Temat: Trzeba było nie pić...! Nie 18 Maj 2014, 21:46
Opis wspomnienia
Pijani i zagubieni w Zakazanym Lesie. Oby tylko nie wpadli w gniazdo Akromantul...
Osoby: Fimmel, O'Connor, von Grossherzog
Czas: Początek Maja, 1977r.
Miejsce: Zakazany Las
Wyprawa do Hogsmeade na pewno nie miała mieć takiego końca. Chwila zapomnienia, polało się za dużo kremowego piwa, a później nawet dorwali czegoś mocniejszego. Szkoda tylko, że nie spojrzeli wcześniej na etykietę, na której wyraźnie było napisane ile to coś miało procenta. No nic, stało się. W dodatku chyba źle skręcili w drodze powrotnej do Hogwartu i nawet nie wiedzieli kiedy znaleźli się na skraju Zakazanego Lasu. - Hej, na skróty w sumie będzie szybciej – powiedziała wtedy Porunn, po czym twardo stąpając po gruncie ruszyła w głąb lasu, ciągnąc za sobą Cu i Gilgamesha. No oczywiście. Najlepsza trójka pod słońcem musiała się ze sobą umówić i pójść tam, gdzie nie za bardzo powinna. Skróty, no nie za bardzo tymi skrótami były.
Alkohol dodawał jej trochę większej pewności siebie, czyli większej niż zwykle ona była. W dodatku na jej twarzy jawił się szeroki, rozkoszny uśmiech, a w uszach szumiało. O dziwo, idealnie wymijała wszystkie czające się w ukryciu pułapki w postaci wystających korzeni czy gałązek, gotowych podrapać każdą część ciała. - Hej, chłopaki. W ogóle wiadomo gdzie my idziemy? – w końcu padło to kluczowe pytanie, które od początku zalegało jej na końcu języka. Zatrzymała się i odwróciła w ich stronę. Podrapała się po głowie i wyszczerzyła zęby w uśmiechu tak rozbrajającym, iż nie bardzo było wiadomo, czy zaczynała już panikować, co było do niej niepodobne, czy też cała ta sytuacja niezmiernie ją bawiła. W dodatku słońce powoli zachodziło, a szwędanie się po Zakazanym... w ciemnościach i nie do końca trzeźwym nie było chyba najlepszym ich pomysłem. A mieli ich już naprawdę dużo.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Nie 18 Maj 2014, 22:14
A przecież ostrzegał! Ostrzegał ich że to bardzo zły pomysł tyle pić! Może nie dosłownie, ale "O'Connor, weź mi jeszcze jednego nalej" było oczywistą aluzją że powinni już przestać. Każdy to wiedział. To wszystko wina Irlandczyka! Zawsze to była wina Irlandczyka. Cholerni Irlandczycy, gdyby nie oni to przecież psy by mówiły. To przez nich przestały, bo je katowali w siedemnastym wieku, razem z hiszpańską inkwizycją, gdy przekraczali Morze Czerwone. Ale Irlandczyka ochrzani się później. Najlepsze zawsze zostawia się na koniec. Najpierw postanowił podejść do Porunn. I jak to już się zdarzało nie jeden raz, sprzedał jej klapsa, wymierzonego w lewy pośladek i rzekł głosem pełnym "pijackiej powagi": -Fuj fuj. Niedobra krówka! Więcej nie idę za Tobą na skróty. Ty zupełnie nie masz orientacji w terenie, toż Ty nawet nie wiesz że prawo jest po lewej, gdy idziesz na wschód a lewo masz po prawej, natomiast nad Tobą świecą gwiazdy. Może mu się zdawało, ale to co właśnie powiedział, w pewien sposób...nie miało absolutnie żadnego sensu. No bo w końcu co, cale życie bycia doskonałym może męczyć tak? Więc może też powiedzieć coś nie do końca wybitnego. Zachwiał się lekko. -Chociaż to i tak Twoja wina O'Connor. Przecież Cie ostrzegałem żebyś mi krówki nie spijał, bo potem się wpakujemy. I proszę, wpakowaliśmy się w jakieś krzaczory. Chyba że czegoś nie wiem i Hogwart przebudowali. Jak tak na Ciebie patrzę czasami, to nie zdziwiłbym się gdyby to był tak naprawdę wasz pokój wspólny. Bo nawet na las to mi nie wygląda! Oparł się ciężko o drzewo i roześmiał się. Rany rany, ale mu było dobrze! Żołądek tańczył, w głowie szumiało...czyżby to miłość? Ależ tak! Zakochał się! W samym sobie. Najlepszy możliwy partner! Spadajcie Krukonki, spadajcie Ślizgonki! Od dnia dzisiejszego, Gilgamesh von Grossherzog jest zajęty przez samego siebie! -Wal się panie lesie! Jesteś gorszy niż Hufflepuff!-wykrzyknął w powietrze. Bo skoro już ochrzanił krówkę, Irlandczyka to i na las przyszła pora. Swoją drogą...co gdyby tak na tym lesie zarobić? Genialny plan! Wziął patyk z ziemi (bo różdżki sa dla frajerów) i zakreślił nim kółko dookoła drzewa o które się opierał. -Nazywam się Gilgamesh von Grossherzog i wydzierżawiam tą ziemię! Ale to nie był jeszcze koniec genialnego planu. Odepchnął się od drzewa i podszedł po raz kolejny do swojej ulubionej krówki. Wyszczerzył się do niej tak jakby właśnie mu ogłosiła, że wszyscy Puchoni zostają definitywnie wywaleni ze szkoły i szepnął: -Ej, jak się rozbierzesz i zatańczysz taniec Trytona, to dam Ci duże ciastko
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Pon 19 Maj 2014, 15:16
