|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Wto 26 Sie 2014, 18:56 | |
| Nie musiał wypowiadać na głos swojej aprobaty względem spontaniczności, która kierowała niekiedy zachowaniem Yui wychowywanej w dzieciństwie z wszechogarniającą miłością obojga rodziców. Jako jedynaczka mogła prosić o wszystko czego pragnęła, podczas gdy przed Amycusem stawiane były często wymagania zdecydowane powyżej jego możliwości. Nie potrafił nawet zazdrościć jej tego typu zachowań, przyjmując je jako coś oczywistego. Będąc dzieckiem nie był w stanie zrozumieć nastawienia rodziców do Alecto, która na każdym kroku była przez oboje rozpieszczana i otaczana bezwarunkową miłością, podczas gdy on musiał stawiać czoła zadaniom nauczyciela, nie próbując nawet domagać się akceptacji ze strony ojca. Problem Yui tkwił w tym, że zostało jej wszystko odebrane brutalną śmiercią matki i związanym z tym bezpośrednio odsunięciem się ojca od dalszego wychowywania dzieci, sprowadzającego do posiadłości bękarta stanowiącego równocześnie jedynego męskiego spadkobiercę fortuny Merberetów. Przez blisko 11 lat nie miała żadnej możliwości przygotować się do tragedii, porzucona samej sobie i poniżana przez Dereka na wszelkie sposoby, uniemożliwiając tym samym zbliżenie się do kogokolwiek w otoczeniu Yui na tyle, aby mogła pełną piersią odetchnąć i opuścić wszelkie bariery. Amycus Carrow wchodził do jej życia siłą, niszcząc wszystko to, co wokół siebie zbudowała przez te wszystkie miesiące, przekonany że uda mu się na ruinie jej uczuć zbudować coś nowego i silniejszego, bardziej zależnego od jego osoby. Obserwował gwałtowne ruchy głową, kiedy próbowała zaprzeczać i wstrzymywać cisnące się na sarnie oczy łzy rozpaczy, które wynikały bezpośrednio z brutalnej prawdy jaką pragnęła usłyszeć. Przyglądał się skurczom na twarzy dziewczyny, zasłaniająca swoje usta tylko po to, aby powstrzymać krzyk strachu i zrozumienia w jakie wdepnęła bagno, kiedy w końcu zaczęło do niej docierać dlaczego postanowił przechytrzyć ją i kierować w odpowiedni sposób reakcjami ciała, dotykając strun duszy z tak nienaturalnym wyczuciem, o jakie nie powinno się podejrzewać człowieka pozbawionego skrupułów jakim był młody Carrow. Przyglądał się kumulującemu się w drobnym ciele gniewowi, stopniowo przeradzającemu w bezsilną furię, której ujście nie dawało żadnych szans na odzyskanie równowagi. Przestał przysuwać się do niej i mimo prób dziewczyny, wciąż utrzymywał dłoń na jej odkrytym przedramieniu domagającym się gorliwie ciepła. – Powiedz mi, jak inaczej to sobie wyobrażasz? Za trzy lata będziesz dorosłą kobietą, która będzie miała swoje potrzeby i zapewnioną przyszłość z odpowiednim zapleczem finansowym oraz znajomościami, dzięki którym nikt nie ośmieli się podnieść na ciebie krzywego spojrzenia. Zostaniesz moją żoną, a wszelkie romanse nie będą miały prawa istnienia, dlatego pragnę dać ci to, co mogę. Jedyne szczere uczucia jakie posiadam to te dwa, którymi pragnę cię darzyć i uczyć się tego, co mi możesz ty ofiarować. Obserwować i próbować odwzajemnić na tyle, abyś czuła się chociaż przez kilka chwil kochana przeze mnie. Obustronne korzyści, Yui. Takie same wyrzeczenia. I podobne ryzyko. – Odpowiedział, wydawało mu się, że wyczerpująco na zadane przez nią pytanie oraz niepewności, jakie wstrząsały jej ciałem.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Ruiny Wto 26 Sie 2014, 19:25 | |
| Pogodziła się już z utratą obojga rodziców. Siedziała w tym sama, mając wówczas zaledwie dwanaście lat. Została obiektem zemsty ze strony nieznanego sobie starszego brata za odebranie mu czegoś, co dostała za darmo. Szczęśliwe dzieciństwo zakończone z chwilą pójścia do Hogwartu. Teraz pozostało jej wspominać i akceptować teraźniejszość. Amycus oferował jej nową zmianę, coś, o czym mogła kiedyś marzyć. Co powiedziałaby na to jej matka? Poradziłaby, aby to ona oswoiła go ze sobą, a nie na odwrót. Aby wygrzebała z niego choćby odrobinę czegoś dobrego, co mógłby jej dać. Yui nie czuła się na tyle silna, aby naprawić Amycusa. Przez splot przypadków stał się kimś istotnym w jej życiu i to nie zmieniało się. Stawał się kimś ważniejszym, do którego w przyszłości niewątpliwie przywiąże się, a następnie będzie cierpieć. To w życiu normalne. Yui zdała sobie sprawę, że nie ma prawa prosić o więcej. Dostaje to, co w jej przypadku było najlepszą rzeczą o jakiej powinna marzyć. Nie mogła oczekiwać od niego aż takiej wierności. Przynajmniej starał się, aby czuła się dobrze. Na jej usta cisnęło się parę pytań, głównie jedno. Gdyby Ten, Którego, Imienia, Nie, Wolno, Wymawiać kazał mu ją zabić, zranić z wyimagowanego powodu, czy zrobiłby to, aby ratować swoje życie. Nie zadała tego, bo znała odpowiedź. Amycus był człowiekiem śmiertelnie niebezpiecznym, nawet dla niej samej. Dwie strony medalu. Znała tę mroczniejszą część dbającą o ziarno wątpliwości i niepewności. Kiedyś mógłby ją zniszczyć, gdyby tylko chciał. Druga strona medalu mówiła, że obiecał, że zrobi wszystko, aby żyło im się dobrze. Nie rozumiała tylko dlaczego tak bardzo mu na tym zależy. Czy rzeczywiście to pobudki honorowe, ogólnie pojęta wielkoduszność, czy jednak coś za tym stoi. - Masz rację, zbyt wiele sobie wyobrażam. - odparła ochryple i chrząknęła, aby odzyskać swój głos. Spojrzała mu prosto w oczy z czystą bezsilnością. - Nikt nie powiedział czy kiedykolwiek ciebie pokocham. - łgała. Naginała prawdę, bo był tego blisko, jeśli tylko wykazałby się jeszcze większą cierpliwością. Miał na nią zbyt intensywny wpływ psychiczny, fizyczny i emocjonalny. Dokładnie w tej kolejności. - Nie chcę karmić się czymś, co nigdy nie zaistnieje. Nie składaj mi obietnic, które nie wiesz, czy spełnisz. - jej głos zrobił się chłodniejszy i mniej przychylny. Co jej po słowie starania się odwzajemnienia uczucia? Wolała jasną odpowiedź: nie uzyska tego. Mogła otrzymać dostanie życie, brak zmartwień za cenę wiszącego nad nimi niebezpieczeństwa utraty tego. Trzeci raz utkwiła wzrok w jego dłoni zakrywającej ramię. - Ale dobrze ci idzie psucie wszystkiego. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - pochwaliła jego działania, choć na próżno było doszukiwać się w tym radości czy uznania. Nie chciała mu niczego ułatwiać, skoro miała otrzymać za to jedynie spokój na podłożu materialnym. Oraz fizycznym, bo reagowała wbrew sobie na nawet najdrobniejszy gest. Yui jeszcze bardziej go znienawidziła. Może kiedyś powie ludziom, że jest szczęśliwa. Może tak, może nie. Zdjęła jego rękę ze swojego ramienia, ale jej jeszcze nie wypuściła. Gdzieś tam w jej wnętrzu toczyła się walka między rozsądkiem a sercem i choć Yumi kibicowała temu pierwszemu, i tak przegrywała. Ostatecznie trzymała jego dłoń w obu rękach i przyglądała się jej ze smutkiem. Przeceniła siebie, łudząc się, że otrzyma to, o czym marzy każda dziewczynka na świecie. Musiała nacieszyć się tym, co miała. Nie wiedziała co wypełni jego deficyty i czy kiedykolwiek to nadejdzie.
|
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Wto 26 Sie 2014, 21:32 | |
| Oschłość w jej głosie uświadomiła mu, że nie do końca sprecyzował czas jej domniemanych marzeń, które z całą pewnością uległy nagłemu pogorszeniu i zmianie wraz z ciężką informacją o rychłych zaręczynach z człowiekiem, do jakiego pałała serdeczną nienawiścią. Tak jak zazwyczaj nie potrafił wcielić się w pozycję drugiej osoby, tak próbował porównać rozgoryczenie Yui do własnej irytacji spowodowanej nagłą zmianą planów, nie uwzględnionych we wcześniej luźno zaplanowanym scenariuszu bądź możliwości, jakiej wcześniej nie dostrzegał. Nie czekając aż podkreśli ponownie swoje słowa, oskarżycielsko obojętne względem jego postawy kiedy przypatrywała się dłoni znajdującej się jeszcze chwilę temu na przedramieniu, podniósł drugą z dłoni ujmując podbródek dziewczyny i zmusił ją stanowczym gestem do ponowienia kontaktu fizycznego. – Namiastka normalności, tego właśnie ode mnie oczekujesz. Burzę w tobie utarte głęboko obawy, wprowadzając poczucie bezpieczeństwa i zaufania, które mocno z siebie wypierasz. Zbyt wiele razy dałaś mi do zrozumienia, że mam się odczepić, abym pozostał ślepy na twoje reakcje, które krzyczą o dalszą uwagę i brnięcie głębiej. Czego tak naprawdę się obawiasz, Merberet? – Zakończył swoją wypowiedź pytaniem wypowiedzianym szeptem, podczas gdy utrzymywała w palcach dłoń oferującą coś innego niż chwilowe ciepło. Przez krótki moment zapragnął dostrzec figlarny błysk w brązowych oczach zmieniający rysy twarzy Krukonki na bardziej ostre i zdystansowane, pchające ją do zerwania kolejnych zasad współżycia w społeczeństwie. Odsunął obraz nieodpowiedniej teraz Victorii, lokując obie dłonie na bokach dziewczyny, przesuwając się równocześnie i cofając nogi po to, aby przysiąść z lewej strony. A potem bez pytania o pozwolenie przyciągnął ją do siebie mocniej, aby po raz kolejny zmniejszyć dystans między ich ciałami. Tym razem jednak przytrzymał usta tuż przy uchu dziewczyny, muskając nie do końca świadomie wargami jego płatek podczas ciepłej wypowiedzi: - Naprawiam ciebie, Merberet. Porzuconą, samotną z przeświadczeniem o samowystarczalności i niezależności od podstawowych potrzeb każdego człowieka. Niszczę otoczkę niedostępności, która z każdym dniem staje się coraz bardziej odległa. Czy taniec z Chantem nie jest wystarczającym dowodem, że potrafisz uciszyć swoje obawy? – Poinformował ją przyjemnie łagodnym tonem, celowo uświadamiając ją w mało subtelny sposób, że doskonale wie o okolicznościach zapoznania się z chłopakiem w mugolskiej dzielnicy. Nie odsuwał jednak twarzy, przytrzymując ją przez jakiś czas jeszcze, dopóki sama nie wyrwała się z jego objęć.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Ruiny Wto 26 Sie 2014, 21:57 | |
| Zaciskała mocno zęby i z ciężką utrzymaną cierpliwością opornie odwróciła głowę w jego stronę, czując wbijające się palce w brodę. Identycznie zrobił Luca, chcąc tym bodajże wywołać skandal i przypomnieć Yui o swej antypatii do jej narzeczonego. Objęła jego nadgarstek ciepłymi już, chudymi palcami i odsunęła od siebie. - Już ci powiedziałam, że nie chcę potem przez ciebie cierpieć. Jakoś nigdy nie przejmowałeś się, kiedy kazałam ci dać mi święty spokój. - zauważyła i przypomniała mu, że jej główną obawą jest przyszłość. Wystarczająco mocno już oberwała przez ostatnie pięć lat, aby pakować się w kolejne kłopoty. Problem w tym, że nie miała już wyboru. Skoro powiedziała A, musi powiedzieć B. - Carrow. - syknęła ostrzegawczo, gdy ułożył dłonie na jej bokach, teraz mrowiących i palących. Budził w niej potrzebę bliskości. Wszystko wbrew jej woli, co komentowała grymasem. Jeśli oprze się o niego, dotknie zaciemnionej twarzy albo pozwoli przytulić się, ułatwi mu zadanie. Jeszcze udawało się jej panować nad sobą i nie dopuścić do powtórki z historii, gdy zabrany pocałunek zamienił się w dane pocałunki. Gdy tylko wspomnienie to pojawiło się jej przed oczyma, przez kręgosłup przebiegł zimny dreszcz. Trawa znowu zaszeleściła, a Yui chcąc nie chcąc znalazła się bliżej niego. Jego ręce rozpraszały ją skutecznie, bo nie powinny znajdować się nigdzie. Przełknęła gulę, wysłuchując cichych słów. Dopiero co unormowany oddech zrobił się urywany i płytszy, a winne były temu usta, tak mocno wyczuwalne przy uchu. Zacisnęła pięść na trawie, aby nie dać się zdezorientować. To teraz on naprawiał ją? Gdy zastanowiła się, mogłaby mu przyznać rację aczkolwiek używał ku temu niekonwencjonalne metody. Wysuwanie jednak argumentu tańca z Luca nie było dobrym zagraniem... chwila, skąd on o tym wie?! - Śledzisz mnie? - odwróciła gwałtownie głowę, namierzając ciemne oczy. Po chwili zdała sobie sprawę z odległości ich dzielącej. Policzki znowu zapłonęły od ciepłego oddechu Carrowa. Przez dwie małe sekundki zerknęła zdradziecko na zarys jego ust i gorące wargi, które już raz ją całowały. Zamrugała powiekami odpędzając od siebie niekorzystne w obecnej chwili wizje. - Nie będę tłumaczyć się z głupiego tańca. - oburzyła się, wspominając wymienione wydarzenie. Pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia i było miło. Nie obijali się wtedy o ludzi, Luca jako tako potrafił utrzymać ją na parkiecie mimo, że oboje byli marnymi tancerzami. Wytańczyli parę minut, które miło wspomina. Nie odczuwała przy nim tak intensywnego dyskomfortu. Yui uniosła rękę i sięgnęła nią do włosów Amycusa, wybierając spomiędzy nich drobny listek. Musnęła ciemne suche kosmyki pokonując pokusę zanurzenia tam palców. Zbłąkany liść puściła w stronę kuli dostarczającej im światła. Tańczył sobie teraz na zmianę z trzylistną koniczynką. - Ty jesteś Amycus. - odparła, lekko wzruszając ramionami. To zrozumiałe samo przez się. - Przy nim nie myślałam o niczym poza tańczeniu. To było proste i łatwe. Przy tobie wszystko nabiera innego znaczenia i nie do końca mi się to podoba. - wykrzywiła usta niczym urażona mała dziewczynka. Nie umiałaby z nim normalnie zatańczyć mimo, że tańczyli na zaręczynach. Yui jednak nie zwracała wtedy uwagi na nic, dostatecznie przejęta otoczeniem, aby rozumieć sygnały płynące ze swojego ciała i ciepłych rąk ułożonych na talii i na dłoni. Nie zmieniało to faktu, że była na niego zirytowana, że ją śledził. Odsunęła się na parę cali, byleby nie czuć wokół ust ciepłego oddechu. Powinna wstać i wracać do namiotu, ale nie chciała. Zmarszczyła po chwili brwi i zerknęła podejrzliwie na chłopaka. - Dlaczego mam uciszać swoje obawy, Amycusie? Nigdy nie zwracasz na nie uwagi. - wskazała brodą wymownie na jego dłonie ułożone wygodnie po bokach jej ciała. Zapomniała ich stamtąd wygnać. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Wto 26 Sie 2014, 22:21 | |
| Nie sprzeciwiał się, pokornie odsuwając swoją dłoń na bezpieczną dla niej odległość, aby usłyszeć po raz kolejny słowa dotyczące cierpienia związanego bezpośrednio z jego działaniami. – O jakim cierpieniu mówisz? – Wystarczająco dużo dzisiejszego dnia wydobył ze swojego wnętrza, aby oddalić od siebie wizję poproszenia o rozwinięcie poruszonej właśnie kwestii i zasięgnięcia kolejnych informacji, z pozoru tylko nieistotnych. Znaczyły one zdecydowanie więcej dla Amycusa niż obrażonej jego zachowaniem nastolatki, która wciąż pozostawała niedojrzała i nieodpowiedzialna jak na osobę obracającą się w najbliższym otoczeniu. Fascynacja jednostkami kierującymi się przede wszystkim emocjami była czymś wystarczająco nieprzewidywalnym w swojej ekscytacji, że dość szybko przekładał swoje zainteresowanie z jednostek używających metafory jako sposobu komunikacji. Pomimo wyraźnego sprzeciwu z jej strony, sprzeciwiał się i dobrnął do końca swojej wypowiedzi chłonąc lekko migdałowaty zapach poszczególnych kosmyków włosów, zmieszany z malinowymi perfumami Krukonki. Odsunął twarz tylko nieznacznie, aby skrzyżować spojrzenie z jej i zamiast pokręcić głową, uniósł wargi tworząc uśmiech do złudzenia przypominający politowanie. Po raz kolejny nie dawał jej ostatecznej odpowiedzi na zadane pytanie, pozwalając aby zinterpretowała jego zachowanie wedle własnej skali i oceniła zgodnie z kaprysami obecnej chwili. I chociaż o tym nie mówił w bezpośredni sposób, chciał przekonać się jak dokładniej brzmi końcowy wniosek. Nie musiał ją śledzić, aby głosy innych docierały do niego z różnych stron, informując o niestosownych zagraniach ze strony Yumi. Przyglądał się spokojnie zbliżającej się ręce dziewczyny, próbując wyczytać coś więcej w tym geście kiedy zaledwie musnęła palcami jego włosy i wyciągnęła z nich pozostałe resztki po zderzeniu z drzewem. – Musisz pamiętać o konsekwencjach swoich niewinnych zachowań, Yumi. – Powiedział to zbyt gładko i miękko, aby mogła doszukać się w tym drugiego dna i chociaż podejrzliwość z pewnością