IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Miejski park

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Skai Wilson
Skai Wilson

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptyPią 03 Paź 2014, 19:11

Skai próbowała powstrzymać swój dźwięczny i lekko drżący głos, jednak wychodziło jej to na tyle marnie, że cały czas parskała pod nosem śmiechem. Doskonale zadawała sobie sprawę, że skrzat wsypie jej przynajmniej dwa kilogramy ziarenek groszku do kufra. To jednak wcale nie powstrzymywało dziewczyny od rozpowszechniania radości, która w nagły sposób zaatakowała jej serduszko. Kolejny leniwy dzień w domu powodował w niej nagłą poprawę humoru, chociaż dla wielu osób byłoby to całkiem nienormalne. Krukonka nauczyła się wychwytywać te niewielkie momenty, kiedy miała oboje rodziców do dyspozycji – nawet, jeśli było to w rozbieżnych porach. Bez skrępowania objęła szczupłymi rękoma talię Katheriny, układając lewy policzek nad jej piersiami. Siatka z zakupami obiła się o nogę kobiety, ale to wcale nie przeszkodziło nastolatce zapleść dłoni na wysokości jej dolnej części kręgosłupa.
Czasami brakowało jej takich chwil, kiedy mogła przytulić się do ciepłego ciała matki, podczas gdy znajdowała się już w Hogwarcie i niewiele mogła zdziałać na palącą potrzebę zapewnienia o miłości.
- Przepyszny. – Poprawiła matkę z ledwo słyszalnymi nutkami rozbawienia, przypominając sobie wygląd pucharków, zanim dobrały się z Yumi do ich zawartości. – No oczywiście, że dostanie! Ale będzie musiał się postarać. – Zastrzegła sobie od razu podnosząc spojrzenie w stronę twarzy pani Wilson i zapewne tkwiłyby tak przez kilka minut, gdyby nie Adolf próbujący wylizać łydkę tej młodszej. Skai pisnęła zniesmaczona odskakują od razu i zaczęła besztać od razu psisko, krzywiąc się niemiłosiernie z obrzydzenia.
- Mamooo, weź to ze mnie! – Poprosiła z jękiem, odchylając oślinioną nogę jak najdalej od reszty ciała, ani myśląc dotknąć tego czegoś wydobywającego się z paszczy doga. Może ojciec rzeczywiście miał rację, aby uzdrowiciel usunął mu te ślinianki? Przecież to takie ohydne!

[zmiana tematu Skai + Katherine]
Gość
avatar

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptyPon 02 Lut 2015, 09:45

Kohaku spała.
Był późny poranek i większość mugoli wybierała się właśnie do pracy. Część przez ten konkretny park. Niektórzy wyprowadzali psa, kilka kobiet odprowadzało dzieci do opiekunek. Innymi słowy - Miejski Park przepełniony był wszelkiego rodzaju ludźmi. Ale łączył ich jeden fakt. Wszyscy, jak jeden mąż, omijali szerokim łukiem ostatnią alejkę, a w szczególności środkową ławkę. Rzucali w jej stronę spojrzenia pełne dezaprobaty i niesmaku, co jakiś czas padały też niepochlebne komentarze na temat pijaństwa.
Kohaku spała na ławce Londyńskiego parku. Kok na jej głowie już dawno przestał być perfekcyjny. Rozluźnił się, a w którymś momencie znalazła się w nim nawet niewielka gałązka. Ręce chowała w zdecydowanie zbyt cienkiej jak na tą pogodę, szarej kurtce. Błoto i liście niemal całkowicie pokrywały glany, a kilka plam nie oszczędziło nawet czarnych bojówek. Opierała się o poręcz ławki lewym bokiem, a jej głowa zwisała bezwładnie - zapewne zasnęła siedząc w parku poprzedniego wieczora. I mogłoby się to źle skończyć, chociażby z powodu chłodu, gdyby nie pewien szczegół. Zapewne już dawno ktoś podszedłby ją obudzić czy nawet sprawdzić czy żyje, gdyby nie ogromna góra futra zasłaniająca ją niemal całkowicie. Na ławce obok niej jakimś cudem dał radę usadzić zad wielki pies. Choć lepiej zabrzmiałoby wilk, bo i to z nim miał więcej wspólnego. Hybryda przygniatała dziewczynę do ławki, grzejąc ją całą sobą. I tylko poprawiając wrażenie, że siedzi tam dziecko. Przy jakichś pięciu stopach wzrostu kobiety wolfdog wyglądał przy niej na giganta.
Całą dobę spędziła na obserwowaniu Żabertów w lesie nieopodal Londynu. Otrzymała zgłoszenie o niewielkim stadku i miała za zadanie upewnić się, że to grupa wolno-żyjąca, a nie hodowana przez czarodziejów pomimo zakazu. Nie znalazła świeżych, ludzkich śladów ani nie wykryła zaklęć maskujących. Rodzina Żabertów okazała się natomiast być bardzo sympatyczna. Były przyzwyczajone do widoku człowieka, więc nie zdziczały kompletnie, ale nie pozwoliły jej całkiem podejść. Ignorując wszechobecne błoto usiadła niedaleko ich drzew czekając aż zaakceptują jej obecność. Zdaje się, że traktowały ją jako swego rodzaju atrakcję, bo część usiadła na bliskich jej gałęziach i obserwowała co robi. Mając pewność, że nie uważają jej za niebezpieczną zaczęła testować zaklęcia. Oczywiście drobne i nie mające na celu zniszczenia niczego. Od najprostszego światełka, po niewielkie płomyki. Uważnie przy tym zapisując które przestraszyły Żaberty na tyle, by rozświetlić ich bąble. Całkowicie straciła poczucie czasu i ruszyła w stronę domu tylko dlatego, że towarzyszący jej wolfdog zaczął zniecierpliwiony przeganiać istoty, wiedząc że inaczej do ciepłego łóżka nie wróci. I prawie się udało. Dziewczyna zatrzymała się w parku żeby uporządkować notatki i zamknęła oczy tylko na chwilkę. Kilkugodzinną chwilkę.
Gość
avatar

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptyPon 02 Lut 2015, 19:10

- Herold! Nie odbiegaj tak daleko. Nie chcę Cię przecież stracić z oczu. - Powiedział okryty w płaszcz mężczyzna z bardzo jasną, pomarańczową brodą. Takie barwy włosa właściwie przybierają rudzi ludzie. I właśnie posiadał taką Onri, który postanowił ze swoim psidwakiem wyjść na spacer. Pogoda po wczorajszej ulewie była cóż, perfekcyjna. Woda z kałuż wyparowywała stopniowo wraz ze wstawaniem słońca. Ale atmosfera była cóż... nudna. Powodowała w uzdrowicielu trudności z oddychanie. Może było to po prostu ciśnienie, które jeszcze w tym miesiącu dokuczało ludziom. A może początek jakiejś większej infekcji nieprzewidzianej przez Partanena.
Psidwak idealnie wpasowywał się w rolę psa rodzinnego. Wyglądał jak Jack Russel Terrier, jednego z tych, które wychowywał w młodości. Merdał swobodnie swoim ogonem oddalając się od swojego właściciela. Ale on miał tylko głęboką nadzieję, że nie ucieknie gdzieś daleko. To byłaby wielka szkoda stracić pupila, którego traktowało się lepiej niż większość ludzi. Wstawało się dla tego uczucia radości bijącego z psich oczu i podskakiwań. Stworzenie imitujące bardzo dobrze psa biegało wokół drzew i załatwiało swoje potrzeby w zakresie własnej prywatności. Onri skupiał się głównie na tym co widział przed sobą. Widział ludzi idących do pracy i dzieci odprowadzane do szkół. Wszyscy byli jacyś... zmartwieni. Ale nie on. Poranki były idealną porą do odpalenia magicznego radia i nastawienia go na odbiór porannej dawki Magicznego Chóru Filippy Gehbert. A muzykę klasyczną i śpiew chóralny Onri kochał tak samo jak eliksiry. Gdyby połączyć te dwie rzeczy to wyszedłby chyba najbardziej udany dla niego dzień. Na samą myśl o tym uzdrowiciel uśmiechał się w podświadomości.
Nie uciekł mu jednak najbardziej widoczny szczegół. Duży wilk leżący na czymś posiadającym buty. No dobra, tym czymś była kobieta śpiąca na ławce. Musimy dodać, że nie była to najprawdopodobniej angielka, gdyż jej rysy twarzy bardzo dobrze zdradzały przynależność do azjatyckiej części świata. A z ludźmi z tamtej strefy Onri miał bardzo znikomą znajomość. Oczywiście znał ich wygląd, ale kobieta wyglądała jak małe dziecko śpiące na ławce z ulubionym pluszakiem. I tak odbierał ją mężczyzna, dopóki nie zobaczył jej dobrze rozwiniętego płciowo wyglądu, co zdradzało, że nie jest młodą dziewuszką. Och, co za cud, pomyślał Onri. Jedynie co by brakowało to jakaś cholerna kampania przeciw pedofilom, a leżąca na ławce Azjatka była przynętą na wymienionych mężczyzn.
Onri popatrzył teraz na psa i zobaczył, że zerka na niego z jakimś podejrzliwym wzrokiem. Ale mężczyzna nie czuł zagrożenia ze strony zwierzęcia. Po prostu uklęknął przed nim i spojrzał w jego oczy z lekkim uśmiechem.
- Ciężką mieliście noc, prawda? - westchnął, chcąc pogłaskać psa. No właśnie, chcąc. A nie zrobił tego, bo miał jednak jakiś system, który rozkazał mu nie dotykać go. Co by było, gdyby zwierzak odebrał to za atak i chciał go ugryźć. Nie mógł sobie pozwolić na taką bezmyślność. Każde zwierzę było inne i wymagało zrozumienia. I z takim nastawieniem szedł przez swoje życie. Spojrzał okiem na twarz kobiety i zauważył gałązkę wystającą z włosów. - Pozwolisz, że jej to wyjmę, strażniku. - I zaczął z zachowaniem ostrożności wyjmować gałązkę. Włosy były delikatne, wilgotne od mokrej ławki. Mogła przecież rozchorować się, a to było chyba nieprzyjemne. Zapominając jednak o chorobach, Onri zaczął powoli cucić kobietę.
Gość
avatar

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptyPon 02 Lut 2015, 20:28

~ Kincaid nie top mnie z łaski swojej w ślinie.
Pierwsze słowa czarnowłosej tego poranka nie były ani zbyt błyskotliwe, ani wyraźne - bełkotała sennie wypluwając jednocześnie wilcze ucho z ust. Poruszyła się ostrożnie, nie chcąc zrzucić gwałtownie psa, a ten posłusznie zeskoczył obok ławki. Dopiero wtedy Kohaku zauważyła, że nie są sami. Zamarła w bezruchu, gapiąc się bezpardonowo na rudobrodego. Bardzo powoli dotarło do niej, że mężczyzna stał tuż obok. A na dodatek raz, zdążył już pogłaskać wolfdoga, który kompletnie go zignorował. Dwa, wyciągał rękę w jej stronę. Nie była najlepszym myślicielem świeżo po przebudzeniu i pierwszą rzeczą jaką wzięła pod obróbkę był kolor jego brody. Dziesięć lat życia spędziła w zamkniętej posiadłości na terenie Japonii, gdzie nie spotykało się zasadniczo innego koloru włosów niż czarny. Potem, oczywiście, uczęszczała do Hogwartu i podróżowała, ale mimo wszystko miała minimalną styczność z innymi ludźmi. Nie pierwszy raz widziała rudego, ale wciąż było to coś niecodziennego. Gdyby delikatnie zmienić odcień pod miedziany mógłby konkurować z futrem Nova Scotia Duck Tolling Retrievera...
Zamrugała kilka razy i podniosła się gwałtownie, i skrzywiła się, czując ból na głowie. Mężczyzna zdążył złapać ozdobę jej koka, a ona szarpnęła pogarszając w ten sposób stan swojej fryzury. A na pewno nie było to delikatne.
Niezdarnie przejechała ręką po twarzy, odgarniając czarne kosmyki do tyłu i przylizując przynajmniej część burzy włosów, co ułatwił fakt, że były mokre. Jak zresztą ona sama. Wprawdzie nie przemokła całkowicie, dzięki Ci Merlinie, ale rosa osiadła na każdym strzępku ubrania jaki wystawał spod wilka gdy spała.
~ Tylko się zdrzemnęłam, nie trzeba wzywać straży. Nie ćpałam i nie piłam. Nie jestem bezdomna. On jest wychowany i szczepiony. Ja też.
Wyburczana niezbyt przyjemnym tonem tyrada brzmiała jak wyuczona na pamięć formułka. Najwidoczniej dziewczyna nie raz „nocowała” na mieście i nie raz była przez to męczona. To dobroduszna kobiecina, która zaproponowała jej nocleg i ciepły posiłek, to wypacykowany narcyz prawiący kazanie jak to jest zakałą ludzkości, którą powinni uśpić razem z jej kundlem, żeby nie ćpała po ulicach. Owszem, była roztrzepana. Pracowała najczęściej w dziczy, z niebezpiecznymi magicznymi stworzeniami i kończyło się to nie raz zniszczonymi, poszarpanymi ubraniami i ranami. Nowi współpracownicy szanowali jej zdolności, ale nie przepadali za jej towarzystwem, więc przekazywano jej jedynie ciężkie zlecenia. Rejestrowaniem hodowli Puszków mógł zająć się każdy, ale mało kto lubił biegać po deszczu za zbiegłym, chorym Testralu po traumatycznych przeżyciach. A jako że rzadko pamiętała o wysypianiu się czy jedzeniu posiłków w ludzkich godzinach często zasypiała tam, gdzie usiadła. Czasem było to jej mieszkanie, a innym razem park. Z góry założyła więc, że mężczyzna jest po prostu kolejnym z tych, którzy postanowili jednak nie omijać jej z daleka.
Sprawdziła kieszenie, upewniając się, że jej różdżka i cenne notatki są na miejscu. Z kurtki wyciągnęła ringówkę i zarzuciła ją na szyję hybrydy. Lubiła w ten sposób drażnić miejskich strażników. Byli pewni, że jest podejrzanym ćpunem, który do tego pewnie organizuje nielegalne walki psów, skoro chodziła z taką bestią. Zagrozili jej, że jeśli nie będzie go trzymać na smyczy zostanie uśpiony pod pretekstem ataku na nich. Znalazła więc starą, jeszcze z czasów wystawiania wilczaka czechosłowackiego ojca, ringówkę – cieniuteńki i delikatny kawałeczek sznurka, który pies dziesieć razy mniejszy od Kincaida dałby radę rozerwać. Ale doskonale wychowanemu wolfdogowi to wystarczało.
Coraz bardziej przytomna dziewczyna dopiero teraz zauważyła czterołapego towarzysza mężczyzny. Czekoladowe oczy przez chwilę spoglądały ze zdziwieniem na stworzenie, a następnie na rudobrodego.
~ Oh. Czarodziej. Wybacz.
Odwróciła wzrok, zażenowana swoim porannym występem i ostrą odzywką. Wstała z ławki i otrzepała się nieznacznie, zupełnie nie przejmując się stanem swojego ubrania. Była do tego przyzwyczajona.
~ Powinien Pan popracować nad szkoleniem. Szczególnie jeśli przebywa wśród mugoli. Łatwiej u nich utrwalić pożądane zachowania niż u innych psów, ale nieszkolony wejdzie Panu na głowę. Biegając luzem powinien być nauczony trzymania się właściciela.
Czekoladowe oczy śledziły uważnie biegającego psidwaka błyszcząc ciepłem.
Gość
avatar

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptyWto 03 Lut 2015, 17:23

Skóra kobiety w dotyku była przyjemna. Lekkie drgania na poliku, gdy Onri stukał ostrożnie ręką przypominały te same co u tafli wody. Sama twarz zresztą była bardzo interesująca. Azjatycka czyli egzotyczna. A jak egzotyczna to powodowała w rudobrodym jakąś niepohamowaną ciekawość. Westchnął z zaciekawienia nad tą osóbką. Może być z niej bardzo ciekawa postać, którą chciałby poznać. Wszystkie przemyślenia nagle spowodowały utknięcie wzroku na klatkę piersiową dziewczyny. Oddychała, czyli nie była martwa. To bardzo dobrze. Nie chciałby być uważany za mordercę, gdyby mugolscy stróże prawa odzyskali odciski z jej ciała. Zresztą mężczyzna problemów z prawem nie miał. W razie jednak potrzeby zdolny by był do uszkodzenia ciała kogoś, kto chciałby go złapać.
Jednak w pewnym momencie wrócił na twarz kobiety, kiedy ta odezwała się do niego w cywilizowanym języku zwanym angielskim. Mężczyzna nie chciał już stać na klęczkach przy kobiecie, więc wracając do pozycji pionowej otrzepał swoje spodnie z brudu. Dobre sobie, otrzepał. Po prostu wyciągnął różdżkę zza płaszcza i wymruczał zaklęcie czyszczące. Brud zaczął znikać w miejscach, gdzie Onri przejeżdżał różdżką po materiale. Przy ostatnim okruchu ziemi cofnął swój podstawowy atrybut maga i schował go za płaszcz. Teraz mógł sobie pozwolić spojrzeć w oczy Azjatki i zamknąć się w ciszy. Jej oświadczenie na temat trzeźwości potraktował z politowaniem, szczędząc sobie na jakiś czarny tekst.
- Nie sądzę, że jesteś alkoholiczką czy kimś z grup biorących szkodzące dla zdrowia przedmioty. Zresztą wystarczy spojrzeć na psa, wybija się z tłumu czystością. Większość bezdomnych psów praktycznie i teoretycznie powinna śmierdzieć i mieć zlepione futro. Ten zaś wygląda na czystego i większości puszystego. Co nie zmienia faktu, że strzegł cię bardzo dobrze i nie pozwolił sobie na tknięcie cię dopóki nie spytałem go o zgodę. - zagryzł z niepokojem wargę. - Ale oczywiście nie zjada w całości, racja? - ostatnie zdanie chciał zamienić w żart, ale sądząc po swoim tonie bardziej to przypominało ironiczne pytanie niż jakąkolwiek oznakę żartu. Cóż, to był jeden z jego zwyczajnych tonów. Większość ludzi jednak nie wiedziała czy to ironia czy dowcip, ale nie interesował się tym.
Onri patrząc na to jak kobieta szuka pośpiesznie swoich rzeczy, odezwał się do niej. - Spokojnie, nie ukradłem nic tobie. A nawet jeśli to teraz mówiłbym do ciebie z dwoma krwawiącymi kikutami, a mój pies skomlał z bólu. Mam nadzieję, że tego nie usłyszał. - Stwierdzenie dziewczyny na temat bycia czarodziejem zbiło go z tropu. Czyżby aż tak było to widoczne? Zresztą już nawet widziała jego różdżkę, a sam uzdrowiciel jakoś nie przywiązywał wagi do ochrony świata magicznego poprzez wymachiwanie magicznym patykiem. Można nawet rozwinąć to stwierdzenie o to, że nawet ucieszyłby się jakby mugole poznali magię. Byliby idealnymi królikami eksperymentalnymi, którzy ze swoją ciekawością wchodzili do miejsc nieodpowiednich dla nich. Ale prawo magiczne obowiązywało, a Onri nawet jakby nie chciał to musi respektować panujące zasady. Jednak kto by go tam uskarżał, kiedy w świecie magii jego rodzina była znana w okolicznych wsiach magicznych spoza wyspy.
- Nie mów mi pan, denerwuje mnie, gdy młoda osoba stara się oddać mi szacunek poprzez mówienie samego „per pan”. Nie jestem przecież właścicielem 20 włości jak niektórzy z moich znajomych. Ale – zrobił przy tym dziwny grymas – jakoś jeszcze im nie powiedziałem, że jestem tylko zwykłym uzdrowicielem. No dobra, uzdolnionym, ale wciąż uzdrowicielem. - Onri popatrzył na podbiegającego do niego psidwaka, nie skupiającego wzroku na swoim właścicielu, a na wielkim psie. Nie można zabronić Heroldowi, że posiadał także cechy charakteru zwykłego psa rasy Jack Terrier Russell. Był u Partanena od czasu pracy w świętym Mungu i jak dotąd jako jedyny zaskarbił sobie wielką miłość w jego sercu. Kobieta jednak zaczęła mówić mu o zaplanowaniu szkolenia dla niego z powodu łatwego odkrycia przez mugoli. Wydał cichy jęk na sam pomysł o tresurze.
- Zapewniam cię, że Herold to psidwak bardzo dobrze ułożony. Słucha się mnie, więc pozwalam mu na spokojne bieganie po parku. Ufam mu, a on mnie. Zapomniałem jednak się przedstawić. Jestem Onri Partanen, a twoja godność?
Gość
avatar

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptyCzw 05 Lut 2015, 20:58

Zerknęła ukradkiem na wysokiego mężczyznę gdy ponownie zabrał wzrok, nie kryjąc niechęci. Może sama nie była świadoma oczywistości swojej negatywnej postawy? Nowa znajomość z samego rana była ostatnią rzeczą o której marzyła, szczególnie po całej dobie pracy. A im więcej mówił, tym dalej zaczynała sięgać antypatia. Był zwyczajnym człowiekiem, który najwidoczniej chciał po prostu z nią porozmawiać. Ale Kohaku nie potrafiła rozmawiać z "normalnymi" ludźmi, na tematy inne niż związane ze stworzeniami. Kiedyś łudziła się, że zwykła sympatia do zwierząt u innych wystarczy, by dało się nawiązać ciekawą konwersację. Szybko przekonała się o swoim błędzie i nie próbowała więcej. Być może w ten sposób straciła okazję do poznania ciekawych ludzi... Ale nie żałujesz tego, o czym nie wiesz. Była zadowolona ze swojego dotychczasowego życia.
Zmarszczyła nieznacznie brwi słysząc komentarz na temat Kincaida. Niewiele zwykłych osób oceniało ludzi po ich psie, ale patrząc na to z drugiej strony - na początku niewiele mógł zobaczyć poza wolfdogiem. W końcu ogromna hybryda niemalże zadusiła pod swoim cielskiem drobną kobietę.
~ Każde stworzenie zjada, w całości lub na raty, jeśli da mu się do tego powód.
Zadarła głowę by spojrzeć dosyć wyzywająco w oczy mężczyzny. Mimowolnie skrzywiła się czując ból w karku. Patrzenie na o połowę wyższych ludzi zaraz po niezwykle komfortowej nocce na drewnianej ławce nie sprzyjało komfortowi bycia. Powoli docierały do niej uroki tego noclegu. Zaczęła szybko marznąć, pozbawiona przyjemnego grzejnika w postaci hybrydy.
Komentarz dotyczący kradzieży puściła mimo uszu. Szczerze powiedziawszy, nie pomyślałaby o tym, gdyby sam nie zaczął się usprawiedliwiać. Skoro pół przytomna padła na ławce równie dobrze mogła gdzieś zgubić część notatek po drodze, których teraz musiałaby szukać. Gdyby ich nie schowała przed zaśnięciem istniałoby duże prawdopodobieństwo, że porwałby je wiatr. Albo utopiłyby się w ślinie psa.
Gdy rudobrody wyciągnął różdżkę do wyczyszczenia ledwie muśniętych kurzem kolan poczuła ukłucie wstydu, ale ukryła to głęboko w sobie. Choć sama w sobie nigdy nie przejęłaby się marnym wyglądem, to ostentacyjny pokaz czystości poruszyłby chyba każdego, kto przedstawiał dokładne przeciwieństwo. Szczególnie, że na jej twarzy wciąż pozostawały czerwone linie, odbity rękaw kurtki na którym spała. Ciemne wory pod oczami, a przez niewielką ilość snu cera nabrała ziemistego koloru. Porównujący ją do ćpunów mieli zwykle pewne podstawy, choć nie zbliżała się do żadnych używek - pozbawiona pełnej władzy nad ciałem mogłaby zaniedbać stworzenia którymi się opiekowała. Lub którymi nie mogłaby się zająć właśnie przez narkotyki czy alkohol.
Uniosła nieznacznie brwi, słysząc dalsze komentarze.
~ Murray Kohaku, panie Partanen.
Czysta złośliwość? Być może tak wyglądało to z boku. No, niech będzie - w jej głowie także, ale tylko trochę. Wiedziała, że zirytuje tym mężczyznę, ale nie odbiegała od zwyczajnych zachowań. Choć Japonię opuściła już dłuższy czas temu, wiele tamtejszych zachowań na stałe wpisało się w jej styl bycia. Zwracanie się do innych z szacunkiem było wręcz obowiązkiem. Używano nazwisk i odpowiednich form grzecznościowych. By nazwać kogoś po imieniu potrzebne jest jego pozwolenie, a i wtedy tylko najbliżsi, rodzina czy kochankowie decydują się na używanie go bez dodatków. Ze względu na dziwne spojrzenia współuczniów w Hogwarcie przestawiła się z japońskich tytułów grzecznościowych na o wiele prostsze, zawarte w języku angielskim.
~ Skoro Pan twierdzi, że jest ułożony.
Wzruszyła barkami, nie bardzo chcąc rozwijać temat. W rzeczywistości mało zwierząt, zarówno niemagicznych jak i magicznych, było wychowane prawidłowo. Mogły nie sprawiać właścicielom kłopotów na co dzień, ale to nic nie znaczy.
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 EmptySro 25 Lut 2015, 12:25

W związku z jasną sytuacją:

Sporych rozmiarów puszczyk w sile wieku zakołował nad parkiem, co z wielu powodów musiałoby wydać się dziwne ornitologom. Ostatecznie nie była to przestrzeń, którą naturalnie zamieszkiwałby ten rodzaj ptaków ani pora, o której zwykły robić sobie wycieczki. Tym niemniej jednak ten konkretny przedstawiciel swojego gatunku zdawał się nie przejmować konwenansami i w pełnym świetle dnia, wypatrywał czegoś pomiędzy rzadko rosnącymi drzewami mugolskiego zieleńca. I najwyraźniej znalazł to, czego szukał, bo zanurkował gwałtownie wprawiając w popłoch ćwierkające wesoło na drzewach mniejsze ptaszyny.
Zatrzepotał jeszcze kilka razy masywnymi skrzydłami wyhamowując i wylądował na ramieniu postawnego mężczyzny, bez pardonu upuszczając pod jego nogi elegancką kopertę, pospiesznie jednak zapieczętowaną i zaadresowaną. Kiedy puszczyk odleciał, Onri szybko pochylił się, rozpoznając pieczęć, którą przyłożył ktoś do szybko twardniejącego laku. List pochodził z Munga i jednoznacznie wskazywał, że pomimo przysługującemu mężczyźnie dnia wolnego, koniecznie musi się on zjawić w szpitalu, co miało związek z jakimś skomplikowanym przypadkiem, na opis którego autorowi nie starczyło czasu, energii bądź kartek. Tym niemniej Onri musiał opuścić swoją uroczą towarzyszkę właściwie wpół zdania, tłumacząc się lakonicznie, jako że sam również nie posiadał dokładniejszych informacji. Z lekkim westchnieniem rozejrzał się za nieco bardziej odosobnionym miejscem i wszedłszy pomiędzy gęste skupisko krzaków, teleportował się z głuchym trzaskiem.


z/t dla Onriego.
Jeśli Kohaku nie zechce pisać wychodzacego, to dla niej też.
Sponsored content

Miejski park - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Miejski park   Miejski park - Page 3 Empty

 

Miejski park

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-