Temat: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 12:54
Opis wspomnienia
Krótka historia o tym, jak to Francis podjął nieco straczenczą próbę nauczenia swojej siostry korzystania z broni palnej. I przeżyli oboje.
Osoby: Francis i Aristos Lacroix
Czas: Sierpień 1975
Miejsce: Emerald Fog
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 13:12
Żar niemiłosiernie lał się z nieba przez cały dzień. Niestety, tak to bywało w sierpniu i ani nikt, ani nic nie mógł temu zapobiec na dłuższą metę. Francis był właśnie w trakcie swojej wizyty w rodzinnej posiadłości, chociaż nie sprawiało mu to większej radości. Unikał dłuższych spotkań z rodzicami jak tylko mógł, mimo wszystko wolał unikać ciągnącej się ciszy pełnej dziwnego napięcia i chłodu. Po całym dniu spędzonym na taktycznym unikaniu zarówno rodziców jak i upału w momencie przyjścia wieczora i delikatnego ochłodzenia od razu zdecydował się na zajęcie się czymś innym niż wegetowanie w zimnych pod wieloma względami wnętrzach posiadłości. Wziął jeden z karabinów, które trzymał na potrzeby realizacji hobby, pod pachę i postanowił oddalić się jak tylko może od źródła jego ostatnich irytacji. Przeszedł przez kawałek odsłoniętego terenu, żeby zniknąć po chwili w lesie, gdzie nasypana była niezbyt okazała, ale dostatecznie duża na jego oczekiwania strzelnica. Letni wiatr przyjemnie wiał mimo ściany drzew oddzielającej polankę od dużej, otwartej przestrzeni. Westchnął cicho i podwinął rękawy koszuli kładąc broń na drewnianej skrzynce stojącej obok. Wyjął z kieszeni naboje i je także tam położył. Podszedł do piaszczystego nasypu i ustawił podziurawione już puszki na piasku. Może i był arystokratą ale nadal był zwolennikiem rozwiązań prostych i praktycznych. Otrzepał dłonie z ziarenek i nabił karabin, starego Berthiera. Dawno nie trzymał broni w rękach i wraz z ciężarem czterech kilogramów drewna i stali poczuł pewną ulgę. Wymierzył do jednej z puszek i oddał strzał, który poniósł się echem wzbudzając ptaki siedzące w koronach drzew do lotu.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 14:04
Żar lejący się z nieba nie mógł dosięgnąć czarnych loków, ni bławatkowo błękitnych oczu, które ciskały gromy znad stołu. Gromy skierowane były w matkę, która załamywała ręce nad uporem córki i jej stanowczą niechęcią do powtarzania po raz setny zasad zachowywania się w towarzystwie, podczas obiadu, na spotkaniu służbowym, czy podczas uroczystej kolacji. I nie chodziło nawet o to, że Aristos tych zasad nie pojęła, ależ skąd! Dziewczyna już dawno nauczyła się, że zadowalanie rodzicielki w stopniu niewielkim, acz widocznym, działa zdecydowanie na jej korzyść. Nie mogło to jednak wpłynąć na fakt, że Gryfonka była tym wszystkim śmiertelnie znudzona. Uśmiechaj się. Wstawaj. Siadaj. Nie poprawiaj mankietów. Poprawiaj kołnierzyk. Nie garb się. Nie opierał łokci na stole. Na litość boską, dziewczyno, skup się wreszcie! Fala złości przebiła się przez otępiałe zobojętnienie już po pierwszych dwudziestu minutach. Po czterdziestu nie wytrzymała. Ignorując oburzoną minę matki, przerażonego skrzata i ojca, który stojąc w drzwiach przypatrywał się całej sytuacji z miną, w której rozbawienie wyraźnie walczyło ze zrezygnowaniem, Aristos zerwała się z krzesła, odwróciła na pięcie i nie reagując na wołanie Amandy Lacroix – kobiety, którą musiała zwać matką – wymaszerowała z jadalni stanowczym krokiem, trzaskając za sobą drzwiami z taką siłą, że wprawione w nie witraże zadrżały z trwogą. Nie było to może zbyt eleganckie, ale z całą pewnością efektowne. Chłodne korytarze Emerald Fog przywitały ją świeżym powietrzem wpływającym do zamku przez otwarte okna; ciepły powiew sprawił, że ochłonęła nieco i zerknęła w tamtą stronę w doskonałym momencie, by dojrzeć maszerującego przez podwórko Francisa. Wychyliła się przez balkon z takim impetem, że drobna utrata równowagi skończyłaby się dla niej niezbyt przyjemnym lotem w dół z wysokości czwartego piętra, a potem pomachała do ciemnowłosego chłopaka. Ten nie zauważył jej jednak, lub może nie chciał zauważyć, choć to Aristos w ogóle nie zdziwiło. Słyszała rozmowę brata z ojcem, kiedy tego ranka po raz kolejny się posprzeczali. Francis przyjechał z praktyk na kilka tygodni, o czym dowiedziała się idąc na lekcje etykiety – nie miała okazji widzieć się z nim od ostatnich świąt, a tęsknota była wystarczająco duża, by szaleńczy ładunek radości rozpalił się w młodziutkiej arystokratce, skłaniając ją do porzucenia wszelkich norm dobrego zachowania i puszczenia się biegiem przez korytarze. Wypadła na zewnątrz, odgarniając włosy z twarzy, lekko zarumieniona od wysiłku jednak jej oddech wciąż był tak samo równy, pewny. Rozejrzała się, a przebłysk pamięci wywołującej jej przed oczy znajomą skrzynkę z bronią, którą Francis dzierżył na ramieniu sprawił, że zdecydowanie skierowała się w stronę lasu, by już po paru chwilach objąć starszego za szyję, uwieszając mu się na plecach zdecydowanie nieprzepisowo. Zaskoczony tym atakiem chłopak odruchowo szarpnął ręką, karabin wypalił w powietrze, wtórując radosnemu, dziewczęcemu śmiechowi.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 14:51
Zdezorientowany. Taki był Francis w momencie, w którym coś uwiesiło się jego szyi. Był też odrobinę przerażony, ciut zbity z tropu, nieco przytkany i ciupinkę zły. Mimo to gdzieś w rogu błysnęła mu myśl, która przyszła równie szybko jak następująca po strzale salwa dziewczęcego śmiechu. Aristos. Nie musiał być detektywem. Wystarczyło, że był jej bratem. Z resztą, w całym Emerald Fog nie było nikogo innego, kto wpadłby na pomysł uwieszenia się beztrosko na jego szyi. Francis odruchowo odrzucił broń na piach, woląc nie wywijać się z nabitym karabinem w rękach. Właściwie, mimo tego całego szoku odczuwał ogromną ulgę, że jedynym obiektem który postrzelił było niebo. - Panienko! To panience nie przystoi! - rzucił rozbawiony, wiedząc jak Aristos irytują tego typu uwagi, chociaż jego bardzo bawiło granie siostrze na nerwach w ten niewinny, braterski sposób. Spróbował ściągnąć ją z siebie, żeby nie zrobić ani jej, ani sobie nic złego co, nie ukrywając, nie należało w tej sytuacji do spraw prostych. Domyślał się dlaczego przybiegła do niego właśnie teraz. Teoretycznie właśnie powinny odbywać się lekcje etykiety, których Ari nienawidziła jak mało czego, a co w dużej mierze ominęło Francisa, za co był wdzięczny, chociaż sam nie wiedział komu. - To panience nie przystoi, a ja mimo wszystko, muszę oddychać. - dodał, czując, że siostra wisząca mu na szyi wcale mu tej banalnie prostej czynności nie ułatwia. Koniec końców, udało mu się wreszcie z nią stanąć z nią w nieco dogodniejszej pozycji niż ja-na-tobie-wiszę-a-ty-się-szarpiesz. Rozmasował szyję próbując uspokoić trochę przyśpieszony oddech. To była w tym momencie sprawa priorytetowa. - Co? Znowu podpadłaś mamie podczas zajęć etykiety? Wcielanie teorii w praktykę chyba ci nie idzie. - spojrzał kątem oka na siostrę po czym podniósł karabin z ziemi i wyładował pozostałe naboje zerkając na Aristos kątem oka. Wolał być pewien, że nikomu nie stanie się krzywda. W końcu może je zaraz załadować jeszcze raz. Albo zrobi to ktoś inny. Uśmiechnął się pod nosem zerkając raz na Aristos, raz na broń w jego dłoniach. Pogładził delikatnie opuszkami palców drewniane elementy karabinu i wypuścił głośno powietrze nosem. Już sporo Aristos nauczył. Pokazał jej podstawy szermierki, chociaż sam nigdy nie był w niej mistrzem, a ona się w niej zakochała. Może nie interesowały jej zasady etykiety, a Francis chociaż nie mógł jej wiele zaoferować to mimo wszystko chciał jej zostawić coś z siebie. Z resztą, wolał dać jej chwilę na ochłonięcie po kolejnym konflikcie z matką, chociaż sam nie był w najlepszym humorze. - Właściwie. Ja też mogę cię czegoś nauczyć. - rzucił i wyszczerzył się do siostry. - I to nie ma absolutnie nic wspólnego z dobrym wychowaniem. Tylko nikomu nie mów. To będzie taki nasz mały sekret.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 15:30
Zapach znajomych perfum sprawił, że uśmiechnęła się prosto do jego ucha, dmuchając w nie ciepłym powietrzem, kiedy chłopak odrzucił broń i próbował strząsnąć z siebie słodki, siostrzany ciężar. Ani myślała mu tego ułatwiać, a na „panienkę” zareagowała prychnięciem. Przydusiła Francisa nieco mocniej, ściskając go z całą siłą, jaka znajdowała się w drobnych dziewczęcych ramionach. - Panienka...- wycedziła przez zęby, znów dmuchając mu w ucho - ...panienka za momencik wytarga cię za te nieprzycięte kudły. – parsknęła gniewnie, jednak ten moment irytacji nie sprawił, że jej doskonały nastój przepadł w fałdach braterskich złośliwości. - Jesteś pewny, że musisz oddychać? – spytała jeszcze tonem, w którym przez słodycz przesączała się jadowita kpina; przez moment z czystej przekory nie pozwalała mu wyswobodzić się z uścisku, wreszcie jednak odpuściła sobie tą zabawę, robiąc krok w tył i opuszczając ramiona. Bławatkowe oczy błysnęły z zaciekawieniem, gdy zezowała w kierunku leżącej na piachu broni, a potem znów skupił się na twarzy Francisa, napotykając badawcze spojrzenie oczu tak samo błękitnych, jak jej własne. Przez uśmiechniętą buzię przebiegł skurcz gniewu, a łagodne łuki brwiowe zbiegły się na krótki moment, gdy zmarszczka przecięła czoło Aristos. Trąciła stopą drewniane pudło, a potem zrobiła to drugi raz, nieco mocniej. - Jak ja jej nienawidzę! – syknęła wreszcie, a gdyby mogła, gdyby choć trochę przypominała kota, zapewne położyłaby teraz uszy po sobie i zjeżyła się groźnie, by w wizualny sposób dać upust swoim nerwom. - Tego nie rób, tamtego nie rób, to panience nie wypada! Jak ty się odzywasz, jak się ubierasz, zachowuj się, dziewczyno, nie masz już sześciu lat. Merlinie, przysięgam, przebywanie z Evanem powinno nauczyć cię ogłady, młody Rosier jest tak dobrze ułożony...ha! Ułożony! Rosier, ułożony! Gdyby tylko wiedziała...- urwała, a jej pierś unosiła się w krótkich, szybkich oddechach, kiedy zdenerwowanie na moment przejęło panowanie nad ciałem. Odetchnęła wreszcie, zakładając ramiona na piersi i krzywiąc się nieprzyjemnie. - Szkoda słów. – mruknęła, posyłając pogardliwe spojrzenie w kierunku zamku, by przenieść je znów na Francisa. Zaciekawienie powoli zaczęło wygrywać z całą gamą niezbyt przystojących panience emocji, gdy obserwowała jak przeładowuje broń, a srebrne naboje wypadają mu na dłoń błyszcząc w promieniach słońca. Podeszła bliżej, palce musnęły chłodną lufę, zmrużyły się lekko gdy śledziła gładkie kształty broni, doceniając jej walory estetyczne. Prezentowała się groźnie i zapewne była groźna, choć Aristos nigdy wcześniej nie miała możliwości trzymania jej w dłoni; Francis stanowczo się od niej opędzał, twierdząc, że to panience nie przystoi, czym doprowadzał siostrę do napadów prawdziwej furii. Tym razem jednak zaskoczył ją, trochę zdezorientował. Uniosła spojrzenie na jego twarz, a przygaszony złością błękit znów zamigotał chochliczo. - Nauczysz mnie? – spytała, unosząc brew, a w kąciku jej ust zamigotał uśmieszek łobuza, gdy niecierpliwie chwyciła brata za rękaw koszuli i pociągnęła lekko. - Ale nie zgrywasz się? Bo jeśli się zgrywasz, uduszę cię w nocy. Nikt nie zauważy do rana. – ostrzegła, odgarniając długie, czarne loki na plecy i opierając wolną dłoń na biodrze.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 16:25
- Nie denerwuj się. - stwierdził spokojnie, po czym posłał jej lekko zadziorne spojrzenie spod burzy ciemnych włosów. - Złość piękności szkodzi. - zaśmiał się donośnie, wiedząc, że to, ja wiele innych rzeczy zirytuje Aristos. - W kwestii ‘nie robienia’- nie kop skrzynki. Może to skrzynka, ale ciebie zaboli bardziej. - dodał, po czym zamilkł, żeby wysłuchać do końca Aristos. Konflikt między nią, a ich matką robił się coraz poważniejszy, a Francis wiedział, że koniec końców nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nawet, jeśli sam nie był kimś, kto może się uznać za osobę z idealnymi relacjami z rodzicami. On sam wolał zawsze trzymać te wszystkie emocje w sobie, widocznie odziedziczył tą część spokoju ducha, która miała przypaść także Aristsos. - Nauczę. Pod jednym warunkiem. Będziesz słuchać tego, co mówię i robić to, co mówię. Bez żadnego ociągania i fochów. To niebezpieczna zabawka i można nią zrobić komuś i sobie krzywdę. - powiedział poważnie. Dawanie tak młodej Panience broni do rąk w oczach jego rodziców, a na pewno matki, było niedopuszczalne. Co nie zmienia faktu, że Francis absolutnie nic sobie z tego nie zrobił. Nie jego wina, ze etykieta, to ostatnia rzecz, która interesuje młodą Pannę Lacroix. - Obawiam się, droga siostro, że jeśli mnie udusisz to niestety, po pierwsze… - podniósł jeden palec. - nie znajdziesz nikogo, kto nauczy cię i pokaże, jak obsługiwać to przepiękne cudo techniki. i po drugie... - analogicznie podniósł drugi palec. Może był odrobinę buntownikiem, ale nie w kwestiach matematycznych. A niektóre rzeczy były tak oczywiste, jak właśnie to, ze po ‘jeden’ musi w końcu nastąpić ‘dwa’. - jeśli mnie udusisz, nie będziesz miała komu żalić się na, dla przykładu, takie lekcje etyki. Prawdopodobnie tego nie chcesz. Przemyśl taką decyzję. - opuścił dłoń i cofnął się krok od Aristos. Odkaszlnął teatralnie i pokazał jej broń w całej okazałości. - Na początek. Trochę teorii, wiem, że ją uwielbiasz. Musisz wiedzieć co to jest. Berthier MLE tysiąc dziewięćset siedem. - wyrecytował uroczyście przyjmując uduchowiony wyraz twarzy. - Dość stary, a przez to nie działa tak gładko, jak bym tego chciał. Chociaż tu leży jego urok. - wyjaśniał dalej. Co jakiś czas zerkał na Aristos kątem oka żeby sprawdzić jej reakcje. Chociaż na dobrą sprawę, nauka strzelania powinna interesować ją bardziej niż nauka dworskich manier. - W strzelectwie też obowiązuje etykieta, ale w stosunku do broni. Najpierw nauczysz się trzymać karabin. Jest ciężki, ale z ciebie kawał silnej dziewczyny, więc sobie spokojnie poradzisz. - powiedział puszczając jej oczko i uśmiechając pod nosem. Wręczył Aristos delikatnie broń. Trzymając ją jeszcze chwilę, w tym samym momencie co ona, żeby dać jej moment do przyzwyczajenia się do ciężaru karabinu. Doskonale pamiętał, kiedy sam po raz pierwszy trzymał go sam i zdawał sobie sprawę, że wcale nie jest aż taki lekki jak wygląda. -I nie musisz się martwić, jest rozładowany. - dodał, żeby dodać siostrze odrobinę otuchy. Chociaż ona jej właściwie nie potrzebowała. Rzadko kiedy potrzebowała jego wsparcia w tej kwestii, miała dostatecznie dużo pewności siebie, a Francis powinien raczej temperować jej zapędy niż jeszcze ją do nich zagrzewać. Cofnął się i podrapał po brodzie obserwując siostrę krytycznym wzrokiem kiwając przy tym delikatnie głową. Wolną ręką zrobił sobie daszek z dłoni, żeby uchronić się przed jednym z ostatnich promieni słońca tego dnia. Podszedł do niej i poprawił ustawienie tłumacząc wszystko krok po kroku. W telegraficznym skrócie. - Nie trzymaj za magazynek. Nie dotykaj lufy. Kolba luźno przy ramieniu, nie wbijaj jej bo będzie bolało. Możesz oddychać. Ciężar może Cię trochę męczyć, ale wcześniej czy później się przyzwyczaisz. Nogi twardo na ziemi. Jedna ręka prosto. Łokcie wewnątrz. Mówiłem, że możesz oddychać. Nie odchylał głowy do tyłu. I oddychaj.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Sro 20 Sie 2014, 20:13
- Czasem się zastanawiam, czy dyskutowanie z Ombre o pewnych sprawach nie byłoby bardziej olśniewające, mój ukochany bracie. – rzuciła , krzywiąc się lekko, ale nie zamierzała wdawać się w dyskusję; Francis miał niewątpliwie rację. I nie chodziło o samą naukę strzelania – prędzej czy później namówiłaby do tego ojca, lub któregoś z jego podwładnych. Nauczyła się już, że robiąc użytek z dużych, błękitnych oczu - a w przypadku chłopców na posyłki powoli zaokrąglającego się ciała – może zdziałać o wiele więcej, niż zdając się na same słowa. Ćwiczyła tą sztukę sumiennie i uparcie, a z każdym małym sukcesem zamieszkujący jej umysł potwór nabierał coraz większej pewności siebie, rozrastając i tak wyjątkowo dorodne ego. Aristos nie była jedną z dziewcząt, które w okresie dojrzewania, intensywnego wzrostu i wcielania się w rolę, jakiej oczekiwało od niej społeczeństwo, traciła rezon i grunt pod stopami. Wręcz przeciwnie. Rozkwitała w towarzystwie, często łamiąc konwenanse i ku własnej uciesze doprowadzając tym matkę do szewskiej pasji. Przewróciła oczami, słysząc warunki brata, ale ciekawość i chęć oderwania myśli od nieprzyjemnych wydarzeń sprzed paru minut wygrały z uporem. Pokiwała skrzętnie głową, wpatrując się we Francisa wyczekująco; wiedziała, że ta odrobina uległości nie wyjdzie jej na złe. Brat był niedoścignionym ideałem, wsparciem i świetnym nauczycielem, a jego wskazówki i lekcje zawsze przynosiły ze sobą nowe, fascynujące umiejętności. Jak na przykład szermierka. Aristos uśmiechnęła się, słuchając wywodu chłopaka, jednocześnie myślami wędrując kilka lat w przeszłość, gdy po raz pierwszy trzymała w dłoni szpadę, a później krótki bułat. Przerobił z nią sztylety, klasyczne dwuręczne miecze, szybkie jednoręczne szable i wreszcie nadszedł dzień, w którym uczennica przerosła mistrza, przystawiając mu sztylet do żeber, a ostrą krawędź bastardowego miecza do gardła. Zakochała się w subtelnym pięknie białej broni, w jej nieprzewidywalności i subtelnej mocy, jaka kryła się w zupełnie niepozornym, na ten przykład, sztylecie. Oderwana od wspomnień chrząknięciem i ciężarem broni w ręku spojrzała na podawany jej karabin, kierując pełen zadowolenia uśmiech tym razem w stronę Francisa. - Reasumując twój wykład: to jest karabin. Tak, jestem tego świadoma. I nie przewracaj oczami! – parsknęła, widząc zrezygnowanie na jego twarzy. Mógł się domyśleć, że będzie słuchała wywodu z ograniczonym zainteresowaniem, zawsze bardziej skupiając się na praktycznej stronie danej umiejętności. Ujęła broń tak, jak pokazywał, wstrzymując oddech, przyjmując ciężar narzędzia, które służyło nie tylko do odstrzeliwania puszek. Przyjemny dreszcz przemknął przez ciało, a Aristos zmrużyła oczy, wpatrując się w cel; bliżej niezidentyfikowany, niematerialny. Poprawiła ułożenie karabinu gdy Francis stanął tuż obok, obserwując ją uważnie, celnie wychwytując błędy. Nie przyszło jej nawet do głowy jak zabawnie musi wyglądać; koronkowa, jasna sukienka z długimi rękawami spod których figlarnie zaglądała skóra, dziewczęca, wciąż nieco dziecięca twarzą i zabawnie przygryziona warga komponowała się z zabójczym karabinem dość osobliwie. - Przecież oddycham! – odetchnęła patrząc na brata z wyraźna chęcią mordu, gdy po raz kolejny zwrócił jej uwagę. Niezależnie od tego, czy miał rację, czy nie (a miał, bo panienka Lacroix wstrzymywała oddech od kilku chwil), to ciągłe napominanie podnosiło jej ciśnienie. Nadęła policzki, nabierając powietrza w usta, a potem wypuściła je z cichym świstem, wciskając Francisowi broń w dłonie; rękawy sukienki denerwowały, ograniczały ruchy, drażniły skórę koronkowym wykończeniem. Szarpnęła je mało delikatnie, wzorem brata próbując podwinąć je nieco wyżej, a gdy delikatny materiał zaprotestował, szarpnęła po raz kolejny, nie przejmując się zupełnie tym, że delikatna klockowa robota puściła w kilku miejscach, rozpruwając się niezbyt elegancko, ale wystarczająco by odczuła większy komfort. Nie zwracając uwagi na unoszące się brwi, znamionujące dezaprobatę na twarzy Francisa, znów ostrożnie ujęła karabin i przyjęła odpowiednią pozycję. - Nie wybiję sobie zębów przy wystrzale? – spytała, zerkając na znajdującą się niebezpiecznie blisko twarzy broń. Nic sobie nie robiła z faktu, że jej zachowanie zupełnie panience nie przystoi. Przy bracie mogła być po prostu sobą.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Czw 21 Sie 2014, 00:02
Francis westchnął. Po prostu. Odrobinę zmęczony ale bardziej rozczulony zachowaniem jej siostry, chociaż mało kto był w stanie użyć tego typu określenia do opisu Aristos. Była wszędzie, potrafiła w przeciągu kilku sekund z prawdziwej, niezwykle dojrzałej młodej damy zmienić się w zwykłą, czternastoletnią dziewczynę, która na dobrą sprawę potrzebowała od czasu do czasu ‘mniej wyszukanej’ rozrywki jak na gusta ich matki. Francis, tak się składało, że mógł jej taką rozrywkę oferować. - Tak. Generalnie rzecz ujmując : to jest karabin. - potwierdził zrezygnowany. Spojrzał na ponownie przyjmującą pozycję strzelecką Aristos i przyjrzał się jej dokładnie. Mruknął pod nosem z delikatnie wyczuwalną aprobatą. Szybko pojęła poprawki, które wprowadził poprzednim razem. Czekało ją jeszcze dużo praktyki, ale tkwił w niej pewien potencjał, to było pewne. Francis uśmiechnął się na tę myśl pod nosem, żeby Ari nie zobaczyła. Co jak co, ale jej piec jej dumy i ego nie potrzebował więcej węgla. W jakiś sposób sama potrafiła sobie dostarczyć dostateczną ilość tego czynnika w swoim życiu. W momencie, w którym Ari rozerwała rękawy pokiwał głową z dezaprobatą. Już potrafił sobie wyobrazić jaką sceną będzie to skutkowało w momencie, w którym wrócą do posiadłości. Ale przemilczał to, jak wiele innych zachowań Ari. Liczył, że kiedyś sama zrozumie niektóre rzeczy, chociaż często to była złudna nadzieja. - Hm. Wszystko jest możliwe. Koniec końców to jest broń i z definicji służy do zabijania. - odpowiedział na pełne troski o własne zdrowie pytanie siostry. Pistolety z reguły zabijały osobę do której się celuje, a nie która celowała, więc technicznie rzecz ujmując wszystko powinno być w porządku. Ale ostrożności nigdy za wiele, a na pewno, kiedy w grę wchodziła Ari i jej temperament. - Jeśli będziesz ostrożna, to nic się nie stanie. Zwłaszcza… - tutaj poklepał się ręką po piersi. - że ja tu jestem. A on… - tutaj, dla odmiany, poklepał karabin. Zdecydowanie delikatniej niż własną pierś. - nie jest nabity. Jeszcze. Wydobył z kieszeni naboje, które niedawno wyładował z karabinu. Przykucnął i odblokował magazynek umożliwiając Aristos wygodną obserwację całego procesu. Nie miał zamiaru jej jeszcze pozwalać na samodzielne nabijanie broni, na to przyjdzie jeszcze czas, a i obawiał się, że tej raczej nie starczy cierpliwości na naukę takich ‘detali’ w tym momencie. Odciągnął mechanizm zamka a ten odpowiedział metalowym, głuchym stuknięciem. Delikatnie trzymając karabin podał go Ari, lecz tym razem go nie puścił, a ciągle podtrzymywał jedną ręką większość ciężaru. - Kiedy powiem ‘już’ położysz delikatnie palec na spuście. Tutaj. - wyjaśnił i nakierował ją delikatnie wylotem lufy w stronę puszek. - Może ci się to nie podobać, ale muszę go trzymać. Spust chodzi dość opornie i jeśli skupisz siłę na naciskaniu go to stracisz na celność. Ręce się będą trzęsły, a lufa opadnie nisko. Dopiero się uczysz, więc pomogę ci tym razem. Jeszcze trochę i będziesz mogła spróbować sama. - dodał i przykucnął obok niej wygodniej. Czuł napięcie w jej każdym mięśniu. Sprawdził jeszcze raz kątem oka, czy na pewno wszystko jest ustawione bezpiecznie i mruknął cicho słowa pozwolenia, na ułożenie palca na spuście. - Strzel, jak będziesz gotowa. Najpierw idzie gładko, a potem zaczyna się robić opór. Nie zrażaj się, ciągnij do końca. - wyjaśnił i w napięciu czekał na dalsze ruchy swojej siostry.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Czw 21 Sie 2014, 03:02
Roześmiała się swobodnie, słysząc w jego głosie znajomą, uspokajającą pewność siebie i spokój. O Francisie można było powiedzieć wiele rzeczy, które wzajemnie się wykluczały, bo jej brat był nieokiełznanym duchem, choć dużo powolniejszym od niej samej; myślał, zanim zrobił, myślał, nim powiedział. Jednocześnie potrafił w gwałtowności przebić Aristos na głowę, zwłaszcza, gdy coś lub ktoś wyprowadziło go z równowagi na tyle, by zwykle uśmiechnięte usta ściągnęły się w wąską kreskę, a czoło przekreśliła zmarszczka, zbiegająca razem brwi i zaciemniająca błękit spojrzenia. Nigdy nie potrafiła mu jednak odmówić jednego – potrafił słowem lub gestem dodać jej otuchy, pozwolić na odzyskanie spokoju, podtrzymać równowagę. Zachować cienką granicę pomiędzy opanowaniem, a histerią. Gniewem, a wyciszeniem. Francis był doskonałym lekarstwem na zgryzotę, smutek i bezradność, a jednocześnie potrafił w ciągu sekundy rozpalić w niej mordercze instynkty. Mimo wszystko kochała brata za to, jaki był, licząc na to, że zawsze będzie taki sam. Po jej stronie. - Nabije... Ach. Nabijesz. – oddała mu broń, patrząc jak kuca, wyciągając naboje z kieszeni. Wsparła się przedramieniem o jego bark, pochylając się do przodu, obserwując jak sprawnie ładuje broń, a srebrne pociski połyskują mu w palcach niczym żywe; odgarnęła niecierpliwie loki, marszcząc nos i parskając, gdy połaskotały wrażliwą skórę twarzy, a potem również przykucnęła, nie odrywając zahipnotyzowanego wzroku od czynności, jakiej Francis poddawał się w tej chwili bez reszty, jakby cały świat zamarł, w oczekiwaniu aż dokończy dzieła. Gdy skończył, bezceremonialnie usiadła przed nim na piasku, podciągając kolana pod brodę, opierając się plecami o nogi wciąż tkwiącego w tej samej pozycji brata, zmuszając go do uklęknięcia na jedno kolano, gdy wręczał jej broń, przytrzymując ją dla pewności. Odetchnęła głęboko, prostując ramię, łokcie chowając do środka, mrużąc oczy w skupieniu i zafascynowaniu, gdy Francis nakierowywał koniec lufy na cel. - I obiecujesz, że nie wybiję sobie zębów? – spytała jeszcze, na moment odchylając głowę, by spojrzeć na Francisa, zerkającego z góry na jej twarz. Przez usta Aristos przebiegł niepewny grymas, oczy zamigotały nieco strachliwie, ale już chwilę później znów uparcie świdrowała spojrzeniem puszkę, wysuwając spomiędzy warg koniuszek języka, gdy próbowała się upewnić, że kula dosięgnie celu. Słysząc jego spokojny, rozkazujący ton, głos zniżony niemal do szeptu, gdy pozwolił jej oddać strzał, powoli ujęła broń pewniej. Palec napierający na spust napotkał opór, dokładnie tak, jak mówił, jednak Aristos nie wahała się długo, pokładając zaufanie w bracie. Wystrzał potoczył się głośnym echem, podrywając siedzące na drzewach ptaki do szaleńczej ucieczki, a salwa piasku uniosła się w powietrze i opadła. Cholerna puszka jak stała, tak stała.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Czw 21 Sie 2014, 11:59
Spokojne wieczorne powietrze przeciął odgłos ciężkiego wystrzału. Kolejnego tego dnia. Jednak o ile zwykle milisekundy po wystrzale można było usłyszeć metaliczny brzdęk, to tym razem nastała cisza. Francis nadal trwał jeszcze przez chwilę skupiony ze wzrokiem utkwionym w nasypie piasku i puszkach stojących przed nim. - Hmm… - mruknął przeciągle dalej wpatrując się w fałdę piasku. - Ale nie wybiłaś sobie zębów! - stwierdził pogodnie i wstając poklepał Aristos po ramieniu. Wziął od niej broń, przewiesił na pasku przez ramię i podszedł do nasypu. Przyglądał mu się chwilę dokładnie, jakby czegoś szukał i przykucnął, nic nie robiąc sobie z piasku który uparcie przywierał mu do spodni. Grzebał rękoma intensywnie w piasku przez parę chwil po czym wydobył z niego błyszczący, jeszcze ciepły nabój. Obrócił go parę razy w placach, żeby uniknąć poparzenia i pozbyć się pozostałych ziarenek piasku. - Proszę. Na pamiątkę. - powiedział, odwracając się z powrotem do Ari i dając jej do ręki nabój. - To nie takie proste na jakie wygląda, prawda? Nie przejmuj się. - stwierdził, przeładowując broń, której zamek kliknął wypuszczając łuskę, a po kolejnym posuwistym ruchu i kolejnym metalicznym uderzeniu świeży nabój wpadł na swoje miejsce. Liczył po cichu, że Aristos nie zrazi się porażką, a podejmie jeszcze jedną próbę. Chociaż w głębi serca wiedział, że porażki raczej ją motywują. Była zdecydowanie ambitna. Zdecydowanie ambitniejsza niż on. Właściwie to była całkiem uzdolnioną dziewczyną i chciała się uczyć, ale nie tego, co ich matka w nią wpajała. No i do Aristos trzeba było mieć podejście, czego widocznie i wyraźnie brakowało ich rodzicielce. - Za pierwszym razem mało komu udaje się trafić. Mi samemu zdarza się nie trafić. - ponownie ustawił się obok siostry i podał jej nabitą broń. - Próbuj jeszcze raz. Musisz skupić się, żeby lufa szła prosto. Ten ząbek na końcu, ma być idealnie pomiędzy tymi dwoma bliżej. - doradził, pokazując o których ząbkach mówi, po czym przyklęknął na jedno kolano podtrzymując karabin tak, jak ostatnio. - Strzelaj, jak będziesz gotowa. I uspokój oddech.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Czw 21 Sie 2014, 13:02
Syknęła niezadowolona, marszcząc nos i wpatrując sie w piach, jakby to on był winny całemu zajściu, a potem w puszkę – czyżby przebiegła szuja zdecydowała się specjalnie ustąpić z linii strzału? -...Wiesz, że mnie to w żaden sposób nie pociesza, prawda? – spytała z przekąsem, wyraźnie zirytowana, zniechęcona, gdy Francis próbował krygować to małe niepowodzenie.. Obserwowała jak swobodnym ruchem zarzuca karabin na plecy, ruszając w stronę nasypu krokiem pewnym i spokojnym, choć podłoże umykało spod stóp, przesypywało się, gdy piasek osiadał na butach i nogawkach spodni zapadającego się lekko w ziemię Francisa. Zacisnęła wargi, obejmując kolana ramionami i wspierając na nich brodę, a bławatkowe oczy śledziły dokładnie każdy ruch chłopaka, przekopującego się jak kret przez całe góry piachu. Szczęścia szukał, czy jak? Odpowiedź na nurtujące pytanie nadeszła chwilę później, gdy na jej niechętnie wyciągniętą dłoń upadł wciąż jeszcze ciepły pocisk. Jego przyjemny ciężar ożywił nieco zainteresowanie w zdenerwowanej porażką dziewczynie, a pocieszający ton głosu Francisa, miast wzbudzić kolejną falę gniewu, wywołał na jej wargach uśmiech. - Myślisz, że będę strzelać tak dobrze, jak ty? – spytała, profilaktycznie obserwując sprawne ruchy jego dłoni, gdy kucając tuż obok nabijał karabin od nowa. Wygrzebała z piasku łuskę, obejrzała ją, porównując z nabojem, a gdy podał jej do ręki karabin, miast oddać strzał - powoli, choć konsekwentnie, przygryzając przy tym wargę z pełnym skupienia wyrazem twarzy, rozbroiła broń. - O, proszę. – mruknęła zaskoczona, a jej brwi na moment powędrowały w górę, jakby sama nie wiedziała, czy powinna się cieszyć z sukcesu, czy raczej... - Nabijesz? – odwróciła głowę, spoglądając na Francisa z uśmiechem, który potrafił rozjaśnić wyjątkowo ponury dzień. Panienka Lacroix nie należała może do najbardziej spolegliwych i układnych osób na świecie, miała swoje zdanie na każdy z dowolnie wybranych tematów i w gruncie rzeczy była diablęciem w dziewczęcej skórze, jednak w taki dzień jak ten, gdy żar lał się z nieba, a ona siedziała beztrosko na piasku bezczeszcząc tym samym najprawdopodobniej wszystkie z wpajanych jej przez matkę zasad... Była jedynie czternastoletnią dziewczyną, dla której brat był bohaterem jedynym i najważniejszym. Być może nie zawsze się zgadzali, takie prawo i przywilej posiadania rodzeństwa, jednak zapach jego perfum, potargane ciemne włosy i oczy tak samo błękitne jak jej własne stanowiły gwarant bezpieczeństwa, czegoś znajomego, miłego, miękkiego w dotyku. Przez moment przypatrywała się jak Francis nabija broń, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, a później klęknęła niespodziewanie, obejmując go ramionami za szyję. - Dobrze, że wróciłeś.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Czw 21 Sie 2014, 18:09
- Kiedyś? - zastanowił się przez chwilę Francis. - Czemu nie. Możesz robić dużo rzeczy równie dobrze jak ja. Możesz robić dużo rzeczy lepiej niż ja. Musisz po prostu ćwiczyć. - stwierdził. Po prostu. Nigdy nie wydawało mu się to niczym dziwnym. W jego siostrze drzemał duży potencjał, jedynym problemem było znalezienie dla niej odpowiedniego nauczyciela, który umie utrzymać jej uwagę. Jak do tej pory Francis był jedyną osobą, która potrafiła aż w takim stopniu zapanować nad Aristos co wywołało w jego piersi ukłucie dumy i szczerej radości. Chwilę patrzył zaintrygowany na Aristos kiedy ta próbowała samodzielnie rozładować broń. Nie szło jej to tak wprawnie jak jemu, ale czego można się spodziewać po kimś, kto trzyma karabin po raz pierwszy w dłoniach. Zmrużył lekko oczy i po paru sekundach zdziwienie zostało zastąpione przez delikatne poczucie dumy. Francis pokiwał delikatnie głową w aprobacie. - Hmm… bardzo dobrze. - mruknął zadowolony i zaczął tym razem naładowywać broń. - Zawsze wracam, Ari. Wbrew wszystkiemu, wcale nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. - powiedział odkładając delikatnie karabin na ziemię i obejmując siostrę uwieszoną mu na szyi. Musiał się schylać nieco, żeby było im obojgu wygodnie dlatego trwał tak z lekko zgiętym kręgosłupem. - I jeszcze się przekonasz, że umiem pojawić się, kiedy najmniej się tego spodziewasz. - dodał, uśmiechając się pod nosem i gładząc delikatnie Aristos po plecach. Jeszcze stał tak moment, po czym wyprostował się i podniósł broń. Zaczynało robić się coraz później, komary złośliwie przypominały o swojej obecności, a świat zaczynał powoli robić się pomarańczowy, co wskazywało na nadchodzącą powoli noc. - Jutro też coś porobimy razem, jeśli chcesz. - zaoferował gładząc delikatnie broń. Po chwili podniósł jeden palec w swoim zwyczaju pogroził nim Aristos zachowując przy tym kamienną twarz. - Tylko nie uciekaj tak brutalnie z lekcji u mamy. Przecierp tą godzinę dla mnie, to może nawet nie będzie kłótni kiedy będę chciał cię gdzieś zabrać. - wyjaśnił, po czym wręczył po raz ostatni tego dnia karabin w ręce swojej siostry. Przez jakiś czas ani razu nie przyszło mu na myśl, że tak właściwie daje czternastoletniej dziewczynce niebezpieczną broń w ręce, więc kiedy już zreflektował się nad tym to skwitował to jednak cichym prychnięciem, które zdusiło jego śmiech. Otarł twarz rękawem i przykucnął obok. - Spróbuj jeszcze raz i wracamy do domu. Zaraz będzie kolacja. Tym razem traf, pożegnaj się z nimi godnie. - dodał uśmiechając się pod nosem i podtrzymując jedną ręką karabin, żeby ułatwić nieco Aristos zadanie. Był prawie pewien, że tym razem jej się uda.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Strzał w dziesiątkę. Pią 22 Sie 2014, 21:29
Wiatr był przyjemny, świeży, choć przynosił ze sobą pierwszą falę zimniejszego powietrza, zwiastującego nadejście wieczoru, kolorującego błękitne niebo na pomarańczowo i różowo. Przeganiającego stworzenia słońca do spoczynku, podczas gdy ze swoich nor wynurzały się nocne marki. Aristos odsunęła się od brata powoli, napotykając jego spojrzenie i uśmiechając się powoli, niepewnie – wiedziała, że to co mówi jest prawdą, jednak jak długo miało tak pozostać? Widoczny konflikt między ojcem, a Francisem, w który teraz mieszała się również matka powoli narastał, a brat wracał do domu coraz rzadziej, coraz mniej chętnie. Od czasu kiedy przestał bywać tu również i Vincent, przyjeżdżał jeszcze bardziej sporadycznie, będąc gościem we własnym domu. I o ile z braku widoków na spotkanie tego pierwszego Aristos cieszyła się jak mało z czego, o tyle brak brata, który był wyrocznią, przewodnikiem i przyjacielem sprawiał jej ból. - Jutro nie mam etyki. Po za tym wiesz przecież, że ja to wszystko umiem. – przewróciła oczami, odsuwając się od niego niechętnie, ale z uśmiechem, pogodnym jak czyste letnie niebo – Po prostu szkoda mi życia na powtarzanie tego bez przerwy. Nigdy nie będę tak idealna, jakby tego chciała, więc po co mam marnować czas? – wzruszyła ramionami, siadając znów na piasku i ujmując broń w dłonie. Spojrzała na puszki z pewną niechęcią, jednak już po chwili zamieniła się ona w chłodną determinację, w chęć zadowolenia chociaż brata, skoro wszyscy inni chcieli od niej głównie zaprzeczenia wszystkiemu, czym była. On jeden akceptował ją z dobrodziejstwem inwentarza, nie oceniając, nie wymagając cudów. - Jesteś pewny, że musimy tam wracać? Wyobraź sobie awanturę, która rozpęta się jak matka zobaczy sukienkę... Odetchnęła cicho, przyjmując odpowiednią pozycję i mierząc do puszki; jej myśli nie błądziły teraz jednak przy wskazówkach jakie dostała, nie ocierały się nawet o teorię, sięgając po czystą praktykę. Za wszystkie te chwile, kiedy potrzebowała wsparcia, a on był obok. Za kłótnie, których nie rozumiała, za momenty, w których wchodziła do pokoju i zapadało niezręczne milczenie. Za sekrety. Przesunęła palec na spust, przyciskając go powoli, konsekwentnie, tak, jak ją uczył. Huk wystrzału załomotał Aristos w uszach ostrym, niskim dźwiękiem, a zaraz za nim pojawił się metaliczny odgłos zestrzeliwanej puszki.