To nie była taka trudna zagadka. Nie musiał robić sobie "kuku", aby otrzymać uśmiech i cieplejsze spojrzenie. Wystarczyło, aby szczerze powiedział coś miłego tak, jak parę chwil temu zatroszczył się o książkę. To było proste, należało tylko troszeczkę się wysilić na naturalną dobroć.
Drgnęła, gdy trochę się zsunął. Nie umiał ruszać się tak, aby nie przewrócić ich oboje? Nie chciała wylądować na mokrej trawie, ale zaczęła traktować to jako atrakcyjną opcję w porównaniu z nieoczekiwaną bliskością Carrowa.
Skrzywiła się. Od kiedy brał do siebie zachowania drugiej osoby? Nie chciała być w takiej intymnej sytuacji. Z nikim, a w szczególności z nim. Jemu to się podobało, bo ponownie nieumyślnie dopiął swego wprowadzając w jej głowę panikę. Zatrzęsła się, a była to reakcja organizmu na zakazane zabiegi fizyczne. Nie był obrzydliwy. Wręcz przeciwnie i właśnie to był sensowny powód jak najszybszego odsunięcia się.
Nie omieszka wspomnieć panu woźnemu o oblodzonych błoniach. Nawet jeśli uzyska w ten sposób szlaban za zwracanie uwagi pracownikowi, Filch powinien przyłożyć się do swojej pracy i sypać solą bądź piachem chociażby ścieżki! Nikt nie kazał mu włazić na zamarznięte jezioro. Doprawdy, to nie jest duży wysiłek, a jego obowiązek.
Yumi nie czerwieniła się. Na wieść o szantażu policzki nabrały różowej barwy i nie był to wstyd, a gniew. Piekąca wściekłość bijąca z ciemnych jak noc oczu. Ośmielał się stawiać warunki? Wyciąganie informacji siłą nie mogło przejść. Wzięła głębszy wdech, aby na niego krzyknąć, lecz z jej gardła nic nie wydobyło się. Nieumyślnie spowodowała wprowadzenie do swojego organizmu kolejnej dawki odurzającego zapachu Carrowa. Jej twarz wyrażała czystą postać cierpienia, gdy skrzywiła się w panice. Zacisnęła zęby i jeszcze mocniej pieści. Z całej siły zwaliła go z siebie, jednocześnie lądując boleśnie tyłkiem na zimnej trawie i resztkach śniegu. Nie poświęcając temu uwagi zerwała się na równe nogi i miotając błyskawicami podeszła do jeszcze siedzącego chłopaka. Nachyliła się ku niemu tak, aby mógł poczuć jej ciepły oddech na policzku.
-
Przez Dereka, kretynie. Jeszcze raz tak zrobisz, a pożałujesz. Nie waż się do mnie zbliżać. - warknęła i mówiła to śmiertelnie poważnie. Sięgnęła nad jego głową po książkę i odwróciła się na pięcie. Szybkim krokiem oddaliła się, nie pozwalając na zatrzymanie siebie i wciągnięcie w kolejną dyskusję. Powiedziała mu to, co wiedział, a czego nie powiązał. Niejednokrotnie leczył jej twarz, a ona wtedy uciekła i trzęsła się jak osika z trudem znosząc
zły dotyk na policzkach. Amycus pogorszył sprawę, skutecznie zniechęcając Krukonkę do jego osoby. Życzyła mu teraz ponownego uszkodzenia krocza i boleści z tym związanych.
Z wypiekami na twarzy pognała do wieży Krukonów. Zdyszana pokonała wszystkie schody, wybełkotała odpowiedź na zagadkę kołatce i zaszyła się w dormitorium. Nie chciała go więcej widzieć. Następnym razem użyje zaklęcia, jeśli nie zrozumiał przekazu.
***
Następnego dnia z samego rana otrzymała szkolną sowę z listem i pakunkiem. Na sam widok charakteru pisma Yu jęknęła i zasłoniła twarz poduszką. Podniosła się, gdy ptaszysko dziobnęło ją w rękaw piżamy. Podarowała sówce ptasi smakołyk i otworzyła list, przecierając zaspane oczy. Trzy razy przeczytała wypisane słowa.
- Cytat :
- Pamiętaj, że ja nie jestem Derekiem. To znacząca różnica.
Amycus Carrow
Otworzyła pakunek i ujrzała drugą część księgi.
Niebieskie gwiazdy. Yu zakryła usta i przez parę minut wpatrywała się w prezent. Miała ochotę to wyrzucić i krzyknąć na ślizgona za jego zachowanie. Przesunęła opuszkami palców po okładce i westchnęła. Ostatecznie książkę nosiła ze sobą przez tydzień, wertując ją i analizując każde słowo. Do Amycusa nie odezwała się ani słowem, unikając go. Nie był Derekiem. Był Carrowem. To jej nie pocieszało.
***
~ koniec wspomnienia~