stawała górę, nie pozwolił jej na jakiekolwiek gwałtowne skomentowanie wypowiedzi. Samemu wzruszył ramionami, przyciągając ją ponownie mocniej do swojego torsu, opierając nieznacznie plecy dziewczyny o swoje ugięte kolano. - Tak byłoby łatwiej i przyjemniej. – Skwitował, bez słowa burząc pozę obrażonych warg, składając na nich jeden z wielu pocałunków, jakimi zamierzał ją obdarzyć dzisiejszej nocy. Po raz kolejny sprawdzał jej wytrzymałość, czując jak budzą się w nim ponownie odpowiednie emocje, o których rozmawiali chwilę wcześniej. Nie śmiał przyznawać się do tego, że powoli męczyły go reakcje Merberetówny i istotnie zniechęcały go do dalszych prób przebijania się przez jej mur, podejrzewając iż nie kryje się za nim nic ciekawego, co przykułoby jego uwagę na dłużej.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Ruiny Wto 26 Sie 2014, 22:54 | |
| - O takim. - niby to od niechcenia musnęła ręką jego klatkę piersiową, tak na wysokości serca. Teraz powinien wiedzieć przed czym próbuje się uchronić, a do czego on za wszelką cenę chce doprowadzić. Spiorunowała go wzrokiem, bo uśmiechał się jakby była małym niesfornym dzieckiem nieświadomym, że rodzice dobrze widzą co ono knuje. Nawet nie próbował przeczyć, że wie o wszystkim. Zirytował ją tak samo jak brak odpowiedzi. Odpowiadał na to, co chciał, a jeśli nie chciał, nie zaprzątał sobie tym głowy. Yui po raz setny w czasie trwania obozu twierdziła, że w tym tempie osiwieje przed dwudziestką. Gdy wciąż przywoływała do siebie ultimatum: Carrow czy wilkołaki, wahała się. Chyba wybierała jego, chociaż zdawać się mogło, że próbował dorównać wilkołakom i załamać ją nerwowo. Przyjrzała mu się nic nierozumiejącym wzrokiem. - A co ja takie... - urwała i uniosła wyżej brwi zdając sobie sprawę co zrobiła. Pół świadomie zgarniała listek, nie rejestrując tego w głowie. Nie wiedziała, że to zauważył. - Od kiedy za niewinność ponosi się konsekwencje? - zapytała urażona, przewidując w jednej chwili co zamierzał zrobić. Carrow zapomniał, że rzuciła nim o drzewo, nawrzeszczała na niego i go uderzyła. Musiał bardzo mocno uderzyć się w głowę, skoro zapomniał o tak istotnym szczególe. Doprowadził ją do szewskiej pasji, zachowując się teraz, jakby nic się nie stało. Na niewiele się zdało ostrzegawcze spojrzenie, które mu posłała. Darowała sobie odsuwanie się na bezpieczną odległość z prostego powodu. Jakkolwiek stałaby od niego daleko, i tak nie byłoby bezpiecznie. Carrow nie reagował na przemawianie do rozsądku. Był na to całkowicie odporny, o czym przekonała się kolejny raz. Znajomy żar powrócił pochłaniając ją w dużej części. Ciepły oddech rozgrzał ją od środka, zaś chłodna młoda noc przestała mieć znaczenie. Przyjrzała się mu w półmroku, cicho wzdychając od smaku ust, którym przyglądała się chwilę temu. Pocałowała kącik jego ust; ten, który unosił się w aroganckim i bezczelnym uśmieszku, ilekroć próbowała mu coś wytłumaczyć. Pozwoliła sobie na odrobinę swobody, co przypłaciła to skurczem w sercu. Zakryła drobną, małą dłonią policzek, który został już drugi raz przez nią naruszony, odsłaniając jedynie miejsce, gdzie widniała maleńka blizna. I tam złożyła maleńki, krótki pocałunek, co było podobne bardziej do muśnięcia skrzydłami motyla niźli formą całusa. Następnie natychmiast odsunęła się, kończąc to, co chciał zacząć. Opierała się mimowolnie brzuchem o jego kolano, składając na nim pozioma oba łokcie. Tak wsparta przyglądała się mu z zastanowieniem i o dziwo, nie z wściekłością, której prawdopodobnie spodziewał się wywołać. Mówił, tylko dwa uczucia? Krew buzowała w jej żyłach, płynąc wte i we wte pospiesznie, byleby dotlenić gwałtownie kurczące się serce. Yui przebiegła wzrokiem po jego twarzy, ignorując pulsowanie i mrowienie osamotnionych warg. Zgięła palce i zacisnęła mocniej zęby zaniepokojona nagłą chęcią jeszcze bliższego przysunięcia się do jego ust. Nie, przynajmniej ona powinna zachować zdrowy rozsądek. Ktoś musiał. - Co czujesz? - zapytała niespodziewanie wprost, przeszywając go wzrokiem na wskroś. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Sro 27 Sie 2014, 10:18 | |
| Cierpienie serca nie było dokładnie tym, co rozumiał Carrow i chociaż prawidłowo rozszyfrował przekazywany przez nią gest, bardziej zależało mu na utrzymaniu tej drobnej dłoni na klatce piersiowej niż drążeniu ciężkiego tematu. To właśnie w takich chwilach kiedy w grę wchodziły uczucia powstawała między nimi przepaść, którą próbował zasypać możliwymi środkami i chociaż starał się doprowadzić do utworzenia między nimi mostu, Yui opierała się temu niezwykle mocno, rozkopując niektóre fragmenty drewnianego, niepewnego kompromisu między nimi. Rozmowa między nimi chyba nigdy nie będzie prosta i przyjemna, ze względu na co przypatrywał się jej bardziej uważnym wzrokiem skupiając się na niewielkich zmianach mimicznych dziewczyny, odszukując odpowiedni scenariusz do rozegrania kolejnej odpowiedzi. I chociaż jego mięśnie były półspięte z powodu chłodu panującego na dworze, nie dało się po nim poznać częściowej irytacji przepływającej przez jego żyły, docierając przede wszystkim do ochładzających się w zastraszającym wręcz tempie opuszków palców. Zamiast odpowiedzieć na jej bezpośrednie pytanie, postanowił ukrócić swój czas oczekiwania na zasmakowanie warg Yui, sycąc się na nowo budzącą energią do działania, ukierunkowaną w stronę, w którą ona nie zamierzała podążać. Sycił się ochłapami przyjemności jakie mu łaskawie ofiarowała, po raz kolejny dostrzegając słabość dziewczyny związaną z niewielką blizną na jego policzku, wykonany dłonią Dereka. Uświadomił sobie, że przy każdym bliższym obcowaniu ze sobą, jej palce mkną w tamtą stronę, w niezdrowym wręcz zainteresowaniu uchybieniem w wyglądzie. W milczeniu odsunął się na bezpieczną dla niej odległość, podpierając się lewą ręką o podłoże i przesuwając zgiętą nogę nieznacznie do przodu, usiadał wygodniej na chłodnej trawie. Pytanie jakiego użyła wycelowane było z niezwykłą wręcz precyzją dla określenia uczuć płynących obecnie w żyłach Amycusa, zmuszając go nie tylko do zdefiniowania tlącej się tęsknoty za pocałunkami, ale wniknięcia głębiej, w celu przeanalizowania wszystkich reakcji organizmu. - Cichy szum krwi w skroniach i równomierne, mocne uderzenia serca. Pomimo chłodu, po moim ciele rozchodzą się ciepłe dreszcze, potęgowane usilnymi myślami pochwycenia ciebie ponownie w ramiona. Delikatne mrowienie na wargach, które przyzwyczaiły się do smaku twoich ust. Uporczywe myśli, nie pozwalające skupić się na niczym innym jak potrzebie ujrzenia błysku zadowolenia w zamglonym rozkoszą spojrzeniu, jakim mnie możesz obdarzyć. – Odpowiedział bez żadnego skrępowania, ukrywając przed nią istotny fakt pozostałych myśli, przez które przebijała się przede wszystkim chęć dostrzeżenia aktywności ze strony dziewczyny. Pytała jednak nie o słowa krążące po jego umyśle, ale uczucia i reakcje ciała, których nazwanie podlegało tylko jednemu zwrotowi: pożądanie. Drobne słowo, burzące spokój i harmonię odczuwalną przez oboje, stanowiące temat tabu dla wielu osób, wprowadzając zamęt, ferment i zażenowanie dookoła.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Ruiny Sro 27 Sie 2014, 11:17 | |
| Most musi być stabilny z obu stron. Najważniejsze jest przymocowanie go, a nie pokonanie samej drogi. Yui w swoim prawie normalnym życiu zaznała masę pozytywnych emocji, rozrywających pierś, odbierających dech. Tak ciężko było jej zaakceptować Amycusa takiego, jakim jest. Na zmianę ofiarowywał jej czystą postać gniewu, aby po chwili przypomnieć jej, że jest na niego podatna. To nie było najzdrowsze wyjście, lecz jedyne. Mała blizna poświadczała, że nie jest takim perfekcjonistą za jakiego świat go uważa. Stały element jego wyglądu informujący Yui, że to z jej winy pojawiła się trwała zmiana na kości policzkowej. Szpetota identyczna do tej, którą ma sama zakrytą zaklęciem. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć dlaczego jej wzrok ucieka właśnie w tę stronę, zaintrygowany blizną bardziej niż mogłaby sobie tego życzyć. Nie spuszczała zeń czujnego spojrzenia nawet wtedy, gdy ugodowo odsunął się na bezpieczną odległość. Ilekroć prosiła o szczerość, dostawała ją bez owijania w bawełnę. Za każdym razem policzki ją paliły, a zażenowanie pojawiało się jak na zawołanie. Pełny ogłady ambitny młody Carrow mówiący w taki sposób o interpretowanych uczuciach? Yui uciekła wzrokiem speszona rejestrując znaczne przyspieszenie własnego oddechu. Nie zauważyła, że położyła rękę na swojej szyi, na obojczyku dotknięta jego słowami do żywego. Gdy uniosła na niego spojrzenie, było ono zagniewane, pełne wyrzutu oraz niemego oskarżenia. W ciągu godziny doprowadził ją do dławiącej wściekłości i uderzeń gorąca. - Osiwieję przez ciebie. - wydusiła z siebie i zmieniła pozycję siedzenia. Przesunęła się wygodniej w lewo, odsunęła jego rękę z drogi i skuliła się w mały kłębek, opierając głowę o jego ramię cicho trzęsąc się ni to z zimna ni to z nerwów. Opierała się o niego połową ciężaru ciała, przykładając policzek do ciepłego ramienia, tuż niedaleko obojczyka. - Już nie chcę o tym myśleć, bo jesteś nie do zniesienia. - stwierdziła urażona i zirytowana na niego, a mimo tego łaknęła jeszcze odrobiny ciepła, aby przestać trząść się jak osika. Zgięła lekko palce ułożone na jego klatce piersiowej i podkuliła do siebie nogi, marząc o zniknięciu przed resztą świata. Tak naprawdę Yui wciąż była zażenowana i speszona jego słowami, a więc ukrywała wyraz twarzy przed nim, korzystając z półmroku. Rzuciła nim o drzewo, spoliczkowała go, przeklęła go w japońskim języku, aby teraz siedzieć obok niego i chcieć tych ramion, które wspominała kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni. Nie pojmowała jak on egzystuje mając do dyspozycji tylko te dwa uczucia. Yui po paru chwilach czuła, że zwariuje, a on żył z tym całe życie. Może to dlatego jest tak niebezpieczny... wzdrygnęła się i ciaśniej zacisnęła palce na jego czarnej koszuli, wdychając obłędnie odurzający aromat wody kolońskiej. Nie cierpiała go z każdą chwilą coraz bardziej. Szkoda tylko, że jej słowo przestawało mieć znaczenie, gdy do głosu dochodziły hormony. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Sro 27 Sie 2014, 12:26 | |
| Podejrzewał prędzej, że prychnie na niego niczym obrażona księżniczka i ucieknie gdzieś poza zasięg jego wzroku, aby w spokoju poukładać swoje myśli i doznania, jakie wyraźnie nią poruszały w ciągu dzisiejszego wieczoru. Otulił ją bez wyraźnej prośby z jej strony ramionami, zamykając dostęp chłodnego powietrza do odkrytej skóry dziewczyny na wysokości łokcia i przedramienia, jakie zostały przysłonięte jego własnymi. Podczas każdego wypowiadanego przez nią słowa czuł dotkliwy oddech przebijający się przez nieprzyjemnie chłodną od potu koszulkę, która zdążyła wyschnąć podczas całego pobytu w otoczeniu ruin. Teraz jedynie oziębiała jego ciało, wzmagając gęsią skórę odczuwalną przede wszystkim gdzieś w okolicach karku i nóg skrytych pod bezpiecznym materiałem dresowych spodni. Nie było to jednak na tyle istotne, aby skupić na tym resztki pozostawionej uwagi, obdarzając bacznym spojrzeniem skrytą w jego ramionach sylwetkę Yumi. Kolejny szum trawy i ubrania współgrał idealnie z kolejną zmianą pozycji przez dziewczynę, która rzeczywiście pragnęła schować się w jego ramionach całkowicie i bez reszty zawładnęła jego umysłem ufnością, jaka tryskała od niej na wszystkie strony. – Pocałuj mnie, Yui. – Łagodny głos przebił się przez milczenie jakie ich otaczało szczelnym kokonem chłodu, prezentując dziewczynie nową dawkę nerwów i emocji do przetrawienia, zasłoniętych za maską łagodności i pragnienia dostrzegalnego na twarzy Amycusa, jeśli tylko ośmieliła się podnieść wyżej spojrzenie. Daleko mu było do drżenia spowodowanego przede wszystkim rosnącym podnieceniem, ponieważ hamował je wystarczająco skutecznie, aby nie musiała obawiać się o swoją cnotę przez najbliższych kilka miesięcy. Uparty obraz roznegliżowanej Krukonki, bezpośrednio po ataku Dereka sprawiał, że nie potrafił powstrzymać słów prośby wpatrując się w nią z niezwykłą wręcz uporczywością. – Doprowadzasz mnie do szału swoją niedostępnością, podczas gdy obdarowujesz innych uśmiechami i dowcipami, nie mając żadnych przeszkód, aby przytrzymać ich choćby za rękę. Mówiłaś, że nie odczuwasz żadnej przyjemności z dotyku. Czy udało mi się to zmienić? – Nie pozwolił jej zapomnieć o poruszonym wcześniej temacie, pomimo zastosowania przez nią odpowiedniego tonu i irytacji, jaka miałaby go odstraszyć przed wypowiedzią. Miał całe mnóstwo namacalnych dowodów na to, że Yui walczy z samą sobą i własnymi myślami, podczas gdy ciało podporządkowuje się jej mrzonkom dotyczącym ciepła drugiego człowieka, którym z wyboru rodzica musiał zostać Amycus. Wymuszał na niej werbalnego zapewnienia oraz odsłonięcia kurtyny, skoro on sam ośmielił się wypowiedzieć na głos nieco zbyt wiele słów.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Ruiny Sro 27 Sie 2014, 13:21 | |
| Nie miała gdzie uciekać. Nie chciała wracać do swojego namiotu ani z nikim rozmawiać, bo czuła, że wtedy rozklei się niepotrzebnie wpędzając w zmartwienie parę osób. Nie przeczyła, że marzyła o miękkiej poduszce, świeżo wypranej pościeli i o łóżku, jednak skoro alternatywą były rozgrzewające ramiona, obejmujące ją ciasno na własne życzenie, porzuciła pomysł potencjalnej ucieczki. Oddychając ostrożnie, powoli zaprzestawała trząść się z różnorakich bodźców. Przymknęła powieki, pozbawiając się na chwilę zmysłu wzroku, aby dostarczyć więcej ciepła reszcie. Yui wiedziała, że potem będzie cierpiała, gdy wspomni jak ciepło i wygodnie jest siedzieć wtuloną w jego bok. Zapewne wyleje wiele gorzkich łez świadoma, że to tylko czułe gesty, które mają jej zastąpić w przyszłości szczere uczucie. Drgnięcie zniknęło niezauważone wraz z trzema słowami skierowanymi wprost do niej. Uniosła głowę, opierając brodę o ramię. Spoglądała w niemal czarne skryte w ciemności oczy otrzymując niezaprzeczalne potwierdzenie szczerości. Z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie, a cała mimika opadła w smutku. Yui było zwyczajnie smutno i nie mogła temu zaradzić. Chłonęła słowa, a pytanie zawisło w powietrzu. Inni byli inni... niby oczywistość, a nabierało to osobnego znaczenia. Ana, Skai, Luca, Bill, Lucas, Marlenne, Lavinia, nawet ten śmieszny Dwayne. Na próżno było wspominać jej stosunek do nich, bo było on odmienny. Amycus miał swoją osobną kategorię. Nie byli nawet przyjaciółmi. Przesunęła opuszkiem palca skórę żuchwy, nie odpowiadając mu na żadne z pytań. Milczenie się przedłużało, stawało się coraz bardziej namacalne i mniej znośne. Szczerość w jej przypadku wiązała się z głośnym przyznaniem do upierdliwości własnych hormonów nie pozwalających jej zachować takiej równowagi jak na przykład parę lat temu, gdy ściśnięcie dłoni oznaczało ściśnięcie dłoni. On ciebie nigdy nie pokocha, Yu. Nie cierpiała głosiku w głowie. Jesteś masochistką. Dlaczego tu jeszcze siedzisz? Będziesz przez niego płakać. Och, dobrze o tym wiedziała. On też. Uniosła się do klęczek. Dotknęła swymi ust Amycusa, nie wierząc dlaczego spełnia jego i swoją wewnętrzną prośbę. Coś ją w środku zabolało, lecz tym razem warknęła na te głupie lampki w głowie, aby dały jej święty spokój. Delikatnie, jakby na próbę pocałowała złączone wargi, sięgając ciepłymi dłońmi oczywiście do kości policzkowych. I do tej małej blizny, którą otarła kciukiem pieszczotliwie. Przymknęła powieki, opierając czoło o jego równie rozgrzane co własne. Scałowała dwa, może trzy razy górną wargę, tłumiąc w gardle jęk. Ból za mostkiem wciąż pulsował poświadczając, że potrzeba wiele, aby go zagłuszyć. Zamknęła oczy, odsuwając się na kilka centymetrów, lecz dalej opierała się o jego czoło. Nie ośmielała się oddychać głębiej niż dotychczas w obawie, że połamie się na parę kawałków. On ciebie nigdy nie pokocha. Zacisnęła palce na jego polikach, zachowując swoje uwagi dla siebie. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Sro 27 Sie 2014, 21:33 | |
| Milczenie jakie między nimi zapadło stanowiło miłą alternatywę dla ciężkich słów, jakie przecinały atmosferę otaczającą ich coraz szczelniej, wraz z kolejną mijającą ich sekundą, w przeciwieństwie do myśli, które z pewnością zaprzątały umysły obojga nastolatków. Amycus doskonale zdawał sobie sprawę z niepoprawności własnego zachowania, zmuszając dziewczynę do zachowań wcześniej dla niej nieznanych, poza zasięgiem, nawet pomimo buzujących w jej ciele hormonów. Przekonany był, że jest w stanie złamać większość granic swojej partnerki, nazywając ją coraz częściej w ten sposób we własnych myślach i niechybnie, coraz więcej rzeczy uzależniając od jej osoby. Uświadamiał sobie wpływ jaki miała ta szara jednostka na jego życie, do tej pory ograniczona jedynie własnymi zasadami i regułami życia w społeczeństwie. 15 lat to wiek nieodpowiedni do zamążpójścia, kiedy w głowie zdecydowanie zbyt wiele psot i kaprysów, jakie Yumi na każdym kroku prezentowała swojemu narzeczonemu. Odwdzięczał się poniekąd za jej zachowania, czerpiąc z tego korzyści o wiele mniejsze od jego oczekiwań, nawet kiedy odważyła się spełnić w końcu jego prośbę i przyłożyć pełne, rozgrzane wargi do jego własnej. Z pewnością mogła wyczuć niewielką linię tworzącego się zarostu, jeszcze zbyt słabą i wątłą, aby mógł poszczycić się czymś więcej niż nędznym meszkiem. Dostrzegał w jej oczach niczym nieprzebraną, głęboką żałobę po własnych uczuciach, kiedy świadomie i z premedytacją przesuwała się bliżej jego ramion, dając mu coś więcej niż wymuszonego całusa. Przyglądał się opadającym powoli powiekom, które nie zniszczyły smętnej mimiki twarzy, przeczącej uczuciom krążącym w ciele drobnej czarnulki. Mogła poczuć wyraźnie drgnięcie warg kiedy zatopiła swoje dłonie na policzkach Carrowa, pochylającego się do wygodniejszej i bardziej stabilnej dla nich pozycji, przesuwając wolną rękę w kierunku boku dziewczyny. Tym razem nie miał zamiaru kierować swoimi krokami w dalszą gęstwinę poplątanych uczuć i myśli, przystając w bezpiecznej oazie i przyzwyczajając narzeczoną do smaku obdarowywanych pocałunków. - Zacznijmy z czystą kartą. – Cicha propozycja wydobyła się ze spragnionych wciąż ust niczym bicz przecinając swoją łagodnością, rozpraszając dotychczasowo plastyczną atmosferę między nimi, tak bardzo przecenianą przez Carrowa. Z przymkniętymi do połowy powiekami popatrywał na nią, tłumiąc w sobie potrzebę przesunięcia koniuszkiem języka po kuszących ustach dziewczyny i dawał oparcie dla jej pleców zaledwie jedną dłonią, chłonąc ciepło bijące od jej rwanego oddechu. - Zapraszam cię na kolację. Datę sama wybierz. – Dopowiedział do końca, utrzymując słaby kontakt wzrokowy z reakcjami mimicznymi Yumi, przenosząc swoją dłoń z jej boku w zaskakująco gwałtowny sposób na policzek. Gorące wnętrze ręki przytrzymało zapewne uciekające palce, z niewypowiedzianą prośbą przedłużenia o kilka chwil tą skromną pieszczotę, wprawiającą go w niepomiernie nieprzyzwoity nastrój. Tego jednak nie mógł sobie odmówić, świadomy ograniczeń, jakie w każdej minucie na siebie nakładał. A przecież nie była piękna. Ani oryginalna. Jedynie wyjątkowa na swój indywidualny sposób, jedna z tysiąca innych dostępnych dziewcząt. Malinowa panna, która zawróciła mu w głowie.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Ruiny Sro 27 Sie 2014, 22:15 | |
| Wręcz przeciwnie! Piętnaście lat to idealny wiek na zamążpójście! Sądził tak jego ojciec, jej ojciec, jej lokaj, jego rodzina, całe społeczeństwo, a nawet przodkowie obracający się trzy metry pod ziemią. Yui zarwała wiele nocy z tego powodu. Ledwie w jej głowie formułował się obraz posiadania chłopaka, aż tu nagle jak grom z jasnego nieba przedstawiono jej narzeczonego, przyszłego męża i ojca jej dzieci. Przeżyła niemały szok, w szczególności, że rodziciel wybrał dla niej Amycusa. Świetną partię w każdym tego słowa znaczeniu. Wciąż traktowała to jako żart od losu, próbując śmiać się z tego i udawać, że nie jest tak źle na jak to wygląda. Nawet Skai nie zdawała sobie sprawy co nocami przeżywa w swoim łóżku. Tak bardzo żałowała, że nie ma ze sobą przyjaciółki. Nawet Anastasii... Odrzuciła od siebie obraz jej pustych oczu. Szorstka, naciągnięta skóra policzków aż prosiła się o przesuwanie palcami. Gdyby miała w sobie tyle odwagi i sił, wygładziłaby każdą napotkaną zmarszczkę, lecz wciąż podświadomie zakrywała ledwie widoczną szramę poniżej kości policzkowej. Przyciągała ją jak magnez, przykuwając do siebie wzrok. Amycus przerwał jej komplementowanie w myślach szorstkości i uwypukleń defektu na jego poliku, mówiąc coś o czystej karcie. Zmarszczyła brwi, zmuszając się do oderwania od jego czoła i policzków, aby móc spojrzeć mu w oczy w celu dowiedzenia się o czym mówi. Smutek wciąż był wyczuwalny w każdym jej geście, lecz nikł i słabł w swoim ślimaczym, indywidualnym tempie. Nie oderwała ręki od policzka, pod którym była blizna wzbudzająca w niej największe zainteresowanie zaraz po konturach ust, zarysu szczęki, policzków, widoku wygłodniałych oczu, ciepłych ramion i rąk... no, stało w kolejce tego, co Yui sobie upodobała wbrew własnej woli. Nie mogła zaprzeczyć, że Amycusowi szło zadziwiająco dobrze. Próbował ją w sobie rozkochać, a chociaż Yui wiedziała o jego zamiar, nie umiała do końca postawić się i zbuntować. Nie, kiedy jej hormony stały murem za Amycusem. - Kolację? - powtórzyła, zbita z tropu. Palce na jego policzku drgnęły, dając mu odczuć siłę delikatnego łaskotania. Przyjrzała się ciemnym oczom, starając się nie myśleć o pulsujących ustach i skurczu w sercu. - Zapraszasz mnie na randkę? - zapytała zanim pomyślała. Zacisnęła zęby zirytowana, że to pytanie wymsknęło się bez wcześniejszej ścisłej kontroli. Nie spodziewała się takiego zachowania po nim, ale przecież taki był - dżentelmen w każdym calu, wymarzony narzeczony dla wielu innych dziewcząt, w tym dla niej. Gdyby nie drobne deficyty i zapędy psychopatyczne, były idealnym ideałem. Amycus mógł zaobserwować jak dotychczasowy smutek gaśnie, a zastępuje go delikatny uśmiech. - W sumie to nie jest taki zły pomysł. - skinęła ostrożnie głową, siadając na powrót wciśnięta w jego bok. Musiała zabrać rękę z policzka, palącą i boleśnie mrowiącą rękę. - Po obozie? Będziesz pił wino, ja sok malinowy, bo nie jestem pełnoletnia. I ubierzemy się ładnie rodem z powieści historycznych, ale nie tych od goblinów. Odprowadzisz mnie o przyzwoitej porze w obawie przed gniewem ojca. - uniosła kąciki ust lekko rozbawiona, nieśmiało z tego żartując. Zatuszowała jakoś gęsią skórkę na myśl o Amycusie w garniturze i muszce. Na zaręczynach prezentował się bajecznie, pamiętała to. Widziała go potem na fotografiach, gdy ochłonęła. Robił piorunujące wrażenie, więc nic dziwnego, że nikt jej wówczas nie zauważał gdy ochłonęły pierwsze emocje. - Tylko błagam, nie do herbaciarni. - oparła się o niego, kuląc się jeszcze ciaśniej. Noc zrobiła się bardzo zimna, lecz dopóty oplatał ją ramionami, nie odczuwała tego prawie w ogóle. Sięgnęła do jego ręki, wsuwając tam swoją, dzielnie ignorując wewnętrzny paradoks. Nakaz odwrotu i minimalizowania przyszłego cierpienia i nakaz pozostania w tym miejscu i nie ruszania się ani milimetr dalej. Randka wydawała sie rozsądnym wyjściem. Oboje zaczną jakby od nowa... (zabawne!), przyzwyczają siebie do siebie (jeszcze zabawniej), a nawet otoczenie do tego, że pokazują się razem i nie chcą siebie wzajemnie zabić. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Ruiny Czw 28 Sie 2014, 10:34 | |
| Ramiona w instynktowny sposób na nowo objęły drobną sylwetkę Krukonki, opierającej się ponownie o jego ramię, obdarowując go ciepłem w tym właśnie miejscu, aczkolwiek pobierając zdecydowanie więcej z innych częściach ciała. Chociaż z jednego fragmentu między nogami, dziewczyna z pewnością nie ośmieliłaby się nawet sięgnąć. Ba! Pomyśleć nawet. - Oczywiście, że tak. Wcześniej nie miałem wystarczających dowodów, że się zgodzisz. Prędzej miotnęłabyś mną o drzewo. – Odpowiedział spokojnym głosem, przy ostatnim zdaniu celowo wprowadzając rozbawione dźwięki, dzięki którym dziewczyna mogłaby odzyskać więcej swobody w jego towarzystwie i dystansu do swoich poprzednich działań. Był świadomy wzmocnień, jakie prezentował jej względem nieodpowiednich zachowań, kiedy poddawała się w pełni pozytywnym wzmocnieniom, które serwował za każdym niemalże razem. W pamięci miał wciąż utrzymujące się przed chwilą ciepło jej palców, przesuwające się wraz z drgnięciem poszczególnych mięśni na ciele dziewczyny, podczas jego pozostawały we względnym unieruchomieniu. Wsłuchując w coraz spokojniejszy ton rozmowy domyślał się, że Yumi coraz mocniej przyzwyczajała się wbrew sobie do jego osoby i mimo, że nie potrafiła powiedzieć tego na głos – jeszcze kilka miesięcy temu przekonana była o swojej ułomności względem zmniejszenia fizycznego dystansu między nimi. Siedziała teraz opierając się o jego tors, umożliwiając mu tym samym zaprezentowanie umiejętności ochronienia jej chociażby przez zwyczajnym, wieczornym chłodem, charakterystycznym dla pory zdecydowanie zbyt późnej niż informowali o tym opiekunowie obozu. Dlatego właśnie chłopak zerknął na świecącą się wciąż nad nimi kulę, sięgając prawą dłonią po różdżkę, którą machnął krótko zmniejszając światło i przysuwając bliżej nich. - Pójdziemy do Londynu, w oficjalnych strojach. – Dodał cieplejszym tonem, poruszając palcami, aby wplotła między nie swoje własne. Dziewczyna wyraźnie rozluźniała się, a ich tor rozmowy zszedł na bardziej … bzdurne tematy, które znaczyły dla niej zadziwiająco wiele. Carrow słuchał uważnie, unosząc co jakiś czas brwi, kiedy mówiła coś zaskakującego. Na przykład to, że przykuła Puchona łańcuchami do stolika. Pod skrzydłami rosła mi miła bestyjka. Odprowadził ją do namiotu dopiero po jakichś dwóch godzinach, kiedy znużenie i zmęczenie zaczęło się wkradać w jej ciało. Amycus nie miał też nic przeciwko ciepłej kołdrze, jaka na niego czekała w namiocie.
[zmiana tematu x2]
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ruiny | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |