|
| Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:57 | |
| Amycus był pewien swego, nie wątpił w złożone mu przysięgi, zaklinania i obietnice, bo je wymusił bólem, cierpieniem i znęcaniem się fizycznym oraz psychicznym. Yumi miała tylko dane słowo i możliwość uwierzenia w umiejętności do bycia okrutnym. Nic więc dziwnego, że i tak panikowała co się stanie, gdy Derek wróci rozwścieczony jak nigdy. Tkwił nad nią pięć lat. Trudno będzie wymazać go całkowicie z tak potężnego rozdziału. Posiał w niej wiele spustoszeń, które niełatwo da się wypełnić. Otoczyła się swoim murem dla bezpieczeństwa przed Derekiem. Aby mniej cierpieć i mniej odczuwać. Przy Amycusie większość zasad diabli brali; samym spojrzeniem dobierał się do jej ciasnego kokona chcąc ją stamtąd niemal siłą wyciągnąć. Zaskakujące jak wiele człowiek potrafi zrobić drugiej osobie, w dodatku związaną ze sobą więzami krwi. Wiele razy pytała go czemu wciąż przy niej stoi i ją broni nie mając ku temu powodów. Stał się nagłą i niespodziewaną spokojną przystanią, a Yumi wręcz żądała przyczyny takiego zachowania. Gdyby nie on, stoczyłaby się dwakroć bardziej i zniknęła ze świata, zostając wrakiem człowieka. Ni stąd ni zowąd stała się bliska jego sercu, a przecież to ona krzyczała na niego, kłóciła się z nim, odtrącała go i unikała. Nie dawała mu żadnych dowodów sympatii, nie zachęcała do kontynuacji znajomości. Odwracała się do niego plecami, nie chcąc z nim zamieniać nawet zwykłego "cześć". A mimo tego stali w tym pokoju po tylu latach i to Amycus a nie kto inny starał się pozbierać Yumi z podłogi. Było to śmiesznie paradoksalne, wpędzające dziewczynę w całkowitą dezorientację. Zachowywał się tak, jak tego oczekiwała jednocześnie nie tak, jak powinien. Nie chciała patrzeć na swoje chude, poturbowane ciało. Nie chciała go oglądać ani być świadoma, że jest w nim uwięziona do końca życia. Było naznaczone szpetotą i nawet dojrzewanie nie do końca zatuszuje te niedoskonałości. Powolne leczenie obitego mięśnia wydawało się torturą. Sińca otrzymała za to, że wykołowała brata na koncercie Upiornych Wyjców, spędzając noc z Amycusem. I nie chodziło tutaj o dwuznaczność, tylko o długie, trudne rozmowy, podczas których poznali się lepiej niż kiedykolwiek. Nie żałowała tamtej ucieczki i spotkania. Mogła pierwszy raz w życiu zrobić coś, co nie spodoba się Derekowi i tego nigdy nie żałować. Z pewną ulgą pożegnała sińca, czując przyjemne ciepło na ozdrowiałej łopatce. Wciąż trzęsła się, wypuszczając nieświadomie koc z zaciśniętych pięści. Materiał opadł wokół jej stóp, przedtem łaskocząc odsłoniętą skórę. Patrzyła gdzieś obok głowy Amycusa, przestraszona nieuchronną przyszłością powrotu swojego osobistego kata. Po tym co dzisiaj zaszło, nie podniesie się, jeśli stanie się to celem jej brata. Zawsze dopinał swego bez względu na zagrożenie czy konsekwencje. Jakkolwiek broniła się, łamał to z dziecinną łatwością i spełniał jej najgorsze scenariusze. Yumi była w stanie tak roztrzęsionym, że nie zareagowała jak powinna, gdy Amycus podszedł jeszcze bliżej, zasłaniając przewrażliwiony lewy policzek swoją dłonią. Delikatność tego gestu wprawiła ją w jeszcze większą dezorientację, która niszczyła po kolei ostrzegawcze lampeczki w głowie. Przecież Carrow nie mógłby stanowić dla niej zagrożenia. Obiecał jej, a jest przecież człowiekiem bardzo honorowym. Dlaczego więc wciąż wątpiła? Uspokoiła się jak ręką odjął. Nikomu nie pozwalała dotykać swoich policzków, bo i też nikt nigdy tego nie chciał. Były bardzo wrażliwe na dotyk odkąd został wyżłobiony tam ślad po jednej z kłótni z bratem. W całym ciele odczuła delikatność jego ręki. Chciała zakryć ją swoją dłonią i przytrzymać dłużej, aby napawać się jeszcze parę chwil błogością. Do jej mózgu dotarły w końcu z pewnym oporem poprawne informacje. Nie będzie go przez miesiąc. - Nie wróci. - powtórzyła głucho po Amycusie, aby w to uwierzyć. Stanowczy baryton nie pozwolił jej zaprzeczyć temu, bo przecież chłopak stojący przed nią obiecał jej, że Derek zniknie z jej życia. Nie mogła mu nie wierzyć, przecież ufała jego słowom. Co innego jednak mówić, a co innego przechodzić do czynów. Wypuściła powietrze z płuc, gdy policzek zapulsował od lekkiego głaskania różowej skóry. Coś zupełnie odmiennego od poprzedniej ręki, która dotknęła tego kawałka ciała. Jej oczy były zszokowane, bały się uwierzyć i uśmiechnąć. Czytała z jego ciemnego brązu źrenic, że zrobił to, o co go poprosiła. Wykonał swoje zadanie i nie żartował. Przełknęła głośno ślinę, ignorując dzielnie gęsią skórkę obejmującą całkowicie ciało. Rozchyliła usta, chcąc zaprotestować przeciwko zabieraniu ręki z policzka, która ukoiła pieczenie zaróżowionej tam skóry. Nie powiedziała jednak nic, bo słowa nie chciały przejść przez gardło. Zabraniała Amycusowi jakiegokolwiek innego kontaktu fizycznego, a przecież sama go chciała. Nie była jednak na tyle odważna, aby do tego przyznać się nawet w myślach. Przypomniała sobie sytuację w bibliotece w czerwcu. Nakazywał jej rozluźniać palce i nie wbijać ich głęboko w skórę, twierdząc jednocześnie, że nie chce zrobić nic, czego ona by nie chciała. Posłuchała tamtej prośby i teraz też oderwała palce od ramion. Powinna cofnąć się i odejść, skoro już zauważyła, że powietrze wokół nich zrobiło się intensywniejsze. Niestety stanowczy ucisk na przedramionach nie pozwalał jej na jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Już spokojniejsza, mogła wysłuchać pewnej myśli wykreowanej w głowie przez złośliwy głosik optującym za Carrowem. Spojrzała nań i o dziwo, bardzo delikatnie uśmiechnęła się z wdzięcznością. Derek teraz nie wróci. To jest powód już do radości, mogła przez trzydzieści dni robić co się jej żywnie podoba, odżyć i być sobą bez kata nad głową. I to wszystko dzięki Amycusowi, w którego ramionach chciała się znaleźć, aby przypieczętować ten sukces. - To tylko strach. - powiedziała cicho i szczerze w odpowiedzi na jego słowa. Nie oceniała go tak nisko, bo znała go i wiedziała, że stara się robić wszystko, aby nie popsuć dopiero wykluwającej się między nimi przyjaźni. Strach wiązał jej ręce i utrudniał bycie "przyjaciółką". Musiała jakoś to przełknąć. Gdy ktoś ma lęk wysokości, najlepszym sposobem na pozbycie się go, jest wejście na ową wysokość i spojrzenie w dół. Identycznie miała się sprawa z bliskością. Dopiero jak jej zazna i spojrzy jej w oczy, dowie się czy to jest takie straszne jak dotychczas widziała i myślała. W rysach jej twarzy coś uległo zmianie, to chyba łagodność albo pogodzenie się z pewną częścią swojej osobowości. Nie wierzyła w to, co zaraz powie i nie miała jak temu zapobiec. - Przytul mnie, Carrow. Tak, jak robi to przyjaciel. - patrzyła mu w oczy i widziała jak jej odwaga topnieje w zastraszającym tempie. - Potem rozejdziemy się każde w swoją stronę... - jęknęła, wydając, że to czyste kłamstwo. - Nie, ja marzę o tym, aby zakopać się w tym wielkim łóżku jak dzieciak. Ubiorę się w piżamy w różowe pieski i zielone skarpety. Będę marudzić, narzekać, przeklinać po japońsku i przytulać kolce jeża. Doprowadzę swoim zachowaniem Gruzdka do zawału serca i nie wyjdę stąd dopóki się nie posklejam. Tak właśnie zrobię. - poinformowała Amycusa, zaskoczona dogłębnie swoją szczerością i prawdziwością słów. - A ty będziesz myślał jak mnie wyciągnąć z łóżka, z którego nie będę chciała wyjść przez najbliższe czterdzieści osiem godzin. - mówiła to śmiertelnie poważnie, patrząc mu prosto w oczy. - Zaraz skończy mi się odwaga i wszystko odwołam. - zacisnęła mocno usta, aby temu właśnie zapobiec. Tym razem potrzeba ucieczki została gwałtownie zdeptana przez wściekłą Yumi, zirytowaną, że wciąż musi ograniczać się do namiastek czyjejś bliskości. Musiała zostać przytulona, choćby przez jego Kughuara albo skrzata. Przez kogoś, kto nie potratuje jej jak wariatki. Ostatecznie weźmie biedną Czikę i zamęczy ją tym wszystkim, co planuje tutaj zrobić. Chcąc nie chcąc, jej wargi rozchyliły się w nieśmiałym uśmiechu. Nie zdziwiłaby się, gdyby Amycus nazwał ją wariatką i wyszedł trzaskając drzwiami. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:57 | |
| Dziewczyna przesuwała lekko rozbiegane spojrzenie z jednego oka na drugie, pozwalając Amycusowi na rozczytanie niepewności i dezorientacji. Powtórzyła cichutko jego obietnicę, niezwykle delikatnie i miękko, starając się uwierzyć do cna w to, co właśnie słyszy. Usta poruszyły się niczym trzepot skrzydeł, wypuszczając tylko dwa niewielkie słowa, które nie były nawet przyrzeczeniem nieuchronnej śmierci oprawcy. Widział, jak próbuje zaprzeczyć i dopowiedzieć coś jeszcze, jednak głos ugrzązł w gardle. Kątem oka zarejestrował pojawienie się gęsiej skórki oraz opad całkiem sporej wielkości koca aż pod ich stopy. W dziwny sposób Yumi nie przestraszyła się swojego połowicznego negliżu, przyzwyczajając się do okazania słabości w jego towarzystwie. Wdzięczność było by najbardziej odpowiednim słowem na wyrażenie tego, co powinien odczuwać. Istotnie, zaufała mu i nie żądała niczego na głos, przyjmując jedynie to, co proponował. Z wyczuwalną ostrożnością, która dzisiejszego dnia postanowiła udać się na spacer i nie wracać zbyt wcześnie. Mięśnie na jego szczęce spięły się na krótką chwilę, kiedy z łagodnym uśmiechem podziękowania poinformowała go o krążącym strachu po żyłach w środku ciała. Wypuścił powietrze bez otwierania warg i zsunął spojrzenie na lekko wygięte usta Yumi, sycąc się jej szczerością i bezpośredniością. Przytrzymywał dziewczynę za przedramiona twardo, ale nie mocno i gwałtownie, umożliwiając ewentualne wyrwanie się i ucieczkę. Kolejne słowa jakie wypowiadała, świadczyły o odwadze, jaką musiała w sobie zebrać. Początkowo nie spodobało mu się oklejenie ich relacji jako przyjacielskiej, jednak nie był w stanie określić tego w inny sposób – progres jaki uczynili. Nie dał po sobie poznać, że coś mu nie pasuje i skupił się na dalszych słowach narzeczonej. Krzyżowali swoje spojrzenia bez jakiegokolwiek zgrzytu między nimi. Nawet jeśli nie dokończyła zdania wiedział, że nie jest ono prawdziwe. Wyobrażał sobie Yumi w takiej oto piżamie z zielonymi skarpetami, mówiącą w niezrozumiałym języku i uniósł końcówkę prawej wargi. Kiedy mówiła o Gruzdku, postąpił krok w przód i przesunął dłońmi po jej ciepłych przedramionach, aby w końcu zatrzymać je na plecach. Otoczył ją ostrożnie i ciasno ramionami, robiąc jednak coś nowego niż tylko to, co pragnęła Yumi – przysunął bowiem twarz bliżej jej ciemnych włosów i delikatnie zaciągnął się jej malinowym zapachem. - Będę przynosić tobie ciepłe kubki z kakao. – Wyskoczył niczym skrzat korzystający z sieci Fiu, nie przejmując się powagą wypowiadanych przez Yumi słów. Właściwie odbierał je jako szczere i prawdziwe, nie mając żadnych podstaw do nieufności. Ani myślał traktować ją jak wariatkę, chłonąc ciepło skóry dziewczyny, która dotychczas stanowiła dla niego niedostępny cel. Tym razem była niezwykle rzeczywista, jednak serce młodego Carrowa nawet nie drgnęło. Zamiast tego odczuł to znane już mu ciepło, które było po prostu przyjemne. Brunetka nie powalała swoją figurą ani urodą, jednak już kiedyś Amycus powiedział jej jak niewiele wymaga od niej – nie chciał widzieć jej jako perfekcyjnego ideału. Wystarczył mu szorstki bandaż na jej przedramieniu, który schował się gdzieś między jego ciałem a jej. Nie był pewien czy dziewczyna wysili się na resztki odwagi, aby go objąć. Była niezwykle drobna, kryjąc się niemalże całkowicie w jego ramionach. – Albo pączki. Lubisz pączki? – Zagadnął po chwili w taki sposób, jakby zachowanie dziewczyny było tak bardzo codzienne i normalne. Przepaść jaka ich kiedyś dzieliła zdawała się nie istnieć nigdy, nawet jeśli głos Carrowa nie był zabarwiony rozbawieniem.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:58 | |
| Powtórzenie na głos obietnicy miało jej pomóc w uwierzeniu w prawdziwość tych słów. Nikt ich nigdy nie wypowiedział w ciągu ostatnich pięciu lat, gdy najbardziej tego potrzebowała. Marzyła, aby uwolnić się od brata i kiedy w końcu to dostała, aż nie mogła w to uwierzyć. Trzydzieści dni sprawiedliwej nagrody za ostatnie pięć lat. Gdy już usłyszała swój głos, udało się to zaakceptować. Potrzebowała jeszcze trochę czasu, aby zacząć z tego cieszyć się i przestać myśleć o tym, co się stało z Derekiem. Nie żałowała go. Nie współodczuwała ze swoim bratem i nie cierpiała wobec jego krzywdy, którą stuprocentowo otrzymał. Dopóki nie przypomni jej o tej prawie nagości i nie zwróci na to większej uwagi, Yumi dalej będzie tkwiła w swojej uciekającej odwadze nie pamiętając o niestosowności tej sytuacji. Koc łaskotał jej odsłonięte stopy obite w sandałki, które miała na sobie na koncercie Upiornych Wyjców. Wcześniej okryła się kocem, aby powstrzymać rozchodzące się zimno pochodzące gdzieś z jej wnętrza. Teraz zostało to zahamowane przez najzwyklejszy na świecie dotyk. Dzisiejszego poranka okazywała słabość już wielokrotnie i miała ku temu prawo. Jeśli owe słabości zmienią jej obraz w oczach Amycusa, już nic na to nie poradzi. Miała tylko piętnaście lat, ledwie skończone. To był jej pierwszy spacer, na który wybrała się decydując o tym sama. Nie wróci dopóki nie zechce, a minie sporo czasu zanim pojawi się potrzeba powrotu do domu. Chociaż była w pewien sposób zdezorientowana, dostrzegła drgnięcie mięśnia jego żuchwy. Nie potrafiła tego poprawnie zinterpretować i dopasować które słowa spowodowały taką drobną, ledwie widoczną reakcję. Nie trzymał jej ramion mocno, lecz i tak nie byłaby wstanie teraz uciec, bo pierwszy raz od pięciu lat nie czuła tak silnej potrzeby ewakuacji z pola rażenia jego ciepła. Umyślnie użyła epitetu "przyjacielsko". Nie byłaby sobą, gdyby nie podkreśliła co ma ich łączyć. Nie ośmieliłaby się inaczej myśleć i teraz już wierzyła, że Amycus to po prostu zaakceptuje takim, jakim jest. Nie lubiła nazywać go w myślach narzeczonym uznając, że to słowo jest bardzo intymne i ważne. Wolała, aby był Przeklętym Carrowem, bo nawet słowo "przyjaciel" nie imało się go tak, jak powinno ilekroć przyklejała na nim tę etykietkę. Potrzebowała grubego kleju, najlepiej Trwałego Przylepca, aby w końcu nazywać go tym mianem. Uważnie śledziła jego reakcję korzystając z bliskości jego wyrazu twarzy. Wydawał się łagodniejszy i mniej niebezpieczny. Widok jego oczu sprzed trzech godzin wrył się jej głęboko w pamięć. Oczekiwała, że parsknie śmiechem wyobrażając sobie ją w takiej niecodziennej odzieży trajkotającej po japońsku. Sama śmiała się z tego pomysłu, który niewątpliwie dzisiaj wypełni. Zrobi to, na co ma ochotę. Miała na to trzydzieści dni i wykorzysta to ile tylko zdoła. Nie skończyła nawet opowiadać co zrobią za parę minut, a już tkwiła bajecznie niebezpiecznie blisko Carrowa, dotykając piersiami jego torsu. Pierwszy raz w życiu ktoś tak mocno ją przytulił i była pewna, że jego kughuar i skrzat nie dorównaliby mu w tej zdolności. Przez jej ciało przeszedł dobrze wyczuwalny dreszcz. Oparła skroń na parę chwilek o klatkę piersiową Amycusa, oddychając z ulgą. Domyślała się, że niewiele czuje tego, to co ona i było jej z tego powodu zwyczajnie smutno. Nie mógł wiedzieć jakie wrażenie robią ciasno oplecione ramiona, jak rozpala się w sercu ognisko, w którym składa się ofiarę z Rozumu, jak ciepło okala dobitnie całe ciało, jak pieczenie policzka całkowicie zanika. Czuła przy skroni jego oddech, doprowadzający jej mięśnie do dziwnej miękkości i bezwładu. Nie objęła go, nie potrafiąc zdobyć się na taką śmiałość. Zdradziłaby jak wiele radości jej daje zamknięcie się w czyichś... w jego ramionach, gdzie już nie musi na nic się oglądać i o niczym myśleć. Zachichotała cicho, gdy obiecał kubki kakao. - Trzymam cię za słowo. Będziesz pił je ze mną. - zwróciła mu uwagę, że głównym powodem wyciągnięcia jej później z łóżka będzie towarzystwo. Yumi nie była pewna jak zareaguje, gdy znowu zostanie sama ze swoimi myślami. Gdyby wiedziała, że wciąż jego serce w żaden sposób nie reaguje nawet na tak skrajną dla niej bliskość, poczułaby się szczerze zawiedziona. Podczas gdy jej ramiona i tułowie mrowiło od obecności drugiego człowieka, on stał i spełniał tylko uprzejmą prośbę swojej narzeczonej. Ni krztyny zachowania pochodzącego z głębi serca, brak tła chociaż lekkiego zadowolenia. Uciekłaby niewątpliwie nazywając siebie egoistką. Schowała się całkowicie otoczona jego barkami, nie było jej prawie widać, jeśli stałoby się z tyłu. Zastanowiła się po cichu czy lubi pączki. Lubiła, chyba. Tym razem przeszkodziła jej obojętność wyczuwalna w głosie Amycusa. Z wielkim trudem, żalem i widocznym niezadowoleniem wyswobodziła się z jego objęć, w jednej chwili zdając sobie sprawę co ona najlepszego zrobiła. Kucnęła po koc i uciekła wzrokiem, pozbywając się całkowicie swojej odwagi. - Pączki są dobre. - odpowiedziała ciszej i mniej weselej. Zmarszczyła brwi i przez chwilę zastanawiała się, analizując coś w sobie. Owinęła się kocem, aby zakryć się i choć trochę zagłuszyć mrowienie ramion i tułowia. Spojrzała na Amycusa trochę smutno. - Zapytam cię o coś... ale najpierw przebiorę się w piżamę w różowe pieski i zielone skarpety. Zawołasz Gruzdka? - jak miała mu pomóc odczuć chociaż trochę ciepła i poruszyć jego zlodowaciałe serce? To było trudniejsze niż myślała. Cieszyła się jak dziecko, gdy przez te dwie minuty ją przytulił, czerpała z tego mnóstwo sił i bezpieczeństwa, a on spełniał uprzejmie jej prośbę. Miała ciężki poranek, więc naturalne, że nie odmówił swojej narzeczonej pomocy. Był do bólu uprzejmy i życzliwy, a mimo wszystko w środku było pusto. Nie czuł nic, a przecież wywaliła kilka cegieł ze swojego muru, aby mu chociaż tak podziękować za uratowanie prawdopodobnie życia i przyszłości. Przypatrywała mu się niepewnie, błądząc wzrokiem po twarzy i zatrzymując spojrzenie na jego klatce piersiowej, mniej więcej w okolicach tam, gdzie znajdowało się serce. Przełknęła gulę w gardle lekceważąc ponowną prośbę o objęcie ramion. To nie miało sensu myśleć tylko o sobie i zaspokajać swoje własne egoistyczne potrzeby. Czuła się z tym bardzo źle. Zaczęła pakować cegłę z powrotem na swoje miejsce. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:59 | |
| Odkąd tylko pamiętał, Yumi starała się go zbyć i sprawić, żeby przestał się nią interesować. Odniosło to zupełnie odwrotny skutek, doprowadzając do tej właśnie sytuacji. Oboje byli od siebie zależni i uzależnieni, chociaż tylko Amycus zdawał się to dostrzegać. Dziewczyna zaproponowała złamanie zasad, których przez blisko pięć lat się mocno trzymała. Może potrzebowała czegoś, aby zmazac ohydny dotyk brata ze swojego ciała? Carrow odrzucił tę możliwość w chwili, gdy się pojawiła. Nie wierzył w to, że w cudowny sposób wszelkie uprzedzenia Yumi zniknęły i postanowiła podzielić sie z nim ..sobą, po prostu sobą. Bandaż okrywajacy jej ramię był śladem po Graybacku, a nie Dereku - jak chłopak zdążył sie dowiedzieć w piwnicznej celi, wśród wrzasków i skomlenia o litość. Znał się na różnego rodzaju ranach, jednak nie interesował się tą wywołana przez wilkolaka, zapewniony przez Krukonke o jej nieszkodliwosci dla zdrowia. Inna sprawa jeśli chodziło o psychikę, która była mocno nadszarpnieta. Pozwolił sobie na posmakowanie jej ciała w mniej awangardowy sposób niż wyobrażał to sobie gdzieś w podświadomości. Labirynty myśli tloczyly sie i nakladaly na siebie, podczas gdy Amycus wybrał najbardziej bezpieczną drogę - poprzez spokojnie przesunięcie dłońmi po uzdrowionych niemalze calkowicie plecach brunetki. Łaknął tego dotyku od niepamietnego wręcz czasu, a kiedy w końcu nadeszła dlugo wyczekiwana chwila - coś w środku burzyło się w nim, domagając się czułości i pieszczot. Zamknął dziewczynę w swoich objęciach szczelniej, umożliwiając swobodne oddychanie i poruszanie gornymi konczynami na tyle, aby nie czula sie osaczona. Miała skrzywdzone ciało, jednak Amycus nie spoglądał na nią kategoriami, jakie ona sama wyznaczala. Posiadał własne, ze względu na które zaczął dostrzegać Yumi w nieco innym niż dotychczas świetle. Oskarżała go we własnych myślach o upokorzenie i nie patrzenie na nią jak na kobietę, chociaż drobnymi gestami próbował udowodnić jej, że nie ma racji. Nie mowil tego wprost, lubujac sie w niedopowiedzeniach i polaluzjach, dzięki którym miał zawsze otwartą furtkę. Umożliwiając Yumi swobodną interpretację, samemu doprowadził do oceny ich relacji jako czysto "przyjacielskich". Mógł więc swoje ewentualne pretensje kierować tylko i wyłącznie do siebie, plujac sobie w brodę za nieodpowiednie techniki i niewielką wiedzę na temat psychologicznego podejścia do ofiar przemocy. Spoglądał na ich odbicie w lustrze, skupiając się przede wszystkim na chudej sylwetce Merberetówny. Sunał śmiało wzrokiem nie tylko po jej plecach, ale również posladkach i nogach, zatrzymując się przy bardziej ciekawszych miejsach - taki jak moment załamania sie paska spodni z odkrytą, niczym nie przyslonieta skórą. W glowie wciąż słyszał echo wypowiedzianych jednym tchem zdań, burzacych dotychczasowy porządek w ostateczny już sposób. Przesunął prawą rękę wzdłuż kręgosłupa dziewczyny, zatrzymując go na wysokosci karku. Niespiesznie wsunal palce w jej wlosy, zapoznając się z ich fascynująca struktura w taki sposób, jakby ten gest wykonywał po raz pierwszy. Zachowując śmiałość i bezpośredniość gestów udowadniał, że nie po raz pierwszy dotyka dziewczecego ciała. Robił to na tyle delikatnie, z nieugietym spojrzeniem utrzymującym świeżość doznania, że aż nierozumialym mogło być dla osoby trzeciej to, jak wiele beztroskiej przyjemności można czerpać z niewielkich gestów. Trwało to tak krótko, że nie zdążył nacieszyć się odwagą Yumi, ponieważ odsunęła się i sięgnęła po koc. Stał niewzruszony cofajac dłonie wzdłuż swojego ciała i słuchając tego, co miala mu jeszcze do powiedzenia. Niewielką zmarszczka pojawiła sie między brwiami, kiedy poprosiła o zawołanie Gruzdka i pytaniu, jakie krazylo po jej umyśle. Widział aż za dobrze gdzie skierowała swój wzrok i był 100% pewien, że nie podziwia muskulatury, a probuje sie przebić wzrokiem do widoku serca. - Nie analizuj i nie interpretuj tego, nie teraz Yumi. Później, ale nie teraz. - Odezwał się łagodniej, naturalnie wsuwajac dźwięki zmeczenia i troski. Chcial, aby mu uwierzyła w te słowa, dlatego ponownie podniósł dłoń do jej zranionego policzka i przesunął nim po skórze, chlonac jej ciepło. Druga reka zaś podniosła rozdzke, zatrzymując koniec kilka milimetrów przed brzuchem dziewczyny. Wypowiedział krótkie, ale silniejsze zaklęcie, a po chwili pomarańczowe światło otoczylo wszystkie rany z przodu jej torsu.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:59 | |
| Nigdy nie rozumiała dlaczego jej zachowanie nie jest poprawnie interpretowane przez Amycusa. Wiele razy próbowała wręcz pozbyć się go ze swojego otoczenia, na jego widok wzdychała, załamywała ręce i robiła w tył zwrot. Większość Ravenclawu wiedziało, że Yumi go nie cierpi. Każdy to wiedział widząc ich chociaż raz razem, każdy był tego świadom oprócz samego Amycusa. Nie chciała się przyznać sama przed sobą jak bardzo jest pomocny, jak bardzo nie może się bez niego obejść... nie mówiła mu, że ilekroć dzieje się coś złego, ona jak głupia naiwnie woła go w myślach. To chyba coś oznaczało, prawda? Yumi ośmieliła się wyjrzeć zza muru, bo dostała dziś namacalny dowód, że Amycus szanuje każdą jej decyzję odkąd obiecał słuchać, co ona ma do powiedzenia. Zachowywał się bardzo prawidłowo. Marzyła o tym jeszcze trzy tygodnie temu, aby właśnie taki był. Teraz, gdy już go takiego miała, wciąż coś jej nie pasowało. Ośmieliła się wyrazić na głos potrzebę przytulenia, co dotychczas nigdy nie miało miejsca i nie śniło jej się, że kiedykolwiek to stanie się. Oczekiwała chociaż odrobiny pozytywnej reakcji, że jej chwilowe wyrzeczenie się zasad ma jakikolwiek sens. Musiała odsunąć się, gdy wplótł ręce w jej włosy, obchodząc się z nią nadzwyczaj delikatnie. Wtedy poczuła powrót zagrożenia, lampka w głowie zapaliła się. Było zbyt dobrze, zbyt miło, aby mogło to trwać wieczność. Zdając sobie sprawę z pragnienia objęcia szyi Amycusa i schowania twarzy w zagłębieniu obojczyka stwierdziła, że postąpiła zbyt daleko. Potem będzie chciała więcej i więcej bliskości, której nie miała prawa żądać. Wciąż tkwiła w niej myśl, że Amycus jest tylko życzliwie uprzejmy i spełnia prośbę swojej narzeczonej. To był kubeł zimnej wody i mus ukrycia się za swoim murem. Sposób w jaki badał jej skórę korzystając z nadanej bliskości zaprzeczał jej oskarżeniu jakoby Amycus nie traktował jej jako normalnej dziewczyny. Choć nie było iskier ani ognia, na jej karku perlił się pot, w ustach jej zaschło, a czoło było tak gorące, iż można było podejrzewać gorączkę reszty ciała. Wiedziała o tym, że to już wykraczało poza określenie "przyjacielskie". O jeden wielki krok za dużo. Osoby zaprzyjaźnione tak się nie zachowują. Mogła przewidzieć, że objęcie ramion w tym przypadku mogłoby nie wypalić. Cierpiała przez tę świadomość. Dokładnie pamiętała ich rozmowę w Hogsmade, gdzie po jego złowieszczym wybuchu śmiechu, począł przyglądać się jej... inaczej. Jakby był głodny i nie chodziło tutaj wcale o jedzenie. Wówczas zignorowała to twierdząc, że musiało się jej źle wydawać bądź przewidzieć. Nie mogła go pociągać... nigdy w życiu nie uwierzy w tę abstrakcję. Nawet gdy cofnęła się, nie zareagował. Dokuczał jej brak reakcji z jego strony, bo nie mogła wtedy czuć, że wszystko jest w porządku. Ciągle od niego coś brała, nie dając nic w zamian, a to przecież on uratował jej życie i przyszłość. Ostrzegał przed takim stanem rzeczy, przyznając się bez bicia do swoich głębokich usterek. W pokrętny, nie bezpośredni sposób poprosił wówczas, aby pomogła mu chociaż raz odczuć "ciepło wokół serca". Yumi odnosiła wrażenie, że przecenił jej możliwości. Odgadł gdzie patrzy i jakie pytanie odbijało się o wnętrze jej czaszki. Nic dziwnego, nie znała bardziej spostrzegawczej osoby. Prosił ją dokładnie o to samo, o co ona niego. Nie analizować i nie interpretować. Łatwo mu mówić, gdy do świadomości dostaje się wiadomość o braku reakcji przyjaciela na imitację bliskości. A to i tak było bardzo wiele jak na jeden dzień dla Yumi. Nie czuła zaklęcia wsiąkającego w dół jej brzucha. Zostało stłumione przez dłoń ponownie zakrywającą różowy policzek. Nie ośmielała się oddychać bardziej niż wymagał tego organizm. Jej źrenice rozszerzyły się mocno na widok swojej ręki, która postanowiła podjąć decyzję za Yumi i dostać to, czego chciała. Zakryła palcami dłoń Amycusa, przytrzymując ją dłużej na spragnionym delikatności policzku. Zamknęła oczy, układając palce w zagłębieniach między jego palcami. Wbrew oczekiwaniom swoim dotykiem nie podrażniał nadwrażliwej teraz skóry. Nie wiedziała kiedy zaklęcie lecznicze skończyło się, czy w ogóle miało miejsce. Zupełnie na to nie zareagowała, przejęta swoim niepoprawnym zachowaniem. Jeszcze parę chwil skupiała wszystkie swoje zmysły na lewym policzku zanim rozsądek doszedł do głosu. - Przepraszam. - z łamanym sercem sięgnęła do jego dłoni i odsunęła od siebie, odkładając ją wzdłuż ciała Amycusa. Tak przyjaciele się nie zachowują, to już trochę za dużo. Ten gest nie był czysto przyjacielski, wprowadzając w Yumi dodatkowy zamęt. - Dobrze, zapytam kiedy indziej. Dzisiaj jestem... zbyt podatna na... słabość. - chciała powiedzieć "na ciebie", w porę ukrywając co chciała naprawdę powiedzieć, zamieniając na pokrewne słowo. Oderwała od niego wzrok czując, że ryzykuje jeszcze większe "osłabienie", jeśli tak dalej pójdzie. Spuściła głowę i odsłoniła kawałek swojego brzucha, nie dostrzegając już tam ani jednego śladu po przebytym poranku. Jedynymi śladami był podrażniony policzek i krwawiąca, chociaż już zatamowana, rana gdzieś w okolicach serca. Zapomniała, że potrzebowała Gruzdka |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:00 | |
| Zabawa w kotka i myszkę nie podobało mu się w wersji Yumi, ponieważ była zbyt nieprzewidywalna do tego. Wykorzystywał bez mrugnięcia okiem jej osłabienie, aby uzyskać wybielenie w oczach Krukonki. Małe kroki jakie wykonywała w jego stronę, za każdym razem mogły zakończyć się nagłym odskokiem i wrzaskiem pod tytułem „co ty sobie wyobrażasz”. Żal i smutek krążący po jej oczach uświadamiał mu, jak niewielka jest na to wszystko szansa. Bez mrugnięcia okiem burzył jej kolejne bramy, odbierając cegiełki z rąk i wyrzucając gdzieś za plecy. Stał przed nią z poważnym wyrazem twarzy, nie czując tego co ona, ani nawet nie podejrzewając jakie jeszcze uczucia prócz wewnętrznego bólu odczuwa. Spotkało ją coś złego i nie potrafiła wydostać na zewnątrz mechanizmu obronnego, ponieważ zabrakło jej sił. Nawet teraz nie było miejsca na zaskoczenie, kiedy Amycus przypomniał sobie o potrzebie zaopiekowania się Yumi. W egoistyczny sposób dążył do celu nie pytając ją o zdanie, uzyskując coraz więcej argumentów przemawiających na jego korzyść. Jak na dłoni widział, że nie ucieka już przed jego dotykiem i z wyczekiwaniem …czeka na niego. Zaklęcie powoli regenerowało wszelkie szramy po nieczułym dotyku Dereka, podczas gdy dziewczyna zaskoczona własną reakcją przytuliła się do dłoni wybawiciela. Zamykając oczy straciła na kilka chwil widok jego beznamiętnej, czujnej twarzy oraz spojrzenia, które zatrzymywało ją w miejscu. Poruszył nieznacznie palcami, aby ułatwić jej wsunięcie opuszków między własne i skupił się na miłym cieple. Przez ostatnie tygodnie był wyposzczony, jednak łatwo zapanował nad swoimi pomysłami, które niezwykle łatwo mogłyby zrazić Yumi. - Za co? – Krótkie pytanie było dla Ślizgona było drogowskazem w drodze do dziewczyny, ponieważ widział aż za mocno ból gestu, na jaki się zmusiła. Jego spojrzenie nie było utkwione w jej oczach, ale lekko spękanych ustach. Nie był w stanie powiązać potrzeb i kłócących się ze sobą racji w jej wnętrzu, ponieważ nie podejrzewał nawet o istnienie jakiejkolwiek walki. Obserwował smutek, odsuwając rękę wzdłuż swojego ciała i tylko zerknął na odsłonięty brzuch Yumi. Zdążył odsunąć różdżkę, chowając ją do ukrytej kieszeni - tak jak zawsze. Kiedy ona podziwiała gładką skórę, Amycus odwrócił się od niej i podszedł do kominka, gdzie ustawione były zdjęcia oraz mały, mosiężny dzwonek. Chłopak uniósł go, a delikatny dźwięk rozniósł się dookoła pokoju. Potem zapadło milczenie, które nie wypełniało pustki po dotyku Yumi. Z lekkim zamyśleniem przyglądał się swojej dłoni trzymającej dzwoneczek, ukrywając tym samym prawdziwy powód. Mrowienie ciepła ustąpiło, wzbudzając w Amycusie pilną potrzebę skorzystania z okazji i wykorzystania Yumi w taki sposób, jakby tego pragnął. Była podatna na wszelkie przejawy manipulacji, więc musiał chronić ją przed resztą rodziny przez najbliższych kilka godzin, uniemożliwiając tym samym zrobienie prania mózgu. To on miał naprostować jej myślenie, prezentując korzyści z tego płynące, a nie cierpienie i wątpliwości. Wypuścił powietrze z płuc odkładając niewielki przyrząd, aby odwrócić się bokiem do dziewczyny i uśmiechnął się życzliwie. – Musisz się przyzwyczaić do tego, że będę na ciebie patrzył inaczej niż inni, Yumi. Kilka miesięcy temu mówiłem ci, że jesteś wyjątkowa. Moje zdanie co do tego się nie zmieniło. – Nieoczekiwanie połączył dwa tematy rozmów, porzucone bardzo dawno temu. Zarówno przed biblioteką informował ją o zagadce i chęci rozwiązania jej, a z drugiej mówił o momencie nienawiści do własnego wyglądu, którą spostrzegł przed rozpoczęciem stosowania zaklęć regenerujących. Utrzymywał spojrzenie na jej oczach, panując nad możliwością zerknięcia niżej, ponownie na jej usta. Była słaba, brzydka, zraniona. I mimo, że nie miała w sobie teraz nic pięknego, zamierzał zostać z nią przez najbliższych kilka godzin. - Najmilszy panie, Gruzdek gotowy! Czy czegoś szanowny pan najmilszy potrzebuje? – Usłyszeli oboje skrzekliwy głos dobiegający zza mahoniowych drzwi, zmuszając Carrowa do otwarcia jednego ze skrzydeł. Skrzat wciąż się garbił, nie podnosząc nawet głowy na panicza, tylko czekał usłużnie na wykonanie polecenia. - Panienka Merberet potrzebuje kilku rzeczy, możesz wejść. – Odpowiedział uprzejmym tonem, nie przejmując się ukradkowym, lękliwym spojrzeniem skrzata na półnagą dziewczynę otoczoną kocem. Domowy skrzat zerknął na Yumi na moment, czując równocześnie ulgę że nic jej nie jest, ale też strach. Przecież była w sypialni pana Carrowa i była zawinięta w koc! Na pewno coś między nimi doszło, na pewno! Pan domu nie może się o tym dowiedzieć, przecież to hańba! Gruzdek przykleił nos do podłogi, przystając przed brunetką.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:01 | |
| Dała z siebie już bardzo wiele. Została najpierw brutalnie obdarta z bezpiecznej osłonki przed światem i zamiast teraz budować ją jeszcze ciaśniejszą i mocniejszą, chodziła między zniszczonymi cegiełkami, biorąc ze sobą Amycusa. Co chwila wątpiła w swoją wytrzymałość i zdrowie psychiczne, wycofując się ilekroć coś wydawało się jej niepoprawne. Ufała mu, jednak nie na tyle, aby samej zburzyć swój pancerz i wpuścić pod niego swojego narzeczonego. Jej odpowiedź na zaręczynach nie dawała mu żadnych przywilejów. Wciąż było tak, jak jest. Zmienił się tylko czas, jaki ze sobą będą spędzać. W jej wnętrzu buzowało mnóstwo rozmaitych uczuć, które z trudem oddzielała, nazywając je po imieniu. Było jej ciasno, bo nie mogła znaleźć miejsca na chwilę swobody i beztroski, na radość z nieobecności brata i możliwość odżycia. Nie chciała odpowiadać mu na zadane pytanie. Nie wiedziała za co przeprasza, ale czuła, że musiała to zrobić. Nie poznawała samej siebie i z pewnością Amycus nie wiedział kim jest ta dziewczyna stojąca przed nim. On nie musiał zmagać się z wieloma sprzecznymi emocjami, po prostu ich nie odczuwając. Nie umiała mu w tym pomóc, bo nie była wystarczająco z nim związana, aby mieć prawo wpływać na niego. Była tylko Yumi Merberet. Owinęła się kocem jeszcze ciaśniej tak, aby nie było widać nawet skrawka jej gołej skóry. Odprowadzała wzrokiem Amycusa, z wewnętrznym gorzkim rozbawieniem zauważając staromodny sposób wzywania skrzatów. Była teraz dosyć łatwym łupem dla każdego. Osłabiona psychicznie z prześwitami w murze pozwalała sobie na więcej niż chciała. Zdawała sobie z tego sprawę, że jest podatna na wpływ i nie umiała przy Amycusie naprawiać szkód. To byłoby jak mycie zębów podczas jedzenia czekoladek. Cokolwiek by nie zrobiła, i tak teraz skazane byłoby to prędzej czy później na porażkę. Nie odpowiedziała mu na poprzednie pytanie, udając, że ono nie padło. Nie chciała przyznawać się sama przed sobą do niczego, bo zburzyłoby to jej ledwo utrzymywany spokój. - Musisz zaopatrzyć się w okulary, Amycusie i zmienić swoje zdanie. Nie przyzwyczaję się nigdy. - wykrzywiła usta w grymasie, po raz kolejny pokazując przejaw szczerości. Musiał być świadomy tego co robi. Chciała znać definicję " patrzenia inaczej niż inni", usłyszeć ją w wersji Amycusa. Mogła mylić się w interpretacji. Mogła go tylko ciekawić na bazie psychicznej i niepotrzebnie panikowała. Okazując swoją słabość popełniała wówczas radykalny błąd. Yumi nie byłaby w stanie dłużej niż pięć minut trzymać czyjejś ręki, więc co tutaj mówić o czymkolwiek innym? Nie zmuszała go do zostania z nią przez najbliższe kilka godzin, jednak też go nie wyganiała. Wszak to jego dom, jego sypialnia i jego warunki, nie mogła tu wydawać rozkazów. Jeśli chciał marnować na nią czas, wykorzysta to na przyglądanie się mu i sprawdzeniu co powoduje u niego intensywniejszą reakcję, aby wiedzieć czym kierować się w przyszłości. Szła na oślep nie wiedząc czy Amycus kiedykolwiek poczuł ciepło wokół serca. Ze swoimi ograniczeniami niewiele mogła posunąć się, aby to sprawdzić, lecz nie zaszkodzi podjąć parę bezpiecznych prób. Usłyszała nagłe znany już jej skrzekliwy głos skrzata. Yumi rozczuliła się widząc zgarbione plecy małego sługi, dostrzegając jednocześnie życzliwość w głosie Amycusa. Nie lubiła być świadkiem zachowań skrajnie niepoprawnych wobec niewinnych stworzeń. Dziewczyna znowu wykrzywiła usta, wyraźnie niepocieszona, że ktokolwiek się przed nią kłania dotykając nosem podłogi. Posłała Amycusowi wymowne spojrzenie udowadniające, jak bardzo nie podoba się jej takie traktowanie. - Czy mógłbyś Gruzdku przynieść z mojej sypialni ciemnoniebieską torbę stojącą między biurkiem a łóżkiem? - zapytała uprzejmie, nie ośmielając się mu rozkazywać. Przyglądała się skrzatowi z pewną odmianą czułości, gdy zniknął nagle śpiesząc spełnić jej prośbę. Znowu zapanowała między nimi cisza. Dopiero po tak długim czasie jej uwagę przykuły rośliny leżące na łóżku. Zerknęła na nie podejrzliwie, jakby miały zaraz poruszyć się i skoczyć jej do gardła. Zupełnie jak pamiętny prezent od Irytka. Odeszła od lustra i znalazła się przy łóżku, wabiącym ją i kuszącym. Sięgnęła po jedną różyczkę, perfekcyjną, z idealnie rozwiniętymi płatkami. Yumi cichutko westchnęła, muskając różyczkę opuszkami palców. - Nie potrzebuję żadnych prezentów. To nic nie zmieni. - przypomniała Amycusowi, że nic materialnego nie zmusi jej do przychylniejszego patrzenia na jego świat. Z trudem przyjęła diamentowy pierścionek, według niej grubo przesadzony. Obróciła w dłoniach kwiatka, oglądając go ze wszystkich stron. - Są bardzo ładne. Idealne. - mimo wszystko podziękowała, nie chcąc go urazić swoim niezadowoleniem wobec prezentów i niespodzianek. Gdy po paru chwilach w pokoju ponownie pojawił się skrzat widocznie zlękniony i speszony ich obecnością w takiej sytuacji, Yumi odwróciła się do niego z powrotem. - Dziękuję ci bardzo. Czy mógłbyś teraz przypilnować panicza Carrowa, aby zjadł śniadanie? To bardzo ważne. - kucnęła przed skrzatem, aby być na mniej więcej tej samej wysokości co jego przerażone ślipia. Posłała służalczemu stworkowi uśmiech pełen wdzięczności za to, jak bardzo jest miły. Nie wyciągała tez ku niego ręki, wciąż trzymając w dłoni jedną z różyczek. Amycus powinien przynajmniej raz na jakiś czas poczuć się tak, jak ona. Ktoś musi się o niego kiedyś zatroszczyć. I chociaż nie miała tutaj żadnej władzy, będąc tylko narzeczoną panicza Carrowa, próbowała sprawić, aby skrzat podszedł do jej prośby z pełną powagą. Przemawiała do jego zatroskanej części o dobro rodziny. Amycus przegapił śniadanie, więc wysyłała go do kuchni, aby chociaż na chwilę pozbyć się go z pokoju. Musiała mieć kilka minut, aby wpakować się pod kołdrę i zniknąć w niej, udając, że nie obudziła się dzisiaj rano i nic złego się nie stało. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:02 | |
| Zawiązana między nimi nić porozumienia, pojawiła się jakieś dwa tygodnie temu, ale teraz znów został nadszarpnięty jeden z węzłów utrzymujących ich relację. Brak odpowiedzi na pytanie zostało zbyte obojętnością i kamiennym wyrazem twarzy, tak naturalnym przy Amycusie, że aż nieludzkim. Przez cały poprzedni wieczór, Yumi mogła widzieć jego autentyczne zainteresowanie poszczególnymi gośćmi, wymieniane uprzejmości i sztywną kurtuazję, która w żaden sposób nie burzyła jego perfekcyjności. Społecznie dostosowywał się do wymogów, chociaż podczas ich intymnego spotkania w altance, pozwolił sobie na odrobinę zmęczenia, spowodowanego noszeniem dziesiątek masek podczas niekończącego się wieczoru. Zmuszał ją do odbierania go takiego, jakim w pełni był i nie znosił sprzeciwu, dostrzegając iż Krukonce zależy przede wszystkim na jego naturalności. Nie był w stanie podarować jej dokładnie tego, czego pragnęła i żądała, uparcie twierdząc iż nie jest mu to potrzebne do definicji szczęścia. Tylko w chwilach takich jak ta, zastanawiał się w jaki sposób mógłby przebić się przez kokon chłodu, który zdawał się odbudowywać w zastraszającym wręcz tempie dookoła dziewczyny. Mimo iż podeszła do róż, zdeptała je z błotem, uraczając tylko wymuszonym spojrzeniem i życzliwością, której Amycus wolałby nie widzieć. Kątem oka jedynie obserwował swojego skrzata,ignorując grymasy na twarzy dziewczyny i nie łącząc ich wcale ze zgarbionym stworzeniem. Raz, może dwa razy zerknął na fioletowy siniak uczyniony pośrednio nogą Dereka. Gruzdek zniknął w obłoku dymu, znając dobrze zasadę pojawiania się w poszczególnych pomieszczeniach tylko na wyraźne żądanie któregoś z domowników. Suchy komplement spotkał się z oschłym spojrzeniem Carrowa, liczącym na coś więcej niż wymuszone słowa. Żaden mięsień na jego twarzy nie poruszył się, kiedy przez kilka sekund burzył harmonię grzeczności i zasad, jaką próbowała wprowadzić Yumi. Na nowo stawała się tą samą osobą, którą dobrze zapamiętał i nie podobały mu się okna duszy zatrzaskiwane przed jego wzrokiem. Wyminął ją bez słowa komentarza, przystając dopiero przy szafie, której otwarte skrzydło zamknął. Prześlizgnął spojrzeniem po zawieszonych koszulach i garniturach, zanim po pokoju rozniósł się dźwięk teleportującego się skrzata. - Gruzdku, możesz już iść. – Uciął stosunkowo ostro troskę kryjącą się za słowami Yumi, wzbudzając w biednym skrzacie dezorientację. Początkowo stworzenie gorliwie skinęło głową, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia dla tak uprzejmego wysławiania się i pytania go o zgodę! Ramiona Gruzdka ścisnęły się w kierunku klatki piersiowej, kiedy usłyszał głos panicza Carrowa i z cichymi słowami podziękowania, deportował się do kuchni. Pozornie nic się nie zmieniło w zachowaniu Amycusa, jednak Krukonka znała go zbyt dobrze i zbyt długo, aby nie dostrzec tych niewielkich detali. Mięśnie na jego twarzy przestały się poruszać w próbach utrzymania uśmiechu, a spojrzenie stało się puste i przepełnione obojętnością tak wielką, że aż bolesną. - Jeśli chcesz zostać sama, wystarczy powiedzieć. – Błędnie odczytał intencje Yumi, widząc w jej słowach i zachowaniu nie troskę, ale sposób pozbycia się go z pokoju. Drobne gesty, jakimi go obdarzyła wcześniej przestały mieć jakiekolwiek znaczenie do budzącego się gniewu w żyłach Amycusa, spowodowanego frustracją. Odstąpił w końcu od piekielnych drzwi, ruszając w kierunku własnego łóżka i wymijając Yumi, nie obdarzając ją choćby ułamkiem spojrzenia, chwycił pozostawiony na krawędzi bukiet. Nie zatrzymywał się, a jego ruchy wydawały się płynne i gniewne, może nieco agresywne. Wrzucił kwiaty na pogorzelisko kominka, gdzie dwie godziny temu dziewczyna spaliła swoją koszulę. Jedyna czysta róża pozostała w dłoni Yumi, uchroniona przed brudem i nadchodzącym unicestwieniem. – Staram się, abyś czuła się przy mnie dobrze. Próbuję cię zrozumieć i dowiedzieć jaka jesteś, co lubisz i co sprawia ci radość. – Ani na moment nie odwrócił się plecami do dziewczyny, jednak wrzucając bukiet stał bokiem. Teraz celował lekko zgiętą ręką w pannę Merberet, tłumiąc w sobie wybuch niepokojącego gniewu. – Wierz mi, to nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Nie prosiłaś o to, ale teraz jesteś na mnie skazana. Więc chociaż spróbuj, troszkę chociaż spróbuj umilić nam obu czas. – Jedno słowo zostało przez niego nasączone pogardą i ironią, celowo podkreślone. Amycus miał na celu wyśmianie stosunku, jaki wciąż widział w oczach Yumi kiedy na niego patrzyła. Prośba o przytulenie się była jedynie palącą potrzebą i jeśli ktoś inny znajdował się obok niej, przytuliłaby nawet jeża. Potrzebowała ciepła drugiej osoby, jednak teraz dopiero Carrow uświadamiał sobie, że to nigdy nie będzie on. W całej swojej perfekcyjności nie będzie w stanie przebić się przez jej skorupę, aby zasłużyć na miano „przyjaciela” bądź „kochanka”. Złość nie była teraz źródłem frustracji, że coś znajduje się poza zasięgiem jego wzroku i rąk. Ani też nie chodziło o zniesmaczenie związane z nieuchronną porażką. Ani też brak wiary we własne siły. Amycus znał zbyt dobrze Yumi, dostrzegając traumatyczne luki w jej osobowości, aby mógł wypełnić je swoimi zasobami. Miał deficyty w tych dziedzinach, jakie brunetka uważała za niezwykle istotne. Opuścił ramię wzdłuż ciała po skończeniu wypowiedzi, nie zdejmując z niej spojrzenia póki stanął przy kominku. Sięgnął drugą ręką po różdżkę, wyciągając ją z kieszeni i szykował się do podpalenia bukietu.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:03 | |
| Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Oboje wiedzieli wszak jak trudno będzie im się do siebie dostosować i wzajemnie uzupełnić. Byli od siebie skrajnie różni i chociaż rozumieli się bardziej niżby chcieli, codzienność była czystym wyzwaniem. Amycus zachowywał się bardzo naturalnie, patrząc na wszystko obojętnie, bez krztyny uczucia. Akceptowała to jako jego stały element bycia, jednak cierpiała, że nie mogła tego ot tak zmienić. Chłód, jaki nagle odczuła przedostał się aż do kręgosłupa, rozlewając się na boki rozsyłając mrowienie skóry. Zaręczyny były męczarnią nie tylko dla niego, ale i dla samej Yumi i dziesięciu innych osób. Wszyscy musieli odgrywać wyznaczone role, uśmiechać się, robić dobrą minę do złej gry, udawać zadowolenie... wiedziała ile to kosztowało Amycusa, który w całej tej masce zapomniał, że nie tylko on musiał grać. I choć wszyscy nabierali się na jego perfekcyjne zachowanie, co patrzył tam na Yumi mógł być świadomy, że ona widzi go z innej strony i wie, że to go męczy. Zaniepokojona ciszą i zimnem panującym teraz wokół nich, zerknęła na chłopaka podejrzliwie. Zdziwiła się jego oschłością. Nie oczekiwał chyba rzucenia się mu na szyję, płakania ze szczęścia albo czerwonych policzków? Zmarszczyła brwi, pozbywając się imitacji dobrego humoru. Wstała i dalej trzymała różyczkę, gdy ją wyminął, zamykając drzwi szafy. Widziała przez chwilę jego zachmurzone odbicie i zastanowiło ją, co zrobiła, skoro pogorszyła jego nastrój. Przez chwilę nie pozwalała popsuć sobie nerwów. Zdezorientowany wystraszony skrzat zniknął posłusznie, słuchając rozkazu swojego pana, a nie narzeczonej pana. Wykrzywiła usta, bo Amycus zirytował ją, lekceważąc zalążek jej troski i nie chodziło tutaj tylko o chwilowe pozbycie się go z pola widzenia. Spiorunowała go wzrokiem, jak tylko dostrzegła oziębłą minę. Wyglądał tak, kiedy coś mu nie pasowało. Z biegiem czasu Yumi nauczy się interpretować obojętność Amycusa w zależności od sytuacji. Przeszkadzał jej ten chłód. Obnażyła się przed nim, pozwoliła sobie złamać zasady, a on gapił się na nią tak chłodno, iż nawet koc nie uchronił jej przed gęsią skórką. Parsknęła gorzko, trafnie przewidując, że doszukiwał się drugiego dna w jej słowach. - Znowu mówisz w moim imieniu. - powiedziała nieco ostrzejszym tonem, zaprzestając obracania różyczki w swojej dłoni. Zauważyła, że Amycus nie potrafi patrzeć płytko, co przydaje się w codzienności. Nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać, skoro jej troskę zinterpretował jako "pozbycie się". Może powinna zwierzyć mu się, że musi wziąć kąpiel, aby nie poczuł się urażony? - Spójrz na mnie, Carrow. - zażądała, gdy wymijał ją bez słowa, jakby pełniła tylko funkcję dekoracyjną pokoju. Nie rozumiała dlaczego zabiera nagle bukiet kwiatów, skoro należał teraz do niej. Oglądając jego ruchy i sylwetkę odbierała od niego złość i gniew. Przez okno prowadzące na balkon wpadł mocny strumień słońca, idealnie oświetlający całego Amycusa, szczególnie jego twarz. Bladą, ściągniętą, nienaturalnie obojętną. - Co ty robisz?- zapytała, kiedy zabrał kwiaty i wrzucił je do kominka. Otworzyła aż usta ze zdumienia, że ważył się na coś takiego. On, przestrzegający wszystkich zasad etykiety i manier, ośmielił się podnieść idealne różyczki i potraktować je w tak podły sposób. Widząc co zamierza zrobić, jej twarz wykrzywił odwzajemniona głęboka irytacja. W kilku krokach znalazła się przy kominku i wyjęła stamtąd kwiaty. Jedna róża dosyć mocno ucierpiała tracąc trzy płatki zaplątane wokół drewienka. Przycisnęła podarunek do klatki piersiowej i spiorunowała wzrokiem Carrowa, który postanowił wytrącić ją z równowagi. - To są moje kwiaty. Nie masz prawa ich niszczyć, bo są teraz moje. Dałeś mi je, więc to ja decyduję co z nimi zrobię. Będą kwitły w wazonie, a ty nawet ich nie tkniesz, bo będę chciała je oglądać. - przetłumaczyła dobitnym tonem, co zamierza zrobić. Yumi była zmuszona obierać taktykę wyjaśniania swojego zachowania i planów, jeśli miało nie dochodzić do nieporozumień. Zmrużyła skośne ciemne oczy i próbowała odczytać z Amycusa co jeszcze mu leży na duszy, skoro dopuścił się okazania gniewu w tak nieelegancki sposób. - Nie obchodzi mnie jak sobie to interpretujesz. Mówiąc, żebyś poszedł na śniadanie miałam dokładnie na myśli, żebyś nie był głodny. To takie trudne do pojęcia? Będziesz doszukiwał się drugiego dna za każdym razem jak postanowię okazać wobec ciebie troskę? - zapytała nie spuszczając zeń wzroku. Obejmowała kwiaty, nie zważając na wbijające się małe kolce w jej skórę. Róże należały do niej i chociaż nie ucieszyła się z nich tak, jak oczekiwał Amycus, były jej. - Jak mam umilić ci czas? Rzucić ci się na szyję, udawać rozanieloną, piszczeć z radości i traktować ciebie jak ósmy cud świata? Nikt nie mówił, że będzie łatwo. - prychnęła. Zerknęła na trzymane kwiaty. Starła ręką z poturbowanej różyczki sadzę, aby chociaż trochę odzyskała swój czerwony kolor. Czy czerwone róże nie oznaczały przypadkiem miłości? Nie, musiała się pomylić, inaczej by jej ich nie przyniósł. - Przygotuj się, że będę od czasu do czasu troszczyć się i pilnować głupich detali. Nastaw się na to i nie doszukuj się w tym niczego innego. Jestem twoją przyszłą żoną i przyzwyczajaj się do mojego zachowania. A tych kwiatów nie waż się ruszać. Są moje. - wycedziła wszystko na jednym tchu, piorunując go wzrokiem. Odwróciła od niego głowę i szukała w pokoju wazonu, w który mogłaby wcisnąć otrzymany bukiet - włącznie z poturbowaną różyczką, która nie była już idealna. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:04 | |
| Przez krótki moment żałował, że na miejscu nie ma Victorii bądź Jasmine, z którymi potrafił się porozumiewać często bez słów. Szczególnie ta pierwsza dziewczyna stanowiła dla Amycusa idealną kandydatkę na małżonkę, potrafiącą dostosować się do wymogów społeczeństwa i ról, jakie przyjdzie jej grać. Zastanawiał się nad silnym charakterem szatynki, patrzącą równocześnie z okrucieństwem i pożądaniem, subtelnie okazującą inteligentniejszej części społeczeństwa w jaki sposób można pokierować słabszymi jednostkami. Jego myśli pogalopowały w stronę Merbereta seniora i posagu, jaki został wyznaczony za głowę Yumi. Czy rzeczywiście ich ród był aż tak znamieniny, aby plamić krew Carrowów z Krukońskim dążeniem do wszechwiedzy i czystością umysłu? Wypuścił powietrze z rozszerzonych nozdrzy, nie dając po sobie poznać jakimi myślami jest przepełniony. Czuł jednak posmak goryczy na wargach i w jamie ustnej, być może spowodowane rzeczywistym głodem. Syte śniadanie nie stanowiło dla niego bezpośredniej przyczyny porzucenia tego pomieszczenia, ale ostro zakończone fakty. Gdyby tylko się postarał, mógłby zdobyć Victorię i uczynić z niej księżniczkę na włościach, której niczego by nie brakowało. Zarówno materialnie, seksualnie, jak i duchowo. Yumi była niczym nie wyróżniającym się podlotkiem, którego skrzydła zostały ścięte przedwcześnie w brutalny sposób. Opuszki palców przesuwające się po chropowatej powierzchni różdżki kusiły go, aby wycelować zaklęcie zapomnienia prosto w jej umysł. Wyciągnąć wszelkie przejawy Dereka, umożliwiając jej równocześnie rozpoczęcie życia na nowo. Amnezja, to się zdarza przy tak traumatycznych przeżyciach. Wystarczyłoby w odpowiedni sposób zakręcić poszczególnymi znajomościami i zmieść bękarta z powierzchni ziemi tak, jakby w ogóle nie istniał. Nie pojawił się w domu Merberetów, zabierając przy tym również rolę Amycusa w życiu Yumi. Dzisiejszego poranka odebrał dziewczynie oprawcę i dręczyciela, usuwając tym samym jedyną nić zalezności jaką trzymała drobna brunetka. Przez krótki moment gniew zamienił się w pusty śmiech, rozbrzmiewający cicho po wnętrzu czaszki Amycusa. Wypalał racjonalne myślenie, cofając wspomnienia do wrzasków Dereka kiedy na pamiątkę zabierał sobie fragment jego cierpienia. Groźby wysuwane w stosunku do własności Amycusa było jedynym powodem, dla którego czerpał przyjemność z tortur nad chłopakiem. Celami pobocznymi, można by nawet rzec – ubocznymi – była ochrona czci Yumi oraz godności Alecto. Wziął pod uwagę możliwość, że źle zinterpretował zachowanie dziewczyny. To wcale nie umniejszyło jego odczuć, chociaż przyniosło pewnego rodzaju harmonię i spokój. Możliwość popełnienia błędu nie wchodziła tutaj w rachubę, przez co musiał brać pod uwagę różne scenariusze. Patrzył na nią ignorując niezwykle jasną wskazówkę, że zawiódł jej oczekiwania i postanowił wepchnąć w jej usta słów, które miały płytkie znaczenie. Zamierzał wytknąć jej niezdecydowanie, odnosząc się do patrzenia na nią i niepatrzenia równocześnie, wskazując na bezsens wyrzucanych przez nią stwierdzeń. Odwdzięczył się jednak brakiem odpowiedzi na pytanie, ostatecznie wrzucając bukiet do kominka i obserwował jak zdziwienie wykrzywia twarz Yumi. Podbiegła zadziwiająco szybko, przytrzymując łapczywie zbawienny koc do swojego ciała i wyciągnęła kwiaty ostrożnie, tuląc do siebie. Nie rozumiał jej. Zatrzymał palec wskazujący na różdżce, zamierając ręką jaka luźno zwisała wzdłuż jego ciała. – Przecież ich nie chcesz. – Wybronił się zaskakującą bezpośredniością, nie nadążając za przewrotnością charakteru Yumi. Zmarszczył nieznacznie mocniej brwi, odczytując niezadowolenie dziewczyny związane nie tylko z dorwaniem się do tego bukietu, ale również wypowiedzianymi przez niego frazami. Brak stabilności nie zapewnił mu wystarczającej pewności, aby brutalnie przypomniał dziewczynie, że nie podarował ich jej. Zamiast tego pozwolił cieszyć się-nie cieszyć z kwiatów, czując przepełniającą go na nowo pustkę, która podsycała w abstrakcyjny sposób gniew buzujący w żyłach. Rysy jego twarzy nie uległy zmianie nawet wtedy, kiedy dziewczyna wyjawiła prawdziwy sens słów wypowiadanych w kierunku Gruzdka. Amycus zsunął spojrzenie na jej dłonie, łapczywie i czule pielęgnujące kielichy kwiatów, które zostały uszkodzone przez brutalny gest, jakiego się dopuścił. Odczekał aż zaczęła rozglądać się za wazonem, aby wyprostować się i poruszyć spiętymi palcami utrzymującymi magiczny przedmiot. Wypuścił powietrze z płuc, przymykając powieki i uczynił krok w tył, aby oprzeć się łokciem między zdjęciem rodzinnym jak miał 4 lata a portretem w wieku lat 15 z Alecto. – Po co ci to? Martw się o siebie, a nie o mnie. – W jego głosie można było dostrzec lekką zmianę, dla wielu z pewnością niewyczuwalną. A jednak, coś się zmieniło i oziębły ton głosu nie zamrażał już wszystkiego dookoła. Przypatrywał się dziewczynie, która błądziła po pokoju i próbowała doszukać się samodzielnie chociaż jednego wolnego wazonu, w którym mogłaby włożyć kwiaty. Niczego takiego na pewno tutaj nie znajdzie, ponieważ zieleń nie gościła w sypialni Amycusa od paru dobrych już lat. Podniósł opartą o kominek rękę, aby wesprzeć głowę nadgarstkiem owiniętym w bandaż. W drugiej wciąż trzymał ciemną różdżkę, co jakiś czas przesuwając opuszkiem wskazującego palca wzdłuż jednego pęknięcia.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:06 | |
| Musiała żyć chyba oddzielona od świata, skoro nie spodziewała się, że gdy dorośnie zostanie z kimś zaręczona bez własnej zgody. Gdzieś w jej podświadomości tliła się ta wiadomość, jednak dopiero wczorajszy wieczór dał jej do zrozumienia, że miłostki i zauroczenia nie mają znaczenia. Dorośli dobrali do siebie odpowiednie osoby, rozkazując im ze sobą żyć, w przyszłości spłodzić męskiego potomka i stworzyć idealną dla społeczeństwa rodzinę. Mieli być tak samo pozbawieniu uczuć jak oni i zabić w swoich przyszłych dzieciach marzenia o miłości wyrządzając im taką samą krzywdę, jaką teraz otrzymują. Dla Yumi nie miało to sensu. Nie nadawała się na niczyją małżonkę, nie nadawała się to żadnych związków i wiedziała o tym. Została sprzedana, dokładnie tak. Sprzedana. Jej matka w testamencie zapisała córce spory spadek po swojej zmarłej babci. Ten majątek miała otrzymać jak skończy siedemnasty rok życia i wyjdzie za mąż. Ilość zer skusiła rodziców Amycusa i dlatego znaleźli się teraz w jego domu. Nic dziwnego, że Yumi traktowała to jako kiepski żart. Nie miała tutaj nic do powiedzenia, powinna cieszyć się i dziękować za zapewnioną stabilną przyszłość i dobre imię. Nie chciała być niczyją księżniczką, nie chciała udawać nikogo. Była sobą, swoją skromną, mało urodziwą osobą z piekielnie brązowymi chłodnymi oczętami odpychającymi każdego, kto postanowił próbować sprawdzić co się kryje za tym murem. Odsyłała wszystkich z kwitkiem, poza swoim narzeczonym. Czekała przez chwilę na odpowiedź. Jej brak zinterpretowała westchnięciem, jakby miała do czynienia z osobą wyjątkowo trudną umysłowo. Nie rozumiał prostych rzeczy, zakładał ich niebyt, doszukując się czegoś, czego nie było. W jaki sposób miała spędzić z nim przyszłość? Ręce jej opadały wobec własnej bezsilności. - Kto powiedział, że ich nie chcę? Chcę. Podobają mi się. - zaatakowała go słownie broniąc zaciekle niczym lwica roślinek. Zrobiły się dla niej nagle bardzo ważne, bo były kością niezgody. Nie znalazła wazonu, ale też i go nie oczekiwała. Może w salonie, może u pani Carrow znajdzie taki abstrakcyjny przedmiot, który mogłaby wykorzystać, aby wprowadzić życia w te surowo wystrojone pomieszczenie. Oczyściła do końca różyczki, obchodząc się z nimi czule i pieszczotliwie. Nie musiała się z nich entuzjastycznie cieszyć, aby je chcieć. Lubiła czuć pod opuszkami palców wrażliwą i delikatną fakturę płatków, które tak łatwo było zniszczyć. Wzniosła oczy ku niebu pytając cicho Merlina, czy tak będzie już zawsze. Amycus wpędzał ją w bezsilność swoim zachowaniem. Nagle zechciał ją odepchnąć, role odwróciły się. To zabolało Yumi i chyba pierwszy raz w życiu poczuła to, co on musiał znosić, gdy na niego warczała. - Będę się martwić o kogo będę chciała. Trudno, jeśli ci się to nie podoba. Bądź łaskaw zejść na spóźnione śniadanie i się najeść, a ja doprowadzę siebie do porządku, bo na prawdę chcę schować się pod kołdrą i udawać, że się dzisiaj nie obudziłam. Czy takie wyjaśnienie cię zadowala? - wykrzywiła usta w grymasie i dalej wpatrywała się w Carrowa, póki co niezrażona lodowatym spojrzeniem jakie słał pod jej adres. Wolała, aby zjadł i nie chodziło tutaj tylko o czyściutką empatię. Głodni mężczyźni bywali bardzo rozdrażnieni i mocno nieznośni. Poranek mieli bardzo ciężki, więc oczywiste, że Amycus chcąc nie chcąc musiał odczuwać głód. Yumi również, jednak w jej przypadku brak śniadania można wybaczyć. Nie przełknęłaby żadnego kęsa będąc w tak silnym stresie. Widziała jak mocno trzyma różdżkę w dłoni. Na wypadek, gdyby chciał jej użyć, jeszcze ciaśniej objęła różyczki nie pozwalając na ich zniszczenie. Gdyby postanowił odebrać jej władzę nad życiem i wymazać pamięć, straciłby Yumi na zawsze. Bowiem to Derekowi zawdzięczają, że są sobie tacy bliscy. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:06 | |
| „Jestem twoją przyszłą żoną” rozbrzmiewało echem po umyśle Carrowa, który skupiał swoje spojrzenie na sunącej po pokoju, sfrustrowanej Yumi. Doskonale wyczuwał, że jej usta kierowane były złością i gniewem, jaki był wycelowany właśnie w jego stronę. Nauka, jaką rozpoczął jeszcze w dzieciństwie zbierała swoje plony właśnie teraz, kiedy uświadamiał sobie z jaką łatwością mógłby zmanipulować biedną brunetką. Korzystając ze znanych sobie mechanizmów i technik, wprowadziłby ją w poczucie winy i zakręcił nią wedle własnej woli w taki sposób, aby tego nie dostrzegła. Obserwował ją jak porusza się po sypialni tuląc do swojej piersi bukiet róż, rozmyślając nad swoją łaskawością we względach wolności wyboru, jaki przed nią stawiał. Dość szybko pojął, że myślenie kategoriami ofiary i oprawcy nie zda egzaminu w tej relacji, więc odrzucił kolejny schemat jaki miał nadzieję wprowadzić. Yumi nie była Victorią, o czym musiał pamiętać przy każdym kroku. Nie była żadną z innych dziewcząt, ale stanowiła odrębną jednostkę, stojąc w hierarchii w zupełnie innym miejscu od wspomnianej wcześniej Ślizgonki. Po raz kolejny powiódł spojrzeniem od sylwetki narzeczonej do jej torby, w której zapewne znajdowały się czyste ubrania na zmianę. Yumi Merberet za niespełna dwa lata stanie przy jego boku, otrzymując nazwisko rodu, aby spełnić obowiązki żony. Zapewne wypowiadając w gniewie te słowa nie zdawała sobie sprawę z licznych, obowiązków jakie na nią spadną. Z dziwnym ukuciem satysfakcji zadał sobie pytanie, jak dziewczyna zareaguje na przymus urodzenia jego dzieci. Wizja spędzenia ze sobą upojnej nocy stanowiła wystarczającą abstrakcję, aby Amycus przerwał swój wewnętrzny dialog i powrócił łagodniejszym wzrokiem do brunetki. Trudno było posądzić go o rozczulenie, jednak popatrywał na Yumi z pewną dozą politowania, jaką zazwyczaj wykazuje rodzic w stosunku do krnąbrnego dziecka. Zaprzestał rozmyślania nad domniemana troską, nie wierząc w szczerość tych właśnie słów. Podejrzewał, że ona sama musiała zająć czymś umysł, kierując się również naturalnie wyćwiczonymi przejawami zainteresowania drugą osobą – wszystko, aby tylko nie myśleć o traumie. To co trudne i bolesne było spychane na drugi plan, Amycus widział to dzisiejszego poranka, kiedy Derek próbował wybłagać na nim ulitowanie i chwilę głębszego oddechu. Sukcesywnie i powoli łamał dane obietnice, których chłopak chwytał się niczym brzytwy. Z zadziwiającą łatwością obserwował załamanie nerwowe wariata, jakim stawał się wrak człowieka zwany przyrodnim bratem Yumi. As w rękawie pozwalał Amycusowi na głębokie poczucie bezpieczeństwa, objawiające się niezachwianą pewnością iż trzyma w garści Dereka. Nawet, jeśli był kilka kilometrów od niego. Przesunął ręką po skroni, ostatecznie opierając swój polik o zwiniętą pięść i niewzruszony lustrował sylwetkę niedostępno-dostępnej dziewczyny. Spróbował myśleć o niej jako dwóch skrajnościach, które trzeba było za wszelką cenę połączyć. Zadanie niezwykle trudne, ale skoro postanowił się go podjąć kilka miesięcy temu, nie zamierzał odpuszczać przy pojawieniu się pewnych trudności. Potrzeba była czasu, chociaż Amycus czuł się .. niecierpliwy. Ujrzenie Krukonki rzucającej się na jego szyję i radośnie ćwierkającej należało do całkiem przyjemnych wizji, umilających ten czas oczekiwania na odpowiedź i kolejne, retoryczne pytania. Rzeczywistość była brutalna i ani przez moment nie wierzył w to, że kiedykolwiek dożyje takiego właśnie dnia, w którym dziewczyna całuje go z prawdziwą radością. Podejrzewał również, że trudno będzie mu dojrzeć iskierki szczęścia w jej oczach. Dzisiejszego poranka coś w niej umarło, widział to dokładnie i pielęgnował w sobie ten obraz, zatrzymując ją przez chwilę zanim wybiegła zapłakana z gościnnej sypialni. Drgnął kiedy przed przymkniętymi powiekami ujrzał drżącą twarz, przepełnioną łzami i przerażeniem tak wielkim, że aż namacalnym. Otworzył szerzej oczy, wyganiając z myśli tę wizję i skupił się na rzeczywistości. Obecnie Yumi stanowiła wulkan skrajnych emocji i obojętnie jaką reakcję chciał w niej wywołać, sama decydowała jak zinterpretuje jego zachowanie. Przesunął spokojnie opuszkami po kącikach oczu, pocierając je przez krótką chwilę. Rozchylił usta, aby coś powiedzieć. W ostatniej chwili rozmyślił się, zabierając rękę z kominka i schował zręcznym ruchem różdżkę do kieszeni. - Jeśli będziesz coś ode mnie chciała, zadzwoń po Gruzdka. – Oschłe słowa były najwyraźniej pożegnaniem, ponieważ Amycus rozejrzał się nieco bezwiednie po pomieszczeniu w poszukiwaniu sobie znanego tylko przedmiotu i przesunął dłońmi po kieszeniach spodni. Zatrzymał spojrzenie w końcu na nieugiętej Yumi zastanawiając się czy po trzasku drzwi po jego wyjściu rzuci się na łóżko, zatapiając w hamowanych dotąd łzach. Czekał na jakikolwiek gest, aby poprosiła go by przyszedł po śniadaniu i towarzyszył jej podczas dzisiejszego dnia. W chwili obecnej uniósł się dumą, przestając naskakiwać dziewczynie z każdej strony, jak robił to dotychczas.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:07 | |
| Mógłby wpędzić ją w poczucie winy z zadziwiającą łatwością, jednak nie poradziłby sobie z jej murem, który musiałby sforsować, aby ją zmanipulować. Poczułaby się gorzej i uciekła, odcięła się od niego i więcej nie narażała go na swoją obecność i towarzystwo. Ograniczyłaby wszystko do całkowitego minimum, zrywając ich umowę do nauki bycia przyjaciółmi. Poza tym nie pozwoliłaby sobie na całkowite popsucie jej życia. Nie mógł być jej oprawcą, bo znała go zbyt dobrze. Być może w porę zorientowałaby się w jego gierce i zamiarach, lecz wtedy zniknęłaby z jego życia raz na zawsze. Poświęcając wszystko, byleby nie wychodzić za człowieka, który potencjalnie chciałby nią zawładnąć. Nie myślała o rodzeniu dzieci i sposobie ich płodzenia. Oszczędzała sobie tej paniki i stresu, bo miała do tego momentu wiele czasu na oswojenie się z Carrowem. Nie wiedziała co się stanie w przyszłości, gdy rodziny będą oczekiwały od nich wnuka. Amycus z pewnością nie będzie miał problemów przed płodzeniem czegokolwiek, to w Yumi będzie leżał problem. Najwyżej upije się bądź naćpa, jeśli do tego czasu nie pogodzi się z Amycusem całkowicie. Jest wiele wyjść, wystarczy rozejrzeć się wokół. Gdyby zwrócił jej na to uwagę, obraziłaby się jak małe dziecko i odparła "Coś się wymyśli". Póki co wolała o tym nie myśleć i o tym jak wiele będzie musiała się zmienić, by płodzenie potomków doszło do skutku. Nie wiedziała czemu nagle spojrzał na nią łagodniej, wszak znowu mówiła tonem ostrym i nieprzyjemnym, gdy wprowadził ją w irytację. Działał bardzo dziwne, miał niezrozumiałe wzory zachowania. I to ona była skomplikowana? Nie bardziej niż ten chłopaczyna, który zostanie skazany na bycie jej mężem. Szczerze mu z tego powodu współczuła, lecz nie wypowiadała tego na głos. Będą najbardziej nienormalną parą jaką świat widział. Jeśli rzecz jasna kiedykolwiek to określenie padnie na głos. Żądał, aby wierzyła w jego intencje i słowa, aby mu zaufała i przestała uciekać. A sam nie potrafił uwierzyć, że na prawdę martwiła się czy nie jest głodny. Powinien coś zjeść, aby nie być naburmuszony, rozdrażniony i nieznośny. Dopiero wtedy będą mogli wrócić do rozmowy, jeśli będą mieli sobie jeszcze coś do powiedzenia. Nie była tak wyrafinowana jak on i nie ćwiczyła w sobie naturalności, bo tak się nie dało. Była sobą, empatyczną Yumi, potrafiącą wczuć się w drugiego człowieka. Chciała, aby Amycus w końcu zszedł na śniadanie i ochłonął. Mogła założyć się, że jeśli dotknęłaby jego ręki, poparzyłaby się. Odrzuciła możliwość użalania się nad sobą i nad tym, co się dzisiaj stało. Pragnęła jak najszybciej zakopać się w łóżku, poprzeklinać, bać się bez zażenowania, szczękać zębami i czuć się źle bez zażenowania. Do całowania z czystą radością droga była daleka. Dopóki perspektywa trzymania jego ręki nie będzie wzbudzać w niej niepokoju, do tego czasu poprawa w dziedzinie fizycznej nie ulegnie ziszczeniu. Nikt nie kazał im kochać siebie nawzajem, oczekiwano od nich tylko prawidłowego zachowania. Musieliby... ćwiczyć dostosowanie się do siebie bez udawania. Gdy chował różdżkę, którą miała w dłoni dwa razy, wiedziała już, że pójdzie. Nie wiedziała czy aby na pewno na śniadanie, lecz planowała później dowiedzieć się co się działo. Postanowiła osobiście wpłynąć na Gruzdka i uprzejmie pytać o zdrowie jego pana. Skinęła głową, gdy wspomniał o formie kontaktu. Ruszył w stronę drzwi i jeszcze zatrzymał się z wiadomego powodu. Patrzyła na niego z daleka, nie ruszając się z miejsca i czekała aż milczenie stanie się bardziej znośne. Nie było takie, więc zakłóciła je bez wyrzutów sumienia. - Trzymam cię za słowo. - powtórzyła to, co mówiła parę chwil temu, kiedy miała jeszcze w sobie trochę odwagi. Gdy tylko wyszedł... nie rzuciła się z płaczem na łóżko. Stała kilka minut w bezruchu rozglądając się po pustej sypialni. Zrobiło się tutaj znacznie chłodniej i bardziej obco, gdy właściciel znalazł się poza zasięgiem wzroku. Stałaby tak ciągle w zawieszeniu, gdyby mogła. Musiała otrząsnąć się i doprowadzić do porządku. Upewniwszy się, że Carrow odszedł (przez chwilę nasłuchiwała cichych kroków za drzwiami), wyjrzała zza drzwi i rozejrzała się. Dostrzegła skrzata polerującego ramę obrazu, przed którym kłaniał się uniżenie. Szeptem zawołała skrzata, który znając wolę Carrowa o udzieleniu pomocy swojej narzeczonej, porzucił obecną pracę, pojawiając się tuż przed jej stopami. Kłaniał się nisko i z trudem Yumi to zniosła. Poprosiła o wazon z zimną wodą, który po wielkim zdziwieniu ze strony skrzata otrzymała. Włożyła do porcelanowego naczynia każdą różyczkę, pieszcząc ich płatki i obchodząc się z nimi nadzwyczaj delikatnie. Trzy razy zmieniała ich ułożenie, aż w końcu najbardziej poranioną różyczkę z dwoma płatkami ułożyła na widoku, z samego przodu. Spotkała swojego ojca na korytarzu. Na szczęście nie zapytał ją o Dereka tylko o to, dlaczego jest okryta kocem i czy dobrze się czuje. Wymówiła się złym samopoczuciem i dolegliwościami żołądkowymi, załatawiając sobie alibi na spędzenia reszty dnia w łóżku. Później Gruzdek zaprowadził ją do wielkiej łazienki, wyczerpująco opowiedział gdzie co jest, jak co działa (włącznie z obsługą prysznica i nakładania żelu na rękę), przyniósł jej świeże ręczniki i własną torbę. Musiała "pozbyć się go" tak samo jak panicza Carrowa, uprzejmie sugerując sprawdzenie czy jego pan zjada właśnie śniadanie. Po cichu sprytnie wmówiła skrzatowi, że musi koniecznie dopilnować, aby panicz Carrow posilił się czymś pożywnym i kalorycznym. Z zadowoloną miną spędziła w dużej, ładnej łazience trzydzieści trzy minuty. Zmyła z siebie wszystko, odkręcając raz wrzącą, raz chłodną wodę. Napawała się kroplami wody, pozwalając im spływać po zmęczonym ciele. Wszystkie jej kosmetyki miały zapach malin. Nic więc dziwnego, że po wejściu do sypialni ten zapach wypełniał pomieszczenie aż po brzegi, zakłócając aromat róż. Ubrana w piżamę na krótkie rękawy w różowe pieski oraz w puchate, zielone skarpetki stanęła przed łóżkiem. Koc leżał złożony u wezgłowia, panował tu idealny porządek. Yumi objęła dłońmi swojego jeżyka i z dziecięcą radością wsunęła się pod kołdrę, zakopując się w nią aż po czubek głowy. Uderzył ją zapach właściciela pokoju, co doprowadziło ją do uronienia kilkunastu pustych łez. Leżała w tej pozycji przez około godzinę, skulona w kłębek z jeżem przy bladoróżowym poliku. Nie przeklinała po japońsku, nie mogąc pozbyć się z głowy Carrowa. Po sześćdziesięciu trzech minutach nieumyślnie w jej myślach pojawił się Derek i pytanie co się z nim stało. Przypuszczała brutalne pobicie i wysłanie gdzieś, gdzie będzie przez trzydzieści dni niezdolny do niczego. Nie podejrzewała jakim okrucieństwem wykazał się Amycus. Wierciła się w łóżku przez wiele minut, nie mogąc uspokoić ukłucia w sercu. Wyjrzała zza wielkiej kołdry i zmrużyła oczy przed dziennym światłem. Oparła się bokiem o liczne poduszki i głaskała jeżyka. Zawołała po raz drugi Gruzdka, mając pewne wyrzuty sumienia, że tak mu przeszkadza w codziennych czynnościach. - Mógłbyś znaleźć panicza Carrowa? Przekaż mu, że obiecał coś bardzo ważnego swojej narzeczonej. Okej? Tylko najpierw sprawdź, czy coś zjadł. - uśmiechnęła się bardzo łagodnie do brzydkiego skrzaciska, który zniknął sprzed jej oczu, pozostawiając po sobie smugę dymu. Yumi nie chciała być tutaj sama. Mogła kłócić się z Amycusem, ale przynajmniej wiedziała, że gdzieś tu jest. Bała się, że Derek wróci wcześniej. I z wymalowanym takim lękiem siedziała skulona w kącie wielkiego łoża, obejmując swoje kolana. Jeżyk tymczasem zajął jedną wielką poduszkę. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:07 | |
| Przykucnął tylko i wyłącznie po to, aby podnieść jeden z oderwanych płatków róży, które ucierpiały na brutalnym wrzuceniu do kominka. Yumi wiedziała, że chłopak gotowy był do podpalenia właściwie w środku lata drew tylko i wyłącznie po to, aby zniszczyć bukiet. Nie oczekiwał od niej ogromnej wdzięczności za skromny prezent, jednak dystans i jawne wskazanie „nie potrzebuję tego” było dla niego zachowaniem mocno uwłaszczającym. Jakkolwiek by się nie zachowywała, wciąż pozostawała nastolatką – w przyszłości kobietą, którą ma poślubić. Zasady jakich chciała się wyrzec, udając że jej nie dotyczą, stanowiły bezpieczne ramy dla Amycusa. Podniósł się i wyprostował w oczekiwaniu na jakikolwiek komentarz ze strony brunetki, skupiając na kilka chwil swój wzrok na tym niewielkim przedmiocie między jego palcami. Kolejne scenariusze przemknęły mu przez myśl, rozpoczynając od powierzchownego starcia delikatnego materiału w palcach jako niewypowiedzianej groźby, kończąc na odłożeniu go na rozłożonej i elegancko uszykowanej pościeli. Ostatecznie wyprostował rękę, opuszczając ją wzdłuż ciała i schował ten czerwony płatek do kieszeni spodni, skazując go zapewne na rozerwanie i zmiażdżenie. Dopiero potem odwrócił się na pięcie i umyślnie trzasnąwszy drzwiami, pozostawił Yumi samą w ogromnym pomieszczeniu, które nie było aż tak prywatnie intymne jak ona to widziała. Amycus zatrzymał się na korytarzu, przesuwając dłonią po swojej twarzy i przywiódł na twarz maskę uprzejmego zainteresowania, kierując swoje kroki niechybnie w kierunku kuchni, w jakiej gospodarzył się skrzat i zatrudniona kucharka. Chłopak nie krzątał się po posiadłości, ale zamknął się na powrót w swoim prywatnych lochach, dopieszczając każdy szczegół. Tylko na kilka chwil zatrzymał się przy obrazach, aby zaszczycić je swoją rozmową zgodnie z obietnicami danymi o poranku. Uprzejmości, uśmiechy, życzliwe komentarze i daleko posunięta ostrożność, nawet w stosunku do portretów. W sposób niezwykle prosty mógł wyczyścić stół przesiąknięty krwią i fekaliami Dereka, jednak Amycus kilka lat temu nauczył się czegoś niezwykle cennego. Przypadkowa i niesłuszna kara z rąk Filcha umożliwiła mu dostrzeżenie, jak wiele przyjemności może płynąć z usuwania elementów zbrodni. Chłopak przez blisko półtorej godziny pielęgnował odpowiednie narzędzia, doprowadzając je do perfekcyjnego błysku i schował je skrzętnie, uniemożliwiając wykrycie w razie złamania zaklęcia prowadzącego do tego pomieszczenia. Nałożone zabezpieczenia nie były wyszukane, ponieważ wiedza Amycusa nie należała do ogromnych i z pewnością kilku potężniejszych aurorów znalazłoby tę ukrytą piwniczkę. A ze względu na różne metody śledztwa, doszliby powoli do każdej ofiary Carrowa niczym po sznurku. Co jakiś czas przerywał swoją pracę, wymieniając wodę za pomocą odpowiednich zaklęć, przegryzając kanapki uszykowane przed kilkoma godzinami. Chłód panujący w piwnicznym półmroku przynosił spokojne ukojenie dla rozszalałych myśli, ofiarując opanowanie. Atmosfera jaka panowała dookoła pozwalała mu na rozluźnienie mięśni i spuszczenie z tonu, odbiegając myślami w kierunku siostry. Dopiero nawoływania Gruzdka wyrwały go z zamyślenia i pracy, jaka pochłonęła go na długie minuty. Nie zastanawiał się nad tym co robi Yumi, przekonany iż nie ujrzy jej aż do pory obiadu. Upewniwszy się, że skrzat przeszedł na wyższe piętra posiadłości przerwał sprzątanie i narzucił na siebie koszulę. Zanim zaczął sprzątać, odłożył ją na oparcie krzesła, aby upewnić się że najmniejsza nawet plamka nie spadnie na materiał. Z wyuczoną elegancją pozapinał guziki i wyprostował nienagannie leżący materiał, zostawiając za swoimi plecami salę wspomnień.
Spotkał skrzata przy wejściu do posiadłości od strony ogrodu, wysłuchując początkowo tyrandy na temat zmartwień panny Merberet na temat stanu jego żołądka. Trudno było Amycusowi przypomnieć sobie powód ich dyskusji sprzed kilku godzin, szczególnie iż Alecto na nowo zagościła w jego myślach. Nie pozwolił sobie na wysłanie sowy do bliźniaczki, przeczuwając w kościach że nic złego nie mogło jej spotkać. Postanowił podarować jej kilka dni wolności i spokoju, zanim wymusi na niej spotkanie i trudną rozmowę, do której oboje muszą się w odpowiedni sposób przygotować. Odesłał Gruzdka z oschłym stwierdzeniem, że nie chce wysłuchiwać takiego typu pytań i ruszył w kierunku swojej sypialni. Zatrzymał się przed drzwiami i już podnosił rękę w kierunku lewego skrzydła, kiedy przeanalizował raz jeszcze słowa skrzata dotyczące rzekomo złożonej obietnicy. Amycus cofnął dłoń zwiniętą w pięść i zmarszczył brwi, przez krótki moment zastanawiając się o co dokładnie mogło jej chodzić. Trwało to zaledwie kilka chwil, aż w końcu odgłos pukania rozległ się po wnętrzu sypialni należącej chwilowo do Yumi. - Amycus. Można?
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:08 | |
| Zabrany płatek róży miał przypominać Amycusowi o upartości Yumi. Brak radości z powodu otrzymania kwiatów nie wykluczał radości z ich oglądania. Pokrętne rozumowanie, mające udowodnić Amycusowi, że jego narzeczona nie lubi otrzymywać prezentów, nie widząc powodu ich dostawania. Nie wiedziała co kryło się za przyniesieniem kwiatów i kupnem ich z myślą akurat o niej. Co chciał tym zyskać? Nie była zszokowania wizją palenia w kominku w środku lata, wszak sama spaliła koszulę zbyt mocno naznaczoną łapskami Dereka. Nie sądziła, że Carrow odczuje pewną formę zawodu na brak jej pozytywnej reakcji na podarunek. To musiał być zawód albo rozczarowanie mimo, że on nazywał to gniewem. Gdy tak sobie to uświadomiła, posmutniała i obiecała sobie cieszyć się z głupot, jeśli tylko Amycus postanowi ni stąd ni zowąd z ukrytego powodu coś jej dać. Rozczuliła się nad nim, że odczuł smutek z braku radości. Czyli nie było z nim tak źle jak z początku przypuszczała. Musieli tylko wyłapywać poszczególne reakcje i zmiany mimiki, przypiąć nazwę temu uczuciu i pokazać Amycusowi, że takie coś odczuwa i istnieje to w jego sercu. Płatek róży w jego kieszeni mógł przetrwać wiele dni, schnąc coraz bardziej, aż delikatny dotyk spowoduje rozsypanie się go na drobne kawałki. Padało pytanie, co odczuwał ilekroć wkładał rękę do kieszeni, napotykając tam delikatną fakturę uszkodzonej, nie idealnej roślinki. Gdy trzasnął drzwiami, Yumi drgnęła i wykrzywiła usta. Zachowywał się jak obrażony dzieciak, ponieważ nie spełniła jego oczekiwań jakim jest radość z otrzymanego podarunku. Nie była żadną z jego koleżanek, nie pasowała do nich ani trochę. Nie reagowała jak one i nie była nimi. Działała na swój pokrętny sposób. W tym tempie Amycus osiwieje przed trzydziestką. Miękkie łóżko wspaniale otulało jej zmęczone mięśnie. Gładkość chłodnej pościeli była tak niesamowita, że Yumi kilka razy przesuwała po nim ręką, sprawdzając czy to tylko się jej śni. Chciała mieć konkretnie takie łóżko z taką pościelą u siebie w domu. To, żadne inne. Cudownie miękki nieskrzypiący materac namawiał do skakania po łóżku. Gdyby Yu nie była w stanie roztargnionym, pozwoliłaby sobie na dziecięce skakanie i upewnianie się co do perfekcyjności tego mebla. Sięgnęła po "jaśka", obejmując go i przytulając do swojego brzucha. Nie wyglądała na dorastającą dziewczynę w śmiesznej piżamie, którą nosiła na sobie odkąd skończyła trzynasty rok życia. Zegar na ścianie tykał. Mijały sekundy i minuty, przedłużały się, zakłócając ciszę panującą w wielkim pokoju. Z lewej strony czuła na sobie spojrzenie młodych Amycusów stojących w ramkach na kominku. Mrugali, przyglądali się jej i systematycznie, wciąż od nowa poruszali się przy osobie stojącej obok, czy to siostrze czy rodzicu. Yu zawiesiła wzrok na czteroletnim chłopaczku w ogrodniczkach siedzącym na trawie. Wyglądał tam bardzo niewinnie i beztrosko. Nie mogła uwierzyć, że z tego pięknego dziecka wyrósł tak poważny i śmiertelnie niebezpieczny nastolatek. Gdzieś w jej podświadomości kryło się pytanie "czy tak będzie wyglądał syn Amycusa?" Mały chłopaczek z dołeczkami w policzkach, ciemnymi wesołymi oczkami, rozchylonymi ustami, ze sterczącą na głowie grzywką, w ogrodniczkach i plastikową łopatką w małej rączce? Obraz w jej głowie przeinaczył się... Oczęta czteroletniego Amycusa zrobiły się trochę bardziej skośne, włosy nabrały ciemności, poczerniały, rysy twarzy złagodniały... Yumi zachłysnęła się powietrzem słysząc pukanie do drzwi. Ten dźwięk wyrwał ją z dziwnych myśli, przerywając podejrzliwy tok myślenia. Drgnęła i zamrugała oczyma, odrywając wzrok od fotografii. - To twój dom i twoja sypialnia. Nie musisz pytać o takie banalne rzeczy. - odpowiedziała niegłośno, lecz słyszalnie. Oparła brodę o kolana i tak mała, z zakrytymi stopami przez kołdrę, powitała Amycusa. Była trochę bledsza, ale wyglądała lepiej. Świeżo umyte, wysuszone i uczesane włosy opadały wzdłuż jej głowy, łaskocząc w policzki i brodę. O dziwo, na jej lewym ramieniu nie było bandaża. Yumi zapomniała go z powrotem zawiązać. Dotychczas nigdy nie patrzyła na trzy, głębokie, kilkucentymetrowe zadrapania na skórze. Wiązała opatrunek nie patrząc na rękę, jakby nie należała do niej. Teraz ową bliznę zasłaniał krótki rękaw piżamy. Yumi była tak pochłonięta tym, co się wokół niej dzieje, iż najzwyczajniej w świecie zapomniała zakryć pamiątkę po Greybacku. - Zjadłeś śniadanie? - zapytała, nie uzyskawszy odpowiedzi od Gruzdka, chyba skołowanego relacjami między jego panem a ich gościem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
| | | | Posiadłość rodziny Carrow | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |