|
| Gard Manor [Swansea, Walia] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 19:34 | |
| Mania prześladowcza Franza i jego potrzeba kontroli wszystkiego, co działo się wokół niego i Jasmine wynikała z jego przeszłości i zadomowiła się na dobre w cechach jego charakteru. Chłopak od dziecka znajdował się pod wpływem zręcznej manipulacji swojego ojca i został podstępnie wciągnięty do świata śmierciożerców. Do świata, do którego nigdy nie chciał należeć. I chociaż Drake może i miał rację z tym, że to do chłopaka należała decyzja, czy będzie brnął dalej mrocznym tunelem, tak w rzeczywistości, nie wszystko, w tej chwili, zależało już tylko od niego. Voldemort go zapamiętał, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Zaś przeciwstawienie się największemu czarnoksiężnikowi, który stąpał po ziemi zwiastowało śmierć i zniszczenie. Siedemnastolatek musiał na razie grać na czas, zyskać siły, a dopiero później myśleć o tym, co zrobić, by przejść na drugą stronę, tę jaśniejszą i pełną miłości. To oczywiste, że Ślizgon pragnął uchronić samego siebie przed gniewem Czarnego Pana. Przede wszystkim jednak, przyświecała mu ochrona panny Vane, która nie musiała mieć z tym człowiekiem (a może już potworem?) niczego wspólnego. Dlatego też Krueger, bardzo prawdopodobne, że często przesadzał, musiał wiedzieć o wszystkim, o tym, z kim jego dziewczyna się spotyka, gdzie wychodzi. To nie była tylko zazdrość, a pragnienie zapewnienia jej bezpieczeństwa, które znaczyło dla niego o wiele więcej, niż jego zdrowie i życie. Niemiecki czarodziej zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby stracił Jasmine, straciłby również sens swojego istnienia. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek nieproszony zdobył jej zaufanie i wykorzystał jej naiwność przeciwko niej. I nie, Franz wcale nie twierdził, że jego luba jest naiwna, po prostu wiedział, jak zręcznie działają śmierciożercy i jak przekonująco potrafią namawiać do poparcia ich planów. On sam przecież padł ofiarą ich niezwykle skutecznej propagandy. Teraz nie musiał jednak rozmyślać o przeciwnościach losu. Miał u boku najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek spotkał. W dodatku to ona sprawiała, że czuł się, jak gdyby był w siódmym niebie. Uśmiechnął się tylko na jej słowa, a kiedy podszedł do basenu, nie uświadomił sobie zagrożenia, które niosła za sobą bliska odległość zbiornika wody. Przemywał twarz, przez co jego zdolność koncentracji spadła niemal do zera. Nie zauważył, gdy brunetka znalazła się tuż za nim i wrzuciła go w pełnym garniturze do chłodnego, piwnicznego akwenu. To musiał być naprawdę zabawny widok. Pan poważny, pan sztywny, pan nudny, przemoczony do suchej nitki, ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Co gorsza, chłopak nie zdążył złapać za kostkę ukochanej, by i jej odwdzięczyć się za niespodziewaną kąpiel, co wprawiło go w jeszcze większą złość. - Pożałujesz. – wycedził jedynie przez zęby, podpływając do brzegu. Szybko wygramolił się z basenu i pobiegł za Jasmine. Miał to szczęście, że był od niej szybszy i złapał ją na schodach. Jej uśmiech jednak przyprawiał go o zawrót głowy i oddalał chęć zemsty na drugi plan. Chłopak przytulił się więc tylko do niej, co i tak sprawiło, że i ona była teraz całkiem mokra. Oczywiście, Niemiec nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał także okazji do tego, by wpić się w jej ponętne usta. Tak czy siak, oboje musieli wziąć prysznic i przebrać się w suche, czyste ubrania. Udali się więc do swoich sypialni, a potem odpoczęli trochę od siebie, zajmując się swoimi sprawami. Franz, rzecz jasna, zasiadł do fortepianu, ze szklaneczką whiskey u boku, z której co jakiś czas upijał łyka. Dawkował jednak alkohol na tyle, aby oszczędzić siły na wieczór. Nieważne, że dopiero co smakował ciała panny Vane na stole bilardowym. I tak jego myśli wypełnione były ponownie siłą dotyku i pieszczot. Wieczorem oboje usiedli przy naszykowanej przez Jasmine kolacji. Drake i Elodia musieli gdzieś wyjść, więc młodzi znaleźli się w Gard Manor zupełnie sami. Krueger odsunął swojej partnerce krzesło, tak jak wymagała tego od niego dżentelmeńska etykieta, po czym sam zajął miejsce, podziwiając nakryty stół i racząc nozdrza nad wyraz kuszącym zapachem przeróżnych potraw. - Na pewno bardziej, niż kąpiel w basenie, której nie planowałem. – mruknął w odpowiedzi na jej pytanie, udając obrażonego. Uśmiechnął się jednak zaraz, stwierdzając, że Ślizgonka była chyba jedyną osobą, której taki kawał mógł ujść na sucho. Siedemnastolatek upił łyka whiskey i nałożył na talerze smakowite kąski, poczynając, oczywiście, od nakrycia znajdującego się przed brunetką. Zatrzymał się nawet na moment, słysząc jej pytanie, które wprawiło go w niemałe zakłopotanie, chociaż zaraz odetchnął z ulgą, przypominając sobie, że Jasmine nie mogła wiedzieć, o czym jej luby rozprawiał z jej ojcem. - Po prostu, był wdzięczny za uratowanie Twojego zgrabnego tyłeczka. – powiedział spokojnym głosem, zupełnie ignorując fakt, że dziewczyna przyznała, iż nie słyszała, o czym rozmawiali. Nie chciał zdradzać żadnego szczegółu i liczył na to, że jego towarzyszka zapomni o całym zajściu. Jej wyczekujące spojrzenie świadczyło jednak o tym, że nie zamierza odpuścić. Krueger przewrócił tylko ze zrezygnowaniem oczami, a jak na złość, żadna wymówka nie przychodziła mu na myśl. - O niczym ważnym. – dodał więc zaraz podobnym tonem, po czym nadział kawałek mięsa na widelec i głośniejszym pomrukiem oznajmił swojej drugiej połówce, że gotuje znacznie lepiej od skrzatów domowych. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 19:38 | |
| Każdy, kto chociaż trochę znał pannę Vane, to wiedział, że nie znosiła ciemiężenia. Braku wolności. Uważała się za kobiete wyzwoloną i jak kot, wolno jej było chodzić własnymi ścieżkami. Poniekąd rozumiała, że była słabą płcią i należało być ostrożnym i ta troska ze strony ojca była zrozumiała. Jednak jako Vane święcie wierzyła, że sobie poradzi. Nie raz dawała już sobie radę i to, że jej się nie udało raz czy dwa o niczym nie świadczyło. Była silnym charakterem, wiele godzin przeznaczyła na studiowanie magii defensywnej. Drake osobiście uczył ją w zaciszu domu oklumencji, trudnej sztuki zamknięcia umysłu przed atakiem z zewnątrz. Mówił, że Śmierciożercy, a już na pewno Czarny Pan zna tę sztukę i lepiej się zabezpieczyć. Nie było łatwo, ale w końcu się udało. Zamykanie umysłu to była już drobnostka. Była przekonana o swej sile i ciągle powtarzała, że o siebie dba. Widocznie Franzowi to nie wystarczało. Nie można było mu się też dziwić, Jasmine mimo, że dbała o zasady bezpieczeństwa, miała niezdrowy... pociag do ryzyka. Niekiedy nie widziała zagrożenia tam, gdzie powinna. Poza tym potrafiła wskoczyć w ogień za kimś jej bliskim, a to wiązało się z ranami na ciele i duszy. Ta wieczna zazdrość Franza nie przeszkadzała jej jeszcze tak bardzo, ale już zbierała pierwsze jej plony. To było dla niej równowznaczne z brakiem zaufania. Denerwowało ją to, ponieważ ona zachowywała się wobec Franza fair. Z czego wynikała ta niufność? Brak wiary w jej zdolności? Nie wiedziała. Musiała się dowiedzieć. Jedną z takich sytuacji, gdzie nie do końca Jasmine pojęła zakres możliwych reakcji było wrzucenie pana poważnego do basenu. Wyglądał tak uroczo, gdy woda spływała mu ciurkiem z włosów, a na twarzy pojawiał się grymas wściekłości. Móc go ujrzeć, gdy Jasmine było tak wesoło było bezcennym przeżyciem. Oczywiście chciała uniknąć zemsty, ale tutaj pierwsze skrzypce grał Franz. Był szybszy, dlatego zaraz ją dogonił. Jasmine wyrywała się, ale musiała ustąpić, czując jak jej ubrania nasiąkają wodą. Poddała się, wywieszając białą flagę. Przynajmniej pocałunek miał nietypowy smak wody. Wybycie rodziców na wieczór miało swoje dobre strony. Oczywiście Drake mocno się opierał, zasłaniając się troską o córkę i ledwo wydobrzałego Kruegera, ale Elodia szybko go przekonała. I dość głośno. Jasmine wywróciła oczami, gdy siedziała w bibliotece. Posłała subtelny uśmiech przechodzącemu korytarzem Franzowi, szeptając coś o wbijaniu gwoździ. Planowała, aby ten wieczór był tak samo wyjątkowy jak ich pierwsza, prawdziwa randka. Wiedziała, jak działa na niego czerwień, dlatego wyśnupała ze swojej szafy ową kreację. Liczyła na to, że znowu dane im będzie rozwinąć mapy ich ciał i dogłębnie poznać. Dolina za doiną, wzgórze za wzgórzem... Jasme przeżuła kawałek mięsa i spojrzała spod rzęs na swojego chłopaka. Ukryła chichot pod nosem. -Oh przestań się boczyć. Myślałam, że mnie znasz i że nie mogłam sie powstrzymać. -odparłą rozbawiona, biorąc do ust szklankę z napoje. -Poza tym obraz pana poważnego wcale do Ciebie nie pasuje. Kiedy nikt nie widzi. -mrugnęła do niego, kontynuując posiłek. Dziewczyna musiała przyznać, że nie wyszło jej to tak źle. Było zjadliwe. Czasami, gdy już faktycznie nic nie miała do roboty w domu to uczyła sie ze starych, kucharskich książek. Spojrzała wyczekująco na Franza, gdy zaczęła temat porannej rozmowy. Jego odpowiedź ją nie usatysfakcjonowała. Odłożyła widelec i oparła podbródek na dłoniach. Nie musiała nic mówić. Wiedział, że wyczekuje lepszej odpowiedzi. -Nie wątpię. I z tej okazji spiliście się whiskey? -zapytała nieco rozczarowana, że tak kręcił. Widziałą po jego minie, że nie służył mu ten temat. Czyli coś ukrywał. -Umiem o siebie zadbać, nie musicie tak na mnie chuchać i dmuchać. -mruknęła, tracąć ochotę na jedzenie. Oparła dłonie o stół. Już nie czułą tej magicznej atmosfery przy kolacji. I jedzenie jej zbrzydło. -Nie ufasz mi. Twoja chorobliwa chęć kontroli zaczyna mnie drażnić, Franz. Ode mnie wymagasz, abym mówiła Ci wszystko, ale sam się z tego nie wywiązujesz. To się nazywa hipokryzja. Może za niedługo zapniesz mnie na smyczy i będziesz prowadzał na spacery? -jej głos przybierał niebezpieczną barwę, a jej poirytowanie rosło. Dramatyzowała? W sumie te myśli pojawiały się w jej głowie od jakiegoś czasu, a teraz znalazły swoje ujście. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 19:44 | |
| I to było właśnie to, o czym tak długo rozprawiali Drake z Franzem. Nie musieli mówić tego dosłownie, ale obaj wiedzieli, że zarówno Jasmine, jak i Elodia, to silne charaktery. Ta pierwsza, gdyby tylko wiedziała, co razem knują, najpewniej wyraziłaby stanowczy i głośny sprzeciw, a przecież tego panowie chcieli uniknąć. Dlatego właśnie nie było opcji, by panna Vane poznała chociaż część ich planów. Zresztą, sam młody Krueger niekoniecznie chciał się przyznawać do tego, że ma problemy i że w pewnym sensie należy do ciemnego półświatka, przed którym chciał chronić swoją przyszłą małżonkę. Wolał w jej oczach pozostawać tym idealnym wyobrażeniem, idealnym mężczyzną, który dba o nią i traktuje z należytym szacunkiem. Problem polegał na tym, że ta śliczna brunetka była również strasznie podejrzliwa, a co gorsza, nigdy nie odpuszczała poruszonego przez siebie tematu. Niemiecki czarodziej zdawał sobie więc sprawę z tego, że nie będzie łatwo ukrywać przed nią wojennej strategii, jaką obmyślił razem z panem Vanem, a która miała im służyć w walce z Voldemortem. Mimo wszystko, choćby miał narazić się na gniew jego córki, nie mógł wystawić na szwank jej bezpieczeństwa. Chociaż w głębi duszy wierzył jeszcze, że uda mu się załagodzić potencjalne konflikty. Siedemnastolatek musiał jednak przyznać, że nie spodziewał się pytań Jasmine tak prędko. Czasami odnosił wrażenie, że i ona potrafi czytać w jego myślach, chociaż to oczywiście nie była prawda. - Pan poważny? Uważasz, że brak mi luzu i poczucia humoru? Przy Tobie chyba zachowuję się swobodniej. – burknął, niczym obrażony piesek, którego właściciele zostawili samego w domu, wychodząc do pracy. Nie sądził, że ma taką opinię. Może i na pierwszy rzut oka nie wyglądał na towarzyską i rozrywkową osobę, ale bez przesady. Nie był też takim nadętym bucem. A już szczególnie nie przy swojej ukochanej, która wyjątkowo często wywoływała uśmiech na jego twarzy. Przy niej był szczęśliwy, jej pozwalał także na więcej. A może rzeczywiście zachowywał się zbyt dojrzale, jak na swój wiek? Często zasiadał przecież, jak stary pryk, do fortepianu, uciekając przed światem. Cóż, wszystko miało jednak swoją przyczynę. Przez cały okres dzieciństwa był samotny i musiał sam zajmować sobie czas. Nic więc dziwnego, że niekiedy stronił od ludzi i zamykał się we własnych czterech kątach, przywykł do własnego towarzystwa. - I nie boczę się, cokolwiek masz na myśli. Nie na Ciebie. – dodał po chwili, tym samym tonem, chociaż mimika jego twarzy uległa diametralnej zmianie. Znów uśmiechał się, choć trudno powiedzieć, czy na widok czerwonej sukienki swej lubej, czy może wykwintnej kolacji. No tak, mawiali, że mężczyźni byli albo głodni albo napaleni, i chyba było w tym powiedzeniu trochę racji. Chłopak wziął kolejnego kęsa mięsa, a jego apetyt rósł w miarę jedzenia. Zresztą, po tak intensywnej grze w bilard nic dziwnego, że był głodny. Najprawdopodobniej byłby w stanie pochłonąć konia z kopytami, ale na szczęście, miał u swojego boku wspaniałą kandydatkę na żonę, która uraczyła go o wiele smaczniejszym daniem. Nawet pytania ukochanej nie odbierały mu apetytu, chociaż stawały się powoli niekomfortowe i irytujące. Na tyle, że Franz instynktownie sięgnął po szklaneczkę whiskey i upił kilka łyków, zanim posilił się na kolejną odpowiedź, w założeniu zdawkową. Nie zdążył jednak nawet otworzyć ust, kiedy w jego uszach rozbrzmiały już nie pytania, a zarzuty i oskarżenia. - Nie muszę, ale mogę. I chcę. Szczególnie dmuchać. – starał się obrócić wszystko w żart, ale Jasmine była nieustępliwa. Ba, jego komentarz najwyraźniej zupełnie jej nie rozbawił, co akurat zdawało się dziwne, bo dziewczyna przepadała za takimi dwuznacznościami. Wpatrywał się więc tylko w jej oczy, próbując z nich wyczytać, o co jej chodzi. Nie musiał długo czekać na wyjaśnienia, bo jej głos znów zadźwięczał dobitną nutą urazy. Kolejny kawałek mięsa stanął Ślizgonowi w gardle, kiedy ten usłyszał coś o smyczy. Gdyby nie okoliczności, pewnie wybuchnął się śmiechem, a tak, nie był nawet pewien, czy niewinne żarty nie sprowadzą na niego niepohamowanej furii. - Znam znacznie lepsze wykorzystanie smyczy. Jak i, zresztą, wielu innych zabawek. – wydusił po chwili namysłu, chociaż bacznie obserwował reakcje swojej drugiej połówki, by przypadkiem nie oberwać czymś ciężkim. Wiedział, że panna Vane miewała humorki, a także była niezwykle temperamentną osobą, którą bardzo łatwo można było poddenerwować. Ileż to razy w Hogwarcie rzucała w niego przeróżnymi przedmiotami, zmuszając go do przećwiczenia refleksu. W tej chwili, ton jej wypowiedzi nie zwiastował niczego dobrego, przez co Franz westchnął ciężko, zastanawiając się, jaką obrać taktykę. Szkoda, że nie uważał na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami, kiedy to przerabiali skuteczne metody na okiełznanie ziejącego ogniem smoka. - Powiedziałem Ci, że to nie było nic ważnego. Twój ojciec był mi, po prostu, wdzięczny za przysługę i uraczył mnie kilkoma szklankami whiskey. Czego ode mnie oczekujesz? Mam Ci rozpisać całą rozmowę na kartce? Z wyszczególnieniem, co powiedziałem ja, a co Twój tatuś? – mruknął wreszcie niechętnie, spokojnym głosem, ale najprawdopodobniej z użyciem zbyt ostrych słów. Może i powinien się ugryźć w język, ale chciał definitywnie zakończyć ten temat, choćby kosztowało go to niespokojny sen na kanapie w salonie lub w pokoju gościnnym. Nie odwracał wzroku od swojej lubej, a każda kolejna sekunda sprawiała jednak, że zaczynał żałować tego nazbyt wylewnego komentarza. I nie chciał też tak łatwo pogodzić się z wizją spania w osobnym łóżku. Wstał więc od stołu i położył dłonie na biodrach brunetki, przyciągając ją do siebie. - Już taki jestem. Wiedziałaś o tym. Robię to, bo chcę Cię chronić. Nie darowałbym sobie, gdyby stała Ci się jakakolwiek krzywda, rozumiesz? Uzależniasz, jak narkotyk, a ja nie przetrwałbym na takim odwyku nawet nocy. – niemal wyszeptał, choć stał na tyle blisko, że dziewczyna mogła bez problemu zrozumieć jego słowa. Przesunął dłonie nieco wyżej, by po chwili ująć twarz swojej ukochanej i złożyć na jej ustach krótki, choć niezwykle czuły pocałunek. - Dlaczego musimy się o to kłócić? – zapytał zaraz i tym razem to jego głos zawierał w sobie pewną dozę wyrzutu i rozczarowania. Naprawdę, nie chciał, by ten wieczór potoczył się w takim kierunku. Z drugiej strony jednak, nie był w stanie spełnić oczekiwań swojej partnerki. Być może miała i rację, zawładnęła nad nim chorobliwa potrzeba kontroli wszystkiego wokół, ale przecież przyświecał mu w tym wszystkim szlachetny cel. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 19:59 | |
| Gdyby Elodia i Jasmine znały przebieg rozmowy mężczyzn, zapewne nie były by takie spokojne, to fakt. A już na pewno Jasmine, która nie odziedziczyła po matce spokoju. Elodia potrafiła postawić na swoim, ale w bardzo dyplomatyczny sposób. Natomiast Jasmine miała to szczęście wdać się w impulsywność ojca. Dla niej ukrywanie prawdy wiązało się z oszukiwaniem, a oszukiwanie ze złymi zamiarami. Zapewne znając fakty Jasmine nie siedziała by teraz przy stoliku z mężczyzną swego życia, nie planowała z nim przyszłości i nie cieszyła się każdą, nawet najmniejszą drobnostką. Musiała by się zmierzyć ze swoimi lękami i słabościami, rozważyć wszelkie za i przeciw. Nie wiedziała by, czy chce być blisko z kimś, kogo drugą stroną jest służba u Voldemorta. Po wielu godzinach rozczarowania przeplatanego z wściekłością i próbą zrozumienia, Jas uznała by, że chce wspomóc Franza w tej walce. Wiedziała by, że robi to wbrew sobie. Najpewniej chciała by się w to mocniej zaangażować, a tego chyba chcieli uniknąć Krueger i Drake. Chcieli ją otoczyć opieką tak silną, aby świat zła nie mógł wyciągnąć po nią swoje szpony. To było urocze, to niezwykłe poświęcenie. Nie brali jednak pod uwagę, że wystawiając swoje życie na niebezpieczeństwo mogli jeszcze bardziej zranić swoje lube. Nie spodziewały by się, że coś pewnego dnia mogło by im się stać. Jednakowóż Jasmine pozostawała słodko nieświadoma i nawet morderstwo tej skromnej Gryfonki nie mąciło jej spokoju. Nie powiązała, że dzień, w którym to jej relacja z Franzem miała swój prawdziwy początek był dniem, gdy jego dłonie zostały splamione krwią. Nie miała pojęcia, jakie katusze przechodził ten chłopak każdego dnia i jaki to koszmar męczył go, gdy akurat Jasmine nie było w pobliżu. -Przecież żartuję. Daleko Ci do posępnego buraka. Za to elegancji nie można Ci odmówić. A już na pewno bardzo lubię ciągnąć Cię za krawat, jak takowy akurat masz... -szepnęła, racząc swoje usta kolejną dawką bursztynowego napoju. Faktycznie, Jasmine uwielbiała ten typ mężczyzny, który dbał o swój wygląd i wcale tutaj nie chodziło o narcyzów czy modeli. Uważała, że chłopak w garniturze nabierał dostojności i seksapilu. Rozpinanie marynarek było jej ulubionym zajęciem. I koszul. Reakcje Franza, jakoby miał być obrażony bawiły Jasmine, bo raczej to się odbywało w drugą stronę. Pogłaskałajego dłoń na blacie stołu. -Wiem. Mnie się albo kocha albo nienawidzi. To drugie już przerabialiśmy. -wróciła do posiłku, który przyrządziła. Rozmowa zaczynała schodzić na naprawdę niebezpieczne tory, a Jasmine nie robiła nic, aby to zatrzymać. Była poddenerwowana, że chłopak tak sobie z nia pogrywał. Wiedziała, że to na pewno było argumentowane chęcią ochrony, ale na Merlina – nie była taka słaba i bezbronna! Normalnie dwuznaczne wypowiedzi Franza były dobrą zaczepką do podjęcia erotycznej gry, lecz tym razem Jas chyba nie była skora do zabawy. Cała uciecha z dzisiejszego wieczora jakoś nagle odpłynęła. Mimo, że gdzieś tam w środku panna Vane uśmiechała się do tego komentarza, jej usta wygięły się w grymasie niezadowolenia. Prychnęła niczym rozjuszona kotka. -Tak. Jasne. Siedź w domu, nie wychylaj się i daj się pieprzyć, jak wrócę z pracy. Wspaniała przyszłość mi się szykuje, panie Krueger. -syknęłą z dozą jadu do swego towarzysza. Właśnie, że nie będzie siedziała potulnie w czterech ścianach! Planowała karierę zawodową, która wymagała od niej kontaktu z ludźmi. Niekiedy zmuszała do dalekich wypraw o wieczornych porach. Już teraz prawie co tydzień wychodziła nocami jako kurier. Fakt, to była kolejna hipokryzja, bo Jasmine nie przyznała się do tego Franzowi wiedząc, że ten jej tego zabroni. A ona nie mogła zrezygnować. Założyła nogę na nogę i ściagnęła usta w dzióbek. Nie chciała się kłócić, ale już faktycznie wpłynęli na złe wody. Zdradliwe i niebezpieczne. Jasmine wywróciła oczami, chociaż wiedziała, że Franz nie lubił, gdy tak robiła. Zrobiłą to, bo mogła. I miała na to ochotę. -A potem nauczysz mnie siadać, leżeć, warować i podawać łapę? Oh, może jeszcze kość będziesz mi rzucał? Żałosne. -warknęła, chcąc skończyć tę całą maskaradę. Odsunęła się krzesłem od stołu, chcąc wstać i wyjść. Już na pewno spowodował to komentarz, którym rzucił Franz. Był niepotrzebny. -Po prostu Cię znam! Znam Ciebie i mojego ojca! -podniosła nieco głos, ale nie skończyła tej wypowiedzi, czujac jak adrenalina zatruwa jej krew. Poniosło ją, ale miała swoje powody. Już właściwie wstawała, kiedy Franz ją ubiegł i położył dłonie na jej biodrach, przytrzymując ją. Mogła by go odepchnąc, ale słowa wypowiedziane tak czule zaczynały ją uspokajać. Jak wtedy, na obozie. -Nie chcę, byś robił ze mnie bezbronną osobę. By Twoja troska nie była dla mnie klatką, z której nie mogę uciec. -powiedziała zadziwiajaco cicho, patrząc mu w oczy. -Chociaż każda klatka była by znośna, jeśli Ty byś tam był. Wracał jej dobry humor, a już na pewno, gdy złożył pocałunek na jej ustach. Nadal echo złości krążyło po jej żyłach i nie mogła się go nijak wyzbyć. Serce dalej biło niebywale szybko. Nerwy spinały się, odczuwając wszystko dwa razy mocniej. -No nie wiem, bo jestem jak chodząca bomba zegarowa? Którą najchętniej byś rozebrał... to znaczy się rozbroił. -przypomniała mu żart, jakim ją uraczył na randce w Trzech Miotłach.
|
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 20:08 | |
| To prawda, że Elodia wydawała się spokojniejszą kobietą, chociaż coś podpowiadało Franzowi, że charakter Jasmine odziedziczyła nie tylko po ojcu. W tej pięknej twarzy małżonki Drake’a również kryła się upartość i pewien wyraz sprzeciwu wobec kontroli głowy rodziny. No cóż, najwyraźniej obaj panowie trafili na temperamentne przedstawicielki płci pięknej. Chociaż obaj mieli też swoje sposoby, żeby je poskromić. A przy takich złośnicach należały im się szczere gratulacje. Każdy przecież, kto znał pannę Vane, zdawał sobie sprawę z tego, że przy tej dziewczynie nie można sobie pozwolić na zbyt wiele. Chyba że chciało oberwać się wazonem albo fiolką z jakąś żrącą substancją w środku. Młody Krueger akurat wiele razy doświadczył nagłych wybuchów nienawiści ze strony siedemnastolatki, a już szczególnie wtedy, kiedy jeszcze nie byli razem. Być może to właśnie dlatego nauczył się radzić sobie z nimi nawet w najtrudniejszym położeniu. Co zaś tyczy się tajnych planów i knucia przez dwóch mężczyzn w Gard Manor… Oczywiście, że brali pod uwagę tego, że wystawiają na niebezpieczeństwo samych siebie, ale to nie miało dla nich większego znaczenia. Taka cena była dla nich bowiem odpowiednia, niewygórowana. Zresztą, zapłaciliby każdą, byleby oglądać swoje damy bezpieczne i szczęśliwe u swego boku. To oni byli silniejszą płcią i to oni wedle tradycji mieli być łowcami. Mieli polować na wszelkie niebezpieczeństwa, które mogą zagrozić ich wybrankom serca. Zatem, czy Jasmine tego chciała czy nie, niezależnie od tego, jak zaradna się czuła, musiała się pogodzić z charakterem swojego lubego i jej nazbyt troskliwego ojczulka, jak z ich niekiedy irytującym, protekcjonalnym traktowaniem. - Nadal Cię nienawidzę. Ale teraz nienawidzę Cię za to, że tak bardzo Cię kocham. – odpowiedział żartem, choć w każdym żarcie można było odnaleźć ziarenko prawdy. A on, dzięki temu, potwierdził słowa, które rzucił, kiedy był pijany. Przy chichoczącym pod nosem Drake’u. Miłość rośnie wokół nas? Dopiero teraz Franz przypomniał sobie tę jego jawną kpinę. Wtedy nie miał już siły i ochoty na tego typu zaczepki. Na kolejne komentarze i zarzuty panny Vane, Krueger śmiał się już tylko w duchu. Z jego perspektywy to wszystko naprawdę brzmiało zabawnie. I nie oszukujmy się, trochę dramatyzowała, ale już chyba taka była jej natura, a tendencję do przesadzania miała we krwi. Na szczęście, miała też słabość do niego, a jego czułe gesty pozwoliły na załagodzenie sytuacji, przynajmniej na jakiś czas. - Kradniesz mi teksty. – mruknął dopiero, gdy jego ukochana wspomniała o tykającej bombie zegarowej. No tak, on też pamiętał to niefortunne zdanie, które wygłosił przypadkiem, na ich pierwszej randce. Tym razem pozwolił sobie już na gromki śmiech, a jego oczy wypełniły się radosnym blaskiem. Tak nietypowym przecież dla Pana Poważnego. Co ta śliczna brunetka potrafiła z nim zrobić… - Chodź, pokażę Ci coś. – wyszeptał jej na ucho i złapał jej dłoń, zaciągając ją do jej zielonej sypialni. Podobno zielony kolor powinien uspokajać, ale chyba nie do końca to była prawda, skoro wszechobecna zieleń nie potrafiła nigdy stłamsić ich zapędów i gorejącego w ich ciałach pożądania. Niemiecki czarodziej stanął przy łóżku, opierając się ręką o jedno z krzeseł. Patrzył cały czas na swoją lubą, która najpewniej przekonana była o tym, że zanim zdąży wejść do pomieszczenia, jej partner zacznie już zdzierać z niej czerwoną suknię. Płachtę na byka. Nie tym razem. - Może i rządzi mną chorobliwa potrzeba kontroli, może i jest we mnie coś z prześladowcy. Zauważyłaś już, że to zawsze ja muszę dominować. Nie jesteś pod tym względem żadnym wyjątkiem, jedynie z tą różnicą, że na Tobie naprawdę mi zależy. – przyznał jej rację, przynajmniej w części wypowiedzi, którą usłyszał na dole. Właściwie, od kiedy pamiętał, każdy jego związek z kobietą, każda nawet jednorazowa przygoda musiała rozgrywać się na jego zasadach. Nawet w łóżku to on musiał być elementem dominującym. A jeśli którejś pannie pozwalał już na przejęcie inicjatywy, to tylko wówczas, gdy dokładnie wiedział, co ta planuje. Można powiedzieć, że czasami dawał swym partnerkom jedynie złudne poczucie tego, że odpuszcza, podczas gdy tak naprawdę, to nadal on pociągał za sznurki. Jasmine akurat w tym względzie się nie pomyliła. To nie było jedynie jego upodobanie, ale i swego rodzaju słabość, coś, czego nigdy nie mógł w sobie zwalczyć. - Po prostu mam pewien mankament. Nie potrafię zaufać innym. – dodał, pokrótce wyjaśniając, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Obserwował przy tym dokładnie twarz panny Vane, zdając sobie sprawę z tego, że ta może zrozumieć jego wypowiedź pokrętnie i stwierdzić, że jej samej siedemnastolatek nie obdarza żadnym głębszym uczuciem, a przede wszystkim, nie wierzy jej słowom i czynom. Prawda przecież wyglądała zgoła inaczej. Była jedyną osobą, z którą się liczył, od kiedy Rosier zaczął się od niego oddalać. I choć początkowo faktycznie nie wierzył, że może kogoś pokochać i być szczęśliwym, mimo swego okrutnego przeznaczenia, tak teraz był pewien, że jest gotów odrzucić wszystko inne, byleby spędzić całe życie z Jasmine. - Wiesz, co jest takiego złego w zaufaniu? Człowiek uzależnia się od osoby, której ufa. A to uzależnienie z kolei prowadzi w końcu do manipulacji. – kontynuował swój wywód, który dla innych mógł brzmieć wyjątkowo abstrakcyjnie i pseudointeligencko. Należało jednak wiedzieć co nieco o przeszłości Franza, by zrozumieć to, że podchodził do ludzi z dystansem, nie wdawał się w żadne bliższe relacje, nikomu nie zwierzał się ze swoich rozterek. Jako dziecko był on bowiem wykorzystywany przez swojego ojca, w jego oczach był jedynie narzędziem, którego należało nauczyć wykorzystania tajników czarnej magii, a potem poprowadzić do Voldemorta. Krueger, od małego, poddawany był tej skutecznej propagandzie, która wreszcie zaprowadziła go na manowce. Podobno kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą... - To mój ojciec sprawił, że taki jestem. – westchnął tylko, zdejmując z siebie marynarkę i wieszając ją powolnym, leniwym ruchem na oparciu krzesła. Nienawidził wspominać o Heinrichu i gdyby nie musiał, nie robiłby tego wcale. Tego dnia zaś powracał do jego tematu po raz kolejny, najpierw przekonał go do tego Drake, a teraz Franz próbował wytłumaczyć Jasmine, dlaczego jest tak nieprzystępnym typem, ciężkim i szorstkim w obyciu. Od kiedy tylko ten młody chłopak wyrwał się ze szponów rosłego blondyna, przestał być marionetką w jego rękach, odczuwał potrzebę kontroli we wszystkich dziedzinach swojego życia. Panna Vane była tą najważniejszą, bo na niej zależało mu ponad wszystko. Chciał wiedzieć, z kim ta spotyka się na szkolnych korytarzach, dokąd idzie po zmroku. Najchętniej, zresztą, rzeczywiście zamknąłby ją na klucz w domu, by nie narażać jej na żadne niebezpieczeństwo, chociaż wiedział, że to niemożliwe. Dlatego, musiał przynajmniej wiedzieć, gdzie jest. Taka niewinna informacja pozwalała mu, mimo wszystko, na pewną kontrolę i szybką reakcję w razie jakichkolwiek komplikacji. Może i była to chorobliwa mania prześladowcza, ale nie chciał po raz kolejny kogoś stracić. Już raz stracił – samego siebie. - Ufam Ci i chcę żebyś i Ty o tym wiedziała. – powiedział wreszcie te słowa, które jego partnerka, po tak dekadenckim wykładzie, z pewnością chciała usłyszeć. Tylko jak zamierzał to udowodnić? Cóż, nie mógł może powiedzieć jej o Czarnym Panu, nie mógł powiedzieć jej o swej drugiej, mrocznej stronie. A przynajmniej nie mógł zrobić tego teraz, kiedy znajdował się w samym sercu toczącej się wojny. Wpadł więc na inny pomysł, który może nie mógł usatysfakcjonować jego lubej w pełni, ale w jakimś stopniu mógł jednak stać się swego rodzaju zaczątkiem dla ich pełnego zrozumienia.
Hide: |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 20:13 | |
| Czy to była jej wina, że taka była jej natura? Była bardzo impulsywna, a gdy doda się do tego fakt, że Jasmine była kinestetykiem, automatycznie coś musiało się znaleźć w jej dłoniach. I to coś pod wpływem emocji zostało wprowadzane w przestrzeń powietrzną z niebywałą siłą. Efektem tego było rozbite szkło, ceramiki, może plamy po jakiś na prawdę paskudnych środkach jak chociażby akonityna, której kontakt ze skórą wywoływał niemiłe i trudne w gojeniu oparzenia. Jasmine zawsze miała przy sobie fiolkę z tym specyfikiem, ale nie rzuciła jej jeszcze nigdy w Franza z obawy, że może faktycznie zrobi mu krzywdę. Odrobina tego kwasu w okolicach oczu, a można było oślepnąć, a co jak co, ale Jas wolała, aby Franz mógł jąoglądać. W ubraniach lub bez nich. Czy jednak nie to było najpiękniejsze w tej niepozornej i pięknej dziewczynie? Jej drobna i krucha sylwetka przywodziła na myśl delikatność i subtelność i owszem – tak było. Dopóki ktoś nie odważył się jej zdenerwować. Nie potrafiła zapanować nad swoim wybuchami złości. W momecie dochodziła do wrzenia, ale też bardzo szybko mogła ochłonąć. Jeśli ktoś wiedział, co na nią działa najlepiej. Franz od jakiegoś czasu wiedział, że najlepiej przemienić jej złość w namiętność, wcześniej wybijając ją z rytmu dwuznacznymi żartami, które wymuszały w niej uśmiech, chociażby mocno się zapierała. Tak na prawdę sytuacji, w których rzeczywiscie Jasmine byla wściekła było mało. Na prawdę mało. Wtedy apogeum wściekłości przypominało erupcję wulkanu i nic nie było w stanie jej powstrzymać. Dopiero po tym silnym wybuchu następował kolejny etap, zimnej furii. Wtedy wydawała sięgroźniejsza, gdyż wracał do głowy rozsądek i dobrze wiedziała, jak najbardziej zaboli. Z której strony przypuścić atak, by zebrał największe plony. Taki wybuch dopiero ją czekał, ale nawet w najczarniejszych wizjach nie była w stanie tego przewidzieć. Ta nieświadomość miała jednak swoje dobre strony. Wiedza o tym, o czym na prawdę rozprawiali mężczyźni nad ranem zmieniła by jej życie i doprowadziła do niejednej kłótni. Jej uparta natura kazała by jej wspierać ukochanego, a to wiązało by się z ryzykiem i zaangażowaniem. Tego Franz chciał uniknąć, nawet kosztem życia, nie biorąc pod uwagę, że życie Jasmine bez niego było niczym. Nie było wiadome, czy przeżyje kolejny tak silny cios. Cios, wymierzony w serce, które dopiero od niedawna zrzucało lodową pokrywę i wystawiało się na każdy, nawet najlżejszy atak. Ufała mu. Ufała bezgranicznie. Słowa miały magiczną moc i każdy wiedział, że te słowa kobiety kochają najbardziej. Jasmine nie różniła się pod tym względem od innych przedstawicielek płci pięknej. Chociażby rzucone pół żartem wyznanie zawrzało w jej żyłach i doprowadziło do niejakiego ataku arytmii. Dwa krótkie słowe, a były powodem takiego spustoszenia w jej umyśle. Wybiło ją to z rytmu, przez co odgarnęła z czoła niesforne kosmyki. Wypowiedziane słowa na trzeźwo miały o wiele większą moc. I ona to czuła. Pytanie, czy ona mogła już odpowiedzieć tym samym? Nie chodziło tu bynajmniej o to, że tego nie czuła. Wiedziała, była wręcz pewna, że go kochała. Wtedy w salonie odwzajemniła to krótkimi "ja Ciebie też". Chciała się przemóc, by nazwać rzeczy po imieniu, by to wyznanie wybrzmiało w jej ustach tak, jak powinno. Uniosła kąciki ust ku górze, gdy wspomniał o kradnięciu tekstów. -Wydaję mi się, że to odpowiednia zemsta za to, że skradłeś mi serce, złodzieju. Chociaż Twoje chyba też jest w moim posiadaniu, coś za coś. -musnęła ustami jego wargi. Uwielbiała patrzeć, jak się śmieje. Wtedy był JEJ Franzem. Tylko ona go takim znała. Posłusznie dała się zaciągnąć do swojej własnej sypialni. Podejrzewała, że chłopak rzuci się na nią, jeszcze zanim dotrą do drzwi, ale mocno się pomyliła. Jasmine z zaciekawieniem oczekiwała dalszego rozwoju wypadków. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Wyglądało na to, że chłopak pękł i chciał jej co nieco zdradzić. Westchnęła pod nosem, gdy przyznał się do tego, że ją kontrolował i ciągle chciał dominować. Jas nie mówiłą o tym głośno, ale ta dominacja cholernie ją podniecała. Ktoś z nią walczył i chociaż na końcu ulegała, miała tę świadomość, że nie ulegała. To było rozkoszne. Zawsze to ona rozdawała karty, ale nigdy spotkanie z chłopakiem nie kończyło się łóżkiem. Ot parę pocałunków, może pieszczoty w skąpym stroju.. uważała, że smaku jej ciała mogą dostąpić tylko wybrani. Pardones. Wybrany. Patrząc na inne dziewczyny, Jasmine przed Franzem miała wątpliwe życie erotyczne z mężczyznami. Na jej czoło wystąpiła zmarszczka... rozczarowania? Tyle rozmów o zaufaniu i uczuciach, aby w końcu stwierdzić, że nie ufa nikomu? Jas skrzyżowała ręce pod biustem i już miała otworzyć usta, by jakos wyrazić swoją postawę wobec tego wyznania, gdy Franz postanowił kontynuuować wywód. Należał do chłopaków oszczędnych w słowach, więc ta jego wylewność była dla Jasmine nowością. Pokornie zamilknęłą w pół słowa i słuchała dalej. Nawet nie wiedział, jak dobrze uczynił, mówiąc jej tych parę, ogólnych zdań. O to chodziło z ojcem. Jako dziecko Franz na pewno ufał ojcu, a przez to był od niego zależny. Ten to wykorzystał, sięgając po manipulację. Dziecko było niewinną istotą, którą łatwo kierować. Wystarczyło na szali postawić bezinteresowną miłość. Dziecko inaczej pojmowało świat i najpewniej o to miał teraz żal sam Krueger. Zawiedziono jego zaufanie raz. Jasmine rozumiała go jak nikt inny. Może nie była narzędziem w rękach swoich rodziców, ale miała świadomość, co to zdrada zaufania. Ile jej zajęło, aby zaufała Franzowi? Dłużej, niż jemu, czego dowodem była kłótnia na imprezie Ślizgonów. Dopiero teraz pozwoliła sobie na komentarz. -W takim razie nic nie tracę, nie poznając przyszłych teściów. -westchnęła, nieco speszona tym, że tak naciskała wcześniej na chłopaka odnośnie ojca. Musiała podejrzewać, ze za tym się kryła okrutna prawda. Zrobiła parę kroków w kierunku chłopaka. Chciała się w niego wtulić i przekonać co do tego, ze niektórym ludziom można ufać, chociaż ona sama miała z tym problemy. Wyznanie Franza o zaufaniu, że jednak obdarza ją tym cennym uczuciem rozpaliły jej serce. Bił od niej żar tak silny i bezinteresowny, że Krueger musiał to wyczuć. -Też Ci ufam. Ufam, że wszystko co robisz ma jakiś powód i nigdy nie zrobisz mi krzywdy. -na jej malinowych ustach w końcu pojawił się uśmiech. Ile szczerość mogła zmienić między dwójką, zakochanych ludzi. Na pewno umocnić i tak już głębokie relacje. Hide
|
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 20:25 | |
| |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 20:27 | |
| |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 20:39 | |
| |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 20:44 | |
| |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 23:24 | |
| Ostatnie zrywy sierpniowego Słońca wskazywały na to, że czas nie miał litości i już za niedługo na peronie dziewięć i trzy czwarte czerwona lokomotywa z głośnym gwizdem ogłosi odjazd, by zawieźć całą rzeszę uczniów do Hogwartu. Mieli zacząć kolejny rok szkolny. Kolejny rok, pełen niespodzianek, niebezpieczeństw, uśmiechów od Losu i przelanych łez. Każdego dnia dla kogoś wydarzy się osobista tragedia, dla kogoś innego to będzie dotknięcie bram raju. W rozgardiaszu na korytarzu utoną wszystkie wyszeptywane cicho komplementy do ucha ukochanej dziewczyny i wysyczane jadowicie groźby wobec wrogów. Mugolskie ubrania będą musiały grzecznie czekać w kurach na weekend, oddając prym szkolnym mundurkom. Cztery kolory domów wplecione w kruczoczarny materiał zmieszają się między szkolnymi murami, wskazując wyraźny podział uczniów. Pierwszaki z niedowierzaniem będą przyglądały się gadajacym portretom, nieco starsi będą uciekali przed Irytkiem, a Ci z najwyższego przedziału wiekowego będą się martwić o przyszłą karierę zawodową, egzaminy, niespokojne czasy za oknem lub o swych wybranków. Jeszcze jednak kartki kalendarza wskazywały sierpień, ostatnią szansę na zabawę bez obawy o nagłe pojawienie się nauczycieli czy może natrętnego woźnego. Jasmine patrzyła na Franza, jak spokojnie oddycha, lekko tylko okryty kołdrą w jej pokoju. Nie zdarzyło się jeszcze, aby któreś spędziło noc samotnie w Gard Manor... a już na pewno nie po poświeceniu, którego dopuścił się Krueger nad jeziorem. Od tamtego dnia wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Do młodej Vane dotarło, mimo wyboistej drogi, po której musiała przejść ta wiadomość, że spotkała kogoś, kto był dla niej najważniejszy. Kogoś, kto trafił do jej serca mimo lodowych okowów. Kogoś, kto był w stanie zrobić dla niej wszystko. Po prostu się zakochała. Bez pamięć i bezterminowo. Mimo strachu, jaki towarzyszył jej od blisko roku. Zaryzykowała świadoma faktu, że to ostatni raz. I nie żałowała. Jas nie miała sumienia budzić Niemca. Już z kwadrans temu wyślizgnęła się z pościeli i przebrała, umówiona z mamą na zakupy. Na szybko napisała na skrawku pergaminu parę zdań. - Cytat :
- Wyszłam z mamą na zakupy. Może uda mi się znaleźć jakąś ładną bieliznę, skoro ostatnia skończyła w wiadomy sposób swój żywot. Wrócę najszybciej jak się da. Oskar poda Ci śniadanie, jak tylko go zawołasz. Liczę na to, że tata Cię nie zje prędzej.
Tęsknij. Jasmine Postawiła pergamin na szafce, oparty o dzbanek z wodą. Jasmine nachyliła się lekko nad śpiącym i ledwie musnęła wargami jego rozchylone w śnie usta. Na palcach wyszła z pokoju, nie budząc Franza. Mama czekała już na nią w hallu. - Tylko nie wydajcie za dużo pieniędzy. -zakpił Drake, pojawiając się w progu kuchni z kubkiem kawy. Jej aromat nęcił i ożywiał zaspany jeszcze umysł. - Jesteśmy oszczędne. -odparła Elodia, mrugając do męża. - W szczególności gdy jesteśmy u Madame Malkine... -mruknęła Jasmine. Nie do końca lubiła zakupy, dlatego tak rzadko na nie chodziła. Zmuszona była jednak zaopatrzyć się w parę nowych ciuchów i przyrządów do szkoły. Wywróciła sugestywnie oczami, kiedy rodzice namiętnie się pożegnali. Drake zamknął drzwi za córką i żoną. Przelotnie spojrzał na zegar. Dziewczyny nie wrócą wcześniej niż na obiad, miał więc sporo czasu na prywatne zajęcia. Liczył na to, że Krueger za niedługo wstanie i będą mogli przejść do realizacji swojej umowy sprzed paru dni. Trafiła się ku temu doskonała okazja, a początki nauki oklumencji zawsze były trudne. Nawet bardzo. Drake zamyślił się głęboko, siedząc przy stole w jadalnii, jakich wspomnień powinien się spodziewać w umyśle Niemca. Odsuwał od siebie te, które były związane z jego córką. Musiał wykazać się sporą dozą cierpliwości, jeśli chciał, aby Franz przetrwał każdą z ich lekcji. Jasmine by mu tego nie wybaczyła.. pomijając fakt, że nie wybaczy mu nigdy, jeśli kiedykolwiek się dowie o ich umowie. Zajęty kawą z początku nie zauważył postury Franza w drzwiach. Odwrócił głowę po chwili i zlustrował krótko chłopaka. Skinieniem głowy pokazał mu krzesło przed sobą. Gdy chłopak usiadł, Drake odstawił kawę i złączył dłonie nad blatem. - Wykorzystamy czas, że nie ma dziewczyn. Zaczniemy dzisiaj naukę oklumencji. Muszę Cię jednak rozczarować. Nie nauczyć się jej w tydzień. To piekielnie trudna dziedzina magii. Nie, żebym wątpił w Twoje zdolności, ale Jasmine czy nawet ja musieliśmy długo nad tym siedzieć. W najlepszym wypadku zajmie to miesiące. -zrobił krótką przerwę, próbując odgadnąć myśli Franza, bez zaglądania do nich. - Oklumencja to najwyższy poziom magii defensywnej. To magiczna tarcza wytworzona tylko i wyłącznie siłami umysłu, aby uchronić się przed legilimencją. Legilimencja to magiczna ingerencja w umysł innego osoby. Najczęściej jest do niej potrzebny kontakt wzrokowy. Nie oznacza to, że legilimenta zobaczy tylko Twoje myśli i odkryje każde kłamstwo. Będzie mógł w nie ingerować, zmieniać je na swoją modłę, przywołać to wspomnienie, o którym Ty już dawno zapomniałeś lub wykreuje w Twoim umyśle nieprawdziwą wizję, by Cię nią zadręczać. By Cię osłabić. Gdyby nagle podczas pojedynku spojrzenie przyćmiło Ci wyobrażenie, jak ktoś katuje Jasme, nie byłbyś w stanie się skupić. -Drake kontynuował, chcąc zaznajomić chłopaka z teorią. Wykorzystał chwilę, aby wyjąć papierośnicę. Odruchowo już rzucił ją na środek stołu, by chłopak mógł się poczęstować. Swojego peta odpalił niedbale końcem różdżki. Zaciągnął się błogo i wypuścił dym leniwie z płuc. -Nie liczę nawet na to, że Ci się cokolwiek dzisiaj uda. -stwierdził szczerze. -Pierwsze koty za płoty. Nie marnujmy czasu. Idziemy do gabinetu. -Drake dokończył papierosa i wyrzucił niedopałek do popielniczki. Wstał, prowadząc Niemca do gabinetu na pietrze. Wyglądał typowo jak na gabinet. Biurko, fotel, mnóśtwo papierów i książek. Na ścianie za biurkiem wisiało zdjęcie Elodii i Jasmine. Obie uśmiechały się wesoło. Drake jednym ruchem różdżki przesunął meble na jedną stronę, robiąc miejsce w pokoju. Stanął przy oknie, naprzeciwko chłopaka. - Zamknij oczy. Wycisz się. Staraj się, aby żadne sygnały z zewnątrz nie zakłócały tego spokoju. Nie myśl o niczym. W Twoim umyśle ma się pojawić nicość. -mówił cicho i spokojnie. -Gdy policzę do trzech, rzucę zaklęcie. -oznajmił mu. Odczekał chwilę i podniósł różdżkę na wysokość torsu Niemca. -Raz, dwa, trzy. Legilimens. -machnął krótko, obserwując, jak zaklęcie opuszcza drzewiec. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 23:49 | |
| Kalendarz wskazywał na jeden z ostatnich dni sierpnia, a mimo tego Franz nie czuł jeszcze nadciągającej atmosfery szkolnej. Pobyt w Gard Manor sprawiał mu ogromną przyjemność, rzecz jasna, ze względu na bliskość jego ukochanej. Chłopak zdążył się nawet przyzwyczaić już do ojca Jasmine i wydawało się, że odnalazł z nim wspólny język. Niewątpliwie zaś dogadywał się z nim bardziej, niżeli z Heinrichem, więc wszystko wskazywało na to, że młodemu Kruegerowi w posiadłości państwa Vane’ów było znacznie lepiej, niż we własnym domu. Na tyle dobrze, by nie myśleć również o Hogwarcie, o nużących lekcjach i czekających uczniów siódmej klasy egzaminach. Niemiecki czarodziej o tych ostatnich szczególnie nie chciał wspominać. Nie miał bowiem jeszcze sprecyzowanych planów, co do tego, kim chciałby zostać w przyszłości, jaką ścieżkę kariery obrać. Najchętniej skoncentrowałby się na tym, co kochał najmocniej - na śpiewaniu. Ta droga jednak przejawiała się jako dość ryzykowna. Poza tym, Franz nie dostał jeszcze żadnej informacji ze strony managera, który niby miał się do niego odezwać. Póki co, korzystniej było więc skupić się na nauce i na wyborze zdawanych na owutemach przedmiotów, byleby mieć jakąś alternatywę. Jedno było pewne, Krueger nie miał zamiaru startować na aurora, nawet pomimo zmiany swoich przekonań. Posadka ta wymagała bowiem znakomicie zdanych aż pięciu egzaminów, podczas gdy Ślizgon poświęcał się w szczególności trzem przedmiotom. Rok to niestety zdecydowanie zbyt krótki okres, by poszerzać swoje spektrum zainteresowań o kolejne zajęcia, choć niemiecki czarodziej i tak miał mocne postanowienie nadrobienia zaległości z niezbyt lubianej przez niego transmutacji. Wracając jednak do rzeczywistości, która od paru dni nie była nawet tak szara jak zwykle, chłopak otworzył oczy i przeciągnął się leniwie, dostrzegając, że Jasmine nie ma w łóżku. Na szafce nocnej leżał tylko skrawek pergaminu, który Krueger ujął w dłoń, skupiając się na jego treści. Przy słowie „bielizna” uśmiechnął się szeroko, nie bez powodu zresztą, bo wyobraźnia zaczęła płatać mu figle. Mimo nieobecności ukochanej należało się jednak uwolnić z objęć pościeli. Siedemnastolatek zwlókł się więc niechętnie z łóżka i wziął szybki prysznic, by założyć na siebie jeden z czystych garniturów w połączeniu z błękitną koszulą. Darował sobie krawat, stwierdzając, że i tak nie będzie dzisiaj opuszczał willi. Kiedy już się wyszykował, zszedł na dół i zjadł śniadanie przygotowane przez Oskara. Brakowało tylko szklaneczki whiskey, ale jak to mówią, prawdziwy dżentelmen nie pije przed dwunastą. A skoro Franz i tak nadużywał alkoholu, wolał trzymać się chociaż tej jednej zasady. Przeszedł więc do salonu, wodząc znużonym spojrzeniem po wiszących na ścianach obrazach. W głębi duszy miał nadzieję, że zakupy nie zajmą Jasmine i Elodii zbyt wiele czasu. Z drugiej strony wiedział, że to kobiety, toteż nie powinien chyba spodziewać się ich w Gard Manor przedwcześnie. Chwila namysłu sprawiła, że początkowo Krueger nie zauważył siedzącego w salonie Drake’a. Dopiero odgłos przesuwanego krzesła przyciągnął jego uwagę i uświadomił w przekonaniu, że ojciec jego partnerki ma mu coś do przekazania. Chłopak, niewiele myśląc, usiadł naprzeciw niego, wysłuchując uważnie jego słów. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko rozpoczną jego przygotowania do stawienia czoła demonom. Niedługo po tym obaj przeszli do gabinetu na piętrze. - Sztuka iluzji nie jest mi do końca obca, choć wszystko to pewnie o wiele łatwiej brzmi, niż wygląda w rzeczywistości. – mruknął jedynie w tak zwanym międzyczasie. Co prawda, Ślizgon niewiele wiedział o sztuce oklumencji czy legilimencji. Sam opracował jednak jedno zaklęcie czarnomagiczne, które wykorzystywało pewien nieprawdziwy obraz, sprawiające przeciwnikowi ból, ale niewyrządzające szkód w jego organizmie. Mimo wszystko, wizja katowanej Jasmine, o której wspomniał Drake, wydawała mu się o wiele bardziej przerażająca. Teraz mógł myśleć, że nie dałby się nabrać na taki zabieg ze strony wroga, ale kto wie, czy w ferworze walki nie zapomniałby o zdrowym rozsądku i nie uległby fałszywemu obrazowi wykreowanemu przez potężniejszego czarodzieja. Jeżeli chciał stawić czoła samemu Voldemortowi, musiał przystać na warunki pana Vane’a i przyłożyć się do nauki tych umiejętności, które mogły okazać się przydatne w przyszłości. „Nie liczę nawet na to, że Ci się cokolwiek dzisiaj uda.” – trzeba było przyznać, że szczerość Drake’a była rozbrajająca. Cóż, w jednym przynajmniej się zgadzali. Franz również nie był przekonany, co do siły swojego umysłu, przynajmniej w sensie odporności, bo inteligencja nie miała tutaj nic do rzeczy. Co gorsza, gospodarz nie zamierzał marnować czasu i postanowił od razu potraktować swego ucznia zaklęciem Legilimens. Rady mentora Kruegera, by ten starał się o niczym nie myśleć, choć wydawały się dziecinnie proste, wcale nie były takie w realizacji. Chłopak próbował, ale świadomość tego, że ojciec Jasmine może dotrzeć do najskrytszych zakamarków jego umysłu, dowiedzieć się prawdy o nim samym, o domu, w którym się wychował, o tym, czego dokonał, jak i o relacjach z jego córką, utrudniały mu zadanie i napawały go pewną obawą. Siedemnastolatek stał naprzeciwko swojego „oprawcy” i patrzył jak ten wyciąga różdżkę i celuje w niego zaklęciem. Franz powtarzał jak mantrę, by nie zdradzać mu szczegółów ze swojego życia. W pierwszej chwili wydawało się nawet, że rzucony na niego czar nie zadziałał. Nie trzeba było jednak długo czekać na efekty. Wspomnienia zaczęły atakować z nadzwyczajną siłą, przed oczami chłopaka pojawiały się kolejne sceny z jego przeszłości, a zaraz po tym znikały, jak w kalejdoskopie. Od tej pogoni myśli chłopak złapał się za głowę, która rozbolała go przynajmniej tak mocno jak po całonocnej libacji alkoholowej. Pierwsza scena, którą mógł zobaczyć Drake rozgrywała się w willi Kruegerów. Dzieciak, może trzynasto, może czternastoletni, który rysami twarzy przypominał Franza stał na końcu korytarza, trzymając hardo w ręku różdżkę. Po drugiej stronie zaś można było dojrzeć starszego blondyna, którego pan Vane z pewnością kojarzył z lat młodzieńczych. - Broń się. Pamiętaj, czego cię nauczyłem. – wydusił z siebie Heinrich, celując różdżką w swojego syna. Magia niewerbalna nie była mu obca, toteż nie dało się usłyszeć inkantacji rzucanego przez niego zaklęcia. Jasnozielony płomień wydostał się z trzymanego przez niego kawałka mahoniu i popłynął w kierunku młodszego Kruegera. Ten jednak pozostawał czujny i zastosował Protego, by uchronić się przed atakiem. Niestety, kolejny czar rzucony przez ojca uderzył w niego, a niemiecki czarodziej wpadł na ścianę, po której zsunął się na podłogę. Dwie głębokie rany na jego piersi nie pozwalały mu na kontynuowanie starcia, a szybka utrata krwi sprawiała, że opadał z sił. - Brakuje ci refleksu, do niczego się nie nadajesz. Idź z tym do matki. – znów rzucił mężczyzna o blond włosach, z wyraźnie słyszalną nutą pogardy, która tak mocno rozwścieczyła hogwarckiego młokosa. Dzieciak ostatkiem sił podniósł się na nogi i wycelował różdżką w swojego przeciwnika. - Astrapoplectus. – mruknął pod nosem, starając się razić swojego ojca błyskawicą i pokazując mu tym samym opracowane przez siebie zaklęcie. Niestety, Heinrich w ostatniej chwili odwrócił się i zniwelował ofensywę wyprowadzoną przez swojego syna. - Żałosne. – burknął jeszcze na odchodne, zupełnie obojętny na fakt, że jego pierworodny znów osunął się bezwładnie na ścianę. Nie obchodziło go to w jakim stanie dotrze do swojej matki. Zadaniem kobiety było oczywiście opatrzenie jego ran i doprowadzenie go do ładu, by mógł przetrwać kolejne dni katorżniczej nauki ze swoim ojcem. Tak wyglądało życie młodziutkiego jeszcze Franza. I mimo że chłopak nienawidził swojego ojca, tych brutalnych lekcji nie mógł mieć mu za złe. Dzięki niemu nauczył się bowiem, jak znosić ból, jak pokonywać granice swojego ciała, opanował także podstawowe zaklęcia z dziedziny czarnej magii. Plejada przeróżnych barw przesłoniła uczniowi Drake’a umysł, który zresztą, po chwili, jak projektor, wyświetlił panu Vane’owi kolejne ze wspomnień. To wszystko przypominało jakąś marną podróż w czasie, bo tym razem pamięć Franz powróciła do piątej klasy w Hogwarcie. Chłopak siedział wraz z drobną blondynką na błoniach, pod jednym z rozłożystych drzew, które dawało trochę cienia. Vivienne przeglądała ostatnią stronę notatek z transmutacji, podczas gdy jej partner rzucał kamykami, starając się trafić w wystający nieopodal pień. Dziewczyna wreszcie odłożyła zeszyt do torby i przytuliła się do ramienia swojego ukochanego, spoglądając mu przy tym w oczy. - Twój ojciec nie tolerowałby naszego związku. – westchnęła swoim słodkim głosikiem, jako że już od jakiegoś czasu odnosiła wrażenie, że coś pomiędzy nią, a młodym Kruegerem przemija. Uczucie, które ich łączyło nie tak dawno temu wydawało się z każdym dniem słabnąć, a Gryfonka dostrzegała w twarzy swojego lubego wątpliwości. - Nie wie o nas. – mruknął niechętnie Franz, który nie przepadał za powracaniem do tego tematu. Starał się ukrywać swoje miłostki przed ojcem, który z całego serca nienawidził rodziny Vivienne, z drugiej strony jednak, mężczyzna już i tak domyślał się chyba dlaczego traci kontakt ze swoim synem. - A jeżeli się dowie? Myślałeś o tym? – zapytała śliczna panienka o filigranowej figurze, o której marzyła lwia część męskich przedstawicieli Hogwartu. W tych relacjach to ona była bardziej przezorna i zdecydowanie to jej bardziej zależało na utrzymaniu wszystkiego tak, jak wyglądało do tej pory. Niemiec, nie wiadomo czy z powodu ideałów Heinricha, czy może po prostu dlatego, że tak naprawdę nigdy nie kochał dziewczęcia, nie potrafił tak wytrwale walczyć o ich wspólne szczęście. - Nie dbam o to. – wydusił jednak z siebie, niepewnie, by po chwili złożyć na jej ustach pocałunek. Tak kłamliwy, choć wydawałoby się, że niewinny gest, który któregoś dnia miał wywrócić cały świat Gryfonki do góry nogami. Akcja powieści pod tytułem „wspomnienia Franza, który miał o niczym nie myśleć, a wpadł jak śliwka w kompot, myśląc o tym, o czym starał się nie myśleć” przeniosła się do ponurej celi w równie ponurym zamczysku. Ta sama, piękna dziewczyna siedziała pod ścianą skulona, a jej urok został nadszarpnięty przez blizny na jej ciele. Wychudzona, pobita, kto wie, czy nie zgwałcona, wpatrywała się w Kruegera, niczym w swojego wybawcę. Ten zaś objął ją swym ramieniem, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Instynktownie starał się wzniecić w niej płomyk nadziei, niepotrzebnie, bo wystarczyła chwila, by niemiecki czarodziej powrócił do swego mrocznego frontu. Zdawał sobie przecież doskonale sprawę z tego, co się świeci. Wiedział, że nic już nie będzie dobrze, choć w głębi duszy pragnął, by Voldemort oszczędził tę Bogu ducha winną dziewczynę. - Nie jestem rycerzem na białym koniu. Nigdy nie byłem i nie będę dla Ciebie oparciem. – wycedził przez zęby, jakby chciał naprawić swój błąd i przeprosić za to, że ją okłamał. Gryfonka jednak, nadal przekonana o świętości swojego kochanka, myślała naiwnie, że i on został schwytany przez Czarnego Pana, że jeżeli tutaj zginą, to chociaż razem, w swoich ramionach. - Nie zasługuję na Twoją miłość, ani wybaczenie. – To były ostatnie słowa Franza przed tym, jak Vivienne poznała bolesną prawdę. Jej luby, ten, w którego wspaniałość wierzyła, okazał się nikim innym, jak sprzymierzeńcem tego, którego imienia nie wolno wymawiać. Zrozumiała, że nie ma dla niej ratunku. Ślizgon patrzył na nią z oczami pełnymi łez, gdy godził ją zaklęciem niosącym śmierć w męczarniach. Voldemort postanowił, co było niejako szczęściem w nieszczęściu, ukrócić cierpienia Gryfonki, uciekając się do słynnej Avady. Kruegera przepełniała rozpacz i nienawiść, nienawiść do tego, który zmusił go do tak haniebnych czynów. Nie był jego przyjacielem, nawet w najgorszych koszmarach, ale mimo tego, nosił na plecach ciężar tamtego dnia, zbroczył swoje dłonie krwią, której nijak nie mógł z siebie zmyć. |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pon 06 Paź 2014, 23:59 | |
| Pomyśleć, że jeszcze niedawno Drake mógł stwierdzić, że jego życie jest nader spokojne, pozbawione ekscesów i nie jest zaplątany w nic, co nosiło znamiona ryzyka. Nie myślał oczywiście o samym fakcie bycia po białej stronie, czyli sprzeciwianiu się polityki Voldmorta. To było ryzyko samo w sobie, które podejmował każdy zwolennik Dumbledore'a i jego podobnych, chociaż sam Drake nie popierał wszystkich pomysłów dyrektora szkoły tak ślepo. Nie można jednak było powiedzieć, że Vane specjalnie się naraża czy szuka kontkatów ze Śmierciożercami. Nie wynikało to z tchórzostwa o swój byt, nie. Tutaj chodziło o Elodię i Jasmine. On sam mógłby zginąć w walce o dobro, ale wiedział, że sługusy Czarnego Pana nie znają litości i odbili by sobie wszystko na nich. Za wiele już w życiu popełnił głupich błędów, aby stracić je obie. Młody Krueger mu o tym przypominał. Nie, jego początkowy brak sympatii wobec młodzieńca nie był spowodowany tylko i wyłącznie faktem, że odważył się zamotać w głowie jego kwiatuszkowi. To był zlepek wielu czynników, które razem nie wróżyły chłopakowi dobrze. Franz był synem Heinricha. Drake skłamałby twierdząc, że zna go tylko z okresu pracy w Wizengamocie. Ich znajomość zawiązała się o wiele, wiele dawniej. Tuż po szkole Drake uważał się za króla wszechświata i zaglądał w różne, mroczne miejsca. W jednym z nich poznał Heinricha. Cóż za ironia, bo można było ich nawet nazwać kolegami. Razem mieli piąć się tą ścieżką, wyznaczoną później przez Voldemorta. Mieli. Dobrze powiedziane. Tutaj pojawiało się to podobieństwo, którego Drake dopatrzył się po rozmowie z młodym Niemcem po ataku Śmierciożerców. Franz nie był ślepym odwzorowaniem swojego ojca. Był zagubiony, jak niegdyś Drake. Vane byłby tak samo stracony dla świata jak Heinrich, gdyby nagle w jego życiu nie pojawiła się Elodia. Zjawiła się tak nagle, niespodziewanie... ale skutecznie zawróciła mu w głowie. To dla niej zaczął się zmieniać, przejrzał na oczy i stwierdził, że nie ma ani krztyny dobra we wcześniejszym stylu życia. Pojął, że znajomość z Heinrichem jest toksyczna i wtedy to zaczął się ten rozłam, który już na zawsze ich podzielił. I to wszystko Drake dojrzał we Franzu. Jasmine, jak niegdyś Elodia ratowała go z opresji, nie pozwalała aby ciemna strona zagarnęła go sobie na wyłączność. Drake miał łatwiej, wtedy nie było jeszcze Voldemorta. Młody Krueger musiał wziąć na siebie odpowiedzialność i ryzyko o wiele większe, niż niegdyś Drake. Vane czuł potrzebę, by mu pomóc. Czuł też zobowiązanie. Wobec siebie, wobec Jasmine, Elodii i samego Franza. Dlatego zaproponował mu pomoc. Poświęcał swój spokój, bezpieczeństwo i czas. Wiedział jednak, że dokonuje właściwego wyboru. Nie było na co czekać z lekcjami oklumencji. Im wcześniej zaczną, tym szybciej pojawią się efekty. Oczywiście Drake zastanawiał się, co takiego dane mu będzie zobaczyć. Mogło być to wszystko. Od dzieciństwa po dzień dzisiejszy. Chwile tragiczne, smutne lub skrajnie radosne. Musiał być przygotowany na wszystko. Drake przyglądał się Franzowi, gdy mijała ta chwila, w której miał się uspokoić. Było więcej niż pewne, że się nie wyciszył. Wiedział, co odczuwa młodzieniec. To samo, co on, gdy się uczył. Krueger myślał zapewnie o tych wszystkich wspomnieniach, których nie chciał ujawnić. I to był podstawowy błąd, którego jednak nie dało się uniknąć. Zaklęcie padło z ust Drake i prawie natychmiast zawiązało silną, magiczną więź między mężczyznami. Drake mógł zobaczyć wszystko, co tylko chciał, chociaż większość było tylko sekundowymi migawkami, na których nie było czasu się skupiać. Z tej ferii barw i dźwięków różnych wspomnień wybiły się trzy. Trzy, które chyba miały zostać ukryte w najczerniejszych czeluściach duszy Kruegera. Miały, ale ujrzał je sam ojciec jego ukochanej. I mógł on zrobić z tym wszystko, co tylko chciał. Pierwsze z wspomnień wywołało u Drake'a ostre ukłucie wściekłości. Ten sam mężczyzna, którego mylnie uznawał za przyjaciela, katował swoje własne dziecko zaklęciami. Który rodzic mógł być zdolny do czegoś takiego?! Drake zacisnął dłonie w pięści, pomstując bezgłośnie na starego Kruegera. Może i to uczyło dzieci życia, ale nikt nie miał prawa traktować dziecka jak śmiecia. Jak narzędzia w swych dłoniach. Kolejne z wspomnień pojawiło się, zanim Drake na dobre pożeganał poprzednie. Rozpoznał w dziewczynie tą z plakatów o niemiłym tytule "zaginiona". Rozmowa, czuły gest... i zaraz jak grzmot z jasnego nieba wszystko się zmienia. Obskórny loch, dziewczyna w opłakanym stanie na krześle, związana i przerażona. I w tym wszystkim młody Krueger, który nie potrafi się sprzeciwić i stoi przed wyborem, którego nie chce. Mimo szybkości, z jaką rozgrywało się wspomnienie, Drake dojrzał łzy w oczach chłopak. Kolejny silne ukłucie uderzyło w jego serce. Drake cofnął zaklęcie. -Wystarczy. -wyszło z jego ust. Znalazł się przy Franzu, który cierpiał z nadmiaru wrażeń i bólu w skroniach. -W porządku? -zapytał tym znajomym, dość chłodnym tonem, lecz tym razem coś w tym tonie było innego. Niedostrzegalna dla postronnych nutka wściekłości, współczucia i może nawet troski wdarła się między litery. Powiedzieć, że Drake'owi było żal chłopaka to bardzo wąskie określenie emocji, jakie buzowały w jego ciele. Wiedział, że za tym cąłym bólem, psychicznym i fizycznym stał nie kto inny, a Heinrich. Franz nie zaznał z jego strony ojcowskiej miłości i tego można było współczuć. Kto wie, co by się z nim stało, gdyby nagle nie pojawiła się w jego życiu Jasmine. Blondyn mierzył Kruegera spojrzeniem czekoladowych oczu, które odziedziczyła Jasme. -Ten skurwiel nic się nie zmienił od młodości. -warknął cicho Drake, odsuwając się nieco od Franza, gdy uznał, że nic poważnego mu nie jest. Zaskakujące, że mężczyzna miał w sobie tyle troski o kogoś, kogo praktycznie nie znał. Nieświadomie, kierowany złością napomknął o tym, że znał Heinricha grubo wcześniej. Na usta Vane'a cisnęło się wiele pytań. Chciał zapytać o tę dziewczynę, o to zabójstwo, nawet o Heinricha, czy zawsze traktował swego syna jak zabawkę w swoich rękach... ale przemilczał to. Nie należał do osób dociekliwych. -Spróbujemy jeszcze raz. -rzucił, na powrót odsuwając się pod okno. Tym razem nie podniósł tak szybko różdżki. -Popełniłeś podstawowy błąd, który popełnia każdy uczący się oklumencji. Wiedząc, że ktos za chwilę skontroluje Twój umysł, zacząłeś myśleć o tych wszystkich wspomnieniach, które chciałeś ukryć za wszelka cenę. Z reguły nie można przewidzieć ataku na wspomnienia. Mogłem Cię zaatakować bez ostrzeżenia. -Drake powoli wytknął błędy Kruegera. Na tym polegała nauka. Podobno najlepsza była ta na własnych przewinieniach. -Weź głęboki wdech. I jeszcze jeden. Powoli, systematycznie wyzbywaj się emocji. Każdej po kolei. Zamykaj się na ingerencję z zewnątrz. Wzbudzaj w sobie pewność, że nikt nie jest w stanie zajrzeć do Twoich wspomnień. Będziesz musiał sobie to powtarzać codziennie, gdy będziesz sam ćwiczył przed snem. -Drake ponowił instrukcję, nieco je jednak rozszerzając. Dopiero po paru minutach, kiedy oddech chłopaka się uspokoił, Drake podniósł lekko różdżkę. Tym razem chciał zaatakować bez ostrzeżenia. Niewerbalnie. Gdy wydawało mu się, że chłopak jest najbardziej skupiony, rzucił ponownie czar. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Pią 17 Paź 2014, 01:21 | |
| Ludzki umysł już tak był skonstruowany, że kiedy człowiek pragnął o czymś zapomnieć, nie myśleć o czymś wcale, wspomnienia powracały ze zdwojoną siłą, a mózg intensyfikował przeszłe doznania. Franz, jako niedoświadczony jeszcze czarodziej, nie przewidział konsekwencji swoich działań, mimo że wnioski nasuwały się przecież same. Trudno powiedzieć, czy to stres przed ujawnieniem swej duszy i swego serca przyćmił mu zdolność do logicznego myślenia, czy też jego brak wiary we własne możliwości popchnął go do tak trywialnego i nieskutecznego rozwiązania. Niezależnie od przyczyny, młody Niemiec wpadł w zastawioną na niego przez Drake'a pułapkę, ukazując swojemu "oprawcy" te momenty ze swojego życia, które nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Chłopak stał na środku gabinetu, próbując odnaleźć ponownie harmonię ducha, ale panująca w pomieszczeniu atmosfera nie pozwalała mu nawet na uspokojenie oddechu. Nigdy wcześniej nie czuł się podobnie jak teraz. Wyzuty z własnej przeszłości, która pogrążała go w mroku. W dodatku w pokoju unosiła się aura chłodu i zgnilizny, która przytłaczała najprawdopodobniej nawet i samego pana Vane'a, skoro mężczyzna zdecydował się na przerwanie rytuału. Czyżby ta podróż w najgłębsze zakamarki niemieckiego jestestwa okazała się dla niego czymś więcej, niżeli spodziewał się na początku? Przecież gospodarz Gard Manor dobrze wiedział z kim ma do czynienia - z mordercą. Z człowiekiem, który mimo że prawdziwie pokochał, nadal pozostawał zepsutym, młodym gniewnym. Nadal potrafił zabić. Dla miłości. Jednak, cóż z tego, że dla miłości? Czy przyświecający cel w obliczu takich okrucieństw miał jakiekolwiek znaczenie? Krótkie pytanie Drake'a dotarło do chłopaka z niemałym opóźnieniem, choć siedemnastolatek i tak nie zamierzał na nie odpowiadać. Nic nie było w porządku. Bo czy mogło być w porządku to, że jego życie należało teraz w pewnym stopniu do innej osoby? Do takiej, której Franz uważał, że ufa, choć to przekonanie odzwierciedlało raczej jego pragnienia, a nie rzeczywistość taką, jaką była. Niemiec podszedł do barku i wyciągnął dwie szklanki, nalewając do nich whiskey. Nie przejmował się wczesną porą ani ograniczającymi go, nałożonymi przez samego siebie, zasadami. Nie dbał o to czy wskazówki zegara pokazywały już godzinę dwunastą. Dla niego czas stanął w miejscu, a reguły przestały istnieć. Ujął więc szklankę w dłoń i wychylił całą jej zawartość jednym haustem, choć na chwilę zapominając o tym, co spotkało go w jego krótkim życiu, jak i o monstrum żyjącym gdzieś w jego wnętrzu, które niekiedy przypominało o swoim istnieniu. Kolejne dawki alkoholu, gorzkiej trucizny, pomimo że miały zabić tlącą się w jego sercu nienawiść, podsycały ją jeszcze mocniej. Dostarczały tlenu dla wygasającego płomienia. "Ludzie się nie zmieniają..." - przemknęło Franzowi jedynie przez myśl, kiedy Drake skwitował ostrymi słowami postawę jego ojca. Szybko jednak postarał się odrzucić od siebie tak pesymistyczne sygnały, bo wiara w nie stawiałaby go w opłakanej sytuacji. Wolał wmawiać sobie, że każdy jest kowalem własnego losu, a jemu los dał kolejną szansę do wykucia czegoś więcej niż mosiężnych okowów, chociażby tandetnej, metalowej zawieszki w kształcie serca. W natłoku tych dekadenckich myśli Krueger poczuł chęć sięgnięcia po papierosa. Zrezygnował jednak, gdy pan Vane zaproponował kolejną próbę. Skoro zaszli już tak daleko, nie było drogi powrotu. Ślizgon skinął głową i odłożył szklankę na dębowe biurko stojące obok Drake'a. Chłopak słuchał uważnie słów swojego mentora i chociaż korciło go, by powiedzieć mu, że wie dokładnie, co zrobił źle, milczał, stwierdzając, że to i tak nie miało większego znaczenia. Tym razem jednak postanowił przyjąć inną taktykę, spróbować oszukać swoją podświadomość i przytomnie przeciwstawić się jej kaprysom, zmusić mózg do pracy na wytyczonych przez samego siebie obrotach. I nie trzeba było chyba mówić, że Franz nie zastosował się do wskazówek swojego nauczyciela, a sam poszukiwał rozwiązania odpowiadającego jemu samemu. Kiedy Drake zastosował swoją legilimencką sztukę po raz wtóry, Krueger wydawał się o wiele lepiej przygotowany. Sam wywołał wspomnienie, które wydawało mu się niegroźne i przedstawiało przebieg jednej z lekcji eliksirów, na której uczniowie przygotowywali w duetach eliksir ciemności. Tak niewinne i nudne myśli zdecydowanie nie mogły jednak przyciągnąć na dłużej ani uwagi pana Vane'a ani inwigilowanego Niemca. Umysł Franza podążył więc o krok dalej, ujawniając również wszystko to, co stało się po wspomnianych zajęciach. Chłopak wyszedł z sali i przemierzał właśnie korytarz w lochach, kiedy przed jego oczami wyrosła znajoma postać. Niezwykle zgrabna blondynka o ponętnym biuście i czekoladowych oczach, którą wszyscy znajomi w Slytherinie zwali Lisą. Krueger zawiązał z nią bliższą znajomość na jednej ze ślizgońskich imprez, chociaż określenie "bliższa znajomość" odnosiło się raczej do bliskości fizycznej, bo dziewczę nigdy nie przedstawiało dla niego większej wartości jak kilka chwil ukojenia i rozkoszy. Wydawało się jednak, że panna Goldman patrzyła na ich relacje pod zupełnie innym kątem i nie mogła pogodzić się z niemiecką obojętnością na jej zaczepne gesty i uśmiechy rzucane, czy to podczas wspólnych zajęć, czy też na szkolnych korytarzach. Zaczęła czynić mu wyrzuty, choć jej słowa, nawet we wspomnieniu, które mógł zobaczyć Drake, zdawały się urwane, a jej krzyk przypominał bardziej bełkot, niż składną wypowiedź. Być może dlatego, że sam Franz nie skupiał wówczas uwagi na jej słowach. Na końcu dało się jednak usłyszeć jej rozżalony głos w pytaniu, czy to wszystko nic już dla niego nie znaczy. - Miłość nie istnieje. Światem rządzi nienawiść i zwierzęce instynkty. Przykro mi. - mruknął jedynie tonem niewyrażającym żadnych uczuć, a po chwili poczuł siarczyste uderzenie w twarz. Uśmiechnął się przy tym bezczelnie, kierując się w stronę dormitorium należącego do Domu Węża. Nie to, żeby był zadufanym w sobie dupkiem, który tylko zgrywał dżentelmena. Ta panna po prostu wyjątkowo zalazła mu za skórę i sprawiła, że nawet taki typ, jak Krueger, do którego przywarła etykieta kulturalnego młodzieńca, zapomniał o manierach. Zresztą, później żałował, że postąpił z nią aż tak szorstko. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, a książka, którą zakupił Drake za pomocą zaklęcia legilimens utrzymała podobny klimat. Akcja przeniosła się jednak poza granice korytarza w lochach, niewiele dalej, bo do klasy eliksirów w Hogwacie. Sali, która widziała znacznie ciekawsze obrazy od lekcji prowadzonych przez profesor Lacroix. Franz i Jasmine znaleźli się w dwuznacznej pozycji tuż przy biurku tej ostatniej. Pocałunek złożony przez siedemnastolatka na ustach panny Vane spotkał się jednak z odmową i groźbą, z pokryciem, czy bez pokrycia, w zależności od tego, jak kto rozumiał to słowo. - Dopiero, kiedy pozwolisz, aby zawładnęły nad Tobą twe pragnienia, będziesz wolna. - kuszący głos Kruegera rozległ się po pomieszczeniu, a zaraz po tym można było usłyszeć huk spadających na podłogę szpargałów Chantal, które chłopak zręcznym ruchem zrzucił z niezbędnego do realizacji planu mebla. Wyrazy nienawiści, które uwolniły się z ust Jasmine szybko przemieszały się z jej krzykiem i jękami. Niektóre z nich były trudne do zidentyfikowania, inne zaś wyraźnie wskazywały na imię kochanka. Jedno pytanie przedzierało się wśród tych pełnych namiętności odgłosów: czy to już miłość czy może jeszcze kochanie? Siedemnastolatek w mgnieniu oka oprzytomniał i zrozumiał do czego dąży jego piekielna podświadomość, która nasuwała mu wspomnienia o jego ukochanej przed obliczem nadopiekuńczego ojczulka. Nadszedł ten moment, w którym Franz, czy tego chciał, czy nie, musiał spróbować wcielić swój plan w życie. Zamiast usilnych prób zapomnienia o sprawie, która wyszła na jaw, bogu dzięki, tylko w części, starał się zacząć myśleć o czymś innym, najlepiej o czymś, co nie miało żadnego związku z córeczką Drake'a. Udało się, ale z lekkim opóźnieniem, które mogło zaważyć o dalszych losach spotkania Franza z panem Vane'em w jego gabinecie. Mężczyzna mógł zobaczyć teraz dwóch beztroskich młodzieńców, Rosiera i Kruegera, wymieniających się kartami z czekoladowych żab. Cóż, kiedy byli mali, wydawali się o wiele bardziej zainteresowani tego rodzaju zabawkami. I choć pewnie wiele dziewcząt z Hogwartu chętnie przewertowałaby to wspomnienie, poznając Ślizgonów od tej cieplejszej, jeszcze niewinnej strony, Niemiec nie sądził, by Drake skoncentrował się dłużej na tym obrazie, zapominając całkiem o poprzednim. |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] Wto 21 Paź 2014, 21:22 | |
| Nikt nigdy nie mówił, że to co w życiu potrzebne przychodzi łatwo. Im większe pragnienie, tym cel wydawał się być dalej. Na drodze do niego szerzyło się mnóstwo niebezpieczeństw, a spotkanie z którymkolwiek z nich kończyło się bolesnym upadkiem. Tylko determinacja, wola walki i ogromna siła woli pozwalały dążyć dalej. Chociaż po trupach. Taką wolę przejawiał Franz, chcąc za wszelką cenę posiąść tajniki oklumencji. I wcale nie chodziło tutaj o jego cztery litery. Tutaj gra toczyła się o wiele wyższą stawkę. O Jasmine. Gdyby nie sytuacja z lasu, gdy Franz poświęcił się dla panny Vane – Drake nigdy nie zapałał by takim zaufaniem do tego młodego Niemca. Nawet, gdy poznał prawdę o jego przeszłości nie cofnął się od podjętej decyzji. Drake za dobrze znał życie. Znał samego siebie. Wiedział, od czego sam wyszedł i jaką obrał drogę. Czy on też nie był w wiecznym niebezpieczeństwie? Co prawda na jego życie i jego bliskich nie dybał sam Lord Voldemort, nigdy nie składał Czarnemu Panu żadnych obietnic... to go ratowało. Chociaż trochę. On i Heinrich byli identyczni. Różniło ich jedno. Droga, którą obrali. I każda z tych ścieżek wykreowała ich prawdziwy charakter. Drake nigdy nie żałował, że skończył z przeszłym życiem. Próbował się bronić przed tą zmianą, dystansując się od Elodii, ale koniec końców... nie mógł bez niej żyć. Siła miłości między nimi była zbyt trwała. Poświęcił wiele i nadal poświęcał, ale gdy na świat przyszła jego córka – Jasmine – i jej czekoladowe oczy, tak identyczne do jego własnych spotkały się z tymi, należącymi do niego... już miał stuprocentową pewność. Wiedział już, że wybrał dobrze, wiążac swe życie z kobietą swoich marzeń i dając życie tak cudownej księżniczce, jaką była Jasmine. I widok ich obu upewniał go w tym każdego dnia. Widząc Franza widział samego siebie sprzed lat. I chociaż ciążyły na nim nieco poważniejsze zobowiązania, to Drake miał pewność, że chłopak ma jeszcze szanse. Pan Vane chciał mu w tym pomóc, biorąc pod uwagę, że Jasmine pod tym kątem przypominała Elodię. Miała uratować żywot Franza przez zgubą i demonami ciemności, jak wiele lat wcześniej zrobiła to jej matka. Nie wiedziała o tym i Drake modlił się o to, aby nigdy się nie dowiedziała, jak ważna była jej rola w całym tym przedsięwzięciu. Nie znaczyło to, że Drake zapałał ojcowskim instynktem do młodego Niemca. Zaufał mu w pewnym stopniu i zaimponowała mu jego postawa. Cała reszta leżała w rękach Franza. Dowolnie mógł kształować ich przyszłą, niedopowiedzianą jeszcze relację. Bądź co bądź pozostawał nadal kochasiem jego córki, a każdy ojciec troszczył się o dobro swego dziecka, tak niewinnego kwiatu jakim była dorastająca córa. W mniemaniu Drake była ona niewinna i nie chciał sobie psuć tego wizerunku. Pierwsza próba oklumencji należała do bardzo nieudanych. Drake byłby głupcem, gdyby spodziewał się po Niemcu powalających efektów. Cofnął zaklęcie, bardziej z troski aniżeli z natłoku wspomnień. Drake na prawdę wiele w życiu już widział, a nawet był zmuszony w tym uczestniczyć. Nie przerażało go to, chociaż fakt, że Jasmine pokochała kogoś, kogo ręce splamione są krwią, chociażby pośrednio, mogło napawać lękiem. Po prostu nie wiedział, jaki to może mieć wpływ na samego Franza, by musieć to przeżywać na nowo. Rzucone w eter pytanie było bardziej retoryczne. Jeśli Drake poznał Franza tak jak myślał, że go zna, to podejrzewał, iż odpowie mu cisza. Nie pomylił się. Obserwował jak Franz podchodzi do barku i nalewa sobie alkohol. Drake nie skomentował tego nijak, chociaż to było jeszcze bardziej jawne naruszenie zasad gościnności. Między Drakem, a Franzem zawiązała się cienka, ledwie widoczna nić męskiej solidarności. Vane sam by ruszył po whiskey po takich wspomnieniach. Leniwym ruchem ręki zabrał szklankę i upił łyk. Kątem oka przyglądał się Niemcowi. Swoją porcję wypił do dna. Jeśli spodziewał się, że mu to pomoże, to był w błędzie. Kiedyś to zrozumie. Każdy uczył się na swoich błędach. Komentarz o Heinrichu nie był do końca przemyślany. Drake wziął głębszy oddech. -..ludzie pokroju Heinricha. -dodał cichym mrukiem. Odłożył szklankę i skinął głową do Niemca. Pora na lekcję drugą. Drake rzucił zaklęcie niewerbalnie, aby zaskoczyć Franza. Spokojnie przesuwał się po jego wspomnieniach. Zaśmiał się w duchu z strategii Kruegera. Nic nie znaczące wspomnienia? Czasem to pomagało, ale łatwo można było się zagubić, nieco zapędzić... i to stało się wkrótce u Franza. Oczom obojga mężczyzn pokazała się Lisa, robiąca wyrzuty Niemcowi. Poniekąd zabawny widok, widać Franz miał podejście dość przedmiotowe do kobiet zanim spotkał Jas... i o wilku mowa. Pojawiła się scena, której Drake się spodziewał, ale i tak wzburzyła krew w jego żyłach. Franz chyba nie zapanował dostatecznie nad swoimi wspomnieniami, gdyż Drake zmuszony był obejrzeć całą scenę praktycznie do samego końca. Zacisnął palce w pięści, oddech miał krótki i chaotyczny. Widok, jak ten niepokorny Ślizgon plugawi święte ciało Jasmine był ponad jego siły. Nawet nie zauważył błahego grania w karty, które było kolejnym wspomnieniem. Drake jak w amoku podszedł do Niemca i uderzył go w twarz. Poczuł słodko-pikantny ból kostek, co oznaczało, że cios był mocny. Franz na pewno nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nim się zatoczył do tyłu, Drake chwycił go za koszulę na piersi i mocno pchnął na ścianę. Młodzieniec uderzył plecami o mur, co mogło wstrzymać oddech w płucach. Blondyn przybliżył twarz do twarzy Niemca, nie puszczając jego koszuli. Cisnęło mu się na usta wiele epitetów, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. W jego oczach, czekoladowych oczach pojawiła się wściekłość. Franz na pewno znał ten widok, gdyż taki sam był widoczny w oczach Jasmine. Teraz jednak nie zapowiadało się na to, aby szybko to minęło. Drake chciał jeszcze raz uderzył ciałem Niemca o ścianę, syknąć, za kogo ma ludzi takich jak on, ale... rozwarł palce, puszczając pomiętą koszulę. Odszedł na parę kroków do tyłu. Nie spojrzał na efekty swoich ciosów. Drżącymi dłońmi wyjął z papierośnicy na biurku papierosa i włożył go do ust. Odpalił go zręcznie i stanął przodem do okna, chcąc uspokoić rozkołotane myśli. Chociaż trochę. Ciągle miał ten obraz przed oczami, który napawał go obrzydzeniem... -Byłbym idiotą, gdybym wierzył w jej nieskazitelność, biorąc pod uwagę nasze geny. -mruknął cicho, z lekkim wyrzutem. Jednak nadal nie chciał oglądać takich obrazów. Cóż, chyba będzie musiał się przyzwyczaić... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia] | |
| |
| | | | Gard Manor [Swansea, Walia] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |