IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Już Ci niosą suknię z welonem...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Jared Wilson
Jared Wilson

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptySob 24 Maj 2014, 12:03

Opis wspomnienia
Z góry ustawione małżeństwo dwojga nieznanych sobie osób. W tym wspomnieniu pokazane jest ich pierwsze prawdziwe spotkanie, gdy oboje wiedzieli, że wejdą razem w związek małżeński. Niepewność, wątpliwość, posłuszeństwo czy obojętność? Pogodzenie z decyzją rodziców i poznanie narzeczonych. Choć widywali się w Hogwarcie, byli sobie całkowicie obcy. Oboje wiedzieli, że ciężko będzie im się pokochać, choć potrafili stworzyć rodzinę na fundamentach szeroko pojętej życzliwości.
Osoby:
Katherine Wilson (Berg), Jared Wilson.
Czas:
1962 rok, 15 lat temu, gdy oboje mieli 21/20 lat. Miesiąc przed ślubem.
Miejsce:
Londyn, posiadłość rodziny Berg.
Jared Wilson
Jared Wilson

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptySob 24 Maj 2014, 12:18

Ledwie zdążył odebrać dyplom wykształcenia w zawodzie Aurora, a dnia następnego oznajmiono mu, że najwyższy czas zapoznać się z narzeczoną. Miesiąc przed dokładnie zaplanowanym ślubem. Podchodził do tego ze sceptycyzmem, w duchu śmiejąc się z faktu, że było mu obojętne co się stanie z jego życiem. Posłuszeństwo wobec matki i dziadków przychodziło mu z dziecinną łatwością. Jerry nie interesował się założeniem rodziny, jego celem było legalne wyżycie się na śmierciożercach, którzy go kogoś pozbawili.
Przyjechał na posiadłość sam. Odmówił matce, nie chciał jej towarzystwa. Nie potrzebował pomocy, aby trafić tam, gdzie miał trafić. Chciał samotnie poznać kobietę, która stanie się jego żoną. Miał dwadzieścia jeden lat, a już jego twarz napawała nieprzyjemnością. Wyrósł, dojrzał, stał się dobrą partią, jednak w środku dalej był uszkodzony. Logicznie, łagodnie i uprzejmie zapytał o Katherine Berg, gdy już zapukał kołatką w drzwi. Nie przyglądał się z kim rozmawia, szukał swojej narzeczonej, której nigdy wprawdzie nie widział. Słyszał o niej w Hogwarcie, miał przed oczami parę razy, ale nigdy nie zapadła mu głęboko w serce. Odczuwał pewną formę irytacji, że sam nie mógł wybrac, ale matka miała rację. On nigdy by nikogo nie wybrał, nigdy by sam nie wyjawił jakichkolwiek chęci, aby założyć rodzinę. Musiał przełknąć ten fakt i po prostu poznać Katherine.
Ubrany w czyściutką szatę z dobrego materiału wkroczył do wnętrza domu państwa Berg. Ukłonił się starszyźnie, wymienił uprzejmości z rodzicami narzeczonej. Stał w salonie sztywno z miłym uśmiechem na twarzy i ciemnym nieodgadnionym wzrokiem. Zastanawiał się czy swoim charakterem i osobowością nie zniszczy czyjegoś życia. Obiecał sobie, że postara się być dobry.
Gość
avatar

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptySob 24 Maj 2014, 12:35

Młodziutka panna Berg wychowała się w rodzinie dość tradycyjnej, o ile by nie pokusić się o stwierdzenie konserwatywnej. Mimo iż straciła ona swoją czystość krwi kilka pokoleń wstecz, utarły się pewne zasady, niezmienne od pokoleń. Być może dlatego, kiedy państwo Berg zdali sobie sprawę, iż ich jedyna córka nie kwapi się do zamążpójścia, nieśmiało zaproponowali swojego kandydata, co ku ich wielkiemu zdziwieniu nie spotkało się ze sprzeciwem ze strony Katherine. Jej uległość prowokowała do zadawania pytań, jednakże te spotkały się z brakiem odpowiedzi. Skoro już państwo Berg tak bardzo nalegali, Kath wolała się podporządkować, nie chcąc już na samym początku jej zawodowej pracy rozpraszać się rzeczy mniej dla niej istotnymi.
W drzwiach Jareda przywitał Pan Berg, o którym mógł wiedzieć, iż przed laty był jednym z lepszych aurorów, którzy pracowali dla brytyjskiego Ministerstwa Magii. Po wymianie stosownych uprzejmości, zaprosił młodego Wilsona do pokoju dziennego, gdzie już czekała Pani Berg Kobieta niewątpliwie była o wiele młodsza od swojego małżonka, cechowała się także pogodą ducha i uroczym, ciepłym uśmiechem, choć jej ręce, jak i same lica, zdobiły liczne szramy. Również przywitała się z Jaredem, a następnie oboje wyszli pod pretekstem przygotowania kawy. Jerry został więc sam, w oczekiwaniu, w pomieszczeniu gdzie jedyną żywą duszą poza jego osobą był bury kocur wygrzewający się przed kominkiem. Kompletnie nie zainteresowany osobą Wilsona.
Katherine stała na szczycie słów, słuchając wymiany zdań pomiędzy swoimi rodzicami, a Jaredem. Dla kogoś, kto znajdował się na dole i nawet przechodził obok schodów w drodze do pokoju dziennego, pozostałaby niezauważona. Dopiero po dłuższej chwili zdecydowała się zejść, wychodząc na przeciw swojemu przeznaczeniu z wysoko uniesioną głową. Jared był jej obcy, choć obiecała sobie nie zrażać się pierwszym wrażeniem. Mieli razem spędzić życie, już teraz powinni się nauczyć trudnej sztuki kompromisów.
Wbrew pozoru, panna Berg nie kazała na siebie czekać. W końcu, do pokoju dziennego weszła lekkim krokiem filigranowa blondynka, którą Jared tak naprawdę mógłby zmiażdżyć objęciem. Łagodna twarz, zaintrygowane spojrzenie od razu rzucały się w oczy. Pamiętał Katherine choćby z rozdania dyplomów po ukończeniu kursu aurorskiego. Wtedy jednak jej oczy błyszczały w niemej ekscytacji i śmiały się nie mniej uroczo, od tego uśmiechu, który widniał na jej wargach.
Jared Wilson
Jared Wilson

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptySob 24 Maj 2014, 13:02

Wilson nie interesował się kocurem tak jak kocur nie interesował się nim. Byli podobni, tkwiąc w obojętności, znudzeni w oczekiwaniu na cud. Wszystko to było ustalone z góry. Spisany scenariusz, gdzie oni mieli odegrać jedynie swoje role jak najlepiej potrafią. Z kamienną twarzą witał się z rodzicami, ważąc odpowiednio słowa i dobierając odpowiednie modulacje głosu. Poczuł ssanie w żołądku, widząc, że to rodzina pełna i szczęśliwa. Bolało go coś, że nie mógł pochwalić się ojcu narzeczoną. Stał na baczność i od razu zauważył ruch gdzieś na schodach. Skierował tam czujny wzrok, jakby czaiło się tam niebezpieczeństwo. Nie pokazał swej reakcji na widok młodej kobiety. Tak mało mieli czasu, aby się poznać. Za każdym razem gdy ją widział, wyglądała inaczej. W duchu jednak odetchnął z ulgą, nie została mu podarowana szpetna osoba, tylko piękna dziewczyna.
Poczekał aż zejdzie, a potem wolnym krokiem podszedł, nie odrywając od niej oczu. Ujął delikatną dłoń i złożył na niej pocałunek, nachylając się nieznacznie w jej stronę.
- Witaj Katherine. - dwa proste, krótkie słowa, które skrywały podziw dla jej osoby. Wyprostował się i mierzył czujnym wzrokiem kobietę. Jego narzeczona. Przyszła żona. Jerry zaczął rozważać czy poradzi sobie i nauczy się być dobrym mężem. Był na siebie zły, że zniszczy jej życie nie oferując nic w zamian oprócz życzliwości. Była młoda i piękna, zasługiwała na kogoś, z kim będzie mogła dzielić radości i smutki. Jerry się do tego nie nadawał. Wiedział jaki jest i był świadomy, że nie zmieni się tak łatwo.
- Miło mi cię poznać osobiście. - kolejna uprzejmość, wyuczona na pamięć. Jak to będzie wyglądać w zwykłym życiu, w szarej codzienności? Sam zajmie się pracą, już teraz dostał ofertę w ministerstwie i potencjalną robotę. Zaczynał już za parę dni, weźmie krótki urlop na czas ślubu. Nie wiedział nawet czy planują podróż poślubną. Nie była im potrzebna, wszak się nie znali, nie było między nimi żadnych głębszych uczuć. A może powinni? Muszą się poznać, skoro budują rodzinę. Wiele myśli przeleciało mu przez głowę. Głównie cieszył się jak beztroskie dziecko, że jego żona jest piękna oraz martwił, że niewiele może jej zaoferować. Zapewni dach nad głową, bezpieczeństwo finansowe, nawet rozmyślał nad skrzatem domowym, ale co poza tym? Po co on się bawi w małżeństwo? Dobrze było mu tak, jak jest, luźne życie kawalera. Nie było już odwrotu, musiał ciągnąć tę bajkę dalej. Wszak tego od niego i od Katherine oczekiwano.
Gość
avatar

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptyPią 13 Cze 2014, 20:04

Te wszystkie ceregiele i niuanse zaczynały ją zwyczajnie drażnić, bowiem nigdy nie przykładała do nich wielkiej wagi, choć tradycja lubiła się o nie upominać. Katherine, zawsze uciekająca od etykiety i pewnych starych, w zupełności jej nie pasujących stylów życia, widziała w swoim ustawianym małżeństwie ironią losu szansę na to, aby wyrwać się z konserwatywnego życia. Miała dość słuchania tego, jak ktoś dyktował jej jak powinna postępować. Kochała swoich rodziców, ale szczerze nienawidziła ich staroświeckich przywiązań.
Mimo wszystko Jared spotkał się z uprzejmym, choć poniekąd zdystansowanym uśmiechem, który szczerze powiększył się w odpowiedzi na szarmancki, miły gest. Katherine nie była zołzą, tak więc wszystkie obawy, iż za tą ładną buźką i uroczym uśmiechem czai się wredne babsko byłyby niewskazane.
- Witaj, Jaredzie.
Chciała dodać coś jeszcze, ale zabrakło jej słów. Wydawało się jej, iż łatwiej przyjdzie jej mówić, kiedy w końcu się spotkają osobiście. Zawsze miała dużo do powiedzenia, teraz jednak wszystkie słowa wydawały się jej być nieodpowiednie do sytuacji. I wcale nie podnosiła ja na duchu świadomość, że mężczyzna może się czuć równie niekomfortowo co ona. Aby ratować się z niejakiej opresji, Katherine wskazała mu zapraszającym gestem kanapy w salonie. Rodzice jego narzeczonej najwyraźniej postanowili dać im namiastkę prywatności, bowiem nic nie zwiastowało, iż szybko do nich dołączą.
- Mnie również. Mam nadzieję, że nie... zniechęci Cię te wszystkie oficjalne punkty Twojej wizyty. Moi rodzice nalegali, wciąż miłują sobie tradycje. Powiedz mi, Jaredzie, czy masz pewne życzenia co do ceremonii?
Postanowiła, przynajmniej na razie, skupić ich rozmowę na rzeczach dość istotnych, aby łatwiej było nawiązać jakiś kontakt, chociaż cienką nić porozumienia, bez której nie wyobrażała sobie przyszłości. Będą żyć pod jednym dachem, mogli udawać, iż się nie znają, ale wtedy jaki sens miałoby to wszystko? Skoro już mieli tworzyć rodzinę, Katherine zamierzała wzorowo spisać się w swojej roli, choć podejrzewała, iż będzie ją to kosztować nie mały wysiłek. Nie uciekała już myślami. Liczyło się to co tutaj, teraz. Sama siedziała obok mężczyzny, swobodnie zarzucając nogę na nogę.
Jared Wilson
Jared Wilson

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptySob 14 Cze 2014, 12:00

Jerry miał odmienną postawę. Matka i babka nauczyły go manier i przywiązywania dużej wagi do wychowania. Traktował to jako coś naturalnego. Nie odczuwał irytacji ani rozdrażnienia, że musi się tego wszystkiego trzymać. Gorzej byłoby, gdyby tego zabrakło. Nikt mu nigdy nie dyktował jak ma żyć, nie odbierał oczekiwanego zachowania jako przymus. Bardziej jak obowiązek tak samo jak poślubienie obcej mu kobiety. Tak dzieje się na całym świecie. Ludzie pobierają się, czasami wbrew sobie, ale wiedzą, że tak musi być.
Dostrzegł rezerwę w jej powitaniu. Nie był tym zaskoczony, chociaż sprawiła mu uprzejmość nie krzycząc na jego widok i nie odpychając na wstępie. Różnorako reagowały kobiety widząc swojego przyszłego męża. Jerry nie był szpetny ani odrażający, miał w sobie swój rodzaj urody ukrytej za maską wiecznego niezadowolenia z życia.
Poczekał aż Katherine usiądzie na kanapie i dopiero po chwili przyłączył się, mieszcząc się w stosownej od niej odległości. Wolał stać, ale zmusił siebie do zachowania uprzejmości. Powinien wypaść jak najlepiej, reprezentować godnie swoją matkę, zaginionego ojca i dalszą rodzinę w postaci babki.
- Nie mam nic przeciwko liberalności twojej rodziny, Katherine. Również miłuję tradycję. - przyznał się bez bicia, że mile widział zachowanie konwenansów. Jerry nie należał do osób, które pozwalają sobie na poryw spontaniczności. Nie miał na to czasu, już dawno z tego wyrósł. Nadawało mu to sztywności, czym również nie przejmował się w żadnym calu. Czy wymagał czegokolwiek od ceremonii? Nawet się tym nie interesował, pozostawiając to rodzicom. To dla niego odbębnienie formułki i uśmiechanie się, ściskanie rąk wszystkim dookoła.
- Ufam twoim i własnym rodzicom, że o wszystko zadbają. - powiódł spojrzeniem do jej zgrabnych nóg, poświęcając im minutę swojej uwagi. Powrócił do Katherine, posyłając jej uprzejmy uśmiech.
- Skoro będziemy małżeństwem, mów mi Jerry. - pozwolił sobie na taką formę spoufalenia się. Nie każdemu pozwalał na zwracanie się do niego w ten sposób. Pseudonim miał pewny oddźwięk intymności, co dało się wyczuć przy wymowie.
Wilson odczuł potrzebę zapalenia cygara. Uznał to jednak za niestosowne, więc zacisnął mocno usta i usiadł wygodniej na kanapie.
- Czym się zajmujesz, Katherine? Jakie są twoje ambicje i jak widzisz naszą przyszłość? - zapytał, pijąc do sedna sprawy. Widziałby kobietę z dziećmi w domu. Jared jest staroświecki, ale wiedział jak reagują obecne damy na takie podejście - różdżka w dłoń i zaklęcie w głowę. Wilson musiał wybadać z kim ma do czynienia. Niewiele się znali.
Gość
avatar

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptyCzw 19 Cze 2014, 12:51

Katherine nie była żadną, wielką buntowniczką, która poprzysięgła obalić stary porządek i zamierzała go na każdym kroku negować. Nic z tych rzeczy. Była po prostu zmęczona ciągłymi ograniczeniami, z którymi musiała się liczyć ze względu na kultywowane, liczne tradycje. Z chęcią zrezygnowała z kilku, których brak przecież nie wywróciłby ich życia do góry nogami, tak samo jak nie sprawiłby, że zaraz będą zupełnie innymi ludźmi. Była wszak cienka granica między miłowanie oraz pielęgnowaniem tradycji, a fanatyzmem względem nich.
Starała się nie zwracać większej uwagi na dystans, który ich dzielił. Nie oczekiwała, że wystarczyło jedno spotkanie, jedna rozmowa, aby w jakikolwiek sposób się do siebie zbliżyć. Istniało spore prawdopodobieństwo, iż tak naprawdę nigdy nie uda im się pokonać do końca wszystkich przepaści między sobą. Z drugiej strony już chyba wolałaby dystans niż sztuczne udawanie tego, jak to im ze sobą nie jest wspaniale.
- O ile nie zmuszą mnie do założenia welony, który będzie musiała nieść cała grupa dzieci, aby materiał nie sunął po ziemi, jak najbardziej ufam ich wyborom.
Kąciki ust Katherine drgnęły, zdradzając nieco blady, ale jednak szczery uśmiech. Jerry. Brzmiało o wiele lepiej niż Jared, ale tę uwagę zachowała dla siebie. Przynajmniej na razie.
- Oczywiscie, Jerry. Nie będzie dla Ciebie zapewne niespodzianką, iż jestem z wykształcenia aurorem i od niespełna miesiąca pracuję w Ministerstwie Magii jako członek brygady uderzeniowej. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż przyjdzie nam również pracować razem, m?
Jak na razie nie dała mu szans na odpowiedź, swobodnie kontynuując zaspokajanie ciekawości bądź po prostu uprzejmości mężczyzny.
- Nie zamierzam poprzestać na byciu aurorem, w przyszłości chciałabym dołączyć do Wizengamotu, aby mieć pewność, że tych, których stawiamy przed sądem spotka zasłużona kara. Jeżeli zaś pytasz o te bardziej... intymne. Zawsze chciałam mieć dom z ogródkiem. Nie ważne gdzie, nie ważne jaki, ale koniecznie z ogródkiem. Aby nie siedzieć cały czas w czterech ścianach, aby można było wyjść na świeże powietrze i najlepiej niech będzie jeszcze możliwość zerwania z własnej grządki świeżych jarzyn czy owoców. Bo chociaż nie mam dużo czasu na gotowanie czy pieczenie, to jednak potrafię i lubię. Och! Wybacz. Chyba się rozgadałam.
Przysłoniła usta dłonią, aby stłumić chęć roześmiania się. Posłała także Jaredowi pełne przeproszeń spojrzenie, gdyż zapewne sam chciałby coś dodać.
Jared Wilson
Jared Wilson

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... EmptyCzw 19 Cze 2014, 17:21

Jared nigdy nie udawał. Nie musiał, bo cechował się wręcz brutalną szczerością oraz gwałtownymi reakcjami. Nie przyszłoby mu do głowy okłamywać Katherine względem swoich uczuć. Musi jej powiedzieć, że prawdopodobnie nigdy nie będą się kochać tak, jak kochają się małżonkowie. Wiedział o tym od bardzo dawna, że nie uda mu się stworzyć prawdziwej rodziny opartej na wielu pozytywnych emocjach. To był powód, dla którego nie spieszył się do ożenku i tylko interwencja matki i babki nakazała mu pomyśleć o własnej przyszłości i potomkach. Przepaść między nim a Kath będzie bardzo widoczna. Mogą próbować to zmniejszyć, ale ona będzie zawsze. Jerry miał w sobie zbyt wiele goryczy i złości, aby stać się bardziej ludzkim.
Gdy wyobraził sobie stadko dzieciaków niosących welon jego przyszłej żony... stwierdził, że byłoby to ciekawe doświadczenie. Skomentował to jedynie poprzez rozluźnienie mięśni. Dotychczas siedział jak na szpilkach, jakby zirytowany całą tą kurtuazją. Ocknął się, gdy wspomniała o pracy. Jego ulubiony temat rozmów.
- Tak, widziałem cię na rozdaniu dyplomów. Nie wiem czy będziemy pracować razem. W przyszłym roku po odbyciu minimalnego stażu będę ubiegać się o posadę dowódcy szwadronu. - odpowiedział krótko, zwięźle i na temat nie siląc się na uśmiech. Zapomniał na chwilę o byciu bardziej przystępnym. Nieczęsto sytuacja nakazywała mu okazywanie trochę łagodnej strony swojego jestestwa. Musiał się ciągle pilnować, inaczej non stop warczałby i mruczał coś pod nosem. Z zainteresowaniem wysłuchał jej dłuższego wywodu, stwierdzając w duchu, że Kath ma miły dla ucha głos. Mógłby siedzieć tak i słuchać, a co za tym idzie skupiać uwagę na wypowiadanych słowach. Z zadowoleniem przyjął do wiadomości ambicje Katherine. Chociaż żony powinny siedzieć w domach i opiekować się z dziećmi, nie widział nic przeciwko pracy, gdy tylko pozwoli na to czas. Jeśli nie będzie zaniedbywać obowiązków domowych i opiekuńczych wobec przyszłych pociech, nie będzie się wtrącał. Jerry nieczęsto zajmował się słuchaniem drugiej osoby, jeśli nie miał w tym celu. Uśmiechnął się ledwie widocznie na wzmiankę o ogródku. To takie... normalne, ludzkie. Oczekiwała ogródka w domku, sadzenia kwiatków, warzywek. A dla niego było to wszystko obojętne. Jeśli życzyła sobie takiego elementu w ich przyszłej posiadłości, nie miał nic przeciwko temu. Na dobrą sprawę mógł oddać jej wodze, jeśli chodziło o kreację wnętrza. Nie odezwał się od razu, gdy przeprosiła go za swoje gadulstwo. Jak już zauważył, nie odczuwał z tego powodu żadnego dyskomfortu i mogła to wyczytać z jego łagodniejszego i trochę pobłażliwego spojrzenia.
- Co sobie tylko zażyczysz, Katherine. Ściany mogą być nawet zielone, jeśli ci to odpowiada. - stwierdził i zdziwił się, że faktycznie nie zrobi mu to różnicy. W ten sposób chciałby jakby nadrobić przyszły brak cieplejszych uczuć między nimi. Nie da jej tego, co dałby jej inny mężczyzna, którego mogłaby pokochać. Zadośćuczynienie za jeszcze nie wyrządzone krzywdy.
- O porządki nie będziesz musiała się martwić. Będziemy posiadać domowego skrzata jak tylko osiądziemy na Grimmauld Place. - nie zapytał gdzie chciałaby mieszkać. O tym nie planował dyskusji, bo decyzja już dawno zapadła. Spokojna dzielnica, sprawdzona. Nie powiedział jak on to sobie wyobraża. Nie chciał chyba wypowiadać na głos jak bardzo zniszczy jej oczekiwania na księcia na białym koniu. Nie wiedział w jaki sposób jej to powie. Niby nie przejmował się tym, co czuje i myśli druga osoba, ale tu chodziło o przyszłą żonę i kobietę, z którą będzie dzielił mieszkanie przez wiele, wiele lat. Coś się jej należało.
Sponsored content

Już Ci niosą suknię z welonem... Empty
PisanieTemat: Re: Już Ci niosą suknię z welonem...   Już Ci niosą suknię z welonem... Empty

 

Już Ci niosą suknię z welonem...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-