Temat: Wynocha z mojego bordelu. Czw 26 Cze 2014, 00:36
Opis wspomnienia
Kiedy ktoś chce zabrać prostytutkę do domu na „stałe”… Sebastian zaczyna być nieco mniej sympatyczny niż zazwyczaj…
Osoby: Gilgamesh von Grossherzog, Sebastian Machiavelli
Czas: Wakacje 1976
Miejsce: Watykan, "Dom Nocy"
Sebastian bardzo nie lubił, jak ktoś wchodził mu z brudnymi buciorami do życia prywatnego, zakłócając przy tym porządek i harmonię. Lubił, kiedy wszystko szło tak, jak on sobie zaplanował, przez co nigdy nie przepadał za niespodziankami. A już na pewno nie takimi, jak ta, którą dostał od pewnego Niemca. Siedział akurat przy swojej nowej książce od Starożytnych Run, którą lada dzień miał ukończyć i udać się do wydawnictwa, aby ją sprawdzili i nanieśli jakieś poprawki, jeśli takowe były potrzebne. Jego spokój zakłócił jednak fakt, że za drzwiami jego pokoju działo się jakieś poruszenie. Rozumiał, zamtuz jak zamtuz, tutaj zawsze się coś działo, jednak jego współlokatorki jeszcze nigdy tak nie krzyczały. To był chyba krzyk przerażenia… chyba. Nie wnikał, nie chciał się wtrącać w ich życie prywatne, jednak te odgłosy stały się nazbyt natarczywe. Chciał tylko skończyć swoją książkę, wydać ją i zarobić na utrzymanie! Nie miał na razie żadnej stałej pracy i trochę było mu nie na rękę przegapić okazję do wzbogacenia się. Cóż… w sumie zawsze została mu opcja napisania jakiejś dobrej Kamasutry czy czegoś w tym rodzaju. Podniósł się z krzesła, gdy dźwięki się nie uspokoiły. Nie przypominały one żadnych odgłosów, które wydawały koleżanki podczas wykonywania swojej pracy, więc coś musiało być nie tak. Chyba, że trafił się dosyć niewyżyty i wymagający klient. Z uśmiechem niemalże przylepionym do jego twarzy wyszedł na zewnątrz i zszedł po schodach na dół, do holu, aby sprawdzić co się tak właściwie działo. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył chłopaka, który miał może z szesnaście lat… To co robił zupełnie mu nie pasowało i nie zamierzał tego tak zostawiać. - Hej, nie jesteś za młody, żeby korzystać z usług tak doświadczonych dam? – spytał, przechylając głowę lekko w bok. Zlustrował gościa spojrzeniem błękitnych tęczówek, jakby chciał go prześwietlić i poznać kim tak naprawdę był, bez zadawania pytań o jego pochodzenie. Wyczuwał jednak, że nie był mugolem. Cóż, tę aurę „czystości” wyczuwało się na kilometr, już na pierwszy rzut oka było widać, że to jakiś wysoko urodzony gnojek z dzianej rodziny. Sebastian takich wręcz nienawidził.
Wszystko szło po jego myśli. Przybył tutaj świstoklikiem tak jak nakazał ojciec. Odnalazł tą panienkę którą powinien. Skorzystał z jej usług, po czym trochę pogroził jej różdżką a ta z radością pozwoliła mu się przerzucić przez plecy i nawet nie marudziła za bardzo. Sama zresztą musiała wiedzieć że podpadła nie tej osobie co trzeba, więc to jej wina. Gorzej natomiast z całą resztą. Kiedy wynosił ją z pokoju, na korytarz wybiegło mnóstwo innych panienek tej profesji, co zdecydowanie mu nie odpowiadało, szczególnie że najwyraźniej nie potrafiły się zamknąć i biadoliły. Przechodził właśnie przez hol, kiedy jakiś nędzny mugol postanowił mu przeszkodzić. Zlustrował go wzrokiem. Hmm, czy to na pewno mugol? Prawdopodobnie nie, Gilgamesh odniósł wrażenie że ten wstrętny idiota jest czarodziejem, wątpliwego pochodzenia. W takim razie wypadało go uświadomić z kim ma doczynienia, bo chyba sam nie był w stanie tego pojąć. -Po pierwsze, nie przeszliśmy na Ty. Powinieneś uważać nędzny kundlu, jak odnosisz się do księcia, zanim uznam za stosowne skrócić Cie do głowę. Po drugie zasady które dotyczą Ciebie, mnie nie obowiązują. Skorzystałem, jestem zadowolony, było mi bardzo miło, te sprawy. Po trzecie i najważniejsze - to co, jak i z kim robię, nie powinno być Twoją sprawą.-burknął niegrzecznie. Nie zamierzał się użerać z kimś kto nawet go nie rozpoznał. Uniósł dłoń z sygnetem aby ten żałosny...kimkolwiek on był, zauważył herb rodu i zrozumiał że lepiej aby się zamknął bo wpakuje się w kłopoty. Po namyśle uznał że będzie miłosierny - wyciągnął z sakiewki przy pasie trzy złote galeony i rzucił Sebastianowi pod nogi. -A teraz się oddal, zanim będę zmuszony potraktować Cie mniej uprzejmie. Książę był łaskaw wystarczająco długo.-powiedział patrząc na niego groźnie i zacisnął dłoń na różdżce chowanej pod płaszczem. Co prawda nie mógł używać czarów poza szkołą, a w każdym razie jeszcze nie...ale kto ma złoto ten ma władze. Zatuszuje wszystko na tyle szybko, aby nie musiał nawet znosić żadnych listów z pogróżkami.
Sebastian uniósł brew, spoglądając na tę scenkę. Laura, dziewczyna, którą Gilgamesh trzymał na ramieniu wcale nie wyglądała na niezadowoloną i Machiavelli już sam nie wiedział co miał o tym wszystkim myśleć. O co było tyle hałasu? Dziewczyna robiła to co chciała, tak? Chyba, że groziło jej jakieś niebezpieczeństwo. Gdy młodzieniec otworzył swoją niewyparzoną gębę… Sebastian od razu zrozumiał, ze chyba Laura nie do końca była świadoma tego, z kim zadarła, jednak on nie chciał spłacać po raz kolejny jej długu. Dziewczyna od dawna się prosiła i chociaż mężczyzna już wiele razy ratował jej tyłek z opresji… tym razem nie do końca miał na to ochotę. Z równowagi wyprowadził go jednak fakt, że ten mały smarkacz, który nie dorastał mu do pięt… traktował go gorzej od robaka. O nie, to co on robił w JEGO DOMU było jak najbardziej tym, co powinno go obchodzić. Drgnęła mu brew, gdy chłopak skończył swój wywód o wysokim statusie społecznym, o tym, że miał pieniądze… i zaraz, czy on mu groził, mówiąc, żeby z nim nie zadzierał? Sebastian uśmiechnął się, słysząc te słowa i zszedł na dół. Słyszał ciche skomlenie niektórych przerażonych prostytutek, większość z nich była czarownicami, które chyba zdawały sobie sprawę kim był Gilgamesh. Niestety, Sebastiana nie obchodził żaden status, pieniądze i bogactwo. Szczególnie, że ten o to osobnik… działał mu już od początku na nerwy. Miarka się przebrała, kiedy chłopak rzucił mu pod nogi pieniądze. Jeżeli mu się wydawało, że udało mu się kupić milczenie Machiavelliego, to bardzo grubo się mylił. Wyszczerzył się szerokim uśmiechu, ukazując rząd białych zębów. Nawet nie spojrzał na złote goleony, tylko przydeptał je i podszedł bliżej Gilgamesha. Pochylił się lekko, gdyż był od niego o wiele wyższy. Schował ręce za siebie i spojrzał chłopakowi prosto w twarz, nie w oczy, nienawidził wręcz kontaktu wzrokowego. - Jak mi działają na nerwy tacy mięśniacy, jak Ty. Normalnie wyżej srają niż dupę mają – mruknął pogodnie Sebastian. Spojrzał na Laurę i prychnął w duchu z niezadowolenia. Znowu musiał ratować jej tyłek, znowu musiał odstawiać bajkowego herosa. Tylko gdzie ta jego księżniczka w nagrodę? - Odstaw tę panią na ziemię, młody. Nie sądzę, żeby chciała się gdziekolwiek stąd ruszać – dodał nieco bardziej groźnie, jednak wciąż na jego twarzy jawił się rozbawiony uśmiech, wręcz wkurzający na dłuższą metę.
Czy ten śmieć starał się mu coś sugerować? Tak nie będzie...jednakże nie zamierzał się za bardzo unosić. Zamierzał go potraktować tak, jak na to do tej pory zasłużył. Ten gość wyraźnie starał się go zdenerwować, jednakże problemem było to że dupek był większy. I starszy. A dookoła tylu świadków...to nie sprzyjało radosnej perswazji. -Mięśniak? Przygadywał kocioł garnkowi. Spójrz na siebie. Jesteś kupą miechą. Jednakże najwyraźniej dalej nie rozumiesz z kim masz doczynienia. Nazywam się Gilgamesh von Grossherzog i jestem pieprzonym księciem, ostatnim potomkiem w prostej linii od samego Gilgamesha, syna Theriona. Nie rozmawiasz z równym sobie, więc się pilnuj.-wyszeptał z nutką groźby w głosie. Kiedy natomiast Sebastian po raz kolejny zwrócił się do niego w tak lekceważący sposób i jeszcze wydawał mu rozkazy, coś w nim pękło. Nie obchodziło go że jest starszy, zapewne silniejszy i że może więcej. Nie obchodziło go to, że raczej nie ma z nim najmniejszych szans. Odrzucił dziewczynę którą trzymał na ramieniu na ziemie, zupełnie jakby była tylko tobołkiem szmat i razem z nią odchylił rękę. Potem zgiął ją w pięść i z całej siły uderzył Sebastiana w twarz. Jednakże to nie był koniec, bowiem nikt nie mówił że musi stawać z nim do pojedynku. Sam cios w twarz nie był ważny - tym co Gilgamesh naprawdę zamierzał zrobić, było kopnięcie czarodzieja w krocze. Z rozmachu. Z całej siły. Choćby i pięść miała spudłować to miał pewność że kopniak trafi. To dopiero było Ślizgońskie, co? -Nie drażnij mnie, bo źle skończysz kolego.
Ten, kto zdobył się na to, aby zagrać tak nieczysto, powinien najpierw zastanowić się, jakie będą później konsekwencje. Grossherzog może i działał szybko, ale niezbyt trafiał do celu. Gdy zamachnął się, aby wymierzyć z pięści, Sebastian w ostatniej chwili się odsunął i tym samym Niemiec chybił. Niestety, triumf czarodzieja nie trwał długo, bo gdy Gilgamesh zrobił kolejny ruch… Nie zdążył już zareagować i odskoczyć. Dostał kopniakiem w krocze, co nie było najlepszym posunięciem Gilgamesha. Ból, jaki zaznał Sebastian powalił go na kolana i przez chwilę sparaliżował. Wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia i zlustrował chłopaka morderczym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Furia, jaka w niego wstąpiła była nie do poskromnienia i Machiavelli w żadnym wypadku nie miał zamiaru puścić tego płazem zarozumialcowi z jakieś tam rodziny. - Nazwisko twojej rodziny pierwszy raz słyszę, ale pewnie jest bardzo znana z zachowania wyciągniętego niemalże z rynsztoku – wymamrotał, po czym niepostrzeżenie wyciągnął różdżkę zza paska i skierował ją w kierunku chłopaka. Nie wypowiedział nawet zaklęcia, tylko machnął nią w skomplikowany sposób, a z różdżki wydobyły się liny, które otoczyły szyję i nogi chłopaka. Zacisnęły się i powaliły go na podłogę. Magia niewerbalna była naprawdę przydatna w takich sytuacjach i Sebastian w jak najlepszy sposób potrafił z niej korzystać. Był szybki w podejmowaniu decyzji i zwinny przy ich wykonywaniu. Powoli się podniósł, wciąż odczuwając ból. Kuśtykając podszedł do Niemca i przycisnął jego twarz do podłogi butem. Miał w nosie to, z jakiej rodziny pochodził. Nie podobał mu się fakt, że chłopak wlazł z buciorami do jego domu i jeszcze próbował w nim rządzić. Nie podobał mu się fakt, ze nie mógł go zabić, rozerwać na strzępy i udusić. Nie podobał mu się fakt, że już nigdy nie zapomni tej bezczelnej mordy, która tak go irytowała. Pochylił się nad nim, patrząc jak się wije, próbując wyswobodzić. Znów się szeroko uśmiechnął i wycelował w niego różdżką: - Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia? – spytał. Naprawdę go to nie interesowało. Nie poczekał nawet, aż chłopak otworzy usta aby coś powiedzieć... w końcu był spętany. Chwycił go za przód koszuli i zmusił, aby się podniósł. Teleportował się razem z nim, po czym zostawił go w pociągu do Berlina, nie interesując się tym, że chyba nie miał ze sobą biletu...