Temat: Rezydencja Meadowesów Sob 15 Lut 2014, 19:53
Rezydencja Meadowesów
Tę część na przedmieściach Doliny Godryka zdecydowanie zdominował w swej pysznej wielkości zbudowany z cegły dom, czy lepiej rzec by pałacyk należący do rodziny Meadowesów. Prostokątną bryłę o kilku dobudówkach i ze śmiesznie wyglądającą wieżyczką w stylu neogotyckim otacza niewielkich rozmiarów park z zarośniętym stawem. Od tyłu dom otula olbrzymia weranda o regularnie olejowanym parkiecie, od strony ogrodu zasłonięta przez poły bluszczu. Od frontu do głównych drzwi prowadzą szerokie, marmurowe schody, a wejścia pilnują dwa kamienne mantykory. Parter zajmuje ogromny hol, przy szczególnych okolicznościach pełniący rolę sali balowej, prowadzące na wyższe piętra schody, kuchnia z jadalnią oraz pokoje służby poza kilkoma dniami w roku zazwyczaj puste, jako że na stałe w rezydencji służy jedynie starsza para zamieszkująca domek strażnika przy bramie na tyłach ogrodu. Wyższe piętra to pokoje dzienne i sypialnie członków rodziny.
Byli tutaj już od paru dni. Black, Dorcas i jej kot. Piekielnie denerwujący kot, działający na nerwy skołowanego Syriusza nie wiedzącego czy lepiej pozbyć się zwierzaka czy jednak nie denerwować Dorcas podczas informowania ją o nagłej śmierci jej kota. Łapa nie próżnował. Spełnił obietnicę, tak więc sąsiedzi opowiadali, że do młodej panny Meadowes zawitał młody Syriusz i jego pies, co dziwne, których nigdy nie widywano razem na spacerze. W chwili obecnej trwała gonitwa oprawcy i ofiary. Czarny jak noc bardzo inteligentny, uroczy, słodki, mądry, piękny, lśniący pies gonił brzydkiego, wyliniałego kocura z ostrymi pazurami. Skubany uciekał szybko jak na tak marne zwierzę. Radziło sobie lepiej niż pani Norriska, która już na początku gonitwy została podrapana. Teofil został potraktowany pazurami Syriusza tylko w ogon. Całkiem skoczny z niego kocur, jednak nie brał pod uwagę, że jego oprawca jest nader inteligentnym psem posiadającym urok osobisty, wdzięk i wrodzony geniusz. W akompaniamencie pomiaukiwań Teofila i powarkiwań Blacka zrobili dwa duże koła wokół placu domu. Przeskoczyli nad krzakami z kwiatami, wypłoszyli stado gołębi pasących się leniwie w ogrodzie, wystraszyli sąsiada śmigając mu tuż przed nosem, doprowadzili do obrażenia się wszystkich obrazów za zakłócanie spokoju i... wparowali do domu. A tam zrobili remont. Stłuczony wazon, przewrócone krzesła, przechylony obraz, wysypane na podłodze cukierki, porozrzucane podarte trochę poduszki etc. Łapa wcale nie ukrywał się z pomocą, jakiej chciał udzielić biednemu Teofilowi. Musiał koniecznie, za wszelką cenę poluzować jego obrożę, aby tak go nie uwierała. Jako chłopak Dorcas poczuwał się do obowiązku ulżeniu w cierpieniach Teofila. Dlatego gonił go, szczekają, warcząc i siłując się kto zrobi więcej hałasu - czy zestresowany Teofil nie potrafiący zrozumieć intencji Blacka czy Łapa wydzierający się szczekaniem, tłumaczący, że żaden kłak nie spadnie z jego kwadratowej, brzydkiej głowy. Może tylko z ucha, ogona, tyłka pospada trochę sierści, ale w tym też miał same dobre intencje! Jeśli pomoże mu pozbyć się kłaków z cielska, jego sierść odrośnie zdrowa, puszysta i odżywiona za jakieś... kilka miesięcy. To zabieg czysto kosmetyczny, poważnie. Ćwiczył nawet na Luniaczku podczas pełni i działa! Wspaniałe cuda. Łapa powinien zareklamować się w Proroku Codziennym, skoro jest tak chętny do pomocy drugiemu zwierzakowi. Teofil skoczył nagle na stolik miaucząc przerażająco i zamachując się pazurami na biednego, skołowanego Łapę, który nie zdążył wyhamować. Przysunął do siebie wszystkie cztery łapy, ulokował ogon na komendę "hamuj" i z jęzorem na wierzchu rąbnął w szklany stolik, przewracając go za siebie i doszczętnie tłukąc. Rozległ się trzask łamanego szkła i miauknięcie kota... spadającego na cztery łapy. Black zaskomlał i zerwał się, napinając ogon na komendę "złapać-rozszarpać". Szczeknął głośno, co do złudzenia przypominało "Hej! Zaczekaj! Ja chcę ci tylko poluzować obrożę!" i skoczył jak z procy za kociakiem, który już nie próbował nigdzie wskakiwać. Sunęli obok regału... i to Teofil zwalił wszystkie książki na biednego Łapę, który ledwo uszedł z życiem z tego ataku. Zezłoszczony na błędne czytanie jego intencji, warknął, szczeknął i również skoczył na kota. Już prawie złapał skubańca za ogon, już czuł na kłach posmak jego wyliniałej sierści, gdy to piekielne kocisko znowu mi zwiało! Nic jednak nie mogło odwieść Łapy od dopadnięcia kocura. Nie przejmował się całkowicie bałaganem jaki po sobie zostawiali.
Gdyby nie fakt, że Dor znajdowała się w chwili obecnej w zupełnie innej części domu, cały ten pościg zostałby przerwany w zalążku, oszczędzając tym samym kilka wazonów oraz nerwów obrazów, które teraz miały ochotę tylko przeklinać sprowadzonego w ich dotychczas ciche progu jakiegoś zapchlonego kundla. Bo z całym szacunkiem, ale Syriusz w swojej psiej postaci nie wyglądał na żadnego, rasowego reprezentanta. Niczego nieświadoma Dorcas krzątała się po kuchni, gdyż dzisiejszy wieczór miał być... inny od dotychczasowych. Gosposi skończyły się już pomysły na smakołyki, o które nie trudno było bez względu na porę dnia. Swoim łakomstwem oraz byciem łasym na słodycze, Syriusz zdecydowanie wkupił się w łaski starszej pani, co Dor kwitowała za każdym razem dyskretnym, tajemniczym uśmieszkiem. Właściwie odkąd tylko zjawili się po skończeniu roku w posesji Meadowes'ów, zostali ugoszczeni przez starsze małżeństwo, dbające na co dzień o ten dom. Tyle że po całym roku pracy należy się chociaż kilka dni mieć tylko i wyłącznie dla siebie, to też Dor, korzystając z obecności Blacka, przekonała małżeństwo, co by zaszaleli i wyjechali gdzieś. Tak więc na nią spadł obowiązek nakarmienia Łapy. Od godziny siedziała w kuchni, nie pozwalając mu nawet tam zajrzeć. Nie zamierzała ukrywać, iż obca była jej sztuka kulinarna i jej umiejętności w tej dziedzinie są właściwie mizerne. W pierwszej chwili rozważała szybkie skontaktowanie się z Lilianne, aczkolwiek przyjaciółka dopiero co wróciła do stęsknionych za nią rodziców i jakoś nie miała serca jej przeszkadzać. Musiała się zdać na własny instynkt oraz... telewizyjnego szefa kuchni. Przy pomocy szybkiego, prostego zaklęcia, przywołała niewielki, wiszący odbiornik telewizyjny, z którego opowiadał o swoim daniu sam szef kuchni, której nazwy Dor nawet nie potrafiłaby powtórzyć. Oczywiście jej wyobrażenie telewizorów (była o tym mowa na mugoloznastwie) nieco różniła się od rzeczywistego wzoru, nie mniej to był mało istotny mankament. Ważniejsza był pierś z kurczaka, którą właśnie panierowała i starała się utrzeć przyprawy, tracąc tym samym resztki cierpliwości do gotowania. Niespodziewanie drzwi się otworzyły, a przez nie, do środka, wpadła czarna kulka, którą był Teofil. Niezadowolony miauczał, ocierając się o nogi Dor. A że ta miała całe tłuste ręce, nie bardzo mogła go pogłaskać. Może nie do końca pocieszony kocur szybko zwinął się w kłębek na parapecie, węsząc tutaj miejsce bezpieczne od ujadania Blacka. Tylko obejrzała się na niego, gdyż nie miała zbyt wiele czasu. Musiała pilnować rozgrzewającego się piekarnika.
Był rasowym reprezentantem!! Psim rasowym reprezentantem paczki Huncwotów. Idealny w każdym calu, śliczny, bez ani jednej wady... ze śnieżnobiałą kolekcją zębów uwielbiających posmak kocich kości, lśniącym futerkiem i nie miał pcheł jak na przykład Luniak... Odkąd podczas pełni zaczął drapać się pod ogonem, Rogacz dopilnował, aby Łapa wykąpał się w szamponie przeciw pchłom, chcąc oszczędzić futerkową wersję Luniaka od omdleń. Głodny Łapa to zły Łapa. A Łapa znudzony, to Łapa z adhd. Zabroniono wchodzić mu do kuchni, skąd dobiegały fantastyczne zapachy, więc musiał zająć się czymś, aby nie wparować tam i nie spałaszować wszystkiego, co było w lodówce, magazynie, na zapleczu i w zamrażarce. Jako Huncwot z prawdziwego zdarzenia pochłaniał jedzenie w zastraszającej ilości, czym zachwycona była pani gosposia - czwarta miłość Łapy. Pierwsza to Dorcas, druga to jedzenie, trzecia to quidditch, a czwarta to gosposia karmiąca głodnego gryfona. Kociak skręcił i wparował do zakazanego terytorium, gdzie Dor pichciła kolację... Łapa nie mógł puścić tego płazem. Rzucił się do kuchni ze szczeknięciem oznaczającym "Nie wolno tu wchodzić, bo jedzenie się robi!" i w ostatniej chwili wyhamował tuż przed nogami Dorcas. Bardzo ładnymi, szczupłymi nogami,na których leżał rano, gdy oglądali razem Proroka Codziennego. Wygodnymi udami, gładkimi łydkami... pies uniósł łeb do góry i wywalił jęzor na wierzch dysząc zadowolony, dumny i radosny na widok ukochanej. Przechylił łeb widząc Teofila na parapecie... teraz mu się przyfarciło! Następnym razem Łapa go dopadnie i w końcu pomoże mu poluzować obrożę, aby się nie dusił. Tymczasem jego uwagę przykuły pyszności na stole. Łapa zaskomlał, zamlaskał, cofnął się o dwa kroki i... skoczył, opierając się przednimi kończynami o blat. Przyłożył pysk do blatu i językiem próbował złapać kawałek miąska, które miało być chyba włożone do piekarnika... nie szkodzi, nie szkodzi! Łapa zaopiekuje się mięskiem, będzie stał na jego straży, aby żaden Teofil go nie ukradł! Przysunął sobie różowym jęzorem trochę mięsa. Niechcący trącił przednim pazurem żółtą butelkę z jakimś sosem. Butla otworzyła się i wylała na pysk biednego Łapy żółty sos... musztardowo-czosnkowy...? Pies zniósł łapy z blatu i kichnął. Cały jego pysk był pobrudzony sosem, lecz nic nie mogło go zdenerwować. Jego duże, eleganckie, piękne czarne ślipia śmiały się. Przesunął jęzorem po pysku i nosie, a potem skoczył, opierając się przednimi łapami o brzuch Dorcas. Szczeknął radośnie i obślinił jej lewy policzek od mokrego całusa. Może w ten sposób pozwoli mu zjeść ten bezpański kawałeczek miąska? Jedzenie nie może się marnować!!
Należałoby jeszcze dodać, iż przede wszystkim skromnym. Dor nie węszyła żadnego podstępu w tym, że Teofil, który na co dzień raczej wygrzewał się na miękkich fotelach i innych meblach niż na drewnianym parapecie, przynajmniej dopóki do kuchni nie wpadł Łapa w swojej psiej postaci. Radosne ujadanie oderwało ją od półmisków i miseczek, tak więc posłała mu całusa i chwilowo tyle musiało mu wystarczyć. Jeśli chciał dostać kolację, a na pewno chciał, bo przecież kto jak kto, ale Syriusz Black nie odmawia jedzenia, musiał się wykazać cierpliwością i pozwolić jej tworzyć. Stawiała wszak swoje pierwsze kroki w kulinarnych tajemnicach, wciąż wiele było jeszcze niejasne i gdyby nie głos uprzejmego pana w telewizyjnym przekaźniku, prawdopodobnie nie bardzo wiedziałaby jak właściwie zapiec to mięso. Długo męczyła się z sosem beszamelowym, co chyba sprytnie chciał wykorzystać Łapa, zakradając się za jej plecami w stronę blatu oraz naczynia żaroodpornego, na którym leżało wyłożone kilka kawałków mięsa. Reszta wciąż marynowała się w lodówce, ale na swoje szczęście nie próbował tam nawet zaglądać. Być może udałoby mu się zwędzić kawałek dorodnej, kurzej piersi, gdyby nie wylanie całego sosu na swój pyszczek oraz na posadzkę. Hałas, który towarzyszył temu wypadkowi, od razu zaalarmował Dor i ta doskoczyła do Syriusza, odsuwając mu sprzed nosa naczynie. Teraz już na pewno nie sięgnie. - Niedobry p... To znaczy Black! Nie wolno! Dopiero, jak się ugotuje. I na pewno nie z miski. Pogroziła mu palcem, co mogło równie dobrze wyglądać dość słodko, ale ta w duchu miała nadzieję, że bardziej... zniechęcająco. Straciła resztkę nadziei, że ten sobie odpuści, kiedy oparł się o jej brzuch i polizał po poliku. Z westchnięciem podrapała do za jednym, następnie drugim uszkiem. - Musisz poczekać jeszcze... no czterdzieści pięć minut. Z szerokim uśmiechem oznajmiła bądź co bądź wyrok jeszcze prawie godziny głodówki i wsunęła naczynie, w którym zakryła zalane beszamelem kawałki kurczaka pokrywką, do rozgrzanego piekarnika. Oczywiście Syriusz wciąż mógł próbować ukraść jakąś sałatę lub pomidora, które jako jedyne jadalne rzeczy pozostawały na blacie. Aczkolwiek Dor szczerze wątpiła, aby się tym zainteresował, toteż zaczęła beztrosko trzeć ser zgodnie z kolejnymi poleceniami zawodowego kucharza.
Skromność to było jego drugie imię! Chyba każdy o tym wiedział, co nie? Syriusz Black cierpliwy? Hm, nie sądzę. Ta wygłodzona psina nie mogła być cierpliwa wyczuwając tak słodki zapach pyszności. W tej postaci miał wyczulone zmysły, więc tym bardziej jego żołądek domagał się zaspokojenia podstawowych, bardzo dużych potrzeb! Zaskomlał w proteście, gdy półmisek zniknął z zasięgu łap i jęzora. Miał za to na sobie sos o dziwnym smaku i nie mógł się go pozbyć z czubka pyska. Spojrzał z wyrzutem na Dorcas z pytaniem "Jak to nie z miski? No chyba nie z podłogi!" i powarczał łagodnie, gdy otrzymał drapanie za uszami. Uwielbiał to! Mógłby rozwalić się teraz na plecy i domagać drapania po brzuchu i tkwić tak do końca wakacji. Nie wyglądała wcale groźnie i nie zniechęciła go, a wręcz przeciwnie, zachęciła do przyklejenia nosa do piekarnika i sprawdzenia co jest w lodówce. Nie poświęcił uwagi niezjadliwym liściom ani mało apetycznym pomidorom. Łapa był mięsożerny! Każdy huncwot był mięsożercą, a nie roślinożercą. Żądał dużo kalorii i dużo mięsa, aby być dużym i silnym psem. Zdjął łapy z Dorcas, lądując na podłodze. Czterdzieści minut?! Przyłożył uszy do głowy i powarczał z żalu. Szczeknął nagle ni stąd ni zowąd wpatrując się złośliwie z Teofila. Łapa zdał sobie sprawę, że musi dopilnować, aby Dorcas nie wyszła z kuchni zanim nie posprząta tego... syfu, który ten bezczelny kot narobił. Wlazł więc pod stół, a gdy z niego wyszedł, wyprostował się jako przystojny Syriusz. Starł z nosa sos i poprawił potargane ubranie. - Zagłodzisz mnie. Czterdzieści minut? Kobieto, ja tu umieram z głodu... - pożalił się i zerknął spode łba na kota, aby nie ważył się wydawać go ani tego bałaganu w pokoju. Podszedł do Dorcas od tyłu i pocałował ją w policzek. - To ja... ten no... powycieram kurze, a ty sobie tutaj spokojnie gotuj... - uśmiechnął się do niej noszlancko i próbował ukradkiem wycofać się z kuchni bez jakichkolwiek podejrzeń co do swojego zachowania...
Dorcas Meadowes
Temat: Re: Rezydencja Meadowesów Pią 01 Sie 2014, 11:58
Owszem, mógł, jednakże nie był to odpowiedni moment, aby domagać się teraz drapania. W końcu gdyby Dor uległa i chciał się przekonać, czy psy rzeczywiście uderzają nogą o posadzkę, kiedy ktoś je drapie po brzuchu, opóźniłaby tym samym podaniem kolacji. A głodny i znudzony Łapa chyba nie chciał czekać kolejnych, dodatkowych dziesięciu minut? Jakby na to nie patrzeć na własne życzenie? Nie bardzo przejęła się jego żebrzącymi, psimi oczkami, jak i samym skomleniem. Czterdzieści minut na porządne zapieczenie i to bez żadnego gadania. Już i tak wszystko starała się robić dość sprawnie oraz szybko, aby nie przedłużać, co z jej marnymi umiejętnościami było dość sporym wyzwaniem. Przez to całe krzątanie się Blacka pod nogami, musiała szybko skręcać wodę na ryż, która już zaczynała kipieć. Posłała mu wymowne spojrzeniem. Dlaczego nie mógł jak Teofil grzecznie wygrzewać się w słońcu, jednocześnie cierpliwie czekając, aż poda do stołu? Oczywiście było to pytanie retoryczne i dobrze, że nie zadała go na głos, bo jeszcze by się Syriusz obruszył. Nie spodziewała się, że Łapa skapitulował, kiedy chciał zakopać się z żalu pod stołem, tak więc tym razem nie dała się zaskoczyć i kiedy za jej plecami pojawił się we własnej osobie, uśmiechnęła się pod nosem. Nadstawiła policzek na jeszcze jednego całusa. - Głodzę? Nie żartuj sobie. Godzinę temu jadłeś podwieczorek. Poza tym sam chciałeś dobrą kolacje... Którą się nie wyczaruje. Gotowanie nie trwa pięciu minut, cierpliwości mój drogi. Starty serem posypała wrzucone nie tak dawno danie do piekarnika, tym samym uwalniając spod przykrycia wszystkie aromatyczne i tak samo apetyczne zapachy. Wydawałoby się, że Syriuszowi przyjdzie z łatwością zmycie się stąd. Już był jedną nogą w progu kuchni, kiedy Meadowes odwróciła się w jego stronę oraz wymierzyła w jego "skromną" osobę drewnianą łyżkę. - Przecież wycierałeś wczoraj...
Syriusz Black
Temat: Re: Rezydencja Meadowesów Pią 01 Sie 2014, 15:33
On w przeciwieństwie do Teofila był o wiele atrakcyjniejszą osobą, doceniającą wyrób kulinarny. Wylegujący się na słońcu Łapa? Nie ma sprawy, ale tylko i wyłącznie, że u boku na leżaku byłaby Dorcas w bikini. Co to jest podwieczorek w porównaniu z porządną kolacją. Podwieczorek zjada się w dwóch, może trzech kęsach i trwa on pięć minut w jego wykonaniu. Zapachy dochodzące z kuchni niekoniecznie ułatwiały mu wyjście do salonu i sprzątnięcie syfu po Teofilu. Powinien złapać kocisko za ogon i zaczarować Imperiusem, aby posprzątało wszystko po sobie. Łapa usiadłby wtedy na kanapie i machałby tylko do czasu do czasu różdżką, napawając się ubezwłasnowolnionym zwierzakiem. Niestety wiedział, że Dorcas nie pochwaliłaby rzucania uroków na kota. A szkoda, bo byłoby o wiele bardziej zabawniej. - Jak to nie pięć minut? Ten mugol w tym dziwnym ekranie robi to tak szybko - zerknął spode łba na gościa, oczekując zapewne, że prezenter odwzajemni się mu tym samym. Łapa zapomniał jednak, że takie urządzenia są egoistyczne i nie reagują na zaczepki. - Rób tutaj sobie spokojnie, ja zaraz wracam i ci pomogę w przypilnowaniu tego półmisa. Tylko pilnuj tego kocura! Nie chcę pieczonego mięsa z jego kłakami.- wskazał paluchem na upierdliwego kota i swobodnym krokiem ruszył ku drzwiom... zapachy wydobywające sie z piekarnika omal go nie zawróciły z powrotem do środka. - Zakurzyło się przez całą noc, uwierzysz? Posprzątam tak z wierzchu, żeby gosposia miała więcej czasu na ugotowanie nam jutro naleśników. - uśmiechnął się szeroko i czarująco, aby udowodnić swoje prawdziwe intencje. Teofil nabałaganił i oczywiście to Łapie oberwie się, jak Dorcas postawi nogę za próg kuchni i napotka potłuczony stół. Zamknął za sobą drzwi i wyjął od razu różdżkę. - Co za dziadostwo... dopadnę go i nie będzie litości... - mruknął sam do siebie i niechętnie machnął różdżką posyłając strumień zaklęcia do stolika, który dźgnięty klątwą zaczął zbierać się do kupy. Ruszył przed siebie i posłał w prawo i w lewo po jednym maleńkim zaklęciu zmuszając książki do ułożenia się na regał i wazon do sklejenia swoich kawałków. Przeszedł przez salon i oczywiście musiał rąbnąć nogą o otwartą szufladę. - Cholera jasna, zaraz zamienię cię w kamień! - wydarł się i skacząc na jednej nodze pomasował obolałą stopę. Tak, gadał do mebla. Zamknął z hukiem szufladę i zagonił resztę bałaganu do sprzątania się. Trzeba było przyznać, że Łapa był kiepski w porządkowaniu. Książki zaczęły gonić uciekający wazon, który dostał nagle nóg. Stolik tańczył salsę, szuflada wypluła z siebie wszystkie papierzyska na biednego huncwota, gramofon puścił muzykę disco polo, fałszując przy tym okropnie, obraz jakiegoś szalonego dziadka rozbujał ramę, drugi obraz postanowił zaśpiewać operę mydlaną doprowadzając wszystkich do migreny, szafa otworzyła z trzaskiem swoje drzwiczki, a w ślad za nią zrobiły to okiennice. Żyrandol zaczął migać alfabet morsa... - Dooooorcas!- rozległo się wołanie pełne paniki, gdy poduszki podniosły się w powietrze i zaczęły go okładać po ramionach. Nie, Łapa nie "posprząta kurzu", skoro wszystko go zechciało nagle zaatakować.
Dorcas Meadowes
Temat: Re: Rezydencja Meadowesów Sob 02 Sie 2014, 20:37
Zacznijmy od tego, że tych podwieczorków zjadł co najmniej trzy, a nawet cztery, bo Dor dałaby sobie rękę uciąć, że Syriusz jeszcze potajemnie wygrzebywał jakieś kruche ciasteczka ze słoja i oczywiście udawał, że nic takiego nie miało miejsca. No ale jak na kochającą dziewczynę przystało, zamierzała podać porządną kolacje. Tyle że porządna kolacja wymagała nie małego wysiłku i cierpliwości ze strony uczestników, tak więc nic dziwnego, że Łapa od początku był na straconej pozycji. - To jest... nagrane. To znaczy, że on to robił wcześniej, ktoś to uwiecznił i teraz odtwarza. Myślę, że gdyby ktoś miał oglądać naprawdę przez godzinę, jak się mięso zapieka, zasnąłby z nudów. Starała się mu jak najlepiej wyjaśnić ideę programu kulinarnego, choć sama wiedziała tyle, ile Lily kiedyś wspomniała. Teofil, jak się można było spodziewać, nie odpowiedział na zaczepki, najzwyczajniej ignorując ujadanie Blacka. - Nooo... Niech Ci będzie. Tylko nie spóźnij się na kolacje! Uśmiechnęła się, gdyż prawdopodobieństwo, że Syriusz miałby nie zjawić się przy stole, do którego właśnie podawano, było wręcz ujemne. Odprowadziła go wzrokiem i wróciła do ryżu, który musiała zamieszać. Kilka minut i będzie mogła odcedzać, ale póki jeszcze pamiętała, doprawiła go kurkumą dla koloru. Wszystko to, co robiła Dor, zaczynało składać się w logiczną i nawet apetyczną całość. Nie mogło być tak źle z jej umiejętnościami kulinarnymi. W kuchni, na szczęście, nie słychać było hałasów sprzętów i innych dekoracji, które Black starał się doprowadzić do porządku. Z marnym skutkiem, jak się szybko okazało, gdyż jego rozpaczliwe nawoływanie okazało się być głośniejsze od szefa kuchni w telewizji. Rzuciła ścierkę na blat i co miała zrobić? Szybkim krokiem udała się do pokoju dziennego, wystarczyła aby stanęła w progu, a wszystko się uspokoiło. Poza poduszkami, które wciąż napastowały Łapę. I jakoś Dor nie śpieszno było do tego, aby machnięciem różdżki je w jakikolwiek sposób powstrzymać. - Ścierasz kurze, taaak? Z rozpitych wazonów? Uniosła subtelne brwi, domagając się wyraźnie jakichkolwiek słów usprawiedliwienia stanu tego pomieszczenia.
Syriusz Black
Temat: Re: Rezydencja Meadowesów Sob 02 Sie 2014, 20:52
Większość agresywnych przedmiotów i mebli się uspokoiła, ale poduszki nie. Zerknął między jednym uderzeniem a drugim czyja to zasługa i oczywiście ujrzał Dorcas. Ona to zna jakieś potajemne sztuczki! Skoro wszystko się jej słucha, a nawet nie wyjęła różdżki. - A już nie zapytasz o samopoczucie swojego chłopaka? Meble mnie atakują. - obraził się i złapał jedną poduszkę, a potem rzucił nią o obraz śpiewającego staruszka, aby się w końcu przymknął. W drugą strzelił klątwą i spalił ją na popiół. Nie lubił od dzisiaj kanapy. - To twój kot zrobił bałagan, a ja staram się posprzątać. Ale sama widzisz, że nic mnie nie słucha. - wskazał oskarżycielsko palcem na bajzel. Nie był biegły w takich zaklęciach i nie planował ich szlifować przez najbliższe osiemdziesiąt lat swojego życia. Łapa był już głodny. Od podwieczorka minęła cała godzina i dziesięć minut, tak więc od dziesięciu minut powinien już szukać czegoś do zjedzenia, aby dotrwać do kolacji. To prosty schemat huncwota - jeść między posiłkami, aby do nich dotrwać. Ba, Syriusz nie mógł doczekać się ogniska, które miało odbyć się już na dniach. Będzie dużo mięsa, jeszcze więcej mięsa i jeszcze więcej. Luniak będzie zachwycony, Peter też, gdyby nie cierpiał na dolegliwości żołądkowe z powodu przejedzenia się pączkami. Łapa był bardzo obrażony na Glizdusia, że nie zaprosił swojego najlepszego przyjaciela na wspólne zjadanie słodyczy. T a k i c h słodyczy. Black posłał Dorcas czarujący uśmiech, przeszedł przez wazony, ominął szerokim łukiem szufladę - kto wie czy znowu go nie dziabnie? - i wciąż z bananem na twarzy próbował przekonać Dor do udzielenia mu maleńkiej pomocy w posprzątaniu tego bałaganu. Jeśli nie, będzie musiał jej zaproponować inne wyjście - zaczarowanie Teofila Imperiusem. Ktoś musi to posprzątać. I skoro Łapie to się nie udaje, będzie to kot. Skoro nabałaganił, powinien wziąć ogon za pas i wyczyścić cały dom tak, jak czyści swój zadek przez pół dnia.
Dorcas Meadowes
Temat: Re: Rezydencja Meadowesów Nie 03 Sie 2014, 13:22
Ciężko było to nazwać sztuczką. Domy czarodziejów tak już mają - wyczuwają pewien rodzaj... respektu przed właścicielem a co za tym idzie, nie trzeba nawet sięgać po różdżkę, co by pozbyć się pewnych zabrudzeń bądź rozkapryszonych szuflad. Być może Syriusz zaobserwował już to zjawisko, a konkretnie kiedy wszystkie naczynia w popłochu uciekają na swoje miejsce przed Panią Black. Medowes na moment przymknęła oczy, starając się podejść do tej sytuacji jak najbardziej... spokojnie. Kosztowało ją to nie mało nerwów, gdyż choć była z natury stoikiem, to jednak Łapa potrafił z hukiem powywracać jej uporządkowane życie do góry nogami. Tutaj mamy tego idealny przykład. Dzień bez rozrabiania to dzień stracony. Szkoda tylko, że ucierpiały na tym wazony oraz obrazy. - A może mój kot miał powód? Na przykład, kiedy uciekał przed wielkim, czarnym wilczurem? Rzuciła niewinnie, niczego nie insynuując. Nie wiem, jak Black mógł wpaść na pomysł, że jest mowa akurat o nim. Kusi ją i to bardzo, aby zostawić Syriusza z tym całym bałaganem samego i kazać sobie radzić samemu, nawet bez pomocy magii. Nie mniej szybko wykalkulowała, że to w żadnym wypadku nie byłoby rzeczą opłacalną. Już lepiej na tym wyjdzie, jak sama posprząta. A już na pewno lepiej dla mebli. Zrezygnowała sięgnęła więc po różdżkę. Wystarczyło kilka machnięć, a wszystko całe i nietknięcie wróciło na swoje miejsce. Niech się tylko nie przyzwyczaja nasz drogi Łapa, gdyż następnym razem sam będzie szorował szczotą i mopem to, co napaskudził. - Nakryj do stołu. Czym prędzej zmyła się do kuchni, woląc już na to nie patrzeć oraz wymazać z pamięci ten incydent.