|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: I need a hero! Nie 08 Cze 2014, 22:14 | |
| Jej krzyki tylko zwiększały przyjemność z dobierania się do niej kiedy nagle...ktoś przeszkodził mu w dość okrutny sposób. Jeszcze brutalnie oderwał od niego Tanję, co poskutkowało tym że przypadkowo ją zadrapał gdy wyciągał z niej palce. Ołł. To nie było miłe. Tego zdecydowanie nie planował. Niezależnie od tego kim był ten dupek, zachowuje się bardzo niekulturalnie. I jeszcze go kopnął? Pierwsze co Gilgamesh zrobił, to wyciągnął różdżkę i również wycelował w Xaviera. -Nie wiem kim jesteś...ale nie wiem też...jak śmiałeś mnie kopnąć? A co gorsza...jak śmiałeś położyć łapska na skarbach króla nędzny psie?!-mimo że zaczął od cichego spokojnego głosu, to zakończył krzykiem. Nie no, to było przecież niedopuszczalne. Wygiął szyję w obie strony strzykając. Hmm, nie wiedział że strzyknie. Widocznie jego idealne ciało, miało wciąż przed nim jakieś niespodzianki. Tak czy siak...był wściekły na tego wstrętnego śmiecia, który wszedł mu w paradę. Czy on sobie myślał, że ktoś taki jak Gilgamesh mu to wybaczy? Czy z nim było coś nie tak? -Tarantallegra-tak brzmiało pierwsze zaklęcie, rzucone na Xaviera. Nie zamierzał dawać mu możliwości swobodnego poruszania się, a wiadomo że jeśli tamten zamierza pląsać niczym mała dziewczynka to raczej nie będzie mógł zbyt dobrze celować. Tymczasem Gilgamesh przygotowywał się do użycia Protego, w razie gdyby tamten zamierzał mu odpowiedzieć. |
| | | Gość
| Temat: Re: I need a hero! Czw 26 Cze 2014, 14:56 | |
| Xavier był mocno wkurzony, ale cóż, nie było tego po nim widać. Szczególnie dlatego, że lekko się uśmiechał. Nie był to jednak uśmiech zadowolenia, prędzej... kpiny? Czy to była kpina? A może raczej pogarda? Zresztą, Bóg wiedział, co to było. Zresztą, to raczej nie jest na tyle ważne, aby zajmować się tym przez cały dzień. Ale mimo, ze na jego twarzy był uśmiech, jego oczy płonęły ze złości. Cóż, Xavier jest odważny, co łączy się z tym, że musi mieć jakieś wyzwania. Raczej Ślizgona nie uznałby za wyzwanie, bo zresztą był on od Xaviera jakieś 10 centymetrów niższy. -Nie za brzydkie słowa mówisz, w towarzystwie damy? Zresztą, ja także nie wiem, kim jesteś. I szczerze mówiąc, nie za bardzo mnie to obchodzi. Jeśli jednak ty chciałbyś wiedzieć, nazywam się Xavier Taylor. - no, kto by się spodziewał, po nim takiego "grzecznego" zachowania. Szczególnie, że było to skierowane do Ślizgona. Wprawdzie, żaden dom nie był dla niego ani gorszy, ani lepszy. Jednak po zachowaniu Grossherzoga można było stwierdzić, że ten dom nie był raczej za... miły? Gorsze słowa przychodziły Xavierowi na myśl, jednak postanowił ich nie używać. Gdy oberwał zaklęciem, szybko powiedział przeciw zaklęcie. A więc tak zamierza się bawić? Gryfon nie myślał długo nad zaklęciem, które mogłoby zostać użyte na Gilgamesha. Odsunął delikatnie Tanję, tak na wszelki wypadek, po czym wypowiedział "Bombarda Maxima". A jako, że to zaklęcie było do przedmiotów, wycelował w to, co była za Ślizgonem. Tak, aby ten walnął w to, co było przed nim. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: I need a hero! Czw 26 Cze 2014, 18:11 | |
| Xavier Taylor. Godne zapamiętania imię i nazwisko. Gilgamesh był pewien, że ten wredny Gryfonek jeszcze pożałuje tego, że wpierdzielił mu się z buciorami w robotę. I jeszcze pakuje swoje brudne łapy, tam gdzie nie nie powinien, w najmniej odpowiednim momencie. Gross klną się na swój ród, że kiedyś, gdy nadejdzie ten dzień, ów gość-od-przeszkadzania umrze bolesną śmiercią. Niestety, Taylor szybko przerwał mu rozmyślania. Ślizgon nie spodziewał się tego zaklęcia, więc jak można się było spodziewać - poleciał na spotkanie tego, co miał przed sobą. Szkoda tylko że to nie były poduszki, czy inna miękka rzecz, a to marmurowe paskudztwo. Spotkanie nie skończyło się dla samozwańczego Księcia Slytherinu zbyt dobrze. Nie dość że w bardzo nieprzyjemny sposób zahaczył lewą ręką o ścianę, co poskutkowało złamaniem jej w kilku miejscach, to jeszcze jego przepiękna twarz w bolesny sposób zahaczyła o róg, co poskutkowało rozcięciem na czole, z którego natychmiast buchnęła krew. Zmniejszyło to też dystans pomiędzy nim a Gryfonem. Dzieliło ich naprawdę niewiele, a Gilgamesh był raczej niezadowolony efektami jego działań. Okaleczony, pobity, oderwany od kobiety Ślizgon. Nawet największy optymista przyjąłby taki los niezbyt entuzjastycznie. A Gross nie był optymistą, nie był też zbyt łagodny. Przez krótką chwilę przez myśl przepłynęło mu milion czarnomagicznych zaklęć, które powinien teraz użyć. Gorzej że Tanja była świadkiem, a znając chęć ludzi do pojawiania się tam gdzie ich nie powinno być, wpadłoby tu za moment kilkunastu aurorów, nauczycieli i wściekłych Gryfonów. I Dumbledore. Ewentualnie pojawiłby się jeszcze cały Wizengamot, ze trzech dementorów, no i oczywiście nie można zapomnieć o śmierciożercach. Dla osłody życia może jeszcze horda żądnych krwi goblinów, wataha skrzatów domowych z Hogwartu, Nundu, ze cztery smoki i ujeżdżająca je Pandora. Może jeszcze Hagrid, z tym swoim paskudnym psiskiem, na osłodę życia. I oczywiście wszyscy wspomogliby biednego, uciemiężonego Xaviera, no bo czemu nie? Jeszcze ze dwa duchy i już pełen komplet. No bo w końcu co, nawet już się do kogoś dobrać spokojnie nie można, bo zaraz pojawiają się jakieś rycerzyki. A co do rycerzyków...drogi Xavier prosił się o coś niezbyt miłego. A co gdyby tak uprzyjemnić mu dzień i następną noc? Co prawda to zaklęcie było dość skomplikowane, jednakże czemu by nie spróbować? Chociaż to będzie jego pierwsze użycie go na człowieku. W sumie...skrzat, człowiek, co za różnica. Skupił się i przywołał na myśl to co zamierza zrobić. Przez chwilę rozwodził się nad każdym aspektem zaklęcia. Trwało to ledwie kilka sekund, jednakże kiedy uznał że jest już gotowy, wycelował w nogę Xaviera i dokładnie akcentując, głośno wymówił zaklęcie: -Bracchium Emendo Miał nadzieję że zadziała, jednakże niezależnie od tego czy wszystko poszło po jego myśli, poderwał się i z braku innych pomysłów, doskoczył do Gryfona. Jedną rękę miał bezużyteczną, drugą zajętą różdżką, więc po prostu ruszył głową i uderzył syna Gryffindoru czołem w twarz, w celu połamania mu nosa.
Chyba jest jednak jakaś różnica między człowiekiem a skrzatem. A może po prostu nie powinno się rzucać niektórych zaklęć pod wpływem tak silnych emocji, podobnie jak to jest z prowadzeniem samochodu? A nie, przepraszam! Zaklęcie Gilgamesha udało się idealnie! W końcu był przecież genialny, więc jakże mogłoby być inaczej?! Po prostu różdżka obrócona była nie w tę stronę co trzeba! Biedak chyba wciąż był zamroczony pocałunkiem i oszołomiony tym gradem kamieni, które posypały mu się na głowę w efekcie zaklęcia Gryfona. Prawdę powiedziawszy różdżka nawet na moment wysunęła mu się z ręki, co tłumaczyłoby ten mały.... wypadek. Skoro zaś jesteśmy już przy lawinach kamieni, to należałoby zwrócić uwagę na pewien mały, nic nie znaczący szczegół: naruszanie struktury zamku nie jest najlepszym pomysłem. Walenie zaklęciami w kolumny - tym bardziej, bo trudno oczekiwać aby konstrukcja, utrzymująca się na nich, nie zaczęła się chylić ku upadkowi. Nie wspominając już o tym, że hałas potoczył się po całych błoniach i połowie Hogwartu. Jeśli chcieli zachować kameralność spotkania, chyba powinni zmienić miejscówkę. Odłamki nie oszczędziły obrażeń nikomu, ale Niemcowi, jako że stał najbliżej, dostało się najmocniej. Ból musiał być dość silny, aby Gross nie poczuł dziwnego ciepła rozchodzącego się w jego prawej nodze, które raczej nie zwiastowało niczego dobrego. Udało mu się jeszcze ruszyć w kierunku Xaviera, ale nie "uderzył" go w nic swoim czołem. Co najwyżej próbował. A nos połamał sobie ktoś inny niżeli Taylor, bo kiedy Ślizgon nie odnalazł oparcia na pozbawionej kości nodze, która zgięła się wpół, poleciał na twarz, której nieszczęśliwie nie udało mu się osłonić rękami. A może to i dobrze, bo jeszcze by sobie wykuł różdżką oko... |
| | | Gość
| Temat: Re: I need a hero! Pon 30 Cze 2014, 17:34 | |
| Uśmiechnął się, gdy jego zaklęcie się udało, a Ślizgon został potężnie poturbowany. Xavier nie wątpił, że kiedyś za to mocno oberwie, jednak warto cieszyć się chwilą! Widział dokładnie co zaklęcie spowodowało, jak Gilgamesh zahaczył ręką w mur. Cóż, nie trzeba być znawcą, by stwierdzić, że była ona złamana. Widział też paskudną ranę na jego czole. Oj tam, pani Pomfrey szybko to naprawi, więc może będzie możliwość, że szlabanu nie dostanie. A w co on wierzy? Rozwalenie kolumny zamku na pewno nie ujdzie mu na sucho, nie zależne od powodu, dla którego to zrobił. Szlachetne czyny a rozwalenie budynku? Raczej zwrócą uwagę na to drugie. Ale jak już będzie miał oberwać za zabawę w rycerza, to chociaż pociągnie kogoś za sobą. Tak, chodzi o Ślizgona. Oberwał kilkoma kamieniami, walącymi się z zamku. Dobra, to może jednak nie był za dobry pomysł. Jednak oberwał mniej niż Gilgamesh, co było jakimś szczęściem. Ledwo zrozumiał zaklęcie, jakie on wypowiedział, skupił się na tym, że dzieli ich nie tak daleka odległość. Patrzył, jak Ślizgon podbiega i zalicza niezbyt fajny upadek. Co on, chory na umyśle jest? Jak można samego siebie uderzyć zaklęciem? Podszedł do niego, aby kopnąć go, jednak jakiś głos w jego głowie powiedział, że lepiej go zostawić. Kij wie, dlaczego się posłuchał, ale nie kopnął go z całej siły, jak to zamierzał, tylko po prostu stał. -Pójdziesz stąd, czy chcesz oberwać jeszcze mocniej. Bo, jakby to powiedzieć... To ty najmocniej oberwałeś, co na pewno nie uszło twej uwadze, śmieciu. Na następny raz naucz się czarować. Po czym uśmiechnął się z pogardą, i spojrzał w stronę Tanji. Uśmiechnął się do niej łagodnie. Czyżby był jej księciem na białym koniu, który wcale nie miał białego konia? |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: I need a hero! Wto 01 Lip 2014, 02:28 | |
| Jak to możliwe że Gilgamesh pomylił końce różdżki? Tego nie można się spodziewać nawet po najgłupszym Puchonie świata, a co dopiero po nim. Cały świat sprzysiągł się przeciwko niemu. Obrócił różdżkę dbając o to aby za każdym razem zanim chociażby spróbuje rzucić zaklęcie, była w odpowiednią stronę to znaczy końcem rzucającym zaklęcia w stronę swojego celu. W końcu gdyby przytrafiłoby mu się po raz kolejny coś tak żałosnego, to chyba połamałby różdżkę i został skrzatem domowym. Takie głupie niedopatrzenie. Jeszcze ten grad kamieni...los najwidoczniej zamierzał go nieuczciwie zgnoić za nic, robiąc z niego kretyna, nieudacznika i pechowca. Jak tak można, sędziwy losie? Taką wybitną osobowość? Przez chwilę aż rozważał ucieczkę, jednakże wtedy nasz drogi Xavier zrobił coś czego nie powinien robić w tym życiu. Nazwał jego, Gilgamesha von Grossherzoga śmieciem. Nawet pomimo ciężkiej sytuacji, nieprzeciętnej ilości obić, złamań, krwotoków i braku kości, Ślizgon dostał białej gorączki. Miał ochotę potraktować go jakimś czarnomagicznym zaklęciem, nie zważając na to że nie ma kości w nodze, ma połamaną rękę, krwawi i jest poobijany. Nie zważając na to, że jest w szkole. Nie zważając na to że może za to skończyć w Azkabanie. Na szczęście to była tylko ochota - Gross wolałby uniknąć takich konsekwencji. Jednakże to nie mogło mu ujść na sucho. Miał też odpowiednią odpowiedź na jakże miłe słowa Gryfona. -Wiesz co? Pierdol się. Po prostu się pierdol...-urwał na ułamek sekundy. Tym razem zamierzał go skrzywdzić i to w sposób zdecydowanie przyjemny dla oka. Nie zamierzał też próbować nowości. Zaklęcie którego zamierzał teraz użyć wykorzystywał już kilkakrotnie, nie sprawiało mu też nigdy trudności - w końcu pochodziły z jego ulubionej dziedziny, jak mógłby zawodzić? Wypluł trochę krwi na Gryfona i rzucił: -Avis Taki miłe, przyjemne zaklęcie prawda? Ciekawe tylko co by było, gdyby małe ptaszki postanowiły skonfrontować się z jeszcze mniejszym ptaszkiem, a raczej z ich właścicielem? To by było całkiem ciekawe, prawda? -Oppungo Po rzuceniu tego zaklęcia, które mimo trudności jakie mogło sprawiać było przez Gila opanowane, od momentu w którym przećwiczył je dokładnie w zeszłym semestrze, schował różdżkę za pas i zamachnął się aby oddać cios łokcia w piszczel Xaviera. Po tym ruchu, odturlał się aby być w bezpiecznej odległości, ciężko dźwignął się na swoją ostatnią nogę z kościami i skacząc na niej oddalił się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Ten gość jeszcze mu za to zapłaci. Gdy nadejdzie czas, Gilgamesh go zabije jak psa.
Ostatnio zmieniony przez Gilgamesh von Grossherzog dnia Wto 01 Lip 2014, 02:53, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Zjadłem kawałek posta. Głód tak bardzo.) |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: I need a hero! Wto 01 Lip 2014, 03:10 | |
| Wszystko działo się tak szybko. Ostatnie co pamiętała, to jak Gilgamesh pakuje dłoń do jej bielizny i... sama próba nazwania tego, co robił było zbyt wstydliwe. Zbyt bolesne. Nadal czuła nieprzyjemny napór na jej kobiecość i lekkie pieczenie spowodowane przypadkowym zadrapaniem. Właśnie.. drasnął ją, bo ktoś go odepchnął od Tanji. Ktoś, kto objął ją ramieniem. Jej zdolności percepcji były mocno zachwiane w tej chwili, ale poznała.. poznała ten korzenno-słodki zapach perfum, czuły dotyk dłoni.. to Xavier przybiegł jej na ratunek. Powinna była okazać jakąś wdzięczność, pogardę dla Ślizgona, cokolwiek... a była jak ta marionetka, całkiem bez życia. Była zszokowana, nie podejrzewała, że mogło ją coś takiego spotkać w dodatku w SZKOLE. Gdzie powinna być bezpieczna. Z szacunkiem do tego, jak przystojny był Gilgamesh i pociągający, Everett nie podejrzewała go o takie sposoby egzekwowania tego, czego chciał. Nim dotarło do niej, że była w ramionach Xava, ten odsunął ją, przygotowując się do pojedynku. Opadła z cichym jękiem na krużganki koło swojej torby, lecz nie była w stanie w ogóle przyglądać się starciu ani nawet wziąć w nim udział. Gęsta mgła, jaką zaszły jej oczy wydawała się odbierać poczucie rzeczywistości. Myśl, jadowita myśl, która przewidywała dalszy rozwój wypadków, gdyby nie Xav... czuła przechodzący po ciele dreszcz i osłabienie. Dopiero odgłos sypiących się kamieni ocknął ją na tyle, że osłoniła głowę z jękiem. Tylko trochę poharatało jej ręce, nic wielkiego. Tanja odgarnęła włosy z czoła i spojrzała na chłopaków. Gil leżał na podłodze, a nad nim stał Xav. Wyglądał teraz jak rycerz, wybawca... spojrzał na Gryfonkę i uśmiechnął się łagodnie. Tanja poczuła, jak przestaje ogarniać ją strach i poczucie wstydu. Serce zabiło mocniej. Wtedy też Ślizgon postanowił dorzucić swoje trzy grosze. Cała chmara ptaszków rzuciła się na Xava, którego Gil potraktował jeszcze z łokcia i zaczął kuśtykać stąd, najpewniej do skrzydła. Tan odzyskała odrobinę rezonu i odszukała różdżkę. Drżącą jeszcze rękę skierowała na ptaki. -Finite! Z ulgą stwierdziła, że kanarki zniknęły, ale i tak uszkodziły nieco ciało Xava. Na miękkich kolanach podeszła do chłopaka i złapała go za rękę. Przypadkowo. -Chodź.. jesteś ranny... -wybełkotała cicho i pociagnęła go do miejsca, gdzie wcześniej siedziała. Pchnęła go lekko aby usiadł. Nadal lekko się trzęsła, chociaż już wiedziała, co się wokół niej dzieje. Wyjęła z kieszeni czystą chusteczkę z jej inicjałami i powoli zaczęła ocierać twarz chłopaka. Czując, jak kolana odmawiają posłuszeństwa przysiadła na jego kolanach. Ocierała krew po ataku ptaków i kurz z spadających kamieni. W końcu podłapała spojrzenie jego oczu. Tych cudownych, niecodziennych oczu.. -Dz..dziękuję. Gdyby nie Ty.. -wydusiła cicho. Nie chciała kończyć. Nie mogła. To było zbyt trudne do wypowiedzenia. Miała teraz wobec Gryfona dług. Niesamowity dług. |
| | | Gość
| Temat: Re: I need a hero! Wto 01 Lip 2014, 17:26 | |
| Xavier nie spodziewał się zaklęcia, oto co pierwsze trzeba powiedzieć. Patrzył się, jak Ślizgon wyczarowuje te cholerne ptaszki, które po chwili już go oblazły. Nie zauważył nawet, jak ten idiota walnął go w piszczel. Zaklął cicho. Chciał jeszcze na koniec rzucić czymś w niego (najlepiej byłby to but), ale zrezygnował, jeszcze kiedyś go dorwie. Odwrócił się do Tanji, kiedy ona rzuciła zaklęcie na te ptaki. Nie zauważył ran, które te cholerne ptaszyska zrobiły. Uśmiechnął się do niej spokojnie, i dał się trzymać za rękę. ledwo widocznie się zarumienił, więc dziewczyna z pewnością tego nie zauważyła. Prychnął cicho na stwierdzenie, że jest ranny. Kilka zadrapań jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Bardziej się martwił o nią. W końcu ten... Uspokoił się, i nie dokończył tego zdania, bo mogłyby się posypać niezbyt fajne słowa. Usiadł tam, gdzie go poprowadziła. On ranny? No naprawdę, nie miała już czym się martwić? Jednak dał jej wytrzeć krew, którą dopiero teraz zauważył. Nie było jej wiele. Zarumienił się bardziej widocznie, gdy usiadła mu na kolanach. Sam nie wiedział co się z nim dzieje, ona działała na niego... Tak jakoś. Patrzył na nią, a gdy podziękowała mu, po prostu ją przytulił. A po chwili się odsunął, i popatrzył prosto w jej twarz. Zaczął się zastanawiać nad jedną rzeczą, po czym powiedział: -A co tam, i tak kiedyś bym to zrobił - po czym ją pocałował. Delikatnie, ale stanowczo. Nie byłby zły, gdyby go odtrąciła. Zrozumiałby. Po prostu musiał... Chciał to zrobić. Od tak dawna chciał to zrobić. Jego włosy delikatnie opadały mu na twarz, ale nie chciał ich odgarnąć. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: I need a hero! Wto 01 Lip 2014, 21:26 | |
| Szumiało jej w uszach i wszystkie dźwięki słyszała jakby dochodziły zza grubej szyby. Nie potrafiła skupić się jednocześnie na dźwiękach i na obrazie. Wolała więc skoncentrować się na tym drugim, bo jeszcze dziabnęła by Xava w oko, a tego bardzo by nie chciała! Była przekonana, że ten odcień szkarłatu na policzkach był spowodowany źle wytartą krwią, ale tej krwi było tak niewiele.. może jedna z ran była faktycznym rozcięciem, jednak to było ledwie draśnięcie, krwi tyle co kot napłakał.. Tan jednak za wszelką cenę chciała zająć się swoim wybawcą, podziękować jak tylko może.. wiedziała, że samo słowo "dziękuję" to za mało, o wiele za mało. Dopiero zaczęło do niej docierać, że siedzi na kolanach chłopaka, niebezpiecznie blisko niego i jak nigdy nic patrzy mu w oczy. Zmieszała się lekko, ale uśmiechnęła się dosyć nerwowo. Skłamała by, gdyby powiedziała, że jej się to nie podobało. Xav był inny, był.. jej rycerzem. Bez rączego rumaka, ale jednak rycerzem. Nie odwróciła wzoru, gdy ich spojrzenia się spotkały. Jednak serce, które niedawno biło jak oszalałe, znowu wróciło do tego szaleńczego rytmu. Teraz jednak nie była zaniepokojona, raczej podniecona. Kiedy Xav ją przytulił, poczuła jak zakręciło jej się w głowie, ale przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele. Uspokoiła się i mocniej wtuliła w chłopaka, wdychając jego zapach. Czemu, ah czemu zapominała języka w gębie, gdy go widziała? Pozwoliła się odsunąć z lekkim żalem, ale uśmiechała się. Subtelnie, nieco zawstydzona, ale uradowana. Przekrzywiła głowę i uniosła jedną brew, nie rozumiejąc, co miał na myśli Xavier. Co by zrobił? Uratował ją? Podejrzewał, że kiedyś będzie potrzebowała jego pomocy? Myśli Tan zostały niespodziewanie przerwane, ponieważ poczuła na swoich ustach delikatny pocałunek.. delikatny, ale w jej ciele wywołał tsunami. Ciepło uderzyło z podwójną siłą, a w brzuchu miliony motyli zerwały się do lotu. Nigdy nie czuła czegoś podobnego, a całowała się z wieloma chłopakami. Po chwili szoku, jaki zafundował jej ten gest, przypomniała sobie jak się oddycha. Przymknęła oczy, jakby automatycznie i objęła Xava za szyję, przytulając się do niego mocno. Czuła, jak jej biust przy każdym oddechu opiera się o jego tors, jak zapach uderza w nozdrza, odbierając racjonalne myślenie.. a jej usta wyginają się w uśmiechu radości. Trochę niepewnie, co było do niej niepodobne pogłębiła pocałunek i przestała być bierna. Pocałunek trwał i trwał... i wydawało się, że nigdy się nie skończy. Tanja wsunęła palce w włosy chłopaka, bawiąc się niepokornymi kosmykami. Zapomniała już, dlaczego to się stało. Dlaczego była na tym dziedzińcu, co chciał zrobić jej Gil, jak zasłużył sobie Xav. Odsunęła się w końcu na raptem centymetr od jego ust i odważyła się znowu spojrzeć mu z oczy. Uśmiechała się szeroko, a jej policzki były zaróżowione z podniecenia i przejęcia. -Możesz to robić częściej? -zapytała cicho, zagryzając dolną wargę. Znowu ucałowała jego usta, teraz drapieżniej. To nie był sen! |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: I need a hero! | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |