło pozostać bez echa, mimo to dziewczyna była właściwie trzeźwa. I wciąż uparcie wbijała czekoladowe spojrzenie w ciemne ślepia swojego rozmówcy, wyraźnie czekając na odpowiedź.
Przygryzła wargę, zakładając ramiona na piersi, a butelkę wciąż ściskając w jednej z dłoni.
Franz Krueger
Franz Krueger

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 21 Lip 2014, 13:40

Franz, mimo że z pochodzenia był Niemcem, a mentalnie najbardziej wpasowywał się chyba we wzorzec Brytyjczyka, na imprezach często wykazywał cechy, które sugerowałyby, iż prędzej, niż w Berlinie, urodził się w Moskwie lub Sankt Petersburgu. I bynajmniej nie z tego powodu, że chłopak uchodził za gorliwego wyznawcę prawosławia czy gburowatego nacjonalistę. Rzecz tkwiła w tym, że miał po prostu wyjątkowo mocną głowę do wysokoprocentowych trunków. Ci jednak, którzy znali go lepiej, zdążyli pewnie zauważyć, że sprawa wyglądała zupełnie inaczej, jeżeli Kruegerowi podstawiło się pod nos wino. Tym bowiem niemiecki czarodziej upijał się stosunkowo szybko. Wystarczyła jedna butelka, by porządnie zaszumiało mu w głowie, a dwie, by można było go nazwać pijanym jak Messerschmidt. Możliwe, że nadal nie były to wcale tak małe ilości, choć porównując moc wina do liczby wychylanych przez Franza, przy każdej nadarzającej się okazji, szklaneczek whiskey lub kieliszków wódki, wydawało się, że ulubiony nektar Włochów i Francuzów działał na niego najmocniej. Najwyraźniej na alkoholową tolerancję nastolatka miała wpływ częstotliwość przyjmowania różnego rodzaju trunków, z których rzecz jasna whiskey była najczęstszą uciechą, podczas gdy po wino Krueger sięgał niezwykle rzadko i nie wypijał nigdy więcej niż jeden lub dwa kieliszki, zdając sobie sprawę z tego, że to jego alkoholowa pięta achillesowa. Innym trunkiem, którego Franz starał się za wszelką cenę unikać był szampan, który choć nie wprawiał go w iście pijacki nastrój nader szybko, tak właśnie po nim chłopak zmagał się z porannym bólem głowy i tym nieprzyjemnym posmakiem w ustach towarzyszącym nieraz nawet do zmierzchu. Była to jedyna procentowa ciecz, po której chłopak czuł się nie za dobrze, a że nikt nie lubił uczucia porannego umierania, tak zwanego syndromu dnia poprzedniego, nie powinno dziwić, że i w tym przypadku Niemiec stronił od szampana, bądź w najgorszym wypadku, podczas różnych okazyjnych imprez, ograniczał się do jednego kieliszka wypijanego za zdrowie gospodarza lub głównego aktora uroczystości.
Podczas ślizgońskiej imprezy Ślizgon raczył się na zmianę, to swoim ulubionym gorzkim smakiem Ognistej whiskey, to drażniącym przyjemnie gardło, trującym dymem tytoniowym. Wszystko to tworzyło umiłowaną przez niego kompozycję delicji. Ognista whiskey i papieros były dla niego parą zgraną i nieodłączną, niczym Bonnie i Clyde. Nie można było jednak powiedzieć, żeby Niemcowi zaczęło w ogóle szumieć w głowie. Dopóki nie podeszło się do niego bliżej i nie wyczuło od niego alkoholowej woni, nic nie wskazywało na to, by chłopak zdążył już sięgnąć po butelkę. Na pierwszy rzut oka był całkiem trzeźwy, tak samo zresztą, jak i na którykolwiek z kolejnych. Być może właśnie dlatego, Franz nie zdołał się jeszcze odpowiednio zrelaksować, a Brooklyn rozpoczęła niewygodny dla niego temat nazbyt wcześnie, czym udało jej się swojego towarzysza sprowokować. I chociaż Krueger na co dzień był nadzwyczaj opanowanym i spokojnym mężczyzną, tak dzisiaj bardziej przypominał tykającą bombę zegarową, którą panna Lowsley zapomniała wcześniej rozbroić, pociągając za kabelek o adekwatnym kolorze. Siedemnastolatek, stojąc jeszcze w pokoju wspólnym Slytherinu, nie zastanawiał się nad słowami. Chciał jedynie uniknąć zbędnego pocieszania, które w tej chwili mogło jedynie pogorszyć jego nastrój. Nie potrzebował wsparcia. Kiedy coś go dręczyło, wolał przeczekać burzę samotnie lub tylko ze swoją ukochaną whiskey u boku. Whiskey, moja żono…
Okazało się, że nie przyjdzie mu dzisiaj zaznać spokoju. Chociaż wiedział, że przesadził w swych okrutnych słowach, wydawało mu się, że dzięki nim będzie mógł spędzić noc samotnie w dormitorium. Nawet sięgał już po butelkę trunku, którą zawsze schowaną miał na czarną godzinę pod łóżkiem. Nie zdążył jednak wypalić papierosa, gdy zza jego pleców dotarł do niego znajomy głos. Brooklyn nie zamierzała odpuścić, a wręcz przeciwnie, zaczęła mu jeszcze wyrzucać jego przykre zachowanie, którego dopuścił się przed chwilą, w samym sercu ślizgońskiego piekła. Kłamałby, gdyby powiedział, że spodziewa się jej najścia. Właściwie, nawet jego mina wyrażała wyraźne zaskoczenie zaistniałą sytuacją. Tym razem jednak nie zamierzał już uciekać. Nawet nie miał dokąd. Nie miał również ochoty na kontynuowanie tematu, który dziewczyna rozpoczęła jeszcze na dole. Dlatego, mimo że nadal nie był usatysfakcjonowany z tego, że nie zazna chwili samotności, cieszył się chociaż, że rozmowa skoncentrowała się na osobie jego rozmówczyni, a nie na Vivienne, która i tak dzisiejszego dnia przyprawiła go o zawrót głowy. Na pierwsze z pytań panny Lowsley Franz nie odpowiedział jednak nawet słowem, ważąc każde jej słowo i zastanawiając się nad tym, jak wybrnąć z kolejnego niekomfortowego zajścia.
- Nie byłaś. Nadal uważam, że jesteś piękną, inteligentną dziewczyną. W innym wypadku najpewniej nie zwróciłbym na Ciebie uwagi. – zaprzeczył wreszcie jej słowom, przypominając sobie te kilka spotkań, podczas których naprawdę dobrze się bawili. Brooklyn była wspaniałą dziewczyną. Po prostu spotkali się w swoim życiu w złym miejscu i w złym czasie, by stworzyć szczęśliwy związek, na który Krueger po wszystkim, czego doświadczył, nie był jeszcze gotowy. Nie potrafił relacji z żadną kobietą traktować poważnie, myśleć o nich w kategoriach dalszej przyszłości. Jego była ukochana przesłoniła mu spojrzenie na świat i na inne przedstawicielki płci pięknej i mimo że Franz był pewny, że to zakończony rozdział jego historii, potrzebował czasu, żeby się pozbierać.
- Ale wspomnienia powracają, a Ty oberwałaś rykoszetem. Nie powinnaś. – dodał po chwili spokojniejszym i cieplejszym tonem, niż ten, który dziewczyna mogła usłyszeć w pokoju wspólnym. Jego wypowiedź, mimo braku słowa klucza, można było odczytać jako przeprosiny. Po niej chłopak długo milczał, przyglądając się to oczom, to ustom swej towarzyszki, niekiedy ukradkiem rzucając spojrzenie również na jej kształtne piersi. Nie była nijaka, to dziwne, że w ogóle tak ją określił. Poza tym, całowała świetnie i przyprawiała go o te przyjemne dreszcze, które przechodziły przez całego jego ciało. A wierzcie lub nie, ale Niemiec był prawdziwym koneserem kobiecego piękna i nie każda kobieta potrafiła działać na niego tak pobudzająco.
- Nie wyszło nam, bo jestem zepsutym dupkiem. To nie Twoja wina. Musisz mi wybaczyć. – znów wydał z siebie krótki pomruk, choć jak na niego, i tak z jego ust padło zbyt wiele słów. Czuł się jednak winny tego, że ją uraził i musiał ten błąd, który popełnił pod wpływem gniewu, naprawić. Nie należało jednak oczekiwać od niego niczego więcej. Niezbyt często kajał się przed pannami, prosząc o przebaczenie, a panna Lowsley i tak była na o tyle wygranej pozycji, że chłopak nie zbył jej milczeniem i nie rzucił sytuacji z pokoju wspólnego w niepamięć. Pomimo tego, że nie zachował się najlepiej, patrzył na nią z jednym ze swych czarujących uśmiechów przyklejonych do twarzy, oddając się tej chwili zapomnienia. Co było najlepszym lekarstwem na problemy? Oczywiście, że alkohol, papieros i kobieta u boku. To nic, że w ten sposób leczył swoje niespełnione miłostki, czyż nie? Przecież ludzie często tak czynili. Ranili innych, byleby zapełnić tę pustkę w sercu, która przypominała o sobie w najmniej odpowiednich momentach. Co prawda, Krueger uważał, że taki nie był, ale tego dnia miał paskudny nastrój i wydawało mu się, że jedyne, co może go uleczyć, to połączenie tejże świętej trójcy. Nie przejmował się zatem tym, co będzie jutro, tym, co pomyśli o nim Brooklyn, kiedy zaczął wspominać ich wspólne schadzki jeszcze, zdaje się, z czasów grudniowych mrozów. Zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość, nie odrywając wzroku od jej ślepiów, w których nadal dostrzegał żal.
- Ale Twoje usta, Twoje ciało… nadal tak samo na mnie działają. – niemal wyszeptał, kiedy jego twarz znalazła się przy jej twarzy. Musnął wargami jej usta, by po chwili pogłębić pocałunek. Nie panował nad sobą, mimo że wcale nie był przecież pijany. Dzisiejsze zrezygnowanie i smutek popychały go do czynów, które były dość egoistyczne i które miały uleczyć jego poranioną duszę.
Gość
avatar

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 21 Lip 2014, 14:27

Życie nie rozpieszczało jej pod względem miłości, musiała to przyznać z gorzkim uśmiechem na ustach, każdego dnia zerkając w lusterko i zastanawiając się, komu nadepnęła na odcisk aż tak boleśnie, że los mści się do tej pory
Uwikłana w zaręczyny z Carneyem, których wcale nie chciała, a na które on wciąż się upierał, zaplątana w toksyczną relację z Torresem, który miewał charakter równie wybuchowy co jej własny, a potem ta nieszczęsna historia z Franzem...
Nie miała do Niemca żalu. Spotkali się na rozstaju dróg, umilając sobie kilka wieczorów i dni leniwymi spacerami, grą w szachy, pocałunkami, od których kręciło się w głowie i alkoholem, który zasnuwał rzeczywistość na tyle, na ile tylko było to możliwe, przynosząc ze sobą słodycz zapomnienia i gorycz kolejnego dnia, gdy wiadome było, że mogą zostać przyjaciółmi, ale cienka, czerwona linia dzieląca ich od czegoś więcej była zbyt silna.
Rozstali się polubownie, nie robiąc ze sprawy wielkiej rzeczy – ot, nieświadomość własnej pomyłki dopadła jedno i drugie przy kolejnym spotkaniu, zostawiając za sobą jedynie rozbawienie wynikające z radykalnego błędu, zbyt jednak widocznego, by cokolwiek miało uratować tę umierającą w zalążku znajomość, niemniej jednak Ślizgonka wspominała ją dobrze, ilekroć nastrój i sentyment chwili pozwalał jej na takie rozmyślania.
Nie mogła jednak uciec od jednej, prostej prawdy – słowa Franza rzucone w chwili złości i niepewności zabolały skutecznie, wywołując falę zirytowania na niesprawiedliwość płynącą wraz z jego głosem, jątrzącą się w głębi serca jadem nieprzyjemnie gryzącym dumę. Jak na złość, w chwili, w której powinna kazać Ślizgonowi pójść do diabła, albo i stu – wynikająca z natury dziewczyny troska o jego samopoczucie i chęć uzyskania odpowiedzi na pytania, kumulujące się w głowie zdecydowały za nią, kierując Brooklyn wprost do męskiego dormitorium.
A teraz stała tu, wpatrując się w wysokiego chłopaka zmrużonymi oczami, w których rozżalenie walczyło z pragnieniem. Nutą niezależnego od niej podniecenia, wspinającego się po kręgosłupie.
Wysłuchała jego słów marszcząc lekko czoło, a analizowanie ich w nieco szumiącej głowie sprawiło, że przegapiła moment w którym Krueger znalazł się tak blisko. Zbyt blisko. Wciąż niedostatecznie, by obudzić gorącą falę pożądania, drżącą w dole brzucha, lecz wystarczająco, by poczuła jego perfumy, aromat alkoholu i zapach tytoniu, który dzięki dobroci natury tak wspaniale komponował się z whisky, nie odstręczając wrażliwego nosa.
- Niczego nie muszę, Franz. – powiedziała wreszcie, opierając dłoń na biodrze i posyłając Ślizgonowi chłodne spojrzenie; szybko jednak złagodniało, podobnie jak jej czoło, wygładzające się w wyrazie pełnego politowania rozbawienia – Nie wiem tylko skąd przyszło ci do głowy, że to jedynie twoja wina. Nie jestem święta. – dodała łagodniej, odwracając wzrok i zajmując się butelką whisky. Ostry smak alkoholu rozlał się po jej przełyku piekącą przyjemnością, a gdy zajęta była oblizywaniem ust...
Niemiec znów pokonał kolejne centymetry, zaskakując ją mocnym pocałunkiem. W ostatnim porywie rozsądku chciała go odepchnąć, po chwili jednak zrezygnowała, odstawiając na szczęście zakręconą już butelkę na narzutę, zakrywającą łóżko Franza.
Nie dosłyszała dokładnie co powiedział, skupiając się na umiejętnym pocałunku, od którego jak zwykle miękły jej kolana; Niemcowi nie można było odmówić praktyki w tym zakresie. Całował obłędnie.
Brooklyn nie była jednak głupia; wiedziała, że ta nagła wylewność, potrzeba kontaktu, dłonie, które pewnie chwyciły ją w talii i zachłanność, przemawiająca spod na pozór subtelnej pieszczoty nie wynikają z tęsknoty Franza za jej, konkretnie, osobą, a ze zwykłej chęci rozładowania napięcia, złości i smutku, które widać było jak na otwartej dłoni.
Zastanawiała się przez chwilę, czy naprawdę tego chce – puste, zamknięte od środka dormitorium dawało Niemcowi pole do popisu, jakiego wcześniej unikali, a obecność alkoholu i fakt, że oboje byli równie mocno spragnieni drugiego ciała mogły zaprowadzić ich do miejsca, z którego nie było odwrotu.
Z drugiej strony jednak, co właściwie miała do stracenia? Lubiła Franza. Lubiła jego silne dłonie, lubiła usta, zamykające jej własne wargi w przyjemnym potrzasku, lubiła zapach jego perfum i sposób, w jaki na nią patrzył gdy się dotykali. W gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko daniu mu ukojenia w swoich ramionach, zwłaszcza, że była równie samotna co on.
Odpowiedziała więc na pieszczotę, zarzucając ramiona na szyję Niemca; przylgnęła do jego ciała ciasno, prawie rozpaczliwie, zapominając się w pocałunku na kilka długich chwil, podczas których jej dłonie wplatały się w krótkie kosmyki włosów Niemca, drapały go zaczepnie po karku i przesuwały się w przód, by figlarnie rozpiąć kilka pierwszych guzików jego koszuli, w niemym zaproszeniu.

Franz Krueger
Franz Krueger

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 21 Lip 2014, 22:49

+18.

Niektórzy nie mieli po prostu pomyślności w miłości z różnych powodów. Sam Franz twierdził, że pisany jest mu inny los, przydzielono mu więzienny numer pod postacią przyszłego mrocznego znaku i że właśnie z tego względu nie ma prawa do bycia szczęśliwym, zakochanym szczeniakiem. Cała sprawa z Vivienne otworzyła mu oczy i udowodniła, że chłopak przeznaczony jest do wyższych celów, że sam w to wierzy. Nie miał siły przeciwstawiać się planom ojca ani też zapędom Voldemorta, który w swe zaprzęgi rekrutował niemal wszystkie dzieci śmierciożerców. Podobno te miały szczególne predyspozycje do odrzucenia wszelkich pozytywnych emocji i kierowania się ścieżką nienawiści i żądzą mordu. Krueger podczas spotkania z Brooklyn na imprezie nie sądził jeszcze, że kiedyś zacznie nienawidzić swojego despotycznego ojczulka i że stanie po drugiej stronie barykady, przeciwko Czarnemu Panu. Najwyraźniej źle odczytał ten symbol z jednej przechadzki po Zakazanym Lesie, kiedy to wybudził się z wężem na ramieniu, którego spalił żywcem za pomocą niezbyt skomplikowanego zaklęcia. To nie był wcale znak, że niemiecki czarodziej stanie się potężnym śmierciożercą, wręcz przeciwnie. Chłopak miał spalić za sobą mosty i podążyć za głosem serca, odrzucając rodzinną spuściznę i wyłamując się ze swojego czarnoksięskiego rodu. Jednak do czasu, jak okazuje się, sprzyjającego mu związku z Jasmine Vane, niemiecki czarodziej bardziej przypominał męczennika. Nigdzie nie mógł odnaleźć swojego miejsca, a wszyscy jego bliscy wydawali mu się podejrzani. Nie sądził, by dbali o jego samopoczucie. Zależało im jedynie na tym, by dołączył do ich paczki, by zdobył ten palący znak na przedramieniu. Siedemnastolatek nigdy nie zaznał przecież prawdziwej, rodzicielskiej miłości. Od dziecka traktowany był jako narzędzie, nauczany pod auspicjami Heinricha Kruegera, bliskiego współpracownika tego, którego imienia większość czarodziejów obawiało się nawet wymówić. Nawet Rosier nie był już dla niego żadnym oparciem, mimo że Franz nadal traktował go jak brata. Niegdyś, kiedy byli dziećmi, dogadywali się wspaniale. Teraz jednak zaczęły uwidaczniać się różnice ich charakterów i choć obaj byli gotowi stanąć wzajemnie w swojej obronie, wcale nie było takie pewne to, czy któregoś dnia nie przyjdzie im walczyć przeciwko sobie.
Swego czasu zatem to właśnie Vivienne była jego jasną i ciepłą iskierką w Hogwarcie, która pozwalała oderwać mu się od mroku pragnącego zawładnąć nad jego duszą, niszczącego wszystko wokoło niego. Subtelność i szczere uczucia tej dziewczyny sprawiały, że nie był do końca zepsuty, ratowały jego przyczernione serce. A jednak, i ją zostawił, nie wierząc w żadną, możliwą drogę ucieczki. Rozstanie było dla niego niezwykle bolesne, ale odnosił również wrażenie, że konieczne. Nic dziwnego jednak, że nie potrafił tak szybko o niej zapomnieć i że jego spotkania z kolejnymi kobietami były jedynie marnymi próbami porzucenia swojej przeszłości, która z czasem i tak powracała ze zdwojoną siłą. Chłopak oddawał się jedynie przyjemnościom płynącym z fizycznej bliskości, z dotyku kobiecych dłoni, brakowało mu jednak zaufania, nie był również zdolny do odczuwania tak głębokich emocji, jak dawniej. Niektóre dziewczęta nienawidziły go za to, że podobno bawił się ich uczuciami, ale czy którejkolwiek z nich obiecywał radosną i wspólną przyszłość? Na szczęście, panna Lowsley była inna. Nie winiła za niepowodzenie ich relacji tylko jego, a przede wszystkim, nie próbowała doszukiwać się w nim samego diabła.
Zresztą, czy aby przed chwilą sama nie przyznała się do tego, że nie jest święta? Krueger nie byłby sobą, gdyby nie próbował przekonać się, co do prawdziwości jej słów. Jego pocałunek był jedynie zaproszeniem do odważniejszej gry, którą dziewczyna najwidoczniej podjęła bez żadnych przeciwwskazań. Właściwie, dopiero teraz docenił, że jednak tutaj przyszła, a nawet postarała się o zamknięcie drzwi przed nieproszonymi gośćmi. Byli sami i mogli wykorzystać to w odpowiedni sposób, poddając się swoim zwierzęcym instynktom i zapominając o szarej rzeczywistości. Czy każdy poryw namiętności musiał wiązać się z poważniejszym uczuciem? Franz wcale tak nie uważał. Każdy miał swoje potrzeby, a czasami jedną z nich była rozkosz płynąca z seksu z atrakcyjnym partnerem, czy też partnerką. Ślizgon nie widział również niczego złego w tym, że takie zachcianki pojawiały się również i u przedstawicielek płci pięknej. Nigdy nie nazwałby dziewczyny dziwką tylko ze względu na to, że pozwala sobie na nieco więcej łóżkowych ekscesów z różnymi partnerami. O ile nie robiła tego tak, by wszyscy inni widzieli, nie chwaliła się wszem i wobec swoją rozwiązłością, dla niego wszystko było w jak najlepszym porządku. Jak zatem widać, nie był jakimś męskim szowinistą, który przekonywałby wszystkich, że mężczyzna, który zaliczy kilka lasek miałby być określany mianem kozaka, natomiast kobieta miałaby z tego samego powodu cierpieć przez marną reputację. To nie była jednak adekwatna chwila na filozoficzne i moralne dysputy, którymi zresztą sam Krueger nie zaprzątał sobie niepotrzebnie głowy. Prawdę powiedziawszy, nie mógłby się w tym momencie zastanawiać nad niczym głębszym, niż to, jaką bieliznę ma na sobie Brooklyn. Poczuł na karku delikatne drapanie jej pazurków, co przekonywało go do tego, żeby zobaczyć w niej dziką kotkę. Od tej strony, musiał przyznać, że jeszcze jej nie poznał. Ich spotkania zwykle kończyły się bowiem tylko na pocałunkach, żarliwych, choć, ci dwoje nigdy nie trafili ze sobą do łóżka. Najwidoczniej jednak właśnie dostali od losu tę okazję, żeby nadrobić zaległości. A sama panna Lowsley w tym zakresie nie próżnowała, bo zdążyła przez te kilka sekund rozpiąć parę guzików koszuli Niemca. Chłopak nie mógł pozostawać dłużny. Złapał palcami za materiał jej sweterka, szybko pozbywając się najpierw niego, a następnie kolejnych części jej garderoby. Nie minęło wiele czasu, kiedy oboje znaleźli się w bieliźnie, a Krueger pchnął niezbyt mocno Ślizgonkę, rzucając ją tym samym na łóżko. Sam zaraz oparł się dłońmi o narzutę, tuż nad barkami brunetki i złożył na jej ustach ponownie namiętny, gorący pocałunek. W głowie pojawiła się ta przyjemna pustka, która nie pozwalała myśleć o niczym innym, jak tylko o ich językach, a właściwie tańcu, w którym się połączyły. Franz nie zamierzał jednak na tym poprzestać. Schodził ustami coraz niżej i niżej, wytyczając wilgotną ścieżkę od warg dziewczyny, aż do biustu. Zręcznym ruchem, jako że miał w tym wystarczającą wprawę, rozpiął jej stanik i wyrzucił go gdzieś na ziemię. Zaraz po tym pieścił już jej sutki, to ustami, to językiem, a innym razem dłońmi lub opuszkami palców. Te ostatnie jednak szybko przemieścił w kierunku dolnej partii bielizny swojej partnerki, początkowo jedynie lekko przesuwając palcami po jej kobiecości, przez materiał, co na razie miało stanowić przedsmak czekającej ich zabawy.
Gość
avatar

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyWto 22 Lip 2014, 00:20

Nie pozostawała dłużna, gdy rozbierał ją wprawnymi ruchami, muskając przelotnie skórę w miejscach, do których miał dostęp; tam, gdzie sięgnął, natychmiast zaczynała palić przyjemnym ciepłem rozgrzewającego się w rytm podniecenia ciała.
Poddawała mu się z pozoru miękko, ulegle, nie odrywając wzroku od oczu Franza przez tych kilka chwil, gdy jeszcze ich dłonie zajęte były poszczególnymi częściami garderoby; kiedy jednak przyciągnął ją do siebie mocniej, wbiła paznokcie w jego ramiona, unosząc brwi, zaczepiając z rozmysłem, celowo drażniąc się z chłopakiem, odsuwając go od siebie.
W efekcie kilka sekund później wylądowała na plecach, z Niemcem wdzierającym się między jej uda bezczelnie i jakby od zawsze było tam jego miejsce; zawisł nad Ślizgonką, a ona obdarzyła go uśmieszkiem, który zapewne przelotnie zdążył dostrzec, nim starł go kolejnym pocałunkiem.
Odpowiedziała, obejmując biodra Franza swoimi udami, przyciągając go bliżej by przez krótką chwilę ich ciała ocierały się o siebie niecierpliwie, gdy usta zwarte były w zachłannym pocałunku.
Gdy się odsunął, Brooklyn oparła się na łokciach, chwytając go za kark i zapraszając go kolejnego pocałunku; czuła dokładnie jak chłopak rozpina jej stanik, a potem szarpnięciem zrywa go ze szczupłego ciała, sprawiając, że znów leżała pod nim płasko. Nie znaczyło to jednak, że zupełnie bezczynnie.
Jęknęła, gdy po raz pierwszy dotknął językiem jej sutka; gdy zamknął na nim wargi, wygięła się w łuk, zaciskając dłonie najpierw na narzucie, a potem z rozmysłem przesuwając palcami po plecach partnera. Nie siliła się nawet na bycie delikatną, bo i Franz na to nie zasługiwał, drażniąc się z nią z rozmysłem. Jego dłonie, usta, ciepły oddech na wilgotnej skórze, pocałunki od których kręciło się w głowie, palce muskające kobiecość, wszystko to sprawiało, że ciało rozpalało się coraz mocniej, coraz łapczywiej pragnąc kolejnej pieszczoty, następnego dotyku.
Rozchyliła uda zapraszająco, witając jego dłoń z cichym westchnieniem, po chwili jednak uniosła się, siadając i przyciągając Niemca do pocałunku. Jej dłonie wędrowały w dół jego pleców, aż do krzyża; pieściły pośladki, kusząco przesuwały się po udach i ich wnętrzu, by wreszcie przez krótki moment pieścić jego męskość. Materiał bokserek, które wciąż miał na sobie, zupełnie jej w tym nie przeszkadzał.
Miewała już różnych partnerów, choć z żadnym nigdy nie zaszła do samego końca, drażniąc się i kończąc pieszczoty w miejscu, w którym większość z jej niedoszłych kochanków dostawała białej gorączki z irytacji. Robiła to z rozmysłem, celowo, jakby na złość, pilnując się, by hamulce nie zostały niepotrzebnie zerwane.
Teraz zapomniała o tej zasadzie, którą narzuciła samej sobie kilka miesięcy temu – Franz był zdecydowanie zbyt doświadczony, by go tak zmarnować, jej ciało zbyt dobrze leżało w jego dłoniach.
Popchnęła go na materac, tym razem zajmując miejsce nad Niemcem; usiadła wygodnie na jego biodrach, nachylając się i obdarzając pieszczotą rozgrzanych warg jego szyję. Kaskada lśniących, miękkich włosów przyniosła ze sobą zapach lilii i pomarańczy, a dziewczyna ugryzła Ślizgona w obojczyk, schodząc pocałunkami coraz niżej, do jego sutków.
Podszczypywała jeden z nich palcami, uśmiechając się z satysfakcją, gdy Franz syknął cicho, by drugi chwycić w usta. Językiem badała jego kształt, od czasu do czasu rzucając partnerowi spojrzenie czekoladowych oczu, otulonych gęstą zasłoną rzęs.
Ocierała się o niego leniwie, mrucząc cicho jak zadowolona kotka, nie pozwalała się jednak zrzucić, uparcie walcząc ze Ślizgonem o tę swoistego rodzaju dominację.
Franz Krueger
Franz Krueger

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyWto 22 Lip 2014, 15:19

Jak mawiał Woody Allen, seks bez miłości to jedynie puste doświadczenie, ale z pustych doświadczeń to było zdecydowanie jedno z najlepszych. W szczególności, kiedy człowieka dopadały przykre wspomnienia, a ból przeszywał na wskroś serce, nie pozwalając uwolnić się od demonów z dawnych dni. Rzucenie się komuś w ramiona było idealnym sposobem na oczyszczenie umysłu i na wyzwolenie zmysłów spragnionych dotyku, ponętnej woni perfum połączonych z alkoholową nutą, jak i intymnych doznań przynoszących nic innego, jak uczucie rozkoszy i spełnienia. Franz tej nocy nie mógł trafić lepiej. Panna Lowsley uratowała go od wielu godzin męki spędzonych przy braku jakiekolwiek towarzystwa w męskim dormitorium. W końcu człowiek, będąc sam, miał tendencję do przesadnego rozmyślania o swojej przeszłości, o tym, co mógł zrobić, a czego nie powinien. Krueger nie był w tej kwestii wyjątkiem. Gdy dopadał go melancholijny nastrój, często zastanawiał się nad tym, czy nie popełnił błędu, rzucając się w ciemną otchłań i pozostawiając wszystko to, co piękne i szczere za swoimi plecami. Pragnął zarzucić na siebie płaszcz obojętności, udawać, że wszystko tak właśnie zaplanował, ten jednak niekiedy spadał mu z ramion, odkrywając rany, które nadal nie zdążyły się jeszcze zagoić. Kolejna samotna noc mogłaby je tylko bardziej rozdrapać, podwoić cierpienia, podczas gdy niemiecki czarodziej miał okazję doszukać się wyzwolenia w łóżku, wraz z dziką kotką, jaką okazała się, Brooklyn, którą do tej pory siedemnastolatek miał za niewinną i grzeczną dziewczynkę.
Obserwował uważnie jej ciało, kiedy poddawała się każdej jego pieszczocie, co jeszcze mocnie nakręcało go do igraszek. Mimo że nie żywił do dziewczęcia żadnego głębszego uczucia, nie wahał się ani chwili i wiedział, że ta noc będzie należała do nich. Nie zważał w ogóle na zgiełk dochodzący z samego serca imprezy, która miała miejsce w salonie wspólnym. Wszelkie dźwięki, poza cichymi pomrukami jego partnerki, zdawały się w ogóle nie docierać do jego uszu, a sam Franz całkowicie oddał się eksplorowaniu wrażliwych miejsc na ciele panny Lowsley, zapominając o szarej rzeczywistości i o wszystkim tym, co działo się wokoło nich. Nie musiał się nawet przejmować, że ktokolwiek wtargnie na jego teren. Drzwi były szczelnie zamknięte, a zresztą, nawet gdyby ktoś zabłądził do dormitorium, najpewniej Krueger zajęty swoimi sprawami, nie zwróciłby na delikwenta uwagi, a tym bardziej nie przerwałby swoich działań. Każdy następny pocałunek rozgrzewał go coraz mocniej, a przez jego ciało przechodziły znajome, niezwykle przyjemne dreszcze. Jęknięcia leżącej pod nim brunetki podniecały go jeszcze bardziej i zachęcały do odważniejszych zagrywek, do zakończenia tej drażniącej gry wstępnej, skoro oboje byli rozpaleni już do granic możliwości, oboje pragnęli tego, co miało nastąpić. Czuł tylko, jak paznokcie dziewczyny wbijają się w jego plecy, jak Brooklyn przesuwała po niemal po całej ich długości swoimi dłońmi. Ten rodzaj bólu jednak nigdy mu nie przeszkadzał, a zadrapania stanowiły dla niego niejako trofeum. Zresztą, Niemiec miał pewne skłonności sadomasochistyczne i chociaż zwykle odnosiły się one do wszelkiego rodzaju mordobić, tak w łóżku sprawdzały się równie dobrze. Dlatego nie wydał nawet żadnego pomruku świadczącego o braku komfortu, wręcz przeciwnie, ten lekki ból na plecach sprawiał mu dodatkową radość.
Ta krótka chwila wystarczyła, by Franz pozwolił Ślizgonce na pchnięcie go na narzutę. Ta zajęła jego miejsce na górze, co spowodowało jedynie szeroki uśmiech na twarzy czystokrwistego czarodzieja. Miał bowiem tę świadomość, że jest silniejszy i że nie pozwoli jej na zbyt długie przejęcie dominacji. Na razie jednak dawał jej się upoić byciem na szczycie, udając, że zepchnięcie go to takiej roli wcale mu nie przeszkadza. Przyjmował jej pocałunki i pieszczoty, jednak nie pozostawał w żadnym stopniu bierny. Nadal pieścił jej piersi, badał je dłońmi, których palce niekiedy przesuwały się po całym jej ciele. Wreszcie jedna z dłoni pozostała na jej zgrabnym pośladku, a Krueger ścisnął go mocniej, korzystając z tej wspaniałej okazji, by zasmakować kobiecych wdzięków. Syknął dopiero cicho, kiedy jego partnerka podszczypnęła jego sutek, co było prostym wyrazem spełnienia. Jednak niemiecki czarodziej nie miał zamiaru dawać jej panoszyć się w nieskończoność. To on był tutaj elementem dominującym, panem tej sypialni i jego towarzyszka miała poddać się jego prawu. Złapał ją więc za nadgarstki i tym razem to on popchnął ją dość niedelikatnie na materac, powracając do wyjściowej pozycji. Jego palce znów znalazły się między nogami dziewczyny, jakby sprawdzając teren. Dwa z nich chłopak wsunął do środka, a raczej chciał wsunąć, bo nie spodziewał się napotkać lekkiego oporu. Zaczynał jednak domyślać się o co w tym wszystkim chodzi. Z wyraźnym zaciekawieniem spojrzał na twarz Brooklyn, uśmiechając się przy tym z widoczną nutą złośliwości i tryumfu wymalowanej na jego szczęśliwej mordce. To on miał być pierwszym? Ta myśl wzbudziła w nim niewyobrażalną ekscytację. Ślizgon nie miał ochoty dalej ciągnąć już tych niewinnych czułości, więc zdecydowanym ruchem ujął swoją męskość i powolnym pchnięciem wszedł do środka, rozchylając ręką uda dziewczęcia. Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien silić się na większą delikatność, ale czy panna Lowsley na nią zasługiwała? Pewnie też nie, skoro zdecydowała się stracić dziewictwo właśnie z nim, przypadkowym mężczyzną, który nie pragnął utulić jej do snu, a jedynie zaspokoić swoje potrzeby. Kolejne jego ruchy były więc już o wiele mocniejsze i szybsze, a Franz nie zaprzątał sobie niepotrzebnie głowy tą niewielką strużką krwi, która spłynęła po jego męskości, tworząc małą, czerwoną plamę na narzucie. Niemiec ścisnął mocniej jej materiał w dłoniach, które znów położył tuż powyżej barków dziewczyny. Rytmicznie i agresywnie poruszał biodrami, czując jak jego oddech przyśpiesza i staje się nierówny, przynajmniej jak przy intensywnym biegu.
Gość
avatar

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyWto 22 Lip 2014, 16:55

Syknęła cicho gdy zrzucił ją z siebie, parsknęła, przyciągając Niemca do pocałunku, łapczywego i zachłannego; przygryzła jego wargę, wbijając paznokcie w skórę Franza, by nie mógł się odsunąć przez ten krótki moment, gdy próbowała się jeszcze buntować.
Nie protestowała jednak gdy rozchylił jej uda, zsuwając uprzednio bieliznę, nie skrzywiła się nawet, gdy wsuwał palce w jej ciało, choć z rozbawieniem zauważyła pełen triumfu uśmieszek na ustach Franza. Był wyraźnie zaskoczony, ale to nie opanowało jego zapędów, nie sprawiło, że zwolnił.
Pieszczoty sprawiły, że całe jej ciało drżało jak w gorączce, wyczulone zmysły wariowały, gdy Niemiec dotykał miękkiej skóry, przesuwał palcami po wnętrzu uda co sprawiało, że wzdychała głośno, z zadowoleniem, rozchylając nogi zapraszająco. Z przyzwoleniem.
Widziała błysk w jego oczach, zniecierpliwienie i pożądanie, które paliło chłopaka w równym stopniu, co ją samą. Ułożyła się wygodniej, gdy Franz naparł na jej nogi, domagając się należnego sobie miejsca, a potem wciągnęła ze świstem powietrze, gdy wsuwał się w nią powoli, acz konsekwentnie. Nie był delikatny, ale nie zdziwiło jej to specjalnie; podniecenie zasnuwało rozsądek, zabierało dominujący głos w postępowaniu chłopaka, sprawiało, że nie panował nad tym, co robi, a przynajmniej nie świadomie, dążąc jedynie do własnej przyjemności.
Jęknęła głośno, wbijając mu paznokcie w ramiona, obejmując Ślizgona za szyję, przyciągając go bliżej siebie, by ustami zdusił zdławiony, bolesny krzyk; sensacja minęła jednak równie szybko, jak się pojawiła. Uczucie naporu i rozciągnięcia zamigotało jeszcze gdzieś w jej podbrzuszu, zaraz jednak zalała je fala gorąca, rozdygotanego, nienasyconego pragnienia, buzującego w żołądku dziewczyny jak tajfun. Potwór, który nie miał dość.
Objęła jego biodra udami, ignorując igiełki bólu, przebijające się od czasu do czasu, zaćmiewające buzujące pod skórą pożądanie; skupiła się na całowaniu Franza, na gryzieniu jego skóry tuż przy szyi, bez większych wyrzutów sumienia zostawiając na niej czerwone ślady. Zdążyła się zorientować, że Krueger jest wyjątkowo wyczulony na takie gesty, że podoba mu się nuta brutalności, jaką okazywała, choć nie nawykła do tego.
Wszystko było nowe, krystalicznie czyste pod mgłą pustoszącą umysł – nie była w stanie myśleć, nie potrafiła wyprzeć pustki, kiedy zmysły szalały i błagały o więcej.
W krótkim odruchu świadomości popchnęła Franza, gwałtownym szarpnięciem zmuszając go, by znów upadł plecami na narzutę i usiadła na jego biodrach, poruszając własnymi w nieco niepewny, ale nęcący sposób, uśmiechając się z rozbawieniem na widok mgły, która ukrywała migoczące, ciemne ślepia jej kochanka. Uniosła ramiona, odgarniając włosy do tyłu, a potem oparła dłonie na jego klatce piersiowej, by nie odrywając wzroku od twarzy Niemca, narzucić już równiejszy, mocny rytm.
Czuła go w sobie, czuła jak przyjemnie napiera na mięśnie, obejmujące go ciasno, przylegające do jego męskości w sposób, jakiego nie dało się podrobić; fantastyczne uczucie zespolenia z drugim ciałem, zachwyt i zadowolenie malujące się na twarzy Ślizgona i jej własna, powoli wzrastająca przyjemność sprawiły, że znów jęknęła głośno.
W tej chwili do pomieszczenia mogłaby wtargnąć nawet i Smoczyca Lacroix, a ona i tak nie przerwałaby sobie nawet na sekundę.
Oddychała ciężko, nierówno, podobnie jak Franz, a jej ciało unosiło się rytmicznie; przesunęła dłonie na piersi i ścisnęła je lekko, posyłając chłopakowi wyzywające spojrzenie; jej palce zaciskały się na sutkach, muskały je raz delikatnie, raz mocniej, a ona kusiła go z rozmysłem, odchylając głowę do tyłu i pozwalając, by pierwotny instynkt zupełnie zawładnął jej ciałem.

Franz Krueger
Franz Krueger

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptySro 23 Lip 2014, 14:31

Jej zachłanne pocałunki utwierdzały go w przekonaniu, że i ona marzyła o bliskości mężczyzny, potrzebowała rozgrzanego ciała, które przeniesie ją do innego wymiaru, jeszcze jej nieznanego i odległego. Ślizgon nie zastanawiał się jednak z jakiego powodu poddawała się akurat jemu i akurat tej nocy, czy była samotna, czy może wreszcie chciała spróbować smaku rozkoszy płynącej z łóżkowych atrakcji. Po tym jednak, z jaką zapalczywością oddawała jego pieszczoty i jak konsekwentnie walczyła o przejęcie pałeczki, nigdy nie przypuszczałby, że jest jeszcze dziewicą. Nie wyglądała przecież na spłoszoną czy zawstydzoną ich nagimi ciałami ani tym co miało się wydarzyć później. Właściwie bardziej przypominała zaznajomioną z tematem dziką kotkę. Pozwalała mu na wszystko i sama nie pozostawała dłużna, jak gdyby seks istniał w jej życiu na porządku dziennym. Nie sądził również, by to alkohol wzmógł w niej uczucie śmiałości i rozochocenia, bo wydawało mu się, że nie wypiła wcale dużo, a przynajmniej jej zachowanie nie wskazywało na to, że w jej żyłach płynie większa ilość procentowego trunku, niż taka, która pozwalała kontrolować swoje działania. Akurat z tego powodu Franz był rad, bo przynajmniej wiedział, że nie będzie musiał sobie na drugi dzień wyrzucać tego, iż wykorzystał jedynie jej stan do tego, by zaciągnąć ją do miłosnych igraszek. Zresztą, gdyby tylko zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna jest pijana i z tego tylko względu chętna, by rzucić mu się w ramiona, najpewniej w ogóle nie dopuściłby do takiej sytuacji. Oboje jednak najwyraźniej traktowali tę jedną noc jako odskocznię, zabawę, która nie musiała nijak wpłynąć na ich dotychczasowe relacje. Przynajmniej w mniemaniu Kruegera, bo w rzeczywistości seks często potrafił zepsuć przyjazny stosunek do siebie dwóch osób, w szczególności, jeżeli ze strony jednej z nich nastawienie do niego było podszyte głębszym uczuciem. Niemiecki czarodziej jednak odnosił wrażenie, że panna Lowsley pragnęła tylko jego ciała, niekoniecznie już poranionej duszy i serca. Taką wersję ustalili jeszcze pod koniec roku kalendarzowego i żadne z nich nie czuło się z tego powodu pokrzywdzone, o czym zresztą świadczyły i słowa dziewczyny rzucone jeszcze przed tym, gdy Franz złożył na jej ustach pierwszy pocałunek i zdecydowanym ruchem pchnął ją na materac.
Zaskoczenie chłopaka, co do tego, że jego partnerka nadal była dziewicą, nie mogło w żaden sposób powstrzymać jego rozbudzonych zmysłów. Wręcz przeciwnie, mimo że Brooklyn nie była kobietą jego życia, Krueger niezwykle uradowany był z tego, że będzie jej pierwszym, tym, który wprowadzi ją w świat ludzkich namiętności i zwierzęcego pożądania. Myśl o tym, że za każdym kolejnym razem panna Lowsley nie będzie mogła wyprzeć go z pamięci jako tego pierwszego, dawała mu nawet pewną dozę satysfakcji. A to, że okoliczności nie sprzyjały wcale utracie przez dziewczę dziewictwa, brakowało romantyzmu i delikatności, wcale mu nie przeszkadzało. Skoro jego towarzyszka sama wybrała taką chwilę na zrealizowanie tak ważnego wydarzenia w swoim życiu, nie zamierzał się przecież upierać, że to wszystko powinno wyglądać inaczej. Przecież nie prosił, żeby szła za nim, opuszczając imprezę, która wrzała w pokoju wspólnym Ślizgonów. Nie zależało mu na tym, by ktokolwiek podjął się uwolnienia go z ramion smutnych wspomnień i niepotrzebnych przemyśleń. Dlatego też wcale nie hamował swoich zapędów, dostosowując się do woli swojej partnerki, a raczej lepiej byłoby powiedzieć, myśląc jedynie o zmaksymalizowaniu swojej przyjemności. Pierwszy jego ruch był dość powolny, jednak z pewnością niedelikatny. Chłopak wtargnął jak na swój teren, co poskutkowało tym, że dziewczyna przyciągnęła go, by zamknął jej usta swym pocałunkiem i stłamsił jej cierpienia już w zarodku. Miał tę świadomość, że ból przeszywał całe jej ciało, nie musiała krzyczeć, żeby go o tym powiadomić. Wbiła jedynie mocniej paznokcie w ramiona, co dla niego było wystarczającym sygnałem. Teraz jednak miało być już tylko lepiej, po przełamaniu pierwszych lodów. Jego ruchy były więc coraz szybsze i mocniejsze, a po reakcji Ślizgonki widać było, że ból powoli przeistacza się w czystą radość ze stosunku i bliskości drugiego ciała.
A już na pewno Brooklyn zapomniała o bólu, kiedy znów zepchnęła go tak, by znalazł się pod nią i sama usiadła na jego biodrach i poruszała się początkowo niepewnie, choć już chwilę później rytmicznie i zdecydowanie. Uśmiechnął się, gdy położyła dłonie na jego klatce piersiowej. Nie zamierzał już nawet walczyć o to, kto jest na górze. Taki obrót sytuacji i tak mu sprzyjał i raczył go przyjemnymi drgawkami i dreszczami. Franz początkowo delektował jeszcze dłonie, dotykając jej piersi, jednak z czasem przesunął palce na pośladki dziewczęcia, niejako wspomagając jej ruchy. Sam natomiast poruszał biodrami, dopasowując się do jej rytmu i czerpiąc pełnymi garściami to euforyczne uczucie, które towarzyszyło każdemu kolejnemu pchnięciu. Niekiedy tylko zwalniał, jakby chcąc przedłużyć wszystko, myśląc przy tym również o szczęściu swojej partnerki. Wreszcie jednak poczuł, że kilka ruchów wystarczy mu do osiągnięcia pełni rozkoszy, więc znów podkręcił tempo, a z jego ust po niedługiej chwili usłyszeć można było nieco głośniejszy pomruk, choć dla panny Lowsley bardziej wyraźnym znakiem z pewnością było uczucie, które poczuła w swym wnętrzu. Krueger nie zaprzestał jednak rytmicznych ruchów, czekając również na to, by i jego towarzyszka mogła zaznać tego uczucia, którego nie można było porównać z żadnym innym, rozchodzącego się po całym ciele i napawającego uczuciem spełnienia i dzikiej satysfakcji. Dopiero, kiedy poczuł, jak mięśnie dziewczyny zaciskają się na jego męskości w charakterystycznych skurczach, zatrzymał się i przyciągnął Ślizgonkę do siebie, znów pozwalając sobie na nieskromny, namiętny pocałunek. Nie odezwał się jednak po tym ani słowem. Sięgnął tylko po butelkę whiskey i upił łyka, odstawiając ją na szafkę nocną. Po tym myślał już tylko o uspokojeniu oddechu, który nadal był nazbyt szybki i nadal jeszcze się nie wyrównał. I o papierosie, ale na tego przyjdzie jeszcze czas za chwilę.
Gość
avatar

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. EmptyPon 18 Sie 2014, 00:07

Nie podejrzewała, że niepozorny z początku wieczór może mieć swój koniec w miejscu takim, jak to; męskie dormitorium powitało ją w gniewie, w irytacji przepełniającej trzewia i zasnuwającej umysł, a potem objęło mocnym zapachem perfum, alkoholu i tytoniu, w postaci osoby Kruegera.
Oddała mu się chętnie, bez zastanowienia, bo co tu było do roztrząsania? Oboje byli tej nocy spragnieni, w ten dziwny, synchroniczny sposób pożądali bliskości drugiej osoby, nie wymagając od niej niczego, co byłoby znaczniejsze od pocałunku, dotyku, pieszczoty, gorącego oddechu na skórze, miękkiego jęku w uszach. Nie musieli mówić nic, nie musieli szukać powodu – po prostu pozwolili by poniósł ich moment, jeden z niewielu, jaki pozwalał na samoistność sytuacji, na jej płynny, gwałtowny przebieg.
Brooklyn w jego rękach, pod doświadczonymi palcami, obdarzana pieszczotami i obdarzająca nimi w zamian nie miała sobie nic do zarzucenia. Franz nie był pierwszym lepszym, a fakt, że po za sympatią i nutą sentymentu nie łączyło ich nic, nie musiało oznaczać, że popełniła fatalny w skutkach błąd.
Uwielbiała go za te pocałunki, mając nadzieję, że Niemiec wciąż lubi smak jej ust. Szukał ich, rozbierając ją, szukał pieszcząc szczupłe ciało, najwyraźniej odczuwając dokładnie to samo, co panna Lowsley, gdy jej zmysły osiągnęły pułap rozpalenia podobny do polan na kominku – nie wiedziała, czy cokolwiek mogłoby oderwać ją od wykonywanej czynności.
Nie, kiedy czuła w sobie męskość kochanka, nie, kiedy leżał pod nią, wzrokiem śledząc krzywizny i krągłości na zgrabnym ciele swojej partnerki; uszczypnęła go w sutek, przygryzając wargę za każdym razem gdy biodra chłopaka poruszały się w rytmie zgodnym z jej własnymi, potęgując doznanie. Fantom bólu sprzed paru chwil nie miał już wystarczającej siły przebicia, by w jakikolwiek sposób zagrozić jej przyjemności; nie mógł dosięgnąć tego, czego dosięgały palce Kruegera, tego, co miały jego oczy i zadowolony błysk w oku. Amelia wygięła się lekko w łuk, jęknęła, przyjmując go w siebie bez oporu, z radością płynącą ze zwykłego, pierwotnego instynktu. Z nienaruszalnego pragnienia bycia kochanką i kobietą, bycia spełnioną w ten najbardziej satysfakcjonujący ze sposobów.
Zamruczała zadowolona gdy zastąpił swoimi palcami jej własne dłonie pieszczące piersi, a potem przesunął je miękko po talii, odnajdując pośladki, zgrywając się z ruchami Amelii jakby robili to każdego dnia; płynnie, równo, choć i w nierówności, w braku zgrania byłaby niepowtarzalna magia, coś rozkosznego, coś zmysłowego, osłaniającego oczy mgłą pożądania, a na wargach, zaczerwienionych, nabrzmiałych od pocałunków, wyrysowującego wyraz spełnienia.
Nowe uczucie wypełnienia, fantastyczne zespolenie ciał połączonych tylko jednym celem, dreszcze muskające kręgosłup i wreszcie ten jeden, mocny ruch bioder Franza; nagła fala ciepła zalała ją od środka, sprawiła, że Ślizgonka wydała z siebie cichy dźwięk, ni to westchnienie, ni pojękiwanie, wbijając paznokcie w klatkę piersiową kochanka. Była mu wdzięczna za to, że nie przestał się poruszać; gorąco pulsujące w jej podbrzuszu dotarło do szczytu możliwości, przedzierając się przez niego z siłą, która targnęła szczupłym ciałem w spazmie, wyrywając z Amelii kolejny głośny jęk, niezbity dowód odczuwanej przyjemności, kiedy jej kobiecość zaciskała się w ten specyficzny sposób, a ruch pracujących szaleńczo mięśni jedynie podwajał rozkosz. Pozwoliła, by Franz przyciągnął ją do siebie, objął, pocałował po raz kolejny, o dziwo tym razem nieco łagodniej. Jakby leniwie. Jakby cały akt wypłukał z niego poprzednią zapalczywość, zostawiając chwilę na pieszczotę zbliżoną bardziej do czułości, niż nieprzewidzianego zrywu namiętności.
Odsunęła się pierwsza, opadając z jego ciała na wzburzoną pościel, odruchowo szukając palcami różdżki, ciśniętej gdzieś w nogi łóżka; zacisnęła na niej palce, ale zrezygnowała z użycia czarów; jak gdyby nigdy nic podniosła się z materaca, chwytając z podłogi koszulę Franza i zniknęła na parę chwil w łazience. Gdy wróciła, zapinając niespiesznie guziki, na jej wargach tańczył rozbawiony, zadowolony uśmiech; pozbierała ich rzeczy, rzucając je na kufer u wezgłowia łóżka, czując na sobie wzrok kochanka.
Bez pytania ułożyła się obok niego, wsunęła mu w usta papierosa, drugiego z odnalezionej na szafce paczki wyciągając dla siebie, a potem odpaliła je zapalniczką, nie spuszczając wzroku z ciemnych oczu towarzysza. Dym przyjemnie gryzł w płuca, a whisky, którą spłukiwała smak tytoniu jedynie wspierał postanowienie ciała w pozostawaniu rozleniwionym. Nie czuła potrzeby przerywania ciszy, zakłócania atmosfery pożądania i spełnienia, unoszącej się w powietrzu w tak charakterystyczny sposób. Dopiero gdy skończyła palić i oparła policzek na ramieniu Kruegera, jej głos rozbrzmiał cicho w jego uchu.
- Tylko dziś. – mruknęła, całując go jeszcze w szczękę i zamykając oczy.
I chociaż wiedziała, że nad ranem wymknie się po cichu do siebie, że więcej nie wrócą do tej sytuacji – nie czuła żalu. Koniec końców, potrzebowali się wzajemnie tylko na jedną noc.
Sponsored content

I just need you now. Empty
PisanieTemat: Re: I just need you now.   I just need you now. Empty

 

I just need you now.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-