Hogsmeade. O'Connor od samego początku uwielbiał to miejsce, a szczególnie wyprawy, które wysoko procentowały i bynajmniej nie należało rozumieć tego w kontekście pozytywnych skutków. Cóż, często gęsto Irlandczykowi się upiekło to czy owo przy takim wypadzie, ale też czasami kończyło się to jednym wielkim spontanicznym działaniem. Jak tego dnia. Przyzwyczajony do tego, że picie alkoholu z nim zawsze, ale to zawsze kończy się "to wszystko wina Irlandczyka!" nie zamierzał się tym przejmować. Gilgamesh chciał kolejnego - nalał mu kolejnego. Pierun też chciała jeszcze - ależ proszę bardzo. Czy sam chciał kolejnego? No ba. A co tam, raz się żyje, wiele razy pije. Kiedy kierowali się z powrotem do zamku cała trójka była pijana. O'Connor najmniej, bo odporność i zahartowanie irlandzkie swoje zrobiły, ale i tak daleko mu było do stanu wyjściowego. Dlatego też uznał, że skrót proponowany przez Ślizgonkę jest fantastycznym pomysłem i oboje powinni sobie pluć w brodę, że sami na to nie wpadli. O dziwo, też całkiem sprawnie omijał gałęzie i korzenie, ale może po prostu załączył mu się tryb quidditcha. Ciało najwyraźniej uznało, że tak będzie bezpieczniej, skoro poruszanie się w inny sposób narazi je na uszczerbek. - Piorunku, słoneczko najjaśniejsze, skąd znasz ten skrót? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdzieś tam, w odmętach podświadomości, która pozostawała trzeźwa, powinien się cieszyć, że Aristos go teraz nie ma jak zobaczyć - w tym stanie, w tym miejscu. Był na szczęście na tyle nie-pijany, że poklepał Gilgamesha mocno w ramię, gdy ten wtrącił swoje trzy grosze. Najpierw się zaśmiewał prawie do łez z niemieckich podbojów drzewa i tej całej dzierżawy. O tak, pijany von Grossherzog nadawał się na materiał komediowy pierwszej klasy. - Hej, hej. Takie niemoralne propozycje w środku lasu? Dżentelmen z ciebie straszny - zaśmiał się i zbliżył do dziewczyny, obejmując ją ramieniem. Przy okazji zaczął pod nosem śpiewać jedną z irlandzkich piosenek - typ karczmarskiej pieśni o piciu i miłości. Kto pijanemu zabroni? Kiedy Pierun zakomunikowała, że w sumie się zgubili na początku tylko uśmiechnął się szeroko i rozejrzał dookoła. - Oczywiście, Fimmel, idziemy... - znowu się rozejrzał chcąc określić kierunek. Za trzecim razem wśród szumu procentów przebiła się myśl, że nie ma zielonego pojęcia. I że są w Zakazanym Lesie. Ta świadomość nieco go otrzeźwiała, ale tylko w niewielkim stopniu. - Gdzieś. Ale gdzie? - wzruszył ramionami. - Zróbmy sobie wycieczkę i zobaczmy, gdzie dojdziemy. - zaproponował. - Noc taka piękna, my tacy młodzi. Nie, Gil, nie zmierza to w twoim ukochanym kierunku. - zaśmiał się szelmowsko posyłając Ślizgonowi wilcze spojrzenie, po czym skręcił w lewo i zaczął iść hardo przed siebie. - Kompas, kompas, przydałby się kompas. - zanucił w rytm owej pijackiej pieśni. Takiemu optymiście i lekkoduchowi jak O'Connor jeszcze chwilę zajmie zanim wytrzeźwieje pod wpływem świadomości jak bardzo mają przerąbane. Niestety, o ile ktoś z pozostałej dwójki nie ocknie się pierwszy, impulsem staną się dopiero centaury, akromantule czy Merlin jeden wie co jeszcze mieszka w tym miejscu.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Pon 19 Maj 2014, 20:06
Zachowanie Gilgamesha dało wszystkim do zrozumienia, kto tutaj jest najbardziej wstawiony. I na pewno nie była to panna Fimmel, która idealnie odnajdywała się w terenie. Czasami. I nie pod wpływem, ale tak normalnie to nie było jej czego zarzucić, prawda? Starała się ustać w pionie, nie pozwalając swojemu ciału na chwiejne ruchy. Założyła ręce na piersiach i wtedy dostała strzałem po tyłku prosto od ślizgona. Aż podskoczyła, łapiąc się za pośladki. - Hej, von Goss-coś-tam! Łapy przy sobie, bo ci je utnę! – warknęła, po czym zamachnęła się, próbując trafić go prosto w twarz z pięści. Niestety, nie wymierzyła dobrze odległości między nimi i zrobiła piękny piruet wokół własnej osi. Wymamrotała ciche przekleństwa i schowała ręce do kieszeni dżinsowych szortów. Przez chwilę łypała poirytowana na kumpla, jednak on już zaczął nawijać totalnie bez sensu, przez co zapomniała o chwilowej złości i roześmiała się, łapiąc za brzuch. Wtedy dobił do niej O’Connor i objął ramieniem, co ewidentnie jej się spodobało. W przeciwieństwie do Gilgamesha, to dotyk Wilka jak najbardziej jej odpowiadał i wcale nie miała zamiaru się na niego gniewać. - Skrót? No przecież cały czas idziemy, droga jest równiutka! Na pewno zaprowadzi nas do Hogwartu, mówię Wam! Żyjemy, idziemy! – zaśmiała się, po czym chwyciła Irlandczyka za dłoń i pociągnęła za sobą. Mieli już iść dalej, gdy Gilgamesh wpadł na cudowny pomysł dzierżawienia Zakazanego Lasu. W sumie… to całkiem dobry pomysł. Przyszłościowy. Można poczuć się jak władca miejsca… w którym wszystko co żyje chce cię zjeść razem z kosteczkami. Czadowo, prawda? - Może zrobimy piknik? Zbierzemy jakieś jagody… Ej, Cu? Masz jeszcze butelkę tej gorzały, którą zwędziłeś Hagridowi? – spytała Porunn, uśmiechając się szeroko, po czym klapnęła na środku „ścieżki” którą sobie utorowali. – Chyba mnie suszy znowu – stwierdziła, po czym przejechała językiem po śnieżnobiałych zębach i zacmokała kilka razy. I znów krzyk Gilgamesha… a później ta niemoralna propozycja. - Ha! Nawet gdyby twoje ciastko było ostatnie na świecie, to bym go od ciebie nie wzięła – powiedziała całkiem szczerze i odgarnęła niesforne włosy, które opadły jej na twarz. Znów ten błogi stan przeszedł po jej ciele i miała ochotę śpiewać, a gdy Cu zaczął nucić i ona się dołączyła. Tym sposobem stworzyli niepokonany duet, który, jeżeli przeżyją jutrzejszego kaca… pójdzie na pewno w zapomnienie. Oh, oby tylko istoty mieszkające w tym lesie nie chciały ich zeżreć za wspólny fałsz i zakłócanie porządku i spokoju. Hej, byli tylko grzecznymi uczniami, którzy po prostu zagubili się w lesie… Dlaczego ktoś miałby ich za to winić? Fakt, że droga przez Zakazany Las nie do końca okazała się tą krótszą drogą… to już nie ich wina. To znaczy… No dobrze, to była wina Porunn, że ich zaciągnęła „na skróty”. Każdemu zdarza się popełnić jakiś błąd, tak? Ale jest zabawnie i to się liczy, no… - Życie, życie… jest nobelon – wymamrotała, opierając głowę o rozbawionego do granic możliwości O’Connora.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Pon 19 Maj 2014, 20:33
Kiedy O'Connor poklepał go po ramieniu, odskoczył jak oparzony. No żeby tak jego klepać? Czuł się teraz taki...OKLEPANY! A przecież każdy wiedział że nie był oklepany. Był wspaniały, oryginalny i jeszcze raz wspaniały! -Nie tykać!-wykrzyknął, po czym powtórzył to, za każdym razem ciszej:-Nie tykać...nie tykać Zaraz zaraz, czy Irlandczyk nie uraził przypadkiem jego majestatu? Jak to straszny z niego dżentelmen! Przecież był wybitnie wychowany, miły, skromny, piękny, inteligentny i był ogólnie wspaniały! Jak ten Cu mógł takie paskudne kłamstwa opowiadać. To było nie do pomyślenia! Toż on go zwali z miotły! Cholera. Nie przewidział jednego. Z jakiegoś dziwnego powodu, Cu nie miał przy sobie miotły. I jak on miał go ukarać za bezczelność w obliczu władcy?! Władcy...czego władcy? Wszystkiego! O. To było całkiem niegłupie. Zupełnie tak niegłupie jak wyrywanie uszek króliczkowi. W sumie chętnie by wyrwał. -Co Ty wiesz o byciu dżentelmenem! Jestem tak wspaniale wychowany, jak króliczek w wyrwanymi uszkami. Swoją drogą, wiedziałeś, że gdy wyrywasz króliczkowi uszka, to on piszczy aż się nie wykrwawi? To pasjonujące, głównie ze względu na to, że skąd on może wiedzieć że piszczy, skoro już się nie słyszy? A co jeśli tak naprawdę nie piszczy, tylko mu się wydaje że piszczy? I tak właśnie jest z Tobą, mój drogi, gryfoński kolego. Nawet nie wiesz kiedy piszczysz. Kiedy profesor von Grossherzog zakończył swój wykład, nie miał czasu oczekiwać oklasków. W końcu życie jest krótkie i trzeba cały czas iść w przód. -A Tobie krówciu wepchnę to ciastko w usta, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą Ci wepchnę w życiu.-powiedział trochę nieprzytomnie. Nie skupiał się ani na tym co mówi, ani jak to może brzmieć. W końcu wszystko co uleciało z jego ust, brzmi wybitnie, prawda? Nawet gdyby teraz puścił pawia, ten paw miałby najpiękniejszy ogon świata. Swoją drogą, Gilgamesh chciałby mieć ogon. Jego kamasutra zdecydowanie by się zwiekszyła. A jak już mowa o kamasutrze... -Jak smoki uprawiają seks?-zanucił pod melodię Connora. Toż to było najważniejsze pytanie...tego stulecia! Jeszcze nigdy nie widział kopulujących smoków. Na jeźdźca, na misjonarza, na pieska? A może nawet robią 69? Jakże niezbadane są ścieżki smoczych genitaliów. Ciężkie życie, ciężkie. Dopiero wtedy, jakby z opóźnieniem, dotarło do niego coś o pikniku. -Piknik? Problem jest taki, iż nikt z was nie wziął niczego do picia. No i tak oto planujecie. Brawo. Gratuluję! Zawsze myślami w przyszłość. Eh, wszystko byłoby na mojej głowie, gdyby nie to, że nie wziąłem. Po tych oto słowach, dotarło do niego z kolei, że Cu mruczał coś o kompasie. No nie. No po prostu no nie. Tego było już za wiele. Czyżby każdy Gryfon był ignorantem? A może po prostu nie pamiętał że jest czarodziejem i może bez problemu określić północ? Toż to było oczywiste. Ale na szczęście był tu on - Gilgamesh von Grossherzog, mister Hogwartu, najwybitniejszy arystokrata i geniusz sam w sobie! On zaraz pokaże odpowiednie zaklęcie temu synowi Gryfa! -Connor, jesteś głupiutki. Po co Ci kompas? RÓŻDŻKA! UŻYJ RÓŻDŻKI. Że też wszystko muszę robić sam.-rzucił po czym podszedł do niego, wyciągnął różdżkę przed jego nos i dodał: -No. I teraz patrz - Lumos-chwilę odczekał dumny z siebie, a kiedy O'Connor na pewno jeszcze nie zajarzył, powiedział jeszcze, machając mu różdżką przed nosem: -Podążaj w stronę światła Cu. W stronęęęę światłaaaa Niestety, efekt został trochę zepsuty, poprzez nieprzewidziane przez Gilgamesha zdarzenie. Kochana matka ziemia znów zwiększyła grawitację. Mówiąc konkretniej - ziemia wstała i przywaliła mu w tył głowy. Okrutna matka ziemia. Daje życie, ale nabija guzy. Zemści się na niej. -A niech Cie sto szlam obsika, Ty piaskosynu-powiedział do podłoża, zanim zdążył się zorientować, że w sumie...to są w lesie. Skąd miałby się tu znaleźć piasek? Przecież każdy głupi wie, że ziemia w lesie, jest wyłożona suchym chlebem dla hipogryfa. Eh, ciężkie to życie, ciężkie. I na dodatek zachciało mu się śpiewać. Pośpiewajmy! -Od cnóóóóót Gryfoooonóóóóów, kretyniiiiiizmuuuu Puuuuchooooonóóóów iiiii wiedzyowłasnejwszechwiedzyKrukonóóóów, chroń nas Slytherinie!
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Sro 21 Maj 2014, 18:00
Pomysły Fimmel zadziwiały go coraz bardziej, a jednocześnie i bardziej bawiły. Najpierw ten skrót, który skrótem w ogóle nie zamierzał chyba być, a teraz piknik. Piknik w lesie wieczorową porą. Tak, no to przecież jest fantastyczny pomysł. - Nie no, luz blues, tylko koca nie wziąłem. A koniecznie musi być taki w czerwono-białą kratę. I pleciony koszyk. Bez tego ani rusz. - stwierdził łapiąc się za podbródek i kiwając w zamyśleniu głową, jakby faktycznie, poważnie to rozważał. Bo w końcu czemu nie? Kto im zabroni? Byli młodzi, piękni i pijani - jak będą chcieli jeść kanapki i śpiewać harcerskie piosenki w Zakazanym Lesie, to będą to robili. Sam Dumbledore nie powstrzyma ich przed wcieleniem tego planu w życie. A co jeśli zjawi się na przykład centaur? Cóż, w tym stanie wysoko procentowego optymizmu naturalnym wydawało się, że zaproszą go do wspólnego wypicia herbaty i obgadywania uczniów. Ewentualnie zagrają w "tysiąc w skali próżności Gilgamesha". Niezły plan, niezły. Zaśmiewał się do granic możliwości, utrzymując nadal całkiem stabilny pion, kiedy Pierun zaczęła śpiewać... Ale o czym? Co to jest nobelon? Nobelon, nobelon... No w sumie całkiem fajne słowo. Nobelon. Ale trzeba było uważać, bo jeśli przypadnie Ślizgonowi do gustu to i zechce wydzierżawić ten nobelon i co będzie? A skoro o nim mowa - znowu zaczął swoje wywodu, które nawet dla pijanego O'Connora były zdrowo rąbnięte i nie rozumiał ich ni w ząb. Nie był pewien czy Niemiec rozumie w ogóle samego siebie i nie dziwiłaby go odpowiedź negatywna. Gdy ten odpowiedział na jego uwagę o kompasie, najpierw uniósł brwi i spojrzał na Gilgamesha z zaciekawieniem. Różdżka? No proszę, miał jakiś sposób? A może faktycznie coś takiego było... Przez pijany umysł Cu powoli zaczęły się przedzierać jakieś losowe, wyrwane z kontekstu strzępki lekcji zaklęć. Mógłby przysiąc, że prawie znalazł odpowiedź na sedno wszechświata, aż tu nagle... Lumos. I nie, nie chodziło o nagłe olśnienie. Przez moment patrzył tępo jak von Grossherzog produkuje się na temat chodzenia za światłem, po czym wybuchnął takim dzikim śmiechem, że musiał się podeprzeć o najbliższe drzewo. A gdy ten zaliczył bliskie spotkanie z ziemią - nie opanował się. Zjechał w dół, opierając się plecami o konar drzewa, trzymając się za brzuch i prawie dusząc ze śmiechu. Taki stan trwał dobrych kilka minut, zanim opanował się na tyle, by chociaż przestać się trząść z uciechy. - Gilgamesh, za te twoje dzisiejsze kwestie to jestem ci winien z dwie butelki whisky, na Merlina. - zaśmiewał się jeszcze, wyciągając za to tylnej kieszeni spodni niewielką butelkę ognistej, którą zawinął w Hogsmeade na odchodnym. Z drugiej natomiast wyciągnął piersiówkę z tym samym alkoholem, a z kurtki dwie butelki piwa kremowego. Kurtka była cienka, niepozorna, ale dzięki temu, że skórzana to takie małe balasty dało się bez problemu ukrywać, przemycać etc. Wręczył część Ślizgonce, a butelką whisky pomachał Gilgameshowi przed nosem, samemu pociągając jeszcze łyk ognistej z piersiówki. Ale to było dobre, a niech go. - Bądź grzeczną gadziną i wstań po alkohol. Wiem, że to siła wyższa na Niemców, a szczególnie ciebie, więc nie daj się prosić. - zaśmiał się złośliwie.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Sro 21 Maj 2014, 19:39
Porunn przewróciła teatralnie oczami, słuchając kolejnego wywodu Gilgamesha. Tym razem na temat tego, jaki był z niego dżentelmen i nawet pod wpływem upojenia alkoholowego… Ślizgonka w to nawet trochę nie uwierzyła. Nie była głupia i nic nie mogło jej przysłonić TEJ prawdy dotyczącej Narcyza Gilgamesha. Niemca, któremu brakowało tylko wielkiego lustra, jako towarzysza. Swoją drogą, to zaczęła się poważnie zastanawiać, czy nie sprawić mu takiego. - Ej, Gil. Co powiesz na zrobienia z jakiegoś Puchona twojego przenośnego lustra? – zaproponowała, opadając na trawę. Położyła dłonie na brzuchu i zaczęła się spazmatycznie śmiać, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. O to narodził się cudowny plan – Transmutacja i opanowanie sztuki jaką było zmienianie ludzi w lustra. Czemu nie? Na pewno Niemiec się ucieszy, przecież był swoim najlepszym przyjacielem… - Mógłbyś patrzeć na tę swoją mordę cały dzień – dodała, jakby chciała go zachęcić do poważnego rozmyślania nad tą sprawą. Gdy Gilgamesh znów zaczął jęczeć nad ciastkami, Porunn zmarszczyła brwi zacisnęła usta w wąską linię. Na chwilę, po czym pokazała mu język i pokręciła głową. - Nie będziesz mi nic wkładał do ust, nadęty gamoniu – mruknęła, uśmiechając się szeroko, od ucha do ucha. Wyglądała w tej chwili jak grzeczna, niewinna dziewczynka, zagubiona w lesie, podczas wyprawy do lasu. Trafiła na Wilka, jednak tym Wilkiem wcale nie był jej przyjaciel, „starszy brat” Cu, a nadęty i narcystyczny Gilgamesh. O nie, wcale nie chciała być zjedzona przez Niemca. Bez przesady. Gdy Cu wyjął alkohol… oczy Pierunka zabłysły znajomym blaskiem, który sugerował niezwykłą radość i podekscytowanie. Alkoholu nigdy za wiele, prawda? Wyciągnęła swoje dłonie w kierunku butelek i złapała za piwo kremowe i otworzyła je, po czym zaczęła je pić z zadowoleniem, jawiącym się na jej twarzy. Błogość i bąbelki. I krem. Idealnie. A teraz może umrzeć zjedzona nawet przez Gilgamesha, chociaż ciastek i tak od niego nie weźmie. Kto wie co w nich jest? - Cu, alkohol taki dobry – powiedziała, gdy na chwilę przerwała zwalczać swoje pragnienie. – Co by było gdybyśmy wszystko razem ze sobą zmieszali? – spytała, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. – Spróbujemy? – spytała, gdy nagle Gilgamesh zaczął wymachiwać różdżką. Lumos! Tak, idealne zaklęcie, ale słońce JESZCZE nie zaszło, więc na co im ono? - Ja ci pokażę, jak to się robi – powiedziała hardo, po czym wstała i wyprostowała się. Na chwilę, bo zaraz później znów zaczęła się chwiać, a jej nogi się plątały. Wyciągnęła różdżkę, którą trzymała za paskiem i uśmiechnęła się przelotnie. - RICTUSEMPRA! – krzyknęła, po czym złocisty blask, który wydobył się z końcówki różdżki trafił prosto w klatkę piersiową Gilgamesha, powalając go na ziemię. Ciałem chłopaka musiały wstrząsnąć okropne … łaskotki. –Chyba nie do końca było to zaklęcie lokalizujące… – mruknęła i wzruszyła ramionami.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Sro 21 Maj 2014, 20:00
Lustro z Puchona? CÓŻ ZA GENIALNY PLAN! Przeistoczenie czegoś totalnie bezużytecznego, w coś co mu się przyda na wieki! Lustro było wspaniałe, bo odbijało jego wspaniałość. Kiedyś chciał się zakochać w lustrze. W sumie...a co gdyby tak opatentować wszystkie lustra i je zabrać? Miałbym miliony swoich odbić. Toż to wspaniale, toż to cudowne, toż to jego plan na przyszłość! Przybrał groźną minę i ze starym, dobrym, niemieckim-nazistowskim akcentem zaczął mówić: -Lustro! Tak, wezmę to lustro. Więcej! WEZMĘ WSZYSTKIE LUSTERKA W TYM KRAJU! Najpieeerw, zabiorę ogromne lustra. Potem te mniejsze. A na końcu podręczne lusterka. I nie odpuszczę! Dopóóóóki wszyystkie lustra w kraju, nie będą odbijać tylko mojej twarzy. Choćbym miał was po-wy-bi-jać! Swoją drogą, gdy Pierunek powiedziała o wkładaniu do ust, zrozumiał że to aluzja. W końcu gdy kobieta mówi nie, oznacza to tak. Czyli CHCIAŁA żeby jej wkładał do ust. Teraz zrozumiał, że jego niewinne wywody o ciastach obudziły erotyczne instynkty jego krówki. Ona chciała...nie, toż to by było dla niej upokarzające. Ona go naprawde wielbiła, skoro chciała robić takie rzeczy. Jednakże nie dzisiaj, nie tym razem. -Krówko...wiesz że nieładnie mówić takie sprośne rzeczy? Ja bym nigdy Cie o takie pragnienia nie podejrzewał. Kiedy natomiast Cu pomachał przed nim butelką whiskey, oczy mu się zaświeciły. ON...MIAŁ...ALKOHOL! Więcej alkoholu dla Gila! Cały alkohol dla Gila! Brzuszek Gila lubił alkohol. Wyskoczył z ziemi łapiąc butelkę whiskey, otworzył ją i po staroniemiecku strzelił kilka łyków z gwinta. TAAAAAAK. Brzuszek Gila taki szczęśliwy, taki zadowolony. Wziął jeszcze jednego łyka i zakręcił butelkę, cały czas trzymając whiskey w ustach. Odstawił butelkę i chwilę powypełniał i pozasysał policzki, mając wciąż usta wypełnione alkoholem. Taaak, pyszny alkohol rozchodził się i piekł całe usta. Mniam! I wtedy niestety dopadło go zaklęcie Ślizgonki. Oczywiście padł na ziemię i zaczął się śmiać. Łaskotało! A jak to bywa w takich sytuacjach - cała zawartość jego ust poleciała na Cu i Porunn. -Aaa...Ty...mała...wredna...krówko...ja...Cie...zaraz..-wydukał przerywając na kolejne dawki śmiechu. ".Levicorpus" - dodał w myślach, celując w Porunn. Ledwo udało mu się poprawnie rzucić zaklęcie, bo nie mógł sie skupić. Chwilę później wciąż pląsając po ziemi niczym pozioma baletnica...uderzył głową w drzewo. Z jego łuku brwiowego trysnęła krew, a on jak gdyby nigdy nic, dalej nie mógł się powstrzymać od śmiechu, turlając się w tę i spowrotem. To będzie bolało. Rano.
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Sob 24 Maj 2014, 16:49
Na Merlina. Co to się działo? Nawet w stanie nietrzeźwości O'Connor mógł dojść do wniosku, że taka zabawa na sto procent do normalnych nie należała. Normalnie pewnie zastanowiłby się co by było, gdyby ich teraz znalazł któryś z nauczycieli. Albo Aristos. Ewentualnie Filch. Ło matko, czuwaj Merlinie nad ich biednymi, studenckimi duszami, które wyparowałby szybciej niż alkohol z ich ciała. Irlandczyk jak Irlandczyk, może jeszcze by z tego jakoś wyszedł. Gdyby nie fakt butelek po alkoholu w dłoniach wszystkich uczestników zabawy, śpiewającej o jakimś nobelonie Pierun i leżącego na ziemi Gilgamesha, który na dodatek popisywał się za wszystkie czasy. Dlatego też Cu nieco się skrzywił, gdy ten załatwił sobie łuk brwiowy, ale sekundę później pokręcił głową -co dziwnie wyglądało, biorąc pod uwagę, że znowu zaczął się śmiać. - Gilgamesh, ty weź wrzuć trochę na luz z tymi tańcami na ziemi, bo ta kobieta chyba też ma cię dosyć. Widzisz? Już ci jej facet przyłożył w łeb. Nie wiedzieć czemu wydawało mu się to bardzo zabawne w tej chwili. - Spójrz na to w ten sposób, Gross. Krwawisz, więc masz na sobie barwy Gryffindoru. Ha! - zaśmiał się ponownie, tym razem jakby wygrał jakiś zakład. - Następnym razem trzeba z ciebie zrobić Ślizgo-Puchona. Tego by nikt nie zapomniał. Otarł się z alkoholu, który niefortunnie wylądował nieco na jego twarzy i już miał ochrzanić Fimmel za te mordercze łaskotki, ale wtedy też zauważył, że dziewczyna wisi w powietrzu. Ha, sprawiedliwość. Powiedzmy. A zresztą. - Cna niewiasto, nie ładnie tak się znęcać nad Niemcami. Jeszcze cię oskarżą o zatargi na tle wojennym. - zaśmiał się perfidnie, po czym potraktował Ślizgonkę Rictusemprą. Następnie odwrócił się do Gilgamesha, wyciągnął różdżkę przed siebie, nad jego głową, a raczej całym spitym cielskiem i powiedział: - Lumos maxima! - pozwalając by oślepiające światło wypełniło cała przestrzeń dookoła nich. - No, stary. Jak już chcesz iść za jakimś światłem to niech chociaż będzie porządne. Pomijając fakt, że w środku Zakazanego lasu tak oczywiste zdradzanie swojego położenia niekoniecznie mogło się opłacić. I nie ma się na myśli odkrycia przez Filcha.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Sob 24 Maj 2014, 19:00
Porunn uniosła się w powietrzu, jakby siedziała na niewidzialnej miotle. Jakby była jakimś głupim gracem Quidditcha. Jak ona nienawidziła tej gry! Niestety, samą nienawiścią nie była w stanie unieaktywnić to głupie zaklęcie lewitacji. Zamiast tego zrobiła piruet w powietrzu, zapominając na chwilę o tym, co się działo wokół nich. I wtedy… dostała kolejnym zaklęciem. - Cu, przecież… - zaczęła starać się coś powiedzieć, gdy ogarnęła ją fala śmiechu. Złapała się za brzuch, czując jakby tysiące rąk łaskotało ją niemalże we wszystkich miejscach na ciele. – Przecież….! – wzięła głęboki wdech i znowu się zaśmiała, po czym krztusząc się własnymi słowami, wydusiła: - To nie jest zaklęcie lokalizujące! – znów śmiech. Niech no tylko złapie w swoje ręce tego cholernego Gryfona, to ich spotkanie nie będzie należało do przyjemnych! Wciąż trzymając różdżkę w dłoni chciała wycelować prosto w O’Connora, chcąc mu się zrewanżować, jednak utrzymanie idealnej pozycji w powietrzu nie należało do łatwych i tym samym, kolejne zaklęcie, zamierzała rzucić… wycelowała prosto w Gilgamesha, oh, co za niefart. Znowu. - Depulso! – krzyknęła, a czerwone, wąskie światło trafiło prosto w nadętego ślizgona, który nie dość, że nie mógł się przestać śmiać, to jeszcze został odepchnięty z niesamowitą siłą prosto na pobliskie drzewo. Rąbnął w nie nosem. - Groszek, jak twardy jest twój nos? – spytała, po czym znów wybuchnęła śmiechem, łapiąc się za brzuch. Nagle Cu zrobił coś… dziwnego. Użył zaklęcia, które niekoniecznie powinno być używane właśnie w tym o to miejscu. Oślepił całą gromadkę tak, że nie mogli otworzyć szeroko oczu, gdyż sprawiało im to ból. Porunn zasłoniła sobie je dłonią, wciąż się śmiejąc, co powoli doprowadzało ją do bólu brzucha i … dławienia się własną śliną. Machnęła różdżką: - Finito incantatem! – wykrzyknęła. Momentalnie zderzyła się z ziemią, jednak mogła chociaż wziąć głęboki wdech. Nie na długo. Leżąc tak przez chwilę z uchem przytulonym do ziemi… usłyszała coś, co nie do końca sprawiło, że się ucieszyła. Nagle szybki świst obok jej ucha i tępy ból ramienia sprawiły, że chyba instynkt przetrwania wziął gorę nad alkoholem. Dostała strzałą prosto w ramię. Tępy ból wstrząsnął jej ciałem, aż na chwilę znieruchomiała. Podniosła głowę i spojrzała przed siebie… Światło wydobywające się z różdżki Cu sprawiło, że mogła dojrzeć co czaiło się w mroku… - Centaury!
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Nie 25 Maj 2014, 15:29
Teraz to już zupełnie nie rozumiał. Najpierw go biją, potem go biją, a potem siebie biją. Swoją drogą, krówka właśnie mu przypomniała odpowiednie zaklęcie! Czemu na to nie wpadł sam! Nie musiałby się miotać jak kretyn. -Finito incantatem! Wtedy też wreszcie wstał i zorientował się że coś go boli. Dopiero w tej chwili mógł spokojnie odpowiedzieć Connorowi, bo w końcu wcześniej ciężko by mu było rozmawiać. -Barwy Gryffindoru, phi! Skoro tak chcesz się bawić, to proszę bardzo!-powiedział wielce zdenerwowany. Cu chciał barw, to będzie miał barwy! Gil kucnął i nazrywał trochę trawy, po czym wrzucił ją Connorowi za koszulkę. -Teraz Ty jesteś Ślizgoński! Doceń, zostałeś poddany inicjacji, od teraz będziesz mógł...być fajny! No bo w końcu...wszystko co Ślizgońskie jest lepsze! Swoją drogą...tam stało jego whiskey! Podniósł butelkę i z radością wziął parę łyków. Huh, alkohol taki pyszny! Swoją drogą...co ten Connor teraz robił? Co tak jasno? To nie było w sumie zbyt zabawne. Dawało po oczach. Eh, co z nim nie tak? Widać nie był wystarczająco Ślizgoński, bo zachowywał się jak Gryfon, w dalszym ciągu. A powinien przestać, przecież był już Ślizgono-Gryfonem, więc powinien być lepszy niż zwykły Gryfon. No nieedukowalny, zdecydowanie nieedukowalny. I w tym momencie...popsuło się jeszcze bardziej. Zewsząd pojawiły się koniki. Niedobre koniki. Paskudne koniki! Na szczęście koniki miały mózgi, więc Gil mógł z nimi podyskutować i wyjaśnić im że popełniają błąd. -Nie lękajcie się, drodzy kopytni przyjaciele!-wykrzyknął w stronę zebranych centaurów. No bo w końcu co, można z nimi pogadać - na pewno je przekona do swoich racji. -Jam jest Gilgamesh von Grossherzog i powiadam wam, nie musimy walczyć wy wstrętne mieszańce! Możecie odejść stąd w spokoju, a my nie zrobimy wam krzyw...-urwał. Chyba jednak koniki nie bardzo chciały dyskutować, bo Gil z nieukrywanym zdziwieniem, zauważył że coś mu na brzuchu wyrosło. Yeeey, jego brzuszek produkował strzały centaurów! I krwawił...to nie było miłe. Zrobiło mu się trochę słabo. Na szczęście Gilgamesh był czarodziejem i wiedział co zrobić, szczególnie że akurat jego dłoni dosiadła mucha. Wycelował w nią różdżką i rzucił: -Engorgio-po czym popchnął muchę w stronę centaurów i krzyknął-RATUJ NAS MUCHO BOJOWA! Natomiast sam zdobył się na coś, czego nie zrobiłby żaden prawdziwy Ślizgon. Podbiegł do Porunn, przerzucił ją przez ramię (przy okazji klepiąc w tyłek) i odsuwając się w przeciwną stronę do centaurów w trybie nagłym, rzucił: -Eee, Irlandczyk, spieprzaj może!
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Wto 27 Maj 2014, 15:49
Zakazany Las chyba nigdy jeszcze nie był tak wesołym miejscem. To ktoś pił alkohol w najlepsze, to ktoś żartował, śmiał się - no normalnie dzika impreza i to całkiem udana(poza tym, że jednemu z członków się oberwało od sił natury więcej niż raz. Poza tym drobnym aspektem, który dla pozostałych członków radosnej drużyny było całkiem zabawne, posiadówa idealna. No, a procenty robiły swoje i pewnie gdyby O'Connor nie był sobą, nie miał na tyle dobrej samokontroli i lojalności nawet pod wpływem to pewnie uznałby, że w środku dziczy, wieczorem i z butelką piwa w dłoni Fimmel jest całkiem urodziwa i pociągająca. Nawet bardzo. Ale nie, teraz jego serce już nie należało do dziewczyny ze Slytherinu i cała fizyczność musiała iść się paść. Jak chce to niech z Gilgameshem sobie idą gdzieś na bok, krzaków masz ci tutaj dostatek. I centaurów, za nimi tez mogą się schować, pewnie pan kopytny będzie na tyle uprzejmy, by dać im chwilę. Strzała, która musnęła ucho Irlandczyka, zostawiając tylko drobne zadrapanie sprawiła, że wytrzeźwiał prawie całkowicie w bardzo krótkim czasie. Na gacie Merlina, brodę Dumbledore'a i ego Gilgamesha! Centaury! Zgasił światło promieniujące z różdżki i rzucił się biegiem za Ślizgonem, który ...zaraz, czy to co sterczało z jego brzucha... - Wariacie cholerny, Fimmel może biec sama, patrzże na siebie i swoje wnętrzności czy coś! - krzyknął do niego przeskakując nad korzeniami. W pewnym momencie rąbnął ramieniem o najbliższy konar, czując ból nad łopatką. Gil miał rację - złe koniki, bardzo złe. Musiał nadrobić te chwilę opóźnienia, ale najpierw wykorzystał to na zaklęcie. - Bombarda Maxima! - krzyknął kierując różdżkę w stronę drzew, a konkretniej ich konarów. Wiedział, że przewrócone drzewa nie zatrzymają zupełnie centaurów, ale może dadzą im trochę czasu. Rzucił się pędem za reszta kompanii, a gdy ich dogonił stwierdził z lekkim niepokojem(no dobra, powoli zaczynał panikować, ale tylko trochę), że nie widzi żadnego wyjścia z lasu, nawet przejaśnienia między drzewami. A ramię pulsowało coraz bardziej, w miarę jak tętent kopyt stawa się coraz głośniejszy. - I co teraz?! Bez mioteł nie będziemy nigdy szybsi od centaurów, a nie ma co czekać aż która przyleci dzięki Accio! Miotła, cóż to by było za błogosławieństwo teraz...
Porunn Fimmel
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Pon 02 Cze 2014, 21:00
Cała trójka była w niezłych tarapatach i to nie dlatego, że nie wiedzieli gdzie uciekać… Gdyby chociaż trochę postarali się dogadać z centaurami, to może i udałoby się im wyjść bez szwanku, chociaż z mocno nadszarpniętą dumą. A to wszystko przez Gilgamesha i jego gigantyczną muchę. Nie przez Irlandczyka, który wyjątkowo był niewinny… Chociaż biorąc pod uwagę zabawę Lumosem… No dobrze, to też była wina O’Connora. Nikt nie był bez winy. Porunn nawaliła już na początku, twierdząc, że skrót przez las to najlepsze wyjście, jakie mogliby sobie wymarzyć. Najlepsze i najbezpieczniejsze, o tak. Jak to się działo, że jeszcze żyli? W dodatku Gilgameshowi strzała sterczała prosto z brzucha, co nie wyglądało zbyt ciekawie. Tak samo strzała w ramieniu Porunn, oj, chyba zostanie blizna, w dodatku bolało. Ślizgon złapał dziewczynę i przerzucił sobie przez ramię, po czym, chyba zdając sobie w końcu z niebezpieczeństwa… po prostu rzucił się pędem w bliżej nieokreślonym kierunku. Byli idiotami, a niestety, za głupotę trzeba było sowicie płacić. Czasami nawet przelewając własną krew. Brzmiało to nieco patetycznie, jak na tę całą sytuację. To była ich wina… wiadomo, Gilgamesh musiał tylko bardziej rozjuszyć Centaury, ale no cóż… był po prostu Grossherzogiem, który częściej od mózgu używał kolegi sterczącego między nogami. Oczywiście, Porunn zdziwiło to, że chłopak zamiast brać nogi za pas, pomyślał najpierw o niej. Przez chwilę nawet zaniemówiła, dając mu się przez chwilę nieść. Cu zablokował drogę Centaurom, ale nie sądziła, że wielkie drzewo zatrzyma na stałe stworzenia, raczej tylko je na chwilę spowolni. Uderzyła Gilgamesha w plecy i krzyknęła: - Ty się głuptasie sam ratuj! Mam własne nogi, a Tobie sterczy cholerna strzała! Musiał ją upuścić, bo się zaczęła wiercić. Nie, Gilgamesh musiał ratować sam siebie, a nie jeszcze mieć ją na głowie i dosłownie, też na ramieniu. Nie czas na zabawy w bohatera, ale jak wyjdą z tego cało, to jak najbardziej dostanie od niej prezent, jeszcze tylko nie wiedziała jaki… Kolejne strzały i wrzask. Tupot kopyt stał się okropnie natarczywy, jakby liczba goniących ich istot zwiększyła się o jeszcze kilka innych jednostek... - Musimy się schować! – wydusiła ślizgonka, pędząc przed siebie ile sił w nogach i nagle… grunt pod nogami jej się osunął i runęła po skarpie w dół. Nie... zdecydowanie nie o takie "chowanie" jej chodziło. Będzie bolało.
Ostatnio zmieniony przez Porunn Fimmel dnia Pon 02 Cze 2014, 21:05, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Gramatyka polska trudna taka.)
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Trzeba było nie pić...! Wto 03 Cze 2014, 17:41
Co ten Irlandczyk wyprawiał? W sumie...małe zawalenie w Zakazanym Lesie, zdecydowanie jest mile widziane i tylko uprzyjemnia ich pobyt tutaj. Brawo Irlandczyku, dostaniesz order wesołego Gilgamesha na miotle. -Dobry Irlandczyk, zasłużyłeś na ciasteczko!-krzyknął do Cu i biegł dalej. Sam by zmasakrował kilka drzew, jednakże był zbyt zajęty wynoszeniem Pierunka. W końcu, jak mu Pierunek zginie, to czyj tyłek będzie klepał z taką radością? Nie znajdzie drugiej takiej krówki! Swoją drogą, co do krówek - czy ona przypadkiem nie zsuwała mu się z ramienia? Dobra, jak tam chce - puścił ją. Niech ucieka sobie sama, jak jest taka sprytna. Natomiast to całkiem słuszna uwaga. Porunn ma własne nogi. Naprawdę niezłe nogi. Ciekawe czy gdyby je rozłożyć, to trafiłby do upojnej krainy szczęścia. Niestety, nie mógł się nad tym teraz zastanawiać, ponieważ mieli rację - z jego brzucha, sterczała jakaś cholerna strzała. Będzie musiał coś z tym zrobić, ale to za chwilę. Niestety, w tym momencie zauważył, że jego Pierunek gdzieś ucieka w dół. No nie, tak zostawiać towarzystwo? Jak ona w ogóle śmiała! To było niewybaczalne, okrutne i nieprzyjemne. Nie wypadało robić takich rzeczy. Opuszczać imprezę bez pożegnania. -Pierunie?! Czemu od nas uciekasz jakby Ci się Peter oświadczył?!-krzyknął za nią, biegnąc w jej stronę, po czym dodał:-Nie masz się o co martwić, nikt raczej nie zamie....NA GACIE MERLIIINAAAA Niestety, skarpa nie oszczędziła nawet jego. Fakt dość niewygodnej strzały tkwiącej w nim, wcale a wcale mu nie pomagał, ale trudno - pocierpi sobie jeszcze, bo teraz miał coś ważniejszego do roboty niż wyjmowanie strzał, jakichś plugawych koniowałów. Niestety, teraz nie zostało mu nic innego, jak jechać za Ślizgonką, czekając aż Cu postanowi się do nich dołączyć. Obawiał się że to może się źle skończyć. Bo w końcu skoro już są poobijani, pijani i ścigają ich centaury, to czemu by nie dowalić im czegoś więcej? Zbyt lekko jest! Może jakiś smok, na rozluźnienie?