|
| Dom Fimmelów [Północna Norwegia] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 11 Lis 2014, 23:14 | |
| Gdy Porunn wyciągnęła różdżkę, nie wiedziała czego powinna oczekiwać. Chyba nie zamierzała jej atakować w jej własnym pokoju? Nie spodziewała się tego, że siostra postanowi wyczarować różę… Kwiat był piękny, a duże płatki kolorem przypominały bezchmurne letnie niebo. Zapach róż zawsze wydawał jej się trochę przytłaczający w porównaniu do innych kwitnących roślin, nie miał w sobie delikatności. A może po prostu Aria upodobała sobie inne zapachy, nie pokręciła jednak nosem, gdy siostra postanowiła podsunąć jej kwiat prosto pod nos. Nie była pewna, czy Ślizgonka chce tylko zaatakować jej twarz, czy wręczyć jej ten drobny prezent. Po chwili jednak wyjęła kwiat z jej ręki, obracając go bezszelestnie w dłoni, podczas gdy słuchała jej słów. Nie chciała zrzucać całej winy na nią, w końcu znała swoją siostrę. Była do tego przyzwyczajona, że ta często rzuca różne słowa na wiatr, nie mając nawet pojęcia o tym jaką mogą mieć siłę… Może gdyby wtedy nie wyrzuciła jej ze swojego pokoju, cała ta kłótnia i milczenie nie miałyby miejsca, a w końcu doszłyby do jakiegoś dziwacznego porozumienia? - Nie próbowałaś nawet ze mną porozmawiać, aż do dzisiejszego dnia – powiedziała, nie ukrywając wyrzutu w tonie głosu. Oczywiście, ona również nie starała się dotrzeć do siostry, lecz w końcu chyba takie miała prawo, skoro wtedy czuła się niejako poszkodowana? Czy zwykłe przepraszam nie załatwiłoby sprawy? Musiała zwlekać aż tak długo, by w końcu się zdobyć na rozmowę? Aria nie była porcelanową lalką, po którą można było sięgnąć w chwili przypływu nudy. Może i sprawiała wrażenie delikatnej, powoli jednak miała dosyć traktowania jej jak kogoś emocjonalnie upośledzonego, z kim trzeba było obchodzić się z niezwykłą delikatnością, by nie rozsypał się na kawałki. W jednej chwili cała początkowa złość znów powróciła, została jednak szybko stłumiona. Nie chciała wracać, nie chciała po raz kolejny tracić energii na bezsensowną sprzeczkę. Zawsze myślała, że przy Porunn może być sobą i mimo wszystko siostra zaakceptuje ją, zrozumie… - Przecież znasz odpowiedź na to pytanie… – odpowiedziała z cichym westchnięciem, kręcąc głową. Nie wyobrażała sobie życia bez siostry, a kolejne milczące dni chyba by ją zrujnowały emocjonalnie. Miała przyjaciół, z którymi mogła rozmawiać, ale nikt nigdy nie będzie w stanie zastąpić jej Porunn, która była niezaprzeczalnie najważniejszą osobą w jej życiu. Czuły gest siostry sprawił, że delikatnie przymknęła oczy, a po jej ciele przebiegł dreszcz. Tęskniła za nią. Nie protestowała również, gdy ramiona siostry objęły ją, nie pozwalając na wymknięcie się z uścisku. Jak za pomocą zaklęcia, cały lód zaczął się topić. Błękitna róża upadła z cichym szelestem na podłogę, gdy Aria mimowolnie oplotła siostrę ramionami, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Oparła głowę o jej ramię, milcząc, delektując się momentem spokoju i wdychając tak znajomy zapach siostry. Zapach, który kojarzył jej się z miłością i bezpieczeństwem. Zamknęła oczy, rozluźniając się, nie walcząc dłużej z narastającym uderzeniem ciepła. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 11 Lis 2014, 23:15 | |
| Porunn uśmiechnęła się, gdy siostra postanowiła jej wybaczyć i nie uciekać z objęć. Cieszyła się, że wszystko szło ku normie, za którą tak bardzo tęskniła. Przez chwilę trzymała ją mocno w ramionach, wdychając jej zapach, przypominający zapach rosy o poranku i cichej nuty słodyczy. Wiedziała, że trzymała w ramionach najważniejszą osobę w jej życiu. Okropnie się czuła, przypominając sobie, że zamiast być przy niej, kiedy tego potrzebowała, po prostu zrezygnowała. Nie, tym razem już nie popełni tego błędu. Niegdy. Odsunęła się lekko, wciąż trzymając dłonie na jej ramionach i spojrzała na jej twarz uważnie. Przesunęła opuszkiem palców po jej policzku, posyłając jej czułe spojrzenie. Siostra była dla niej najważniejsza, zamierzała o nią w każdy sposób walczyć i chociaż z trudem potrafiła się przyznać do tego, co zrobiła źle… to w końcu ulegała presji, wyrzucając z siebie wszystko, co ciążyło jej na żołądku. Na swój sposób, jednak miała dobre intencje. Dla Arii zawsze starała się być dobra, chciała być przykładną siostrą, na którą w każdej sytuacji mogła liczyć. Chwyciła ją za dłoń, wyszczerzając szeroko śnieżnobiałe zęby. - Kochana, to chodźmy zrobić gorącą czekoladę z bitą śmietaną, albo jakieś lody może? Ojciec chyba trochę słodkości zachomikował, ale ja znam jego kryjówki! – powiedziała dumnie, uderzając się pięścią o klatkę piersiową, aby nadać mocy swoim słowom. Była gotowa, aby umilić siostrze resztę dnia słodkościami, rozmowami i innymi tego typu rzeczami, które robiły niemalże codziennie. Pociągnęła ją za dłoń w stronę kuchni, gdzie o tej porze powinien się unosić zapach gotowanego obiadu. Tym razem nic takiego czuć nie było. Matka w dalszym ciągu nie wróciła, a ojciec gotować potrafił, ale… w dość nietypowy sposób, więc zazwyczaj nie wpuszczało się go do kuchni, kiedy nie było to mocno potrzebne. Porunn weszła do spiżarni i wyciągnęła butelkę mleka oraz dwie tabliczki czekolady, które na wolnym ogniu, wrzucona do garnka zaczęła się roztapiać. W połączeniu z mlekiem dawała cudowny smak i aromat, który skutecznie potrafił umilić dzień. Gdy się przygotowała, dziewczyna położyła oba kubki po dwóch stronach stołu i po szafkach zaczęła szukać bitej śmietany w tym śmiesznym opakowaniu. W końcu ją znalazła, po czym udekorowała nią przygotowany napój i posypała słodkimi, błyszczącymi gwiazdkami i cynamonem. Ślizgonka uwielbiała wszelkiego rodzaju słodycze i nie szczędziła ich sobie. O dziwo jej figura pozostawała dalej bez zmian i bardzo jej to odpowiadało. - Widziałam Diarmuida, sowę Gila. Pisał coś do ciebie? – spytała, po czym usiadła naprzeciwko niej, podsuwając kubek. Przechyliła głowę lekko w bok, obserwując siostrę uważnie. Wiedziała, że nie łączyły ją jakieś zażyłe relacje z jej przyjacielem, jednak wszystko mogło się przecież zmienić, tak? Miała wrażenie, ze Gilgamesh w oczach Arii był zagubionym pieskiem, którym po prostu trzeba było się zająć, nakarmić i obdarzyć miłością. - Ja niedawno zaczęłam się widywać z Vincentem – dodała, nie chcąc przed nią niczego ukrywać, co było istotne dla ich relacji. Chciała być z nią szczera i opowiedzieć wszystko, co musiała wiedzieć, a niestety było to wiele, wiele rzeczy. Były jednak siostrami i Aria raczej powinna ją wysłuchać i w miarę doradzić, poprzeć lub okrzyczeć. Potrzebowała tego w tej chwili najmocniej na świecie, okropnie się czuła z tego powodu, że nie dała wcześniej tego samego siostrze. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 11 Lis 2014, 23:16 | |
| Miała cichą nadzieję, że ta chwila będzie trwała wiecznie, lecz niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Chwilę po tym, dziewczyny stały znów naprzeciw siebie, przyglądając się sobie nawzajem. Nie rozumiała dlaczego Porunn tak źle traktowała większość osób, które w życiu poznała, a ona była jednym z wyjątków. Różnica charakteru powinna była już dawno je od siebie oddalić, ale może w tym przypadku logika nie obowiązywała. Aria próbowała za wszelką cenę przelać jak najwięcej swojego ciepła na siostrę, ta jednak zdawała się w jej towarzystwie zachowywać jak pod jakimś dziwacznym kloszem, a gdy tylko nie było jej w pobliżu, wygrywały inne wpływy – ojciec, przyjaciele. Bolało ją, że miała tak ograniczone możliwości i nie mogła jej po prostu przy sobie zatrzymać. Nim niebieskooka chwyciła ją za dłoń, by za chwilę razem udać się w stronę kuchni, zdążyła jeszcze złapać przygotowany wcześniej dla niej prezent. Skoro się pogodziły to nic nie stało na przeszkodzie obdarowania ukochanej osoby. - Gorąca czekolada brzmi dobrze – powiedziała, starając się nie upuścić cennego daru. Porunn zdawała się w ogóle nie zauważać tego, że jej siostra coś trzyma. Gdy dotarły do kuchni, od razu zaczęła wyciągać odpowiednie składniki, Aria więc tylko przyglądała się jej w spokoju. Patrzyła jak bliźniaczka wyciąga mleko, czekoladę… Zamknęła oczy wdychając ten słodki zapach, który niegdyś kojarzył jej się głównie z długimi zimowymi wieczorami, kiedy to ich matka przygotowywała dla swoich córek słodki napój. Bez rodzicielki w domu zapanowała pustka, choć nie była aż tak dotkliwa jakby mogło się to wydawać. Nie było tak, że dziewczyny za nią nie tęskniły, ale nawet gdy Helga Fimmel jeszcze była razem z nimi, stopniowo zaczęła je od siebie odpychać i oddalać się, choć Aria nie była w stanie zrozumieć jak można swoim dzieciom zrobić coś tak okrutnego. Czy rodzice nie są po to, by chronić swoje pociechy i je kochać, wspierać w ciężkich chwilach? Pokręciła głową, uciekając od wspomnienia i przygnębiających myśli. Porunn położyła dwa kubki na stole, po czym wlała do nich gorącą czekoladę i zaczęła ją jeszcze bardziej dosładzać – dodając bitą śmietanę, gwiazdki i cynamon. Istna bomba kaloryczna, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie Fimmelówny. Aria również uwielbiała słodkości, choć nie jadła ich w tak ogromnych ilościach jak jej siostra. Miała trochę inną budowę ciała i zawsze się bała, że przytyje, podczas gdy Porunn zdawała się nigdy nie zmieniać. A może to tylko jej wyobraźnia? - Dziękuję – czekolada pachniała przepysznie, jednak zanim jej spróbuje, chciała w końcu wręczyć siostrze prezent. Wyciągnęła w jej stronę zapakowany pucharek. – Kupiłam coś dla ciebie, gdy spotkałam się z Yumi. Mam nadzieję, że ci się spodoba, ale gdy tylko to zobaczyłam, od razu pomyślałam o tobie – uśmiechnęła się delikatnie, wręczając jej podarek. Nie czekając aż zajrzy do środka, objęła dłońmi kubek i przystawiła go do ust. –Pyszne… – mruknęła cicho, kosztując ostrożnie, nie chciała poparzyć sobie języka. Oczywiście trochę bitej śmietany wylądowało na jej nosie… Odstawiła kubek, by zetrzeć biały puch z twarzy. I wtedy Porunn zapytała o sowę. -E… To znaczy… W sumie to ja pierwsza… – podrapała się po policzku, nie myślała, że ta mała korespondencja zostanie zauważona. Sama zapewne powiedziałaby o tym siostrze, ale ta musiała ją oczywiście znów zaskoczyć. Na całe szczęście nie widziała listu od Doriana… –Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wolałam napisać, wiesz, że nie umiem z nim normalnie rozmawiać – zaczęła się tłumaczyć, pokrótce streszczając treść jego listu oraz własnych wysłanych do niego wiadomości. Porunn zapewne nie spodoba się wzmianka o Whisperach, ale co mogła na to poradzić? Znała Arię, więc powinna zrozumieć, że nie przestanie troszczyć się o innych z dnia na dzień. -Jak to zaczęłaś się spotykać z Vincentem? Tym Vincentem z sowiarni? – spytała, nie ukrywając zdziwienia. Zmarszczyła brwi, próbując oswoić się z taką informacją. Nie spodobało jej się to. O ile zainteresowanie Benem, choć skończyło się rozbiciem butelki na głowie, nigdy jej nie przeszkadzało… o tyle ta nowa znajomość wzbudziła w niej ogromny niepokój. A może po prostu dlatego, bo nie znała za bardzo chłopaka? |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 11 Lis 2014, 23:16 | |
| Porunn miała wrażenie, że wraz z odejściem matki, obie dziewczęta były zdane tylko na siebie. Ojciec się starał, jednak nie miał podejścia do dwóch, dorastających jeszcze dziewczyn, które w tej chwili najbardziej potrzebowały kobiecej opieki. Czasami bliźniaczki chodziły na strych, aby porozmawiać ze swoją już zmarłą babcią, która jako duch zamieszkiwała poddasze, zazwyczaj bujając się na fotelu. Maria Fimmel była bardzo poczciwą, kochającą staruszką. Zmarła niedawno, jednak więzi jakie łączyły ją z tym domem i wnuczkami były tak silne, że nie pozwoliły jej odejść nawet po śmierci. Zawsze mogły iść do niej po wsparcie, o poradę czy też po prostu, aby posiedzieć i porozmawiać. I chociaż nie mogły już poczuć jej ciepła i usłyszeć bijącego serca, to wciąż pozostawała ukochaną babcią. - Zgodnie z przepisem babci – powiedziała Porunn z dumą, spoglądając na uśmiechniętą twarz swojej siostry. Wyciągnęła w jej kierunku dłoń, po czym odgarnęła za ucho pasmo brązowych, niesfornych włosów. Przechyliła głowę lekko w bok i zaśmiała się, widząc, jak bita śmietana zdobiła nos Arii. Lubiła ten widok, który mimowolnie sprawiał, że czuła ciepło rozchodzące się po całym ciele. Przyjemne, swojskie. Porunn zamrugała, gdy Aria wyciągnęła dłonie w jej stronę, wręczając stalowy pucharek, który kupiła podczas spotkania w Sklepie Zonka. Błękitne oczy dziewczyny urosły do rozmiarów spodków, gdy dotknęła delikatnie opuszkami palców cudownie chłodną, stalową powierzchnię. Była zachwycona i nie kontrolując swoich ruchów, poderwała się z krzesła i podeszłą do siostry, mocno, bardzo mocno ją przytulając. Złożyła też pocałunek na jej policzku, śmiejąc się wesoło. -[]b Przecudowny! Nie wiedziałam, że lubisz się włóczyć po Hogsmeade i zaglądać do Zonka. Myślałam, że za dużo tam ludzi dla Ciebie[/b] – roześmiała się, po czym usiadła obok Arii, przysuwając do siebie kubek, który został po drugiej stronie stołu. Nie chciała jej opuszczać już nawet na chwilę. Nawet kiedy były pokłócone, to Aria nie zapomniała o niej i sprawiła jej prezent. Przyjrzała się uważnie bliźniaczce, opierając brodę na dłoni. – Wyładniałaś ostatnio – zagadnęła, po czym pokazała jej język, gdy siostra oblała się rumieńcem. Arii nigdy nie przychodziło łatwo przyjmowanie komplementów, nawet jeśli prawiła je jej własna siostra. Porunn zdawała sobie sprawę z tego, że bliźniaczka była ładna i na pewno wielu chłopców się za nią oglądało. W pewnej chwili zaczęła się zastanawiać czy Gilgamesh nie chciał tego w jakiś sposób wykorzystać. Znała zapędy przyjaciela, jeśli chodziło o urodę dziewcząt, jednak gwarantowała mu, że jeśli zrobiłby chociażby małą krzywdę jej siostrze, to słono za to zapłaci. Mimowolnie na samą myśl zacisnęła mocno pięści, po czym szybko się rozluźniła, nie chcąc psuć atmosfery. Gdy Aria zaczęła jej opowiadać o tym, co napisał jej Gilgamesh, Porunn przewróciła oczami. Znała swojego przyjaciela na tyle, żeby wiedzieć, kiedy pisał bzdury, aby kogoś wyrwać. Teraz jednak nie była do końca pewna, co kierowało chłopakiem. Z listów, jakie sami do siebie pisali wydawał się czymś przybity, nie sądziła jednak, żeby to miało związek z jej siostrą… a może? Cicho westchnęła, po czym pogłaskała siostrę po dłoni. - Gilgamesh jest specyficznym facetem i wierz mi, sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć – powiedziała, drapiąc się o po głowie. – W innych okolicznościach powiedziałabym, że po prostu Cię bajeruje i bierze na litość, jednak chyba ma problem, z którym się z nikim dzielić nie chce, nawet ze mną – westchnęła, rozkładając ręce w geście bezradności. Nie wiedziała jak to wszystko zinterpretować, jednak doceniała fakt, że siostra mimo wszystko chciała pomóc i zaopiekować się na swój sposób swoim narzeczonym. Cała Aria… Widziała w pokrzywdzonych ludziach bezdomne koty lub psy, które potrzebowały odrobiny czułości i miłości… Nawet, jeśli ci ludzie nie zasługiwali na współczucie. Na pytanie o Vincenta, Porunn uśmiechnęła się szeroko, po czym zaśmiała się cicho. - Tak, ten z sowiarni. Spotkaliśmy się na początku w lesie, a później zaprosił mnie do tego Wesołego Ciasteczka, czy jakoś tak. Pokazał mi trochę świat mugoli i kupił niebieską chmurę na patyku. Później poszliśmy do domu strachów, a następnie posiedzieliśmy w mugolskim miejscu, gdzie serwują alkohol i gra muzyka – powiedziała niemalże na wydechu. Oczywiście nie mogła jej powiedzieć wszystkiego, uważała, że te informacje nie były niezbędne dla Arii. Nie teraz. Miała nadzieję, że polubi Vincenta, który potrafił być niesamowitym dżentelmenem, traktującym kobiety z należytym szacunkiem, jeśli tego właśnie się od niego wymagało. Takiego jej siostra miała go poznać. - Zaproszę go na obiad. Jutro – dodała, ujmując ją mocno za dłonie i patrząc przejęta w oczy. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Chciałabym, żebyś go poznała, uwierz mi, nie pożałujesz ani trochę! – wszystko miało iść w dobrym kierunku. Aria też powinna zyskać na znajomości z Vincentem, a Porunn miała nadzieję, że go polubi i zacznie tolerować. W końcu każdemu zależało, żeby rodzeństwo poznało i zaakceptowało drugą połówkę.
[z/t dla Arii i Porunn] |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 12 Lis 2014, 01:45 | |
| allvard wysłuchał słów Ingrid w milczeniu. Miał wrażenie, że kobieta wypluwała z siebie słowa z niesamowitym wysiłkiem, starając się wybrać najodpowiedniejsze argumenty, które pozwoliłyby jej na uzyskanie tego, czego najbardziej chciała. Sam nie wiedział, czy godzenie się na taki układ i pozwolenie komuś, aby mógł dotykać swoimi brudnymi łapami jego ukochanej córki było dobre. Jednak musiał przyznać, że czas było znaleźć i dla Porunn kogoś odpowiedniego, któremu mógłby ją z lekkim sercem powierzyć. Nie podobało mu się to, że wybór padł na Vincenta Pride, jednak to, co mówiła o nim Ingrid zainteresowało go w takim stopniu, że chyba zdecyduje się dać mu jakąś szansę. Najlepiej by było, gdyby sam zobaczyłby go na własne oczy, aby określić czy faktycznie się nadawał. Spojrzał na swoją szwagierkę i prychnął pod nosem. Nie, wcale mu się to nie zaczęło podobać. - Już przestań toczyć z siebie tą ślinę, jakby od tego miało zależeć całe dobro mojego rodu – powiedział, marszcząc przy tym brwi. Miał dosyć jej towarzystwa, tej bezemocjonalnej twarzyczki i całej jej osoby, która zdawała się wywyższać przed nim na każdym kroku. – Przyślij go do mnie i sam zadecyduj, czy go zaakceptuję, czy nie. A teraz wynocha, mam lepsze sprawy na głowie, niż oglądanie twojej bezczelnej osoby – warknął, po czym wskazał na drzwi wyjściowe, oczekując, że zrobi to bez zbędnych słów. Postanowił i zdania nie zmieni. Nikt mu nie będzie wciskał własnej opinii. Na szacunek Hallvarda trzeba było ciężko zapracować, co czasami było wręcz awykonalne.
[z/t dla Ingrid i Hallvarda] |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sob 15 Lis 2014, 22:12 | |
| Porunn cieszyła się, że jej siostra postanowiła zaakceptować na wstępie Vincenta bez zadawania zbędnych pytań. Obiecała sobie w duchu, że odpowie na wszystkie pytania wtedy, kiedy będą same i kiedy Aria podejmie ten temat. Zależało jej na tym, żeby obie osoby, które darzyła pozytywnymi uczuciami nie były sobie obce i chociażby wzajemnie się szanowały. Podczas powrotu do domu dziewczyna co chwilę zerkała w stronę chłopaka, delikatnie, niby przez przypadek ocierając dłonią o tę jego. Jak widać zaczęli grać tymi samymi kartami, co jej zupełnie nie przeszkadzało. Wchodząc do środka posiadłości Fimmelów, na pierwszy rzut oka mogły się rzucić wielkie, rozwidlone we dwie strony schody wysadzane piaskowym marmurem. Całe wnętrze było umeblowane dosyć ciężko, przytłaczająco. Stare, dębowe meble, na niektórych stały intrygujące figurki smoków i innych magicznych bestii. Na suficie wisiał wielki, mosiężny żyrandol rzucający na całe pomieszczenie ciepłą, lecz ciemną poświatę. Wokół trójki czarodziejów znalazło się kilka domowych skrzatów, służących niemalże od razu pomocą. Były lekko zdziwione widokiem Vincenta, na co Porunn uśmiechnęła się lekko i przykucnęła przy jednym z nich. Oparła dłonie na kolanach, spoglądając na stworzenie przez moment, po czym wycedziła przez zęby. - Piśniecie słowo...– mruknęła ostrzegawczo i chociaż zdawała sobie sprawę, że grożenie skrzatom nie było dobrym posunięciem w obecności Arii, postanowiła to na razie zignorować. Nigdy nie rozumiała tego dobrego traktowania tych stworzeń przez jej siostrę. W dodatku nadawanie im imion bogów nordyckich? Wiedziała, że Aria czasami przeginała, a ona mimo wszystko wciąż to akceptowała, względnie. Czasami jednak odruchy były o wiele silniejsze, nad którymi ciężej było zapanować. Podniosła się i ruszyła dalej, chwytając Arię za dłoń, aby ta przypadkiem nie chciała uciec w stronę swojego pokoju, aby udawać, że nie istnieje. Tym razem zamierzała osobiście dopilnować tego, aby bliźniaczka nieco się rozluźniła i bardziej poznała osobę, którą Porunn była niesamowicie zafascynowana. W sumie nie była pewna czy relację jej i Vincenta można było tak nazywać. Możliwe, że określenie obsesja i uzależnienie było o wiele lepsze. Siostry zaprowadziły Vincenta do jadalni. Na środku stał drewniany, wymyślnie zdobiony na brzegach stół. Jeśli się dobrze przyjrzeć, to można było dostrzec podobizny smoków. Wszędzie gdzie tylko nie spojrzeć, jawiły się motywy tych wielkich, przerażających gadów. Najwidoczniej pan domu miał naprawdę niezłą obsesję na punkcie swoich pupili. Duże okna były teraz zasłonięte brązową firaną, utrudniając dostęp światła dziennego do środka. Porunn wskazała miejsce chłopakowi i sama usiadła naprzeciwko, spoglądając wyczekująco na Arię. Miała nadzieję, że naprawdę nie ucieknie i z nimi posiedzi. Skrzaty szybko się uwinęły i chwilę później mogli już zacząć jeść. Było mnóstwo rzeczy do wyboru, począwszy od sałatek skończywszy na różnego rodzaju mięsach. W miseczkach były też porozstawiane owoce leśne, które Porunn zbierała codziennie rano. - Ojciec trzymał tę pieczeń na specjalną okazję, ale czego oczy nie widzą… - powiedziała Porunn, wzruszając rękami, po czym spojrzała na siostrę. – Kazałam upiec tę sarnę, którą ciotka Ingrid upolowała – dodała, aby wyjaśnić o czym mówiła. Poza tym… Czy to nie była specjalna okazja? Aria i Vincent się poznali, powinni się polubić i zostać może najlepszymi przyjaciółmi. No dobrze, może tak daleko wyobraźnia Porunn nie sięgała, jednak warto było chociażby pomarzyć. Widziała w ruchach bliźniaczki, że podchodziła do Ślizgona z rezerwą. Z czasem powinna raczej się na niego otworzyć, przecież nie był taki zły. Posłała Vincentowi lekki uśmiech, lustrując go intensywnie spojrzeniem błękitnych oczu. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sob 15 Lis 2014, 23:22 | |
| Wracając do domu, Aria nawet nie starała się iść równo z Porunn i Vincentem. Celowo zwolniła kroku, zajmując rolę cichego obserwatora. Czuła się trochę jak piąte koło u wozu, jakby nie pasowała do tego obrazka. Dlaczego się właściwie zgodziła na jakiś głupi obiad? I to w ich domu, w miejscu, które zawsze było zarezerwowane tylko dla nich, a nie dla osób trzecich. Próbowała nie zwracać uwagi na subtelne muśnięcia dłoni i wymieniane spojrzenia, mając ochotę po prostu zniknąć. Niestety nie mogła tego zrobić, skoro siostra chciała, aby była obecna to zostanie. Wchodząc do środka przywitało ich przyjemne ciepło, choć zewnętrzny chłód wcale jej tak mocno nie doskwierał. Przyzwyczaiła się do niego już dawno temu, jak chyba każda osoba zamieszkująca te tereny. Uśmiechnęła się czule do skrzatów, ignorując kierowaną w ich stronę groźbę Porunn. Siostra w życiu nie zrobiłaby im nic w jej obecności, a gdyby nawet spróbowała, źle by się to dla niej skończyło. Stworzonka były również bardziej rozluźnione w jej towarzystwie, co nie oznaczało, że zachowywały się przez to gorzej. Czuły się bezpieczniej, bo ona zawsze je doceniała i była gotowa stanąć w obronie, choć tak wiele osób traktowało je z pogardą. Zdziwiła się, gdy siostra chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą. Powinna wiedzieć, że Aria nigdzie się nie wybierze. Przecież nie zostawiłaby jej z osobą dla niej całkiem obcą. To, że tolerowała Vincenta w ich domu, nie oznaczało, że mu ufa. Skrzaty odstawiły kawał dobrej roboty – wszystko wyglądało przepięknie, a unoszące się zapachy przyjemnie kusiły zmysły. Nie spodobało jej się tylko to, że już o tej porze zasłonięto okna ciężkimi firanami, skoro ojca nie było w domu. Gdy były same, Aria zawsze lubiła je odsłaniać. Postanowiła tego jednak nie komentować, może Porunn zażyczyła sobie stworzenie takiej atmosfery? Usiadła jako ostatnia, zajmując miejsce między nimi. Cóż, była to chyba najlepsza z możliwych opcji. Nie chciała siedzieć obok samego Vincenta, ale naprzeciwko niego też nie. Teraz może godzinami obserwować jak się do siebie łaszą i posyłają tajemnicze spojrzenia. Pięknie. Aż się zachciewa jeść. Aria nie pokazywała swojego zażenowania sytuacją, wyglądała po prostu jak… zwykle. -Ojciec i tak by nie zauważył jej braku – wzruszyła lekko ramionami. –Najwyżej upolujemy drugą zanim wróci – powiedziała, jakby była w stanie zrobić to za ciotkę, choć w życiu nie zabiła nawet malutkiego króliczka. Ciekawe jak długo Ingrid jeszcze będzie znosić jej niechęć do polowania na żywe stworzonka? Stary Fimmel oczywiście zauważy zniknięcia czegoś, co trzymał na rzekomo specjalne okazje… Może napisze później do cioci sowę, w końcu las to jej drugi dom, a zapewne się ucieszy, gdy Aria poprosi ją o zabójstwo kolejnego zwierzęcia. Uśmiechnęła się pod nosem do swoich myśli, kręcąc delikatnie głową. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 18 Lis 2014, 16:24 | |
| Dom Fimmelów był ciekawą lokalizacją i z miejsca przypadł Vincentowi do gustu. Klimat jak został nadany domostwu, wystrój wnętrz i odpowiedni balans światłocienia sprawił, że chłopak mógł się poczuć prawie jak w domu. Matka miała podobny gust, chociaż nie można było powiedzieć tego samego o obsesji na punkcie smoków. Gdzieniegdzie się pojawiały, ale jako proste ozdoby czy też pamiątki z podróży. U Pridów raczej skupiano się na afrykańskiej faunie w tym mroczniejszym wydaniu. Tu i ówdzie dało się widzieć motywy lwów, pustynnych węży czy hien, a dwa żywe osobniki z tego ostatniego gatunku nawet miały swoją własną przestrzeń. Ach, dom. Na wspomnienie własnych czterech ścian prawie zatęsknił do Orleanu. Prawie, bardziej w obecnym położeniu tęsknił do Durmstrangu, gdzie nie było ryzyka natknięcia się na zgraję wojowników o miłość i sprawiedliwość czy innych ofiar z syndromem księżniczki/księcia Disneya. Nie zwrócił większej uwagi na skrzaty domowe, w końcu traktował je raczej jak większość rodzin czarodziejskich - jak mebel. Raz czy dwa zdarzyło mu się użyć ich jako królików doświadczalnych, ale poza tym nic się nie zmieniło.Stosunek Porunn do nich nie zdziwił go, raczej Aria w tej kwestii przykuła jego spojrzenie. Chyba znalazł idealny przykład owej księżniczki Disneya. Jakby się tak zastanowić to Krukonka przypominała trochę Śnieżkę. Ciekawe tylko czy śpiewa w lesie do ptaków. Wszechobecne smoki wywoływały uśmiech na twarzy Ślizgona, kiedy tak wędrował z bliźniczkami wprost do jadalni. Zasłonięte okna przywitał z zadowoleniem, bowiem preferował światło chociażby płomieni od tego dziennego. Zadziwiająco jak dzięki tym mniejszym źródłom blasku można było wpływać na czyjąś psychikę. Światło i cień potrafiły z najpiękniejszej twarzy wyciągnąć potwora i na odwrót. Eksponowały i ukrywały jednocześnie, podkreślały to, czego nie było widać w pełnym słońcu. To był jego świat - świat plamy światła i oceanu mroku. Dania prezentowały się niesamowicie, można było wręcz powiedzieć, że same zachęcały do skonsumowania ich. Niemożliwym było pochłonięcie tego wszystkiego, ale wypadało chociaż spróbować jak największej ilości potraw. - Jeżeli waszemu ojcu tak bardzo na niej zależało to raczej zauważy, jednakże upolowanie drugiej sztuki powinno załatwić sprawę. - pozwolił sobie skwitować, spoglądając następnie ze zdziwieniem na Arię, kiedy ta powiedziała o swoim dziale w polowaniu. Czyżby była mniej disneyowska niż mu się zdawało? Chętnie by to zobaczył, może zmieni jego postrzeganie jej własnej osoby. - No tak, zupełnie wyleciało mi z głowy, że jest waszą ciotką. Wydawała się bardzo ciekawą i... kompetentną osobą na obozie. - uśmiechnął się, po czym zaraz za Porunn wziął się za jedzenie. Naprawdę nie wiedział od czego zacząć, więc po prostu nakładał po kolei to, co znajdowało się najbliżej. - Naprawdę mam nadzieję, że nauczyciele w tej szkole są podobni do niej. Chantal jest poza kategorią, ale jesteśmy rodziną, nawet jeśli nie tak bliską, więc tutaj wszystko może się zdarzyć. - wzruszył ramionami. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, próbując na szybko policzyć każdego smoka, jakiego udało mu się dojrzeć. Poddał się przy dwudziestym ósmym. - Wasz ojciec naprawdę uwielbia te stworzenia. Nie zdziwiłbym się, gdyby w dzieciństwie mówił na was "smoczątka". - zaśmiał się. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 18 Lis 2014, 19:54 | |
| //Zaznaczam, iż dostaliśmy pozwolenie na bilokację, aby zakończyć spokojnie sesję.
Porunn obserwowała swoją siostrę uważnie, starając się zrozumieć tę niechęć, która od niej biła. Może inna osoba, która dopiero pierwszy raz miała z nią do czynienia, nie zauważyła tego. Ona jednak znała Arię jak własną kieszeń i wiedziała kiedy była zła, smutna czy wesoła. Mimo iż starała się ukryć złe myśli gdzieś głęboko, za maską obojętności, Porunn po prostu wiedziała. Nie dała rady nic przed nią ukryć i z pewnością z nią o tym porozmawia jak będą miały chwilę prywatności, sam na sam. Nie chciała, żeby Aria się zniechęciła, szczególnie, że nie miała zamiaru tak szybko wypuszczać Vincenta ze swoich sideł, jeśli w ogóle coś takiego przewidywała. Marne szanse. Siłą rzeczy Krukonka musiała przywyknąć, przynajmniej dla niej. Zdawała sobie sprawę z tego, że była to nowa sytuacja, że osoba trzecia weszła do ich zamkniętego związku siostry z siostrą. Kiedyś jednak musiało się to stać, Aria miała Gilgamesha i chociaż nie za bardzo darzyła go sympatią, musiała w końcu go zaakceptować jako narzeczonego, którego wybrał ich ojciec. Nie ukrywała jednak, że akurat ten wybranek średnio przypadł jej do gustu, mimo wszystko lepszy od Whispera, to było pewne. Gdy siostra usiadła między Vincentem a Porunn, złapała ją za dłoń, mocno ściskając przez chwilę, aby dać jej do zrozumienia, że bardzo zależy jej na tym, aby czuła się dobrze w ich towarzystwie. Jej spojrzenie przeniosło się na Vincenta, który wydawał się być bardzo zainteresowany wystrojem wnętrza. No cóż, nie dziwiła mu się za bardzo, ojciec miał gust, dbając o każdy szczegół swojej wizji umeblowania. Ona osobiście mogłaby pozamieniać te wszystkie figurki smoków na pucharki złote, srebrne, mosiężne, drewniane, szklane. Nieważne, że wszystkie półki w jej pokoju były nimi zapełnione. Westchnęła cicho, biorąc w dłonie sztućce, aby zacząć nabierać sobie jedzenie na talerz. Jakoś nikt nie raczył zacząć pierwszy, więc postanowiła sama to zrobić. Uniosła brew, słysząc słowa siostry, która zaproponowała upolowanie kolejnej sarny. Wiedziała, że dosyć często spędzała czas w towarzystwie Ingrid, jednak nie zdawała sobie sprawy, że upodobania ciotki przejdą także na Arię. To było… ciekawe, jednak sama nie wiedziała czy taki obrót sprawy skończy się dobrze i czy jej się podobał. - Hm… - przez chwilę spoglądała na swoją siostrę, starając się wychwycić w tym jakiś podstęp. Mówiła to z takim spokojem, że aż zmroziło jej krew w żyłach. To była jej siostra, czy może jakiś oszust, który wypijając eliksir wieloskokowy, zmienił się w nią…? Pokręciła głową, odrzucając na bok te myśli. O to też ją zapyta w swoim czasie. Wróciła spojrzeniem do Vincenta, przez chwilę przypatrując się mu jak je. Jej kącik ust drgnął lekko, wychwytując jego spojrzenie. Wciąż się rozglądał, jakby chciał zapamiętać najmniejszy szczegół tego miejsca. Mogła też założyć, że próbował zliczyć wszystkie smoki, jakie się tutaj znajdowały. Nie skomentowała jednak, że doliczyć się nie da rady. Próbowała z siostrą już wiele, wiele razy, na nic się zdały ich starania. Wspomniał o ciotce chwilę później. No tak, przecież ją poznał na obozie podczas lekcji obsługi bronią myśliwską. Pamiętała tę lekcję bardzo dobrze i to tylko dzięki towarzystwu Vincenta, który postanowił jej pomóc z bronią, która jej zdaniem była po prostu niepotrzebna, skoro dzierżyła w dłoniach różdżkę, która mogła wyrządzić o wiele większą krzywdę, gdyby nauczyła się odpowiednich zaklęć. A to w swoim czasie. - Ponoć ma prowadzić zajęcia w Zakazanym Lesie z tego co mi wiadomo – powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Nie była zainteresowana, jednak ze względu na siostrę, która z pewnością będzie chciała w nich uczestniczyć to zamierzała się zapisać. – Nie znam dokładnie szczegółów, tylko to nam powiedziała, prawda? – spojrzała na Arię, aby ta przytaknęła. Chyba, że wiedziała coś na ten temat więcej, w końcu Ingrid była jej idolką. Zaśmiała się cicho, gdy Vincent przyznał się do tego, że najprawdopodobniej próbował policzyć wszystkie motywy smoków znajdujących się w pomieszczeniu, w którym akurat się znajdowali. - Nie martw się. Sądzę, że starałeś się je policzyć? Na jakiej liczbie się poddałeś? – zagadnęła, wyszczerzając zęby w uśmiechu. – Jeśli chodzi o nazywanie kogoś „smoczątkiem”, to tylko mnie. Aria jest „księżniczką” – wyjaśniła, po czym dźgnęła siostrę w bok, aby chociaż trochę się uśmiechnęła i przestała być spięta. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 19 Lis 2014, 20:09 | |
| Porunn mogła zauważyć, że Aria od pewnego czasu zachowywała się inaczej, niż zwykle. Choć zazwyczaj przyjmowała już dawno obraną sobie rolę, coraz częściej wychodziło z niej nowe oblicze, uwolnione w mniejszym, bądź większym stopniu przez Ingrid. Czy kiedyś zamieni się w taką kobietę, jaką była jej ciocia? Gdyby Aria znała o niej całą prawdę, czy wciąż uznawałaby ją za wzór i pozwalałaby jej się szkolić? Kilka lat temu zapewne uciekłaby z krzykiem, czego nie można było powiedzieć o niej teraz. Miała czasem w głowie taki mętlik, a Ingrid skutecznie owijała ją sobie wokół palca, że prawdopodobnie nie byłoby łatwo odciągnąć Krukonkę od Skarsgard. Uwagę o własnoręcznym upolowaniu kolejnego zwierzęcia rzuciła chyba tylko po to, by Vincent nie myślał sobie o niej jak o kimś uległym i łatwym do odstraszenia. W razie konieczności była gotowa z niego zrobić ową sarnę, jeżeli tylko odważy się w jakikolwiek sposób skrzywdzić jej ukochaną siostrę. Oczywiście nikt nie spodziewałby się po spokojnej Krukonce takich myśli, przecież była tylko niegroźnym duszkiem. Wiedziała jednak, że dla Porunn byłaby w stanie zrobić dosłownie wszystko, choć może jej postawa względem jej chłopaka na to nie wskazywała. Była po prostu zazdrosna! Spuściła wzrok na swój talerz, gdy jej wypowiedź ściągnęła na nią intensywne spojrzenia, instynktownie chowając się przed nimi. Nie trwało to jednak zbyt długo, była na swoim terytorium, co automatycznie dodawało jej innego rodzaju energii. Obserwowała poczynania Vincenta, a także siostry, zwracając uwagę na każdy drobny szczegół ich zachowania. Nawet przyłapała się na tym, że zaczynał jej się podobać ten cały związek… Może tak właśnie wyglądało prawdziwe zakochanie? Życzyła tego siostrze, skoro sama została przez ojca ograbiona z możliwości wyboru i kreowania własnej przyszłości… A może powinna zacząć się buntować? Stary Fimmel pewnie nawet by się tym nie przejął, Porunn zawsze była jego oczkiem w głowie. Może próbował się pozbyć swojej mniej udanej córki, tak szybko znajdując jej narzeczonego? Aria nie miała apetytu, ale musiała w końcu podtrzymywać farsę. Jadła powoli, czasem zamyślając się na dłuższą chwilę, jakby leżące na talerzu potrawy widziała pierwszy raz w życiu i musiała je dokładnie zbadać. Nie pasowała, była zbędna. Czuła się jak nieproszony gość na randce, jak ktoś, kogo najchętniej by się pozbyło. Wiedziała, że takie myślenie jest złe i nieprawdziwe, w końcu ani Porunn ani Vincent nie byli wobec niej zdystansowani, niemili… Może jednak nie była wciąż wystarczająco dobra? Nawet nie potrafiła upolować głupiego królika, jak mogłaby kogokolwiek ochronić? Ocknęła się, gdy padła wzmianka o cioci, jednak odezwała się dopiero, gdy Porunn skierowała w jej stronę pytanie, chcąc potwierdzenia wypowiedzianych słów. -Tak, nie zdradzała szczegółów. Powiedziała mi, że dopilnuje by chłopcy po tym „kursie przetrwania” będą mężczyznami – odrzekła z udawanym spokojem, serce znów zaczęło jej łomotać. –Znając ją, będzie ciekawie i niebezpiecznie… – odgarnęła włosy za uszy, by nie wpadały jej do talerza, po czym spojrzała z niezbyt dobrze skrywaną paniką na Porunn. –Nie chcę się na to zapisać, ale nie mam wyboru, ciocia mnie zmusza… Wiesz ile tam będzie ludzi? – jęknęła, chowając na chwilę twarz w dłoniach. Nie poradzi sobie, po prostu polegnie i przyniesie wstyd całej swojej rodzinie. Uwielbiała przemierzać lasy z ciocią, czy bez niej. Była wtedy opanowana, spokojna, nie denerwowała się obecnością niepożądanych osób… ale tam? Czy będzie potrafiła poradzić sobie z taką presją? Nie będzie mogła schować się za drzewem, albo prosić innych o to, by łaskawie zamknęli oczy i na nią nie patrzyli. Przez chwilę zachowywała się tak, jakby całkowicie zapomniała o obecności Pride’a. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, gdy zawstydziła się swoją wypowiedzią. No to na tyle zdało się udawanie spokoju i opanowania… Jak tylko wróci do Hogwartu, będzie znów chować się, licząc na to, że nikt jej nie znajdzie. A miała tyle osób do unikania! Nie była pewna co powinna czuć odnośnie związku jej siostry. Z jednej strony była zazdrosna i zła, z drugiej zaś jej kibicowała. Vincent wydawał się być miły. Bardzo starała się nie pokazywać, że coś ją trapi, ale zdawała sobie sprawę z tego, że Porunn musiała widzieć w jej oczach całą gamę emocji, niewidoczną dla niewtajemniczonych. Fimmelówna zdawała się być po prostu sobą, czyli szarą myszką, niczym nie wyróżniającą się. Jakby była niewidzialna, a co jakiś czas rzucała coś głupiego ośmieszając się. Skrzywiła się, gdy bliźniaczka wspomniała o nazywaniu jej księżniczką. Dźgnięta natychmiast się uśmiechnęła, wiedząc, że właśnie tego oczekuje od niej Ślizgonka. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 03 Gru 2014, 20:00 | |
| Temat Ingrid z miejsca poprawiał humor Ślizgona, który i tak już był bardzo dobry. Z radością wspominał jej zajęcia na obozie letnim, szczególnie możliwość wypróbowania broni palnej własnoręcznie. Podczas wędrówek wśród mugoli, po ich dzielnicach, w tym sklepach, często miał okazję zobaczyć ten typ broni, podpatrzeć jak inni sobie z nią radzę, jednakże nigdy wcześniej nawet nie przesunął po niej palcami - czego wielce żałował. Lubił sobie to wizualizować, napawając się myślą, że wystarczy poruszyć palcem o ktoś oddalony od ciebie umiera w ułamku sekundy - lub zwija się z bólu, wszystko zależało od celności oraz intencji. Może właśnie dlatego zabawa pistoletem odpowiadałaby mu bardziej od Avady. Zaklęcie uśmiercające, było krótki czarem, załatwiającym sprawę bez bólu czy krzyku. Krótkie dwa słowa i już, ofiara pada na ziemię martwa. Tutaj jednak miało się pole manewru. Strzelić w kolano, by unieruchomić ofiarę czy w ramię, by wywołać pierwszą falę bólu? A może w płuco i patrzeć na próby oddychania krwią? Strzał w głowę załatwiał sprawę, jeżeli zależało oprawcy na czasie lub po prostu znudziła mu się zabawa ze zwierzyną. Jaki był największy plus? Oczywiście fakt, że Ministerstwo Magii nijak nie ma na to wpływu. Hulaj dusza, piekła nie ma. - Zajęcia, tak? Przyznam, że mnie to osobiście zainteresowało, więc możecie liczyć na moje towarzystwo. - uśmiechnął się powoli kończąc posiłek. - Na poprzednich zajęciach waszej ciotki nie było mowy o nudzie, więc podejrzewam, że tak też będzie tym razem. Podobało mi się. Co do smoków zaś... Zaśmiał się w sztucznym zakłopotaniu, którego użył tylko i wyłącznie dla efektu. Oczywiście nie musiał tego robić, by przypodobać się Porunn, miał ją na wyciągnięcie dłoni. Może chciał zyskać przychylność jakże opornej Arii. W końcu jeżeli nie da jej żadnego, faktycznego dowodu na istnienie drugiego dna swojej osoby to cóż mogła mu zrobić? Jak zaszkodzić? Nawet jeżeli spróbuje to najprawdopodobniej Porunn uzna to za sztuczkę zazdrosnej siostrzyczki i w efekcie końcowym Pride wyjdzie na plus, Krukonka zaś na minus. - Dwadzieścia osiem. Zrezygnowałem widząc, że nawet nie zbliżam się do połowy. A jeżeli wasz ojciec chociaż w połowie dba o Arię tak jak ty to robisz - tu skierował spojrzenie prosto na Ślizgonkę. - ...to nie dziwi mnie dlaczego nazywa ją "księżniczką". Ari a była dziwna, jednocześnie w ogóle nie zajmująca. Szary cień, który od czasu do czasu pozwalał sobie na luksus co ciekawszych momentów, jak na przykład ta uwaga o polowaniu na sarnę. Kto wie, może dziewczyna też ma drugie dno, tylko nauczyła się je skrzętnie ukrywać? Przybieranie masek nie jest już niczym niezwykłym, nie ważne z jakiej rodziny się pochodzi czy ile lat się przeżyło. Postanowił dać jej okres próbny, który przeznaczy na obserwację, połączoną z pozyskiwaniem względów "niebieskiej" Fimmelówny. Nie ważne kto ją ostrzeże, on nie da jej powodu do wrogości. Może nawet kiedyś stanie u boku swojej siostry - dodatkowa para sznurków do marionetki zawsze się znajdzie. - Mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie poznać waszego ojca. Miejmy nadzieję, że nie skończę jako karma dla smoków. - dodał żartobliwie. - Wasza rodzina sprawia bardzo dobre wrażenie. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 03 Gru 2014, 22:02 | |
| Błękitne oczy Porunn spoglądały to na Arię, to na Vincenta, starając się dostrzec coś, co przykułoby jej zainteresowanie na dłużej. Siostra ją zaskakiwała swoimi spontanicznymi słowami, które kiedyś nigdy by nie wyszły z jej ust. Stała się odważna, bardziej wyraźna. Czy tego chciała, czy nie. Vincent natomiast, już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że był zaintrygowany nie tylko samym wystrojem domu, ale także genezą rodziny Fimmel. Krok po kroku chciał odkryć tajemnice skrywane przez ten stary, smoczy ród, który w tej chwili stał przed nim otworem, ale jednocześnie był też niedostępny. Nie zamierzała go wgłębiać w tajniki rodzinne, mimo iż cieszył się jej sympatią oraz uwagą większą, niż jakikolwiek inny chłopak. Nie zyskał jednak jej całkowitego zaufania, pozostawała wciąż ostrożna, w pewnym sensie wciąż zdystansowana, chociaż tego nie pokazywała. Ich ciotka Ingrid była kobietą zagadką. Wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego ich matka nie była do niej podobna. Może to była kwestia tego, do jakiej szkoły uczęszczały. Czasami, gdy tak rozmyślała nad edukacją, zastanawiała się dlaczego jej rodzina tradycyjnie, z pokolenia na pokolenie trafiała do Hogwartu. Sama czuła, że nie należała do tej szkoły jakoś wybitnie, nie mogła się w niej, mimo wszystko, wbrew pozorom, odnaleźć. Zdecydowanie bardziej nadawałaby się do Durmstrangu i szczerze zazdrościła zarówno Ingrid jak i Vincentowi, że mogli doświadczyć czegoś tak niesamowitego. - Nie wydaje mi się, żeby jakoś dużo ludzi chciało się zapisać na jej zajęcia. Wydaje mi się, że wiele osób będzie uważała te zajęcia za zbędne, bo przecież jest różdżka – powiedziała, po czym wzruszyła ramionami, spoglądając na siostrę. Ujęła jej dłoń w swoją i mocno zacisnęła na niej palce, aby ta poczuła jej siłę w lekkim stopniu. – Pójdę tam specjalnie dla Ciebie, więc powinno być dobrze, prawda? – uśmiechnęła się lekko. Wyraz twarzy, jaki się pojawił był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Arii, nikt nie miał okazji go doświadczyć. Mówił o tym, jak ważna była dla niej siostra i ile Porunn jest w stanie poświęcić, aby tylko Arii było dobrze. Spojrzała na Vincenta, po czym wyszczerzyła lekko zęby. – Vincent też pójdzie i nie będziesz sama – dodała, aby podnieść ją na duchu. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że te słowa jeszcze bardziej mogły dobić jej siostrę. W końcu skąd mogła wiedzieć, że dziewczyna mu nie ufała, mimo iż naprawdę nie dawał jej powodów, aby tak było. Wspomnienie przez chłopaka ich ojca, na krótką chwilę sprawiło, że w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W końcu Porunn odchrząknęła, drapiąc się po głowie. Rozejrzała się dookoła, po czym posłała Vincentowi tylko krótki uśmiech, jednak wciąż, bez przerwy wpatrywała się w niego intensywnie błękitnymi oczami, jakby chciała mu przez to powiedzieć, żeby nie chodził na niebezpieczny dla niego grunt. Temat ojca był drażliwy, którego lepiej nie poruszać, ponieważ zawsze atmosfera się zagęszczała. Sama nie wiedziała na jakiej zasadzie to działało. Po prostu tak było, musiało tak zostać. - Cieszymy się, że wywarliśmy na Tobie takie wrażenie, Vincencie. Z chęcią poznałabym Twoją matkę w jakiejś niedalekiej przyszłości – powiedziała, po czym na powrót wróciła do jedzenia. W jej tonie głosu było można usłyszeć coś, co do złudzenia przypominało obietnicę czegoś, co mogło się zdarzyć już niebawem. Kto wie, jak to wszystko się dalej potoczy.
[z/t wszyscy] |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pon 25 Maj 2015, 11:26 | |
| Hallvard siedział przed cicho iskrzącym kominkiem w wygodnym fotelu obitym wygarbowaną skórą jednego z niedźwiedzi grasujących w niezbyt odległych zakątkach tutejszych lasów, upolowanego ręką niezwykle zręczną przy pomocy równie perfekcyjnego wzroku. Pomijając jednak całą historię nader wygodnego siedziska, gospodarz siedział rozleniwionym wzrokiem popatrując na niesforne języki płomieni, które tak bardzo ukochał w swoim życiu. Z wyprostowaną nogą, zarzuconą na grzbiet jednego ze świeższych nabytków domu Fimmelów, którego imię było o tyle nędzne, co brzydkie; popijał nieśpiesznie bursztynowy trunek wypełniający kryształową szklanicę idealnie pasującą do szerokiej, szorstkiej dłoni śmierciożercy. Nie przypominał człowieka zniecierpliwionego przedłużającą się nieobecnością zarówno swojego zaufanego człowieka imieniem Michael, jak również przybyciem ukochanej córki. Jedynie niezwykle czujne oko mogłoby dostrzec spięte mięśnie karku, utrzymujące głowę w niewielkim odchyleniu od podbicia fotela, jak również zmrużone powieki, jak gdyby zamknięte, spomiędzy których wylatywały gromy podsycające rzekomo ogień leniwie pełzający w kominku. Skrzat domowy pełniący właśnie funkcję podnóżka dla zmaltretowanej nogi właściciela, trzymał również w zębach laskę, której głowica została zwieńczona misternie wyrzeźbionym ciałem Rogogona. Oczywiście, Hallvard zadbał w odpowiedni sposób, aby ślina plugawego stworzenia nie dotknęła nawet jednego milimetra drewnianego przedmiotu, wtykając w gębę brunatno szarego stworzenia kłębek kaszmirowej szaty, ogniś będącą sukienką przeuroczej damy zwanej jego żoną. Szmata, która przestała spełniać swoją funkcję krótko po ich ślubie, kiedy gabaryty kobiety zaczęły rozrywać szwy na delikatnym, niezwykle cennym materiale podarowanym jako prezent na miesiąc miodowy. Pewien sentymentalizm nie pozwalał Hallvardowi wyrzucić tego materiału, jak się okazało – całkiem słusznie wyczekiwał odpowiedniej okazji do wykorzystania wspomnianej sukienki. Przez jakiś czas zastanawiał się, czy nie przekazać jej Arii, w końcu upodobała sobie takie delikatne, przewiewne materiały, jednak w głowie ojca pojawiła się pewna przenikliwa myśl: jaka matka, taka córka. A ze wszystkich sił wolał powstrzymywać tę drugą od wdania się w ślady starszej kobiety, rzekomo będącej jej autorytetem.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pon 25 Maj 2015, 21:13 | |
| Porunn nie spodziewała się dostać sowę od ojca. Raczej rzadko wysyłał do niej listy, a już szczególnie takie, które sugerowały, że nie chciał nikomu wyrywać wnętrzności i przerabiać je na różne ozdoby świąteczne, czy też do noszenia na co dzień. Zdziwiła się więc treścią. Rodzinny interes? Czyżby miała nadzieję na awans i zostać przedwcześnie hodowcą smoków? Co prawda, spodziewała się, ze kiedyś wraz z siostrą odziedziczą rodzinny majątek, ale żeby od razu na siedemnaste urodziny robić taki prezent? Chyba, że chodziło o coś innego. Porunn podejrzewała, że ojciec wcale nie jest taki czysty jak łza i miał różne znajomości, może nawet z samym Czarnym Panem. Nie była jednak pewna, czy właśnie o tym chciał ją poinformować. No cóż, czas pokaże. Musiała się tylko szybko spakować, zostawić wiadomość siostrze w postaci sowy, że jedzie do domu na kilka dni „Bo ojciec coś od niej chce” i po prostu wyruszyć na spotkanie ze znajomym ojca. Mieli się spotkać w Hogsmeade i właśnie tak się stało. Przywitała się uprzejmie ze starszym mężczyzną i poszli do pierwszego w tym mieście kominka, aby za pomocą proszku Fiuu przenieść się od razu do Norwegii. Znalazła się w domu. Zerknęła tylko na Michaela przelotnie, aby ten puścił jej ramię, za które zdążył złapać, kiedy oboje się razem przenosili. Wyszła z kominka i rozejrzała się dookoła domu, a na jej twarzy mimo woli pojawił się lekki, zadowolony uśmiech. Wszędzie dobrze, jednak w domu najlepiej – jak to powiadali. Tęskniła za ojcem, za charakterystycznym zapachem tego miejsca i za swoim pokojem. Zanim jednak rzuci się na łóżko, musiała porozmawiać z ojcem. W końcu na wakacje nie przyjechała, tylko na jakąś super ważną misję, czy coś w ten deseń. Może Starszy po prostu potrzebował pomocy przy smokach i uznał, że już ten czas, kiedy i ona powinna się nauczyć z nimi przynajmniej trochę obchodzić. Nie mogła ukrywać, brzmiało to całkiem interesująco i pociągająco. Porunn jednak była znana ze swojej ciągoty do rzeczy niebezpiecznych i zakazanych, więc nie było nic dziwnego z jej podekscytowania wymalowanego na twarzy. - Cześć tato, nieźle cię urządziły, nie? Bardzo boli? Może ci jakiś okład z lodem przynieść, czy to nic nie pomoże? – spytała, gdy tylko zauważyła starszego Fimmela siedzącego w skórzanym fotelu. Wyglądał na zamyślonego, jednak równie dobrze mógł myśleć o tym, ile papierosów zostało mu w opakowaniu. Podeszła do niego i przytuliła się mocno, jak to zwykle robiła. W przeciwieństwie do siostry, to nie krępowała się bliskości z ojcem. Aria zawsze była bardziej zżyta ze swoją matką. Dopiero po wymienieniu ze sobą kilku czułych uścisków spojrzała na jego nogę i westchnęła cicho, tym samym wyrażając swoją troskę o jego zdrowie. - Mam ci przynieść herbaty czy coś? – wiedziała, że zawsze mogły to zrobić skrzaty, jednak czasami i ona mogła się porwać, aby sprawić ojcu przyjemność. Schowała ręce za siebie i posłała mu szeroki uśmiech. Ważne, że smoki nie zeżarły go żywcem, bo wtedy byłoby dosyć… nieciekawie dla dwóch dziewcząt, biorąc pod uwagę fakt, że matka się spakowała i zabrała się w siną dal. |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 26 Maj 2015, 10:01 | |
| Dźwięk nadchodzących kroków nie został przez niego zauważony tak, jakby inni tego oczekiwali, poprzez odwrócenie głowy i znalezienia źródła, w postaci długowyczekiwanego gościa. Hallvard nie drgnął ani trochę, kiedy usłyszał głos ukochanej córeczki, chociaż wargi mężczyzny przywołały na twarz imitację niezwykle ulotnego uśmiechu radości, którego nie odczuwał odkąd rozpoczął się rok szkolny. – Nie boli bardziej niż zwykle, Porunn – i odsuwając szklankę z whiskey na bezpieczną odległość, objął niedźwiedzim ramieniem nastolatkę, zdając sobie sprawę z tęsknoty za takimi drobnymi czułostkami. Odkąd matka dziewczynek postanowiła zmienić środowisko swojego życia, to właśnie ta z bliźniaczek wsiąknęła głębiej do jego serca, chociaż zdawałoby się – to nie możliwe, bliżej już być nie można. Nie poświęcając najmniejszej uwagi na poczynania żony, nie podejmując nawet próby odszukania jej czy chociaż ustalenia gdzie przebywa, mógł odetchnąć z ulgą bez nieustających kłótni panujących w tym domu. Cisza, jaka zaległa odkąd część z rzeczy Helgi zniknęło, w pełni utrafiła w gust pana Fimmela, który korzystał z walorów nieoficjalnie wolnego stanu. Nie to, żeby kiedyś mu to przeszkadzało w kontaktach z płcią przeciwną. Wykonał krótki gest prezentujący napełnioną szklankę, jak gdyby to wytłumaczenie miało w pełni zaspokoić troskę Porunn, która posuwała się czasem do dziwnych pytań, oferując siebie zamiast wykorzystywanie skrzatów. Jakiś czas temu rozmyślał nad jej ewentualnym współczuciem dla tych stworzeń, ale wtedy zobaczył kopniaka, który zdecydowanie rozwiał wątpliwości. Hogwart hartował ducha tylko pod tym względem, że uczniowie nie mogli w pełni korzystać z usług niewolników, którzy im się jawnie należeli, i chociaż Hallvard z przyjemnością wystosowałby pewne rozporządzenie do dyrektora, wolał nie rozpoczynać batalii z tym staruszkiem, przekonany że na kwestii skrzatów z pewnością by się nie skończyło. Strzelił palcami wolnej dłoni, a obok jego fotela pojawiły się dwa, skąpo ubrane skrzaty. - Bagaż Porunn do jej pokoju. I przysuńcie krzesło z jadalni. – Poinstruował poddanych bez obdarzania ich spojrzeniem, zajęty lustrowaniem wyglądu córki i ocenie czy jest wystarczająco dobrze odżywiona do zadania, które zamierza jej powierzyć. Podczas tego procesu zmarszczył nieznacznie brwi, zmywając z twarzy wcześniejsze ślady rozluźnienia, które pojawiły się tylko na kilka sekund. – Nie było żadnych problemów podczas podróży albo wypuszczenia cię z zamku? – pytając bardziej z troski niż ciekawości, chociaż wiedział, że jeśli ktokolwiek odważyłby stanąć na drodze córce Hallvarda Olava Fimmela, spotkałby się z odpowiednią formą wyperswadowania próby zatrzymania. Odziedziczyła po nim temperament, chociaż trochę nieoszlifowany, ale jednak przyczyniający się w bezpośredni sposób do odczuwanej przez niego dumy. – Czy mam komuś przesłać odpowiedni podarek? – z pozoru niewinne pytanie ociekało niewypowiedzianą jeszcze groźbą, o której istnieniu oboje dobrze wiedzieli.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] | |
| |
| | | | Dom Fimmelów [Północna Norwegia] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |