|
| Koncert Upiornych Wyjców '77 | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Henry Lancaster
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 08:22 | |
| Nie czuł się obserwowany i to pozwalało mu na chwilę beztroski. Po tych paru miesiącach w końcu mógł pozwolić sobie na trochę zabawy, z której czerpałby jakąś formę radości. Nie wyglądał już jak półtora nieszczęścia i wprawdzie nic nie wskazywało na to, że przeszedł piekło. Raz na jakiś czas w jego oczach błyskało coś ciemniejszego, co mogło kogoś zaniepokoić, ale było to na tyle ulotne, że mało kto zwracał na to uwagę. Cieszył się, że Soleil zgodziła się iść z nim na koncert. Spotkają tu z pewnością masę znajomych, których chciał bliżej przedstawić Słoneczku. Przygarnął ją do siebie, gdy przeciskali się przez najciaśniejszą grupę osób blokującą przejście pod scenę. Najadł się trochę strachu, gdy Sol ni stąd ni zowąd wypuściła jego rękę i zatrzymała się. Odwrócił do niej głowę i ponownie wyciągnął do niej dłoń, aby się nie zgubili. A to było dziecinnie łatwe. Jej strój wyjątkowo mu się podobał. Przebijał nawet kreację, którą miała w Wielkiej Sali na zakończeniu roku szkolnego. Bitwa kolorów, w tym przypadku świetnie dopasowanych do sytuacji i duże, szare oczy. Każdy, kto na nią spojrzał wiedział, że ta dziewczyna pierwszy raz w życiu miała do czynienia z takim gatunkiem muzyki. Takie zaskoczone spojrzenie było typową reakcją i odpowiedzią na siłę wrzasków. Wystarczyło postać trochę i wysłuchać do końca hitu sezonu, a odkrywało się coś fajnego w ich stylu. Henry złapał Sol za obie ręce, kiedy ta stratowała czyjeś stopy. Roześmiał się pod nosem, gdy wypisz wymaluj gangster z kryminalnych ksiąg rozpogodził się na widok Słońca. Dlaczego się nie dziwił? Uśmiechnął się szeroko do Sol i tym razem nie czuł ukłucia zazdrości. Musiał już znosić śmiechy Matta, gdy stwierdził, że nie podoba mu się uwielbienie Sir Nicholasa pod adresem swojej dziewczyny. Dosyć niekomfortowe uczucie, które potwierdzało prawdziwość jego przywiązania do Sol. - Dobrze ci idzie, jeszcze tylko trzeba uważać na czyjeś nogi. - zaśmiał się po cichu i jeszcze raz, ale już wolniej obrócił Sol wokół własnej osi, a potem przygarnął ją do siebie, odrywając od niej w końcu spojrzenie. Zerknął na scenę i nogą podrygiwał w rytm hitu. Zatrząsł się od śmiechu widząc tańczącego gitarzystę. - Muszę się kiedyś nauczyć tak tańczyć. W ogóle tańczyć, żeby zabrać cię na bal halloweenowy w październiku. - stwierdził pełen powagi, przytulając brodę do skroni Sol i po prostu ciesząc się, że udało się im tutaj dotrzeć w jednym kawałku.
Tymczasem Wyjcy dawali popalić. James pozbył się koszulki, a w ślad za nim poszedł Frank wywołując tym jeszcze większe wiwaty, gwizdy i zachwyt w żeńskiej części publiczności. Po bokach sceny wystrzeliło tysiące mieniących się kolorami iskier, a z drugiej strony zaczęły wydobywać się gęste fale niegroźnego dymu. Teraz jeszcze trudniej było się odnaleźć w tłumie, ale za to jaki był tego ciekawy efekt! Więcej prywatności w tłumie, przyjemniejsza, magiczna atmosfera i jeszcze więcej muzyki. Frank postanowił zaszpanować i w "Hanging on your lips" ostatnie słowo imponująco przeciągnął, czerwieniejąc trochę na twarzy i wywołując burzę oklasków. Mimo, że słońce już zaszło, wciąż było gorąco i parno. Gdzieś z przodu kilka fanek próbowało dostać się na scenę omijając zaczarowaną barierkę. Dwóch gorylów musiało je ewakuować. Poza tym koncert trwał dalej, a śpiew nie przerywał się ani na chwilę. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 09:05 | |
| Alex trzymał ją za rękę, a ona pozwalała mu na to. Bo choć nie czuła się do końca komfortowo (nawet gdyby łączyło ją coś z O’Malley’em najprawdopodobniej nie byłaby zwolenniczką tego typu gestów), to rozumiała konieczność trzymania się siebie nawzajem w tym dzikim tłumie ludzi, który tylko czekał aby porwać ich w dwie, całkiem różne strony. Nie zaprotestowała także, kiedy w największym ścisku otoczył ją ramieniem. Po prawdzie była mu za to wdzięczna, bo w ten sposób ochraniał jej drobną osobę przed co brutalniejszymi „tancerzami” stojącymi na ich drodze. Okazało się, że miała całkowitą rację co do tego koncertu. Wokalista zawodził, muzycy po prostu hałasowali, a widownia podrygiwała niczym w przedśmiertnych drgawkach. Było duszno, powietrze przesycone było potem i zapachem tych setek ciał, z których nie wszystkie były higieniczne i regularnie myte. Nie miała potrzeby zbliżenia się do sceny, ale Alex najwyraźniej miał VIPowskie bilety i z godnym podziwu uporem ciągnął ją ku loży. Tam, na całe szczęście, okazało się być trochę luźniej i przynajmniej dało się oddychać. Zmarszczyła lekko nos i przejechała dłonią po włosach, wcale nie wpływając w żaden pozytywny sposób na ich stan. W swojej czarnej sukience wpasowywała się w towarzystwo, choć wyglądała może trochę zbyt spokojnie jak na podobny koncert. Kiedy się do niej odezwał, podążyła spojrzeniem za jego dłonią i z politowaniem przyjrzała się podekscytowanym fankom, które wyglądały, jakby ktoś im czegoś dosypał do kremowego piwa, czego właściwie nie można było wykluczyć. Kątem oka udało się nawet Chiarze dostrzec Jasmine z Kruegerem, na który to widok kąciki jej ust drgnęły lekko. Kontynuowała przeczesywanie wzrokiem tłumów i w pewnym momencie jej wzrok napotkał znajomą sylwetkę. W jej oczach zamigotało na moment rozbawienie, ale zdusiła je dość szybko i stając na palcach oraz zmuszając Alexa do lekkiego skłonu (jej wzrost czasem był naprawdę upierdliwy), odezwała się wprost do jego ucha, bo inaczej nie było mowy, aby cokolwiek usłyszał. -Małpy to nasz najmniejszy problem. Zdaje się, że pewna czarna pantera obrała Cię na swoją najnowszą ofiarę. – to powiedziawszy ujęła twarz chłopaka w swoje chłodne dłonie i skierowała jego spojrzenie w kierunku, z którego nadchodził Dorian. Bardzo niezadowolony Dorian. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 09:40 | |
| Wakacje sprawiały, że wszystkie problemy, które w szkole urastały do nie wiadomo jakich rozmiarów, nagle stawały się znacznie bardziej błahe. A przynajmniej było tak w przypadku większości osób, bo te kilka dni spędzonych w domu jedynie utwierdziło Sol w jej postanowieniach. Nie znalazła żadnej wskazówki jak można rozprawić się z Tytanem, a on coraz częściej przyjmował widzialną dla niej postać i traktował ją mniej delikatnie niż wcześniej. Nie wiedziała jak długo jeszcze będzie mogła z nim walczyć, ale nie zamierzała się poddawać. Wyrzucenie tego mężczyzny z jej życia, było jej jedyną szansą na szczęście, na Henry’ego, na miłość i pomyślną przyszłość. Sol miała w sobie coś, co sprawiało, że trudno było jej nie lubić. Owszem, nie miała zbyt wielu przyjaciół, ale w znacznej większości populacji wzbudzała uczucia z pogranicza sympatii, pobłażania i rozbawienia. I wcale nie miała nic przeciwko temu, bo w jej mniemaniu wszystkie te emocje były pozytywne. A ona przecież chciała wnosić tylko odrobinę radości w ludzkie życia. Chciała być słońcem, nic więcej. Śmiałaby się, gdyby wiedziała o zazdrości chłopaka. Po pierwsze nie znała tego uczucia z doświadczenia i wydawało jej się ono całkowicie abstrakcyjne, po drugie nie uważała, aby Hanry miał powody go doświadczać. W głębi ducha pozostawała bardziej dziewczynką niż nastolatką i nie była zainteresowana flirtami. Jej związek z Lancasterem był dostatecznie osobliwy. Solei przez bardzo długi czas tańczyła balet i dlatego potrafiła się ruszać do muzyki. Ale nie takiej muzyki. Znacznie bardziej wolała utwory klasyczne, najlepiej instrumentalne, ale nie miała w zwyczaju czemukolwiek odmawiać wartości, więc także i teraz starała się odnaleźć coś pozytywnego w całej sytuacji. Jak to, że była tutaj z Henrym, jak to, że miała możliwość obserwowania ludzi w innym otoczeniu i odmiennych okolicznościach, jak to, że spotkała przemiłego pana z kolczykami i to, że bliżej poznała rodzinę swojego chłopaka. Mogłaby zapewne wymieniać te pozytywy znacznie dłużej, bo w gruncie rzeczy była w tej chwili szczęśliwa. Może odrobinę przytłoczona hałasem i tłumem oraz zdenerwowana obecnością Tytana, ale przy tym także zadowolona, że zdecydowała się zgodzić. Słysząc jego słowa, westchnęła lekko, ale ten cichy dźwięk zaginął gdzieś pośród śpiewu wokalisty i krzyków widowni. Objęła chłopaka w pasie drobnymi rękami i oparła się o niego wygodnie. Blisko niego czuła się bezpieczna, równocześnie jednak wiedziała, że musi bardzo uważać. Odnalazła wzrokiem Jego. Stał nieopodal i uśmiechał się złośliwie. Jeśli nic się nie zmieni, Henry będzie tańczył na balu Halloweenowym z inną partnerką. -Tak jak teraz, jest dobrze. – odezwała się do niego z uśmiechem. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 10:58 | |
| Henry wyczuwał zmiany. Bardziej instynktownie, obawiał się je nazywać po imieniu. Z Soleil działo się coś, na co był bezradny. To go deprawowało i chociaż chciał zrobić coś, nie wiedział od czego zacząć. Nie miał pojęcia o istnieniu Tytana. Henry nawet nie był świadomy, że taka magia istnieje i że Tytan nie jest wymyślonym przyjacielem. Zauważał pewne nieprawidłowości w zachowaniu Soleil, ale nie umiał o to pytać. Wybierał więc dobrze sobie znaną drogę udawania, że to jest bez znaczenia. Chwilowe, przemijające. Miał pewną wprawę w radzeniu sobie z czymś, z czym nie umiał się zmierzyć. Nie było to zdrowe wyjście, ale praktyczne. To się nigdy w nim nie zmieni. Tym większa była radość ze zwykłego wypadu na koncert. Tutaj nikt się na nich nie gapił, jak to się miało w Hogwarcie, tutaj nie musieli się niczym martwić i bez wyrzutów sumienia mogli powygłupiać do śmiesznej muzyki. Soleil nie wiedziała bowiem, że Henry był mistrzem w dzikich pląsach. Tego widoku wiele razy doświadczał Matt, Dwayne i Cardaroc i zgodnie twierdzili, że to nie powinno wyjść nigdy na światło dzienne. Gorzej szło z nauką tańca normalnego, gdzie nie deptał nikogo, nie dźgał łokciem i nie obijał się niczym w pogo. W Hufflepuffie parę osób wiedziało, że wypada unikać Heńka, gdy puszczają głośno hit Wyjców w radiu. Powstrzymał się na szczęście przed tym tak zwanym tańcem. Odsunął Sol dwa kroki w bok, nie wypuszczając jej z ramion. Profilaktycznie ratował ją przed potencjalnymi wybuchami entuzjazmu ze strony nieopodal stojących troglodytów z glanami. Stłuczka z takimi osobnikami musiałaby być bolesna, a w wakacje poza szkołą Henry był jeszcze bezsilny. Już za rok będzie pełnoletni. Nie mógł się tego doczekać, aby zostać pełnoprawnym czarodziejem. Henry wywrócił oczami, kiedy Wyjcy się rozebrali. Akurat tego nie pochwalał, bo przecież ich fanki w większości były niepełnoletnie. Wzruszył jednak ramionami uznając, że to nie jego problem. Wolał skupić się na Sol i jej wątpliwego dobrego nastroju. - Gdyby był tu Matt, Dwayne i Cardaroc, pokazałbym jak tańczą Puchoni. Sama wysłałabyś mnie na kurs tańca. - roześmiał się cicho. Trzymał Sol w talii i wziął głębszy wdech, czerpiąc z bliskości ciał spokój. Może i była drobną dziewczynką, ale była z nim i to się liczyło. Nikt inny nie zdołał go upilnować, gdy chciał się załamać. To mocny fundament ich relacji, które chyba wymykały mu się spod kontroli. Nie opuszczało go przeczucie, że coś nie gra. |
| | | Gość
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 12:33 | |
| Jonek nie jest typem imprezowicza, na takie koncerty chodzi tylko od czasu do czasu. Ponieważ ostatni rok szkolny był dość ciężki, dopiero teraz Jonathan może się rozluźnić. Na początku planował stać z tyłu i posłuchać dobrej muzyki. Nie chciał wchodzić między tłum punkowców, szczególnie że miał trampki. W pewnej chwili chłopak zauważył kolegę z domu. Do głowy wpadł mu głupi pomysł. -Heniu!- krzyknął podchodząc do młodzieńca. Klepnął go po plecach i uśmiechnął się. -Mam nadzieje że nie przeszkadzam- powiedział tylko żeby się nie wkurzyli. Tak naprawdę było mu obojętne czy przeszkadza, czy nie. Nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej. -Cześć, jestem Jon- powiedział podając rękę dziewczynie. -A ty pewnie jesteś dziewczyną Henia, prawda?- zapytał, ale tylko z grzeczności. Nie potrzebne mu potwierdzenie, by wiedzieć że to jego dziewczyna. -Pokazałeś jej swój taniec?- skierował pytanie do puchona. Jonathan jest jednym z tych osób które wiedzą jak tańczy Henry, i on od lat go namawia, by komuś to pokazał. A teraz jest idealna okazja. Gryfonka pewnie doceni jego pląsy. Jon był pewnie teraz wkurzający i natrętny, ale czym byłoby życie bez przyjaciół? -On w dormitorium nic, tylko tańczył. Szkoda gdyby nie pokazał tego swojej dziewczynie- powiedział. Jonek obiecuje teraz, że zrobi wszystko, by Heniu zatańczył. |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 14:00 | |
| Dorian nie bez problemu znalazł Alexandra i Chiarę. Wcześniej musiał przedrzeć się przez rozskakany tłum dzikich nastolatków, którzy wydawali się, jakby wpadli w jakiś dziwny trans. Chłopak przez chwilę zastanawiał się, czy gdyby ktoś nagle zemdlał…. czy inni by to zauważyli. Pewnie nie… Znając życie, pewnie zostałby rozdeptany przez kilkanaście par ciężkich butów i chwilę po koncercie wylądowałby w szpitalu Świętego Munga – piętro pierwsze, urazy magozoologiczne. Dotarł do strefy VIP, po czym odepchnął ze złością młodzika, który wpadł na niego, jak jakaś torpeda, prawie zwalając z nóg. Ten został znów porwany w wir szaleństwa i słuch po nim zaginął. Krukon powstrzymał się od tego, żeby nie splunąć. Przeklął jedynie siarczyście i podszedł do Alexandra i Chiary. W połowie drogi do celu, dziewczyna zdała się poinformować swojego towarzysza o nadciągającym gościu, jednak Dorian nawet nie zwolnił. Przedarł się przez tłum do nich i stanął twarzą w twarz z Alexandrem. Wykrzywił usta w krzywym uśmiechu, lustrując chłopaka spojrzeniem błękitnych, chłodnych oczu. Jego wyraz twarzy nie zdradzał jego zamiarów, był zimny, zastygły i zupełnie nieodgadniony, jakby założył porcelanową maskę. - Cześć Chi – mruknął Krukon, zerkając przelotnie na koleżankę – przy takim rozgardiaszu pewnie nawet tego nie usłyszała. Nie starał się mówić głośno, jakby było mu wszystko jedno, co sobie o nim pomyśli. Znów spojrzał na O’Malleya. Gdyby spojrzenie mogło ranić, Alexander byłby w opłakanym stanie. Whisper potrafił zapanować nad swoimi emocjami, na tyle, że powstrzymał się od wymierzenia chłopakowi w twarz. No cóż, nie miał zamiaru być od razu wyrzucony przez tych wielkich goryli stojących niedaleko. Miał wrażenie, że się mu przyglądali i tylko czekali na dogodny moment, aby wkroczyć. Zamiast więc obić bezpośrednio twarz Alexandrowi, uśmiechnął się do niego ironicznie i podszedł bliżej. Oparł się ramieniem o ramię Ślizgona. -Nieładnie oszukiwać przyjaciół – powiedział, pochylając się do jego ucha tak, że wargi Whispera delikatnie muskały jego skórę. – I CO ja mam z Tobą teraz zrobić? – jego głos był zimny, wręcz lodowaty.
|
| | | Alexander O'Malley
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 15:31 | |
| Powędrował wzrokiem w kierunku, który wskazywały mu drobne, chłodne dłonie Chiary, a kiedy jego spojrzenie padło na twarz Doriana poczuł, że robi mu się zimno, pomimo temperatury panującej na zewnątrz i w samym centrum rozgrzanego, podskakującego tłumu. Niech to szlag jasny trafi! Takie rzeczy zawsze musiały przydarzać się w najmniej odpowiednim momencie. Postąpił impulsywnie, zapraszając Chiarę na koncert; myśl, że Dorian może znaleźć innego partnera, lub przyjść samotnie nigdy jakoś do niego nie przemówiła, a przynajmniej nie na tyle głośno, by Alexander raczył wyłuskać ją spośród innych przebłysków zdrowego rozsądku, a Krukonka wyglądała na tak zrezygnowaną, zmęczoną i smutną, że musiał coś dla niej zrobić. Teraz zaczynał się zastanawiać, czy ona nie będzie musiała zrobić czegoś dla niego. Wezwać magomedyków, na przykład. Smutna wizja zakończenia życia na koncercie Upiornych Wyjców sprawiła, że na twarzy Alexandra pojawiło się zwątpienie, powoli przemieniające się w minę człowieka, który wie, że spieprzył sprawę i za chwilę bardzo tego pożałuje. - Cześć Dorian. Szaleństwo, nie? – uniósł dłoń w powitalnym geście, przywołując na usta uśmiech, który przy wyjątkowo szczerych chęciach mógłby zostać uznany za wesoły. Przy mniej szczerych – był prawdziwym apelem o ratunek. Gdy chłopak podszedł bliżej, O’Malley mógł poczuć zapach jego perfum. Mocny, zdecydowany aromat, na tyle trwały, że najmniejsza ilość utrzymywała się na ubraniach uparcie i denerwująco świeżo, jakby ktoś co chwilę polewał Doriana specyfikiem, chcąc podtrzymać efekt. Z zarostem, na którego zapuszczanie uparł się jakiś czas temu, w ciemnych ciuchach i wzrokiem, którego wygląd zdecydowanie wskazywał na chęć mordu – jawnego i brutalnego – prezentował się nieprzyzwoicie dobrze. A to wcale nie działało na korzyść Alexa, rozpraszając go niemiłosiernie. Apokalipsa nadeszła jednak, gdy Whisper oparł się o niego ramieniem i nachylił, by móc przekazać krótki komunikat prosto do ucha Ślizgona; wszystkie mięśnie młodszego i każdy jeden z jego zmysłów były tak napięte, że Krukon mógłby równie dobrze szeptać. Stalowooka ofiara usłyszałaby go choćby z głębi piekła, zapewne tak samo dokładnie jak teraz słyszała bicie swojego własnego serca. Kilka rzeczy zdarzyło się jednocześnie; czuł suchość w ustach, podczas gdy po kręgosłupie wspinał mu się dreszcz, niebezpiecznie blisko przynosząc skojarzenie bliskie podnieceniu. Najwyraźniej adrenalina działała lepiej niż słodkie wyznania, przynajmniej w przypadku tego konkretnego osobnika – nie miał pojęcia, czy jest bardziej przerażony, czy zajęty kontemplowaniem whisperowego wyglądu. Nawet jego głos, gdy już zdołał coś z siebie wykrztusić, brzmiał jakoś obco. - Nie oszukałem cię. – burknął, odwracając gwałtownie głowę w stronę Doriana; ich usta niemal się przez ten manewr minęły, a O’Malley poczuł, że robi mu się słabo ze stresu. - To jest... Niespodziewana sytuacja!
|
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 16:11 | |
| Dorian uniósł jedną z brwi, czując, jak ciało Alexandra lekko drży. Było mu zimno, czy przestraszył się Whispera? W sumie… teraz go to nie interesowało. Był zły i zawiedziony zachowaniem swojego przyjaciela i zamierzał go w pewien sposób ukarać. Jednak nie miał zamiaru robić widowiska, nie miał zamiaru zwracać na siebie większej uwagi, niż było to konieczne. Nim Alexander skończył mówić, Dorian wykręcił mu boleśnie jedną z rąk do tyłu, przyciągając mocniej do siebie i stając za nim. Unieruchomił go, nie zwracając uwagi na to, że Chiara się przyglądała. Kara musiała być dotkliwa. Taka, aby chłopak zapamiętał to, że z Dorian nie lubił, jak ktoś z nim pogrywał. On bardzo nie lubił, kiedy był lekceważony, bez konkretnego powodu… bez słowa wyjaśnienia. Nie interesowały go tłumaczenia chłopaka. Nie przyszedł tutaj, aby ich wysłuchiwać. Może jego zachowanie w stosunku do Chi było szlachetne, jednak Whisper nie był tym w żaden sposób zainteresowany. Nie chodziło tutaj nawet o fakt, że Alexander odmówił pójścia z nim na koncert. Dotknęło go tylko to, że nie powiedział dlaczego. - Tak, bardzo niespodziewana sytuacja – wymamrotał, a jego usta znów wykrzywiły się w parodii uśmiechu, spoglądając na profil chłopaka z bliska. Wargi Doriana, a skroń O’Malleya dzieliło kilka centymetrów, Ślizgon mógł poczuć ciepło oddechu Whispera. - Nie oszukałeś mnie? – mruknął gardłowo, po czym przewrócił oczami, wypuszczając powietrze z ust. Wciąż trzymał chłopaka przy sobie i nawet, gdyby ten chciał się uwolnić, nie miałby szans. Whisper był silniejszy i wyższy… w dodatku rozjuszony jak głody wilk. Dorian szarpnął Alexandrem, wykręcając mu jeszcze mocniej rękę, nie mogąc słuchać jego tłumaczenia się. Nie lubił takiego zachowania, nie lubił lekceważenia jego własnej osoby, a jeszcze bardziej nie lubił tego, że ktoś swoimi czynami wyprowadzał Doriana z równowagi. Był na pozór spokojny, opanowany, jednak w pewnych sytuacjach nie pozwalał na robienie z niego idioty. Nie lubił odmów, właściwie to kto je lubił? W szczególności, że starał się jak mógł, aby ocieplić ich relacje na tyle, na ile był w stanie. Alexander odrzucał jego starania na każdym kroku, to mu nie pasowało, tu mu zwiał, bo go pocałował… -Właściwie, to chciałem też wiedzieć dlaczego mi ostatnio w Hogsmeade zwiałeś – wymamrotał mu do ucha, obejmując klatkę piersiową Alexandra wolną ręką. – Tak źle całuję? Szkoda, więcej się to nie powtórzy. Zbyt mocno dajesz mi do zrozumienia, że masz w nosie to, co robię – jego głos był zimny, nieuprzejmy. |
| | | Alexander O'Malley
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 17:21 | |
| Syknął, kiedy palce starszego zacisnęły się na jego nadgarstku, a potem szarpnęły ręką sprawiając, że jego własna dłoń znalazła się niemal na wysokości łopatek chłopaka. Zabolało jak cholera. Alexander skrzywił się lekko, czując jak Dorian przysuwa się do jego ciała, jak napiera klatką piersiową na jego plecy, przyciągając go do siebie mocno, pewnie. Kolejny dreszcz targnął jego ciałem, przynosząc iskierki złości, zdezorientowania i podniecenia, irytująco pulsującego gdzieś w okolicach krzyża i żołądka. Nie wiedział, co w tej sytuacji może być stymulującego dla jego ciała, ale nie miał czasu by zajmować się tym zdrajcą. Dorian zdecydowanie był bardziej, niż zły, a w dodatku sprawiał wrażenie osoby, której prawda kompletnie nie obchodzi. Spróbował się szarpnąć, a potem kolejny raz – nie zaowocowało to niczym więcej jak kolejnymi iskierkami bólu, rozpalającymi się w nadwyrężanych właśnie ścięgnach i stawie. Niemal czuł wściekłość Whispera, potrafił sobie wyobrazić jak kipi w nim i wrze jedynie na podstawie ciężkiego oddechu chłopaka, który nie zważając na otaczający ich tłum, wciąż trzymał go mocno przy sobie. Alexander zerknął na Chiarę, żałując głęboko, że jest świadkiem tej sceny, choć nikt inny zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Jęknął, gdy Dorian specjalnie szarpnął jego ramieniem i odchylił głowę do tyłu, przekręcając ją lekko by spojrzeć na Krukona zmrużonymi oczami. - Skoro mówię, że cię nie oszukałe... auć! Whisper do diabła! – zacisnął zęby i przymknął na moment powieki, a potem znów wbił w Doriana spojrzenie. Był coraz bardziej zły na tą niesprawiedliwość. - Chi umówiła się ze mną z prywatnych powodów! A tu wylądowaliśmy zupełnie przypadkiem i nie rozumiem...- urwał, słysząc jego pytanie, które wyraźnie świadczyło o tym, że Dorian zupełnie nie zwraca uwagi na jego słowa. Albo przynajmniej udaje, że tego nie robi, żeby dać mu nauczkę. Znowu zrobiło mu się zimno, gdy usta Krukona wyrzuciły to, o czym Alex zupełnie rozmawiać nie chciał. Uczucie zlodowacenia zapłonęło w nim jednak prawdziwym ogniem, gdy starszy objął go ramieniem; odruchowo uniósł wolną rękę, wczepiając palce w materiał jego skórzanej kurtki. - Wcale nie mam w nosie tego, co robisz!- wycedził przez zaciśnięte zęby, przekręcając głowę. Manewr ten niemal sprawił, że schował twarz w szyi starszego; zapach perfum i wody kolońskiej przyjemnie połaskotały wrażliwe zmysły. Zrezygnował już z prób oswobodzenia się, oddychał tylko ciężko, a wokół nich ludzie tańczyli, skakali, bawili się i wirowali w feerii świateł, pozostawiając ich wyjętych z życia na tych parę chwil, zatopionych w jednej pozie. - I skąd w ogóle przyszło ci do głowy, że ja... że mogłem... a jeśli nie jestem... wiesz... Kurwa, Whisper. Wcale nie powiedziałem, że źle całujesz! – syknął wreszcie, rezygnując z niepotrzebnego krygowania się; to nie był odpowiedni czas i miejsce – I wcale nie powiedziałem, że nie chcę, by to się powtórzyło! – dodał dobitniejszym tonem, znów usiłując wyszarpnąć ramię z uścisku. - Zaskoczyłeś mnie! Co miałem zrobić, wskoczyć ci w ramiona?!
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 18:25 | |
| Chiara nie miała nic przeciwko Dorianowi. Właściwie nawet darzyła go dość ciepłymi uczuciami, choć ze względu na panującą pomiędzy nimi zmowę milczenia, nie wiedziała o nim zbyt wiele. Nie czuła jednak takiej potrzeby, wystarczało jej, że od czasu do czasu cieszyli się wzajemnie swoim towarzystwem w bibliotece czy dormitorium. Z Alexem sprawa prezentowała się odrobinę inaczej... miała wrażenie, że przez to, w jakich okolicznościach zaczęli swoją znajomość, jest ona na nieco innym poziomie. Poza tym chłopak przed chwilą wyświadczył jej przysługę i to w taki sposób, którego nie mogła nie docenić. Jeśli tych dwoje niczym małe dzieci miało zamiar wszcząć przepychanki, stanęłaby po stronie O'Malley'a. Oczywiście pod warunkiem, że zmuszą ją do zaangażowania się w całą sprawę, która była dla niej po pierwsze zabawna, po drugie całkowicie niezwiązana z jej osobą. Przez chwilę przyglądała się im z pobłażaniem w oczach i wygiętymi w lekkim uśmiechu wargami, jednak szybko ją to znudziło. Urywki rozmowy, które dochodziły jej uszu, uzupełnione o to, co udało się jej odczytać z ruchu warg, wskazywały na dość bezsensowną sprzeczkę dwóch osób, którym na sobie zależy, a które nie do końca wiedzą jak ze sobą postępować i okazać swoje uczucia. Był to tylko i wyłącznie ich problem, ale choć w tej chwili od reszty bawiących się na koncercie oddzielały ich kłęby sztucznego dymu, Chiara nie chciała zwracać na siebie zaciekawionych spojrzeń, kiedy ich otoczenie w końcu zorientuje się w sytuacji. Bez większych oporów zbliżyła się na niewielką odległość do Doriana, który tak był skupiony na Alexie, że nawet tego nie zauważył. Umiejętnie chwyciła jego przedramię w taki sposób uciskając mięsień, że chłopak chcąc nie chcąc musiał wypuścić trzymaną przez siebie dłoń Ślizgona. Nie sprawiła Whisperowi bólu, nie to było jej zamiarem, po prostu chciała żeby przestali zachowywać się jak dzieci i załatwili to za pomocą słów, jak dorośli, rozsądni ludzie. Był tylko jeden problem – koncert nie był najlepszym miejscem na rozmowy. -Nie żebym miała jakikolwiek interes w powstrzymywaniu was od bójki czy też publicznego zbliżenia, ale sądzę, że powinniście się przenieść z... – tutaj wykonała nieokreślony ruch ręką obejmując ich dwójkę wciąż splecioną w osobliwy sposób - ...tym, w bardziej stosowne miejsce. – skoro potrzebowali głosu rozsądku to bardzo dobrze, tym bez problemu mogła być, tylko niech nie liczą na to, że zostanie ich mediatorem. Swoje problemy musieli rozwiązywać sami i tak szybko, jak wszyscy wydostaną się z tego koncertu, Chiara miała zamiar zniknąć im z oczu. |
| | | Dorcas Meadowes
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 19:00 | |
| Być może podczas pierwszy dni lata spędzanych we własnym domu Dor była nieco niemrawa i sprawiała wrażenie nieobecnej duchem, odzywając się w większości tylko kiedy ktoś do niej zagadał lub zadał jakieś pytanie, jednakże wieczorem, kiedy zbierali się na koncert, o którym mówiono jeszcze w Hogwarcie przed zakończaniem roku, zdecydowanie ożywiła się i nabrała rumieńców, zapewne ku uciesze Łapy, który chyba był zbyt przewrażliwiony na punkcie jej zdrowia. Według Meadowes miało się ono świetnie, ale Syriusz tak nie uważał. I bądź tutaj człowieku mądry... Nie zapomniała o swetrze, ponieważ spodziewała się znacznego ochłodzenia w trakcie nocy, w której będą wracać. Łapa już czekał, chwyciła jego dłoń i pociągnęła chłopaka w stronę wyjścia. Nie chciała się spóźnić, a musieli jeszcze dostać się do Hogsmeade i zapewne przejść kawałek przedzierając się przez tłum. Tak, jak się spodziewała, ludzie szaleli już na wejściu. Dor wtuliła się w ramię Syriusza, mając tym samym pewność, że nigdzie się nie zgubią. Chyba mignęła jej przed oczyma gdzieś osoba Henry'ego, nie mniej nie mogła być tego pewna - cała masa parła do przodu, wrzeszcząc coś z nadzieją, że już szykujący się do wyjścia wokaliści ich usłyszą. Głośna muzyka, tłum i na dokładkę bliskość Łapy - chyba miało to wszystko dobry wpływ na Meadowes, która wyraźnie się rozluźniła i podrygiwała do muzyki, nucąc z osobami dookoła słowa piosenki. Jakoś nie miała zahamowań przed wiwatowaniem, kiedy w końcu Wyjsce pojawili się na scenie. Podniosła spojrzenie na Syriusza mając nadzieje, że ten bawi się przynajmniej nie gorzej od niej. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 19:41 | |
| Choć Sol nie była zwolenniczką postawy prezentowanej przez Henry'ego i w innych okolicznościach najprawdopodobniej próbowałaby go nakłonić do szczerości, otwartości i rozmowy, w tej chwili jego zahamowania były jej na rękę. Nie wiedziałaby jak mu wytłumaczyć to, co się z nią działo. Nie potrafiłaby go okłamać, a prawda wydawała się zbyt... dziwaczna, zbyt niewytłumaczalna, zbyt niebezpieczna, aby przeszła jej przez gardło. Lepiej więc dla niej, że nie zadawał żadnych pytań. Chociaż na pewno nie była to podstawa, na której można by budować zdrowy związek. Udawanie, że wszystko jest w porządku szło im nadzwyczaj dobrze, jak na dwoje dobrze znających się osób, które wiedzą, że nic nie jest tak, jak być powinno. Dzisiejszy dzień był słodko-gorzki, przynajmniej w oczach Soleil, widziała w nim bowiem pożegnanie. Nie wiedziała, kiedy się znowu spotkają i czy do tego czasu nauczy się kontrolować Tytana albo, jeszcze lepiej, wyprzeć go ze swojego życia. Jeśli nie, nie będzie mogła dłużej ryzykować zdrowiem i bezpieczeństwem Henry'ego. Tego jednego była całkowicie pewna. Dlatego właśnie nie chciała, żeby smutne myśli zaprzątały im teraz głowy. Należało cieszyć się chwilą póki trwała, tak było najlepiej. Przyszłość kryła zbyt wiele niebezpieczeństw dla nich jako pary i dla każdego z osobna. Słysząc słowa Lancastera uśmiechnęła się szeroko i już zamierzała mu coś odpowiedzieć, ale przeszkodziło jej przybycie jakiegoś bliżej jej nieznanego chłopaka. Przypuszczała, że to także jeden z Puchonów, bo wyraźnie znał Henry'ego i to dość blisko. Uśmiechnęła się do niego i naprawdę próbowała słuchać wylewających się z niego strumieniem słów, ale uniemożliwiał jej to hałas. Ostatecznie więc nie wiedziała o co pytał, jak miał na imię, ani co właściwie proponował. Wyłapała jedynie słowa „taniec” i „dziewczyna”, stąd miała wrażenie, że nieznajomy chce na jedną piosenkę ukraść ją Lancasterowi. Skończyło się na tym, że odrobinę bezradnie spojrzała na chłopaka przy swoim boku, nie zapominając jednak o uśmiechu, bo to całe nie słyszenie było przecież całkiem zabawne. -Zrozumiałeś coś? – zapytała Hanry'ego „szeptem”, tak naprawdę używając dość głośnego tonu. W tym całym rozgardiaszu nie było innej opcji. |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 19:56 | |
| Dorian zmarszczył brwi, spoglądając na Alexandra. Słuchał, oczywiście, że słuchał i wszystko brał do siebie. Wierzył mu, jednak jakoś nie miał ochoty przerwać agresywnego zachowania wobec chłopaka. Chyba mu się należało, a on już dość długo tłumił w sobie wszystkie negatywne emocje. Dał im upust, a każdy inaczej je odreagowuje. Jedni płaczą, zamykając się w pokoju… inni krzywdzą swoich przyjaciół, tak, jak teraz robił to Dorian. Nie miał jednak wyrzutów sumienia, ostatnio można było nawet stwierdzić, iż chłopak sumienia został już dawno pozbawiony. Cicho westchnął i poluzował uścisk. Manewr, jaki wtedy wykonał Alex wybił go trochę z tropu. Poczuł gorącą twarz na swojej szyi i mógłby dać sobie rękę uciąć (hehe), że usta O’Malleya delikatnie dotknęły jego skóry. Drgnął, jego ciałem przeszły dreszcze. Miał ochotę zamknąć chłopaka w mocnym i zaborczym uścisku, jednak cudem się powstrzymał. Wymamrotał jakieś przekleństwo pod nosem i spojrzał w dół, na chłopaka, którzy przylgnął do niego jak małpka. Jego twarz nie wyraziła zupełnie nic, była pusta… przypominała czysty pergamin. Tylko jego brew delikatnie drgnęła, jakby chciała się unieść w niemym zaskoczeniu. Złość jednak w żadnym wypadku nie wyparowała, był zły jak nigdy, jednak w żaden sposób nie mógł zmusić się do odepchnięcia chłopaka od siebie. Coś było z nim nie tak i wcale mu się to nie podobało. Nie potrafił zapanować nad swoim ciałem, co niekoniecznie było tym, czym fajnie byłoby się pochwalić. Jego dłoń jakby automatycznie przesunęła się na potylicę Alexandra, po czym zacisnęła się delikatnie. Jego oczy zabłysnęły pełne złości, irytacji, ale i nieopisanego zagubienia w tej sytuacji. Że też miał okropną słabość do tego chłopaka. Mógł go sobie owinąć wokół palca, mimo iż nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego zupełnie nieprzemyślane gesty sprawiały, że Dorian zupełnie nie wiedział jak zareagować. Z jednej strony chciał mu przyłożyć z pięści… a z drugiej… miał ochotę tu i teraz, na oczach wszystkich pocałować jego delikatne, lekko spierzchnięte usta. Znowu zachowywał się jak całkowity kretyn, rozdarty pomiędzy dwoma wyjściami, które żadne nie było dobre. Nie odpowiedział na słowa Alexandra. Tak naprawdę zupełnie nie wiedział jakich słów miał użyć, żeby było dobrze. Jedyne, co mu przychodziło na myśl, to kolejne, dotkliwie raniące słowa i gesty, których za wszelką cenę starał się powstrzymać. Uśmiechnął się tylko ironicznie. Chiara załatwiła jednak sprawę, a on nawet nie wiedział, jak bardzo był jej wdzięczny. Gdy tylko sprawiła, że Dorian puścił Alexandra, Krukon odskoczył od obojgu, jak poparzony i zmarszczył brwi. Przejechał dłonią po włosach i na chwilę przygryzł wargę. Jego chłodne oczy skierowane były tym razem na dziewczynę. Lubił ją, doceniał fakt, że jej towarzystwo nie było w żaden sposób inwazyjne, a raczej sprawiające, że czuł się wyluzowany i spokojny. Milczenie było czymś, co ich połączyło i nieczęsto oboje mogli usłyszeć swoje własne głosy. Głos Chiary był spokojny, opanowany, ładny, nie miał zamiaru być dla niej w żaden sposób niemiły. - Myślę, że żadne miejsce nie będzie potrzebne, bo nie wiem czy Alex będzie chciał ze mną rozmawiać – odpowiedział Dorian dosyć łagodnie, po czym rzucił Alexandrowi przelotne spojrzenie. Przesunął kciukiem po dolnej wardze, po czym uśmiechnął się zawadiacko, jakby chciał tym samym wyprowadzić chłopaka z równowagi. Założył ręce na torsie, po czym zmarszczył brwi, podejmując inną decyzję. Bez słowa ruszył w stronę wyjścia z koncertu. Był za duży rozgardiasz, który sprawiał, że Dorian tylko jeszcze bardziej się denerwował. Nigdy nie lubił Upiornych Wyjców... Jeśli Alexander będzie chciał z nim rozmawiać, to w porządku, będzie musiał go dogonić. z/t
Ostatnio zmieniony przez Dorian Whisper dnia Sro 16 Lip 2014, 15:49, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Wto 15 Lip 2014, 23:21 | |
| Odkąd tylko sięga jej pamięć była fanką mocnych brzmień. Zaczęło się od niewielkiego koncertu w jej miejscowości, na który zabrał ją ojciec, kiedy miała 8 lat. On również podzielał jej upodobania, ba, prawdopodobnie on właśnie zaszczepił w niej to wszystko. Mała dziewczynka na ramionach ojca patrzyła z zafascynowaniem na scenę, zafascynowaniem równym temu, jakie było widać w jej oczach kiedy w końcu dotarła do Hogsmeade. Miała kilka ulubionych zespołów, a Upiorne Wyjce, choć nie były na samym początku, również widniały na tej liście. Dlatego też była niepocieszona, że nie ma wystarczającej ilości pieniędzy na bilet, ponieważ wszystkie swoje oszczędności wydała ostatnio na pastę do trzonka miotły i nowe buty do biegania. Nie można się więc dziwić, że widząc bilety w rękach Lucasa z piskiem rzuciła mu się na szyję, dziękując mu, jakby właśnie ocalił jej życie. Do tej pory była na tylko jednym koncercie tego zespołu i nie miała nawet ich koszulki. Przez całą (na szczęście krótką) drogę do kominka gadała jak najęta, nawet w Hogsmeade nie zamykała jej się buzia. Dopiero pod sceną w końcu zamilkła. Była cholernie zadowolona - zapowiadał się świetny dzień. Dobra muzyka, koszulka zespołu, którą kupił jej Lucas, no i właśnie... jego osoba. Przyjaciel, przy którym czuła się najlepiej na świecie. Założyła na siebie koszulkę z zespołem i krytycznie spojrzała na swoje brudne buty. Miała na sobie zabłocone glany, na których napastowanie nigdy nie starczało jej czasu, szorty, idealne na letnie dni no i oczywiście koszulkę z ruszającym się wokalistą i słowami piosenki. - Oczywiście, że będzie! - uśmiechnęła się szeroko. - Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę, Luc. Zobacz jakie tłumy! Biedna Madame Rosmerta ma pełne ręce roboty. Rozglądała się dookoła dopóki nie zostali przepuszczeni przez Rosmertę. Wtedy złapała Luca za rękę i zdecydowanym krokiem ruszyła w tłum ludzi. Używając łokci i krzycząc co chwilę "przepraszam" dostała się naprawdę daleko wgłąb tłumu. W końcu, uważając, że jest to dobre miejsce, przystanęła i stanęła na palcach, by ponad głowami ludzi zobaczyć scenę. Chwilę później pojawił się Frank. Dziewczyny zapiszczały, a ona jedynie spojrzała zdziwiona na Lucasa. Chłopak miał świetny głos, ale w ogóle nie był w jej typie. W końcu z zadowoleniem powitała huk w uszach i pierwszą tego wieczoru piosenkę Upiornych Wyjców. Zadowolone Resiątko podskakiwało, machało łapkami i ruszało się w rytm muzyki i dopiero kiedy chciała zaklaskać zmiarkowała się, że przez cały ten czas ściskała rękę Krukona. Zrobiło jej się głupio, ale nie dała tego po sobie poznać. Tak przynajmniej myślała, bo na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które jednak równie dobrze mogły być wynikiem ekscytacji albo ruchu.
|
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 Sro 16 Lip 2014, 08:05 | |
| Wyjcy są w porzo! Łapa tańczył do nich podczas świętowania wygranej meczu w quidditcha wraz z Charlie. Znał ten kawałek na pamięć tak samo jak i pięć innych piosenek. Teleportowali się niedaleko Wrzeszczącej Chaty. Syriusz chodził tak pewnym krokiem, jakby znał drogę i uczęszczał nią zbyt wiele razy. Podratował nawet Dor przed przejściem obok zaczarowanego głazu z zębami. Dobrze pamiętał jak to cholerstwo dziabnęło mu ogon podczas jednej z wypraw... mieli to z chłopakami wyrzucić albo rozłupać na drobne kawałki, jednak nijak nie mieli na to czasu. Z bananem na twarzy przepuścił Dorcas przodem przez barierkę i wręczył Madame Rosmercie dwa bilety, zakupione miesiąc wcześniej. Powarkiwał niezadowolony, gdy goryle sprawdzały czy nie ma przy sobie podejrzanych przedmiotów. Dobrze, że nie był to charłak! Przez te pierwsze dziesięć dni Łapa nie odstępował na krok Dorcas. Widział jej pogorszenie samopoczucia, ale nic nie mógł temu zaradzić. Chodził więc za nią wszędzie gotów ratować i zbawiać świat, jeśli zajdzie taka potrzeba. Parę razy pajacował, aby ją rozśmieszyć. Obiecał również, że po koncercie stanie na czterech łapach tak, jak jej zapowiadał grubo przed wakacjami. Lubił paradować jak pies i zachowywać się jak nadzwyczaj inteligentny pies. Owinął ręce wokół dziewczyny, przyciskając ją do swojego torsu. Warczał na każdego, kto trochę mocniej trącił Dor. Jakimś cudem przedostali się do przodu i tam Łapa dostrzegł Resę z Lucasem. - Hej, Resa! - krzyknął, niestety utonęło to wszystko we wrzasku. Przeszli jeszcze kawałek, Łapa odepchnął troglodytę w glanach i w końcu sięgnął ramienia Lucasa, zaczepiając go i umieszczając się obok niego z Dor. Zasalutował Resie, jeśli ich dostrzegła. Była poważnie zajęta skakaniem, robieniem maślanych oczu do wokalisty. Zachowywała się jak uroczy dzieciak i Syriusz musiał się zaśmiać. - Czołem! - zawołał donośnie, ale i to na niewiele się zdało. Łapa miał mocny głos i wiedział o tym cały Hogwart, jednak nie mógł się równać z Upiornymi Wyjcami. Szczerzył się więc i to musiało starczyć za powitanie. Przez tłum przeciskał się jakiś handlarek z zimnymi piwami kremowymi w lodówce. Wyjął z kieszeni parę galeonów i kupił od razu cztery butelki. Podał Lucasowi dwie i jedną wręczył Dor. Podobały mu się te krzyki jak i obecność Dorcas. Niech no wypije piwo, a jak zatańczą, to pod koniec będzie musiał nosić ją na rękach, ponieważ będzie cierpieć na ból stóp. - Zatańczymy? - nachylił się wprost do ucha dziewczyny i uśmiechał się szarmancko. Dyskoteki są o wiele ciekawsze niż bale szkolne i inne nudnawe uroczystości. Przyda się Dor rozruszanie kończyn i poprawę nastroju. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Koncert Upiornych Wyjców '77 | |
| |
| | | | Koncert Upiornych Wyjców '77 | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |