IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Stairway to... trouble.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyPią 29 Sie 2014, 21:47

Opis wspomnienia
Cóż złego, lub dziwnego, może napotkać dwójkę Już-Niedługo-Stażystów, którzy próbują załatwić sobie posadę? I w czym mogą nagle przeszkodzić schody?
Osoby:
Alice Guardi, Francis T. Lacroix
Czas:
Lipiec 1977
Miejsce:
Schody w Hogwarcie (niewątpliwie urokliwe miejsce)
Alice Guardi
Alice Guardi

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyPią 29 Sie 2014, 22:03

Czy można sobie wyobrazić lepszy dzień na powrót do szkoły jak ten słoneczny i lipcowy? No dobrze, lipiec to wybitnie nie-szkolny miesiąc. Nawet można śmiało powiedzieć, że to NIE jest szkolnym miesiącem! W lipcu każdy szanujący się uczeń cieszy się wolnością od szaro-burych murów zamku i marzeniami jest nad jeziorem z wielką miską lodów. Koniecznie z kolorową posypką.
Kiedy Słońce leniwie mijało wierzchołki sosen z Zakazanego Lasu, ogromna brama zatrzeszczała ze starości i otworzyła swoje podwoje przed pewną niepozorną osóbką o kasztanowych włosach. W sumie nie zdziwiło ją, że żelastwo tak jęczało. Gdyby ona była w jego wieku, też by jęczała, gdyby ktoś wybudził ją z drzemki i kazał się przesunąć. Alice pogłaskała czule zardzewiałe zawiasy i ruszyła krętą dróżką do Hogwartu. Merlin chyba miał ją w swej opiece, bo nie potknęła się ani razu, a obracała swą rudą główką we wszystkie możliwe strony, chcąc zobaczyć jak najwięcej. Zamiatała ziemię długą sukienką w kolorze fioletu. Rude loczki łaskotały ją po odkrytych ramionach wraz z wiszącymi kolczykami w kształcie półksiężyców. Z wielkim wysiłkiem pchnęła ogromne wrota zamku. Westchnęła, widząc znajome kąty. Poprawiła torbę na swym ramieniu i dzielnie zaczęła się wspinać po schodach. Odnalazła nawet jeden tajny skrót za gobelinem! Tak jak oczekiwała, przed gryfem wiodącym do gabinetu dyrektora stała nauczycielka astronomii - jej nowa opiekunka. Razem weszły do gabinetu. Dumbledore powitał ją bardzo ciepło, a gdy zaproponował jej herbatę, Alice aż się zarumieniła! I prawie wylała bursztynowy napój na dokumenty. Każdemu się zdarza.
Kiedy formalności dobiegły końca, Alice pożegnała się dygnięciem, o mało nie nadeptując na skraj sukienki. Wyszła na korytarz i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Miała załatwiony staż! Zaczęła podskakiwać, okręcać się wokół własnej osi i śpiewać!
-Marzenie mam, marzenie maaaam.... -nuciła wesoło, zapominając, że ma przed sobą schody.
Strome schody.
-[b]Ojej! [/b[-wyrwało się z jej ust, kiedy poślizgnęła się na stopniu.
Alice, uważaj!
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyPią 29 Sie 2014, 22:52

Francis próbował wielu rzeczy. Próbował być dobrym członkiem społeczeństwa. Próbował kawioru, ale mu nie smakował. Próbował polizać się w łokieć, ale niestety nie wyszło. Próbował nawet raz zrobić salto będąc dzieckiem, ale nie wspominajmy tamtego wydarzenia.
Próbował także dostać się na staż do Katji Odinevy, z którą umówił się listownie na spotkanie, a to dla odmiany - udało mu się. Pojawił się, jak to zwykle, godzinę wcześniej, nawet jeśli to miało oznaczać stanie i bezczynne czekanie na drugą stronę na korytarzu. Zawsze stanowiło to przyjemną okazję do powalczenia z własnymi myślami. Jego wycieczka po schodach chyliła się ku końcowi, a Francis był zbyt rozkojarzony analizowaniem możliwych scenariuszy przebiegu spotkania, żeby uznać donośne śpiewanie w środku wakacji, w pustej szkole, potęgowane przez echo, za jakkolwiek dziwne. Ba. Nawet wydało mu się całkiem przyjemnym tłem do wędrówki po stopniach, mimo, że nie zdawał sobie do końca z tego sprawy.
Francis próbował wejść na górę, a ktoś usilnie chciał z nich spaść. Taki los. Ktoś spadał, a grawitacja jest siłą brutalną i nie znającą litości. Zdołała nawet wyrwać francuza ze swoich głębokich rozmyśleń na temat potencjalnego przebiegu rozmowy z Dumbledorem i oglądania ścian korytarza i skupić go, na spadającej w jego kierunku osóbce. Chwała wszystkim narodom i imperatywom narracyjnym tego świata, że młody adept zaklęć miał refleks spotęgowany stresem przed rozmową z dyrektorem oraz znajdował się akurat raptem kilka stopni niżej od młodej przedstawicielki grupy osób o niskiej koordynacji ruchowej. Francis nie musiał dużo myśleć w zaistniałej sytuacji, a raczej jego masa i położenie pomyślała za niego. Wystarczyło, że rozłożył odruchowo ręce i zdążył wyrzucić z siebie coś na kształt ‘Przepraszamchcialbymprzeoproszeniemazaco.’ by uratować dziewczynę przed niezbyt radosnym upadkiem po schodach.
Nieco zdezorientowany ‘odstawił’ łagodnie kobietę i cofnął dłonie speszony. Łapki przy sobie, Panie Lacroix. Nigdy nie był zbyt dobry w kontaktach z kobietami. Broń palna zwykle nie wymagała rozmowy, a zmartwienie wynikające z nadchodzącego spotkania z Albusem nie pomagało mu wcale się skupić.
Przyjrzał się dziewczynie dyskretnie, na tyle, na ile to możliwe. Zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się zakłopotany nieco całą dość absurdalną sytuacją. Nie spodziewał się nikogo w zamku w wakacje. Nie spodziewał się nikogo w jego wieku w zamku, w wakacje. Przez myśl przemknęło mu rozwiązanie, że może nie jest jedynym chciałby-być-stażystą, ale odrzucił ją od razu, z nieznanych sobie przyczyn.
No i adekwatnie do sytuacji, milczał zdezorientowany. W końcu jednak mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zdecydował się zabrać głos i przerwać ciszę.
- Proszę uważać przy tańczeniu. - brawo Francis, świetna zagrywka. - Następnym razem mogę nie wchodzić po schodach, żeby Panią złapać. - gratulacje, Francuziku.
Alice Guardi
Alice Guardi

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptySob 30 Sie 2014, 03:22

Nie była sobie winna, że tak się to potoczyło! To znaczy... była. Gdyby nie jej wieczne bujanie w obłokach, rozglądanie się za przeróżnymi żyjątkami, może by ograniczyła swoje wypadki do minimum. Teraz wychodząc z gabinetu profesora Dumbledore zaciekawiła się niezmiernie wzorem z srebrnej nici pająka. Słońce załamywało swoje promienie na błyszczącej pajęczynie i Alice zastanawiała się, czy biedny pan pająk nie jest aby oślepiony tym blaskiem i wszystkie muszki mu nie uciekną. Nie będzie mógł nakarmić małych pajączków i pani pająkowa wyrzuci go z walizkami pełnymi nitki. Rozmyślanie o tak przejmujacym fakcie pochłonęło ją bez reszty, przez co nieomal nie wpadła na stojącą nieopodal zbroję. Zatrzymała się tuż przed nią, co przerwało jej rozmyślania.
-Przepraszam! -wyszło z jej ust, zanim nie wyminęła osobnika. Obróciła się parę razy wokół własnej osi, fioletowa sukienka zawirowała, wprowadzając Alice w stan naćpania powietrzem. Wiecie, jak się wciąga poszczególne cząsteczki tlenu nosem, to można się tak poczuć. Jakby cały świat wirował.
A nie, to ona wirowała. Tak wirowała, że nie zauważyła schodów. A już na pewno ich nie zauważyła, gdy w jej rudej główce pojawił się tekst niedawno usłyszanej piosenki!
-Marzenie maaam. -refren wydostał się z jej ust.
Na pewno nie marzyła o tym, aby spaść z schodów i się potłuc. Na pewno. Zawisła na stopniu, machając rękami, jakby chciała się poderwać do lotu. Jednak się nie poderwała, nie miała wystarczającej ilości piór. Cichy pisk oznajmił jej przegraną. Już czuła te bolesne uderzenia, jakie jej zagwarantują schody. To tak bolało... Alice zamknęła oczy, by tego nie widzieć.
O.
Te schody były dziwnie miękkie. I ciepłe. I przyjemne. W dodatku pachniały męskimi perfumami. I te schody trzymały ją mocno. Alice podniosła głowę i zdmuchnęła samotny rudy kosmyk z oczu. Patrzyła na chłopaka nieco zaskoczona, ale zaraz na jej poziomkowych ustach pojawił się szeroki uśmiech.
-Dziękuję! -mimo, że ją odsunął to panna Guardi rzuciła mu się na szyję i mocno go przytuliła. Kto nie lubił się przytulać? Alice odsunęła się na krok, wpatrzona w Francisa jak urzeczona. Wyglądało na to, że był w jej wieku... czyżby stażysta, tak jak on?!
-Nie mogłam się powstrzymać, przed chwilą się dowiedziałam, że mnie przyjęli na staż i jestem taka szczęśliwa! -policzki zaróżowiły się z przejęcia. Roześmiała się radośnie.
-Jestem niezdarą! Po prostu tak się zamyśliłam i zatańczyłam, że mi to... umknęło. Szczególik. I nie jestem pani! Jestem Alice. Alice Guardi. A Ty? Masz za dużo zarostu jak na ucznia. -zauważyła, przesuwając wierzchem palca po brodzie chłopaka. Dla niej nie istniał dystans. Każdy człowiek był żywą maskotką do przytulania. Oj Alice, to niekulturalnie kogoś dotykać bez pozwolenia.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptySob 30 Sie 2014, 09:33

Gdyby ktoś zapytał Francisa ile wydarzyło się w jego życiu w przeciągu ostatniej minuty ten pokiwałby głową bez wahania i stwierdził rzeczowo ‘dużo’. Zrobiłby tak, ale niestety, w natłoku nagłych wydarzeń nikt nie miał czasu, ani jak widać, potrzeby, zawadnia takiego pytania, a sam zainteresowany zapewne nie miałby czasu na nie odpowiedzieć.
- Nie ma za… - zaczął Francis, ale przerwał, zaskoczony uściskiem, który tak, jak nagle się zaczął tak samo nagle się skończył i Alice odsunęła się od niego. Wszystko działo się bardzo szybko, a sam stażysta zaklęć nie był przyzwyczajony zbytnio do kontaktu fizycznego. I tak nagle i to od osób praktycznie obcych. Chociaż na dobrą sprawę, nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Otoczka w jakiś pokrętny sposób sprawiała, że nie przejął się zbytnio tym faktem, a sama dziewczyna rzuciła mu się na szyję w podzięce za ten niechybnie bohaterski ratunek.
- Oh! - elokwentnie odpowiedział Francuz, kiedy opcja, którą uznał za niemożliwą okazała się nie niemożliwą, a w istocie bardzo rzeczywistą. Rozumiał ekscytację dziewczyny, ulga po rozmowie z dyrektorem to coś, czego sam potrzebował, a to był miły wstęp i rozgrzewka. Uśmiechnął się, mimo swojego własnego zdezorientowania, widząc radość towarzyszki. Pogodny nastrój, mimo tak niedawnego stresu, udzielał się także jemu, a zmartwienie nadchodzącym spotkaniem z Dumbledorem było zastępowane przez szczere rozbawienie zaistniałą sytuacją.
- Francis. Francis Lacro...ix. Miło mi poznać. Bardzo ładne imię. - przestawił się, a raczej podjął dzielną próbę przedstawienia się w sposób składny, kiedy nowo poznana już-nie-Pani Alice przejechała mu delikatnie palcem po brodzie, a na przedramionach stażysty pojawiła się gęsia skórka wywołana tak nagłą bliskością. Tego się nie spodziewał ani trochę, absolutnie, w żadnym calu. Nawet najmniejszym. Uśmiechnął się jednak delikatni, słysząc uwagę o własnym zaroście. Czyżby wyglądał już aż tak staro?
- Właściwie, ja też jestem tutaj w sprawie stażu u Profesor Katj Odinevy. Może właśnie dlatego mam aż tyle zarostu. Chociaż nigdy nie będę miał brody tak obfitej jak sam Albus Dumbledore. No i to nieco niepraktyczne, nie ukrywajmy.  - stwierdził śmiejąc się cicho, czując jak stres się z niego ulatnia. Ulga. Przyjemne uczucie ulgi zaczęło go wypełniać od góry do dołu. Zamyślił się na chwilę.  - Przeszkadza, na przykład, w takim głaskaniu po podbródku. Przykra sprawa. - stwierdził kontynuując swój niezwykle racjonalny wywód. Czuł, że gada głupoty. Właściwie był tego pewien, ale nie martwił się tym przesadnie. Biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie Alice raczej nie będzie go oceniała po tym, że papla bzdury, każdemu się może zdarzyć, tak, jak prawie upadek ze schodów. Los jest przewrotny.
- Mam nadzieję, że nie zacznie pa… nie zaczniesz tańczyć znowu tak nieostrożnie i nie będę musiał ratować cię przed schodami? - zażartował opierając się o poręcz. Założył ręce na siebie i spojrzał w sufit rozkojarzony nieco na moment.
- Właściwie… - zamyślił się i  zdecydował zrobić parę kroków w górę schodów wskazując ręką Alice, żeby poszła za nim. Jak za królikiem, na dobrą sprawę. Nie miał tylko kieszonkowego zegarka, ale może jakoś to przeboleją. Bezpieczny korytarz nie był aż tak daleko, a biorąc pod uwagę temperament nowej towarzyszki bezpieczniej jednak toczyć rozmowę na powierzchni możliwie płaskiej i utrudniającej skręcenie sobie karku w całym tym wichrze wesołości.  
Francis się rozluźnił, zdecydowanie. Pocieszającą myślą było, że teraz zna kogokolwiek z tej szkoły poza Dumbledorem i swoją opiekunką. Przecież sam nigdy nie uczył się w Hogwarcie, więc wszystko było zupełnie nowe, zupełnie obce i do tego miał mieć tutaj staż, co go trochę niepokoiło. W głowie zaświeciła mu mała żarówka, nie dosłownie, oczywiście, bowiem mimo wielu dziwnych nawyków Francis nie miał w głowie ani jednej żarówki.
- Alice, czy ty uczyłaś się wcześniej tutaj, w Hogwarcie?  - zapytał z entuzjazmem i nuta nadziei słyszalną w głosie. Ratunku, pomocy, Panno Guardi.
Alice Guardi
Alice Guardi

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyNie 31 Sie 2014, 16:59

Oh, jak dobrze, że życie czasem było jak bajka! Czy nie bajkowy był sam fakt, że w tak strasznej chwili i wizji potłuczenia wszystkich zacnych części ciała znajduję się wybawca? Co prawda nie miał lśniącej zbroi ani konia, białego rumaka czy chociażby gadającego osła, który wiernie wspierał go w swej wędrówce by pomóc biednej, rudowłosej królewnie, która notabene sama się wprowadziła w stan niebezpieczeństwa. Czasem można się zastanawiać, czy dziewczyna aby przypadkiem nie umawiała się z ryzykiem na herbatę każdego dnia. A to zawsze przychodziło niezapowiedziane. Nawet nie dzwoniło na dzwonek! Niewychowane jakieś...
Wybawca okazał się przystojnym, młodym mężczyzną na oko w jej wieku. Alice przechyliłą główkę, przyglądając się Francisowi. Lekko kręciła całym swoim ciałem, aby sukienka zamiatała powietrze i delikatnie falowała. Nie było powodów do zmartwień, a ten jegomość był wyraźnie spięty. Chyba to nie był nowy nauczyciel? Był za młody. Na ucznia za stary. Stażysta?! Stażysta tak jak ona?! Na poziomkowych ustach Alice pojawił się szeroki uśmiech.
-Oh, jak ładnie! Franio. Chociaż Francis brzmi dostojnie i lepiej pasuje do rycerza. Jesteś Francuzem, to takie nietypow nazwisko. -zagadnęła go. Miała gadaen, to trzeba przyznać. Zadawała więcej pytań niż była w stanie pomyśleć, a i tak odpowiedź na tylko jedno z nich było by wystarczające. Patrzyła wyczekująco na chłopaka imieniem Francis. Rycerz Francis i jego patatający... wierzchowiec, którego jeszcze nie miał, ale na pewno mieć będzie.
-Stażysta?! No to jesteśmy kolegami z pracy! -Alice aż klasnęła w dłonie i prawie zachwiała się na schodku. Prawie. Jednak nie chciała się całować ze stopniami.
Zachichotała na myśl o brodzie dyrektora. Tak, widok Frania z dłuuuugą srebrną brodą byłby zabawny. I aż to sobie wyobraziła!
-Taaak, profesor chyba chowa w niej różdżkę. I sowę, by zawsze była pod ręką aby wysłać list. I cytrynowe dropsy! -westchnęła zachwycona na myśl o tych dobrych cukierkach. -Tylko musi ją chować za siebie, jak je zupę. Za to jaki gustowny z niej szalik w zimie. -zaczęła się na głos zastanawiać, wpadając w ten swój znajomy stan zamyślenia, który groził wiecznym kalectwem. Przez chwilę nawet mogło się wydawać, że Alice nie słucha Francisa. I to niegrzeczne. Jednak ona słuchała. Temu spojrzała na niego zawstydzona.
-O. Wybacz, jak Cię to speszyło. Lubię miziać po brodzie, a zapominam, że dopiero się poznaliśmy. -złożyła łapki razem za sobą, jak uczennica przyłapana na gorącym uczynku. Podniosła zielone oczka na górę schodów i pokiwała głową.
-Nie widzi mi się turlanie po tak twardych schodach. Może powinni robić schody z pluszu, co Ty na to? -zapytała, zatrzymując wzrok na Francisie nieco dłużej niż powinna była. Mógłby ją ratować na tycho schodch, z takich schodów często by spadała. Takie tam.
Przeszła na bezpieczną połać korytarza, unosząc nieco fioletową sukienkę. Znając jej szczęście nadepnęła by na nią i się znowu przewróciła. Biedna Alice...
-Tutaj się bezpieczniej tańczy! Zobacz. -zachwyciła się, okręcając się wokół własnej osi. Sukienka uniosła się i wyglądała teraz jak wirujący bączek.
-Oczywiście! Byłam w Ravenclawie. Pokazać Ci zamek? -zapytała, a jej oczy zabłyszczały.
-Zaprowadzić Cię chcę, 
w piękne, czarowne miejsca, 
słuchaj dziś głosu serca, 
bo Francisie nadszedł czas. 
Dziwy pokażę Ci, 
otwórz oczy szeroko 
i rozejrzyj się wokół. 
Cuda otaczają nas. 
Wspaniały świat! 
Rozpostarł się u naszych stóp, 
nikt nie zabroni nam, 
polecieć tam i nikt nas nie wyśmieje. 
Wspaniały świat! 
Nieziemski raj, spełnienie snów. 
Gdy dywan niesie mnie, już czuję, 
że to dla nas dwojga wymarzony czas.
Czy to myli mnie wzrok? 
Czy to tylko złudzenie? 
Czy ktoś w ptaka mnie zmienił, 
co w zawody z wiatrem gna?
  -piosenka sama zrodziła się na jej ustach, gdy tak wirowała po korytarzu. Gdy skończyła dygnęła lekko.
-Co Ci pokazać? Cały zamek trochę zajmie. -zaproponowała.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyNie 31 Sie 2014, 18:04

Wszystko. Oto, co właśnie się wydarzyło. Innego opisu Francis nie umiałby wysnuć za skarby świata. Działo się dużo i bardzo szybko, chociaż nie przeszkadzało mu to zbytnio. Zaczął powoli przyzwyczajać się do takiego tempa dialogu i zdarzeń. Nie był właściwie w stanie przewidzieć co wydarzy się w przeciągu najbliższych kilku sekund. Może to i lepiej.
- Fra..nio? - powtórzył nieco zmieszany. Nikt nigdy go w ten sposób nie nazwał przez całe dwadzieścia jeden lat jego życia. No, może trochę mniej, bo za pierwsze cztery nie może oddać ręki w akcie wiary. -Dlaczego rycerza? - zapytał, a raczej próbował zapytać, bo w moment po tym padło już następne pytanie, a raczej stwierdzenie. Jednak Francis próbował dzielnie nadążać. - I… i… - zaczął. - Właściwie. Nie istotne. - zrezygnował z gonienia za rozmową, ale i tak się uśmiechnął szeroko, mimochodem. Atmosfera ogólnej abstrakcyjności mu się udzielała powoli, aczkolwiek skutecznie.
Wizja Dumbledora zarzucającego brodę za plecy przyćmiła mu wizję racjonalnego myślenia. Będzie musiał wyrzucić ten obraz z pamięci przed spotkaniem z dyrektorem, o ile nie chce w pierwszym odruchu parsknąć na jego widok śmiechem.
Poczuł na sobie spojrzenie Alice trwające chwilę dłużej, niż zwyczajowe zerknięcie. Nic nie znaczące pozornie pół sekundy, które jednak było dostatecznie istotne, by mógł je zauważyć i wyczuć. Podniósł brew lekko zdziwiony, niepewny dlaczego właściwie stażystka mu się przygląda. Raczej by się jej nie spodobał? Albo wyobrażała sobie majestatyczną, szarą brodę? Albo po prostu miał liść na głowie. Nie wiedział sam, ale wydawało mu się, że prawie na pewno nie jest zbyt atrakcyjny, a to właśnie otwarta na ludzi natura Alice sprawia, że zachowuje się, tak, jak się zachowuje właśnie teraz. Zaśmiał się cicho pod nosem w politowaniu dla samego siebie i wszedł po schodach.
-Schody z pluszu? Wolałbym nie. Zapadałbym się. Chociaż w twoim przypadku wygląda na to, że byłoby zdecydowanie bezpieczniej, więc chyba jestem w stanie to przeboleć. - rzucił nonszalancko, stając przy parapecie. -Mogę Pa… cię złapać, od czasu do czasu. - stwierdził, wzruszając ramionami i wyglądając przez okno. Poprawił jedną dłonią szalik, który miał na sobie mimo wysokiej temperatury. Z rozmyślań nad sensem istnienia i noszenia wełnianych szalików w środku lipca wyrwał go głos Alice, która zaczęła śpiewać.
Francis Lacroix stał na korytarzu przed gabinetem dyrektora.
Francis Lacroix stał i po raz pierwszy od dawien dawna nie miał pojęcia co powiedzieć, dlatego ograniczył się do otworzenia ust w wyrazie zdziwienia i delikatnego uniesienia ich kącików do góry. Zaklaskał delikatnie w dłonie, a odgłos poniósł się echem korytarzem.
Miał wrażenie, że wyrwała się z zupełnie innej rzeczywistości. I nie było to wcale nic złego. Wręcz zupełnie odwrotnie, stanowiło to miły kontrast to chłodu, do jakiego był przyzwyczajony będąc w Emerald Fog. Pokręcił głową śmiejąc się cicho. Zerknął na zegarek na przegubie lewej dłoni.
- Właściwie mam czterdzieści minut do spotkania z Profesor Katją. - odpowiedział. -Pokaż mi cokolwiek, co uważasz za warte zobaczenia. Zaufam ci. - stwierdził rzeczowo. Spodziewał się wszystkiego. Albo po prostu zdawało mu się, że się spodziewa.
Alice Guardi
Alice Guardi

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyNie 31 Sie 2014, 21:49

Dużo? Wszystko? Spotkanie z Alice wcale nie obfitowało we wszystko co możliwe. Widzieli się raptem dziesięć minut, a wydarzyło się tak mało. Na prawdę mało jak na Alice. Mogło się z ną wydarzyć o wiele, wiele więcej. I Francis widział ją w stanie dość bezpiecznym dla innych. Nie, nie była chora psychicznie, nic z tych rzeczy! Czasem tylko była tak zaaferowana swoim zaciekawieniem, że zapominała o bożym świecie i robiła o wiele dziwniejsze rzeczy. Zawsze mogła rzucić się na plecy Francisa i kazać się zawieźć na koniec świata. Patatajaj mój dzielny rumaku!
Alice słynęła z dziwnych pomysłów, ale to była tylko kwestia jej uzależnienia od herbaty. I kapeluszów. I może trochę słodyczy. Kto wie, może gdyby poszła spać o normalnej porze to wszystko by się jej poukładało jak trzeba? Pytanie, po co, skoro taki stan umysłu jej odpowiadał?
Jej "ofiarą" stał się Francis i stało się coś dziwnego podczas tego spotkania. Alice nie tylko była dla niego miła jak dla każdego nowopoznanego człowieka. Ona go polubiła. Z miejsca. I chciała go jeszcze spotkać. I zaprosić na herbatę!
Machnęła łapką, gdy Francis wyraźnie się zgubił w jej pytaniach.
-Oh, uratowałeś mnie! A rycerze ratują damy z opresji. Należy Ci się jakiś dowód mojej wdzięczności! -zaczęła przeglądać zawartość swojej torby. Przez chwilę szukała szukała i już mogło się wydawać, że zakopała się na amen w tej małej torebe, ale w końcu znalazła! Wyjęła... muffinka.
-Proszę. Własnoręcznie upieczony. Uważaj tylko na niespodziankę. -zachęciła go. Muffnka była czekoaldowa z marmoladą w środku. Wiśniową. W środku była mała kapsułeczka, którą jak się otworzyło była karteczka z sentencją.
"Powiem Ci w sekrecie... wariaci są najwięcej warci." Głosiła. Mądre.
Alice skończyła swój wspaniały występ, nie martwiąc się wcale, że Franio ją uzna za nienormalną. Dziwną. Wariatkę. Chciała zaśpiewać, a było by źle gdyby piosenka w niej została! W końću by wybuchła i uciekła jej nosem. To bardzo boli i nazywa się katarem. Alice rzadko chorowała na katar.
A jak już chorowała to piła herbatę z sokiem malinowym. Była taka pyszna!
Zachichotała, odgarniając rude loczki z twarzy.
-To chyba wolę być łapana. Chociaż plusz jest puchaty. Lubię puchate rzeczy. Są takie... PUCHATE. -filozofie panny Guardi powalała na kolana. Albo na czoło.
Zaczęła się zastanawiać. Gdzie go zabrać? Gdzie? Myśl Alicjo, myśl!
I wymyśliła. To było takie proste! Alicja złapała Francis za przegub dłoni i pociagnęła zachęcająco w dół schodów.
-Obiecuję, teraz się nie wywrócę! -odwróciłą się do niego i zaczęli schodzić po schodach. W dół i w dół i w dół... aż się jej zakręciło w głowie! Jednak dała radę się nie wywrócić i nie pociagnąć za soba Francisa. Chociaż mogła by go pociagać tu i tam. I siam. W końcu zatrzymali się przed obrazem z martwą naturą. Alice lewą łapką, bo prawą trzymała Francisa zupełnie nieświadoma połaskotała gruszkę. Ta zachichotała i się skurczyła do kształtu klamki. Panna Guardi nacisnęła ją i pchnęła obraz. Powitała ich ogromna kuchnia, pełna obłędnych zapachów. I zaraz otoczyła cała zgraja skrzatów domowych, każdy kłaniał się i proponował wszelkiego rodzaju rarytasy.
-To jest ciekawe miejsce! Zawsze przychodziłam tutaj na herbatkę. I przepyszny piernik! -uśmiechnęła się do Francisa. I zrozumiała, że nadal go trzyma za łapkę.
-Oj! Przepraszam. -jej policzki zarumieniły się jak malinowa herbata. Speszona odgarnęła włosy i wskazała miejsce obok wejścia.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyNie 31 Sie 2014, 23:01

Przyjął muffinkę z nieukrywanym zadowoleniem. Dostał ciastko, nie miał prawa narzekać. Ciastko, które dodatkowo rzekomo było zasłużone jego rycerskością. Zaśmiał się na myśl o sobie jako o rycerzu. Nie, zdecydowanie się nie nadawał do tej roli.  
Zdziwił się lekko, gdy panna Guardi złapała go nagle za przegub nadgarstka. Poczuł ciepło cudzej dłoni, odrobinę mniejszej i sporo delikatniejszej na jego własnej, ale nie miał czasu się nad tym rozwodzić, bo towarzyszka już ciągnęła Francisa w dół po schodach. Jeśli kiedyś w życiu miałby się poczuć dziesięć lat młodszy, to właśnie teraz. Zawsze ograniczały go ze wszystkich stron, w towarzystwie, przy innych kobietach, na bankietach, nawet w stosunku do rodziców surowe, dworskie maniery. Nie istotne nawet jak bardzo się wypierał, nie otrzymywał takiej dawki ciepła jakiej potrzebował. Tak mu się wydawało, ale nie był pewien. Nigdy nie był pewien. Zgadywał, lawirował i próbował trafić w cel odpowiedzą, ale nigdy mu się nie udawało. W życiu jak na strzelnicy. Czasami nabój po prostu się zacinał.
Schodził więc po schodach zaraz za stażystką, nie oddalając się, ze względu na łagodny uścisk na jego nadgarstku. Przestał zwracać na to uwagę, w drugiej ręce trzymał otrzymaną niedawno babeczkę i biedak nie bardzo wiedział, co właściwie ma z nią zrobić. Zjeść? Zakrztusi się. Schować? Gdzie? Przecież nie ma brody. Trzymał więc nieporadnie ciastko w wolnej ręce mając nadzieję, ze go nie zepsuje po drodze. Mimo wszystko, chciał je zjeść. Wyglądało dobrze. Bardzo dobrze.
Schodzili po schodach, które zdawały się ciągnąć i ciągnąć, aż wylądowali przed obrazem. Francis był przez moment przekonany, że Alice namawia go do kontemplacji dzieła sztuki, ale kiedy dotknęła gruszkę znowu się zdziwił. Po raz kolejny w przeciągu ostatnich paru minut. Ukryte przejścia, słyszał o nich odrobinę, ale nie sądził, że zobaczy je aż tak szybko. W nos uderzył go tabun zapachów typowo kuchennych. Nawet zapomniał o fakcie, że towarzyszka dalej trzyma go za przegub nadgarstka.
- Piernik? Mają tutaj piernik? - zapytał zainteresowany żywo tematem swojego, jak by nie patrzeć, ulubionego ciasta, by moment później podążyć za wzrokiem Alice, która zerknęła na nadgarstek, który trzymała i zarumieniła się delikatnie. Ah, te nadgarstki. Takie przewrotne. Ktoś, kiedyś powiedział, że są jak miłość. Tylko pierwsze są tymi prawdziwymi. Jakiś niedościgniony podwórkowy poeta, prawdopodobnie.
- Oh. To nic. - rzucił półgłosem, odrobinę zakłopotany. Może i był Francuzem, ale to nie czyniło go mistrzem kontaktów damsko-męskich. Właściwie był w tej kwestii bardzo nieporadny. Kobiety, w przeciwieństwie do ksiąg z zaklęciami, wymagały takiego obycia i umiejętności rozmowy. Zawsze mógł improwizować, takie sytuacje zdarzały mu się niezwykle rzadko, tak samo, jak rzadko ktoś przełamywał barierę kontaktu fizycznego tak szybko. No i na dobrą sprawę, nie miał jeszcze podstaw do zakłopotania. Nic się nie stało. Chyba.
Zerknął delikatnie na twarz Alice, przelotem, żeby nie sprawiać wrażenia kogoś, kto się gapi i przesadnie przygląda. Była ładna. Nie mógł tego ukrywać, ale postanowił zająć się tym zagadnieniem później. Bardzo sprytnie, Panie Lacroix.
Zmienił delikatnie temat, żeby rozluźnić atmosferę zarówno dla siebie jak i towarzyszki.
- Więc przystanek - kuchnia, czy idziemy dalej? - zagaił niezobowiązująco, korzystając z okazji spróbował otrzymanej w nagrodę muffinkę. Zasłużył, podobno, więc miał zamiar skorzystać z nagrody.Wykorzystał szansę by przejąć na moment inicjatywę i skleić wypowiedź nieco dłuższą niż krótkie 'oh'. Skorzystał z danej okazji bez większego wahania, pozwalając sobie jednak na przełknięcie kawałka babeczki. - Właściwie, jakiego przedmiotu będziesz uczyć, Alice? - zapytał, miał już wziąć kolejny kęs deseru, ale przerwał, podrapał się po podbródku i podniósł jeden palec do góry.
-Albo moment. Zgadnę. - mruknął w zastanowieniu i ugryzł ciastko. OPCM odpada. ONMS też. Zaklęcia? On jest od zaklęć. Eliksiry? Raczej nie, tam gwałtowność może kosztować życie. Runy? Raczej nie. Historia magii? Nie, zbyt nudny temat, nie pasuje do niej. W końcu, bingo. -Zielarstwo albo astronomia.
Alice Guardi
Alice Guardi

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyPon 01 Wrz 2014, 17:10

Od czego zacząć zwiedzanie? Oczywiście, że od kuchni! Przysłowiowej i dosłownej. Alice już od jakiegoś czasu błądziła myślami przy filiżance dobrej herbaty English Breakfast i kawałku piernika. Skrzaty znały się na swojej robocie! Aromatyczny kawałek ciasta zawsze na nią czekał co sobotę, kiedy Alice wymykała się z dormitorium. Dziwny był z niej człek, trzeba przyznać. Potrafiła przespać cały dzień, obudzić się popołudniu i nie dawać spać innym. Musiała przez to znikać z sypialnii i błąkać się po zamku, który prawdę mówiąc bardzo dobrze poznała. Trzymanie za łapkę Francisa wyszło przypadkiem. Przypadkiem złapała go za nadgarstek. Bardzo ładny nadgarstek. Alice nie przyglądała mu się wcześniej, ale teraz doszła do wniosku, że są miłe w dotyku, ciepłe i można je trzymać i trzymać. Na prawdę doceniała cudze nadgarstki.
Móc znaleźć się w szkolnej kuchni poskutkowało burczeniem w brzuchu. Alice aż się przestraszyła, bo myślała, że połknęła rano żabę. Tak nie może być! Puściła łapkę Frania, rumieniąc się niesamowicie. Przeciez to nie było nic strasznego, Alu. Tylko trzymanie za łapkę. Podniosła wzrok na chłopaka i zaproponowała krzesełka obok wolnego blatu.
-Poprosimy dwie herbatki. I piernik. Koniecznie, piernik. -poprosiła Alice, a już chwilę później otoczyły ją dwie srebrne tace ze wszystkim co potrzebne. Przeniosła to na blat w lekkim piruecie. O mało co nie wylała herbaty z imbryczka!
Usiadła, zadzierając do góry fioletową sukienkę i poskładała ją nieco na swych kolanach, odsłaniając srebrne pantofelki. Na płaskim obcasie, na płaskim. Już wystarczy jej, że sama ciągle wspina się na palce by coś dojrzeć. Cieszyła się, że Francis spróbował jej muffinkę! Byłą doprawdy dobra.
-Uważaj na niespodziankę, mozesz sobie na niej złamać zęba! Ale w sumie mógłbyś go schować pod poduszkę i dostałbys jakiegoś galeona od Zębowej Wróżki. -zamyśliła się i wzięła łyk herbaty.
-English Breakfast. Parzona dwie minuty w 76 stopniach. Idealne połączenie. -westchnęła z lubością, dobierając się do kawałka piernika. Oczywiscie pokruszyła na sukienkę, a jakże! I trochę zostało jej na ustach. Otarła je pospiesznie.
-Jak nakarmie mojego potwora w żołądku, to pójdziemy dalej! -uśmiechnęłą się, biorąc kolejny łyk herbaty. Jej półksiężyce w uszach zadzwoniły słysząc pytanie. Skrzyżowała łapki pod biustem.
-Dobrze kombinujesz! Astronomii. -pacnęła palcem swój kolczyk, który zmienił kolor na złoty. Dla odmiany. -Ty będziesz zaklęciorzucaczem. W takim razie można powiedzieć, że jesteś czarujący. Badum tss.- zagrałą łyżeczką na cukierniczce.
Kiedy oboje skończyli swoje próbowanie to muffinki czy piernika i herbata została tylko wspomnieniem, Alice znowu chciała Francisa złapać za łapkę by pociagnąć gdzieś dalej. W pół drogi wstrzymała rączkę i po prostu poszła przodem, popchnąwszy obraz.
-Teraaaz.... pójdziemy na Wieże Astronomiczną. Tylko pójdziemy skrótem. -zadecydowała. Faktycznie, pokazała Francisowi przejście za gobelinem. Pięli się po schodach w górę, wzmocnieni ciastem, by wydostać się za jakimś posągiem na szóstym piętrze. Została ostatnia klatka schodowa, wprost na wieże.
Krętę schody to kręcone włosy. Myśli. Kroki. W końcu Alice dostała się do obserwatorium. Okręciła się w okół własnej osi i podeszła ostrożnie do złotej barierki.
-Chodź chodź! Zobacz, jak pięknie! -zachwyciła się.
Faktycznie tak było. Panorama całych okolic przyzamkowych. Jezioro, na którego powierzchni Słońce grało promieniami. Szumiące szczyty zakazanego lasu, nad którym fruwały chmary sów szykujących się do wieczornych łowów. Pomarańcze i róże wnikające na niebo, bo to już było późne popołudnie. Było ładnie. Na prawdę ładnie.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyPon 01 Wrz 2014, 19:39


Zaśmiał się, słysząc dowcip. Może bardziej niż powinien. Nie uznał tego nawet do końca za komplement, ale siedział nad swoją filiżanka herbaty i chichrał się bezgłośnie. Uspokoił oddech i spróbował podnieść filiżankę do ust, jednak kiedy kątem oka zauważył łyżeczkę wróciły do niego wspomnienia dowcipu i zaczął się śmiać znowu, Naczynie zadrżało w jego dłoni, razem z herbatą, które odrobina wylądowała na jego szaliku. Zignorował to jednak, uznając, że za moment wyschnie. Schował kapsułkę z babeczki do kieszeni. Potem sprawdzi.
Postanowił zaufać Alice i dał się prowadzić, gdziekolwiek tylko chciała. Tak długo, jak odstawi go pod gabinet dyrektora na czas mógł iść nawet w jakieś pokręcone miejsce na drugim końcu zamku. Chociaż w to akurat nie wątpił. Z jej znajomością terenu nawet jeśli będzie miał się spóźnić, to zapewne znajdzie jakieś tajne przejście i dotrą do celu szybciej, niż to, teoretycznie, możliwe. No i zawsze mógł biec, o tym nie zapominał nigdy.
Nie mógł zrozumieć, chociaż bardzo próbował, w jaki sposób tajne przejścia tak właściwie działają. Absolutnie zauroczony architekturą Hogwartu, nawet nie zauważył, kiedy odsłoniła gobelin i wszedł za nią do kolejnego tunelu. W jego szkole, we Francji nie było takich przejść. Wszystko było dużo bardziej uporządkowane i zupełnie inne. Hogwart pachniał inaczej, szkoła żyła sama, nawet, kiedy, nawet tak jak teraz, była zupełnie prawie pusta. Chociaż on nie odczuwał tej pustki zbytnio, przynajmniej nie teraz, kiedy Alice oprowadzała go po najistotniejszych punktach budynku. Starał się dotrzymywać jej kroku i musiał się bardziej pilnować, bo tym razem nie złapała go za nadgarstek, najwidoczniej zakłopotana wcześniejszym wypadkiem.
- Hej, Alice? - rzucił półgłosem, nie chcąc, żeby jego głos poniósł się zbyt donośnie korytarzem. - [/b]Nie wiem, jak to działa, ale jest niesamowite. [/b] - przyznał, nie kryjąc specjalnie entuzjazmu, który teraz był wyraźnie wyczuwalny w jego głosie rozdrżanym lekko przez szybki marsz. - Będziesz mogła potem pokazać jeszcze parę skrótów? - zapytał, opuszkami palców gładząc ścianę tunelu, którym właśnie szli. Milczał chwilę, przypominając sobie o czekającym go jeszcze spotkaniu z dyrektorem. Przez moment, poczuł się, jakby było już po fakcie i świętował przyjęcie, a nawet nie wiedział, czy Dumbledore zechce go zatrudnić. -Jeśli dostanę pracę, oczywiście. - dodał pośpiesznie, żeby nie sprawiać wrażenia osoby zbyt pewniej siebie, którą swoją drogą nie był ani odrobinę.
Wyszli na klatce schodowej, zdecydowanie wyżej, niż znajdowali się wcześniej. Z resztą tego właśnie się spodziewał po wędrówce na wieżę astronomiczną. Szli w górę i nie powinno to nikogo zaskoczyć. Poszli kręconymi schodami w górę. Francis uwielbiał kręcone schody. Maszerował za stażystką, która prowadziła go do swojego miejsca pracy, stukając przy tym butami nieświadomie. Uśmiechnął się na taką myśl. Jeszcze niedawno sami zaliczali przedmioty, a teraz, całkiem niedługo, mają sami ich uczyć. Wyszli w obserwatorium, a Francis cicho westchnął obserwując ogromny mechanizm pośrodku pomieszczenia. Zwalczył w sobie chęć dotknięcia go, przejechania dłonią po powierzchni metalu, ale bał się, że jak tylko spróbuje to maszyneria zacznie się przesuwać. Nie. Zdecydowanie wolał uniknąć takiej sytuacji.
Stanął obok Alice, opierając się o złotą barierkę.
- Rzeczywiście. Bardzo ładnie. - przyznał, podziwiając krajobraz. Z tej wysokości wszystko wydawało się dużo mniejsze. Nieco chłodniejszy wiatr dawał przyjemną ulgę po całym dniu ciepła targając przy tym włosy. Uwielbiał, kiedy niebo przybierało takie kolory. Właściwie uwielbiał wieczory same w sobie. Zawsze czymś zaskakiwały. Nigdy nie widział dwóch takich samych, a żył już dość długo, nie ukrywając. -Czerwonawe niebo. Jutro będzie ciepło. - rzucił, wpatrując się w las, powołując się na swoją całą wiedzę meteorologiczną, która była ograniczona. Ale była. Zmrużył lekko oczy pod wpływem słońca i uśmiechnął mimochodem, może nawet szerzej, niż chciał. Wydawało mu się to odpowiednią rzeczą, żeby pouśmiechać się w tym momencie. Nawet nie wiedział do kogo. Do siebie? Zdarzało mu się. Do krajobrazu? Czemu nie. Do Alice?
-Wiesz, Alice. Nie wiem skąd bierzesz tyle energii. To w pewien sposób niesamowite. - przyznał. Nie odrywając wzroku od obrazka przed nim. Szkoda było. Spojrzał wyżej. Wszyscy patrzyli tylko na horyzont, a czasami trzeba było spojrzeć wyżej, żeby uświadomić sobie, jakimś się jest małym. Albo jakie problemy są małe. Francis nie był pewien. Westchnął tylko cicho i przejechał dłońmi po barierce.
Alice Guardi
Alice Guardi

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyWto 09 Wrz 2014, 03:41

Kto by się spodziewał, że oprócz przyjęcia Alice na staż w Hogwarcie wydarzy się coś równie miłego i zarazem niespotykanego? Chociaż panna Guardii wiedziała, że spędziła mnóstwo czasu na zgłębianiu tajników astronomii, obawiała się, że nie zostanie przyjęta przez jej dość powszechną opinię niezdary i bujającej w obłokach. Gdyby bujała w obłokach, to przecież spróbowała by którejś z tych puszystych chmur i wiedziała by, czy smakuje jak bita śmietana, wata cukrowa, a może ptasie mleczko. Alice tego nie wiedziała, więc nie bujała nigdzie. Co to, to nie. Nie dało się ukryć, że miała szalone pomysły, a mało kto potrafił nadążyć za jej rozbieganymi myślami, ale wcale to nie znaczyło, że nie poradzi sobie z grupą dzieci na lekcji! Wręcz przeciwnie i ona chciała to udowodnić, wszem i wobec! I wokół też.
Prowadziła Frania znanymi jej ścieżkami, które doskonale zgłębiła będąc jeszcze nastolatką. Znała każdy z tych kamieni tworzących tunel, a jeden z ułąmanym rogiem nazwała, aby czuł się lepiej. Było by mu przykro, gdyby czuł się inny. Dlatego Alice nazwała go Mieciem. Głaskała jego róg za każdym razem, gdy go mijała, tym razem także. Odwróciła głowę, słysząc swoje imię. Nawet się zatrzymała. Wyszczerzyła się do mężczyzny, widząc jego ekscytacje.
-Magia, tak działa magia tego zamku. -westchnęła dziewczyna. Ruszyła dalej, jednak bardzo odpowiedzialnie odwracała się co jakis czas, aby mieć pewność, że Francis się nie zgubił. Była by smutna, gdyby znknął gdzies w tych korytarzach i nigdy by go nie znaleziono! Tak bardzo go polubiła.
-Oczywiście! Ten zamek przypomina ser szwajcarski pod względem tajnych przejść. -przytaknęła, zauważając już ostatnie metry przejścia. Podparła się pod boki, gdy usłyszała gdybanie Frania i nawet spojrzała na chłopaka wymownie.
-Na pewno dostaniesz! Kogo ja będę zapraszać na herbatki ze mną i Filemonem? -zapytała, jakby to była najgorsza rzecz na świecie, jak ominięcie tej herbatki. Taka była prawda. Herbatki u panny Guardi się nie odmawiało. Nie ma mowy.
W końcu znaleźli się na miejscu. W ulubionym miejscu Alice w całyyyym zamku.
Wieża Astronomiczna. Tutaj Alice znała każdy kąt, chociaż ciężko jakikolwiek znaleźć, skoro obserwatorium było okrągłe. Każdy przyrząd aż skrzypiał radośnie na widok tych kasztanowych, niesfornych loków. Oparła się swobodnie o złotą barierkę i wychyliła bardzo mocno, co w jej przypadku mogło grozić wypadnięciem. Jednak należało zdradzić pewien sekret. Jeszcze nigdy nic nie stało się Alice w Wieży Astronomicznej. Tutaj pilnowała ją cała ta gwiezdna aura czy tam księżycowa.
Zachwycała się widokiem, który zastała. Już pierwsze gwiazdy pojawiały się na niebie. Przesunęła spojrzeniem szmaragdowych ocząt po nieboskłonie. Zapierało dech w piersiach.
-To wspaniałe miejsce. Zawsze tutaj przychodziłam, gdy było mi smutno. I kiedy chciałam być sama. Jeszcze nigdy nie przyszłam tutaj... z kimś. -wyznała Alice, a ona sama pokraśniała. Spojrzała na zapatrzonego w krajobraz Francisa.
-Możesz się czuć wyróźniony. -uśmiechnęła się i wróciła spojrzeniem na niebo. -Oh, popatrz! Pojawiła się Wenus! Ta kropka tam. -wskazała jeden z punkcików. -Jest otoczona mgłą. Legendy głoszą, że kobiety są z Wenus. To by wiele wyjaśniało, wstydzą się, że ktoś je podgląda i się zasłoniły. -zachichotała. Oparła głowę na ręcę, zapatrzona w obrazek przed sobą, zapominając, że Francis powinien iść za chwilę na spotkanie z panią Odinevą. Wybudziło ją dopiero z transu stwierdzenie Frania.
-Trzeba się cieszyć chwilą. To bardzo proste. To bardzo proste i mogę Cię tym zarazić. -dodała, poparawiając materiał fioletowej sukienki. -Nigdy nie wiesz, czy za rogiem nie czeka na Ciebie smok i nie będziesz musiał go ujarzmić. Nie wiesz, czy będzie Ci dane uciekać przed szkolnym woźnym czy jakiś posępny wiatr nie zerwie szaliczka z Twojej szyi i nie będziesz musiał za nim biec. -przytakiwała głową. Mówiła bardzo mądre słowa. Nagle pisnęła, jakby o czymś sobie przypomniała. Spojrzała przerażona na Frania.
-Twoja rozmowa, Franio! Musimy się spieszyć. -bąknęła i zawróciła. Mieli pięć minut, aby dotrzeć na miejsce spotkania. Nie było wyjścia, należało... podkręcić tempo.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. EmptyWto 09 Wrz 2014, 23:09


- Filemon? - zapytał, ale machnął po chwili ręką. Pewnie to sowa. Tak. Na pewno to sowa. Przecież na pewno nie kot. Przecież gdyby to był kot, to już dawno by kichał. Ale nie kichał. Analizował moment. Przecież nie stał na tyle blisko, żeby kichać. Niedobrze. Źle. Przegrać przez kota. To byłoby przykre, pójść na przyjemną herbatę, a wyjść z katarem tysiąclecia.
- No widzisz? To teraz jesteś z kimś. - uśmiechnął się łagodnie. Właściwie to było mu miło. Niewielu ludzi zauważało takie proste zależności, a jeśli zauważało to nie dzieliło się z nimi tak otwarcie. Właściwie całe spotkanie z Panną Guardi było niezwykle… dynamiczne. Ale w pozytywnym tego stwierdzenia znaczeniu. Zamyślił się przez moment. - Mam nadzieję… -zaczął powoli, kręcąc młynka kciukami i obserwując ptaki latające nad lasem. - że nie jestem nieodpowiednim kimś, żeby być z nim tutaj pierwszy raz. To byłoby trochę przykre, ale…
- Ale też jestem tutaj pierwszy raz. Nieco zabawne. - stwierdził, obserwując niebo. Uwielbiał patrzeć w niebo, chociaż robił to zdecydowanie zbyt mało. Zanotował w pamięci, żeby kiedyś poprosić o większy wykład na temat tego, co się dzieje nad nimi. Właściwie to go fascynowało, ale nigdy nie miał czasu, ani większej możliwości żeby zglebić się w tajniki astronomii. Może to była okazja.
- Zgraliśmy się. - rzucił, po czym zastukał palcami w poręcz, jakby grał na pianinie. Oczywiście, nie umiał grac na pianinie. To by było już za dużo. Westchnął cicho, słysząc słowa Alice.
-Tak. Chyba taka beztroska to coś, czego odrobinę potrzebuję. - przyznał, przeczesując włosy dłonią. -Wydaje mi się, że jeśli rzeczywiście masz takie tempo, to dość szybko się jej nauczę. - przyznał, śmiejąc się, trochę głośniej niż poprzednio. Wziął głęboki wdech wieczornego powietrza i wypuścił je powoli nosem. Martwił się nieco, jak Alice poradzi sobie jako nauczycielka. Znał już takich, którzy byli cudownymi ludźmi, ale potem zawód, jakoś ich… niszczył. Chociaż tym razem tak nie będzie. Taką miał nadzieję. Szkoda by było kogoś z takim zapałem i takim entuzjazmem.
-Carpe diem. - stwierdził, nie odrywając wzroku od nieba, dalej przyglądając się Wenus. Taka mała, a taka wielka. Z daleka wszystko wydaje się mniejsze, ale to pocieszające, w pewnym stopniu. Mruknął pod nosem coś niezrozumiałego i się uśmiechnął nieznacznie. Może nie będzie tak źle. Jak z Wenus. Wydaje się taka wielka, a tak naprawdę się chowa za mgłą. Zupełnie, jak z problemami. Zamyślił się przez dłuższą chwilę. Milczał wodząc dłońmi bezwiednie po poręczy, czując pod palcami jej ciepło, pozostałość po całodziennym upale. Przymknął oczy pozwalając wiatrowi rozwiewać mu włosy. Uwielbiał to uczucie. Dawno nie stał nigdzie, gdzie jest tak wysoko. Odprężył się lekko, zupełnie zapominając o nadchodzącej rozmowie z Dyrektorem.
Jednak, jak powszechnie wiadomo, przyjemności nie mogą trwać wiecznie, a z tej radosnej zadumy wyrwał go równie radosny głos Alice. Otworzył gwałtownie oczy.
-Oh. Rzeczywiście. - stwierdził, lekko zmartwiony. Ale tylko lekko. Spojrzał na zegarek i zmartwił się bardziej. -Panno Guardi. Pani prowadzi. - rzucił, pozwalając Pannie Alice prowadzić. Jeśli ktoś mógł go zaprowadzić pod gabinet w pięć minut, to tylko ona. Poprawił szalik, czując, że będzie miał przed sobą niezły bieg. Do biegu, gotowi, start, Panie Lacroix.
Sponsored content

Stairway to... trouble. Empty
PisanieTemat: Re: Stairway to... trouble.   Stairway to... trouble. Empty

 

Stairway to... trouble.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-